1
KISS OF THE NIGHT
By
Sherrilyn Kenyon
Tłumaczenie: axse
2
Wstęp
Co otrzymasz z nieśmiertelnego wojowniczego Wikinga, którego nikt nie pamięta
nawet pięć minut po jego wizycie, księżniczkę w biegu życia oraz poważnie
zdenerwowanego półboga? Zasadniczo otrzymasz moje życie.
Zaczęło się niewinnie. Pewnej nocy poszedłem uratować kobietę z kłopotów.
Następną rzeczą jaką wiedziałem to, że otworzyły się drzwi piekła i wypuściły
Daimony - wampiry, jakich nie widziałem nigdy wcześniej. Prowadzeni przez syna
Apolla, są po to, by zakończyć klątwę, która wpędziła ich do życia w ciemności.
Jedyny problem jaki mieli to zabić Cassandrę Peters, jeśli ona umrze, umrze również
słońce, ziemia i wszyscy ją zamieszkujący. Życie jest jak miska pełna wiśni, czyż nie?
Zostaliśmy przeniesieni razem przez los, teraz jest to moja praca, by chronić córkę w
wyścigu prowadzonym przez wieki. Każde z nas boi się zaufać innym. Ale ona jest
jedyną osobą, która mnie pamięta...Co więcej z jej odwagą i siłą - jest jedyną osobą,
która kiedykolwiek dotknęła mego serca, które myślałem, że jest martwe od wieków.
Jedyna droga dla Mrocznego Łowcy to odzyskać swoją duszę przez prawdziwą miłość
do kobiety. Ale co się dzieje, gdy ta kobieta nie jest do końca człowiekiem?
3
Thrylos1
Atlantyda.
Legendarna. Mistyczna. Złota. Tajemnicza. Wspaniała i magiczna.
Są tacy, którzy twierdzą, że nigdy jej nie było.
Ale są też tacy, którzy uważają, że są bezpieczni w obecnym, modnym świecie pełnym
technologii i broni. Bezpieczni przed starożytnym złem. Wierzą również, że różne
kreatury, wojownicy i smoki są martwe.
Są głupcami przywiązanymi do swojej nauki i logiki, która mimo ich oczekiwań nie
ocali ich. Nigdy nie będą wolni i bezpieczni, dopóki nie dostrzegą tego co mają przed
oczami. Wszystkie starożytne mity i legendy są zakorzenione w prawdzie, a prawda
nie uczyni nas wolnymi. Czasami bardzo nas zniewala.
Chodź posłuchaj prawdziwej opowieści o historii najpiękniejszego raju jaki
kiedykolwiek istniał. Poza mitycznymi Słupami Heraklesa 2
w wielkim Morzu
Egejskim był kiedyś wspaniały kraj, który karmił wspaniałą rasę ludzi bardziej
zaawansowaną niż jakakolwiek która była przed nią i po niej.
Założona w starożytnym mistycznym czasie przez pierwotnego boga Archona.
Atlantyda wzięła nazwę od imienia najstarszej siostry Archona, Atlantia, której imię
znaczy „pełna piękna”. Archon z pomocą wuja, boga oceanów Ydor i jego siostrą Edą
(ziemia) wyczarował wyspę uzyskując w ten sposób ziemię dla żony Apollymi, tak by
mogła wypełnić kontynent ich boskimi dziećmi, które potrzebowały tego miejsca by
się rozwijać i bronić.
Apollymi bardzo wzruszyła się darem. Płakała ze szczęścia tak mocno, że jej łzy
zalały ziemię i utworzyły Atlantis miasto w mieście. Bliźniacze miasta przedzielone
były pięcioma wodnymi kanałami.
Tutaj może rodzić swoje nieśmiertelne dzieci.
Jednak szybko wyszło na jaw, że wielka Destroyer, Apollymi była niepłodna. Na
prośbę Archona, Ydor i Eda stworzyli rasę Atlantów do zasiedlenia wyspy i ponownie
radość zagościła w sercach Apollymi.
1
Z tego co znalazla to jakieś greckie słowo, ale za żadną cholerę nie mogłam znaleźć znaczenia. Nie wiem skąd
pani Kenyon je wytrzasnęła…
2
http://pl.wikipedia.org/wiki/S%C5%82upy_Heraklesa
4
To zadziałało.
Złoci i uczciwi stworzeni na cześć boskiej królowej Atlanci byli dużo lepszą rasą od
ludzkiej. Tylko oni dawali przyjemność Apollymi i czynili wielki uśmiech u wielkiej
Destroyer.
Kochając pokój podobnie jak ich starożytni bogowie, Atlanci nie znali wojen.
Używali swoje umysłów i magiczną psychikę do harmonijnego współżycia w ramach
równowagi w przyrodzie. Witali z zadowoleniem wszystkich cudzoziemców, którzy
przybywali do ich brzegów. Udostępniali im swoje dary uzdrawiania i dobrobytu. W
miarę upływu czasu inni paenteonowie i narody powstały, by ich zakwestionować.
Atlanci byli zmuszeni do walki o ojczyznę. Aby chronić ludzi, bogowie Atlantydy
weszli w stały konflikt z ważniakami z greckiego3
panteonu. Dla nich greckie dzieci
walczą o posiadanie rzeczy, których nigdy nie potrafiły zrozumieć. Atlanci próbowali
radzić sobie z nimi jak rodzice z małymi dziećmi. Dość cierpliwie. Ale Grecy nie
chcieli słuchać mądrości starożytnych. Zazdrośni o bogactwa i spokój Atlantów byli
między innymi Zeus i Posejdon. Jednak to Apollo pożądał wyspy najbardziej.
Bezwiedny, przebiegły Apollo wprawił w ruch zamiar przejęcia Atlantów z rąk
dawnych bogów. W przeciwieństwie do ojca i wuja wiedział, że Grecy nie mogą
pokonać Atlantów w otwartej wojnie. Zdał sobie sprawę, że zwycięży jeśli zaatakuje
od wewnątrz tę starożytną cywilizację. Więc kiedy Zeus zakazał Apollowi brać
udziału w zakazanych wyścigach między Apollites i rodzimymi Grekami, Apollo
wziął swoje dzieci i poprowadził ich do brzegów zakazanej Atlantydy. Atlanci
sympatyzowali z rasą boskich Apollites, którzy byli prześladowani przez Greków.
Postrzegali ich jak kuzynów. Powitali ich zgodnie z prawami Atlantydy nie powodując
konfliktów. Publicznie Apollici czynili tak jak im powiedziano. Robili ofiary bogom
Atlantydy, chociaż nigdy nie łamali przymierza ze swoim ojcem – Apollem. Każdego
roku wybierali najpiękniejszą z dziewic wśród swoich i wysyłali ją do Delphi jako
ofiarę dla Apollo. Prosili go o łaskę dla ich nowego domu, wierząc, że pewnego dnia
będzie panował jako bóg.
W roku 10500 p.n.e piękna arystokratka Clieto została wysłana do Delphi. Apollo
zapałał do niej miłością i spłodził jej pięć par bliźniaków. Jego kochanka i jej dzieci
3
Inne możliwości to nowobogacki, zarozumialec, dorobkiewicz, chyba, że ktoś wie co oznacza słowo upstart….
5
przewidziały jego przeznaczenie. W końcu to oni mają go poprowadzić na tron
Atlantydy. Posłał swoją kochankę i dzieci z powrotem na Atlantydę, gdzie wzięli ślub
z członkami rodziny królewskiej Atlantów. Starsze dzieci Apolla wzięły ślub z
rodowitymi Atlantami. Zmieszały dwie rasy i stworzyły dzieci, które były silniejsze od
nich. Apollo chciał by zachowały czystą królewską krew, aby zapewnić sobie poprzez
ich wytrzymałość i lojalność, koronę Atlantów. Miał plany wobec Atlantów i ich
dzieci. Za ich pośrednictwem Apollo będzie rządził całą ziemią i porzuci ojca jak Zeus
porzucił starego Kronosa. Mówiło się, że Apollo sam odwiedzał królową każdego
pokolenia Atlantów. Jak tylko urodził się najstarszy syn, Apollo szedł do wyroczni, by
dowiedzieć się czy to ten obali Atlantyckich bogów. Co roku słyszał „nie”.
Do 9548 r. p. n. e.
Jak było w jego zwyczaju odwiedził królową Atlantydy, której król zmarł rok
wcześniej. Wszedł do niej jako widmo jej męża i spłodził jej syna podczas snu.
W tym roku również bogowie Atlantydy dowiedzieli się o swoim przyszłym losie.
Odkryli, że bogini Apollymi jest w ciąży z Archonem. Po tych wszystkich wiekach
bólu z powodu braku dziecka, wielka Destroyer miała mieć spełnione wszystkie
pragnienia. Mówiono, że Atlantyda rozkwitła tego dnia i doświadczyła więcej
dobrobytu niż kiedykolwiek wcześniej. Atlanci obchodzili radośnie nowinę królowej-
bogini. Jak tylko boginie losu usłyszały o jej nowinie i spojrzały na Apollymi i
Archona od razu przepowiedziały, że nienarodzony jeszcze syn Apollymi spowoduje
ich śmierć. Jedna po drugiej trzy boginie powtórzyły to samo proroctwo.
- Świat jak wiemy się skończy.
- Wszystkie nasze losy będą spoczywać w jego rękach.
- Bóg, co jego kaprysem będzie mieć największą władzę.
Archon przerażony ich przewidywaniami zarządził by usunąć nienarodzone dziecko.
Apollymi odmówiła. Czekała zbyt długo na dziecko, by teraz niepotrzebnie je zabijać
po słowach zazdrosnych bogiń. Z pomocą swojej siostry urodziła swoje dziecko
przedwcześnie i ukryła je w świecie śmiertelników. Do Archona zaniosła kamień
zamiast dziecka.
6
- Mam dość twojej niewierności i kłamstwa Archonie. Od dziś zahartowałeś moje
serce. Ten kamień to jedyna rzecz jaką możesz ode mnie otrzymać. Rozwścieczony
Archon uwięził ją w Kalosis, w podziemnym królestwie.
- Zostaniesz tam, dopóki Twój syn żyje.
I tak bogowie Atlantydy zwrócili się do siostry Apollymi, aż zmusili ją do przyznania
się do pomocy jej.
- Urodzi się, gdy księżyc połknie słońce i Atlantyda pogrąży się w ciemności. Jego
matka będzie płakać ze strachu po jego urodzeniu.
Bogowie udali się do królowej Atlantydy, której syn miał urodzić się w tym czasie.
Zgodnie z przewidywaniami, księżyc zaćmił słonce, gdy zmagała się z porodem.
Archon zażądał śmierci dziecka. Królowa błagała i prosiła o pomoc Apolla. Wierzyła,
że jej kochanek nie będzie patrzył jak jego syn jest mordowany przez starszych
bogów. Ale Apollo zignorował ją i patrzyła jak jej nowonarodzony syn zostaje
zamordowany. Królowa nie wiedziała, że Apollo już powiedział co się wydarzy i to
nie jego syna urodziła. Kolejne dziecko, które było ukryte w jej łonie było chronione
przez nią. Z pomocą swojej siostry Artemidy, Apollo wziął swojego syna do domu w
Delphi, gdzie chłopiec dorastał wśród kapłanek Apolla. Z biegiem lat, gdy Apollo nie
wrócił do królowej Atlantydy jej nienawiść rosła. Gardziła greckim bogiem, który nie
dał jej kolejnego dziecka, by zastąpić jej te utracone. Dwadzieścia jeden lat po tym jak
była świadkiem poświęcenia jej jedynego dziecka, królowa dowiedziała się, że kolejne
dziecko jest wychowywane przez Apolla. Urodził się dla greckiej księżniczki, która
była złożona dla boga w ofierze w nadziei uzyskania błogosławieństwa boga Greków,
który był w stanie wojny z Atlantydą. Gdy tylko dotarło to do niej, jej gorycz rosła tak
głęboko, aż to ją przytłoczyło. Wezwała swoją kapłankę by zapytać ją, gdzie znajdzie
dziedzica jej imperium.
- Spadkobierca Atlantydy znajduje się w domu Ancles.
W tym samym domu, gdzie urodziło się nowe dziecko Apolla. Królowa krzyknęła z
oburzenia, wiedząc, że Apollo zdradził swoje własne dzieci. Zostały zapomniane, a on
wymyślił nową rasę, by je zastąpić. Wezwała osobistych strażników i wysłała ich do
Grecji. Chciała upewnić się, że kochanka Apolla zostanie zamordowana. Nie chciała
pozwolić, żadnej usiąść na tronie ukochanego.
7
- Upewnij się, żeby Grecy myśleli, że był to atak dzikiego zwierzęcia. Nie chcę
sprowadzać nikogo w tej sprawie do naszego kraju.
Ale tak jak wszystkie akty zemsty, ten również został odkryty. Ze złamanym sercem
Apollo przeklął swoją kiedyś wybraną rasę.
- Plaga dla wszystkich, którzy urodzili się Apollitami. Mają mieć zabrane wszystko, co
mieli do dzisiejszego dnia. Żadne z was nie będzie żyć dłużej niż moja kochana Ryssa
i jej syn. Będziecie wszyscy umierać boleśnie w dniu swoich 27 urodzin. Ponieważ
działaliście jak zwierzęta, staniecie się nimi. Znajdziecie pokarm tylko we krwi swojej
własnej natury. I nigdy nie będziecie mogli chodzić po moim królestwie, bym nie był
zmuszany przypominać sobie jak to jest zdradzać mnie.
Raz powiedziane, takich przekleństw nie można cofnąć. Co więcej, zasiał własne
zniszczenie. Apollo powierzył swojego syna najwyższej kapłance, by ta go poślubiła.
- W twoje ręce oddaję moją przyszłość. Twoja krew jest moja i to dzięki tobie i twoim
przyszłym dzieciom żyć będę.
Z tymi wiążącymi słowami wypowiedzianymi w porywie gniewu Apollo skazał się na
zagładę. Każdy pierworodny syn pokolenia umierał, tak więc i Apollo też. A wraz z
nim słonce.
Apollo nie jest tylko bogiem. On jest istotą słońca i trzyma w ręce równowagi
wszechświata.
Pewnego dnia Apollo umrze jak również ziemia i wszyscy, którzy mieszkają na niej.
Teraz jest rok 2003 i jest tylko jedno dziecko Apollite, które nosi krew pradawnego
boga…
8
Rozdział 1
Luty 2003
St. Paul, Minnesota
- Och kochanie, studencki dzwonek. Patrz na godzinę trzecią.
