Agnieszka1301

  • Dokumenty420
  • Odsłony81 513
  • Obserwuję134
  • Rozmiar dokumentów914.6 MB
  • Ilość pobrań41 921

True Virgin Blood - K.A. Merikan (calość)

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :4.3 MB
Rozszerzenie:pdf

True Virgin Blood - K.A. Merikan (calość).pdf

Agnieszka1301
Użytkownik Agnieszka1301 wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 110 osób, 44 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 1028 stron)

True Virgin Blood Jason Budahas przedzierał się przez zaspy. Jak co tydzień, był w lesie by zebrać trochę drewna do kominka. Niestety, jego pickup odmówił dalszej jazdy mniej więcej w połowie drogi od wsi. Zirytowany, udał się więc w drogę pieszo. Był co prawda silnym czterdziestoparolatkiem, niemniej jednak wolałby spędzić wolny wieczór przed telewizorem, zajadając się ciastem wiśniowym żony i popijając piwo.. Dobrze chociaż, że było stosunkowo ciepło jak na tę porę roku, nie padał też śnieg. Jedynym mankamentem pieszej wędrówki przez ośnieżony, alaskański las był wiatr wiejący mężczyźnie prosto w twarz, szczęśliwie niezbyt mocny. Z samochodu wziął jedynie strzelbę i dużą ręczną latarkę, która jednak nie była potrzebna, gdyż księżyc oświetlał ośnieżoną drogę dość jasnym światłem. Zastanawiał się, czy nie pójść za radą syna i nie przeprowadzić się z małżonką do Fairbanks; w końcu czas płynął, nie wiadomo było jak długo będą na tyle sprawni, by samodzielnie użerać się z wszelkimi niedogodnościami. Tam… tam syn mógłby w razie czego ich wspomóc, poza tym czy nie lepiej byłoby na stare lata wygrzać kości na południu stanu? Jego rozważania przerwał dość głośny trzask. Mężczyzna zatrzymał się, nasłuchując i odruchowo unosząc broń. W okolicach nie powinno być o tej porze roku wielu zwierząt zagrażających człowiekowi. Niedźwiedzie zapadły w sen, a wilki z jakiegoś powodu raczej się nie zapuszczały w te rejony. Niemniej jednak przezorności nigdy za wiele: każdy kto udawał się do lasu miał przy sobie broń myśliwską, na wszelki wypadek. Hałas dobiegał lasu po prawej, ale jego źródło było chyba jeszcze przed nim. Zastanawiał się chwilę, gdy usłyszał kolejne trzaśnięcie. Zmarszczył brwi w zastanowieniu, nie uśmiechało mu się zostawienie za plecami czegoś wywołującego ten hałas, zwłaszcza bez rozeznania się w sytuacji. Rozważywszy wszystkie za i przeciw, Jason cicho zszedł z drogi, starając się omijać gałęzie i stąpać wyłącznie po miękkim śniegu. W końcu doszedł do wniosku, że hałas dobiega zza ośnieżonych, wysokich krzewów, oddzielających go od miejsca, gdzie drzewa nieco się przerzedzały. Trzymając broń w pogotowiu, wyjrzał zza nich i niemal od razu opuścił strzelbę. Na niewielkiej polanie ujrzał sylwetkę dużego, majestatycznego karibu o pięknym, mocno wysklepionym porożu. Był to dojrzały i silny osobnik, zdecydowanie największy z tych, które Jason widział do tej pory, więc chętnie zatrzymał się, podziwiając dzikie piękno zwierzęcia, które najwyraźniej się pożywiało. Mężczyźnie zrobiło się go trochę żal, bo zimą pokarm był raczej ubogi, zaraz jednak zdał sobie sprawę, że karibu wcale nie odgarniał śniegu, by dostać się do korzonków. Przeciwnie, wyglądało na to, że jadł coś znajdującego się płytko w zaspie. Zmrużył oczy, unosząc się trochę na palcach, aby lepiej się przyjrzeć, gdy byk szarpnął gwałtownie głową, wyrywając z podłoża płat czegoś, co zatrzęsło się miękko w powietrzu, gdy karibu zaczęło gryźć. Towarzyszył temu przeszywający i dość charakterystyczny odgłos. Jason, nie myśląc wiele uniósł latarkę, zapalając ją i kierując snop światła prosto na masywnego byka. Zwierzę uniosło głowę, patrząc na człowieka bez cienia strachu dużymi, czerwonymi ślepiami, które zdawały się płonąć w świetle latarki. Z dużego ochłapu mięsa, który trzymało w pysku kapała świeża krew, plamiąc czerwienią bielutką sierść podgardla. Jason wydał z siebie nieartykułowany jęk, orientując się, że to, co wziął za zaspę było w istocie na wpół zjedzonym młodym jeleniem. To nie mogła być prawda… nie mogła…

Karibu zmrużył swe rubinowe oczy, wypuszczając mięso z pyska i, Jason widział to dokładnie w rozedrganym świetle latarki, szczerząc na niego wielkie, pozakrzywiane kły, przypominające raczej zęby wilka niż spokojnego przeżuwacza. Zwierzę skoczyło w jego stronę z głośnym, przerażającym charkotem niemal w tym samym momencie, gdy uniósł ponownie strzelbę, gotów walczyć o życie z tym nierzeczywistym stworzeniem. Wszystko jednak przepadło, gdy zrobił odruchowo krok w tył i potknął się. W świetle trzymanej w ręce latarki widział zakrwawiony pysk z przerażającą dokładnością. Śnieżyca szalała nad alaskańską tundrą, a przenikliwie zimny wiatr nawiewał biały puch na jedyną drogę w promieniu 250 kilometrów. Bóg jeden wiedział, czy będzie rano przejezdna, w końcu zaczynała się zima. Ktoś szedł mozolnie szosą, w kierunku świateł miasta, błyszczących jak klejnoty pośród ciemności. Sto metrów przed pierwszym budynkiem, minął odrapaną, drgającą na wietrze tablicę z napisem: „Witajcie w New Petersburg, perle Alaski” i oznaczeniem ilości mieszkańców, z którego dało się odczytać pierwsze 3 cyfry, bo ostatnia była wielokrotnie skreślana. Zatrzymał się chwilę, patrząc na nią, po czym ruszył dalej główną ulicą miasteczka. W wielu domach paliło się światło, ale pogoda była tak nieprzyjemna, że nie dostrzegał wokół siebie żywej duszy. Dopiero blisko centrum minął otulonego w futro przechodnia, który aż przystanął na jego widok. Nie zwracając na to uwagi, przybysz coraz bardziej zbliżał się do centrum, na które składał się dom kultury, szkoła, kilka sklepów i spory bar położony tuż przy jeziorze. Z boku dało się nawet dojrzeć, że częściowo znajduje się nad taflą, wsparty na grubych, solidnych palach. Z wnętrza dobiegała skoczna muzyka i rozbawione głosy ludzi odpoczywającym po kolejnym ciężkim dniu. Życie w tym samotnym rejonie nie należało do najłatwiejszych. Wnętrze było przytulne, wykończone w drewnie, z dużym paleniskiem na środku. Wokół ognia ustawione były, przykryte skórami, kozły, na których można było usiąść i samemu odgrzać kiełbasę na kolacje. Goście Hunter’s, bo tak nazywał się bar po dawnym właścicielu, popijali piwo i jedli siedząc za długimi, drewnianymi ławami. Poza firmowymi logami i butelkami stojącymi na honorowych miejscach za masywnym barem, dekoracja była dość skromna: składało się na nią kilka ludowych rzeźb, tkanych koców oraz trofeów w postaci zwierzęcych łbów spoglądających na gości spod sufitu. Obecna właścicielka baru, Holly Shickle, doglądała wszystkiego zza lady, popijając piwo. Miała zwyczaj co chwilę poprawiać swoje długie, rude włosy i gwizdać na lokalnych przystojniaków. Przynajmniej na procentach. Miejscowi odnosili się do tego z pełnym rozbawienia zrozumieniem. W końcu trzeba się było kiedyś zabawić. Nagle jednak coś nietypowego ściągnęło uwagę Holly. Zmarszczyła brwi, widząc, jak grupa mężczyzn siedzących przy stole znajdującym się najbliżej okna wychodzącego na główną ulicę, przykleja się do niego, mówiąc coś do siebie. Wzbudziło to oczywiste zainteresowanie reszty gości, którzy spoglądali w tamtą stronę. Odchyliła się. - Tekke? - Mm? – Brodaty mężczyzna podniósł na nią wzrok. Czuprynę czarnych, przydługich włosów miał schowaną pod wełnianą czapką z uszami. Ubrany był w zieloną bluzę z długim rękawem, jako, że w samym barze było dość ciepło i czarne jeansy, włożone w spore traperskie buty. - Popatrz no, co się tam dzieje. – Kiwnęła głową w stronę zamieszania. Tekke uśmiechnął się, kręcąc głową, ale wychodząc zza kontuaru i kierując się w tamtą stronę. Zawsze interesowała się wszystkim ha ha. Był dość wysoki, więc kiedy stanął na palcach, z łatwością spojrzał ponad

