„Taniec rodzi ciepło, które jest rodzicem
lubieżności.
Oto, panie, praprzyczyna niewierności”.
Henry Fielding
„Kochanie, jestem wolna”.
Lady Gaga
Rozdział 1
W taksówce ciągle powtarzał jej, że to
niespodzianka.
– Nie lubię niespodzianek – powiedziała
Mallory, wchodząc za nim do ciemnego
nieoznaczonego budynku zaraz przy Bowery.
– To twoje urodziny! Co by to były za urodziny
bez niespodzianki? – Puścił oko do Mallory, a ona nie
mogła się oprzeć i uśmiechnęła się do niego. Cały
problem z Alekiem tkwił właśnie w tym: niezależnie
od tego, jak bardzo ją irytował, kochała go zbyt
mocno, żeby się złościć.
Poza tym: dlaczego miałaby mieć zły nastrój?
Po trzech latach związku na odległość, kiedy ona
kończyła prawo, w końcu zamieszkali razem. Miała
dobrą pracę w średniej wielkości firmie. Owszem,
dzisiaj były jej urodziny – dwudzieste piąte. Z tej
okazji Alec zabierał ją na wieczór we dwoje
w mieście, które było dla niej zupełnie nowe. Tyle
że to ciemne miejsce nie wyglądało na romantyczną
restaurację.
W drzwiach przywitała ich kobieta
z notatnikiem. Miała idealnie piękną twarz, a na szyi
wytatuowanego motylka. Za nią wisiała aksamitna
kotara, przez którą Mallory nie mogła dostrzec, co się
znajduje w pomieszczeniu.
– Alec Martin i Mallory Dale. Jesteśmy na
liście – powiedział Alec, biorąc Mallory za rękę.
Kiedy weszli do środka, Mallory zdała sobie sprawę,
że są w jakimś barze ze sceną, miejscami do siedzenia
i… karłami. Zauważyła dwóch. Dostrzegła też kobietę
o nagich piersiach, która miała na sobie pas do
pończoch, czarne pończochy ze szwem i czerwone
szpilki. Był tam też mężczyzna przebrany za kowboja,
z biczem w dłoni.
– Co to ma być? – zapytała Mallory.
– Blue Angel. Klub burleski – odpowiedział
Alec, uśmiechając się, jakby właśnie pokazał jej
diament.
Burleska – temat artykułu, który Alec pisał dla
magazynu „Gruff” poświęconego popkulturze, dla
którego pracował. I ostatni pretekst do tego, by móc
obłapiać kobiety wzrokiem.
– Spędzamy moje urodziny na zbieraniu
materiałów do twojego artykułu?
Alec poprowadził ją do stolika najbliżej sceny.
Sala była pełna, ale stolik miał karteczkę
z rezerwacją. Teraz była już pewna, że to dzięki
magazynowi. Właścicielem „Gruff” był bogaty
dzieciak Billy Barton. Alec poznał go dzięki
wyjątkowo szerokim kontaktom klubu absolwentów
Uniwersytetu Pensylwanii. W przeciwieństwie do
Aleca i innych ich znajomych Billy potrafił otworzyć
każde drzwi, pociągnąć za każdy sznurek
i zarezerwować każdy stolik.
– Nie – powiedział Alec. – Robimy coś fajnego
i interesującego z okazji twoich urodzin. Zupełnym
przypadkiem jest to związane z tym, o czym piszę,
ale wiem, że to ci się spodoba. Poczekaj tutaj,
zamówię drinki. – Poszedł do baru, zanim zdążyła
zaprotestować.
Mallory pomyślała, że powinna była się inaczej
ubrać. Długa spódnica w pepitkę od Ann Taylor
wydała jej się teraz zbyt zasadnicza. W klubie widać
było sporo nóg – gołych, w kabaretkach i na
obcasach. Ona miała na sobie jeszcze prosty czarny
golf, więc nie była przesadnie wystrojona.
Po drugiej stronie sali dwie kobiety rozmawiały
i śmiały się do mężczyzny w kowbojskim kapeluszu.
Mallory najpierw zwróciła uwagę na tę w sztucznym
futerku w lamparcie cętki. Jak mogłaby jej nie
zauważyć? Wyglądała jak modelka, była doskonale
wystylizowana, a poza tym miała jasną cerę, pełne
czerwone usta i czarne włosy ścięte w idealnego
ostrego boba. Kobieta, jakby wyczuwając spojrzenie
Mallory, odwróciła się i spojrzała na nią intensywnie
niebieskimi oczami. Zaskoczona Mallory niemal od
razu odwróciła wzrok. Ale kiedy znów zerknęła
w tamtą stronę, dostrzegła, że kobieta wciąż ją
obserwuje, jakby spodziewała się, że Mallory również
spojrzy jej w oczy. W końcu napotkały swój wzrok
i Mallory poczuła dziwne łaskotanie w brzuchu.
– Hej – powiedział Alec, siadając obok
i przesuwając do niej butelkę piwa. – Nie jesteś zła,
prawda? – Mallory sięgnęła po napój, ledwie
powstrzymując się przed kolejnym spojrzeniem na
ciemnowłosą kobietę.
– Co? Nie wiem. Trochę. Daj spokój, Alec.
Przyznaj, chcesz upiec dwie pieczenie na jednym
ogniu: chcesz zdobyć materiał do artykułu, ale jako że
są moje urodziny i gdzieś wyszliśmy, zdecydowałeś,
że przyjdziemy tutaj. To nie ma nic wspólnego z tym,
jak ja chciałabym świętować.
Nie podobało jej się to, co mówi, i była
zmartwiona. Nie chodziło o jej urodziny, tylko o nich.
