AlekSob

  • Dokumenty879
  • Odsłony116 737
  • Obserwuję106
  • Rozmiar dokumentów1.9 GB
  • Ilość pobrań68 717

Balkan J. - Zakup bezwypadkowy. Jak kupić używany samochód i nie żałować

Dodano: 4 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 4 lata temu
Rozmiar :29.7 MB
Rozszerzenie:pdf

Balkan J. - Zakup bezwypadkowy. Jak kupić używany samochód i nie żałować.pdf

AlekSob EBooki
Użytkownik AlekSob wgrał ten materiał 4 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 145 osób, 91 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 391 stron)

Jak kupić używany samochód i nie żałować Pasja motoryzacja może być niebezpieczna, ale za to ubarwia życie. Tego,jak kochać samochody, nie tracąc przy tym głowy, warto nauczyć się od Jacka Balkana. Włodzimierz Zientarski Pascal

SPIS TREŚCI JAK TO SIE WSZYSTKO ZACZĘŁO... 9 PRZYGOTOWANIA DO ZAKUPU 17 NA POCZĄTEK KILKA UWAG 22 Zanimzadzwonisz, pom yśl 22 Zanimpojedziesz, zadzwoń 24 Najważniejszetonieulegaćem ocjom 27 Jaksiętargować 28 Jakzapłacić 29 SILNIKI I SKRZYNIE BIEGÓW - NA CO UWAŻAĆ 31 Silniki wysokoprężne 36 Silniki zzapłonemiskrowym 42 Manualneskrzynie biegów 47 Autom atyczneskrzynie biegów 48 Skrzyniezautom atyzowane 50 Skrzyniedwusprzęgłowe 5 1 Skrzyniebezstopniowe 53 JAK NIE KUPIĆ AUTA Z ..PRZEKRĘCONYM" LICZNIKIEM 55 JAK NIE KUPIĆ AUTA PO „PRZESZCZEPIE" 72 JAK ROZPOZNAĆ, ŻE AUTO JEST PO POWODZI 84

SPIS TREŚCI JAK NIE KUPIĆ AUTA PO PRZEKŁADCE 105 JAK NIE KUPIĆ AUTA PO POZARZE 119 JAK NIE KUPIĆ AUTA PO WYPADKU 136 NAJPOPULARNIEJSZE MARKI I MODELE 155 BMW 157 BMWKE87) 159 BM W3(E90) 160 BMW51E60) 162 BM WX3(E83) 166 FORD 167 FordfiestaV II 169 FordfocusII /ford c-max 170 Fordm ondeoIII 172 Fordm ondeoIV 176 GRUPA FIATA 177 ALFA ROMEO 177 Alfa rom eo 167/ alfa rom eoG T 179 Alfa rom eo 156 1 8 1 Alfa rom eo 159 183

SPIS TREŚCI Alfa rom eogiulietta 187 FIAT 188 Fiat 500 189 Fiat panda 1 9 1 Fiat punto/ grandę punto/ puntoevo/ linea 193 Fiat bravo 195 Fiat crom a 197 GRUPA VOLKSWAGENA 200 AUDI 200 SEAT 201 ŚKODA 202 VOLKSWAGEN 204 VolkswagenpoloIV , skodafabia, seat ibizaIII 205 Volkswagen poloV , seat ibizaIV 207 VolkswagengolfV , volkswagentouran, skodaoctaviaII A udi A 3II, seat leon II, altea, toledo 209 Volkswagen passat B 6, B 7, C C 213 A udi a4B 7, seat exeo 215 Audia6C6 217 HONDA 220 Honda civicV II 222 Honda civicVIII 225 Hondajazz II/ hondacity 227 Hondajazz III / hondacity 230 Honda CR-VII 231 Honda CR-VIII 233 HondaaccordVII 235

SPIS TREŚCI HondaaccordVIII 237 HYUNDAI MOTOR GROUP 239 KIA 239 HYUNDAI 240 Hyundai getz 240 K iacee'd/ hyundai i30 242 K iasportage/ hyundai ix35 244 Hyundai santafe 246 MAZDA 248 M azda 2 249 M azda3im azda 5 251 M azda6I iII 253 M azda CX-7 255 (MERCEDES 257 KlasaAi B 258 Klasa CW 203 260 Klasa CW 204 262 Klasa E1W 211) 264 SMART 267 Smart fortwo I 268 Smart forfour 270 Smart fortwo II 272

