AlekSob

  • Dokumenty879
  • Odsłony124 141
  • Obserwuję109
  • Rozmiar dokumentów1.9 GB
  • Ilość pobrań71 566

Shepard Sara - Gra w kłamstwa 4 - Kłamstwo doskonałe

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Shepard Sara - Gra w kłamstwa 4 - Kłamstwo doskonałe.pdf

AlekSob EBooki
Użytkownik AlekSob wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 129 stron)

Dla Lanie „Ceń ludzi, którzy szukają prawdy, a strzeż się tych, którzy ją znajdują”. Voltaire

PROLOG Zawsze myślałam, że życie pozagrobowe będzie jak wieczny pobyt w kurorcie na jakiejś egzotycznej wyspie przypominającej Saint Barthélemy. Przystojni francuscy kelnerzy będą aż po wieczność przynosić mi napoje owocowe, na lazurowym karaibskim niebie po wsze czasy trwać będzie zachód słońca, a delikatna bryza znad oceanu będzie łaskotać moją już na zawsze opaloną skórę. Byłaby to dla mnie nagroda za długie i pełne życie. Nie mogłam się bardziej mylić. Zamiast tego umarłam przed ukończeniem osiemnastu lat i rozpoczęciem ostatniego roku szkolnego w liceum. I zamiast popijać mohito na plażach pokrytych białym piaskiem, obudziłam się w Las Vegas, uwiązana do siostry bliźniaczki, o której istnieniu wcześniej nie miałam pojęcia. Patrzyłam, jak Emmę Paxton zmuszono, by żyła moim życiem i mnie udawała. Patrzyłam, jak zajmuje moje miejsce przy stole w moim domu i śmieje się z moimi przyjaciółkami, udając, że zna je od zawsze. Patrzyłam, jak czyta moje pamiętniki, śpi w moim łóżku i próbuje dowiedzieć się, kto mnie zabił. Najwyraźniej muszę tu tkwić aż do odwołania. Gdziekolwiek szła Emma, szłam tam i ja. Wszystko, czego się dowiedziała, i dla mnie stawało się jasne – problem polegał na tym, że sama wiedziałam niewiele więcej. Moje życie przed śmiercią było dla mnie jedną wielką zagadką. Niektóre wspomnienia powróciły: przypomniałam sobie na przykład, że nie byłam najmilszą dziewczyną w liceum Hollier, że brałam za pewnik wszystko to, co dał mi los, i narobiłam sobie mnóstwo wrogów, wykręcając okropne numery ludziom, którzy na to nie zasłużyli. Ale wszystko inne było pustką, łącznie z tym, jak zginęłam i kto mnie zabił. Wiedziałam jedynie, że mój morderca tak samo jak ja obserwuje teraz każdy ruch Emmy, upewniając się, że gra według jego zasad. Byłam tuż obok niej, kiedy dostała liścik z informacją o mojej śmierci i ostrzeżeniem, że jeśli nie będzie mnie udawać, także zginie. Miałam mroczki przed oczami, kiedy ktoś niemal udusił Emmę podczas piżama party u mojej przyjaciółki Charlotte. Z miejsca w pierwszym rzędzie patrzyłam na to, jak przechyla się na nią rusztowanie z reflektorami w szkolnej auli. Mój morderca był bardzo blisko. A mimo to żadna z nas nigdy go nie zauważyła. To moja siostra bliźniaczka miała go złapać, a ja nie byłam w stanie jej pomóc. Nie umiałam się z nią w żaden sposób porozumieć. Emma wyeliminowała z grona podejrzanych moje najlepsze przyjaciółki: Charlotte i Madeline oraz Gabby i Lili Fiorello – wszystkie miały alibi na tamten wieczór. Jednak alibi mojej siostry Laurel nagle przestało być wiarygodne. Teraz obserwowałam, jak moja rodzina wyciąga się na leżakach w miejscowym country clubie, osłaniając oczy przed niemiłosiernym słońcem Tucson. Emma siedziała obok Laurel, czytając kolorowy magazyn, wiedziałam jednak, że przygląda się mojej siostrze tak uważnie jak ja. Znad grubych czarnych oprawek okularów przeciwsłonecznych od Gucciego Laurel studiowała oprawione w skórę menu z napojami, po czym jak gdyby nigdy nic wmasowała w ramiona kropelkę olejku do opalania. Zalała mnie fala wściekłości. Już nigdy nie poczuję promieni słońca na swojej skórze, być może przez nią. W końcu miała motyw, by mnie zabić.

Obie podkochiwałyśmy się w Thayerze, ale ostatecznie to ja go zdobyłam. Mama wyciągnęła swój BlackBerry ze słomkowej torby plażowej od Kate Spade. – Nie uwierzysz, Ted, ile osób potwierdziło przyjście w sobotę – wymamrotała, patrząc na ekran. – Wygląda na to, że będziesz hucznie obchodził swoje pięćdziesiąte piąte urodziny. – Aha – zareagował zamyślony ojciec. Nie można było mieć pewności, czy naprawdę ją słyszał. Wydawał się zbyt zaabsorbowany przyglądaniem się wysokiemu, umięśnionemu chłopcu, który przeczesywał dłonią włosy. O wilku mowa. Thayer Vega we własnej osobie. Moje serce podskoczyło, kiedy Emma spojrzała w jego stronę. Laurel też na niego popatrzyła. Bez względu na to, jaką opanowaną i spokojną chciała udawać, nie była w stanie ukryć przebłysku nadziei malującego się na jej twarzy. Możesz sobie pomarzyć, pomyślałam ze złością. Może i jestem martwa, ale Thayer należy do mnie i tylko do mnie. Łączył nas sekretny związek – przypomniałam sobie o tym dopiero kilka dni temu. Przez jakiś czas wydawało się, że to Thayer może być moim zabójcą – spotkaliśmy się w tajemnicy w wieczór mojej śmierci. Na szczęście Emma wykluczyła go z grona podejrzanych – ktoś go potrącił moim volvo, być może starając się mnie skrzywdzić. Laurel migiem zabrała Thayera do szpitala, gdzie chłopak pozostał przez całą noc. Poczułam ulgę, że to nie on mnie zabił… aż do chwili, kiedy zdałam sobie sprawę, że osoba winna mojej śmierci być może siedzi właśnie obok Emmy. To, że Laurel zabrała Thayera do szpitala, nie oznacza, że z nim została. Mogła przecież wrócić do kanionu, by wszystko mi wygarnąć… albo żeby raz na zawsze ze mną skończyć. Wszystkie patrzyłyśmy, jak Thayer wchodzi po metalowych schodach na trampolinę nad basenem. Podszedł do końca deski, lekko utykając, i sprawdził jej elastyczność kilkoma podskokami. Mięśnie na jego brzuchu napięły się, kiedy nabierał impetu. Uniósł opalone ręce nad głowę i skoczył do wody, przecinając gładką taflę swoją idealną sylwetką. Przepłynął pod wodą całą długość basenu, pozostawiając za sobą małe bąbelki, które wypływały na powierzchnię. Mogłabym przysiąc, że w żołądku, którego już przecież nie miałam, poczułam motyle. W Thayerze Vedze było coś, co nadal sprawiało, że czułam, że żyję. Minęła chwila, zanim dotarło do mnie, że to nieprawda. Usta Laurel rozciągnęły się w ponurą linię, kiedy Thayer wynurzył się z wody i szeroko uśmiechnął do Emmy. Wtedy zdałam sobie sprawę z czegoś jeszcze: jeśli Emma nie będzie ostrożna, to skończy tak jak ja.

1 NIEZIEMSKA KOLACJA Emma Paxton nachyliła się do lustra w kształcie Saturna w planetarium w Tucson i wydęła wargi, malując je błyszczykiem o wiśniowym smaku. W całej słabo oświetlonej łazience przeważały astronomiczne motywy. Kabiny ozdobione były świecącymi w ciemności gwiazdkami, a kosze na śmieci miały kształt rakiet. Nad umywalką widniał napis WITAJCIE, ZIEMSKIE ISTOTY. Na literze Z stało dwóch kosmitów machających na powitanie grubymi paluchami. Wziąwszy głęboki oddech, Emma przyjrzała się sobie w lustrze. – To twoja pierwsza oficjalna randka z Ethanem – powiedziała do swojego odbicia. Przeciągnęła ostatnie słowo, jakby się nim delektując. Nie pamiętała, kiedy ostatnio tak bardzo ekscytowała się spotkaniem z chłopakiem – umawiała się na randki już wcześniej, ale zbyt często przenoszono ją z jednej rodziny zastępczej do drugiej, żeby mogła naprawdę się w kimś zakochać. Ostatnio jednak wszystko w jej życiu uległo zmianie. Znalazła nowy dom, nową rodzinę i nowe ciacho – Ethana Landry’ego. I nową tożsamość, chciałam dodać, unosząc się za Emmą w powietrzu i obserwując ją w lustrze. Jak zwykle nigdzie nie widziałam swojego odbicia. Było tak, odkąd pojawiłam się w życiu Emmy, kiedy jeszcze mieszkała w Las Vegas. Tylko teraz Emma nie była już Emmą. Była Sutton Mercer. Poza moim zabójcą Ethan był jedyną osobą, która znała jej prawdziwą tożsamość. Pomagał nawet Emmie dowiedzieć się, co się ze mną stało. Emma dostała SMS-a od Ethana: „Jestem. Kupiłem bilety”. „Zaraz przyjdę!” – odpisała. Wytarła ręce i wyszła przez wahadłowe drzwi, bawiąc się wisiorkiem Sutton. Poczuła, jak jej serce zaczyna szybciej bić, kiedy zobaczyła Ethana opartego o łukowatą, wyłożoną dywanem ścianę po drugiej stronie pomieszczenia. Podobało jej się to, jak szerokie wydawały się jego ramiona w tej szarej koszulce polo i jak włosy wpadały mu do ciemnoniebieskich oczu. Jego granatowe conversy były rozwiązane, wyrzeźbione ramiona otaczała zielona bluza, a dżinsy były idealnie powycierane. Emma prześlizgnęła się między kolejką ludzi czekających na wejście do planetarium i klepnęła go w ramię. – O, cześć – powiedział, odwracając się. – Hej – odparła Emma, czując nagłą nieśmiałość. Ostatnim razem, kiedy widzieli się z Ethanem, sytuacja stała się nieco niezręczna. Do jej domu przyszedł Thayer Vega, a Emma nie przedstawiła Ethana jako swojego chłopaka. Z jakiegoś powodu wydawało jej się okrutne powiedzieć chłopcu, który tak rozpaczliwie kochał Sutton, że ma już kogoś nowego. Później zadzwoniła do Ethana, żeby to wyjaśnić, i zdawał się rozumieć. Ale gdyby nie zrozumiał? Zanim Emma miała szansę cokolwiek powiedzieć, Ethan przyciągnął ją do siebie i ich usta złączyły się w pocałunku. Dziewczyna westchnęła. Szczęściara, pomyślałam. Czego bym nie dała, by znów kogoś pocałować. U mnie jednak

