Alexandra_Black

  • Dokumenty369
  • Odsłony38 992
  • Obserwuję50
  • Rozmiar dokumentów1.0 GB
  • Ilość pobrań17 098

4Sparks Kerrelyn - Wampir z sąsiedztwa

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.7 MB
Rozszerzenie:pdf

4Sparks Kerrelyn - Wampir z sąsiedztwa.pdf

Alexandra_Black EBooki Kerrelyn Sparks
Użytkownik Alexandra_Black wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 29 osób, 30 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 324 stron)

Wampir z sąsiedztwa - 1 -

Wampir z sąsiedztwa - 2 - Kerrelyn Sparks 04 Wampir z sąsiedztwa

Wampir z sąsiedztwa - 3 - Spis treści Streszczenie ...........................................................................- 4 - Rozdział 1..............................................................................- 5 - Rozdział 2............................................................................- 19 - Rozdział 3............................................................................- 27 - Rozdział 4............................................................................- 36 - Rozdział 5............................................................................- 50 - Rozdział 6............................................................................- 63 - Rozdział 7............................................................................- 75 - Rozdział 8............................................................................- 86 - Rozdział 9............................................................................- 98 - Rozdział 10........................................................................- 112 - Rozdział 11........................................................................- 121 - Rozdział 12........................................................................- 132 - Rozdział 13........................................................................- 149 - Rozdział 14........................................................................- 161 - Rozdział 15........................................................................- 168 - Rozdział 16........................................................................- 180 - Rozdział 17........................................................................- 194 - Rozdział 18........................................................................- 202 - Rozdział 19........................................................................- 209 - Rozdział 20........................................................................- 220 - Rozdział 21........................................................................- 230 - Rozdział 22........................................................................- 242 - Rozdział 23........................................................................- 256 - Rozdział 24........................................................................- 271 - Rozdział 25........................................................................- 279 - Rozdział 26........................................................................- 288 - Rozdział 27........................................................................- 300 - Rozdział 28........................................................................- 308 - Epilog.................................................................................- 319 -

Wampir z sąsiedztwa - 4 - Bestsellerowa pisarka z pierwszej piątki najpopularniejszych autorek paranormalnych komedii romantycznych Najnowsza powieść Kerrelyn Sparks przez miesiąc na liście bestsellerów "The New York Times", przez 5 tygodni na liście "USA Today" Wampir ubiera się u Echarpe‟a – najsłynniejszego projektanta świata… nie z tego świata Trzy oznaki świadczące o tym, że twój nowy chłopak jest... nieco inny: 1. Po całych dniach śpi - irytujące, gdyby nie to, że jest tak czuły w nocy. 2. Zaatakowany przez napastnika z mieczem stanowczo twierdzi, że sam sobie z tym poradzi. 3. Wygląda, jakby się nie starzał. Heather Westfield wiodła spokojne życie. Ale wszystko się zmieniło, odkąd pomogła bardzo przystojnemu i bardzo tajemniczemu Jean-Lucowi Echarpe‟owi. Czegóż może szukać największy dyktator mody w jej małym miasteczku? Lecz choć to niepokojąca zagadka, Heather jest w siódmym niebie, bo nigdy dotąd nie była z mężczyzną równie atrakcyjnym i niesamowitym. Naprawdę mogliby żyć długo (a nawet wiecznie) i szczęśliwie, gdyby nie zaciekły wróg Jean-Luca, który nie zadowoli się syntetyczną krwią…

Wampir z sąsiedztwa - 5 - Rozdział Heather Lynn Westfield była w koszmarnym niebie. Kto by pomyślał, że sławny projektant z Paryża otworzy luksusowy sklep bezpośrednio w środku Teksas Hill Country? Niezależnie od tego, co Jean-Luc Echarpe pił, kiedy podjął tą decyzje, musiało to być wystarczająco mocne, aby spadły ci skarpety z wrażenia. W jego przypadku, dwustudolarowe, jedwabne skarpetki miały wyhaftowane jego słynne liliowe logo. Heather chciała kupić jakaś pamiątkę z okazji uroczystego otwarcia Le Chique Echarpe, ale skarpetki były najtańszą rzeczą, na jaką mogła znaleźć. Hmmm, powinna kupić skarpetki, których nie potrzebowała, czy uiścić płatność z przyszłego miesiąca za jej Chevroleta cztery na cztery? Z westchnięciem odłożyła skarpetki na szklaną półkę. Genialna alternatywa pojawiła się w jej głowie. Wzięłaby jedną z bezpłatnych przekąsek w plastikową torbę z etykietą Uroczyste Otwarcie Erchape’s i przechowywałaby to w zamrażarce przez całą wieczność. - Heather, dlaczego oglądasz męskie skarpety? - Zaskoczony wygląd Sary przeszedł w przebiegły uśmiech. - Oh, wiem. Kupujesz coś dla nowego kochanka? Heather zaśmiała się, kiedy brała krabowe ciasto od przechodzącego kelnera. - Chciałabym. Nigdy nie miała kochanka. Nawet jej były maż nie kwalifikował się do tego. Owinęła owe ciasto w papierową serwetkę, a potem schowała je w małej, czarnej torebce. Damskie klientki rozprawiały o noszeniu sukien, których koszt wystarczałby na odbudowę Nowego Orleanu, a ich szpilki stukały o szara, marmurową podłogę. Heather miała nadzieje, że nie potrafiły powiedzieć, iż jej wieczorowa suknia była własnej roboty. Szklane kontuary wystawiały torebki i szale zaprojektowane przez Echarpe. Eleganckie, gięte schody prowadziły na drugie piętro. Część owego pietra była pokryta odblaskowym szkłem. Jednostronne

