Dla Jarroda –
mojego najlepszego przyjaciela
i prawdziwej miłości
===aF5sDjsIbQg+DjYCMgFjATIFZwVnBTEFYAVhV2UDNwQ=
===aF5sDjsIbQg+DjYCMgFjATIFZwVnBTEFYAVhV2UDNwQ=
31 grudnia 2014 roku, prawie północ
Na patio pod tarasem było zimno. Wręcz lodowato. I ciemno.
Ciemno, dlatego że był środek nocy i jeszcze dlatego że Mags pozostawała w cieniu.
Wiedziała, że tutaj nikt nie będzie jej szukał. Nikt, a szczególnie Noel. Ominie ją cała zabawa.
Dzięki Bogu. Że też nie wpadła na to kilka lat wcześniej.
Oparła się o ścianę domu Alicii i zaczęła chrupać przyniesioną mieszankę orzechową. Mama Alicii robiła najlepszą
mieszankę orzechową. Z początku było słychać dobiegającą ze środka muzykę, potem zrobiło się cicho. To dobrze. To
znaczy, że zaczyna się odliczanie.
– Dziesięć! – krzyknął ktoś.
– Dziewięć! – zawtórowali mu inni.
– Osiem!
Wszystko ją ominie.
Całe szczęście.
31 grudnia 2011 roku, prawie północ
– Czy w tym są orzechy? – zapytał jakiś chłopak.
Mags, która właśnie podnosiła do ust krakersa posmarowanego grubą warstwą pesto i kremowego serka,
znieruchomiała.
– Możliwe, że są orzeszki piniowe… – Zastanawiała się, zerkając na chłopaka.
– Czy to orzechy rosnące na drzewach?
– Nie mam pojęcia. Czy orzeszki piniowe rosną na pinii?
Chłopak wzruszył ramionami. Miał potargane ciemne włosy i duże niebieskie oczy, a na sobie koszulkę
z pokemonem.
– Nie znam się na orzechach – powiedziała Mags.
– Ja też nie – odparł. – A chyba powinienem… Mógłbym umrzeć, gdybym przypadkiem jakiegoś zjadł. Gdyby coś
mogło cię zabić, nie próbowałabyś się na tym poznać?
– Czy ja wiem…? – Mags wepchnęła sobie krakersa do ust i pogryzła. – Na nowotworach też się nie znam. Ani na
wypadkach samochodowych.
– No tak… – odparł chłopak, zerkając ze smutkiem na bufet. Był chudy. I blady. – Tylko że to jest jakby bardziej
osobiste. Te orzechy coś do mnie mają. Są jak przyczajeni mordercy, nie jakieś potencjalne niebezpieczeństwo.
– Cholera – powiedziała Mags – co ty im takiego zrobiłeś?
Chłopak się roześmiał.
– Zdaje się, że chciałem je zjeść.
Głośna muzyka nagle ucichła. Ktoś zawołał:
– Za chwilę północ!
Mags i nieznajomy chłopak rozejrzeli się dokoła. Alicia stanęła na sofie. Była jej koleżanką z klasy i to ona
zorganizowała imprezę – pierwszą imprezę sylwestrową w piętnastoletnim życiu Mags.
– Dziewięć! – wrzasnęła Alicia.
– Osiem! – W piwnicy było kilkadziesiąt osób i teraz wszyscy krzyczeli.
– Siedem!
– Jestem Noel – powiedział chłopak, wyciągając rękę.
Mags strzepnęła z palców śladowe ilości orzechów. Uścisnęli sobie dłonie.
– Mags.
– Cztery!
– Trzy!
– Bardzo mi miło, Mags.
– Mnie także, Noelu. Gratulacje. Kolejny rok wymykania się orzechom za tobą.
– W tym pesto prawie mnie dopadły.
– Fakt. – Pokiwała głową. – Mało brakowało.
31 grudnia 2012 roku, prawie północ
Noel oparł się o ścianę, po czym usiadł na podłodze obok Mags. Trącił ją ramieniem i dmuchnął w papierową trąbkę.
– Hej.
– Hej. – Uśmiechnęła się do niego.
Miał na sobie marynarkę w szkocką kratę i białą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem. Przy swojej jasnej karnacji łatwo
się rumienił i w tej chwili był czerwony od nasady włosów aż po drugi guzik koszuli.
– Jesteś niezmordowany – powiedziała.
– Lubię tańczyć.
– Wiem.
– Rzadko trafia się okazja.
Uniosła brew.
– Lubię tańczyć publicznie – wyjaśnił Noel. – Wśród ludzi. To dla mnie doświadczenie społeczne.
– Twój krawat ocalał – oznajmiła i pomachała mu czerwonym jedwabiem.
Rzucił jej go, kiedy tańczył na stoliku do kawy.
– Dziękuję. – Wziął od niej krawat i zawiesił go sobie na szyi. – Gratuluję refleksu. Chociaż właściwie chodziło mi
o to, żeby cię zwabić na parkiet.
– Raczej na stolik.
– Było tam dość miejsca dla dwojga, Margaret.
Mags się skrzywiła.
– Nie wydaje mi się – odparła po namyśle.
– Zawsze jest dość miejsca dla ciebie u mego boku. Na każdym stoliku do kawy – zapewnił ją. – Jesteś moją
najlepszą przyjaciółką.
– Kucyk jest twoim najlepszym przyjacielem.
Noel przeczesał palcami opadające na uszy kręcone włosy. Były mokre od potu.
– Kucyk też jest moim najlepszym przyjacielem. I Frankie. I Connor.
– I twoja mama – dodała Mags.
Noel odwrócił się do niej i wyszczerzył zęby.
– Ale przede wszystkim ty. Dziś jest nasza rocznica. W taki dzień musisz ze mną zatańczyć.
– Nie wiem, o czym mówisz – odparła (dobrze wiedząc, o czym Noel mówi).
– To było tam. – Wskazał bufet, na którym mama Alicii zawsze ustawiała przekąski. – Groził mi wstrząs
anafilaktyczny, uratowałaś mi życie. Wbiłaś mi w serce strzykawkę z adrenaliną.
– Jadłam pesto – sprostowała Mags.
– Bohatersko – podkreślił Noel.
Mags wyprostowała się gwałtownie.
– Chyba nie jadłeś dzisiaj tej sałatki z kurczaka, co? Były w niej migdały.
– Wciąż ratujesz mi życie – powiedział.
– Jadłeś?!
– Nie. Ale wypiłem trochę koktajlu owocowego. Chyba były w nim truskawki. Czuję mrowienie w ustach.
Zerknęła na niego.
– Wszystko w porządku?
Noel nie wyglądał, jakby coś mu dolegało. Był zaczerwieniony. I spocony. Jego zęby wydawały się zbyt masywne
jak na jego usta, a usta zbyt szerokie na jego twarz.
– Nic mi nie jest – zapewnił. – Jeżeli spuchnie mi język, dam ci znać.
– Oszczędź mi szczegółów swoich obleśnych reakcji alergicznych – powiedziała.
Noel poruszył brwiami.
– Powinnaś zobaczyć, co się dzieje, kiedy zjem owoce morza.
Mags przewróciła oczami, powstrzymując śmiech. Po chwili znowu na niego spojrzała.
– Co się dzieje, kiedy zjesz owoce morza?
Machnął ręką.
– Dostaję wysypki.
Zmarszczyła czoło.
– Jak to możliwe, że jeszcze żyjesz?
– Dzięki poświęceniu anonimowych bohaterów takich jak ty.
– Tej różowej sałatki też nie jedz – ostrzegła. – Jest z krewetkami.
Noel przerzucił swój czerwony krawat na jej szyję i się uśmiechnął. Nie przypominało to jego zwykłego szczerzenia
zębów.
– Dzięki.
– To ja dziękuję – odparła, poprawiając końce krawata i sprawdzając, jak wygląda. – Pasuje mi do swetra. – Miała na
sobie obszerną sukienkę z dzianiny w szalonych kolorach, jakiś skandynawski model.
– Wszystko ci do niego pasuje – odparł. – Wyglądasz jak wielkanocna pisanka w stylu bożonarodzeniowym.
– Albo jakiś tęczowy mupet – powiedziała. – Z tych kudłatych.
– Podoba mi się – zapewnił Noel. – Istna uczta dla zmysłów.
Nie była pewna, czy Noel mówi poważnie, czy kpi, więc na wszelki wypadek zmieniła temat.
– A gdzie Kucyk?
– Tam. – Pokazał palcem na drugi koniec pokoju. – Chciał o północy znaleźć się w pobliżu Simini, niby przypadkiem.
– Żeby ją pocałować?
– W rzeczy samej – odparł. – W usta. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem.
– Ależ to obrzydliwe – powiedziała Mags, bawiąc się końcami krawata.
– Całowanie?
– Nie… całowanie jest w porządku. – Poczuła, że się czerwieni. Na szczęście nie miała tak jasnej karnacji jak Noel.
Rumieniec nie zalewał jej od razu całej twarzy i szyi. – Obrzydliwe jest wykorzystywanie noworocznych życzeń jako
pretekstu do całowania kogoś, kto być może wcale nie ma na to ochoty. Prymitywna sztuczka.
– A może Simini chce pocałować Kucyka?
– A może wypadnie to okropnie niezręcznie? – odparła Mags. – I Simini pocałuje go tylko dlatego, że nie będzie
miała wyjścia?
– Przecież on nie ma zamiaru jej obmacywać czy coś – obruszył się Noel. – Najpierw nawiąże kontakt wzrokowy.
– Jaki znowu kontakt wzrokowy?
Noel zamaszyście odwrócił głowę, by zademonstrować, jak nawiązuje kontakt wzrokowy. Uniósł brwi. Jego
wyczekujące, zamglone, pełne przyzwolenia spojrzenie mówiło jednoznacznie: „Hej. Czy mogę cię pocałować?”.
– O rany. – Mags westchnęła. – Rzeczywiście, niezłe!
Noel przerwał kontakt wzrokowy i zrobił minę, jakby chciał powiedzieć: „No chyba!”.
– A co myślałaś? Ma się to doświadczenie.
– Naprawdę? – Mags wiedziała, że Noel flirtuje z dziewczynami, ale nie słyszała, żeby się z jakąś umawiał.
A w końcu najlepsi przyjaciele wiedzą o sobie takie rzeczy.
– Ba! – prychnął. – Trzy babki. Osiem sytuacji. Umiem nawiązać kontakt wzrokowy.
To był o niebo lepszy wynik, niż w swoim szesnastoletnim życiu zdołała osiągnąć Mags.
Znowu zerknęła na Kucyka. Stał przy telewizorze wpatrzony w wyświetlacz komórki. Kawałek dalej Simini
rozmawiała z przyjaciółmi.
– A jednak – ciągnęła Mags – to w pewnym sensie nie fair.
– W jakim sensie? – zapytał Noel, podążając za jej spojrzeniem. – Oboje są wolni.
– Nie w tym sensie. Tylko że to jakby… pójście na skróty. Jeżeli ktoś ci się podoba, to powinieneś się postarać.
Poznać tę osobę… Na pierwszy pocałunek trzeba sobie zasłużyć.
– Kucyk i Simini już się poznali.
– Właśnie – zgodziła się Mags. – A jednak nigdy nie byli na randce. Zauważyłeś, żeby Simini wykazywała jakieś
zainteresowanie Kucykiem?