SPIS TREŚCI MINI 275 M ini I 276 M ini II 278 OPEL 281 O pel corsa C/ m erivaA 282 O pel corsa D/ m eriva B 286 O pel astra III (H )/ opel zafira II 286 O pelvectra III / signum 289 Opelinsignia 291 KONCERN PSA, PEUGEOT I CITROEN 293 CITROEN 293 PEUGEOT 294 Citroen02 I/ C 3I/ peugeot 206 295 CitroenC 3II / peugeot 207 298 Citroenxsara picasso/ peugeot 307 300 CitroenC 4/ C 4picasso/ peugeot 308 301 CitroenC 5II / peugeot 407 304 CitroenC 1/ peugeot 107/toyotaaygo 306 RENAULT-NISSAN ALLIANCE 309 RENAULT 309 NISSAN 311 DACIA 312 Renault twingoII 314 C lioIII 316

SPIS TREŚCI Megane II/ scenie 317 M egane III / scenie III 320 Laguna II 322 Laguna III 323 Nissanm icra KI2/ renault m odus/ nissan notę 325 Nissanqashqai 328 NissanX-Trail 330 D acialogan/ sandero 331 Daciaduster 333 SUZUKI 336 Suzuki swift 337 Suzuki grandvitara 339 Suzuki SX4/fiat sedici 341 TOYOTA 366 AvensisII 345 AvensisIII 347 R av4II 349 R av4III 351 YarisII 353 Auris/ corolla E15 354 VOLVO 357 V olvoC30/ S40/ V50 358 V olvoXC 90 361 V olvoS80, S60iV70 363 V olvoV70III iS80II 365

JAK T O S IE W SZYSTKO ZACZĘŁO... % Pamiętam go doskonale - był srebrny i dwuosobowy, miał ścią­ gany dach, tapicerkę ze sztucznej, trochę poprzecieranej skóry i centralnie zamontowany silnik. Mój pierwszy własny samo­ chód, fiata X 1/9, kupiłem chwilę po odebraniu prawa jazdy i sprzedaniu malucha (prezent od dziadków), którym jeździć nie zamierzałem. Interesującą ofertę znalazłem w jednej z gazet ogło­ szeniowych - w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych stano­ wiły one, zarówno dla mnie, jak i dla wielu moich kolegów, od­ powiednik Internetu - można się było na nie gapić godzinami.

JAK TO SIĘ WSZYSTKO ZACZĘŁO... Mimo że minęło prawie dwadzieścia lat, jestem w stanie od­ tworzyć w pamięci chyba każdy moment tej pierwszej, dorosłej transakcji, łącznie z jazdą próbną, podczas której niby wszystko wyglądało dobrze, ale tylko do momentu, w którym wrzuciłem wsteczny. Bieg wyskakiwał za każdym razem, nie dało się prze­ jechać nawet metra do tyłu. Czemu udałem, że tego nie zauwa­ żam? Czemu skinąłem ze zrozumieniem głową, gdy facet, który wciskał mi tego starego grata, powiedział, żeby się tym nie mar­ twić, że to normalne, czasem tak jest? Przez dwa lata wpycha­ łem auto na miejsce parkingowe, szukałem wzniesienia, jeśli chciałem zawrócić i próbowałem wmówić sobie i innym, że ten typ tak ma, że to sportowe auto bez wstecznego, wersja torowa. Czemu nie zauważyłem, że mocowanie wahacza jest skorodo­ wane i za parę miesięcy mój wehikuł, z powodu zaburzonej geo­ metrii przedniego zawieszenia, będzie budził strach u jadących z naprzeciwka? Odpowiedź na wszystkie te pytania jest dość okrutna: o ile na motocyklach jako tako się wtedy znałem, o tyle na samochodach prawie wcale. Nie wiedziałem, gdzie zajrzeć, co sprawdzić. Na szczęście braki w wiedzy nadrobiłem błyskawicznie, choć - nie­ stety - była to nauka na własnych błędach. Budowę rozrusznika poznałem pewnej wyjątkowo mroźnej zimy, gdy pod domem, bez podnośnika czy kanału, przyszło mi wymontować zacinający się bendiks. Zawieszenie naprawiłem zaraz po tym, gdy policja zabrała mi dowód rejestracyjny, a proszę mi wierzyć, że w latach dziewięćdziesiątych trzeba było sobie na to solidnie zasłużyć - nie to co dziś. Natomiast szczegółową wiedzę dotyczącą silnika i zasilającej go mieszanki benzyny z powietrzem zdobyłem, ga­ sząc własną kurtką pożar, który wybuchł, gdy zdjąłem filtr po­ wietrza i próbowałem uruchomić silnik...

