Amanexx

  • Dokumenty240
  • Odsłony45 443
  • Obserwuję119
  • Rozmiar dokumentów420.3 MB
  • Ilość pobrań29 161

Niezgodna - Tom 3.5 - Wolny Cztery

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :119.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Niezgodna - Tom 3.5 - Wolny Cztery.pdf

Amanexx Veronica Roth Niezgodna
Użytkownik Amanexx wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 7 z dostępnych 7 stron)

Veronica Roth NIE Z GODN A - Wolny Cztery: Tobias opowiada historię Niezgodnej Free Four Tobias Tells The Story

Trzynasty rozdział Niezgodnej widziany oczami Tobiasa. Nie zgłosiłbym się do treningu nowicjuszy, gdyby nie zapach sali treningowej - zapach kurzu i potu, i zaostrzonego metalu. To było pierwsze miejsce, gdzie kiedykolwiek poczułem się silny. Za każdym razem, gdy oddycham tym powietrzem czuję to ponownie. W jednym końcu pomieszczenia jest drewniana tablica z namalowanym celem. Pod jedną ze ścian na stole leżą noże do rzucania - brzydkie metalowe narzędzia z otworem na jednym końcu, idealne dla niedoświadczonych nowicjuszy. Naprzeciwko mnie są ustawione transfery, które wciąż noszą, w taki czy inny sposób, ślady po starych frakcjach: wyprostowany Prawy, skupiony Erudyta i Sztywniaczka, wsparta na palcach, tak by być gotową do ruchu. - Jutro ostatni dzień pierwszego etapu - mówi Eric. Nie patrzy na mnie. Wczoraj zraniłem jego dumę, i to nie tylko podczas zdobywania flag. Max podczas śniadania odciągnął mnie na bok, aby zapytać, jak by przebiegał nowicjat, gdyby Eric nie był jedynym który sprawuje nad nimi nadzór. Eric siedział wówczas przy stole obok mnie, krzywiąc się da muffinka z otrębami. - Wtedy znów podejmiecie walki - kontynuuje Eric. - Teraz nauczycie się celować. Niech wszyscy wezmą po trzy noże i uważajcie, kiedy Cztery będzie wam pokazywał prawidłowe techniki rzucania - mówi Eric patrząc gdzieś na północ ode mnie, mimo, że stoi przede mną. Wyprostowałem się. Nienawidzę, kiedy traktuje mnie jak swojego lokaja, jakbym nie wybił mu jednego z jego zębów podczas naszego nowicjatu. - Jazda! Nowicjusze obchodzą się ze sztyletami jak bezfrakcyjne dzieci darmowym kawałkiem chleba, zbyt desperacko. Wszyscy oprócz niej, z jej zamierzonymi ruchami. Ona nie stara się aby było jej wygodnie, tylko odpowiednio balansuje ramionami, a to jest to, co mi się w niej podoba, że ona wie, że te bronie nie są naturalne jednak mimo to znajdzie sposób aby nimi władać. Eric podchodzi do mnie, a ja odwracam się od nowicjuszy. Nie boję się go, ale wiem, jaki jest mądry i że jeśli nie będę ostrożny to zauważy, że patrzę na nią, i to będzie moją zgubą. Zwracam się w stronę celu z nożem w prawej ręce. Prosiłem, aby rzucanie nożem zostało zdjęte z programu szkolenia po tym roku, ponieważ nie służy to żadnemu realnemu celowi, tylko podsycaniu brawury Nieustraszonych. Nikt tu nigdy ich nie używa poza momentami, których chce komuś zaimponować. Eric mówił, że olśniewający ludzie mogą być przydatni, czym odrzucił moją prośbę, ale to jest wszystkim, czego nienawidzę w Nieustraszonych. Trzymam nóż przy ostrzu więc balans jest prawidłowy. Podczas mojego nowicjatu mój instruktor, Amar, zobaczył, że jestem zamyślony, więc uczył mnie jak połączyć moje ruchy z moim oddechem. Wdech i wpatruję się w centrum celu. Wydech, rzucam. Nóż trafia w cel. Usłyszałem kilka oddechów nowicjuszy jednocześnie. Znalazłem w nich rytm: wdech – przełożyłem następny nóż do mojej prawej ręki, wydech - obracam go w palcach, wdech - wpatruję się w cel, wydech – rzucam. Wszystko wokół celu jest ciemne. Jeśli nie używamy naszych umysłów jesteśmy brutalni, ale to jest wszystko co tutaj robię - używam umysłu. Głos Erica przerywa moje przemyślenia. - Ustawić się w szereg!