– Czasem szczęściu trzeba pomóc – powiedział Noel. – No, wiesz. Popatrz na niego.
Mags popatrzyła na Kucyka. Miał na sobie czarne dżinsy i T-shirt, a na głowie częściowo zarośniętego irokeza, ale
jeszcze w gimnazjum nosił długie włosy i wiązał je w koński ogon, któremu zawdzięczał swoje przezwisko. Zazwyczaj
zachowywał się głośno i komicznie, a czasem głośno i odpychająco. Ciągle rysował sobie długopisem po przedramieniu.
– Ten facet nie ma pojęcia, jak powiedzieć dziewczynie, że ją lubi – skwitował Noel. – Bladego pojęcia… Zresztą
popatrz na nią.
Mags popatrzyła na Simini. Dziewczyna była drobna, delikatna i tak nieśmiała, że wyjście ze skorupki w jej
przypadku w ogóle nie wchodziło w rachubę. Żeby z nią porozmawiać, trzeba było zadać sobie trud i samemu do niej
dotrzeć.
– Nie każdy może być gwiazdą jak my. – Noel westchnął i pochylił się w stronę Mags, wskazując na Kucyka
i Simini. – Nie każdy umie sięgać po to, czego pragnie. Może północ jest właśnie tym, czego potrzebują, żeby ruszyć
z miejsca. Zazdrościsz im?
Mags się odwróciła. Twarz Noela znajdowała się tuż ponad jej ramieniem. Biło od niego ciepło. I zapach jakiegoś
dezodorantu z Walgreens.
– Dramatyzujesz – stwierdziła.
– Jak zawsze, kiedy sytuacja robi się dramatyczna. To ze mnie po prostu wyłazi.
– Na przykład podczas tańca na stoliku do kawy?
– Na przykład po zjedzeniu truskawek – odparł i wystawił język. – Jeft fpuchnięty?
Mags usiłowała przyjrzeć się językowi Noela. Nagle muzyka ucichła.
– Zaraz północ! – krzyknęła Alicia, podchodząc do telewizora.
Na Times Square zaczynało się odliczanie. Kucyk podniósł wzrok znad swojej komórki i ukradkiem zbliżył się do
Simini. Pokój wypełniały chóralne okrzyki:
– Dziewięć!
– Osiem!
– Wygląda w porządku – powiedziała Mags do Noela.
Schował język i się uśmiechnął.
Mags uniosła brwi, właściwie nie zdając sobie z tego sprawy.
– Szczęśliwego nowego roku, Noelu.
Jego spojrzenie zrobiło się zamglone. W każdym razie tak jej się zdawało.
– Szczęśliwego nowego roku, Mags.
– Cztery!
Nagle podbiegła do nich Natalie, usiadła pod ścianą obok Noela i złapała go za ramię.
Była ich wspólną koleżanką, choć nie należała do grona najbliższych przyjaciół. Miała karmelowobrązowe włosy
i zawsze nosiła głęboko rozpięte flanelowe koszule.
– Szczęśliwego nowego roku! – zawołała do nich.
– Jeszcze nie – odparła Mags.
– Jeden! – krzyknęli pozostali.
– Szczęśliwego nowego roku! – powiedział Noel do Natalie.
A potem Natalie pochyliła się ku niemu, on pochylił się ku niej i się pocałowali.
31 grudnia 2013 roku, prawie północ
Noel wdrapał się na bok sofy i wyciągnął ręce do Mags.
Minęła go, kręcąc głową.
– No, chodź! – próbował przekrzyczeć muzykę.
Jeszcze raz pokręciła głową, przewracając oczami.
– To nasza ostatnia szansa, żeby razem zatańczyć! – przekonywał. – Ostatni rok szkoły!
– Mamy jeszcze kilka miesięcy – odparła Mags i podeszła do bufetu, żeby wziąć sobie minikisz.
Noel zszedł z sofy i dla odmiany wdrapał się na stolik do kawy. Następnie zrobił najdłuższy krok, jaki zdołał,
i wylądował na małej dwuosobowej kanapie, przy której stała teraz Mags.
– To przecież nasza piosenka – powiedział.
– To Baby Got Back – poprawiła go Mags.
Noel wyszczerzył zęby.
– A to wystarczający powód, żeby z tobą nie tańczyć – dodała.
– Tak czy owak, nigdy ze mną nie tańczysz.
– Robię z tobą wszystko inne. – Tak właśnie było. Uczyła się z Noelem. Jadała z nim lunch. Wstępowała po niego
w drodze do szkoły. – Nawet do fryzjera z tobą chodzę.
Dotknął swoich ciemnych gęstych loków z tyłu głowy.
– Kiedy pójdę sam, zawsze obetną mi za krótko.
– Ja się nie skarżę – powiedziała. – Po prostu tym razem na mnie nie licz.
– Co to? – zapytał.
Mags zerknęła na półmisek.
– Chyba kisz.
– Myślisz, że mogę?
Włożyła do ust tartaletkę i pogryzła. Nie wyczuła w niej kiwi, orzechów ani owoców morza.
– Chyba tak – odparła. Podała mu następną, a Noel nachylił się i zjadł przekąskę z jej ręki.
Wciąż stał na kanapie i spoglądał na Mags z wysokości ponad dwóch metrów. Miał na sobie idiotyczny biały
garnitur. Trzyczęściowy. Skąd on coś takiego wytrzasnął?
– Dobre. Dzięki. – Sięgnął po colę, którą trzymała Mags, a ona pozwoliła mu się napić. Nagle przekrzywił głowę. –
Margaret! Grają naszą piosenkę.
Mags nadstawiła uszu.
– Czy to ten przebój Keshy?
– Zatańcz ze mną. Dziś jest nasza rocznica.
– Nie lubię tańczyć w stadzie.
– Ale tak jest najlepiej! Taniec to doświadczenie społeczne!
– Dla ciebie – powiedziała Mags, popychając go.
Zachwiał się, ale nie upadł.
– Ty i ja nie jesteśmy identyczni.
– Wiem. – Noel westchnął. – Ty możesz jeść orzechy. Zrób to dla mnie i spróbuj tych ciastek. A ja będę patrzył.
Mags spojrzała na bufet.
– Tych? – Wskazała palcem talerz brownie z orzechami pekan.
– Tak.
Wzięła ciastko i ugryzła. Na jej kwiecistą sukienkę posypały się okruchy. Strzepnęła je.
– Dobre? – zapytał.
– Bardzo dobre. Bardzo czekoladowe. Rozpływają się w ustach. – Ugryzła jeszcze kawałek.
– To niesprawiedliwe. – Noel przytrzymał się oparcia kanapy i wychylił w jej stronę. – Daj obejrzeć.
Mags otworzyła usta i wystawiła język.
– Niesprawiedliwe – powtórzył. – Wygląda świetnie.
Zamknęła usta i pokiwała głową.
– Przełknij te pyszności i zatańcz ze mną – poprosił.
– Cały świat z tobą tańczy – powiedziała Mags. – Daj mi spokój.
Wzięła sobie na drogę kolejną tartaletkę i jeszcze jedno brownie i zostawiła Noela samego.
W piwnicy domu Alicii nie było zbyt wiele miejsca do siedzenia. To dlatego Mags zwykle sadowiła się na podłodze.
(Być może z tego samego powodu Noel wchodził na stolik do kawy). Kucyk siedział na wielkim miękkim pufie w kącie
obok baru, a Simini na jego kolanach. Dziewczyna uśmiechnęła się do Mags, a Mags odwzajemniła uśmiech i pomachała
jej.
W barze nie było alkoholu. Kiedy Alicia urządzała imprezę, rodzice chowali napoje wyskokowe. Stołki barowe były
zajęte, więc Mags z czyjąś pomocą wdrapała się na wysoki blat.
Patrzyła, jak Noel tańczy. (Z Natalie. Potem z Alicią i z Connorem. A potem sam, z rękami nad głową).
Patrzyła, jak wszyscy tańczą.
Imprezowali w tej piwnicy od zawsze. Przychodzili tu po meczach futbolowych i po szkolnych balach. Dwa lata temu
Mags nie znała w tym pokoju nikogo oprócz Alicii. Teraz otaczali ją najbliżsi przyjaciele, zwyczajni przyjaciele oraz
osoby, które poznała dostatecznie dobrze, żeby trzymać się od nich z daleka.
Oraz Noel.
Mags dokończyła ciastko i patrzyła, jak Noel podskakuje.
Noel był jej najlepszym przyjacielem – nawet jeśli ona nie była jego najlepszą przyjaciółką. Noel był dla niej t y m
kimś.
Był pierwszą osobą, z którą rozmawiała rano po przebudzeniu, i ostatnią, do której wysyłała esemes przed
zaśnięciem. Nie było to zamierzone ani z góry ustalone. Tak po prostu między nimi było. Jeśli o czymś mu nie
powiedziała, miała wrażenie, że to się nie wydarzyło.
Odkąd w drugim semestrze drugiej klasy okazało się, że chodzą na te same zajęcia z dziennikarstwa, stali się
nierozłączni. (I właśnie tego dnia powinni świętować rocznicę, nie w sylwestra). A potem oboje zapisali się jeszcze na
fotografię i tenisa.
W zeszłym roku poszli nawet razem na bal, chociaż on już kogoś wcześniej zaprosił.
– Idziesz z nami i bez dyskusji – powiedział wtedy.
– A co na to Amy?
– Amy wie, że jesteś w pakiecie. Gdyby nie ty, pewnie w ogóle nie chciałaby się ze mną zadawać.
(Po balu Noel i Amy więcej się nie umówili. Nie byli parą nawet na tyle długo, żeby móc ze sobą zerwać).
Mags zastanawiała się właśnie nad kolejnym ciastkiem, kiedy ktoś nagle wyłączył muzykę, a ktoś inny zaczął błyskać
światłami. Alicia podbiegła do baru, krzycząc:
– Za chwilę północ!
– Dziesięć! – zawołał po chwili Kucyk.
Mags rozejrzała się za Noelem. Stał na kanapie i patrzył na nią. Przeszedł na stolik do kawy i drapieżnie wyszczerzył
zęby. Uśmiech Noela zawsze był trochę drapieżny – miał stanowczo zbyt wiele zębów. Mags nabrała powietrza
i wypuściła je z drżeniem. (Noel był dla niej t y m kimś).
– Osiem! – rozległo się w pokoju.
Przywołał ją gestem.
Uniosła brew.
Cały czas dawał jej znaki i robił miny pod tytułem: „Daj spokój, Mags”.
– Cztery!
Potem na stolik do kawy wdrapała się Frankie i objęła go za szyję.
– Trzy!
Noel odwrócił się do Frankie i wyszczerzył zęby.
– Dwa!
Frankie uniosła brwi.
– Jeden!
Frankie podniosła głowę. Noel pochylił głowę.
I się pocałowali.
31 grudnia 2014 roku, około dwudziestej pierwszej
Podczas przerwy świątecznej Mags jeszcze nie spotkała się z Noelem. Jego rodzina spędzała święta w Disneylandzie.
Dostała od niego esemes: „Jest 26 stopni, a ja od 72 godzin mam na głowie mysie uszy”.
Ostatni raz widzieli się w sierpniu, w dniu, w którym ojciec Noela odwoził go do Notre Dame. Przyszła wtedy do
jego domu z samego rana, żeby się pożegnać.
Noel nie przyjechał do domu na Święto Dziękczynienia. Bilety lotnicze były za drogie.
