Amzai

  • Dokumenty216
  • Odsłony67 127
  • Obserwuję46
  • Rozmiar dokumentów337.6 MB
  • Ilość pobrań38 569

Samantha Shannon - Zakon Mimów

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :4.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Samantha Shannon - Zakon Mimów.pdf

Amzai EBooki Czas Żniw
Użytkownik Amzai wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 398 stron)

Walczącym – i piszącym Aktorzy – obraz Boga sam – Coś krążą, coś biegają – Coś szemrzą – szepcą tu i tam. Ach, lalki, które drgają Na rozkaz istot bezforemnych[*]. Edgar Allan Poe

Do czytelnika Na końcu tej książki znajduje się lista członków Eterycznego Stowarzyszenia, w skład którego wchodzą jasnowidze będący mim-lordami i mim-królowymi, działający w każdej z sekcji Sajonu Londyn, a także dodatkowe mapy najważniejszych miejsc. Znajdziecie tam również tabelę Siedmiu Kategorii Jasnowidzenia oraz słowniczek terminów używanych w Sajonie i slangu podziemia jasnowidzów.

CZĘŚĆ I Szelmowska Tarcza I niby nie jesteśmy od nich lepsi, my Odmieńcy? Toż zbieramy Kości Społeczeństwa, choć pełzamy w Rynsztokach i błagamy o Utrzymanie, jesteśmy żywymi Kanałami do Tamtego Świata. Jesteśmy Dowodem Pomocniczego Istnienia. Jesteśmy Katalizatorami ostatecznej Energii, wiecznych Zaświatów. Ujarzmiamy samą Śmierć. Zrzucamy z konia Rozpruwacza. − Mało znany pisarz, O wartościach odmienności

R 1 Powrót zadko kiedy opowieść zaczyna się od początku. Bywa jednak, że to właśnie koniec jest początkiem. Historia Refaitów i Sajonu zaczęła się przecież niemal dwieście lat przed moimi narodzinami – zatem dla Refaitów ludzkie życie jest równie krótkie jak pojedyncze uderzenie serca. Niektóre rewolucje zmieniają świat w ciągu jednego dnia. Inne trwają dziesiątki, setki lat, albo i dłużej, jeszcze inne nigdy nie dochodzą do skutku. Moja rewolta zaczęła się w jednej chwili od wyboru. Od zakwitnięcia kwiatu w ukrytym mieście na granicy światów. Potrzeba czasu, aby się przekonać, jaki będzie jej finał. Witajcie ponownie w Sajonie. *** 2 września 2059 Każdy z dziesięciu wagonów był wystylizowany na mały salon. Bogate czerwone dywany, wytworne palisandrowe stoły, kotwica – symbol Sajonu – wyszyta w złocie na każdym siedzeniu. Muzyka klasyczna unosiła się z niewidocznych głośników. Na końcu naszego wagonu Jaxon Hall, mim-lord odpowiedzialny za teren I- 4 i jednocześnie przywódca mojego gangu londyńskich jasnowidzów, siedział z założonymi rękoma na swojej lasce, patrząc prosto przed siebie. Nie mrugnął ani razu. Po drugiej stronie przejścia mój najlepszy przyjaciel, Nick Nygård, trzymał metalową obręcz zwisającą z sufitu. Po sześciomiesięcznej rozłące jego twarz wydawała się wspomnieniem. Ręka była poszyta spuchniętymi żyłami, wzrok utkwiony w najbliższym oknie, bacznie obserwujący przemykające światła bezpieczeństwa. Pozostali członkowie gangu rozproszeni byli w różnych miejscach: Danica trzymała się za zranioną głowę, Nadine miała zakrwawione dłonie, a Zeke ściskał skaleczone ramię. Ostatnia z nas, Eliza, została w Londynie. Usiadłam samotnie, patrząc, jak tunel znika za nami. Moje przedramię paliło rwącym bólem, po tym jak Danica usunęła spod mojej skóry mikroczip Sajonu. Wciąż słyszałam w głowie ostatni rozkaz Naczelnika: „Biegnij, mała śniąca”. A dokąd on pobiegnie? Zamknięte drzwi stacji były otoczone uzbrojonymi Strażnikami. Jak na wielkoluda potrafił się przemieszczać niczym cień, ale nawet cień nie byłby