na szczycie listy znalazłby się Thayer. Cieszyłam się razem z Emmą, ale miałam nadzieję, że cały ten miłosny amok nie przysłoni jej prawdziwego zadania: odkrycia, co się ze mną stało. – Zapowiada się fajnie – powiedziała Emma do Ethana, splatając swoje palce z jego, kiedy w końcu przestali się całować. – Dzięki, że mnie tu przyprowadziłeś. – Dzięki, że przyszłaś. – Wyciągnął dwa bilety z tylnej kieszeni spodni. – To miejsce wydawało mi się odpowiednie na naszą pierwszą randkę. Przywodzi mi na myśl to, jak się poznaliśmy – dodał zawstydzonym tonem. Emma zarumieniła się. Ta chwila zdecydowanie należała do pierwszej trójki na liście „Dziesięciu najbardziej uroczych momentów Ethana”. Tego wieczoru, kiedy przyjechała do Tucson, zanim Ethan zdołał się zorientować, kim jest, oboje patrzyli na niebo i Emma powiedziała mu, jak nadaje gwiazdom swoje nazwy. Zamiast się z niej naśmiewać, uznał, że to ciekawe. Chłopak ruszył w stronę wejścia do planetarium. – Gotowa? – zapytał, kiedy po wykładzinie w kasztanowym kolorze przechodzili przez ciężkie czarne zasłony. Emma uśmiechnęła się do niego, gdy wkraczali w ciemność. Powietrze było chłodne, a pomieszczenie ciche. Przez szklany sufit nad głowami widzieli maleńkie migoczące gwiazdy rozsiane po nocnym niebie. Przez chwilę Emma po prostu stała tak, dając się pochłonąć złożonym wzorom konstelacji. Niebo było ogromne i niezmierzone i dziewczyna na moment zapomniała, jak skomplikowana jest jej sytuacja. To, że udawała kogoś innego i musiała na razie zapomnieć o własnym życiu, nie miało znaczenia. Tak jak to, że jej siostra została zamordowana, a najnowszą podejrzaną stała się Laurel, młodsza siostra Sutton, która w noc zabójstwa miała być na piżama party u Nishy Banerjee, ale wymknęła się, by zabrać Thayera do szpitala, po tym jak ktoś potrącił go samochodem Sutton. W porównaniu z ogromem kosmosu, nic, co działo się na Ziemi, nie miało znaczenia. – Nadal mamy trochę czasu, zanim pojawi się kometa – powiedział Ethan, podświetlając tarczę masywnego zegarka. – Chcesz zobaczyć eksponaty w drugiej sali? Przy dźwiękach elektronicznej muzyki Ethan i Emma zatrzymali się przed wystawą zatytułowaną KOMETY UKŁADU SŁONECZNEGO. Przedstawiała proces, w jakim powstają komety. Ethan odchrząknął, podszedł zdecydowanym krokiem do zdjęcia wirującej komety i odezwał się wysokim głosem: – Jak widzisz, kometa jest na początku zbieraniną kawałków skał i lodu pozostałych po formacji gwiazd i planet. Wtedy skały zbliżają się do Słońca, które topi lód. I co ty na to, panieneczko? Podciągnął sobie spodnie i potarł nos, i Emma nagle zdała sobie sprawę, że Ethan naśladuje ich nauczyciela fizyki z liceum Hollier, pana Beardsleya. Wybuchła śmiechem. Pan Beardsley miał milion lat, od zawsze mówił przemądrzałym tonem i nazywał wszystkie dziewczyny panieneczkami, a chłopaków synkami. – Nieźle – powiedziała. – Ale żeby to było prawdziwe mistrzostwo, musiałbyś częściej oblizywać usta. I dłubać w nosie. Ethan skrzywił się. – Myśl, że najpierw dłubie w nosie, a potem sprawdza moją klasówkę, jest… – … przerażająca. – Emma wzdrygnęła się. – Chciałbym, żeby nauczyciele umieli ciekawiej opowiadać o kosmosie – powiedział Ethan, kierując się ku kolejnemu eksponatowi. Zmarszczył brwi w skupieniu, przyglądając się zdjęciu. Jego głęboko osadzone niebieskie oczy śledziły tekst umieszczony pod spodem, a usta poruszały się delikatnie, kiedy czytał. – Tak oschle i nudno o tym opowiadają, że nic dziwnego,

że to nikogo nie obchodzi. – Racja – przytaknęła. – Dlatego lubię Star Trek: Następne pokolenie. Kosmos w ich wydaniu jest tak fascynujący, że nawet nie zdajesz sobie sprawy, kiedy czegoś się uczysz. Ethan zrobił wielkie oczy. – Nie mów, że jesteś fanką tego serialu? – Przyznaję się bez bicia. – Emma spuściła głowę, momentalnie żałując, że wyjawiła mu coś tak głupiego. Szybko rozejrzałam się dookoła. Dzięki Bogu żaden mój znajomy nie słyszał tego zawstydzającego wyznania. Tylko tego brakowało, by po szkole poszła plotka, że Sutton Mercer jest fanką serialu dla kujonów. Ethan tylko się uśmiechnął. – Rany, naprawdę jesteś moim ideałem. W siódmej klasie założyłem fanklub Następnego pokolenia. Chciałem, żebyśmy urządzali sobie serialowe maratony, przebierali się za ulubione postaci i jeździli na zloty. Ale nikt się nie zapisał. Szok, co? Emma przewróciła oczami. – Ja bym się zapisała. Zawsze sama oglądałam ten serial. Nawet nie wiesz, ile przybranych sióstr i braci nabijało się ze mnie z tego powodu. – Zróbmy tak – powiedział Ethan. – Może kiedyś urządzimy sobie maraton ze Star Trekiem? Mam wszystkie sezony na DVD. – Super – odpowiedziała Emma, wtulając głowę w jego ramię. Ethan spojrzał na nią. Na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec. – Jest jakaś szansa, że dasz się zaprosić fanowi Star Treka na jesienny bal? – Nawet spora – Emma odpowiedziała skromnie. Przez myśl przebiegł jej migający jaskrawo nagłówek: „Cud! Sierota zaproszona na szkolny bal”. Emma od zawsze tworzyła swój pamiętnik w formie takich właśnie nagłówków, a ten nadawał się na pierwszą stronę. W szkole już od jakiegoś czasu wisiały plakaty promujące jesienną imprezę, zachwalające zespół wynajęty na tę okazję, wielki mecz przed balem, paradę z platformami tematycznymi i oczywiście wybory króla i królowej jesiennego balu. Nadciągająca impreza była dla Emmy czymś, co widywała tylko w filmach. Myślała, że nigdy nie weźmie udziału w takim balu. Wyobraziła sobie ubranego w ciemny garnitur Ethana, który obejmuje ją w talii, kiedy tańczą wolny taniec. W myślach zobaczyła siebie w sukience, którą widziała w szafie Sutton – krótkiej, w cyrankowym kolorze, świetnie pasującej do cery i kasztanowych włosów Emmy. Czułaby się jak księżniczka. Chciałam nią potrząsnąć. Nie wiedziała, że Sutton Mercer kupowała nową sukienkę na każdy bal? Koło Emmy przebiegło dziecko i przycisnęło dłonie do szyby przed ekspozycją komety, wyrywając dziewczynę z zamyślenia. Skupiła się na stojącym przed nimi eksponacie – zdjęciu czarnej dziury otoczonej granatowym niebem, na którym rozrzucone były jaśniejące gwiazdy. CZARNA DZIURA TO OBSZAR PRZESTRZENI, Z KTÓREJ NIC, NAWET ŚWIATŁO, NIE JEST W STANIE UCIEC, głosił napis na tabliczce obok zdjęcia. Emma zadrżała nagle, myśląc o Sutton. Czy tam teraz właśnie była? Czy tak wyglądało życie pozagrobowe? No, niezupełnie, pomyślałam. – Wszystko w porządku? – zapytał Ethan. Jego brwi zbiegły się w wyrazie zmartwienia. – Nagle zrobiłaś się bardzo blada. – Muszę zaczerpnąć powietrza – wymamrotała Emma, czując, że kręci jej się w głowie. Ethan przytaknął i otworzył przed nią drzwi wyjściowe, które prowadziły na okrągły dziedziniec. Sześć kamiennych ścieżek wiodących do środka placyku wyglądało jak szprychy