Nie miała odwagi się do tego przyznać, ale odkąd
sześć miesięcy wcześniej przeprowadziła się na
Manhattan, coś w ich związku zaczęło się psuć. Alec
wpadł w nowojorski wyścig szczurów w świecie
mediów. Ona zaharowywała się na śmierć w firmie
prawniczej i uczyła się do poprawki egzaminu
adwokackiego. No i Alec często wspominał ostatnio,
że miałby ochotę na trójkąt. Kiedy pierwszy raz o tym
napomknął, Mallory pomyślała, że chce ją
sprowokować. Ale w końcu zdała sobie sprawę, że
Alec mówił poważnie. Nie bardzo wiedziała, co
zrobić z tą informacją, więc upchnęła ją w myślach
pod etykietką „rzeczy, którymi nie mam zamiaru się
teraz przejmować”.
Nie chodziło o to, że nie odpowiadał jej trójkąt
z inną dziewczyną – w przeszłości zdarzały jej się
małe miłostki. Spotkała kiedyś na obozie Carly Klein.
Carly nosiła podkolanówki nawet
w trzydziestostopniowym upale i wybijała piłkę
w meczu siatkówki, jakby grała o złoty medal. Raz
Mallory miała o niej nawet sen erotyczny i całymi
tygodniami dręczyło ją przez to poczucie winy.
Ale to nie był obóz ani czas na miłostki
z dziewczynami. Teraz była dorosła i w rzekomo
dojrzałym związku.
Alec wziął ją za rękę, ale zanim zdążył
powiedzieć, jak bardzo się pomylił czy cokolwiek
innego, co miał do przekazania, na sali zaczęła
pulsować piosenka Lady Gagi Beautiful, Dirty, Rich
i niebieska kurtyna nad sceną rozsunęła się. Na scenę
wyszedł kowboj, którego Mallory zauważyła
wcześniej, i widownia zaczęła klaskać i krzyczeć.
– Drogie panie… oraz mało apetyczne
stworzenia, które zdecydowałyście się tutaj
przyprowadzić – zaczął. – Witajcie w Blue Angel! –
Trzasnął pejczem i Mallory aż podskoczyła na
krześle.
Rozległo się jeszcze więcej krzyków. Wbrew
sobie Mallory poczuła lekką ekscytację. Panowała tu
atmosfera jak przed koncertem rockowym. Nie
chciała dać Alecowi satysfakcji i się uśmiechnąć, ale
po raz pierwszy, odkąd weszła do klubu, była
ciekawa, co się wydarzy.
Doświadczenia Mallory z tego typu miejscami
nie napawały jej optymizmem. Raz, jeszcze na
studiach, poszła do klubu ze striptizem w Filadelfii,
a potem, niechętnie, kiedy przyjechała pierwszy raz
do Nowego Jorku. Obydwie wizyty były okropne.
Tancerki wyglądały na nieszczęśliwe, a ona od
samego patrzenia czuła się jak perwers, chociaż
w zasadzie nie dało się tam robić niczego innego.
A najpodlej się czuła, dając im napiwki. Za każdym
razem jej znajomi śmiali się z niej i sugerowali, by się
rozluźniła. Ale, na miłość boską, na studiach zrobiła
specjalizację z praw kobiet. Nie mogła wejść do klubu
i nagle stać się kimś innym.
Przerażało ją, że nie będzie wiedziała, gdzie
patrzeć i co zrobić z rękami, że będzie jej przykro
z powodu tancerki i zawstydzi ją sam fakt, że się tu
znalazła. Nic dziwnego, że kiedy na scenę wyszła
pierwsza dziewczyna, Mallory była zdenerwowana.
Tłum był głośny i nie szczędził oklasków, a Mallory
zdała sobie sprawę, że jest jedyną osobą, która nie
wydaje z siebie żadnego dźwięku. Alec krzyczał
i klaskał wyjątkowo głośno. Spojrzał na nią przelotnie
i puścił do niej oko.
Mallory odwróciła się do sceny. Z głośników
popłynęła piosenka Diamonds Are a Girl’s Best
Friend i reflektory oświetliły tancerkę
w cukierkowym kostiumie. Blondynka miała na sobie
zaskakująco dużo ciuchów – pończochy, różowe
platformy z lakierowanej skóry, biały gorset, długie
białe rękawiczki i wachlarze z różowych piór w obu
rękach. Machała nimi tak, że czasem zakrywały jej
twarz i niemal całe ciało. Gdy przysłaniały tylko
ciało, uśmiechała się przebiegle do widowni. Kiedy
wycie i krzyki osiągnęły apogeum, odrzuciła
wachlarze na bok, stanęła w lekkim rozkroku i zaczęła
zdejmować jedną rękawiczkę. Tłum zawył, jakby
właśnie pokazała piersi. Czy kobiety rozbierały się
tutaj do naga? Mallory nie wiedziała, czego się
spodziewać.
Blondynka powoli ściągała z siebie kostium –
najpierw rękawiczki, buty, a później odwróciła się
tyłem do widowni i zaczęła rozpinać zamek z tyłu
gorsetu tak powoli, że Mallory nie mogła się
doczekać, kiedy go zdejmie. Gdy tancerka w końcu
się odwróciła, rękami zakrywając piersi, Mallory
zdała sobie sprawę, że wstrzymała oddech. Kobieta
odsunęła ręce, przyjmując pozę jak Madonna
w teledysku do piosenki Vogue. Miała małe, zadarte
i idealnie okrągłe piersi, a do sutków przyczepione
były dwa cekinowe kwiatki. Kiedy tańczyła, mając na
sobie oprócz nich tylko czerwone figi, Mallory
poczuła jednocześnie ulgę i zawód – kobieta nie miała
zamiaru rozbierać się do końca.
Tłum oszalał i Mallory dołączyła do niego –
zaczęła klaskać i gwizdać. Tancerka odpowiadała
publiczności i wykorzystywała jej entuzjazm.