Cassandra Peters uśmiechnęła się do Michelle Avery zrozumiawszy kod i w pewnym
momencie odwróciła się w stronę baru. Zobaczyła tam zwyczajnie wyglądającego
ciemnowłosego mężczyznę, który stał przy scenie, gdzie grała jej ulubiona kapela
Twisted Hearts. Kołysząc się w rytm muzyki i popijając Long Island Iced Tea4
obserwowała go przez minutę.
- Jest „Milk Man” – zadecydowała po zeskanowaniu jego „atrybutów”: wygląd,
postawa, wyglądał jak drwal.
Michelle potrzasnęła przecząco głową.
- Nie proszę pani, on na pewno jest „Cookie”.
Cassandra uśmiechnęła się na myśl o ich systemie ocen, które polegało na określaniu z
czym chciały rzucać się do łóżka. „Milk Man” oznaczało, że facet był atrakcyjny w
niezwykły sposób i może przynieść szklankę mleka do łóżka w każdej chwili.
„Crackers” byli zawsze o krok do przodu przed wszystkimi, a „Cookie” byli bogami5
.
Jednak ostateczną oceną męskich zalet był „Powered Donut”6
. Nie tylko byli
niechlujni jak pączki z proszku, ale naruszali odwieczną kobiecą mentalną dietę i
marzyło się, by ich gryźć. Do tej pory żadna z nich nie spotkała się z „Powered
Donut” we własnej osobie, jednak ciągle miały nadzieję. Michelle dyskretnie ruszyła
ramiona Brendy i Kat i wskazała wzrokiem na mężczyznę.
- „Cookie”?
Kat pokiwała przecząco głową.
- „Cracker”.
- Zdecydowanie „Cracker” – potwierdziła Brenda.
- A co ty możesz wiedzieć? Masz już chłopaka – powiedziała Michelle do Brandy
kiedy kapela skończyła grać ich ulubione kawałki i zrobiła sobie przerwę.
4
http://pl.wikipedia.org/wiki/Long_Island_Iced_Tea
5
Zachowałam oryginalne nazwy, ponieważ po polsku brzmiałoby to dość dziwnie..
6
http://nationalsolartour.org/node/46 - to jest rodzaj pączka
9
- Jezu, faceci są trudni do dobrej krytyki.
Cassandra spojrzała na gościa. Rozmawiał ze swoimi kumplami i popijał piwo z
wysokiej szklanki. Miał miły i przyjazny uśmiech i potwierdzał swoją postawą, że jest
otwarty. Widziała dlaczego Michelle go lubi.
- Dlaczego cię tak obchodzi co myślimy? – Cassandra zapytała Michelle – jeśli go
lubisz, podejdź do niego i się przedstaw.
Michelle zrobiła przerażoną minę.
- Nie mogę tego zrobić.
- Dlaczego nie? – zapytała Cassandra.
- Co jeśli pomyśli że jestem gruba i brzydka?
Cassandra przewróciła oczami. Michelle była szczupłą brunetką, której daleko było do
grubej.
- Życie jest krótkie Michelle, zbyt krótkie. Wiesz, że on może być mężczyzną twoich
marzeń, lecz jeśli będziesz tak stała z boku i tylko się śliniła, to się nigdy o tym nie
dowiesz.
- Boże - Michelle westchnęła - jak ja ci zazdroszczę twojej życiowej postawy. Ale ja
tak nie mogę.
Cassandra chwyciła ją za rękę i pociągnęła przez tłum w stronę mężczyzny.
Szturchnęła go w ramię. Zaskoczony mężczyzna odwrócił się. Jego oczy rozszerzyły
się, gdy spojrzał na Cassandrę. Jak na swoje sześć stóp była przyzwyczajona do bycia
wybrykiem natury. A facet wydawał się w porządku, ponieważ nie wydawał się być
przerażony faktem, że była 2 cm wyższa od niego. Spojrzał niżej na Michelle, która
mierzyła całe pięć stóp i cztery cale.
- Cześć – powiedziała Cassandra – przeprowadzam szybki wywiad, Czy jesteś żonaty?
Skrzywił się.
- Nie.
- Spotykasz się z kimś?
Spojrzał zaskoczony na swojego przyjaciela.
- Nie.
- Gej?
Szczęka mu opadła.
10
- Słucham?
- Cassandra! – syknęła Michelle.
Zignorowała spojrzenie ich obojga i przytrzymała rękę przyjaciółki, gdyba ta zechciała
uciec.
- Lubisz kobiety, tak?
- Tak – powiedział brzmiąc jakby się obraził.
- Dobrze, bo moja przyjaciółka Michelle mówi, że jesteś wyjątkowo słodki i chciałaby
cię poznać – wypchnęła przyjaciółkę pomiędzy nich – Michelle to jest….
Uśmiechnął się gdy zobaczył oszołomiony wzrok Michelle.
- Nazywam się Tom Cody.
- Tom Cody – powtórzyła Cassandra – Tom poznaj Michelle.
- Cześć – powiedział wyciągając do niej dłoń.
Spojrzenie Michelle powiedziało Cassandrze wszystko. Przyjaciółka nie była pewna
czy ją udusić czy jej podziękować.
- Cześć – powiedziała Michelle podając rękę Tomowi.
Upewniwszy się, że nie gryzą siebie nawzajem Cassandra zostawiła ich samych i
wróciła do Brendy i Kat. Obie miały szeroko otwarte usta i patrzyły na nią z
niedowierzaniem.
- Nie mogę uwierzyć, że zrobiłaś to jej – wydyszała Kat jak tylko Cassandra podeszła
do stolika – Ona później cię zabije.
Brenda skuliła się.
- Jeśli kiedykolwiek zrobisz to mi, to na pewno cię zabiję.
Kat położyła ręce na ramiona Brendy i delikatnie ją uścisnęła.
- Możesz krzyczeć na nią i robić co tylko chcesz, ale nie mogę pozwolić ci jej zabić.
Brenda roześmiała się z komentarza Kate, nie wiedząc, że Kate mówi poważnie. Od
pięciu lat była tajnym ochroniarzem Cassandry. To był rekord. Większość ochroniarzy
Cassandry wytrzymali góra osiem miesięcy. Przeważnie kończyli martwi, gdy
przyjrzeli się dokładnie kto i co na nią polował. Myśleli, że góry pieniędzy, które
płacił jej ojciec za ochronę jej były warte ryzyka. Ale Kat tak nie myślała. Miała
więcej wytrwałości i bezczelności niż ktokolwiek kogo spotkała wcześniej Cassandra.
Nie wspominając o tym, że Kat była jedyną znaną jej kobietą , która była wyższa od
11
niej. Sześć stóp i cztery cale wzrostu robiły zawsze duże wrażenie, tam gdzie
pojawiała się Kat. Jej blond włosy sięgały jej tuż za ramiona, a oczy były tak zielone,
że nie wyglądały na prawdziwe.
- Wiesz – powiedziała Brenda patrząc na śmiejących się i rozmawiających Toma i
Mitchelle – Dałabym wszystko by mieć taką pewność siebie. Czy kiedykolwiek
zwątpiłaś w siebie?
- Cały czas – odpowiedziała Cassandra zgodnie z prawdą.
- Nigdy tego nie pokazujesz.
Tak było, ponieważ w przeciwieństwie do swoich towarzyszek miała małą szansę, by
przeżyć dodatkowe osiem miesięcy. Nie mogła sobie pozwolić, by bać się życia. Jej
motto brzmiało, by brać wszystko obiema rękami i z tym szybko uciekać. I tak biegała
przez całe swoje życie. Uciekała przed tymi, którzy zabili by ją gdyby mieli szansę.
Ale przede wszystkim ucieka przed przeznaczeniem mając nadzieję, że jakoś w
pewnym stopniu mogłaby zapobiec nieuniknionemu. Mimo, że podróżowała po
świecie odkąd skończyła sześć lat, nie była wcale bliżej odkrycia prawdy o jej
dziedzictwie niż jej matka przed nią.
Jednak każdy dzień był nową nadzieją. Nadzieją, która dawała jej siły w wiarę, że
któregoś dnia ktoś przyjdzie i jej powie, że jej życie nie skończy się w dniu
dwudziestych siódmych urodzin. Nadzieją, że będzie mogła się gdzieś zatrzymać na
dłużej niż kilka miesięcy lub dni.
- Bomba – powiedziała Brenda otwierając szerzej oczy i patrząc się w stronę wejścia –
Myślę, że znalazłyśmy swoich „Coockie”. I moje miłe panie, jest ich trzech.
Śmiejąc się z jej tonu Cassandra spojrzała w kierunku wejścia i zobaczyła trzech
niesamowicie sexownych mężczyzn. Wszyscy mieli dobrze ponad sześć stóp wzrostu,
złotą skórę i włosy i byli olśniewająco piękni. Jej śmiech zamarł na ustach, poczuła się
okropnie, ogromne pieczenie nasiliło się wewnątrz jej. Ta mała sensacja, która się z
nią działa była jej dobrze znana. To taki terror dla jej serca.
Trzech mężczyzn ubranych w drogie swetry, dżinsy i kurtki narciarskie skanowało
osoby w barze. Byli śmiertelnie groźnymi drapieżnikami. Cassandra zadrżała.
Wszyscy ludzie w barze nie byli świadomi w jakim ogromnym są niebezpieczeństwie.
Żadne z nich. Och Boże drogi…
12
- Hej Cass – powiedziała Brenda – Idź do nich przedstawić mnie.
Cassandra potrząsnęła głową. Złapała kontakt wzrokowy z Kat, by ją ostrzec.
Próbowała odciągnąć Brendę od ich ciemnych, głodnych oczu.
- To są złe wieści Bren. Naprawdę złe.
To, że była w połowie Appollite dawała jej zdolność do wyczuwania wszystkich osób
tego rodzaju. I coś jej mówiło, że mężczyźni idący przez tłum, skanujący kobiety z
uwodzicielskim uśmiechem nie są tylko zwykłymi Apollitami. Byli to Daimony – zła
rasa Apollite, którzy zdecydowali się przedłużać swoje krótkie życie zabijając ludzi i
kradnąc ich dusze. Ich unikalna, potężna charyzma i ich głodne dusze wypływały
każdym porem ich ciał. Przyszli tu po swoje ofiary.
Cassandra połknęła swoją panikę. Musiała znaleźć jakiś sposób by się stąd wydostać,
zanim podejdą zbyt blisko niej i odkryją kim jest. Sięgnęła do torebki po mały pistolet
i rozglądnęła się za ucieczką.
- Tyłem – powiedziała Kat ciągnąc ją w kierunku tyłów klubu.
- Co się dzieje? – spytała Brenda.
Nagle najwyższy Daimon zatrzymał się. Powoli odwrócił się w ich kierunku.
Cassandra widziała jego zwężone, stalowe oczy patrzące na nią z wielkim
zainteresowaniem. Czuła jak próbuje przeniknąć jej myśli. Zablokowała jego
wtargnięcie, jednak było już za późno. Chwycił ramię swoich przyjaciół i nachylił
głowę w ich stronę.
Cholera. Przesrane. Dosłownie.
Przy barze stał tłum i nie mogła otworzyć ognia w ich stronę. Granaty były w
samochodzie, dodatkowo zdecydowała pozostawić swoje sztylety pod siedzeniem.
- To jest dobry czas, żeby mi powiedzieć, że masz swój róg śmierci7
przy sobie Kat.
- Nic z tego. A ty masz swoje Kamas8
?
- Tak – powiedziała sarkastycznie, myśląc o jej broni, która wyglądała jak małe kosy –
Włożyłam je do stanika tuż przed wyjściem z domu.
Poczuła jak Kat wciska jej coś zimnego do rąk. Spojrzała w dół i zobaczyła, że zaciska
dłoń na japońskim wachlarzu. Wykonany ze stali, zaostrzony z jednej strony tak, że
7
http://nihongo-burogu.blog.onet.pl/7-Bronie-Japonii-czesc-II,2,ID408108139,n
8
http://www.goshikata.com/store/index.php?act=viewProd&productId=38
13
był równie niebezpieczny ja nóż Ginsu. Był składany i miał tylko jedenaście cali,
wyglądał jak niewinna japońska zabawka. Jednak w rękach Kat i Cassandy była to
śmiertelnie niebezpieczna broń. Cassandra ścisnęła mocniej broń i ruszyła z Kate w
stronę sceny, gdzie było wyjście pożarowe. Przeszła przez tłum blisko wyjścia, z dala
od Daimonów, z dala od Brendy zanim jej obecność stała się zagrożeniem dla
przyjaciółki. Wtedy Daimon uderzył. Przeklinała ich wysokość zdając sobie sprawę,
że nie ma gdzie się ukryć. Nie sposób było być niewidzialną dla nich, nawet w tłumie
jeśli ona i Kat wyróżniały się wzrostem wśród innych. Kat zatrzymała się, gdy wysoki,
blond mężczyzna odciął jej drogę ucieczki.
Dwie sekundy później rozpętało się piekło po stronie klubu gdzie jeszcze były,
uświadamiając im, że było więcej niż trzech Daimonów w lokalu. Było ich
przynajmniej kilkunastu. Kat popchnęła Cassandrę do wyjścia i kopnęła Daimona w
stronę krzyczących ludzi. Cassandra otworzyła swój wachlarz i czekała na
zbliżającego się Daimona z kuchennym noże. Złapała go pomiędzy listewki i skręciła
go tak, aż wypadł z jego rąk. Szybko go chwyciła w wbiła z całą siłą w pierś Daimona.
Rozpadł się w mgnieniu oka.
- Zapłacisz za to suko – warknął jeden z Daimonów.
Kilku mężczyzn z baru rzuciło się w jej kierunku, by jej pomóc, jednak Daimon
szybko sobie z nimi poradził. Inni goście lokalu szybko skierowali się do wyjścia.
Cztery Daimony otoczyły Kat. Cassandra starała się jej pomóc, jednak niestety nie
mogła. Jeden z Daimonów zadał taki cios Kate, że poszybowała na najbliższą ścianę.
Kat uderzyła w nią z hukiem i upadła na podłogę. Cassandra chciała jej pomóc, ale
najlepszym wyjściem było wywabienie Daimonów z baru z dala od jej przyjaciół.
Odwróciła się do biegu i odkryła, że dwa Daimony stały za nią. Zderzenie ich ciał
rozproszyły ją na tyle, że Daimon wyrwał jej z ręki wachlarz i nóż. Objął ją i uchronił
ją przed upadkiem. Wysoki, blond Daimon roztaczał wokół siebie seksualną aurę,
która przyciągała do niego wiele kobiet. To była esencja, która pozwalała im na
skuteczne zdobywanie ludzi.
