Ankiszon

  • Dokumenty3 512
  • Odsłony239 235
  • Obserwuję258
  • Rozmiar dokumentów4.6 GB
  • Ilość pobrań152 335

Allison Heather - Jak w korcu maku

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :438.2 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Ankiszon
EBooki
EBooki prywatne

Allison Heather - Jak w korcu maku.pdf

Ankiszon EBooki EBooki prywatne Allison Heather
Użytkownik Ankiszon wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 78 stron)

HEATHER ALLISON Jak w korcu maku Undercover Lover Tłumaczyła: Kinga Taukert

PROLOG „Global Celebrity” – numer specjalny! Ślub Fiony Ferguson! Parada gwiazd! Na specjalne zaproszenie aktorki, Fiony Ferguson, najlepsi fotografowie „Global Celebrity” przybyli na jej ślub z biznesmenem z Chicago, Winthropem Perrine’em. Młoda para spotkała się po raz pierwszy przed sześcioma tygodniami w Hollywood, na wielkim balu dobroczynnym, zorganizowanym przez korporację Xavier, której prezesem jest właśnie szczęśliwy oblubieniec. „Nareszcie znalazłam moją prawdziwą miłość”, wyznała tuż po ceremonii Fiona Ferguson. Siedemdziesięciotrzyletni Perrine odmówił wszelkich komentarzy na temat różnicy wieku między małżonkami, jednakże na pytanie, czy nie przeszkadza mu fakt, że młodsza o czterdzieści lat panna młoda słynie z romansów z partnerami filmowymi, oznajmił zdecydowanie: „Teraz ja jestem jej partnerem”.

ROZDZIAŁ PIERWSZY Może tym razem wreszcie uda mi się ją ustrzelić, pomyślała z nadzieją Kate Brandon, gdy cel zmienił pozycję. Gdyby tamta kobieta przesunęła się zaledwie kilkanaście centymetrów w lewo, ukazując się za szybą limuzyny, Kate mogłaby nacisnąć spust. Dobiegł ją perlisty śmiech, lecz obiekt nadal pozostawał ukryty w głębi samochodu. – Lepiej wyleź i wróć do domu – mruknęła z rosnącą irytacją Kate, pewniej opierając sprzęt na murze, który otaczał pilnie strzeżoną posesję. Na szczęście gęste listowie rosnących za ogrodzeniem drzew stanowiło znakomitą kryjówkę, gdzie mogła czuć się bezpiecznie. Upolowanie Fiony Ferguson stanowiło jej największe marzenie, gdyż w grę wchodziła zarówno osobista zemsta, jak i kwestie finansowe. Dlatego też już od tygodnia czaiła się godzinami w tym starannie wybranym miejscu, oczekując na pojawienie się upragnionego obiektu. Intuicja jej nie zawiodła, zwierzyna pojawiła się, niestety, skutecznie zasłaniało ją to samo listowie, które ukrywało czatującą Kate. Mimo wszystko istniała szansa, że cierpliwość wytrwałego myśliwego zostanie nagrodzona. Kate zastygła w absolutnym bezruchu z palcem na spuście migawki. Już pierwsze lepsze zdjęcie aktorki pokryłoby koszt tygodniowego pobytu w hotelu. Gdyby Fiona wysiadła z limuzyny bez okularów słonecznych i kapelusza, Kate zarobiłaby na spłacenie zaległego czynszu i jeszcze starczyłoby jej przez jakiś czas na porządne jedzenie. Gdyby natomiast udało się ją sfotografować w towarzystwie Damiana Carneya – gdyż to najprawdopodobniej on znajdował się we wnętrzu luksusowej willi – Kate zdobyłaby środki na przeżycie całego roku. A gdyby Fiona pocałowała przystojnego aktora... Dosyć tego! Koniecznie musiała skończyć ze snuciem tych czarownych wizji, gdyż z podekscytowania zaczynały jej się trząść ręce. Chociaż równie dobrze przyczyną mógł być głód. Zabrała ze sobą tylko jedną kanapkę, którą zdążyła zjeść już przed paroma godzinami. Jednak za nic w świecie nie ruszyłaby się ze swego posterunku, gdyż tego dnia w tajemniczej posesji panowało nietypowe ożywienie, nie mogła więc przegapić takiej okazji. Istniała możliwość, że Fiona i Damian razem wrócą na plan filmowy. Jak dotąd zachowywali pełną dyskrecję, gdyż w razie wybuchu skandalu ponieśliby poważne konsekwencje. Żona Damiana zapowiedziała publicznie, że jej cierpliwość się wyczerpała i że kolejny romans jej mąż przypłaci rozwodem i takimi alimentami, że do końca życia nie wyplącze się z długów. Fiona z kolei musiała liczyć się ze swoim świeżo poślubionym małżonkiem, którego udało jej się namówić na założenie wspólnej spółki producenckiej. Właśnie rozpoczęto zdjęcia do pierwszego filmu – oczywiście z nią w roli głównej. Ognista Irlandka była już dobrze znana ze swego wybuchowego temperamentu oraz wyjątkowo kapryśnego usposobienia, dlatego kolejni producenci i reżyserzy tracili ochotę, by z nią współpracować. Groziło jej, że w ogóle zniknie z ekranu. Dopóki jednak jej mąż wykładał pieniądze, to on dyktował warunki, dlatego zatrudnieni przez niego ludzie musieli potulnie znosić fanaberie Fiony. Była to dla niej jedyna szansa na dostanie głównej roli w filmie. Jakikolwiek romans natychmiast zniweczyłby tę szansę powrotu do roli gwiazdy. Czy Damian, jakkolwiek zabójczo przystojny, był wart ponoszenia takiego

ryzyka? Czy w ogóle jakikolwiek mężczyzna zasługuje na to, by czymkolwiek dla niego ryzykować, pomyślała z powątpiewaniem Kate i ostrożnie rozprostowała obolałe ramiona, starając się przy tym nie poruszyć aparatu. Czemu ta ruda małpa wciąż siedzi w samochodzie i nie odjeżdża, chociaż nic się nie dzieje? Niechby nawet nic z tego nie wynikło, niechby już nawet pojechała w diabły, Kate mogłaby przynajmniej zejść z drabiny, wrócić do swego obskurnego hoteliku i zjeść coś wreszcie. Zresztą, niedługo i tak już nie będzie po co tu siedzieć. Słońce zniżyło się znacznie ku zachodowi, za chwilę zacznie świecić prosto w obiektyw i robienie zdjęć z tego miejsca stanie się niemożliwe. Kate ze znużeniem otarła czoło dłonią. Nagle usłyszała warkot nadjeżdżającego wolno samochodu i zaniepokoiła się. Bardzo rzadko ktoś przejeżdżał tą krętą uliczką pnącą się po stromym wzgórzu, mogło to więc oznaczać, że jakiś inny fotoreporter poszukiwał dogodnego miejsca, by polować na tę samą zdobycz. W końcu chyba nie tylko ona potrafiła myśleć, inni też mogli wpaść na to, że na pięknej wyspie Capri równie piękna Fiona nie tylko pracuje, ale także zażywa przyjemności. Łatwo zaś było odgadnąć, co mogło jej sprawić największą przyjemność po spędzeniu miodowego miesiąca w towarzystwie siedemdziesięcioletniego partnera. Kate było o tyle łatwiej przewidzieć poczynania aktorki, że znała ją jak zły szeląg. Współpracowały ze sobą przez jakiś czas, zdołały się nawet zaprzyjaźnić, wszystko jednak skończyło się jak nożem uciął, gdy Fiona z premedytacją zawróciła w głowie młodszemu bratu przyjaciółki, Jonathanowi, a potem rzuciła go beztrosko, nie kryjąc wcale, że nawet przez moment nie traktowała go poważnie. Tego Kate nie mogła jej wybaczyć. Znienacka oślepił ją nagły błysk. Co to było? Odbicie słońca w czyimś obiektywie? Rozejrzała się podejrzliwie po okolicznych drzewach, lecz nie spostrzegła nawet śladu innego paparazzi. Mógł więc to być zaledwie refleks od diamentów Fiony. Ta myśl podsunęła jej pewną ideę i Kate starannie sfotografowała damską dłoń, która pojawiła się w opuszczonym oknie limuzyny. Co prawda ta bransoletka – ślubny prezent od Perrine’a – została już obfotografowana na wszystkie strony, ale w razie czego mogła posłużyć za dowód, że to Fiona przebywała w tajemniczej willi. Jeśli uda się w końcu ustalić nazwisko właściciela, to już będzie to pewien materiał... Fiona wychyliła się przez okno, a w tym momencie z willi wyszedł szofer z bagażami. Kate pstryknęła parę ujęć, zaś jej podniecenie wzrosło, gdy po chwili ten sam człowiek przyniósł kolejne walizki i włożył je do bagażnika, co oczywiście zostało uwiecznione na kliszy. Fiona cofnęła się do wnętrza samochodu, zaś Kate westchnęła z głębokim żalem, gdyż oznaczało to, że para kochanków nie znajdzie się na tym samym zdjęciu. Zaraz potem po schodkach zbiegł przystojny blondyn i wsiadł do limuzyny. Kate skończyła fotografować, pospiesznie nałożyła nasadkę na obiektyw i zaczęła schodzić po drabinie. Aktorzy z pewnością udawali się na przystań, by popłynąć do Sorrento. Stamtąd z kolei pojadą do Rzymu, gdzie miano kręcić dalszy ciąg filmu. Kate mogła się założyć, że nie skorzystają z promu, tylko popłyną prywatnym jachtem, co zamierzała uwiecznić na zdjęciach. Zeskoczyła z drabiny, nie zwracając uwagi na wściekłe ujadanie psów. Na szczęście znajdowały się na terenie posesji, więc nic jej to nie obchodziło. Chwyciła drabinę, ruszyła w stronę swojego samochodu, wybiegła za róg i zamarła. W jej kierunku pędziły dwa ujadające dobermany z pianą na pyskach. Matko,

