Ankiszon

  • Dokumenty3 512
  • Odsłony239 235
  • Obserwuję258
  • Rozmiar dokumentów4.6 GB
  • Ilość pobrań152 335

ABC-MAKABRY

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :2.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Ankiszon
EBooki
EBooki prywatne

ABC-MAKABRY.pdf

Ankiszon EBooki EBooki prywatne ANTOLOGIE
Użytkownik Ankiszon wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 331 stron)

TOMASZ "MordumX" SIWIEC ABC Makabry cz. 1 A – ARMAGEDON B – BAKTERIE ZGINĄ NIM SKRZYDŁA ROZWINĄ C – CIŚNIENIE D – DIABEŁ E – EGOISTA F – FARCIARZ G – GABRYSIA H – HALUCYNACJA I – ICE BUCKET CHALLENGE J – JAROSŁAW POLSKĘ ZBAW! K – KARA L – LALKA M – MUSZELKA N – NIEOSTROŻNY O – OKAZJA P– PŁÓD R – ROLNIK SZUKA ŻONY S – STRZAŁA T – TRUMNA U – UFO W – WYGRANA X – XSSX Y - YXTRO666 Z – ZJAWA

© Copyright by Tomasz "MordumX" Siwiec Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części niniejszej publikacji jest zabronione bez pisemnej zgody autora. Zabrania się jej publicznego udostępniania w Internecie oraz odsprzedaży zgodnie z Regulaminem Wydaje.pl. opracowanie graficzne: PAN GORYL Tytuł ebooka: "ABC Makabry" Imię i nazwisko autora: Tomasz Siwiec Wydanie(I)

A ARMAGEDON Staruszka z ledwością wdrapała się na schody prowadzące do komisariatu policji. Oficer dyżurny spojrzał na nią takim wzrokiem jakby chciał, aby sobie poszła. - Słucham panią. - Błagam – zaczęła z trudem łapiąc oddech – Musicie mi pomóc. Zostałam okradziona. - A co pani ukradziono? - Ten mężczyzna wyrwał mi torebkę i pobiegł w nieznane. Krzyczałam żeby się zatrzymał i oddał mi ją, ale było już za późno. - Rozumiem - powiedział policjant sięgając po długopis i notes. Czy mogłaby pani pod... - Nic pan nie rozumie. – przerwała mu – W tej torebce jest coś, co nie może dostać się w niepowołane ręce. W przeciwnym razie dojdzie do tragedii. Policjant zmarszczył brwi. - No właśnie do tego zmierzam. Co było w tej torebce? Pieniądze? Dokumenty? - Pieniądze i dokumenty owszem, ale to najmniejszy problem. W tej torebce jest prezent, który przekazywany był w mojej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Nie każdy może go dotykać. Miałam go strzec, ale nie przypuszczałam, że może się coś takiego wydarzyć. - Czyli bardziej rozchodzi się o wartość sentymentalną skradzionego przedmiotu? Ich rozmowę przerwał dźwięk telefonu. Policjant rzucił – przepraszam i podniósł słuchawkę. - Komenda pow... Staruszka wbiła wzrok w policjanta. Patrzyła jak jego skóra blednie i powoli rozszerzają się powieki. - Jak to potwór zabija ludzi? – policjant próbował zrozumieć o co chodzi dzwoniącemu. Proszę się uspokoić i opowiedzieć co się stało. - O mój Boże. – jęknęła staruszka. Już jest za późno. Babcia włożyła rękę przez małe okienko i szarpnęła ramię zajętego policjanta. Ten popatrzył na nią gniewnym

wzrokiem. - Tylko pierścień może zatrzymać bestię z torebki! – wrzasnęła i z całej siły próbowała zdjąć z palca duży kolorowy pierścień. Szarpała, targała, ale ten nie chciał zejść. Po chwili zacisnęła na nim spróchniałe zęby i w pomieszczeniu rozległ się głuchy chrupot odgryzanej kości. Policjant upuścił słuchawkę i wrzasnął – Co pani robi!? Proszę przestać! Staruszka jeszcze mocniej zacisnęła szczęki i po chwili wypluła odgryziony palec na okienko podawcze. Jej pomarszczona twarz była umazana szkarłatną czerwienią, a z odgryzionego kikuta tryskała krew. - Nie ma chwili do stracenia – wycharczała przez zakrwawione szczęki. Niech go pan zabierze – wskazała ręką na odgryziony palec z pierścieniem – i powstrzyma potwora. - Jakiego potwora!? Co pani narobiła?! – wrzeszczał policjant. Pędem wybiegł z dyżurki i chwilę potem znalazł się przy staruszce. - Musimy to opatrzyć. – powiedział ściskając jej rękę. - Nie możemy czekać. – nalegała – Ta rana to nic w porównaniu z tym co się stanie, jeżeli nie... Jej rozmowę przerwała potężna eksplozja. Była tak mocna, że powybijało wszystkie szyby na komisariacie. Oboje runęli na podłogę obsypani ostrymi odłamkami szkła. Staruszka podniosła głowę i spojrzała na policjanta. Ten patrzył w stronę okna, a na jego twarzy malował się rosnący obraz przerażenia. Nie musiała odwracać głowy w tył, aby zrozumieć co się dzieje. W jego błyszczących źrenicach zobaczyła odbicie oślizgłej macki wsuwającej przez rozbite okno. Policjant nawet nie zdążył krzyknąć, kiedy macka wbiła mu się w szeroko rozwarte szczęki. Staruszka patrzyła jak eksplodują mu oczy , a resztki mózgu wylewają się uszami. W tym momencie pożałowała, że odgryzła pierścień. Miała nadzieję, że ten glina jej uwierzy. Ale teraz było już za późno. Nadchodził Armagedon.