- Idziesz gdzieś księżniczko? – powiedział łapiąc ją za nadgarstki blokując jej
zdolność do walki.
14
Cassandra próbowała mówić, ale jego głębokie, ciemne oczy całkowicie pozbawiły ją
woli. Poczuła go w swoim umyśle, gdzie sparaliżował całkowicie jej chęć do ucieczki.
Inni przyłączyli się do niego. Puścił jej nadgarstki, jednak jego hipnotyzujące
spojrzenie cały czas na nią działało.
- Proszę, proszę – najwyższy z nich pogładził ją zimnym palcem po policzku – kiedy
przyszedłem tu, by się pożywić nie spodziewałem się znaleźć naszej zaginionej
dziedziczki.
Odrzuciła do tyłu swoją głowę od jego dotyku.
- Zabicie mnie nie uwolni cię – powiedziała – to tylko mit.
Ten, który ją trzymał odwrócił głowę w stronę ich przywódcy, który się roześmiał.
- Naprawdę? Zapytaj jakiekolwiek człowieka w tym barze czy wierzy w istnienie
wampirów. Ciekawe co odpowiedzą? – poprowadził językiem po swoich długich
kłach patrząc złowieszczo – Teraz wyjdź na zewnątrz i zgiń w samotności, albo
zrobimy sobie ucztę z twoich przyjaciół – spojrzał drapieżnie na Michelle, która była
tak daleko zachwycona z Tomem, ze nie była nawet świadoma jaka walka się odbywa
po drugiej stronie zatłoczonego baru.
- Brunetki są silne. Jej dusza powinna podtrzymać nas przynajmniej przez pół roku.
Jeśli chodzi o blondynki….
Jego wzrok płynął do Kat otoczoną ludźmi nieświadomymi jej bólu po upadku jakiego
doznała. Nie ulegało wątpliwości, że Daimony zastawiły zasłony dymne w umysłach
ludzi otaczający ich, by ci nie mieszali się w ich zamiary.
- Cóż – kontynuował – małe przekąski nie zaszkodzą.
Chwycił ją mocno za rękę. Nie chcąc iść spokojnie na pewną śmierć Cassandra
zaczęła przypominać sobie elementy szkolenia i próbowała walczyć. Chwyciła
Daimona, który stał za nią i sprowadziła go do poziomu podłogi. Przeklinał
siarczyście. Dołożyła mu pięścią w brzuch i rzuciła się miedzy nimi w stronę drzwi. Z
nieludzką prędkością najwyższy z Daimonów odciął jej w połowie drogę. Zobaczyła
okrutny śmiech wyginający jego twarz, kiedy brutalnie ją zatrzymał. Rzuciła się w
bok, jednak nie pozwolił jej na to.
- Nie – jego głos był fascynujący i pełen obietnic, których nie powinna słuchać.
15
Kilka osób w barze spojrzało na nich, jednak błędna mgła Daimona odwróciła ich
uwagę. Nikt nie chciał jej pomóc. Nikt się nie odważył. Nie był to jednak jeszcze
koniec… Ona nigdy się im nie podda. Zanim mogła zaatakować jeszcze raz, drzwi
klubu otworzyły się w arktycznym wybuchu. Tak jakby przeczuwał coś złego, Daimon
odwrócił głowę w stronę drzwi. Jego oczy rozszerzyły się w panice9
.
Cassandra odwróciła się i zobaczyła co trzymało go nieruchomo. Również ona nie
mogła się nie gapić. Wiatr i śnieg wirowały wokół człowieka, wysokiego na co
najmniej sześć stóp. W przeciwieństwie do większości ludzi, którzy ubierali się ciepło
przy dziesięcio stopniowym mrozie, przybysz miał na sobie tylko długi, cienki
skórzany płaszcz smagany przez wiatr.
Miał na sobie czarny sweter, buty motocyklisty i czarne, skórzane spodnie, które
ciasno opinały twarde ciało, obiecujące dziką seksualną rozkosz. Miał pewność i
zabójcze spojrzenie mężczyzny, który wiedział, że nie ma sobie równych. Człowieka,
który odważyłby się zagarnąć cały świat. Szedł chodem drapieżnika. Czuła chłód w
swoich żyłach. Gdyby miał blond włosy pomyślałaby, że to jeden z Daimonów. Ale
ten człowiek był zupełnie czymś innym. Jego długie do ramion, czarne jak smoła
włosy okalały idealnie wyrzeźbioną twarz, która powodowała że jej serce stanęło. Jego
czarne oczy były zimne. Stalowe. Jego twarz była nieruchoma i niewzruszona. Ani
ładny, ani kobiecy – mężczyzna był właśnie pączkiem z proszku (Powered Dount),
którym nikt nie chciał się dzielić się w łóżku. Wyglądający jak samosterujący sygnał i
nieświadomy tłumu w barze, przybysz zmiótł ciemnym, zabójczym spojrzeniem
każdego Daimona.
Powolny, diabelski uśmiech wypłynął na jego przystojnej twarzy ukazując kły.
Skierował się prosto na nich. Daimon się wystraszył i wystawił Cassandrę przed
siebie. Próbowała się wyrwać, kiedy wyciągnął pistolet i przystawił jej do skroni.
Wrzaski i krzyki wybuchły w barze, ludzie próbowali się ukryć. Inne Daimony
ustawiły się w formacji bojowej obok siebie. Przybysz uśmiechnął się złowrogo
oceniając ich wielkość. Błysk w jego oku powiedział jej jak bardzo oczekuje walki.
Jego spojrzenie sprowokowało ich.
9
No wreszcie pojawił się nasz super Hero ☺
16
- Nieładnie jest brać zakładników – powiedział głębokim płynnie akcentowanym
głosem, który huczał jak grzmot – zwłaszcza, że wiesz, że i tak mam cię zamiar zabić.
W tej chwili Cassandra wiedziała kim jest przybysz. Był Mrocznym Łowcą –
nieśmiertelnym wojownikiem, który przez wieki poluje i wykonuje egzekucje na
Daimonach, uwalniając ludzkie dusze. Byli obrońcami ludzkości i uosobieniem
szatana dla ludzkości. Słyszała o nich całe swoje życie, ale podobnie jak z wiarą w św.
Mikołaja przypisywała te historie do legend. Ale człowiek przed nią nie był
wymysłem jej wyobraźni. Był prawdziwy i wyglądał tak samo śmiertelnie jak historie,
które słyszała.
- Z drogi Mroczny Łowco – powiedział Daimon trzymający Cassandrę – albo ją
zabiję.
Pojawiające się zagrożenie wywołało u Mrocznego Łowcy potrząśnięcie głową, jak
rodzic besztający dziecko.
- Wiesz powinieneś zostać jeden dzień dłużej w swojej norze. Jutro jest noc z Buffy z
zupełnie nowymi odcinkami.
Mroczny Łowca zatrzymał się z irytacją.
- Czy masz pojęcie jaki to zły pomysł zmuszać mnie bym musiał przychodzić tu w
mrozie, by was zabić, gdy mogę jeść w domu ciepłe tosty, oglądając Sarah Michelle
Gellar10
kopiącą tyłki w krótkiej bluzce.
Ręce Daimona trzęsły się, kiedy wzmocnił ucisk na Cassandrze.
- Brać go!!
Daimony zaatakowały jednocześnie. Mroczny Łowca złapał pierwszego za gardło. W
jednym płynnym ruchu podniósł Daimona i trzasnął nim o ścianę. Daimon zaczął
piszczeć.
- Co jest dziecinko? – spytał Mroczny Łowca – Jezu, jeśli już zabijałeś ludzi to mogłeś
przynajmniej nauczyć się jak umierać z godnością.
Drugi Daimon skoczył mu na plecy. Mroczny Łowca okręcił się i wystawił długi nóż z
buta. Następnie schował ostrze w klatce piersiowej Daimona. Natychmiast
eksplodował i zamienił się w pył. Następny błysnął Mrocznemu Łowcy kłami, a
następnie starał się go gryźć i kopać. Wojownik rzucił go w ramiona trzeciego
10
Aktorka grająca Buffy.
17
Daimona. Potknęli się i upadli. Mroczny Łowca pokręcił na nich głową, gdy
próbowali odzyskać pozycję pionową. Następne Daimon zaatakowały jego, przebił się
przez nich z taką łatwością. Było to straszne, ale jednocześnie niesamowicie piękne.
- Chodź, gdzie nauczyłeś się walczyć? – zapytał, kiedy zabił kolejnych dwóch – w
szkole dla dziewcząt? – uśmiechnął się ironicznie do Daimona – moja młodsza siostra
umiała uderzyć mocniej, gdy miała trzy lata. Cholera mogłeś wziąć przynajmniej kilka
lekcji sztuk walki, aby można było moją nudną pracę zrobić bardziej interesującą.
Westchnął ciężko i spojrzał w sufit.
- Gdzie są Spathi kiedy ich potrzebujesz?
Kiedy Mroczny Łowca był rozproszony, Daimon trzymający Cassandrę przeniósł
pistolet z jej skroni i wystrzelił w jego kierunku cztery strzały. Wojownik zwrócił się
do nich bardzo powoli. Furia malowała się na jego twarzy, gdy spojrzał na Daimona,
który do niego strzelał.
- Nie masz honoru?? Przyzwoitości?? Cholera masz choćby mózg?? Nie zabijesz mnie
kulami. Po prostu odwal się.
Spojrzał na krwawiącą ranę z boku i odchylił płaszcz tak, że światło świeciło przez
otwory w ciele. Przeklną ponownie.
- I zrujnował mi ulubioną kurtkę – Mroczny Łowca warknął na Daimona – i za to
zginiesz.
Zanim Cassandra mogła się ruszyć wojownik wyciągnął rękę w ich kierunku. Cienki,
czarny przewód owinął się wokół nadgarstka Daimona. Szybciej niż mogła mrugnąć
Mroczny Łowca zmniejszył odległość między nimi i szarpnął tak ręką Daimona, aż
złamał mu przedramię. Chwycił go za ramie i podniósł do góry. Jednym płynnym
ruchem rzucił go na pobliski stół. Szklanki, które na nim stały rozprysły się na
wszystkie strony. Pistolet uderzył z metalicznym odgłosem o podłogę.
- Czy twoja matka nigdy cię nie uczyła, że jedynym sposobem na zabicie nas jest
pocięcie nas na kawałki? – zapytał łowca – trzeba było przynieść siekierę zamiast
pistoletu.
Spojrzał na Daimona, który desperacko walczył z jego uściskiem.
- Teraz zobaczymy te wszystkie dusze, które uwięziłeś – Mroczny Łowca wyciągnął
nóż z buta, okręcił go w dłoni i wbił go w klatkę piersiową Daimona.
18
Wampir zszarzał natychmiast i rozprysł się w pył. Ostatnich dwóch ruszyło w
kierunku drzwi. Nie uciekli daleko, wojownik wyciągnął spod płaszcza zestaw noży
do rzucania i wysłał je z zabójczą prędkością w plecy uciekających zabójców.
Daimony eksplodowały, a noże złowrogo uderzyły o podłogę.
Z niewiarygodnym spokojem Mroczny Łowca skierował się w stronę drzwi.
Zatrzymał się tylko po swoje noże, które podniósł z podłogi. Następnie skręcił w lewo
i znikł tak szybko jak się pojawił.
Cassandra z trudem odpychała ludzi, którzy w szale wychodzili z baru. Na szczęście
Kat odepchnęła niektórych i podeszła do niej. Jej przyjaciele podeszli do niej.
- Nic ci nie jest?
- Wdziałaś co zrobił?
- Myślałam, że jesteś martwa!
- Dzięki Bogu, że żyjesz!
- Co oni chcieli od ciebie?
- Kim byli ci faceci?
- Co się z nimi stało?
Ledwie słyszała głosy, mieszało jej się wszystko, kto zadał jakie pytanie. Umysł
Cassandry był nadal przy Mrocznym Łowcy, który ją uratował. Dlaczego zadał sobie
tyle trudu, by ją ocalić? Musiała wiedzieć o nim więcej…Nie myśląc za wiele
Cassandra pobiegła za nim szukając mężczyzny, który nie mógł być prawdziwy. Na
zewnątrz odgłos syren wypełniał powietrze coraz bardziej. Ktoś w barze musiał
wezwać policję. Łowca był w połowie drogi przy budynku, kiedy złapała go i
zatrzymała. Jego twarz była beznamiętna. Spojrzał na nią tymi głębokimi, ciemnymi
oczami. Wiatr rozwiewał jego włosy wokół twarzy. Było zimno, ale jego obecność
podgrzewała ją tak bardzo, że nawet nie czuła chłodu.
- Co masz zamiar zrobić z policją? – zapytała – będą cię szukać.
Gorzki uśmiech szarpnął jego usta.
- W ciągu pięciu minut żaden z tych ludzi w tym barze nie będzie pamiętać, że mnie
kiedykolwiek widzieli.
Jego słowa zaskoczyły ją. Czy to prawda o wszystkich Mrocznych Łowcach?
- Czy ja też zapomnę?
19
Pokiwał głową.
- W takim razie dziękuję za uratowanie mi życia.
Wulf wstrzymał oddech. To był pierwszy raz kiedy ktokolwiek dziękował mu za bycie
Mrocznym Łowcą. Patrzył na mocno skręcone blond loki, układające się jakby bez
celu wokół jej twarzy. Nosiła długi spleciony warkocz, opadający w dół jej pleców. Jej
piwno-zielone oczy były pełne witalności i ciepła. Choć nie byłą urzekająco piękna,
miała urok, który był kuszący. Wbrew swojej woli sięgnął ręką do jej szczeki, by ją
dotknąć tuż pod uchem. Delikatniejsza niż aksamit jej skora rozgrzewała jego zimne
palce. To było tak dawno, kiedy ostatnio dotknął kobietę. Tak dawno, kiedy spróbował
smaku kobiety. Zanim mógł sam siebie zatrzymać pochylił się i wziął te rozchylone
usta w swoje własne.
Wulf warknął, gdy poczuł jej smak. Jego ciało szarpnęło się do życia. Nigdy nie
próbował niczego słodszego od jej ust. Nigdy nie czuł nic bardziej odurzającego niż jej
czyste pachnące ciało. Jej język tańczył z jego językiem równocześnie wciskając się
mocniej w jego ramiona. Stał się twardy i sztywny myśląc jak miękkie ciało ma w
innych miejscach. W tym momencie chciał ją dziko, ta myśl go zaskoczyła. Tak
rozpaczliwej potrzeby nie czuł od bardzo długiego czasu.