Podchodziła do brzegu sceny, powoli się pochylała
i pokazywała pośladki, figlarnie je ściskając. Jeszcze
raz podniosła się wrzawa, chociaż Mallory wydawało
się, że głośniej już być nie mogło. Na scenę wrócił
kowboj.
– Jeszcze raz brawa dla Poppy LaRue –
powiedział, chociaż wcale nie musiał prosić, bo
w pomieszczeniu dalej wrzało od oklasków.
– Co sądzisz? – zapytał Alec, zaciskając rękę
na jej nodze.
– Jest… Podoba mi się – odpowiedziała
Mallory.
– Wiedziałem, że tak będzie – pochylił się
i pocałował ją w policzek.
Podczas gdy kowboj na scenie prowadził
krótki, zaskakująco bystry i pełen zadziornych
komentarzy politycznych i kulturalnych monolog,
Billy Barton wślizgnął się na krzesło obok Aleca.
Miał na sobie lawendową koszulę i fioletowe szelki.
Był przystojny i bogaty, więc ubieranie się w stylu
Scotta Disicka w Z kamerą u Kardashianów
uchodziło mu na sucho.
– Coś mnie ominęło? – zapytał nieco za głośno.
– Nie wiem. Co sądzisz, Mal? Ominęło go coś?
Mallory przewróciła oczami.
– Panie i panowie, proszę o oklaski dla
wspaniałej, olśniewającej i niebezpiecznej… Bette
Noir! – Stali bywalcy klubu zaczęli skandować imię
tancerki. Kurtyna wciąż była opuszczona, ale
z głośników popłynęła I Put a Spell on You
w wykonaniu Marilyna Mansona. Przy pierwszych
niskich, upiornych dźwiękach kurtyna rozsunęła się,
odkrywając dwa drewniane krzesła i mały stoliczek
z kryształową kulą. Na jednym z krzeseł siedziała
kobieta, a jej twarz zasłaniał czarny kapelusz -
wiedźmy.
Kobieta powoli się podniosła. Okrywała ją
powłóczysta czarna suknia. Kołysała się i patrzyła
wprost na widownię, prowokująca i zadziorna.
Mallory zauważyła, że to była właśnie ona –
oszałamiająca kobieta w płaszczu w lamparcie cętki.
Mallory doskonale znała tę piosenkę – słyszała
ją dawno temu w filmie Davida Lyncha i bardzo jej
się spodobała. Od tamtego czasu minęły lata, ale
Mallory pamiętała, jak zaskakująco wcześnie
rozbrzmiewało wyjątkowe crescendo. Gdy nadeszło,
tancerka ściągnęła czarną suknię, pokazując idealne
ciało ubrane w stanik ze spiczastymi miseczkami,
czarne skąpe majtki, pas do pończoch i szpilki
z lakierowanej skóry na bardzo wysokich obcasach.
W ręce miała małą błyszczącą różdżkę. Tym razem,
kiedy spojrzała na widownię, skupiła wzrok na
Mallory.
Mallory przemknęło przez myśl, że coś jej się
przywidziało, ale tancerka wskazała na nią różdżką
i zaprosiła na scenę. Odwróciła wzrok, udając, że nie
widzi, ale tłum zaczął ją zachęcać, a wtórował mu
kowboj. Przeklęty Billy Barton i jego miejsca
w pierwszym rzędzie! Spojrzała na Aleca, ale on
śmiał się i zachęcał ją ruchem ręki, żeby wyszła na
scenę.
Nie do końca zarejestrowała, w jaki sposób się
tam znalazła. Ale usiadła na jednym z drewnianych
krzeseł naprzeciw kryształowej kuli, a Bette Noir
tańczyła dookoła niej. I wtedy Bette siadła tyłem do
Mallory i wskazała, żeby ta rozpięła jej stanik.
Mallory trzęsły się ręce, ale udało jej się
rozpiąć metalowe haftki. Opuszkami palców musnęła
bladą skórę tancerki, niemal tak delikatną, jak jasną.
Kiedy Bette odwróciła się do niej przodem, wypinając
nagie piersi, Mallory miała wrażenie, że jest jedynym
widzem. Nie słyszała ani tłumu, ani muzyki. Nie
wiedziała nawet, czy Bette w ogóle do niej mówi, ale
miała wrażenie, że tak. I że mówiła jej, aby zdjęła
golf. Jedynym powodem, dla którego Mallory to
zrobiła, było to, że nie chciała zepsuć całego
przedstawienia. Wahała się może przez dwadzieścia -
sekund, a później, zdenerwowana, powoli zdjęła golf.
Bette nie uśmiechnęła się, nawet nie
zatrzepotała sztucznymi rzęsami. Spokojnie wzięła
golf z rąk Mallory, podeszła do brzegu sceny i rzuciła
ciuch na krzesło, które zajmowała dziewczyna.
Dopiero teraz Mallory usłyszała, że tłum szalał, jakby
ktoś z powrotem włączył dźwięk w telewizorze. Stała
na scenie w spódnicy od Ann Taylor i staniku
Victoria’s Secret i czuła, jak wali jej serce.
Zastanawiała się, jak długo jeszcze będzie musiała tu
zostać, ale jednocześnie nie chciała schodzić. Czuła,
jak tętni w niej życie – wszystko wydawało się
głośniejsze, jaśniejsze i lepsze niż tam, na dole.
Kręciło jej się w głowie z wrażenia i żeby się
uspokoić, zaczęła szukać wzrokiem Aleca. Widziała,
że patrzył tylko na nią. Wzięła głęboki oddech i stała
prosto, kiedy Bette tańczyła dookoła niej, ubrana
tylko w ozdobne majtki i niewiarygodnie wysokie
szpilki, wciąż trzymając w ręku różdżkę. Poruszała
się z pełną świadomością, w idealnie wyreżyserowany
sposób.
