AlekSob

  • Dokumenty879
  • Odsłony125 579
  • Obserwuję109
  • Rozmiar dokumentów1.9 GB
  • Ilość pobrań72 198

Alyson Noël - Nieśmiertelni 04 - Mroczny płomień

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :582.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Alyson Noël - Nieśmiertelni 04 - Mroczny płomień.pdf

AlekSob Fantastyka
Użytkownik AlekSob wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 161 stron)

Rozdział 1 -„ Co do cholery?” Haven upuściła swoje ciastko z różowym lukrem, czerwonymi wiórkami i srebrną podkładką. Jej oczy szukały mojego wzroku, udawałam, że tego nie zauważyłam i patrzyłam na plac. Natychmiast pożałowałam mojej decyzji, aby tu przyjechać. Byłam głupia myśląc, że zabranie jej do jej ulubionej cukierni pomoże jej odnaleźć się w tym wszystkim. Myślałam, że to małe truskawkowe ciasteczko osłodzi jej jakoś wiadomość. Ale teraz chciałam, żebyśmy pozostały w samochodzie. - „ Ciszej proszę.” Patrzę jak pochyla się do przodu waląc z hukiem za ucho i przekręca oczami. - „ Słucham? Mówisz poważnie? Właśnie zrzuciłaś na mnie jakby bombę, a twoim jedynym zmartwieniem jest to, że mówię za głośno? Żartujesz?” Potrząsnęłam głowa i rozejrzałam się w koło. Obniżyłam głos, gdy powiedziałam: „Nikt nie może wiedzieć. To musi pozostać tajemnicą. To konieczne.” Za późno zdałam sobie sprawę, że mówię do osoby, która nigdy nie potrafiła utrzymać niczyjego sekretu, a co dopiero swojego. Przewraca oczami i uderza z powrotem o swoje siedzenie mrucząc coś pod nosem. Gdy uważnie się jej przyjrzałam zauważyłam u niej pewne oznaki: jej skóra jest blada i gładka jakby z porcelany, jej włosy lśniły, były takie zdrowe. Nawet zęby stały się bielsze. Zastanawiałam się jak to możliwe, że po jednym łyku eliksiru wszystko potoczyło się tak szybko, gdy z kolei u mnie trwało to tak długo. Mój wzrok nadal uważnie ją studiował. Zdecydowałam się złamać własną obietnicę, że nigdy nie będę podsłuchiwać jej myśli, chciałam po prostu znać lepiej jej zamiary. Ale zamiast spokojnie wejść w jej umysł, napotkałam mur. Nawet, gdy dotknęłam jej ręką, nie miałam żadnego odczytu. Jej przyszłość i myśli były ukryte przede mną. - „ To jest tak…” Połyka ślinę patrząc na młodą mamę spacerującą z wózkiem, w którym było dziecko i krzycząc do swojego telefonu komórkowego, na grupę dziewczyn wychodzący ze sklepu z bielizną. Patrzyła na wszystko co się dało, tylko nie na mnie. - „ Wiem, że to trudne i jest tego bardzo dużo, ale wciąż…” Wzruszyłam ramionami nie wiedząc co dalej powiedzieć. - „ Jest dużo do zrobienia? Tak to widzisz?” Potrząsa głową i wali palcem o oparcie, a następnie patrzy na mnie. Wzdycham chcąc poradzić sobie z tym lepiej. Chciałam zrobić coś aby to zniknęło, ale było już za późno. Nie miałam wyboru i musiałam ogarnąć ten bałagan, który się zrobił przeze mnie. „Nie, ale mam nadzieję, że zobaczysz to w ten sposób. Wiem, szaleństwo.” Bierze głęboki oddech. Jej twarz jest nadal spokojna tak, że nie mogłam nic z niej wyczytać. Właśnie miałam ją za to wszystko przeprosić, gdy mówi: „Poważnie? Ty mnie zrobiłaś nieśmiertelną? Naprawdę?”

Skinęłam czując w żołądku zdenerwowanie. Usiadłam prosto i wyciągnęłam ramiona do tyłu. Wiedziałam, że zasłużyłam na najgorsze słowa z jej strony. - „ Jestem po prostu…” Przerywa mrugając kilka razy oczami. Jej aura była dla mnie niewidzialna, nie dawała mi żadnych wskazówek co do jej nastroju. „Jestem tylko w szoku. Nawet nie wiem co powiedzieć.” Zacisnęłam usta i opuściłam ręce dotykając mojej bransoletki w kształcie podkowy, która zawsze mi w takich chwilach pomagała. Uspokoiłam się i powiedziałam: „Haven tak mi przykro. Tak bardzo bardzo przepraszam. Nie masz pojęcia jak bardzo. Właśnie…” Potrząsnęłam głową wiedząc, że lepiej będzie jeżeli w tej chwili zamilknę. Ale chciałam jej wyjaśnić, że byłam zmuszona to zrobić, że nie miałam wyboru, ponieważ każdy jej oddech mógł być tym ostatnim. Ale zanim zdążyłam coś powiedzieć pochyla się do mnie z szeroko otwartymi oczami patrząc mi prosto w oczy i mówi: „Jesteś nienormalna?” Kręci głową. „ Przepraszam mnie, kiedy po prostu tu siedzę i myślę, że w życiu ci się za to nie odwdzięczę!” Że co? - „ To oznacza, że to jest tak pieprzenie dobre!” Uśmiecha się podskakując w górę i w dół na swoim siedzeniu. Jej twarz promienieje ze szczęścia jak żarówka, gdy mówi: „To najlepsza rzecz jaka kiedykolwiek mi się przydarzyła. I to dzięki tobie!” Przełknęłam nerwowo rozglądając się nie wiedząc jak zareagować. To nie było to czego się spodziewałam. Nie to na co byłam przygotowana. Chociaż to dokładnie to przed czym ostrzegał mnie Damen. Damen – mój najlepszy przyjaciel, moja jedyna miłość. Mój niezwykle piękny, przystojny, seksowny, inteligentny, utalentowany chłopak, który to wszystko przewidział. Ale byłam zbyt uparta. Jestem tą która podała jej eliksir, więc powinnam też coś wyjaśnić. Tylko, że to nie było tak jak myślałam. Ani trochę. - „ To jak bycie wampirem tak? Odpada tylko picie krwi?” Jej błyszczące oczy chętnie wpatrują się moją twarz czekając na odpowiedź. - „ Och i bez wszystkich trumien i unikania srebra!” W jej głosie słychać było radość. - „ To jest tak niesamowite! Jak marzenie. Wszystko czego kiedykolwiek pragnęłam właśnie się spełniło. Jestem wampirem! Pięknym wampirem, bez skutków ubocznych!” - „ Nie jesteś wampirem.” Mówię głosem znudzonym, apatycznym. Zastanawiałam się jak doszła do takiego wniosku. „Nie ma czegoś takiego.” Żadnych wampirów, wilkołaków, elfów, wróżek, tylko nieśmiertelni, którzy się poszerzają dzięki Romanowi. - „ Jak możesz być tego pewna?” Pyta Haven.

- „ Ponieważ Damen siedzi w tym o wiele dłużej ode mnie. Legendy wampirów wywodzą się od nieśmiertelnych, tylko bez niektórych zakłóceń. Możemy wychodzić na słońce, nie pijemy krwi, nie jesteśmy uczuleni na czosnek.” Przybliżyłam się do niej. „To wszystko było dodatkiem, żeby było jeszcze bardziej dramatycznie.” - „ Ciekawe.” Kiwa głową choć jej umysł był zupełnie gdzie indziej. „Czy mogę jeść ciastka?” Wykonuje w ich stronę ruch. „Czy jest jeszcze coś co…” Jej oczy szeroko się otwierają i uderza w oparcie nie dając mi chwili na odpowiedzenie, gdy szybko dodaje: „O mój Boże, sok tak? Ten czerwony sok, który ty i Damen zawsze piliście! To to ? Na co więc czekasz? Daj mi go, nie mogę się doczekać aż zacznę!” - „ Nie przyniosłam go.” Mówię widząc na jej twarzy rozczarowanie, więc szybko dodaję: „Słuchaj wiem, że to wszystko brzmi naprawdę pięknie, w niektórych kwestiach tak jest. Na przykład nigdy się nie zestarzejesz, nigdy nie będziesz musiała pracować, a nawet nie przytyjesz. Ale muszę ci wyjaśnić inne rzeczy w celu…” Moje słowa zostały powstrzymane, ponieważ patrzyłam jak zeskakuje z siedzenia. Skacze z nogi na nogę mówiąc: „Proszę, co mam wiedzieć? Jeśli mogę skakać wyżej, biegać szybciej, nigdy się nie zestarzeje co jeszcze jest mi potrzebne? Już jestem gotowa by być w pełni nieśmiertelna!” Rozglądam się w koło chcąc uspokoić jej entuzjazm zanim powie coś co przykuje uwagę innych osób, a na to nie możemy sobie pozwolić. „Haven proszę usiądź. To jest poważne. Jest więcej do wyjaśnienia. O wiele więcej.” Szepnęłam ostrzej, ale bez żadnych rezultatów. Haven stała przede mną odmawiając jakiegokolwiek ruszenia się. - „ Wszystko jest dla ciebie poważne Ever. Co by nie powiedzieć i zrobić, każesz się uspokoić. Mam na myśli, że dajesz mi klucz do królestwa a potem każesz mi siedzieć i grzecznie słuchać. Może poinformuj mnie o mrocznej stronie? Jak szalone to jest?” Przewraca oczami. „ Pozwól mi kierować. Pojedziemy tylko do krawężnika przy bibliotece. Chciałabym się tylko sprawdzić..” Potrząsnęłam głową nie chcąc by na razie ryzykowała swoją telekinezą. Skoncentrowałam wzrok na krześle a potem na niej wysyłając do niej energię, która zmusiła ją do tego, że siadła na krześle. - „ Hej to boli!” Pociera nogę i ogląda ją uważnie. Ale ja po prostu się uśmiechnęłam. Jest nieśmiertelna, więc nie będzie miała dużych siniaków, o ile w ogóle będzie je miała. Poza tym jest dużo do wyjaśnienia i nie mamy dużo czasu. Patrzyłam na nią dopóki w pełni się nie skoncentrowała, kiedy powiedziałam: „Zaufaj mi nie możesz grać, jeżeli nie znasz w pełni obowiązujących zasad. A jeśli nie znasz zasad, ktoś zrobi ci krzywdę.”