co one robią po tej stronie muru? Kate z przerażeniem oceniła odległość do samochodu. Nie ma mowy, nie zdąży, stał zbyt daleko, bezpiecznie ukryty przed oczami osób z posesji. Pozostawało jej tylko skoczyć ze skały albo przeleźć przez ogrodzenie, gdyż próba oswajania rozjuszonych psów raczej nie wchodziła w rachubę. W popłochu oparła drabinę o mur i wdrapała się na nią w jednej chwili. Oznaczało to, że wtargnie na teren cudzej posiadłości, ale wszystko było lepsze od zostania żywcem rozerwaną na strzępy. – Hej! – usłyszała za sobą męski głos. – Co pani najlepszego wyprawia? Nie oglądając się za siebie, przerzuciła jedną nogę przez ogrodzenie. – Nie wyjdzie pani stamtąd! Mam samochód, szybko! Zerknęła za siebie. Obok znajdującego się nieopodal czarnego wozu stał rosły szatyn i gwałtownie wskazywał ręką, żeby zeszła i wsiadła. Jasne, na pewno wsiądzie do samochodu jakiegoś nieznajomego faceta! Już chyba bezpieczniej byłoby stawić czoło tym dobermanom. Bez namysłu usiadła na szczycie ogrodzenia, przytrzymała aparat i nastawiła się na skok z wysokości trzech metrów. – Czy pani zupełnie zgłupiała? – zawołał z niedowierzaniem obcy, lecz Kate zniknęła mu z oczu. Przewróciła się przy zeskoku, lecz nic jej się nie stało. Za sobą słyszała ujadanie rozwścieczonych psów, które skakały z furią na mur. Uniknęła jednego niebezpieczeństwa, ale groziło jej inne – mogła zostać zaaresztowana. Do licha, nie doceniła Fiony. Wypuszczenie psów na zewnątrz było znakomitym środkiem ochronnym – nawet jeżeli jakiś paparazzi czaił się na drzewie, to nie miał szans zejścia i śledzenia pary aktorów w drodze do przystani. Kate nie wiedziała tylko, czy Fiona kazała to zrobić na wszelki wypadek, czy też może, mimo wszystko, ktoś spostrzegł zaparkowany nieopodal nieznany samochód i wyciągnął z tego faktu odpowiednie wnioski. Do licha, co teraz? Po chwili wahania pomknęła wzdłuż ogrodzenia w kierunku głównej bramy, która znajdowała się po przeciwnej stronie posesji, czyli daleko od psów... i od jej samochodu! W połowie drogi usłyszała ostry gwizd i ujadanie ucichło. A niech to, ktoś wabił je z powrotem, jeśli będą przy bramie wcześniej niż ona, to znajdzie się w potrzasku! Ależ, proszę pana, ja tylko zatrzymałam samochód, żeby wysiąść w sprawie... hm... nie cierpiącej zwłoki, pan rozumie... I wtedy zaatakowały mnie te psy... Nie, to idiotyczne i w dodatku nie tłumaczyło obecności aparatu. Jak dobrze, że pana widzę, jestem taka przerażona! Robiłam zdjęcia zatoki, stąd jest taki śliczny widok, a tu nagle wyskoczyły na mnie te bestie i zupełnie straciłam głowę... Aha, a jakim cudem przeszłam przez mur? Przeleciałam? A jeśli użyłam drabiny, to skąd ją miałam? Noszę wszędzie przy sobie, bo mam takie hobby? Oboje dobrze wiemy, że mogę pana zaskarżyć o puszczenie luzem psów obronnych, które stwarzają zagrożenie dla ludzkiego życia. Pan więc zapomni o mojej obecności tutaj, a ja nikomu nie wspomnę o szczuciu psami. Naraz dostrzegła przed sobą bramę i w jej sercu zaświtała nadzieja, iż może uda jej się wymknąć niepostrzeżenie i obejdzie się bez jakichkolwiek wyjaśnień. Brama okazała się zamknięta. Kate znieruchomiała z dłońmi kurczowo zaciśniętymi na prostych metalowych prętach, na które nie miała szansy się wdrapać. Spokojnie, tylko

spokojnie. Należy pomyśleć. Mogła poczekać do wieczora, ukryta gdzieś w krzewach, a pod osłoną nocy przeciągnąć pod mur jakieś krzesła z tarasu i wspiąć się po nich. No tak, ale do tej pory jej wynajęty samochód zostanie już z pewnością odholowany, numery spisane i nazwisko tymczasowego właściciela ustalone. I psy wrócą na teren posesji. O matko, chyba już wróciły, pomyślała ze zgrozą, gdy ponownie usłyszała ujadanie, tym razem bliżej niż poprzednio. Musiano je wpuścić jakimś innym wejściem, o istnieniu którego nie miała pojęcia. Niemal jednocześnie rozległ się głos policyjnej syreny. Trudno, wszystko było lepsze niż te wściekłe psy, policjanci zazwyczaj nie rzucają się na człowieka i nie chwytają zębami za gardło... Ujrzała nadjeżdżający czarny samochód, który zatrzymał się przed bramą. – Szybciej, zaraz tu będą psy! – zawołała w panice i dopiero wtedy zorientowała się, że to nie jest policyjny wóz. – Wiem, słyszę je – odparł spokojnie ten sam człowiek, który przedtem machał do niej tak gorączkowo. Teraz nonszalancko oparł się o drzwiczki i przyglądał jej się z wyraźną satysfakcją. – Niech pan coś zrobi, zanim mnie zjedzą na surowo! – zażądała rozpaczliwie. – Niech pan staranuje tę bramę, poniosę wszelkie koszty! Nawet nie drgnął. Między drzewami pojawił się błysk policyjnego koguta. – Na co czekasz, do licha? Na widok krwi? Na moją kartę kredytową?! – krzyknęła, porzucając wszelkie konwenanse. – Na to, że zdasz sobie sprawę z tego, że wpadłaś w diabelne tarapaty i że tylko ja mogę ocalić twoją skórę – odparł, po czym błyskawicznie wyciągnął z bagażnika jej własną drabinę i przerzucił przez ogrodzenie. – Uwaga! Kate w ułamku sekundy chwyciła z ziemi drabinę, wsparła ją o mur i wskoczyła na nią niemal tuż przed sięgającymi ku niej ostrymi kłami dwóch dobermanów. Nie oglądała się na nie, tylko usiadła na szczycie ogrodzenia i skoczyła na oślep. – Mam cię – usłyszała jak przez mgłę i wpadła wprost w wyciągnięte ramiona nieznajomego wybawiciela. Impet był tak silny, że przewrócili się na ziemię. Kate poczuła, że leży na aparacie, torbie z obiektywami oraz.... na ciepłym męskim ciele. Obcy skrzywił się nieco i wyciągnął spomiędzy nich kanciaste przedmioty, a następnie oparł dłonie na ramionach spoczywającej na nim blondynki. – Nic ci nie jest? – spytał. Spojrzała w bardzo jasne szare oczy z czarnymi punkcikami źrenic. Jakbym patrzyła w obiektyw aparatu, pomyślała. – Nnie – zająknęła się. To chyba od tego upadku musiała czuć się taka otumaniona. – Możesz biec? To pytanie przywróciło ją do rzeczywistości. Poderwała się gwałtownie, ale nie zdążyła zastanowić się, co dalej, gdyż mężczyzna niemal wepchnął ją do samochodu, który po chwili wystartował z wizgiem opon. Minęli stojący nieopodal wóz Kate i pomknęli ostrą serpentyną w dół, ścigani wyciem syren. – Dużo ich? – spytał rzeczowo, jakby już nieraz brał udział w podobnej imprezie. – Co najmniej dwa samochody – odparła. – Myślisz, że będą nas ścigać? Wzruszył lekceważąco ramionami. Wydawało się, że bycie ściganym przez