B BAKTERIE ZGINĄ, NIM SKRZYDŁA ROZWINĄ Właśnie skończyła się wieczorynka i na ekranie telewizora pojawiły się reklamy. Czteroletnia Marcysia wiedziała, że jej dzień już dobiega końca. Czas powiedzieć „dobranoc”. Reklama środka dezynfekującego sedes od zawsze wzbudzała w niej niepokój. Wszystko za sprawą bakterii – oślizgłych, cuchnących stworów czających się na dnie sedesu. Ich paskudne długie macki przyprawiały ją o dreszcze. – Marcysiu, pora na kąpiel! – zawołała mama z drugiego pokoju. Jednak dziewczynka wolała zostać jeszcze chwilę przed telewizorem, aby zobaczyć, jak potężna fala niszczycielskiej siły domestosa rozprawia się z zarazkami. Pani z reklamy zalała sedes kilkoma kroplami chemicznego środka, a chwilę potem wrzeszcząca armia paskud dosłownie rozpłynęła się w morzu błękitnej wody. „Bakterie zginą, nim skrzydła rozwiną!”. Na twarzy Marcysi pojawił się uśmiech. Poczuła się o wiele bezpieczniej. Wiedziała, że za jej muszlą klozetową również znajduje się zielona butelka – potężna broń na wypadek ataku kibelkowych intruzów, niewielka plastikowa rzecz dająca poczucie bezpieczeństwa. W pokoju pojawili się rodzice. Marcin rozsiadł się na kanapie w oczekiwaniu na wieczorne wydanie wiadomości, a Marzena ponagliła Marcysię. – Mamo, pani w telewizji powiedziała, że bakterie zginą, nim skrzydła rozwiną… – Słyszałam, córeczko, ale teraz się rozbieraj i wskakuj do wanny. Tatuś przygotował ci bąbelkową kąpiel. – Dobrze – odpowiedziała dziewczynka. – A czy mogłabyś wcześniej zalać bakterie tym zielonym płynem? Mama obrzuciła małą zaciekawionym spojrzeniem. – Kochanie, nie mogę teraz tego zrobić, bo domestos niemiłosiernie cuchnie. Zresztą to środek chemiczny, więc to chyba nie najlepszy pomysł, by przebywać w łazience bezpośrednio po jego rozlaniu.

– Mamo! – rozgorączkowała się mała – ale w kibelku czają się potwory! Bakterie! – To nie końca prawda, kochanie. W rzeczywistości bakterie to stworzonka tak małe, że nasze oczy nie są w stanie ich zobaczyć. Możemy je dostrzec jedynie pod mikroskopem. Wielgachne potwory z reklamy to tylko bajka, której zadaniem jest przyciągnąć uwagę widzów. Nie ma powodu do obaw. Po tych słowach Marcysia poczuła się o wiele lepiej. Mama zawsze ma rację. Dziewczynka posłała jej promienny uśmiech i odważnie ruszyła w stronę łazienki. Pachniało tam malinowym płynem do kąpieli, który tata wlał do wcześniej przygotowanej wody. W powietrzu unosiły się obłoczki pary, co nadawało pomieszczeniu wręcz mistyczny wygląd. Marcysia zrzuciła z siebie pomarańczową sukienkę, majteczki i skarpetki, a następnie wrzuciła ubrania do kosza na pranie. Poczuła, że chce zrobić siku. Niepewnym krokiem zbliżyła się do sedesu. Powoli sięgnęła dłonią i podniosła klapę klozetową. Przez chwilę przyglądała się stojącej wewnątrz wodzie, ale nie dostrzegła żadnego kibelkowego intruza. Chcąc się upewnić, że faktycznie żadnego nie przeoczyła, niemal wsadziła głowę do muszki klozetowej, aby przyjrzeć się uważniej białym porcelanowym ścianom. Nic. Mama miała rację: one są mniejsze niż krasnoludki. Nie było się czego obawiać. Zanim jednak Marcysia zrobiła siku, na wszelki wypadek zerknęła za muszlę klozetową. Zielona butelka domestosa stała w pogotowiu. Dziewczynka z uśmiechem na ustach usiadła na kibelku. Pierwsze kropelki moczu pociekły po ściankach, wydając przy tym dźwięki przypominające grę miniaturowych dzwoneczków. Oślizgła macka z ostrym zębem torującym drogę wystrzeliła z otchłani sedesu i zatrzymała się na suficie. Wbiła się w odbyt i wyszła przez gardło. Nawlekła Marcysię niczym nitkę na igłę, nie pozwalając jej wydać żadnego dźwięku. Gorąca fala wnętrzności eksplodowała w powietrze, dekorując białe ściany łazienki czerwoną posoką i kawałkami mięsa. Dziecko drżało pod wpływem bolesnych drgawek, nie zdając sobie sprawy z tego, co się stało. Po chwili ciało, przebite na wylot, opadło z sił i znieruchomiało. Macka rozluźniła uchwyt i niczym wąż owinęła Marcysię całą swoją długością. Następnie ścisnęła ciało tak mocno, że chrupnęły kości, i zaczęła mozolnie wciągać truchło w sedesową otchłań.

