Tłumaczenie:
burzyk771
oraz
kajomag i Ruda
Beta:
kajomag
Poniższe tłumaczenie
w całości należy do autorki książki Geny Schowalter
jako jej prawa autorskie.
Powstało wyłącznie jako materiał marketingowy służący do promocji
twórczości autora i jako takie jest wyłączną własnością tłumaczy. Nie
służy
uzyskaniu korzyści materialnych. Każda osoba, która wykorzystuje
poniższe
tłumaczenie w celu innym niż marketingowy, łamie prawo.
Zabrania się
przerabiania poniższego tłumaczenia i umieszczania go na
jakichkolwiek stronach internetowych!
The Darkest Surrender
PROLOG
Półtora miliona lat temu...
Lub
Milion lat temu…
(to zależy kogo spytacie)
Po raz pierwszy w dwustuletniej historii Turnieju Harpii
większa ilość uczestników poległa, niż pozostała przy życiu, a każdy z
ocalałych wiedział, że winna za to jest czternastoletnia Kaia Skyhawk.
Dzień zaczął się niewinnie. Słońce mocno świeciło, kiedy Kaia
spacerowała rankiem po zatłoczonym obozowisku, a obok niej
kroczyła jej ukochana siostra bliźniaczka – Bianka.
Namioty wszelkich rozmiarów zaśmiecały teren, a liczne
ogniska skwierczały, rozganiając poranny chłód. Zapachy
skradzionych ciasteczek i miodu unosiły się w powietrzu, więc Kai
pociekła ślinka.
Na zawsze przeklęte przez bogów harpie mogły jeść tylko to, co
ukradły lub dostały w zapłacie. Strasznie chorowały, kiedy zjadły coś
innego, dlatego śniadanie Kai było bardzo skromne. Składało się
jedynie z kawałka czerstwego chlebka ryżowego oraz z niewielkiej
ilości wody, które podkradła komuś z siodła.
Kaia pomyślała, że mogłaby przywłaszczyć sobie ciastko
należące do rywala, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Harpie nie
posiadały zbyt wielu reguł czy zasad, ale skrupulatnie przestrzegały
tych, które miały - nigdy nie zasypiaj w miejscu, w którym mogą cię
znaleźć ludzie, nigdy nie okazuj przed nikim swoich słabości, a przede
wszystkim, nigdy nie kradnij nawet kawałeczka jedzenia komuś, kto
jest przedstawicielem twojego gatunku, choćbyś go nienawidził.
- Kaia? – zapytała jej siostra z zaciekawieniem.
- Tak?
- Czy ja jestem tu najładniejszą dziewczyną?
- Oczywiście!
Kaia nawet nie musiała się rozglądać, by potwierdzić
przypuszczenia siostry. Bianka była najpiękniejsza na całym świecie.
Czasami jednak o tym zapominała i trzeba jej było przypominać.
Podczas, gdy Kaia miała okropną rudą szczecinę na głowie i
nieciekawe szaro-złote oczy, Bianka miała przepiękne, czarne włosy,
błyszczące, bursztynowe oczy i była podobna do ich matki - Tabithy
Bezwzględnej.
- Dziękuję - powiedziała Bianka i uśmiechnęła się zadowolona. A
ja uważam, że ty jesteś najsilniejsza. Zdecydowanie.
Kaia lubiła słuchać pochwał siostry. Im harpia była silniejsza,
tym większy zdobywała szacunek, a tego Kaia pragnęła najbardziej.
„Silniejsza, nawet od...”. Obserwowała harpie z okolicy, szukając
kogoś, z kim mogłaby się porównać.
Te, które były dostatecznie dojrzałe, by uczestniczyć w
tradycyjnych sprawdzianach siły i zręczności, były zajęte
przygotowaniami do ważnego wydarzenia, jakim była „Ostatnia
Nieśmiertelna Pozycja”. Miecze świszczały, wyjmowane z pochew, a
metalowe sztylety zgrzytały, ostrzone na kamieniu.
Wreszcie Kaia spostrzegła kandydatkę, z którą mogłaby się
zmierzyć.
- Czy jestem silniejsza nawet od niej? – spytała, wskazując
palcem na brutalnie wyglądającą kobietę z wyraźnie zarysowanymi
mięśniami i grubymi, krzyżującymi się bliznami zdobiącymi jej
ramiona.
Rany, po których zostały takie blizny, musiały być naprawdę
poważne, nieśmiertelność sprawiała bowiem, że harpie szybko
wracały do pełnego zdrowia i rzadko zauważyć można było na ich
ciele jakiekolwiek ślady ciężkiej przeszłości.
- Oczywiście – odpowiedziała lojalnie Bianka. - Założę się, że
gdybyś wyzwała ją na pojedynek, uciekłaby i schowała się przed tobą.
- Bez wątpienia masz rację.
Przecież każdy by przed nią uciekł. Kaia trenowała ciężej niż
inni i nawet ścięła głowę własnemu nauczycielowi. Dwa razy.
Nie chciała się chwalić, ale zawsze trenowała ciężej niż każda
inna harpia z ich klanu. Kiedy wszyscy inni kończyli ćwiczenia, ona
kontynuowała tak długo, aż strugi potu nie polały się po jej klatce
piersiowej, aż jej mięśnie nie drgały z wysiłku... aż jej kości nie mogły
dłużej unieść ciężaru jej ciała.
Pewnego dnia, może nawet wkrótce, jej matka będzie z niej
dumna.
Kilka nocy temu Tabitha poklepała ją po ramieniu,
stwierdzając, że jej umiejętność rzucania sztyletem jakby się
poprawiła. Jakby się poprawiła - pomyślała Kaia cierpko. Nic
milszego nie przeszło by nigdy Tabithcie przez gardło.
- No chodź – powiedziała Bianka, ciągnąc siostrę. – Jeśli się nie
pospieszymy, to zabraknie nam czasu, by wykąpać się w rzece, a ja na
prawdę chcę ładnie wyglądać, gdy będę patrzeć, jak nasz klan kolejny
raz niszczy konkurencję.
Rozmyślanie o nagrodach, jakie prawdopodobnie zdobędzie jej
matka, spowodowało, że mała Kaia poczuła się dumna.
Turnieje Harpii istniały od tysięcy lat jako sposób na
„przedyskutowanie” sporów, które wynikały pomiędzy klanami.
Dzięki temu nie było potrzeby wywoływania wojny, a właściwie –
kolejnej wojny. Turnieje pozwalały również spokrewnionym klanom
zaprezentować ich wyższość przed sobą nawzajem. Najstarsi
przedstawiciele każdego z dwudziestu plemion spotykali się, by
uzgodnić poszczególne konkurencje i przyznawane nagrody.
Tym razem każdy kto zwyciężył w jednej z czterech walk,
otrzymywał sto sztuk złota. Skyhawks już zdobyli dwieście, a
Eagleshields – sto sztuk.
- Przestań już rozmyślać – powiedziała Bianka i przyspieszyła
kroku zmuszając tym samym Kaię, by ta także szła szybciej. – Za
dużo bujasz w obłokach.
- Nieprawda.
- Czyżby?
- Wcale nie.
Kaia uśmiechnęła się. Dziewczyny zwróciły uwagę
znajdujących się w pobliżu harpii, więc Kaia chwyciła za wiszący u
jej szyi medalion wojowników Skyhawk, który matka podarowała jej
kilka miesięcy temu. Ten dowód siły ceniła prawie tak samo, jak
ceniła swoją siostrę bliźniaczkę.
Prawie każdy, kto spotkał się z jej spojrzeniem, kiwnął głową
wyrażając tym samym szacunek, nawet członkowie klanu
przeciwnika.
Kaia nie martwiła się, że wywoła tym konflikt, gdyż harpie nie
odważyłyby się zaatakować na neutralnym gruncie. Nawet jeżeli by
do tego doszło, Kaia nie tylko była silna ale i odważna.
Na obrzeżach obozowiska, pośród drzew, zauważyła coś
dziwnego i zatrzymała się.
- Ci ludzie – wskazała na grupę mężczyzn z nagimi torsami.
Niektórzy swobodnie chodzili, inni byli przywiązani do pali, a jeden
był przykuty. Z tego co wiedziała, mężczyznom nie wolno było
przychodzić na mecze, a nawet przyglądać się im. – Co oni tam robią?
Bianka przystanęła i powiodła wzrokiem wzdłuż linii, którą
wskazywał palec Kai.
- To są małżonkowie i niewolnicy.
- Wiem, i dlatego pytałam co oni tu robią, a nie kim są.
- Oni są tu potrzebni, głuptasie.
- Do czego są potrzebni? - Kaia zmarszczyła niepewnie czoło.
Ich matka zawsze podkreślała, jak ważne jest, żeby: na
pierwszym miejscu stawiać siebie, na drugim swoją rodzinę, a innymi
w ogóle się nie przejmować.
Bianka zastanowiła się nad tym, co powiedziała siostra, potem
wzruszyła ramionami i powiedziała:
- Ci mężczyźni robią pranie, myją stopy, przynoszą broń. Wiesz,
posługi, których my nie wykonujemy, bo jesteśmy zbyt ważne.
Co wywnioskowała z tego Kaia? Jeśli posiadasz małżonka lub
niewolnika, to nigdy więcej nie będziesz musiała robić prania.