Oglądała zdjęcia jego znajomych, które zamieszczał w sieci. (Znajomi z akademika. Znajomi na imprezach.
Dziewczyny). I pisali do siebie esemesy. Dużo esemesów. Ale od sierpnia się nie spotkali i od tamtego czasu Mags nie
słyszała jego głosu.
Prawdę mówiąc, nawet go nie pamiętała. Nie mogła sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek naprawdę słuchała głosu
Noela. Nie miała pojęcia, czy jest głęboki i grzmiący, czy może wysoki i łagodny. Nie mogła sobie przypomnieć, jak Noel
mówi ani jak wygląda, w każdym razie nie wtedy, kiedy się porusza. Mogła tylko oglądać jego twarz na dziesiątkach
zdjęć, które wciąż miała w telefonie.
„Idziesz do Alicii?”, napisał do niej wczoraj w drodze z lotniska do domu.
„A dokąd miałabym pójść?”, odpisała Mags.
Ekstra.
Dotarła do Alicii wcześniej niż inni. Pomogła jej posprzątać piwnicę, a jej mamie polukrować brownie. Alicia
przyjechała do domu z college’u w Dakocie Południowej. Zrobiła sobie tatuaż – małego ptaszka na plecach.
Mags nie dorobiła się tatuaży. W ogóle się nie zmieniła. Nawet nie wyjechała z Omaha – dostała stypendium
i studiowała wzornictwo przemysłowe na jednej z miejscowych uczelni. Mając pełne stypendium, głupotą byłoby
wyjeżdżać.
Nie mogła się zdecydować, w co się ubrać na dzisiejszą imprezę.
Najpierw wybrała sukienkę, która zawsze podobała się Noelowi – szarą w czerwone piwonie. Potem, nie chcąc, żeby
pomyślał, że nie umie wymyślić niczego innego, włożyła nową sukienkę z kremowej koronki i wzorzyste różowo-złote
rajstopy.
Stała przed lustrem i przyglądała się swojemu odbiciu. Ciemnym włosom. Gęstym brwiom i okrągłemu
podbródkowi. Starała się zobaczyć siebie oczami Noela, który nie widział jej od sierpnia. W końcu postanowiła udawać,
że wcale jej nie obchodzi, czy mu się podoba.
A potem wyszła.
W połowie drogi do samochodu zawróciła i wbiegła z powrotem na górę po kolczyki, które dostała od niego na
osiemnastkę – anielskie skrzydła.
– Nie wiesz, czy będzie Noel? – zapytała Alicia jakieś pół godziny po przyjściu pierwszych gości.
„A skąd mogę wiedzieć?”, miała ochotę powiedzieć. Ale wiedziała.
– Będzie – odparła. – Ma przyjść.
Kiedy Noel wreszcie się pojawił, Mags właśnie rozmawiała z Kucykiem. Kucyk studiował inżynierię w Iowa.
Zapuścił włosy i znowu nosił koński ogon, za który Simini lubiła go ciągnąć. Studiowała sztuki piękne w Utah, ale
wkrótce miała się przenieść do Iowa. Albo Kucyk do Utah. Albo oboje mieli zamieszkać gdzieś w połowie drogi.
– Co jest w połowie drogi? – zastanawiał się głośno Kucyk. – Nebraska? Cholera, kochanie, nie łatwiej byłoby po
prostu wrócić do domu?
Mags od razu się zorientowała, kiedy przyszedł. (Wszedł tylnymi drzwiami, wpuszczając do środka zimny powiew).
Spojrzała ponad ramieniem Kucyka i zobaczyła Noela, a Noel zobaczył ją. A potem przeszedł przez piwnicę, mijając
dwuosobową kanapę, stolik kawowy i sofę, Kucyka i Simini. Wziął Mags w ramiona, podniósł i się obrócił.
– Mags! – powiedział.
– Noel! – wyszeptała.
Noel uściskał też Kucyka i Simini. A później Frankie, Alicię i Connora. Wszystkich. Noel lubił się przytulać.
Potem wrócił do Mags i praktycznie przyparł ją do muru, prawie miażdżąc w objęciach.
– O Boże, Mags. Nie opuszczaj mnie więcej.
– Wcale cię nie opuściłam – wymamrotała w jego pierś. – To nie ja wyjechałam.
– Nie pozwól mi więcej cię opuścić – mruknął w czubek jej głowy.
– Kiedy wracasz do Notre Dame? – zapytała.
– W niedzielę.
Noel miał na sobie spodnie w kolorze burgunda (z materiału miększego niż dżins, ale sztywniejszego niż aksamit),
koszulkę w białe i granatowe paski oraz szarą marynarkę z postawionym kołnierzem.
Jego skóra była tak samo blada jak zawsze.
Oczy szeroko otwarte i błękitne jak zawsze.
Tylko włosy miał teraz znacznie krótsze, podgolone nad uszami i z tyłu. Na czoło opadały mu długie ciemne loki.
Mags dotknęła jego głowy nad karkiem. Miała wrażenie, że czegoś tam brakuje.
– Wszystko przez to, że cię ze mną nie było, Margaret – stwierdził. – Ta fryzjerka nie wiedziała, kiedy przestać.
– Nie przesadzaj – odparła, głaszcząc jego głowę. – Świetnie wyglądasz.
Wszystko było jak zwykle, a jednak wszystko było inaczej.
Ci sami ludzie. Ta sama muzyka. Te same kanapy.
Ale w ciągu tych czterech miesięcy wszyscy się od siebie oddalili, każdy podążał teraz inną drogą.
Frankie przyniosła piwo i ukryła je pod kanapą, a Natalie, kiedy dotarła na miejsce, była już pijana. Connor
przyprowadził swojego nowego chłopaka z college’u. Nikt nie mógł z nim wytrzymać, więc Alicia próbowała odciągnąć
Connora na bok, żeby mu to powiedzieć. W piwnicy panował większy tłok niż zwykle i nie tańczyli już tyle, co kiedyś…
Tańczyli mniej więcej tyle, co na normalnych imprezach – u innych ludzi. Po prostu i c h imprezy kiedyś były
niezwykłe. Dawniej w tej piwnicy zbierało się dwadzieścia pięć osób, które znały się tak dobrze, że nie miały przed sobą
nic do ukrycia.
Noel tego wieczoru nie tańczył. Trzymał się z Kucykiem, Simini i Frankie. Nie odstępował Mags na krok.
Była szczęśliwa, że udało im się utrzymać kontakt. Dzięki codziennym esemesom nadal wiedziała, o czym myśli Noel
z samego rana. Podczas gdy pozostali musieli się zadowolić żartami sprzed siedmiu miesięcy, Noel i Mags byli na
bieżąco.
Noel wziął piwo, którym poczęstowała go Frankie, jednak widząc, że Mags przewraca oczami, oddał je Kucykowi.
– Jak jest teraz w Omaha? – zapytała ją Simini. – Kiedy wszyscy wyjechali?
– Jak w centrum handlowym po zamknięciu sklepów – powiedziała Mags. – Strasznie za wami tęsknię.
Nagle Noel drgnął.
– Hej – powiedział do Mags, ciągnąc ją za rękaw.
– Co?
– Chodź. No chodź ze mną.
Odciągnął ją od przyjaciół i ruszył schodami na górę. Kiedy jednak już tam dotarli, stwierdził:
– Za daleko, nie słychać muzyki.
– Co?
Zeszli do połowy schodów i Noel zamienił się z nią miejscami, tak żeby stała o jeden stopień wyżej od niego.
– Zatańcz ze mną, Mags. Grają naszą piosenkę.
Mags przekrzywiła głowę.
– A Thousand Years?
– To nasza prawdziwa piosenka – upierał się. – Zatańcz ze mną.
– Jakim cudem to miałaby być nasza piosenka?
– Leciała, kiedy się poznaliśmy – odparł Noel.
– Kiedy?
– Kiedy się poznaliśmy – powtórzył, ponaglając ją gestem.
– Tutaj?
– Tak. Kiedy się poznaliśmy. Tam, na dole. Byliśmy w drugiej klasie, a ty uratowałaś mi życie.
– Nigdy nie uratowałam ci życia, Noelu.
– Dlaczego zawsze musisz psuć tę historię?
– Pamiętasz, jaka piosenka leciała, kiedy się poznaliśmy?
– Zawsze zapamiętuję piosenki – odparł. – Cały czas.
Rzeczywiście tak było. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc rzuciła tylko:
– Co?
Noel jęknął.
– Nie lubię tańczyć – tłumaczyła.
– Nie lubisz tańczyć p r z y l u d z i a c h – uściślił.
– Właśnie.
– Chwileczkę. – Noel westchnął i pobiegł na dół. – Nie ruszaj się z miejsca! – zawołał jeszcze, zanim zniknął.
– Ja nigdy nie ruszam się z miejsca! – odkrzyknęła.
Piosenka zaczęła się od początku.
Potem Noel z powrotem wbiegł na schody. Stanął o jeden stopień niżej niż Mags i uniósł ręce.
– Proszę…
Mags westchnęła i także uniosła ręce. Nie bardzo wiedziała, co ma z nimi zrobić…
Noel ujął jej dłoń, drugą położył sobie na ramieniu i objął Mags w talii.
– Jezu… – westchnął. – Nie rozumiem, dlaczego to taki wielki problem.
– A ja nie rozumiem, dlaczego tak się przy tym upierasz – powiedziała. – Żeby tańczyć.
– A dlaczego ty tak się upierasz, żeby ze mną nie tańczyć?
Kiedy tak stali na schodach, była od niego odrobinę wyższa.
Minęła ich mama Alicii, która właśnie schodziła.
– Cześć, Mags. Cześć, Noelu. Jak tam Notre Dame?
Noel przyciągnął Mags bliżej, żeby przepuścić panią Porter.
– Dobrze – odparł.
– Przespaliście ten ostatni mecz z Michigan.
– Właściwie to nie gram w futbol – powiedział Noel.
– To żadne wytłumaczenie – stwierdziła pani Porter.
Noel nie rozluźnił uścisku, kiedy mama Alicii już poszła. Jego ramię przytrzymywało Mags w pasie, ich ciała ciasno
do siebie przylegały.
Przez wszystkie te lata, kiedy się przyjaźnili, nie stronili od kontaktu fizycznego. Noel lubił bliskość. I przytulanie.
A także łaskotanie i pociąganie za włosy. Sadzał sobie dziewczyny na kolanach i najwyraźniej całował każdą, która
w sylwestra nawiązała z nim kontakt wzrokowy…
A jednak nigdy nie obejmował Mags tak jak teraz.
Nigdy się nie zdarzyło, żeby sprzączka jego paska wbijała jej się w biodro. Albo żeby Mags czuła smak jego
oddechu.
Pani Porter weszła z powrotem po schodach, a Noel jeszcze mocniej przytulił Mags.
A Thousand Years zaczęła się od nowa.
– Kazałeś komuś puścić to jeszcze raz? – zapytała Mags.
– Ustawiłem powtarzanie – odparł. – Wyłączą, kiedy się zorientują.
– Czy to ze Zmierzchu?
– Zatańcz ze mną, Mags.
– Tańczę – odparła.
– Wiem. Nie przestawaj.
– Dobrze. – Mags, która do tej pory trzymała się prosto, na wypadek gdyby Noel ją puścił, teraz dała sobie spokój.