Rozdział 2 Haven rzuca się do mojego samochodu opierając nogi na siedzeniu. Marszczy brwi i mamrocze coś pod nosem – pełnego skargi i litości, gdy wycofałam samochodem i znalazłyśmy się na ulicy. - „ Zasada numer jeden.” Patrzę na nią odgarniając moje długie, blond włosy z twarzy. Postanowiłam zignorować jej otwarcie, długie i wrogie spojrzenie. „Nie możesz powiedzieć nikomu.” Wstrzymałam pozwalając zawisnąć słowom w powietrzu, lecz po krótkiej przerwie dodałam: „Poważnie. Nie możesz powiedzieć nawet mamie, tacie czy twojemu bratu Austinowi…” - „ Proszę.” Zmienia swoją pozycję. „ Ledwie z nimi rozmawiam.” Skrzywiła się. „Poza tym powtarzasz się. Powiedziałaś już to raz i wyraźnie. Teraz w końcu mogę ich zostawić i zacząć nowe życie.” Z trudem przełknęłam patrząc na nią uważnie, gdy zatrzymałyśmy się na czerwonym świetle. Nie byłam pewna, czy w pełni zrozumiała to co powiedziałam, więc dodałam: „Obejmuje to również Milesa. Pod żadnym pozorem nie możesz mu powiedzieć.” Przekręciła oczami i zaczęłam się bawić swoim pierścionkiem przekręcając go w kółko. : Dobra nie powiem nikomu. Rozumiem. Następny proszę!” - „ Nadal możesz jeść prawdziwe jedzenie.” Minęłyśmy skrzyżowanie, więc mogłam przyspieszyć. „ Ale nie zawsze będziesz miała na nie ochotę, ponieważ eliksir tak jakby cię wypełni i dostarczy wszystkich potrzebnych składników odżywczych. Ale nadal ważne jest żeby zachować pozory, przeważnie w miejscach publicznych, więc musisz przynajmniej udawać, że jesz.” - „ Tak jak ty?” Patrzy na mnie uśmiechając się. „No wiesz jak siedzimy na lunchu rozrywasz zawsze kanapkę na strzępy, myślisz, że nie zauważyłam? To właśnie robiłaś przez cały czas? Utrzymywałaś pozory? Bo Miles i ja myśleliśmy, że masz zaburzenia odżywiania.” Wzięłam głęboki oddech i skupiłam się na prowadzeniu zachowując odpowiednią prędkość. Pomyślałam o Damenie i o jego rozumieniu karmy, która za wszystkie nasze złe działania karze nas. Jeżeli tak jest i jeżeli bym miała wybór nie zmieniłabym zdania i jeszcze raz podjęłabym tą samą decyzję. Bo nieważne jak niewygodne było to teraz dla mnie. Lepsze było to niż uczestniczenie w jej pogrzebie, albo zastanawianie się który dzień będzie tym ostatnim. - „ O mój Boże!” Patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami mówiąc wysokim i piskliwym głosem: „Myślę, że.. że słyszałam to.” Spojrzałam na nią szybko. Było mi zimno, mimo faktu, że słońce świeciło wprost na nas. To nie jest dobre. Nie dobrze. - „ Twoje myśli! Myślałam o tym, że jesteś zadowolona, że nie musiałaś iść na mój pogrzeb tak? To oznacza, że ja faktycznie usłyszałam twoje myśli! To super!” Natychmiast podniosłam tarczę nie pozwalając jej więcej zajrzeć do mojego umysłu. Byłam trochę przerażona faktem, że była w stanie odczytać moje myśli, podczas gdy ja jej myśli nie mogłam odczytać. Przez to nie miałam nawet szansy pokazać jej jak mogłaby stworzyć tarczę. - „ Więc nie żartowaliście o tej całej telepatii? Ty i Damen naprawdę czytaliście sobie w myślach.”

Kiwnęłam głową powoli i niechętnie patrząc jej prosto w oczy, który błyszczały bardziej niż zawsze. Jej oczy zawsze były ciemno brązowe, często ukryte pod soczewkami, ale teraz były niemal złote. To był kolejny efekt uboczny nieśmiertelności. - „ Zawsze wiedziałam, że jest w was coś dziwnego, ale to nabiera zupełnie innego sensu. I teraz mogę również to robić! Jezu jak ja bym chciała żeby Miles tu był!” Zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową pracując nad swoją cierpliwością. Zastanawiałam się jak dużo razy będę musiała jej jeszcze powiedzieć, że nikt nie może o tym wiedzieć. Nacisnęłam hamulec, ponieważ zbliżyłyśmy się do przejścia dla pieszy i powiedziałam: „Ale nie możesz powiedzieć Milesowi pamiętasz? Mówiłyśmy już o tym.” Wzruszyłam ramionami patrząc na mnie i bawiąc się swoimi włosami. Uśmiechnęła się, gdy czarny Bentley zatrzymał się obok nas, a w środku były dzieciaki z naszej szkoły. - „ Dobrze. Świetnie! Poważnie nie powiem mu. Wyluzuj, już dobrze?” Zerka na naszych kolegów z klasy uśmiechając się i machając do nich flirciarsko. Posunęła się nawet tak daleko, że wysłała im kilka buziaków w powietrzu, a następnie śmiała się, gdy odwzajemnili je. „Tajemnica jest bezpieczna. Po prostu przyzwyczaiłam się mówiąc mu o wszystkich ekscytujących rzeczach, które dzieją się wkoło. Zawsze tak robiłam. Ale musisz przyznać, że to całkiem fajne prawda? Jak zareagowałaś, gdy po raz pierwszy się o tym dowiedziałaś? Nie zwariowałaś całkiem?” Patrzy na mnie uśmiechając się gdy dodaje: „ To tylko gra słów.” Skrzywiłam się dodając gazu tak nagle, przez co samochód wyrwał się do przodu zbyt gwałtownie. Wróciłam do pierwszego dnia lub przynajmniej do pierwszego razy gdy Damen próbował mi o tym powiedzieć na parkingu przy szkole. Ale nie byłam wtedy w stanie go słuchać. Było mi daleko do cieszenia się tym i nie byłam tym wcale podekscytowana a tym bardziej ucieszona. Następnie po raz drugi upierał się do wyjaśnienia naszej przeszłości przy bramie szkolnej. Z jednej strony myślałam, że to całkiem fajne, że możemy być w końcu razem po tych wszystkich latach. Ale z drugiej strony musiałam zrezygnować z wielu rzeczy, a to mnie przerastało. I choć na początku myślałam, że wybór należał tylko do mnie – że będę mogła nadal pić eliksir i jednocześnie prowadzić normalne życie, poddałam się potem temu zupełnie i teraz jest mi dobrze, ponieważ wiem dużo więcej. Teraz znam każdą stronę nieśmiertelności. Wiem o Shadowland. O nieskończonej pustce. Odwiecznej przepaści. Miejscu, w którym dusze nieśmiertelnych są izolowane, przez całą wieczność. To miejsce należy omijać. - „ Halo, ziemia do Ever?” Śmieje się.

Ale ja tylko wzruszyłam ramionami. To jest jedyna odpowiedź, którą mogłam jej dać. Odwróciła się do mnie i powiedziała: „Przepraszam, ale kompletnie cię nie rozumiem. To jest najlepszy dzień w moim życiu, a ty tylko mówisz o złych stronach. Heloł? Brak ograniczeń, wieczna młodość i życie to dla ciebie nic nie znaczy?” - „ Haven nie wszystko jest grą i zabawą. To jest…” - „ Tak, tak.” Przewraca oczami i z powrotem zakłada nogi na siedzenie podnosząc kolana do piersi i podpierając na nich podbródek. „Istnieją też minusy. „ Zmarszczyła brwi odgarniając włosy z twarzy. „ Ale Jezu nie jesteś już tym zmęczona? To twoje najlepsze życie! Jesteś wysoką, niebieskooką blondynką, szczupłą, utalentowaną, na dodatek tego wszystkiego najseksowniejszy facet na świecie okazuje się być w tobie zakochany.” Wzdycha zastanawiając się jak mogę być tak ślepa, żeby nie widzieć tego wszystkiego. „To znaczy nie oszukujmy się. Masz takie życie o którym niektórzy mogą tylko pomarzyć – a jednak narzekasz. I szczerze przykro mi to mówić, ale to jakieś szaleństwo. Bo prawda jest taka, że ja czuję się fantastycznie! Naładowana! Jakby piorun walnął w moje ciało, przez co moje ciało od dołu do góry dostało jakąś energię. I w żaden sposób nie zamierzam się tym martwić, ani smucić. I nie mam mowy żebym ukryła się pod dużą bluzą z kapturem i Spodem w uszach, oraz okularach przeciwsłonecznych. Ale teraz wiem przynajmniej dlaczego to robiłaś. Chciałaś uniknąć tych wszystkich głosów tak? Ale wciąż nie mogę uwierzyć w to, że tak żyję! Mam zamiar czerpać z tego nieograniczoną radość. Zamierzam także dać nauczkę Stacie, Honor i Craigowi jeżeli tylko spróbują obrazić moich przyjaciół.” Pochyliła się do przodu zwężając wzrok. „Kiedy myślę o tych wszystkich śmieciach, którzy cię skrzywdzili najchętniej wzięłabym ich w swoje ręce i…” Zamknęła usta. „ Nie łapię tego.” Patrzę na nią obniżając tarczę, tak żeby mogła usłyszeć w głowie moja odpowiedź, ale wiedziałam, że będzie dużo lepiej, jeżeli powiem to na głos: „Myślę, że dlatego, że zapłaciłam za to dużą cenę – utrata rodziców. Uciekałam do…” Zatrzymałam się nie całkiem gotowa do wyjaśnienia czym jest Summerland, że to mistyczny wymiar między wymiarami, lub most, który przeprowadza wszystkich śmiertelników na drugą stronę. Nie byłam gotowa przynajmniej teraz. Innym razem. „Zawsze tutaj będę. I nigdy nie będę mogła się dostać w miejsce, gdzie będę mogła zobaczyć moją rodzinę znowu.” Potrząsnęłam głową. „Czuję się dość ukarana za to.” Dotknęłam mojej ręki. Jej smutne spojrzenie opadło na moją twarz, a gdy na nią spojrzałam szybko odwróciła wzrok. - „ Przepraszam. Zapomniałam jak nie lubisz być dotykana.” Zmarszczyła się zakładając kosmyki włosów za ucho. - „ Nie nienawidzę być dotykana.” Uśmiechnęłam się. „To czasami pomaga mi usłyszeć co myślą inni.” - „ Ze mną też tak będzie?” Patrzę na nią nie mając pojęcia jak wielki byłby to dla niej prezent. Wypiła tylko jedną butelkę eliksiru i tak dużo potrafi, że kto wie co przyniesie następna? - „ Nie wiem. Ze mną stało się tak ponieważ umarłam i poszłam do…” Jej oczy się zwężały chcąc odczytać moje myśli, ale nie zdołała przez moją tarczę.