- Chcę takiego mężczyznę – ogłosiła, a maleńkie skrzydła
wystające z jej pleców zaczęły dziko trzepotać.
Jak wszystkie harpie, nosiła bluzkę odkrywającą brzuch, a
zakrywającą piersi, które u niej zdawały się nie istnieć. Bluzka była
specjalnie wykrojona na plecach, by pomieścić skrzydełka, będące
źródłem jej nadprzyrodzonej mocy.
- A wiesz, co matka zawsze mówi? – dodała.
- Tak, wiem. „Miłym słowem zdobędziesz uśmiech, ale komu
przy zdrowych zmysłach zależało by na uśmiechu?”
- Nie to.
Bianka zacisnęła usta.
- „Człowieka nie można zabić dobrocią, do tego trzeba użyć
miecza”.
- Nie, to też nie.
Bianka zaczęła wymachiwać rękami w powietrzu z
poirytowania.
- Więc co?
- „Jeśli nie weźmiesz skarbów i mężczyzn, których pragniesz,
nigdy nie dostaniesz skarbów i mężczyzn, których pragniesz”.
- Acha! – oczy Bianki rozszerzyły się, gdy temat rozmowy
wrócił do mężczyzn. – Więc którego z nich chcesz?
Kaia oparła palec wskazujący na brodzie i zaczęła przyglądać
się kandydatom. Każdy z nich nosił przepaskę na biodrach, a ich
mocne ciała pokrywały smugi błota i potu. W przeciwieństwie do Kai,
żaden z nich jednak nie miał blizn ani siników, które wskazywałyby
na osiągnięcia na polu bitwy.
Nie, to nie prawda, uzmysłowiła sobie chwilę później. Ciało
skutego mężczyzny nosiło ślady walki, a jego ciemne oczy były
zdecydowanie wyzywające. Był wojownikiem.
- On – powiedziała, ruszając brodą w jego kierunku. – Czyim
jest niewolnikiem?
Bianka rzuciła na niego okiem i zadrżała. - Juliette
Likwidatorki.
Juliette Likwidatorka była sprzymierzeńcem oraz zimnokrwistą
pięknością, którą trenowała sama Tabitha Skyhawk.
Odbicie mężczyzny, którego nawet Likwidatorka nie zdołała
okiełznać było...
- Interesujące.
- Nie jestem pewna Kaia. Uprzedzano nas, żeby nie rozmawiać z
żadnym z tych mężczyzn.
- Mnie nikt nie uprzedzał.
- To nie prawda, stałaś obok mnie kiedy matka zakazała nam się
do nich zbliżać. Czyżbyś wtedy także bujała w obłokach?
Kai nie podobało się, że siostra chce ją powstrzymać.
- Nowa zasada: „jeżeli córka nie słyszy przestrogi, nie musi się
do niej stosować”.
Bianki to nie przekonało.
- Od niego śmierdzi niebezpieczeństwem.
- Przecież my kochamy niebezpieczeństwo.
- Również lubimy oddychać, a sądzę, że on prędzej potnie nas na
kawałki, niż umyje nam stopy. Nie mówiąc o tym, co zrobi z nami
Juliette, jeśli uda nam się go odbić.
- Zaufaj mi, Juliette nie jest tak silna jak ja, w przeciwnym razie
nie zakuwałaby go w łańcuchy.
Jasne. Juliette słynęła ze swojej woli zabijania, nie zważając na
wiek czy płeć, ale Kaia miała być wkrótce znana jako dziewczyna,
która zdobyła nad nią przewagę. Bianka przemyślała słowa siostry i
przytaknęła jej.
- Wyjaśnię tylko, z jaką karą się spotka, jeśli nie będzie mi
posłuszny, ale mówię ci, on będzie mnie słuchać.
Proste. Matka będzie ze mnie taka dumna – pomyślała. Tabitha
była dumna tylko z tych, którzy mogliby się z nią równać. Czyli...
innymi słowy, jeszcze nigdy z nikogo nie była dumna. Może dlatego
właśnie każda harpia marzyła, by jej dorównać, a każdy mężczyzna
chciał ją zdobyć. Jej siła była wyjątkowa, jej uroda niezrównana, jej
mądrość bezgraniczna. Wszyscy drżeli, gdy tylko wspomniane zostało
jej imię. Wszyscy ją szanowali i wszyscy podziwiali.
Pewnego dnia, wszyscy będą mnie podziwiać.
- Jak masz zamiar go wykraść? – zapytała Bianka. – Gdzie
chcesz go ukryć?
Hmm, dobre pytania. Kiedy zastanawiała się nad
odpowiedziami, ogarnęło ją oburzenie. Dlaczego właściwie miałaby
go kraść? Dlaczego go ukrywać? Jeśli tak postąpi, to nikt się nie
dowie czego dokonała. Nikt nie napisze opowiadań, czczących jej siłę
i odwagę. Właśnie tych historii pragnęła bardziej niż niewolnika
wykonującego jej rozkazy. Potrzebowała tych historii. Ponieważ były
z Bianką bliźniaczkami doskwierało im, że dzielą to, co przeznaczone
było dla jednej osoby: urodę, siłę, cokolwiek, wszystko. Jakby każda z
nich miała tylko połowę tego, co powinna była otrzymać.
Jestem wyjątkowa, do cholery i udowodnię to. Przywlecze tego
mężczyznę tutaj, teraz, żeby wszyscy zobaczyli.
Nagle Kaia obróciła się w stronę siostry i położyła dłonie na jej
różowych od wiatru policzkach. Na delikatnej twarzy Bianki pojawiło
się zmartwienie, ale to nie powstrzymało Kai.
- Nie pozwól nikomu przekraczać tej linii, ja zaraz wrócę.
- Ale...
- Proszę, zrób to dla mnie, proszę...
Bianka westchnęła, gdyż nie potrafiła odmówić siostrze.
- W porządku.
- Dziękuję - Kaia pocałowała ją w usta i odmaszerowała w
obawie, że ta łagodna osóbka zmieni zdanie.
Chwyciła do ręki sztylet. Gdy zbliżała się do mężczyzn, oni
udawali, że jej nie dostrzegają. Żaden z nich nie zaprotestował.
Dobrze. Bali się jej. Kiedy dotarła do obiektu swojego młodego
pożądania, przyjęła pozę jaką wielokrotnie obserwowała u matki biodro
przechylone do boku, na nim oparta pięść, a ostrze sztyletu
skierowane na zewnątrz.
Mężczyzna siedział na pniu, łokcie miał oparte na kolanach.
Jego głowa była delikatnie pochylona, a czarne jak atrament włosy
opadały na czoło.
- Ty – powiedziała ludzkim językiem. – Spójrz na mnie.
Mężczyzna zmierzył ją swym mrocznym spojrzeniem i poprzez
jego splątane loki ich oczy się spotkały. Był tak przystojny, jak
przypuszczała. Jego rysy wydawały się być wyrzeźbione w kamieniu.
Miał ostry nos, wystające kości policzkowe, wąskie lecz czerwone
usta i zacięty wyraz twarzy.
Z bliska Kaia zorientowała się, że tylko jego nadgarstki były
skute łańcuchami, nie był przywiązany do jednego miejsca. To
oznaczało, że albo Juliette nie wiedziała, jak porządnie uwięzić jeńca,
albo ten facet jest słabszy, niż można by się spodziewać.
Rozczarowało ją to trochę, ale postanowiła nie zmieniać zdania.
- Należysz do mnie – powiedziała zuchwale. – Twoja poprzednia
pani może spróbować się ze mną zmierzyć, ale i tak ją pokonam.
- Doprawdy? – jego głos był niski i ochrypły, porównywalny z
grzmotem pioruna. Kaię przeszył dreszcz.
- Jak masz na imię, dziewczynko?
Kaia zacisnęła zęby i chwilowo zapomniała o lęku. Nie była
małą dziewczynką!
- Jestem Kaia... Najsilniejsza. Tak, tak. Tak właśnie mnie
nazywają.
Dla harpii tytuły, wybierane przez liderów plemion, zawsze
były bardzo ważne. Kaia jeszcze nie otrzymała swojego, ale była
przekonana, że matka zatwierdzi ten, który właśnie sobie wybrała.
- A co dokładnie planujesz uczynić ze mną, Kaio Najsilniejsza?
- Oczywiście zamierzam zmusić Cię do wypełniania moich
rozkazów.
Podniósł brew.
- Takich jak?
- Będziesz wykonywał moje obowiązki. Wszystkie moje
obowiązki. Jeśli nie będziesz chciał ich wypełniać, ukarzę cię. Moim
sztyletem - Kaia poruszyła bronią, a srebrne ostrze zalśniło śmiertelnie
w słońcu. - Wiesz, jestem dość okrutna. Uśmierciłam już kilku ludzi
w swoim życiu. Tak na prawdę, na śmierć.
Wyglądało na to, że ani miecz ani jej groźby nie zrobiły na nim
wrażenia, więc Kaia musiała zwalczyć przypływ frustracji. Potem
pocieszyła się myślą, że większość ludzi nie miała bladego pojęcia
jakie zręczne były harpie. Najwidoczniej on był jednym z tych
niedoinformowanych. To, że on sam nie zdołałby unieść 500
kilogramowego głazu nie oznaczało, że inni temu nie podołają.
- Od kiedy będę wykonywał nowe obowiązki? – zapytał.
- Od teraz.