Rozluźniła się w jego objęciach, z ręką na jego ramieniu. Znowu dotknęła z tyłu jego włosów, bo miała na to ochotę. Bo
wciąż jej ich brakowało.
– Nie podoba ci się – stwierdził.
– Podoba – odparła. – Jest po prostu inaczej niż kiedyś.
– Ty jesteś inna niż kiedyś.
Mags zrobiła minę, jakby chciała powiedzieć: „Odbiło ci”.
– Naprawdę – zapewnił.
– Jestem taka sama, jak byłam. Jestem jedyną osobą w tym pokoju, która się nie zmieniła.
– Bardzo się zmieniłaś.
– W jakim sensie?
– Nie wiem – powiedział. – Może to dlatego, że my wyjechaliśmy, a ty zostałaś. Postąpiłaś inaczej niż wszyscy.
– To jakiś absurd – stwierdziła Mags. – Codziennie z tobą rozmawiam.
– To za mało – odparł. – Nigdy nie widziałem tej sukienki.
– Nie podoba ci się moja sukienka?
– Skąd. – Noel pokręcił głową. Zachowywał się inaczej niż zwykle. Był poruszony. – Podoba mi się. Jest śliczna. Po
prostu inna. Ty jesteś inna. Wciąż mam wrażenie, że jesteś zbyt daleko. – Przycisnął czoło do jej czoła.
Odsunęła się.
– Jesteśmy naprawdę blisko, Noelu.
Prychnął poirytowany prosto w jej twarz.
– Dlaczego nie masz chłopaka?
Mags zmarszczyła czoło.
– Skąd wiesz, że nie mam?
Odsunął głowę i spojrzał na nią wstrząśnięty.
– Nic byś mi o tym nie powiedziała?
– Daj spokój – odparła. – Jasne, że bym ci powiedziała. Jasne. Po prostu nie wiem, co odpowiedzieć. Nie mam
pojęcia, dlaczego nie mam chłopaka.
– Będzie jeszcze gorzej – stwierdził. – Zmienisz się jeszcze bardziej.
– Cóż, ty też – odparła.
– Ja się nie zmieniam.
Mags się roześmiała.
– Jesteś jak kalejdoskop. Wystarczy na chwilę odwrócić wzrok.
– Nie masz tego dość? – zapytał.
Mags pokręciła głową. Potarła nosem o jego nos.
– Uwielbiam to.
Przestali się kołysać.
– Czy my wciąż tańczymy? – zapytała.
– Tańczymy. Nie rób sobie złudzeń, Margaret. – Wypuścił jej dłoń i otoczył ją drugim ramieniem. – Nie odchodź
nigdzie.
– Ja się nigdzie nie ruszam – wyszeptała.
Pokręcił głową, jakby to było kłamstwo.
– Jesteś moją najlepszą przyjaciółką – powiedział.
– Masz mnóstwo najlepszych przyjaciół – odparła.
– Nie – zapewnił. – Tylko ciebie.
Mags obejmowała go teraz obiema rękami za szyję. Przycisnęła czoło do jego czoła. Czuła zapach jego skóry.
– Wciąż jesteś za daleko – powtórzył.
Ktoś się zorientował, że piosenka leci w kółko, i puścił następną.
Ktoś inny zorientował się, że Mags i Noel zniknęli. Natalie poszła go szukać.
– Noelu! Chodź, zatańcz ze mną! Grają naszą piosenkę!
To była ta piosenka Keshy.
Noel odsunął się od Mags. Uśmiechnął się do niej zakłopotany. Jakby przed chwilą trochę głupiutko się zachował, ale
przecież mu wybaczy, prawda? Jest impreza, powinni teraz się bawić.
Zszedł po schodach, a Mags za nim.
Pod ich nieobecność impreza się rozkręciła. Wszyscy wydawali się młodsi. Pozdejmowali buty i skakali po kanapach.
Śpiewali te same piosenki co zawsze.
Noel ściągnął marynarkę i rzucił ją Mags. Złapała. W końcu miała niezły refleks. Noel miał niezłe ciało.
Był szczupły i blady. W bordowych spodniach, jakich nikt inny by nie włożył, i koszulce, która jeszcze rok temu by
na nim wisiała, prezentował się naprawdę nieźle.
A ona tak bardzo go kochała.
Wiedziała, że kolejny raz tego nie zniesie.
Nie mogła stać z boku i patrzeć, jak Noel całuje kogoś innego. Nie dzisiaj. Czuła, że przyglądanie się, jak ktoś kradnie
pocałunek, na który przecież zasługiwała, byłoby ponad jej siły.
Tak więc kilka minut przed północą wzięła sobie garść mieszanki orzechowej i udała, że wychodzi do przedpokoju.
Albo na przykład do łazienki. Albo że na przykład postanowiła sprawdzić filtr w piecu.
I wymknęła się tylnymi drzwiami na patio. Nikomu nie przyjdzie do głowy, by szukać jej na zewnątrz.
Było zimno, ale Mags miała ze sobą marynarkę Noela, więc ją włożyła. Oparła się o ścianę domu Alicii i chrupiąc
mieszankę orzechową jej mamy, słuchała muzyki. Pani Porter robiła najlepszą mieszankę orzechową na świecie.
A potem muzyka umilkła i zaczęło się odliczanie.
Dobrze zrobiła. Gdyby została w środku, za bardzo by cierpiała. Za każdym razem cierpiała za bardzo, ale czuła, że
w tym roku mogłoby ją to zabić.
– Siedem!
– Sześć!
– Mags! – zawołał ktoś.
To był Noel. Poznała go po głosie.
– Margaret!
– Cztery!
– Tu jestem – odpowiedziała. I powtórzyła głośniej: – Tu jestem! – W końcu była jego najlepszą przyjaciółką.
Unikanie go to jedno, a ukrywanie się to jednak zupełnie co innego.
– Dwa!
– Mags…
W smudze księżycowego blasku przedostającego się między deskami tarasu ukazała się jego postać. Skierował na nią
zamglone spojrzenie. Uniósł brwi.
– Jeden!
Mags skinęła głową i odepchnęła się od ściany domu, ale Noel zaraz pchnął ją z powrotem, obejmując, osaczając
i przypierając do muru.
Pocałował ją mocno.
Mags zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła go do siebie, jego podbródek i rozchylone usta.
Noel trzymał jej ramiona.
Po kilku minutach – może po więcej niż kilku, po jakimś czasie – oboje jakby uwierzyli, że to drugie nigdzie nie
odejdzie.
Odprężyli się.
Mags gładziła loki Noela, odgarniając mu je z twarzy. Noel przywarł do niej całym ciałem, całując ją w rytm piosenki,
której dźwięki dobiegały ze środka.
Kiedy on przerwie pocałunek, ona powie mu, że go kocha, poprosi, żeby nie odchodził.
– Nie… – zaczęła, kiedy Noel wreszcie podniósł głowę.
– Mags – wyszeptał. – Usta mi drętwieją.
– Nie musisz mnie cały czas całować – powiedziała. – Tylko nie odchodź.
– Nie… – Noel cofnął się i Mags zrobiło się zimno. – Usta mi drętwieją. Jadłaś truskawki?
– O Boże! – zawołała. – Mieszanka orzechowa!
– Mieszanka orzechowa?
– Z orzeszkami ziemnymi – powiedziała. – Inne orzechy pewnie też w niej są.
– Aha.
Mags odciągnęła go od ściany.
– Masz jakieś leki?
– Benadryl – odparł. – W samochodzie. Tylko że po nim robię się śpiący. Nic mi nie będzie.
– Gdzie kluczyki?
– W kieszeni. – Wskazał marynarkę, którą miała na sobie. Mówił z trudem, jakby spuchł mu język.
Wydobyła kluczyki, nie przestając ciągnąć za sobą Noela. Jego samochód stał na ulicy, benadryl był w schowku.
Patrzyła, jak Noel połyka tabletkę, a potem zaplotła ramiona na piersi, czekając na to, co nastąpi.
– Możesz oddychać? – zapytała.
– Mogę.
– Co się zazwyczaj dzieje w takich sytuacjach?
Wyszczerzył zęby.
– Jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji.
– Wiesz, o co mi chodzi.
– Czuję mrowienie w ustach. Język i wargi mi puchną. Dostaję pokrzywki. Chcesz sprawdzić, czy mam
pokrzywkę? – Jeszcze jeden drapieżny uśmiech.
– A potem? – zapytała.
– A potem biorę benadryl.
– Sprawdzę, czy masz pokrzywkę – powiedziała.
Znowu wyszczerzył zęby i wyciągnął ręce przed siebie. Obejrzała mu przedramiona. Uniosła koszulkę w paski…
Jego skóra była biała. I pokryta gęsią skórką. Na piersi widniały piegi, o których istnieniu nie miała dotąd pojęcia.
– Nie widzę żadnej pokrzywki – oznajmiła.
– Czuję, że benadryl zaczyna działać. – Objął ją.
– Lepiej już mnie nie całuj – powiedziała Mags.
– Na razie – odparł Noel. – Na razie cię nie pocałuję.
Pochyliła się, oparła skroń o jego podbródek i zamknęła oczy.
– Wiedziałem, że uratujesz mi życie.
– Nie musiałabym cię ratować, gdybym o mało cię nie zabiła.
– Nie przeceniaj swoich zasług. To orzechy próbują mnie zabić.
Pokiwała głową.
Przez kilka minut oboje milczeli.
– Noelu…
– Tak?
Musiała go o to zapytać. Musiała to zrobić.
– Czy ty przypadkiem nie dramatyzowałeś?
– Mags, przysięgam: nie udawałbym reakcji alergicznej.
– Nie o to mi chodzi – odparła. – Ten pocałunek…
– To był więcej niż jeden pocałunek…
– Te pocałunki. Chciałeś dodać sytuacji dramatyzmu?
Mags spodziewała się, że usłyszy coś głupiego.
– Nie – odparł Noel. I zapytał: – A ty? Chciałaś po prostu być miła?
– Boże. Nie. Odniosłeś wrażenie, że chcę po prostu być miła?
Noel pokręcił głową, drapiąc podbródkiem skroń Mags.
– Co robimy? – zapytała.
– Nie mam pojęcia… – powiedział wreszcie. – Zdaję sobie sprawę, że wszystko musi się zmieniać… Wiem tylko, że
nie mogę cię stracić. Nie poznam już nikogo takiego jak ty.
– Nigdzie się nie wybieram, Noelu.
– Owszem. – Ścisnął ją mocniej. – Ale wszystko w porządku. Chcę tylko… żebyś zabrała mnie ze sobą.
Mags nie wiedziała, co na to odpowiedzieć.
Było zimno. Noel drżał. Powinna mu oddać marynarkę.
– Mags…
– Tak?
– A czego ty chcesz?
Przełknęła ślinę.
W ciągu tych trzech lat, kiedy ona i Noel byli przyjaciółmi, bardzo często udawała, że to, co od niego dostaje, jej
wystarcza. Tłumaczyła sobie, że to, czego chce, nie zawsze jest tym, co naprawdę się liczy…
– Chcę, żebyś był dla mnie t y m kimś – odparła. – Chcę cię widzieć. Słyszeć twój głos. Chcę, żebyś przestał całować
inne osoby tylko dlatego, że akurat znalazły się obok ciebie, kiedy wybiła północ.
Noel się roześmiał.
– Poza tym chcę, żebyś przestał się ze mnie śmiać – dodała.
Odsunął się i popatrzył na nią.