Wampir z sąsiedztwa - 6 - lustra, zauważyła Heather. Koszt tych towarów prawdopodobnie przekładał się na tamtą armię ochroniarzy, którzy patrzyli na klientów jak jastrzębie. Ściany na parterze miały kolor lekkiej szarości i były pokryte czarnobiałymi zdjęciami. Podeszła bliżej, aby się przyjrzeć. Wow, Księżna Diana nosiła suknię Echarpa. Marilyn Monroe również. Cary Grand w smokingu projektanta. Tego faceta zna każdy. - Ile lat ma Echarpe? - Zapytała Sasha. - Podchodzi pod siedemdziesiątkę? - Nie wiem. Nigdy go nie spotkałam. - Sasha obróciła się, jakby pracowała na wybiegu, aby zorientować się, kto na nią patrzy. - Nigdy go nie spotkałaś? Ale przecież byłaś na jego pokazie w Paryżu kilka tygodni temu. - Heather i jej wieloletnia przyjaciółka Sasha marzyły o wielkiej karierze w świecie mody od momentu, kiedy odkryły, że ich lalki Barbie miały najlepsze ubrania ze wszystkich w tym małym miasteczku Schnitzelberg, w Teksasie. Heather była obecnie nauczycielka, podczas gdy Sasha stała się supermodelka. Heather byłą rozerwana pomiędzy byciem ogromnie dumną z jej przyjaciółki, a byciem niechętnie zazdrosną. Sasha prychnęła przez swój chirurgicznie zmniejszony nos. - Nikt już więcej nie widział Echarpa. Tak jakby zniknął z planety. Niektórzy mówią, że poniósł koszta własnego geniuszu i postradał rozum. Heather skrzywiła się. - Jakie to smutne. - Przestał koordynować własne pokazy. I na pewno nie przejmowałby się takim sklepem jak ten, w szczerym polu. Ma od tego kilku ludzi. - Sasha wskazała na szczupłego mężczyznę pośrodku pokoju i szepnęła. - To Alberto Alberghini, osobisty asystent Erchapa, choć totalnie nie mam pojęcia, jaką jest on gwiazda. Oczy Heather skupiły się na mężczyźnie w plisowanej, lawendowej koszuli. Klapy jego czarnego smokingu były upiększone liliowymi perełkami i cekinami. - Rozumiem, o co ci chodzi. Sasha pochyliła się jeszcze bardziej. - Widzisz te dwie kobiety przy starcu z laska?

Wampir z sąsiedztwa - 7 - - Tak. - Heather odnotowała dwie wychudzone kobiety z blada, idealną skórą i długimi włosami. - To Simone i Inga, słynne modelki z Paryża. Niektórzy mówią, że Echarpe jest związany z nimi. Obiema. - Rozumiem. - Może Echarpe była bardziej jak Hugh Hefner niż Liberace. Oczy Heather skupiły się na dwóch modelkach. Prawdopodobnie ona sama ważyła tyle ile one obie. Bzdura. Rozmiar dwunasty był normalny. Odwróciła się, aby podziwiać odważna, czerwoną suknię na białym manekinie. - Media nie mogą zgadnąć czy Echarpe jest gejem, czy może ma wiele partnerek. - Wyszeptała Sasha. Suknia miała rozmiar dwa. - Nigdy się w to nie zmieszczę. - Trójkąty? Nie obchodzi mnie to zbytnio. Heather zamrugała. - Słucham? - Prawdopodobnie wolałabym być ja sama i dwóch facetów. Lepiej być w centrum uwagi, nie sadzisz? - Słucham? - Ale z moim szczęściem, faceci będą bardziej zainteresowani sobą nawzajem. - Sasha podniosła rękę i ją zlustrowała. - Myślę o wstrzyknięciu niewielkiej dawki kolagenu w może dłonie. może kostki są strasznie wystające. Heather miała możent, aby się ogarnąć. Cholerka, ona i Sasha nie miały już za bardzo nic wspólnego. Ich życia poszły z pewnością w innych kierunkach od czasów szkoły średniej. - może zamiast chirurgii plastycznej spróbowałabyś czegoś normalniejszego. Jak np. jedzenie? Sasha roześmiała się. Mężczyzna w pokoju odwrócił się, aby na nią spojrzeć, a ona odpłaciła mu się poprzez zarzucenie swoich długich blond włosów na ramiona. - Jesteś taka niemądra Heather. Ależ oczywiście, że jem. Przysięgam, że nie mam jakiejkolwiek kontroli. Dziś na kolację zjadłam dwa grzyby. - Powinno się cię wychłostać. - Wiem. Pozwól, że pokażę ci nową sukienkę, którą już niedługo założę. - Sasha podprowadziła ją do szarego manekina stojącego na

Wampir z sąsiedztwa - 8 - szczycie czarnego, błyszczącego sześcianu. Manekin był ubrany w oszałamiająca, białą suknię bez pleców i z dekoltem spadającym do pępka. Oczy Heather wyszły z orbit. Nawet za sto lat nie miałaby na tyle odwagi, by założyć taki strój. I do tego nawet wtedy nikt nie chciałby jej w tym zobaczyć. - Wow. - To bardzo przylegająca tkanina. - Wyjaśniła Sasha. - Wiec nie mogę nic pod spodem nosić. Będę niewiarygodnie seksowna. - To prawda. - Mogłabym założyć to na pokaz dobroczynny za dwa tygodnie. - Słyszałam o tym. - Dochody będą przekazane do lokalnego okręgu szkolnego, pracodawcy Heather. - To bardzo miły gest ze strony Echarpe. Sasha wymachnęła swoją kościstą dłonią w powietrze. - Oh, on nie ma z tym nic wspólnego. Zorganizował to Alberto. W każdym razie cieszę się na uczestnictwo w tym pokazie. - Gratulacje. Mam nadzieje, że cię zobaczę. - Na wybiegu pojawię się tylko raz. - Sasha wygięła swoją dolną wargę po botoksie. - To nie fair. Simone i Inga wyjdą dwa razy. - Oh, tak mi przykro. - Starałam się nie martwić, ponieważ przydzielili mi tę role. No, ale proszę cie, z kim tutaj dookoła musisz się przespać, aby zyskać trochę szacunku? Heather skrzywiła się. - Dlaczego po prostu nie porozmawiasz z Alberto? - Oh, to dobry pomysł. - Sasha pomachała do młodego mężczyzny. - Sasha, kochanie, wyglądasz bajecznie. - Alberto podbiegł i pocałował ją w obydwa policzki. - To moja droga przyjaciółka z liceum, Heather Lynn Westfield. - Sasha skinęła do niej. - Jak się masz? - Heather uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń. Alberto pochylił się, aby ucałować rękę. - Urocza. - Jego oczy rozszerzyły się, gdy zauważył suknie. Cholera, poczuła się jak wieśniaczka. Heather otworzyła swoje usta, aby wyjaśnić, ale wcięła się jej Sasha.