- Bardzo dobrze.
Kaia spodziewała się sprzeciwu, ale on tylko podniósł swoje
duże ciało wstając z pnia. Bogowie, on był tak ogromny, że Kaia
musiała spojrzeć wysoko, wysoko i jeszcze wyżej.
Nie zawstydziło jej to. Podczas treningów walczyła z istotami
dużo wyższymi od niego i wygrywała. No dobrze, może były tylko
trochę wyższe od niego. Dobra, wszystkie były mniejsze. Kaia nie
była przekonana, czy w ogóle istniał jeszcze ktoś aż tak wysoki jak
on. Nie ma się co dziwić, że Juliette go skuła.
Uśmiechnęła się od ucha do ucha. Jej pierwszy atak, w biały
dzień - nie będzie mogła opędzić się od pochwał i nagród. Dobrze
wybrała. Jej matka nie skrytykuje tego człowieka, a może nawet
będzie chciała go zatrzymać dla siebie. Może, jak Kaia się nim znudzi,
to podaruje go Tabithcie. Tabitha uśmiechnie się do niej, podziękuje
jej i powie, że jest wspaniałą córką. Wreszcie. Serce Kai zabiło
mocniej.
- Co tu tak sterczysz? - zanim mężczyzna zdążył odpowiedzieć,
rzuciła się w jego stronę trzepocząc gorączkowo skrzydłami i
popchnęła go – Ruszaj się!
Potknął się, ale szybko udało mu się złapać równowagę.
Przemaszerował kilka kroków z podniesioną głową. Gdy dotarli do
skraju lasu, nagle się zatrzymał.
- No dalej! – popchnęła go ponownie.
On jednak pozostał w miejscu, nie obracając się nawet w jej
stronę.
- Nie mogę, ta polana została otoczona krwią harpii, a te
łańcuchy, na wypadek gdybym chciał przekroczyć ogrodzenie i uciec,
będą sprawiać mi ogromy ból.
Jej spojrzenie skupiło się na umięśnionych, opalonych plecach
mężczyzny.
- Nie jestem głupia, nie zdejmę ci łańcuchów.
Poza tym chciała, żeby był posłuszny, gdy będzie z nim
paradować po obozowisku, a nie, żeby przypadkiem walczył z nią o
wolność. Gdyby Juliette dowiedziała się, co Kaia zrobiła, wyzwałaby
ją na pojedynek, a wtedy uwaga Kai musiałaby się skupić tylko na
przeciwniczce, zamiast dzielić uwagę na dwie osoby.
- Nie musisz mnie rozkuwać – powiedział bez emocji. – Po
prostu dodaj trochę swojej krwi do ogrodzenia, potem wylej kilka
kropli na moje łańcuchy, a bez żadnego problemu będziesz mogła
wyprowadzić mnie poza polanę.
No tak, już kiedyś słyszała o łańcuchach krwi. Zatrzymywało
się więźnia w mniejszym lub większym okręgu i tylko krew harpii
mogła anulować to ograniczenie. Jakiejkolwiek harpii.
- Dobry pomysł, cieszę się, że o tym pomyślałam.
Zbadała wzrokiem kemping harpii. Nikt jej nie zauważył, ale
Bianka nerwowo stąpała z jednej nogi na drugą, wodząc błagalnie
wzrokiem pomiędzy obozowiskiem a Kaią.
Kaia szybko i precyzyjnie rozcięła swoją dłoń przy pomocy
sztyletu. Poczuła jedynie lekkie ukłucie. Najpierw dodała swą krew do
karmazynowego okręgu na ziemi, potem przyłożyła sączącą się ranę
do chłodnych ogniw metalu, łączących nadgarstki mężczyzny. Gdy
skończyła, popchnęła go po raz kolejny.
Potknął się przekraczając okrąg. Zatrzymał się, by potrząsnąć
głową, rozciągnąć kręgosłup i zgiąć ręce w łokciach. Pomimo że Kaia
próbowała go popchnąć z całych sił, tym razem jej się to nie udało.
Wtedy mężczyzna odwrócił się w jej stronę. Na jego twarzy malował
się szeroki uśmiech. Zanim zdążyła zorientować się, co on robi, już
trzymał ją za gardło, a zaraz potem jej nogi oderwały się od ziemi.
Oczy młodej harpii otworzyły się szeroko, jakby on próbował
wycisnąć z niej życie, z mocą jakiej żaden człowiek nie powinien był
posiadać. Pomimo braku powietrza, przyćmionego umysłu i palącego
bólu w gardle, dotarło do niej - on nie był człowiekiem. Nagle zaczęła
się z niego wylewać nienawiść, a jego ciemne oczy zaczęły
hipnotycznie wirować.
- Głupia harpia, może i nie byłem w stanie rozerwać tych
łańcuchów, ale okrąg był jedyną rzeczą, która powstrzymywała mnie
przed sianiem zniszczenia w obozie. Teraz wszyscy zginą. Odpłacę się
za to, jak zostałem upokorzony.
Umrzeć? O, nie! Masz sztylet, użyj go. Próbowała ugodzić jego
ciało. Śmiejąc się okrutnie, odrzucił jej rękę. W tle usłyszała krzyk
Bianki. Słyszała ciężkie kroki, gdy siostra pośpiesznie mknęła w jej
stronę.
- Nie! - próbowała krzyczeć. - Nie zbliżaj się!
Jej myśli zaczęły się urywać i czarna fala zmiotła ją w morze
nicości, gdy mężczyzna zaczął ją jeszcze mocniej dusić. Nie, to nie
była nicość, to krzyki niosły się echem... mnóstwo krzyku... stękania,
jęków i warczenia. Dźwięk metalu stykającego się z ciałem, trzask
łamanych kości, obrzydliwy szum wyrywanych skrzydeł. Ta
koszmarna symfonia trwała wiele godzin, może nawet dni, zanim w
końcu wszystko ucichło.
- Kaia – zrogowaciałe dłonie chwyciły ją za ramiona i
potrząsnęły nią. –Obudź się, szybko.
Znała ten głos. Kaia z całych sił próbowała się ocknąć. Jej
powieki zaczęły się poruszać i w końcu otworzyła oczy. Minęła
jeszcze chwila, zanim odzyskała świadomość, a ciemne mgły
wyblakły. W blasku skrawka księżyca ujrzała nasiąkniętą krwią
Tabithę Skyhawk, która stała tuż nad nią.
- Patrz, co narobiłaś, córko – barwa jej głosu nigdy jeszcze nie
była tak szorstka, a to coś oznaczało.
Choć chciała się sprzeciwić, jedynie usiadła i skrzywiła się,
gdyż ból do reszty przeszył jej obolałą szyję. Rozejrzała się po
obozowisku. Krew zalewała wszystko. Harpie... i inne stworzenia
pływały w szkarłatnych rzekach. Broń leżała na ziemi bezużytecznie.
Paski tkanin zdziesiątkowanych namiotów zaczepione o gałęzie drzew
powiewały na wietrze niczym smutne parodie białych flag.
- B-Bianka? – udało jej się wyszeptać, choć jej głos był
ochrypły.
- Twoja siostra żyje. Ledwie.
Kaia ścisnęła trzęsące się nogi i spotkała się wzrokiem z
bursztynowymi oczami Thabithy.
- Matko, ja...
- Cisza! Miałaś powiedziane, że nie wolno ci wkraczać na
tamten teren, a i tak nie posłuchałaś. A potem, potem próbowałaś
ukraść małżonka innej kobiety bez mojej zgody.
Chciała skłamać, by ocalić swe marzenie o prędkim uznaniu.
Zauważyła jednak, że nie może tego zrobić. Nie swojej ukochanej
matce.
- Tak - łzy popłynęły z jej oczu, a marzenie szybko obróciło się
w popiół. – To prawda.
- Widzisz te zniszczenia za mną?
- Tak – odpowiedziała delikatnym głosem.
- Ty jedna jesteś odpowiedzialna za tę masakrę - Tabitha nie
okazała litości.
- Przepraszam – głowa jej opadła tak, że brodą oparła się na
klatce piersiowej. – Tak bardzo mi przykro.
- Twoje przeprosiny są zbędne. Nie odwrócą tego cierpienia,
które spowodowałaś.
O Bogowie. Teraz w głosie matki wyczuwało się nienawiść.
Dokładnie tak - czystą nienawiść.
- Przyniosłaś wstyd naszemu klanowi – powiedziała Tabitha,
zrywając Kai medalion z szyi. – Nie zasługujesz na to. Prawdziwy
wojownik stara się chronić siostrę, a nie narazić ją na
niebezpieczeństwo. I właśnie dzięki temu samolubnemu czynowi
zdobyłaś swój tytuł. Od dzisiaj będziesz znana jako Kaia
Rozczarowanie.
Skończywszy mówić, Tabitha odwróciła się i odeszła. Jej buty
chlapały we krwi, a ten dźwięk niósł się okrutnym echem w uszach
Kai.
Młoda harpia upadła na kolana i po raz pierwszy w życiu
szlochała jak dziecko.
The Darkest Surrender
Rozdział 1
Współczesność
- Ja go chcę.
- Gdzieś już to słyszałam? Aha, tak, to było w dzień tego
„niefortunnego zdarzenia”, o którym kazałaś mi przysiąc pod groźbą
śmierci, że nie będę wspominać. Więc nie będę teraz o tym mówić,
nie panikuj. Myślałam tylko, że po tamtym wydarzeniu będziesz
bardziej ostrożna w sprawach sercowych.