Zmysły Cassandry wirowały od nieoczekiwanego kontaktu z jego ustami. Nigdy nie
znała potęgi głodu takiego pocałunku. Czuła słaby zapach drzewa sandałowego
zmieszanego z zapachem piwa i dziką nieposkromioną męskością. Barbarzyńca. Tylko
te słowo mogło go opisać. Jego ręce były owinięte wokół niej, a usta całowały ją po
mistrzowsku. Nie był śmiertelnie niebezpieczny tylko dla Daimonów. Był śmiertelnie
niebezpieczny dla kobiecych zmysłów. Jej serce waliło jak młot, jej ciało spalało się
chcąc poczuć jego moc w środku. Całowała go desperacko.
Trzymał jej twarz w dłoniach, gdy gryzł jej wargi zębami. Nie zębami, kłami. Nagle
pogłębił pocałunek, prowadząc ręce po jej plecach i przyciskając do swoich bioder.
Czuła jak twardy i gotowy jest dla niej. Czuła całą jego męskość, każdy cal. Wszystkie
hormony w jej organizmie skwierczały.
Chciała go z taką zaciekłością, że sama się tego bała. Nie miała pojęcia, że istnieje
takie gorące i bolesne pragnienie, zwłaszcza, gdy ma się do czynienia z obcą sobie
osobą. Powinna go odepchnąć. Zamiast tego owinęła swoimi rękami jego szerokie i
20
twarde jak skala ramiona. To wszystko co mogła zrobić, by nie sięgnąć niżej i
rozpakować ze spodni to, co tętniło życiem i jasno próbowało dać upust swoim
potrzebom. Część jej nie obchodziło, że stoją na ulicy. Chciała go teraz i tu. Bez
względu na to, kto lub co mogło ich widzieć. To była ta dziwna część jej, która
przerażała ja.
Wulf walczył z potrzebą w nim, która domagała się, by przycisnął ją do ściany obok i
obwinąć swoje biodra jej długimi, szczupłymi udami. Żeby zadrzeć do góry jej krótką
spódniczkę i zakopać się głęboko w jej ciało tak, by krzyczała jego imię w spazmach
rozkoszy. Dobrzy bogowie jak on pragnął ją posiąść. Gdyby tylko mógł…
Niechętnie, ale wycofał się z jej uścisku. Gładził kciukiem zarys jej warg i zastanawiał
się co czuła, gdy wiła się pod nim. Co gorsza, on wiedział, że może ją mieć. Czuł
smak jej pragnienia w pełni. Ale gdy z nią skończy ona nie będzie miała o nim
żadnego wspomnienia.
Żadnego wspomnienia o jego dotyku, o jego pocałunku. Jego imienia…
Jej ciało ukoiło się tylko na kilka minut. Mógł nie robić nic, by złagodzić samotność w
sercu, że tęsknił za kimś, kto ma wspomnienia o nim.
- Żegnaj moja słodka – szepnął dotykając ją delikatnie w policzek, zanim się odwrócił.
On będzie pamiętał ich pocałunek przez wieki. Ona nie przypomni go sobie w ogóle…
Cassandra nie mogła się ruszyć, gdy Mroczny Łowca odszedł. Do czasu, gdy zniknął
w mroku nocy, nie pamiętała kompletnie, że on w ogóle istniał.
- Jak ja się tu znalazłam? – spytała i owinęła się ramionami, ponieważ było jej
strasznie zimno.
Szczękając zębami pobiegła z powrotem do baru.
21
Rozdział 2
Wulf nadal myślał o nieznajomej kobiecie, gdy wstawiał swojego Forda Expeditiona
do swojego garażu, który pomieściłby pięć takich cacek. Skrzywił się na widok
czerwonego Hammera, który stał przy przeciwległej ścianie i odwrócił się od swego
auta.
Co do cholery Chris robił w domu? Miał spędzić noc u swojej dziewczyny. Wszedł do
środka, by zobaczyć co się dzieje. Znalazł Chrisa w salonie pchającego coś dużego.
Miało to metalowe ramiona i inne rzeczy, które przypominały mu źle
zaprojektowanego robota. Czarne, faliste włosy Chrisa wystawały mu z przodu i
wyglądał jakby szarpała go jakaś frustracja. Jakieś części i papiery były porozrzucane
po całym pokoju wraz z innymi narzędziami.
Wulf obserwował z ironicznym rozbawieniem jak Chris starał się dopasować
metalowy słup do podstawy. Gdy Chris się nachylił, jedno z metalowych ramion
spadło i uderzyło go w głowę. Przeklął i odszedł od swojego tworu.
Wulf roześmiał się.
- Oglądałeś ponownie QVC?
Chris potarł głowę i kopnął metalową bazę.
- Nie zaczynaj ze mną Wulf.
- Chłopcze – powiedział Wulf surowo – lepiej zmień ten ton.
- Tak, tak strasz mnie – powiedział Chris z irytacją – Zaraz zmoczę sobie spodnie
przed twoją przerażającą osobą. Widzisz jak się trzęsę? Ooooo, ahhhh, Oooooo.
Wulf potrząsnął głową na swojego giermka. Chłopak nie miał powodu, by się z niego
naśmiewać.
- Wiedziałem, że nie powinienem zabierać cię z tego lasu, gdy byłeś niemowlęciem.
Mogłem pozwolić ci umrzeć.
Chris parsknął.
- Ooooo Wiking ma paskudny humor? Jestem naprawdę zaskoczony, że mój ojciec nie
przedstawił mnie tobie w chwili narodzin. Jak dobrze, ze nie mógł sobie na to
pozwolić Dr. Barnautbur?? Co?
22
Wulf spojrzał na niego ze złością, wiedząc, ze za sekundę nie zdarzy się nic dobrego.
To była właśnie siła przyzwyczajenia.
- To, że jesteś ostatnim z mojego potomstwa, nie znaczy, ze muszę pozwalać ci na
takie zachowanie.
- Tak, też cię kocham Wielki Misiu – powiedział Chris i wrócił do swojego projektu.
Wulf odwiesił kurtkę na oparcie kanapy.
- Przysięgam, mam zamiar odciąć kablówkę jeśli nie przestaniesz. W ubiegłym
tygodniu była to waga i maszyna do wiosłowania. Wczoraj ta rzecz do twarzy, a dziś
to. Wdziałeś ten śmietnik na poddaszu? Wygląda jak sklep ze starociami.
- To jest coś innego.
Wulf przewrócił oczami. Słyszał to za każdym razem.
- Co do cholery jest?
Chris nie przerwał pracy przy ponownym umocowaniu ramienia.
- To jest słoneczna lampa. Myślałem, że możesz być zmęczony swoją bladą skórą.
Spojrzał na niego z rozbawieniem. Dzięki za ciemne geny od matki Galów. Wulf nie
był blady, mimo, że nie widział słońca od ponad tysiąca lat.
- Christopher, zdarzyło się mi być Wikingiem w środku zimy w Minnesocie. Brak
głębokiej opalenizny nie jest czymś dziwnym na całym północnym obszarze. Jak
myślisz dlaczego zaatakowaliśmy Europę tak w ogóle?
- Ponieważ chcieliście mieć Europę?
- Nie, chcieliśmy poczuć odwilż.
Chris zignorował go i odwrócił się.
- Tylko czekać jak mi podziękujesz za to, jak tylko to podłączę.
Wulf obszedł leżące na podłodze części.
- Dlaczego się z tym pieprzysz? Myślałem, że masz dzisiaj randkę.
- Miałem, ale dwadzieścia minut po tym jak do niej przyszedłem, Pam ze mną
zerwała.
- Dlaczego?
Chris zrobił przerwę i posłał mu ponure spojrzenie.
- Myślała, że jestem dilerem narkotykowym.
23
Wulf był całkowicie zaskoczony tym nieoczekiwanym oświadczeniem. Chris miał
sześć stóp wzrostu, był dobrze zbudowany i miał miły, szczery wyraz twarzy.
Najbardziej „nielegalną” rzeczą jaką zrobił było przejście obok pomocników św
Mikołaja i nie wrzucenie tam ani grosza.
- Co sprawiło, że tak pomyślała? – spytał Wulf.
- No cóż pomyślmy. Mam dwadzieścia jeden lat i jeżdżę robionym na zamówienie
opancerzonym Hammerem wartym około ćwierć miliona dolarów z kuloodpornymi
szybami i oponami. Mieszkam w odległej, ogromnej posiadłości położonej poza
miastem, nie wspominając o dwóch ochroniarzach, którzy wloką się za mną
gdziekolwiek pójdę poza mury tego domu. Pracuję w dziwnych godzinach. Kiedy
jestem na randce, dzwonisz do mnie trzy-cztery razy, by mi powiedzieć co mam
zrobić, a ja jeszcze muszę dać ci potomka. I przypadkowo widziała niektóre z twoich
cudownych zabawek, gdy wybierałem je dla ciebie w sklepie z bronią.
- Nie były ostre? – Wulf przerwał – Chris nie można dotykać ostrej broni, bo można
sobie coś odciąć.
Chris westchnął, zignorował pytanie Wulfa i kontynuował swoją tyradę.
- Próbowałem jej powiedzieć, że jestem po prostu bogaty i lubię zbierać miecze i noże,
ale nie kupiła tego.
Obdarował Wulfa zimnym spojrzeniem.
- Wiesz są chwile, kiedy ta praca naprawdę daje kopa w dupę.
Wulf widział jego zły humor. Chris był mocno zły na niego od czasu, gdy Wulf wziął
na ręce chłopca w momencie kiedy ten się urodził. Był ostatnim potomkiem jego rodu
i dlatego Wulf był ekstremalnie tolerancyjny dla niego.
- Więc sprzedaj Hammera, kup Dodgea i przeprowadź się do przyczepy.
- No tak, jasne. Pamiętasz jak zamieniłem Hammera na Alfe Romeo w zeszłym roku?
Spaliłeś mi samochód, kupiłeś nowego Hummera i zagroziłeś, że zamkniesz mnie w
pokoju z prostytutką, jeśli zrobię to jeszcze raz. A co do dodatkowych korzyści… Czy
rozglądałeś się wokół? Mamy kryty, podgrzewany basen, kino domowe, dwóch
kucharzy, trzy pokojówki, faceta od czyszczenia basenu, nie mówiąc już o tych
wszystkich zabawkach wokół. Nie chcę opuścić Disneylandu. To jedyne dobre strony
tego układu. Chodzi mi o to, że nawet jeśli moje życie jest do bani, to nie zamierzam
24
mieszkać w miniwanie. Jak wiesz, zrobiłeś ze mnie giermka z dwoma uzbrojonymi
ochroniarzami, którzy stoją zawsze przy mnie i przyprawiają mnie o gęsią skórkę.
- W takim razie jesteś zwolniony.
- Ugryź mnie.
- Nie jesteś w moim typie.
Chris rzucił kluczem w jego stronę. Wulf złapał go i rzucił na podłogę.
- Nie chcesz teraz być mężem, co?
- Cholera Wulf. Dopiero co stałem się pełnoletni11
. Mam jeszcze czas na dzieci, które
będą w stanie cię zapamiętać, ok.? Jeny, jesteś gorszy niż mój ojciec. Obowiązek,
obowiązek, obowiązek.
- Wiesz, że twój ojciec miał tylko….
- Osiemnaście lat jak poślubił moją matkę. Tak Wulf, wiem o tym. Powtarzasz mi to
trzy – cztery razy na godzinę.
Wulf zignorował go i nadal mówił.
- Przysięgam jesteś jedynym człowiekiem jakiego znam, który przegapił całe
młodzieńcze napięcie hormonalne. Coś jest z tobą nie w porządku chłopcze.
- Ze mną jest wszystko w porządku – Chris pękł – nie zamierzam rzucać się na kobiety
jak napalony pies. Wolę ją najpierw poznać, zanim zdejmę im majtki.
Wulf potrząsnął głową.
- Naprawdę jest z tobą coś nie tak.
Chris przeklął go w staronordyckim języku. Wulf nie zwracał uwagi na jego
przekleństwa.
- Może powinniśmy poszukać surogatki? Kupmy bank spermy.
Chris gardłowo warknął, a następnie zmienił temat.
- Co się dziś stało? Wyglądasz teraz gorzej niż przed wyjściem. Czy któraś z panter
powiedziała coś złego na ciebie w swoim klubie?
Wulf mruknął jak pomyślał o panterze Katagaria, który był właścicielem klubu, w
którym dziś był. Zadzwonili do niego pierwsi, by powiedzieć mu, że jeden z ich
harcerzy zauważył grupę grasujących nieznanych Daimonów w mieście. To była ta
sama grupa, która spowodowała problemy panterom kilka miesięcy wcześniej. Inferno
11
Tzn skończył 21 lat i może już pić piwo ☺
25
było jednym z wielu sanktuariów, gdzie Mroczni Łowcy, zmiennokształtni i Apollite
mogli spotykać się bez obaw, że ich wróg zaatakuje ich, gdy są w środku. Do diabła,
nawet te bestie Daimony były tolerowane dopóki nie pożywiali się w środku i nie
przyciągali niepotrzebnej uwagi na siebie. Nawet jeśli zmiennokształtni byli zdolni do
zabijania Daimonów, mieli dziwną zasadę, by tego nie robić. Poza tym byli kuzynami
Apollites i Daimonów i nie chcieli się nimi w ten sposób zajmować. Poza tym
zmiennokształtni nie byli zbyt tolerancyjni wobec Mrocznych Łowców, którzy zabili
ich kuzynów. Pracowali z nimi, kiedy mogli na tym skorzystać, w przeciwnym
przypadku trzymali się od nich z dala. Jak tylko Dante zobaczył Daimonów w swoim
klubie, zaraz poinformował o tym Wulfa. Ale Chris myślał, że pantery żyją z łowcami
w zupełnej zgodzie, jeśli ten mieszka w jednym miejscu wystarczająco długo. Wyjął
broń ze swego ubrania i podszedł do szafy, by ją schować.
- Nie – odpowiedział na pytanie Chrisa – pantery były ok. Myślałem tylko, że
Daimony będą bardziej waleczne.
- Przykro mi – powiedział Chris uśmiechając się.
- Taaa, mi też.
Chris zamilkł i zastanowił się czy Wulf nie próbował go rozśmieszyć.
- Będziesz trenował?
Wulf spojrzał na swoją broń.
- Po co? Nie miałem godnego siebie przeciwnika od prawie stu lat.