- „ No powiedzmy, że miałam bliski kontakt ze śmiercią. Ale decyzja się zmieniła.” Byłam już niedaleko jej ulicy. Patrzy na mnie intensywnie, dotykając swoich rozdartych legginsów, gdy mówi: „ Wydaje mi się, że dajesz mi tylko to co chcesz.” Unosi brew czekając na moje zaprzeczenie. Ale nie robię tego. Nie robię nic tylko zamykam oczy i skinęłam głową. Byłam już zmęczona ukrywaniem tego i ciągłymi kłamstwami. To dobrze przyznać się do kliku rzeczy dla odmiany. - „ Mogę zapytać dlaczego?” Wyprostowałam się i wzięłam głęboki wdech zmuszając się do spojrzenia na nią. „To dużo jak na jeden raz. Niektórych rzeczy musisz doświadczyć, aby zrozumieć, podczas gdy na inne rzeczy możesz poczekać. Choć jest kilka rzeczy, które musisz wiedzieć.” Zaparkowałam na jej podjeździe i grzebałam w mojej torbie wręczając jej małą torebeczkę z jedwabiu, taką jak kiedyś dał mi Damen. - „ Co to?” Rozciąga sznurki i wkłada palce do środka znajdując mały naszyjnik z kamieniami zawieszonymi na złotej nici. - „ To amulet. Ważne abyś nosiła go przez cały czas, zaczynając od teraz.” Przekręca oczami i odchyla go do przodu i do tyłu patrząc jak kamienie błyszczą w promieniach słońca. - „ Mam tez taki.” Podciągnęłam koszulkę i pokazałam jej swój. - „ Czemu mój jest inny?” Patrzy na mój i na swój porównując je, tak jakby rozważała, który jest lepszy. - „ Ponieważ nie ma dwóch takich samych. Wszyscy jesteśmy inni i mamy różne potrzeby. Pozwalają trzymać nas w bezpieczeństwie.” Patrzy na mnie. - „ Posiadają właściwości ochronne.” Brnęłam w temat z którym nie zgadzałam się z Damenem. Przechyla głową chcąc odczytać moje myśli, ale zdaje sobie sprawę, że ją powstrzymuję. : Chroni nas przed czym? Przecież jesteśmy nieśmiertelni. Co oznacza, że żyjemy wiecznie, jednak mówisz, że potrzebujemy ochrony. Aby być bezpiecznymi?” Kręci głową. „Niestety to nie ma sensu. Kto lub co mogłoby nas skrzywdzić?” Wzięłam głęboki oddech zapewniając siebie, że robię co trzeba, pomimo tego co myślał Damen. Miałam nadzieję, że mi wybaczy, gdy mówię: „Musisz być chroniona przed Romanem.” Kręci głową i krzyżuje ręce nie chcąc w to uwierzyć. - „ Przed Romanem? To śmieszne. On nigdy by mnie nie zranił.” Patrzę na nią nie wierząc własnym uszom, zwłaszcza po tym wszystkim co powiedziałam.

- „ Wybacz Ever, ale Roman jest moim przyjacielem. I jesteśmy na dobrej drodze do stania się kimś więcej niż przyjaciele. A ponieważ nie jest tajemnicą, że nienawidzisz go od pierwszego dnia, to naprawdę nie zaskakuje mnie to co mówisz teraz. Smutne, ale nie dziwne.” - „ Nie pogodzę się z tym.” Próbowałam być spokojna, ale nie mogłam. Wiedząc, że podnosząc głos, aby ją zmusić, by zobaczyła to co ja widzę nie zadziała na kogoś upartego tak jak ona. - „ Może masz rację nie lubię go, ale biorąc pod uwagę, że próbował cię zabić myślę, że to wystarczający powód. Mam nawet świadków, bo nie byłam tam sama!” Przekręciła oczami stukając paznokciami w drzwi, gdy powiedziała: „Dobra więc powiedz mi to wprost. Roman próbował mnie otruć herbatą z…” - „ Belladoną, znaną również jako wilczą jagodą.” - „ Cokolwiek. Chodzi o to, że twierdzisz, że starał się mnie zabić, ale zamiast zadzwonić na 911 przyszłaś by sama to zobaczyć na własne oczy? Nie potraktowałaś tego na poważnie, więc dlaczego ja miałabym?” - „ Starałam się, ale to zbyt skomplikowane.” Potrząsnęłam głową. „To był wybór pomiędzy czymś czego najbardziej potrzebuję a tobą. I jak widać wybrałam ciebie.” Patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami oceniając na ile mówię prawdę. - „ Roman obiecał mi dać to czego potrzebuję, jeżeli pozwolę ci umrzeć. Ale nie mogłam tego zrobić. A teraz jesteś nieśmiertelna.” Kręci głową koncentrując się na grupie dzieci z sąsiedztwa, które bawią się na ulicy. Prze chwilę trwała cisza, gdy się odezwała: „ Przykro mi, że nie udało ci się dostać to czego szukałaś. Ale mylisz się co do Romana. Z tego co powiedziałaś miał eliksir, ale był gotowy do współpracy niezależnie co byś wybrała. Poza tym myślę, że Roman wie lepiej jak bardzo byłam nieszczęśliwa z moją rodziną… . On chyba po prostu chciał żeby była nieśmiertelna, aby oszczędzić mi tego wszystkiego, ale za duża odpowiedzialność spadla na niego. Jestem całkowicie pewna, że jeżeli byś mi niepodana eliksiru on by to zrobił. Spójrzmy prawdzie w oczy Ever dokonałaś złego wyboru. To był tylko blef.” Zatkało mnie. Potrząsnęłam głową nie mogąc w to uwierzyć i zaczęłam od nowa: „ To nie jest tak, że… a nawet jeżeli by było..” Przestałam mówic, byłam zła ponieważ miała rację. Próbowałam ostrzec ją przed wszystkimi niebezpieczeństwami – a Damen nie może być zły na mnie za to co powiem jej. - „ Dobrze uwierzę w to co chcesz tylko zrób coś dla mnie. Jeśli masz zamiar spotkać się z Romanem noś ten amulet. To wszystko o co cię proszę. Poważnie nie zdejmuj go nigdy.” Patrzy na mnie otwierając drzwi, rozpaczliwie próbując się wydostać z samochodu, być daleko ode mnie. - „ Jeśli mówiłam poważnie by spłacić mi nieśmiertelność..” Spojrzała na mnie. – „ Roman ma coś czego potrzebuję.”

Rozdział 3 – - „ Jak poszło?” – Damen otwiera drzwi zanim zdążyłam zapukać. Jego wzrok był głęboki i intensywny. Poprowadził mnie do salonu, gdzie opadłam na kanapę podkładając pod siebie pluszowe poduszki i ściągając japonki. Chciałam uniknąć jego spojrzenia. Wylądował na miejscu tuż obok mnie, więc spojrzałam na niego. Patrzyłam na jego wysokie kości policzkowe, bujne usta zapraszające mnie, ciemne falowane włosy, grube rzęsy. – Dzisiaj wolałam jednak patrzeć gdzie indziej. – - „ Więc powiedziałaś jej?” Jego palce wędrują wzdłuż mojego policzka, ucha. Jego dotyk napawa mnie mrowieniem i ciepłem mimo energii, która unosi się między nami. „ Ciastko pomogło?” Jego usta powędrowały wzdłuż mojej szyi. – Oparłam się plecami o poduszki zamykając oczy w udanym ataku zmęczenia. Ale prawda jest taka, że nie chciałam by obserwował mnie z tak bliska. Nie chciałam aby wyczuł moje myśli, moją energię – te obce impulsy, które są we mnie od kilku dni. – - „ Prawie.” Wzdycham. „Ona bardzo dużo rzeczy ignoruje – bardzo jej się to teraz podoba.” – Studiuje mnie uważnie i intensywnie. – - „ Jakieś szczegóły?” – Spojrzałam w dół spowalniając swój oddech. „Jest tak… dalece zaawansowana. Ma już ten cały wygląd, wiesz? Ten niesamowity wygląd bez skazy. Ona nawet słyszała moje myśli, dopóki ich nie zablokowałam.” Skrzywiłam się i potrząsnęłam głową. – - „Niesamowity? To tak nas widzisz?” Oczywiście zmartwiły go moje słowa. – - „ Właściwie nie do końca niesamowity.” Zatrzymałam się zastanawiając się dlaczego to tak sformułowałam. „Coś bardziej… nienormalnego. Chodzi mi o to, że nawet modelki nie wyglądają tak idealnie. Nie wspominając o tym co zrobimy, gdy urośnie z dnia na dzień cztery cale tak jak ja? Jak to wyjaśnimy?” – - „ Tak samo jak zrobiliśmy z tobą.” Mówi patrząc na mnie uważnie. Widać, że bardziej był zainteresowany tym czego nie mówiłam, niż tym co mówiłam teraz. „ Nazwiemy to przyśpieszonym wzrostem. To nie jest rzadkością wśród śmiertelników.” Jego głos podnosi się w słabej próbie żartu, który nie zadziałał. – Odwróciłam wzrok patrząc na zawalone regały, obrazy olejne stojące z boku, które nie miały dla niego żadnego znaczeni, a dla mnie tak. Wie co się dzieje, ale miałam nadzieję, że nie może poczuć jak daleko to zaszło. Gdy powiedziałam te słowa przeanalizowałam wszystkie wnioski, nie zagłębiając się jakoś szczególnie w nie. – - „ Nienawidzi cię tak jak tego oczekiwałaś?” Pyta głosem głębokim, stałym.