głowami gości w okno. Ku swojemu zdumieniu, zobaczył szczupłą postać, stojącą na środku ulicy przed barem. Nie widział za dobrze, ale wyglądało na to, że… człowiek ten był ubrany jedynie w spodnie i rozwiany szlafrok. Jego włosy, targane wiatrem, latały we wszystkie strony. Uniósł brwi zaskoczony. - Ktoś jeszcze tam jest? – zapytał w przestrzeń zdziwiony. - Nie widać. – powiedział jeden z mężczyzn, gdy nagle człowiek ruszył powolnym krokiem w kierunku wejścia do baru. Wszystkie głowy skierowały się w tamtą stronę. Drzwi otworzyły się powoli, skrzypiąc. Pierwszym, co zobaczyli była blada, bosa stopa wystająca spod nogawki dżinsów. Większość obecnych przeszedł dreszcz na samą myśl o staniu tak w śniegu. Tekke aż zamrugał oczami, zaczynając iść w stronę dziwnego przybysza. Jezu! Co mu się mogło przytrafić?! Holly aż uniosła się ze stołka, patrząc jak do środka wchodzi młody mężczyzna o mokrych, jaśniutkich włosach sięgających do połowy łopatek. i przenikliwie niebieskich oczach. Były wręcz nienaturalnie błękitne i wyraźnie odznaczały się na bladej, urodziwej twarzy. Obcy rzeczywiście miał na sobie jedynie spodnie i jedwabny, przybrudzony szlafrok. Popatrzył po zebranych w milczeniu. - Wszystko w porządku? – zapytał ktoś z boku. Tekke zatrzymał się w pewnej odległości, obserwując go równie zmartwiony. Przybysz odwrócił powoli głowę w stronę, z której padło pytanie. Nawet nie był to “mężczyzna”, wyglądał na najwyżej 17 lat. Zamrugał, wydymając lekko wargi. - Jestem spragniony. – powiedział w końcu dziwnie chropowatym głosem, z wyraźnym obcym akcentem. - Zadzwoń po Reya – powiedział szybko Tekke, mając na myśli lokalnego lekarza i podszedł szybko do baru, nalewając kubek gorącej herbaty. – Niech ktoś mu przyniesie koc – poinstruował, podchodząc do chłopaka i podając mu kubek. Aż dziw, że sobie jeszcze stóp nie odmroził zupełnie! Spojrzał na jego palce zmartwiony. Ten wgapił się w niego, unosząc głowę. Jego źrenice stały się ogromne, zajmując niemal całą tęczówkę. - Nie – powiedział jednak. – Chcę Czystą krew. To zdanie zawisło w powietrzu niczym wielka, burzowa chmura. Wszyscy ucichli na moment. Tekke aż zrobił krok do tyłu, cofając rękę z herbatą. Kobieta, która sięgała już dla niego koc też zamarła. Mieli chyba jakieś butelki w barze, ale Holly nie była pewna czy nie są już zepsute… skoro nigdy ich nie sięgała odkąd zlądowały w lodówce. Tekke oblizał nieco wargi, nie wiedząc co powiedzieć. Wampir. W tych okolicach nigdy się żaden nie pojawił, mimo że minęły już 3 lata odkąd ich gatunek ujawnił się i zaczął aktywnie uczestniczyć w życiu publicznym. Odkąd Japończycy wymyślili tę butelkowaną sztuczną krew… - Najlepiej A. – uśmiechnął się blondyn nieco głupkowato, nie przestając się na niego gapić. Cały bar wpatrywał się w niego z odległości, a Tekke spojrzał niepewnie w stronę Holly. - Mamy Czystą Krew? – zapytał podchodząc dość sztywno do kontuaru. Wszystko co dotychczas oglądali tylko w telewizji, nagle stało przed nimi. Tyle pytań cisnęło mu się do głowy. Nie odczuwał zimna? Co tu robił? Holly odchrząknęła.

- Sprawdź w spiżarni… czy jeszcze dobra… – obserwowała wampira zza dłoni, którą zasłoniła twarz. Po co tu przyszedł? Czego szukał w takim miejscu?! Przybysz ruszył powolnym, posuwistym krokiem w stronę baru, odprowadzany licznymi spojrzeniami. Właścicielka odchrząknęła, czując się nieswojo, a gdy nagle rozbrzmiał ostry gwizd, aż podskoczyła. Wampir patrzył na butelki nieobecnym spojrzeniem, wygwizdując dobrze wszystkim zdaną melodię, która w filmie „Kill Bill” zwiastowała każdorazowo pojawienie się złowieszczej postaci granej przez Deryl Hannah. - Może… zajmij miejsce. – rzucił nieco niepewnie do wampira, zerkając przez ramię. Że też akurat dzisiaj Betty miała wolne! Holly nie kwapiła się też do przejęcia pałeczki. Spojrzał na niego jeszcze raz, zanim zaczął iść do spiżarni. Goście w barze zaczęli wracać na miejsca, ale nie odrywali wzroku od wampira. Pytanie: “czego tu szukał?” cisnęło się wszystkim na usta. Alaska nie była miłym miejscem dla takich… takich. Może jeszcze jego pobyt w Anchorage miałby sens, ale w takiej mieścinie jak New Petersburg? Przecież nie odważyłby się tu nikogo zaatakować. Wampir jednak po prostu stał w swoim wilgotnym przybrudzonym ubraniu, wgapiając się w jeden punkt. Tekke z ulgą znalazł w spiżarni kilka butelek Czystej Krwi, niestety nie tego typu krwi o który prosił nieznajomy, ale zawsze coś. Pospiesznie wrócił na górę, zerkając znowu na chłopaka niejasnego wieku. - Mamy tylko B. – powiedział siląc się na stoicyzm, ale trzymając na odległość. Potarł nerwowo brodę. Wampir odchylił głowę, strzelając karkiem i rozchylając wargi. Tekke mógł dojrzeć spiczaste zakończenia kłów. Spuścił wzrok na kontuar. Robił to specjalnie? Chciał kogoś zastraszyć? - Podgrzana czy zwykła? - Gorąca! – wampir aż westchnął, gapiąc się na niego niesamowitymi oczyma. Jaskrawy błękit otaczał ciemną plamę źrenicy, nadając mu niesamowity wygląd. - Mm…… hm – odwrócił się tyłem i włożył butelkę do mikrofali. Bar był definitywnie bardziej cichy niż zwykle. - Cudownie pachniesz… – usłyszał za sobą Tekke ochrypły głos nieznajomego. Mężczyzna aż zmarszczył brwi. “Że co?” – spiął się nieco. Minuty w mikrofali wydawały się nie kończyć… Wampir odetchnął, opierając dłonie na blacie baru i aż nieco naprężając palce. Miał trochę za długie paznokcie, bardzo błyszczące i zdrowe. - Czuję w tobie dziewiczą krew… – zasyczał wampir. Krótkie parsknięcie przerwało ciszę panującą w barze. Tekke obrócił się w stronę śmiechu gwałtownie, mrożąc wzrokiem całą stronę baru skąd pochodziło. Zaczęło robić mu się gorąco i obrócił się w stronę wampira, marszcząc brwi. - Co to ma niby znaczyć? – burknął.