koła. Pośrodku znajdował się potężny, zabytkowy teleskop. W pewnym miejscu okalający całość żywopłot otwierał się na wąską uliczkę, prowadzącą do restauracji U PEDRA. W oknach stały kolorowe garnki, a z sufitu zwisały światełka w kształcie papryczek chili. Emma zaczerpnęła kilka głębokich wdechów, czując ogarniającą ją falę wyrzutów sumienia. – Myślisz o Sutton, prawda? – zapytał Ethan, jak gdyby czytał jej w myślach. Spojrzała na niego. – Może nie powinnam się całować i cieszyć ze szkolnych balów, skoro moja siostra nie żyje. Ethan zacisnął palce wokół jej dłoni. – Nie uważasz, że chciałaby, żebyś była szczęśliwa? Emma zamknęła oczy, w nadziei, że tego właśnie chciała Sutton. Jednak myślenie o Sutton przypomniało jej, że znajdowała się we własnej wersji czarnej dziury: życiu zmarłej siostry. Jeśli będzie próbować uciec od jej życia, może zginąć. Nawet jeśli morderca zostanie schwytany, wszyscy dowiedzą się, że Emma jest oszustką, i co wtedy? Marzyła o tym, by przyjęła ją rodzina Mercerów, a przyjaciele siostry powitali ją z otwartymi ramionami, jednak równie dobrze mogliby się wściec o to, że ich oszukała. – Chcę z tobą być – powiedziała do Ethana po chwili milczenia. – Nie jako Sutton. Jako ja. Boję się, że to może nigdy nie nastąpić. – Oczywiście, że nastąpi. – Ethan ujął jej podbródek w dłonie. – Kiedyś to wszystko się skończy. Cokolwiek się stanie, będę przy tobie. Emma poczuła tak ogromną wdzięczność, że oczy zaszły jej łzami. Przysunęła się do chłopaka, dociskając swoje biodra do jego. Znów zrobiło jej się słabo, tym razem jednak dlatego, że wpatrywała się w jego błękitne jak jeziora oczy i czuła leśny zapach jego płynu po goleniu. Ethan pochylił się nad nią, aż jego usta prawie stykały się z jej wargami. Już miała go pocałować, kiedy usłyszała znajomy śmiech. Emma wyprostowała się. – Czy to…? Na patio przed restauracją stały dwie osoby. Jedna miała blond włosy i ubrana była w znajomą zieloną sukienkę. Druga, nosząca luźne spodnie, lekko kulała. – Laurel i Thayer – ponuro szepnął Ethan i skrzywił się. – Żegnaj pomyśle na późniejszy obiad. Laurel potrząsnęła swoją złotą czupryną i ujęła Thayera pod ramię. Zrobiła to bardzo naturalnie i przez chwilę Emma zastanawiała się, czy siostra Sutton jej nie zauważyła. Ale wtedy Laurel posłała jej spojrzenie. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Laurel nie tylko ją widziała – to dla niej odegrała tę scenę ze ściśnięciem ramienia Thayera. Zdzira, pomyślałam. Laurel od dawna nie mogła ścierpieć mojego sekretnego związku z Thayerem. Jestem przekonana, że od dawna czekała na ten moment. Thayer również się odwrócił i uniósł dłoń, by lekko im pomachać. Emma uśmiechnęła się do niego, jednocześnie czując, jak Ethan mocniej ściska jej rękę, jakby znaczył swoje terytorium. Emma odwróciła się do niego. – Słuchaj, wiem, że go nie lubisz – powiedziała cicho. – Ale on nie jest niebezpieczny. To na pewno nie on zamordował Sutton. Całą noc był w szpitalu, pamiętasz? Ethan zrobił minę, jakby miał w tym temacie więcej do powiedzenia, ale zamiast się odezwać, tylko westchnął. – Taa – rzucił z niechęcią. – Pewnie masz rację. Na czym więc teraz stoimy? Podejrzewamy kogoś?

Emma znów spojrzała na Laurel, która zerkała na nią znad menu. – Pamiętasz, jak uważałam, że w noc zaginięcia Sutton Laurel spędzała noc u Nishy? – Tak, piżama party drużyny tenisowej – powiedział Ethan, kiwając głową. – No to nie było jej tam. A przynajmniej nie przez cały czas. Ethan uniósł brwi. – Jesteś tego pewna? Emma uderzała palcami o żelazne oparcie ławeczki, na której usiedli. – To Laurel przyjechała po Thayera, kiedy potrącił go samochód. To ona zawiozła go do szpitala. Nie mogła być w dwóch miejscach naraz. A skoro skłamała… Ethan nachylił się w jej stronę. Coś błysło mu w oczach. – Uważasz, że odwiozła Thayera do szpitala i wróciła do kanionu, żeby zabić Sutton? – Mam nadzieję, że nie, ale nie mogę założyć, że tego nie zrobiła, skoro nie wiem, gdzie właściwie była. Muszę się dowiedzieć, czy wróciła do Nishy, czy może cały wieczór spędziła poza domem. – Bawiła się rąbkiem czarnej minispódniczki Sutton. – To z Laurel spędziłam najwięcej czasu, odkąd przyjechałam do Tucson, ale nie mogę jej całkiem rozgryźć. Raz jest kochana, a za chwilę zachowuje się, jakby chciała mnie zabić. – Sama mi mówiłaś, że relacje między Sutton i Laurel wydają się… napięte. Emma pokiwała głową. – Wiem. Pani Mercer rozmawiała ze mną na ten temat w zeszłym tygodniu. Powiedziała, że Laurel zawsze była o mnie zazdrosna. To znaczy o Sutton. – Emma delikatnie pokręciła głową. Im dłużej udawała siostrę, tym bardziej niewyraźna stawała się granica, gdzie kończyła się Sutton, a zaczynała ona. Ethan zerknął w stronę restauracji, gdzie Laurel i Thayer dzielili się porcją nachosów. – Może, ale przynajmniej z zewnątrz wyglądało na to, że Sutton też była lekko zazdrosna o Laurel. W końcu Laurel jest biologicznym dzieckiem Mercerów. Sutton zawsze była przez to nieco… zagubiona. Kiedyś w bibliotece widziałem, jak czyta książkę o genealogii. Miała taką minę… – Ethan zawahał się. – Cóż, nigdy wcześniej nie widziałem Sutton Mercer smutnej. Nagle poczułam, jak zalewa mnie fala bezbronności. Nie pamiętałam tamtej sytuacji, ale odkąd obudziłam się w domu Emmy w Las Vegas, czułam głęboki, znajomy ból, który nie miał nic wspólnego z byciem martwą. Zawsze wiedziałam o tym, że jestem adoptowana, a rodzice bez końca powtarzali mi, że jestem wyjątkowa, bo wybrali mnie na swoje dziecko. Jednak myśl, że moja prawdziwa mama mnie nie chciała, sprawiała, że czułam się pusta i niczyja, jakby jakiejś cząstki mnie nieustannie brakowało. Ale jak to możliwe, że Ethan, którego ledwie znałam, to zauważył? Czy nie kryłam się z tym tak dobrze, jak mi się zdawało? – Chyba Laurel miała coś, czego Sutton nigdy nie mogła mieć: biologiczną rodzinę – powiedziała cicho Emma, dokładnie wiedząc, jak czuła się jej bliźniaczka. Kiedy miała pięć lat, ich matka Becky zostawiła ją u koleżanki… i nigdy nie wróciła. Westchnęła głęboko. – Laurel wygląda na pełną złości. Była w stanie się kamuflować aż do czasu, kiedy w pokoju Sutton pojawił się Thayer i pan Mercer wezwał policję. Jednak teraz, kiedy chłopak wrócił, wydaje się gotowa zrobić wszystko, żeby utrzymać go z daleka od Sutton. Laurel wie, że Thayer kocha jej siostrę. – Jak to było? Ludzie zabijają dla pieniędzy, z miłości albo dla zemsty? – zapytał Ethan, pocierając dłonie, kiedy przez dziedziniec powiał chłodny wiatr. – Może chciała się pozbyć konkurencji. – No to jej się udało. Wyglądają, jakby byli na randce. – Emma zerknęła na drugą stronę

ulicy. Thayer trzymał dłoń na ramieniu Laurel, a ta karmiła go nachosem pełnym guacamole, po czym rzuciła kolejny pełen samozadowolenia uśmiech w kierunku Emmy. Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, co stało się z Calebem, który jeszcze niedawno był chłopakiem Laurel. Młodsza siostra Sutton pewnie nie pamiętała już jego imienia. Podążyłam za wzrokiem Emmy i utkwiłam oczy w Laurel. Thayer składał zamówienie u kelnerki. Zachowywał się swobodnie i naturalnie. Laurel obdarzyła go pełnym czułości spojrzeniem, otulając się bladoróżowym swetrem. Zwęziłam oczy. Znałam ten sweter. On, tak samo jak Thayer, należał do mnie. Może moja mama i Ethan mieli rację – może Laurel chciała wszystkiego, co moje. I może – tylko może – zabiła mnie, by to wszystko mieć.