JAK TO SIĘ WSZYSTKO ZACZĘŁO... Mój pierwszy samochód zalazł mi za skórę tak bardzo, że pewnego dnia po prostu go porzuciłem, jednak następne wcale nie były lepsze. Dziesiątki różnych, własnych samochodów to setki rozmaitych awarii. Mercedes klasy S, w którym pewnej zimy wszystko zamarzło tak skutecznie, że udało mi się go uru­ chomić dopiero na wiosnę. Kilka wspaniałych, dwunastocylin- drowych jaguarów, uruchamiających w garażach podziemnych wszystkie czujniki zadymienia - a gdy się już łaskawie wytoczyły na powierzchnię, to wtedy, raz na jakiś czas, przestawały dzia­ łać hamulce - nikt nigdy nie doszedł, dlaczego. Daihatsu cha- rade, w którym kilka razy, w tym samym garażu, wymieniałem uszczelkę pod głowicą, a mimo to ciągle coś z tym autem było nie tak. Czy w końcu, jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, cała masa fordów z motorem 1,8 diesel. Chyba do tej pory, po ciemku i w niecałą godzinę, byłbym w stanie ściągnąć głowicę z tego sil­ nika i przy okazji wymienić rozrząd. Robiłem to kilkanaście razy. Do końca 2001 roku miałem już na koncie przynajmniej kil­ kadziesiąt aut, okazyjnie kupionych i sprzedanych, najczęściej ze sporą stratą. We wszystkich razem wziętych popsuło się chyba wszystko, co tylko mogło się popsuć, co człowiek wymyślił i wykorzystał do zbudowania samochodu. Były takie momenty, w których miałem kilkanaście (!) samochodów, ale ani jednego sprawnego. Na przełomie 2001 i 2002 roku w gazecie, bodaj „Wybor­ czej”, zauważyłem ogłoszenie: kierownik produkcji pilnie szukał kontaktu z osobami posiadającymi zabytkowe auta, niezbędne na planie filmu Karolcia. Moja skromna kolekcja jaguarów nie za bardzo pasowała, jednak zadzwoniłem i zaproponowałem swoje usługi. Jako dziennikarz motoryzacyjny, wtedy specjalizu­ jący się w tak zwanych wynalazkach, dysponowałem licznymi

JAK TO SIĘ WSZYSTKO ZACZĘŁO... kontaktami, więc błyskawicznie dołączyłem do zespołu. Miałem za zadanie dostarczać na plan to, co wymyślili scenarzyści i pani reżyser, a były to pomysły dość dziwaczne. Fabularna bajka rzą­ dziła się swoimi prawami, dlatego pewnego dnia calutką ulicę Bednarską na Starym Mieście w Warszawie musieliśmy wypeł­ nić samochodami - i to nieprzypadkowymi. Auta miały być w pastelowych kolorach, w dodatku połowa, około trzydziestu, musiała być zabytkowa, a druga futurystyczna. Wspaniały, za­ bytkowy rolls-royce stał więc obok nowego volkswagena beetle, przedwojenny żółty citroen obok aluminiowego audi A2. Chyba nigdy wcześniej i pewnie nigdy później konsultant do spraw motoryzacyjnych nie miał na planie takiego uroczego bałaganu, a wcześniej tak potężnego logistycznego wyzwania... Karolcia okazała się skokiem na bardzo głęboką wodę, tym bardziej że — oprócz wyszukiwania i dostarczania na plan aut zgodnych z arty­ styczną wizją twórców - do moich obowiązków należało również budowanie samochodowej scenografii - na przykład radiowozu, który nieco przypominałby amerykańskie krążowniki szos, ale jednocześnie miałby zaburzone proporcje, tak, aby już na pierw­ szy rzut oka widz zorientował się, że ma do czynienia z czymś nierealnym. Udało mi się znaleźć wyprodukowanego w latach sześćdziesiątych w Wielkiej Brytanii, forda consula classic - istne stylistyczne szaleństwo - tył jak w amerykańskich skrzydlakach, przód jak w ogromnej limuzynie i kabina z pionową tylną szybą, a wszystko w bardzo kompaktowych, jak na Europę przystało, rozmiarach. Zaniedbanego i dzięki temu bardzo taniego forda pomalowaliśmy na biało, ozdobiliśmy granatowymi pasami, do­ starczoną przez scenografów gwiazdą szeryfa i ogromnych roz­ miarów belką ostrzegawczą z całą masą niebieskich i czerwonych światełek. Efekt był fantastyczny, koszt niewielki.