Zostawiam noże wbite w cel aby przypominały nowicjuszom, co jest możliwe, i staję przy ścianie bocznej. Amar był również tym, który dał mi moje imię. Podczas mojego pierwszego przejścia przez mój krajobraz strachu nadał mi przezwisko, a ponieważ był osobą bardzo sympatyczną, wszyscy go naśladowali. On już nie żyje, ale czasem, w tej sali, wciąż słyszę jak beszta mnie, że wstrzymuję oddech. Ona nie wstrzymuje oddechu. To dobrze - jeden zły nawyk mniej do złamania. Ale ma niezdarne ramię, niezgrabne jak nogi kurczaka. Noże latają, ale przez większość czasu, nie kręcą się. Nawet Edward nie zorientował się na czym to polega, choć zazwyczaj jest najszybszy, jego oczy są żywe w tym głodzie wiedzy Erudyty. - Sztywniaczka zarobiła chyba za dużo ciosów w głowę! - szydzi Peter - Hej, Sztywniaczko! Pamiętasz, co to nóż? Zwykle nie nienawidzę ludzi, ale nienawidzę Petera. Nienawidzę tego, że stara się umniejszać ludzi, tak jak robi to Eric. Tris nie odpowiada, po prostu bierze nóż i rzuca, wciąż tym niezręcznym ramieniem, ale to działa - słyszę trzask wbijania ostrza w cel, a ja się uśmiecham. - Hej, Peter, - mówi Tris - Pamiętasz, co to cel? Oglądam każdego z nich, starając się nie złapać wzroku Erica. Muszę przyznać, że Christina jest dobra choć nie lubię udzielać kredytu zaufania mądroustym Prawym - tak samo jak Peter - choć nie lubię udzielać kredytu zaufania przyszłym psychopatom. Al, jednakże, jest po prostu chodzącym i mówiącym Młotem, tylko siła i brak finezji. Szkoda, że Eric również to zauważa. - Taki jesteś powolny, Prawy? Potrzebujesz okularów? Mam ci przesunąć cel? - mówi napiętym głosem. Al Młot posiada niespodziewane miękkie wnętrze, które Eric rozbija szydząc gdy Al ponownie rzuca nóż w ścianę. - Nowicjusz, co to było? - pyta Eric. - On . . . on się wyśliznął. - Hm, myślę, że powinieneś po niego iść. Nowicjusze przestają rzucać. - Czy kazałem wam przestać? - pyta Eric Nie jest dobrze. -Mam po niego iść? - pyta Al - Ale wszyscy rzucają. - I ? - Nie chcę zostać trafiony. - Myślę, że możesz zaufać kolegom, że celują lepiej niż ty. Idź po swój nóż. - Nie. Myślę, że Młot uderzy ponownie, ponieważ jest uparty, lecz brak mu strategii. Alowi wciąż potrzeba więcej odwagi by powiedzieć nie, niż Ericowi aby go zmusić do pójścia po nóż, i to jest coś czego Eric nigdy nie zrozumie. - Dlaczego nie? Cykasz się? - Że dostanę lecącym nożem? - pyta Al - Tak. Spinam się, gdy Eric podnosi głos. - Wszyscy stop! Gdy po raz pierwszy spotkałem Erica był ubrany na niebiesko i miał włosy z przedziałkiem na środku. Drżał gdy Amar się zbliżył aby podać mu zastrzyk z surowicy w szyję przed symulacją krajobrazu strachu. W czasie trwania tego krajobrazu strachu, nie poruszył się na krok, on po prostu