2 WIZYTA BABCI Następnego wieczoru Emma jechała pod dom Mercerów, jęcząc po drodze za każdym razem, gdy dociskała pedał gazu. – Ale boli – skarżyła się. Właśnie doświadczyła najgorszego treningu w swoim życiu. Zaczął się od ośmiokilometrowego biegu, po którym nastąpiły wyczerpujące ćwiczenia w parach i sekwencjach. Ledwie była w stanie ruszać nogami. Czemu Sutton nie mogła po szkole lenić się przed telewizorem? Laurel siedziała na siedzeniu pasażera, przeglądając coś w swoim iPhonie i ignorując komentarze Emmy, choć sama pewnie skręcała się z bólu. – Jak ci się udała wczorajsza randka z Thayerem? – Emma nie potrafiła powstrzymać się od tego pytania. Laurel podniosła wzrok i rzuciła jej przesłodzony uśmiech. – Miło, że pytasz. Było wspaniale, naprawdę romantycznie, może nawet pójdziemy razem na jesienny bal. – A co z Calebem? Laurel zamrugała kilka razy, zaskoczona pytaniem. – Caleb i ja nigdy nie byliśmy ze sobą na wyłączność – odparła po chwili. Emma pociągnęła nosem. Na usta cisnęło się jej, że na balu z okazji zjazdu absolwentów wyglądało to inaczej. – Co cię to w ogóle obchodzi? – fuknęła Laurel, znów spoglądając na swój telefon. – Masz teraz Ethana. Emma wzdrygnęła się, słysząc, jakim pełnym odrazy tonem Laurel wymówiła imię jej nowego chłopaka. Przyjaciółki Sutton zdawały się go akceptować, zwłaszcza Laurel. To ona zachęcała ją, by przestała ukrywać przed wszystkimi, że się spotykają. Może tylko udawała. Lub – jeśli naprawdę zabiła Sutton – puszczała oko do Emmy, jakby chciała powiedzieć: „Wiem, że nie jesteś moją siostrą. Wiem, że nigdy nie obchodził cię Thayer”. – Nic – odpowiedziała Emma chłodno. – Chciałam tylko porozmawiać. Ale mnie to obchodziło. Co jeśli Thayer naprawdę lubił moją siostrę? Czy mógłby mi to zrobić? Pewnie pomyślał, że rzuciłam go dla Ethana. Gdyby tylko znał prawdę… Emma wjechała na podjazd Mercerów. Za ich dwupiętrowym domem z suszonej cegły zachodziło słońce. Kiedy zobaczyła ten budynek po raz pierwszy, aż otwarła usta z wrażenia i nadal nie do końca mogła uwierzyć, że tu mieszka. Od range rovera pana Mercera odbijały się pomarańczowe promienie. Obok stał błyszczący czarny cadillac, którego Emma nie widziała nigdy wcześniej. Na jego kalifornijskiej rejestracji widniał napis LISICA 70+. – Czyj to samochód? – zapytała, wyłączając silnik. Laurel spojrzała na nią dziwnie. – Babci, hello? – odparła tonem, jakby Emma zadała jej najgłupsze pytanie na świecie.

Emma od razu się zaróżowiła. – No tak. Zapomniało mi się, bo babci dawno u nas nie było. – Przyzwyczaiła się już do tego, że musiała jakoś tłumaczyć gafy, które zdradzały, że nie jest Sutton, choć nie czuła, by z czasem szło jej to lepiej. Babcia Mercer będzie oczywiście kolejną osobą, którą Emma spróbuje nabrać, że jest Sutton. Laurel już wysiadała z samochodu. – Super – powiedziała, odrzucając za ramię pukiel miodowozłotych włosów. – Tata grilluje – dodała, zatrzaskując drzwi. Emma zaciągnęła ręczny hamulec. Zapomniała o tym, że mama pana Mercera miała przyjechać na jego pięćdziesiąte piąte urodziny, które pani Mercer planowała gorączkowo od kilku tygodniu. Jak do tej pory załatwiła firmę cateringową, zespół, ustaliła listę gości, rozmieściła ich przy stolikach i stawiła czoło wielu innym drobnym sprawom. Babcia przyjechała jej z odsieczą. Wziąwszy głęboki wdech dla dodania sobie otuchy, Emma wysiadła z samochodu i wyciągnęła z bagażnika torbę ze sprzętem tenisowym. Poszła za Laurel kamienną ścieżką, która prowadziła do ogrodu Mercerów na tyłach domu. Powietrze przeciął szorstki, gardłowy śmiech i kiedy tylko Emma skręciła za róg, zobaczyła pana Mercera przy grillu z tacą nadzianych na szpikulce warzyw. Obok niego stała świetnie prezentująca się starsza kobieta z martini w dłoni. Emma właśnie tak wyobrażała sobie babcię Mercer: wyrafinowaną, pełną klasy, elegancką. Widząc dziewczyny, kobieta posłała im pełen spokoju uśmiech. – Moje skarby! – Cześć, babciu! – krzyknęła Laurel. Starsza pani ruszyła w ich stronę i, co zaskakujące, nie rozlała przy tym ani kropli alkoholu na kamienne patio. Zmierzyła Laurel wzrokiem. – Śliczna jak zawsze. Następnie zwróciła się do Emmy i mocno ją uściskała. Jej perłowy naszyjnik wbił się dziewczynie w obojczyk. Jak na tak drobną osobę babcia miała niezłą krzepę. Emma odwzajemniła uścisk, wciągając w płuca perfumy o zapachu gardenii. Kiedy babcia Sutton w końcu się od niej oderwała, przytrzymała Emmę na odległość ramion i przyjrzała się jej bliżej. – Mój Boże – powiedziała, kręcąc głową. – Najwyraźniej bardzo dawno mnie u was nie było. Wyglądasz zupełnie… inaczej. Emma chciała się wyrwać z uścisku kobiety, ale się powstrzymała. Nie na taki komplement liczyła. Babcia Sutton przymknęła oczy. – Czy to przez nową fryzurę? – Przyłożyła do ust chudy, idealnie wymanikiurowany palec. – Chyba urosła ci grzywka. Widzisz coś zza niej? – Wszyscy tak teraz noszą – powiedziała Emma, odgarniając grzywkę z oczu. Dała włosom trochę podrosnąć, bo grzywka Sutton była właśnie tej długości, ale w głębi duszy zgadzała się z babcią dziewczyny. Starsza pani zmarszczyła nos na znak niezadowolenia. – Musimy porozmawiać – rzuciła ostro. – Podobno przysparzasz rodzicom kłopotów. – Kłopotów? – piskliwie odparła Emma. Usta babci rozciągnęły się w prostą linię. – Mówi ci coś kradzież w butiku nie tak dawno temu? Emma poczuła, jak robi jej się sucho w gardle. To prawda – ukradła torebkę z butiku, żeby mieć dostęp do policyjnej teczki Sutton. Quinlan, detektyw zajmujący się sprawą, miał

ogromny folder dotyczący Gry w Kłamstwa i wszystkich przerażających kawałów, jakie Sutton wycięła przez te wszystkie lata. Podczas gdy babcia nieprzerwanie wpatrywała się w Emmę, coś mi się przypomniało: siedziałam w swoim pokoju, chcąc wrzucić na Facebooka zdjęcia drużyny tenisowej, kiedy w salonie usłyszałam głosy. Z aparatem w dłoni zakradłam się na palcach na schody i zaczęłam podsłuchiwać. Odniosłam wrażenie, że babcia i tata o coś się kłócą, tylko o co? I wtedy właśnie mój nowy cyfrowy aparat wyślizgnął mi się z rąk i gruchnął o najwyższy stopień schodów. – Sutton? – odezwał się tata. Wraz z babcią pojawili się pod schodami, zanim zdążyłam uciec. Patrzyli na mnie w taki sam sposób, co babcia na Emmę. – Poradziliśmy sobie z tym – powiedział pan Mercer, obracając steki na grillu. Ubrany był w czarny fartuch ze zwiniętym grzechotnikiem na przodzie, a swe siwiejące włosy zaczesane miał do tyłu. – Ostatnio idzie jej całkiem nieźle. Test z niemieckiego napisała najlepiej w klasie. Z angielskiego i historii również zbiera dobre stopnie. – Jesteś dla niej zbyt pobłażliwy – fuknęła babcia. – Ukarałeś ją chociaż za to, co zrobiła? Pan Mercer wydawał się słabnąć pod naciskiem matki. – No… tak. Miała szlaban. Babcia parsknęła śmiechem. – Na ile? Jeden dzień? Rzeczywiście, pan Mercer dość wcześnie zrezygnował z kary. Wszyscy zamilkli, zażenowani, i przez kilka długich chwil jedynymi rozlegającymi się odgłosami były skwierczenie mięsa na grillu i śpiew ptaków. Emma patrzyła na babcię, która utkwiła wzrok w synu. Dziwnie się czuła, obserwując, jak ktoś rozstawia po kątach pana Mercera. Po chwili mężczyzna odchrząknął. – Co wolicie, dziewczyny: kurczak czy stek? – Poproszę kurczaka – powiedziała Emma, bardzo chcąc zmienić temat. Usiadła koło Laurel na jednym z zielonych ogrodowych krzeseł, otaczających stół ze szklanym blatem. Drzwi na patio zaskrzypiały i wybiegł zza nich Drake, ich ogromny dog niemiecki. Jak zwykle poszedł prosto do Emmy – jakby wyczuł, że lekko obawia się psów, i za wszelką cenę chciał się z nią zaprzyjaźnić. Emma niepewnie wyciągnęła do niego rękę i dała mu ją polizać. Bała się psów, odkąd ugryzł ją pewien chow-chow, ale powoli zaczynała się przyzwyczajać do masywnego pupila Mercerów. Pani Mercer wyszła za nim z obrusem w biało-niebieską kratę w jednej dłoni i niemilknącym BlackBerry w drugiej. Miała smutną minę, ale kiedy zobaczyła siedzące przy stole córki, od razu się uśmiechnęła. Nawet kiedy była zestresowana, na widok Emmy i Laurel jej nastrój zdawał się momentalnie poprawiać. Dla Emmy było to nowe doświadczenie. Zwykle rodzice zastępczy patrzyli na nią z pełną napięcia miną typu „gdzie moja wypłata?”. – Jak tam trening? – Pani Mercer rozpostarła obrus w powietrzu i pozwoliła mu opaść na szklany stół. – Morderczy. – Laurel wzięła podłużny kawałek marchewki z półmiska z warzywami i zaczęła głośno chrupać. Emma zadrżała, słysząc ten dobór słownictwa, ale zmusiła się do sztucznego uśmiechu. – Musiałyśmy przebiec osiem kilometrów – wyjaśniła. – Oprócz ćwiczeń? – Pani Mercer ścisnęła Emmę za ramię. – Pewnie jesteście wyczerpane. Emma skinęła głową. – Dziś wieczorem przyda mi się gorący prysznic. – Mnie też – powiedziała Laurel rozdrażnionym tonem. – Więc proszę, nie stercz pod