JAK TO SIĘ WSZYSTKO ZACZĘŁO... Film ostatecznie nigdy nie wszedł do kin, nie został nawet ukończony. Na szczęście kolejne zlecenia pojawiły się niemal natychmiast —zresztą często były jeszcze trudniejsze. Do sceny ślubu, filmowanej przez Agnieszkę Holland na warszawskiej Pra­ dze, udającej małą wieś w głębi Rosji, potrzebna była nowa... wołga. W Moskwie pewnie znalezienie takiego auta nie stanowi­ łoby większego problemu, ale w Warszawie? W 2001 roku była chyba tylko jedna, jeździł nią - jako taksówką - starszy pan. Jak już ją wypatrzyłem i zdobyłem za pośrednictwem korporacji kontakt, stanąłem przed najtrudniejszym zadaniem - przekona­ niem taksówkarza do przyjechania na plan. Wszystkie firmowe naklejki, oznaczenia i kogut musiały być usunięte, co - na szczę­ ście —zostało właścicielowi sowicie wynagrodzone, podobnie jak przymusowy, trzydniowy przestój, związany z przygotowaniem auta do jednej zaledwie sceny, w której ta względnie nowa, bo kilkuletnia wołga udawała samochód ślubny. Ile tych filmowych, serialowych czy telewizyjnych samocho­ dów przewinęło się przez moje ręce w ciągu kilkunastu lat? Chyba nie jestem w stanie policzyć. Często było tak, że wystar­ czyło auto wypożyczyć, czy to od firmy, czy - w trudniejszych przypadkach — od osoby prywatnej. Jednak każda wykracza­ jąca poza normę scena, w której pojazd wpadał do wody, stawał w płomieniach lub z impetem uderzał w betonowy słup, mu­ siała być od strony samochodowej wymyślona tak, by było to w pełni bezpieczne, a przy tym niedrogie. Gdyby każda produk­ cja filmowa mogła sobie pozwolić na niszczenie dobrych, a przez to drogich, samochodów, konsultant motoryzacyjny nie miałby zbyt wiele do roboty. Nie mam zamiaru zdradzać tajemnic fil­ mowej kuchni, powiem tylko, że zamiast zatopić dobre auto, le­ piej jest kupić znacznie tańsze, po powodzi, któremu ponowny

JAK TO SIĘ WSZYSTKO ZACZĘŁO... kontakt z wodą już nie zaszkodzi, oraz wypożyczyć identyczny egzemplarz, który posłuży do wcześniejszych, bezszkodowych ujęć. Poważny wypadek? Kupujemy rozbity samochód i przygo­ towujemy jeżdżącą atrapę, wyprostowaną i polakierowaną, bar­ dzo ładną, dopóki nie przyjrzymy się bliżej. Pożar? Nic trudnego - szukamy auta, które stanęło na drodze francuskiej demonstra­ cji, z kompletnie wypalonym wnętrzem. Przez te wszystkie lata dużo się nauczyłem. Wiem, jak szybko i niedrogo naprawić auto po powodzi, pożarze, czy też takie zniszczone przez wandali. Wiem też, jak sobie poradzić z samo­ chodem po wypadku, jaki będzie orientacyjny koszt wyciągnię­ cia pogniecionych blach i wymiany tego, czego nie da się napra­ wić. Co miesiąc kupuję na telewizyjne potrzeby kilka, czasem kilkanaście, używanych samochodów. Rzecz jasna, tylko część z nich jest uszkodzona, większość to auta sprawne technicznie, często nawet bardzo zadbane. Bywają to duże luksusowe limu­ zyny, sportowe marki za pół miliona złotych albo - siedem brą­ zowych małych fiatów. Niekiedy wydaję własne, innym razem powierzone pieniądze, jednak od ładnych paru lat nikomu, żad­ nemu samochodowemu handlarzowi, nie dałem się oszukać. Przekręcony przebieg? Wymiana elementów blacharskich pod kolor, tak, by czujnik lakieru okazał się bezużyteczny? Sprze­ dawcy mają swoje sposoby, ale ja mam swoje, jeszcze lepsze. Mu­ szę być na sto procent pewien, że kwota, którą płacę, odpowiada realnej wartości pojazdu. Nie jest to łatwe zadanie, ale po przeczytaniu tej książki będą Państwo mogli, tak jak ja, przejść się po dowolnym parkingu, i w kilka minut bezbłędnie wskazać wszystkie malowane, napra­ wiane i wyciągane auta. Mam nadzieję, że dzięki moim wskazów­ kom wybór samochodu, który Państwo kupią, stanie się... nieco