Wampir z sąsiedztwa - 9 - - Alberto, kochanie, możemy pójść w jakieś prywatne miejsce? - Sasha zakręciła swoje ręce wokół jego ramion i spojrzała na niego spod ciemnych, sztucznych rzęs. Wzrok Alberto przykuł głęboki dekolt Sashy. - Niedaleko mam biuro. Możemy… tam porozmawiać. - Byłoby cudownie. - Sasha przybliżyła się tak, że jej piersi były dociśnięte do jego ramienia. - Czuję się bardzo… rozmowna. Heather zafascynowana patrzyła. Czułą się jak w operze mydlanej na żywo. Czy Sasha była urażona, że Alberto rozmawiał do jej piersi? Czy były one prawdziwe? Czy Sasha spoliczkuje go w przyszłym tygodniu czy pójdzie z nim do biura? A co na to Alberto? Był gejem czy metroseksualista? Czy oni rozmawiali na poważnie? Alberto przeprowadził Sashę przez sklep. Heather westchnęła. Przedstawienie skończyło się. Zawsze była obserwatorka, nigdy czynną postacią. Sasha spojrzała do tyłu i wypowiedziała nieme zdanie. Heather skinęła głową z nagłym poczuciem déja vu. To było jakby od nowa przeżywała liceum. Seksowna Sasha wymykała się z klasy, natomiast Pomocna Heather czekała przy drzwiach i wyglądała obcych. Czy tak zawsze musi być? Dlaczego ten jeden jedyny raz nie może stać się tą odważna? Dlaczego nie może założyć jednej z tych seksownych, olśniewających sukienek? Cóż, nie może sobie na to pozwolić przez jeden powód. Była zbyt gruba. Krążyła wokół sukni, o której opowiadała Sasha. Cóż z tego, że nie może jej przymierzyć ani kupić? Może zrobić coś podobnego. I prawdopodobnie może to wykonać za około pięćdziesiąt dolców. Biały nigdy nie był dla niej odpowiednim kolorem. Była zbyt jasna i piegowata. Nie, zrobi to w kolorze granatu. Zamiast dekoltu do pępka, podniesie go z powrotem na linię piersi. Zrobi również zakryte plecy. I kolana. Pomysły nadchodziły szybciej, niż mogła je przeanalizować. Otworzyła torebkę i znalazła ołówek oraz stosik samoprzylepnych karteczek, które ludzie ze Schnitzelberg Hardware dali jej na ostatniej wyprzedaży garażowej. Jean-Luc Echarpe może sobie wziąć swoje wielotysięczno- dolarowe metki z cenami i rozrzucić je z Wieży Eiffla. Może być jedną z biedaczek, ale nie musi wyglądać tak jak ona.

Wampir z sąsiedztwa - 10 - - Za Jean-Luca i otwarcie jego piątego sklepu w Ameryce! - Roman Draganesti wzniósł kieliszek szampana wypełniony Bubbly Blood. - Za Jean-Luca. - Inni również wznieśli toast, oraz przybili kieliszkami. Jean-Luc wziął łyk i odłożył naczynie na bok. Mieszanina syntetycznej krwi i szampana zrobiła niewiele, aby polepszyć jego humor. - Dziękuję za przyjście drodzy znajomi. To sprawia, że ta banicja staje się łatwiejsza do zniesienia. - Nie myśl o tym w ten sposób kolego. - Gregori poklepał go po plecach. - To jest wielka szansa biznesowa. Jean-Luc dał odczuć zastępcy dyrektora Romana ds. marketingu jak źle się czuje. - To jest banicja. - Nie, nie. To się nazywa rozszerzanie rynku. Tu w Teksasie jest wielu ludzi i możemy bezpiecznie założyć, że wszyscy noszą ciuchy. Lub większość z nich. Słyszałem o tym jeziorze, obok którego Austin… - Dlaczego Teksas? - Przerwał Roman. - Shanna i ja mięliśmy nadzieje, że zostaniesz w Nowym Jorku blisko nas. Jean-Luc westchnął. Paryż był centrum wszechświata tak długo jak dotyczył on jego i każde miejsce w porównaniu z nim będzie ponure. Ale Nowy Jork był jego drugim wyjściem. - Chciałbym przyjacielu, ale media w NY zbyt dobrze mnie znają, tak jak w Los Angeles. - Aye - zgodził się Angus MacKay. - Żadne z tych miejsc nie byłoby odpowiednie. Jean-Luc musi… - Przysięgam Angus… - przerwał Jean-Luc - jeśli powiesz, przejadę ci przez gardło jednym z twoich szkockich mieczy. Angus wygiął w łuk brew, co oznaczało, aby tylko spróbował. - Ostrzegałem abyś wyjechał dziesięć lat temu. Pięć lat temu również. - Byłem zajęty rozbudowywaniem mojej firmy. - Zaprotestował Jean-Luc. Rozpoczął w 1922 roku projektując stroje wieczorowe tylko dla wampirów, ale 1933 rozwinął firmę tak, aby włączyć hollywoodzką

Wampir z sąsiedztwa - 11 - elitę. Po zdaniu sobie sprawy jak wielu śmiertelnikom podoba się jego kolekcja, zrobił swój wielki krok w 1975 roku. Zaczął tworzyć wszelkiego rodzaju ubrania i sprzedawać je dla ogółu społeczeństwa. Wkrótce stał się sławny w świecie śmiertelników. Ostatnie trzydzieści lat przeszło w pasmach sukcesów. Kiedy jesteś wampirem od ponad pięciuset lat, lata mijają ci w mgnieniu oka. Angus MacKay ostrzegał go. Angus rozpoczął swoje śledztwo i stworzył firmę ochroniarską w 1927 roku, a teraz podawał się za prawnuka rzeczywistego założyciela. Jean-Luc podniósł z biurka kopię francuskiej gazety Le Monde. - Widziałeś najnowsze wieści? - Niech zobaczę - Robby MacKay podniósł gazetę i przewertował artykuł. Potomek Angusa pracował w jego firmie ochroniarskiej. Przez ostatnie dziesięć lat Robby był odpowiedzialny za bezpieczeństwo Jean-Luca. - Co mówią? - Gregori zerknął przez ramię Robby‟ego. Robby zmarszczył brwi, kiedy tłumaczył. - Wszyscy w Paryżu zastanawiają się, dlaczego Jean-Luc wygląda na ponad trzydzieści lat. Niektórzy mówią, że wielokrotnie korzystał z usług chirurgii plastycznej, a inni twierdza, że znalazł fontannę młodości. Uciekł, ale nikt nie wie gdzie jest. Kilku uważa, że jest ukrywany w szpitalu psychiatrycznym i wychodzi z załamania nerwowego, kiedy inni mówią, że jest w trakcie kolejnych poprawek estetycznych. Jean-Luc jęknął, kiedy upadał na krzesło za biurkiem. - Ostrzegałem cie, że to się stanie. - Angus zrobił unik w prawo, kiedy Jean-Luc rzucił w niego linijka. Roman zaśmiał się. - Nie martw się tym Jean-Luc. Śmiertelnicy mają bardzo słabą zdolność skupiania uwagi. Jeśli przez chwilę pozostaniesz w ukryciu, zapomną o tobie. - I zapomną kupować mój towar. - Mruknął Jean-Luc. - Jestem zniszczony. - Nie jesteś zrujnowany, - zaargumentował Angus. - Obecnie masz pięć sklepów w Ameryce. - Sklepy sprzedają ubrania od projektanta, który zniknął, - warknął Jean-Luc. - Dla ciebie to proste Angus. Twoja firma istnieje