Wiadomości dobiegły końca. Tata Marcysi odstawił okulary na półkę, a mama przeciągnęła się, posyłając w powietrze głośne ziewnięcie. Na ekranie telewizora pojawił się blok reklamowy. W pierwszej reklamie pani znowu zalewała sedes zielonym płynem i informowała radośnie, że bakterie zginą, nim skrzydła rozwiną. – A co się stanie, jak już rozwiną? – zapytał tata, kierując się z żoną w stronę łazienki. Tego mieli się dowiedzieć już za krótką chwilę.

C CIŚNIENIE Henry leczył się na nadciśnienie. Codziennie rano zażywał garść gorzkich tabletek i popijał gorzka herbatą. Zdrowo się odżywiał, pił dużo wody, a kawę przyrządzał tylko wówczas, kiedy ciśnieniomierz wskazywał poniżej 90/70. Tak właśnie stało się tego feralnego poranka, kiedy obudził się z bólem głowy. Muszę strzelić kawkę i wszystko wróci do normy – powiedział sam do siebie zasypując filiżankę pachnącymi ziarenkami. Henry wypił kawę i po kilkunastu minutach znowu wykonał pomiar. Na ekranie ponownie wyświetliło się 90/70. Co jest? - mruknął zdenerwowany. Ponownie zaparzył sobie kawę. Tym razem z czterech łyżeczek i pochłonął ją kilkoma chałstami. Zaraz potem poczuł, że drętwieją mu ręce. Chyba przesadziłem - pomyślał pompując gruszkę ciśnieniomierza. Niestety, znowu namierzyło 90/70. O żesz kurwa! - wrzasnął jak opętany. Za małe, za małe – powtarzał zalewając wodą pięciolitrowy garnek z zasypaną kawą. Z ledwością zmieścił taką ilość w brzuchu i ponownie zacisnął ciśnieniomierz na rękę. Nagle wszystko rozmazało mu się przed oczami. Usłyszał potworny szum w uszach, a jego język zdrętwiał, jakby zamienił się w suchy patyk. Zbyt wysokie ciśnienie wypluło z nosa fontannę krwi. Henry runął na podłogę trzęsąc się w przedśmiertnych drgawkach. Jego gałki oczne zalały się krwią, a następnie wypłynęły wypchane przez nacisk potwornego ciśnienia. Przez rozpalone uszy zaczął wylewać się uszkodzony mózg. Wyniki sekcji zwłok jednoznacznie informowały, że śmierć nastąpiła na wskutek zbyt wysokiego cisnienia. Jednak w raporcie końcowym wykluczono samobójstwo, ze względu na fakt, że tuż obok denata znaleziono aparat do pomiaru ciśnienia, w którym znajdowały się zbyt słabe baterie.

D DIABEŁ Moja zmarła babcia podarowała mi w spadku dom oraz całą masę bezużytecznych rupieci. Już w pierwszy dzień postanowiłem się tego pozbyć, jednak zmęczenie spowodowane daleka podróżą, sprawiło, że musiałem trochę odpocząć. Położyłem głowę na twardej poduszce i zasnąłem. Śniłem o pięknej kobiecie. Tak ślicznej, że już na sam widok gotów byłem wylizać jej spocone stopy. Pieprzyliśmy się przez całą noc. Przerobiliśmy chyba wszystkie możliwe pozycje łóżkowe. Jeszcze nikt nie podarował mi aż tylu orgazmów. Obudziłem się skrajnie wykończony. Czułem, że to było coś więcej niż zwykły sen. Następnego dnia nie miałem siły nawet zwlec się z łóżka. Po prostu cały dzień leżałem w babcinej pościeli i odpoczywałem. Nawet nie zauważyłem, kiedy ponownie zmógł mnie sen. Tym razem przyśniło mi się sześć liczb. "Skreśl je, a będziesz bogaty" – powiedział tajemniczy głos. Obudziłem się pełen nadziei. Natychmiast sięgnąłem po komórkę i wysłałem totolotka drogą elektroniczną. Po kilkunastu godzinach odczytałem, że trafiłem szóstkę. To było nieprawdopodobne. Odkąd zamieszkałem w domu babci, śniły mi się te niesamowite rzeczy. Nie mogłem się doczekać, co też przyśni mi się kolejnej nocy. Usłyszałem ten sam głos. Powiedział: - Podarowałem ci piękną kobietę i bogactwo. Teraz czas, abyś mi się odwdzięczył. Pójdziesz do piwnicy i odkopiesz to, co zakopała twoja babcia. Obudziłem się cały spocony. Potraktowałem polecenie bardzo poważnie. W końcu nie chciałem tego stracić. Z trudem zwlekłem się z łóżka i zszedłem do piwnicy. Zamiast sterty gratów zauważyłem tylko niewielki kopiec usypanej ziemi. Natychmiast zabrałem się do rozkopywania. Kiedy łopata natrafiła na coś twardego, sięgnąłem ręką po zagadkowy pakunek. Był zawiązany w szarym, parcianym worku. Rozwiązałem supeł i zauważyłem, że w środku znajdują się kości. Nie wyglądały na ludzkie. Dziwne, pozakrzywiane, jakby były podstawą jakiegoś mutanta. Nagle kości drgnęły, a następnie zaczęły formować się w jakąś odrażającą postać. Nie zdążyłem uciec z

