♦ ♦Kroniki Bane'a
,,Uciekająca Królowa”
♦ Cassandra Clare ♦
Tłumaczenie: JimmyK
Korekta: Semper
Drużyna Dobra - http://chomikuj.pl/Druzyna_Dobra
Kielich, Stela, Miecz Anioła - zabijemy dziś demona -
https://www.facebook.com/ShadowhuntersPoland
♦ Paryż ♦
Czerwiec, 1791
W letnie poranki w Paryżu roznosił się zapach, którym rozkoszował się
Magnus. Było to zaskakujące ponieważ pachniało serem, który był wystawiony na
słońce na cały dzień i rybami, jak i mniej ich pożądanymi częściami. Był to zapach
ludzi i wszystkich rzeczy, które wytwarzają (to nie odnosi się do sztuki i kultury, ale
do podstawowych spraw, które były wyrzucane przez okna z wiader). Były te
zapachy przerywane innymi, które przemieszczają się szybko z ulicy na ulicę, z
budynku do budynku. Mocny powiew z piekarni mógł być nieoczekiwanie
zastąpionym przez zapach gardenii z ogrodu, który ustępował mocno wyczuwalnemu
i nieprzyjemnemu zapachu żelaza z rzeźni. Paryż byłby niczym bez Sekwany
pompującej wciąż jak tętnica, zbiorem szerszych ulic, zwężających się do
najmniejszych alejek... i każdy cal tego miał zapach.
To wszystko pachniało życiem - w każdej formie i stopniu.
Zapach dzisiaj, jednak, był nieco silniejszy. Magnus wybrał nieznaną trasę,
która zabrała go do dość wyboistej części Paryża. Droga nie była tutaj gładka. Było
piekielnie gorąco wewnątrz jego karocy, gdy jechał naprzód. Magnus ożywił jeden ze
swoich wspaniałych, Chińskich wiatraków, który powiewał bezskutecznie w jego
stronę, ledwie wytwarzając wiatr. Było, jeżeli miał być całkowicie szczerym z
samym sobą (nie chciał być), trochę zbyt gorąco dla jego nowej pręgowanej
niebiesko-różowej marynarki, zrobionej z tafty i satyny, i jedwabnej, poprzecznie
prążkowanej kamizelki, na której był wyhaftowany obraz ptaków i aniołków.
Kołnierzyk koszuli frakowej, peruka i jedwabne bryczesy, jak i wspaniałe nowe
rękawiczki w najbardziej delikatnym cytrynowym kolorze... to wszystko było za
ciepłe.
Jednakże jeżeli ktoś może wyglądać tak wspaniale, ów osoba jest zobowiązana
by to robić. Należy nosić to wszystko, lub nie nosić nic z tego.
Usadowił się wygodnie w siedzeniu i zaakceptował dumnie pot, zadowolony,
że żyje względem swoich zasad, które zostały powszechnie przyjęte w Paryżu.
Ludzie tutaj zawsze byli o krok dalej od najnowszej mody. Mieli peruki, które
uderzały o sufit; miniaturowe łodzie; ekstrawaganckie jedwabie; na biało malowane
ściany; mocno zaróżowiali sobie policzki (mężczyźni i kobiety); ozdobne pieprzyki;
krawiectwo; te barwy... W Paryżu można było mieć kocie oczy (jak on) i mówić
ludziom, że to kolejny chwyt mody.
W świecie, jak w tym, jest dużo pracy dla przedsiębiorczego czarownika.
Arystokraci kochali szczyptę magii i byli chętni płacić za nią. Opłacali szczęście przy
stole do grania w faro1. Płacili za to, by ich małpy mówiły, ptaki śpiewały ich
ulubione arie z opery, by sprawić, żeby ich diamenty błyszczały w różnych kolorach.
Pragnęli mieć pieprzyki w kształcie serc, kieliszki do szampana i by gwiazdy
spontanicznie pojawiały się na ich policzkach. Chcieli olśnić swoich gości tym, jak
ogień buchał z ich fontann, a następnie rozśmieszyć tych samych ludzi dzięki
szezlongowi, który błądził wszerz ich pokoju. Ich listy z prośbami co do sypialni -
cóż, zachował z nich staranne notatki.
Mówiąc wprost, ludzie w Paryżu i w jego sąsiadującym mieście królów
Versailles byli najbardziej dekadenckimi ludźmi, jakich Magnus kiedykolwiek
spotkał i cenił ich za to dogłębnie.
Oczywiście, rewolucja trochę to utrudniała. Magnus był codziennie
przypominany o tym fakcie - nawet teraz, gdy odsunął niebieskie, jedwabne zasłony
powozu. Kilku Sankiulotów2 posłało mu przenikliwe spojrzenie popychając swoje
wózki lub sprzedając mięso kotów. Magnus dzierżył apartamenty w dzielnicy Marais,
przy ulicy Rue Barbette, bardzo blisko Hotelu de Soubise, domu jego starego (i
niedawno zmarłego) przyjaciela, Księcia Soubise. Czarownik miał tam wolny wstęp
by spacerować po ogrodach lub przyjmować tam gości kiedykolwiek tylko będzie
chciał. W rzeczywistości mógł wejść do jakiejkolwiek ilości wspaniałych posiadłości
w Paryżu i być tam serdecznie przywitanym. Jego arystokratyczni przyjaciele byli w
większości głupcami, ale byli nieszkodliwi. Teraz jednak problematycznym było być
widywanym w ich towarzystwie. Już nie było pożądane bycie bogatym lub bycie
spokrewnionym z bogaczami. Francję opanowali producenci smrodu, nieumyte masy
- przemieniając wszystko na ich drodze w brud.
Jego uczucia względem rewolucji były mieszane. Ludzie głodowali. Cena
chleba była wciąż za bardzo wysoka. Nie pomogło to, że królowa Maria Antonina
powiedziała, że jeżeli ludzie nie mogą sobie pozwolić na chleb, zasugerowała by jedli
ciastka. Było to dla niego logiczne, że ludzie powinni żądać i otrzymywać
pożywienie, opał i wszystkie podstawowe rzeczy do życia. Magnus zawsze czuł się
ubogo i nędznie. Ale w tym samym czasie nigdy nie był w takim społeczeństwie jak
w tym, cudownym jak w Francji, przy jej oszałamiającej pełni rozkwitu i ekscesach. I
odkąd lubił podekscytowanie, lubował też posiadać jakiś sens tego, co się dzieje, a to
uczucie było dostarczane w ograniczeniu. Nikt nie był pewny kto jest
odpowiedzialny za kraj. Rewolucjoniści sprzeczali się przez cały czas. Konstytucja
była pisana od zawsze. Królowa i król żyli, i ponoć wciąż mieli nieco władzy, ale byli
kontrolowani przez rewolucjonistów. Cyklicznie mordowano, palono, atakowano,
wszystko w imieniu wyzwolenia. Życie w Paryżu było jak mieszkanie w beczce z
prochem, która została ułożona na szczycie kilku innych, które były na statku,
kołysząc się po omacku na morzu. Wciąż było to przeczucie, że pewnego dnia ludzie
- nie wiadomo jacy - po prostu zdecydują zabić każdego, kto mógł pozwolić sobie na
kapelusz.
Magnus westchnął i oparł się, odcinając się od szeregu ciekawskich oczu,
przykładając do nosa tkaninę, która była perfumowana jaśminowym zapachem. Dość
1 Gra karciana.
2 http://pl.wikipedia.org/wiki/Sankiuloci
tego smrodu i dręczenia. Podróżuje by zobaczyć balon.
♦ ♦ ♦
Oczywiście Magnus latał wcześniej. Ożywiał dywany i trzymał się na tyłach
emigrujących stad ptaków. Ale nigdy nie latał dzięki ludzkiej ręce. Ta baloniarska
rzecz była nowością i szczerze, była trochę niepokojąca. Balon wystrzeliwał w
powietrze w fantastycznej i krzykliwej kreacji, przy czym cały Paryż patrzył na
ciebie...
To, oczywiście, było powodem dlaczego spróbował.
Balon napełniony ciepłym powietrzem obszedł go, gdy stał się pierwszy raz
najnowszą modą w Paryżu, prawie dziesięć lat wcześniej. Jednak któregoś dnia, gdy
Magnus najprawdopodobniej spożył za dużo wina, spojrzał w górę i zobaczył jeden z
nich na błękitnym niebie. Kształt jajka, zadziwiająco dryfujący w przestrzeni, ze
złotymi ilustracjami zodiakalnych znaków i kwiatu lilii, i nagle przezwyciężyła go
ochota by dostać się do kosza i lecieć nad miastem. To był kaprys i Magnus nie
przypisywał do tego nic bardziej znaczącego niż to. Udało mu się wyśledzić jednego
z braci Montgolfier tego samego dnia i zapłacić mu zbyt wiele luidor3 za prywatną
podróż.
A teraz Magnus był w drodze by podjąć się tej zaplanowanej podróży w to
gorące popołudnie, myśląc znów ile wina musiał wypić, gdy to postanowił.
To musiała być spora ilość wina.
Jego powóz w końcu zatrzymał się w pobliżu Château de la Muette, niegdyś
pięknym mały pałacu, teraz rozpadającym się. Magnus wyszedł na skwarne
popołudnie kierując się do parku. Powietrze było ciężkie i duszne, sprawiając że jego
wykwintne ubrania leżały na nim ociężale. Szedł ścieżką, aż dotarł do miejsca
spotkania, gdzie jego balon i załoga czekała na niego. Balon bez powietrza leżał na
trawie - jedwab był piękny jak zawsze, ale ogólny efekt nie był tak imponujący jak
przypuszczał. Gdy podszedł do niego stwierdził, że ma lepsze szlafroki.
Jeden z Montgolfierów (Magnus nie pamiętał którego zatrudnił) podszedł do
niego szybko z wypiekami na twarzy.
- Monsieur Bane! Je suis désolé4, monsieur, ale pogoda... dzisiaj nie jest
sprzyjająca. Jest nader nieznośna. Widziałem błysk pioruna w oddali.
Rzeczywiście, tak szybko, jak te słowa zostały wypowiedziane, rozległ się
odległy grzmot. Niebo miało zielonkawy odcień.
- Lot nie jest dzisiaj możliwy. Może jutro. Alain! Balon! Przynieś go!
Gdy to mówił balon zaczął toczyć się, zbliżając się w stronę małej altanki.
Zaniepokojony Magnus zdecydował przejść się wokół parku zanim pogoda się
3 Złota moneta francuska.
4 Je suis désolé - przykro mi.
pogorszy. Kiedyś widział tu najbardziej atrakcyjne panie i dżentelmenów
spacerujących tu, i wydawało się, że jest to miejsce, do którego przychodzili ludzie
kiedy czuli... zauroczenie. Jednak nie był to już dłużej prywatny teren leśny i park.
Bois de Boulogne był teraz otwarty dla ludzi, którzy używali w nim wyjątkowo
dobrej ziemi do uprawiania ziemniaków do jedzenia. Nosili na sobie bawełnę i
dumnie nazywali siebie Sankiulotami, co oznaczało ,,Nie noszący krótkich spodni''.
Zakładali długie, robocze spodnie, rzucając długie, osądzające spojrzenia na
wykwintne bryczesy Magnusa, do których była dopasowana marynarka z różowymi
pręgami i lekko srebrzyste pończochy. To stawało się trudne - bycie fenomenem.
Park wydawał się być wyjątkowo opustoszały od przystojnych, zauroczonych
ludzi. Wszyscy mieli długie spodnie, posyłali długie spojrzenia, mrucząc o
najnowszym szaleństwie rewolucji. Ci bardziej szlachetni wyglądali na nerwowych i
odwracali wzrok na drogę, gdy przechodził koło nich ktoś ze Stanu Trzeciego5.
Magnus zobaczył kogoś, kogo znał i nie był z tego zadowolony. Szedł szybko,
wprost w jego stronę, Henri de Polignac, ubrany w czarnym i srebrnym kolorze.
Henri jest niewolnikiem Marcela Saint Cloud'sa, który jest głową najpotężniejszego
klanu wampirów w Paryżu. Henri był strasznym nudziarzem. W większości
podporządkowanym. Ciężko było z kimś rozmawiać, kto zawsze mówił, ,,Mistrz
mówi, że to.. '' i ,,Mistrz mówi, że...''. Zawsze uniżony, ociągający się, czekający na
bycie ugryzionym. Magnus zastanawiał się co Henri robi w parku w ciągu dnia -
odpowiedź musiała być na pewno związana z czymś złym. Polowanie. Rekrutacja. A
teraz przeszkadzanie Magnusowi.
- Monsieur Bane - powiedział, lekko się kłaniając.
- Henri.
- Minęło trochę czasu odkąd cię widziałem.
- Och - zaczął beztrosko Magnus - byłem bardzo zajęty. Biznes, jak wiesz.
Rewolucja.
- Oczywiście. Mistrz chciał przekazać ci to jak długo minęło odkąd cię widział.
Zastanawiał się czy zniknąłeś z powierzchni ziemi.
- Nie, nie - zaprzeczył czarownik. - Byłem po prostu zajęty.
- Jak to Mistrz - zaczął Henri z lekkim uśmiechem - naprawdę uważa, że
powinieneś go odwiedzić. Mistrz ma przyjęcie w poniedziałkowy wieczór. Byłby
rozgniewany na mnie, jeżeli bym cię nie zaprosił.
- Byłby? - spytał Magnus, przełykając gorzki smak, który pojawił się w jego
ustach. - W rzeczy samej.
Nikt nie odrzucał zaproszenia od Saint Cloud'a. Chyba, że ów osoba nie
chciała wciąż kontynuować szczęśliwego życia w Paryżu. Wampiry obrażały się tak
łatwo - a te Paryskie były najgorsze.
- Oczywiście - powiedział Magnus, delikatnie marszcząc cytrynową
5 Stan trzeci – nazwą tą określano w przedrewolucyjnej Francji ogół ludzi wolnych nie zaliczających się do szlachty i kleru. W chwili wybuchu
rewolucji francuskiej zaliczano do niego ponad 25 milionów, a więc około 99% ludności Królestwa Francji.
rękawiczkę, żeby po prostu coś robić. - Oczywiście. Będę zaszczycony. Nader
zadowolony.
- Powiadomię Mistrza o twojej obecności - odpowiedział Henri.
Zaczęły spadać pierwsze krople deszczu, lądując ciężko na delikatnej
marynarce Magnusa. Pozwoliło mu to przynajmniej pożegnać się i odejść. Gdy biegł
po trawie uniósł dłoń. Błona z niebieskich iskier pojawiła się między jego placami, a
deszcz natychmiast przestał do niego docierać. Niewidzialny, wyczarowany
baldachim rozwinął się nad jego głową.
Paryż był czasami problematyczny - tak bardzo polityczny. (Och, jego buty...
jego buty! Dlaczego założył dzisiaj te jedwabne, z wywiniętymi czubkami? Wiedział,
że będzie w parku. Ale były one nowe i urocze, od Jacques'a z ulicy Balais, i nie
mógł się im oprzeć). Może to nie było najmądrzejsze, w obecnym ustroju, przez co
zastanawiał się nad wycofaniem się w jakieś prostsze miejsce. Londyn był dobry do
wycofania się. Nie aż tak modny, ale nie obchodził się bez jego czarów. Lub mógł
udać się do Alp... Tak, kochał czyste, świeże powietrze. Mógł hasać wśród szarotek
alpejskich i cieszyć się termami w Schinznach Bad. Lub dalej. Przecież dawno nie
był w Indiach. I nigdy nie mógł się oprzeć zabawie w Peru...
Może najlepiej by było zostać w Paryżu.
Wszedł do karocy, gdy zaczęło mocno padać, a deszcz bębnił tak mocno w
dach, że nie słyszał swoich myśli. Asystenci twórców balonu pośpiesznie zakrywali
go, a ludzie rozbiegali się by schować się pod drzewami. Kwiaty wydawały się
jaśnieć w deszczu. Magnus zaczerpnął dużego, głębokiego wdechu powietrza Paryża,
którego tak bardzo kochał.
Gdy odjeżdżał ziemniak uderzył o bok jego powozu.
♦ ♦ ♦
Dzień, w bardzo dosłownym sensie, wydawał się być dniem mycia. Była jedna
rzecz wyjaśniająca to - długa, orzeźwiająca kąpieli z filiżanką gorącej lapsang
souchong6. Kąpał się przy oknie i popijał parującą herbatę, obserwując deszcz
zraszający Paryż. Następnie usiądzie i będzie czytał ,,Le Pied de Fanchette''7 i
Szekspira przez kilka godzin. Na końcu wypije trochę fioletowego szampana i przez
godzinę lub dwie będzie ubierał się do opery.
- Marie! - zawołał Magnus, gdy wszedł do domu. - Kąpiel!
Jego personelem była starsza para, Marie i Claude. Byli niezwykle dobrzy w
swojej branży, a lata służenia w Paryżu sprawiły, że stali się całkowicie
niezaskakiwani przez nic.
Z wielu miejsc, gdzie Magnus mieszkał, uważał, że dom w Paryżu był jednym
z najbardziej przyjemnych siedzib. Z pewnością były miejsca posiadające więcej
6 http://pl.wikipedia.org/wiki/Lapsang_souchong
7 ,,Stopka Fanchetty, czyli różowy trzewiczek''.
naturalnego piękna - ale Paryż miał nienaturalne piękno, które było prawdopodobnie
lepsze. Wszystko w domu go zadowalało; jedwabne tapety w kolorach żółtym,
różowym, srebrnym i niebieskim; pozłacane drewniane stoły i fotele; zegary; lustra i
porcelana... Z każdym krokiem, który brał w głąb domu, do jego głównego salonu,
przypominał sobie o dobrach tego miejsca.
Wielu Podziemnych trzymało się z dala od Paryża. Było w kraju oczywiście
wiele wilkołaków, a każdy porośnięty lasem wąwóz był nieziemski. Ale Paryż, jak się
wydawało, był terytorium wampirów. To miało sens na wiele sposobów. Wampiry
były dworskimi stworzeniami. Były blade i eleganckie, uwielbiające ciemności i
przyjemności. Ich hipnotyczne spojrzenia miały w sobie urok, który oczarowywał
wielu wielmożnych. Nie było niczego bardziej przyjemnego, dekadenckiego i
niebezpiecznego niż pozwalanie wampirowi na picie swojej krwi.
To wszystko trochę wymknęło się spod kontroli podczas szału wampirów w
1787 roku. To wtedy, gdy zaczęły się krwawe przyjęcia. Wtedy, gdy wszystkie dzieci
ginęły, a młodzi ludzie wracali do domu bladzi i z nieobecnym, zniewolonym
wzrokiem. Jak Henri i jego siostra, Brigitte. Byli siostrzeńcami Księcia de Polignac.