w stanie przeniknąć tych drzwi. Nashira Sargas, jego była narzeczona i przywódczyni Refaitów, nie spocznie przecież, dopóki go nie wytropi. Gdzieś w ciemności był nasz złoty sznur, łącze pomiędzy duchem Naczelnika i moim. Przeszukałam zaświaty, ale po drugiej stronie niczego nie znalazłam. Sajon na pewno wiedział już o powstaniu. Informacja musiała do nich dotrzeć, jeszcze zanim ogień zniszczył systemy komunikacyjne. Wiadomość, ostrzeżenie – nawet słowo wystarczyłoby, aby ostrzec ich przed kryzysem w kolonii. Będą czekać na nas z fluxem i bronią, aby wysłać nas z powrotem do naszego więzienia. Mogą próbować. − Musimy policzyć, ilu nas jest. – Wstałam. – Ile mamy czasu, zanim dotrzemy do Londynu? − Dwadzieścia minut, przynajmniej tak mi się wydaje – odparł Nick. − Aż boję się spytać, gdzie kończy się ten tunel. Uśmiechnął się ponuro. − Na wysokości Archonu. Tuż pod nim znajduje się stacja. S-Whitehall. Poczułam ukłucie w brzuchu. − Tylko mi nie mów, że zaplanowałeś ucieczkę przez Archon. − Nie. Zatrzymamy pociąg wcześniej i poszukamy innego wyjścia – powiedział. – Muszą się tu znajdować inne stacje. Dani twierdzi, że może tu nawet być wyjście z metra przez tunele służbowe. − W tych tunelach może się roić od Podstrażników – powiedziałam, zwracając się do Dani. – Jesteś tego pewna? − Nie będą strzeżone. Te przejścia są dla inżynierów – odparła. – Ale nie wiem, jak te starsze tunele. Wątpię, żeby ktokolwiek z SajORI kiedykolwiek nimi przechodził. SajORI był oddziałem robotyki i inżynierii Sajonu. Gdyby ktokolwiek miał coś wiedzieć o tych tunelach, to właśnie oni. − Musi tu być inne wyjście – nie odpuszczałam. Nawet gdybyśmy dotarli do głównego wyjścia, aresztowaliby nas przy barierkach. – Możemy zmienić kierunek jazdy pociągu? Jest szansa wyjechać nim do poziomu ulicy? − Nie ma tu sterowania ręcznego. A oni nie są na tyle głupi, żeby ta linia miała dostęp do poziomu ulicy. – Danica przyglądnęła się szmacie przesiąkniętej krwią z jej rany na głowie. – Pociąg jest zaprogramowany na bezpośredni powrót do S-Whitehall. Włączymy alarm przeciwpożarowy i uciekniemy przez pierwszą stację, jaką znajdziemy. Pomysł przeprowadzania sporej grupy osób przez rozpadający się nieoświetlony system tunelów nie wydawał się rozsądny. Wszyscy byli osłabieni, głodni i wyczerpani, a na żółwie tempo nie mogliśmy sobie pozwolić. − Pod Wieżą musi być jakaś stacja – powiedziałam. – Nie używaliby przecież tej samej stacji do transportu jasnowidzów i personelu Sajonu.

− To całkiem spory kawał drogi do przejścia w zgarbionej pozycji – wtrąciła Nadine. – Wieża znajduje się kilka mil od Archonu. − Trzymają w niej jasnowidzów. Bez sensu byłoby budować pod nią stację. − Jeżeli założymy, że pod Wieżą jest stacja, musimy włączyć alarm w odpowiednim momencie – powiedział Nick. – Dani, masz jakiś pomysł? − Co? − W jaki sposób możemy określić naszą pozycję? − Mówiłam ci już, że nie znam tego systemu tunelów. − Pomyśl. Zastanowiła się chwilę. Jej oczy otaczały siniaki. − Oni… mogli namalować linie, żeby pracownicy się nie pogubili. Podobne są w tunelach Sajonu. I tabliczki informujące o odległości do najbliższej stacji. − Ale żeby je zobaczyć, musielibyśmy wysiąść z pociągu. − Otóż to. A mamy tylko jedną szansę, żeby go zatrzymać. − Damy radę – powiedziałam. – Znajdę coś, co pozwoli mi uruchomić alarm. Przeszłam do następnego wagonu. Jaxon odwrócił ode mnie twarz. Zatrzymałam się tuż przed nim. − Jaxon, masz zapalniczkę? − Nie – odpowiedział. − Okej. Sekcje pociągu były oddzielone zasuwanymi drzwiami. Nie mogły być szczelnie zamknięte ani kuloodporne. Gdybyśmy tu utknęli, nie mielibyśmy żadnych szans na ucieczkę. Wpatrywał się we mnie cały tłum – wszyscy zgromadzeni razem ocaleni jasnowidze. Miałam nadzieję, że Julian wsiadł do pociągu, kiedy nie patrzyłam, ale niestety nie widziałam go tutaj. Moje serce ścisnął żal. Nawet jeżeli on i jego cyrkowcy przeżyją tę noc, Nashira skróci ich wszystkich o głowę jeszcze przed wschodem słońca. − Dokąd jedziemy, Paige? – zapytała Lotte, jedna z cyrkowców. Nadal miała na sobie kostium z Dwusetnicy, historycznego wydarzenia, które właśnie zrujnowaliśmy naszą ucieczką. – Do Londynu? − Tak – odpowiedziałam. – Słuchajcie, musimy zatrzymać ten pociąg wcześniej i wydostać się pierwszym napotkanym wyjściem. Ten pociąg jedzie prosto do Archonu. Wszyscy wstrzymali oddech, patrząc po sobie z przerażeniem. − Nie brzmi to bezpiecznie – zauważył Felix. − To nasza jedyna szansa. Czy ktokolwiek z was był przytomny, kiedy wsadzano nas do pociągu do Szeolu I? − Ja – odpowiedział augur. − Więc jest jakieś wyjście przy Wieży?