Kaia Skyhawk przyjrzała się badawczo siostrze - Bianka
Niebiańskie Wzgórza Ho, tak ostatnio zaczęła ją nazywać. To było
przezwisko na jakie jej droga siostrzyczka zasługiwała - w końcu
przecież wyhaczyła anioła. Pieprzony anioł. Oczywiście w odwecie
Bianka nazywała ją Skandalistką Podziemia, ponieważ kręciła i
przespała się z Parysem - największą męską dziwką jaka kiedykolwiek
istniała.
W porządku, przezwisko, które nadała jej Bianka nie bolało tak
bardzo jak poprzednie, a w zasadzie obecne, które wymyśliła jej
matka. Harpie miały dobrą pamięć, więc , gdy podchodziła do kogoś
ze swojego gatunku, do teraz zdarzały się okrzyki „Spójrzcie wszyscy,
to jest Rozczarowanie”.
Tak czy siak… - Bianka wyglądała zachwycająco pięknie - jak
zawsze. Ciemna kaskada włosów spływała po jej ramionach, a jej
bursztynowe oczy ślicznie błyszczały. Przelatując wzrokiem po
wieszakach z drogimi sukienkami wydawała się być osobą stanowczą
ale i… zmartwioną.
- To miało miejsce, jakby z milion lat temu – powiedziała Kaia.
– A Strider jest pierwszym facetem, którego... cholera, on jest
pierwszym facetem, którego pragnę, tak prawdziwie pragnę – dodała
szybko, zanim siostra mogłaby zacząć dyskusję na temat jej
„chłopaków” na przestrzeni wieków.
- Tak na prawdę to, jak powiedziałaś, wydarzyło się zaledwie
tysiąc pięćset lat temu, ale nie ważne. W takim razie - co z Kanem,
strażnikiem Katastrofy, co? Myślałam, że kiedyś na nim ci zależało.
To, jak na ciebie działał, nazywałaś szokiem dla swoich zmysłów, czy
jakoś tak.
- Ach, nudy.
Bianka parsknęła śmiechem – Ale teraz wymyśliłaś.
- Nie wiem, może jego demon wyczuł we mnie bratnią duszę i
chciał podsycić we mnie płomienie miłości. To nie znaczy, że Kane i
ja jesteśmy sobie przeznaczeni. On mnie nie pociąga.
- Dobra, więc Kane odpada. Może musisz gdzie indziej poszukać
chłopaka. O, na przykład w niebie. Mogę znaleźć Ci jakiegoś anioła.
Bianka chwyciła kawałek lejącego, błękitnego materiału, który
od góry miał wyszywane cekinami aplikacje w kształcie kwiatków, a
od dołu falbaniaste koronki.
– Co o tym myślisz? – zapytała.
Kaia zignorowała sukienkę. – Żadnych ustawianych randek.
Chcę Stridera.
- To nie jest facet dla Ciebie.
– On jest dla mnie idealny! Po pierwsze, nie należy do żadnej
harpii, po drugie, nie jest chory psychicznie. Przynajmniej – dodała po
krótkim zastanowieniu – nie zachowuje się jak szurnięty przez cały
czas. A po trzecie – on jest moim małżonkiem, czuję to.
Proszę, proszę. Kaia zdziwiła się, że wypowiedziała te słowa na
głos przed kimś innym, niż tylko przed sobą i mężczyzną o którym
mowa.
Mój małżonek.
Kaia wiedziała, że bardzo trudno było znaleźć małżonków, a
ponieważ byli właściwie niezbędni, harpie wysoko ich ceniły.
Harpie miały zmienne humory, były niebezpieczne, a kiedy
dopadało je poirytowanie, były zabójcze dla całego świata.
Małżonkowie potrafili je uspokajać i łagodzić ich wybuchy.
W idealnym świecie małżonka można by wybrać z katalogu i po
sprawie. Zamiast tego wybiera go instynkt, a za nim podąża ciało. Nie
byłoby tak tragicznie, gdyby nie fakt, że każdej harpii, pomimo ich
pozornej nieśmiertelności, przysługiwał tylko jeden małżonek. Jeśli go
straciła, cierpiała wiecznie, chyba że… odebrała sobie życie.
Kaia kiedyś próbowała ukraść małżonka Juliette. Od tego czasu
Juliette żyła bez swojego mężczyzny. Nawet nie wiedziała czy on
żyje, czy umarł i choć nienawidziła go za to co zrobił, potrzebowała
go. Juliette wciąż czuła odrazę do Kai i obiecała zemstę. Ta suka tylko
na to czekała. Wstyd. Ale co Kaia miałaby wtedy powiedzieć w
swojej obronie? Nic!
To ona nie posłuchała, to ona oswobodziła mężczyznę, to ona
wywołała jego furię i naraziła inne społeczności, które zupełnie nie
spodziewały się zagrożenia.
Co roku wysyłała Juliette koszyk pełen owoców z liścikiem o
treści: „Przepraszam za to co stało się z Twoim małżonkiem”.
Również co roku koszyk ten był jej zwracany. Wewnątrz pełen był
zgniłych ogryzek, sczerniałych skórek od banana i … z fotografią
tekstu: „Zgiń, dziwko, zgiń” zapisanego krwią na jakimś murze.
Do tej pory jednak Juliette nie zaatakowała - zapewne ze
względu na szacunek jakim darzyła Tabithę, której siła wciąż
wzbudzała uznanie wśród sojuszników i wrogów.
Przestań o tym myśleć. Znowu się nakręcasz.
Wolała myśleć o swoim „małżonku” - Striderze. Barbarzyńskim,
debilnym, gnojkowatym Striderze.
Był nieśmiertelnym wojownikiem, który dawno temu ukradł i
otworzył Puszkę Pandory, by „dać nauczkę tym dupkom, bogom” za
to, że śmieli wybrać „babę”, by strzegła tego durnego reliktu. Z
powodu jego nieograniczonej głupoty on i jego przyjaciele, którzy mu
pomogli – zniesławieni i potwornie przerażający dla wszystkich
oprócz Lordów Podziemia i Harpii - byli na zawsze przeklęci i musieli
nosić w sobie demony, które uwolnili.
Strider - piękny kretyn, został opętany przez demona porażki.
Oznaczało to, że po każdej przegranej, odczuwał okropny ból.
Oczywiście to sprawiało, że był zdeterminowany, by zawsze
wygrywać, nawet wtedy, gdy grali w banalną grę konsolową Rock
band. Kiedy Kaia pobiła go w grze na gitarze, bębnach i w śpiewaniu,
on zaczął tarzać się po podłodze, zemdlał, a potem jego ciało drgało z
bólu. Od tego czasu Kaia nie chciała więcej grywać z nim w tę grę.
To było takie melodramatyczne.
Tak czy owak, jego determinacja sprawiła, że postąpił głupio.
Był egoistą, palantem i upartym głupkiem! Jednak nie było faceta
przystojniejszego i bardziej zaciętego od niego.
Żaden facet też nie olewał jej bardziej niż on.
Czy już wspomniała, że był głupkiem?
- No więc? – Bianka potrząsnęła sukienką prosto przed nosem
siostry, zmuszając ją do odpowiedzi. - Proszę o opinię - miło jeśli
odpowiesz jeszcze dzisiaj.
Skup się.
- Nie zabij mnie… ale ta sukienka sprawi, że będziesz wyglądać,
jak nawalona królowa balu maturalnego, która nie ma zamiaru
pieprzyć się ze swoim chłopakiem po ostatnim tańcu, bo nie ma
chłopaka, gdyż jest dziwadłem. Przykro mi.
Bianka tylko wzruszyła ramionami. - Hej, nawalone królowe
balu mogą być dziwne, ale zawsze są seksowne.
- Jeżeli słowo „seksowna” jest synonimem „umrzeć w
samotności” to masz rację. W takim razie, na co czekasz? Kup tę
sukienkę. Dokupię ci sto kotów, które będą dotrzymywać ci
towarzystwa. Spędzisz resztę życia, zastanawiając się, kiedy
popełniłaś błąd w swoim związku z aniołem, nie uzmysławiając sobie
nawet, że to właśnie tego wieczoru.
- Jak ty mało o mnie wiesz?! Ja lubię psy, ale mniejsza z tym -
Bianka zacisnęła czerwone usta, trzasnęła wieszakiem, odkładając
sukienkę na miejsce i dalej szukała tej idealnej, którą miała założyć,
gdy będzie przekazywać swemu aniołowi nienajlepszą wiadomość.
Biedna Bianka. Ona nie tylko wyhaczyła anioła, ale i
przywiązała się do niego. Na zawsze.
Lysander mieszkał i pracował w niebie, ale był tak nudny, że
Kaia wolałaby raczej wbijać bambusowe witki pod paznokcie innych
ludzi niż spędzać z nim czas. Okej, zły przykład. Ona w sumie lubiła
wbijać bambusowe witki pod czyjeś paznokcie. To było jak najlepsza
muzyka, kiedy ludzie krzyczeli i błagali o przebaczenie, a ona
mogłaby słuchać dobrej muzyki całymi dniami. Zawsze.
- Kaia? – zapytała Bianka. – Co ty do cholery tak wzdychasz?