policję obcego kraju stanowi dla niego chleb powszedni. – Trudno powiedzieć, ale chyba nie. To mogłoby zrobić złe wrażenie na turystach. Kate przez chwilę spoglądała we wsteczne lusterko, po czym z ulgą wypuściła wstrzymywany oddech. Miał rację. Wyglądało na to, że nikt ich nie ścigał. – Nareszcie bezpieczna, co? – rzucił nieznajomy. Zamurowało ją, gdyż dopiero teraz w pełni zdała sobie sprawę z sytuacji. Z szaloną szybkością pruli w dół po przyprawiających o zawrót głowy wirażach, podczas gdy kierowca nonszalancko prowadził jedną tylko ręką, drugą niedbale opierając o otwarte okno! W dodatku sam kierowca... Kate powiodła wzrokiem po odsłoniętym ramieniu, na którym widniały dwie wyraźne blizny – jedna stara, a druga całkiem świeża – ku spalonej na brąz twarzy. Nieznajomy na moment odwrócił głowę i posłał swojej pasażerce enigmatyczne spojrzenie. – Dziękuję – powiedziała, on zaś tylko lekko skinął głową. Nieco nerwowo przełożyła koniec pasa z jednej ręki do drugiej i postanowiła go nie zapinać. – Myślę, że możemy wrócić na górę, żebym mogła zabrać mój wóz – zaproponowała i postanowiła przejść do oficjalnej formy zwracania się do niego, by w jakiś sposób zamanifestować swój dystans. Ten człowiek nie budził jej zaufania. Naprawdę nie miała ochoty się z nim spoufalać. – Przystanie pan w jednym z tych oznaczonych miejsc widokowych, to nie wzbudzi niczyich podejrzeń, a ja wysiądę i przejdę się ten kawałek. O, tu możemy skręcić. – Z ulgą wskazała na znak przy drodze. Samochód nie zwolnił jednak ani trochę. O rany, czyżby trafiła na jednego z tych zarozumiałych bubków, którzy myślą, że kobietom imponuje bezmyślna brawura? Pewnie zamierzał skręcić w ostatnim momencie z rozdzierającym piskiem opon... Minęli znak. – Hej! – zaprotestowała gwałtownie Kate. – Zapnij pas – zakomenderował nieznajomy i jeszcze przyspieszył. – Proszę zatrzymać i wypuścić mnie – zażądała chłodnym głosem, w którym nie pojawił się nawet ślad paniki. Była z siebie dumna. Przelotnie zerknął na zegarek. – Nie teraz. Nie mam czasu. – To proszę go znaleźć! – wybuchnęła, zapominając o tym, że miała zachować całkowite opanowanie. Strzałka szybkościomierza przesunęła się dalej. Kate bez wahania puściła pas bezpieczeństwa, który automatycznie odsunął się na bok. – Chcę wysiąść. Nie będę zadawać żadnych pytań, wrócę na piechotę i zapomnę o wszystkim, proszę mnie tylko wypuścić. Zazwyczaj nie poddawała się panice, ale wypadki z ostatnich kilkunastu minut zdecydowanie przerastały wszystko, co ją do tej pory w życiu spotkało. Groziło jej aresztowanie na terenie obcego kraju, rozszarpanie przez psy, a na koniec ją porwano! Gdy ponownie nie doczekała się żadnej reakcji, postanowiła działać. Kate Brandon nigdy nie była bezwolną ofiarą wydarzeń, co to, to nie! – W porządku, nie musisz się trudzić, sama sobie poradzę.

Ciao! – rzuciła i chwyciła za klamkę. Nieznajomy równie błyskawicznym gestem złapał rzemień aparatu, który miała przewieszony przez szyję. – Przestań się zachowywać jak ostatnia idiotka i zapnij wreszcie ten pas, Kate!

ROZDZIAŁ DRUGI – Znasz mnie? – Zostaw tę klamkę i zapnij pas!!! Zignorowała jego żądanie i mocno szarpnęła do siebie aparat, pociągając przy tym rękę mężczyzny. Samochód zarzucił gwałtownie na bok, przejeżdżając niebezpiecznie blisko ochronnej barierki, zaś Kate ledwo stłumiła krzyk. Kierowca w ostatniej chwili wyprowadził wóz na prostą i zerknął na pobladłą pasażerkę. – Co? Już nie masz ochoty na skakanie ze skały w dół? Z godnością poprawiła się na siedzeniu. – Kim właściwie jesteś i dokąd mnie zabierasz? – Max Hunter – odparł, nie odrywając wzroku od drogi. – Mam rozumieć, że Max to skrót od Maxwell? – Jeśli ci zależy... Czy on naprawdę myślał, że ma do czynienia z naiwną gąską? – Ten Maxwell Hunter? – spytała z przekąsem, akcentując pierwsze słowo. – Światowej sławy reporter, zdobywca nagrody Pulitzera? Czy wyglądam na taką głupią? – Och, już się tak nie oskarżaj. W tej sytuacji ja też bym prawdopodobnie zdecydował się przełazić przez mur. Kate przez chwilę nie rozumiała, o czym mówił, po czym zwróciła się do niego z oburzeniem: – Uważasz, że to było głupie? – Oczywiście – odparł z absolutnym przekonaniem. – Wybacz, ale dać się zagryźć, byłoby jeszcze głupsze – odcięła się i mocno chwyciła za brzeg siedzenia, gdy kierowca wziął ostry zakręt ze stanowczo zbyt dużą brawurą. – A tak wpadłaś w pułapkę w tym ogrodzie – wytknął jej. – Skąd mogłam wiedzieć? – parsknęła z furią. – Przecież cię uprzedzałem i proponowałem, żebyś wsiadła do mojego samochodu. – Błagam o wybaczenie za to, że nie posłuchałam potulnie rozkazów zupełnie obcego człowieka – odparła ze zjadliwą ironią. Mężczyzna westchnął i mocniej zacisnął dłonie na kierownicy. – Dobrze, zacznijmy od początku – zdecydował po chwili milczenia. – Cześć, jestem Max Hunter. Z irytacją wzniosła oczy ku niebu. – Naprawdę nie potrafisz wymyślić nic innego? – Powinnaś odpowiedzieć: „Nazywam się Kate Brandon i jestem zaszczycona, że mogę cię poznać”. – Wcale nie jestem! – wybuchnęła gniewnie. – Nie jesteś Kate Brandon? – spytał z nutką niepewności w głosie. Już miała powiedzieć, że nie, absolutnie, w życiu nie słyszała tego nazwiska, ale nagle przyszło jej do głowy, że jeśli ten nieobliczalny człowiek dojdzie do wniosku, że porwał niewłaściwą osobę, to po prostu zrzuci ją z tych skał, żeby pozbyć się niewygodnego świadka. – Nie jestem zaszczycona! – wyjaśniła pospiesznie. – Nie wierzysz, że jestem Hunter, prawda? – domyślił się. – Oczywiście, że nie.