I wtedy opadła kurtyna.
Poppy LaRue wyjrzała zza kotary. Nie mogła
uwierzyć, że Bette wyciągnęła na scenę brunetkę
z publiczności. Sama ledwie się uspokoiła po swoim
występie – było czystym sadyzmem ze strony Agnes,
żeby kazać jej otworzyć show, kiedy ona dopiero
drugi raz w życiu była na scenie. Pomyślała, że
powinna jej to powiedzieć, ale Agnes była zbyt zajęta
ruganiem Bette za wyciągnięcie widza na scenę.
– Coś ty sobie myślała? To nie jest cyrk! –
huczała Agnes ze swoim twardym polskim akcentem.
Agnieszka Wieczorek, była balerina z Warszawy,
a obecnie właścicielka Blue Angel, nie lubiła, kiedy
ktoś łamał zasady.
– Oczywiście, że jest – odpowiedziała Bette,
spokojnie zapalając papierosa. – A po co innego ci
ludzie tu przychodzą? – Minęła Agnes bez słowa
i weszła do garderoby, z trzaskiem zamykając za sobą
drzwi.
Komu innemu niż Bette Noir coś takiego mogło
ujść płazem?
– Muszę zabrać stamtąd swoje buty –
powiedziała Poppy.
Agnes mruknęła coś po polsku i machnęła ręką
w stronę zamkniętych drzwi z wyrazem obrzydzenia
na twarzy. Poppy odczekała, aż Agnes zniknie z pola
widzenia, i zapukała lekko w drzwi garderoby.
– Odwal się – powiedziała Bette.
– To ja, Poppy – Bette milczała, więc Poppy
pomyślała, że może wejść. Kiedy pół roku wcześniej
dołączyła do zespołu Blue Angel, nie odważyłaby się
wejść za Bette do pokoju, gdy ta była zdenerwowana.
W końcu zbliżyła się do niej na tyle, że mogła czuć
się swobodnie. Miała nadzieję na więcej. Nigdy
wcześniej nie była z kobietą, ale wiedziała, że Bette
gustowała tylko w paniach, i jeżeli warunkiem
znalezienia się pod opieką starszej koleżanki był seks,
Poppy nie miała nic przeciwko.
– Nie wydaje mi się, żeby Agnes była na ciebie
naprawdę zła – powiedziała Poppy.
Zatrzymała się przed lustrem i nie mogła się
powstrzymać, żeby nie spojrzeć na siebie z aprobatą.
Niedawno ścięła platynowe włosy w boba sięgającego
linii brody, podobnego do fryzury Bette. Obie miały
jasną skórę i niebieskie oczy, ale Bette była brunetką,
a Poppy była o kilka centymetrów wyższa. Zawsze
lubiła swój wzrost (miała prawie metr osiemdziesiąt),
ale odkąd poznała Bette, żałowała, że nie jest nieco
niższa. Wszystko w Bette wydawało jej się idealnie
pasujące do burleski, wyjątkowe. Mimo różnicy
wzrostu Poppy lubiła myśleć, że dzięki podobnym
fryzurom wyglądały jak pozytyw i negatyw. Coraz
częściej wyobrażała sobie, jak byłoby w łóżku
z Bette, jej ładniejszą bliźniaczką.
– Niezbyt mnie to obchodzi – powiedziała
Bette, spoglądając znad iPhone’a i rzucając Poppy
niepokojące kocie spojrzenie. – Nie jestem tutaj, żeby
do końca życia zarabiać po sto pięćdziesiąt dolarów
za noc. Wiesz, kto siedział przy tamtym stoliku?
– Ta dziewczyna, którą zabrałaś na scenę? To
jakaś aktorka?
– Nie ona! Ten facet w idiotycznych
szelkach. – Teraz Poppy czuła się jak idiotka. On był
jakimś aktorem? Nawet go nie zauważyła.
Zdecydowała, że najlepiej będzie nic nie mówić.
Wiedziała, że Bette i tak jej powie. – To był Billy
Barton – oświadczyła Bette. Poppy wciąż nie
rozumiała, co jest grane, więc Bette westchnęła,
zrezygnowana. – To właściciel magazynu „Gruff”.
Znasz, prawda? Raz w roku wydają dodatek „Hot”.
W zeszłym roku na okładce była bodajże Megan Fox.
– Ach, tak, jasne. Czytam go – skłamała Poppy.
– No więc wydawca był tu dzisiaj. To jest coś,
Poppy. Jeżeli piszą o tym klubie, to znaczy, że można
tu ściągnąć ich ludzi. A nie tylko napalonych
studentów.
– Super. No to… Chcesz drinka? – Bette
odwróciła się gwałtownie i zmierzyła Poppy
wzrokiem od stóp do głów, zatrzymując się przez
chwilę na jej piersiach. Poppy była ubrana w różową
satynową koszulkę i skąpe stringi i czuła się teraz
bardziej naga, niż gdy się prezentowała przed pięć-
dziesięcioma nieznajomymi. Zmusiła się, żeby się
trzymać prosto.
Bette wstała i stanęła tuż przed nią. Wsunęła
rękę pod koszulkę Poppy i złapała ją za pierś. Poppy
nie była w stanie nawet oddychać. Po miesiącach
bycia ignorowaną i pobieżnych rozmowach coś
takiego! Nigdy wcześniej nie była dla nikogo tak
niewidzialna jak dla Bette.
Ale teraz to się zmieniło.
– Zdejmij to – powiedziała Bette, pocierając
kciukiem kwiatek, który przykrywał sutek Poppy.