- Sam wiesz… – westchnął nieumarły, którego głos wydawał się dziwnie donośny. Patrzył na niego niemal ogniście. Mężczyzna przewrócił oczami, próbując to zbyć i wyciągnął Czystą Krew z mikrofali, stawiając ją przed wampirem z impetem. - My kochamy krew dziewic… – kontynuował blondyn całkiem niezrażony. – Jest najsłodsza na świecie… – powiedział z niemal uduchowionym podnieceniem. - Moje prywatne sprawy to nie twoja sprawa. – mruknął zaczynając się irytować. – Pij tą swoja Czystą Krew. – Odsunął się dalej wzdłuż kontuaru, ale jak na złość nikt nie kwapił się nic zamawiać. Wampir wziął pękatą butelkę w rękę i zaczął pić z niej chciwie, aż wzdychając. Stukał lekko palcami stóp o podłogę. Biedny Tekke miał na sobie w tej chwili oczy całego baru. Większość bywalców wiedziała, o czym mówił ten krwiopijca. Był samotnym gejem w małym miasteczku na Alasce. I do tego nie był desperatem szukającym każdej możliwej okazji… W konsekwencji, w wieku dwudziestu czterech lat nadal był prawiczkiem. Czuł gorąco wypływające mu na twarz i zaczynało go to irytować. Przybysz oblizał jeszcze wnętrze szyjki na tyle ile mógł i postawił pustą butelkę na kontuarze. Ruszył w kierunku Tekke, który rozejrzał się za Holly z rosnącym zażenowaniem. Może mogłaby go zastąpić… Wampir sięgnął, dotykając jego ramienia. Westchnął, wyglądając, jakby przeszedł go dreszcz i wgapiając się w niego tymi niesamowitymi oczami. Było to tym bardziej krępujące, że miał aparycję nastolatka. - Ej. – Mężczyzna starał się zachować spokój. Odsunął się. – Chcesz jeszcze jedną? Gdzie do cholery była Holly!? - Nie dziś… – westchnął blondyn, zagryzając wargę. Kły nie były już widoczne. – Umów się ze mną po pracy… Tekke spojrzał na niego zupełnie zszokowany. … To się nie zdarzało. Znowu usłyszał cichy śmiech z boku. O co mu do cholery chodziło!? Chciał z niego pić?! Mówił, że jego krew jest słodka… - Nie – powiedział stanowczo. - Dlaczego? Podobasz mi się. – Blondyn wyciągnął znów rękę, chwytając go mocno za nadgarstek i przyciągając ją do swoich ust. Cmoknął lekko bok jego dłoni. - Jezu puść! – Człowiek szarpnął rękę w tył, aż się zataczając na szafkę, w której zadźwięczały butelki. Straszył go! Celowo go straszył! I co to w ogóle miało znaczyć… ‘podobasz mi się’?! – Nie jestem zainteresowany! – powiedział stanowczo, z irytacją zauważając, że ludzie obserwowali ich z ciekawością. - Dlaczego? – Wampir odrzucił włosy niedbałym gestem. – Jestem przystojny i mam młode, ładne ciało. – powiedział, jakby nie mówił wcale o sobie. - Może nie jestem homo, co? – zmarszczył brwi, powoli oddryfowując w drugą stronę kontuaru. To co powiedział ten chłopak było naprawdę żenujące. - Szczegóły… – westchnął wampir, opadając ramionami na blat baru i wgapiając się w niego rozmarzonym spojrzeniem.

Nie rozumiał tego! Nie był najprzystojniejszym facetem w tym barze! Nerwowo obsunął wełnianą czapkę bardziej na czoło. - Jak uważasz… - Zgódź się! – wampir nie przestawał go nagabywać. – Pójdziemy na spacer w świetle księżyca! Tekke spojrzał na niego rozkładając ręce. - Co to ma w ogóle znaczyć? Za dużo się filmów naoglądałeś? Blondyn zachichotał, popatrując na niego kokieteryjnie. - Lubię “Kill Billa”. - Nie przypominam tam sobie scen w świetle księżyca – powiedział ponuro przypominając sobie wiele innych rzeczy z Kill Billa. O wiele mniej przyjemnych. - No nie ma ich wiele, ale jest fajny. – powiedział Wampir, zupełnie nie widząc luki w swoim rozumowaniu. Tekke zaczynał być zły na Holly! Zostawiła go tu na pastwę tej istoty! - Cokolwiek mówisz. – zaczął z braku lepszego zajęcia wycierać szklankę. - To umówisz się ze mną? – Wampir ni stąd, ni zowąd stanął przed nim. - Nie! – aż odskoczył, a ktoś w barze podniósł się od stołu. – Wyjdź zza baru. – powiedział stanowczo, starając się ukryć nerwowość. - Jesteś zimniejszy niż niejeden wampir… a i tak gorący! – zaśmiał się blondyn, aż się nieco pochylając z cichym chichotem. - Wyjdź, albo będę musiał kogoś tu sprowadzić – powiedział patrząc na niego. Czuł, że zaczyna tracić kontrolę nad sytuacją, której nie rozumiał! Czemu zainteresował się nim? Czy naprawdę dziewicza krew? Czyżby jego krwią chciał się zająć na randce? Bo chyba nie podobał mu się… on sam? - Daj się odprowadzić do domu…. – jęknął blondyn, wgapiając się w niego. – Powiedz tak, a zniknę! - Nie! I coś czuję, że nie będę dziś wracał do domu sam! – Zaznaczył. - Bo będziesz ze mną. - Nie. Bo wracam z kim innym. – syknął. - Jest jakiś problem? – starszy mężczyzna oparł się o kontuar, zerkając w stronę Tekke. Wampir nawet nie zwrócił na niego uwagi, wpatrując się intensywnie w brodatego młodzieńca w czapce. - Nie… – Tekke uśmiechnął się do niego nerwowo. Nie chciał sobie zrobić wstydu. – Wszystko pod kontrolą. Mężczyzna spojrzał na nich przeciągle, ale odszedł.

- Chyba się mnie nie boisz? – wampir przekrzywił swoją śliczną główkę. - Wyjdź zza baru. – powiedział stanowczo, unikając odpowiedzi. - To powiedz “tak”. – powiedział wampir, jakby zupełnie nie trafiały do niego słowa Tekke. - Nie jestem zainteresowany – powiedział mężczyzna ciszej, chcąc jakoś uniknąć jutrzejszych plotek. - To nie wyjdę. Tekke skrzywił nieco usta, czując, że sytuacja jest bardzo patowa. Wampir uśmiechnął się do niego słodko. - Obawiam się, że będę musiał cię wyprowadzić – powiedział Tekke niezbyt pewnie. Wampir przekrzywił główkę w drugą stronę. - Nie łatwiej dać się odprowadzić do domu? - Nie znam cię. Nie mam pojęcia kim jesteś, ani co tu robisz. – Starał się nie denerwować. Bał się jakiegoś ciosu czy czegoś zupełnie nieprzewidywalnego, ale złapał go za ramię. Jeśli to możliwe, źrenice blondyna stały się jeszcze większe i Tekke poczuł pod palcami wyraźne drżenie. Wampir odetchnął, aż przymykając oczy, jakby w orgazmicznym uniesieniu. Brunet zaczął go stanowczo wyprowadzać zza kontuaru. Nagle poczuł jego ręce wokół pasa i… wyraźny ucisk czegoś twardego na udzie. Blondyn jęknął cicho, lekko ocierając się o niego biodrami. Dobrze, że tego ostatniego nie było widać zza baru. Tekke zamarł, a w barze zrobiło się przez chwilę ciszej, po czym sporo osób wybuchło śmiechem. - Dawaj Tekke! – usłyszał rozbawiony krzyk jednego z bywalców. Mężczyzna zacisnął usta bezradnie, czerwieniejąc na twarzy zupełnie. To się nie mogło dziać. Nie mogło. Twarde… coś przy jego udzie, nie mogło być tym czym myślał, że było. Co miał zrobić!? Chciał go odepchnąć, uderzyć… ale zupełnie zamarł. ZUPEŁNIE. Poczuł, że wampir ponownie się o niego ociera, drżąc lekko i tuląc się do niego policzkiem. Usłyszał rozbawione gwizdy, wszyscy widzieli w tym świetny żart. Tekke jakby otrzeźwiał i, cały roztrzęsiony, odepchnął wampira z całej siły na bar. - Odpieprz się! – syknął, a gorąco aż od niego biło. Wzbudziło to jeszcze większą wesołość. - Ej, masz wreszcie szansę! – rzucił rudy mężczyzna z tyłu sali. - Oż odczep się, Tony! – Tekke jęknął sfrustrowany. Wampir doskoczył do niego gwałtownie, całując go w usta i niemal od razu znikając. Papiery, które leżały przy drzwiach, rozsypały się po podłodze. Przez chwilę znów panowała cisza. Tekke stał jak wryty, gapiąc się przed siebie. Czy to się właśnie stało? Czy ten drań właśnie skradł mu pocałunek? Chyba tak, bo nadal miał ulotne wrażenie jego chłodnych warg. - Co do cholery!? – rzucił w przestrzeń, z głębokim wydechem opierając się o blat.