– Czemu nie miałbym nim być? – Czy Capri ostatnio wypowiedziało komuś wojnę? Roześmiał się. – Nie, dlaczego? – Ponieważ Maxwell Hunter jest reporterem wojennym. Wyraz jego twarzy zmienił się w jednej chwili. Rysy mu się wyostrzyły i stwardniały. Spochmurniał. – Może nie ma już ochoty patrzeć na wojnę – odparł dziwnie matowym głosem, wypranym z wszelkich emocji. Zdumiona Kate po raz pierwszy pomyślała, że być może rzeczywiście ten człowiek jest tym, za kogo się podaje. – Na tylnym siedzeniu jest moja kurtka. W kieszeni znajdziesz paszport. Wzruszyła ramionami – przecież podrobienie paszportu jest fraszką – tym niemniej sięgnęła po niego. Mocno zniszczony i pełen kolorowych stempli dokument wyglądał autentycznie. – O rany! Mężczyzna skrzywił się nieco. – Naprawdę aż tak fatalnie wyszedłem na tym zdjęciu? Podniosła na niego zdumiony wzrok. – Naprawdę masz trzydzieści cztery lata? – wyrwało jej się i wtedy zauważyła, że z niepokojem zerknął na swoje odbicie w lusterku. – Owszem – przyznał z rezerwą. – Legendarny Maxwell Hunter musi mieć znacznie więcej – zawyrokowała. Przecież osiągnął międzynarodową sławę i uznanie, o pieniądzach nie wspominając. Miałby być zaledwie cztery lata starszy od niej? – Tak? A na ile wyglądam? – zainteresował się, a w jego głosie zabrzmiała nutka próżności. Kate spojrzała na ciemne włosy, w których na próżno byłoby szukać srebrnych nitek, na regularne rysy, przypomniała sobie twardość i gibkość jego ciała... Nie dość, że znany i bogaty, to jeszcze przystojny. Musiał być piekielnie dumny ze swego powodzenia i zapewne nieznośny. Co do tego ostatniego nie mogło być najmniejszych wątpliwości. – Na czterdzieści pięć – oceniła złośliwie. – Tak się właśnie czuję – odparł dziwnie poważnym głosem. – Chociaż nie... Czuję się tak, jakbym miał sto czterdzieści pięć. Zerknął na paszport w dłoni Kate, a potem na nią samą. I nagle zrozumiała, że patrzyła w oczy, które rzeczywiście widziały dużo. Zbyt dużo. – Dobra, jedną rzecz już sobie wyjaśniliśmy. – Rzuciła dokument na tylne siedzenie. – Czy teraz mogłabym się wreszcie dowiedzieć, dokąd to wspaniały Max Hunter mnie zabiera? – I co on tu właściwie porabia, dodała w myślach. Westchnął. – Czy mogłabyś nazywać mnie po prostu Maxem, darowując sobie wszelkie zbędne przymiotniki? – Dokąd jedziemy, Max? – zaszczebiotała słodko w odpowiedzi. – Do przystani, Kate. – A po co, Max? – Żeby dorwać Fionę i Damiana, Kate. Natychmiast opuściła ją ochota do droczenia się z nim. – Skąd wiesz?!

– Od przyjaciela, któremu robię drobną przysługę. Przyjrzała mu się badawczo. – Ciekawe, jak ten przyjaciel się nazywa... – Glen Hedgecoe. Redaktor naczelny „World Eye”! Jej szef! – Skąd się znacie? – Och, z czasów wczesnej młodości. – Chwileczkę... Czy to znaczy, że nie spotkaliśmy się tu przypadkiem? – spytała w popłochu. Glen wiedział, że Kate robi dla niego ostatni materiał, gdyż zmienił ongiś porządną gazetę w zwyczajny brukowiec, karmiący się skandalami, a to jej się nie podobało. Chciała być szanującym się fotoreporterem i pracować dla wiarygodnego, szanującego się pisma. Czyżby szef podejrzewał, że skoro Kate i tak się wycofuje, to jej nie zależy, więc nie wywiąże się ze swoich zobowiązań? – Hej, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że wspaniały Maxwell... – Bez przymiotników, proszę. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ktoś taki jak ty pracuje dla „World Eye”? – Tylko ten jeden raz. To wyjątkowy układ. Fatalnie. Konkurowanie z Hunterem niemal automatycznie stawiało ją na straconej pozycji. Ten facet miał tyle nagród i dyplomów, że mógł sobie nimi ściany tapetować! – Ustalmy sobie jedną rzecz – zakomunikowała zimno. – Fiona Ferguson jest moja i Glen o tym wie. – Glen przede wszystkim wie, że to może być wystrzałowy materiał i nie zamierza przepuścić takiej okazji. Ja jestem czymś w rodzaju polisy ubezpieczeniowej. – Glen przede wszystkim powinien pamiętać, że ja zawsze dostarczam materiał, który obiecałam – oznajmiła z naciskiem, dając mu do zrozumienia, że sprawa Fiony należy wyłącznie do niej. Z ponurą miną sprawdziła sprzęt i spojrzała na widoczną w dole przystań. Zignorowała tę część, gdzie przybijał prom i uważnie przyjrzała się kei z prywatnymi jachtami. Przede wszystkim rzucał się w oczy brak jakichkolwiek osób z aparatami. To oznaczało, że gdyby udało jej się sfotografować Fionę i Damiana razem, byłaby jedyną właścicielką kompromitujących zdjęć, co wydatnie podbiłoby ich cenę. Niestety, obecność Maxa Huntera zmniejszała jej szanse na porządny zarobek. Diabli nadali faceta! – Widzisz ich? – spytał, zwalniając nieco. – Nie. Mruknął pod nosem coś, czego nie dosłyszała. – A co, myślałeś, że stoją na molo i machają flagami? – spytała zgryźliwie. – Ciekawe w takim razie, gdzie mam skręcić – skomentował, gdyż właśnie dojeżdżali do skrzyżowania. – W prawo. – Skąd wiesz? – zainteresował się, ale bez sekundy wahania zrobił to, co powiedziała. Kate milczała przez moment. Po prostu po tej stronie cumowały najbardziej eleganckie jachty, a Fiona kochała luksus nade wszystko... – Intuicja – przyznała wreszcie z ociąganiem. Ku jej zaskoczeniu z uznaniem skinął głową.

– To dobra cecha w naszym zawodzie. Ja sam... – Zatrzymaj! To tamta limuzyna. Max z godnym podziwu refleksem natychmiast zjechał na bok i zaparkował tak, by mieli dogodny widok na samochód i kołyszący się na wodzie nowiuteńki, lśniący śnieżną bielą jacht. – Ciekawe do kogo należy to cacko? – wymruczała Kate, opierając przed sobą ciężki aparat i nastawiając obiektyw. – Do właściciela willi – odpowiedział takim tonem, jakby wiedział to z całą pewnością. Kate podniosła na niego pytający wzrok. – To Claudio Amini. Amini! Obrzydliwie bogaty, brylujący w najlepszym towarzystwie, pojawiający się na wielkich galach w Hollywood, lecz przede wszystkim podejrzany o ścisłe powiązania z mafią. Oczywiście nikt mu nigdy niczego nie udowodnił. – Nasze gołąbki mają dziwne znajomości – rzuciła nonszalancko i wróciła do patrzenia przez wizjer. W rzeczywistości skóra na niej cierpła na samą myśl o tym, że włamała się na teren posiadłości jakiegoś mafiosa. Gdyby Max jej nie uratował... Do licha, miała wobec niego dług wdzięczności. I to ogromny. – Oho, coś się zaczyna dziać – zakomunikowała. Usłyszeli stłumiony warkot motoru, załoga rzuciła cumy i jacht odbił od brzegu. W jednym z bulajów pojawił się miedziany refleks. – Włosy Fiony, zawsze widać je na kilometr – wyjaśniła. Choć nie odrywała oka od wizjera, zdawała sobie sprawę z tego, że Max nawet nie sięga po swój aparat, tylko spokojnie siedzi za kierownicą. – No, dalej, wyłaźcie na pokład! Nie chcecie pooglądać widoków? Niestety, jej zaklęcia nie poskutkowały. Nikt się nie pojawił i jacht stopniowo zmienił się w mały biały punkt na niebieskim morzu. – Wycwaniła się – przyznała z niechęcią Kate, zakrywając obiektyw. Max miał taką minę, jakby niewiele go obeszło, że polowanie zakończyło się fiaskiem. Siedział bokiem do kierownicy i obserwował Kate z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Poczuła się jak robak pod mikroskopem i to jej się nie spodobało. W ogóle ten cały Max Hunter wcale jej się nie podobał. Nie ufała mu za grosz. Co oczywiście nie zmieniało faktu, że mógł jej się jeszcze na coś przydać. – Czy teraz miałbyś czas, żeby wrócić po mój samochód? – Zleć to agencji, w której go wynajęłaś. Niech sami go sobie zabiorą, tak będzie szybciej. Ale drożej, pomyślała natychmiast. Zawsze liczyła się z pieniędzmi, gdyż zawsze miała ich za mało. Nie wahała się sowicie wynagradzać wszelkich informatorów, gdyż to się z reguły opłacało, ale poza tym była oszczędna aż do bólu. Oczywiście nie zamierzała zwierzać się z tego Maxowi, więc wolała milczeć. – Może więc podrzuć mnie do hotelu? – zaproponowała. – Go zamierzasz teraz zrobić? – spytał, nie odrywając od niej badawczego spojrzenia, które coraz trudniej było jej znieść. On prawie wcale nie mrugał, wpatrywał się w człowieka tak, jakby prześwietlał go na wylot promieniami rentgena! – Wybacz, ale to moja sprawa. – Wybacz, ale tak się składa, że uratowałem ci dzisiaj życie – przypomniał, a Kate mimowolnie wzdrygnęła się na wspomnienie ścigających ją dobermanów. – W