stał, krzycząc przez zaciśnięte zęby i jakoś uspokoił serce do dopuszczalnego poziomu za pomocą oddechu. Nie wiedziałem, że to możliwe, aby pokonać strach w organizmie, zanim zrobił się to w swoim umyśle. Wtedy właśnie zrozumiałem, że należy na niego uważać. - Rozejść się. - Eric patrzy na Ala - Wszyscy poza tobą. Stań przed celem. Al, dysząc, wlecze się do celu. Odsunąłem się od ściany. Wiem, co Eric zrobi. Skończy się to prawdopodobnie stratą oka lub przebiciem gardła. Nie patrząc na mnie, Eric mówi : - Hej, Cztery. Pomożesz mi, co? Część mnie odczuwa ulgę. Przynajmniej wiem, że jeśli to ja będę rzucać nożami zamiast Erica, to jest mniejsze prawdopodobieństwo, że Al zostanie ranny. Ale nie mogę byś tym okrutnym, nie mogę być tym co odwala brudną robotę za Erica. Zwykle staram się działać, ale nie czuję się tak jak zwykle. Czuję się jakby ktoś zmuszał mnie do postawy, która nie pasuje do mnie, zmusza mnie do złej postawy. - Będziesz tu stał, kiedy on będzie rzucał nożami, aż nauczysz się nie dygać - mówi Eric do Ala. Napinam mocno klatkę piersiową. Chcę ochronić Ala, lecz im bardziej będę się przeciwstawiał Ericowi tym bardziej on będzie zdeterminowany aby mnie umieścić na swoim miejscu. Zdecydowałem, że będę udawać, że jestem znudzony całą tą sprawą. - Czy to naprawdę potrzebne? - Ja tu rządzę, pamiętasz? - syczy Eric - Tutaj i wszędzie. Czuję jak krew podpływa mi do twarzy, gdy patrzę na niego, a on patrzy na mnie. Max zapytał mnie, czy chcę być liderem frakcji i powinienem powiedzieć tak; zrobiłbym tak, gdybym wiedział, że będę musiał przeciwdziałać aby uniknąć takich rzeczy jak zwisanie nowicjuszy nad przepaścią czy zmuszanie ich do bezsensownego pokonywania siebie. Zdałem sobie sprawę, że ściskam noże tak mocno, że uchwyty zostawiły ślad na moich dłoniach. Muszę zrobić to, co Eric mówi. Moim jedynym wyborem jest opuścić ten pokój, ale jeśli odejdę, to Eric będzie rzucać nożami, a na to pozwolić nie mogę. Odwracam się w stronę Ala. Wtedy odezwała się ona - wiem, że to ona, bo jej głos jest niski, jak na dziewczynę i ostrożny - Przestańcie. Nie chcę aby Eric zamienił ją na miejsce Ala. Popatrzyłem na nią gniewnie, jakby to mogło sprawić aby przemyślała to drugi raz. Wiem, że tak nie będzie. Nie jestem głupi. - Każdy idiota może stanąć przed celem - mówi Tris - To niczego nie dowodzi poza tym, że nas zastraszacie. Co o ile dobrze kojarzę, jest oznaką tchórzostwa. Nieustraszeni brutale. Zbiry, niższego poziomu niż dzieci - to jest to, czym jesteśmy, tatuaże i piercing pod czarnym ubraniem. Może jestem głupi. Muszę przestać myśleć o niej w ten sposób. - Więc nie powinno to być dla ciebie trudne - parska Eric, odrzucając swoje włosy do tyłu - Jeśli masz ochotę zajmij jego miejsce. A potem jego wzrok pada na mnie, tylko na sekundę. To tak jakby on wiedział, on wie, że mam coś