- Właśnie stałeś się wampirofilem, Tek! – zachichotał ktoś z rozbawieniem. - Ej! Ja się o to nie prosiłem! – spojrzał w stronę jednego ze stolików. – Wie ktoś co to za szaleniec!? - ……… wampir? – spytała Wendy nieśmiało. - Ale czemu się do mnie przyczepił! No ja pieprzę… – odetchnął ciężko, aż nalewając sobie drinka. - Musi coś być w tej dziewiczej krwi. – usłyszał po chwili. Uderzył zezłoszczony szmatką o blat, rzucając jeszcze groźne spojrzenie w tamtą stronę i wyszedł na zaplecze. Nie będzie znosił tych kpin! Holly popalała papierosa za swoim biurkiem. Zerknęła na niego. - Możesz.. uh.. pobyć chwilę za barem? – zerknął na nią, próbując się uspokoić. - Co się stało? – rzuciła znudzonym tonem. - Nosz… ten wampir! – jęknął - Co z nim? – zaciągnęła się. - On … no…. – jak miał w ogóle o tym opowiedzieć!? - Co? No wykrztuś to z siebie. – mruknęła, biorąc z talerza kanapkę i gryząc kęsa. - Dobierał się do mnie. – Zmarszczył brwi. - Ugryźć cie chciał?! – Omal nie upuściła papierosa z wrażenia. - N..nie. – Spojrzał na nią z westchnieniem. – No… ocierał się o mnie. Kobieta milczała chwilę, ale w końcu się rozjaśniła. - Tekke! Podobasz mu się! Mężczyzna spojrzał na nią, nie wiedząc co powiedzieć. - Holly! - No co? – Rozłożyła ręce, międląc papierosa w zębach. – Może nareszcie miałbyś z kim! - Nie znam go! Ocierał się o mnie! …. Naruszył moją przestrzeń osobistą! Kobieta popatrzyła na niego sceptycznie i Tekke aż odetchnął ciężko ze złością. - Ale nie zastanawia cię czemu akurat do mnie się doczepił!? - Więcej wiary w siebie! – mruknęła, kręcąc głową. Gdyby sama była równie niepewna, to od lat nie miałaby nikogo do łóżka. – Widać lubi dużych i brodatych.

Tekke odwrócił się na pięcie i przeszedł krótki korytarz, wracając za bar. A jego ktoś o zdanie pytał? Czy mu się jakiś głupi wampir podoba?! Reszta nocy minęła spokojnie, choć wszyscy byli dość poruszeni nietypowym gościem w mieście. Tekke nie był jednak zachwycony. Szczególnie, że miał okazje wysłuchać kilku komentarzy, których naprawdę by nie chciał. Holly poszła do domu wcześniej, więc sam zamykał bar. Na dworze było przejmująco zimno i śnieżnie. Aż poczuł dreszcz zimna kiedy zamykał wielkie drzwi baru. Nadal miał na sobie czapkę, ale teraz zarzucił na nią jeszcze kaptur kurtki podszytej futrem. W końcu odwrócił się i jakiś metr przed sobą zobaczył znajomą, blond włosą postać w szlafroku. Aż się zimno robiło na ten widok. Tekke drgnął, zaskoczony i klucze wypadły muz ręki w puszysty śnieg. - Cholera – syknął kucając szybko i szukając ich. Wampir klęknął, podnosząc je za pierwszym razem i majtając mu nimi przed twarzą z uśmiechem. Mężczyzna sięgnął po nie z rosnącym zdenerwowaniem. - Czego chcesz? - Odprowadzić cię. – Uśmiechnął się blondyn niewinnie. - Musisz, rozumiem? – Zabrał mu klucze z ręki i zerknął na niego nieco zaniepokojony. - Uhm. Tekke zaczął bez słowa iść przed siebie. Wampir dogonił go pospiesznie, poruszając się w tym samym tempie, co on. Wpatrywał się w niego intensywnie. - Jak się nazywasz? : Mężczyzna spojrzał na niego z rezerwą. - Tekkeitsertok – powiedział spokojnie. Wampir zaśmiał się serdecznie, aż lekko nosowo. - Wiem, długie. Można skracać do Tekke. – mruknął niechętnie barman. Blondyn nie przestawał chichotać. - Co to za imię? – rzucił z rozbawieniem, sondując go. Fakt, że nie było widać jego ciała nie zmniejszał jego pobudzenia. NIGDY nie spotkał kogoś kto pachniałby w ten sposób. - Inuickie – Przewrócił oczami. – Jest jakiś powód dlaczego zaczepiasz mnie? Wampir obdarzył go ślicznym, niemal niewinnym uśmiechem. - Zakochałem się w tobie. Tekke aż się zatrzymał, obracając się i patrząc na niego bezradnie.

- Yy… - Widzę jak jaśniejesz… – wyszeptał wampir z zachwytem w głosie. - Co robię? – Pokręcił głową niepewnie. - Jaśniejesz złotem! Jak słońce… – szepnął blondyn niemal bez tchu. Mężczyzna patrzył na niego niepewnie. Nie wiedział co powiedzieć. - Tak dawno nie widziałem słońca… – szepnął przybysz, dotykając jego ramienia. Nawet przez kurtkę wyczuwał to ogromne ciepło bijące od człowieka… i czuł zapach, dla którego tu przyszedł. - Nie dotykaj mnie. – Aż sobie przypomniał jak ten chłopak się ocierał kroczem o jego udo! - Nnn…. – jęknął wampir, wyraźnie rozczarowany, wydymając wargi. - Nie rozumiem o czym mówisz – westchnął. Ciekawiło go jak chłopak ma na imię, ale nie chciał się zapytać, bo to by znaczyło, że wykazuje zainteresowanie. - Kiedy? – dopytywał się wampir. - Jakie niby słońce? – zaczął znów iść. - Nie wiesz co to słońce? – Bose stopy blondyna raz po raz zanurzały się w głębokim śniegu. - Nie jest ci zimno? – odbił piłeczkę. - Jest. – odparł wampir, ale nie mam się gdzie ogrzać. - Dlaczego przyszedłeś do New Petersburg? - Dla ciebie! – uśmiechnął się, wpatrując się w niego. - Coooo? – jęknął przewracając oczami. - Przyszedłem za twoim zapachem! – Aż wciągnął mocno powietrze, by to zaakcentować. - Nie było innej dziewicy w promieniu kilometrów? – prychnął. - Ohhh… – Jjego głos zadrgał. – Nikt nie pachnie jak ty! Jakbym zaraz miał… – zwilżył wargi. - Co? – spojrzał na niego bez zrozumienia, brnąc przed siebie w śniegu. - Oszaleć! – Zaszedł mu drogę. - Yh…? I co ja za to mogę? – Wzruszył ramionami, zatrzymując się, siłą rzeczy. - Umów się ze mną? – spytał wampir z westchnieniem. - Nie wiem nawet jak masz na imię. – spróbował go minąć.

- Siergiej. – uskoczył mu z drogi niczym młody jelonek. Tekke aż obejrzał się za nim, słysząc to imię wypowiedziane z tak zupełnie obcym akcentem. - Skąd jesteś? – Sam ruszył znów do przodu. - Z Rosji. Z St. Petersburga. – Z łatwością dotrzymywał mu kroku. – A umówisz się ze mną? - Po co? – przewrócił oczami. St. Petersburg…cóż za zbieg okoliczności. - Bo wtedy się poznamy. Imię już znasz. - A czemu mam ciebie poznawać? – spytał z rezerwą, wciskając ręce w kieszeni. - A czemu by nie? - Bo…noo… – zerknął na niego niepewnie. – Mam dużo pracy… bardzo zajęty jestem… - Coś się znajdzie. – stwierdził Siergiej, zupełnie niezrażony, poruszając się obok niego krótkimi skokami. - No nie wiem… Wieczorem pracuję, a jak wracam, jestem zmęczony. – W nocnym powietrzu para z jego ust zamieniała się w mgiełkę. - Pośpij dłużej. - Ja… nie wiem czy ta znajomość to najlepszy pomysł… Przyjdź po prostu jutro do baru jak normalny klient jeśli chcesz. - Nnn, czemu nie najlepszy? – dopytywał się wampir dziecinnie. – Daj mi szansę! Tekke był zupełnie przytłoczony tym zainteresowaniem swoją osobą. Dosłownie nie wiedział co z tym zrobić. - Ja.. uhm… spokojnie. Poznamy się, jeśli będziesz tu mieszkał w okolicy. - Nie mam gdzie mieszkać… - Yyhh… – zmarszczył brwi. – To znajdź sobie mieszkanie. - Gdzie? – spojrzał na niego niewinnie. Ależ był siny od tego mrozu. - Uh… – zerknął na niego. – Mówisz, że czujesz zimno? Wampir kiwnął głową, wydymając wargi. - Chcesz jakiś koc może? – zapytał niepewnie, kiedy zaczęli dochodzić do niewielkiego domu. Blondyn spojrzał na niego pytająco. - … koc? - A gdzie się z nim podzieję? – westchnął wampir ponuro.