Wampir z sąsiedztwa - 12 - w tajemnicy. Ale kiedy ja znikam, całe zainteresowanie moją linią ubrań może zniknąć razem ze mną. - Możemy złożyć oświadczenie do prasy, że korzystałeś z usług chirurgii plastycznej. - Zaoferował Robby. - To może położyć kres spekulacjom. - Nie. - Jean-Luc spojrzał na niego. Gregori uśmiechnął się. - Lub możemy powiedzieć im, że zostałeś zamknięty w szpitalu psychiatrycznym będąc kompletnie szalonym. Wszyscy w to uwierzą. Jean-Luc wygiął w jego kierunku brew. - Albo mogę im powiedzieć, że jestem w wiezieniu za zabicie nieznośnego wiceprezesa od marketingu. - Głosuję za tym. - Powiedział Angus. - Hej - Gregori rozluźnił krawat. - Ja tylko żartuje. - Ja nie. - Mruknął Jean-Luc. Angus zaśmiał się. - Cokolwiek uczynisz Jean-Luc, nie pozwól nikomu zrobić sobie zdjęcia. Musisz pozostać w ukryciu, przez co najmniej następne 25 lat. Potem możesz powrócić do Paryża udając swego syna. Jean-Luc przeciągnął się w krześle, jednocześnie wpatrując się ponuro w sufit. - Zostać wygnanym do kraju barbarzyńców na 25 lat. Po prostu zabij mnie teraz. Roman stłumił śmiech. - Teksas nie jest krajem barbarzyńców. Jean-Luc potrząsnął głowa. - Oglądałem filmy. Strzelaniny, Indianie, gdzieś prowadzą walkę o Alamo. Gregori parsknął. - Koleś, jesteś zacofany. - Tak myślisz? Widziałeś tam ludzi? - Jean-Luc wstał i podszedł do okna w biurze, aby spojrzeć na sklep na parterze. - Mężczyźni noszą sznurki na szyjach. - To są krawaty. - Gregori patrzył przez jednostronne okno. - Cholera, jesteś zdecydowanie w Teksasie. Tutaj faceci noszą marynarkę z niebieskimi jeansami. I butami.

Wampir z sąsiedztwa - 13 - - Oni muszą być dzikusami. Noszą czapki w pomieszczeniu. - Jean-Luc zmarszczył brwi. - Przypominają mi one kapelusz, jaki zwykł nosić Napoleon, ale oni noszą je bokiem. - To są kowbojskie kapelusze, bracie. Ale co cię to obchodzi? Spójrz, wydają pieniądze. Mnóstwo forsy. Jean-Luc oparł czoło o chłodne szkło. Po pokazie charytatywnym za dwa tygodnie Simone, Inga i Alberto wrócą do Paryża. Wtedy Jean-Luc zamknie sklep pod pretekstem, że nie zdał egzaminu. Jego inne sklepy Le Chique Echarpe w Paryżu, Nowym Jorku, South Beach, Chicago i Hollywoodzie miejmy nadzieję będą dobrze prosperować, a ten budynek w Teksasie będzie pusty i zapomniany. Stad będzie on w dalszym ciągu projektował odzież i nadzorował firmę, ale nie będzie mógł już pokazać twarzy w miejscu publicznym przez następne 25 lat. - Po prostu zabij mnie teraz. - Nie - powiedział Angus. - Jesteś najlepszym szermierzem, jakiego mamy, a Casimir wciąż się ukrywa, kiedy jego zła armia rośnie w siłę. - Prawda. - Jean-Luc posłał staremu przyjacielowi gniewny wzrok. - Jaką szkodą byłoby dla mnie tutaj umrzeć, kiedy mogę zrobić to samo w bitwie. Usta Angusa drgnęły. - A no właśnie. Dzwonek przy drzwiach biura zabrzmiał. - To żona Angusa. - Ogłosił Robby, kiedy otwierał drzwi. Angus odwrócił się do żony z uśmiechem. Jean-Luc odwrócił wzrok. Najpierw Roman, a teraz Angus. Oboje żonaci i nieprzytomni w miłości. To było żenujące. Dwójka z najbardziej wpływowych mistrzów w świecie wampirów zredukowana do zaślepionych mężów. Jean-Luc chciał się nad nimi zlitować, ale przykrą prawdą było to, że był zazdrosny. Cholernie zazdrosny. Taki rodzaj szczęścia mógł się mu nigdy nie przydarzyć. - Hej ludzie! - Emma MacKay weszła do pokoju i skierowała się prosto w ramiona meża. - Zgadnij co? Kupiłam najsłodszą małą torebeczkę. Alberto ją dla mnie pakuje. - Kolejna torebka? - Zapytał Angus. - Nie masz już kochanie kilkunastu?