JAK TO SIĘ WSZYSTKO ZACZĘŁO... trudniejszy. Większość „pięknych”, „bezwypadkowych” i „ideal­ nych” aut odpadnie już w trakcie przeglądania ofert, sporo po pierwszej rozmowie telefonicznej ze sprzedającym. Kupno uży­ wanego samochodu w Polsce nigdy nie było proste, jednak czy­ telnicy tej książki zdobędą wiedzę, którą posiadam ja, a także osoby, pragnące nas w perfidny sposób oszukać. By wyrównać szanse, dość szczegółowo opisałem, jak naprawiane są auta po powodzi, jak robi się przekładkę z „anglika”, jak dokonuje się korekty licznika. Wiedza ta może się niektórym wydać niebez­ pieczna, jednak, moim zdaniem, jeśli wszyscy poznamy te „me­ tody”, będziemy wiedzieli, na co zwracać uwagę, oglądając auto. Zakup bezwypadkowy to nie tylko zabawa w kotka i myszkę z nieuczciwymi handlarzami, ale również katalog najpopularniej­ szych w Polsce marek i modeli, wraz z listą najczęstszych usterek, wad i zalet, a także osobistą rekomendacją - lub jej brakiem. Tu również mogę się pochwalić sporym doświadczeniem - każdym z opisanych aut jeździłem - na tym przecież polega praca dzien­ nikarza motoryzacyjnego —a większość przedstawionych marek pojawiła się też na mojej liście zakupów, więc oglądałem przynaj­ mniej kilka egzemplarzy i wybierałem najlepszy. Swoim wieloletnim samochodowym doświadczeniem chcę się podzielić z Państwem. Mam nadzieję, że moja książka okaże się pomocna dla wszystkich tych, którzy planują zakup swoich wła­ snych czterech kółek. Życzę Państwu przyjemnej lektury i wy­ łącznie udanych, samochodowych zakupów. Jacek Bałkan

PRZYGOTOWANIA DO ZAKUPU Czemu tak trudno w Polsce o porządny używany samochód? Porządny, czyli bezwypadkowy lub chociaż z pełną informa­ cją, co i kiedy było naprawiane, z oryginalnym, udokumento­ wanym przebiegiem, w dobrym stanie technicznym? To wcale nie są zbyt wygórowane wymagania, niestety, o wiele bardziej prawdopodobne jest, że zamiast na uczciwego sprzedawcę tra­ fimy na oszusta, a nasze wymarzone auto okaże się skarbonką bez dna, na której nie możemy polegać i w której nie czu­ jemy się bezpiecznie. Polscy fachowcy mają naprawdę ogromne

PRZYGOTOWANIA DO ZAKUPU doświadczenie w przygotowywaniu samochodów do sprzedania. Co prawda najgorsze, jeśli chodzi o krętaczy, sprowadzających do Polski samochodowy złom, jest już szczęśliwie za nami, jednak tego, co dzieje się w polskich komisach, a wcześniej w warszta­ tach, jeszcze cywilizacją nazwać nie można. Skąd wziął się problem? Pod koniec lat osiemdziesiątych po Polsce jeździły w zasadzie sa­ mochody zaledwie kilku marek. Czeskie skody, wschodnionie- mieckie wartburgi i trabanty, radzieckie łady i przede wszystkim polskie fiaty i polonezy. Oficjalne ceny nowych aut, w porówna­ niu do zarobków, były bardzo wysokie, w dodatku, by zdobyć przydział, należało mieć odpowiednie znajomości lub cierpliwie, często przez wiele lat, czekać w kolejce. Ceny aut na licznych giełdach samochodowych kilkukrotnie przewyższały te ustalone przez państwo, a na dużo lepsze i bardziej nowoczesne pojazdy zachodnie lub japońskie, nawet na kilkuletniego volkswagena czy toyotę, mogli sobie pozwolić jedynie zarabiający w dewizach, najczęściej za granicą. W czasach PRL samochód, choćby najmniejszy i najtańszy fiat I2 6 p, miał charakter dobra reglamentowanego i niemal luk­ susowego, mimo że pojazdy, na których przydział czekano i na które oszczędzano latami, i tak były siermiężne, archaiczne i po­ nadprzeciętnie awaryjne. Szczyt marzeń stanowiła toyota corolla lub volkswagen golfz silnikiem wysokoprężnym, gdyż olej napę­ dowy, w odróżnieniu od benzyny, można było kupić bez kartek, a zatem, chcąc pojechać na wakacje lub do rodziny, nie trzeba było robić zapasów i trzymać kanistrów w piwnicy.