piwnicy, kiedy kościana ręka zacisnęła mi palce na szyi. - Teraz oddasz to, co zabrała mi twoja babcia. To był głos ze snu. - Kim jesteś? – wycharczałem przez ściśnięte gardło. - Jestem diabłem, którego twoja babcia uwiodła, a następnie oskubała z sierści i zrobiła z niej poduszkę, na której spałeś. To dzięki temu mogliśmy się porozumiewać. - Ale przecież dałeś mi rozkosz oraz bogactwo. Proszę, daruj mi życie... - Tylko tak mogłem cię tutaj sprowadzić. Teraz ja zajmę twoje ciało i będę żył w luksusie. Diabeł skręcił nieszczęśnikowi kark. Następnie rozorał kościanym palcem skórę od czoła aż po brzuch. Kilkoma ruchami zerwał ją od pozostałości i założył na siebie. Skóra zaczęła szybko się goić i układać na nowym ciele. Potem przystąpił do uczty. Pożerał wnętrzności swojego wybawiciela tak łapczywie, że niemal dusił się przełykając każdy, kolejny ochłap ciepłego jelita i wątroby. Zadowolony i najedzony opuścił to miejsce w poszukiwaniu kolektury totalizatora lotto.

E EGOISTA Ta choroba, jeżeli mogę ją tak nazwać, była przenoszona drogą płciową. Po kilku dniach zaczynałeś odczuwać głód. Jakąś nieokreśloną chęć spożycia czegoś innego niż do tej pory. Kiedy wreszcie uświadamiałeś sobie, że chodzi o ludzką krew, było już za późno. Ze mną było tak samo. Na jednej ze suto zakrapianych imprez wylądowałem w łóżku z piękną czarnowłosą kobietą. Nawet nie znałem jej imienia. Zresztą, to już nie ma znaczenia. Ona jest wolna, tak samo jak ja. Zabiłem kilka osób wysysając z nich krew, ale zrobiłem to pod wpływem tej złowrogiej siły, która zagnieździła się w moim ciele. Zatem nie czuję się winny. Kiedy odkryłem, że mogę pozbyć się "potwora", postanowiłem zrobić to jak najszybciej. Moją wybranką była prostytutka stojąca pod czerwoną latarnią w dzielnicy Schlossplatz. Zrobiliśmy to w moim samochodzie, a ja z całej siły próbowałem nie dorwać się do jej aorty. Zapamiętałem tę twarz, ponieważ teraz to ona będzie kontynuować krwawe rzemiosło tej straszliwej klątwy. Potem starałem się o tym zapomnieć. Wróciłem do swoich poprzednich zajęć i po kilku tygodniach moje życie odzyskało jako taką stabilizację. Wszystko zmieniło się dwudziestego czwartego marca, dwa tysiące piętnastego roku, kiedy zobaczyłem tę dziwkę, jak wchodzi do samolotu, który miałem pilotować. Nie mogłem jej pomylić z nikim innym. Wyglądała cholernie niewinnie, ale dobrze wiedziałem, że w jej wnętrzu czai się coś niewyobrażalnie złego. W pierwszej chwili chciałem nawet odmówić pilotowania, bo nie czułem się na siłach, ale zaraz potem postanowiłem, że skończę z tym raz na zawsze. Ktoś musiał przerwać krwawy łańcuch wydarzeń. Zresztą byłem to winien tym wszystkim ofiarom, które zginęły od moich ostrych zębów. Idealny moment nastąpił, gdy drugi pilot postanowił wyjść za potrzebą do ubikacji. W momencie kiedy opuścił kokpit zabarykadowałem drzwi i przejąłem stery. Zdawałem sobie sprawę, że na pokładzie znajduje się sto pięćdziesiąt osób, ale, jeżeli nie przerwałbym tej klątwy, liczba ofiar byłaby o wiele większa. Musiałem rozbić ten samolot. Wiedziałem, że nikt nie zrozumie moich intencji, a w telewizji oraz prasie zostanę okrzyknięty samobójcą i egoistą. To był ostatni lot Germanwings 9525. Przepraszam...