- Trzeba było o tym pomyśleć zanim się przytułałeś do New Petersburg. - Jak? Nie znam tu nikogo. - … gazety? Internet? Dzwonisz, wynajmujesz mieszkanie, a potem przyjeżdżasz. – powiedział, jakby to była najbardziej oczywista sprawa. - Nie wiem jak. – powiedział wampir szczerze. - To czemu przyjechałeś? Na Alaskę… bez mieszkania… – Wszedł powoli po kilku drewnianych schodkach na mały zadaszony taras przed niskim domem z wielkich bali drzewa. Blondyn, który wszedł za nim jak cień nawet się nie zastanawiał. - Za twoim zapachem – powtórzył. - Ja… nie rozumiem. Przykro mi. – Stanął przed drzwiami. - Może jeszcze zdążysz. – uśmiechnął się Siergiej, stojąc przed nim na ganku. Ah, już tu było odrobinę cieplej. - To chcesz koc? – pokręcił głową słysząc tak enigmatyczną odpowiedź. Siergiej pomyślał chwilę. - Chcę. – powiedział w końcu. Tekke westchnął cicho i otworzył pospiesznie drzwi swojego domu. Wampir wpatrzył się w ciemność w środku. Mężczyzna wszedł zamykając za sobą drzwi i wrócił po chwili z grubym kocem w ręku. Siergiej powitał go maślanym wzrokiem. - Co jest? – Człowiek podał mu koc. - Jesteś taki przystojny… – westchnął blondyn, biorąc okrycie i przytulając je do siebie. Tekke aż otworzył usta, gapiąc się na ładnego, choć nieco martwego osobnika przed sobą. -… taaak…? – “Może ktoś mnie w coś wkręca?”… - Tak… – było to ciche, pełne uwielbienia westchnienie. Tekke spojrzał na niego z zastanowieniem, uśmiechając się lekko pod nosem. Wampir przełknął ślinę, przytulając koc do klatki piersiowej. - To.. do jutra. – Tekke kiwnął mu głową, cofając się do drzwi. Siergiej westchnął, rozwijając koc i po chwili… siadając w kącie werandy. Brunet spojrzał na to z powątpiewaniem, ale w końcu wszedł do swojego mieszkania. Zamknął za sobą drzwi i odetchnął ciężko. Jak to możliwe, żeby naprawdę mu się tak podobał…?

Blondyn w tym czasie położył się pod ścianą, zwijając się w kłębek i otulając się kocem. Cały czas miał wzwód… Westchnął, zwilżając wargi. Kątem oka zobaczył zbliżające się powoli ciemne kształty. Już wcześniej zauważył stado kruków na drzewie, gdy jednak właściciel domu zniknął w środku, sfrunęły na ziemię i przyglądały się nieumarłemu w zupełnej ciszy. On jednak tylko wzruszył ramionami. Tekke obudziło gwałtowne, głośne walenie i szczekanie psów. Potarł twarz zaspany. Co jest? Kto by się dobijał o takiej porze?! Zwlekł się powoli z łóżka, zarzucił na siebie bluzę i poszedł otworzyć drzwi. - Nareszcie!! – Emily, jego przyjaciółka, wpadła do domu, cała zaaferowana. Od razu zdjęła wielką, futrzaną czapkę z uszami, ukazując włosy pofarbowane na rudawy blond. Była inuitką, ale robiła wszystko, by wyglądać jak najbielsza dziewczyna Ameryki. Otrzepała na wycieraczce modne, ale bardzo niepraktyczne w tym rejonie, buty całe pokryte długim futrem. - Dopiero się dowiedziałam! - Czego? – Tekke nadal był zbyt zaspany, żeby pamiętać wczorajszy wieczór czy wyznania miłosne. Potrząsnął nieco głową, próbując się rozbudzić. – Kawy? – ziewnął. - Wampir cię podobno zaczepiał!! – niemal krzyknęła, a jej głos przedzierał się stopniowo do jego świadomości. – Naprawdę? Wampir cię dotykał?! – zrzuciła kurteczkę, pozostając w dżinsach i różowym sweterku. - O Jezu! – Tekke otworzył szerzej oczy, idąc powoli do małej kuchni. – Żeby tylko dotykał! Ocierał się o mnie! - Co?!!! – pisnęła, zrzucając kozaczki i biegnąc za nim. Było jej zimno, bo mimo okropnej pogody starała się nosić to, co było modne w nieco cieplejszych rejonach kraju. Aspen na przykład. - Weź w ogóle. Wczorajszy wieczór to był jakiś horror! Nie wiem czemu sobie akurat mnie upatrzył! – wstawił czajnik na staromodną kuchenkę. – Podniecił się… – dodał ciszej, zerkając na nią nieco bezradnie. Uniosła brew. - A co zrobiłeś…..? – spytała po chwili. - Nic! – zaprzeczył szybko. – Stałem za barem, podałem mu Czystą Krew, a on… no nie wiem… jakby sobie mnie upatrzył i zaczął mi jakieś ściemniarskie komplementy prawić. Emily zwilżyła wargi. No cóż… Uwielbiała Tekke, ale był zarośnięty jak niedźwiedź… - Może nie ściemniarskie? – powiedziała bez przekonania. - Czekaj.. niech sobie przypomnę… jakieś ‘zniewalająco pachniesz’ i ‘wyglądasz jak słońce’ … no co do…? – pokręcił głową. - Czytałam w gazecie, że mają wyostrzone zmysły, więc może stąd to o zapachu… – westchnęła, wyciągając z jego szafki kawę. - Ale jak ja niby pachnę? Używam tego co mi dałaś na gwiazdkę. Nawet nie pamiętam jak się nazywa.

- Egoist… – burknęła. – To Chanel… - Przepraszam. – Zerknął na nią, zdając sobie sprawę z gafy. – Chcesz kawę? – próbował zmienić temat. - Tak. – kiwnęła głową. – Masz muesli? - Mam. – Sięgnął z szafki zawieszonej nad blatem kuchennym. - Może on tak.. w podróży jest i jutro się zwinie. Czego miałby tu chcieć? O komentarzu jaki wampir rzucił na temat jego dziewiczości, wspominać nie zamierzał. - Nn… – Emily czuła się jak u siebie w domu, więc wyjęła z innej szafki miseczkę i nasypała muesli do środka, po chwili dolewając mleka. – Nie wiem, może wyczuł, że jesteś gejem, czy coś…? Zabawić się chciał… Za to Tekke lubił swoją brodę. Nie było tak bardzo widać, że czerwienieje. - No to się nie zabawił. Nie wiem co sobie myślał, że łatwy numerek dostanie czy co. - No, wiesz no… – westchnęła. – Mnóstwo ludzi leci na wampiry. Może jest przyzwyczajony. – zaczęła chrupać śniadanie. - Też prawda. – mężczyzna nalał sobie kawy. – Faktycznie dużo się słyszy o tym… ale słyszy się też, że tacy ludzie często źle kończą. Emily westchnęła. - Mnie to nie kręci. – rzekła z pełnymi ustami. – To co? Tak łatwo się spławić dał? Tekke zmroził ją wzrokiem. - Emily… on się powlókł za mną do domu. Powiedział mi, że się zakochał. To jakiś szaleniec. Dziewczynie omal mleko nie poszło nosem. Zachichotała. O rany… - Nie nie było takie śmieszne kiedy wracałem z nim sam do domu. - No nic ci chyba nie zrobił, co? – wydęła wargi. - No nie. Ale mógł. - Widać się boi, bo oni chyba mają jakąś swoją kontrolę wewnętrzną na pewno. - No też prawda – pomasował brodę z zastanowieniem. – Bo chyba by się bardziej do mnie dobierał. Chyba jest jakiś zdesperowany – powiedział bez entuzjazmu. - A jak wyglądał? – Słyszałam, że jak dzieciak! – kończyła powoli muesli. Tekke popił kawy. - No… nie dzieciak do końca, ale tak… no.. jak ledwo pełnoletni.