Z powrotem usiadła na krześle, zadowolona z tego, że
może być widzem, podczas gdy Poppy powoli się
rozbierała. Słyszała w tle Fever Peggy Lee – ostatni
kawałek z występu Cookies ’n’ Cream. Zazwyczaj to
Bette zamykała show, ale założyła się o coś z Cookie
i Cookie wygrała. Nie chciały powiedzieć, o co się
założyły. Poppy czuła się jak odludek i zastanawiała,
kiedy to się zmieni. Jak długo będzie musiała
przebywać w Blue Angel, zanim zrozumie panujące
tu zasady? Zanim Agnes zacznie z nią rozmawiać?
Zanim klienci zaczną skandować jej imię? Rok?
Dwa?
Logan Belle
Blue Angel
„Taniec rodzi ciepło, które jest rodzicem lubieżności. Oto, panie, praprzyczyna niewierności”. Henry Fielding „Kochanie, jestem wolna”. Lady Gaga
Rozdział 1 W taksówce ciągle powtarzał jej, że to niespodzianka. – Nie lubię niespodzianek – powiedziała Mallory, wchodząc za nim do ciemnego nieoznaczonego budynku zaraz przy Bowery. – To twoje urodziny! Co by to były za urodziny bez niespodzianki? – Puścił oko do Mallory, a ona nie mogła się oprzeć i uśmiechnęła się do niego. Cały problem z Alekiem tkwił właśnie w tym: niezależnie od tego, jak bardzo ją irytował, kochała go zbyt mocno, żeby się złościć. Poza tym: dlaczego miałaby mieć zły nastrój? Po trzech latach związku na odległość, kiedy ona kończyła prawo, w końcu zamieszkali razem. Miała dobrą pracę w średniej wielkości firmie. Owszem, dzisiaj były jej urodziny – dwudzieste piąte. Z tej
okazji Alec zabierał ją na wieczór we dwoje w mieście, które było dla niej zupełnie nowe. Tyle że to ciemne miejsce nie wyglądało na romantyczną restaurację. W drzwiach przywitała ich kobieta z notatnikiem. Miała idealnie piękną twarz, a na szyi wytatuowanego motylka. Za nią wisiała aksamitna kotara, przez którą Mallory nie mogła dostrzec, co się znajduje w pomieszczeniu. – Alec Martin i Mallory Dale. Jesteśmy na liście – powiedział Alec, biorąc Mallory za rękę. Kiedy weszli do środka, Mallory zdała sobie sprawę, że są w jakimś barze ze sceną, miejscami do siedzenia i… karłami. Zauważyła dwóch. Dostrzegła też kobietę o nagich piersiach, która miała na sobie pas do pończoch, czarne pończochy ze szwem i czerwone szpilki. Był tam też mężczyzna przebrany za kowboja, z biczem w dłoni. – Co to ma być? – zapytała Mallory. – Blue Angel. Klub burleski – odpowiedział
Alec, uśmiechając się, jakby właśnie pokazał jej diament. Burleska – temat artykułu, który Alec pisał dla magazynu „Gruff” poświęconego popkulturze, dla którego pracował. I ostatni pretekst do tego, by móc obłapiać kobiety wzrokiem. – Spędzamy moje urodziny na zbieraniu materiałów do twojego artykułu? Alec poprowadził ją do stolika najbliżej sceny. Sala była pełna, ale stolik miał karteczkę z rezerwacją. Teraz była już pewna, że to dzięki magazynowi. Właścicielem „Gruff” był bogaty dzieciak Billy Barton. Alec poznał go dzięki wyjątkowo szerokim kontaktom klubu absolwentów Uniwersytetu Pensylwanii. W przeciwieństwie do Aleca i innych ich znajomych Billy potrafił otworzyć każde drzwi, pociągnąć za każdy sznurek i zarezerwować każdy stolik. – Nie – powiedział Alec. – Robimy coś fajnego i interesującego z okazji twoich urodzin. Zupełnym
przypadkiem jest to związane z tym, o czym piszę, ale wiem, że to ci się spodoba. Poczekaj tutaj, zamówię drinki. – Poszedł do baru, zanim zdążyła zaprotestować. Mallory pomyślała, że powinna była się inaczej ubrać. Długa spódnica w pepitkę od Ann Taylor wydała jej się teraz zbyt zasadnicza. W klubie widać było sporo nóg – gołych, w kabaretkach i na obcasach. Ona miała na sobie jeszcze prosty czarny golf, więc nie była przesadnie wystrojona. Po drugiej stronie sali dwie kobiety rozmawiały i śmiały się do mężczyzny w kowbojskim kapeluszu. Mallory najpierw zwróciła uwagę na tę w sztucznym futerku w lamparcie cętki. Jak mogłaby jej nie zauważyć? Wyglądała jak modelka, była doskonale wystylizowana, a poza tym miała jasną cerę, pełne czerwone usta i czarne włosy ścięte w idealnego ostrego boba. Kobieta, jakby wyczuwając spojrzenie Mallory, odwróciła się i spojrzała na nią intensywnie niebieskimi oczami. Zaskoczona Mallory niemal od
razu odwróciła wzrok. Ale kiedy znów zerknęła w tamtą stronę, dostrzegła, że kobieta wciąż ją obserwuje, jakby spodziewała się, że Mallory również spojrzy jej w oczy. W końcu napotkały swój wzrok i Mallory poczuła dziwne łaskotanie w brzuchu. – Hej – powiedział Alec, siadając obok i przesuwając do niej butelkę piwa. – Nie jesteś zła, prawda? – Mallory sięgnęła po napój, ledwie powstrzymując się przed kolejnym spojrzeniem na ciemnowłosą kobietę. – Co? Nie wiem. Trochę. Daj spokój, Alec. Przyznaj, chcesz upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: chcesz zdobyć materiał do artykułu, ale jako że są moje urodziny i gdzieś wyszliśmy, zdecydowałeś, że przyjdziemy tutaj. To nie ma nic wspólnego z tym, jak ja chciałabym świętować. Nie podobało jej się to, co mówi, i była zmartwiona. Nie chodziło o jej urodziny, tylko o nich. Nie miała odwagi się do tego przyznać, ale odkąd sześć miesięcy wcześniej przeprowadziła się na
Manhattan, coś w ich związku zaczęło się psuć. Alec wpadł w nowojorski wyścig szczurów w świecie mediów. Ona zaharowywała się na śmierć w firmie prawniczej i uczyła się do poprawki egzaminu adwokackiego. No i Alec często wspominał ostatnio, że miałby ochotę na trójkąt. Kiedy pierwszy raz o tym napomknął, Mallory pomyślała, że chce ją sprowokować. Ale w końcu zdała sobie sprawę, że Alec mówił poważnie. Nie bardzo wiedziała, co zrobić z tą informacją, więc upchnęła ją w myślach pod etykietką „rzeczy, którymi nie mam zamiaru się teraz przejmować”. Nie chodziło o to, że nie odpowiadał jej trójkąt z inną dziewczyną – w przeszłości zdarzały jej się małe miłostki. Spotkała kiedyś na obozie Carly Klein. Carly nosiła podkolanówki nawet w trzydziestostopniowym upale i wybijała piłkę w meczu siatkówki, jakby grała o złoty medal. Raz Mallory miała o niej nawet sen erotyczny i całymi tygodniami dręczyło ją przez to poczucie winy.