Wampir z sąsiedztwa - 14 - Jean-Luc wyjrzał przez okno i zauważył, którą torebkę pakował Alberto. - Dobre wieści Angus. To jedna z moich tańszych torebek. - Dzięki Bogu. - Angus uściskał żonę. Jean-Luc uśmiechnął się. - O tak, kosztuje tylko osiemset dolarów. Angus cofnął się, a jego oczy wyrażały zaskoczenie. - Zapomnij o krwawej walce. Nadzieję cię na szpikulec. Roman zaśmiał się. - Możesz sobie na to pozwolić Angus. - Ty też. - Jean-Luc uśmiechnął się do swojego starego przyjaciela. - Czy widziałeś, co kupuje twoja żona? Roman podbiegł do okna i spojrzał na żonę w sklepie poniżej. - Krwawy Boże. - Wyszeptał. Shanna Draganesti przytrzymywała na biodrze siedemnasto miesięcznego chłopca, kiedy jego wózek był wypełniony ubraniami, butami i torebkami. - Ma dobry gust. - Przyznał Jean-Luc. - Powinieneś być dumny. - Załamię się - powiedział bezradnie Roman, kiedy góra zakupów w wózku ciągle wzrastała. Jean-Luc przyglądał się salonowi z ciuchami. Tak długo jak narzekał o swoim dobrowolnym wygnaniu, był coraz bardzie zadowolony z wiezienia, które zaprojektował sam dla siebie. Było ono położone wśród wzgórz centralnego Teksasu. Najbliższym miastem było Schnitzelberg założone przez niemieckich imigrantów jakieś sto pięćdziesiąt lat wcześniej. To było senne, zapomniane miejsce z hiszpańskimi dębami ociekającymi mchem i białymi domami Królowej Anny z koronkowymi firanami. Jego wszystkie sklepy w Ameryce szczyciły się podobnym wystrojem, ale ten jeden w Teksasie był inny, ponieważ zawierał duże podziemne nory, gdzie Jean-Luc mógł ukryć się w czasie swojego wygnania. Koniecznością było utrzymanie tych nór w tajemnicy, wiec śmiertelny asystent Jeana- Luca, Alberto, osiągnął porozumienie z wykonawca, który to budował. Wykonawca był w lokalnej radzie szkolnej, wiec Jean-Luc zgodził się poczynić spory wkład w okręg szkolny, poprzez nadchodzący pokaz charytatywny. Tak długo jak Jean-Luc był hojny

Wampir z sąsiedztwa - 15 - dla miasta Schnitzelberg, oni będą trzymać w tajemnicy bankructwo sklepu, który był własnością cudzoziemca z obrzeży miasta. I tak dla pewności, Robby był teleportowany do biura budowniczego i usunął wszystkie plany i zlecenia dotyczące parceli. Po pokazie charytatywnym, Robby i Jean-Luc usunął kilka wspomnień i nikt nie będzie pamiętał, że była tu ogromna piwnica pod opuszczonym sklepem. Pierre, śmiertelnik, który pracował dla Biura Ochrony i Dochodzenia MacKay będzie strzegł budynku podczas dnia, kiedy Jean-Luc będzie w martwym śnie. Patrzył na imprezę poniżej. Simone i Inga flirtowały z siwym, starym mężczyzną zgarbionym jak pałka trzciny cukrowej. Musiał być bogaty, bo inaczej nie traciłyby na niego czasu. Wzrok Jeana-Luca wędrował po sklepie. Zawsze cieszył się na widok oglądających klientów. Myśl o tym, że budynek będzie pusty przez następne 25 lat była cholernie przygnębiająca. No cóż, był przyzwyczajony do samotności. Dostrzegł nową modelkę, którą Alberto zatrudnił na niedawny pokaz w Paryżu. Sasha Saldine. Rozmawiała z osobą stojącą za manekinem. Alberto podszedł i Sasha przedstawiła swoją towarzyszkę. Chłopak przyjął wdzięcznie wyciągniętą dłoń i ją pocałował. Kobieta. I posiadała ramie, które nie było cienkie jak ołówek. Nie była modelka. Wiec klientka. Najprawdopodobniej śmiertelna. Alberto i Sasha powędrowali razem, wychodząc z salonu. Co to było? Jean-Luc zapomniał spekulować, kiedy jego wzrok popłyną z powrotem do klientki i zatrzymał się. Przeszła w pole widzenia, i to, jakie pole. Miała piersi. Za także pośladki to mężczyzna mógł złapać. I kopce kręconych, kasztanowych włosów roztrzepanych wokół ramion. Przypominała mu krzepkie, dziewki-gosposie ze średniowiecznych pubów, które śmiały się serdecznie i kochały z beztroskimi dzikusami. Mój Boże, jak on uwielbiał także kobiety. Była jak stare gwiazdy filmowe, dla których kochał projektować stroje. Marilyn Monroe, Ava Gardner. Jego mózg może projektował ubrania dla rozmiaru zero, ale reszta go pragnęła krzepkiej kobiety o pełnych kształtach. I taka jedna była tuż przed nim. Jej czarna sukienka eksponowała cudowną figurę klepsydry. I jeszcze

Wampir z sąsiedztwa - 16 - najważniejsza cecha, jej twarz, która pozostawała w ukryciu. Przesunął się na lewo i spojrzał jeszcze raz uważnie przez szkło. Przelotnie ujrzał nos świadczący o pewności siebie, lekko podniesiony ku górze. Nie był to klasyczny nos, jaki posiadają wszystkie jego modelki, ale podobał mu się. Był taki naturalny… i słodki. Słodki? Nie byłoby to słowo, które mógłby kiedykolwiek odnieść do swoich modelek. Oni wszyscy darzyli do doskonałości, nawet w ten sztuczny sposób, choć w efekcie końcowym wyglądały prawie tak samo. Również w ich dążeniu do perfekcji, tracili coś. Tracili owe poczucie osobowości i niepowtarzalny blask. Kobieta przez wątpliwość założyła grube, kręcone włosy za ucho. Miała wysokie, szerokie kości policzkowe i słodko zakrzywioną szczękę. Jej oczy były duże i pochłonięte widokiem białej sukni. Jakiego koloru były jej oczy? Zastanawiał się. Dzięki jej bogatym, kasztanowym włosom, miał nadzieje, że będą zielone. Usta były pełne, o jednocześnie delikatnym kształcie. Zero botoksu. Była naturalnie piękna. Anioł. Wyciągnęła z torebki pewne elementy - mały notatnik i długopis. Nie, ołówek. Coś pisała. Nie, szkicowała. Szczeka mu opadła. Cholera! Rysowała jego nową sukienkę, kradła jego projekt. Jego oczy się zwęziły. Jaki tupet, żeby tak rażąco kopiować suknię na widoku każdego. Kim ona do cholery była? Przyjechała z Nowego Jorku z Sashą Saldine? Prawdopodobnie pracowała dla innego ważnego domu mody. Przecież oni pragnęliby mieć kopie jego najnowszych projektów. - No pięknie. - Chwycił marynarkę z oparcia krzesła biurowego. - Gdzie idziesz? - Zapytał Robby, jak zawsze czujny. - Na dół. - Jean-Luc wzruszył ramionami marynarki. - Do salonu? - Angus zmarszczył brwi. - Nie. Ktoś może cię rozpoznać. Nie powinieneś ryzykować. - To miejscowi. - Wyjaśnił Jean-Luc. - Nie wiedzą, kim jestem. - Nie możesz być, co do tego pewny. - Robby ruszył ku drzwiom. - Jeśli chcesz coś ze sklepu przyniosę ci. - To nie rzecz. To osoba. - Jean-Luc skinął na okno. - Tam na dole jest szpieg i kradnie może projekty. - Żartujesz. - Emma podbiegła do okna, aby spojrzeć. - Który to?