PRZYGOTOWANIA DO ZAKUPU To właśnie wtedy, w latach osiemdziesiątych, pojawili się za­ wodowi handlarze. Można ich było spotkać przed każdą giełdą samochodową, wypatrujących okazji, polujących na najbar­ dziej popularne marki lub na lekko zniszczone, a przez to tań­ sze auta. To, co udało im się kupić w niedzielę, w ciągu kilku czy kil­ kunastu kolejnych dni szykowali do dalszej sprzedaży. Jeśli auto było w wyraźny sposób skorodowane, przechodziło błyska­ wiczną naprawę z użyciem włókna szklanego i szpachli, czasem jedynie żywicy epoksydowej i pogniecionych gazet, które wy­ pełniały ubytki. Świeżo położony lakier pięknie się błyszczał, ni­ czego nieświadomy klient kupował i przez kilka tygodni, nawet miesięcy mógł być ze swojego samochodu bardzo zadowolony, do czasu, aż nie trzasnął mocniej drzwiami, po czym z przera­ żeniem patrzył na kawałek progu, który odpadł, albo pęknięty lakier na błotniku. Profesjonalni handlarze kupowali i sprzedawali do kilku aut tygodniowo i mieli sposoby na każdego, nawet największego grata. Analogowe przekręcane liczniki przebiegu przestawiali, po wyjęciu zegarów, przy pomocy szpilki, lub podłączali do linki na­ pędzającej prędkościomierz wysokoobrotową wiertarkę i w ciągu godziny zdejmowali kilka, a nawet kilkanaście tysięcy kilome­ trów. Jeśli zużyta skrzynia biegów lub tylny most głośnym wy­ ciem obwieszczały światu i właścicielowi auta, że to już koniec, że konieczny jest kosztowny remont, do mechanizmu dodawano trociny, dzięki czemu przez pewien czas pracował znacznie ciszej. Nawet na zużyty silnik były sposoby —oryginalny olej spusz­ czano i zastępowano znacznie gęstszym, eliminując w ten sposób wycieki i ewentualne stuki wału korbowego i panewek.

PRZYGOTOWANIA DO ZAKUPU Dzikie czasy III RP Po 1989 roku i wprowadzeniu w życie planu Balcerowicza wszystko się zmieniło. Bardziej realne, choć w porównaniu z za­ chodnimi sąsiadami kilka razy niższe zarobki sprawiły, że Polacy zaczęli masowo oszczędzać na porządny, najlepiej niemiecki, francuski lub japoński samochód. To, co jeszcze kilka lat wcześ­ niej było niemal niemożliwe do zdobycia, skoro nawet na uży­ wanego passata przeciętnie zarabiający Polak musiał odkładać kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat, nagle stało się dużo ła­ twiej dostępne. Do Polski trafiały ogromne ilości używanych zachodnich samochodów, w dodatku w najrozmaitszej kondy­ cji. Przedsiębiorcy wyszukiwali w niemieckich, belgijskich czy holenderskich komisach auta jak najtańsze, często zaniedbane, uszkodzone mechanicznie lub z ogromnym przebiegiem. Po przewiezieniu przez granicę, usunięciu usterek i drobnych ko­ smetycznych naprawach samochód trafiał do klienta niemal natychmiast. Pozbawiony dostępu do porządnej motoryzacji rynek był tak chłonny, tak podatny na wszelkie plotki o zmianach przepi­ sów ograniczających import, i przy tym na tyle młody i niedoj­ rzały, że znalezienie chętnych do kupna pojazdu, nawet takiego, który w przeszłości uczestniczył w bardzo poważnym wypadku, nie stanowiło żadnego problemu. Warsztaty blacharskie i lakier­ nicze, wyrastające jak grzyby po deszczu, brak fachowej wie­ dzy i znacznie ograniczony dostęp do tanich, używanych części nadrabiały pomysłowością i pracowitością. Z dwóch lub trzech rozbitych samochodów bez większych problemów robiono je­ den, spaw łączący doczepioną część karoserii ciągnął się czasem wzdłuż, czasem w poprzek auta, jednak dopóki pokrywała go

PRZYGOTOWANIA DO ZAKUPU lśniąca warstwa lakieru, nikomu to specjalnie nie przeszkadzało. Oby auto jakoś wyglądało, oby jechało. Najgorsze, pod względem stanu technicznego, były i są auta sprowadzone do Polski w latach dziewięćdziesiątych, kiedy opła­ cało się naprawiać w zasadzie wszystko. Sytuacja zmieniła się ra­ dykalnie wraz z wejściem naszego kraju do Unii Europejskiej, wielu samochodowych fachowców wyjechało wtedy do pracy na Zachód, ci, którzy zostali, znacznie podnieśli ceny. Sprowadza­ nie poważnie rozbitych samochodów stało się, w przypadku naj­ tańszych i najpopularniejszych modeli, nieopłacalne, chyba że były to auta niemal nowe i z niewielkim przebiegiem; jedynie drogie i luksusowe limuzyny lub samochody sportowe napra­ wiane są nadal nawet po kilkukrotnym dachowaniu. 21

NA POCZĄTEK KILKA UWAG Zanim zadzwonisz, pomyśl Przez dwadzieścia pięć lat jakość dostępnych na rynku aut uży­ wanych znacznie wzrosła, jednak mentalność tych, którzy żyją z ich sprzedaży, niewiele się zmieniła. Podobnie jest z klien­ tem, który szuka okazji i uwierzy w prawie każdą wymyśloną przez sprzedającego bzdurę, zapłaci i - przeświadczony, że zrobił świetny interes —odjedzie do domu nowo kupionym autem, nie sprawdziwszy dokładnie tego, co trzeba.