F FARCIARZ Bezdomny mężczyzna znalazł niemowlę w koszu na śmieci. Malec darł się wniebogłosy, ale kiedy ten wziął go na ręce i przytulił, zaległa kompletna cisza. Nie oddam cię nikomu. Będziesz moim synem – mówił niosąc do pod płaszczem. Kiedy mijał pięciogwiazdowy hotel został zaczepiony przez pewnego mężczyznę. - Gratuluję! – powiedział wręczając bezdomnemu kopertę – Jest pan tysięczną osobą, która przechodzi dzisiaj obok naszego hotelu. Oto nagroda. Bezdomny zerknął do koperty i zauważył plik dwustuzłotowych banknotów. Podziękował i czym prędzej udał się do swojej kryjówki. Mieszkał w kanale na skrzyżowaniu dwóch ulic. - Tutaj będzie twój dom. – powiedział do malca kładąc go na dziurawym kocu. Mamy pieniądze, więc kupię ci ubranka oraz jedzenie. Wszystko będzie dobrze. Kiedy tylko wyszedł z kanału, zauważył ciężarówkę oznakowaną napisami Security Bank, która skręcała na główną. Nagle tylne drzwi otworzyły się na oścież i na ulicę wypadł duży parciany wór. Mężczyzna popędził co sił do znaleziska, a następnie schował go w kanale. Okazało się, że jest wypełniony kilkudziesięcioma paczuszkami dwustuzłotowych banknotów. Kiedy wreszcie dotarł do sklepu, już w przejściu został poinformowany, że jest setnym klientem, wobec tego może zrobić dzisiaj zakupy za darmo. To ty przynosisz mi szczęście, prawda? - zapytał malca podając mu butelkę z mlekiem. Chłopiec wpatrywał się w nowego tatę swoimi czarnymi oczkami i milczał łapczywie ssąc mleko. Po kilku miesiącach bezdomny zamienił się w bogacza. Wygrywał i znajdował spore sumy pieniędzy, za które kupił dom z basenem, limuzynę i kilka jachtów. Chłopiec rósł jak na drożdżach. Mężczyzna z dumą obserwował, jak mały idzie do szkoły, a następnie odbiera dyplom jej ukończenia. Dbał o to, by chłopakowi niczego nie zabrakło. Kochał go i był przy nim w każdym trudnym momencie. Ani się obejrzał, a chłopak osiągnął już pełnoletność. Pewnej nocy obudził go zły sen. Kiedy otworzył oczy zauważył nad sobą ciemną postać.

Co tutaj robisz synu? Mężczyzna zauważył w jego ręce nóż. Chłopak nie odpowiedział tylko machnął ręką. Gejer tryskającej krwi zalał bawełnianą pościel. Chłopak poderżnął mu gardło. - Dlaczego synu? Dlaczego? – charczał trzymając się za ranę. - Nigdy nie byłem twoim synem. Jestem dzieckiem diabła. - Dałem ci wszystko co miałem. Ocaliłem ci życie. Kochałem cię. - Wiem, ale to zasługa mojego prawdziwego ojca. To on sprawił, że miałeś takie szczęście. Przecież nie mógł pozwolić żebym dorastał w brudzie. Jesteś zbyt dobry tato, aby pozwolić mi kontynuować moje dzieło. To musi się tak skończyć. - Synku... - Przepraszam tato. Przepraszam... - powtarzał trzymając go za rękę. Przepraszam...

G GABRYSIA Gabrysia była nienasyconą suką. Ciągle doskwierał jej głód porządnego rznięcia. Kiedy, przed dłuższy czas nie czuła kutasa pomiędzy nogami, wpadała w furię oraz depresję. Szybko okazało się, że przeciętny męski organ przestawał jej wystarczać. Potrzebowała czego o wiele większego. Korzystała również z usług agencji towarzyskich oferujących czarnoskórych "drągali", ale szybko doszła do wniosku, że nawet oni nie potrafią podarować jej poczucia dobrze wyruchanej kobiety. Gabrysia nie poddawała się jednak. Jedna z firm zajmujących się produkcją wibratorów, dostarczyła, zrobioną na specjalne zamówienie potężną , pięćdziesięciocentymetrową zabawkę. Średnicą przypominała butelkę od dwu i półlitrowej Coca Coli. Ale zabawa nie trwała zbyt długo. Już po kilku dniach penetracji elastyczne ścianki macicy rozciągnęły tak, że nawet wiadro można było tam włożyć, a i tak nic by nie poczuła. Gabrysia była zrozpaczona. Pojawiły się koszmarne sny oraz myśli samobójcze. Tak bardzo brakowało jej ostrego rżnięcia. Pewnej nocy nie wytrzymała i włożyła do cipki niewielką petardę. Co prawda odczuła eksplozję, ale tylko chwilową, więc dała sobie spokój. Depresja nasilała się i pewnego dnia postanowiła ze sobą skończyć. Nie potrafiła tak żyć. Zdecydowała, że najlepiej będzie, jak rzuci się pod pociąg. Założyła na siebie zwiewną, bawełnianą sukienkę i udała się na pobliskie tory. Kiedy zauważyła nadjeżdżające wagony usiadła okrakiem na torach i szeroko rozsunęła nogi. Jak umierać to z godnością! Pociąg uderzył w jej waginę z potężna siłą pozbawiając nóg, rąk, głowy oraz życia. W toczącej się do pobliskich krzaków głowie odczuła potężny orgazm. Zanim opadły ciemności z dumą stwierdziła, że tak zajebiście, to nie przerżnął jej jeszcze nikt!