- Hm…. – powinni zrobić prawo zakazujące przemiany nieletnich! – zaśmiała się. – Podobno ta organizacja rodziców wampirów coraz większa jest. - Jezu jak ten świat się zmienia… Naprawdę nie myślałem, że szybko spotkam jakiegoś w New Petersburg. Że też z wszystkich miejsc, to sobie wybrał… Wzruszyła ramionami. - Może chciał pooglądać zorzę polarną? - Może. Ale i tak mam nadzieję, że skupi się jutro na kimś innym skoro ode mnie dostał kosza – uśmiechnął się z pewną satysfakcją. - Czemu się tak cieszysz? – spojrzała na niego ze zdziwieniem. - Yy… – zamyślił się. – No.. po prostu. W sumie jednak fajnie mieć okazję dać komuś kosza. Dziewczyna przewróciła oczyma. - Powinieneś się martwić, że masz 24 lata i zdarzyło ci się to dopiero raz. Tekke westchnął ciężko, od razu nieco się krzywiąc. - Ale się zdarzyło. O. Spodobałem mu się. Nie mam pojęcia czemu, ale spodobałem się. - Może lubi “miśki”. – przewróciła oczyma. Oczywiście trochę przesadzała. - Ejj… – jęknął. Może i był zarośnięty, ale nie gruby. – A może po prostu chciał mnie uwieść, wypić i porzucić w śniegu. – mruknął. - To chyba by to zrobił, nie? Wampirem jest. – Dziewczyna machała nogami zwisającymi z wysokiego krzesła. - Sam nie wiem… mówiłaś o ich wewnętrznym systemie nadzoru… Na pewno nie mogą takich rzeczy robić. Albo mogą jeśli człowiek z nimi pójdzie… kto ich tam wie. Wzruszyła ramionami, skąd niby miała wiedzieć? - Ty nie jesz? - A nie. Wolę sobie kawę rano wypić. A co ludzie gadają o tym wszystkim? Kto ci powiedział w ogóle? - Nn, w gazecie o tym Greg napisał. Na pierwszej stronie jest. W kurtce mam. – podreptała w kierunku korytarza. - Że co? – Aż odstawił kawę. – Jezu! Pokaż! Emily podała mu cienką gazetę, złożoną na cztery. Zerknęła na niego. Tekke sięgnął po nią szybko i zaczął czytać.

Na pierwszej stronie poza tytułem widniał na białym tle ogromny napis: “Wampir w New Petersburg!”. Na kolejnych półtorej znalazł szczegółowy i nieco ubarwiony opis wczorajszych zdarzeń. Ze zgrozą przeczytał na końcu artykułu “dowcipne” zdanie: “Czyżby szykował się pierwszy ludzko-wampirzy romans w regionie?”. Facet przytoczył nawet tekst o dziewiczej krwi!! Tekke zrzedła mina. - Co do cholery!? Ktoś ich prosił o to!? – zaczął się złościć. – Czy naprawdę wszystkich tak interesuje, że jestem prawiczkiem. Jezu! Wielkie mi halo! - No wiesz… to jednak jest trochę… – zamilkła, by dobrać słowa. – … nietypowe… w końcu jesteś facetem i… gejem i… w ogóle… Tekke westchnął ciężko. - No a kogo niby mam spotkać w tym zapyziałym miasteczku!? Jest jak jest. - Bez przesady. – wydęła wargi. – Wystarczy, że się ogolisz. Te 5% z 3000 mieszkańców to jednak będzie paru gejów. - No kurde, tylko ‘ogolisz’ i ‘ogolisz’ . Ja nie uważam, że to powinno z tego wynikać. Chcę najpierw kogoś polubić. Nie chcę byle kogo. - Ale jak będziesz wyglądał jak grizzly to nikt cię nie zaczepi, więc nie będziesz miał jak polubić! - Moje ciało jest ok. – mruknął – Nie wystarczy? Nie chce mi się codziennie starać, bo ‘a może akurat dziś przyjdzie książę z bajki’. Pf. - No wybacz Tekke. – Przewróciła oczyma. – Ale twoje ciało przegrywa z wizją sopelków na wąsach. Mężczyzna przewrócił oczami. - Jakby był ktoś kto mi się podoba, to bym zgolił. Jakby Matt tu był, to by mu na pewno nie przeszkadząło. - Akurat – prychnęła, potrząsając głową. – Jak się starałeś o niego to chodziłeś gładziutki jak pupcia niemowlaka! Tekke westchnął ciężko. - No cóż, ale wyjechał. Nie mam się o kogo starać, to mi się nie chce. A ty golisz nogi całą zimę? - Moje nogi są pod spodniami, twoją twarz widać. – mruknęła. – Przestań się zachowywać, jakby był ostatnim facetem na ziemi! Pobawił się z tobą chwilę i wyjechał, co się tak przywiązałeś? - Przyjaźniliśmy się – poprawił ją, skubiąc lekko wargę. – Nie spotkałem po prostu po nim nikogo odpowiedniego. A broda jest ciepła. O. - Jesteś… – pokręciła głową, ale nie dokończyła bo rozdzwonił się telefon. Tekke szybko podszedł do domowego telefonu.

- Halo? Cieszył się z ucięcia tej jałowej dyskusji. - Tekke, właśnie się dowiedziałam! – usłyszał w słuchawce głos Maliny, swojej siostry. Ją również pokrzywdzili rodzice imieniem bóstwa, ale mniej pokręconym. – Nic ci nie jest?! - Yy… no nie, a co ma być? - Wampir cię zaczepiał w barze! I jeszcze coś o dziewiczej krwi mówił, może cię zaatakować chce?! – Malina brzmiała nieco histerycznie. Mężczyzna westchnął ciężko. - Spokojnie. Może i chce, ale no… złamie prawo jeśli to zrobi, jak każdy kto by zaatakował inną osobę, tak więc.. no… nie zrobi tego, nie? – starał się to wyperswadować logicznie. - No nie wiem, wiesz jacy ONI są! - Tak, wiem – powiedział cierpiętniczo. – Piją krew i gwałcą dziewice. Malina no… weź przestań się wygłupiać… Emily mimowolnie parsknęła śmiechem, słuchając tego. - Nie żartuj z tego! – syknęła siostra po drugiej stronie słuchawki. – Liczyłam, że mieszkając tu uchronię dzieci przed takim wpływem! - Tak, wampiry, czarnoskórzy, Azjaci… Prawie się udało, gdyby nie wujek – gej. Malina milczała chwilę. - Nie jesteś gejem! – rzuciła w końcu. – Gej to ktoś przyjmujący pewien styl życia! Tekke jęknął tylko w duchu. Nie chciał o tym dyskutować. - Aha – odpowiedział lakonicznie. - Uważaj na siebie! – usłyszał w odpowiedzi. – O, i pamiętasz, że przychodzisz do nas na niedzielny obiad po mszy? – zmieniła temat o 180 stopni. Tekke zmarszczył brwi. Nie przypominał sobie kiedy by to obiecywał. - A..a…ha. No, tak. - Dzieci się ucieszą! W końcu jesteś ich ulubionym wujkiem! – powiedziała ze słodyczą w głosie. - No pewnie. – Uśmiechnął się. – Dzieciaki zawsze chętnie wpadnę zobaczyć. - Dobrze – ucieszyła się. – To co? Do zobaczenia w weekend? – spytała, jakby zapomniała, po co zadzwoniła. - Tak, pewnie. Będę koło 11.

- Dobrze, tylko się nie spóźnij, bo pieczeń wystygnie. - Tak, tak. – jego siostra była o tyle starsza, że czasem naprawdę czuł się jakby była jego matką. - To pa! – cmoknęła słuchawkę, wyłączając się. Tekke odłożył telefon, niemal fizycznie zmęczony. - Ona mnie czasem zabija, serio. – pokręcił głową, uśmiechając się do Emily. - Co tym razem? – dziewczyna w międzyczasie zaczęła lizać Chupa Chupsa. - ‘Bla bla bla, uważaj na wampira, bo cię zaatakuje, zje, wyssie i zgwałci’. W jakiej kolejności – nie wiem. Emily roześmiała się. - Niemożliwa jest z niej babka! Nagle znów rozdzwonił się telefon. - Co teraz!? – Rozłożył ręce. – Lokalną sławą jestem, czy co? – Odebrał telefon. – Halo? - Tekke!! – od razu rozpoznał nieco zachrypnięty głos swojej szefowej. - Co tam, Holly? – parsknął śmiechem. – Co za zamieszanie w mieście, co? - No właśnie, widziałam gazetę!! – powiedziała, najwyraźniej coś popijając. – Jesteś sławny, młody! - Na co mi taka zła sława? – powiedział dość gorzko. – Teraz do końca życia będę ‘tym do którego łasił się wampir’. Usłyszał histeryczny śmiech. - No… no… mój drogi, cena sławy! – uspokoiła się dopiero po chwili. – No, ja ten, chcę wiedzieć, czy Czystą Krew zamówić. – odchrząknęła. – Jesteś chyba najlepiej zorientowany – znów parsknęła. - Ej! Ja z nim nie gadałem dużo! Sam za mną polazł! – jęknął, zanim ugryzł się w język. Tego przecież w gazecie nie było. - Oooo! Złapał cię po pracy?! Jak słodko!! – zapiszczała Holly w sposób, który nie przystoił kobiecie po trzydziestce. – Jak było? Tekke wydął wargi. - ‘Jak było’ co? – powiedział grobowo. - No wiesz… udało ci się wreszcie? - Nie! Nie seksiłem się z wampirem! Jeez! Holly! Dopiero go poznałem. Nawet nie wiem czy tu zostaje! Nie tknąłem go! - Nie umiesz się bawić… – mruknęła szefowa po drugiej stronie linii.