Henri, niegdyś lubiany członek jednej z największych rodzin we Francji, teraz żył u
boku Saint Cloud'sa i wykonywał jego rozkazy. Zaproszenie jego pana było dziwne.
Magnusowi nie przeszkadzała dekadencja ów wampira - ale był on zły. Było to
klasyczne, zwykłe zło w najbardziej staroświeckim typie. Nocni Łowcy w Instytucie
Paryskim wydawali się mieć niewielki wpływ na afery prawdopodobnie dlatego, że
w Paryżu nie było wiele miejsc do ukrycia. Były tutaj mile katakumb8 i było bardzo
łatwo porwać kogoś z ulicy i zawlec go w dół. Saint Cloud miał przyjaciół w
wyższych i niższych miejscach i było bardzo trudno dotrzeć do niego.
Magnus robił wszystko, by uniknąć paryskich wampirów, którzy pojawiali się
na uboczach dworu wersalskiego. Nigdy nic dobrego nie wynikało z takich spotkań.
Ale dość z tym. Czas na kąpiel, którą Marie już napełniła. Magnus trzymał
dużą wannę w swoim głównym salonie, tuż przy oknie, więc mógł obserwować ulicę,
gdy się kąpał. Gdy woda była gotowa zanurzył się i zaczął czytać. Około godziny
później rzucił książkę na bok wanny i wpatrywał się w niektóre chmury, które
poruszały się u góry, podczas gdy z roztargnieniem myślał o historii Kleopatry
rozpuszczającej bezcenną perłę w lampce wina. Rozległo się pukanie do drzwi sali i
wszedł Claude.
- Przyszedł mężczyzna by zobaczyć się z panem, Monsieur Bane.
Claude rozumiał, że w biznesie Magnusa nie potrzeba było imion.
- Dobrze - westchnął czarownik. - Wpuść go.
- Czy monsieur przyjmie gościa w wannie?
- Monsieur to rozważa - rzekł Magnus z jeszcze głębszym westchnieniem.
To było denerwujące, ale musiał zachować profesjonalizm zawodowy.
Wyszedł, ociekając wodą i założył na siebie jedwabny szlafrok, który miał wyszyty
8 http://pl.wikipedia.org/wiki/Katakumby_Pary%C5%BCa
na plecach wizerunek pawia. Z rozdrażnieniem opadł na krzesło przy oknie.
- Claude! - wrzasnął. - Teraz! Wpuść go!
Chwilę później drzwi otworzyły się ponownie i stanął w nich bardzo
atrakcyjny mężczyzna z czarnymi włosami i niebieskimi oczami. Miał na sobie,
oczywiście, ubranie dobrej jakości. Krawiectwo było absolutnie wyborne. To była
jedna z rzeczy, które Magnus chciał by działy się częściej. Jak hojny wszechświat
mógł być, gdy chciał tego! Po odmówieniu mu lotu balonem i nieprzyjemnym
spotkaniu z Henri.
- Jesteś Monsieur Magnus Bane - powiedział z pewnością mężczyzna. Magnus
był rzadko mylony. Wysoki, złotoskóry, kocie oczy - tacy faceci byli rzadkością.
- To ja - odpowiedział czarownik.
Wielu arystokratów, których spotkał Magnus, rozprzestrzeniało wokół siebie
aurę ludzi roztargnionych, który nigdy nie musieli dbać o jakiekolwiek ważne
kwestie. Ten mężczyzna był inny. Stał dumnie, mocno wyprostowany i miał
stanowcze spojrzenie. Co więcej, mówił po francusku z lekkim akcentem, ale takim,
którego Magnus nie rozpoznał od razu.
- Przyszedłem porozmawiać z tobą o pewnej pilnej sprawie. Normalnie... Ja...
Magnus znał to wahanie dobrze. Niektórzy ludzie byli zdenerwowani w
obecności czarowników.
- Czujesz się zakłopotany, monsieur - powiedział z uśmiechem Magnus. -
Pozwól mi to zmienić. Mam wielki talent w tych sprawach. Proszę usiąść, wypić
jakiś szampan.
- Wolę stać, monsieur.
- Jak sobie życzysz. Mogę mieć tę przyjemność i dowiedzieć się jak się
nazywasz? - spytał Magnus.
- Nazywam się Hrabia Axel von Fersen.
Hrabia! O imieniu Axel! Wojskowy! Z czarnymi włosami i niebieskimi
oczami! W stanie udręki! Och, wszechświat przeszedł samego siebie. Powinien
dostać kwiaty.
- Monsieur Bane, słyszałem o twoich talentach. Nie mogę przyznać tego, czy
wierzę w to, co usłyszałem, ale racjonalni, inteligentni i rozsądni ludzie przysięgali
mi, że potrafisz działać wspaniałe rzeczy, które przekraczają moje pojmowanie.
Magnus rozłożył ręce w fałszywej skromności.
- To prawda - powiedział. - Tak bardzo, jak jest to wspaniałe.
- Mówią, że możesz odmienić kogoś wygląd przez coś w rodzaju... sztuczki
magicznej.
Magnus pozwolił, by ta zniewaga mu umknęła.
- Monsieur - zaczął von Fersen - jakie masz odczucia względem rewolucji?
- Rewolucja nastąpi, niezależnie od moich odczuć - powiedział chłodno
Magnus. - Nie jestem rodowitym synem Francji, więc nie ośmielam się mieć opinii
na temat tego jak naród postępuje.
- Też nie jestem synem Francji. Jestem ze Szwecji. Ale mam względem tego
odczucia, bardzo silne uczucia...
Magnus lubił, gdy von Fersen mówił o swoich silnych uczuciach. Bardzo lubił.
- Przyszedłem tutaj ponieważ muszę i dlatego że jesteś jedyną osobą, która
może pomóc. Przychodząc tu dzisiaj i mówiąc to, co mam zamiar powiedzieć, oddaje
swoje życie w twoje ręce. Narażam również dużo bardziej cenne życia. Ale nie robię
tego na oślep. Wiem dużo o tobie, Monsieur Bane. Wiem, że masz wielu
arystokratycznych przyjaciół. Wiem, że jesteś w Paryżu od sześciu lat i jesteś bardzo
lubiany i dobrze znany. Mówi się, że jesteś człowiekiem słownym. Czy jesteś nim,
monsieur?
- To w rzeczywistości zależy od słowa - powiedział Magnus. - Jest wiele
cudownych słów...
Magnus cicho przeklął na swoją słabą znajomość szwedzkiego. Mógł
dopowiedzieć jakiś kolejny błyskotliwy wiersz. Próbował nauczyć się
uwodzicielskich zwrotów we wszystkich językach, ale w języku szwedzkim zawsze
potrzebne mu było jedynie ,,Serwujecie coś innego prócz marynowanych ryb?'' i
,,Jeżeli owiniesz mnie futrem, mogę udawać twojego małego, kędzierzawego
niedźwiedzia''.
Von Fersen wyraźnie uspokoił się przed kolejnym przemówieniem.
- Potrzebuję cię, żebyś uratował króla i królową. Uwolnił rodzinę królewską
Francji.
Cóż. To był z pewnością nieoczekiwany obrót wydarzeń. Jakby w odpowiedzi,
niebo pociemniało i rozległ się kolejny grzmot.
- Rozumiem - odpowiedział po chwili Magnus.
- Jak się czujesz po usłyszeniu tego oświadczenia, monsieur?
- Zupełnie tak samo jak zawsze - powiedział czarownik, upewniając się, że
utrzymuje swoją spokojną postawę. - Leży to w moich rękach.
Nie czuł nic poza spokojem. Wieśniaczka wdarła się do pałacu w Wersalu i
wyrzuciła królową i króla, którzy żyją teraz w Tuileries, zniszczonym starym pałacu
w środku Paryża. Ludzie stworzyli pamflety9, które szczegółowo opisywały rzekome
zbrodnie rodziny królewskiej. Wydawali się skupiać bardzo mocno na królowej Marii
Antoniny, oskarżając ją o najstraszniejsze czyny - najczęściej seksualne. (Nie było to
możliwe, by mogła zrobić wszystkie te rzeczy, które głosili pamfleciści. Zbrodnie
były zbyt sprośne, niemoralne i wymagały za dużo sprawności fizycznej. Magnus
sam nigdy nie próbował choć połowy).
Wiedza o czymkolwiek, co było związane z rodziną królewską, była
9 Pamflet - utwór publicystyczny lub literacki, nierzadko anonimowy, zmierzający do zdemaskowania, ośmieszenia i poniżenia osoby, środowiska
społecznego, instytucji.
niebezpieczna i szkodliwa.
Co sprawiało, że jak bardzo to było przerażające, było tak samo pociągające.
- Oczywiście, monsieur, podjąłem wielkie ryzyko mówiąc tak wiele tobie.
- Zdaję sobie z tego sprawę - powiedział Magnus. - Ale uratować rodzinę
królewską? Nikt im nie zagraża.
- To tylko kwestia czasu - powiedział von Fersen. Jego emocje sprawiły, że
pojawiły się rumieńce na jego policzkach, a serce Magnusa zabiło mocniej. - Są
więzieni. Król i królowa, którzy są więzieni, generalnie nie mogą rządzić ponownie.
Nie... nie. To tylko kwestia czasu zanim sytuacja stanie się bardzo tragiczna. To nie
do przyjęcia, warunki w jakich są zmuszeni żyć. Pałac jest brudny. Słudzy są okrutni
i szyderczy. Każdego dnia ich dobytek i wrodzone prawa się zmniejszają. Jestem
pewien... Jestem bardzo, bardzo pewny... że jeżeli nie zostaną uwolnieni, nie będą
żyli długo. Nie mogę żyć z tą wiedzą. Kiedy zostali wygrani z Wersalu, sprzedałem
wszystko i podążyłem za nimi do Paryża. Poszedłbym za nimi gdziekolwiek.
- Co chcesz, żebym zrobił? - spytał Magnus.
- Powiedziano mi, że możesz zmienić wygląd danej osoby... przez coś w
rodzaju... cudu.
Magnus był zadowolony, że jest talenty były tak opisane.
- Jakąkolwiek chcesz za to cenę, zostanie zapłacona. Rodzina królewska
Szwecji zostanie również poinformowana o twoich bardzo dobrych usługach.
- Z całym szacunkiem, monsieur - zaczął Magnus - nie mieszkam w Szwecji, a
tutaj. A jeżeli zrobię to...
- Jeżeli to zrobisz, sprawisz największą przysługę Francji. A kiedy rodzina
powróci na właściwe miejsce, zostaniesz uhonorowany jako wielki bohater.
To nie robiło różnicy. Największą robił on, von Fersen. Niebieskie oczy,
ciemne włosy, pasja i oczywiście odwaga. Sposób, w jaki stał, wysoki i silny...
- Monsieur, staniesz po naszej stronie? Dajesz swoje słowo, monsieur?
To był bardzo zły pomysł.
To był okropny pomysł.
To był najgorszy pomysł jaki kiedykolwiek usłyszał.
To było nieodparte.
- Twoje słowo, monsieur - powiedział ponownie Axel.
- Masz je - odpowiedział Magnus.
- Przyjdę więc jutro wieczorem i przedstawię ci plan - ogłosił von Fersen. -
Pokażę ci co musi się wydarzyć.
- Nalegam na wspólny posiłek - powiedział Magnus. - Jeśli mamy podjąć tak
wielką przygodę razem.
Nastała chwila ciszy, po czym Axel kiwnął nagle głową.
- Tak - zaczął - tak, zgadzam się. Zjemy razem.
Kiedy von Fersen wyszedł, Magnus spoglądał na siebie w lustrze przez długi
czas, szukając objaw szaleństwa. Udział w tym magii był prosty. Mógł prosto dostać
się i wydostać z pałacu, rzucając prosty czar. Nikt się nie dowie.
Pokręcił głową. To jest Paryż. Wszyscy wiedzą wszystko, jakoś.
Zaczerpnął dużego łyka ciepłego, fioletowego szampana, smakując go w
ustach. Wszelkie logiczne wątpliwości zostały zagłuszone przez bicie jego serca.
Minęło dużo czasu odkąd czuł to. W jego głowie był teraz tylko von Fersen.
♦ ♦ ♦
Następnego wieczoru Magnus jadł przyniesiony obiad, który dostał z
uprzejmości szefa kuchni z Hotel de Soubise. Przyjaciele czarownika pozwalali mu
korzystać ze swojego personelu kuchennego i swoich wybornych produktów
żywnościowych, a on potrzebował specjalnie zastawionego stołu. Dzisiejszego
wieczoru miał delikatną zupę z gołębi, turbit, kaczkę z pomarańczą, cielęcinę z rożna,
sok z fasoli szparagowej, karczochy, jak i stół pełny ptysi, owoców i małych ciastek.
Wybranie posiłku było proste - ale ubranie się, jednakże, nie. Absolutnie nic nie
pasowało. Potrzebował czegoś kokieteryjnego i ujmującego, ale i też poważnego i
praktycznego. Na początku wydawało się, że cytrynowy płaszcz i bryczesy wraz z
purpurową kamizelką pasowały idealnie, ale kamizelka została zmieniona na
limonkowo-zieloną, a bryczesy na fioletowe. Postanowił w końcu założyć strój w
całości w prostym błękitno niebieskim kolorze, wcześniej wysypując całą zawartość
swojej szafy.
Czekanie było wyborną agonią. Magnus mógł jedynie chodzić, spoglądając
przez okno, czekając na pojawienie się powozu von Fersen'a. Przebył niezliczone
wycieczki do lustra, a następnie do stołu gdzie Claude i Marie tak ostrożnie go
przygotowali zanim odesłał ich z dala na wieczór. Axel nalegał na prywatność, a
Magnus był z tego szczęśliwy.
Dokładnie o ósmej powóz zatrzymał się przed drzwiami Magnusa i wyszedł z
niego Axel. Spojrzał w górę, jakby wiedział, że czarownik będzie patrzył w dół,
czekał na niego. Uśmiechnął się na powitanie, a Magnus poczuł przyjemny rodzaj
paniki, zawrotów...
Zbiegł po schodach by samemu wpuścić Axela.
- Oddaliłem moją służbę na wieczór, jak prosiłeś - rzekł, starając się odzyskać
nad sobą panowanie. - Wejdź. Obiad jest gotowy dla nas. Wybacz mi za nieoficjalny
charakter mojej służby.
- Oczywiście, monsieur - powiedział Axel.
Jednak gość nie marudził na swoje jedzenie, pozwalając sobie na przyjemność
sączenia swojego wina - oczarowując przy tym Magnusa. Przeszedł od razu do
rozpoczęcia realizacji sprawy. Miał nawet mapy, które rozwinął na kanapie.
- Plan ucieczki był opracowywany w ciągu kilku poprzednich miesięcy -
powiedział, biorąc karczoch ze srebrnego naczynia. - Przeze mnie, jak i niektórych
przyjaciół powiązanych ze sprawą, jak i przez samą królową.
- A król? - spytał Magnus.
- Jego Królewska Mość... trochę wycofał się z tej sytuacji. Jest bardzo
przygnębiony tym stanem rzeczy. Królowa przyjęła na siebie wielką
odpowiedzialność.
- Wydajesz się bardzo... lubić Jej Królewską Mość - zauważył ostrożnie
Magnus.
- Jest podziwiana - powiedział Axel, wycierając usta serwetką.
- I wyraźnie ci ufa. Musicie być blisko.
- Łaskawie obdarzyła mnie swoim zaufaniem.
Magnus potrafił czytać między wierszami. Axel nie ujawniał romansu ze znaną
osobistością, co czyniło go jeszcze bardziej atrakcyjnym.
- Ucieczka zostanie przeprowadzona w niedzielę - mówił dalej Axel. - Plan jest
prosty, ale wymagający. Zorganizowaliśmy to tak, by strażnicy widzieli jak jacyś
ludzie wychodzą przez różne wyjścia w różnym czasie. Nocą, podczas ucieczki,
zastąpimy rodzinę tymi ludźmi. Dzieci zostaną obudzone o dziesiątej trzydzieści.
Delfin10 zostanie przebrany w młodą dziewczynkę. On i jego siostra opuszczą pałac z
królewską guwernantką, Marquise de Tourzel, i wyjdą mi na spotkanie na Grand
Carrousel. Będę podróżował w karocy. Następnie poczekamy na Madame Elisabeth,
siostrę króla. Wyjdzie przez te same drzwi co dzieci. Kiedy Jego Wysokość skończy
przygotowanie do snu wieczorem i zostanie sam, zbiegnie przebrany w rycerza de
Coigny. Jej Królewska Mość... wyjdzie ostatnia.
- Maria Antonina wyjdzie ostatnia?
- To była jej decyzja - powiedział szybko von Fersen. - Jest bardzo odważna.
Żąda, by iść ostatnią. Jeżeli inni odkryją ucieczki, pragnie poświęcić się, aby pomóc
rodzinie w ucieczce.
W jego głosie pojawił się dreszcz zaciekłości. Ale tym razem, gdy spojrzał na
Magnusa, jego wzrok spoczął na nim na chwilę, wpatrzony w kocie źrenice.
- Dlaczego chcesz, żeby urok został rzucony tylko na królową?
- Częściowo ma to związek z harmonogramem kolejności, w której ludzie
muszą przychodzić i odchodzić. Jej Wysokość będzie z innymi ludźmi aż do
przygotowania do snu, po czym natychmiast odejdzie. Jedynie Jej Królewska Mość
będzie sama w pałacu przez pewien czas. Jest bardziej rozpoznawalna.
- Bardziej niż król?
10 Delfin - następca tronu Francji.
- Ależ oczywiście! Jego Królewska Mość nie jest... przystojnym mężczyzną.
Spojrzenia nie zostają długo na jego twarzy. Ludzie rozpoznają go po ubraniach,
karocy, wszystkich zewnętrznych znaków tego, że ma status członka rodziny
królewskiej. Ale Jej Królewska Mość... jej twarz jest znana, wyszukana, rysowana i
malowana. Jej styl jest kopiowany. Jest piękna, a jej twarz jest rozpoznawana przez
wielu ludzi.
- Rozumiem - powiedział Magnus, chcąc odejść od tematu piękności królowej.
- A co będzie z tobą?