Zniesmaczony tą myślą potarł dłonią swoje wrażliwe na światło oczy.
- Myślę, że pójdę trochę poobrażać Talona.
- Och, hej.
Wulf zatrzymał się i spojrzał na Chrisa.
- Zanim pójdziesz, powiedz „grill”.
Wulf jęknął. Chris zawsze w ostateczności próbował go w ten sposób rozweselić. To
był taki stały żart, którym Chris denerwował go odkąd był małym chłopcem.
Wynikało to z faktu, że Wulf miał nadal swój nordycki śpiewny akcent, kiedy mówił,
a zwłaszcza gdy wypowiadał słowo „grill”.
- Nie jesteś wcale zabawny, a ja nie jestem Szwedem.
- Tak, tak. No weź wydaj z siebie te odgłosy szwedzkiego kucharza.
1 KISS OF THE NIGHT By Sherrilyn Kenyon Tłumaczenie: axse
2 Wstęp Co otrzymasz z nieśmiertelnego wojowniczego Wikinga, którego nikt nie pamięta nawet pięć minut po jego wizycie, księżniczkę w biegu życia oraz poważnie zdenerwowanego półboga? Zasadniczo otrzymasz moje życie. Zaczęło się niewinnie. Pewnej nocy poszedłem uratować kobietę z kłopotów. Następną rzeczą jaką wiedziałem to, że otworzyły się drzwi piekła i wypuściły Daimony - wampiry, jakich nie widziałem nigdy wcześniej. Prowadzeni przez syna Apolla, są po to, by zakończyć klątwę, która wpędziła ich do życia w ciemności. Jedyny problem jaki mieli to zabić Cassandrę Peters, jeśli ona umrze, umrze również słońce, ziemia i wszyscy ją zamieszkujący. Życie jest jak miska pełna wiśni, czyż nie? Zostaliśmy przeniesieni razem przez los, teraz jest to moja praca, by chronić córkę w wyścigu prowadzonym przez wieki. Każde z nas boi się zaufać innym. Ale ona jest jedyną osobą, która mnie pamięta...Co więcej z jej odwagą i siłą - jest jedyną osobą, która kiedykolwiek dotknęła mego serca, które myślałem, że jest martwe od wieków. Jedyna droga dla Mrocznego Łowcy to odzyskać swoją duszę przez prawdziwą miłość do kobiety. Ale co się dzieje, gdy ta kobieta nie jest do końca człowiekiem?
3 Thrylos1 Atlantyda. Legendarna. Mistyczna. Złota. Tajemnicza. Wspaniała i magiczna. Są tacy, którzy twierdzą, że nigdy jej nie było. Ale są też tacy, którzy uważają, że są bezpieczni w obecnym, modnym świecie pełnym technologii i broni. Bezpieczni przed starożytnym złem. Wierzą również, że różne kreatury, wojownicy i smoki są martwe. Są głupcami przywiązanymi do swojej nauki i logiki, która mimo ich oczekiwań nie ocali ich. Nigdy nie będą wolni i bezpieczni, dopóki nie dostrzegą tego co mają przed oczami. Wszystkie starożytne mity i legendy są zakorzenione w prawdzie, a prawda nie uczyni nas wolnymi. Czasami bardzo nas zniewala. Chodź posłuchaj prawdziwej opowieści o historii najpiękniejszego raju jaki kiedykolwiek istniał. Poza mitycznymi Słupami Heraklesa 2 w wielkim Morzu Egejskim był kiedyś wspaniały kraj, który karmił wspaniałą rasę ludzi bardziej zaawansowaną niż jakakolwiek która była przed nią i po niej. Założona w starożytnym mistycznym czasie przez pierwotnego boga Archona. Atlantyda wzięła nazwę od imienia najstarszej siostry Archona, Atlantia, której imię znaczy „pełna piękna”. Archon z pomocą wuja, boga oceanów Ydor i jego siostrą Edą (ziemia) wyczarował wyspę uzyskując w ten sposób ziemię dla żony Apollymi, tak by mogła wypełnić kontynent ich boskimi dziećmi, które potrzebowały tego miejsca by się rozwijać i bronić. Apollymi bardzo wzruszyła się darem. Płakała ze szczęścia tak mocno, że jej łzy zalały ziemię i utworzyły Atlantis miasto w mieście. Bliźniacze miasta przedzielone były pięcioma wodnymi kanałami. Tutaj może rodzić swoje nieśmiertelne dzieci. Jednak szybko wyszło na jaw, że wielka Destroyer, Apollymi była niepłodna. Na prośbę Archona, Ydor i Eda stworzyli rasę Atlantów do zasiedlenia wyspy i ponownie radość zagościła w sercach Apollymi. 1 Z tego co znalazla to jakieś greckie słowo, ale za żadną cholerę nie mogłam znaleźć znaczenia. Nie wiem skąd pani Kenyon je wytrzasnęła… 2 http://pl.wikipedia.org/wiki/S%C5%82upy_Heraklesa
4 To zadziałało. Złoci i uczciwi stworzeni na cześć boskiej królowej Atlanci byli dużo lepszą rasą od ludzkiej. Tylko oni dawali przyjemność Apollymi i czynili wielki uśmiech u wielkiej Destroyer. Kochając pokój podobnie jak ich starożytni bogowie, Atlanci nie znali wojen. Używali swoje umysłów i magiczną psychikę do harmonijnego współżycia w ramach równowagi w przyrodzie. Witali z zadowoleniem wszystkich cudzoziemców, którzy przybywali do ich brzegów. Udostępniali im swoje dary uzdrawiania i dobrobytu. W miarę upływu czasu inni paenteonowie i narody powstały, by ich zakwestionować. Atlanci byli zmuszeni do walki o ojczyznę. Aby chronić ludzi, bogowie Atlantydy weszli w stały konflikt z ważniakami z greckiego3 panteonu. Dla nich greckie dzieci walczą o posiadanie rzeczy, których nigdy nie potrafiły zrozumieć. Atlanci próbowali radzić sobie z nimi jak rodzice z małymi dziećmi. Dość cierpliwie. Ale Grecy nie chcieli słuchać mądrości starożytnych. Zazdrośni o bogactwa i spokój Atlantów byli między innymi Zeus i Posejdon. Jednak to Apollo pożądał wyspy najbardziej. Bezwiedny, przebiegły Apollo wprawił w ruch zamiar przejęcia Atlantów z rąk dawnych bogów. W przeciwieństwie do ojca i wuja wiedział, że Grecy nie mogą pokonać Atlantów w otwartej wojnie. Zdał sobie sprawę, że zwycięży jeśli zaatakuje od wewnątrz tę starożytną cywilizację. Więc kiedy Zeus zakazał Apollowi brać udziału w zakazanych wyścigach między Apollites i rodzimymi Grekami, Apollo wziął swoje dzieci i poprowadził ich do brzegów zakazanej Atlantydy. Atlanci sympatyzowali z rasą boskich Apollites, którzy byli prześladowani przez Greków. Postrzegali ich jak kuzynów. Powitali ich zgodnie z prawami Atlantydy nie powodując konfliktów. Publicznie Apollici czynili tak jak im powiedziano. Robili ofiary bogom Atlantydy, chociaż nigdy nie łamali przymierza ze swoim ojcem – Apollem. Każdego roku wybierali najpiękniejszą z dziewic wśród swoich i wysyłali ją do Delphi jako ofiarę dla Apollo. Prosili go o łaskę dla ich nowego domu, wierząc, że pewnego dnia będzie panował jako bóg. W roku 10500 p.n.e piękna arystokratka Clieto została wysłana do Delphi. Apollo zapałał do niej miłością i spłodził jej pięć par bliźniaków. Jego kochanka i jej dzieci 3 Inne możliwości to nowobogacki, zarozumialec, dorobkiewicz, chyba, że ktoś wie co oznacza słowo upstart….
5 przewidziały jego przeznaczenie. W końcu to oni mają go poprowadzić na tron Atlantydy. Posłał swoją kochankę i dzieci z powrotem na Atlantydę, gdzie wzięli ślub z członkami rodziny królewskiej Atlantów. Starsze dzieci Apolla wzięły ślub z rodowitymi Atlantami. Zmieszały dwie rasy i stworzyły dzieci, które były silniejsze od nich. Apollo chciał by zachowały czystą królewską krew, aby zapewnić sobie poprzez ich wytrzymałość i lojalność, koronę Atlantów. Miał plany wobec Atlantów i ich dzieci. Za ich pośrednictwem Apollo będzie rządził całą ziemią i porzuci ojca jak Zeus porzucił starego Kronosa. Mówiło się, że Apollo sam odwiedzał królową każdego pokolenia Atlantów. Jak tylko urodził się najstarszy syn, Apollo szedł do wyroczni, by dowiedzieć się czy to ten obali Atlantyckich bogów. Co roku słyszał „nie”. Do 9548 r. p. n. e. Jak było w jego zwyczaju odwiedził królową Atlantydy, której król zmarł rok wcześniej. Wszedł do niej jako widmo jej męża i spłodził jej syna podczas snu. W tym roku również bogowie Atlantydy dowiedzieli się o swoim przyszłym losie. Odkryli, że bogini Apollymi jest w ciąży z Archonem. Po tych wszystkich wiekach bólu z powodu braku dziecka, wielka Destroyer miała mieć spełnione wszystkie pragnienia. Mówiono, że Atlantyda rozkwitła tego dnia i doświadczyła więcej dobrobytu niż kiedykolwiek wcześniej. Atlanci obchodzili radośnie nowinę królowej- bogini. Jak tylko boginie losu usłyszały o jej nowinie i spojrzały na Apollymi i Archona od razu przepowiedziały, że nienarodzony jeszcze syn Apollymi spowoduje ich śmierć. Jedna po drugiej trzy boginie powtórzyły to samo proroctwo. - Świat jak wiemy się skończy. - Wszystkie nasze losy będą spoczywać w jego rękach. - Bóg, co jego kaprysem będzie mieć największą władzę. Archon przerażony ich przewidywaniami zarządził by usunąć nienarodzone dziecko. Apollymi odmówiła. Czekała zbyt długo na dziecko, by teraz niepotrzebnie je zabijać po słowach zazdrosnych bogiń. Z pomocą swojej siostry urodziła swoje dziecko przedwcześnie i ukryła je w świecie śmiertelników. Do Archona zaniosła kamień zamiast dziecka.
6 - Mam dość twojej niewierności i kłamstwa Archonie. Od dziś zahartowałeś moje serce. Ten kamień to jedyna rzecz jaką możesz ode mnie otrzymać. Rozwścieczony Archon uwięził ją w Kalosis, w podziemnym królestwie. - Zostaniesz tam, dopóki Twój syn żyje. I tak bogowie Atlantydy zwrócili się do siostry Apollymi, aż zmusili ją do przyznania się do pomocy jej. - Urodzi się, gdy księżyc połknie słońce i Atlantyda pogrąży się w ciemności. Jego matka będzie płakać ze strachu po jego urodzeniu. Bogowie udali się do królowej Atlantydy, której syn miał urodzić się w tym czasie. Zgodnie z przewidywaniami, księżyc zaćmił słonce, gdy zmagała się z porodem. Archon zażądał śmierci dziecka. Królowa błagała i prosiła o pomoc Apolla. Wierzyła, że jej kochanek nie będzie patrzył jak jego syn jest mordowany przez starszych bogów. Ale Apollo zignorował ją i patrzyła jak jej nowonarodzony syn zostaje zamordowany. Królowa nie wiedziała, że Apollo już powiedział co się wydarzy i to nie jego syna urodziła. Kolejne dziecko, które było ukryte w jej łonie było chronione przez nią. Z pomocą swojej siostry Artemidy, Apollo wziął swojego syna do domu w Delphi, gdzie chłopiec dorastał wśród kapłanek Apolla. Z biegiem lat, gdy Apollo nie wrócił do królowej Atlantydy jej nienawiść rosła. Gardziła greckim bogiem, który nie dał jej kolejnego dziecka, by zastąpić jej te utracone. Dwadzieścia jeden lat po tym jak była świadkiem poświęcenia jej jedynego dziecka, królowa dowiedziała się, że kolejne dziecko jest wychowywane przez Apolla. Urodził się dla greckiej księżniczki, która była złożona dla boga w ofierze w nadziei uzyskania błogosławieństwa boga Greków, który był w stanie wojny z Atlantydą. Gdy tylko dotarło to do niej, jej gorycz rosła tak głęboko, aż to ją przytłoczyło. Wezwała swoją kapłankę by zapytać ją, gdzie znajdzie dziedzica jej imperium. - Spadkobierca Atlantydy znajduje się w domu Ancles. W tym samym domu, gdzie urodziło się nowe dziecko Apolla. Królowa krzyknęła z oburzenia, wiedząc, że Apollo zdradził swoje własne dzieci. Zostały zapomniane, a on wymyślił nową rasę, by je zastąpić. Wezwała osobistych strażników i wysłała ich do Grecji. Chciała upewnić się, że kochanka Apolla zostanie zamordowana. Nie chciała pozwolić, żadnej usiąść na tronie ukochanego.