- Myślę o muzyce.
- O muzyce? Żartujesz sobie? Kiedy ja potrzebuję pomocy?
Możesz choć raz mnie wysłuchać?
- Za sekundkę. Jeju. Na prawdę podobał mi się ten potok myśli chociaż
w sumie, wolałaby, żeby się zatrzymały zanim pomyślała o
„muzyce”.
Lysander - ten nudny mężczyzna potrzebował równie nudnego
przezwiska ... jak... Papież Lysander Pierwszy. Owszem, był elitą
wojowników ze złotymi skrzydłami i tak, był nadzwyczajnym zabójcą
demonów, no i prawda - był nieziemsko seksowny, ale również miał
Tłumaczenie: burzyk771 oraz kajomag i Ruda Beta: kajomag Poniższe tłumaczenie w całości należy do autorki książki Geny Schowalter jako jej prawa autorskie. Powstało wyłącznie jako materiał marketingowy służący do promocji twórczości autora i jako takie jest wyłączną własnością tłumaczy. Nie służy uzyskaniu korzyści materialnych. Każda osoba, która wykorzystuje poniższe tłumaczenie w celu innym niż marketingowy, łamie prawo. Zabrania się przerabiania poniższego tłumaczenia i umieszczania go na jakichkolwiek stronach internetowych!
The Darkest Surrender PROLOG Półtora miliona lat temu... Lub Milion lat temu… (to zależy kogo spytacie) Po raz pierwszy w dwustuletniej historii Turnieju Harpii większa ilość uczestników poległa, niż pozostała przy życiu, a każdy z ocalałych wiedział, że winna za to jest czternastoletnia Kaia Skyhawk. Dzień zaczął się niewinnie. Słońce mocno świeciło, kiedy Kaia spacerowała rankiem po zatłoczonym obozowisku, a obok niej kroczyła jej ukochana siostra bliźniaczka – Bianka. Namioty wszelkich rozmiarów zaśmiecały teren, a liczne ogniska skwierczały, rozganiając poranny chłód. Zapachy skradzionych ciasteczek i miodu unosiły się w powietrzu, więc Kai pociekła ślinka. Na zawsze przeklęte przez bogów harpie mogły jeść tylko to, co ukradły lub dostały w zapłacie. Strasznie chorowały, kiedy zjadły coś innego, dlatego śniadanie Kai było bardzo skromne. Składało się jedynie z kawałka czerstwego chlebka ryżowego oraz z niewielkiej ilości wody, które podkradła komuś z siodła. Kaia pomyślała, że mogłaby przywłaszczyć sobie ciastko należące do rywala, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Harpie nie
posiadały zbyt wielu reguł czy zasad, ale skrupulatnie przestrzegały tych, które miały - nigdy nie zasypiaj w miejscu, w którym mogą cię znaleźć ludzie, nigdy nie okazuj przed nikim swoich słabości, a przede wszystkim, nigdy nie kradnij nawet kawałeczka jedzenia komuś, kto jest przedstawicielem twojego gatunku, choćbyś go nienawidził. - Kaia? – zapytała jej siostra z zaciekawieniem. - Tak? - Czy ja jestem tu najładniejszą dziewczyną? - Oczywiście! Kaia nawet nie musiała się rozglądać, by potwierdzić przypuszczenia siostry. Bianka była najpiękniejsza na całym świecie. Czasami jednak o tym zapominała i trzeba jej było przypominać. Podczas, gdy Kaia miała okropną rudą szczecinę na głowie i nieciekawe szaro-złote oczy, Bianka miała przepiękne, czarne włosy, błyszczące, bursztynowe oczy i była podobna do ich matki - Tabithy Bezwzględnej. - Dziękuję - powiedziała Bianka i uśmiechnęła się zadowolona. A ja uważam, że ty jesteś najsilniejsza. Zdecydowanie. Kaia lubiła słuchać pochwał siostry. Im harpia była silniejsza, tym większy zdobywała szacunek, a tego Kaia pragnęła najbardziej. „Silniejsza, nawet od...”. Obserwowała harpie z okolicy, szukając kogoś, z kim mogłaby się porównać. Te, które były dostatecznie dojrzałe, by uczestniczyć w tradycyjnych sprawdzianach siły i zręczności, były zajęte przygotowaniami do ważnego wydarzenia, jakim była „Ostatnia
Nieśmiertelna Pozycja”. Miecze świszczały, wyjmowane z pochew, a metalowe sztylety zgrzytały, ostrzone na kamieniu. Wreszcie Kaia spostrzegła kandydatkę, z którą mogłaby się zmierzyć. - Czy jestem silniejsza nawet od niej? – spytała, wskazując palcem na brutalnie wyglądającą kobietę z wyraźnie zarysowanymi mięśniami i grubymi, krzyżującymi się bliznami zdobiącymi jej ramiona. Rany, po których zostały takie blizny, musiały być naprawdę poważne, nieśmiertelność sprawiała bowiem, że harpie szybko wracały do pełnego zdrowia i rzadko zauważyć można było na ich ciele jakiekolwiek ślady ciężkiej przeszłości. - Oczywiście – odpowiedziała lojalnie Bianka. - Założę się, że gdybyś wyzwała ją na pojedynek, uciekłaby i schowała się przed tobą. - Bez wątpienia masz rację. Przecież każdy by przed nią uciekł. Kaia trenowała ciężej niż inni i nawet ścięła głowę własnemu nauczycielowi. Dwa razy. Nie chciała się chwalić, ale zawsze trenowała ciężej niż każda inna harpia z ich klanu. Kiedy wszyscy inni kończyli ćwiczenia, ona kontynuowała tak długo, aż strugi potu nie polały się po jej klatce piersiowej, aż jej mięśnie nie drgały z wysiłku... aż jej kości nie mogły dłużej unieść ciężaru jej ciała. Pewnego dnia, może nawet wkrótce, jej matka będzie z niej dumna.
Kilka nocy temu Tabitha poklepała ją po ramieniu, stwierdzając, że jej umiejętność rzucania sztyletem jakby się poprawiła. Jakby się poprawiła - pomyślała Kaia cierpko. Nic milszego nie przeszło by nigdy Tabithcie przez gardło. - No chodź – powiedziała Bianka, ciągnąc siostrę. – Jeśli się nie pospieszymy, to zabraknie nam czasu, by wykąpać się w rzece, a ja na prawdę chcę ładnie wyglądać, gdy będę patrzeć, jak nasz klan kolejny raz niszczy konkurencję. Rozmyślanie o nagrodach, jakie prawdopodobnie zdobędzie jej matka, spowodowało, że mała Kaia poczuła się dumna. Turnieje Harpii istniały od tysięcy lat jako sposób na „przedyskutowanie” sporów, które wynikały pomiędzy klanami. Dzięki temu nie było potrzeby wywoływania wojny, a właściwie – kolejnej wojny. Turnieje pozwalały również spokrewnionym klanom zaprezentować ich wyższość przed sobą nawzajem. Najstarsi przedstawiciele każdego z dwudziestu plemion spotykali się, by uzgodnić poszczególne konkurencje i przyznawane nagrody. Tym razem każdy kto zwyciężył w jednej z czterech walk, otrzymywał sto sztuk złota. Skyhawks już zdobyli dwieście, a Eagleshields – sto sztuk. - Przestań już rozmyślać – powiedziała Bianka i przyspieszyła kroku zmuszając tym samym Kaię, by ta także szła szybciej. – Za dużo bujasz w obłokach. - Nieprawda. - Czyżby?
- Wcale nie. Kaia uśmiechnęła się. Dziewczyny zwróciły uwagę znajdujących się w pobliżu harpii, więc Kaia chwyciła za wiszący u jej szyi medalion wojowników Skyhawk, który matka podarowała jej kilka miesięcy temu. Ten dowód siły ceniła prawie tak samo, jak ceniła swoją siostrę bliźniaczkę. Prawie każdy, kto spotkał się z jej spojrzeniem, kiwnął głową wyrażając tym samym szacunek, nawet członkowie klanu przeciwnika. Kaia nie martwiła się, że wywoła tym konflikt, gdyż harpie nie odważyłyby się zaatakować na neutralnym gruncie. Nawet jeżeli by do tego doszło, Kaia nie tylko była silna ale i odważna. Na obrzeżach obozowiska, pośród drzew, zauważyła coś dziwnego i zatrzymała się. - Ci ludzie – wskazała na grupę mężczyzn z nagimi torsami. Niektórzy swobodnie chodzili, inni byli przywiązani do pali, a jeden był przykuty. Z tego co wiedziała, mężczyznom nie wolno było przychodzić na mecze, a nawet przyglądać się im. – Co oni tam robią? Bianka przystanęła i powiodła wzrokiem wzdłuż linii, którą wskazywał palec Kai. - To są małżonkowie i niewolnicy. - Wiem, i dlatego pytałam co oni tu robią, a nie kim są. - Oni są tu potrzebni, głuptasie. - Do czego są potrzebni? - Kaia zmarszczyła niepewnie czoło.