do niej, więc ma zamiar zmusić mnie abym rzucał do niej nożami. Przez chwilę - nie, dłużej niż przez chwilę – myślę o rzucanie nożem w niego zamiast w nią. Mógłbym uderzyć go w ramię, lub nogi, nie byłoby mi szkoda... - Koniec z twoją śliczną buźką - cedzi Peter chodząc po pokoju - Och, czekaj, ty nie masz ślicznej buźki. Ledwo zarejestrowany komentarz. Jestem zbyt zajęty obserwacją jej. Stoi tyłem do tablicy. Czubek jej głowy znajduje się u dołu środka celu. Ma podniesiony podbródek i patrzy na mnie z takim uporem Altruisty jaki znam bardzo dobrze. Mogła ich zostawić, ale to oni uczynili ją taką zdecydowaną. Nie mogę jej powiedzieć, że będzie w porządku, nie jeśli Eric jest tutaj, ale mogę spróbować sprawić, aby była silna. - Jeśli drgniesz, Al zajmuje twoje miejsce. Zrozumiano ? -mówię. Eric stoi zbyt blisko mnie. Muszę zrobić to dobrze. Nie mogę rzucić noża do krawędzi tablicy, bo on wie, że mogę trafić w środek. Ale niezdarny rzut, cal w dowolnym kierunku, i mógłbym ją skrzywdzić. Tu chodzi o jej śliczną twarz. Ale Peter ma rację, ona nie jest śliczna, to słowo jest zbyt małe. Ona nie jest jak dziewczyny na które kiedyś się gapiłem. Ona jest mała, ale silna, a jej jasne oczy domagają się uwagi. Patrzeć na nią to jest budzić się. Patrząc w jej oczy rzucam nóż. Wbija się tablicę w pobliżu jej policzka. Ręce trzęsą mi się z ulgą. Zamknęła oczy, więc wiem, że muszę jej znów przypomnieć o jej bezinteresowności. - Masz dosyć, Sztywniaczko? - pytam. Sztywniaczka. To dlatego jest taka silna? Wygląda na złą. - Nie - odpowiada. Dlaczego ona to robi? Nie potrafię czytać w myślach, na litość boską. - No, to otwórz oczy - mówię, dotykając skóry pomiędzy moimi brwiami. Tak naprawdę nie potrzebuję aby patrzyła w moje oczy, ale czuję się lepiej, gdy to robi. Wdychając powietrze pachnące kurzem i potem przekładam nóż z lewej ręki do prawej. Eric się przybliża. Mój widok pokoju ogranicza się wokół jej włosów, i rzucam wydychając powietrze. Słyszę głos Erica za mną. - Hmm - to wszystko co mówi. - Daj spokój, Sztywniaczko - mówię - Niech tam stanie ktoś inny i zrobi to za ciebie. - Zamknij się, Cztery! - mówi, a ja chcę odkrzyknąć jej, że jestem tak samo sfrustrowany jak ona, sępem Erudytą analizującym każdy mój ruch, szukającym moich słabych punktów, aby mógł uderzyć tak mocno, jak tylko może. Usłyszałem to „hmm” ponownie ale nie jestem pewien, czy to Eric, czy moja wyobraźnia, ale wiem, że muszę go przekonać, że ona jest dla mnie po prostu kolejnym zwykłym nowicjuszem, i muszę to zrobić teraz. Oddycham głęboko i podejmuję szybką decyzję, wpatrując się w końcówkę jej ucha, w szybko gojącą się chrząstkę. Mój strach nie istnieje. Moje bijące serce, ucisk w klatce piersiowej, pocące się dłonie nie istnieją. Rzucam nóż i patrzę dalej, kiedy się krzywi, za bardzo mi ulżyło aby czuć się