- No najwidoczniej. – parsknął. – Ale Czystą Krew możesz zamówić. … Coś mi mówi, że przyjdzie wieczorem. – powiedział dość ponuro. - Ooooo! – uradowała się Holly. – Może dziś będzie twój dzień w takim razie? - Y.. yy.. Czy nie dość jasno powiedziałem, że nie, nie zamierzam dać mu się tknąć. Wiesz… mogę z nim pogadać jeśli nie będzie się naprzykrzał, ale to tyle. Holly westchnęła ciężko. - Jak tam sobie uważasz. To co, zamówić? - Tak. Zamów mu A. - … ok. – odpowiedziała po chwili, rozłączając się. Emily mlasnęła, wyjmując lizak z ust. - To dlatego, że sam masz A? Tekke aż otworzył usta. Nie zauważył tego wcześniej. - Yyy… nie… on o takie pytał… to zbieg okoliczności… Dziewczyna wzruszyła ramionami. * Tekke przyszedł do pracy nieco poddenerwowany. Nie wiedział czego się spodziewać. A w barze oczywiście było o wiele więcej ludzi niż zwykle. Przywitał się z Holly i Angelą, która dziś pracowała na pół etatu. Poprawił czapkę, naciągając ją niżej na czoło. Eh, czuł na sobie oczy wszystkich, dobrze, że chociaż pytań nie zadawali. Minęły tak dwie godziny, gdy w końcu w otwartych drzwiach Hunter’s nie ukazał się stały bywalec, ale wieczny nastolatek, o jasnych włosach i przenikliwie błękitnych oczach. Ludzie patrzyli na niego ukradkiem, z zaciekawieniem. Popatrywali też na Tekke. Najwidoczniej byli wprost żądni skandalu i plotek. Tekke jednak odsunął się na najdalszy kraniec baru, myjąc szklanki. Wydawało mu się, że się od tego odetnie, ale nagle sobie przypomniał jak mu wczoraj Siergiej skradł bezczelnie pocałunek. Chłopak uśmiechnął się na jego widok i podszedł do baru. Angela profilaktycznie się odsunęła, najwyraźniej zakładając, że przyszedł tu do jej kolegi. - Dobry wieczór. – powiedział wampir, opierając się o kontuar i już czując narkotyczny zapach. Tekke spojrzał w stronę młodej kelnerki z lekką irytacją.

- Dobry wieczór. Co podać? – powiedział zanim pomyślał. Przybrał na twarz neutralny uśmiech. Siergiej aż się wyłożył na blacie, popatrując na niego jak onieśmielona dziewuszka. - Czystą Krew – powiedział. Tekke uśmiechnął się oszczędnie i wyszedł bez słowa na zaplecze. Holly popatrywała na to z boku. Blondyn był ubrany identycznie jak wczoraj, jego szlafrok był przybrudzony, a włosy wydawały się potargane, co akurat było normalne, skoro chodził tak w wietrzny wieczór. Holly spojrzała na jego bose stopy, kręcąc dyskretnie głową. Musiała z nim coś zrobić… Był wyraźnie napalony na Tekke. Jeśli pomoże między nimi, to Tekke jeszcze jej później podziękuje. W międzyczasie mężczyzna wrócił z gorącą butelką Czystej Krwi w butelce i postawił ją przed wampirem. - 7$ - Właśnie, nie zapłaciłem wczoraj… – Siergiej spojrzał na niego miękko, delikatnie przesuwając palcami po butelce. - Ah. Tak. – Uśmiechnął się. – To 14$. – Starał się unikać jego wzroku, ale kiedy już nie mógł, zrobiło mu się nawet miło jednak… że ktoś tak na niego patrzy zachwycony… Wampir sięgnął niedbale go kieszeni spodni, odsłaniając bardziej gładziutką, lekko umięśnioną klatkę piersiową. Holly podeszła do nich i poklepała Tekke nonszalancko po pośladkach. - To idź już idź, ja się tym zajmę. W kuchni jest robota. – uśmiechnęła się. Mężczyzna zerknął na nią zaskoczony. W końcu tak pchała go w wampirze ramiona. A teraz jej się odmieniło? Hmm… - Mm. pewnie. Blondyn zmarszczył brwi. - Chcę jeszcze porozmawiać chwilę… Tekke uśmiechnął się przepraszająco. - Szef mówi, to trzeba – powiedział i odszedł pospiesznie w stronę kuchni. Holly uśmiechnęła się do wampira. - Wróci za jakiś czas. Chłopak westchnął ciężko, robiąc smutną minę. - Jestem Holly. – wyciągnęła do niego rękę konspiracyjnie. Popatrzył na jej dłoń podejżliwie. - Nie interesują mnie kobiety.

Kobieta parsknęła cicho śmiechem. - Jesteś uroczy, ale mnie nie interesują smarkacze, ilukolwiek nie miałbyś lat psychicznie. Uniósł brwi. - To o co chodzi? Holly cofnęła rękę, pochylając się w jego stronę i mówiąc ciszej. - Podoba ci się Tekke, co? Chcesz go zarwać? - Y… taak? – zerknął na nią bokiem, popijając z butelki krew. - I myślisz, że zrobisz to wyglądając jak bosy obszarpaniec? – uniosła brew. Zagryzł wargę. - Źle wyglądam? - Słuchaj ja wiem, że jesteś w jego typie, on się kryguje po prostu. Ale jakbyś tak się bardziej ogarnął, to na pewno nie mógłby się tobie oprzeć. Może trochę się boi nieznanego. – W jej oku aż pojawił się złowrogi błysk. – Poza tym lubi słodkie grzane wino. – puściła do niego oko. - Oh… – Spojrzał na siebie. – To jak mam się ubrać, żeby mu się podobało? – nachylił się do niej, zachęcony. - Wiesz, ważne żebyś był w tym jakoś sobą, ale ogarnij się. Kup porządne buty, kurtkę, spodnie ciepłe. Żeby.. uch.. jak to ująć… – zerknęła przez kontuar na jego stopy – żeby mu nie było zimno jak na ciebie patrzy, bo to go może zniechęcić… - A gdzie znajdę jakiś sklep z ubraniami? – spytał po chwili. - Jest w mieście. Dam ci numer do właściciela. Jest w porządku, jak zostawi sklep otwarty do ósmej, to będzie już ciemno. - Numer…? spytał bezradnie. - No. – pokiwała głową. - Nie umiem telefonować. – powiedział po prostu. Holly aż uniosła brwi. - A… a…….aha.. no dobra. To wiesz co…? Ja go poproszę. Nie chcę ci się narzucać – powiedziała szybko. – Ale mam dość patrzenia jak się chłopak marnuje. - Widać tak musiało być! – uśmiechnął się wampir szeroko. – Będzie mój! - Zamierzasz zostać dłużej w New Petersburg? – zapytała ciekawsko. - Tak. – uśmiechnął się. – Muszę kupić dom, bo marznę. – powiedział, pijąc krew.

- Spałeś dziś u Tekke? – uśmiechnęła się. – Słyszałam, że zabrałeś go na spacer. - Tak, zabrałem. Dał mi koc. – uśmiechnął się wampir. Holly uśmiechnęła się pod nosem. - Noo. To dobrze wróży. Jak chcesz coś wiedzieć – spojrzała mu w oczy – to uderzaj do mnie! – uśmiechnęła się. - Uhm. – uśmiechnął się. – A będę z nim mógł porozmawiać potem? - Pewnie. – Roześmiała się. – Zaraz go zawołam. - Usiądę sobie. – powiedział, uśmiechając się do niej lekko i pomaszerował na sam środek sali, do paleniska i usiadł na koźle. Holly za to, zadowolona z siebie, skierowała się do kuchni. Siergiej jakby nie zauważał uwagi, jaka się na nim skupiała, bo wyciągnął stopy w kierunku ognia i spokojnie popijał Czystą Krew. Chciał go mieć obok, smakować jego zapach! Tekke odnajdował pewien rodzaj przyjemnego spokoju w zmywaniu góry naczyń. Przynajmniej nie musiał się stresować Siergiejem. - Tekkeee! – usłyszał nagle za sobą od szefowej, która wsparła się niedbale o futrynę. - Mm? – spojrzał w jej stronę, nieco zdezorientowany jej entuzjazmem. - Idź no zamień dwa słowa z naszym wampirem, nadal ci nie zzapłacił. - Mówiłaś, że się tym zajmiesz. – Spojrzał na nią zdziwiony. – Zresztą myję naczynia. Nie może Angela iść? - Nie, to twój klient. – odparła, otwierając zręcznie piwo o stół. Tekke pokręcił głową. - Widzę, że to już zawsze będzie ‘mój klient’? – Zdjął gumowe rękawiczki. - Prawdopodobnie. – wypiła łyk z butelki. – Uprzedzony do niego jesteś. - Dziwisz się? … Molestował mnie. – wypalił Tekke. - Powiadam ci, najwyższy czas. – kiwnęła głową, kciukiem wskazując mu salę. Tekke rozłożył bezradnie ręce i wyszedł do części baru dla klientów, rozglądając się za Siergiejem. Dojrzał go w pustym rogu pomieszczenia, pochylonego z melancholijną miną nad butelką Czystej Krwi. Nagle zbystrzał i spojrzał w jego stronę. Uśmiechnął się momentalnie. Tekke uśmiechnął się oszczędnie i wskazał mu ręką, żeby podszedł. Siergiej wystrzelił w górę i podtruchtał do kontuaru, uśmiechając się jak zakochany szczeniak. O Boże, ten zapach był zniewalający!!! Ohh, już czuł, że twardnieje! - 14$ – Tekke uśmiechnął się lekko.