- Będę prowadzić powóz tak daleko jak do Bondy - odpowiedział, wciąż
patrząc na czarownika. Kontynuował szczegółowo listę detali - przemieszczenie
wojsk, stacje by zmienić konie, rzeczy tego rodzaju. Magnus nie był zainteresowany
szczegółami. Nie mógł nie zauważyć sposobu, w jaki elegancka kreza koszuli
ocierała się o podbródek Axela, gdy mówił. Pełność jego dolnej wargi. Żaden król
lub królowa, pałac lub dzieło sztuki nie mogło porównywać się z jego dolną wargą.
- Co do płatności...
Te słowa sprowadziły Magnusa na ziemię.
- Kwestia płatności jest bardzo prosta - powiedział czarownik. - Nie wymagam
pieniędzy...
- Monsieur - zaczął Axel, pochylając się do przodu - robisz to jako prawdziwy
patriota Francji!
- Robię to - kontynuował spokojnie Magnus. - by rozwinąć naszą przyjaźń.
Proszę jedynie o zobaczenie ciebie ponownie, gdy sprawa zostanie wykonana.
- Zobaczyć mnie?
- Zobaczyć cię, monsieur.
Ramiona Axela cofnęły się lekko i spojrzał na swój talerz. Przez chwilę
Magnus pomyślał, że to wszystko na nic, że zrobił zły ruch. Ale wtedy Axel spojrzał
w górę, a w jego niebieskich oczach był błyszczące ogniki.
- Monsieur - zaczął, ujmując dłoń Magnusa przez stół - będziemy bliskimi
przyjaciółmi na wieki.
To było dokładnie to, co czarownik chciał usłyszeć.
♦ ♦ ♦
W niedziele rano, w dniu ucieczki, Magnusa obudził zwyczajny hałas
dzwonów kościelnych dzwoniących w całym Paryżu. Jego głowa była ciężka i był w
niej mętlik co było sprawką długiego wieczoru z hrabią - i grupą aktorów z
Comédie-Italienne11. Wyszło na to, że w nocy nabył też małpę. Siedziała na końcu
jego łóżka, wesoło jedząc poranny chleb Magnusa. Przewróciła już dzbanek z
herbatą, którą Claude przyniósł, a na środku podłogi był stos strusich piór.
11 http://pl.wikipedia.org/wiki/Com%C3%A9die-Italienne
- Witaj - powiedział Magnus do małpy.
Zwierze nie odpowiedziało.
- Będę cię nazywał Ragnor - dodał czarownik, opierając się ostrożnie o
poduszki. - Claude!
Drzwi otworzyły się i wszedł Claude. Nie wydawał się w najmniejszym
stopniu zaskoczony obecnością Ragnora. Od razu zabrał się do sprzątania rozlanej
herbaty.
- Chcę, żebyś załatwił smycz dla mojej małpy, Claude, a także kapelusz.
- Oczywiście, monsieur.
- Myślisz, że potrzebuje też płaszcza?
- Być może nie w taką pogodę, monsieur.
- Masz rację - powiedział z rezygnacją Magnus. - Zrób mu zwykły szlafrok,
taki jak mój.
- Który, monsieur?
- Ten posrebrzany, różowy.
- Doskonały wybór, monsieur - stwierdził Claude, zabierając się za pióra.
- Weź go do kuchni i daj mu odpowiednie śniadanie, dobrze? Potrzebuje
owoców i wody, a może nawet orzeźwiającą kąpieli.
W tym momencie Ragnor zeskoczył z podnóża łóżka i torował sobie drogę ku
przepięknej porcelanowej zastawy stołowej, podczas gdy Claude złapał go, jakby
łapał małpy całe swoje życie.
- Ach - dodał Claude, sięgając do kieszeni - przyszedł do pana dzisiaj rano
liścik.
Zaczął cicho wychodzić z małpą. Magnus otworzył liścik, w którym było:
Jest problem. Wszystko opóźni się do jutra.
- Axel.
Cóż, wieczorne plany były zrujnowane.
Jutro było przyjęcie Saint Cloud'sa. Oba te zobowiązania musiały być
spełnione. Można to zrobić. Mógł zabrać swój powóz na krawędzie pałacu Tuileries,
uczestniczyć w sprawie związanej z królową, wrócić do karocy i dostać się na
przyjęcie. To będzie burzliwa noc.
Ale Axel był tego warty.
♦ ♦ ♦
Magnus spędził większość następnego dnia i wieczoru martwiąc się o przyjęcie
Saint Cloud'sa - bardziej niż o jego zadanie z rodziną królewską. Urok był łatwy.
Przyjęcie będzie najprawdopodobniej sztywne i dziwne. Wszystko co musiał zrobić
to uśmiechać się, trochę porozmawiać, a później ruszyć w drogę. Ale nie mógł
pozbyć się uczucia, że jakoś ten wieczór potoczy się źle.
Ale najważniejsza była mała sprawa królowej.
Magnus wykąpał się i ubrał po obiedzie, a następnie opuścił cicho swoje
apartamenty o dziewiątej, informując swojego woźnicę, aby zabrał go w pobliżu
ogrodu Tuileries i wrócił o północy. To była zwyczajna podróż. Wielu ludzi chodziło
do ogrodu na ,,przypadkowe spotkania'' wśród drzew i krzewów. Spacerował trochę
przez ciemny ogród, słuchając odgłosów sapania kochanków w krzewach, od czasu
do czasu zerkając przez liście.
O dziesiątej trzydzieści zaczął iść względem mapy Axela do zewnętrznej części
apartamentów dawno zmarłego Księcia de Villequier'a. Jeżeli wszystko potoczy się
względem planu, młoda księżniczka i delfin wyjdą tymi niestrzeżonymi drzwiami
wkrótce, chłopczyk przebrany za małą dziewczynkę. Jeżeli nie wyjdą, plan został
jakoś pokrzyżowany.
Jednak kilka minut później, niż miało się to stać, dzieci wyszły z pielęgniarką,
wszyscy w przebraniach. Magnus szedł za nimi cicho, gdy przechodzili przez
północny dziedziniec, w dół w stronę ruty de l'Échelle, a następnie do Grand
Carrousel. A tam, w zwykłym powozie, był Axel. Był przebrany w surowego,
paryskiego woźnicę. Nawet palił fajkę i stronił żarty, wszystko w idealnym niskim
francuskim akcencie, a wszystkie jest ślady tego, że jest Szwedem, zniknęły.
Axel w świetle księżyca, podnoszący dzieci do powozu - Magnus aż
zaniemówił na chwilę. Odwaga Axela, dar, łagodność... poruszyło to sercem
czarownika w sposób, który był mu nieznacznie znany, a to sprawiło, że ciężko mu
było być cynicznym.
Patrzył jak odjeżdżają, a następnie wrócił do swojego zadania. Mógł wejść
przez te same drzwi. Chociaż były one niestrzeżone, Magnus potrzebował czaru, aby
ochronił go by każdy kto go widzi zobaczył jedynie dużego kota wkradającego się do
pałacu przez drzwi, które same się otworzyły.
Tysiące ludzi wchodzących i wychodzących - bez grupy setek sprzątaczy
królewskich - podłogi były brudne, z odciskami zaschniętego błota i śladami butów.
Zapach stęchlizny był w tym miejscu, pomieszany z wilgocią, dymem, pleśnią i
innymi nieopróżnionymi nocnikami, z których niektóre były w holu. Nie było
światła, z wyjątkiem tego, które odbijało się od okien, od luster, słabo wzmocnione
kryształowymi żyrandolami, które były pełne pajęczyn i przyciemnione przez sadzę.
Axel dał Magnusowi ręcznie narysowaną mapę z bardzo jasnymi instrukcjami,
jak przedostać się przez pozornie niekończące się ilości łuków i przez wyraźnie
puste, okazałe pokoje, których pozłacane wyposażenie albo było nieobecne, albo
zostało przywłaszczone przez strażników. Było kila sekretnych drzwi ukrytych w
boazerii, przez które cicho przechodził Magnus. Gdy udał się w głąb pałacu, pokoje
stawały się coraz czystsze, a świec było coraz więcej. Był zapach gotowanego
jedzenia z kuchni i dymu z palenia fajki, jak i było tutaj więcej przechodzących ludzi.
A następnie dotarł do komnat królewskich. Przy drzwiach, przez które był
poinstruowany by wejść, siedział strażnik, gwiżdżąc leniwie i kopiąc swoje krzesło.
Magnus posłał mała iskierkę w rogu pomieszczenia, a strażnik wstał by się jej
przyjrzeć. Czarownik wsunął klucz do zamka i wszedł. Te pomieszczenia miały w
sobie aksamitną ciszę, która sprawiała, że czuło się w nich sztuczność i niewygodę.
Poczuł zapach dymu niedawno ugaszonej świecy. Magnus nie czuł strachu przed
członkiem rodziny królewskiej, ale jego serce zaczęło bić trochę szybciej, gdy sięgnął
po drugi klucz od Axela. Hrabia miał go do prywatnych pokoi królowej - ten fakt był
zarówno ekscytujący jak i niepokojący.
I była tam - Królowa Maria Antonina. Widział jej obraz wiele razy, ale teraz
stała przed nim, całkowicie ludzka. To był dla niego szok. Królowa była po prostu
człowiekiem, w swoim stroju do spania. Miała wdzięk. Jedna rzecz, nie ma
wątpliwości, była po prostu wyuczona - jej królewskie zachowanie i ciche, delikatne
kroki. Obrazy nigdy nie oddawały sprawiedliwie jej oczu, które były duże i jasne. Jej
włosy były uczesane dokładnie w aureolę jasnych loków, na których nosiła lekki
lniany czepek. Magnus pozostawał w cieniu, obserwował w cieniu jak chodzi po
pokoju, od łóżka do okna, i z powrotem, wyraźnie przerażoną losem jej rodziny.
- Nie zauważysz niczego, madame - powiedział cicho.
Królowa odwróciła się, gdy to powiedział i spojrzała w róg pomieszczenia z
dezorientacją, a następnie wróciła do poprzedniej czynności. Magnus podszedł bliżej,
i gdy to zrobił, mógł zobaczyć jak obowiązki obciążające ją miały swoje piętno na tej
kobiecie. Jej włosy były rzadkie i jasne, zmieniając się w kruche i siwe w kilku
miejscach. Wciąż jej twarz miała w sobie srogi, zdeterminowany blask, którego
Magnus podziwiał. Mógł zobaczyć dlaczego Axel czuł coś do niej - była w niej siła,
której nigdy by nie oczekiwał.
Poruszył palcami, a niebieski płomień pojawił się między nimi. Ponownie
królowa odwróciła się z dezorientacją. Magnus przesunął dłonią przed jej twarzą,
zmieniając jej oblicze ze znanego i królewskiego na zwyczajne. Jej oczy zmniejszyły
rozmiary i pociemniały, policzki stały się pulchniejsze, mocniej zaczerwienione, nos
większy, a podbródek się cofnął. Jej włosy stały się bardziej wiotkie i pociemniały na
kasztanowy kolor. Posunął się trochę dalej, niż to było konieczne, zmieniając trochę
jej kości policzkowe i uszy, aby nikt nie pomylił kobiety przed nim z królową.
Wyglądała tak, jak miała wyglądać - jak rosyjska szlachcianka w innym wieku, z
całkowicie innego życia.
Stworzył trochę hałasu przy oknie, by odwrócić jej uwagę od niego, a gdy się
odwróciła, wyszedł. Opuścił pałac przez ruchliwe wyjście z królewskich
apartamentów, gdzie królowa trzymała otwartą bramę dla wieczornych przyjść i
wyjść Axela.
To było całkiem proste i szykowne - dobra nocna praca. Magnus uśmiechnął
się do siebie, patrząc w górę na księżyc wiszący nad Paryżem. Pomyślał o Axelu,
jeżdżącym swoim powozem. Następnie pomyślał o hrabim robiącym inne rzeczy.
Zaczął biec by dotrzeć na spotkanie z wampirami.
♦ ♦ ♦
Dobrą rzeczą przyjęć wampirów było to, że zawsze zaczynały się tak późno.
Powóz Magnusa stanął przed drzwiami Saint Cloud'sa po północy. Lokaje, wszyscy
byli wampirami, pomogli mu z jego powozem, a Henri przywitał go w drzwiach.
- Monsieur Bane - powiedział, uśmiechając się swoim upiorny uśmiechem. -
Mistrz będzie bardzo zadowolony.
- Ja również jestem zadowolony - odpowiedział Magnus, ledwo kryjąc
sarkazm. Brwi Henriego lekko uniosły się do góry. Następnie odwrócił się i wystawił
ramię w stronę dziewczyny w podobnym wieku i wyglądzie - blond włosy, szklisty
wzrok, wygląd znudzonej i bardzo pięknej.
- Znasz moją siostrę, Brigitte?
- Oczywiście. Spotkaliśmy się kilka razy, mademoiselle, w twoim...
poprzednim życiu.
- Moje poprzednie życie - powiedziała Brigitte z krótkim, dźwięcznym
śmiechem. - Moje poprzednie życie.
Poprzednie życie Brigitte było myślą, która bawiła ją, gdy kontynuowała
chichotanie i uśmiechanie się do siebie. Henri objął w ją sposób, który nie był w pełni
braterski.
- Mistrz był bardzo hojny pozwalając nam zachować swoje imiona -
powiedział. - Byłem bardzo szczęśliwy, gdy pozwolił mi wrócić do mojego dawnego
domu i przyprowadzić siostrę by tu mieszkała. Mistrz jest hojny w tych sprawach, jak
i we wszystkich aspektach.
To spowodowało, że Brigitte miała kolejny napad śmiechu. Henri dał jej
żartobliwe klepnięcie w pupę.
- Jestem całkowicie spragniony - powiedział Magnus. - Myślę, że znajdę trochę
szampana.
W porównaniu do ponurego i słabo oświetlonego Tuileries dom Saint Clod'sa
był spektakularny. Pod względem wielkości nie kwalifikował się jako pałac, ale był
cały bogato udekorowany. To była istna dżungla wzorów, z obrazami oprawionymi w
ramy sięgającymi do sufitu. Wszystkie świeczniki Saint Cloud'sa błyszczały i były
pełne czarnych świec, których czarny wosk kapał na podłogę. Wosk natychmiast był
wycierany przez małą armię niewolników. Kilka przyziemnych sług trzymało
kieliszki i butelki. Większość eksponowała swoje szyje, po prostu czekając, żebrząc o
ugryzienie. Wampiry zostawały po swojej stronie pokoju, śmiejąc się do siebie i
wskazując, jakby zastanawiali się co wybrać ze stołu pełnego przysmaków.
W przyziemnym, paryskim społeczeństwie, duża, pudrowana peruka ostatnio
wyszła z mody, na korzyść bardziej naturalnego stylu. W społeczeństwie wampirów
peruki były większe niż kiedykolwiek. Jedna wampirzyca nosiła perukę, która miała
co najmniej sześć metrów wysokości, upudrowana na jasny róż i podtrzymywana
przez delikatną kratownicę, którą były, co Magnus podejrzewał, kości dzieci. Miała
trochę krwi w kąciku ust i czarownik nie mógł w pełni być pewny czy czerwień na
policzkach była z krwi, czy też zrobiona dzięki skrajnie użytego różu. (Tak jak było z
perukami, wampiry w Paryżu również preferowały trochę niemodny makijaż, dodając
sobie za dużo rumieńców na policzkach, najprawdopodobniej drwiąc z ludzi).
Minął harfistę z ziemistą cerą który był - co ponuro zanotował Magnus -
przykuty do podłogi. Jeżeli grał wystarczająco dobrze mógł zostać utrzymany przy
życiu przez jakiś czas, aby jeszcze grał. Jeżeli nie szło mu dobrze zostawał ich późną
przekąską. Magnus miał ochotę wyrwać harfistę z łańcuchów, ale w tym momencie
usłyszał z góry głos.
- Magnus! Magnus Bane, gdzie byłeś?
Marcel Saint Cloud stał oparty o barierkę, machając w dół. Wokół niego stała
grupa wampirów, która spojrzała na Magnusa znad ich wachlarzy z piór i kości
słoniowej.
Saint Cloud, chociaż przyznanie tego było bolesne dla Magnusa, był
uderzająco piękny. Wszystkie starsze wampiry miały bardzo wyjątkowy wygląd -
blask, którzy przyszedł z wiekiem. A Saint Cloud był stary, najprawdopodobniej
pierwszym z wampirzych dworzan Włada Palkownika12. Nie był tak wysoki jak
Magnus, ale był drobny, z wystającymi kośćmi policzkowymi i długimi palcami.
Jego oczy były całkowicie czarne, ale błyszczały, gdy odbijały światło jak lustrzane
szkło. A jego ciuchy... cóż, chodził do tego samego krawca co Magnus, co oczywiście
oznaczało, że były wspaniałe.
- Byłem jak zawsze zajęty - odpowiedział czarownik, przywołując uśmiech,
gdy Saint Cloud i jego grono zwolenników schodziło po schodach. Trzymali się
blisko niego, zmieniając swoje tempo proporcjonalnie do jego. Jego pochlebcy.
- Właśnie minąłeś de Sade'a.
- Co za szkoda - odpowiedział Magnus. Markiz de Sade był zdecydowanie
niesamowitym przyziemnym, z najbardziej perwersyjną wyobraźnią, na jaką Magnus
kiedykolwiek się napatoczył od Inkwizycji Hiszpańskiej.
- Jest kilka rzeczy, które chcę ci pokazać - powiedział Saint Cloud, kładąc
zimną ręką na ramionach Magnusa. - Absolutnie wspaniałe rzeczy!
Jedno, co ich łączyło, to wielkie uznanie względem przyziemnej mody, mebli i
sztuki. Magnus miał tendencję do kupowania ich, lub otrzymywał ich jako zapłaty.
Marcel handlował je z rewolucjonistami - lub z ludźmi na ulicy, którzy włamywali
się do wielkich domów, biorąc z nich ładne rzeczy. Lub jego niewolnicy
przekazywali mu swoje posiadłości. Albo rzeczy po prostu przybywały do jego
domu. Najlepiej było nie zadawać zbyt wielu pytań, ale po prostu podziwiać - i robić
to głośno. Marcel mógłby się obrazić, gdyby Magnus nie chwalił wszystkich jego
12 Wład Palownik zwany jest też Drakulą.
rzeczy.
Nagle chór głosów z dziedzińca zawołał Saint Cloud'sa.
- Coś się dzieje - powiedział Marcel. - Powinniśmy zobaczyć co.
Głosy były podniesione, podekscytowane i przyprawiające o zawrót głowy -
wszystkie te tony Magnus nie chciał słyszeć na przyjęciu wampirów. Oznaczały one
bardzo złe rzeczy.
- O co chodzi, moi przyjaciele? - spytał Marcel, idąc w kierunku holu.