– Spojrzałam na niego, na tą wspaniała istotę, która lubi mnie przez ostatnie czterysta lat nie ważne jakie błędy robiłam i jak postępowałam. – Westchnęłam i zamknęłam oczy manifestując czerwonego tulipana, którego od razu mu dałam. To był nie tylko symbol naszej miłości, ale także symbol jego zwycięstwa. – - „ Masz rację, wygrałeś.” Potrząsnęłam głową przypominając sobie jak zareagowała gdy jej wszystko powiedziałam. – - „ Jest wstrząśnięta. Czuje się jak gwiazda rocka. Lepiej, jak wampirzyca, która jest gwiazdą rocka. Ale wiesz oprócz tego spania w trumnie i picia krwi.” Potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się powoli. – - „ Mityczny członek nieumarłych?” Pyta Damen. „Nie jestem pewien co powinienem o tym myśleć.” – - „ Och jestem pewna, że to tylko efekt uboczny z ostatnich faz bycie martwą. Dreszczyk emocji w końcu będzie słabnąć. Wiesz, zatonie się w rzeczywistości.” – - „ Tak było z tobą?” Pyta unosząc mój podbródek do góry bym na niego spojrzała. „Czy emocje gasną, a może nawet zgasły?” Jego spojrzenie jest głębokie. Wiedziałam, że był czujny na każdą zmianę mojego nastroju. „Czy dlatego tak trudno teraz ci na mnie spojrzeć?” – - „ Nie!” Potrząsnęłam głową w pełni świadoma, że dałam się złapać, więc chciałam to obalić. „Jestem po prostu zmęczona. Ostatnio tyle się działo, to wszystko.” Przytuliłam się do jego piersi. To było miłe uczucie po tym trudnym dniu. – - „ Dlaczego nie może być tak zawsze?” Mamroczę wiedząc co to oznacza: Dlaczego nie mogę się czuć tak? – Dlaczego wszystko się zmienia? – - „ Może. Naprawdę nie widzę żadnego powodu dlaczego nie miałoby tak być.” – Odciągnęłam się od niego i spojrzałam na niego. „Och mogę tylko pomyśleć o dwóch powodach.” – Skinęłam w kierunku Romy i Rayne, za które jesteśmy teraz odpowiedzialni, które schodziły ze schodów tak bardzo podobne do siebie. Miały tak samo czarne, długie i proste włosy, wielkie, ciemne oczy, bladą cerę, ale miały inne stroje. Romy miała na sobie różowy dres z pasującymi do niego klapkami. Rayne były bez butów i ubrana było na czarno. Ich czarny kot – Luna, siedział na jej ramieniu. Uśmiechnęły się ciepło do Damena. Jedyną rzeczą, która się nie zmieniła było to jak na mnie patrzyły. – - „ Będą nas tylko odwiedzać.” Mówi chcąc w to wierzyć i chcąc żebym ja również w to uwierzyła. – - „ Nie, nie będą.” Westchnęłam i zaczęłam zakładać japonki. „Ale nie jest tak ,że robią to bez powodu.” Wślizgnęłam się w buty i spojrzałam na niego.

– - „ Idziesz już?” – Kiwnęłam głową unikając jego wzroku. „ Munoz ma przyjść do Sabine. Chce żebyśmy poznali się lepiej. Wiesz mniej stosunków nauczyciel – uczeń.” Zdałam sobie nagle sprawę, że powinnam go zaprosić. To byłoby bardzo niegrzeczne gdybym go nie zaprosiła. Ale obecność Damena przysporzy mi tylko zmartwienia odnośnie moich planów na wieczór. Może być trochę podejrzliwy, ale nie ma dowodów. Zwłaszcza po tym jak wyraźnie czuje mój udział w magii. „ Więc, wiesz…” Pozwoliłam, aby słowa zawisły między nami, ponieważ nie miałam pojęcia co powiedzieć dalej. – - „ o Romanie?” – Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na niego. – - „ Ostrzegłaś Haven? Powiedziałaś co jej zrobił?” – Skinęłam głową. Przywołałam słowa, które ćwiczyłam prze cała drogę w samochodzie, że Haven mogła być naszą jedyną szansą żebyśmy mogli zdobyć to czego chcemy. Miałam nadzieję, że to zrobiło na nim lepsze wrażenie, niż na mnie. – - „ I?” – Oczyściłam gardło. – Czekał aż zacznę mówić. Nauczył się być bardzo cierpliwym przez te sześćset lat, gdy otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale nie mogłam. Zna mnie zbyt dobrze. Więc zamiast tego po prostu podniosłam ramiona i westchnęłam wiedząc, że słowa są zbędne, a odpowiedź mógł zobaczyć w moich oczach. – - „ Rozumiem.” Mówi tonem gładkim, równym, bez śladu jakichkolwiek emocji, co musze przyznać, że mnie rozczarowało. – Sama siebie przez to oceniałam, więc dlaczego on tego nie robił? – - „ Ale to naprawdę nie tak jak myślisz. To nie jest tak, że nie próbowałam jej ostrzec. Ona nie chciała słuchać. Więc pomyślałam co do cholery. Jeśli ona będzie się nadal trzymać z Romanem, to co jest złego w tym, że będzie mogła nam pomóc znaleźć antidotum? Wiem, że to złe, naprawdę, ale pomyśl tylko, to wszystko jest jedną wielką transakcją.” – Patrzy na mnie, a jego twarz była spokojna, nie zdradzała na razie niczego. – - „ Poza tym nie mamy żadnych dowodów na to, że pozwoli jej umrzeć. Miał antidotum, wiedział co wybiorę. Ale nawet jakbym wybrała źle, skąd wiemy czy by nie dał nam eliksiru?” Biorę głęboki oddech nie wierząc, że argumentuje to tak samo jak Haven kilka chwil wcześniej. „ Może próbowałby to wszystko odwrócić! Wiesz, że byliśmy gotowi na to by pozwolić mu by ją zabił i obrócić wszystko przeciwko nam! Czy kiedykolwiek myślałeś o tym?” – - „ Nie. Nie myślałem.” Mówi a z jego twarzy zniknęły obawy.

– - „ Ale to nie jest tak, że nie zamierzam monitorować calej sytuacji. Jestem pewna, że jest bezpieczna. Ona ma wolną wolę i nie możemy wybierać jej znajomych, więc pomyślałam, że wiesz o Romanie… i o wszystkim…” – - „ A co z uczuciem jakie Haven darzy Romana? Pomyślałaś o tym?” – Moje słowa zawierały przekonanie, którego właściwie nie czułam, gdy powiedziałam: „Ona kiedyś żywiła do ciebie takie uczucia, jak pamiętasz. I znudziło jej się to szybko. I nie zapominaj o Joshu. Była przekonana, że to jej bratnia dusza. Jestem pewna, że Roman starci urok i również znajdzie się na samym dole listy. Wiem, że to może jej się wydawac delikatne, ale to nie jest takie łatwe jak myślisz.” – Stoję dając mu do zrozumienia, że to już koniec tej rozmowy. Co się stało to się nie odstanie. Nie chciałam pokazać mu, że też się waham jeżeli chodzi o relacje jakie łączą Haven i Romana. – Waha się patrząc na mnie uważnie. A potem podszedł do mnie, wziął mnie za rękę i zaprowadził do drzwi, gdzie mnie pocałował. Pocałunek trwał bardzo długo, ponieważ żadne z nas nie chciało go przerwać. – Przybliżyłam się do niego. Chciałam by ten pocałunek pomógł mi odpędzić to zło, które otacza mnie każdego dnia. – - „ Powinnam już iść.” Pierwsza przerwałam tą chwilę świadoma ciepła jakie jest między nami. – Poszłam do swojego samochodu, a Damen poszedł do środka. Pojawiła się Rayne ze swoim kotem na ramieniu, a następnie pojawiła się Romy. – -„ Dzisiejszej nocy księżyc poruszać się będzie w nowej fazie.” Mówi mrużąc oczy. Jej mina była bardzo ponura. Wszystkie wiedziałyśmy co to dokładnie oznacza. – Kiwam głową i oparłam się o siedzenie, gotowa już by jechać, lecz w ostatniej chwili powiedziała: „Wiesz co robić prawda? Pamiętasz nasz plan?” – Skinęłam głową, czując nienawiść do sytuacji, w której się znalazłam. – Wyjechałam na ulicę, a ich myśli dotarły do mojej głowy: To źle używać magii dla egoistycznych powodów, to nikczemne. Wszystko co zrobiła wróci z trzykrotną siłą.