- Już… – Siergiej pogrzebał w kieszeni, wyjmując kilka pogniecionych banknotów studolarowych. - … – Tekke spojrzał na to niepewnie. – jeden banknot wystarczy – powiedział zdziwony. - Tak… – Siergiej wyjął jeden, resztę wpychając byle jak do kieszeni. Spojrzał na niego tymi swoimi wielkimi oczyma. Brunet bez słowa zabrał go trochę w prawo, do kasy i już po chwili położył resztę przed nim na blacie. - Dziękuję. - M… Tekke… - … Tak? – uśmiechnął się profesjonalnie. - Dziękuję za koc. Mogę go użyć jeszcze dzisiaj? – zerknął na niego psim spojrzeniem, niemal się ocierając o kontuar. Ohh, ledwo trzymał nerwy na wodzy. - Ah! Tak, tak. Pewnie – uśmiechnął się bardziej szczerze. Powoli się rozluźniał. Nie chciał jednak pytać gdzie dziś Siergiej spał. Chłopak przekrzywił głowę, popatrując na niego. - Mogę ci postawić coś do picia? - Uh… obawiam się, że jestem w pracy. – Tekke nie był do końca pewien co to znaczyło. Wiedział, że Siergiej próbuje go podrywać, ale czy gdyby przyjął ofertę to by się do czegoś zobowiązał. - Nie raz już piłeś w pracy Tek! – usłyszał krzyk Holly z zaplecza i aż drgnął. Miała podsłuchy czy co?! Siergiej zachichotał, ale popatrzył na niego. - W takim razie zamawiam… – udał, że się zastanawia, marszcząc zabawnie nos. – Słodkie grzane wino. Tekke zawahał się chwilę, po czym uśmiechnął się do niego niepewnie. Naciągnął czapkę bardziej na czoło. - No temu to nie odmówię. … Ktoś ci mówił? – spojrzał na niego zdziwiony - Nie… pomyślałem, że ciepłe i słodkie musi być dobre… – uśmiechnął się, podświadomie zapatrzając się na żyły na rękach Tekke, które zdawały się wręcz pulsować. – Ile płacę? - 5 dolców. – uśmiechnął się, sięgając swoje ulubione wino z półki. Naprawdę zaczynał się uspokajać. Chyba naprawdę po prostu wczoraj spanikował przez to jak Siergiej naruszył jego osobistą przestrzeń. Siergiej wysupłał z kieszeni banknot pięciodolarowy i, po chwili wahania, przysiadł na stołku barowym. - Lubisz je? - Mhm. Przyjemnie rozgrzewa. Szczególnie zimą. – Włożył kubeczek z winem do mikrofali. Siergiej rozłożył ramiona na blacie, wpatrując się w niego. - Lubię ciepło. Muszę mieć w domu kominek i wannę.

- Zamierzasz tu zostać? – zapytał mimo wszystko zaskoczony. Wyciągając po chwili swój kubek. - … Tak. – odparł wampir po chwili, zwilżając wargi. Kończył powoli Czystą Krew. – Mimo paskudnej pogody! – zaśmiał się. - Więc.. dlaczego? Nie ma tu innych… yhm.. tobie podobnych… mała mieścina… – popił wina, od razu czując jak go to rozgrzewa. - Mówiłem już, że dla ciebie tu jestem. Tekke westchnął zmieszany. - Nie mów tak… serio pytam. - A ja serio odpowiadam. Przyszedłem tu aż z Teksasu. – Wampir odchylił się odrobinę. - Że jak? – Tekke aż uniósł brew, biorąc większego łyka. - Mówię przecież! – wyszczerzył się wampir. Tekke westchnął ciężko. - Ja rozumiem, że próbujesz mnie podrywać, ale próbować mi wmówić, że ‘och przyszedłem tylko dla ciebie, aż z Teksasu’, jest naprawdę przegięte… – Pokręcił głową. - Ale to prawda. Naprawdę. – powiedział Siergiej, podpierając twarz na pięściach. – Szedłem za twoim zapachem. – Aż westchnął, zamykając na chwilę oczy. - To naprawdę chora ściema. – Wziął większy łyk, mimo wszystko rozluźniając się nieco. - Nie rozumiesz. My nie czujemy jak ludzie. Mamy bardzo wyostrzone zmysły. – zachichotał. Tekke spojrzał na niego z powątpiewaniem. - I czemu akurat mój zapach cię przyciągnął? – oparł się jedną ręką o blat. Wampir skierował na niego przenikliwe spojrzenie. - Jest taki… intensywny, słodki… zmysłowy… – szepnął niemal trzęsącym się głosem, zwilżając wargi. – Jakby był tylko dla mnie. - Ciekawe… – powiedział Tekke powoli, obserwując istotę przed sobą. – Ale dosyć krępujące… - Czemu? Siergiej odgarnął swoje wilgotne włosy za ucho. - No… nie znam cię dobrze, a ty mówisz takie rzeczy… - Poznamy się, po to tu jestem. – Siergiej wgapił się w niego. Ta broda psuła efekt. – Myślałeś o tym, żeby się ogolić? – rzucił. Tekke wydął wargi.

- Myślałem. Wampir uśmiechnął się do niego. - Byłoby twarzowo. Teraz prawie nie widać jaki jesteś przystojny… - Jak nie widać, to nie wiem co ci się tak podoba – mruknął. – Broda dobrze trzyma ciepło. - Widać, tylko trzeba mieć taki genialny wampirzy wgląd jak ja! – odparł Siergiej szybko. Tekke spojrzał na niego z powątpiewaniem. - Tiaaa…. „Może mu po prostu wygląd wisiał, bo chciał jego krwi?” - Naprawdę jesteś taki… sexy… – zamruczał wampir przygryzając wargę. - Prosiłem żebyś mnie nie stawiał w takiej sytuacji. – jęknął cicho, dopijając wino. - Przepraszam. – powiedział szybko blondyn. – Jak cię widzę… ledwo się powstrzymuję… - To jak mówisz, że pachnę? – zapytał po chwili zastanowienia, bawiąc się kubeczkiem i obserwując Siergieja. - Jak słoneczne, letnie popołudnie. – uśmiechnął się Siergiej. Tekke uśmiechnął się do niego lekko. - I to ci się podoba tak bardzo? - Tak… – szepnął blondyn, patrząc mu w oczy. Tekke chciał coś powiedzieć, ale jakiś starszy mężczyzna podszedł do kontuaru. - Przerwę wam gołąbki. – prychnął. – Dwa Carlsbergi. Tekke aż się zapowietrzył słysząc takie określenie. - Ale ja nie.. znaczy… - Tak tak, daj to piwo. Siergiej spojrzał na mężczyznę wilkiem., aż lekko unosząc górną wargę, jak warczący pies. Ten odsunął się bardzo nieznacznie, ale nic nie powiedział. Tekke podstawił mu piwa błyskawicznie i zabrał zapłatę. Ruszył z powrotem do swojego stolika, gdzie kilka osób śmiało się do niego, zerkając z wyraźnym zaciekawieniem na wampira i Tekke. Wampir odchrząknął, zwracając wzrok na bruneta. - No więc… tak, podoba mi się. – uśmiechnął się jakby nigdy nic. - Co ci się podoba? – zapytał, najwyraźniej straciwszy watek. Pomasował się po brodzie, stojąc w większej odległości niż wcześniej.