natryskiem przez trzydzieści minut. Emma otworzyła usta, chcąc powiedzieć Laurel, że nigdy czegoś takiego nie robiła, ale szybko przyszło jej do głowy, że być może Sutton miała taki zwyczaj. Emma rozpoczęła w głowie kolejną listę: „Co mnie różni od Sutton”. Pomoże jej zapamiętać, że pośród tego wszystkiego istniała ona, Emma. Kiedy przyjechała do Tucson, miała ze sobą jedynie małą torbę, którą skradziono jej zaraz po przyjeździe. Jej pozostałe dobra – gitara, oszczędności i Skarpetoośmiorniczka, ulubiona przytulanka – znajdowały się w schowku na dworcu autobusowym w Vegas. Ostatnimi czasy czuła się tak, jakby zamknęła tam także swoją tożsamość. Jedyną osobą z dawnego życia, z którą utrzymywała kontakt, była Alex Stokes, ale od przyjazdu do Tucson rzadko rozmawiały. Alex była przekonana, że Emma szczęśliwie mieszka z Sutton i Mercerami. Dziewczyna nie mogła powiedzieć jej prawdy, a wszystkie kłamstwa sprawiały, że odległość między nimi stawała się zbyt wielka, by ją przekroczyć. Przy stole pojawił się pan Mercer i postawił przed wszystkimi pięć talerzy pełnych grillowanego jedzenia. – Kurczak dla moich dziewczyn i steki średnio wysmażone dla mnie i babci, zaś dla mojej pięknej żony bardzo mocno wysmażony. – Odgarnął kosmyk włosów znad oczu pani Mercer i pocałował ją w policzek. Emma uśmiechnęła się. Miło było popatrzeć na to, jak po tylu latach dwoje ludzi nadal łączy uczucie. Rzadko kiedy mieszkała u rodziny zastępczej, gdzie rodzice byli razem, nie wspominając już o tym, by się kochali. Ja też zauważyłam to dopiero teraz, kiedy byłam już martwa – moi rodzice naprawdę się kochali. Kończyli za siebie zdania. Nadal okazywali sobie czułość. Gdy żyłam, nigdy tego nie doceniałam. Babcia zwróciła swoje przeszywające spojrzenie na pana Mercera. – Schudłeś, synku. Jesz ile trzeba? Pan Mercer zachichotał. – Poważnie? Przecież już nie widać mojego kaloryfera. – Ma wilczy apetyt. Możesz mi wierzyć – powiedziała pani Mercer. – Powinnaś zobaczyć, ile wydajemy na jedzenie. – Wtedy odezwał się jej BlackBerry i zerknęła na ekran, chmurząc twarz. – Nie wierzę. Przyjęcie jest w sobotę, a florysta teraz mi mówi, że nie będzie w stanie dostać sphaeralcei do bukietów na stoły. Bardzo mi zależało na tym, żeby wszystkie kwiaty i rośliny były charakterystyczne dla Arizony, ale jeśli florysta nie weźmie się do roboty, będę musiała chyba postawić kilka wazonów kalii. – Rzeczywiście tragedia, mamo! – zażartowała Emma. Przejrzyście błękitne oczy babci Sutton zwęziły się, a jej twarz stężała. – Uważaj, co mówisz – ostrzegła ją. Jej głos był tak ostry, że można by nim ciąć szkło. Emma zrobiła się czerwona. – Tylko żartowałam – powiedziała cicho. – Śmiem wątpić – odpowiedziała babcia, wbijając widelec w stek. Znów nastąpiła długa, niezręczna cisza. Pan Mercer wytarł kąciki ust serwetką, a pani Mercer bawiła się okrągłą bransoletką od Chanel na swoim nadgarstku. Emma zastanawiała się, o co tu chodzi. Szukałam pośród moich niewyraźnych wspomnień jakiejś odpowiedzi, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Było jednak jasne, że miałam z babcią na pieńku. Pani Mercer rozejrzała się po stole, po czym zamknęła oczy. – Zapomniałam o dzbanku z wodą i szklankach. Dziewczynki, czy któraś z was mogłaby je przynieść? – Miała zmęczony głos, jakby babcia wyssała z niej wszelkie siły.

– Jasne – powiedziała Laurel pogodnie. Emma również wstała, marząc o tym, by na chwilę zejść babci z oczu. Poszły do wyłożonej hiszpańskimi kafelkami kuchni. Ciemne steatytowe blaty błyszczały, a z uchwytu przy piekarniku zwisały równo ułożone ścierki do naczyń z wzorem w ananasy. Emma właśnie brała dzbanek, kiedy na ramieniu poczuła czyjąś dłoń. – Sutton – szepnął pan Mercer. – Laurel. Laurel stanęła jak wryta z tacą pełną szklanek z lodem. – Podobno jutro Thayer wraca do szkoły – powiedział pan Mercer, zamykając drzwi na patio. Głos babci, krytykującej salsę, którą pani Mercer wybrała na imprezę, nagle zanikł. – To, że wyszedł na wolność, niczego nie zmienia. Macie się obie trzymać od niego z daleka. Laurel zrobiła skwaszoną minę. – Ale tato, to mój najlepszy przyjaciel. Wcześniej nie miałeś z nim problemu. Pan Mercer uniósł brwi. – To było, zanim włamał się do naszego domu, Laurel. Ludzie się zmieniają. Laurel spuściła głowę i wzruszyła ramionami. Emma zauważyła, że nie wspomniała słowem o swojej wczorajszej randce. – Sutton? – Pan Mercer przerzucił wzrok na Emmę. – Zachowam dystans – wymamrotała. – Mówię poważnie, dziewczyny – powiedział surowym tonem. Patrzył prosto na Emmę i dziewczyna raz jeszcze zastanawiała się, o co tak naprawdę chodzi. – Jeśli się dowiem, że przebywacie w jego towarzystwie, wyciągnę konsekwencje. Odwrócił się na pięcie i odmaszerował na patio. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, Laurel stanęła z Emmą twarzą w twarz. Uśmiechała się nieznacznie. – Masz szczęście, że nie wygadałaś się, że nas wczoraj widziałaś – rzuciła lodowatym tonem. Emma skrzywiła się. – Jeśli Thayer tyle dla ciebie znaczy, to chyba ty powinnaś była coś powiedzieć. Przekonać tatę, żeby się nie martwił. Laurel odgarnęła z ramion swoje blond włosy i podeszła bliżej. Jej oddech pachniał pikantnym sosem barbecue. – Obie wiemy, że tata potrafi być nadopiekuńczy. Jeśli nie chcesz mieć kłopotów, będziesz trzymała język za zębami. Rozumiesz? Emma nieznacznie pokiwała głową. Kiedy Laurel wyszła na patio, Emma skuliła się nad kuchenną wyspą, nagle czując ogromne zmęczenie. „Jeśli nie chcesz mieć kłopotów”. Czy to była… groźba? Też tego nie wiedziałam. I wcale nie miałam ochoty się przekonać.