Rozdział 4 Pierwszą rzeczą jaką widzę, gdy podjechałam pod dom był srebrny Prius Munoza. Co szczerze mówiąc sprawiło, że miałam ochotę zawrócić i pojechać gdzie indziej. Ale nie robię tego. Westchnęłam i wjechałam do garażu. Wiedziałam, że nie mam wyboru, jak tylko stawić mu czoła. Stawiłam czoła temu, że moja ciotka spotykała się z moim nauczycielem historii. Wprawdzie lepiej było siedzieć z nim przy stole w trakcie kolacji niż w trakcie śniadania, co nastąpi jeżeli sprawy nadal będą rozwijać się w tak szybkim tempie i będzie tylko kwestią czasu, kiedy: do widzenia Panie Munoz, witaj wujku Poul! Widziałam to w swojej wizji. Teraz tylko mogłam czekać, jak to wszystko się rozwinie. Prześlizgnęłam się na palcach przez drzwi boczne. Chciałam wejść do mojego pokoju niezauważona, aby mieć trochę czasu dla siebie – czasy, którego potrzebuję, aby zrobić kilka prostych rzeczy. Byłam gotowa, by wejść na górę po schodach, gdy pojawiła się Sabine: „Oh tak myślałam, że słyszałam twój samochód w garażu. Za pół godziny będzie jedzenie, ale możesz przyjść do nas nieco wcześniej.” Wyjrzałam przez jej ramię w poszukiwaniu Munoza, ale dzięki ścianie, która oddziela korytarz od salonu, mogłam zobaczyć tylko parę sandałów ze sztucznej skóry siedzących na tureckiej kanapie, tak rozluźnionych jakby to był jego dom. Spojrzałam na nią, patrząc na jej blond włosy sięgający jej do ramion, zaróżowione policzki, musujące, niebieskie oczy i cieszyłam się, że jest szczęśliwa, mimo, że nie w taki sposób, który by mi odpowiadał. - „ Daj mi chwilę..” Mówię wymuszając uśmiech. „Muszę się umyć i zrobić kilka rzeczy…” Moje spojrzenie dryfuje z powrotem do Munoza nie mogąc oderwać wzroku przez ten niepokojący widok. - „ Dobrze, tylko niech nie zajmie ci to zbyt dużo czasu.” Odrzuca włosy za ramię i dodaje: „Oh i prawie bym zapomniała. Coś do ciebie przyszło.” Podaje mi kremową kopertę ze stołu. Był to list od Jude. Stałam i patrzyłam na niego, wiedząc, że nie muszę go otwierać, by wiedzieć co zawierał. Ale nie chciałam go dotykać, robić coś z czymś co było kiedyś moją pracą, albo należało do Juda, który jak się okazało odegrał znaczącą rolę w moim całym życiu. Pojawiając się znowu i znowu zawsze udawało mu się popsuć moje kontakty z Damenem. Odwieczny trójkąt miłosny, który zakończył się w dniu, w którym zauważyłam u niego tatuaż Ourboros. I choć Damen twierdzi, że wiele osób je ma – że jego znaczenie wcale nie musi być złe, nie mogłam ryzykować. Nie mogłam ryzykować, że Jude nie jest jednym z nich, gdyż uważałam, że jest. - „ Ever?” Sabine mówi wysyłając mi spojrzenie, które mówiło: Nie ważne jak dużo przeczytałam książek na ten temat, może wszystko się ułożyć. Uśmiechnęłam się słabo. Ręce mi drżały, ciało się pociło, gdy zawartość koperty okazała się być wypłatą, którą zarobiłam wraz z krótka notatką, a raczej prośbą żebym dała mu znać, czy wrócę, bo jeżeli nie to chciałby zatrudnić kogoś na moje miejsce.

To wszystko. Nie: co się do cholery stało? Albo: Dlaczego po tym jak się całowaliśmy rzuciłaś mnie na meble ogrodowe? On już wie. Wie od dawna. Może być teraz w samej czołówce tej gry, ale niewiele o tym wiem i zamierzałam to nadrobić. Wyrzuciłam kopertę do kosza, mój brak reakcji powinien być odpowiedzią. Nadszedł czas – aby zacząć wszystko od nowa (jedyna możliwość jak sądzą Romy i Rayne) złamać zaklęcie, które wypowiedziałam i nieświadomie wezwałam ciemne moce. Księżyc stawał się coraz większy, co oznacza, że bogini Hekate rośnie, którą błędnie wezwałam. Mam miesiąc, gdy to wszystko zatoczy koło. Sięgnęłam do pudełka biorąc świece, kryształy, zioła, olejek i kadzidło, których będę potrzebowała aby umieścić je w takiej kolejności jak poprzednio. Zrzuciłam moje ubranie i weszłam do wanny . Poczekałam, aż woda okryje moje ciało, a następnie wzięłam kilka jasnych kryształów z kwarcu i zaśpiewałam: Oczyszczam i odzyskuję moje ciało Więc moja magia może poprawnie się wiązać Mój duch odradza się gotowy do lotu Zezwalam mojej magii chwycić noc. Ale w przeciwieństwie do ostatniej próby nie przywołałam Romana. Nie chciałam go widzieć, dopóki nie będę gotowa i dopóki nie będzie to absolutnie konieczne. Dopóki nie odwrócę tego co zrobiłam. Nie mogę ryzykować, że wszystko będzie jak wcześniej. Nie mogłam ufać sobie do końca, tym bardziej, że marzyłam o nowych rzeczach. Pierwszej nocy obudziłam się zmarznięta, spocona, mająca w głowie obraz Romana. Byłam pewna, że to tylko skutek ostatnich wydarzeń – poznania prawdy o Judzie, danie Haven soku. Ale to wracało każdej nocy i nie tylko w moim snach, ale zaczęłam o tym marzyć, co jest dość dziwne, a na dodatek bije we mnie ten nieznany puls – co tylko przekonało mnie, że Romy i Rayne mają rację. Pomimo moich jak najlepszych odczuć tuż po rzuceniu zaklęcia, wszystko zaczęło się wyjaśniać i zrozumiałam co zrobiłam. Zamiast przywiązać Romana do siebie, ja przywiązałam się do niego. Zamiast moich planów, by szukał mnie – to ja beznadziejnie próbowałam go znaleźć. Damen nie może się o tym nigdy dowiedzieć. Nikt nie może wiedzieć. Przekonałam się na własnej skórze, że o skutkach bawienia się magią, a amatorzy którzy zanurzają się w nią zbyt szybko, cóż to może być ich koniec. Być może to ich ostatnia rzecz.

Wzięłam głęboki wdech i zanurzyłam się jeszcze głębiej, tak, że woda okrążała mi podbródek pochłaniając całą energię. Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, że wszystkiego się pozbędę. Gdy woda zaczęła stygnąć, czyściłam każdy centymetr swojego ciała chcąc zmyć nową, skażoną wersję mnie i odzyskać starą. Wydostałam się z wanny i zarzuciłam na siebie białe, jedwabne szaty. Przewiązałam przepaskę wokół pasa i udałam się do szafy wyjmując z niej nóż. Ten sam, który Romy i Rayne skrytykowały twierdząc, że jest zbyt ostry i do niczego się nie nadaje, a ja tylko pogorszyłam sprawę używając go i kazały mi stopić, a potem przekazać im, aby mogły dokończyć rytuał odpędzania, nie ufając tak początkującej osobie jak ja. Zgodziłam się to zrobić wprowadzając nóż w płomienie. Jeśli prawdziwym problemem jak twierdziły było moje zaklęcia, to co za różnica jakiego noża użyję? Tym razem, aby upewnić się, że wszystko będzie w porządku dodałam kila dodatkowych kamieni zdobiąc je w indiański sposób, aby mnie chroniły i zapewniły szczęście ( którego, jak były przekonane bliźniaczki będę potrzebować naprawdę dużo), krwawnika dla odwagi, siły i zwycięstwa (co było zawsze dobrym połączeniem) trochę turkusa dla uzdrowienia i aby wzmocnić zaklęcie. Następnie dodałam garść soli przed pojawieniem się białych płomieni. Wezwałam elementy ognia, powietrza, wody i ziemi odrzucając wszystko co złe i wzywając tylko dobro. Zaczęłam śpiewać, powtarzając to trzy razy zanim wezwałam największe moce. Tym razem byłam pewna, że wezwałam tylko dobrą stronę – zamiast Hekate przywołałam dobrą boginię. Uklękłam na podłodze na swoim świętym miejscu rysując na mojej dłoni linię życia a następnie przecinając ją nożem. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie Romana stojącego przede mną, kuszącego mnie, uśmiechającego się serdecznie i zapraszająco. Starałam się nie zwracać uwagi na jego hipnotyzujące piękno, jego niezaprzeczalny urok i na sznur zawiązany na jego szyi. Sznur nasączony moją krwią. Ten sam sznur umieściłam tam ostatnim razem, w czwartek wieczorem, kiedy próbowałam po raz pierwszy wykonać rytuał i myślałam, że mi się udało, ale wszystko poszło nie tak jak chciałam. Tym razem będzie inaczej. Moje zamiary są inne. Chcę z powrotem moją krew. Zamierzam się uwolnić. Zanim będzie mógł zniknąć zaczęłam śpiewać: Rozwiązuję ten węzeł Pozbywam się twojej magii Tam gdzie kiedyś był związany ten sznur mocno Odwracam to, by wszystko było jak należy Twój uścisk nie jest już silny, potrafię się z niego uwolnić Rozwiązuje ten sznur i będę wolna Żadne krzywdy mnie nie spotkają Od dziś wszystko się zmieni