– Wcale tego nie chcesz.
Musnęła wargami jego brodę.
– Możesz mieć to wszystko – powiedział ostrożnie. – Możesz mieć mnie, Mags, jeśli chcesz.
– Zawsze tego chciałam – wyznała, przerażona prawdziwością tych słów.
Noel nachylił się, żeby ją pocałować, a ona oparła czoło o jego usta.
Milczeli.
I marzli.
– Wszystkiego najlepszego, Mags. Dziś jest nasza rocznica.
– Szczęśliwego nowego roku, Noelu.
===aF5sDjsIbQg+DjYCMgFjATIFZwVnBTEFYAVhV2UDNwQ=
===aF5sDjsIbQg+DjYCMgFjATIFZwVnBTEFYAVhV2UDNwQ=
===aF5sDjsIbQg+DjYCMgFjATIFZwVnBTEFYAVhV2UDNwQ=
Dla Jarroda – mojego najlepszego przyjaciela i prawdziwej miłości ===aF5sDjsIbQg+DjYCMgFjATIFZwVnBTEFYAVhV2UDNwQ=
===aF5sDjsIbQg+DjYCMgFjATIFZwVnBTEFYAVhV2UDNwQ=
31 grudnia 2014 roku, prawie północ Na patio pod tarasem było zimno. Wręcz lodowato. I ciemno. Ciemno, dlatego że był środek nocy i jeszcze dlatego że Mags pozostawała w cieniu. Wiedziała, że tutaj nikt nie będzie jej szukał. Nikt, a szczególnie Noel. Ominie ją cała zabawa. Dzięki Bogu. Że też nie wpadła na to kilka lat wcześniej. Oparła się o ścianę domu Alicii i zaczęła chrupać przyniesioną mieszankę orzechową. Mama Alicii robiła najlepszą mieszankę orzechową. Z początku było słychać dobiegającą ze środka muzykę, potem zrobiło się cicho. To dobrze. To znaczy, że zaczyna się odliczanie. – Dziesięć! – krzyknął ktoś. – Dziewięć! – zawtórowali mu inni. – Osiem! Wszystko ją ominie. Całe szczęście. 31 grudnia 2011 roku, prawie północ – Czy w tym są orzechy? – zapytał jakiś chłopak. Mags, która właśnie podnosiła do ust krakersa posmarowanego grubą warstwą pesto i kremowego serka, znieruchomiała. – Możliwe, że są orzeszki piniowe… – Zastanawiała się, zerkając na chłopaka. – Czy to orzechy rosnące na drzewach? – Nie mam pojęcia. Czy orzeszki piniowe rosną na pinii? Chłopak wzruszył ramionami. Miał potargane ciemne włosy i duże niebieskie oczy, a na sobie koszulkę z pokemonem. – Nie znam się na orzechach – powiedziała Mags. – Ja też nie – odparł. – A chyba powinienem… Mógłbym umrzeć, gdybym przypadkiem jakiegoś zjadł. Gdyby coś mogło cię zabić, nie próbowałabyś się na tym poznać? – Czy ja wiem…? – Mags wepchnęła sobie krakersa do ust i pogryzła. – Na nowotworach też się nie znam. Ani na wypadkach samochodowych. – No tak… – odparł chłopak, zerkając ze smutkiem na bufet. Był chudy. I blady. – Tylko że to jest jakby bardziej osobiste. Te orzechy coś do mnie mają. Są jak przyczajeni mordercy, nie jakieś potencjalne niebezpieczeństwo. – Cholera – powiedziała Mags – co ty im takiego zrobiłeś? Chłopak się roześmiał. – Zdaje się, że chciałem je zjeść. Głośna muzyka nagle ucichła. Ktoś zawołał: – Za chwilę północ! Mags i nieznajomy chłopak rozejrzeli się dokoła. Alicia stanęła na sofie. Była jej koleżanką z klasy i to ona zorganizowała imprezę – pierwszą imprezę sylwestrową w piętnastoletnim życiu Mags.
– Dziewięć! – wrzasnęła Alicia. – Osiem! – W piwnicy było kilkadziesiąt osób i teraz wszyscy krzyczeli. – Siedem! – Jestem Noel – powiedział chłopak, wyciągając rękę. Mags strzepnęła z palców śladowe ilości orzechów. Uścisnęli sobie dłonie. – Mags. – Cztery! – Trzy! – Bardzo mi miło, Mags. – Mnie także, Noelu. Gratulacje. Kolejny rok wymykania się orzechom za tobą. – W tym pesto prawie mnie dopadły. – Fakt. – Pokiwała głową. – Mało brakowało. 31 grudnia 2012 roku, prawie północ Noel oparł się o ścianę, po czym usiadł na podłodze obok Mags. Trącił ją ramieniem i dmuchnął w papierową trąbkę. – Hej. – Hej. – Uśmiechnęła się do niego. Miał na sobie marynarkę w szkocką kratę i białą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem. Przy swojej jasnej karnacji łatwo się rumienił i w tej chwili był czerwony od nasady włosów aż po drugi guzik koszuli. – Jesteś niezmordowany – powiedziała. – Lubię tańczyć. – Wiem. – Rzadko trafia się okazja. Uniosła brew. – Lubię tańczyć publicznie – wyjaśnił Noel. – Wśród ludzi. To dla mnie doświadczenie społeczne. – Twój krawat ocalał – oznajmiła i pomachała mu czerwonym jedwabiem. Rzucił jej go, kiedy tańczył na stoliku do kawy. – Dziękuję. – Wziął od niej krawat i zawiesił go sobie na szyi. – Gratuluję refleksu. Chociaż właściwie chodziło mi o to, żeby cię zwabić na parkiet. – Raczej na stolik. – Było tam dość miejsca dla dwojga, Margaret. Mags się skrzywiła. – Nie wydaje mi się – odparła po namyśle. – Zawsze jest dość miejsca dla ciebie u mego boku. Na każdym stoliku do kawy – zapewnił ją. – Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. – Kucyk jest twoim najlepszym przyjacielem. Noel przeczesał palcami opadające na uszy kręcone włosy. Były mokre od potu.
– Kucyk też jest moim najlepszym przyjacielem. I Frankie. I Connor. – I twoja mama – dodała Mags. Noel odwrócił się do niej i wyszczerzył zęby. – Ale przede wszystkim ty. Dziś jest nasza rocznica. W taki dzień musisz ze mną zatańczyć. – Nie wiem, o czym mówisz – odparła (dobrze wiedząc, o czym Noel mówi). – To było tam. – Wskazał bufet, na którym mama Alicii zawsze ustawiała przekąski. – Groził mi wstrząs anafilaktyczny, uratowałaś mi życie. Wbiłaś mi w serce strzykawkę z adrenaliną. – Jadłam pesto – sprostowała Mags. – Bohatersko – podkreślił Noel. Mags wyprostowała się gwałtownie. – Chyba nie jadłeś dzisiaj tej sałatki z kurczaka, co? Były w niej migdały. – Wciąż ratujesz mi życie – powiedział. – Jadłeś?! – Nie. Ale wypiłem trochę koktajlu owocowego. Chyba były w nim truskawki. Czuję mrowienie w ustach. Zerknęła na niego. – Wszystko w porządku? Noel nie wyglądał, jakby coś mu dolegało. Był zaczerwieniony. I spocony. Jego zęby wydawały się zbyt masywne jak na jego usta, a usta zbyt szerokie na jego twarz. – Nic mi nie jest – zapewnił. – Jeżeli spuchnie mi język, dam ci znać. – Oszczędź mi szczegółów swoich obleśnych reakcji alergicznych – powiedziała. Noel poruszył brwiami. – Powinnaś zobaczyć, co się dzieje, kiedy zjem owoce morza. Mags przewróciła oczami, powstrzymując śmiech. Po chwili znowu na niego spojrzała. – Co się dzieje, kiedy zjesz owoce morza? Machnął ręką. – Dostaję wysypki. Zmarszczyła czoło. – Jak to możliwe, że jeszcze żyjesz? – Dzięki poświęceniu anonimowych bohaterów takich jak ty. – Tej różowej sałatki też nie jedz – ostrzegła. – Jest z krewetkami. Noel przerzucił swój czerwony krawat na jej szyję i się uśmiechnął. Nie przypominało to jego zwykłego szczerzenia zębów. – Dzięki. – To ja dziękuję – odparła, poprawiając końce krawata i sprawdzając, jak wygląda. – Pasuje mi do swetra. – Miała na sobie obszerną sukienkę z dzianiny w szalonych kolorach, jakiś skandynawski model. – Wszystko ci do niego pasuje – odparł. – Wyglądasz jak wielkanocna pisanka w stylu bożonarodzeniowym. – Albo jakiś tęczowy mupet – powiedziała. – Z tych kudłatych. – Podoba mi się – zapewnił Noel. – Istna uczta dla zmysłów.
Nie była pewna, czy Noel mówi poważnie, czy kpi, więc na wszelki wypadek zmieniła temat. – A gdzie Kucyk? – Tam. – Pokazał palcem na drugi koniec pokoju. – Chciał o północy znaleźć się w pobliżu Simini, niby przypadkiem. – Żeby ją pocałować? – W rzeczy samej – odparł. – W usta. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem. – Ależ to obrzydliwe – powiedziała Mags, bawiąc się końcami krawata. – Całowanie? – Nie… całowanie jest w porządku. – Poczuła, że się czerwieni. Na szczęście nie miała tak jasnej karnacji jak Noel. Rumieniec nie zalewał jej od razu całej twarzy i szyi. – Obrzydliwe jest wykorzystywanie noworocznych życzeń jako pretekstu do całowania kogoś, kto być może wcale nie ma na to ochoty. Prymitywna sztuczka. – A może Simini chce pocałować Kucyka? – A może wypadnie to okropnie niezręcznie? – odparła Mags. – I Simini pocałuje go tylko dlatego, że nie będzie miała wyjścia? – Przecież on nie ma zamiaru jej obmacywać czy coś – obruszył się Noel. – Najpierw nawiąże kontakt wzrokowy. – Jaki znowu kontakt wzrokowy? Noel zamaszyście odwrócił głowę, by zademonstrować, jak nawiązuje kontakt wzrokowy. Uniósł brwi. Jego wyczekujące, zamglone, pełne przyzwolenia spojrzenie mówiło jednoznacznie: „Hej. Czy mogę cię pocałować?”. – O rany. – Mags westchnęła. – Rzeczywiście, niezłe! Noel przerwał kontakt wzrokowy i zrobił minę, jakby chciał powiedzieć: „No chyba!”. – A co myślałaś? Ma się to doświadczenie. – Naprawdę? – Mags wiedziała, że Noel flirtuje z dziewczynami, ale nie słyszała, żeby się z jakąś umawiał. A w końcu najlepsi przyjaciele wiedzą o sobie takie rzeczy. – Ba! – prychnął. – Trzy babki. Osiem sytuacji. Umiem nawiązać kontakt wzrokowy. To był o niebo lepszy wynik, niż w swoim szesnastoletnim życiu zdołała osiągnąć Mags. Znowu zerknęła na Kucyka. Stał przy telewizorze wpatrzony w wyświetlacz komórki. Kawałek dalej Simini rozmawiała z przyjaciółmi. – A jednak – ciągnęła Mags – to w pewnym sensie nie fair. – W jakim sensie? – zapytał Noel, podążając za jej spojrzeniem. – Oboje są wolni. – Nie w tym sensie. Tylko że to jakby… pójście na skróty. Jeżeli ktoś ci się podoba, to powinieneś się postarać. Poznać tę osobę… Na pierwszy pocałunek trzeba sobie zasłużyć. – Kucyk i Simini już się poznali. – Właśnie – zgodziła się Mags. – A jednak nigdy nie byli na randce. Zauważyłeś, żeby Simini wykazywała jakieś zainteresowanie Kucykiem? – Czasem szczęściu trzeba pomóc – powiedział Noel. – No, wiesz. Popatrz na niego. Mags popatrzyła na Kucyka. Miał na sobie czarne dżinsy i T-shirt, a na głowie częściowo zarośniętego irokeza, ale jeszcze w gimnazjum nosił długie włosy i wiązał je w koński ogon, któremu zawdzięczał swoje przezwisko. Zazwyczaj zachowywał się głośno i komicznie, a czasem głośno i odpychająco. Ciągle rysował sobie długopisem po przedramieniu. – Ten facet nie ma pojęcia, jak powiedzieć dziewczynie, że ją lubi – skwitował Noel. – Bladego pojęcia… Zresztą popatrz na nią.