NA POCZĄTEK KILKA UWAG Często podejmujemy decyzję, nawet nie zastanawiając się wcześniej, jakiego samochodu w zasadzie potrzebujemy. Czy wy­ starczy nam odmiana trzydrzwiowa, zazwyczaj nieco tańsza, czy może planujemy regularnie korzystać z tylnej kanapy, do której dostęp jest łatwiejszy, jeśli mamy auto pięciodrzwiowe? Czy sa­ mochód będzie wykorzystywany głównie w zatłoczonym mie­ ście i lepiej, żeby był niewielki, czy też przede wszystkim na tra­ sie, w związku z czym przyda się większy rozstaw osi i bardziej komfortowe zawieszenie? Jeśli mieszkamy przy drodze o n-tym statusie w kolejności zimowego odśnieżania, a odpowiedzialnych za remont nawierzchni drogowców nie widziano tam już ład­ nych paru lat, to może warto pomyśleć o napędzie na cztery koła i nieco większym prześwicie? A jeżeli do bagażnika trzeba bę­ dzie niedługo schować dziecięcy wózek lub planujemy przepro­ wadzkę, czy nie lepsze byłoby duże kombi albo nawet van? Wybór jest ogromny, a nie padły jeszcze pytania o skrzynię biegów - ręczną lub automatyczną, o silnik - wysokoprężny, benzynowy lub benzynowy z instalacją gazową. Nie spytaliśmy też o to, co się nam podoba i której firmie chcielibyśmy zaufać. Naprawdę, jest w czym wybierać i nad czym się zastanawiać. Gdy zdecydujemy się już na konkretną markę i model, często popełniamy pierwszy poważny błąd, znacznie ograniczając pole manewru. Wbrew pozorom, ze znalezieniem odpowiedniego eg­ zemplarza w naszej okolicy, a do tego w łatwej do zaakcepto­ wania cenie może być spory problem. Oferta producentów jest najczęściej bardzo zbliżona, prawie każdy sprzedaje nieduże auto miejskie, kompakt, limuzynę i kombi z segmentu D oraz mini- vana i SUV-a. Często zdarza się, że konstrukcje te, jeśli powstały w ramach jednego koncernu, są od strony technicznej niemal identyczne, mają te same skrzynie biegów, silniki, osiągi i zużycie

NA POCZĄTEK KILKA UWAG paliwa, a poważne różnice widać jedynie w kształcie karoserii. Dzisiejsze czasy skłaniają producentów do szukania oszczędno­ ści i budowania aut na wspólnych platformach podłogowych - łatwo postawić na droższe, niemieckie auto, nie zdając sobie sprawy z tego, że identyczne podzespoły ma dużo tańszy, mniej renomowany produkt czeskiej marki. Zanim pojedziesz, zadzwoń Auto, którego szukamy, powinno być bezwypadkowe, z niewiel­ kim, udokumentowanym przebiegiem, zadbanym wnętrzem i po­ włoką lakierniczą w nienagannym stanie. Szybko okaże się, że nie ma problemu ze znalezieniem idealnego egzemplarza, zwłaszcza w komisie prowadzonym obok firmowego salonu danej marki, jednak ceny dwu- czy trzyletnich, wysokoprężnych i dobrze wy­ posażonych pojazdów będą bardzo wysokie, wręcz porównywalne z cenami aut fabrycznie nowych, tyle że w podstawowych wer­ sjach, z najsłabszym silnikiem bezynowym. Znacznie, bo o kilkanaście, czasem nawet o trzydzieści pro­ cent tańsze będą auta sprowadzone z zagranicy, większy będzie też wybór kolorów, wersji silnikowych czy wyposażenia. Tyle że trzeba niekiedy przejechać kilkaset kilometrów, by obejrzeć inte­ resujący nas egzemplarz. Zanim zorganizujemy wyprawę, warto się dokładnie przy­ gotować do rozmowy telefonicznej. Jeśli samochód jest zareje­ strowany w kraju, koniecznie spytajmy, jak długo sprzedający jest właścicielem. Jeśli od tygodnia, dwóch lub trzech, niemal na pewno mamy do czynienia z handlarzem, który dość szybko uwinął się z naprawą lub korektą licznika. Musimy też wiedzieć, skąd auto zostało sprowadzone (najbardziej zadbane samochody