3 MECZ Z WROGIEM Kiedy Mercerowie skończyli obiad, słońce już zaszło, żaby zaczęły rechotać, a powietrze się wychłodziło. Emma miała mnóstwo pracy domowej z niemieckiego, ale przez to, że była z Laurel pod jednym dachem, a nie mogła zrobić żadnego postępu w śledztwie, stawała się niespokojna. Choć nadal odczuwała ból po dzisiejszym treningu, włożyła szare legginsy i poszła na korty tenisowe na osiedlu. Nie miała zamiaru mocno zagrywać. Korty były puste. Po alejkach przechadzało się kilka osób z psami, na pobliskim parkingu stała też para rozmawiająca przy mini cooperze. Emma upatrzyła sobie najodleglejszy kort, na którym znajdowała się twarda ściana do gry solo. Wrzuciła do maszyny trzy dwudziestopięciocentówki, przez co nad kortem zapaliło się światło. Po chwili, wraz z otwarciem nowego opakowania pokrytych meszkiem żółtych piłek, rozległo się głośne „pop”. Emma zaczęła odbijać piłkę o rakietę, aż w końcu delikatnie posłała ją w stronę ściany. Bóle, jakie czuła po ostatnim wykańczającym treningu, nagle zniknęły. Uderzanie w piłkę raz za razem i pogrążenie się we własnych myślach sprawiło Emmie przyjemność. Czy to możliwe, by Laurel zabiła Sutton? Emma nie miała na to dowodów, ale nie mogła też z całą pewnością powiedzieć, że siostra tego nie zrobiła. Gdyby tylko mogła przejrzeć jakąś jej osobistą rzecz, jak pamiętnik… albo jej komórkę. Choć Laurel strzegła jej jak lwica, może dałoby się ją jakoś zgarnąć? Oczywiście istniał jeszcze jeden sposób na to, by się dowiedzieć, czy Laurel miała alibi na tamtą noc: zapytać Thayera, czy została z nim w szpitalu. Już sama myśl o rozmowie z nim była dla Emmy stresująca. Dziewczyna nabrała wszystkich prócz Thayera na to, że jest Sutton. Tylko że tę dwójkę łączyła wspólna przeszłość – byli w sobie zakochani. Możliwość spotkania z nim ją przerażała, była jednak również pociągająca – Emma była bardzo ciekawa swojej siostry bliźniaczki, a Thayer znał ją najlepiej ze wszystkich. Dałabym wszystko za to, by móc spotykać się z Thayerem, nawet gdybym nie mogła go dotknąć. Z drugiej strony, jeśli on nie zorientuje się, że Emma to nie ja… cóż, nie wiem, czy byłabym w stanie sobie z tym poradzić. Nagle górne światła zgasły i Emma znalazła się w całkowitej ciemności. Ugięła nogi, oddychając ciężko i pozwalając, by piłka odbiła się od ściany i poturlała na drugą stronę kortu. Na dźwięk szeleszczącej w pobliżu trawy Emma wyprostowała się, zdenerwowana. – Kto tu jest!? – zawołała. – Ethan? – Korty były miejscem ich spotkań, odkąd dziewczyna pojawiła się w Tucson. Tego wieczoru jednak nie planowali się zobaczyć. Nikt się nie odezwał, ale Emma usłyszała szelest w zaroślach otaczających korty. Jej wzrok nie zdołał się jeszcze przyzwyczaić do ciemności. Emma cofnęła się ku ścianie kortu i zaczęła iść powoli wzdłuż gładkiego drewna. Czubek jej trampka dotknął ogrodzenia z siatki, wydając brzęczący odgłos. Zamarła, zdając sobie sprawę, że właśnie zdradziła napastnikowi swoje położenie. Chwilę później nad kortem znów zapaliło się światło, ukazując postać stojącą

na jego granicy. Emma zaczęła krzyczeć. Postać odwróciła się, wydając z siebie pisk. Wtedy Emma rozpoznała kto to: Nisha Banerjee, rywalka Sutton i współkapitan drużyny tenisowej. Emma oparła się o ogrodzenie, zasłaniając dłońmi oczy. – Nisha! Ale mnie wystraszyłaś! – To ty czaiłaś się na korcie w ciemności! – krzyknęła Nisha. Przez chwilę wyglądała na wściekłą, ale naraz zaczęła się śmiać. – Boże, obie krzyczałyśmy jak dwie sześciolatki oglądające horror. – Wiem – wydyszała Emma, starając się uspokoić kołaczące serce. – Jesteśmy żałosne, co? Nisha zrobiła kilka kroków w jej stronę. Miała na sobie czerwoną sukienkę tenisową adidasa i pasujące frotki na nadgarstkach. Jej czyściutkie tenisówki zawiązane były na kokardki, a czarne włosy podtrzymywała fioletowa opaska. Ale mimo że wyglądała idealnie, oczy miała zaszklone, a jej palce lekko się trzęsły. Nisha należała do dziewczyn, które lubiły mieć wszystko pod kontrolą, inaczej stawały się nerwowe. – Grasz sama? – zapytała. Emma potaknęła. – Też miałam taki zamiar – powiedziała Nisha. Przechyliła głowę i wsadziła sobie rakietę pod ramię. – No to w takim razie nie przeszkadzam. Spojrzała jednak na Emmę przeciągle. Jej brązowe oczy wyglądały na zmęczone i skórę pod nimi pokrywały cienie. Emma złagodniała. Przywykła do ostrych meczów z Nishą, ale teraz dziewczyna sprawiała wrażenie zmęczonej i nieśmiałej. Mnie też wydawała się inna. Dziwnie było patrzeć na ludzi z tej nowej odległej perspektywy, z której wszystko, co kiedyś o nich wiedziałam, okazywało się misternie skonstruowaną fasadą. Emma odchrząknęła. – Czemu nie grasz na korcie bliżej domu? – Nisha mieszkała niedaleko Kanionu Sabino i Emma widziała kort tuż przy wjeździe na jej osiedle. Nisha wzruszyła ramionami. – Było tam sporo ludzi, a ja chciałam być sama. Emma obróciła rakietę w dłoni. – Skoro obie tu jesteśmy, to może jednak zagramy? Usta Nishy nieznacznie się poruszyły. Widząc, jak lekko zatrzepotały jej rzęsy, Emma domyśliła się, że Nisha chciała zapytać o to samo. – Niech będzie – odparła, starając się nie okazywać emocji. – Jeśli chcesz. – Chcę – odpowiedziała Emma, zdając sobie sprawę, że to prawda. Nigdy nie widziała tej dziewczyny tak bezbronnej i coś w jej zachowaniu przemówiło do Emmy. Było jednak jeszcze coś: Nisha stanowiła alibi Laurel na 31 sierpnia, w noc śmierci Sutton. Powiedziała, że Laurel była u niej w domu całą noc, co okazało się nieprawdą. Czy Nisha skłamała? A może Laurel wymknęła się po tym, jak gospodyni zasnęła? Dziewczyny ustawiły się po przeciwnych stronach kortu. Nisha poprawiła sukienkę, a Emma zaśmiała się pod nosem. – Naprawdę, tylko ty mogłaś się ubrać jak Serena Williams na ciemny i odosobniony kort – droczyła się, podrzucając piłkę wysoko w powietrze i mocno posyłając ją na drugą stronę siatki. – Uznaję to za komplement – odparła Nisha, kiedy piłka leciała w jej stronę. Odbiła ją

z całej siły. Emma rzuciła się w jej kierunku, ale piłka przeleciała koło niej, uderzając z brzękiem o siatkę. – Nieźle – zaśmiała się. – Zero do piętnastu – powiedziała, biegnąc po piłkę. Tym razem Emma oddała lekkie uderzenie nad siatką, które Nisha bez problemu odebrała, rozpoczynając przyjacielską wymianę. Grały kilka rund, przytakując sobie wzajemnie, że to niebywałe, że nadal mają siłę po dzisiejszych katuszach. Kiedy Emma backhandem wbiła piłkę w siatkę, Nisha zrobiła sobie przerwę, by napić się wody. – Podobno umawiasz się z Ethanem Landrym. – Zgadza się – odparła Emma, nieco się rumieniąc. Nisha wytarła usta. – Czyli on umie mówić, tak? – Umie, i mówi dość sporo. – A nie wygląda. – Nisha odstawiła na ławkę butelkę z wodą. – Moja mama mówiła na niego Cichy E. Jeździliśmy do szkoły tym samym autobusem, ale on nigdy nie odezwał się do mnie słowem przez całą ósmą klasę. Do innych też nie. – Jest po prostu nieśmiały – wymamrotała Emma. Zapomniała, że Nisha i Ethan byli sąsiadami. Przykro jej było słuchać o cichych dniach Ethana. Nie mogła się pogodzić z tym, że jej chłopak nie ma przyjaciół. – Jeśli to tylko nieśmiałość, to w porządku. – Nisha zrobiła nogą lekki wymach. – I nie da się zaprzeczyć, że niezłe z niego ciacho. Nisha miała całkowitą rację. – Wiem – powiedziała Emma, czując przebiegający ją przyjemny dreszcz, kiedy pomyślała o pocałunkach z Ethanem podczas wczorajszej randki w planetarium. – A ty i Garrett? – Nisha przyszła z byłym chłopakiem Sutton na ostatni bal i wydawała się z tego powodu bardzo zadowolona. – Nic nas nie łączy. – Upiła kolejny łyk wody i zmieniła temat. – Pamiętasz, kiedy byłyśmy małe, liczyłyśmy, ile razy uda się nam odbić piłkę, zanim któraś z nas skusi? – zapytała. – Nasze własne światowe rekordy – mówiła dalej, obniżając głos do tonu komentatora sportowego. Emma uśmiechnęła się do siebie. Wiele rzeczy umieściła na liście „Co mnie różni od Sutton”, ale podobieństwa były równie liczne. Liczyła uderzenia ze Stephanem, swoim rosyjskim bratem z rodziny zastępczej, kiedy w piwnicy bez końca grali w ping-ponga. Nawet teraz łapała się na tym, że podczas treningów i meczów liczy z przyzwyczajenia. – Mam wrażenie, że to było tak dawno – ciągnęła Nisha. – Zawsze lubiłam, kiedy z Laurel włączałyście mnie do gry. – Zacisnęła usta, jak gdyby powiedziała za dużo. Upiła duży łyk z butelki. – Tak czy inaczej – dodała twardym tonem. – Gotowa, żebym znów złoiła ci tyłek? Emma ani drgnęła. – Jedynacy są bardzo samotni – powiedziała cicho. Nisha rzuciła jej ostre spojrzenie. – Niewiele chyba o tym wiesz. Masz Laurel. Emma zagryzła wargę i odwróciła wzrok. Oczywiście mówiła o sobie – nawet przy tłumach braci i sióstr w rodzinach zastępczych nadal czuła się z nikim niezwiązana i samotna. Pragnęła mieć prawdziwego brata lub siostrę – jakąkolwiek rodzinę. Była to jedna z tych chwil, kiedy chciała powiedzieć Nishy o swoim osobistym doświadczeniu, ale nie mogła. Wtedy Nisha westchnęła. – Ale masz rację, rzeczywiście czuję się samotna. Zwłaszcza teraz, kiedy moja mama…