Mags popatrzyła na Simini. Dziewczyna była drobna, delikatna i tak nieśmiała, że wyjście ze skorupki w jej przypadku w ogóle nie wchodziło w rachubę. Żeby z nią porozmawiać, trzeba było zadać sobie trud i samemu do niej dotrzeć. – Nie każdy może być gwiazdą jak my. – Noel westchnął i pochylił się w stronę Mags, wskazując na Kucyka i Simini. – Nie każdy umie sięgać po to, czego pragnie. Może północ jest właśnie tym, czego potrzebują, żeby ruszyć z miejsca. Zazdrościsz im? Mags się odwróciła. Twarz Noela znajdowała się tuż ponad jej ramieniem. Biło od niego ciepło. I zapach jakiegoś dezodorantu z Walgreens. – Dramatyzujesz – stwierdziła. – Jak zawsze, kiedy sytuacja robi się dramatyczna. To ze mnie po prostu wyłazi. – Na przykład podczas tańca na stoliku do kawy? – Na przykład po zjedzeniu truskawek – odparł i wystawił język. – Jeft fpuchnięty? Mags usiłowała przyjrzeć się językowi Noela. Nagle muzyka ucichła. – Zaraz północ! – krzyknęła Alicia, podchodząc do telewizora. Na Times Square zaczynało się odliczanie. Kucyk podniósł wzrok znad swojej komórki i ukradkiem zbliżył się do Simini. Pokój wypełniały chóralne okrzyki: – Dziewięć! – Osiem! – Wygląda w porządku – powiedziała Mags do Noela. Schował język i się uśmiechnął. Mags uniosła brwi, właściwie nie zdając sobie z tego sprawy. – Szczęśliwego nowego roku, Noelu. Jego spojrzenie zrobiło się zamglone. W każdym razie tak jej się zdawało. – Szczęśliwego nowego roku, Mags. – Cztery! Nagle podbiegła do nich Natalie, usiadła pod ścianą obok Noela i złapała go za ramię. Była ich wspólną koleżanką, choć nie należała do grona najbliższych przyjaciół. Miała karmelowobrązowe włosy i zawsze nosiła głęboko rozpięte flanelowe koszule. – Szczęśliwego nowego roku! – zawołała do nich. – Jeszcze nie – odparła Mags. – Jeden! – krzyknęli pozostali. – Szczęśliwego nowego roku! – powiedział Noel do Natalie. A potem Natalie pochyliła się ku niemu, on pochylił się ku niej i się pocałowali. 31 grudnia 2013 roku, prawie północ Noel wdrapał się na bok sofy i wyciągnął ręce do Mags. Minęła go, kręcąc głową.
– No, chodź! – próbował przekrzyczeć muzykę. Jeszcze raz pokręciła głową, przewracając oczami. – To nasza ostatnia szansa, żeby razem zatańczyć! – przekonywał. – Ostatni rok szkoły! – Mamy jeszcze kilka miesięcy – odparła Mags i podeszła do bufetu, żeby wziąć sobie minikisz. Noel zszedł z sofy i dla odmiany wdrapał się na stolik do kawy. Następnie zrobił najdłuższy krok, jaki zdołał, i wylądował na małej dwuosobowej kanapie, przy której stała teraz Mags. – To przecież nasza piosenka – powiedział. – To Baby Got Back – poprawiła go Mags. Noel wyszczerzył zęby. – A to wystarczający powód, żeby z tobą nie tańczyć – dodała. – Tak czy owak, nigdy ze mną nie tańczysz. – Robię z tobą wszystko inne. – Tak właśnie było. Uczyła się z Noelem. Jadała z nim lunch. Wstępowała po niego w drodze do szkoły. – Nawet do fryzjera z tobą chodzę. Dotknął swoich ciemnych gęstych loków z tyłu głowy. – Kiedy pójdę sam, zawsze obetną mi za krótko. – Ja się nie skarżę – powiedziała. – Po prostu tym razem na mnie nie licz. – Co to? – zapytał. Mags zerknęła na półmisek. – Chyba kisz. – Myślisz, że mogę? Włożyła do ust tartaletkę i pogryzła. Nie wyczuła w niej kiwi, orzechów ani owoców morza. – Chyba tak – odparła. Podała mu następną, a Noel nachylił się i zjadł przekąskę z jej ręki. Wciąż stał na kanapie i spoglądał na Mags z wysokości ponad dwóch metrów. Miał na sobie idiotyczny biały garnitur. Trzyczęściowy. Skąd on coś takiego wytrzasnął? – Dobre. Dzięki. – Sięgnął po colę, którą trzymała Mags, a ona pozwoliła mu się napić. Nagle przekrzywił głowę. – Margaret! Grają naszą piosenkę. Mags nadstawiła uszu. – Czy to ten przebój Keshy? – Zatańcz ze mną. Dziś jest nasza rocznica. – Nie lubię tańczyć w stadzie. – Ale tak jest najlepiej! Taniec to doświadczenie społeczne! – Dla ciebie – powiedziała Mags, popychając go. Zachwiał się, ale nie upadł. – Ty i ja nie jesteśmy identyczni. – Wiem. – Noel westchnął. – Ty możesz jeść orzechy. Zrób to dla mnie i spróbuj tych ciastek. A ja będę patrzył. Mags spojrzała na bufet. – Tych? – Wskazała palcem talerz brownie z orzechami pekan. – Tak.
Wzięła ciastko i ugryzła. Na jej kwiecistą sukienkę posypały się okruchy. Strzepnęła je. – Dobre? – zapytał. – Bardzo dobre. Bardzo czekoladowe. Rozpływają się w ustach. – Ugryzła jeszcze kawałek. – To niesprawiedliwe. – Noel przytrzymał się oparcia kanapy i wychylił w jej stronę. – Daj obejrzeć. Mags otworzyła usta i wystawiła język. – Niesprawiedliwe – powtórzył. – Wygląda świetnie. Zamknęła usta i pokiwała głową. – Przełknij te pyszności i zatańcz ze mną – poprosił. – Cały świat z tobą tańczy – powiedziała Mags. – Daj mi spokój. Wzięła sobie na drogę kolejną tartaletkę i jeszcze jedno brownie i zostawiła Noela samego. W piwnicy domu Alicii nie było zbyt wiele miejsca do siedzenia. To dlatego Mags zwykle sadowiła się na podłodze. (Być może z tego samego powodu Noel wchodził na stolik do kawy). Kucyk siedział na wielkim miękkim pufie w kącie obok baru, a Simini na jego kolanach. Dziewczyna uśmiechnęła się do Mags, a Mags odwzajemniła uśmiech i pomachała jej. W barze nie było alkoholu. Kiedy Alicia urządzała imprezę, rodzice chowali napoje wyskokowe. Stołki barowe były zajęte, więc Mags z czyjąś pomocą wdrapała się na wysoki blat. Patrzyła, jak Noel tańczy. (Z Natalie. Potem z Alicią i z Connorem. A potem sam, z rękami nad głową). Patrzyła, jak wszyscy tańczą. Imprezowali w tej piwnicy od zawsze. Przychodzili tu po meczach futbolowych i po szkolnych balach. Dwa lata temu Mags nie znała w tym pokoju nikogo oprócz Alicii. Teraz otaczali ją najbliżsi przyjaciele, zwyczajni przyjaciele oraz osoby, które poznała dostatecznie dobrze, żeby trzymać się od nich z daleka. Oraz Noel. Mags dokończyła ciastko i patrzyła, jak Noel podskakuje. Noel był jej najlepszym przyjacielem – nawet jeśli ona nie była jego najlepszą przyjaciółką. Noel był dla niej t y m kimś. Był pierwszą osobą, z którą rozmawiała rano po przebudzeniu, i ostatnią, do której wysyłała esemes przed zaśnięciem. Nie było to zamierzone ani z góry ustalone. Tak po prostu między nimi było. Jeśli o czymś mu nie powiedziała, miała wrażenie, że to się nie wydarzyło. Odkąd w drugim semestrze drugiej klasy okazało się, że chodzą na te same zajęcia z dziennikarstwa, stali się nierozłączni. (I właśnie tego dnia powinni świętować rocznicę, nie w sylwestra). A potem oboje zapisali się jeszcze na fotografię i tenisa. W zeszłym roku poszli nawet razem na bal, chociaż on już kogoś wcześniej zaprosił. – Idziesz z nami i bez dyskusji – powiedział wtedy. – A co na to Amy? – Amy wie, że jesteś w pakiecie. Gdyby nie ty, pewnie w ogóle nie chciałaby się ze mną zadawać. (Po balu Noel i Amy więcej się nie umówili. Nie byli parą nawet na tyle długo, żeby móc ze sobą zerwać). Mags zastanawiała się właśnie nad kolejnym ciastkiem, kiedy ktoś nagle wyłączył muzykę, a ktoś inny zaczął błyskać światłami. Alicia podbiegła do baru, krzycząc:
– Za chwilę północ! – Dziesięć! – zawołał po chwili Kucyk. Mags rozejrzała się za Noelem. Stał na kanapie i patrzył na nią. Przeszedł na stolik do kawy i drapieżnie wyszczerzył zęby. Uśmiech Noela zawsze był trochę drapieżny – miał stanowczo zbyt wiele zębów. Mags nabrała powietrza i wypuściła je z drżeniem. (Noel był dla niej t y m kimś). – Osiem! – rozległo się w pokoju. Przywołał ją gestem. Uniosła brew. Cały czas dawał jej znaki i robił miny pod tytułem: „Daj spokój, Mags”. – Cztery! Potem na stolik do kawy wdrapała się Frankie i objęła go za szyję. – Trzy! Noel odwrócił się do Frankie i wyszczerzył zęby. – Dwa! Frankie uniosła brwi. – Jeden! Frankie podniosła głowę. Noel pochylił głowę. I się pocałowali. 31 grudnia 2014 roku, około dwudziestej pierwszej Podczas przerwy świątecznej Mags jeszcze nie spotkała się z Noelem. Jego rodzina spędzała święta w Disneylandzie. Dostała od niego esemes: „Jest 26 stopni, a ja od 72 godzin mam na głowie mysie uszy”. Ostatni raz widzieli się w sierpniu, w dniu, w którym ojciec Noela odwoził go do Notre Dame. Przyszła wtedy do jego domu z samego rana, żeby się pożegnać. Noel nie przyjechał do domu na Święto Dziękczynienia. Bilety lotnicze były za drogie. Oglądała zdjęcia jego znajomych, które zamieszczał w sieci. (Znajomi z akademika. Znajomi na imprezach. Dziewczyny). I pisali do siebie esemesy. Dużo esemesów. Ale od sierpnia się nie spotkali i od tamtego czasu Mags nie słyszała jego głosu. Prawdę mówiąc, nawet go nie pamiętała. Nie mogła sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek naprawdę słuchała głosu Noela. Nie miała pojęcia, czy jest głęboki i grzmiący, czy może wysoki i łagodny. Nie mogła sobie przypomnieć, jak Noel mówi ani jak wygląda, w każdym razie nie wtedy, kiedy się porusza. Mogła tylko oglądać jego twarz na dziesiątkach zdjęć, które wciąż miała w telefonie. „Idziesz do Alicii?”, napisał do niej wczoraj w drodze z lotniska do domu. „A dokąd miałabym pójść?”, odpisała Mags. Ekstra. Dotarła do Alicii wcześniej niż inni. Pomogła jej posprzątać piwnicę, a jej mamie polukrować brownie. Alicia przyjechała do domu z college’u w Dakocie Południowej. Zrobiła sobie tatuaż – małego ptaszka na plecach.