Ich matka zawsze podkreślała, jak ważne jest, żeby: na pierwszym miejscu stawiać siebie, na drugim swoją rodzinę, a innymi w ogóle się nie przejmować. Bianka zastanowiła się nad tym, co powiedziała siostra, potem wzruszyła ramionami i powiedziała: - Ci mężczyźni robią pranie, myją stopy, przynoszą broń. Wiesz, posługi, których my nie wykonujemy, bo jesteśmy zbyt ważne. Co wywnioskowała z tego Kaia? Jeśli posiadasz małżonka lub niewolnika, to nigdy więcej nie będziesz musiała robić prania. - Chcę takiego mężczyznę – ogłosiła, a maleńkie skrzydła wystające z jej pleców zaczęły dziko trzepotać. Jak wszystkie harpie, nosiła bluzkę odkrywającą brzuch, a zakrywającą piersi, które u niej zdawały się nie istnieć. Bluzka była specjalnie wykrojona na plecach, by pomieścić skrzydełka, będące źródłem jej nadprzyrodzonej mocy. - A wiesz, co matka zawsze mówi? – dodała. - Tak, wiem. „Miłym słowem zdobędziesz uśmiech, ale komu przy zdrowych zmysłach zależało by na uśmiechu?” - Nie to. Bianka zacisnęła usta. - „Człowieka nie można zabić dobrocią, do tego trzeba użyć miecza”. - Nie, to też nie. Bianka zaczęła wymachiwać rękami w powietrzu z poirytowania.
- Więc co? - „Jeśli nie weźmiesz skarbów i mężczyzn, których pragniesz, nigdy nie dostaniesz skarbów i mężczyzn, których pragniesz”. - Acha! – oczy Bianki rozszerzyły się, gdy temat rozmowy wrócił do mężczyzn. – Więc którego z nich chcesz? Kaia oparła palec wskazujący na brodzie i zaczęła przyglądać się kandydatom. Każdy z nich nosił przepaskę na biodrach, a ich mocne ciała pokrywały smugi błota i potu. W przeciwieństwie do Kai, żaden z nich jednak nie miał blizn ani siników, które wskazywałyby na osiągnięcia na polu bitwy. Nie, to nie prawda, uzmysłowiła sobie chwilę później. Ciało skutego mężczyzny nosiło ślady walki, a jego ciemne oczy były zdecydowanie wyzywające. Był wojownikiem. - On – powiedziała, ruszając brodą w jego kierunku. – Czyim jest niewolnikiem? Bianka rzuciła na niego okiem i zadrżała. - Juliette Likwidatorki. Juliette Likwidatorka była sprzymierzeńcem oraz zimnokrwistą pięknością, którą trenowała sama Tabitha Skyhawk. Odbicie mężczyzny, którego nawet Likwidatorka nie zdołała okiełznać było... - Interesujące. - Nie jestem pewna Kaia. Uprzedzano nas, żeby nie rozmawiać z żadnym z tych mężczyzn. - Mnie nikt nie uprzedzał.
- To nie prawda, stałaś obok mnie kiedy matka zakazała nam się do nich zbliżać. Czyżbyś wtedy także bujała w obłokach? Kai nie podobało się, że siostra chce ją powstrzymać. - Nowa zasada: „jeżeli córka nie słyszy przestrogi, nie musi się do niej stosować”. Bianki to nie przekonało. - Od niego śmierdzi niebezpieczeństwem. - Przecież my kochamy niebezpieczeństwo. - Również lubimy oddychać, a sądzę, że on prędzej potnie nas na kawałki, niż umyje nam stopy. Nie mówiąc o tym, co zrobi z nami Juliette, jeśli uda nam się go odbić. - Zaufaj mi, Juliette nie jest tak silna jak ja, w przeciwnym razie nie zakuwałaby go w łańcuchy. Jasne. Juliette słynęła ze swojej woli zabijania, nie zważając na wiek czy płeć, ale Kaia miała być wkrótce znana jako dziewczyna, która zdobyła nad nią przewagę. Bianka przemyślała słowa siostry i przytaknęła jej. - Wyjaśnię tylko, z jaką karą się spotka, jeśli nie będzie mi posłuszny, ale mówię ci, on będzie mnie słuchać. Proste. Matka będzie ze mnie taka dumna – pomyślała. Tabitha była dumna tylko z tych, którzy mogliby się z nią równać. Czyli... innymi słowy, jeszcze nigdy z nikogo nie była dumna. Może dlatego właśnie każda harpia marzyła, by jej dorównać, a każdy mężczyzna chciał ją zdobyć. Jej siła była wyjątkowa, jej uroda niezrównana, jej
mądrość bezgraniczna. Wszyscy drżeli, gdy tylko wspomniane zostało jej imię. Wszyscy ją szanowali i wszyscy podziwiali. Pewnego dnia, wszyscy będą mnie podziwiać. - Jak masz zamiar go wykraść? – zapytała Bianka. – Gdzie chcesz go ukryć? Hmm, dobre pytania. Kiedy zastanawiała się nad odpowiedziami, ogarnęło ją oburzenie. Dlaczego właściwie miałaby go kraść? Dlaczego go ukrywać? Jeśli tak postąpi, to nikt się nie dowie czego dokonała. Nikt nie napisze opowiadań, czczących jej siłę i odwagę. Właśnie tych historii pragnęła bardziej niż niewolnika wykonującego jej rozkazy. Potrzebowała tych historii. Ponieważ były z Bianką bliźniaczkami doskwierało im, że dzielą to, co przeznaczone było dla jednej osoby: urodę, siłę, cokolwiek, wszystko. Jakby każda z nich miała tylko połowę tego, co powinna była otrzymać. Jestem wyjątkowa, do cholery i udowodnię to. Przywlecze tego mężczyznę tutaj, teraz, żeby wszyscy zobaczyli. Nagle Kaia obróciła się w stronę siostry i położyła dłonie na jej różowych od wiatru policzkach. Na delikatnej twarzy Bianki pojawiło się zmartwienie, ale to nie powstrzymało Kai. - Nie pozwól nikomu przekraczać tej linii, ja zaraz wrócę. - Ale... - Proszę, zrób to dla mnie, proszę... Bianka westchnęła, gdyż nie potrafiła odmówić siostrze. - W porządku.
- Dziękuję - Kaia pocałowała ją w usta i odmaszerowała w obawie, że ta łagodna osóbka zmieni zdanie. Chwyciła do ręki sztylet. Gdy zbliżała się do mężczyzn, oni udawali, że jej nie dostrzegają. Żaden z nich nie zaprotestował. Dobrze. Bali się jej. Kiedy dotarła do obiektu swojego młodego pożądania, przyjęła pozę jaką wielokrotnie obserwowała u matki biodro przechylone do boku, na nim oparta pięść, a ostrze sztyletu skierowane na zewnątrz. Mężczyzna siedział na pniu, łokcie miał oparte na kolanach. Jego głowa była delikatnie pochylona, a czarne jak atrament włosy opadały na czoło. - Ty – powiedziała ludzkim językiem. – Spójrz na mnie. Mężczyzna zmierzył ją swym mrocznym spojrzeniem i poprzez jego splątane loki ich oczy się spotkały. Był tak przystojny, jak przypuszczała. Jego rysy wydawały się być wyrzeźbione w kamieniu. Miał ostry nos, wystające kości policzkowe, wąskie lecz czerwone usta i zacięty wyraz twarzy. Z bliska Kaia zorientowała się, że tylko jego nadgarstki były skute łańcuchami, nie był przywiązany do jednego miejsca. To oznaczało, że albo Juliette nie wiedziała, jak porządnie uwięzić jeńca, albo ten facet jest słabszy, niż można by się spodziewać. Rozczarowało ją to trochę, ale postanowiła nie zmieniać zdania. - Należysz do mnie – powiedziała zuchwale. – Twoja poprzednia pani może spróbować się ze mną zmierzyć, ale i tak ją pokonam.
- Doprawdy? – jego głos był niski i ochrypły, porównywalny z grzmotem pioruna. Kaię przeszył dreszcz. - Jak masz na imię, dziewczynko? Kaia zacisnęła zęby i chwilowo zapomniała o lęku. Nie była małą dziewczynką! - Jestem Kaia... Najsilniejsza. Tak, tak. Tak właśnie mnie nazywają. Dla harpii tytuły, wybierane przez liderów plemion, zawsze były bardzo ważne. Kaia jeszcze nie otrzymała swojego, ale była przekonana, że matka zatwierdzi ten, który właśnie sobie wybrała. - A co dokładnie planujesz uczynić ze mną, Kaio Najsilniejsza? - Oczywiście zamierzam zmusić Cię do wypełniania moich rozkazów. Podniósł brew. - Takich jak? - Będziesz wykonywał moje obowiązki. Wszystkie moje obowiązki. Jeśli nie będziesz chciał ich wypełniać, ukarzę cię. Moim sztyletem - Kaia poruszyła bronią, a srebrne ostrze zalśniło śmiertelnie w słońcu. - Wiesz, jestem dość okrutna. Uśmierciłam już kilku ludzi w swoim życiu. Tak na prawdę, na śmierć. Wyglądało na to, że ani miecz ani jej groźby nie zrobiły na nim wrażenia, więc Kaia musiała zwalczyć przypływ frustracji. Potem pocieszyła się myślą, że większość ludzi nie miała bladego pojęcia jakie zręczne były harpie. Najwidoczniej on był jednym z tych
niedoinformowanych. To, że on sam nie zdołałby unieść 500 kilogramowego głazu nie oznaczało, że inni temu nie podołają. - Od kiedy będę wykonywał nowe obowiązki? – zapytał. - Od teraz. - Bardzo dobrze. Kaia spodziewała się sprzeciwu, ale on tylko podniósł swoje duże ciało wstając z pnia. Bogowie, on był tak ogromny, że Kaia musiała spojrzeć wysoko, wysoko i jeszcze wyżej. Nie zawstydziło jej to. Podczas treningów walczyła z istotami dużo wyższymi od niego i wygrywała. No dobrze, może były tylko trochę wyższe od niego. Dobra, wszystkie były mniejsze. Kaia nie była przekonana, czy w ogóle istniał jeszcze ktoś aż tak wysoki jak on. Nie ma się co dziwić, że Juliette go skuła. Uśmiechnęła się od ucha do ucha. Jej pierwszy atak, w biały dzień - nie będzie mogła opędzić się od pochwał i nagród. Dobrze wybrała. Jej matka nie skrytykuje tego człowieka, a może nawet będzie chciała go zatrzymać dla siebie. Może, jak Kaia się nim znudzi, to podaruje go Tabithcie. Tabitha uśmiechnie się do niej, podziękuje jej i powie, że jest wspaniałą córką. Wreszcie. Serce Kai zabiło mocniej. - Co tu tak sterczysz? - zanim mężczyzna zdążył odpowiedzieć, rzuciła się w jego stronę trzepocząc gorączkowo skrzydłami i popchnęła go – Ruszaj się!