7 - Upewnij się, żeby Grecy myśleli, że był to atak dzikiego zwierzęcia. Nie chcę sprowadzać nikogo w tej sprawie do naszego kraju. Ale tak jak wszystkie akty zemsty, ten również został odkryty. Ze złamanym sercem Apollo przeklął swoją kiedyś wybraną rasę. - Plaga dla wszystkich, którzy urodzili się Apollitami. Mają mieć zabrane wszystko, co mieli do dzisiejszego dnia. Żadne z was nie będzie żyć dłużej niż moja kochana Ryssa i jej syn. Będziecie wszyscy umierać boleśnie w dniu swoich 27 urodzin. Ponieważ działaliście jak zwierzęta, staniecie się nimi. Znajdziecie pokarm tylko we krwi swojej własnej natury. I nigdy nie będziecie mogli chodzić po moim królestwie, bym nie był zmuszany przypominać sobie jak to jest zdradzać mnie. Raz powiedziane, takich przekleństw nie można cofnąć. Co więcej, zasiał własne zniszczenie. Apollo powierzył swojego syna najwyższej kapłance, by ta go poślubiła. - W twoje ręce oddaję moją przyszłość. Twoja krew jest moja i to dzięki tobie i twoim przyszłym dzieciom żyć będę. Z tymi wiążącymi słowami wypowiedzianymi w porywie gniewu Apollo skazał się na zagładę. Każdy pierworodny syn pokolenia umierał, tak więc i Apollo też. A wraz z nim słonce. Apollo nie jest tylko bogiem. On jest istotą słońca i trzyma w ręce równowagi wszechświata. Pewnego dnia Apollo umrze jak również ziemia i wszyscy, którzy mieszkają na niej. Teraz jest rok 2003 i jest tylko jedno dziecko Apollite, które nosi krew pradawnego boga…
8 Rozdział 1 Luty 2003 St. Paul, Minnesota - Och kochanie, studencki dzwonek. Patrz na godzinę trzecią. Cassandra Peters uśmiechnęła się do Michelle Avery zrozumiawszy kod i w pewnym momencie odwróciła się w stronę baru. Zobaczyła tam zwyczajnie wyglądającego ciemnowłosego mężczyznę, który stał przy scenie, gdzie grała jej ulubiona kapela Twisted Hearts. Kołysząc się w rytm muzyki i popijając Long Island Iced Tea4 obserwowała go przez minutę. - Jest „Milk Man” – zadecydowała po zeskanowaniu jego „atrybutów”: wygląd, postawa, wyglądał jak drwal. Michelle potrzasnęła przecząco głową. - Nie proszę pani, on na pewno jest „Cookie”. Cassandra uśmiechnęła się na myśl o ich systemie ocen, które polegało na określaniu z czym chciały rzucać się do łóżka. „Milk Man” oznaczało, że facet był atrakcyjny w niezwykły sposób i może przynieść szklankę mleka do łóżka w każdej chwili. „Crackers” byli zawsze o krok do przodu przed wszystkimi, a „Cookie” byli bogami5 . Jednak ostateczną oceną męskich zalet był „Powered Donut”6 . Nie tylko byli niechlujni jak pączki z proszku, ale naruszali odwieczną kobiecą mentalną dietę i marzyło się, by ich gryźć. Do tej pory żadna z nich nie spotkała się z „Powered Donut” we własnej osobie, jednak ciągle miały nadzieję. Michelle dyskretnie ruszyła ramiona Brendy i Kat i wskazała wzrokiem na mężczyznę. - „Cookie”? Kat pokiwała przecząco głową. - „Cracker”. - Zdecydowanie „Cracker” – potwierdziła Brenda. - A co ty możesz wiedzieć? Masz już chłopaka – powiedziała Michelle do Brandy kiedy kapela skończyła grać ich ulubione kawałki i zrobiła sobie przerwę. 4 http://pl.wikipedia.org/wiki/Long_Island_Iced_Tea 5 Zachowałam oryginalne nazwy, ponieważ po polsku brzmiałoby to dość dziwnie.. 6 http://nationalsolartour.org/node/46 - to jest rodzaj pączka
9 - Jezu, faceci są trudni do dobrej krytyki. Cassandra spojrzała na gościa. Rozmawiał ze swoimi kumplami i popijał piwo z wysokiej szklanki. Miał miły i przyjazny uśmiech i potwierdzał swoją postawą, że jest otwarty. Widziała dlaczego Michelle go lubi. - Dlaczego cię tak obchodzi co myślimy? – Cassandra zapytała Michelle – jeśli go lubisz, podejdź do niego i się przedstaw. Michelle zrobiła przerażoną minę. - Nie mogę tego zrobić. - Dlaczego nie? – zapytała Cassandra. - Co jeśli pomyśli że jestem gruba i brzydka? Cassandra przewróciła oczami. Michelle była szczupłą brunetką, której daleko było do grubej. - Życie jest krótkie Michelle, zbyt krótkie. Wiesz, że on może być mężczyzną twoich marzeń, lecz jeśli będziesz tak stała z boku i tylko się śliniła, to się nigdy o tym nie dowiesz. - Boże - Michelle westchnęła - jak ja ci zazdroszczę twojej życiowej postawy. Ale ja tak nie mogę. Cassandra chwyciła ją za rękę i pociągnęła przez tłum w stronę mężczyzny. Szturchnęła go w ramię. Zaskoczony mężczyzna odwrócił się. Jego oczy rozszerzyły się, gdy spojrzał na Cassandrę. Jak na swoje sześć stóp była przyzwyczajona do bycia wybrykiem natury. A facet wydawał się w porządku, ponieważ nie wydawał się być przerażony faktem, że była 2 cm wyższa od niego. Spojrzał niżej na Michelle, która mierzyła całe pięć stóp i cztery cale. - Cześć – powiedziała Cassandra – przeprowadzam szybki wywiad, Czy jesteś żonaty? Skrzywił się. - Nie. - Spotykasz się z kimś? Spojrzał zaskoczony na swojego przyjaciela. - Nie. - Gej? Szczęka mu opadła.
10 - Słucham? - Cassandra! – syknęła Michelle. Zignorowała spojrzenie ich obojga i przytrzymała rękę przyjaciółki, gdyba ta zechciała uciec. - Lubisz kobiety, tak? - Tak – powiedział brzmiąc jakby się obraził. - Dobrze, bo moja przyjaciółka Michelle mówi, że jesteś wyjątkowo słodki i chciałaby cię poznać – wypchnęła przyjaciółkę pomiędzy nich – Michelle to jest…. Uśmiechnął się gdy zobaczył oszołomiony wzrok Michelle. - Nazywam się Tom Cody. - Tom Cody – powtórzyła Cassandra – Tom poznaj Michelle. - Cześć – powiedział wyciągając do niej dłoń. Spojrzenie Michelle powiedziało Cassandrze wszystko. Przyjaciółka nie była pewna czy ją udusić czy jej podziękować. - Cześć – powiedziała Michelle podając rękę Tomowi. Upewniwszy się, że nie gryzą siebie nawzajem Cassandra zostawiła ich samych i wróciła do Brendy i Kat. Obie miały szeroko otwarte usta i patrzyły na nią z niedowierzaniem. - Nie mogę uwierzyć, że zrobiłaś to jej – wydyszała Kat jak tylko Cassandra podeszła do stolika – Ona później cię zabije. Brenda skuliła się. - Jeśli kiedykolwiek zrobisz to mi, to na pewno cię zabiję. Kat położyła ręce na ramiona Brendy i delikatnie ją uścisnęła. - Możesz krzyczeć na nią i robić co tylko chcesz, ale nie mogę pozwolić ci jej zabić. Brenda roześmiała się z komentarza Kate, nie wiedząc, że Kate mówi poważnie. Od pięciu lat była tajnym ochroniarzem Cassandry. To był rekord. Większość ochroniarzy Cassandry wytrzymali góra osiem miesięcy. Przeważnie kończyli martwi, gdy przyjrzeli się dokładnie kto i co na nią polował. Myśleli, że góry pieniędzy, które płacił jej ojciec za ochronę jej były warte ryzyka. Ale Kat tak nie myślała. Miała więcej wytrwałości i bezczelności niż ktokolwiek kogo spotkała wcześniej Cassandra. Nie wspominając o tym, że Kat była jedyną znaną jej kobietą , która była wyższa od
11 niej. Sześć stóp i cztery cale wzrostu robiły zawsze duże wrażenie, tam gdzie pojawiała się Kat. Jej blond włosy sięgały jej tuż za ramiona, a oczy były tak zielone, że nie wyglądały na prawdziwe. - Wiesz – powiedziała Brenda patrząc na śmiejących się i rozmawiających Toma i Mitchelle – Dałabym wszystko by mieć taką pewność siebie. Czy kiedykolwiek zwątpiłaś w siebie? - Cały czas – odpowiedziała Cassandra zgodnie z prawdą. - Nigdy tego nie pokazujesz. Tak było, ponieważ w przeciwieństwie do swoich towarzyszek miała małą szansę, by przeżyć dodatkowe osiem miesięcy. Nie mogła sobie pozwolić, by bać się życia. Jej motto brzmiało, by brać wszystko obiema rękami i z tym szybko uciekać. I tak biegała przez całe swoje życie. Uciekała przed tymi, którzy zabili by ją gdyby mieli szansę. Ale przede wszystkim ucieka przed przeznaczeniem mając nadzieję, że jakoś w pewnym stopniu mogłaby zapobiec nieuniknionemu. Mimo, że podróżowała po świecie odkąd skończyła sześć lat, nie była wcale bliżej odkrycia prawdy o jej dziedzictwie niż jej matka przed nią. Jednak każdy dzień był nową nadzieją. Nadzieją, która dawała jej siły w wiarę, że któregoś dnia ktoś przyjdzie i jej powie, że jej życie nie skończy się w dniu dwudziestych siódmych urodzin. Nadzieją, że będzie mogła się gdzieś zatrzymać na dłużej niż kilka miesięcy lub dni. - Bomba – powiedziała Brenda otwierając szerzej oczy i patrząc się w stronę wejścia – Myślę, że znalazłyśmy swoich „Coockie”. I moje miłe panie, jest ich trzech. Śmiejąc się z jej tonu Cassandra spojrzała w kierunku wejścia i zobaczyła trzech niesamowicie sexownych mężczyzn. Wszyscy mieli dobrze ponad sześć stóp wzrostu, złotą skórę i włosy i byli olśniewająco piękni. Jej śmiech zamarł na ustach, poczuła się okropnie, ogromne pieczenie nasiliło się wewnątrz jej. Ta mała sensacja, która się z nią działa była jej dobrze znana. To taki terror dla jej serca. Trzech mężczyzn ubranych w drogie swetry, dżinsy i kurtki narciarskie skanowało osoby w barze. Byli śmiertelnie groźnymi drapieżnikami. Cassandra zadrżała. Wszyscy ludzie w barze nie byli świadomi w jakim ogromnym są niebezpieczeństwie. Żadne z nich. Och Boże drogi…
12 - Hej Cass – powiedziała Brenda – Idź do nich przedstawić mnie. Cassandra potrząsnęła głową. Złapała kontakt wzrokowy z Kat, by ją ostrzec. Próbowała odciągnąć Brendę od ich ciemnych, głodnych oczu. - To są złe wieści Bren. Naprawdę złe. To, że była w połowie Appollite dawała jej zdolność do wyczuwania wszystkich osób tego rodzaju. I coś jej mówiło, że mężczyźni idący przez tłum, skanujący kobiety z uwodzicielskim uśmiechem nie są tylko zwykłymi Apollitami. Byli to Daimony – zła rasa Apollite, którzy zdecydowali się przedłużać swoje krótkie życie zabijając ludzi i kradnąc ich dusze. Ich unikalna, potężna charyzma i ich głodne dusze wypływały każdym porem ich ciał. Przyszli tu po swoje ofiary. Cassandra połknęła swoją panikę. Musiała znaleźć jakiś sposób by się stąd wydostać, zanim podejdą zbyt blisko niej i odkryją kim jest. Sięgnęła do torebki po mały pistolet i rozglądnęła się za ucieczką. - Tyłem – powiedziała Kat ciągnąc ją w kierunku tyłów klubu. - Co się dzieje? – spytała Brenda. Nagle najwyższy Daimon zatrzymał się. Powoli odwrócił się w ich kierunku. Cassandra widziała jego zwężone, stalowe oczy patrzące na nią z wielkim zainteresowaniem. Czuła jak próbuje przeniknąć jej myśli. Zablokowała jego wtargnięcie, jednak było już za późno. Chwycił ramię swoich przyjaciół i nachylił głowę w ich stronę. Cholera. Przesrane. Dosłownie. Przy barze stał tłum i nie mogła otworzyć ognia w ich stronę. Granaty były w samochodzie, dodatkowo zdecydowała pozostawić swoje sztylety pod siedzeniem. - To jest dobry czas, żeby mi powiedzieć, że masz swój róg śmierci7 przy sobie Kat. - Nic z tego. A ty masz swoje Kamas8 ? - Tak – powiedziała sarkastycznie, myśląc o jej broni, która wyglądała jak małe kosy – Włożyłam je do stanika tuż przed wyjściem z domu. Poczuła jak Kat wciska jej coś zimnego do rąk. Spojrzała w dół i zobaczyła, że zaciska dłoń na japońskim wachlarzu. Wykonany ze stali, zaostrzony z jednej strony tak, że 7 http://nihongo-burogu.blog.onet.pl/7-Bronie-Japonii-czesc-II,2,ID408108139,n 8 http://www.goshikata.com/store/index.php?act=viewProd&productId=38
13 był równie niebezpieczny ja nóż Ginsu. Był składany i miał tylko jedenaście cali, wyglądał jak niewinna japońska zabawka. Jednak w rękach Kat i Cassandy była to śmiertelnie niebezpieczna broń. Cassandra ścisnęła mocniej broń i ruszyła z Kate w stronę sceny, gdzie było wyjście pożarowe. Przeszła przez tłum blisko wyjścia, z dala od Daimonów, z dala od Brendy zanim jej obecność stała się zagrożeniem dla przyjaciółki. Wtedy Daimon uderzył. Przeklinała ich wysokość zdając sobie sprawę, że nie ma gdzie się ukryć. Nie sposób było być niewidzialną dla nich, nawet w tłumie jeśli ona i Kat wyróżniały się wzrostem wśród innych. Kat zatrzymała się, gdy wysoki, blond mężczyzna odciął jej drogę ucieczki. Dwie sekundy później rozpętało się piekło po stronie klubu gdzie jeszcze były, uświadamiając im, że było więcej niż trzech Daimonów w lokalu. Było ich przynajmniej kilkunastu. Kat popchnęła Cassandrę do wyjścia i kopnęła Daimona w stronę krzyczących ludzi. Cassandra otworzyła swój wachlarz i czekała na zbliżającego się Daimona z kuchennym noże. Złapała go pomiędzy listewki i skręciła go tak, aż wypadł z jego rąk. Szybko go chwyciła w wbiła z całą siłą w pierś Daimona. Rozpadł się w mgnieniu oka. - Zapłacisz za to suko – warknął jeden z Daimonów. Kilku mężczyzn z baru rzuciło się w jej kierunku, by jej pomóc, jednak Daimon szybko sobie z nimi poradził. Inni goście lokalu szybko skierowali się do wyjścia. Cztery Daimony otoczyły Kat. Cassandra starała się jej pomóc, jednak niestety nie mogła. Jeden z Daimonów zadał taki cios Kate, że poszybowała na najbliższą ścianę. Kat uderzyła w nią z hukiem i upadła na podłogę. Cassandra chciała jej pomóc, ale najlepszym wyjściem było wywabienie Daimonów z baru z dala od jej przyjaciół. Odwróciła się do biegu i odkryła, że dwa Daimony stały za nią. Zderzenie ich ciał rozproszyły ją na tyle, że Daimon wyrwał jej z ręki wachlarz i nóż. Objął ją i uchronił ją przed upadkiem. Wysoki, blond Daimon roztaczał wokół siebie seksualną aurę, która przyciągała do niego wiele kobiet. To była esencja, która pozwalała im na skuteczne zdobywanie ludzi. - Idziesz gdzieś księżniczko? – powiedział łapiąc ją za nadgarstki blokując jej zdolność do walki.