− Oczywiście. Zabrali nas z cel prosto na stację. Ale nie wracamy tam teraz? − Wracamy, chyba że znajdziemy inną stację. Kiedy zaczęli szemrać między sobą, policzyłam ich. Oprócz mnie i gangu było tu dwudziestu dwóch ocalonych. Jak ci ludzie przeżyją w prawdziwym świecie, jeśli przez wiele lat traktowano ich jak zwierzęta? Niektórzy z nich ledwo pamiętają cytadelę, a ich gangi dawno o nich zapomniały. Odsunęłam od siebie tę myśl i uklękłam obok Michaela, który siedział kilka siedzeń od innych. Uroczy, łagodny Michael, jedyny poza mną człowiek, którego Naczelnik wziął pod swoje skrzydła. − Michael? – Dotknęłam jego ramienia. Jego policzki były czymś poplamione i wilgotne. – Michael, słuchaj. Wiem, że to przerażające, ale nie mogłam tak po prostu zostawić cię w Magdalenie. Skinął głową. Nie był całkowicie niemy, ale ostrożnie dobierał słowa. − Nie musisz wracać do rodziców, obiecuję. Postaram się poszukać ci jakiegoś lokum. – Odwróciłam wzrok. – Jeżeli nam się uda. Michael przetarł twarz rękawem. − Masz może zapalniczkę Naczelnika? – zapytałam delikatnie. Zanurzył rękę w kieszeni szarej kurtki i wyjął znajomy prostokątny przedmiot. Wzięłam go. – Dziękuję. Ivy, papilarniczka, też siedziała sama. Z ogoloną głową i zapadniętymi policzkami była żywym świadectwem okrucieństwa Refaitów. Jej opiekun, Thuban Sargas, traktował ją jak worek treningowy. Widząc jej powyginane palce i trzęsącą się szczękę, nabrałam przekonania, że nie powinna być pozostawiona sama sobie na zbyt długo. Usiadłam naprzeciwko niej, przyglądając się siniakom, które wykwitały spod jej skóry. − Ivy? Skinęła głową ledwo zauważalnie. Brudna żółta tunika zwisała z jej ramion. − Wiesz, że nie możemy zabrać cię do szpitala – powiedziałam – ale chcę wiedzieć, że będziesz bezpieczna. Masz gang, który się tobą zaopiekuje? − Nie. – Nawet mowa sprawiała jej ból. – Byłam… obszarpańcem w Camden. Ale nie mogę tam wrócić. − Dlaczego? Potrząsnęła głową. Camden było dzielnicą w II-4, gdzie znajdowała się największa społeczność jasnowidzów, ruchliwy miejski rynek, który skupiał dookoła obszar Wielkiego Kanału. Położyłam zapalniczkę na błyszczącym stole i zacisnęłam dłonie. Wciąż miałam brud pod paznokciami. − Nie masz tam nikogo, komu mogłabyś zaufać? – spytałam ściszonym głosem. Chciałam zaproponować jej jakieś miejsce, gdzie mogłaby się zatrzymać, ale Jaxon nie

zgodziłby się na przygarnięcie jasnowidza, szczególnie w sytuacji, kiedy nie zamierzałam z nim wracać. Żaden z tych jasnowidzów nie przetrwałby długo na ulicach. Objęła dłońmi ramiona, wciskając paznokcie w skórę. Po dłuższej chwili dziewczyna odezwała się: − Jest ktoś taki. Agata. Pracuje w butiku na rynku. − Jak nazywa się ten butik? − Po prostu Butik Agaty. – Krew sączyła się z jej dolnej wargi. – Długo się nie widziałyśmy, ale na nią na pewno mogę liczyć. − Okej. – Wstałam. – W takim razie wyślę z tobą pozostałych. Jej zapadnięte oczy wpatrywały się gdzieś w dal za oknami. Świadomość tego, że jej opiekun wciąż żyje, przyprawiała mnie o mdłości. Rozsunęły się drzwi i weszło kolejne pięć osób. Zabrałam zapalniczkę i wyszłam im na spotkanie. − To Białe Spoiwo – ktoś szepnął. – Z sekcji I-4. Jaxon stał z tyłu, trzymając swoją zaostrzoną laskę. Jego milczenie było zaczepne, ale nie miałam czasu na jego gierki. − Skąd Paige go zna? – Kolejny przestraszony szept. – Chyba nie myślisz, że ona jest…? − Jesteśmy gotowi, Śniąca – powiedział Nick. To określenie potwierdziło ich podejrzenia. Skupiłam się na zaświatach najlepiej, jak tylko potrafiłam. Senne krajobrazy krążyły w moim promieniu niczym nerwowy rój pszczół. Byliśmy dokładnie pod Londynem. − Teraz. – Rzuciłam Nickowi zapalniczkę. – Nie mamy chwili do stracenia. Złapał ją, otworzył zawleczkę i zapalił. W ciągu kilku sekund alarm przeciwpożarowy zaczął się żarzyć czerwonym blaskiem. „Uwaga – rozległ się znajomy głos Scarlett Burnish. – Wykryto pożar w tylnym wagonie. Blokada drzwi. – Drzwi do ostatniego wagonu zasunęły się i usłyszeliśmy głęboki brzęk, kiedy pociąg się zatrzymał. – Proszę się powoli i spokojnie przemieścić do przodu pociągu i zająć miejsca. Zespół ratunkowy został już wysłany. Nie należy wysiadać z pociągu. Nie należy otwierać okien ani drzwi. Proszę włączyć nawiew, jeżeli zaistnieje konieczność dodatkowej wentylacji”. − Nie uda nam się ich oszukać na długo. – Powiedziała Danica. – Kiedy zorientują się, że nie ma żadnego pożaru, pociąg znowu ruszy. Na końcu pociągu znajdował się mały pomost z balustradą ochronną. Przeskoczyłam przez nią. − Podaj mi latarkę – poprosiłam Zekego. Kiedy to zrobił, skierowałam światło na tory. – Nie ma miejsca, żeby obok nich przejść. Jest jakiś sposób, żeby odłączyć