H HALUCYNACJA Henio obudził się napierdolony jak meteor. Od kilku miesięcy spał w opuszczonym wagonie kolejowym, który nie nadawał się do jazdy. Niemiłosierny kac dosłownie rozrywał mu czaszkę. Kac – do tego skurwysyna nigdy nie będzie się w stanie przyzwyczaić. Chlał już ponad dwadzieścia lat i nic nie zapowiadało, żeby w najbliższym czasie miał przestać. Wręcz przeciwnie, paliło go w gardle, jakby ktoś rozniecił mu w mordzie pożar. Z ledwością otworzył spuchnięte oczy i od razu dostrzegł jakiś ruch na drugim końcu wagonu. Kiedy obraz mniej-więcej się ustatkował, Henio skojarzył, że patrzy na małą, białą mysz. Kurwica gapiła się na niego czarnymi ślepiami, jakby zamierzała go pożreć. Rozejrzał się na boki i dostrzegł więcej białych towarzyszek. Biegały po wagonie zamiatając cienkimi ogonami. Tylko bez paniki Heniu – uspokajał sam siebie. Po tylu latach picia białe myszki, to nic takiego. Każdy je widzi. Czasami mogą pojawić się żaby lub inne stworzenia, ale zazwyczaj szybko znikają, tylko trzeba się napić. Problem był jednak w tym, że nie miał pod ręką nawet szklanki wody. Myszek pojawiało się coraz więcej. Postanowił po prostu zamknąć oczy i spróbować zasnąć. Przewrócił się na bok ignorując kosmate stworzenia. Zaraz potem poczuł silne szarpnięcie na ustach. Skrzywił się bólu i wydał z siebie przeciągły jęk. Mała myszka trzymała w zębach kawałek jego wargi. Jej zakrwawione futro błyszczało w świetle księżyca. Henio nie mógł uwierzyć, że myszki halucynki mogą mu na serio zrobić krzywdę. Otarł krew z podbródka i spojrzał na rękę. Czy to też jest pijacka halucynacja? W tym samym czasie kilka mysz znalazło się w nogawkach jego obszczanych spodni i brnęło w górę. Henio zorientował się w porę i wrzeszcząc w wniebogłosy zaczął tłuc po nogach zaciśniętymi pięściami. Na spodniach pojawiły się czerwone plamy, ale wkurwione myszy nie dały za wygraną i ostrymi zębami rozorały mu worek mosznowy. Oślizgłe jądra wypadły na zewnątrz i natychmiast zostały pożarte przez białe stworzenia. Próbował podnieść się z podłogi, ale potworny ból nie pozwolił mu na to. Nawet nie zauważył, kiedy kolejna kosmata suka wdrapała się na szyję i wpadła wprost do rozsuniętych szczęk. Odruchowo zacisnął zęby. Poczuł jak gruchoczą maleńkie kosteczki, jednak i tak udało się jej

potwornie pogryźć go po języku. Wraz z połową języka wytargał mysz z buzi i z całej siły trzasnął nią o podłogę. Nie zdążył nawet zebrać oddechu, kiedy zorientował się, że następna próbuje wedrzeć mu się w odbyt. Zbyt późno po nią sięgnął i teraz mógł jedynie modlić się, żeby jak najszybciej opuściła jego ciało. W tym samym czasie pozostałe myszki halucynki również rzuciły się do ataku. W jednej chwili zajęły jego oczy oraz brzuch. Gryzły i drapały po rękach i nogach. Henio przysięgał przez zaciśnięte z bólu zęby, że już więcej nie będzie pił. Ale było już za późno. Za późno.