To jest moja wola, moje słowo, moje życzenie – tak musi być! Zmrużyłam oczy czując powiew wiatru popychający mnie w stronę ściany. Usłyszałam grzmot nad głową i błysk. Moja prawa dłoń była podniesiona i otwarta – moje spojrzenie zablokowało się na nim. Psychicznie poluzowałam węzeł na jego szyi i wezwałam krew z powrotem do siebie. Wróciłam tam, gdzie to wszystko powstało. Powróciłam tam, gdzie to wszystko należało. Moje oczy były rozszerzone z emocji. Podniosłam rękę do rany na mojej szyi czekając, aż się w pełni zagoi i nie będzie żadnego śladu tego co zrobiłam. Tak jakby nigdy się to nie wydarzyło. Ale gdy byłam gotowa pozbyć się go na dobre, uwolnić siebie z jego rąk, ten dziwny, obcy puls przeszył moje wnętrze ze straszliwą siłą, tak, że nie mogłam go w ogóle zatrzymać. Potwór wewnątrz mnie był teraz w pełni obudzony, rósł w siłę z każdą sekundą. Był spragniony i domagał się zaspokojenia. Moje serce zaczęło szybciej bić, ciało drżeć i nie ważne jak bardzo bym walczyła, to i tak nie ma sensu. Jestem zakładniczką jego pragnienia, tęsknoty – ja się przestałam w ogóle liczyć, a tym bardziej konsekwencje tego. Moim jedynym celem jest zaspokojenie jego potrzeb. Oglądałam jak cykl powtarza się po raz kolejny. Moja krew spływająca z mojej dłoni, przewód zawiązany na szyi Romana - zwisający i nasiąknięty moją krwią, zwisający aż do jego piersi. Bez względu na to co robię, jak bardzo próbuję z tym walczyć i to powstrzymać, nic nie mogę zrobić. Nie zatrzymałam się, widząc zasadzkę w jego oczach. Nie zatrzymałam pociągu do niego. Nie powstrzymałam zaklęcia, które wiąże mnie z nim. Jego ciało jest jak magnes, które ma tylko mnie, zamykając niewielką przestrzeń między nami w niecała sekundę. A teraz tęsknota za nim jest nie do powstrzymania, nie do wytrzymania. Widzę tylko jego. Jest wszystkim czego potrzebuję. Mój cały świat ograniczał się teraz do niego. Jego usta były dla mnie takie kuszące, zapraszające. Ten dziwny puls wzywa mnie do przodu, chętny abym się z nim połączyła. Moje usta legną do niego coraz bliżej, gdzieś tam głęboko, gdzieś… Zupełnie nie mogłam sobie przypomnieć zapachu Damena, jego wizerunku. Miałam tylko krótki błysk światła, który za chwilę znikał, by przypomnieć mi kim jestem, czym jestem i jaki jest mój prawdziwy powód bycia tutaj. Wystarczająco mi się przypominał, aby uwolnić mnie od strasznego marzenia. Krzyknęłam z rozpaczy: „Nie!”

Odskoczyłam uwalniając siebie od niego, od tego. Wtedy Roman zniknął z moich oczu. Jedynym śladem tego, że tu był, jest straszliwy ból w środku mojego ciała, zakrwawione ubrania i nadal rozbrzmiewające słowa w moim gardle: -„ Nie, nie, nie, nie, nie. Boże proszę, nie!” - „ Ever?” Patrzę w kierunku szafy nerwowo ściskając swoje ubrania mając nadzieję, że ona po prostu odejdzie, da mi trochę czasu, spokoju, a przynajmniej wystarczająco dużo czasu, aby się dowiedzieć.. . - „ Ever, wszystko w porządku? Kolacja już jest gotowa, mogłabyś w końcu zejść na dół!” - „ Dobra!” Zamknęłam oczy szybko manifestując sukienkę. Nie miałam pojęcia co mam teraz zrobić, gdzie mam pójść. Choć jedno jest pewne – nie mogę powiedzieć Romy i Rayne – były świadkami mojej ostatniej fatalnej próby, a ja nie przeżyję tego ponownie. Poza tym za bardzo kochają Damena, by mi to wybaczyć. - „ Będę za sekundę, naprawdę!” Mówię wyczuwając jej energię z drugiej strony drzwi. - „ Pięć minut!” Oddala się dodając: „ Jeżeli do tej pory cię nie będzie, wrócę po ciebie!” Zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową. Zadbałam o swój wygląd, by nikt niczego nie podejrzewał, ponieważ jeżeli zobaczą, że na zewnątrz wszystko jest dobrze, nie będą wiedzieli, że w środku dzieje się, aż tak źle.

Rozdział 5 Wymknęłam się boczną bramą i wyszłam na ulicę. Usłyszałam śmiejących się i żartujących Sabine i Munoza tuż przy basenie, a potem zaczęłam biec. Uważałam, aby złagodzić tempo, by nie biec zbyt szybko, ale też nie za wolno. Nie chciałam przyciągać niczyjej uwagi. Szczególnie złe by było tłumaczenie tego Sabine. Więc wzięłam wcześniej trochę piersi z kurczaka z grilla, sałatkę ziemniaczaną, całą kolbę kukurydzy i szklankę wody – udawałam, że mnie to interesuje byle tylko nie wzbudzić nowych podejrzeń. Jej głos był piskliwy i całkowicie wysoko, gdy mówiła: „ Teraz? Ale robi się ciemno, no i właśnie co zjadłaś!” Jej wzrok uważnie się mi przyglądał, wymyślając w głowie nowe rozwiązania tej sytuacji, takie jak bulimia! Po wykluczeniu anoreksji starała się wytłumaczyć moje dziwne zachowania, oraz moje dziwne nawyki żywnościowe bulimią. Chciałabym jej wyjaśnić, usadzić ją i jej powiedzieć: „ Wyluzuj. To nie to co myślisz. Jestem nieśmiertelna, a sok jest wszystkim czego potrzebuję, by przetrwać. Ale teraz mam mały problem – problem czarów, więc nie mogę czekać!” Ale to nigdy się nie zdarzy. Nie może się zdarzyć. Damen jasno mi powiedział, że muszę zatrzymać nasz sekret dla siebie. I po zobaczeniu co się z nim stało, gdy dostał się w niepowołane ręce, muszę powiedzieć, że zgadzam się z nim w stu procentach. Ale zachowanie tego w tajemnicy jest jednym z moich największych wyzwań. Jestem teraz oficjalnie osobą (przynajmniej dla Sabine, bo Munoza to już nie dotyczy) ubraną w T-shirt, trampki, szorty, która idzie pobiegać wieczorem. Łatwy i dobry pretekst do wyjścia z domu, z dala od Munoza, którego nigdy nie chciałam poznać z tej osobistej strony. Łatwy pretekst, aby uciec od ciotki, która jest dla mnie tak uprzejma i pomocna, a ja nie mogę dla niej nic zrobić i czuję się z tym jak najgorsza osoba na świecie, która powoduje wszelkie kłopoty. Łatwy i dobry pretekst, aby uciec od dwóch wspaniałych i dobrych ludzi, na dodatek wszystko prowadzi mnie do ciemnej obsesji. Od której nie mogę się uwolnić. Obsesji, którą jestem zdeterminowana pokonać. Skręciłam szybko w ulicę po lewej stronie patrząc na złote samochody, chodniki, na które padają ostatnie promienie słońca przez co wydają się miększe, cieplejsze. Moje mięśnie pracują szybciej, nogi poruszają się coraz wyżej i szybciej. Starałam się spowolnić, bo wiedziałam, że może to być zbyt ryzykowne, ale nie mogłam. Nie mogłam się zatrzymać. Już ktoś inny przejął nade mną kontrolę. Dążyłam do tego miejsca, jak strzała w kompasie pokazująca północ. Cała moja istota skoncentrowała się na tym jednym punkcie. Samochody, ludzie, wszystko wokół mnie było zredukowane do

rozmazującego się koloru pomarańczowego. Wszystko co mijałam stawało się jedynie plamą. Moje serce zaczęło bić mocniej, ale nie z biegu, czy wysiłku, tylko dlatego, że złamałam pewną barierę. Gdy byłam coraz bliżej czułam napięcie. Byłam blisko… Coraz bliżej… Prawie na miejscu. Biegłam jak szalona, ale dla mi nadal to nie wystarczało, biegłam za wolno. W momencie, gdy to zobaczyłam zatrzymałam się. Moje spojrzenie zwężało się, a wszystko wokół mnie przestało istnieć. Wpatrywałam się w drzwi Romana, jak jakaś bestia. Próbowałam przezwyciężyć ten dziwny, obcy puls we mnie i wejść tam i skończyć to wszystko raz na zawsze. Zmusiłam siebie na długie, głębokie oddechy wzywając siłę, której będę potrzebować. Zrobiłam pierwszy krok, gdy usłyszałam swoje imię wypowiedziane głosem, którego miałam nadzieję już nigdy nie spotkać. Szedł w moją stronę, unosząc się lekko jak letni wiatr. Jego lewa ręka była zabandażowana. Stanął naprzeciwko mnie patrząc na mnie uważnie, gdy powiedział: „Co robisz?” Z trudem przełknęłam czując jak mój puls zwalnia. Moją pierwszą myślą nie była ucieczka, zakończenie pracy, ani umieszczenie drugiej ręki w bandażu, ale żeby skłamać. Podać mu jakiekolwiek usprawiedliwienia, że potrafię wyjaśnić moją obecność koło sklepu Romana. - „ A co ty tu robisz?” Przekręciłam oczami . Wiedziałam, że trudno by mi było znaleźć go tu przypadkiem. Mimo wszystko jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, członkami tego samego plemienia – nieuczciwych nieśmiertelnych. „Oh, ładny rekwizyt, tak przy okazji.” Wskazałam na jego bandaż, który stanowi bardzo dobrą przykrywkę dla tych, którzy nie są wtajemniczeni. Ale ja byłam. Patrzy na mnie potrząsając głową. Jego głos był stały, pewny siebie, gdy mówi: „W porządku Ever? Nie wyglądasz zbyt dobrze…” Potrząsnęłam głową i przekręciłam oczami. „Niezła próba Jude, muszę to przyznać. Fałszywa troska o mnie, udawanie poszkodowanego. Jesteś gotowy, aby robić to cały czas, co nie?” Zmarszczył brwi przechylając głowę tak, że kilka dredów opadło mu za ramię sięgając niemal jego talii. Udawał przyjaznego i niewinnego, gdy powiedział: „Zaufaj mi, nie jestem fałszywy. Pamiętasz kiedy mnie uderzyłaś i wyrzuciłaś na meble?” Pokazuje swoją rękę. „To jest tego skutek. Stłuczenie, złamana kość promieniowa i wybicie niektórych palców, tak mi powiedział lekarz.” Wzdycham i potrząsam głową. Nie mam czasu na tę farsę. Muszę dostać się do Romana i pokazać mu, że nie może mnie kontrolować, nic nie znaczy dla mnie i pokazać mu kto tu rządzi. Oczywiste jest, że częściowo odpowiada za to co się ze mną dzieje i muszę przekonać go, by dał mi antidotum, aby położyć kres tej grze.