napięcie, Narwańcu? – Przestawienie na slang syndykatu przyszło w sposób naturalny. To właśnie między innymi dzięki temu udało nam się tak długo przeżyć w Sajonie. − Nie – odpowiedziała Danica. – Do tego jest spore ryzyko, że tam, na dole, wszyscy się podusimy. − Świetnie, dzięki. Nie spuszczając z oka trzeciej szyny, zeskoczyłam z pomostu i upadłam na kamyki. Zeke zaczął pomagać ocalonym zejść na dół. Zaczęliśmy iść gęsiego, pomiędzy wagonami i szynami. Pod moimi brudnymi białymi butami słychać było chrzęst. Tunel był obszerny i zimny, zdawał się rozciągać w nieskończoność. Pomiędzy światłami bezpieczeństwa panowała ciemność. Mieliśmy pięć latarek, z czego w jednej padała już bateria. Słyszałam echo własnego oddechu, a po tylnej części ramion przeszyła mnie gęsia skórka. Dłonią przytrzymywałam się ściany, koncentrując się na stawianiu kroków we właściwych miejscach. Po dziesięciu minutach szyny zadrżały, a my rzuciliśmy się na ścianę. Pusty pociąg, który wywiózł nas z naszego więzienia, przemknął obok niczym zamazana plama metalu i świateł, pędząc wprost w kierunku Archonu. Zanim dotarliśmy do semafora na skrzyżowaniu, gdzie świeciła, na zielono, tylko jedna lampa, nogi trzęsły mi się z wyczerpania. − Narwańcu! – zawołałam. – Co możesz o tym powiedzieć? − To znaczy, że tory z przodu są wolne i że pociąg był zaprogramowany, aby na drugim skrzyżowaniu skręcić w prawo – powiedziała Danica. Lewa strona była zablokowana. − Czyli mamy skręcić na pierwszym? − Nie mamy zbyt wielkiego wyboru. Tunel poszerzał się w rogu. Zaczęliśmy biec. Nick niósł Ivy, która była tak słaba, że cudem w ogóle dotarła do pociągu. Drugie przejście rozświetlone było białymi światłami. Na wagonie widniała brudna tabliczka z napisem „WESTMINSTER, 2500 M”. Przy pierwszym tunelu, zupełnie ciemnym, znajdowała się informacja: „WIEŻA, 800 M”. Przyłożyłam palec do ust. Jeżeli na peronie Westminster czekał pluton, pusty pociąg musiał już do nich dotrzeć. Możliwe nawet, że weszli już do tunelu. Chudy brązowy szczur przebiegł nieopodal. Michael odskoczył, ale Nadine zaświeciła za nim latarką. − Ciekawe, czym one się tu żywią. Odpowiedź poznaliśmy kilka sekund później. W miarę jak szliśmy, szczurów było coraz więcej, a odgłosy szarpania i żucia coraz głośniej roznosiły się w tunelu. Ręka Zekego zadrżała, kiedy światło latarki natknęło się na zwłoki, którymi szczury kończyły się właśnie karmić. Ciało ubrane było w szmaty cyrkowca, a klatka piersiowa ewidentnie została zmiażdżona przez pociąg – i to nie jeden raz.

− Jego ręka znajduje się na trzeciej szynie – powiedział Nick. – Biedaczyna musiał iść bez latarki. Jeden z jasnowidzów potrząsnął głową. − Jak on dał radę zajść tak daleko? Ktoś cicho załkał. Prawie mu się udało. Był już tak blisko domu. W końcu światło latarek rozświetliło peron. Przeszłam przez tory i wspięłam się na górę; kierując latarkę na wysokość oczu, czułam każdy mięsień. Światło przeszyło przytłaczającą ciemność, ukazując białe kamienne ściany, środki dezynfekcyjne i przechowalnię wypełnioną złożonymi noszami: lustrzane odbicie stacji odbiorczej po drugiej stronie. Smród wody utlenionej szczypał w oczy. Czy ci ludzie myśleli, że zarażą się od nas jakąś zarazą? Czy zaraz po tym, jak wrzucili nas do pociągu, przemywali wybielaczem dłonie w obawie, że jasnowidzenie na nich przejdzie? Widziałam siebie przywiązaną do noszy, zwijającą się w fantasmagorii i poniewieraną przez lekarzy w białych kitlach. Nie było ani śladu strażnika. Latarkami sprawdziliśmy każdy kąt. Do ściany przyczepiono ogromny znak: czerwony romb podzielony na dwie części niebieskim paskiem, z białym drukowanym napisem nazw stacji. WIEŻA LONDYN Nie potrzebowałam mapy, aby wiedzieć, że Wieża Londyn nie była zarejestrowaną stacją metra. Poniżej znaku znajdowała się mała tablica. Pochyliłam się bliżej i zdmuchnęłam kurz z wytłoczonych liter. „LINIA PENTAD”, głosił napis. Mapa pokazywała rozmieszczenie pięciu sekretnych stacji pod cytadelą. Malutkie literki świadczyły o tym, że stacje powstały w czasie budowy Kolei Metropolian, czyli dawnego londyńskiego metra. Nick stanął obok mnie. − Jak mogliśmy pozwolić na to wszystko? – wymruczał. − Trzymają niektórych z nas latami w Wieży, zanim nas tu ześlą. Złapał mnie delikatnie za ramię. − Pamiętasz, jak cię tu przynieśli? − Nie, otępili mnie fluxem. Przed oczami zamajaczył mi obłok malutkich plamek. Pomasowałam skroń. Amarant, który dostałam od Naczelnika, uleczył większość szkody wyrządzonej mojemu sennemu krajobrazowi, ale słabe uczucie niemocy kotłowało się gdzieś w głowie i sprawiało, że od czasu do czasu widziałam nieostro. − Musimy iść dalej – powiedziałam, patrząc, jak inni wspinają się na peron.