14 Cassandra próbowała mówić, ale jego głębokie, ciemne oczy całkowicie pozbawiły ją woli. Poczuła go w swoim umyśle, gdzie sparaliżował całkowicie jej chęć do ucieczki. Inni przyłączyli się do niego. Puścił jej nadgarstki, jednak jego hipnotyzujące spojrzenie cały czas na nią działało. - Proszę, proszę – najwyższy z nich pogładził ją zimnym palcem po policzku – kiedy przyszedłem tu, by się pożywić nie spodziewałem się znaleźć naszej zaginionej dziedziczki. Odrzuciła do tyłu swoją głowę od jego dotyku. - Zabicie mnie nie uwolni cię – powiedziała – to tylko mit. Ten, który ją trzymał odwrócił głowę w stronę ich przywódcy, który się roześmiał. - Naprawdę? Zapytaj jakiekolwiek człowieka w tym barze czy wierzy w istnienie wampirów. Ciekawe co odpowiedzą? – poprowadził językiem po swoich długich kłach patrząc złowieszczo – Teraz wyjdź na zewnątrz i zgiń w samotności, albo zrobimy sobie ucztę z twoich przyjaciół – spojrzał drapieżnie na Michelle, która była tak daleko zachwycona z Tomem, ze nie była nawet świadoma jaka walka się odbywa po drugiej stronie zatłoczonego baru. - Brunetki są silne. Jej dusza powinna podtrzymać nas przynajmniej przez pół roku. Jeśli chodzi o blondynki…. Jego wzrok płynął do Kat otoczoną ludźmi nieświadomymi jej bólu po upadku jakiego doznała. Nie ulegało wątpliwości, że Daimony zastawiły zasłony dymne w umysłach ludzi otaczający ich, by ci nie mieszali się w ich zamiary. - Cóż – kontynuował – małe przekąski nie zaszkodzą. Chwycił ją mocno za rękę. Nie chcąc iść spokojnie na pewną śmierć Cassandra zaczęła przypominać sobie elementy szkolenia i próbowała walczyć. Chwyciła Daimona, który stał za nią i sprowadziła go do poziomu podłogi. Przeklinał siarczyście. Dołożyła mu pięścią w brzuch i rzuciła się miedzy nimi w stronę drzwi. Z nieludzką prędkością najwyższy z Daimonów odciął jej w połowie drogę. Zobaczyła okrutny śmiech wyginający jego twarz, kiedy brutalnie ją zatrzymał. Rzuciła się w bok, jednak nie pozwolił jej na to. - Nie – jego głos był fascynujący i pełen obietnic, których nie powinna słuchać.
15 Kilka osób w barze spojrzało na nich, jednak błędna mgła Daimona odwróciła ich uwagę. Nikt nie chciał jej pomóc. Nikt się nie odważył. Nie był to jednak jeszcze koniec… Ona nigdy się im nie podda. Zanim mogła zaatakować jeszcze raz, drzwi klubu otworzyły się w arktycznym wybuchu. Tak jakby przeczuwał coś złego, Daimon odwrócił głowę w stronę drzwi. Jego oczy rozszerzyły się w panice9 . Cassandra odwróciła się i zobaczyła co trzymało go nieruchomo. Również ona nie mogła się nie gapić. Wiatr i śnieg wirowały wokół człowieka, wysokiego na co najmniej sześć stóp. W przeciwieństwie do większości ludzi, którzy ubierali się ciepło przy dziesięcio stopniowym mrozie, przybysz miał na sobie tylko długi, cienki skórzany płaszcz smagany przez wiatr. Miał na sobie czarny sweter, buty motocyklisty i czarne, skórzane spodnie, które ciasno opinały twarde ciało, obiecujące dziką seksualną rozkosz. Miał pewność i zabójcze spojrzenie mężczyzny, który wiedział, że nie ma sobie równych. Człowieka, który odważyłby się zagarnąć cały świat. Szedł chodem drapieżnika. Czuła chłód w swoich żyłach. Gdyby miał blond włosy pomyślałaby, że to jeden z Daimonów. Ale ten człowiek był zupełnie czymś innym. Jego długie do ramion, czarne jak smoła włosy okalały idealnie wyrzeźbioną twarz, która powodowała że jej serce stanęło. Jego czarne oczy były zimne. Stalowe. Jego twarz była nieruchoma i niewzruszona. Ani ładny, ani kobiecy – mężczyzna był właśnie pączkiem z proszku (Powered Dount), którym nikt nie chciał się dzielić się w łóżku. Wyglądający jak samosterujący sygnał i nieświadomy tłumu w barze, przybysz zmiótł ciemnym, zabójczym spojrzeniem każdego Daimona. Powolny, diabelski uśmiech wypłynął na jego przystojnej twarzy ukazując kły. Skierował się prosto na nich. Daimon się wystraszył i wystawił Cassandrę przed siebie. Próbowała się wyrwać, kiedy wyciągnął pistolet i przystawił jej do skroni. Wrzaski i krzyki wybuchły w barze, ludzie próbowali się ukryć. Inne Daimony ustawiły się w formacji bojowej obok siebie. Przybysz uśmiechnął się złowrogo oceniając ich wielkość. Błysk w jego oku powiedział jej jak bardzo oczekuje walki. Jego spojrzenie sprowokowało ich. 9 No wreszcie pojawił się nasz super Hero ☺
16 - Nieładnie jest brać zakładników – powiedział głębokim płynnie akcentowanym głosem, który huczał jak grzmot – zwłaszcza, że wiesz, że i tak mam cię zamiar zabić. W tej chwili Cassandra wiedziała kim jest przybysz. Był Mrocznym Łowcą – nieśmiertelnym wojownikiem, który przez wieki poluje i wykonuje egzekucje na Daimonach, uwalniając ludzkie dusze. Byli obrońcami ludzkości i uosobieniem szatana dla ludzkości. Słyszała o nich całe swoje życie, ale podobnie jak z wiarą w św. Mikołaja przypisywała te historie do legend. Ale człowiek przed nią nie był wymysłem jej wyobraźni. Był prawdziwy i wyglądał tak samo śmiertelnie jak historie, które słyszała. - Z drogi Mroczny Łowco – powiedział Daimon trzymający Cassandrę – albo ją zabiję. Pojawiające się zagrożenie wywołało u Mrocznego Łowcy potrząśnięcie głową, jak rodzic besztający dziecko. - Wiesz powinieneś zostać jeden dzień dłużej w swojej norze. Jutro jest noc z Buffy z zupełnie nowymi odcinkami. Mroczny Łowca zatrzymał się z irytacją. - Czy masz pojęcie jaki to zły pomysł zmuszać mnie bym musiał przychodzić tu w mrozie, by was zabić, gdy mogę jeść w domu ciepłe tosty, oglądając Sarah Michelle Gellar10 kopiącą tyłki w krótkiej bluzce. Ręce Daimona trzęsły się, kiedy wzmocnił ucisk na Cassandrze. - Brać go!! Daimony zaatakowały jednocześnie. Mroczny Łowca złapał pierwszego za gardło. W jednym płynnym ruchu podniósł Daimona i trzasnął nim o ścianę. Daimon zaczął piszczeć. - Co jest dziecinko? – spytał Mroczny Łowca – Jezu, jeśli już zabijałeś ludzi to mogłeś przynajmniej nauczyć się jak umierać z godnością. Drugi Daimon skoczył mu na plecy. Mroczny Łowca okręcił się i wystawił długi nóż z buta. Następnie schował ostrze w klatce piersiowej Daimona. Natychmiast eksplodował i zamienił się w pył. Następny błysnął Mrocznemu Łowcy kłami, a następnie starał się go gryźć i kopać. Wojownik rzucił go w ramiona trzeciego 10 Aktorka grająca Buffy.
17 Daimona. Potknęli się i upadli. Mroczny Łowca pokręcił na nich głową, gdy próbowali odzyskać pozycję pionową. Następne Daimon zaatakowały jego, przebił się przez nich z taką łatwością. Było to straszne, ale jednocześnie niesamowicie piękne. - Chodź, gdzie nauczyłeś się walczyć? – zapytał, kiedy zabił kolejnych dwóch – w szkole dla dziewcząt? – uśmiechnął się ironicznie do Daimona – moja młodsza siostra umiała uderzyć mocniej, gdy miała trzy lata. Cholera mogłeś wziąć przynajmniej kilka lekcji sztuk walki, aby można było moją nudną pracę zrobić bardziej interesującą. Westchnął ciężko i spojrzał w sufit. - Gdzie są Spathi kiedy ich potrzebujesz? Kiedy Mroczny Łowca był rozproszony, Daimon trzymający Cassandrę przeniósł pistolet z jej skroni i wystrzelił w jego kierunku cztery strzały. Wojownik zwrócił się do nich bardzo powoli. Furia malowała się na jego twarzy, gdy spojrzał na Daimona, który do niego strzelał. - Nie masz honoru?? Przyzwoitości?? Cholera masz choćby mózg?? Nie zabijesz mnie kulami. Po prostu odwal się. Spojrzał na krwawiącą ranę z boku i odchylił płaszcz tak, że światło świeciło przez otwory w ciele. Przeklną ponownie. - I zrujnował mi ulubioną kurtkę – Mroczny Łowca warknął na Daimona – i za to zginiesz. Zanim Cassandra mogła się ruszyć wojownik wyciągnął rękę w ich kierunku. Cienki, czarny przewód owinął się wokół nadgarstka Daimona. Szybciej niż mogła mrugnąć Mroczny Łowca zmniejszył odległość między nimi i szarpnął tak ręką Daimona, aż złamał mu przedramię. Chwycił go za ramie i podniósł do góry. Jednym płynnym ruchem rzucił go na pobliski stół. Szklanki, które na nim stały rozprysły się na wszystkie strony. Pistolet uderzył z metalicznym odgłosem o podłogę. - Czy twoja matka nigdy cię nie uczyła, że jedynym sposobem na zabicie nas jest pocięcie nas na kawałki? – zapytał łowca – trzeba było przynieść siekierę zamiast pistoletu. Spojrzał na Daimona, który desperacko walczył z jego uściskiem. - Teraz zobaczymy te wszystkie dusze, które uwięziłeś – Mroczny Łowca wyciągnął nóż z buta, okręcił go w dłoni i wbił go w klatkę piersiową Daimona.
18 Wampir zszarzał natychmiast i rozprysł się w pył. Ostatnich dwóch ruszyło w kierunku drzwi. Nie uciekli daleko, wojownik wyciągnął spod płaszcza zestaw noży do rzucania i wysłał je z zabójczą prędkością w plecy uciekających zabójców. Daimony eksplodowały, a noże złowrogo uderzyły o podłogę. Z niewiarygodnym spokojem Mroczny Łowca skierował się w stronę drzwi. Zatrzymał się tylko po swoje noże, które podniósł z podłogi. Następnie skręcił w lewo i znikł tak szybko jak się pojawił. Cassandra z trudem odpychała ludzi, którzy w szale wychodzili z baru. Na szczęście Kat odepchnęła niektórych i podeszła do niej. Jej przyjaciele podeszli do niej. - Nic ci nie jest? - Wdziałaś co zrobił? - Myślałam, że jesteś martwa! - Dzięki Bogu, że żyjesz! - Co oni chcieli od ciebie? - Kim byli ci faceci? - Co się z nimi stało? Ledwie słyszała głosy, mieszało jej się wszystko, kto zadał jakie pytanie. Umysł Cassandry był nadal przy Mrocznym Łowcy, który ją uratował. Dlaczego zadał sobie tyle trudu, by ją ocalić? Musiała wiedzieć o nim więcej…Nie myśląc za wiele Cassandra pobiegła za nim szukając mężczyzny, który nie mógł być prawdziwy. Na zewnątrz odgłos syren wypełniał powietrze coraz bardziej. Ktoś w barze musiał wezwać policję. Łowca był w połowie drogi przy budynku, kiedy złapała go i zatrzymała. Jego twarz była beznamiętna. Spojrzał na nią tymi głębokimi, ciemnymi oczami. Wiatr rozwiewał jego włosy wokół twarzy. Było zimno, ale jego obecność podgrzewała ją tak bardzo, że nawet nie czuła chłodu. - Co masz zamiar zrobić z policją? – zapytała – będą cię szukać. Gorzki uśmiech szarpnął jego usta. - W ciągu pięciu minut żaden z tych ludzi w tym barze nie będzie pamiętać, że mnie kiedykolwiek widzieli. Jego słowa zaskoczyły ją. Czy to prawda o wszystkich Mrocznych Łowcach? - Czy ja też zapomnę?