jakiś sposób czuję się za ciebie odpowiedzialny. – Dzięki, doceniam to, ale doprawdy masz zbyt mocno rozwinięte poczucie odpowiedzialności. – Niepostrzeżenie zerknęła na zegarek. Za trzy kwadranse odpływał ostatni tego dnia prom, a ona musiała znaleźć się na jego pokładzie. Oczywiście bez Maxa. – No, to do zobaczenia później – powiedziała ze sztuczną życzliwością i otworzyła drzwi. W tym samym momencie usłyszała dźwięk zapuszczanego motoru. – Podrzucę cię do hotelu. Zawahała się z dłonią na klamce. Z jednej strony miała straszliwie mało czasu, z drugiej jednak podejrzewała, że Max zamierza uczepić się jej niczym, nie przymierzając, rzep psiego ogona, licząc na to, że ona doprowadzi go do Fiony jak po sznurku. – Kate! – rzucił rozkazującym tonem i jakoś tak się stało, że odruchowo zamknęła drzwi, czego natychmiast pożałowała. Teraz Max będzie przekonany, że może nią rządzić... Była tak nadąsana, że dopiero gdy stanęli przed jej hotelem, zorientowała się, że przecież nie podała mu adresu. Nawet Glen nie wiedział, gdzie się zatrzymała. Do licha, ten Hunter naprawdę jest dobry, pomyślała z niechętnym uznaniem. Wymamrotała podziękowanie, wyskoczyła z samochodu i wbiegła po schodach. Wiedziała, że Max śledzi ją wzrokiem, więc uległa pokusie i w samych drzwiach odwróciła się, by spojrzeć na niego ostatni raz. Na jego twarzy malowało się to samo zadowolenie z siebie, jakie widziała u niego, gdy stał po drugiej stronie bramy willi Aminiego. Żachnęła się i pospiesznie udała się do swojego tandetnego pokoiku na poddaszu. Gniewnie chwyciła wysłużoną torbę z grubego płótna i z przyzwyczajenia zajrzała pod łóżko, choć i tak nic nie mogło pod nie wpaść. Nigdy nie wypakowywała więcej rzeczy, niż było to absolutnie niezbędne, gdyż często powodzenie zależało od błyskawicznego przemieszczania się z miejsca na miejsce. Zeszła na dół, uregulowała rachunek, załatwiła też sprawę wynajętego samochodu i opuściła hotel. Była niemal pewna, że Max nie popuści i zaczeka na nią, ale nie wyglądało na to. Na wszelki wypadek rozejrzała się wokół podejrzliwie, lecz nie dostrzegła go nigdzie, więc udała się w stronę przystani nieco już uspokojona. Nie miała najmniejszej ochoty z nikim współdziałać. Nawet z kimś tak znanym i cenionym jak Hunter. Zawsze pracowała sama, koniec i kropka. Gdy tylko znajdzie się w Sorrento, natychmiast zadzwoni do Glena i postawi mu takie warunki, że będzie musiał na nie przystać, inaczej nie dostanie żadnych zdjęć. Na jej ustach pojawił się nieco złośliwy uśmiech. Akurat będzie taka pora, że wyrwie szefa ze snu w samym środku nocy. Świetnie! Należało mu się. Na molo kłębił się tłum ludzi, którzy wykrzykiwali coś gniewnie w nie znanych jej językach. Nieco zdezorientowana Kate podeszła do okienka. – Brak biletów – oznajmiła siedząca za szybą kobieta. – Jak to? – Wykupione. – Bileterka wskazała kłócących się turystów. – Dwie grupy, jeden przejazd – wyjaśniła dość kulawym angielskim. Kate zauważyła teraz, że w centrum zamieszania znajdowali się trzej mężczyźni – dwaj piloci obu wycieczek oraz kapitan, któremu wymachiwali przed nosem biletami i dowodzili, że to właśnie ich grupa ma pierwszeństwo wstępu na prom. – Będzie więc musiał popłynąć dwa razy – stwierdziła Kate, lecz kobieta

przecząco pokręciła głową. – To jak mam się dostać do Sorrento? Odpowiedziało jej wzruszenie ramion. – Jutro. – Ale ja muszę teraz! – wykrzyknęła z oburzeniem, lecz bileterka odwróciła się z powrotem do małego telewizora, nie poświęcając jej więcej uwagi. Kate odeszła od okienka, mrucząc pod nosem różne nieparlamentarne wyrazy. Niepostrzeżenie wmieszała się w tłum, zamierzając w odpowiednim momencie dołączyć do tej grupy, której przewodnik w końcu postawi na swoim. Naraz spostrzegła, że kapitan rozkłada ręce, po czym stanowczym krokiem udaje się w kierunku pobliskiej tawerny, wyraźnie pozostawiając rozwiązanie problemu obu pilotom. – Coraz lepiej – warknęła, wycofując się spomiędzy turystów, by biec za kapitanem promu i zaoferować mu pewną kwotę w zamian za prawo wstępu na pokład. Ten przejazd będzie kosztował ją znacznie drożej, niż się spodziewała... – Czyżbyś wybierała się tam, gdzie ja? – dobiegł ją znajomy głos. Max siedział sobie wygodnie na drewnianej ławce i wyglądał tak, jakby to całe zamieszanie nieźle go bawiło. Kate zawahała się, po czym zajęła miejsce obok niego, z rezygnacją rzucając torbę na ziemię. – Możesz się wybierać, dokąd tylko chcesz, ale i tak nikt się nie ruszy z wyspy – wyjaśniła. – To ostatni kurs, ale sprzedano dwa razy więcej biletów, niż trzeba. Kapitan się wściekł i widać, że prom nie odpłynie, dopóki piloci wycieczek nie rozstrzygną sprawy między sobą. Nie wiem, może on liczy na to, że się pozabijają, a wtedy spokojnie przewiezie resztę... – A do tej pory Fiona i Damian będą już daleko – podpowiedział usłużnie Max. Kate zgarbiła się, jakby poczuła na plecach ogromny ciężar, za to jej towarzysz spokojnie założył nogę na nogę z miną człowieka pozbawionego wszelkich trosk. – Nie wyglądasz mi na osobę, którą może powstrzymać taki drobiazg – zauważył niewinnym tonem. – Wystarczy przekupić kapitana, problem polega tylko na tym, kiedy w końcu uda się wypłynąć. Z dezaprobatą pokręcił głową. – Oj, Kate, jakaś ty cyniczna. I jak mało pomysłowa. O ile tym pierwszym określeniem nie przejęła się zbytnio, gdyż ta cecha bardzo przydawała się w jej zawodzie, to drugie dotknęło ją do żywego. – Gdybym nie była pomysłowa, to ciebie też by tu nie było, bo oprócz mnie nikt nie wyczuł, że coś się święci w związku z Fioną Ferguson – odparła z urazą. – Początek był niezły, ale co dalej? – Z zadowoloną miną oparł się wygodniej, zamknął oczy i wystawił twarz do słońca. – Zatriumfowałaś nad psami, mafiosem i policją i naraz miałby cię powstrzymać jakiś głupi prom? Oczywiście musiał jej przypomnieć akurat to, czego dokonała dzięki jego pomocy, jakżeby inaczej? – Ośmielę się zauważyć, że ty też jesteś uwiązany na wyspie przez ten głupi prom – wytknęła ze zjadliwą satysfakcją. – Wcale nie. Nie musiała na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że na jego twarzy widnieje ten wyraz zadowolenia, który zaczynała serdecznie nienawidzić. – A co? Masz bilety na obie wycieczki? – Nie. Inny środek transportu.