I ICE BUCKET CHALLENGE „Do akcji IceBucketChallenge dołączył ostatnio były prezydent Stanów Zjednoczonych George W. Bush. Nominowani są Barack Obama i Władimir Putin.” Papież Franciszek przeczytał nagłówek najnowszego „Watykańskiego Dziennika” i odłożył gazetę na półkę. Chwilę się zamyślił. Współczesny świat, to nie tylko pokutny kierat postępu - pomyślał, ale także zabawne akcje, wobec których nawet najwięksi sztywniacy zamieniali się w totalnych luzaków. Był zdumiony, kiedy przeczytał na Facebooku, że został „nominowany” przez prezydenta Polski - Bronisława Komorowskiego. Na początku nie rozumiał sensu spektaklu polewania się lodowatą wodą, ale szybko zaznajomił się z zasadami, które zostały dokładnie opisane w sieci. Jeżeli tego nie zrobię, ludzie odbiorą to jakbym nie miał poczucia humoru – pomyślał. Może nie całe wiadro, ale polanie się szklanką wody zapewne postawi go w dobrym świetle, przed wścibską opinia publiczną. Jak postanowił, tak też uczynił. Nazajutrz wszystkie portale i każda gazeta na świecie pokazała zdjęcia papieża polewającego się wodą. Tytuły aż pękały w szwach od: „Papież Franciszek nominował samego Pana Boga!” Pan Bóg siedział na tronie i z rezygnacją kręcił głową. Znowu to samo. Kiedy już wszystko zaczyna się dobrze układać, oni wciąż wpadają na pomysł tej głupiej zabawy. To już trzeci raz w przeciągu, zaledwie miliona lat. Cóż było robić. Wyzwanie zostało rzucone. Pan Bóg wziął do ręki pełne wiadro ówcześnie przygotowanej wody i uniósł go nad głowę. Przez chwilę zrobiło mu się trochę smutno. Wiedział, że po wszystkim poukłada życie na nowo, a ludzie i tak będą go hejtować wypisując w księgach głupoty, że sprowadził potop, przez to, że byli mu nieposłuszni. Karty zostały rzucone. On tylko przyjął wyzwanie... Przez następne kilkadziesiąt dni na ziemi, ciężkie deszczowe chmury przysłaniały słońce. Nieustannie padał deszcz. Jeziora, rzeki i oceany wystąpiły z brzegów zalewając wszystkie zamieszkałe tereny. Zdezorientowane zwierzęta tonęły

w kipieli wzburzonej wody, a przerażeni ludzie umierali tuląc w ramionach swoje zapłakane dzieci. Niebawem i roślinność przestała oddychać gnijąc w odmętach cuchnącej brei. Po świecie pływała jeszcze ogromna drewniana barka, którą ktoś przezorny wybudował w ostatniej chwili. Nad barką fruwał biały gołąb. Wkrótce i barkę pochłonęły wściekłe fale, a zmęczony gołąb utonął w wodnistej czeluści. Bóg klasnął w dłonie nie mogąc się doczekać końca ludzkiego istnienia i natychmiast zabrał się za robienie popotopowych porządków na ziemi. Pomyślał tylko, że jak jeszcze raz ktoś wpadnie na idiotyczny pomysł IceBucketChallenge, to chyba sam sobie w łeb palnie, za to, że nie potrafi stworzyć mądrych i przezornych ludzi.

J JAROSŁAW POLSKĘ ZBAW! 20 czerwca 2015 roku wybuchła w Polsce epidemia zombie. Prawdopodobną przyczyną zmiany ludzi w krwiożercze bestie był wybuch w fabryce pestycydów, znajdującej się na południu Polski. Trujące chemikalia wdały się w bezpośrednią reakcję z ludzką krwią. Już po kilku godzinach skóra marszczyła się, a przeobrażonych ludzi nic nie było w stanie powstrzymać przed konsumpcją mózgów. Setki, tysiące, a z czasem miliony zombie siało krwawy terror na ulicach polskich miast. Wszystkie sąsiednie kraje zawarły sojuszniczy pakt, aby nie ratować Polski, a jedynie otoczyć granice kilkumetrowym murem ochronnym, by zaraza nie wydostała się z kraju. Po kilku miesiącach rosyjski rząd postanowił zobaczyć jak wygląda sytuacja poza murami. Prezydent Putin już od dawna zacierał rączki nad przejęciem polskiego terytorium, więc po wybiciu kilku milionów żywych trupów miałby Polskę podaną na tacy. Wysłano specjalną brygadę badawczą. Spodziewano się zastać hordy krwiożerczych istot, ale jakież było zdziwienie, kiedy okazało się, że polskie ulice są zupełnie opustoszałe. Nie licząc milionów gnijących ciał zalegających na niemal każdym chodniku. Po dalszych poszukiwaniach natknięto się kilkudziesięcioosobową grupę agresywnych polaków. Każdy z nich wymachiwał zakrwawioną flagą i krzyczał, jakieś niezrozumiałe dla ruskich hasła. Po zebraniu odpowiednich informacji okazało się, że jedyną żyjącą grupą byli posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Antoni Macierewicz z Krystyną Pawłowicz wymachiwali szabelkami, kiedy rosyjskie oddziały próbowały wyjaśnić przyczynę takiego stanu rzeczy. Jesteśmy polakami, patriotami. Nas nikt nie pokona! Jarosław - Polskę Zbaw! Wszelkie wątpliwości rozwiała wiadomość o znalezieniu pamiętnika spisanego przez jednego z zombiaków. Na ostatnich stronach można było odczytać: Nasz czas dobiega końca. Niestety, w całym terytorium Polski nie jesteśmy już w stanie zidentyfikować nawet zalążka mózgu. Brakuje nam pożywienia. Umieramy z głodu.