Było tam zbiegowisko wampirów stojących u stóp schodów frontowych z
Henri na czele. Kilku z nich trzymało wyrywającą się postać. Z jej ust wydobywały
się piski, które zagłuszały inne, chociaż nie można było zobaczyć postaci w tłumie.
- Mistrzu... - Henri miał szeroko otworzone oczy. - Mistrzu, znaleźliśmy... Nie
uwierzysz, Mistrzu...
- Pokaż mi. Przyprowadź to do przodu. Co to jest?
Wampiry odsunęły się trochę, popychając człowieka na ziemię w zrobioną
przez nich przestrzeń.
Magnus zrobił wszystko by nie wydać z siebie dźwięku alarmu, lub zrobić
czegokolwiek.
To była Maria Antonina.
Oczywiście czar, który na nią rzucił, nie działał na wampiry. Królowa była
obnażona, a jej twarz była blada z szoku.
- Wy... - powiedziała, zwracając się do tłumu drżącym głosem. - Co wy
robicie... Zostaniecie...
Marcel podniósł dłoń, uciszając ją, a ku zaskoczeniu Magnusa królowa zrobiła
to.
- Kto ją przyniósł? - spytał. - Jak to się stało?
- To ja, monsieur - powiedział głos. Elegancki wampir o imieniu Coselle
wyszedł na przód. - Byłem w drodze do ciebie, wyjeżdżając z rue du Bac, i nie
mogłem uwierzyć własnym oczom. Musiała wydostać się z Tuilerie. Była po prostu
na ulicy, monsieur, wyglądała na spanikowaną i zagubioną.
Oczywiście. Królowa nie była przyzwyczajona do bycia samej na ulicach. A w
ciemnościach łatwo było iść w złą stronę. Wybrała złą drogę i jakoś przekroczyła
Sekwanę.
- Madame - zaczął Marcel, schodząc po schodach - lub powinienem
powiedzieć „Wasza Wysokość”? Czy mam przyjemność zwracać się do naszej
ukochanej i najbardziej... znamienitej królowej?
Niski chichot przebiegł po całym pomieszczeniu, ale poza tym nie było
żadnego hałasu.
- To ja - odpowiedziała królowa, podnosząc się na nogi. - I żądam...
Marcel uniósł dłoń ponownie, nakazując milczenie. Zszedł resztę kroków i
podszedł do królowej, stając przed nią i przyjrzał jej się dokładnie. Następnie lekko
się skłonił.
- Wasza Wysokość - zaczął - jestem nieopisanie zachwycony tym, że
uczestniczysz w moim przyjęciu. Wszyscy tak się czujemy, prawda przyjaciele?
Teraz wszystkie wampiry, które mogły się zmieścić, były tu, tłocząc się nawet
w drzwiach. Ci, którzy nie mogli, pochylali się z okien. Niektórzy kiwali głowami i
uśmiechali się, ale nikt nie odpowiedział. Cisza była straszna. Poza ścianami
dziedzińca Marcela nawet Paryż wydawał się zamilknąć.
- Mój drogi Marcelu - powiedział Magnus, zmuszając się do śmiechu. -
Nienawidzę cię rozczarowywać, ale to nie jest królowa. To kochanka jednego z
moich klientów. Ma na imię Josette.
Najwyraźniej to oświadczenie wydawało się być wyraźnie i rażąco
nieprawdziwe, przez co Marcel i inni czekali, aby usłyszeć więcej. Magnus zszedł po
schodach, starając się wyglądać tak, jakby był rozbawiony takim obrotem wydarzeń.
- Jest dobra, prawda? - spytał. - Zaspokajam wiele gustów, tak jak ty. I zdarzy
mi się mieć klienta, który pragnie zrobić z królową to, co ona robiła z ludźmi w
Francji od wielu lat. Zostałem zatrudniony do przeprowadzenia całkowitej
transformacji. I muszę powiedzieć, czym ryzykuję, że będzie to brzmiało
nieskromnie, że wykonałem doskonałą pracę.
- Nigdy nie postrzegałem ciebie jako skromnego - powiedział Marcel bez
cienia uśmiechu.
- To przereklamowana cecha - odpowiedział Magnus, wzruszając ramionami.
- Jak więc wytłumaczysz fakt, że a kobieta twierdzi, że rzeczywiście jest
Królową Marią Antoniną?
- Jestem królową, potworze! - krzyknęła, a w jej głosie była teraz histeria. -
Jestem królową. Jestem królową!
Magnus miał wrażenie, że mówi to nie po to, by zaimponować porywaczom,
ale po to by w jakiś sposób zapewnić sobie własną tożsamość i zrozumienie.
Podszedł do niej spokojnie i pstryknął palcami przed jej twarzą. Zaczęła upadać,
nieprzytomna, opadając łagodnie w jego ramiona.
- Dlaczego - zaczął, odwracając się spokojnie do Marcela - królowa Francji
miałaby wędrować w dół tej ulicy, bez nadzoru w środku nocy?
- Dobre pytanie.
- Ponieważ to nie ona. To Josette. Musiała być w pełni podobna do niej.
Początkowo mój klient chciał, żeby wyglądała jak królowa, ale później nalegał na
całkowity pakiet, tak jak teraz. Wygląd, osobowość, wszystko. Josette jest całkowicie
przekonana, że jest Marią Antoniną. W rzeczywistości pracowałem trochę nad nią w
tym zakresie. Pewnie przestraszyła się i uciekła z moich apartamentów.
Najprawdopodobniej wyśledziła mnie. Czasami moje talenty biorą nade mną
przewagę.
Położył królową delikatnie na ziemi.
- Okazuje się również, że ma trochę jej blasku - dodał Marcel.
- Według przyziemnych - zaczął Magnus - nie możesz mieć kobiety, która
wygląda tak samo jak królowa chodząca sobie ulicami. Nie powinna wychodzić z
domu, bo wciąż nad nią pracowałem.
Marcel przykucnął, biorąc w dłonie twarz królową, obracając ją z boku na bok,
czasem patrząc na szyję, czasem na twarz. Długa minuta, lub dwie, minęły na
oczekiwaniu przez zebrany tłum na jego następną wypowiedź.
- Cóż - powiedział w końcu, stając i cofając się do tyłu. - Muszę ci
pogratulować wspaniałej pracy.
Magnus upewnił się, że westchnienie ulgi nie było widziane.
- Cała moja praca jest wspaniała, ale przyjmuję gratulacje - powiedział,
machając od niechcenia dłonią w stronę Marcela.
- Cud, taki jak to, byłby sukcesem w jednym z moich spotkań. Muszę więc
naprawdę nalegać, żebyś mi ją sprzedał.
- Sprzedał? - spytał Magnus.
- Tak. - Marcel pochylił się, śledząc palcem po szczęce królowej. - Tak, musisz.
Niezależnie ile płaci ci klient, zapłacę dwukrotnie. Muszę naprawdę ją mieć. Jest
całkiem oszałamiająca. Cokolwiek lubisz, zapłacę.
- Ale, Marcel...
- Teraz, teraz, Magnusie. - Marcel wolno pokiwał palcem. - Wszyscy mamy
swoje słabości, względem których trzeba sobie dogodzić, jeżeli mają się rozwinąć.
Będę ją mieć.
Nie powinien sugerować, że ten fikcyjny klient był ważniejszy niż Marcel.
Myśl. Musiał myśleć. I wiedział, że Marcel mu się przygląda.
- Jeżeli nalegasz - odpowiedział Magnus. - Ale, tak jak powiedziałem, wciąż
nad nią pracuję. Zostało mi kilka wykończeń do końca. Wciąż ma kilka
niefortunnych przyzwyczajeń, pozostałych po jej poprzednim życiu. Wszystkie te
Wersalskie maniery, a istnieje ich tak wiele, muszą być połączone jak w drobnym
hafcie. Nie podpisałem jeszcze mojej pracy, a tak bardzo to lubię.
- Jak długo to potrwa?
- Och, nie tak długo. Mógłbym sprowadzić ją z powrotem jutro...
- Wolałbym żeby została tutaj. A po tym wszystkim jak długo zajmuje ci
podpisanie swojej pracy? - spytał Marcel z lekkim uśmiechem.
- Zajmie trochę czasu - odpowiedział Magnus, również się uśmiechając. - Mam
znakomity podpis.
- Podczas, gdy mam do czynienia z towarami użytymi, preferuję te w idealnym
stanie. Pospiesz się z tym. Henri, Charles... weźcie Madame na górę i unieście ją w
niebieskim pokoju. Niech Monsieur Bane ukończy swój podpis. Nie możemy się
doczekać, aby zobaczyć końcowy produkt wkrótce.
- Oczywiście - powiedział Magnus.
Powoli podążył za nieprzytomną królową i ludzkimi niewolnikami z powrotem
do środka.
Po tym, jak Henri i Charles umieścili królową na łóżku, Magnus zamknął
drzwi i przesunął przed nie dużą szafę, by je zablokować. Następnie rzucił się by
otworzyć okiennice. Niebieski pokój był na trzecim piętrze, wychodząc w dół na
dziedziniec.
To było jedyne wyjście.
♦ ♦ ♦
Magnus pozwolił sobie na kilka chwil przekleństw zanim potrząsnął głową i
zrobił ponowie bilans swojej sytuacji. Mógłby wydostać siebie stąd, ale obydwoje,
siebie i królową... lub zwrócić królową Axelowi...
Wyjrzał przez okno jeszcze raz, na ziemię poniżej. Większość wampirów
wróciło do środka. Kilku służących i niewolników zostało by przyjmować powozy.
W dół nie zadziała, ale w górę...
W górę, na przykład dzięki balonowi.
Magnus był pewien jednej rzeczy - to będzie bardzo trudne. Balon był po
drugiej stronie Paryża. Sięgnął swoim umysłem i znalazł to, co szukał. Był jeszcze
zwinięty, w altanie w Bois de Boulogne. Przewrócił go na trawie, nadmuchał go,
zaczarował by był niewidzialny i uniósł z ziemi. Czuł jak się unosi, prowadził go, nad
drzewami w parku, nad domami i ulicami, ostrożnie unikając wieży kościołów i
katedr, niosąc go nad rzeką. Wiatr łatwo nim manipulował. Balon chciał udać się
wprost w górę, do nieba, ale Magnus go trzymał.
W pewnej chwili opuszczą go moce, a wtedy straci przytomność. Mógł mieć
tylko nadzieję, że stanie się to później, ale nie był tego pewny. Gdy balon się zbliżał,
starał się go całkowicie zaczarować, sprawiając że byłby niewidoczny nawet dla
wampirów poniżej. Patrzył jak zbliża się do okna i ostrożnie jak tylko mógł kierował
go jak bliżej. Pochylił się tak daleko, jak mógł i złapał go. Kosz miał małe drzwi,
które udało mu się otworzyć.
Kiedy ktoś kradnie latający balon i ożywia go by latał nad Paryżem, powinien
posiadać jakąś wiedzę na temat tego jak balon normalnie działa. Magnus nigdy nie
był zainteresowany mechanizmem balonu - interesowało go jedynie to, że przyziemni
mogli teraz latać dzięki barwnemu kawałkowi jedwabiu. Kiedy tylko odkrył, że nad
koszem jest ogień przeraził się.
Królowa nie była prawdopodobnie ciężka, ale jej suknia - czy cokolwiek co
miała wszyte lub schowane w swojej sukni do ucieczki - najwyraźniej takie było, a
Magnus nie miał w zapasie żadnej energii. Strzelił palcami, a królowa się obudziła.
W tym samym czasie przyłożył jej do ust palec, aby uciszyć jej krzyk, który mógł
wydobyć się z jej ust.
- Wasza Królewska Mość - powiedział, a w jego głosie było słychać
zmęczenie. - Nie ma czasu na wyjaśnienia i zapoznanie. Musisz, najszybciej jak to
jest możliwe, wyjść przez to okno. Nie widać tego, ale jest tam coś za to musisz
złapać. Musimy się pospieszyć.
Królowa otworzyła usta odkrywając, że nie może mówić. Zaczęła biegać po
pokoju, łapiąc przedmioty, którymi rzucała w Magnusa. Czarownik skulił się, gdy
wazony uderzały w ścianę obok niego. Udało mu się przymocować balon przy oknie
dzięki zasłonie. Złapał królową, która zaczęła go okładać. Jej pięści były małe i
wyraźnie nie były wykorzystywane w takich celach, ale jej ciosy nie były w pełni
nieskuteczne. Zostało mu niewiele siły, a królowa zdawała się być napędzana
zwyczajnym strachem, który płynął w jej żyłach.
- Wasza wysokość - syknął. - Musisz przestać. Musisz mnie wysłuchać. Axel...
Na słowo „Alex” zamarła. To było wszystko, czego potrzebował. Wypchnął jej
tyłem do okna. Balon odskoczył od nacisku, przesuwając się o stopę od okna - przez
co wylądowała w połowie w nim, w drugiej na zewnątrz. Zawisła tam, przerażona,
próbująca złapać się czegoś, co czuła, a czego nie widziała, pantoflami wierzgając w
powietrzu i kopiąc bok budynku. Magnus musiał przyjąć kilka mocnych kopnięć w
klatkę piersiową i twarz, zanim udało mu się ją wrzucić do kosza.
Jej spódnice uniosły się i królowa Francji została obnażona do warstw tkanin i
dwóch wymachujących nóg. Magnus skoczył do balonu, zamykając drzwi kosza,
którego odwiązał i westchnął głęboko. Balon uniósł się, wystrzeliwując nad dachami.
Królowej udało się obrócić i unieść na kolana. Dotknęła kosza z szeroko
otworzonymi oczami, w których było dziecięce zdumienie. Wyprostowała się powoli,
spojrzała zza boku kosza, a następnie w dół, po czym zemdlała.
- Pewnego dnia - zaczął Magnus, patrząc na zwiniętego członka rodziny u jego
stóp - muszę spisać wszystkie swoje wspomnienia.
♦ ♦ ♦
To nie był lot balonem, na którego liczył Magnus.
Na początku balon leciał nisko i zabójczo wolno, przez co wydawało się, że
spadnie nagle na dachy i kominy. Królowa przemieszczała się i jęczała na dnie kosza,
kołysząc go w tą i z powrotem, wywołując w ten sposób nudności. Niespodziewanie
sowa wykonała gwałtowny ruch unikając ich. Niebo było ciemne, tak bardzo, że
Magnus nie miał prawie całkowicie pojęcia dokąd zmierza.
Królowa jęknęła krótko i podniosła głowę.
- Kim jesteś? - spytała słabo.
- Przyjacielem przyjaciela - odpowiedział.
- Co my...
- Lepiej nie pytaj, Wasza Wysokość. Nie chcesz znać odpowiedzi. Myślę, że
kierujemy się na południe, czyli w kompletnie złym kierunku.
- Axel...
- Tak. - Magnus pochylił się próbując rozpoznać ulicę poniżej. - Tak, Axel...
Mam pytanie... Jeżeli chcesz znaleźć, powiedźmy, Sekwanę, gdzie jej szukać?
Królowa położyła głowę z powrotem w dole.
Udało mu się uzyskać wystarczająco dużo siły, by przywrócić czar na balon,
czyniąc go niewidzialnymi dla przyziemnych. Nie miał siły do pełnego czaru, który
zakryłby jego, więc jacyś ludzie byli narażeni na widok jego górnej połowy, która
przemykała przy ich oknach na trzecim piętrze w ciemnościach. Niektórzy ludzie nie
oszczędzali świec i widzieli jeden, lub dwa bardzo interesujące widoki.
W końcu ujrzał sklep, który znał. Zniżył balon do ulicy, aż wszystko stawało
się coraz bardziej znajome, a następnie ujrzał Notre Dame.
Teraz kolejne pytanie... Jak wylądować balonem? Nie mógł tego po prostu
zrobić w środku Paryża. Nawet, jeżeli był niewidzialny. To miejsce było za...
spiczaste. Miał jeden pomysł, którego już nienawidził.
- Wasza Wysokość - powiedział, szturchając królową nogą. - Wasza Wysokość,
musisz się obudzić.
Kobieta poruszyła się.
- A teraz - ciągnął Magnus - nie polubisz mnie za to, co powiem, a uwierz mi,
kiedy mówię, że jest to jedna z kilku strasznych alternatyw...
- Axel...
- Tak. A teraz, w ciągu minuty wylądujemy w Sekwanie...
- Co?
- Byłoby dobrze gdybyś zatkała nos. Zgaduję, że twoja suknia jest pełna
klejnotów, więc...
Balon opadał szybko, a woda się zbliżała. Magnus ostrożnie poruszał nim
między dwoma mostami.
- Możesz dostać...
Balon spadł po prostu jak kamień. Ogień zgasł, a jedwab natychmiast opadł na
Magnusa i królową. Czarownik był prawie bez sił, ale udało mu się znaleźć jej
wystarczająco dużo, aby rozedrzeć jedwab na połowę, by ich nie więził. Płynął dzięki
swoim siłom, ciągnąc ją pod pachą do brzegu. Byli, miał nadzieję, blisko Tuilerie i
mostku. Dostał się z nią na schód i położył ją na nim.
- Zostań tu - powiedział, przemoczony do suchej nitki i zadyszany.
Ale królowa znów była nieprzytomna. Magnus jej zazdrościł.
Wszedł po schodach w stronę ulic Paryża. Axel najprawdopodobniej krąży w
okolicy. Umówili się, że jeżeli coś pójdzie nie tak, Magnus pośle niebieską poświatę
do nieba, niczym fajerwerki. Zrobił to. Następnie opadł na ziemię i czekał.
Około piętnastu minut później zatrzymał się powóz - nie zwyczajny, ten
wcześniejszy, a masywny, w kolorze czarnym, zielonym i żółtym. Taki, który z
łatwością może wieźć pół tuzina ludzi przez kilka dni, w najokazalszym stylu.
Axel zeskoczył z siedzenia woźnicy i pospiesznie ruszył do Magnusa.
- Gdzie ona jest? Dlaczego jesteś mokry? Co się stało?
- Wszystko z nią dobrze - odpowiedział czarownik, unosząc dłoń. - To jest
powóz? Berline de voyage13?
- Tak - powiedział von Fersen. - Jej Wysokość nalegała. I byłoby to
niestosowne przyjechać czymś mniej okazałym.
- Nie da się go nie zauważyć!
Pierwszy raz von Fersen wyglądał nieswojo. Wyraźnie nienawidził tego
pomysłu i walczył o jego zmienienie.
- Tak, cóż... to powóz. Ale...
- Jest na schodach. Musieliśmy lądować w rzece.
- Lądować?