- „ Choć jestem pewna, że to wygląda bardo wiarygodnie dla większości ludzi, ja nie jestem większością. Wiem dużo więcej. A faktem jest, że dobrze o tym wiesz. Więc po prostu to zakończmy dobrze? Nie mogło cię to zranić. Przynajmniej nie na długo. Masz zdolności uzdrawiania, ale o tym już chyba wiesz, czyż nie?” Patrzy na mnie marszcząc brwi i robiąc krok wstecz. A prawda jest taka, że naprawdę wygląda na zakłopotanego. - „ Co ty mówisz?” Rozejrzał się dookoła. „ Leczenie? Mówisz poważnie?” Westchnęłam trzymając ręce na biodrach. „Heloł? Członek diabelskiego plemienia Romana? Nie udawaj, że nie jesteś jednym z nich, widziałam tatuaż.” Nadal patrzy na mnie zakłopotany. Pomyślałam: szkoda, że nie jest aktorem, bo naprawdę dobrze mu to wychodzi. - „ Heloł? Tatuaż Ouroboros? Na plecach?” Przekręciłam oczami. „Widziałam go, dobrze o tym wiesz. Prawdopodobnie chciałeś żebym go zobaczyła, więc przekonałeś mnie żebym weszła do jacuzzi z…” Potrząsnęłam głową. „Nieważne. Powiedzmy, że teraz wiem wszystko co musiałam wiedzieć. Wszystko najwyraźniej chciałeś mi przekazać. Dlatego mnie do tego wszystkiego zachęcałeś.” Stał przede mną pocierając dłonią brodę i patrząc na mnie uważnie. Jakby to miało mu w czymś pomóc. „Ever, mam ten tatuaż od wieków..” - „ Nie wątpię.” Kiwam głową nie pozwalając mu skończyć. „ Więc powiedz mi od jak dawna znasz Romana? Który to był wiek? XVIII czy może XIX? No dalej, możesz mi powiedzieć. Nawet jeżeli było to dawno temu, na pewno tego nie zapomniałeś.” Zacisnął wargi w sposób, który sprawił że na jego policzkach pojawiły się dołeczki, ale już mnie to nie rozpraszało. Nie tak jak kiedyś. - „ Słuchaj.” Mówi, starając się zachować spokój, choć jego aura powiedziała mi jak bardzo jest zły. „Szczerze mówiąc nie mam pojęcia o czym mówisz. Poważnie Ever, to jakieś szaleństwo. A prawda jest taka, że mimo wszystko…” Popatrzył na swoją zranioną rękę. „ Naprawdę chciałbym ci pomóc, ale… cóż.. traktujesz mnie jak jakiegoś łotra… „ Potrząsa swoje głową. „ Ale pozwól mi o to spytać… skoro mówisz, że Roman jest taki zły, to czemu czaisz się przed jego sklepem, czekając jak pies czeka na swojego właściciela?” Rzuciłam okiem na niego, a potem na drzwi od sklepu i na moich policzkach pojawił się rumieniec. Moje serce zabiło mocniej. Dałam się złapać na gorącym uczynku, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. - „ Nie czaję się..” Zacisnęłam usta zastanawiając się dlaczego się tłumaczę. „ Poza tym mogę zadać ci to samo pytanie.” Moje oczy krążyły po nim przyglądając się uważnie jego opaleniźnie, lekko krzywym przednim zębom – które pewnie miały zmylić ludzi – ludzi takich jak ja. I te oczy – niesamowite niebiesko zielone oczy – te same oczy, w które wpatrywałam się przez ostatnich czterysta lat. Ale nigdy więcej. Nie odkąd dowiedziałam się, że jest jednym z nich.

Wzrusza ramionami i pociera swój bandaż. „Nie mam wrogich zamiarów właśnie szedłem do sklepu. Nie wiem czy pamiętasz, ale w soboty zamykamy wcześniej.” Zwężyłam wzrok, nie dając się nabrać nawet na sekundę. Mimo, że to bardzo prawdopodobne. Prawie wiarygodne. Ale nie do końca. - „ Mieszkam na tamtej ulicy.” Pokazuje w kierunku jakiegoś nieznanego, oddalonego miejsca, które prawdopodobnie nawet nie istnieje. Ale nie podążyłam za jego ruchem. Moje spojrzenie nadal jest utkwione w nim. Nie mogę sobie pozwolić na utratę baczności. Nawet na chwilę. Mógł oszukiwać mnie wcześniej, ale teraz znam prawdę. Teraz wiem, kim jest. Podchodzi bliżej, ostrożnie, powoli, zachowując bezpieczny dystans między nami. „Może pójdziemy na kawę lub coś innego? Pójdziemy gdzieś, gdzie można by spokojnie usiąść i porozmawiać? Wyglądasz jakbyś miała zamiar pęknąć. Co ty na to?” Patrzę na niego nadal. Jest wytrwały, dam mu to czego chcę. „Jasne.” Kiwam głową uśmiechając się. „Z chęcią poszłabym w jakieś miłe, ciche miejsce, by napić się czegoś i długo rozmawiać, ale najpierw muszę ci coś udowodnić.” Jego ciało zrobiło się napięte, jego aura jest niepewna, wydaje się być oszołomiona, nie mogąca tego pojąć, ale nie dam się nabrać. - „ Potrzebuję dowodów, że nie jesteś jednym z nich.” Przekręca oczami, a na twarzy pojawia mu się grymas troski. „ Ever nie wiem, kim jesteś…” Jego słowa przerwał widok noża – athame, który pojawił się w mojej dłoni. Wysadzany był klejnotami, był idealną repliką noża, którego niedawno używałam do rytuału. - „ Jest tylko jeden sposób, aby to udowodnić.” Mówię niskim i spokojnym głosem, wpatrzona w niego. Zrobiłam mały krok w jego kierunku, a potem następny podchodząc coraz bliżej. „Wiem kiedy będziesz kłamać, więc nawet nie próbuj. Aha i chyba powinnam cię ostrzec – nie mogę być odpowiedzialna za to co się stanie, jeżeli skłamiesz. Ale nie martw się, dobrze wiesz, że będzie boleć tylko przez sekundę..” Szłam prosto na niego. Nieskutecznie próbował się odsunąć, bo jestem zbyt szybka i byłam tuż przy nim zanim zdążył zareagować. Drasnęłam nożem jego skórę, wiedząc, że to tylko kwestia czasu zanim się krew pojawi się, a rana się zagoi. Tylko kwestia czasu… - „ O Boże!” Szepnęłam szeroko otwierając oczy, czując suchość w gardle, patrząc jak on potyka się i prawie traci równowagę. Jego oczy patrzą to na mnie, to na jego bliznę na ramieniu. Patrzymy jak krew sączy się z rany tworząc na ulicy kałużę. „Oszalałaś?” Wrzeszczy. „Co ty do cholery wyrabiasz?”

- „ Ja…” Moje usta zamarły na skutek szoku, nie mogąc wymówić żadnych słów. Nie mogłam oderwać wzroku od rany i tego co zrobiłam. Dlaczego się nie uzdrawia? Dlaczego nadal krwawi? Cholera! - „ Przeprasza… mogę to wyjaśnić… ja..” Sięgnęłam do niego, ale on się odsuwa unikając mojego dotyku, nie chcąc być blisko mnie. - „ Słuchaj.” Mówi przyciskając ranę starając się ją zatamować, ale to tylko pogarsza sprawę. „Nie wiem w co się wmieszałaś i co się z tobą dzieje Ever, ale musisz stąd odejść natychmiast!” Potrząsnęłam głową. „ Pozwól mi zabrać cię do szpitala. Musimy tylko zjechać ulica w dół..” Zamknęłam oczy manifestując miękki ręcznik trzymany tuz przy ranie, dopóki nie uzyska pomocy. Widziałam jak bardzo był blady. Nie mieliśmy czasu do stracenia. Zignorowałam jego protesty i wsunęłam swoją rękę pod jego ramię prowadząc go do samochodu, który wymanifestowałam. Ten dziwny natarczywy puls uspokoił się teraz, ale zmusił mnie, by spojrzeć przez ramię aby zobaczyć Romana patrzącego na nas zza okna. Jego twarz rozpromieniona była przez uśmiech. Odwrócił się i zamienił tabliczkę z OTWARTE na ZAMKNIĘTE.