Aż otworzyła usta ze zdziwienia, lecz na szczęście Max wciąż miał zamknięte oczy, więc nie zauważył jej miny. – Wynająłem łódź – wyjaśnił uprzejmie. – To czemu siedzisz tutaj? – Czekam, aż zatankują paliwo. Kate nie wytrzymała i rozejrzała się dookoła, zaś Max musiał to wyczuć, gdyż leniwie otworzył jedno oko i wskazał ręką: – Tam. Ujrzała zgrabny kabinowy jacht i bezwiednie zacisnęła dłoń na pasku aparatu. Spokojnie znalazłoby się miejsce dla więcej niż jednego pasażera... – Wynająłeś całość, czy tylko zaklepałeś sobie miejsce? – Całość. Zauważyła, że Max przypatruje jej się bacznie i poczuła się tak samo, jak wtedy pod zamkniętą bramą willi. Znów znajdowała się w pułapce i, tak jak poprzednio, człowiek, który mógł wydobyć ją z tarapatów, bawił się jej kosztem. Wyraźnie czekał, aż ona go poprosi, żeby łaskawie zechciał udzielić pomocy. Duma nie pozwalała jej tego zrobić. Z drugiej jednak strony czas pracował na jej niekorzyść... – No, chyba skończyli. – Max wstał z ławki i przeciągnął się. – Pora na mnie. – Nie zaproponujesz, żebym płynęła z tobą? – spytała cichym głosem. – Nie. No tak, można było się tego spodziewać. On nie przepuści okazji, żeby udowodnić swoją przewagę. Nie miała wyjścia, musiała się dostosować. – A czy mogę zabrać się z tobą? – Tak. – Sięgnął po jej zakurzoną torbę, przewiesił sobie przez ramię i wyciągnął rękę, by pomóc Kate wstać. Nienawidziła go w tym momencie z całego serca, ale cóż miała zrobić? Puściła jego dłoń, gdy tylko się podniosła. – Ile będzie mnie to kosztować? – spytała, choć nie przypuszczała, by człowiek, który mógł sobie łatwo pozwolić na wynajęcie jachtu, potrzebował zwrotu części kosztów. Max powoli zmierzył ją wzrokiem, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie w leciuteńkim uśmiechu. – Porozmawiamy o tym... później.

ROZDZIAŁ TRZECI Przypłynęli do Sorrento na długo przed promem z Capri, ale oczywiście dużo później niż Fiona i Damian. Patrząc na luksusowy biały jacht, który kołysał się łagodnie przy brzegu, Kate planowała następne posunięcie. Max stał nieopodal, ale sprawiał wrażenie, jakby nic go nie obchodziło. Przez całą drogę siedział na samym dziobie, wystawiając twarz do wiatru i bryzgów słonej wody lub też żartując z kapitanem. Łatwo mu się było śmiać, skoro nie musiał się martwić o pieniądze – w odróżnieniu od Kate. Wiedziała, że nie może sobie pozwolić na spędzenie kilku kolejnych dni we Włoszech, ale musiała zaryzykować, ponieważ zainwestowała już zbyt dużo w ten wyjazd. Gdyby się teraz wycofała, wszystko poszłoby na marne. W dodatku zostawiłaby Maxa samego na polu bitwy i to jemu przypadłaby palma zwycięstwa. O, nie, nie dopuści do tego! Z tym buntowniczym nastawieniem zeszła na brzeg. – Arrivederci! – Max pomachał kapitanowi na pożegnanie. – No, to jesteśmy – obwieścił z zadowoleniem. Jego dobry humor zirytował ją. Już miała w odpowiedzi wygłosić jakąś kąśliwą uwagę, gdy nagle słowa zamarły jej na ustach. Jej towarzysz wyglądał na zupełnie odmienionego tą podróżą, wydawało się, jakby morska woda zmyła z jego twarzy zmęczenie i smutek. A może to wpływ słynnego łagodnego światła włoskich wieczorów, które zainspirowało tylu artystów? Tym razem zainspirowało ono Kate. Bez namysłu rzuciła torbę na ziemię, podniosła aparat, ściągając osłonę obiektywu i wprawnym gestem błyskawicznie nastawiła czas oraz przesłonę. – Zauważyłaś coś ciekawego? – Odwrócił twarz w jej stronę, a wtedy zrobiła mu zdjęcie. – Co ci przyszło do głowy? – spytał ze śmiechem. – Czy wyglądam aż tak tragicznie, że trzeba było to uwiecznić? – Przeczesał palcami potargane przez wiatr włosy. Zamknęła aparat, zastanawiając się nad odpowiedzią. – Wyglądasz na szczęśliwego – wyjaśniła. – A chyba od dawna nie byłeś – dodała po chwili, choć nie wiedziała, czy nie powinna zachować tej uwagi dla siebie. Przyglądał jej się przez moment w milczeniu, po czym skierował wzrok z powrotem ku morzu. – Ostatni raz płynąłem łodzią dwa lata temu. To była zima. Cieśniny Allimah. Noc. Każdy z nas oświetlał powierzchnię wody reflektorem, w każdej chwili mogliśmy natknąć się na minę. Nie miałem odwagi mrugać, oczy mi łzawiły, ale bałem się poruszyć, żeby je wytrzeć. Ułamek sekundy wystarczyłby, żeby przeoczyć niemal niewidoczny czarny kształt w czarnej wodzie. I było zimno, tak straszliwie zimno... – Jego głos stawał się coraz cichszy. Chciała spytać, czemu właściwie znalazł się na tamtej łodzi i co go zmusiło do tak niebezpiecznej wyprawy, ale intuicja podpowiedziała jej, żeby nie wtrącać się do jego wspomnień. Może sam zechce ujawnić coś więcej? Widziała po wyrazie jego oczu, że wciąż nie do końca powrócił do teraźniejszości, że nadal miał przed sobą widok, o którym mówił. On jednak uśmiechnął się samymi ustami i przewiesił sobie przez ramię swoją skórzaną torbę, równie zniszczoną jak jej własna. – Głodna? – Potwornie – przyznała. Zerknął na zegarek, a potem położył dłoń na plecach Kate i skierował ją w