- To długa historia - odpowiedział Magnus. - Powiedzmy, że sprawy się
skomplikowały. Ale żyje.
Axel upadł na kolana przed czarownikiem.
- Nigdy nie zostanie ci to zapomniane - powiedział cicho Axel. - Francja będzie
pamiętała. Szwecja też.
- Nie obchodzi mnie pamięć u Francji i Szwecji. Zależy mi na tym, żebyś ty
pamiętał.
Magnus był szczerze zaskoczony, gdy Axel postanowił go pocałować - jak
gwałtowne to było, namiętne, tak cały Paryż, wszystkie wampiry, Sekwana, balon i
reszta odeszła - byli tylko oni w tej chwili. W idealnej chwili.
I to Magnus to przerwał.
- Idź - szepnął. - Chcę, żebyś był bezpieczny. Idź.
Axel kiwnął głową, wyglądając na zszokowanego swoim działaniem i pobiegł
do schodów mostku. Magnus wstał, rzucił ostatnie spojrzenie i zaczął odchodzić.
♦ ♦ ♦
13 Coś w stylu tej karocy: http://tnij.org/vv24
♦ ♦Kroniki Bane'a ,,Uciekająca Królowa” ♦ Cassandra Clare ♦ Tłumaczenie: JimmyK Korekta: Semper Drużyna Dobra - http://chomikuj.pl/Druzyna_Dobra Kielich, Stela, Miecz Anioła - zabijemy dziś demona - https://www.facebook.com/ShadowhuntersPoland
♦ Paryż ♦ Czerwiec, 1791 W letnie poranki w Paryżu roznosił się zapach, którym rozkoszował się Magnus. Było to zaskakujące ponieważ pachniało serem, który był wystawiony na słońce na cały dzień i rybami, jak i mniej ich pożądanymi częściami. Był to zapach ludzi i wszystkich rzeczy, które wytwarzają (to nie odnosi się do sztuki i kultury, ale do podstawowych spraw, które były wyrzucane przez okna z wiader). Były te zapachy przerywane innymi, które przemieszczają się szybko z ulicy na ulicę, z budynku do budynku. Mocny powiew z piekarni mógł być nieoczekiwanie zastąpionym przez zapach gardenii z ogrodu, który ustępował mocno wyczuwalnemu i nieprzyjemnemu zapachu żelaza z rzeźni. Paryż byłby niczym bez Sekwany pompującej wciąż jak tętnica, zbiorem szerszych ulic, zwężających się do najmniejszych alejek... i każdy cal tego miał zapach. To wszystko pachniało życiem - w każdej formie i stopniu. Zapach dzisiaj, jednak, był nieco silniejszy. Magnus wybrał nieznaną trasę, która zabrała go do dość wyboistej części Paryża. Droga nie była tutaj gładka. Było piekielnie gorąco wewnątrz jego karocy, gdy jechał naprzód. Magnus ożywił jeden ze swoich wspaniałych, Chińskich wiatraków, który powiewał bezskutecznie w jego stronę, ledwie wytwarzając wiatr. Było, jeżeli miał być całkowicie szczerym z samym sobą (nie chciał być), trochę zbyt gorąco dla jego nowej pręgowanej niebiesko-różowej marynarki, zrobionej z tafty i satyny, i jedwabnej, poprzecznie prążkowanej kamizelki, na której był wyhaftowany obraz ptaków i aniołków. Kołnierzyk koszuli frakowej, peruka i jedwabne bryczesy, jak i wspaniałe nowe rękawiczki w najbardziej delikatnym cytrynowym kolorze... to wszystko było za ciepłe. Jednakże jeżeli ktoś może wyglądać tak wspaniale, ów osoba jest zobowiązana by to robić. Należy nosić to wszystko, lub nie nosić nic z tego. Usadowił się wygodnie w siedzeniu i zaakceptował dumnie pot, zadowolony, że żyje względem swoich zasad, które zostały powszechnie przyjęte w Paryżu. Ludzie tutaj zawsze byli o krok dalej od najnowszej mody. Mieli peruki, które uderzały o sufit; miniaturowe łodzie; ekstrawaganckie jedwabie; na biało malowane ściany; mocno zaróżowiali sobie policzki (mężczyźni i kobiety); ozdobne pieprzyki; krawiectwo; te barwy... W Paryżu można było mieć kocie oczy (jak on) i mówić ludziom, że to kolejny chwyt mody. W świecie, jak w tym, jest dużo pracy dla przedsiębiorczego czarownika. Arystokraci kochali szczyptę magii i byli chętni płacić za nią. Opłacali szczęście przy
stole do grania w faro1. Płacili za to, by ich małpy mówiły, ptaki śpiewały ich ulubione arie z opery, by sprawić, żeby ich diamenty błyszczały w różnych kolorach. Pragnęli mieć pieprzyki w kształcie serc, kieliszki do szampana i by gwiazdy spontanicznie pojawiały się na ich policzkach. Chcieli olśnić swoich gości tym, jak ogień buchał z ich fontann, a następnie rozśmieszyć tych samych ludzi dzięki szezlongowi, który błądził wszerz ich pokoju. Ich listy z prośbami co do sypialni - cóż, zachował z nich staranne notatki. Mówiąc wprost, ludzie w Paryżu i w jego sąsiadującym mieście królów Versailles byli najbardziej dekadenckimi ludźmi, jakich Magnus kiedykolwiek spotkał i cenił ich za to dogłębnie. Oczywiście, rewolucja trochę to utrudniała. Magnus był codziennie przypominany o tym fakcie - nawet teraz, gdy odsunął niebieskie, jedwabne zasłony powozu. Kilku Sankiulotów2 posłało mu przenikliwe spojrzenie popychając swoje wózki lub sprzedając mięso kotów. Magnus dzierżył apartamenty w dzielnicy Marais, przy ulicy Rue Barbette, bardzo blisko Hotelu de Soubise, domu jego starego (i niedawno zmarłego) przyjaciela, Księcia Soubise. Czarownik miał tam wolny wstęp by spacerować po ogrodach lub przyjmować tam gości kiedykolwiek tylko będzie chciał. W rzeczywistości mógł wejść do jakiejkolwiek ilości wspaniałych posiadłości w Paryżu i być tam serdecznie przywitanym. Jego arystokratyczni przyjaciele byli w większości głupcami, ale byli nieszkodliwi. Teraz jednak problematycznym było być widywanym w ich towarzystwie. Już nie było pożądane bycie bogatym lub bycie spokrewnionym z bogaczami. Francję opanowali producenci smrodu, nieumyte masy - przemieniając wszystko na ich drodze w brud. Jego uczucia względem rewolucji były mieszane. Ludzie głodowali. Cena chleba była wciąż za bardzo wysoka. Nie pomogło to, że królowa Maria Antonina powiedziała, że jeżeli ludzie nie mogą sobie pozwolić na chleb, zasugerowała by jedli ciastka. Było to dla niego logiczne, że ludzie powinni żądać i otrzymywać pożywienie, opał i wszystkie podstawowe rzeczy do życia. Magnus zawsze czuł się ubogo i nędznie. Ale w tym samym czasie nigdy nie był w takim społeczeństwie jak w tym, cudownym jak w Francji, przy jej oszałamiającej pełni rozkwitu i ekscesach. I odkąd lubił podekscytowanie, lubował też posiadać jakiś sens tego, co się dzieje, a to uczucie było dostarczane w ograniczeniu. Nikt nie był pewny kto jest odpowiedzialny za kraj. Rewolucjoniści sprzeczali się przez cały czas. Konstytucja była pisana od zawsze. Królowa i król żyli, i ponoć wciąż mieli nieco władzy, ale byli kontrolowani przez rewolucjonistów. Cyklicznie mordowano, palono, atakowano, wszystko w imieniu wyzwolenia. Życie w Paryżu było jak mieszkanie w beczce z prochem, która została ułożona na szczycie kilku innych, które były na statku, kołysząc się po omacku na morzu. Wciąż było to przeczucie, że pewnego dnia ludzie - nie wiadomo jacy - po prostu zdecydują zabić każdego, kto mógł pozwolić sobie na kapelusz. Magnus westchnął i oparł się, odcinając się od szeregu ciekawskich oczu, przykładając do nosa tkaninę, która była perfumowana jaśminowym zapachem. Dość 1 Gra karciana. 2 http://pl.wikipedia.org/wiki/Sankiuloci
tego smrodu i dręczenia. Podróżuje by zobaczyć balon. ♦ ♦ ♦ Oczywiście Magnus latał wcześniej. Ożywiał dywany i trzymał się na tyłach emigrujących stad ptaków. Ale nigdy nie latał dzięki ludzkiej ręce. Ta baloniarska rzecz była nowością i szczerze, była trochę niepokojąca. Balon wystrzeliwał w powietrze w fantastycznej i krzykliwej kreacji, przy czym cały Paryż patrzył na ciebie... To, oczywiście, było powodem dlaczego spróbował. Balon napełniony ciepłym powietrzem obszedł go, gdy stał się pierwszy raz najnowszą modą w Paryżu, prawie dziesięć lat wcześniej. Jednak któregoś dnia, gdy Magnus najprawdopodobniej spożył za dużo wina, spojrzał w górę i zobaczył jeden z nich na błękitnym niebie. Kształt jajka, zadziwiająco dryfujący w przestrzeni, ze złotymi ilustracjami zodiakalnych znaków i kwiatu lilii, i nagle przezwyciężyła go ochota by dostać się do kosza i lecieć nad miastem. To był kaprys i Magnus nie przypisywał do tego nic bardziej znaczącego niż to. Udało mu się wyśledzić jednego z braci Montgolfier tego samego dnia i zapłacić mu zbyt wiele luidor3 za prywatną podróż. A teraz Magnus był w drodze by podjąć się tej zaplanowanej podróży w to gorące popołudnie, myśląc znów ile wina musiał wypić, gdy to postanowił. To musiała być spora ilość wina. Jego powóz w końcu zatrzymał się w pobliżu Château de la Muette, niegdyś pięknym mały pałacu, teraz rozpadającym się. Magnus wyszedł na skwarne popołudnie kierując się do parku. Powietrze było ciężkie i duszne, sprawiając że jego wykwintne ubrania leżały na nim ociężale. Szedł ścieżką, aż dotarł do miejsca spotkania, gdzie jego balon i załoga czekała na niego. Balon bez powietrza leżał na trawie - jedwab był piękny jak zawsze, ale ogólny efekt nie był tak imponujący jak przypuszczał. Gdy podszedł do niego stwierdził, że ma lepsze szlafroki. Jeden z Montgolfierów (Magnus nie pamiętał którego zatrudnił) podszedł do niego szybko z wypiekami na twarzy. - Monsieur Bane! Je suis désolé4, monsieur, ale pogoda... dzisiaj nie jest sprzyjająca. Jest nader nieznośna. Widziałem błysk pioruna w oddali. Rzeczywiście, tak szybko, jak te słowa zostały wypowiedziane, rozległ się odległy grzmot. Niebo miało zielonkawy odcień. - Lot nie jest dzisiaj możliwy. Może jutro. Alain! Balon! Przynieś go! Gdy to mówił balon zaczął toczyć się, zbliżając się w stronę małej altanki. Zaniepokojony Magnus zdecydował przejść się wokół parku zanim pogoda się 3 Złota moneta francuska. 4 Je suis désolé - przykro mi.
pogorszy. Kiedyś widział tu najbardziej atrakcyjne panie i dżentelmenów spacerujących tu, i wydawało się, że jest to miejsce, do którego przychodzili ludzie kiedy czuli... zauroczenie. Jednak nie był to już dłużej prywatny teren leśny i park. Bois de Boulogne był teraz otwarty dla ludzi, którzy używali w nim wyjątkowo dobrej ziemi do uprawiania ziemniaków do jedzenia. Nosili na sobie bawełnę i dumnie nazywali siebie Sankiulotami, co oznaczało ,,Nie noszący krótkich spodni''. Zakładali długie, robocze spodnie, rzucając długie, osądzające spojrzenia na wykwintne bryczesy Magnusa, do których była dopasowana marynarka z różowymi pręgami i lekko srebrzyste pończochy. To stawało się trudne - bycie fenomenem. Park wydawał się być wyjątkowo opustoszały od przystojnych, zauroczonych ludzi. Wszyscy mieli długie spodnie, posyłali długie spojrzenia, mrucząc o najnowszym szaleństwie rewolucji. Ci bardziej szlachetni wyglądali na nerwowych i odwracali wzrok na drogę, gdy przechodził koło nich ktoś ze Stanu Trzeciego5. Magnus zobaczył kogoś, kogo znał i nie był z tego zadowolony. Szedł szybko, wprost w jego stronę, Henri de Polignac, ubrany w czarnym i srebrnym kolorze. Henri jest niewolnikiem Marcela Saint Cloud'sa, który jest głową najpotężniejszego klanu wampirów w Paryżu. Henri był strasznym nudziarzem. W większości podporządkowanym. Ciężko było z kimś rozmawiać, kto zawsze mówił, ,,Mistrz mówi, że to.. '' i ,,Mistrz mówi, że...''. Zawsze uniżony, ociągający się, czekający na bycie ugryzionym. Magnus zastanawiał się co Henri robi w parku w ciągu dnia - odpowiedź musiała być na pewno związana z czymś złym. Polowanie. Rekrutacja. A teraz przeszkadzanie Magnusowi. - Monsieur Bane - powiedział, lekko się kłaniając. - Henri. - Minęło trochę czasu odkąd cię widziałem. - Och - zaczął beztrosko Magnus - byłem bardzo zajęty. Biznes, jak wiesz. Rewolucja. - Oczywiście. Mistrz chciał przekazać ci to jak długo minęło odkąd cię widział. Zastanawiał się czy zniknąłeś z powierzchni ziemi. - Nie, nie - zaprzeczył czarownik. - Byłem po prostu zajęty. - Jak to Mistrz - zaczął Henri z lekkim uśmiechem - naprawdę uważa, że powinieneś go odwiedzić. Mistrz ma przyjęcie w poniedziałkowy wieczór. Byłby rozgniewany na mnie, jeżeli bym cię nie zaprosił. - Byłby? - spytał Magnus, przełykając gorzki smak, który pojawił się w jego ustach. - W rzeczy samej. Nikt nie odrzucał zaproszenia od Saint Cloud'a. Chyba, że ów osoba nie chciała wciąż kontynuować szczęśliwego życia w Paryżu. Wampiry obrażały się tak łatwo - a te Paryskie były najgorsze. - Oczywiście - powiedział Magnus, delikatnie marszcząc cytrynową 5 Stan trzeci – nazwą tą określano w przedrewolucyjnej Francji ogół ludzi wolnych nie zaliczających się do szlachty i kleru. W chwili wybuchu rewolucji francuskiej zaliczano do niego ponad 25 milionów, a więc około 99% ludności Królestwa Francji.
rękawiczkę, żeby po prostu coś robić. - Oczywiście. Będę zaszczycony. Nader zadowolony. - Powiadomię Mistrza o twojej obecności - odpowiedział Henri. Zaczęły spadać pierwsze krople deszczu, lądując ciężko na delikatnej marynarce Magnusa. Pozwoliło mu to przynajmniej pożegnać się i odejść. Gdy biegł po trawie uniósł dłoń. Błona z niebieskich iskier pojawiła się między jego placami, a deszcz natychmiast przestał do niego docierać. Niewidzialny, wyczarowany baldachim rozwinął się nad jego głową. Paryż był czasami problematyczny - tak bardzo polityczny. (Och, jego buty... jego buty! Dlaczego założył dzisiaj te jedwabne, z wywiniętymi czubkami? Wiedział, że będzie w parku. Ale były one nowe i urocze, od Jacques'a z ulicy Balais, i nie mógł się im oprzeć). Może to nie było najmądrzejsze, w obecnym ustroju, przez co zastanawiał się nad wycofaniem się w jakieś prostsze miejsce. Londyn był dobry do wycofania się. Nie aż tak modny, ale nie obchodził się bez jego czarów. Lub mógł udać się do Alp... Tak, kochał czyste, świeże powietrze. Mógł hasać wśród szarotek alpejskich i cieszyć się termami w Schinznach Bad. Lub dalej. Przecież dawno nie był w Indiach. I nigdy nie mógł się oprzeć zabawie w Peru... Może najlepiej by było zostać w Paryżu. Wszedł do karocy, gdy zaczęło mocno padać, a deszcz bębnił tak mocno w dach, że nie słyszał swoich myśli. Asystenci twórców balonu pośpiesznie zakrywali go, a ludzie rozbiegali się by schować się pod drzewami. Kwiaty wydawały się jaśnieć w deszczu. Magnus zaczerpnął dużego, głębokiego wdechu powietrza Paryża, którego tak bardzo kochał. Gdy odjeżdżał ziemniak uderzył o bok jego powozu. ♦ ♦ ♦ Dzień, w bardzo dosłownym sensie, wydawał się być dniem mycia. Była jedna rzecz wyjaśniająca to - długa, orzeźwiająca kąpieli z filiżanką gorącej lapsang souchong6. Kąpał się przy oknie i popijał parującą herbatę, obserwując deszcz zraszający Paryż. Następnie usiądzie i będzie czytał ,,Le Pied de Fanchette''7 i Szekspira przez kilka godzin. Na końcu wypije trochę fioletowego szampana i przez godzinę lub dwie będzie ubierał się do opery. - Marie! - zawołał Magnus, gdy wszedł do domu. - Kąpiel! Jego personelem była starsza para, Marie i Claude. Byli niezwykle dobrzy w swojej branży, a lata służenia w Paryżu sprawiły, że stali się całkowicie niezaskakiwani przez nic. Z wielu miejsc, gdzie Magnus mieszkał, uważał, że dom w Paryżu był jednym z najbardziej przyjemnych siedzib. Z pewnością były miejsca posiadające więcej 6 http://pl.wikipedia.org/wiki/Lapsang_souchong 7 ,,Stopka Fanchetty, czyli różowy trzewiczek''.