Mags nie dorobiła się tatuaży. W ogóle się nie zmieniła. Nawet nie wyjechała z Omaha – dostała stypendium i studiowała wzornictwo przemysłowe na jednej z miejscowych uczelni. Mając pełne stypendium, głupotą byłoby wyjeżdżać. Nie mogła się zdecydować, w co się ubrać na dzisiejszą imprezę. Najpierw wybrała sukienkę, która zawsze podobała się Noelowi – szarą w czerwone piwonie. Potem, nie chcąc, żeby pomyślał, że nie umie wymyślić niczego innego, włożyła nową sukienkę z kremowej koronki i wzorzyste różowo-złote rajstopy. Stała przed lustrem i przyglądała się swojemu odbiciu. Ciemnym włosom. Gęstym brwiom i okrągłemu podbródkowi. Starała się zobaczyć siebie oczami Noela, który nie widział jej od sierpnia. W końcu postanowiła udawać, że wcale jej nie obchodzi, czy mu się podoba. A potem wyszła. W połowie drogi do samochodu zawróciła i wbiegła z powrotem na górę po kolczyki, które dostała od niego na osiemnastkę – anielskie skrzydła. – Nie wiesz, czy będzie Noel? – zapytała Alicia jakieś pół godziny po przyjściu pierwszych gości. „A skąd mogę wiedzieć?”, miała ochotę powiedzieć. Ale wiedziała. – Będzie – odparła. – Ma przyjść. Kiedy Noel wreszcie się pojawił, Mags właśnie rozmawiała z Kucykiem. Kucyk studiował inżynierię w Iowa. Zapuścił włosy i znowu nosił koński ogon, za który Simini lubiła go ciągnąć. Studiowała sztuki piękne w Utah, ale wkrótce miała się przenieść do Iowa. Albo Kucyk do Utah. Albo oboje mieli zamieszkać gdzieś w połowie drogi. – Co jest w połowie drogi? – zastanawiał się głośno Kucyk. – Nebraska? Cholera, kochanie, nie łatwiej byłoby po prostu wrócić do domu? Mags od razu się zorientowała, kiedy przyszedł. (Wszedł tylnymi drzwiami, wpuszczając do środka zimny powiew). Spojrzała ponad ramieniem Kucyka i zobaczyła Noela, a Noel zobaczył ją. A potem przeszedł przez piwnicę, mijając dwuosobową kanapę, stolik kawowy i sofę, Kucyka i Simini. Wziął Mags w ramiona, podniósł i się obrócił. – Mags! – powiedział. – Noel! – wyszeptała. Noel uściskał też Kucyka i Simini. A później Frankie, Alicię i Connora. Wszystkich. Noel lubił się przytulać. Potem wrócił do Mags i praktycznie przyparł ją do muru, prawie miażdżąc w objęciach. – O Boże, Mags. Nie opuszczaj mnie więcej. – Wcale cię nie opuściłam – wymamrotała w jego pierś. – To nie ja wyjechałam. – Nie pozwól mi więcej cię opuścić – mruknął w czubek jej głowy. – Kiedy wracasz do Notre Dame? – zapytała. – W niedzielę. Noel miał na sobie spodnie w kolorze burgunda (z materiału miększego niż dżins, ale sztywniejszego niż aksamit), koszulkę w białe i granatowe paski oraz szarą marynarkę z postawionym kołnierzem. Jego skóra była tak samo blada jak zawsze. Oczy szeroko otwarte i błękitne jak zawsze. Tylko włosy miał teraz znacznie krótsze, podgolone nad uszami i z tyłu. Na czoło opadały mu długie ciemne loki. Mags dotknęła jego głowy nad karkiem. Miała wrażenie, że czegoś tam brakuje.
– Wszystko przez to, że cię ze mną nie było, Margaret – stwierdził. – Ta fryzjerka nie wiedziała, kiedy przestać. – Nie przesadzaj – odparła, głaszcząc jego głowę. – Świetnie wyglądasz. Wszystko było jak zwykle, a jednak wszystko było inaczej. Ci sami ludzie. Ta sama muzyka. Te same kanapy. Ale w ciągu tych czterech miesięcy wszyscy się od siebie oddalili, każdy podążał teraz inną drogą. Frankie przyniosła piwo i ukryła je pod kanapą, a Natalie, kiedy dotarła na miejsce, była już pijana. Connor przyprowadził swojego nowego chłopaka z college’u. Nikt nie mógł z nim wytrzymać, więc Alicia próbowała odciągnąć Connora na bok, żeby mu to powiedzieć. W piwnicy panował większy tłok niż zwykle i nie tańczyli już tyle, co kiedyś… Tańczyli mniej więcej tyle, co na normalnych imprezach – u innych ludzi. Po prostu i c h imprezy kiedyś były niezwykłe. Dawniej w tej piwnicy zbierało się dwadzieścia pięć osób, które znały się tak dobrze, że nie miały przed sobą nic do ukrycia. Noel tego wieczoru nie tańczył. Trzymał się z Kucykiem, Simini i Frankie. Nie odstępował Mags na krok. Była szczęśliwa, że udało im się utrzymać kontakt. Dzięki codziennym esemesom nadal wiedziała, o czym myśli Noel z samego rana. Podczas gdy pozostali musieli się zadowolić żartami sprzed siedmiu miesięcy, Noel i Mags byli na bieżąco. Noel wziął piwo, którym poczęstowała go Frankie, jednak widząc, że Mags przewraca oczami, oddał je Kucykowi. – Jak jest teraz w Omaha? – zapytała ją Simini. – Kiedy wszyscy wyjechali? – Jak w centrum handlowym po zamknięciu sklepów – powiedziała Mags. – Strasznie za wami tęsknię. Nagle Noel drgnął. – Hej – powiedział do Mags, ciągnąc ją za rękaw. – Co? – Chodź. No chodź ze mną. Odciągnął ją od przyjaciół i ruszył schodami na górę. Kiedy jednak już tam dotarli, stwierdził: – Za daleko, nie słychać muzyki. – Co? Zeszli do połowy schodów i Noel zamienił się z nią miejscami, tak żeby stała o jeden stopień wyżej od niego. – Zatańcz ze mną, Mags. Grają naszą piosenkę. Mags przekrzywiła głowę. – A Thousand Years? – To nasza prawdziwa piosenka – upierał się. – Zatańcz ze mną. – Jakim cudem to miałaby być nasza piosenka? – Leciała, kiedy się poznaliśmy – odparł Noel. – Kiedy? – Kiedy się poznaliśmy – powtórzył, ponaglając ją gestem. – Tutaj? – Tak. Kiedy się poznaliśmy. Tam, na dole. Byliśmy w drugiej klasie, a ty uratowałaś mi życie. – Nigdy nie uratowałam ci życia, Noelu.
– Dlaczego zawsze musisz psuć tę historię? – Pamiętasz, jaka piosenka leciała, kiedy się poznaliśmy? – Zawsze zapamiętuję piosenki – odparł. – Cały czas. Rzeczywiście tak było. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc rzuciła tylko: – Co? Noel jęknął. – Nie lubię tańczyć – tłumaczyła. – Nie lubisz tańczyć p r z y l u d z i a c h – uściślił. – Właśnie. – Chwileczkę. – Noel westchnął i pobiegł na dół. – Nie ruszaj się z miejsca! – zawołał jeszcze, zanim zniknął. – Ja nigdy nie ruszam się z miejsca! – odkrzyknęła. Piosenka zaczęła się od początku. Potem Noel z powrotem wbiegł na schody. Stanął o jeden stopień niżej niż Mags i uniósł ręce. – Proszę… Mags westchnęła i także uniosła ręce. Nie bardzo wiedziała, co ma z nimi zrobić… Noel ujął jej dłoń, drugą położył sobie na ramieniu i objął Mags w talii. – Jezu… – westchnął. – Nie rozumiem, dlaczego to taki wielki problem. – A ja nie rozumiem, dlaczego tak się przy tym upierasz – powiedziała. – Żeby tańczyć. – A dlaczego ty tak się upierasz, żeby ze mną nie tańczyć? Kiedy tak stali na schodach, była od niego odrobinę wyższa. Minęła ich mama Alicii, która właśnie schodziła. – Cześć, Mags. Cześć, Noelu. Jak tam Notre Dame? Noel przyciągnął Mags bliżej, żeby przepuścić panią Porter. – Dobrze – odparł. – Przespaliście ten ostatni mecz z Michigan. – Właściwie to nie gram w futbol – powiedział Noel. – To żadne wytłumaczenie – stwierdziła pani Porter. Noel nie rozluźnił uścisku, kiedy mama Alicii już poszła. Jego ramię przytrzymywało Mags w pasie, ich ciała ciasno do siebie przylegały. Przez wszystkie te lata, kiedy się przyjaźnili, nie stronili od kontaktu fizycznego. Noel lubił bliskość. I przytulanie. A także łaskotanie i pociąganie za włosy. Sadzał sobie dziewczyny na kolanach i najwyraźniej całował każdą, która w sylwestra nawiązała z nim kontakt wzrokowy… A jednak nigdy nie obejmował Mags tak jak teraz. Nigdy się nie zdarzyło, żeby sprzączka jego paska wbijała jej się w biodro. Albo żeby Mags czuła smak jego oddechu. Pani Porter weszła z powrotem po schodach, a Noel jeszcze mocniej przytulił Mags. A Thousand Years zaczęła się od nowa. – Kazałeś komuś puścić to jeszcze raz? – zapytała Mags.