stronę małego barku. – Zdążymy coś przegryźć. Mamy czterdzieści minut do odejścia pociągu. – Pociągu? O czym ty mówisz? – A nie wybierasz się do Rzymu? – zainteresował się, cofając rękę. – Przecież film jest kręcony właśnie tam. – Owszem, ale jeszcze nic nie zrobiłam w tym kierunku... – Ale ja zrobiłem – poinformował spokojnie i podszedł do stolika, gdzie poczekał, aż zdezorientowana Kate dołączy do niego i podsunął jej krzesło. – Mamy bilety na ekspres do Rzymu o dziewiątej wieczorem. Nie podobało jej się to. – Aha, z góry założyłeś, że będę chciała z tobą pojechać? – A nie chcesz? Usiadła i ze złością sięgnęła po menu. Max zaczynał się coraz bardziej szarogęsić, na co nie powinna mu pozwalać, ale z drugiej strony nie mogła też pozwolić, by duma przeszkodziła jej w wykonywaniu pracy. – A właściwie, jak ty to załatwiłeś? – Zarezerwowałem je telefonicznie z kasy biletowej na Capri. Przypomniała sobie zapatrzoną w ekran telewizora kobietę, która z nią w ogóle nie chciała gadać. No tak, ale ona nie była przystojnym szatynem... – Jesteś całkiem niezły jak na nowicjusza – przyznała niechętnie. Roześmiał się. – Nie jestem nowicjuszem, zapewniam cię. – W swoim fachu na pewno nie, ale to jest coś zupełnie innego. – Nie Uczyłabyś się ze mną, gdybym nie był ci do niczego przydatny. Aczkolwiek i tak zamierzałaś zostawić mnie na wyspie, prawda? Rzuciła menu na blat stolika, nawet go nie czytając. – Nie mam w zwyczaju pomagać konkurencji. – Nie stanowię konkurencji. – W takim razie, jak to nazwiesz? – zaatakowała Kate, która zdecydowała się postawić sprawę jasno. Najwyższy czas wyjaśnić sobie pewne sprawy. – Powiedzmy, że jestem po prostu zainteresowany tym, żeby twoja gazeta otrzymała dobry materiał. Spojrzała na niego wymownie. Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem, starając się przeniknąć myśli drugiej osoby, jednocześnie nie ujawniając swoich. Byli dwojgiem samotników, którzy przywykli do obserwowania innych, sami pozostając w cieniu i nigdy nie odkrywając swoich kart przed nikim. Kate zrozumiała nagle, że ma przed sobą pokrewną duszę. – Nie pracuję już jako reporter wojenny, postanowiłem rozejrzeć się za czymś innym. Twoja praca może być całkiem niezła. – Widzę, że nie owijasz w bawełnę – skomentowała cierpko. – Nie, wcale nie zamierzam wysadzić cię z siodła i zająć twojego miejsca – uspokoił ją szybko. – Chciałem tylko powiedzieć, że zmieniam pole działania. Fotografowałem takie widoki, że z przyjemnością przerzucę się na coś zupełnie innego, dlatego pomyślałem o tym, co ty robisz. – Daję ci słowo, że uganianie się z aparatem za znanymi ludźmi wcale nie jest takie ekscytujące, jakby się mogło wydawać – zapewniła go. – Domyślam się – odparł Max, skinął na kelnera i zamówił dwie pizze. – Dlatego potrzebuję dobrego nauczyciela, a Glen powiedział mi, że jesteś najlepsza. Warto wiedzieć takie rzeczy, pomyślała. Jeśli rzeczywiście tak powiedział, to wykorzystam to, gdy przyjdzie do ustalania ceny za zdjęcia.

– Chyba nie masz nic przeciw temu, żeby wprowadzić kolegę reportera w tajniki fachu? Oczywiście, nie liczę na dużo, ale przynajmniej mogłabyś mi trochę pomóc. Sama zauważyłaś, że jestem nowicjuszem. Musiałaby upaść na głowę, żeby pomagać konkurencji. Tym niemniej, komplementy robiły swoje. Sam wielki Max Hunter nazywał siebie jej kolegą i prosiło naukę. Nie każdy mógł usłyszeć coś takiego. Kto wie, może do tej pory jeszcze nikt tego nie usłyszał... – Co chcesz wiedzieć? – spytała, unikając w ten sposób udzielenia jasnej odpowiedzi. – W tej grze nie ma żadnych reguł, prawda? Każdy działa na własną rękę i nikt się nie wtrąca do jego metod? Zauważyła, jak lśnią mu oczy. Stało się dla niej oczywiste, że Max nade wszystko uwielbiał wolność działania i nie znosił być od kogokolwiek zależny. Zupełnie tak samo, jak ona. – Czego właściwie ode mnie oczekujesz? – Pozwól mi jechać z tobą i przyjrzeć się, jak to wygląda. Wcale jej się ten pomysł nie podobał, jednakże zdawała sobie sprawę z tego, że znów nie pozostawił jej wyjścia. Odmowa niczego by nie załatwiła, mogłaby tylko pogorszyć sprawę, gdyż Max stanąłby na głowie, żeby pierwszy zrobić zdjęcia i udowodnić w ten sposób, że jest lepszy i że poradził sobie bez niczyjej pomocy. Lepiej się zgodzić, przynajmniej będzie miała go na oku. – Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Fiona należy do mnie. Ja robię zdjęcia i ja ustalam sposób działania – oznajmiła twardo. Max ściągnął brwi, lecz po chwili niemal niezauważalnie skinął głową. – Zgoda. Było oczywiste, że nie przywykł do tego, by ktoś dyktował mu warunki. Kate poczuła, że w tym momencie odniosła zwycięstwo, może nawet ważniejsze, niż mogłoby się to komuś wydawać. Przygotowanie pizzy zajęło więcej czasu, niż się spodziewali i w efekcie zdążyli przełknąć zaledwie kilka kęsów, gdy okazało się, że muszą się zbierać. Zapakowali resztę w papier, chwycili butelki z wodą mineralną i pobiegli na stację. Zdążyli odebrać swoje bilety i wsiąść do pociągu niemalże w ostatniej chwili. Wciąż dysząc po szaleńczym biegu, zajęli miejsca w wagonie pierwszej klasy i w tym momencie pociąg ruszył. – Udało się – powiedział z zadowoleniem Max. Kate, coraz bardziej zmęczona po szaleńczym dniu, zdobyła się na blady uśmiech i wyjęła nadgryzioną pizzę z zatłuszczonego papieru. – Dobrze, ustalmy wreszcie kwestie finansowe – powiedziała, choć obawiała się, że po usłyszeniu odpowiedzi straci apetyt. Trzeba było to jednak załatwić. – Nie mówmy o tym. Poczuła, że jedzenie staje jej w gardle. Przełknęła pospiesznie. – Aż tyle to kosztowało? – Starała się nadać swojemu głosowi dość obojętny ton, ale chyba nie wyszło jej to najlepiej. – Chodzi mi o to, że wpiszemy wszystko w koszt mojej delegacji, tak będzie prościej. – Chcesz mi powiedzieć, że Glen pokrywa twoje wydatki? – wyrwało jej się, lecz była zbyt zdumiona, żeby się powstrzymać. Jej szef słynął z tego, że miał przysłowiowego węża w kieszeni. Jedyne, co udało jej się od niego wydębić, to pieniądze na bilet lotniczy do Włoch, a i tak zamierzał jej to potrącić przy płaceniu za

zdjęcia. Max przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu i Kate zdała sobie sprawę z tego, że zdradziła mu o sobie zbyt wiele. – Zawsze tak jest, kiedy dla kogoś pracuję – wyjaśnił. – Ale Glen nie uznaje takich zasad – niemal warknęła, w myślach podwajając cenę za zdjęcia Fiony. – A prosiłaś go kiedyś o to? Żachnęła się. – Oczywiście! Gniewnie ugryzła zimną już pizzę, choć rzeczywiście straciła apetyt. Do Ucha, wychodziła w jego oczach na naiwną amatorkę. Max w zamyśleniu bawił się swoją butelką wody mineralnej. – Zawsze przecież możesz sprzedać zdjęcia komuś innemu. – To niczego nie zmieni. Tylko fotoreporterzy na stałej umowie, no i takie sławy jak ty, oczywiście, mają pokrywane koszty wyjazdów. Jak ktoś pracuje na zlecenie, to sam za wszystko płaci. – To czemu nie przechodzisz na stały kontrakt? – Zaproponowałam to Glenowi jakiś czas temu, ale odparł, że „World Eye” nie może sobie na to pozwolić. – Nie dodała, że nie ponowiła propozycji i że teraz nie przyjęłaby takiej oferty, nawet gdyby szef błagał ją na klęczkach. To, co się zrobiło z tej gazety, stanowczo wykluczało jakąkolwiek dalszą współpracę. – Od dawna jesteś w takim zawieszeniu? – Od kilku miesięcy – odparła, po czym skorygowała w myślach, że właściwie to już rok. No, może trochę więcej. Szczerze mówiąc, to prawie dwa lata... Właściwie, jak to się stało? Dlaczego dopuściła do tego, by traktowano ją niemal jak popychadło? – Myślałam, że z czasem jakoś wszystko się ułoży – wytłumaczyła dość niezdarnie. – Kiedy gazeta sprzedawała się lepiej, to i Glen więcej płacił. Oczywiście, gdy popyt spadał, to Glen płacił mniej, ale tego już nie dodała. Tak, rzeczywiście trzeba zwijać żagle i znaleźć sobie inną przystań. A pieniądze za zdjęcia Fiony Ferguson dadzą jej czas na poszukanie innej pracy. Westchnęła, co oczywiście nie umknęło uwagi Maxa. – Czemu tak długo pozwalasz mu się wykorzystywać? – Chyba z poczucia lojalności. To właśnie on po raz pierwszy zapłacił mi naprawdę duże pieniądze za zdjęcia i to akurat wtedy, gdy diabelnie ich potrzebowałam. – A teraz nie potrzebujesz? Uśmiechnęła się niewesoło. – Dobre pytanie. Odpowiedział jej podobny uśmiech. – Tak, łatwo jest gdzieś utknąć i nie posuwać się dalej. Wtedy przestajesz doceniać swoją wartość. – Łatwo ją też przecenić, a wtedy spada popyt na twoje usługi – ostrzegła. – Czasami trzeba zaryzykować. Dobrze ci mówić, kiedy masz pełne konto w banku, pomyślała z urazą. – Dzięki za radę – odparła z przekąsem. – Och, nie musisz brać sobie tego do serca. – Nie obawiaj się, nie wezmę. Max roześmiał się, słysząc tę ciętą odpowiedź, ale śmiał się jakby ciut za głośno i za długo, by to było szczere.