Wampir z sąsiedztwa - 17 - - To ona. - Jean-Luc spojrzał przez szybę. - Przy białej… Nie. Cholera! Teraz jest przy czerwonej sukni. - Pozwól nam abyśmy sobie z nią poradzili. - Angus dołączył do Robby‟ego stojącego przy drzwiach. - Nie. - Jean-Luc podszedł do wyjścia i zatrzymał się przed dwoma Szkotami blokującymi mu drogę. - Przesunąć się. Muszę dowiedzieć się, kto płaci jej za szpiegowanie mnie. - Angus z uporem wyciągnął podbródek i rozłożył ręce, czym odmówił przesunięcia się. Projektant wygiął brew w kierunku starego przyjaciela. - Twoja firma pracuje dla mnie Angus. - Tak, jesteśmy, aby cię chronić, ale nie możemy tego robić, gdy zachowujesz się nierozsądnie. - A ja wam mowie, że ci miejscowi mnie nie kojarzą. Alberto zawsze pracował, jako mój pośrednik. Pozwól mi wyjść, zanim ten piekielny szpieg odejdzie moimi projektami. Angus westchnął. - Już dobrze, ale Robby pójdzie z Toba. - Wyszeptał instrukcje do swojego praprawnuka. - Nie pozwól nikomu zrobić jemu zdjęcia. I oglądaj się do tyłu. Ma wrogów. Jean-Luc parsknął, kiedy wyszedł z biura. Kilkoma krokami dosięgnął tylnich schodów. Czy Angus myśli, że jest mięczakiem? Wie jak ochronić samego siebie. Jasne, był na szczycie listy Casimira, ale tak jak wszyscy. Jean-Luc miał również innych wrogów. Człowiek nie może żyć więcej niż pięćset lat bez nie wprowadzenia kilku wampirów w złość. Ale teraz uzyskał nowego nieprzyjaciela. Złodzieja z twarzą anioła. Dotarł do podnóża schodów i ruszył przez korytarz w stronę salonu. Kroki Robby‟ego grzmiały na schodach tuż za nim. Jean-Luc wszedł do sklepu, głowy zwróciły się w jego kierunku a potem wróciły na swoje miejsce. Dobrze. Nikt go nie rozpoznał. Zapach różnych rodzajów krwi unosił się za nim, słodki, apetyczny ludzki bufet. Towarzystwo ludzi było wyzwaniem dla jego samokontroli, dopóki Roman nie wymyślił syntetycznej krwi w roku 1987. Teraz Jean-Luc i jego wampirzy przyjaciele upewniali się, że byli nasyceni zanim wychodzili do śmiertelników. Zauważył, że Robby krąży po obwodzie pomieszczenia szukając fotografów. Lub zabójców. Jean-Luc przeszedł wkoło starego

Wampir z sąsiedztwa - 18 - mężczyzny z laską i przystąpił do złodziejki. Zatrzymał się kilka centymetrów za nią. Była wysoka, czubek jej głowy dosięgał jego podbródka. Zapach jej krwi był świeży i słodki. Śmiertelniczka. - Bardzo przepraszam, mademoiselle. Odwróciła się. Jej oczy były zielone. Cholerka. Jej piękne oczy rozszerzyły się, kiedy go ujrzała. Nie ma nic smutniejszego niż upadły anioł. Skrzywił się ku niej. - Podaj mi jeden dobry powód, dla którego nie powinienem cię aresztować.

Wampir z sąsiedztwa - 19 - Rozdział Heather zamrugał. - Słucham? - Wspaniały mężczyzna z francuskim akcentem dał trochę czasu do zastanowienia, ale mogłaby przysiąc, że właśnie groził jej aresztowaniem. Uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę. - Jak się masz? Jestem Heather Lynn Westfield. - Heather? - Jego dziwna wymowa skierowała dreszcze wzdłuż jej kręgosłupa. Brzmiało to jak Eh-zair, miękkie i słodkie jak pieszczota. Wziął ją za rękę i zamknął ją w swoich dłoniach. - Tak? - Nadal uśmiechała się i modliła, aby żaden kawałek szpinakowego sera feta nie został jej pomiędzy zębami. Przyglądał się jej swoimi pięknymi niebieskimi oczyma. I te rysy twarzy – ta wyrzeźbiona szczeka i usta należały do greckiego posagu. Jego uścisk wzmocnił się wokół jej dłoni. - Powiedz mi prawdę. Kto cię tu przysłał? - Słucham? - Chciała odzyskać swoją dłoń, ale trzymał za mocno. Zbyt ciasno. Dreszcz niepokoju przeszedł po jej szyi. Jego niebieskie oczy zwęziły się. - Widziałem, co robiłaś. O Boże, on wiedział o cieście krabowym. Musiał być kimś w rodzaju strażnika. - Ja,… ja za to zapłacę. - To kosztuje dwadzieścia tysięcy dolarów. - Za ciasto krabowe?! - Wyrwała swoją dłoń z jego uścisku. - To miejsce jest oburzające. - Z irytacją wyjęła z torebki serwetkę. - Masz. Weź sobie swoje głupie ciasto krabowe. Nie chcę już tego więcej. Wpatrywał się w przysmak owinięty w serwetkę i spoczywający na jego dłoni. - Jesteś szpiegiem i złodziejka? - Nie jestem szpiegiem. - Drgnęła. Czyżby właśnie przyznała się, że jest złodziejka? Skrzywił się w jej stronę. - Nie ma potrzeby kraść jedzenia. Jest za darmo. Jeśli jesteś głodna powinnaś zjeść.