Były dwa wyjścia: ogromna winda, na tyle duża, by pomieścić kilka noszy jednocześnie, i ciężkie metalowe drzwi z napisem „WYJŚCIE PRZECIWPOŻAROWE”. Nick otworzył drzwi. − Wygląda na to, że pójdziemy schodami – stwierdził. – Czy ktokolwiek z was zna plan kompleksu Wieży? Jedynym punktem orientacyjnym, który znałam, była warowna Biała Wieża, serce kompleksu więziennego, zarządzana przez elitarne siły bezpieczeństwa nazywane Nadzwyczajnymi Strażami. W syndykacie ich pracowników nazywaliśmy Krukami: okrutni, ubrani na czarno Strażnicy dysponowali nieograniczoną liczbą metod torturowania. − Ja. – Nell podniosła rękę. – Pewną część. − Jak masz na imię? – zapytał Nick. − Dziewięć. To znaczy, Nell. – Była na tyle podobna do mojej przyjaciółki Liss, że dzięki masce i kostiumowi mogła zwieść Nadzorcę: kręcone, czarne włosy, taka sama delikatna budowa ciała, ale ostrzejsze rysy twarzy. Jej skóra miała intensywnie oliwkową barwę. Oczy Liss były małe i bardzo ciemne, oczy Nell zaś – jak czysta woda. Głos Nicka zmiękł. − Powiedz nam, co wiesz. − To było dziesięć lat temu. Mogli to zmienić. − Każda informacja jest cenna. − Kilkorgu z nas nie podali fluxu – powiedziała. – Udawałam, że jestem nieprzytomna. Jeśli te schody prowadzą w pobliże windy, wydaje mi się, że znajdziemy się tuż za Bramą Zdrajcy, ale będzie zamknięta. − Poradzę sobie z zamkami. – Nadine podniosła skórzaną torbę z wytrychami. – I Krukami, jak będą szukać guza. − Nie cwaniakuj. Nie mamy zamiaru z nikim się bić. – Nick popatrzył na niski sufit. – Paige, ilu nas tu jest? − Dwadzieścia osiem osób – odpowiedziałam. − Przemieszczajmy się małymi grupami. My z Nell możemy iść pierwsi. Spoiwo, Diamencie, czy możecie przypilnować… − Mam wielką nadzieję – przerwał mu Jaxon – że nie zamierzasz wydawać mi rozkazów, Czerwona Zjawo. W całym tym zamieszaniu z wysiadaniem z pociągu i szukaniem peronu prawie w ogóle go nie zauważyłam. Stał w cieniu, rękę trzymał na lasce, prostej i jasnej niczym świeżo zapalona świeca. Nick zacisnął szczękę. − Prosiłem cię o pomoc – powiedział.

− Zostanę tutaj, dopóki nie oczyścicie terenu. – Jaxon pociągnął nosem. – Możecie pobrudzić sobie ręce, wyrywając Krukom piórka. Złapałam Nicka za ramię. − Jasne, że możemy – wymamrotał na tyle cicho, że Jaxon nie usłyszał. − Popilnuję ich – odezwał się Zeke. Przez całą podróż pociągiem nie odzywał się ani słowem. Jedną rękę trzymał na ramieniu, a drugą zacisnął w zbielałą na kostkach pięść. Nick przełknął ślinę i skinął na Nell. − Prowadź. Zostawiając więźniów z tyłu, we trójkę poszliśmy za Nell po krętych schodach. Była szybka jak ptak, z trudem za nią nadążałam. Palił mnie każdy mięsień w nogach. Odgłosy naszych kroków były zbyt głośne, odbijały się echem za nami. Za mną szedł Nick, a Nadine trzymała go za łokieć. Na górze Nell zwolniła i uchyliła kolejne drzwi. W korytarzu słychać było odległy ryk syren obrony cywilnej. Jeśli wiedzieli o naszej ucieczce, to była tylko kwestia czasu, zanim domyśliliby się, gdzie jesteśmy. − Teren czysty – wyszeptał Nick. Wyjęłam z plecaka nóż myśliwski. Broń palna ściągnęłaby na nas uwagę wszystkich Kruków jednocześnie. Nick wyciągnął mały, szary zestaw słuchawkowy i wcisnął kilka klawiszy. − Pośpiesz się, Elizo – wymamrotał. – Jävla telefon[1]… Zerknęłam na niego. − Wyślij jej obrazek. − Już to zrobiłem. Musimy wiedzieć, kiedy tu przyjedzie. Tak jak przypuszczała Nell, wejście na klatkę schodową było naprzeciwko wyłączonej windy. Po prawej znajdowała się ściana z ogromnych cegieł, uszczelniona zaprawą murarską, a po lewej zbudowana pod ogromnym kamiennym sklepionym przejściem Brama Zdrajcy: monumentalna czarna budowla z zakratowanym świetlikiem, używana jako wejście w czasach monarchii. Byliśmy dość nisko, na tyle nisko, by nie zostać zauważonymi z wież strażniczych. Kamienne schody pokryte porostem rozciągały się poniżej bramy, a na nich znajdowała się wąska rampa na nosze. Księżyc oświetlał słabo widoczną Białą Wieżę. Pomiędzy wieżą i bramą był wysoki mur, za którym moglibyśmy się ukryć. Ze szczytu wieży świecił potężny reflektor. Syreny wyły nieustannym pojedynczym dźwiękiem. W Sajonie oznaczało to poważne naruszenie bezpieczeństwa. − Tam mieszkają strażnicy. – Nell wskazała na wieżę warowną. – Jasnowidzów trzymają w Krwawej Wieży. − Dokąd dojdziemy tymi schodami? – zapytałam.