Potknął się, ale szybko udało mu się złapać równowagę. Przemaszerował kilka kroków z podniesioną głową. Gdy dotarli do skraju lasu, nagle się zatrzymał. - No dalej! – popchnęła go ponownie. On jednak pozostał w miejscu, nie obracając się nawet w jej stronę. - Nie mogę, ta polana została otoczona krwią harpii, a te łańcuchy, na wypadek gdybym chciał przekroczyć ogrodzenie i uciec, będą sprawiać mi ogromy ból. Jej spojrzenie skupiło się na umięśnionych, opalonych plecach mężczyzny. - Nie jestem głupia, nie zdejmę ci łańcuchów. Poza tym chciała, żeby był posłuszny, gdy będzie z nim paradować po obozowisku, a nie, żeby przypadkiem walczył z nią o wolność. Gdyby Juliette dowiedziała się, co Kaia zrobiła, wyzwałaby ją na pojedynek, a wtedy uwaga Kai musiałaby się skupić tylko na przeciwniczce, zamiast dzielić uwagę na dwie osoby. - Nie musisz mnie rozkuwać – powiedział bez emocji. – Po prostu dodaj trochę swojej krwi do ogrodzenia, potem wylej kilka kropli na moje łańcuchy, a bez żadnego problemu będziesz mogła wyprowadzić mnie poza polanę. No tak, już kiedyś słyszała o łańcuchach krwi. Zatrzymywało się więźnia w mniejszym lub większym okręgu i tylko krew harpii mogła anulować to ograniczenie. Jakiejkolwiek harpii. - Dobry pomysł, cieszę się, że o tym pomyślałam.
Zbadała wzrokiem kemping harpii. Nikt jej nie zauważył, ale Bianka nerwowo stąpała z jednej nogi na drugą, wodząc błagalnie wzrokiem pomiędzy obozowiskiem a Kaią. Kaia szybko i precyzyjnie rozcięła swoją dłoń przy pomocy sztyletu. Poczuła jedynie lekkie ukłucie. Najpierw dodała swą krew do karmazynowego okręgu na ziemi, potem przyłożyła sączącą się ranę do chłodnych ogniw metalu, łączących nadgarstki mężczyzny. Gdy skończyła, popchnęła go po raz kolejny. Potknął się przekraczając okrąg. Zatrzymał się, by potrząsnąć głową, rozciągnąć kręgosłup i zgiąć ręce w łokciach. Pomimo że Kaia próbowała go popchnąć z całych sił, tym razem jej się to nie udało. Wtedy mężczyzna odwrócił się w jej stronę. Na jego twarzy malował się szeroki uśmiech. Zanim zdążyła zorientować się, co on robi, już trzymał ją za gardło, a zaraz potem jej nogi oderwały się od ziemi. Oczy młodej harpii otworzyły się szeroko, jakby on próbował wycisnąć z niej życie, z mocą jakiej żaden człowiek nie powinien był posiadać. Pomimo braku powietrza, przyćmionego umysłu i palącego bólu w gardle, dotarło do niej - on nie był człowiekiem. Nagle zaczęła się z niego wylewać nienawiść, a jego ciemne oczy zaczęły hipnotycznie wirować. - Głupia harpia, może i nie byłem w stanie rozerwać tych łańcuchów, ale okrąg był jedyną rzeczą, która powstrzymywała mnie przed sianiem zniszczenia w obozie. Teraz wszyscy zginą. Odpłacę się za to, jak zostałem upokorzony.
Umrzeć? O, nie! Masz sztylet, użyj go. Próbowała ugodzić jego ciało. Śmiejąc się okrutnie, odrzucił jej rękę. W tle usłyszała krzyk Bianki. Słyszała ciężkie kroki, gdy siostra pośpiesznie mknęła w jej stronę. - Nie! - próbowała krzyczeć. - Nie zbliżaj się! Jej myśli zaczęły się urywać i czarna fala zmiotła ją w morze nicości, gdy mężczyzna zaczął ją jeszcze mocniej dusić. Nie, to nie była nicość, to krzyki niosły się echem... mnóstwo krzyku... stękania, jęków i warczenia. Dźwięk metalu stykającego się z ciałem, trzask łamanych kości, obrzydliwy szum wyrywanych skrzydeł. Ta koszmarna symfonia trwała wiele godzin, może nawet dni, zanim w końcu wszystko ucichło. - Kaia – zrogowaciałe dłonie chwyciły ją za ramiona i potrząsnęły nią. –Obudź się, szybko. Znała ten głos. Kaia z całych sił próbowała się ocknąć. Jej powieki zaczęły się poruszać i w końcu otworzyła oczy. Minęła jeszcze chwila, zanim odzyskała świadomość, a ciemne mgły wyblakły. W blasku skrawka księżyca ujrzała nasiąkniętą krwią Tabithę Skyhawk, która stała tuż nad nią. - Patrz, co narobiłaś, córko – barwa jej głosu nigdy jeszcze nie była tak szorstka, a to coś oznaczało. Choć chciała się sprzeciwić, jedynie usiadła i skrzywiła się, gdyż ból do reszty przeszył jej obolałą szyję. Rozejrzała się po obozowisku. Krew zalewała wszystko. Harpie... i inne stworzenia pływały w szkarłatnych rzekach. Broń leżała na ziemi bezużytecznie.
Paski tkanin zdziesiątkowanych namiotów zaczepione o gałęzie drzew powiewały na wietrze niczym smutne parodie białych flag. - B-Bianka? – udało jej się wyszeptać, choć jej głos był ochrypły. - Twoja siostra żyje. Ledwie. Kaia ścisnęła trzęsące się nogi i spotkała się wzrokiem z bursztynowymi oczami Thabithy. - Matko, ja... - Cisza! Miałaś powiedziane, że nie wolno ci wkraczać na tamten teren, a i tak nie posłuchałaś. A potem, potem próbowałaś ukraść małżonka innej kobiety bez mojej zgody. Chciała skłamać, by ocalić swe marzenie o prędkim uznaniu. Zauważyła jednak, że nie może tego zrobić. Nie swojej ukochanej matce. - Tak - łzy popłynęły z jej oczu, a marzenie szybko obróciło się w popiół. – To prawda. - Widzisz te zniszczenia za mną? - Tak – odpowiedziała delikatnym głosem. - Ty jedna jesteś odpowiedzialna za tę masakrę - Tabitha nie okazała litości. - Przepraszam – głowa jej opadła tak, że brodą oparła się na klatce piersiowej. – Tak bardzo mi przykro. - Twoje przeprosiny są zbędne. Nie odwrócą tego cierpienia, które spowodowałaś.
O Bogowie. Teraz w głosie matki wyczuwało się nienawiść. Dokładnie tak - czystą nienawiść. - Przyniosłaś wstyd naszemu klanowi – powiedziała Tabitha, zrywając Kai medalion z szyi. – Nie zasługujesz na to. Prawdziwy wojownik stara się chronić siostrę, a nie narazić ją na niebezpieczeństwo. I właśnie dzięki temu samolubnemu czynowi zdobyłaś swój tytuł. Od dzisiaj będziesz znana jako Kaia Rozczarowanie. Skończywszy mówić, Tabitha odwróciła się i odeszła. Jej buty chlapały we krwi, a ten dźwięk niósł się okrutnym echem w uszach Kai. Młoda harpia upadła na kolana i po raz pierwszy w życiu szlochała jak dziecko.