Wampir z sąsiedztwa - 20 - - To była pamiątka, dobrze? Nie jestem głodna. Czy wyglądam jakbym głodowała? Jego wzrok błądził powoli po jej ciele z intensywnością bicia jej serca. Coż, co jest dobre dla gęsi… Ona również chce go sprawdzić! Czy czarne loki na jej głowie były tak miękkie, na jakie się wydaja? Czy miała problemy ze splataniem włosów? Hmmm, tak jak jej rzęsy były prawdopodobnie rozczochrane. Zakaszlała. - Nie wydaje mi się, że zamykasz ludzi za branie ciasta krabowego. Wiec ja po prostu pójdę. Ich oczy spotkały się. - Jeszcze z tobą nie skończyłem. - Oh. - Może zaciągnie ją gdzieś i zgwałci. Nie, to dzieje się tylko w książkach. - Co masz na myśli? - Teraz odpowiesz na może pytania. - Skinął na kelnera i podrzucił mu na tacę zgniecioną serwetkę. - Powiedz mi prawdę. Kto jest twoim pracodawca? - SISD. - To jest jakaś agencja rządowa? - To Niezależny Okręg Szkolny Schnitzelberg. Pochylił swoją głowę w zdezorientowaniu. - Nie jesteś projektantka? - Chciałabym. Teraz, jeśli wybaczysz… - Odwróciła się w stronę wyjścia. - Nie. - Chwycił ją za ramie. - Widziałem jak szkicowałaś białą suknie. Kosztuje dwadzieścia tysięcy dolarów. Skoro jesteś nią tak zainteresowana powinnaś ją kupić. Parsknęła. - Nie zobaczysz mnie żywej w tej sukni. - Co? - Jego brwi podniosły się. - Nie ma nic złego w tym projekcie. - Żartujesz sobie? - Oderwała się spod jego reki. - Co sobie myślał Echarpe? Dekolt zatapia się aż do pępka. Rozcięcie spódnicy sięga aż do Północnej Dakoty. Żadna kobieta przy zdrowych zmysłach nie założy tego publicznie. Szczeka mu opadła. - Modelki są szczęśliwe mogąc ją nosić.

Wampir z sąsiedztwa - 21 - - Właśnie o to mi chodzi. Te kobiety są tak niedożywione, że nie mogą normalnie myśleć. Weź np. moją przyjaciółkę Sashe. Jej pomysł trzech dań z selera naciowego, pomidora i środka przeczyszczającego. Zabija siebie samą, aby wejść w te ciuchy. Kobiety jak ja nie mogą nosić czegoś takiego. Jego wzrok znów skupił się na niej. - Myślę, że ty możesz. Będziesz wyglądać… znakomicie. - Może piersi będą się wylewać. - Dokładnie. - Kącik jego ust się podniósł. Obruszyła się. - Nie pokazuję swojego biustu w miejscach publicznych. Jego oczy zabłysły. - A chcesz zrobić to na osobności? Mam gdzieś jego i te cudowne niebieskie oczy. Miała chwilę, aby przypomnieć sens rozmowy. - Zamierzasz mnie aresztować czy ślinić się na mój widok? Uśmiechnął się. - Mogę zrobić jedno i drugie? Co za kłopotliwy facet. - Nie zrobiłam nic złego. Mam na myśli oprócz ciasta krabowego. Ale nie wzięłabym go gdybym mogła pozwolić sobie na coś innego w tym sklepie. Jego uśmiech zgasł. - Potrzebujesz pieniędzy? Planujesz sprzedać skopiowany projekt dla innego domu? - Nie. Chcę tylko zrobić jedną dla siebie. - Kłamiesz. Powiedziałaś, że nie pojawisz się żywa w tej sukience. Kłamie? Ten facet był pełen fałszywych oskarżeń. - Spójrz. Nigdy nie założyłabym sukni, którą zaprojektował Echarpe. Powiem ci cos, ten facet jest totalnie oderwany od rzeczywistości. Czy on kiedyś spotkał normalnych ludzi? - Nie takich jak ty - mruknął, po czym wyciągnął rękę. - Pokaż mi swój szkicownik. - Dobrze. Jeśli to pomoże wyjaśnić sprawę. - Pokazała mu swoje notatki. - Pierwsza jest biała suknia, ale ją poprawiłam. - Poprawiłam? Trudno jest mi ją nawet rozpoznać.

Wampir z sąsiedztwa - 22 - - Wiem. Teraz wygląda o wiele lepiej. Będę mogła ją założyć i nie zostać aresztowana za publiczne obnażanie się. Zacisnął zęby. - To nie jest także złe. - Jeśli młody chłopak zobaczyłby mnie w tym, zostałabym odnotowana na stronie internetowej jako przestępca seksualny. Ale punktem spornym jest to, że nigdy nie mogłabym sobie pozwolić na suknię w pierwszej kolejności. Nie mogę tutaj nawet kupić pary skarpetek bez utraty mojej ciężarówki. - Ten towar jest przeznaczony dla elity. - Oh, przepraszam. Wezmę tylko Cheeves z mojego Rolls-Royce, tak abym mogła się dostać na lotnisko i powrócić moim prywatnym odrzutowcem do willi w Toskanii. Jego usta drgnęły, kiedy przewrócił na następną stronę. - To jest czerwona sukienka? - Tak, ale o wiele lepsza po tym jak ją poprawiłam. Są jeszcze cztery inne, różne wzory. Tak wiele pomysłów przychodziło mi naraz, że musiałam je po prostu utrwalić, aby mi nie uciekły. Jeśli wiesz, co mam na myśli. - Tak właściwie to wiem. - Posłał jej dziwne spojrzenie. To było oryginalne. Nie wyglądał na takiego typa, który zrozumiałby taki osobliwy proces twórczy. Wyglądał bardziej na sportowca, ale z budowy ciała raczej na pływaka niż sztangistę. Czy rzeczywiście mógł ją aresztować? Jego nienaturalne oskarżenia w polaczeniu z pięknym wygładem odwracały ją od sedna sprawy tak, że bełkotała jak nerwowa idiotka. Musi być bardziej zrelaksowana i milsza. - Bardzo mi przykro. Nie zamierzałam niczego kraść. Jestem w tarapatach? Spojrzał na nią z cieniem uśmiechu. - A chcesz być? Powstrzymała się od powiedzenia „tak‟. Dobry Boże, ten facet był seksowny. I zbyt wspaniały jak dla własnego dobra. Bez wątpienia miał problemy ze znalezieniem ubrania, które pasowałoby na te szerokie ramiona i długie nogi. Prawdopodobnie miał też problemy z kobietami. Wystarczy, że spojrzałyby raz na niego i ich ciuchy przypadkowo leżałyby już na ziemi.