19 Pokiwał głową. - W takim razie dziękuję za uratowanie mi życia. Wulf wstrzymał oddech. To był pierwszy raz kiedy ktokolwiek dziękował mu za bycie Mrocznym Łowcą. Patrzył na mocno skręcone blond loki, układające się jakby bez celu wokół jej twarzy. Nosiła długi spleciony warkocz, opadający w dół jej pleców. Jej piwno-zielone oczy były pełne witalności i ciepła. Choć nie byłą urzekająco piękna, miała urok, który był kuszący. Wbrew swojej woli sięgnął ręką do jej szczeki, by ją dotknąć tuż pod uchem. Delikatniejsza niż aksamit jej skora rozgrzewała jego zimne palce. To było tak dawno, kiedy ostatnio dotknął kobietę. Tak dawno, kiedy spróbował smaku kobiety. Zanim mógł sam siebie zatrzymać pochylił się i wziął te rozchylone usta w swoje własne. Wulf warknął, gdy poczuł jej smak. Jego ciało szarpnęło się do życia. Nigdy nie próbował niczego słodszego od jej ust. Nigdy nie czuł nic bardziej odurzającego niż jej czyste pachnące ciało. Jej język tańczył z jego językiem równocześnie wciskając się mocniej w jego ramiona. Stał się twardy i sztywny myśląc jak miękkie ciało ma w innych miejscach. W tym momencie chciał ją dziko, ta myśl go zaskoczyła. Tak rozpaczliwej potrzeby nie czuł od bardzo długiego czasu. Zmysły Cassandry wirowały od nieoczekiwanego kontaktu z jego ustami. Nigdy nie znała potęgi głodu takiego pocałunku. Czuła słaby zapach drzewa sandałowego zmieszanego z zapachem piwa i dziką nieposkromioną męskością. Barbarzyńca. Tylko te słowo mogło go opisać. Jego ręce były owinięte wokół niej, a usta całowały ją po mistrzowsku. Nie był śmiertelnie niebezpieczny tylko dla Daimonów. Był śmiertelnie niebezpieczny dla kobiecych zmysłów. Jej serce waliło jak młot, jej ciało spalało się chcąc poczuć jego moc w środku. Całowała go desperacko. Trzymał jej twarz w dłoniach, gdy gryzł jej wargi zębami. Nie zębami, kłami. Nagle pogłębił pocałunek, prowadząc ręce po jej plecach i przyciskając do swoich bioder. Czuła jak twardy i gotowy jest dla niej. Czuła całą jego męskość, każdy cal. Wszystkie hormony w jej organizmie skwierczały. Chciała go z taką zaciekłością, że sama się tego bała. Nie miała pojęcia, że istnieje takie gorące i bolesne pragnienie, zwłaszcza, gdy ma się do czynienia z obcą sobie osobą. Powinna go odepchnąć. Zamiast tego owinęła swoimi rękami jego szerokie i
20 twarde jak skala ramiona. To wszystko co mogła zrobić, by nie sięgnąć niżej i rozpakować ze spodni to, co tętniło życiem i jasno próbowało dać upust swoim potrzebom. Część jej nie obchodziło, że stoją na ulicy. Chciała go teraz i tu. Bez względu na to, kto lub co mogło ich widzieć. To była ta dziwna część jej, która przerażała ja. Wulf walczył z potrzebą w nim, która domagała się, by przycisnął ją do ściany obok i obwinąć swoje biodra jej długimi, szczupłymi udami. Żeby zadrzeć do góry jej krótką spódniczkę i zakopać się głęboko w jej ciało tak, by krzyczała jego imię w spazmach rozkoszy. Dobrzy bogowie jak on pragnął ją posiąść. Gdyby tylko mógł… Niechętnie, ale wycofał się z jej uścisku. Gładził kciukiem zarys jej warg i zastanawiał się co czuła, gdy wiła się pod nim. Co gorsza, on wiedział, że może ją mieć. Czuł smak jej pragnienia w pełni. Ale gdy z nią skończy ona nie będzie miała o nim żadnego wspomnienia. Żadnego wspomnienia o jego dotyku, o jego pocałunku. Jego imienia… Jej ciało ukoiło się tylko na kilka minut. Mógł nie robić nic, by złagodzić samotność w sercu, że tęsknił za kimś, kto ma wspomnienia o nim. - Żegnaj moja słodka – szepnął dotykając ją delikatnie w policzek, zanim się odwrócił. On będzie pamiętał ich pocałunek przez wieki. Ona nie przypomni go sobie w ogóle… Cassandra nie mogła się ruszyć, gdy Mroczny Łowca odszedł. Do czasu, gdy zniknął w mroku nocy, nie pamiętała kompletnie, że on w ogóle istniał. - Jak ja się tu znalazłam? – spytała i owinęła się ramionami, ponieważ było jej strasznie zimno. Szczękając zębami pobiegła z powrotem do baru.
21 Rozdział 2 Wulf nadal myślał o nieznajomej kobiecie, gdy wstawiał swojego Forda Expeditiona do swojego garażu, który pomieściłby pięć takich cacek. Skrzywił się na widok czerwonego Hammera, który stał przy przeciwległej ścianie i odwrócił się od swego auta. Co do cholery Chris robił w domu? Miał spędzić noc u swojej dziewczyny. Wszedł do środka, by zobaczyć co się dzieje. Znalazł Chrisa w salonie pchającego coś dużego. Miało to metalowe ramiona i inne rzeczy, które przypominały mu źle zaprojektowanego robota. Czarne, faliste włosy Chrisa wystawały mu z przodu i wyglądał jakby szarpała go jakaś frustracja. Jakieś części i papiery były porozrzucane po całym pokoju wraz z innymi narzędziami. Wulf obserwował z ironicznym rozbawieniem jak Chris starał się dopasować metalowy słup do podstawy. Gdy Chris się nachylił, jedno z metalowych ramion spadło i uderzyło go w głowę. Przeklął i odszedł od swojego tworu. Wulf roześmiał się. - Oglądałeś ponownie QVC? Chris potarł głowę i kopnął metalową bazę. - Nie zaczynaj ze mną Wulf. - Chłopcze – powiedział Wulf surowo – lepiej zmień ten ton. - Tak, tak strasz mnie – powiedział Chris z irytacją – Zaraz zmoczę sobie spodnie przed twoją przerażającą osobą. Widzisz jak się trzęsę? Ooooo, ahhhh, Oooooo. Wulf potrząsnął głową na swojego giermka. Chłopak nie miał powodu, by się z niego naśmiewać. - Wiedziałem, że nie powinienem zabierać cię z tego lasu, gdy byłeś niemowlęciem. Mogłem pozwolić ci umrzeć. Chris parsknął. - Ooooo Wiking ma paskudny humor? Jestem naprawdę zaskoczony, że mój ojciec nie przedstawił mnie tobie w chwili narodzin. Jak dobrze, ze nie mógł sobie na to pozwolić Dr. Barnautbur?? Co?
22 Wulf spojrzał na niego ze złością, wiedząc, ze za sekundę nie zdarzy się nic dobrego. To była właśnie siła przyzwyczajenia. - To, że jesteś ostatnim z mojego potomstwa, nie znaczy, ze muszę pozwalać ci na takie zachowanie. - Tak, też cię kocham Wielki Misiu – powiedział Chris i wrócił do swojego projektu. Wulf odwiesił kurtkę na oparcie kanapy. - Przysięgam, mam zamiar odciąć kablówkę jeśli nie przestaniesz. W ubiegłym tygodniu była to waga i maszyna do wiosłowania. Wczoraj ta rzecz do twarzy, a dziś to. Wdziałeś ten śmietnik na poddaszu? Wygląda jak sklep ze starociami. - To jest coś innego. Wulf przewrócił oczami. Słyszał to za każdym razem. - Co do cholery jest? Chris nie przerwał pracy przy ponownym umocowaniu ramienia. - To jest słoneczna lampa. Myślałem, że możesz być zmęczony swoją bladą skórą. Spojrzał na niego z rozbawieniem. Dzięki za ciemne geny od matki Galów. Wulf nie był blady, mimo, że nie widział słońca od ponad tysiąca lat. - Christopher, zdarzyło się mi być Wikingiem w środku zimy w Minnesocie. Brak głębokiej opalenizny nie jest czymś dziwnym na całym północnym obszarze. Jak myślisz dlaczego zaatakowaliśmy Europę tak w ogóle? - Ponieważ chcieliście mieć Europę? - Nie, chcieliśmy poczuć odwilż. Chris zignorował go i odwrócił się. - Tylko czekać jak mi podziękujesz za to, jak tylko to podłączę. Wulf obszedł leżące na podłodze części. - Dlaczego się z tym pieprzysz? Myślałem, że masz dzisiaj randkę. - Miałem, ale dwadzieścia minut po tym jak do niej przyszedłem, Pam ze mną zerwała. - Dlaczego? Chris zrobił przerwę i posłał mu ponure spojrzenie. - Myślała, że jestem dilerem narkotykowym.
23 Wulf był całkowicie zaskoczony tym nieoczekiwanym oświadczeniem. Chris miał sześć stóp wzrostu, był dobrze zbudowany i miał miły, szczery wyraz twarzy. Najbardziej „nielegalną” rzeczą jaką zrobił było przejście obok pomocników św Mikołaja i nie wrzucenie tam ani grosza. - Co sprawiło, że tak pomyślała? – spytał Wulf. - No cóż pomyślmy. Mam dwadzieścia jeden lat i jeżdżę robionym na zamówienie opancerzonym Hammerem wartym około ćwierć miliona dolarów z kuloodpornymi szybami i oponami. Mieszkam w odległej, ogromnej posiadłości położonej poza miastem, nie wspominając o dwóch ochroniarzach, którzy wloką się za mną gdziekolwiek pójdę poza mury tego domu. Pracuję w dziwnych godzinach. Kiedy jestem na randce, dzwonisz do mnie trzy-cztery razy, by mi powiedzieć co mam zrobić, a ja jeszcze muszę dać ci potomka. I przypadkowo widziała niektóre z twoich cudownych zabawek, gdy wybierałem je dla ciebie w sklepie z bronią. - Nie były ostre? – Wulf przerwał – Chris nie można dotykać ostrej broni, bo można sobie coś odciąć. Chris westchnął, zignorował pytanie Wulfa i kontynuował swoją tyradę. - Próbowałem jej powiedzieć, że jestem po prostu bogaty i lubię zbierać miecze i noże, ale nie kupiła tego. Obdarował Wulfa zimnym spojrzeniem. - Wiesz są chwile, kiedy ta praca naprawdę daje kopa w dupę. Wulf widział jego zły humor. Chris był mocno zły na niego od czasu, gdy Wulf wziął na ręce chłopca w momencie kiedy ten się urodził. Był ostatnim potomkiem jego rodu i dlatego Wulf był ekstremalnie tolerancyjny dla niego. - Więc sprzedaj Hammera, kup Dodgea i przeprowadź się do przyczepy. - No tak, jasne. Pamiętasz jak zamieniłem Hammera na Alfe Romeo w zeszłym roku? Spaliłeś mi samochód, kupiłeś nowego Hummera i zagroziłeś, że zamkniesz mnie w pokoju z prostytutką, jeśli zrobię to jeszcze raz. A co do dodatkowych korzyści… Czy rozglądałeś się wokół? Mamy kryty, podgrzewany basen, kino domowe, dwóch kucharzy, trzy pokojówki, faceta od czyszczenia basenu, nie mówiąc już o tych wszystkich zabawkach wokół. Nie chcę opuścić Disneylandu. To jedyne dobre strony tego układu. Chodzi mi o to, że nawet jeśli moje życie jest do bani, to nie zamierzam
24 mieszkać w miniwanie. Jak wiesz, zrobiłeś ze mnie giermka z dwoma uzbrojonymi ochroniarzami, którzy stoją zawsze przy mnie i przyprawiają mnie o gęsią skórkę. - W takim razie jesteś zwolniony. - Ugryź mnie. - Nie jesteś w moim typie. Chris rzucił kluczem w jego stronę. Wulf złapał go i rzucił na podłogę. - Nie chcesz teraz być mężem, co? - Cholera Wulf. Dopiero co stałem się pełnoletni11 . Mam jeszcze czas na dzieci, które będą w stanie cię zapamiętać, ok.? Jeny, jesteś gorszy niż mój ojciec. Obowiązek, obowiązek, obowiązek. - Wiesz, że twój ojciec miał tylko…. - Osiemnaście lat jak poślubił moją matkę. Tak Wulf, wiem o tym. Powtarzasz mi to trzy – cztery razy na godzinę. Wulf zignorował go i nadal mówił. - Przysięgam jesteś jedynym człowiekiem jakiego znam, który przegapił całe młodzieńcze napięcie hormonalne. Coś jest z tobą nie w porządku chłopcze. - Ze mną jest wszystko w porządku – Chris pękł – nie zamierzam rzucać się na kobiety jak napalony pies. Wolę ją najpierw poznać, zanim zdejmę im majtki. Wulf potrząsnął głową. - Naprawdę jest z tobą coś nie tak. Chris przeklął go w staronordyckim języku. Wulf nie zwracał uwagi na jego przekleństwa. - Może powinniśmy poszukać surogatki? Kupmy bank spermy. Chris gardłowo warknął, a następnie zmienił temat. - Co się dziś stało? Wyglądasz teraz gorzej niż przed wyjściem. Czy któraś z panter powiedziała coś złego na ciebie w swoim klubie? Wulf mruknął jak pomyślał o panterze Katagaria, który był właścicielem klubu, w którym dziś był. Zadzwonili do niego pierwsi, by powiedzieć mu, że jeden z ich harcerzy zauważył grupę grasujących nieznanych Daimonów w mieście. To była ta sama grupa, która spowodowała problemy panterom kilka miesięcy wcześniej. Inferno 11 Tzn skończył 21 lat i może już pić piwo ☺
25 było jednym z wielu sanktuariów, gdzie Mroczni Łowcy, zmiennokształtni i Apollite mogli spotykać się bez obaw, że ich wróg zaatakuje ich, gdy są w środku. Do diabła, nawet te bestie Daimony były tolerowane dopóki nie pożywiali się w środku i nie przyciągali niepotrzebnej uwagi na siebie. Nawet jeśli zmiennokształtni byli zdolni do zabijania Daimonów, mieli dziwną zasadę, by tego nie robić. Poza tym byli kuzynami Apollites i Daimonów i nie chcieli się nimi w ten sposób zajmować. Poza tym zmiennokształtni nie byli zbyt tolerancyjni wobec Mrocznych Łowców, którzy zabili ich kuzynów. Pracowali z nimi, kiedy mogli na tym skorzystać, w przeciwnym przypadku trzymali się od nich z dala. Jak tylko Dante zobaczył Daimonów w swoim klubie, zaraz poinformował o tym Wulfa. Ale Chris myślał, że pantery żyją z łowcami w zupełnej zgodzie, jeśli ten mieszka w jednym miejscu wystarczająco długo. Wyjął broń ze swego ubrania i podszedł do szafy, by ją schować. - Nie – odpowiedział na pytanie Chrisa – pantery były ok. Myślałem tylko, że Daimony będą bardziej waleczne. - Przykro mi – powiedział Chris uśmiechając się. - Taaa, mi też. Chris zamilkł i zastanowił się czy Wulf nie próbował go rozśmieszyć. - Będziesz trenował? Wulf spojrzał na swoją broń. - Po co? Nie miałem godnego siebie przeciwnika od prawie stu lat. Zniesmaczony tą myślą potarł dłonią swoje wrażliwe na światło oczy. - Myślę, że pójdę trochę poobrażać Talona. - Och, hej. Wulf zatrzymał się i spojrzał na Chrisa. - Zanim pójdziesz, powiedz „grill”. Wulf jęknął. Chris zawsze w ostateczności próbował go w ten sposób rozweselić. To był taki stały żart, którym Chris denerwował go odkąd był małym chłopcem. Wynikało to z faktu, że Wulf miał nadal swój nordycki śpiewny akcent, kiedy mówił, a zwłaszcza gdy wypowiadał słowo „grill”. - Nie jesteś wcale zabawny, a ja nie jestem Szwedem. - Tak, tak. No weź wydaj z siebie te odgłosy szwedzkiego kucharza.