kiedy jej nie ma. Kocham tatę, ale to nie do końca wymarzone towarzystwo. Emma przytaknęła. Wiedziała, że latem zmarła mama Nishy, ale dziewczyna nie wspomniała o tym ani razu. Teraz jednak Emma odniosła wrażenia, jakby Nisha chciała o tym porozmawiać. Jakby chciała, by ktoś jej wysłuchał. – Byłyście ze sobą bardzo blisko, prawda? – zapytała. Księżyc skrył się za chmurą. Po parkingu przebiegła kukawka. Nisha wodziła palcem po logo Nike na swoim bidonie. – Uwielbiałyśmy razem gotować i urządzać wielkie hinduskie uczty. Mama uważała, że jestem za chuda. Zawsze próbowała mnie trochę podtuczyć. – Wszystkie mamy tak mają – powiedziała Emma, myśląc o babci i ojcu. – Czy nadal… z nią rozmawiasz? Nisha dziwnie popatrzyła na Emmę, a jej twarz zaczęła się czerwienić. – Skąd wiedziałaś? Emma wpatrywała się w białą siatkę na środku kortu. – Zgadłam. Ja rozmawiam z moją biologiczną matką. Nisha uniosła brew. – Ale przecież nigdy nie poznałaś swojej biologicznej matki. – To prawda – Emma odpowiedziała szybko. – Ale wiem, że ona gdzieś tam jest. I cały czas o niej myślę. Kiedy jest mi naprawdę ciężko, rozmawiam z nią. Zawsze mnie słucha. – Uśmiechnęła się cierpko. Becky w jej wyobraźni okazywała jej zdecydowanie więcej troski niż prawdziwa. Nisha obracała piłkę w dłoni. – Rozmawiam z nią, kiedy jestem w samochodzie – wyznała cicho. – Rozmawianie z nią w domu wydaje się ryzykowne. Nie chcę, żeby tata słyszał. Ale kiedy na przykład jadę samochodem do szkoły, potrafię do niej mówić i mówić. Kiedy staję na czerwonym świetle, nadal do siebie mówiąc, widzę, jak ludzie się na mnie gapią. Myślą pewnie, że rozmawiam przez bluetooth, a nie z moją zmarłą matką. Nagle zrobiła krok w tył i wlepiła wzrok w Emmę, jak gdyby na chwilę zapomniała, że ktoś przy niej stoi. – Pewnie myślisz, że to mega dziwne, co? Powiesz o tym swoim znajomym? – zapytała, mrugając szybko. – No co ty! – Emma położyła sobie dłoń na sercu. – Przyrzekam. Twój sekret to mój sekret. – Nisha nadal wyglądała na zaniepokojoną, więc Emma lekko dotknęła jej ramienia. – Cieszę się, że mi powiedziałaś. To świetnie, że z nią rozmawiasz. Szczerze mówiąc, byłoby dziwnie, gdybyś tego nie robiła. Nisha bawiła się frotką na nadgarstku, nadal z zawstydzoną miną. – Chyba powinnam się już zbierać. Słyszę, jak woła mnie praca semestralna z angielskiego. – No tak, a mnie zostało jakieś dziesięć minut, zanim tata wezwie policję. Ostatnio zgrywa dyktatora. – Emma spakowała swoją torbę. Kiedy szły równym krokiem w stronę ulicy, Emma zdała sobie sprawę, że zapomniała zapytać Nishę o to, gdzie naprawdę była Laurel w noc śmierci Sutton. Była zbyt zajęta zaprzyjaźnianiem się z odwiecznym wrogiem swojej siostry i było to całkiem miłe uczucie. Nie miałam nic przeciw temu, pod warunkiem że Emma cały czas miała się na baczności. Nisha zawsze była jak drzazga w palcu i nie wydawało mi się, by mogła się teraz zmienić. Mimo to stare powiedzenie mówi, że swoich wrogów trzeba znać lepiej niż przyjaciół. Zwłaszcza kiedy wróg może wiedzieć, gdzie w kluczową noc znajdowała się główna podejrzana o moje

morderstwo.

4 NIEPŁODNE DRZEWO We wtorkowy poranek Emma zaparkowała na parkingu przed liceum Hollier, które znajdowało się na wzgórzach Tucson. Mnóstwo kaktusów, niektóre wysokie i wąskie, inne kwitnące, tworzyły osobliwy ogród. Za szkołą wznosiły się góry, czerwone i majestatyczne. W budynku było mnóstwo uczniów. Emmę minął jeep pełen zawodników drużyny futbolowej, z którego huczała piosenka Dave’a Matthewsa. Obok samochodu z opuszczanym dachem grupa ładnych dziewczyn w pasujących do siebie skórzanych kurtkach wymieniała się błyszczykami do ust. Zza rogu dobiegał warkot szkolnych autobusów, drużyna lekkoatletyczna w trakcie porannego treningu biegła ostatnie okrążenie wokół boiska, a kilkoro nastolatków chowało się przy metalowych podporach pod trybunami, starając się ukryć to, że palą papierosy. Kiedy Emma wysiadła z samochodu, dwie dziewczyny w minispódniczkach przeszły koło niej, plotkując o Thayerze. Dziś był jego pierwszy dzień po powrocie do szkoły. Plotki o powodach jego nieobecności od tygodni krążyły wśród uczniów – że siedział w więzieniu, że pracował przy wielkiej hollywoodzkiej produkcji, że przeszedł operację zmiany płci. Tylko ta pierwsza była prawdziwa. Tydzień temu przez parę dni był w więzieniu za to, że włamał się na posesję Mercerów i opierał się aresztowaniu. Emma usłyszała, jak ktoś przy niej zatrzasnął drzwi. Dwie najlepsze przyjaciółki Sutton, Madeline i Charlotte, wysiadły z czarnego SUV-a. Madeline, o czarnych włosach i trójkątnej twarzy, włożyła botki na wysokim obcasie, a jej dżinsy rurki wyglądały, jakby zostały uszyte na miarę jej ciała tancerki. Po wewnętrznej stronie nadgarstka miała wytatuowany pączek czerwonej róży, a na odwrocie jej iPhone’a znajdowała się naklejka z napisem ŁABĘDZIA MAFIA. Emma nadal nie była do końca przekonana, co to oznacza. Charlotte, która była nieco pulchniejsza, ale miała piękną jasną cerę i gęste rude włosy, zarzuciła na ramię ogromną torbę z logo Louis Vuitton w tej samej chwili, kiedy na miejsce koło nich zajechał kolejny samochód. Wysiadły z niego Twitterowe Bliźniaczki, Lilianna i Gabriella, których jedynymi wspólnymi cechami były blond włosy i niebieskie oczy. „Cały klub Gry w Kłamstwa obecny”, pomyślała Emma, mając na myśli wykręcającą okropne numery klikę Sutton. No, prawie cały klub Gry w Kłamstwa – Laurel nie chciała dziś skorzystać z podwózki Emmy, twierdząc, że ma „inne plany”. Lili podeszła do Emmy, stukając obcasami szpilek. – Administracja szkoły powinna zarezerwować dla nas na stałe te miejsca – trajkotała, gładząc dłonią swój naszyjnik, który wyglądał jak punkowy łańcuch. Lili i Gabby dopiero kilka tygodni temu stały się oficjalnymi członkiniami klubu Gry w Kłamstwa i wspominały o swoim nowym statucie tak często, jak tylko było to możliwe. – Już mam to przed oczami – włączyła się Gabby. – „Zarezerwowane dla Gabby”. To by świetnie wyglądało na jakiejś tabliczce. – Odgarnęła za ucho kosmyk blond włosów. Była przeciwieństwem Lili, ubrana w bladoróżowe kaszmirowe bolerko, koszulkę polo w szkolnym odcieniu zieleni, obcisłe dżinsy i baleriny z lakierowanej skóry z kokardkami na czubkach.