NA POCZĄTEK KILKA UWAG są w Szwajcarii, Austrii, Niemczech i krajach Beneluxu, na dru­ gim biegunie znajdują się te z Włoch lub Francji) i kiedy (auta, które trafiły do nas pięć, osiem lat temu jako prawie nowe, roczne lub dwuletnie, mogły uczestniczyć w dużo poważniejszych wy­ padkach niż sprowadzone niedawno). W ogłoszeniu może pojawić się informacja, że samochód został sprowadzony i zarejestrowany, jednak, nawet jeśli widzimy na zdję­ ciach fragment polskiej tablicy rejestracyjnej, upewnijmy się, czy fak­ tycznie procedury zostały dopełnione, choćby po to, by uniknąć do­ datkowych kosztów związanych z rejestracją (opłata recyklingowa). Jeśli samochód został sprowadzony, ale nie jest jeszcze opłacony, czyli nie uiszczono akcyzy, a dokumenty nie są przetłumaczone, do­ wiedzmy się, z kim podpiszemy ewentualną umowę. Jeśli sprzeda­ jący prowadzi firmę, musi nam wystawić fakturę, a wcześniej doko­ nać wszelkich formalności związanych z wprowadzeniem auta do obrotu. Przygotowanie dokumentów jest jego obowiązkiem, a in­ formacja o tym, że auto nie jest jeszcze opłacone, to jedynie zabieg marketingowy, dzięki któremu cena w ogłoszeniu wyda się bardziej atrakcyjna. Trzeba jednak pamiętać, że sprzedawca i tak doliczy do niej to, co wydał na akcyzę i tłumacza. Może się też zdarzyć tak, że otrzymamy propozycję faktury wystawionej na nas, ale przez francuską lub niemiecką firmę, albo —nawet częściej —umowy zawartej bezpośrednio z zagra­ nicznym właścicielem. Pytanie, czy będzie on obecny w trak­ cie transakcji, możemy sobie darować, a z oferty należy czym prędzej zrezygnować. Sprzedawca w sprytny sposób ograni­ czy swoje pośrednictwo jedynie do zarobku, od którego nie za­ płaci podatku, a nam wciśnie najpewniej sfałszowaną umowę lub fakturę - przecież nie dostał jej in blanco. Nie dość, że bę­ dziemy musieli poświęcić sporo czasu na formalności, w tym

NA POCZĄTEK KILKA UWAG wizytę w urzędzie skarbowym i celnym, to jeszcze własnym podpisem poświadczymy nieprawdę. Auto bez problemów za­ rejestrujemy (chyba że będą rozbieżności w dokumentach, na przykład umowa zostanie zawarta z datą późniejszą niż data sprzedaży dopisana na oryginalnym dowodzie rejestracyjnym) i ubezpieczymy, poważne kłopoty mogą się pojawić w momen­ cie kradzieży takiego samochodu lub kolizji z naszym udziałem. Firma ubezpieczeniowa z pewnością skorzysta ze swojego prawa i zweryfikuje dokumentację, prawdopodobnie skontaktuje się z poprzednim, zagranicznym właścicielem i sprawdzi, czy jego umowa jest identyczna z naszą. Niemal na pewno nie będzie, więc nie tylko nie uzyskamy odszkodowania, ale również nara­ zimy się na konsekwencje prawne. Jeszcze podczas rozmowy telefonicznej warto skonfrontować wszystkie zawarte w ogłoszeniu informacje, rocznik (wiele osób podaje datę pierwszej rejestracji za granicą, w rzeczywistości czę­ sto dostajemy auto rok starsze), wyposażenie (musimy upew­ nić się, czy wszystko działa tak, jak należy) oraz przebieg. Może się zdarzyć, że dopytując o ten ostatni, usłyszymy zaskakująco szczere wyznanie: „Ja go takiego kupiłem, nic przy nim nie kom­ binowałem, wygląda bardzo ładnie, ale gwarancji nie dam, teraz takie czasy, że oszustów mnóstwo”. Wypowiedź taką należy tłu­ maczyć następująco: „Ja go takiego nie kupiłem, miał dużo wię­ cej przejechanych kilometrów, cofnąłem licznik, ale chyba trochę przesadziłem, bo się już o to kilka oglądających osób awanturo­ wało”. Warto zapytać o książkę serwisową, komplet kluczyków (zagraniczne ubezpieczalnie często przekazują tylko jeden) oraz upewnić się, że klimatyzacja jest sprawna (po naprawach bla- charsko-lakierniczych niemal zawsze zapomina się o uzupełnie­ niu czynnika chłodzącego).