Ale to nie był obóz ani czas na miłostki z dziewczynami. Teraz była dorosła i w rzekomo dojrzałym związku. Alec wziął ją za rękę, ale zanim zdążył powiedzieć, jak bardzo się pomylił czy cokolwiek innego, co miał do przekazania, na sali zaczęła pulsować piosenka Lady Gagi Beautiful, Dirty, Rich i niebieska kurtyna nad sceną rozsunęła się. Na scenę wyszedł kowboj, którego Mallory zauważyła wcześniej, i widownia zaczęła klaskać i krzyczeć. – Drogie panie… oraz mało apetyczne stworzenia, które zdecydowałyście się tutaj przyprowadzić – zaczął. – Witajcie w Blue Angel! – Trzasnął pejczem i Mallory aż podskoczyła na krześle. Rozległo się jeszcze więcej krzyków. Wbrew sobie Mallory poczuła lekką ekscytację. Panowała tu atmosfera jak przed koncertem rockowym. Nie chciała dać Alecowi satysfakcji i się uśmiechnąć, ale po raz pierwszy, odkąd weszła do klubu, była
ciekawa, co się wydarzy. Doświadczenia Mallory z tego typu miejscami nie napawały jej optymizmem. Raz, jeszcze na studiach, poszła do klubu ze striptizem w Filadelfii, a potem, niechętnie, kiedy przyjechała pierwszy raz do Nowego Jorku. Obydwie wizyty były okropne. Tancerki wyglądały na nieszczęśliwe, a ona od samego patrzenia czuła się jak perwers, chociaż w zasadzie nie dało się tam robić niczego innego. A najpodlej się czuła, dając im napiwki. Za każdym razem jej znajomi śmiali się z niej i sugerowali, by się rozluźniła. Ale, na miłość boską, na studiach zrobiła specjalizację z praw kobiet. Nie mogła wejść do klubu i nagle stać się kimś innym. Przerażało ją, że nie będzie wiedziała, gdzie patrzeć i co zrobić z rękami, że będzie jej przykro z powodu tancerki i zawstydzi ją sam fakt, że się tu znalazła. Nic dziwnego, że kiedy na scenę wyszła pierwsza dziewczyna, Mallory była zdenerwowana. Tłum był głośny i nie szczędził oklasków, a Mallory
zdała sobie sprawę, że jest jedyną osobą, która nie wydaje z siebie żadnego dźwięku. Alec krzyczał i klaskał wyjątkowo głośno. Spojrzał na nią przelotnie i puścił do niej oko. Mallory odwróciła się do sceny. Z głośników popłynęła piosenka Diamonds Are a Girl’s Best Friend i reflektory oświetliły tancerkę w cukierkowym kostiumie. Blondynka miała na sobie zaskakująco dużo ciuchów – pończochy, różowe platformy z lakierowanej skóry, biały gorset, długie białe rękawiczki i wachlarze z różowych piór w obu rękach. Machała nimi tak, że czasem zakrywały jej twarz i niemal całe ciało. Gdy przysłaniały tylko ciało, uśmiechała się przebiegle do widowni. Kiedy wycie i krzyki osiągnęły apogeum, odrzuciła wachlarze na bok, stanęła w lekkim rozkroku i zaczęła zdejmować jedną rękawiczkę. Tłum zawył, jakby właśnie pokazała piersi. Czy kobiety rozbierały się tutaj do naga? Mallory nie wiedziała, czego się spodziewać.