naturalnego piękna - ale Paryż miał nienaturalne piękno, które było prawdopodobnie lepsze. Wszystko w domu go zadowalało; jedwabne tapety w kolorach żółtym, różowym, srebrnym i niebieskim; pozłacane drewniane stoły i fotele; zegary; lustra i porcelana... Z każdym krokiem, który brał w głąb domu, do jego głównego salonu, przypominał sobie o dobrach tego miejsca. Wielu Podziemnych trzymało się z dala od Paryża. Było w kraju oczywiście wiele wilkołaków, a każdy porośnięty lasem wąwóz był nieziemski. Ale Paryż, jak się wydawało, był terytorium wampirów. To miało sens na wiele sposobów. Wampiry były dworskimi stworzeniami. Były blade i eleganckie, uwielbiające ciemności i przyjemności. Ich hipnotyczne spojrzenia miały w sobie urok, który oczarowywał wielu wielmożnych. Nie było niczego bardziej przyjemnego, dekadenckiego i niebezpiecznego niż pozwalanie wampirowi na picie swojej krwi. To wszystko trochę wymknęło się spod kontroli podczas szału wampirów w 1787 roku. To wtedy, gdy zaczęły się krwawe przyjęcia. Wtedy, gdy wszystkie dzieci ginęły, a młodzi ludzie wracali do domu bladzi i z nieobecnym, zniewolonym wzrokiem. Jak Henri i jego siostra, Brigitte. Byli siostrzeńcami Księcia de Polignac. Henri, niegdyś lubiany członek jednej z największych rodzin we Francji, teraz żył u boku Saint Cloud'sa i wykonywał jego rozkazy. Zaproszenie jego pana było dziwne. Magnusowi nie przeszkadzała dekadencja ów wampira - ale był on zły. Było to klasyczne, zwykłe zło w najbardziej staroświeckim typie. Nocni Łowcy w Instytucie Paryskim wydawali się mieć niewielki wpływ na afery prawdopodobnie dlatego, że w Paryżu nie było wiele miejsc do ukrycia. Były tutaj mile katakumb8 i było bardzo łatwo porwać kogoś z ulicy i zawlec go w dół. Saint Cloud miał przyjaciół w wyższych i niższych miejscach i było bardzo trudno dotrzeć do niego. Magnus robił wszystko, by uniknąć paryskich wampirów, którzy pojawiali się na uboczach dworu wersalskiego. Nigdy nic dobrego nie wynikało z takich spotkań. Ale dość z tym. Czas na kąpiel, którą Marie już napełniła. Magnus trzymał dużą wannę w swoim głównym salonie, tuż przy oknie, więc mógł obserwować ulicę, gdy się kąpał. Gdy woda była gotowa zanurzył się i zaczął czytać. Około godziny później rzucił książkę na bok wanny i wpatrywał się w niektóre chmury, które poruszały się u góry, podczas gdy z roztargnieniem myślał o historii Kleopatry rozpuszczającej bezcenną perłę w lampce wina. Rozległo się pukanie do drzwi sali i wszedł Claude. - Przyszedł mężczyzna by zobaczyć się z panem, Monsieur Bane. Claude rozumiał, że w biznesie Magnusa nie potrzeba było imion. - Dobrze - westchnął czarownik. - Wpuść go. - Czy monsieur przyjmie gościa w wannie? - Monsieur to rozważa - rzekł Magnus z jeszcze głębszym westchnieniem. To było denerwujące, ale musiał zachować profesjonalizm zawodowy. Wyszedł, ociekając wodą i założył na siebie jedwabny szlafrok, który miał wyszyty 8 http://pl.wikipedia.org/wiki/Katakumby_Pary%C5%BCa
na plecach wizerunek pawia. Z rozdrażnieniem opadł na krzesło przy oknie. - Claude! - wrzasnął. - Teraz! Wpuść go! Chwilę później drzwi otworzyły się ponownie i stanął w nich bardzo atrakcyjny mężczyzna z czarnymi włosami i niebieskimi oczami. Miał na sobie, oczywiście, ubranie dobrej jakości. Krawiectwo było absolutnie wyborne. To była jedna z rzeczy, które Magnus chciał by działy się częściej. Jak hojny wszechświat mógł być, gdy chciał tego! Po odmówieniu mu lotu balonem i nieprzyjemnym spotkaniu z Henri. - Jesteś Monsieur Magnus Bane - powiedział z pewnością mężczyzna. Magnus był rzadko mylony. Wysoki, złotoskóry, kocie oczy - tacy faceci byli rzadkością. - To ja - odpowiedział czarownik. Wielu arystokratów, których spotkał Magnus, rozprzestrzeniało wokół siebie aurę ludzi roztargnionych, który nigdy nie musieli dbać o jakiekolwiek ważne kwestie. Ten mężczyzna był inny. Stał dumnie, mocno wyprostowany i miał stanowcze spojrzenie. Co więcej, mówił po francusku z lekkim akcentem, ale takim, którego Magnus nie rozpoznał od razu. - Przyszedłem porozmawiać z tobą o pewnej pilnej sprawie. Normalnie... Ja... Magnus znał to wahanie dobrze. Niektórzy ludzie byli zdenerwowani w obecności czarowników. - Czujesz się zakłopotany, monsieur - powiedział z uśmiechem Magnus. - Pozwól mi to zmienić. Mam wielki talent w tych sprawach. Proszę usiąść, wypić jakiś szampan. - Wolę stać, monsieur. - Jak sobie życzysz. Mogę mieć tę przyjemność i dowiedzieć się jak się nazywasz? - spytał Magnus. - Nazywam się Hrabia Axel von Fersen. Hrabia! O imieniu Axel! Wojskowy! Z czarnymi włosami i niebieskimi oczami! W stanie udręki! Och, wszechświat przeszedł samego siebie. Powinien dostać kwiaty. - Monsieur Bane, słyszałem o twoich talentach. Nie mogę przyznać tego, czy wierzę w to, co usłyszałem, ale racjonalni, inteligentni i rozsądni ludzie przysięgali mi, że potrafisz działać wspaniałe rzeczy, które przekraczają moje pojmowanie. Magnus rozłożył ręce w fałszywej skromności. - To prawda - powiedział. - Tak bardzo, jak jest to wspaniałe. - Mówią, że możesz odmienić kogoś wygląd przez coś w rodzaju... sztuczki magicznej. Magnus pozwolił, by ta zniewaga mu umknęła. - Monsieur - zaczął von Fersen - jakie masz odczucia względem rewolucji?
- Rewolucja nastąpi, niezależnie od moich odczuć - powiedział chłodno Magnus. - Nie jestem rodowitym synem Francji, więc nie ośmielam się mieć opinii na temat tego jak naród postępuje. - Też nie jestem synem Francji. Jestem ze Szwecji. Ale mam względem tego odczucia, bardzo silne uczucia... Magnus lubił, gdy von Fersen mówił o swoich silnych uczuciach. Bardzo lubił. - Przyszedłem tutaj ponieważ muszę i dlatego że jesteś jedyną osobą, która może pomóc. Przychodząc tu dzisiaj i mówiąc to, co mam zamiar powiedzieć, oddaje swoje życie w twoje ręce. Narażam również dużo bardziej cenne życia. Ale nie robię tego na oślep. Wiem dużo o tobie, Monsieur Bane. Wiem, że masz wielu arystokratycznych przyjaciół. Wiem, że jesteś w Paryżu od sześciu lat i jesteś bardzo lubiany i dobrze znany. Mówi się, że jesteś człowiekiem słownym. Czy jesteś nim, monsieur? - To w rzeczywistości zależy od słowa - powiedział Magnus. - Jest wiele cudownych słów... Magnus cicho przeklął na swoją słabą znajomość szwedzkiego. Mógł dopowiedzieć jakiś kolejny błyskotliwy wiersz. Próbował nauczyć się uwodzicielskich zwrotów we wszystkich językach, ale w języku szwedzkim zawsze potrzebne mu było jedynie ,,Serwujecie coś innego prócz marynowanych ryb?'' i ,,Jeżeli owiniesz mnie futrem, mogę udawać twojego małego, kędzierzawego niedźwiedzia''. Von Fersen wyraźnie uspokoił się przed kolejnym przemówieniem. - Potrzebuję cię, żebyś uratował króla i królową. Uwolnił rodzinę królewską Francji. Cóż. To był z pewnością nieoczekiwany obrót wydarzeń. Jakby w odpowiedzi, niebo pociemniało i rozległ się kolejny grzmot. - Rozumiem - odpowiedział po chwili Magnus. - Jak się czujesz po usłyszeniu tego oświadczenia, monsieur? - Zupełnie tak samo jak zawsze - powiedział czarownik, upewniając się, że utrzymuje swoją spokojną postawę. - Leży to w moich rękach. Nie czuł nic poza spokojem. Wieśniaczka wdarła się do pałacu w Wersalu i wyrzuciła królową i króla, którzy żyją teraz w Tuileries, zniszczonym starym pałacu w środku Paryża. Ludzie stworzyli pamflety9, które szczegółowo opisywały rzekome zbrodnie rodziny królewskiej. Wydawali się skupiać bardzo mocno na królowej Marii Antoniny, oskarżając ją o najstraszniejsze czyny - najczęściej seksualne. (Nie było to możliwe, by mogła zrobić wszystkie te rzeczy, które głosili pamfleciści. Zbrodnie były zbyt sprośne, niemoralne i wymagały za dużo sprawności fizycznej. Magnus sam nigdy nie próbował choć połowy). Wiedza o czymkolwiek, co było związane z rodziną królewską, była 9 Pamflet - utwór publicystyczny lub literacki, nierzadko anonimowy, zmierzający do zdemaskowania, ośmieszenia i poniżenia osoby, środowiska społecznego, instytucji.
niebezpieczna i szkodliwa. Co sprawiało, że jak bardzo to było przerażające, było tak samo pociągające. - Oczywiście, monsieur, podjąłem wielkie ryzyko mówiąc tak wiele tobie. - Zdaję sobie z tego sprawę - powiedział Magnus. - Ale uratować rodzinę królewską? Nikt im nie zagraża. - To tylko kwestia czasu - powiedział von Fersen. Jego emocje sprawiły, że pojawiły się rumieńce na jego policzkach, a serce Magnusa zabiło mocniej. - Są więzieni. Król i królowa, którzy są więzieni, generalnie nie mogą rządzić ponownie. Nie... nie. To tylko kwestia czasu zanim sytuacja stanie się bardzo tragiczna. To nie do przyjęcia, warunki w jakich są zmuszeni żyć. Pałac jest brudny. Słudzy są okrutni i szyderczy. Każdego dnia ich dobytek i wrodzone prawa się zmniejszają. Jestem pewien... Jestem bardzo, bardzo pewny... że jeżeli nie zostaną uwolnieni, nie będą żyli długo. Nie mogę żyć z tą wiedzą. Kiedy zostali wygrani z Wersalu, sprzedałem wszystko i podążyłem za nimi do Paryża. Poszedłbym za nimi gdziekolwiek. - Co chcesz, żebym zrobił? - spytał Magnus. - Powiedziano mi, że możesz zmienić wygląd danej osoby... przez coś w rodzaju... cudu. Magnus był zadowolony, że jest talenty były tak opisane. - Jakąkolwiek chcesz za to cenę, zostanie zapłacona. Rodzina królewska Szwecji zostanie również poinformowana o twoich bardzo dobrych usługach. - Z całym szacunkiem, monsieur - zaczął Magnus - nie mieszkam w Szwecji, a tutaj. A jeżeli zrobię to... - Jeżeli to zrobisz, sprawisz największą przysługę Francji. A kiedy rodzina powróci na właściwe miejsce, zostaniesz uhonorowany jako wielki bohater. To nie robiło różnicy. Największą robił on, von Fersen. Niebieskie oczy, ciemne włosy, pasja i oczywiście odwaga. Sposób, w jaki stał, wysoki i silny... - Monsieur, staniesz po naszej stronie? Dajesz swoje słowo, monsieur? To był bardzo zły pomysł. To był okropny pomysł. To był najgorszy pomysł jaki kiedykolwiek usłyszał. To było nieodparte. - Twoje słowo, monsieur - powiedział ponownie Axel. - Masz je - odpowiedział Magnus. - Przyjdę więc jutro wieczorem i przedstawię ci plan - ogłosił von Fersen. - Pokażę ci co musi się wydarzyć. - Nalegam na wspólny posiłek - powiedział Magnus. - Jeśli mamy podjąć tak wielką przygodę razem.
Nastała chwila ciszy, po czym Axel kiwnął nagle głową. - Tak - zaczął - tak, zgadzam się. Zjemy razem. Kiedy von Fersen wyszedł, Magnus spoglądał na siebie w lustrze przez długi czas, szukając objaw szaleństwa. Udział w tym magii był prosty. Mógł prosto dostać się i wydostać z pałacu, rzucając prosty czar. Nikt się nie dowie. Pokręcił głową. To jest Paryż. Wszyscy wiedzą wszystko, jakoś. Zaczerpnął dużego łyka ciepłego, fioletowego szampana, smakując go w ustach. Wszelkie logiczne wątpliwości zostały zagłuszone przez bicie jego serca. Minęło dużo czasu odkąd czuł to. W jego głowie był teraz tylko von Fersen. ♦ ♦ ♦ Następnego wieczoru Magnus jadł przyniesiony obiad, który dostał z uprzejmości szefa kuchni z Hotel de Soubise. Przyjaciele czarownika pozwalali mu korzystać ze swojego personelu kuchennego i swoich wybornych produktów żywnościowych, a on potrzebował specjalnie zastawionego stołu. Dzisiejszego wieczoru miał delikatną zupę z gołębi, turbit, kaczkę z pomarańczą, cielęcinę z rożna, sok z fasoli szparagowej, karczochy, jak i stół pełny ptysi, owoców i małych ciastek. Wybranie posiłku było proste - ale ubranie się, jednakże, nie. Absolutnie nic nie pasowało. Potrzebował czegoś kokieteryjnego i ujmującego, ale i też poważnego i praktycznego. Na początku wydawało się, że cytrynowy płaszcz i bryczesy wraz z purpurową kamizelką pasowały idealnie, ale kamizelka została zmieniona na limonkowo-zieloną, a bryczesy na fioletowe. Postanowił w końcu założyć strój w całości w prostym błękitno niebieskim kolorze, wcześniej wysypując całą zawartość swojej szafy. Czekanie było wyborną agonią. Magnus mógł jedynie chodzić, spoglądając przez okno, czekając na pojawienie się powozu von Fersen'a. Przebył niezliczone wycieczki do lustra, a następnie do stołu gdzie Claude i Marie tak ostrożnie go przygotowali zanim odesłał ich z dala na wieczór. Axel nalegał na prywatność, a Magnus był z tego szczęśliwy. Dokładnie o ósmej powóz zatrzymał się przed drzwiami Magnusa i wyszedł z niego Axel. Spojrzał w górę, jakby wiedział, że czarownik będzie patrzył w dół, czekał na niego. Uśmiechnął się na powitanie, a Magnus poczuł przyjemny rodzaj paniki, zawrotów... Zbiegł po schodach by samemu wpuścić Axela. - Oddaliłem moją służbę na wieczór, jak prosiłeś - rzekł, starając się odzyskać nad sobą panowanie. - Wejdź. Obiad jest gotowy dla nas. Wybacz mi za nieoficjalny charakter mojej służby. - Oczywiście, monsieur - powiedział Axel. Jednak gość nie marudził na swoje jedzenie, pozwalając sobie na przyjemność
sączenia swojego wina - oczarowując przy tym Magnusa. Przeszedł od razu do rozpoczęcia realizacji sprawy. Miał nawet mapy, które rozwinął na kanapie. - Plan ucieczki był opracowywany w ciągu kilku poprzednich miesięcy - powiedział, biorąc karczoch ze srebrnego naczynia. - Przeze mnie, jak i niektórych przyjaciół powiązanych ze sprawą, jak i przez samą królową. - A król? - spytał Magnus. - Jego Królewska Mość... trochę wycofał się z tej sytuacji. Jest bardzo przygnębiony tym stanem rzeczy. Królowa przyjęła na siebie wielką odpowiedzialność. - Wydajesz się bardzo... lubić Jej Królewską Mość - zauważył ostrożnie Magnus. - Jest podziwiana - powiedział Axel, wycierając usta serwetką. - I wyraźnie ci ufa. Musicie być blisko. - Łaskawie obdarzyła mnie swoim zaufaniem. Magnus potrafił czytać między wierszami. Axel nie ujawniał romansu ze znaną osobistością, co czyniło go jeszcze bardziej atrakcyjnym. - Ucieczka zostanie przeprowadzona w niedzielę - mówił dalej Axel. - Plan jest prosty, ale wymagający. Zorganizowaliśmy to tak, by strażnicy widzieli jak jacyś ludzie wychodzą przez różne wyjścia w różnym czasie. Nocą, podczas ucieczki, zastąpimy rodzinę tymi ludźmi. Dzieci zostaną obudzone o dziesiątej trzydzieści. Delfin10 zostanie przebrany w młodą dziewczynkę. On i jego siostra opuszczą pałac z królewską guwernantką, Marquise de Tourzel, i wyjdą mi na spotkanie na Grand Carrousel. Będę podróżował w karocy. Następnie poczekamy na Madame Elisabeth, siostrę króla. Wyjdzie przez te same drzwi co dzieci. Kiedy Jego Wysokość skończy przygotowanie do snu wieczorem i zostanie sam, zbiegnie przebrany w rycerza de Coigny. Jej Królewska Mość... wyjdzie ostatnia. - Maria Antonina wyjdzie ostatnia? - To była jej decyzja - powiedział szybko von Fersen. - Jest bardzo odważna. Żąda, by iść ostatnią. Jeżeli inni odkryją ucieczki, pragnie poświęcić się, aby pomóc rodzinie w ucieczce. W jego głosie pojawił się dreszcz zaciekłości. Ale tym razem, gdy spojrzał na Magnusa, jego wzrok spoczął na nim na chwilę, wpatrzony w kocie źrenice. - Dlaczego chcesz, żeby urok został rzucony tylko na królową? - Częściowo ma to związek z harmonogramem kolejności, w której ludzie muszą przychodzić i odchodzić. Jej Wysokość będzie z innymi ludźmi aż do przygotowania do snu, po czym natychmiast odejdzie. Jedynie Jej Królewska Mość będzie sama w pałacu przez pewien czas. Jest bardziej rozpoznawalna. - Bardziej niż król? 10 Delfin - następca tronu Francji.