The Darkest Surrender Rozdział 1 Współczesność - Ja go chcę. - Gdzieś już to słyszałam? Aha, tak, to było w dzień tego „niefortunnego zdarzenia”, o którym kazałaś mi przysiąc pod groźbą śmierci, że nie będę wspominać. Więc nie będę teraz o tym mówić, nie panikuj. Myślałam tylko, że po tamtym wydarzeniu będziesz bardziej ostrożna w sprawach sercowych. Kaia Skyhawk przyjrzała się badawczo siostrze - Bianka Niebiańskie Wzgórza Ho, tak ostatnio zaczęła ją nazywać. To było przezwisko na jakie jej droga siostrzyczka zasługiwała - w końcu przecież wyhaczyła anioła. Pieprzony anioł. Oczywiście w odwecie Bianka nazywała ją Skandalistką Podziemia, ponieważ kręciła i przespała się z Parysem - największą męską dziwką jaka kiedykolwiek istniała. W porządku, przezwisko, które nadała jej Bianka nie bolało tak bardzo jak poprzednie, a w zasadzie obecne, które wymyśliła jej matka. Harpie miały dobrą pamięć, więc , gdy podchodziła do kogoś ze swojego gatunku, do teraz zdarzały się okrzyki „Spójrzcie wszyscy, to jest Rozczarowanie”. Tak czy siak… - Bianka wyglądała zachwycająco pięknie - jak zawsze. Ciemna kaskada włosów spływała po jej ramionach, a jej
bursztynowe oczy ślicznie błyszczały. Przelatując wzrokiem po wieszakach z drogimi sukienkami wydawała się być osobą stanowczą ale i… zmartwioną. - To miało miejsce, jakby z milion lat temu – powiedziała Kaia. – A Strider jest pierwszym facetem, którego... cholera, on jest pierwszym facetem, którego pragnę, tak prawdziwie pragnę – dodała szybko, zanim siostra mogłaby zacząć dyskusję na temat jej „chłopaków” na przestrzeni wieków. - Tak na prawdę to, jak powiedziałaś, wydarzyło się zaledwie tysiąc pięćset lat temu, ale nie ważne. W takim razie - co z Kanem, strażnikiem Katastrofy, co? Myślałam, że kiedyś na nim ci zależało. To, jak na ciebie działał, nazywałaś szokiem dla swoich zmysłów, czy jakoś tak. - Ach, nudy. Bianka parsknęła śmiechem – Ale teraz wymyśliłaś. - Nie wiem, może jego demon wyczuł we mnie bratnią duszę i chciał podsycić we mnie płomienie miłości. To nie znaczy, że Kane i ja jesteśmy sobie przeznaczeni. On mnie nie pociąga. - Dobra, więc Kane odpada. Może musisz gdzie indziej poszukać chłopaka. O, na przykład w niebie. Mogę znaleźć Ci jakiegoś anioła. Bianka chwyciła kawałek lejącego, błękitnego materiału, który od góry miał wyszywane cekinami aplikacje w kształcie kwiatków, a od dołu falbaniaste koronki. – Co o tym myślisz? – zapytała.
Kaia zignorowała sukienkę. – Żadnych ustawianych randek. Chcę Stridera. - To nie jest facet dla Ciebie. – On jest dla mnie idealny! Po pierwsze, nie należy do żadnej harpii, po drugie, nie jest chory psychicznie. Przynajmniej – dodała po krótkim zastanowieniu – nie zachowuje się jak szurnięty przez cały czas. A po trzecie – on jest moim małżonkiem, czuję to. Proszę, proszę. Kaia zdziwiła się, że wypowiedziała te słowa na głos przed kimś innym, niż tylko przed sobą i mężczyzną o którym mowa. Mój małżonek. Kaia wiedziała, że bardzo trudno było znaleźć małżonków, a ponieważ byli właściwie niezbędni, harpie wysoko ich ceniły. Harpie miały zmienne humory, były niebezpieczne, a kiedy dopadało je poirytowanie, były zabójcze dla całego świata. Małżonkowie potrafili je uspokajać i łagodzić ich wybuchy. W idealnym świecie małżonka można by wybrać z katalogu i po sprawie. Zamiast tego wybiera go instynkt, a za nim podąża ciało. Nie byłoby tak tragicznie, gdyby nie fakt, że każdej harpii, pomimo ich pozornej nieśmiertelności, przysługiwał tylko jeden małżonek. Jeśli go straciła, cierpiała wiecznie, chyba że… odebrała sobie życie. Kaia kiedyś próbowała ukraść małżonka Juliette. Od tego czasu Juliette żyła bez swojego mężczyzny. Nawet nie wiedziała czy on żyje, czy umarł i choć nienawidziła go za to co zrobił, potrzebowała go. Juliette wciąż czuła odrazę do Kai i obiecała zemstę. Ta suka tylko
na to czekała. Wstyd. Ale co Kaia miałaby wtedy powiedzieć w swojej obronie? Nic! To ona nie posłuchała, to ona oswobodziła mężczyznę, to ona wywołała jego furię i naraziła inne społeczności, które zupełnie nie spodziewały się zagrożenia. Co roku wysyłała Juliette koszyk pełen owoców z liścikiem o treści: „Przepraszam za to co stało się z Twoim małżonkiem”. Również co roku koszyk ten był jej zwracany. Wewnątrz pełen był zgniłych ogryzek, sczerniałych skórek od banana i … z fotografią tekstu: „Zgiń, dziwko, zgiń” zapisanego krwią na jakimś murze. Do tej pory jednak Juliette nie zaatakowała - zapewne ze względu na szacunek jakim darzyła Tabithę, której siła wciąż wzbudzała uznanie wśród sojuszników i wrogów. Przestań o tym myśleć. Znowu się nakręcasz. Wolała myśleć o swoim „małżonku” - Striderze. Barbarzyńskim, debilnym, gnojkowatym Striderze. Był nieśmiertelnym wojownikiem, który dawno temu ukradł i otworzył Puszkę Pandory, by „dać nauczkę tym dupkom, bogom” za to, że śmieli wybrać „babę”, by strzegła tego durnego reliktu. Z powodu jego nieograniczonej głupoty on i jego przyjaciele, którzy mu pomogli – zniesławieni i potwornie przerażający dla wszystkich oprócz Lordów Podziemia i Harpii - byli na zawsze przeklęci i musieli nosić w sobie demony, które uwolnili. Strider - piękny kretyn, został opętany przez demona porażki. Oznaczało to, że po każdej przegranej, odczuwał okropny ból.
Oczywiście to sprawiało, że był zdeterminowany, by zawsze wygrywać, nawet wtedy, gdy grali w banalną grę konsolową Rock band. Kiedy Kaia pobiła go w grze na gitarze, bębnach i w śpiewaniu, on zaczął tarzać się po podłodze, zemdlał, a potem jego ciało drgało z bólu. Od tego czasu Kaia nie chciała więcej grywać z nim w tę grę. To było takie melodramatyczne. Tak czy owak, jego determinacja sprawiła, że postąpił głupio. Był egoistą, palantem i upartym głupkiem! Jednak nie było faceta przystojniejszego i bardziej zaciętego od niego. Żaden facet też nie olewał jej bardziej niż on. Czy już wspomniała, że był głupkiem? - No więc? – Bianka potrząsnęła sukienką prosto przed nosem siostry, zmuszając ją do odpowiedzi. - Proszę o opinię - miło jeśli odpowiesz jeszcze dzisiaj. Skup się. - Nie zabij mnie… ale ta sukienka sprawi, że będziesz wyglądać, jak nawalona królowa balu maturalnego, która nie ma zamiaru pieprzyć się ze swoim chłopakiem po ostatnim tańcu, bo nie ma chłopaka, gdyż jest dziwadłem. Przykro mi. Bianka tylko wzruszyła ramionami. - Hej, nawalone królowe balu mogą być dziwne, ale zawsze są seksowne. - Jeżeli słowo „seksowna” jest synonimem „umrzeć w samotności” to masz rację. W takim razie, na co czekasz? Kup tę sukienkę. Dokupię ci sto kotów, które będą dotrzymywać ci towarzystwa. Spędzisz resztę życia, zastanawiając się, kiedy
popełniłaś błąd w swoim związku z aniołem, nie uzmysławiając sobie nawet, że to właśnie tego wieczoru. - Jak ty mało o mnie wiesz?! Ja lubię psy, ale mniejsza z tym - Bianka zacisnęła czerwone usta, trzasnęła wieszakiem, odkładając sukienkę na miejsce i dalej szukała tej idealnej, którą miała założyć, gdy będzie przekazywać swemu aniołowi nienajlepszą wiadomość. Biedna Bianka. Ona nie tylko wyhaczyła anioła, ale i przywiązała się do niego. Na zawsze. Lysander mieszkał i pracował w niebie, ale był tak nudny, że Kaia wolałaby raczej wbijać bambusowe witki pod paznokcie innych ludzi niż spędzać z nim czas. Okej, zły przykład. Ona w sumie lubiła wbijać bambusowe witki pod czyjeś paznokcie. To było jak najlepsza muzyka, kiedy ludzie krzyczeli i błagali o przebaczenie, a ona mogłaby słuchać dobrej muzyki całymi dniami. Zawsze. - Kaia? – zapytała Bianka. – Co ty do cholery tak wzdychasz? - Myślę o muzyce. - O muzyce? Żartujesz sobie? Kiedy ja potrzebuję pomocy? Możesz choć raz mnie wysłuchać? - Za sekundkę. Jeju. Na prawdę podobał mi się ten potok myśli chociaż w sumie, wolałaby, żeby się zatrzymały zanim pomyślała o „muzyce”. Lysander - ten nudny mężczyzna potrzebował równie nudnego przezwiska ... jak... Papież Lysander Pierwszy. Owszem, był elitą wojowników ze złotymi skrzydłami i tak, był nadzwyczajnym zabójcą demonów, no i prawda - był nieziemsko seksowny, ale również miał