Blondynka powoli ściągała z siebie kostium – najpierw rękawiczki, buty, a później odwróciła się tyłem do widowni i zaczęła rozpinać zamek z tyłu gorsetu tak powoli, że Mallory nie mogła się doczekać, kiedy go zdejmie. Gdy tancerka w końcu się odwróciła, rękami zakrywając piersi, Mallory zdała sobie sprawę, że wstrzymała oddech. Kobieta odsunęła ręce, przyjmując pozę jak Madonna w teledysku do piosenki Vogue. Miała małe, zadarte i idealnie okrągłe piersi, a do sutków przyczepione były dwa cekinowe kwiatki. Kiedy tańczyła, mając na sobie oprócz nich tylko czerwone figi, Mallory poczuła jednocześnie ulgę i zawód – kobieta nie miała zamiaru rozbierać się do końca. Tłum oszalał i Mallory dołączyła do niego – zaczęła klaskać i gwizdać. Tancerka odpowiadała publiczności i wykorzystywała jej entuzjazm. Podchodziła do brzegu sceny, powoli się pochylała i pokazywała pośladki, figlarnie je ściskając. Jeszcze raz podniosła się wrzawa, chociaż Mallory wydawało
się, że głośniej już być nie mogło. Na scenę wrócił kowboj. – Jeszcze raz brawa dla Poppy LaRue – powiedział, chociaż wcale nie musiał prosić, bo w pomieszczeniu dalej wrzało od oklasków. – Co sądzisz? – zapytał Alec, zaciskając rękę na jej nodze. – Jest… Podoba mi się – odpowiedziała Mallory. – Wiedziałem, że tak będzie – pochylił się i pocałował ją w policzek. Podczas gdy kowboj na scenie prowadził krótki, zaskakująco bystry i pełen zadziornych komentarzy politycznych i kulturalnych monolog, Billy Barton wślizgnął się na krzesło obok Aleca. Miał na sobie lawendową koszulę i fioletowe szelki. Był przystojny i bogaty, więc ubieranie się w stylu Scotta Disicka w Z kamerą u Kardashianów uchodziło mu na sucho. – Coś mnie ominęło? – zapytał nieco za głośno.
– Nie wiem. Co sądzisz, Mal? Ominęło go coś? Mallory przewróciła oczami. – Panie i panowie, proszę o oklaski dla wspaniałej, olśniewającej i niebezpiecznej… Bette Noir! – Stali bywalcy klubu zaczęli skandować imię tancerki. Kurtyna wciąż była opuszczona, ale z głośników popłynęła I Put a Spell on You w wykonaniu Marilyna Mansona. Przy pierwszych niskich, upiornych dźwiękach kurtyna rozsunęła się, odkrywając dwa drewniane krzesła i mały stoliczek z kryształową kulą. Na jednym z krzeseł siedziała kobieta, a jej twarz zasłaniał czarny kapelusz - wiedźmy. Kobieta powoli się podniosła. Okrywała ją powłóczysta czarna suknia. Kołysała się i patrzyła wprost na widownię, prowokująca i zadziorna. Mallory zauważyła, że to była właśnie ona – oszałamiająca kobieta w płaszczu w lamparcie cętki. Mallory doskonale znała tę piosenkę – słyszała ją dawno temu w filmie Davida Lyncha i bardzo jej
się spodobała. Od tamtego czasu minęły lata, ale Mallory pamiętała, jak zaskakująco wcześnie rozbrzmiewało wyjątkowe crescendo. Gdy nadeszło, tancerka ściągnęła czarną suknię, pokazując idealne ciało ubrane w stanik ze spiczastymi miseczkami, czarne skąpe majtki, pas do pończoch i szpilki z lakierowanej skóry na bardzo wysokich obcasach. W ręce miała małą błyszczącą różdżkę. Tym razem, kiedy spojrzała na widownię, skupiła wzrok na Mallory. Mallory przemknęło przez myśl, że coś jej się przywidziało, ale tancerka wskazała na nią różdżką i zaprosiła na scenę. Odwróciła wzrok, udając, że nie widzi, ale tłum zaczął ją zachęcać, a wtórował mu kowboj. Przeklęty Billy Barton i jego miejsca w pierwszym rzędzie! Spojrzała na Aleca, ale on śmiał się i zachęcał ją ruchem ręki, żeby wyszła na scenę. Nie do końca zarejestrowała, w jaki sposób się tam znalazła. Ale usiadła na jednym z drewnianych
krzeseł naprzeciw kryształowej kuli, a Bette Noir tańczyła dookoła niej. I wtedy Bette siadła tyłem do Mallory i wskazała, żeby ta rozpięła jej stanik. Mallory trzęsły się ręce, ale udało jej się rozpiąć metalowe haftki. Opuszkami palców musnęła bladą skórę tancerki, niemal tak delikatną, jak jasną. Kiedy Bette odwróciła się do niej przodem, wypinając nagie piersi, Mallory miała wrażenie, że jest jedynym widzem. Nie słyszała ani tłumu, ani muzyki. Nie wiedziała nawet, czy Bette w ogóle do niej mówi, ale miała wrażenie, że tak. I że mówiła jej, aby zdjęła golf. Jedynym powodem, dla którego Mallory to zrobiła, było to, że nie chciała zepsuć całego przedstawienia. Wahała się może przez dwadzieścia - sekund, a później, zdenerwowana, powoli zdjęła golf. Bette nie uśmiechnęła się, nawet nie zatrzepotała sztucznymi rzęsami. Spokojnie wzięła golf z rąk Mallory, podeszła do brzegu sceny i rzuciła ciuch na krzesło, które zajmowała dziewczyna. Dopiero teraz Mallory usłyszała, że tłum szalał, jakby