K KARA Mężczyzna został obdarty z ubrań i przywiązany sznurami do drewnianego filaru. W jego ciele znajdowały się różnej wielkości petardy. Dwie mniejsze wcisnęła w przegrody nosowe, na tyle głęboko, że pociekła krew. W uszach znalazły się takie w kolorze czerwonym. Trudno było je tam umocować, ale pomogła sobie nożem, poszerzając otwory. Największa, przypominająca twarde, męskie przyrodzenie tkwiła w jego ustach. Można było zobaczyć na niej rysunek trupiej czaszki. W odbyt zasadziła mu tak wielką, że trzeba go było trochę naciąć. Maleńka niczym igiełka, znalazła miejsce w cewce moczowej. Za nic na świecie nie mogłaby przegapić widoku rozrywanego penisa. Pomyślała, że tę odpali jako pierwszą. Pozostałe petardy wsunęła pomiędzy palce u rąk i nóg oraz w pępek. Najpierw podpaliła tą w penisie. Niewielki huk wypełnił pomieszczenie, a po trzęsących się nogach spłynęła krew. Następnie odpaliła te w nogach i pępku, a dalej przełożyła zapałkę do odbytu, uszu, nosa oraz jamy ustnej. Pędem oddaliła się na bezpieczną odległość. Napawała się strachem przerażonego mężczyzny. Petardy kolejno eksplodowały dekorując ściany strzępami fruwającego mięsa i tryskającej krwi. Kilka tygodni wcześniej ktoś zgwałcił jej siostrę. Biedaczka została okrutnie pobita. Policja złapała sprawcę, ale ten posiadał silne alibi, tłumacząc, że przebywał w zupełnie innym miejscu. Tę nieprawdę potwierdzili jego koledzy. Wszystko wskazywało na to, że gwałciciel uniknie kary. A potem ktoś posłał jej na e-mail, ten filmik z imprezy, na którym widać, jak mężczyzna pije wódę, a następnie zabiera na ręce i wynosi na piętro jej upitą siostrę, oznajmiając, "że musi się rozerwać". Skoro musiał, to ona postanowiła mu w tym pomóc. Odchodząc, była niemal pewna, że rozerwał się, jak mało kto.

L LALKA Nie układało mi się najlepiej z żoną, więc ukradkiem zakupiłem na allegro dmuchaną lalkę. Chciałem schować ją w piwnicy i schodzić tam, kiedy przyjdzie mi ochota. Lalka była wykonana z delikatnego materiału przypominającego w dotyku ludzką skórę, a jej cipka oraz cycuszki były tak ponętne, że już od samego widoku stawał mi jak pociąg na peronie. Schodziłem do niej niemal każdego dnia. Całowałem te malinowe usta, głaskałem po włosach i szeptałem, że jest dla mnie wszystkim. Była moją najlepszą przyjaciółką oraz kochanką. Zupełnie zwariowałem na jej punkcie. Pewnej nocy postanowiłem się oświadczyć. Nasz ślub istniał tylko w mojej wyobraźni, ale musiałem to zrobić, ponieważ moje dotychczasowe życie u boku byłej żony, było nieporozumieniem. Założyłem na gumowy palec złoty pierścionek i przysiągłem miłość po kres moich dni. Kiedy składałem pocałunek przypieczętowujący nasz związek, poczułem, że lalka chce się do mnie przytulić. Zdziwiony przyłożyłem lusterko do jej malinowych ust i z trwogą zauważyłem na nim obłoczek pary. Ty żyjesz? – zapytałem patrząc w te hipnotyczne oczy. Jednak odpowiedz dostałem dopiero nazajutrz, kiedy znalazłem moją byłą żonę martwą. Leżała na podłodze w kuchni z poderżniętym gardłem. Moja gumowa żona również tam była. Siedziała na krześle, a tuż obok znajdował się zakrwawiony nóż. Wpadłem w panikę i chciałem zadzwonić na policję, ale wtedy lalka ożyła na dobre. Zbliżyła się i pocałowała mnie w usta. Położyła swą miękką dłoń na moim policzku i przytuliła się jakbym był jej największą miłością. Zrozumiałem, że to jest nasze przeznaczenie. Od tamtej pory minęło już kilka lat. Układa nam się całkiem dobrze. Zosia, bo tak ją nazwałem, jest idealną żoną. Nie marudzi, nie wzdycha i nie mówi. Nigdy nie odmawia mi seksu. Pewnej nocy tuż po wspólnych igraszkach napisała na kartce, że sperma i moje uczucia dają jej prawdziwe życie. Z początku nie wiedziałem o co tak naprawdę chodzi, ale ostatnio zauważyłem, że rośnie jej brzuszek. Chyba jest w ciąży. Tak więc będę tatą, ale jeszcze nie wiem czego. Bez względu na wszystko czekam z niecierpliwością. Przy Zosi nauczyłem się, że prawdziwa miłość może nie tylko przenosić góry, ale także darować nowe życie. Dosłownie. Nie wierzycie? Sprawdźcie sami.