– Ustawiłem powtarzanie – odparł. – Wyłączą, kiedy się zorientują. – Czy to ze Zmierzchu? – Zatańcz ze mną, Mags. – Tańczę – odparła. – Wiem. Nie przestawaj. – Dobrze. – Mags, która do tej pory trzymała się prosto, na wypadek gdyby Noel ją puścił, teraz dała sobie spokój. Rozluźniła się w jego objęciach, z ręką na jego ramieniu. Znowu dotknęła z tyłu jego włosów, bo miała na to ochotę. Bo wciąż jej ich brakowało. – Nie podoba ci się – stwierdził. – Podoba – odparła. – Jest po prostu inaczej niż kiedyś. – Ty jesteś inna niż kiedyś. Mags zrobiła minę, jakby chciała powiedzieć: „Odbiło ci”. – Naprawdę – zapewnił. – Jestem taka sama, jak byłam. Jestem jedyną osobą w tym pokoju, która się nie zmieniła. – Bardzo się zmieniłaś. – W jakim sensie? – Nie wiem – powiedział. – Może to dlatego, że my wyjechaliśmy, a ty zostałaś. Postąpiłaś inaczej niż wszyscy. – To jakiś absurd – stwierdziła Mags. – Codziennie z tobą rozmawiam. – To za mało – odparł. – Nigdy nie widziałem tej sukienki. – Nie podoba ci się moja sukienka? – Skąd. – Noel pokręcił głową. Zachowywał się inaczej niż zwykle. Był poruszony. – Podoba mi się. Jest śliczna. Po prostu inna. Ty jesteś inna. Wciąż mam wrażenie, że jesteś zbyt daleko. – Przycisnął czoło do jej czoła. Odsunęła się. – Jesteśmy naprawdę blisko, Noelu. Prychnął poirytowany prosto w jej twarz. – Dlaczego nie masz chłopaka? Mags zmarszczyła czoło. – Skąd wiesz, że nie mam? Odsunął głowę i spojrzał na nią wstrząśnięty. – Nic byś mi o tym nie powiedziała? – Daj spokój – odparła. – Jasne, że bym ci powiedziała. Jasne. Po prostu nie wiem, co odpowiedzieć. Nie mam pojęcia, dlaczego nie mam chłopaka. – Będzie jeszcze gorzej – stwierdził. – Zmienisz się jeszcze bardziej. – Cóż, ty też – odparła. – Ja się nie zmieniam. Mags się roześmiała. – Jesteś jak kalejdoskop. Wystarczy na chwilę odwrócić wzrok. – Nie masz tego dość? – zapytał.
Mags pokręciła głową. Potarła nosem o jego nos. – Uwielbiam to. Przestali się kołysać. – Czy my wciąż tańczymy? – zapytała. – Tańczymy. Nie rób sobie złudzeń, Margaret. – Wypuścił jej dłoń i otoczył ją drugim ramieniem. – Nie odchodź nigdzie. – Ja się nigdzie nie ruszam – wyszeptała. Pokręcił głową, jakby to było kłamstwo. – Jesteś moją najlepszą przyjaciółką – powiedział. – Masz mnóstwo najlepszych przyjaciół – odparła. – Nie – zapewnił. – Tylko ciebie. Mags obejmowała go teraz obiema rękami za szyję. Przycisnęła czoło do jego czoła. Czuła zapach jego skóry. – Wciąż jesteś za daleko – powtórzył. Ktoś się zorientował, że piosenka leci w kółko, i puścił następną. Ktoś inny zorientował się, że Mags i Noel zniknęli. Natalie poszła go szukać. – Noelu! Chodź, zatańcz ze mną! Grają naszą piosenkę! To była ta piosenka Keshy. Noel odsunął się od Mags. Uśmiechnął się do niej zakłopotany. Jakby przed chwilą trochę głupiutko się zachował, ale przecież mu wybaczy, prawda? Jest impreza, powinni teraz się bawić. Zszedł po schodach, a Mags za nim. Pod ich nieobecność impreza się rozkręciła. Wszyscy wydawali się młodsi. Pozdejmowali buty i skakali po kanapach. Śpiewali te same piosenki co zawsze. Noel ściągnął marynarkę i rzucił ją Mags. Złapała. W końcu miała niezły refleks. Noel miał niezłe ciało. Był szczupły i blady. W bordowych spodniach, jakich nikt inny by nie włożył, i koszulce, która jeszcze rok temu by na nim wisiała, prezentował się naprawdę nieźle. A ona tak bardzo go kochała. Wiedziała, że kolejny raz tego nie zniesie. Nie mogła stać z boku i patrzeć, jak Noel całuje kogoś innego. Nie dzisiaj. Czuła, że przyglądanie się, jak ktoś kradnie pocałunek, na który przecież zasługiwała, byłoby ponad jej siły. Tak więc kilka minut przed północą wzięła sobie garść mieszanki orzechowej i udała, że wychodzi do przedpokoju. Albo na przykład do łazienki. Albo że na przykład postanowiła sprawdzić filtr w piecu. I wymknęła się tylnymi drzwiami na patio. Nikomu nie przyjdzie do głowy, by szukać jej na zewnątrz. Było zimno, ale Mags miała ze sobą marynarkę Noela, więc ją włożyła. Oparła się o ścianę domu Alicii i chrupiąc mieszankę orzechową jej mamy, słuchała muzyki. Pani Porter robiła najlepszą mieszankę orzechową na świecie. A potem muzyka umilkła i zaczęło się odliczanie. Dobrze zrobiła. Gdyby została w środku, za bardzo by cierpiała. Za każdym razem cierpiała za bardzo, ale czuła, że w tym roku mogłoby ją to zabić.
– Siedem! – Sześć! – Mags! – zawołał ktoś. To był Noel. Poznała go po głosie. – Margaret! – Cztery! – Tu jestem – odpowiedziała. I powtórzyła głośniej: – Tu jestem! – W końcu była jego najlepszą przyjaciółką. Unikanie go to jedno, a ukrywanie się to jednak zupełnie co innego. – Dwa! – Mags… W smudze księżycowego blasku przedostającego się między deskami tarasu ukazała się jego postać. Skierował na nią zamglone spojrzenie. Uniósł brwi. – Jeden! Mags skinęła głową i odepchnęła się od ściany domu, ale Noel zaraz pchnął ją z powrotem, obejmując, osaczając i przypierając do muru. Pocałował ją mocno. Mags zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła go do siebie, jego podbródek i rozchylone usta. Noel trzymał jej ramiona. Po kilku minutach – może po więcej niż kilku, po jakimś czasie – oboje jakby uwierzyli, że to drugie nigdzie nie odejdzie. Odprężyli się. Mags gładziła loki Noela, odgarniając mu je z twarzy. Noel przywarł do niej całym ciałem, całując ją w rytm piosenki, której dźwięki dobiegały ze środka. Kiedy on przerwie pocałunek, ona powie mu, że go kocha, poprosi, żeby nie odchodził. – Nie… – zaczęła, kiedy Noel wreszcie podniósł głowę. – Mags – wyszeptał. – Usta mi drętwieją. – Nie musisz mnie cały czas całować – powiedziała. – Tylko nie odchodź. – Nie… – Noel cofnął się i Mags zrobiło się zimno. – Usta mi drętwieją. Jadłaś truskawki? – O Boże! – zawołała. – Mieszanka orzechowa! – Mieszanka orzechowa? – Z orzeszkami ziemnymi – powiedziała. – Inne orzechy pewnie też w niej są. – Aha. Mags odciągnęła go od ściany. – Masz jakieś leki? – Benadryl – odparł. – W samochodzie. Tylko że po nim robię się śpiący. Nic mi nie będzie. – Gdzie kluczyki? – W kieszeni. – Wskazał marynarkę, którą miała na sobie. Mówił z trudem, jakby spuchł mu język. Wydobyła kluczyki, nie przestając ciągnąć za sobą Noela. Jego samochód stał na ulicy, benadryl był w schowku.
Patrzyła, jak Noel połyka tabletkę, a potem zaplotła ramiona na piersi, czekając na to, co nastąpi. – Możesz oddychać? – zapytała. – Mogę. – Co się zazwyczaj dzieje w takich sytuacjach? Wyszczerzył zęby. – Jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji. – Wiesz, o co mi chodzi. – Czuję mrowienie w ustach. Język i wargi mi puchną. Dostaję pokrzywki. Chcesz sprawdzić, czy mam pokrzywkę? – Jeszcze jeden drapieżny uśmiech. – A potem? – zapytała. – A potem biorę benadryl. – Sprawdzę, czy masz pokrzywkę – powiedziała. Znowu wyszczerzył zęby i wyciągnął ręce przed siebie. Obejrzała mu przedramiona. Uniosła koszulkę w paski… Jego skóra była biała. I pokryta gęsią skórką. Na piersi widniały piegi, o których istnieniu nie miała dotąd pojęcia. – Nie widzę żadnej pokrzywki – oznajmiła. – Czuję, że benadryl zaczyna działać. – Objął ją. – Lepiej już mnie nie całuj – powiedziała Mags. – Na razie – odparł Noel. – Na razie cię nie pocałuję. Pochyliła się, oparła skroń o jego podbródek i zamknęła oczy. – Wiedziałem, że uratujesz mi życie. – Nie musiałabym cię ratować, gdybym o mało cię nie zabiła. – Nie przeceniaj swoich zasług. To orzechy próbują mnie zabić. Pokiwała głową. Przez kilka minut oboje milczeli. – Noelu… – Tak? Musiała go o to zapytać. Musiała to zrobić. – Czy ty przypadkiem nie dramatyzowałeś? – Mags, przysięgam: nie udawałbym reakcji alergicznej. – Nie o to mi chodzi – odparła. – Ten pocałunek… – To był więcej niż jeden pocałunek… – Te pocałunki. Chciałeś dodać sytuacji dramatyzmu? Mags spodziewała się, że usłyszy coś głupiego. – Nie – odparł Noel. I zapytał: – A ty? Chciałaś po prostu być miła? – Boże. Nie. Odniosłeś wrażenie, że chcę po prostu być miła? Noel pokręcił głową, drapiąc podbródkiem skroń Mags. – Co robimy? – zapytała. – Nie mam pojęcia… – powiedział wreszcie. – Zdaję sobie sprawę, że wszystko musi się zmieniać… Wiem tylko, że
nie mogę cię stracić. Nie poznam już nikogo takiego jak ty. – Nigdzie się nie wybieram, Noelu. – Owszem. – Ścisnął ją mocniej. – Ale wszystko w porządku. Chcę tylko… żebyś zabrała mnie ze sobą. Mags nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Było zimno. Noel drżał. Powinna mu oddać marynarkę. – Mags… – Tak? – A czego ty chcesz? Przełknęła ślinę. W ciągu tych trzech lat, kiedy ona i Noel byli przyjaciółmi, bardzo często udawała, że to, co od niego dostaje, jej wystarcza. Tłumaczyła sobie, że to, czego chce, nie zawsze jest tym, co naprawdę się liczy… – Chcę, żebyś był dla mnie t y m kimś – odparła. – Chcę cię widzieć. Słyszeć twój głos. Chcę, żebyś przestał całować inne osoby tylko dlatego, że akurat znalazły się obok ciebie, kiedy wybiła północ. Noel się roześmiał. – Poza tym chcę, żebyś przestał się ze mnie śmiać – dodała. Odsunął się i popatrzył na nią. – Wcale tego nie chcesz. Musnęła wargami jego brodę. – Możesz mieć to wszystko – powiedział ostrożnie. – Możesz mieć mnie, Mags, jeśli chcesz. – Zawsze tego chciałam – wyznała, przerażona prawdziwością tych słów. Noel nachylił się, żeby ją pocałować, a ona oparła czoło o jego usta. Milczeli. I marzli. – Wszystkiego najlepszego, Mags. Dziś jest nasza rocznica. – Szczęśliwego nowego roku, Noelu. ===aF5sDjsIbQg+DjYCMgFjATIFZwVnBTEFYAVhV2UDNwQ=