ktoś z powrotem włączył dźwięk w telewizorze. Stała na scenie w spódnicy od Ann Taylor i staniku Victoria’s Secret i czuła, jak wali jej serce. Zastanawiała się, jak długo jeszcze będzie musiała tu zostać, ale jednocześnie nie chciała schodzić. Czuła, jak tętni w niej życie – wszystko wydawało się głośniejsze, jaśniejsze i lepsze niż tam, na dole. Kręciło jej się w głowie z wrażenia i żeby się uspokoić, zaczęła szukać wzrokiem Aleca. Widziała, że patrzył tylko na nią. Wzięła głęboki oddech i stała prosto, kiedy Bette tańczyła dookoła niej, ubrana tylko w ozdobne majtki i niewiarygodnie wysokie szpilki, wciąż trzymając w ręku różdżkę. Poruszała się z pełną świadomością, w idealnie wyreżyserowany sposób. I wtedy opadła kurtyna. Poppy LaRue wyjrzała zza kotary. Nie mogła uwierzyć, że Bette wyciągnęła na scenę brunetkę z publiczności. Sama ledwie się uspokoiła po swoim występie – było czystym sadyzmem ze strony Agnes,
żeby kazać jej otworzyć show, kiedy ona dopiero drugi raz w życiu była na scenie. Pomyślała, że powinna jej to powiedzieć, ale Agnes była zbyt zajęta ruganiem Bette za wyciągnięcie widza na scenę. – Coś ty sobie myślała? To nie jest cyrk! – huczała Agnes ze swoim twardym polskim akcentem. Agnieszka Wieczorek, była balerina z Warszawy, a obecnie właścicielka Blue Angel, nie lubiła, kiedy ktoś łamał zasady. – Oczywiście, że jest – odpowiedziała Bette, spokojnie zapalając papierosa. – A po co innego ci ludzie tu przychodzą? – Minęła Agnes bez słowa i weszła do garderoby, z trzaskiem zamykając za sobą drzwi. Komu innemu niż Bette Noir coś takiego mogło ujść płazem? – Muszę zabrać stamtąd swoje buty – powiedziała Poppy. Agnes mruknęła coś po polsku i machnęła ręką w stronę zamkniętych drzwi z wyrazem obrzydzenia
na twarzy. Poppy odczekała, aż Agnes zniknie z pola widzenia, i zapukała lekko w drzwi garderoby. – Odwal się – powiedziała Bette. – To ja, Poppy – Bette milczała, więc Poppy pomyślała, że może wejść. Kiedy pół roku wcześniej dołączyła do zespołu Blue Angel, nie odważyłaby się wejść za Bette do pokoju, gdy ta była zdenerwowana. W końcu zbliżyła się do niej na tyle, że mogła czuć się swobodnie. Miała nadzieję na więcej. Nigdy wcześniej nie była z kobietą, ale wiedziała, że Bette gustowała tylko w paniach, i jeżeli warunkiem znalezienia się pod opieką starszej koleżanki był seks, Poppy nie miała nic przeciwko. – Nie wydaje mi się, żeby Agnes była na ciebie naprawdę zła – powiedziała Poppy. Zatrzymała się przed lustrem i nie mogła się powstrzymać, żeby nie spojrzeć na siebie z aprobatą. Niedawno ścięła platynowe włosy w boba sięgającego linii brody, podobnego do fryzury Bette. Obie miały jasną skórę i niebieskie oczy, ale Bette była brunetką,
a Poppy była o kilka centymetrów wyższa. Zawsze lubiła swój wzrost (miała prawie metr osiemdziesiąt), ale odkąd poznała Bette, żałowała, że nie jest nieco niższa. Wszystko w Bette wydawało jej się idealnie pasujące do burleski, wyjątkowe. Mimo różnicy wzrostu Poppy lubiła myśleć, że dzięki podobnym fryzurom wyglądały jak pozytyw i negatyw. Coraz częściej wyobrażała sobie, jak byłoby w łóżku z Bette, jej ładniejszą bliźniaczką. – Niezbyt mnie to obchodzi – powiedziała Bette, spoglądając znad iPhone’a i rzucając Poppy niepokojące kocie spojrzenie. – Nie jestem tutaj, żeby do końca życia zarabiać po sto pięćdziesiąt dolarów za noc. Wiesz, kto siedział przy tamtym stoliku? – Ta dziewczyna, którą zabrałaś na scenę? To jakaś aktorka? – Nie ona! Ten facet w idiotycznych szelkach. – Teraz Poppy czuła się jak idiotka. On był jakimś aktorem? Nawet go nie zauważyła. Zdecydowała, że najlepiej będzie nic nie mówić.
Wiedziała, że Bette i tak jej powie. – To był Billy Barton – oświadczyła Bette. Poppy wciąż nie rozumiała, co jest grane, więc Bette westchnęła, zrezygnowana. – To właściciel magazynu „Gruff”. Znasz, prawda? Raz w roku wydają dodatek „Hot”. W zeszłym roku na okładce była bodajże Megan Fox. – Ach, tak, jasne. Czytam go – skłamała Poppy. – No więc wydawca był tu dzisiaj. To jest coś, Poppy. Jeżeli piszą o tym klubie, to znaczy, że można tu ściągnąć ich ludzi. A nie tylko napalonych studentów. – Super. No to… Chcesz drinka? – Bette odwróciła się gwałtownie i zmierzyła Poppy wzrokiem od stóp do głów, zatrzymując się przez chwilę na jej piersiach. Poppy była ubrana w różową satynową koszulkę i skąpe stringi i czuła się teraz bardziej naga, niż gdy się prezentowała przed pięć- dziesięcioma nieznajomymi. Zmusiła się, żeby się trzymać prosto. Bette wstała i stanęła tuż przed nią. Wsunęła
rękę pod koszulkę Poppy i złapała ją za pierś. Poppy nie była w stanie nawet oddychać. Po miesiącach bycia ignorowaną i pobieżnych rozmowach coś takiego! Nigdy wcześniej nie była dla nikogo tak niewidzialna jak dla Bette. Ale teraz to się zmieniło. – Zdejmij to – powiedziała Bette, pocierając kciukiem kwiatek, który przykrywał sutek Poppy. Z powrotem usiadła na krześle, zadowolona z tego, że może być widzem, podczas gdy Poppy powoli się rozbierała. Słyszała w tle Fever Peggy Lee – ostatni kawałek z występu Cookies ’n’ Cream. Zazwyczaj to Bette zamykała show, ale założyła się o coś z Cookie i Cookie wygrała. Nie chciały powiedzieć, o co się założyły. Poppy czuła się jak odludek i zastanawiała, kiedy to się zmieni. Jak długo będzie musiała przebywać w Blue Angel, zanim zrozumie panujące tu zasady? Zanim Agnes zacznie z nią rozmawiać? Zanim klienci zaczną skandować jej imię? Rok? Dwa?