- Ależ oczywiście! Jego Królewska Mość nie jest... przystojnym mężczyzną. Spojrzenia nie zostają długo na jego twarzy. Ludzie rozpoznają go po ubraniach, karocy, wszystkich zewnętrznych znaków tego, że ma status członka rodziny królewskiej. Ale Jej Królewska Mość... jej twarz jest znana, wyszukana, rysowana i malowana. Jej styl jest kopiowany. Jest piękna, a jej twarz jest rozpoznawana przez wielu ludzi. - Rozumiem - powiedział Magnus, chcąc odejść od tematu piękności królowej. - A co będzie z tobą? - Będę prowadzić powóz tak daleko jak do Bondy - odpowiedział, wciąż patrząc na czarownika. Kontynuował szczegółowo listę detali - przemieszczenie wojsk, stacje by zmienić konie, rzeczy tego rodzaju. Magnus nie był zainteresowany szczegółami. Nie mógł nie zauważyć sposobu, w jaki elegancka kreza koszuli ocierała się o podbródek Axela, gdy mówił. Pełność jego dolnej wargi. Żaden król lub królowa, pałac lub dzieło sztuki nie mogło porównywać się z jego dolną wargą. - Co do płatności... Te słowa sprowadziły Magnusa na ziemię. - Kwestia płatności jest bardzo prosta - powiedział czarownik. - Nie wymagam pieniędzy... - Monsieur - zaczął Axel, pochylając się do przodu - robisz to jako prawdziwy patriota Francji! - Robię to - kontynuował spokojnie Magnus. - by rozwinąć naszą przyjaźń. Proszę jedynie o zobaczenie ciebie ponownie, gdy sprawa zostanie wykonana. - Zobaczyć mnie? - Zobaczyć cię, monsieur. Ramiona Axela cofnęły się lekko i spojrzał na swój talerz. Przez chwilę Magnus pomyślał, że to wszystko na nic, że zrobił zły ruch. Ale wtedy Axel spojrzał w górę, a w jego niebieskich oczach był błyszczące ogniki. - Monsieur - zaczął, ujmując dłoń Magnusa przez stół - będziemy bliskimi przyjaciółmi na wieki. To było dokładnie to, co czarownik chciał usłyszeć. ♦ ♦ ♦ W niedziele rano, w dniu ucieczki, Magnusa obudził zwyczajny hałas dzwonów kościelnych dzwoniących w całym Paryżu. Jego głowa była ciężka i był w niej mętlik co było sprawką długiego wieczoru z hrabią - i grupą aktorów z Comédie-Italienne11. Wyszło na to, że w nocy nabył też małpę. Siedziała na końcu jego łóżka, wesoło jedząc poranny chleb Magnusa. Przewróciła już dzbanek z herbatą, którą Claude przyniósł, a na środku podłogi był stos strusich piór. 11 http://pl.wikipedia.org/wiki/Com%C3%A9die-Italienne
- Witaj - powiedział Magnus do małpy. Zwierze nie odpowiedziało. - Będę cię nazywał Ragnor - dodał czarownik, opierając się ostrożnie o poduszki. - Claude! Drzwi otworzyły się i wszedł Claude. Nie wydawał się w najmniejszym stopniu zaskoczony obecnością Ragnora. Od razu zabrał się do sprzątania rozlanej herbaty. - Chcę, żebyś załatwił smycz dla mojej małpy, Claude, a także kapelusz. - Oczywiście, monsieur. - Myślisz, że potrzebuje też płaszcza? - Być może nie w taką pogodę, monsieur. - Masz rację - powiedział z rezygnacją Magnus. - Zrób mu zwykły szlafrok, taki jak mój. - Który, monsieur? - Ten posrebrzany, różowy. - Doskonały wybór, monsieur - stwierdził Claude, zabierając się za pióra. - Weź go do kuchni i daj mu odpowiednie śniadanie, dobrze? Potrzebuje owoców i wody, a może nawet orzeźwiającą kąpieli. W tym momencie Ragnor zeskoczył z podnóża łóżka i torował sobie drogę ku przepięknej porcelanowej zastawy stołowej, podczas gdy Claude złapał go, jakby łapał małpy całe swoje życie. - Ach - dodał Claude, sięgając do kieszeni - przyszedł do pana dzisiaj rano liścik. Zaczął cicho wychodzić z małpą. Magnus otworzył liścik, w którym było: Jest problem. Wszystko opóźni się do jutra. - Axel. Cóż, wieczorne plany były zrujnowane. Jutro było przyjęcie Saint Cloud'sa. Oba te zobowiązania musiały być spełnione. Można to zrobić. Mógł zabrać swój powóz na krawędzie pałacu Tuileries, uczestniczyć w sprawie związanej z królową, wrócić do karocy i dostać się na przyjęcie. To będzie burzliwa noc. Ale Axel był tego warty. ♦ ♦ ♦
Magnus spędził większość następnego dnia i wieczoru martwiąc się o przyjęcie Saint Cloud'sa - bardziej niż o jego zadanie z rodziną królewską. Urok był łatwy. Przyjęcie będzie najprawdopodobniej sztywne i dziwne. Wszystko co musiał zrobić to uśmiechać się, trochę porozmawiać, a później ruszyć w drogę. Ale nie mógł pozbyć się uczucia, że jakoś ten wieczór potoczy się źle. Ale najważniejsza była mała sprawa królowej. Magnus wykąpał się i ubrał po obiedzie, a następnie opuścił cicho swoje apartamenty o dziewiątej, informując swojego woźnicę, aby zabrał go w pobliżu ogrodu Tuileries i wrócił o północy. To była zwyczajna podróż. Wielu ludzi chodziło do ogrodu na ,,przypadkowe spotkania'' wśród drzew i krzewów. Spacerował trochę przez ciemny ogród, słuchając odgłosów sapania kochanków w krzewach, od czasu do czasu zerkając przez liście. O dziesiątej trzydzieści zaczął iść względem mapy Axela do zewnętrznej części apartamentów dawno zmarłego Księcia de Villequier'a. Jeżeli wszystko potoczy się względem planu, młoda księżniczka i delfin wyjdą tymi niestrzeżonymi drzwiami wkrótce, chłopczyk przebrany za małą dziewczynkę. Jeżeli nie wyjdą, plan został jakoś pokrzyżowany. Jednak kilka minut później, niż miało się to stać, dzieci wyszły z pielęgniarką, wszyscy w przebraniach. Magnus szedł za nimi cicho, gdy przechodzili przez północny dziedziniec, w dół w stronę ruty de l'Échelle, a następnie do Grand Carrousel. A tam, w zwykłym powozie, był Axel. Był przebrany w surowego, paryskiego woźnicę. Nawet palił fajkę i stronił żarty, wszystko w idealnym niskim francuskim akcencie, a wszystkie jest ślady tego, że jest Szwedem, zniknęły. Axel w świetle księżyca, podnoszący dzieci do powozu - Magnus aż zaniemówił na chwilę. Odwaga Axela, dar, łagodność... poruszyło to sercem czarownika w sposób, który był mu nieznacznie znany, a to sprawiło, że ciężko mu było być cynicznym. Patrzył jak odjeżdżają, a następnie wrócił do swojego zadania. Mógł wejść przez te same drzwi. Chociaż były one niestrzeżone, Magnus potrzebował czaru, aby ochronił go by każdy kto go widzi zobaczył jedynie dużego kota wkradającego się do pałacu przez drzwi, które same się otworzyły. Tysiące ludzi wchodzących i wychodzących - bez grupy setek sprzątaczy królewskich - podłogi były brudne, z odciskami zaschniętego błota i śladami butów. Zapach stęchlizny był w tym miejscu, pomieszany z wilgocią, dymem, pleśnią i innymi nieopróżnionymi nocnikami, z których niektóre były w holu. Nie było światła, z wyjątkiem tego, które odbijało się od okien, od luster, słabo wzmocnione kryształowymi żyrandolami, które były pełne pajęczyn i przyciemnione przez sadzę. Axel dał Magnusowi ręcznie narysowaną mapę z bardzo jasnymi instrukcjami, jak przedostać się przez pozornie niekończące się ilości łuków i przez wyraźnie puste, okazałe pokoje, których pozłacane wyposażenie albo było nieobecne, albo zostało przywłaszczone przez strażników. Było kila sekretnych drzwi ukrytych w boazerii, przez które cicho przechodził Magnus. Gdy udał się w głąb pałacu, pokoje
stawały się coraz czystsze, a świec było coraz więcej. Był zapach gotowanego jedzenia z kuchni i dymu z palenia fajki, jak i było tutaj więcej przechodzących ludzi. A następnie dotarł do komnat królewskich. Przy drzwiach, przez które był poinstruowany by wejść, siedział strażnik, gwiżdżąc leniwie i kopiąc swoje krzesło. Magnus posłał mała iskierkę w rogu pomieszczenia, a strażnik wstał by się jej przyjrzeć. Czarownik wsunął klucz do zamka i wszedł. Te pomieszczenia miały w sobie aksamitną ciszę, która sprawiała, że czuło się w nich sztuczność i niewygodę. Poczuł zapach dymu niedawno ugaszonej świecy. Magnus nie czuł strachu przed członkiem rodziny królewskiej, ale jego serce zaczęło bić trochę szybciej, gdy sięgnął po drugi klucz od Axela. Hrabia miał go do prywatnych pokoi królowej - ten fakt był zarówno ekscytujący jak i niepokojący. I była tam - Królowa Maria Antonina. Widział jej obraz wiele razy, ale teraz stała przed nim, całkowicie ludzka. To był dla niego szok. Królowa była po prostu człowiekiem, w swoim stroju do spania. Miała wdzięk. Jedna rzecz, nie ma wątpliwości, była po prostu wyuczona - jej królewskie zachowanie i ciche, delikatne kroki. Obrazy nigdy nie oddawały sprawiedliwie jej oczu, które były duże i jasne. Jej włosy były uczesane dokładnie w aureolę jasnych loków, na których nosiła lekki lniany czepek. Magnus pozostawał w cieniu, obserwował w cieniu jak chodzi po pokoju, od łóżka do okna, i z powrotem, wyraźnie przerażoną losem jej rodziny. - Nie zauważysz niczego, madame - powiedział cicho. Królowa odwróciła się, gdy to powiedział i spojrzała w róg pomieszczenia z dezorientacją, a następnie wróciła do poprzedniej czynności. Magnus podszedł bliżej, i gdy to zrobił, mógł zobaczyć jak obowiązki obciążające ją miały swoje piętno na tej kobiecie. Jej włosy były rzadkie i jasne, zmieniając się w kruche i siwe w kilku miejscach. Wciąż jej twarz miała w sobie srogi, zdeterminowany blask, którego Magnus podziwiał. Mógł zobaczyć dlaczego Axel czuł coś do niej - była w niej siła, której nigdy by nie oczekiwał. Poruszył palcami, a niebieski płomień pojawił się między nimi. Ponownie królowa odwróciła się z dezorientacją. Magnus przesunął dłonią przed jej twarzą, zmieniając jej oblicze ze znanego i królewskiego na zwyczajne. Jej oczy zmniejszyły rozmiary i pociemniały, policzki stały się pulchniejsze, mocniej zaczerwienione, nos większy, a podbródek się cofnął. Jej włosy stały się bardziej wiotkie i pociemniały na kasztanowy kolor. Posunął się trochę dalej, niż to było konieczne, zmieniając trochę jej kości policzkowe i uszy, aby nikt nie pomylił kobiety przed nim z królową. Wyglądała tak, jak miała wyglądać - jak rosyjska szlachcianka w innym wieku, z całkowicie innego życia. Stworzył trochę hałasu przy oknie, by odwrócić jej uwagę od niego, a gdy się odwróciła, wyszedł. Opuścił pałac przez ruchliwe wyjście z królewskich apartamentów, gdzie królowa trzymała otwartą bramę dla wieczornych przyjść i wyjść Axela. To było całkiem proste i szykowne - dobra nocna praca. Magnus uśmiechnął się do siebie, patrząc w górę na księżyc wiszący nad Paryżem. Pomyślał o Axelu,
jeżdżącym swoim powozem. Następnie pomyślał o hrabim robiącym inne rzeczy. Zaczął biec by dotrzeć na spotkanie z wampirami. ♦ ♦ ♦ Dobrą rzeczą przyjęć wampirów było to, że zawsze zaczynały się tak późno. Powóz Magnusa stanął przed drzwiami Saint Cloud'sa po północy. Lokaje, wszyscy byli wampirami, pomogli mu z jego powozem, a Henri przywitał go w drzwiach. - Monsieur Bane - powiedział, uśmiechając się swoim upiorny uśmiechem. - Mistrz będzie bardzo zadowolony. - Ja również jestem zadowolony - odpowiedział Magnus, ledwo kryjąc sarkazm. Brwi Henriego lekko uniosły się do góry. Następnie odwrócił się i wystawił ramię w stronę dziewczyny w podobnym wieku i wyglądzie - blond włosy, szklisty wzrok, wygląd znudzonej i bardzo pięknej. - Znasz moją siostrę, Brigitte? - Oczywiście. Spotkaliśmy się kilka razy, mademoiselle, w twoim... poprzednim życiu. - Moje poprzednie życie - powiedziała Brigitte z krótkim, dźwięcznym śmiechem. - Moje poprzednie życie. Poprzednie życie Brigitte było myślą, która bawiła ją, gdy kontynuowała chichotanie i uśmiechanie się do siebie. Henri objął w ją sposób, który nie był w pełni braterski. - Mistrz był bardzo hojny pozwalając nam zachować swoje imiona - powiedział. - Byłem bardzo szczęśliwy, gdy pozwolił mi wrócić do mojego dawnego domu i przyprowadzić siostrę by tu mieszkała. Mistrz jest hojny w tych sprawach, jak i we wszystkich aspektach. To spowodowało, że Brigitte miała kolejny napad śmiechu. Henri dał jej żartobliwe klepnięcie w pupę. - Jestem całkowicie spragniony - powiedział Magnus. - Myślę, że znajdę trochę szampana. W porównaniu do ponurego i słabo oświetlonego Tuileries dom Saint Clod'sa był spektakularny. Pod względem wielkości nie kwalifikował się jako pałac, ale był cały bogato udekorowany. To była istna dżungla wzorów, z obrazami oprawionymi w ramy sięgającymi do sufitu. Wszystkie świeczniki Saint Cloud'sa błyszczały i były pełne czarnych świec, których czarny wosk kapał na podłogę. Wosk natychmiast był wycierany przez małą armię niewolników. Kilka przyziemnych sług trzymało kieliszki i butelki. Większość eksponowała swoje szyje, po prostu czekając, żebrząc o ugryzienie. Wampiry zostawały po swojej stronie pokoju, śmiejąc się do siebie i wskazując, jakby zastanawiali się co wybrać ze stołu pełnego przysmaków. W przyziemnym, paryskim społeczeństwie, duża, pudrowana peruka ostatnio
wyszła z mody, na korzyść bardziej naturalnego stylu. W społeczeństwie wampirów peruki były większe niż kiedykolwiek. Jedna wampirzyca nosiła perukę, która miała co najmniej sześć metrów wysokości, upudrowana na jasny róż i podtrzymywana przez delikatną kratownicę, którą były, co Magnus podejrzewał, kości dzieci. Miała trochę krwi w kąciku ust i czarownik nie mógł w pełni być pewny czy czerwień na policzkach była z krwi, czy też zrobiona dzięki skrajnie użytego różu. (Tak jak było z perukami, wampiry w Paryżu również preferowały trochę niemodny makijaż, dodając sobie za dużo rumieńców na policzkach, najprawdopodobniej drwiąc z ludzi). Minął harfistę z ziemistą cerą który był - co ponuro zanotował Magnus - przykuty do podłogi. Jeżeli grał wystarczająco dobrze mógł zostać utrzymany przy życiu przez jakiś czas, aby jeszcze grał. Jeżeli nie szło mu dobrze zostawał ich późną przekąską. Magnus miał ochotę wyrwać harfistę z łańcuchów, ale w tym momencie usłyszał z góry głos. - Magnus! Magnus Bane, gdzie byłeś? Marcel Saint Cloud stał oparty o barierkę, machając w dół. Wokół niego stała grupa wampirów, która spojrzała na Magnusa znad ich wachlarzy z piór i kości słoniowej. Saint Cloud, chociaż przyznanie tego było bolesne dla Magnusa, był uderzająco piękny. Wszystkie starsze wampiry miały bardzo wyjątkowy wygląd - blask, którzy przyszedł z wiekiem. A Saint Cloud był stary, najprawdopodobniej pierwszym z wampirzych dworzan Włada Palkownika12. Nie był tak wysoki jak Magnus, ale był drobny, z wystającymi kośćmi policzkowymi i długimi palcami. Jego oczy były całkowicie czarne, ale błyszczały, gdy odbijały światło jak lustrzane szkło. A jego ciuchy... cóż, chodził do tego samego krawca co Magnus, co oczywiście oznaczało, że były wspaniałe. - Byłem jak zawsze zajęty - odpowiedział czarownik, przywołując uśmiech, gdy Saint Cloud i jego grono zwolenników schodziło po schodach. Trzymali się blisko niego, zmieniając swoje tempo proporcjonalnie do jego. Jego pochlebcy. - Właśnie minąłeś de Sade'a. - Co za szkoda - odpowiedział Magnus. Markiz de Sade był zdecydowanie niesamowitym przyziemnym, z najbardziej perwersyjną wyobraźnią, na jaką Magnus kiedykolwiek się napatoczył od Inkwizycji Hiszpańskiej. - Jest kilka rzeczy, które chcę ci pokazać - powiedział Saint Cloud, kładąc zimną ręką na ramionach Magnusa. - Absolutnie wspaniałe rzeczy! Jedno, co ich łączyło, to wielkie uznanie względem przyziemnej mody, mebli i sztuki. Magnus miał tendencję do kupowania ich, lub otrzymywał ich jako zapłaty. Marcel handlował je z rewolucjonistami - lub z ludźmi na ulicy, którzy włamywali się do wielkich domów, biorąc z nich ładne rzeczy. Lub jego niewolnicy przekazywali mu swoje posiadłości. Albo rzeczy po prostu przybywały do jego domu. Najlepiej było nie zadawać zbyt wielu pytań, ale po prostu podziwiać - i robić to głośno. Marcel mógłby się obrazić, gdyby Magnus nie chwalił wszystkich jego 12 Wład Palownik zwany jest też Drakulą.
rzeczy. Nagle chór głosów z dziedzińca zawołał Saint Cloud'sa. - Coś się dzieje - powiedział Marcel. - Powinniśmy zobaczyć co. Głosy były podniesione, podekscytowane i przyprawiające o zawrót głowy - wszystkie te tony Magnus nie chciał słyszeć na przyjęciu wampirów. Oznaczały one bardzo złe rzeczy. - O co chodzi, moi przyjaciele? - spytał Marcel, idąc w kierunku holu. Było tam zbiegowisko wampirów stojących u stóp schodów frontowych z Henri na czele. Kilku z nich trzymało wyrywającą się postać. Z jej ust wydobywały się piski, które zagłuszały inne, chociaż nie można było zobaczyć postaci w tłumie. - Mistrzu... - Henri miał szeroko otworzone oczy. - Mistrzu, znaleźliśmy... Nie uwierzysz, Mistrzu... - Pokaż mi. Przyprowadź to do przodu. Co to jest? Wampiry odsunęły się trochę, popychając człowieka na ziemię w zrobioną przez nich przestrzeń. Magnus zrobił wszystko by nie wydać z siebie dźwięku alarmu, lub zrobić czegokolwiek. To była Maria Antonina. Oczywiście czar, który na nią rzucił, nie działał na wampiry. Królowa była obnażona, a jej twarz była blada z szoku. - Wy... - powiedziała, zwracając się do tłumu drżącym głosem. - Co wy robicie... Zostaniecie... Marcel podniósł dłoń, uciszając ją, a ku zaskoczeniu Magnusa królowa zrobiła to. - Kto ją przyniósł? - spytał. - Jak to się stało? - To ja, monsieur - powiedział głos. Elegancki wampir o imieniu Coselle wyszedł na przód. - Byłem w drodze do ciebie, wyjeżdżając z rue du Bac, i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Musiała wydostać się z Tuilerie. Była po prostu na ulicy, monsieur, wyglądała na spanikowaną i zagubioną. Oczywiście. Królowa nie była przyzwyczajona do bycia samej na ulicach. A w ciemnościach łatwo było iść w złą stronę. Wybrała złą drogę i jakoś przekroczyła Sekwanę. - Madame - zaczął Marcel, schodząc po schodach - lub powinienem powiedzieć „Wasza Wysokość”? Czy mam przyjemność zwracać się do naszej ukochanej i najbardziej... znamienitej królowej? Niski chichot przebiegł po całym pomieszczeniu, ale poza tym nie było żadnego hałasu. - To ja - odpowiedziała królowa, podnosząc się na nogi. - I żądam...