− Do najskrytszej wieży warownej. Musimy się pospieszyć. W tym momencie oddział Kruków przemaszerował ścieżką bezpośrednio naprzeciwko bramy. Przylgnęliśmy do muru. Na skroni Nicka zadrżała kropelka potu. Jeśli zobaczyli, że brama jest nietknięta, mogli jej nie sprawdzać. Mieliśmy szczęście. Kruki nas minęły. Kiedy zniknęli z naszego pola widzenia, odepchnęłam się od muru drżącymi dłońmi. Nell osunęła się na ziemię, przeklinając pod nosem. Powyżej naszej kryjówki włączono kolejnych kilka syren. Próbowałam otworzyć bramę, ale bezskutecznie. Łańcuchy były spięte kłódką. Widząc to, Nadine odsunęła mnie i zza pasa wydobyła malutki płaski śrubokręt. Wsunęła go w niższą część dziurki od klucza, po czym wyjęła srebrny wytrych. − To może zająć chwilę. – Z trudem ją słyszałam w tym hałasie. – Bolce zardzewiały. − Nie mamy chwili. − Zbierz pozostałych. – Nadine nie spuszczała wzroku z kłódki. – Powinniśmy się trzymać razem. Nick przyłożył do ucha telefon i wyszeptał: − Muzo? – odezwał się do Elizy niskim głosem. – Będzie tutaj tak szybko, jak tylko da radę – powiedział do mnie. – Wysyła nam na pomoc rozbójników Skoczypięty Jacka na pomoc. − Ile jej to zajmie? − Dziesięć minut. Rozbójnicy powinni przybyć wcześniej. Dziesięć minut to szmat czasu… Reflektor świecił nam nad głowami, przeszukując najskrytszą wieżę. Nell schowała się, w blasku jej oczy się zwęziły. Wcisnęła się w kąt i splotła ramiona. Oddychała przez nos. Przeszłam powoli między ścianami, sprawdzając każdą cegłę. Jeżeli Kruki były na obchodzie wokół kompleksu, wrócą lada moment. Musieliśmy otworzyć bramę, wydostać więźniów i zostawić kłódkę na swoim miejscu. Wbiłam palce w bruzdę pomiędzy drzwiami windy, usiłując je rozdzielić, ale nawet nie drgnęły. Kilka stóp ode mnie Nadine wyjęła kolejny wytrych. Pracowała pod niewygodnym kątem, biorąc pod uwagę fakt, że kłódka była po drugiej stronie bramy, ale ręce miała stabilne. Wtedy z klatki schodowej wyłonił się Zeke – prowadził grupę zdenerwowanych więźniów. Potrząsnęłam głową na znak, żeby został na miejscu. Nadine wreszcie rozpracowała kłódkę. Pomogliśmy jej pociągnąć ciężkie łańcuchy z krat, uważając, żeby nie narobić zbyt dużego hałasu, i wspólnymi siłami otworzyliśmy Bramę Zdrajcy. Szurała o żwir, jej nieużywane zawiasy skrzypiały, ale dźwięk syren zagłuszył hałas. Nell wbiegła po schodach i skinęła na nas.

− Musieli zablokować wszystkie wyjścia – powiedziała, kiedy się do niej zbliżyłam. – Kłódka była jedynym słabym punktem w tym miejscu. Będziemy musieli się wspiąć na południowy mur. Wspinaczka. Moja mocna strona. − Zjawo, zbierz pozostałych – powiedziałam. – Bądźcie gotowi do ucieczki. Zakradłam się po schodach, schylona, w obu rękach trzymając pistolet. Kolejne schody prowadziły do jednej z wież po drugiej stronie sklepionego przejścia. Wystarczyło przeskoczyć i znaleźlibyśmy się pomiędzy dwoma krenelażami w sąsiednim murze, który był o wiele niższy, niż się spodziewałam. Najwyraźniej Sajon nie spodziewał się, że jasnowidze, jeśli uciekliby z Krwawej Wieży, dostaliby się tak daleko. Dałam znać Nickowi, aby przyprowadził pozostałych, po czym skierowałam się na kolejną kondygnację schodów. Oświetlałam sobie drogę pod stopami, lecz pozostawałam w cieniu. Kiedy dotarłam do luki pomiędzy krenelażami, wstrzymałam oddech. Oto on. Londyn. Za murem znajdowało się strome nabrzeże. Po lewej był Tower Bridge. Gdybyśmy poszli na prawo, bylibyśmy w stanie okrążyć kompleks niezauważeni i dotrzeć do głównej drogi. Nick wyjął z kieszeni woreczek i roztarł kredę w dłoniach. − Pójdę pierwszy – zamruczał. – Ty pomożesz pozostałym na dole. Eliza będzie czekać na drodze. Spojrzałam na most, wypatrując snajperów. Żadnego nie zauważyłam, ale wyczułam trzy senne krajobrazy. Nick przecisnął się z trudem przez krenelaże i złapał każdy z nich w dłoń, kierując twarz w stronę muru. Stopami szukał jakiegoś kamiennego oparcia. − Ostrożnie – powiedziałam, chociaż nie musiałam tego mówić. Nick był lepszy we wspinaczce niż w chodzeniu po prostym terenie. Uśmiechnął się do mnie przelotnie, po czym oderwał się od muru i wylądował na ziemi w przysiadzie. Czułam się nieswojo, kiedy między nami był mur. Wyciągnęłam ręce po pierwszego więźnia. Michael był z Nell, obydwoje pomagali Ivy. Wzięłam ją za łokcie i poprowadziłam do krenelaży. − Do góry, Ivy. – Zdjęłam płaszcz Nicka i okryłam ją nim, sama zostając tylko w białej sukni. – Podaj mi ręce. Z pomocą Michaela wciągnęliśmy ją na mur. Nick złapał ją za szczuplutkie biodra i przeniósł na trawę. − Michael, pomóż tu przejść rannym, szybko – powiedziałam ostrzej, niż zamierzałam. W pierwszej kolejności zajął się kulejącym Felixem.