Wampir z sąsiedztwa - 23 - Aha! To właśnie zrobi, jeśli ją zaaresztuje. Zaoferuje się mu i poświeci. Jakie to by było szlachetne. I śmieszne. Nigdy nie będzie miała na to odwagi. Skończył przeglądać jej rysunki. - Są rzeczywiście bardzo dobre. Widzę, że będą one korzystniejsze dla kobiety z… pełniejszą sylwetka. Naprawdę spodobały mu się jej szkice? Serce Heather wezbrało dumą i radością. Lubiła również jak się ją nazywało pełniejsza. - Dziękuje. Również za to, że nie nazywa pan takich kobiet jak ja grubymi. Zdrętwiał. - Dlaczego miałbym tak powiedzieć, jeśli to nie jest prawda? Wow! Ten facet był prawdziwym problemem. Nie tylko był wspaniały, ale także wiedział jak właściwie rozmawia się z kobieta. Podwójne niebezpieczeństwo. I podwójna zabawa? Nie, zbeształa się psychicznie. Właśnie uwolniła się od jednego nieszczęsnego samca. W żaden sposób tego nie powtórzy. - Lepiej już pójdę. - Odwróciła się, aby wyjść. - Zapomniałaś szkicownika. Obróciła się do niego twarzą. - Pozwalasz mi je zatrzymać? - Pod jednym warunkiem… - Spojrzał za nią. - Cholera. Musimy iść. Spojrzała przez ramie. Wielki facet w kilcie konfiskował młodej kobiecie aparat fotograficzny. - Ale ja chcę zdjęcie na mojego bloga - sprzeciwiła się młoda kobieta. - Chodź. - Wspaniały ochroniarz chwycił ramię Heather i poprowadził ją w kierunku podwójnych drzwi z zawieszonym nad nimi napisem Prywatne. - Czekaj chwilkę. - Heather spowolniła. - Gdzie mnie zabierasz? - Do miejsca, w którym możemy porozmawiać. Porozmawiać? Nie znaczyło to czegoś innego? Dobry Boże, ciągnie ją gdzieś, gdzie chce ją zgwałcić. – Uh, Nie rozmawiam z obcymi.

Wampir z sąsiedztwa - 24 - - Właśnie mówisz do mnie. - Posłał jej skrzywione spojrzenie i wciągnął ją przez podwójne drzwi do korytarza. - Dostarczyłaś mi sporo emocji. - Cóż, tak. - Spojrzała z powrotem na salon. - Mam tylko nadzieje, że nie spodziewasz się niczego więcej. Zatrzymał się przed następnymi podwójnymi drzwiami i oddał jej notatnik. Kiedy wkładała go do torebki, wybrała numer z klawiatury. - To, co teraz ci pokaże, jest bardzo prywatne. O Boże, bała się tego. - Tylko dla elity? - Dokładnie. Wiem, że jesteś krytyczna, ale myślę, że będziesz pod wrażeniem. Jej wzrok powędrował ku południowi. - Jestem pewna, że będę. - Heather. Ten miękki sposób, w jaki wyraził jej imię sprawił, że wszystko w niej topniało i stawało się lepkie. Podniosła oczy, aby spotkać się z jego. Przygryzł wargi. - Czy mówimy o tym samym? - Nie wiem. - Jej serce waliło. Ciężko było się skupić, kiedy tak na nią patrzył. - Mam zamiar pokazać ci resztę kolekcji jesiennej. - Oh. - Zamrugała. - Prawda. Właśnie o tym myślałam. - Oczywiście. - Błysk w jego oku był podejrzany. Otworzył drzwi i wprowadził ją do środka. - Jest ciemno… - szepnęła, kiedy zapaliły się światła. Szybki rzut oka na wysoki pułap, sprawił, że dowiedziała się, że zapalił tylko połowę świateł. Jej wzrok przeniósł się na dół. Pokój był ogromny, o wiele większy od salonu z ciuchami. Ściany pokrywały półki wypełnione pięknymi tkaninami. Jej palce swędziły, aby dotknąć wszystkiego. Z tyłu dostrzegła dwie maszyny do szycia. Odbijały szkło z francuskich drzwi wzdłuż tylniej ściany. Po lewej stronie Sali stały dwa duże stoły do ciecia materiałów. Na prawo stojak za stojakiem wypełniony był bajecznymi kreacjami. Po środku, ogromna ilość manekinów damskich i męskich stała w kółku dającym na myśl Stonehenge, jako ośrodek mody. Dobry Boże, co ona by dała za taką pracownię jak ta. To niebo.

Wampir z sąsiedztwa - 25 - - To jest miejsce, gdzie staje się magia. - Magia? - Zatrząsnął drzwi. - Ja bym to raczej nazwał ciężką praca. - Ale to jest bajeczne. - Powędrowała w kierunku pierwszego stojaka z odzieżą, jej obcasy stukały na drewnianej podłodze. - To jest raczej miejsce, gdzie z pomysłów rodzą się niesamowite rzeczy. Poszedł za nią. - Wiec podoba ci się studio projektowe? - Oh tak. - Sprytnie przejrzała, jakie ciecia miały żakiety na pierwszym stojaku. - Godne podziwu. - Potarła tkaninę miedzy palcami i zmarszczyła brwi. - Coś nie tak? - To wełna. - To kurtka zimowa. - A to jest Teksas. Możesz ją sprzedać w Panhandle, ale tu, aby ją nosić musiałbyś włączyć klimatyzacje, nawet w zimie. - Nie zdawałem sobie z tego sprawy. - Skrzyżował ramiona, marszcząc brwi. - Choć, ciecie jest niezwykłe. - Podziwiała jedną z kurtek. - Facet to geniusz. - Myślałem, że jest całkowicie oderwany od rzeczywistości. - Heather roześmiała się. - To też. - Przeszła do następnego wieszaka. - Sama zrobiłaś sukienkę? - Drgnęła. - Czy to także oczywiste? - Wzruszył ramionami. - Faktycznie, jest dobrze wykonana. Tkanina jest okropna, ale w dzisiejszych czasach jest jej tak wiele. - Oh, wiem. Kupowałam rzeczy, które praktycznie rozpadały się po dwóch praniach. Zatrzymała się przed bolerkiem z paciorkami, aż nagle przyszło jej coś do głowy. Skąd ochroniarze mogli wiedzieć coś na temat materiału? - To twój własny projekt? - Zapytał. - Po części. Lubię łączyć różne faktury z różnych modeli, aby zrobić coś… unikalnego. - Skinął głowa. - Jest wyjątkowa. - Dziękuje. - Kim był ten facet? - Czy… czy pracujesz dla Echarpa jako projektant?