Marcel uniósł dłoń ponownie, nakazując milczenie. Zszedł resztę kroków i podszedł do królowej, stając przed nią i przyjrzał jej się dokładnie. Następnie lekko się skłonił. - Wasza Wysokość - zaczął - jestem nieopisanie zachwycony tym, że uczestniczysz w moim przyjęciu. Wszyscy tak się czujemy, prawda przyjaciele? Teraz wszystkie wampiry, które mogły się zmieścić, były tu, tłocząc się nawet w drzwiach. Ci, którzy nie mogli, pochylali się z okien. Niektórzy kiwali głowami i uśmiechali się, ale nikt nie odpowiedział. Cisza była straszna. Poza ścianami dziedzińca Marcela nawet Paryż wydawał się zamilknąć. - Mój drogi Marcelu - powiedział Magnus, zmuszając się do śmiechu. - Nienawidzę cię rozczarowywać, ale to nie jest królowa. To kochanka jednego z moich klientów. Ma na imię Josette. Najwyraźniej to oświadczenie wydawało się być wyraźnie i rażąco nieprawdziwe, przez co Marcel i inni czekali, aby usłyszeć więcej. Magnus zszedł po schodach, starając się wyglądać tak, jakby był rozbawiony takim obrotem wydarzeń. - Jest dobra, prawda? - spytał. - Zaspokajam wiele gustów, tak jak ty. I zdarzy mi się mieć klienta, który pragnie zrobić z królową to, co ona robiła z ludźmi w Francji od wielu lat. Zostałem zatrudniony do przeprowadzenia całkowitej transformacji. I muszę powiedzieć, czym ryzykuję, że będzie to brzmiało nieskromnie, że wykonałem doskonałą pracę. - Nigdy nie postrzegałem ciebie jako skromnego - powiedział Marcel bez cienia uśmiechu. - To przereklamowana cecha - odpowiedział Magnus, wzruszając ramionami. - Jak więc wytłumaczysz fakt, że a kobieta twierdzi, że rzeczywiście jest Królową Marią Antoniną? - Jestem królową, potworze! - krzyknęła, a w jej głosie była teraz histeria. - Jestem królową. Jestem królową! Magnus miał wrażenie, że mówi to nie po to, by zaimponować porywaczom, ale po to by w jakiś sposób zapewnić sobie własną tożsamość i zrozumienie. Podszedł do niej spokojnie i pstryknął palcami przed jej twarzą. Zaczęła upadać, nieprzytomna, opadając łagodnie w jego ramiona. - Dlaczego - zaczął, odwracając się spokojnie do Marcela - królowa Francji miałaby wędrować w dół tej ulicy, bez nadzoru w środku nocy? - Dobre pytanie. - Ponieważ to nie ona. To Josette. Musiała być w pełni podobna do niej. Początkowo mój klient chciał, żeby wyglądała jak królowa, ale później nalegał na całkowity pakiet, tak jak teraz. Wygląd, osobowość, wszystko. Josette jest całkowicie przekonana, że jest Marią Antoniną. W rzeczywistości pracowałem trochę nad nią w tym zakresie. Pewnie przestraszyła się i uciekła z moich apartamentów. Najprawdopodobniej wyśledziła mnie. Czasami moje talenty biorą nade mną
przewagę. Położył królową delikatnie na ziemi. - Okazuje się również, że ma trochę jej blasku - dodał Marcel. - Według przyziemnych - zaczął Magnus - nie możesz mieć kobiety, która wygląda tak samo jak królowa chodząca sobie ulicami. Nie powinna wychodzić z domu, bo wciąż nad nią pracowałem. Marcel przykucnął, biorąc w dłonie twarz królową, obracając ją z boku na bok, czasem patrząc na szyję, czasem na twarz. Długa minuta, lub dwie, minęły na oczekiwaniu przez zebrany tłum na jego następną wypowiedź. - Cóż - powiedział w końcu, stając i cofając się do tyłu. - Muszę ci pogratulować wspaniałej pracy. Magnus upewnił się, że westchnienie ulgi nie było widziane. - Cała moja praca jest wspaniała, ale przyjmuję gratulacje - powiedział, machając od niechcenia dłonią w stronę Marcela. - Cud, taki jak to, byłby sukcesem w jednym z moich spotkań. Muszę więc naprawdę nalegać, żebyś mi ją sprzedał. - Sprzedał? - spytał Magnus. - Tak. - Marcel pochylił się, śledząc palcem po szczęce królowej. - Tak, musisz. Niezależnie ile płaci ci klient, zapłacę dwukrotnie. Muszę naprawdę ją mieć. Jest całkiem oszałamiająca. Cokolwiek lubisz, zapłacę. - Ale, Marcel... - Teraz, teraz, Magnusie. - Marcel wolno pokiwał palcem. - Wszyscy mamy swoje słabości, względem których trzeba sobie dogodzić, jeżeli mają się rozwinąć. Będę ją mieć. Nie powinien sugerować, że ten fikcyjny klient był ważniejszy niż Marcel. Myśl. Musiał myśleć. I wiedział, że Marcel mu się przygląda. - Jeżeli nalegasz - odpowiedział Magnus. - Ale, tak jak powiedziałem, wciąż nad nią pracuję. Zostało mi kilka wykończeń do końca. Wciąż ma kilka niefortunnych przyzwyczajeń, pozostałych po jej poprzednim życiu. Wszystkie te Wersalskie maniery, a istnieje ich tak wiele, muszą być połączone jak w drobnym hafcie. Nie podpisałem jeszcze mojej pracy, a tak bardzo to lubię. - Jak długo to potrwa? - Och, nie tak długo. Mógłbym sprowadzić ją z powrotem jutro... - Wolałbym żeby została tutaj. A po tym wszystkim jak długo zajmuje ci podpisanie swojej pracy? - spytał Marcel z lekkim uśmiechem. - Zajmie trochę czasu - odpowiedział Magnus, również się uśmiechając. - Mam znakomity podpis.
- Podczas, gdy mam do czynienia z towarami użytymi, preferuję te w idealnym stanie. Pospiesz się z tym. Henri, Charles... weźcie Madame na górę i unieście ją w niebieskim pokoju. Niech Monsieur Bane ukończy swój podpis. Nie możemy się doczekać, aby zobaczyć końcowy produkt wkrótce. - Oczywiście - powiedział Magnus. Powoli podążył za nieprzytomną królową i ludzkimi niewolnikami z powrotem do środka. Po tym, jak Henri i Charles umieścili królową na łóżku, Magnus zamknął drzwi i przesunął przed nie dużą szafę, by je zablokować. Następnie rzucił się by otworzyć okiennice. Niebieski pokój był na trzecim piętrze, wychodząc w dół na dziedziniec. To było jedyne wyjście. ♦ ♦ ♦ Magnus pozwolił sobie na kilka chwil przekleństw zanim potrząsnął głową i zrobił ponowie bilans swojej sytuacji. Mógłby wydostać siebie stąd, ale obydwoje, siebie i królową... lub zwrócić królową Axelowi... Wyjrzał przez okno jeszcze raz, na ziemię poniżej. Większość wampirów wróciło do środka. Kilku służących i niewolników zostało by przyjmować powozy. W dół nie zadziała, ale w górę... W górę, na przykład dzięki balonowi. Magnus był pewien jednej rzeczy - to będzie bardzo trudne. Balon był po drugiej stronie Paryża. Sięgnął swoim umysłem i znalazł to, co szukał. Był jeszcze zwinięty, w altanie w Bois de Boulogne. Przewrócił go na trawie, nadmuchał go, zaczarował by był niewidzialny i uniósł z ziemi. Czuł jak się unosi, prowadził go, nad drzewami w parku, nad domami i ulicami, ostrożnie unikając wieży kościołów i katedr, niosąc go nad rzeką. Wiatr łatwo nim manipulował. Balon chciał udać się wprost w górę, do nieba, ale Magnus go trzymał. W pewnej chwili opuszczą go moce, a wtedy straci przytomność. Mógł mieć tylko nadzieję, że stanie się to później, ale nie był tego pewny. Gdy balon się zbliżał, starał się go całkowicie zaczarować, sprawiając że byłby niewidoczny nawet dla wampirów poniżej. Patrzył jak zbliża się do okna i ostrożnie jak tylko mógł kierował go jak bliżej. Pochylił się tak daleko, jak mógł i złapał go. Kosz miał małe drzwi, które udało mu się otworzyć. Kiedy ktoś kradnie latający balon i ożywia go by latał nad Paryżem, powinien posiadać jakąś wiedzę na temat tego jak balon normalnie działa. Magnus nigdy nie był zainteresowany mechanizmem balonu - interesowało go jedynie to, że przyziemni mogli teraz latać dzięki barwnemu kawałkowi jedwabiu. Kiedy tylko odkrył, że nad koszem jest ogień przeraził się.
Królowa nie była prawdopodobnie ciężka, ale jej suknia - czy cokolwiek co miała wszyte lub schowane w swojej sukni do ucieczki - najwyraźniej takie było, a Magnus nie miał w zapasie żadnej energii. Strzelił palcami, a królowa się obudziła. W tym samym czasie przyłożył jej do ust palec, aby uciszyć jej krzyk, który mógł wydobyć się z jej ust. - Wasza Królewska Mość - powiedział, a w jego głosie było słychać zmęczenie. - Nie ma czasu na wyjaśnienia i zapoznanie. Musisz, najszybciej jak to jest możliwe, wyjść przez to okno. Nie widać tego, ale jest tam coś za to musisz złapać. Musimy się pospieszyć. Królowa otworzyła usta odkrywając, że nie może mówić. Zaczęła biegać po pokoju, łapiąc przedmioty, którymi rzucała w Magnusa. Czarownik skulił się, gdy wazony uderzały w ścianę obok niego. Udało mu się przymocować balon przy oknie dzięki zasłonie. Złapał królową, która zaczęła go okładać. Jej pięści były małe i wyraźnie nie były wykorzystywane w takich celach, ale jej ciosy nie były w pełni nieskuteczne. Zostało mu niewiele siły, a królowa zdawała się być napędzana zwyczajnym strachem, który płynął w jej żyłach. - Wasza wysokość - syknął. - Musisz przestać. Musisz mnie wysłuchać. Axel... Na słowo „Alex” zamarła. To było wszystko, czego potrzebował. Wypchnął jej tyłem do okna. Balon odskoczył od nacisku, przesuwając się o stopę od okna - przez co wylądowała w połowie w nim, w drugiej na zewnątrz. Zawisła tam, przerażona, próbująca złapać się czegoś, co czuła, a czego nie widziała, pantoflami wierzgając w powietrzu i kopiąc bok budynku. Magnus musiał przyjąć kilka mocnych kopnięć w klatkę piersiową i twarz, zanim udało mu się ją wrzucić do kosza. Jej spódnice uniosły się i królowa Francji została obnażona do warstw tkanin i dwóch wymachujących nóg. Magnus skoczył do balonu, zamykając drzwi kosza, którego odwiązał i westchnął głęboko. Balon uniósł się, wystrzeliwując nad dachami. Królowej udało się obrócić i unieść na kolana. Dotknęła kosza z szeroko otworzonymi oczami, w których było dziecięce zdumienie. Wyprostowała się powoli, spojrzała zza boku kosza, a następnie w dół, po czym zemdlała. - Pewnego dnia - zaczął Magnus, patrząc na zwiniętego członka rodziny u jego stóp - muszę spisać wszystkie swoje wspomnienia. ♦ ♦ ♦ To nie był lot balonem, na którego liczył Magnus. Na początku balon leciał nisko i zabójczo wolno, przez co wydawało się, że spadnie nagle na dachy i kominy. Królowa przemieszczała się i jęczała na dnie kosza, kołysząc go w tą i z powrotem, wywołując w ten sposób nudności. Niespodziewanie sowa wykonała gwałtowny ruch unikając ich. Niebo było ciemne, tak bardzo, że Magnus nie miał prawie całkowicie pojęcia dokąd zmierza. Królowa jęknęła krótko i podniosła głowę.
- Kim jesteś? - spytała słabo. - Przyjacielem przyjaciela - odpowiedział. - Co my... - Lepiej nie pytaj, Wasza Wysokość. Nie chcesz znać odpowiedzi. Myślę, że kierujemy się na południe, czyli w kompletnie złym kierunku. - Axel... - Tak. - Magnus pochylił się próbując rozpoznać ulicę poniżej. - Tak, Axel... Mam pytanie... Jeżeli chcesz znaleźć, powiedźmy, Sekwanę, gdzie jej szukać? Królowa położyła głowę z powrotem w dole. Udało mu się uzyskać wystarczająco dużo siły, by przywrócić czar na balon, czyniąc go niewidzialnymi dla przyziemnych. Nie miał siły do pełnego czaru, który zakryłby jego, więc jacyś ludzie byli narażeni na widok jego górnej połowy, która przemykała przy ich oknach na trzecim piętrze w ciemnościach. Niektórzy ludzie nie oszczędzali świec i widzieli jeden, lub dwa bardzo interesujące widoki. W końcu ujrzał sklep, który znał. Zniżył balon do ulicy, aż wszystko stawało się coraz bardziej znajome, a następnie ujrzał Notre Dame. Teraz kolejne pytanie... Jak wylądować balonem? Nie mógł tego po prostu zrobić w środku Paryża. Nawet, jeżeli był niewidzialny. To miejsce było za... spiczaste. Miał jeden pomysł, którego już nienawidził. - Wasza Wysokość - powiedział, szturchając królową nogą. - Wasza Wysokość, musisz się obudzić. Kobieta poruszyła się. - A teraz - ciągnął Magnus - nie polubisz mnie za to, co powiem, a uwierz mi, kiedy mówię, że jest to jedna z kilku strasznych alternatyw... - Axel... - Tak. A teraz, w ciągu minuty wylądujemy w Sekwanie... - Co? - Byłoby dobrze gdybyś zatkała nos. Zgaduję, że twoja suknia jest pełna klejnotów, więc... Balon opadał szybko, a woda się zbliżała. Magnus ostrożnie poruszał nim między dwoma mostami. - Możesz dostać... Balon spadł po prostu jak kamień. Ogień zgasł, a jedwab natychmiast opadł na Magnusa i królową. Czarownik był prawie bez sił, ale udało mu się znaleźć jej wystarczająco dużo, aby rozedrzeć jedwab na połowę, by ich nie więził. Płynął dzięki swoim siłom, ciągnąc ją pod pachą do brzegu. Byli, miał nadzieję, blisko Tuilerie i mostku. Dostał się z nią na schód i położył ją na nim.
- Zostań tu - powiedział, przemoczony do suchej nitki i zadyszany. Ale królowa znów była nieprzytomna. Magnus jej zazdrościł. Wszedł po schodach w stronę ulic Paryża. Axel najprawdopodobniej krąży w okolicy. Umówili się, że jeżeli coś pójdzie nie tak, Magnus pośle niebieską poświatę do nieba, niczym fajerwerki. Zrobił to. Następnie opadł na ziemię i czekał. Około piętnastu minut później zatrzymał się powóz - nie zwyczajny, ten wcześniejszy, a masywny, w kolorze czarnym, zielonym i żółtym. Taki, który z łatwością może wieźć pół tuzina ludzi przez kilka dni, w najokazalszym stylu. Axel zeskoczył z siedzenia woźnicy i pospiesznie ruszył do Magnusa. - Gdzie ona jest? Dlaczego jesteś mokry? Co się stało? - Wszystko z nią dobrze - odpowiedział czarownik, unosząc dłoń. - To jest powóz? Berline de voyage13? - Tak - powiedział von Fersen. - Jej Wysokość nalegała. I byłoby to niestosowne przyjechać czymś mniej okazałym. - Nie da się go nie zauważyć! Pierwszy raz von Fersen wyglądał nieswojo. Wyraźnie nienawidził tego pomysłu i walczył o jego zmienienie. - Tak, cóż... to powóz. Ale... - Jest na schodach. Musieliśmy lądować w rzece. - Lądować? - To długa historia - odpowiedział Magnus. - Powiedzmy, że sprawy się skomplikowały. Ale żyje. Axel upadł na kolana przed czarownikiem. - Nigdy nie zostanie ci to zapomniane - powiedział cicho Axel. - Francja będzie pamiętała. Szwecja też. - Nie obchodzi mnie pamięć u Francji i Szwecji. Zależy mi na tym, żebyś ty pamiętał. Magnus był szczerze zaskoczony, gdy Axel postanowił go pocałować - jak gwałtowne to było, namiętne, tak cały Paryż, wszystkie wampiry, Sekwana, balon i reszta odeszła - byli tylko oni w tej chwili. W idealnej chwili. I to Magnus to przerwał. - Idź - szepnął. - Chcę, żebyś był bezpieczny. Idź. Axel kiwnął głową, wyglądając na zszokowanego swoim działaniem i pobiegł do schodów mostku. Magnus wstał, rzucił ostatnie spojrzenie i zaczął odchodzić. ♦ ♦ ♦ 13 Coś w stylu tej karocy: http://tnij.org/vv24