Jeden za drugim przeszli przez mur: Ella, Lotte, roztrzęsiony kryształmistrz, następnie augur ze zwichniętym nadgarstkiem. Po zejściu wszyscy pozostawali na miejscu chronieni przez Nicka z pistoletem w ręku. Kiedy wyciągnęłam rękę do Michaela, Jaxon odsunął go na bok. Z łatwością wspiął się na krenelaż, uniósł laskę, potrząsnął nią, po czym nachylił się do mnie i wyszeptał mi do ucha: − Masz jeszcze jedną szansę, moja śliczna. Wróć do Tarcz, a ja zapomnę o tym, co powiedziałaś w Szeolu I. Patrzyłam prosto przed siebie. − Dziękuję, Jaxon. Zeskoczył z krenelaży tak elegancko, że niemal szybował. Obejrzałam się na Michaela. Krew z rany na twarzy spływała mu po szyi i wsiąkała w koszulę. − Dalej. – Złapałam go. – Tylko nie patrz w dół. Udało mu się przełożyć nogę przez mur. Palce wbił w moje ramiona. Z gardła Nell wyrwał się jęk. Na jej nogawce rosła długa plama krwi. Uniosła głowę i spojrzała na mnie, a jej oczy rozszerzyły się ze strachu. Moje ciało przeszył prąd. − Na ziemię! – przekrzyczałam syreny. – Na ziemię, już!!! Nikt mnie nie słuchał. Stojących na schodach więźniów przeszył deszcz kul. Ciała upadały, targane drgawkami, przyjmując nienaturalne pozycje. Umierający wydawali przeszywający krzyk. Nadgarstek Michaela wyśliznął mi się z palców. Rzuciłam się za poręcz na ziemię i zakryłam rękami głowę. Nadrzędnym celem było zabicie nas na miejscu, bez zadawania jakichkolwiek pytań. Nick ryczał z dołu moje imię, krzyczał, żebym się ruszyła, skoczyła, ale mnie sparaliżował strach. Moja percepcja zawęziła się do tego stopnia, że jedyne, czego byłam świadoma, to bicie serca i płytki oddech, a także stłumiony huk wystrzałów. Czyjeś ręce mnie złapały i przeniosły przez mur. Poczułam, że spadam. Uderzyłam podeszwami o ziemię, czując wstrząs aż w biodrach. Zachwiałam się. Z tępym łomotem i stęknięciem kolejna ludzka postać wylądowała tuż obok mnie. Nell. Przeczołgała się po ziemi, wstała i kuśtykając, pognała przed siebie. Zaczęłam pełznąć w tym samym kierunku, ale Nick złapał mnie za szyję. Wyrwałam mu się. − Musimy ich zabrać… − Paige, chodź! Nadine przedostała się przez mur, ale pozostała dwójka dalej wspinała się po krenelażach. Kolejna kanonada z Białej Wieży rozproszyła ocalonych we wszystkich możliwych kierunkach. Danica i Zeke skoczyli; dwie drobne sylwetki w oślepiającym świetle księżyca. Wyczułam nad nami snajpera. Uciekająca ślepa spadła na dół, a jej czaszka wybuchła niczym dojrzały owoc. Michael prawie się o nią potknął. Snajperka go namierzyła.

Każdy nerw w moim ciele zapłonął czerwonym ogniem. Wyrwałam rękę z uścisku Nicka. Resztkami sił rzuciłam duchem i wryłam się w jej senny krajobraz, wysyłając jej ducha w zaświaty, a ciało poza balustradę. Kiedy ciało upadło na trawę, Michael przeskoczył przez mur i popędził w kierunku rzeki. Krzyczałam jego imię w huku syren, ale znikł mi z pola widzenia. Moje stopy pędziły szybciej niż myśli. Pęknięcia w sennym krajobrazie poszerzały się niczym świeżo otwarte rany. Byliśmy już blisko drogi, coraz bliżej, już prawie na miejscu… Widziałam latarnie uliczne. Strzały dudniły z wieży. Nagle rozległ się ryk silnika i ujrzałam zabarwione na niebiesko światła. Skórzane fotele pod moimi rękami. Silnik. Wystrzał. Pojedynczy wysoki dźwięk. Za róg, przez most. I wtedy zniknęliśmy w cytadeli, niczym kurz w cieniu, pozostawiając za sobą ryk syren.

P 2 Długa opowieść ojawiła się o szóstej rano. Niezawodnie. Złapałam rewolwer. Grała muzyka Oko Sajonu, opasła, teatralna kompozycja oparta na dwunastu kurantach Big Bena. Czekałam. I wreszcie pojawiła się. Scarlett Burnish, Wielki Gawędziarz Londynu. Biała koronka wystawała spod górnej części jej czarnej sukni. Zawsze wyglądała tak samo, naturalnie – niczym diabelski automat – ale czasami, kiedy jakiś biedny mieszkaniec został „zabity” lub „zaatakowany” przez odmieńca, tryskała sztuczną rozpaczą. Niemniej dzisiaj uśmiechała się. Dzień dobry, przywitajmy kolejny dzień w Sajonie Londyn. Mamy dobre wiadomości, jako że Bractwo Stróżów ogłasza właśnie rozwój Dziennej Dywizji. Przynajmniej pięćdziesięciu oficerów ma być zaprzysiężonych w najbliższy poniedziałek. Dowódca Stróżów potwierdził, że Nowy Jork przyniesie nowe wyzwania dla cytadeli i że w tych niebezpiecznych czasach niezbędne jest dla mieszkańców Londynu, aby pozostali w zjednoczeniu i… Wyłączyłam ją. Nie nadawali żadnych istotnych wiadomości. Cisza. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Żadnych twarzy. Żadnych egzekucji. Odłożyłam pistolet na stół. Całą noc leżałam na kanapie, wzdrygając się, gdy słyszałam najcichszy nawet dźwięk. Moje mięśnie były sztywne i obolałe; nie od razu dałam rade ustać o własnych siłach. Za każdym razem, kiedy ból zaczął ustępować, nadchodziła świeża fala, rozchodząc się z rwącego siniaka lub jednego z licznych nadwyrężonych miejsc na moim ciele. Powinnam się kłaść do łóżka, jak zwykłam to robić o świcie, ale musiałam wstać chociaż na minutę. Błysk naturalnego światła dobrze mi zrobi. Kiedy wyprostowałam nogi, włączyłam odtwarzacz w rogu. Rozbrzmiało Guilty Billie Holiday. Nick podrzucił mi kilka zakazanych płyt ze swojej kryjówki po drodze do pracy, razem z niewielką sumą pieniędzy, które zaoszczędził, i stosem książek, których nawet nie tknęłam. Złapałam się na tym, że brakuje mi gramofonu Naczelnika.