Wyglądała, jakby wybierała się na mecz krykieta. W przepastnej zamszowej torebce Madeline rozległ się dźwięk telefonu. Uśmiechnęła się, gdy sprawdziła wiadomość. – Mój brat jest strasznym głupkiem – powiedziała, z zadowoleniem przewracając oczami. Zaczęła pisać odpowiedź, poruszając palcami po klawiaturze z zawrotną prędkością. – No właśnie. Gdzie jest Thayer? – Gabby zaczęła rozglądać się wokół, jakby spodziewała się, że chłopak chowa się za SUV-em siostry. – Przyjdzie trochę później – odparła Madeline. – Dyrektor nie chciał, żeby wywołał zamieszanie przed pierwszą lekcją. Właśnie mi napisał, że siedzi w swoim pokoju i nudzi się jak mops, grając w Mario Kart – parsknęła. – Ostatni raz grał w tę grę, kiedy miał dziewięć lat. W oddali rozległ się pierwszy dzwonek, co oznaczało, że mają jeszcze dziesięć minut do rozpoczęcia lekcji. – Czy jest z nim Laurel? – wypaliła Emma. Nie miała zamiaru pytać o to tak bezpośrednio, ale gdzie indziej mogła być siostra Sutton? Zniknęła dziś rano bez słowa wyjaśnień. Madeline rzuciła jej zdecydowane spojrzenie. – Nie sądzę. – Jesteś pewna? – dopytywała. – A co cię to obchodzi? – Charlotte szturchnęła Emmę w bok. – Wydawało mi się, że masz już nowego faceta. – Wolałabym, żebyś trzymała się z dala od Thayera – przerwała im Madeline. – Kocham cię, Sutton, ale nieźle go skrzywdziłaś. Nie mogę pozwolić, żeby znów uciekł. – Ale ja nie chcę być z Thayerem! – Emma wycedziła przez zęby. – Zastanawiałam się po prostu, gdzie jest Laurel. Nie mogłam przestać wpatrywać się w Madeline. Nie skrzywdziłam Thayera. Jeśli już, to Thayer skrzywdził mnie, znikając bez słowa, a potem zakradając się do miasta, by spotkać się ze mną w jakichś odosobnionych miejscach, jak Kanion Sabino. Może i mam związek z tym, że Thayer kuleje, ale to nie ja mu to zrobiłam. – Okej, ta rozmowa zaczyna mnie nudzić – powiedziała Charlotte, odrzucając za ramię swoje rude włosy. – Chodźcie. Umrę, jeśli nie napiję się kawy. W nocy prawie nie spałam. Rodzice urządzili sobie awanturę na pełen regulator. – Stawiam wszystkim latte – rzuciła Lili, poprawiając opaskę. Charlotte i Twitterowe Bliźniaczki poszły do szkolnej kawiarenki. Emma ruszyła za nimi, a Madeline zrównała z nią krok, co Emma uznała za gest na zgodę. Starała się nie brać do siebie tego, że przyjaciółka zakazała jej rozmów ze swoim bratem. Po prostu próbowała go chronić. Weszły na trawnik przed szkołą i skręciły w lewo, zwinnie omijając grupę uczniów niosących futerały na instrumenty, dziewczynę z nosem w książce i parę całującą się przy fontannie. Tablica informacyjna obklejona była plakatami reklamującymi zbliżający się bal – na większości widniała biała sylwetka tańczącej pary. Kiedy doszły do głównego wejścia, zauważyły grupkę osób zgromadzoną przed drzwiami. Emmie od razu wpadło do głowy, że może Thayer przyszedł wcześniej, ale wtedy Charlotte zatrzymała się przed nią tak niespodziewanie, że prawie się zderzyły. – O cholera – powiedziała Gabby bezgłośnie. Madeline podniosła rogowe oprawki okularów przeciwsłonecznych i oparła je na czubku głowy. – Co, do diabła? Przed szkołą, niczym szkolna warta, stał rząd jadłoszynów. Z wijących się gałęzi zwisały

srebrne serpentyny, kilkanaście koronkowych staników i nadmuchanych prezerwatyw. Wokół pnia, który sprayem pomalowano na czarno, przyczepione były balony w kształcie penisów. Między drzewami wisiał napis: KŁANIAJCIE SIĘ, SUKI. Całość wyglądała jak sprośna choinka albo pamiątka wieczoru panieńskiego w Vegas, który wymknął się spod kontroli. – O mój Boże – szepnęła Clara Hewlitt, ciemnowłosa drugoklasistka, członkini drużyny tenisowej, szeroko otwierając brązowe oczy. – To pewnie one – wymamrotała trzecioklasistka z poczochranym blond kucykiem. Wszystkie oczy skierowały się na Sutton i jej przyjaciółki. Emma rozejrzała się po dziedzińcu, widząc wiele znajomych twarzy i wiele takich, których zupełnie nie kojarzyła. Były chłopak Sutton, Garrett Austin, stał koło swojej młodszej siostry Louisy, wpatrując się w Emmę z pogardą. Lori, dziewczyna z zajęć garncarskich, przyglądała się jej z zachwytem i szacunkiem. Nisha, wydymając pomalowane wiśniowym błyszczykiem usta, czytała graffiti. Emma na chwilę pochwyciła jej spojrzenie, ale dziewczyna uciekła wzrokiem. Lili odwróciła się gwałtownie i spojrzała na Emmę, Madeline i Charlotte. Jej twarz wykrzywiła się w urażonym grymasie. – Mamy się czuć wykluczone? Charlotte powoli pokręciła głową. – To nie my. – Naprawdę – szybko dodała Madeline. – Chyba że zrobiłam to przez sen. – Aha. – Lili natychmiast się rozchmurzyła. – W takim razie… – Wraz z Gabby wyciągnęły iPhone’y i skierowały je w stronę zamieszania. – Focia na Twittera! Madeline wyrwała jej telefon, zanim ta zdążyła zrobić zdjęcie. – Ej, to wcale nie jest fajne. To jakiś bezsensowny wandalizm. Lili zamknęła usta, robiąc zahukaną minę. – Jak myślicie, czyja to sprawka? Madeline rozejrzała się po zebranych. Nagle zrobiła wielkie oczy. – Tam – syknęła, skinąwszy głową w stronę latarni ulicznej. Emma podążyła za jej wzrokiem. Plecami do zdewastowanych drzew stała grupka czterech dziewczyn. Wszystkie miały na sobie ciemne dżinsy i conversy. Wyróżniały je awangardowe fryzury. Oceniając po twardym, władczym wyrazie twarzy blondynki z ufarbowanymi końcówkami włosów, Emma wywnioskowała, że jest ona przywódczynią grupy. Cała czwórka emanowała samozadowoleniem. – Nie wierzę – szepnęła Charlotte. – Jestem niemal pewna – wymamrotała Madeline. – To muszą być one. Gabby użyła telefonu, żeby zbliżyć ich twarze. Z bliska dziewczyna z ciemnymi końcówkami wyglądała na jeszcze wredniejszą. – A to suki. – Kim one są? – zapytała Emma, nie przejmując się tym, czy Sutton powinna to wiedzieć. Nie wiedziałam. Wyglądały na młode, z pierwszej klasy, co oznaczało, że nigdy ich nie poznałam. Zginęłam, zanim rozpoczął się rok szkolny, a za żadne skarby nie kolegowałabym się z nikim z młodszych klas. – Ariane Richards, Coco Tremont, Bethany Ramirez i Joanna Chen – powiedziała Madeline. – Opowiadała mi o nich dziewczyna z drugiej klasy, z którą chodzę na taniec. Były nami w gimnazjum Saguaro. Ale ich kawały były mega słabe. Kradzież szkolnej maskotki, pisanie szminką przykrych tekstów na szafkach koleżanek, wymiana suchych markerów na permanentne. – Mega-mega słabe – skomentowała Charlotte, tłumiąc ziewanie.

– Mianuję je Niecną Czwórką – powiedziała Lili, udając uroczysty ton i pisząc coś na dotykowej klawiaturze telefonu. – I nie martw się, Mads. Mój tweet pokaże im, gdzie ich miejsce. – Tak, niedługo się przekonamy, kto komu będzie się kłaniał – dorzuciła Charlotte, zaciskając zęby. „Niecna Czwórka rozdziewicza własność szkolną” – brzmiał nagłówek, który pojawił się w głowie Emmy, gdy ponownie spojrzała na wulgarną bieliznę. Aranżacja była jeszcze bardziej tandetna niż tatuaż z rekinem, z którym jej ostatni przybrany brat wrócił do domu po trzydziestosześciogodzinnej pijackiej imprezie. – Wow – odezwał się znajomy głos. Kiedy Emma odwróciła się, zobaczyła idącą ku nim Laurel. Wiatr kołysał jej niebieską bawełnianą sukienką, a jasne włosy lśniły w słońcu. Usta rozdziawiła tak szeroko, że Emma prawie mogła zauważyć jej migdałki. – Ale masakra. W tej samej chwili gwałtownie otwarły się drzwi szkoły i pani Ambrose, dyrektorka liceum, wybiegła na trawnik. Uczniowie zaczęli się przed nią rozstępować – dyrektorka szła prosto w stronę Emmy i jej koleżanek. Emma patrzyła na zbliżającą się kobietę. Kąciki ust dyrektorki skierowane były do dołu, dopełniając jej chmurną minę. Spojrzenie pani Ambrose mówiło jasno: „Dziewczyny, tym razem posunęłyście się o krok za daleko”. Emma uśmiechnęła się swoim najlepszym uśmiechem à la Sutton Mercer. – Dzień dobry, pani dyrektor – powiedziała słodko. – Jak ktoś mógł zrobić coś takiego? Pani Ambrose zignorowała powitanie i jedną ręką chwyciła za ramię Emmę, a drugą Laurel. – Chwila! – krzyknęła Laurel. – To nie my! Jej krzyki zostały stłumione przez głośne tupanie dwóch ochroniarzy, którzy przeciskali się przez tłum. Zręcznymi i płynnymi ruchami jeden z krzepkich mężczyzn złapał Charlotte i Madeline, drugi pochwycił Twitterowe Bliźniaczki. – Nie rozumie pani – jęknęła Madeline. – Ktoś nas wrobił! – protestowała Charlotte. Pani Ambrose przewróciła oczami. – Mówicie tak za każdym razem. Idziecie z nami. Emma poczuła, jak jej nogi same się poruszają, kiedy dyrektorka ciągnęła ją w stronę drzwi. Na moment – zanim tłum zasłonił jej widok – zerknęła za siebie i zobaczyła cztery pierwszoklasistki, które patrzyły na nie z ogromnymi, ekstatycznymi uśmiechami, pełnymi satysfakcji, że udało im się uniknąć kary. Dziewczyny pewnie chciały tylko zostawić po sobie ślad – w dosłownym tego słowa znaczeniu – ale wyrządziły uczestniczkom Gry w Kłamstwa prawdziwą szkodę. To rzeczywiście Niecna Czwórka, pomyślałam ze złością. Suki dostaną za swoje.