Rozdział 6 - „ Jak się ma?” Rzuciłam magazyn na stolik stojący obok mnie i wstałam. Rzuciłam ostrożne spojrzenie na pielęgniarkę, a następnie na dwie zabandażowane ręce Juda. Jego aura była czerwona ze wściekłości, a jego okrutne spojrzenie wyraźnie sugerowało mi, że nie chce mnie więcej widzieć. Pielęgniarka zatrzymała się. Jej wzrok wędrował po mnie, przez co zaczęłam czuć się niepewnie i zastanawiać się, co Jude jej powiedział. - „ Rana sięga, aż do kości, jest mocno poszarpana.” Mówi ostrym głosem. „Dostał antybiotyki. Pomimo tego nadal będzie go to bardzo boleć. Musi bardzo dużo odpoczywać. Powinien wyjść z tego wciągu kilku tygodni.” Jego spojrzenie przesunęło się w kierunku drzwi, podążyłam za nim. Zobaczyłam dwóch mężczyzn ubranych w mundury najlepszych w Laguna Beach. Ich wzrok wędruje na mnie i na Juda, a następnie na pielęgniarkę, która kiwa twierdząco. Zmroziło mnie. Nie mogłam przełknąć śliny, ponieważ w gardle miałam coś jakby w kształcie kamienia. Ich spojrzenia były wrogie. Wiedziałam, że na to zasługuję – na wyciągnięcie mnie stąd w kajdankach, ale wciąż nie byłam pewna, czy to zrobił. Nie sądziłam, by mogło do tego dojść. - „ Więc, co chcesz nam powiedzieć?” Stoją przede mną z szeroko rozwartymi nogami, trzymając ręce na biodrach i z oczami ukrytymi za okularami. Rzuciłam okiem na pielęgniarkę, na Juda i policjantów, wiedząc co to oznacza. I pomimo tego moją jedyną myślą było: Mogę wykonać jeden telefon? Nie, to nie jest tak, że mogę zadzwonić tak po prostu do Sabine by ją prosić o adwokata, czy do Damena. Oczywiście był to jeden z moich dylematów… Właśnie odchrząknęłam chcąc oczyścić swoje gardło, by móc coś powiedzieć, gdy Jude mówi: „Już jej powiedziałem…” Kiwa głową w kierunku pielęgniarki. „Naprawiałem dom i poszło coś nie tak. Nie znam swoich możliwości. Zdecydowanie powinienem zadzwonić po mechanika.” Zmusza się do uśmiechu i do spojrzenia na mnie. I mimo, że chciałam również się uśmiechnąć, byłam tak wstrząśnięta jego słowami w mojej obronie, że wszystko co mogłam zrobić to stać i gapić się na niego. Policjanci westchnęli oczywiście niezadowoleni. Podjęli ostatnią próbę, gdy patrzyli na Juda i powiedzieli: „Jesteś pewien? Jesteś pewien, że nie wydarzyło się nic więcej? To trochę szalone, że remont, mógł uszkodzić obie ręce…” Patrzyli na mnie znacząco. - „ Nie wiem co powiedzieć.” Jude wzrusza ramionami. „To może być szalone, ale stało się wyłącznie z mojej winy.” Zmarszczyli brwi i powiedzieli, że jeżeli zdecyduje się zmienić swoją historię w razie czego pozostawiają numer telefonu. W chwili gdy poszli pielęgniarka skrzywiła się patrząc na mnie i powiedziała: „Dałam mu coś od bólu.” Jej spojrzenie utkwiło na mnie, wyraźnie nie wierząc w to co powiedział Jude. Myślała, że jestem szalona i że w ataku furii go pocięłam. Kiwa głową w kierunku jego ramion wypełniając receptę. Przekazuje ją mnie, a następnie szarpie z powrotem. „Chcemy,

odeprzeć wszelkie szanse na zakażenie. Najlepiej będzie jeżeli wróci do domu i będzie odpoczywać. Będzie chciało mu się spać, więc najlepiej będzie jak zostawisz go w spokoju i pozwolisz odpocząć.” Marszczy na mnie brwi. - „ Dobrze.” Mówię, ale jestem tak przerażona tym co się stało, kontrolą policji, obroną Juda, że moje słowa brzmią jak pisk. Jej usta się wykrzywiają. Oczywiście niechętnie zostawia Juda pod moją opieką, ale ma niewielki wybór. Wyprowadziłam go na zewnątrz do mojego wymanifestowanego samochodu, który jest dokładną repliką tego, którym aktualne jeżdżę. Czułam się źle, ledwo mogłam spojrzeć mu w oczy. - „ Po prostu odjedź trochę i mnie wysadź.” Mówi głosem niskim, wycieńczonym. Wyobrażałam sobie, jak on może się czuć i co on o mnie myśli. I choć wydawało mi się, że jego aura trochę zmiękczała, nadal była czerwona. „ Możesz wysadzić mnie przy głównej plaży. Poradzę sobie.” - „ Nie zostawię cię tam.” Mówię hamując na czerwonym świetle. Mimo, że było bardzo ciemno widziałam na jego czole pot, który świadczył o tym jak bardzo musiał cierpieć dzięki mnie. - „ To niedorzeczne.” Potrząsam głową. „Po prostu powiedz mi gdzie mieszkasz i obiecuję, że bezpiecznie wrócisz do domu.” - „ Bezpiecznie?” Śmieje się ironicznie. „ Zabawne. Użyłaś tego słowa dwa razy w ciągu ostatnich pięciu minut, aby być porządną. Nie czuję nic poza bezpieczeństwem bycie koło ciebie.” Wzdycham wpatrując się w nocne niebo. Nacisnęłam lekko na gaz. „Posłuchaj.. przepraszam. Naprawdę, naprawdę przepraszam.” Patrzę na niego tak długo, aż kiwnął w stronę ulicy. - „ Korek uliczny?” Kręci głową. „ To też potrafisz zrobić?” Odwróciłam wzrok myśląc o tym co powiedzieć. - „ To tutaj po lewej stronie. Ten z zieloną bramą. Po prostu podjedź na podjazd i to wszystko.” Zrobiłam to co powiedział. Zahamowałam nieśmiało przy drzwiach garażu, które są równie zielone co brama. Zgasiłam silnik, a on powiedział: „ Oh nie.” Patrzy na mnie. „Nie ma takiej potrzeby. Nie musisz zostawać.” Wzruszyłam ramiona nachylając się nad nim, by otworzyć mu drzwi. Zobaczyłam jak się krzywi, gdyż byłam zbyt blisko niego. - „ Posłuchaj.” Mówię z powrotem się odchylając. „Wiem, że jesteś zmęczony i że chcesz być jak najdalej ode mnie jak tylko to możliwe i tak szybko jak to możliwe i nie mogę powiedzieć, że cię za to obwiniam. Gdybym była tobą też bym się tak czuła. Ale może znajdziesz dla mnie chwilę, ponieważ pragnę ci to wszystko wytłumaczyć. Naprawdę.” Mamrocze coś pod nosem, a potem odwraca się w moją stronę.

Wiedziałam, że muszę zacząć szybko, póki jest w stanie pozwolić mi mówić. „Słuchaj, wiem że brzmi to dziwnie, ale naprawdę nie mogę podać ci wszystkich szczegółów, ale musisz mi uwierzyć i zaufać, że miałam naprawdę dobry powód, by sądzić, że jesteś jednym z nich.” Zamknął oczy marszcząc brwi z bólu. Spojrzał na mnie i powiedział: „Łotry. Jasne. Punkt dla ciebie Ever. Bardzo dokładnie dałaś mi to do zrozumienia, pamiętasz?” Patrzy na swoją ranę. Potarłam nos i zacisnęłam usta. Wiedziałam, że to wszystko nie wygląda zbyt dobrze, więc szybko dodałam: „ Więc, dobrze … bo widzisz… jedynym powodem tego było to, że myślałam, że jesteś zły. Naprawdę. To był jedyny powód tego co zrobiłam. Chodzi mi o to, że widziałam twój tatuaż – i muszę przyznać, że był całkiem przekonujący pomijając to, że nie świecił i nie migał. A dokładając do tego dzwoniącą Ave i kilka innych rzeczy dało mi to do myślenia…” Potrząsnęłam głową. „ Skoro mnie tak bardzo teraz nienawidzisz i jesteś na mnie wściekły to dlaczego mi pomogłeś? Dlaczego skłamałeś policjantom i wziąłeś całą winę na siebie? Skrzywdziłam cię oboje to wiemy, ale oni o tym nie wiedzieli. Miałeś świetną okazję, by mnie wsypać, ale kłamałeś by mnie bronić. I szczerze mówiąc nie rozumiem tego.” Zamyka oczy ponownie i odchyla głowę do tyłu. Jego ból był tak namacalny, że byłam gotowa odwołać wszystko co powiedziałam i dać mu wejść do środka, aby mógł mieć spokój i mógł odpocząć. Patrzył na mnie swoimi niesamowitymi niebieskimi oczami, gdy powiedział: „Posłuchaj Ever powodem jest – który wydaje się być szalonym, że bardziej mnie interesuje jak to zrobiłaś niż co zrobiłaś.” Patrzę na niego zaciskając palce na kierownicy i nie mogąc mówić. - „ Jak rzuciłaś mnie na swoim podwórku…” Z trudem przełknęłam patrząc przed siebie i nie mówiąc ani słowa. - „ W jednej chwili stałaś przede mną z pustymi rękami, a w następnej trzymałaś nóż ozdobiony klejnotami. A przy okazji zniknęłaś zaraz po tym jak mnie zaatakowałaś, prawda?” Wzięłam głęboki oddech i skinęłam. Nie ma powodu już, by kłamać. - „ I jeszcze jakby tego było mało uruchomiłaś swój samochód nie używając kluczy, a z tego co wiem akurat ten model ich wymaga. I nie zapomnijmy o dniu, w którym po raz pierwszy zastałem cię w sklepie mimo, że drzwi były zamknięte i nie wspominając o tym, że bardzo szybko znalazłaś Księgę Cieni, która również została zabezpieczona zamkiem. Tak więc zapomnijmy o wszystkich innych sprawach. Zapomnijmy o przeprosinach i wyjaśnieniach i wszystkich tych bzdurach. Co się stało to się nie odstanie. Nie ma już odwrotu. Wszystko czego tylko chcę to to, żebyś mi wyjaśniła jak to zrobiłaś. Tym jestem zainteresowany.” Patrzyłam na niego z trudem przełykając. Byłam niepewna, nie wiedziałam co mam zrobić. Spróbowałam zażartować mówiąc: „Dobra, ale najpierw powiedz mi czy te leki jeszcze działają?” Zaśmiałam się mając nadzieję, że uda mi się go tym zarazić. - „ Słuchaj Ever, jeżeli kiedykolwiek zdecydujesz się na uczciwość, wiesz gdzie mnie szukać. W przeciwnym razie…” Otworzył drzwi i próbuje wysiąść, ale mając obie ręce w bandażu to nie jest takie łatwe, jak się wydaje.