Można się było łatwo przyzwyczaić do kołysanek usychających z miłości piosenkarzy wolnego świata. Od ucieczki upłynęły trzy dni. Moim nowym domem była brudna noclegownia w I- 4, ukryta w zaułkach wąskich uliczek Soho. Większość placówek jasnowidzów stanowiły nory w opłakanym stanie, w których z trudem można było mieszkać, ale wynajmujący – klucznik, który według moich przypuszczeń otworzył noclegownie tylko po to, żeby móc podrabiać klucze i zarabiać w ten sposób na życie – trzymał to miejsce z dala od gryzoni oraz wszechobecnej wilgoci. Nie miał pojęcia, kim jestem, wiedział jedynie, że muszę się ukrywać, ponieważ zostałam brutalnie pobita przez Stróża, który może mnie szukać, aby dokończyć robotę. Dopóki nie ustalimy wszystkiego z Jaxonem, będę musiała się przenosić z jednego wynajmowanego pokoju do drugiego średnio raz na tydzień. Już kosztowało to fortunę – dawałam jakoś radę, dzięki gotówce Nicka – ale był to jedyny sposób, by Sajon nie mógł mnie namierzyć. Po opuszczeniu rolet do pokoju nie docierał nawet jeden promyk światła. Uniosłam je odrobinę. Złote światło słońca oślepiło moje podrażnione oczy. Para ślepców przemknęła wąską uliczką poniżej. Na rogu jakiś wróżbita rozglądał się za jasnowidzami, którzy skusiliby się na szybkie wróżenie. W swojej desperacji ryzykował spotkaniem ślepca. Ci czasem byli ciekawi, lecz niekiedy okazywali się szpiegami. Sajon od dawna miał agentów prowokatorów na ulicach, kuszących jasnowidzów, aby się ujawnili. Z powrotem opuściłam roletę. W pokoju zrobiło się ciemno. Przez sześć miesięcy żyłam w trybie nocnym, mój rytm dnia musiał się dopasować do rytmu mojego refaickiego opiekuna; teraz nie zmieni się to ot tak. Padłam na kanapę, sięgnęłam po szklankę wody na stole i popiłam dwie niebieskie tabletki nasenne. Mój senny krajobraz wciąż był kruchy. Podczas konfrontacji na scenie – kiedy Nashira usiłowała zabić mnie przed emisariuszami – jej upadłe anioły zostawiły szczeliny przy linii włosów, pozwalając wspomnieniom przesiąkać do mojego snu. Kaplica, gdzie Seb stracił życie. Komnata w Magdalenie. Brudne, rozpadające się rudery Rookery i psychomanteum Dostawcy, gdzie moja twarz przybierała monstrualne rozmiary i stawała się zniekształcona, pozbawiona szczęki, krucha niczym stara ceramika. Potem Liss, jej usta zszyte złotą nicią. Wyciągnięta na zewnątrz jako posiłek dla Emmitów, potworów, które nawiedzały lasy wokół kolonii. Siedem krwawych kart wirujących wokół niej. Sięgnęłam po nie, usiłując zobaczyć ostatnią z nich – moją przyszłość, mój koniec – ale kiedy jej dotknęłam, natychmiast strawił ją ogień. Zerwałam się o zmierzchu cała mokra od potu. Moje policzki były wilgotne, a w ustach czułam smak soli.

Te karty jeszcze długo będą mnie prześladować. Liss przewidziała moją przyszłość w sześciu etapach: pięć kielichów, król – odwrócona; diabeł, kochankowie, śmierć – odwrócona; osiem mieczy. Ale nigdy nie dokończyła wróżenia. Poszłam po omacku do łazienki i popiłam kolejną partię środków przeciwbólowych. Nick mi je zostawił. Domyślałam się, że ta duża szara była jakimś środkiem uspokajającym. Czymś, co miało złagodzić wstrząs, ukoić nerwy i osłabić potrzebę nierozstawania się z bronią. Ktoś lekko zastukał do drzwi. Powoli podniosłam broń, sprawdziłam, czy jest naładowana, i schowałam ją za plecami. Wolną ręką uchyliłam drzwi. W korytarzu stał właściciel, grubo ubrany, na szyi nosił zawieszony na łańcuchu zabytkowy żelazny klucz. Nigdy go nie zdejmował. − Dzień dobry panienko – powiedział. Zmusiłam się do delikatnego uśmiechu. − Czy ty nigdy nie śpisz, Lem? − Rzadko kiedy. Goście nie pozwalają. Na górze jest seans – dodał. Wyglądał na zmęczonego. – Robią niezły harmider ze stołem. Dzisiaj wyglądasz o wiele lepiej, jeśli mogę zauważyć. − Dziękuję. Czy dzwonił mój przyjaciel? − Będzie dzisiaj o dwudziestej pierwszej. Daj mi znać, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. − Dzięki. Miłego dnia. − Nawzajem, panienko. Jak na właściciela noclegowni był dziwnie pomocny. Zamknęłam drzwi i przekręciłam klucz. Natychmiast upuściłam pistolet. Osunęłam się na podłogę i oparłam głowę o kolana. Po kilku minutach wróciłam do malutkiej, dusznej łazienki, zdjęłam koszulę nocną i obejrzałam w lustrze moje obrażenia. Najbardziej widoczna była cięta rana powyżej oka, zamknięta szwami, i płytka rana zakrzywiająca się na policzku. Byłam bardzo szczupła, niemal wychudzona. Miałam łamliwe paznokcie, ziemistą cerę, wystające biodra i żebra. Właściciel zmierzył mnie czujnym wzrokiem, kiedy przyniósł mi pierwszą tacę z jedzeniem. Bacznie przyglądał się moim poranionym dłoniom i podbitemu oku. Nie rozpoznał we mnie Bladej Śniącej, faworyty jego sekcji, protegowanej Białego Spoiwa. Kiedy weszłam do kabiny i włączyłam panel, przed moimi oczami pojawiła się ciemność. Gorąca woda zamknęła się nad moimi ramionami, łagodząc napięcie w mięśniach. Trzasnęły drzwi.