źle, że ją zraniłem. Zrobiłem to. - Bardzo chciałbym stać tu i widzieć, że wszyscy jesteście tacy odważni jak ona. Ale na dziś wystarczy - mówi Eric głośno, a do mnie mruczy - Dobrze. To powinno ich przestraszyć, Mam nadzieję, że to oznacza, że on nie podejrzewa mnie o nic więcej. Eric dotyka jej ramienia, i uśmiecha się do niej władczo. - Powinienem mieć cię na oku. Oglądam krew spływającą jej od ucha i na jej szyi, i czuję nudności. Pokój pustoszeje, drzwi się zamykają, a ja czekam, aż ślady stóp znikną zanim do niej podejdę. - Czy twoje… - zaczynam sięgając do boku jej głowy. Ona patrzy. - Zrobiłeś to specjalnie! - Tak, specjalnie - mówię. - A ty powinnaś mi podziękować, że ci pomogłem. - Chciałbym wyjaśnić, jak bardzo Eric chce mnie skrzywdzić i wszystkich na których choć trochę mi zależy, albo powiedzieć o tym, że wiem o tym skąd pochodzi jej siła i że chciałem jej o tym przypomnieć, ale ona nie daje mi szansy. - Podziękować? Mało nie przekłułeś mi ucha, cały czas naśmiewałeś się ze mnie. Za co miałabym ci dziękować? - Naśmiewałem? Groźnie na nią spoglądam. - Wiesz, trochę mnie męczy to czekanie, aż załapiesz! - mówię. - Załapać? Co załapać? Że chciałeś udowodnić Ericowi jaki z ciebie wielki twardziel? Że jesteś sadystą takim jak on? Przez jej oskarżenie czuję się chory. Ona myśli, że jestem jak Eric? Ona myśli, że chcę mu zaimponować? - Nie jestem sadystą. - Opieram się bliżej niej i nagle czuję się bardziej nerwowy, jakby coś kuło mnie w klatce piersiowej. - Gdybym chciał cię skrzywdzić, to nie sądzisz, że już bym to zrobił? Ona jest na tyle blisko, abym mógł ją dotknąć, ale jeśli ona myśli, że jestem jak Eric, to nigdy to nie nastąpi. Oczywiście, że myśli, że jestem jak Eric. Właśnie rzucałem nożami nad jej głową. Zepsułem wszystko. Na zawsze. Muszę się wydostać. Przeszedłem przez pokój i w ostatniej sekundzie nim zatrzasnąłem drzwi, mocno rzuciłem nożem w stół. Słyszę jej sfrustrowany krzyk zza rogu, zatrzymuję się, pogrążam się skulony plecami do ściany. Zanim ona się tutaj dostała wszystko trzymałem w sobie, i każdego ranka zmierzałem w kierunku nocy. Myślałem o wyjeździe - postanowiłem odejść, być bezfrakcyjnym. Ale wtedy ona się pojawiła, i była taka jak ja, odkładając swoje szare ubrania, ale tak naprawdę nie odkładając ich na bok, nigdy nie odłożyła ich tak naprawdę na bok ,bo zna tajemnicę , że są to najsilniejsze zbroje jakie możemy nosić. A teraz mnie nienawidzi a ja nie mogę nawet opuścić Nieustraszonych aby dołączyć do bezfrakcyjnych, tak jak wcześniej zamierzałem, bo Eric ma oko na nią, tak jak miał na Amara w zeszłym roku, tuż zanim pojawił się martwy na chodniku w pobliżu torów kolejowych. Wszyscy Niezgodni skończyli martwi oprócz mnie, z powodu mojego szczęścia podczas testu predyspozycji, i jeśli Eric obserwuje ją, to ona prawdopodobnie jest również jedną z Niezgodnych.

Przed nocą moje myśli wracają do chwili, jak jej dotyk wysyła ciepło przez moją rękę do reszty mojego ciała, jak byłem sparaliżowany strachem. Przyciskam ręce do mojej głowy, chcę aby moje wspomnienia odeszły. Nie mogę teraz odejść. Za bardzo ją lubię. Tak, powiedziałem to. Ale nie powiem tego nigdy więcej. KONIEC Nie jest to oryginalne tłumaczenie ponieważ takowe nigdy nie zostało wydanie przez jakiekolwiek polskie wydawnictwo. Przepraszam za literówki i błędy interpunkcyjne jeśli takie są.