– Nie lubisz mnie, prawda? Ale za to mi się podobasz, pomyślała. Kate z wysiłkiem odsunęła od siebie tę myśl. – Przede wszystkim prawie cię nie znam, więc trudno cokolwiek powiedzieć. Nie da się jednak ukryć, że stanowisz zagrożenie dla mojej przyszłej stabilizacji finansowej. – Uwierz mi, że nie. – Niby czemu miałabym ci wierzyć? Rysy jego twarzy stwardniały wyraźnie. – Nie zapominaj, że mogłem zostawić cię na terenie willi mafiosa, potem na przystani na Capri, a wreszcie w Sorrento. – Czemu więc tego nie zrobiłeś? W jego oczach pojawił się jakiś dziwny błysk. Max przez chwilę nie odpowiadał i Kate odgadła, że starannie dobierał każde słowo. – Jestem znany z tego, że pomagam kolegom po fachu, gdy wpadną w tarapaty. – Może cię to zadziwi, ale nie jestem taka znowu bezradna, jak mogłoby ci się wydawać. Miałam plan wydostania się z Capri, spokojna twoja głowa – oznajmiła z godnością, po czym oparła się i zamknęła oczy, dając znak, że uważa dyskusję za zakończoną. Starała się nie myśleć o tym, że dotrą na miejsce w samym środku nocy i że trzeba będzie zorganizować jakiś nocleg. Zamiast tego myślała o mężczyźnie, który irytował ją bezgranicznie i jednocześnie fascynował. Zerknęła na niego nieznacznie spod rzęs i odkryła, że przyglądał jej się z absolutnie nieodgadnionym wyrazem twarzy. Co on sobie myśli? O co mu tak naprawdę chodzi? I właściwie czemu zależy mi na tym, żeby go przeniknąć? Czemu tak mnie to korci? Czy to nie jest niepokojący znak? Ale jakoś wcale mnie to nie niepokoi. Ale czy to, że mnie to nie niepokoi, nie jest jeszcze bardziej niepokojące? Chyba się trochę zakałapućkałam... Coś mi się zdaje, że lepiej zrobię, jak spróbuję się zdrzemnąć. Mam przeczucie, że czeka mnie sporo bezsennych nocy... – Kate, przestań się wreszcie głupio upierać! Zarezerwowałem dla nas miejsca w Hotelu Principe. – Max skinął na taksówkę. Principe? Nie, ten hotel z pewnością nie figurował w jej „Praktycznym przewodniku po Rzymie”. – Dzięki, ale wolę zatrzymać się w Villa de San Marco. – Kate była zdeterminowana, żeby wreszcie wyrwać się spod nieznośnej kurateli Maxa. Koniec z traktowaniem jej jak małe dziecko, koniec z podejmowaniem decyzji samemu, koniec nieliczenia się z jej zdaniem. – Kiedy tam jest naprawdę fajnie. Znam dyrektora, zobaczysz, że będą nas rozpieszczać. Co masz sobie odmawiać? Kate znalazła się w rozterce. Z jednej strony miała ogromną ochotę odegrać się trochę na Glenie i zaszaleć na jego koszt, a z drugiej pragnęła nareszcie zerwać z wizerunkiem biednej zagubionej Kate i dzielnego rycerza Maxa, który przybywał jej na odsiecz. Wciąż niepewna, czy słusznie postępuje, wsiadła do taksówki. Nie przesadzaj, naprawdę jest środek nocy, a ty nie masz nigdzie zarezerwowanego pokoju, tłumaczyła sama sobie, ale wciąż miała obiekcje, które wcale się nie zmniejszyły, gdy weszła do wyłożonego marmurem holu. Chyba z tuzin kryształowych luster w

grubych złoconych ramach ukazał odbicie cokolwiek speszonej młodej kobiety w nieco wygniecionym czarnym ubraniu. – Kate, pozwól, to jest signor Giordano. – Max przedstawił starszego pana, niewiele wyższego wzrostem od niej. – Witamy w Principe, signorina. – To miejsce słynie z gościnności. Czy nie można by trochę porozpieszczać również panny Brandon? – dodał Max. – Ależ oczywiście! Kate poczuła się nagle tak, jakby mówili o dwunastoletnim dziecku, ale z drugiej strony głupio byłoby protestować. Zresztą, wcale jej nie przeszkadzało, że choć raz w życiu ktoś zamierza jej dogadzać, bynajmniej... Wjechali staroświecką windą na samą górę, gdzie signor Giordano zaprowadził ich korytarzem pod podwójne drzwi, obite bladobłękitnym aksamitem. Przekręcił w zamku ozdobny klucz, ujął złocone klamki i teatralnym gestem otworzył oba skrzydła, by od razu ukazać gościom pełen widok apartamentu. Max wszedł do środka i dopiero po kilkunastu krokach zorientował się, że coś jest nie tak. Odwrócił się i ujrzał, że Kate zamarła w progu. Gestem zaprosił ją do środka, lecz bez rezultatu. – Signorina? – odezwał się z niepokojem dyrektor hotelu. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Max podszedł i bezceremonialnie wciągnął ją do środka. – Tu są dwie sypialnie – wyjaśnił z lekkim naciskiem w głosie. – Jedna tu, a druga tam – wskazał. – Wybierz, którą chcesz. Jak ona miała wybierać, skoro aż kręciło jej się w głowie od natłoku rzeźb, luster, obrazów oraz unikatowych mebli? Zaraz, zaraz, czy przypadkiem nie czytała gdzieś, że luksusowy Principe był starym pałacem przerobionym na hotel? – Czy mogę coś zasugerować, signorina? Radziłbym zdecydować się na sypialnię po prawej, ma ona odrobinę większą łazienkę. – Dziękuję – odparła, starając się wykazać opanowaniem. Szczyciła się tym, że potrafiła poradzić sobie w każdej sytuacji. Na tę jednak nie była przygotowana, gdyż nigdy w życiu nie przyszłoby jej do głowy, że znajdzie się w takim miejscu. Oszołomiona, podążyła za uprzejmym Włochem przez salon, następnie przez jadalnię, w której znajdował się przepięknie nakryty stół i gdzie spokojnie mogłoby biesiadować kilkanaście osób. Zdała sobie sprawę z tego, że apartament był znacznie większy od całego jej mieszkania, zaś opłata za jedną noc pewnie pokryłaby jej miesięczny czynsz. Gdy stanęli na progu sypialni, aż wciągnęła powietrze ze zdumienia. – Mogę spytać, czy signorina jest zadowolona? Czy ten człowiek kpił sobie z niej? Miała przed sobą pokój, jaki do tej pory mogła ujrzeć jedynie na zdjęciach w kolorowych magazynach – z ogromnym marmurowym kominkiem, satynową pościelą i łożem z baldachimem. Nie było sensu udawać, że przywykła do luksusu i że taki widok nie robi na niej wrażenia. Spojrzała na dyrektora i wyczytała w jego spojrzeniu autentyczny niepokój. Odgadła, że on z kolei przywykł do zblazowanych bogaczy, których trudno zadowolić. – To jest najpiękniejszy pokój, jaki kiedykolwiek widziałam – przyznała szczerze. – Nigdy nie zapomnę tego widoku.

Jego twarz rozjaśniła się promiennym uśmiechem. W następnej kolejności przeszli do łazienki, gdzie dyrektor hotelu włączył elegancki elektryczny grzejnik, na którym starannie ułożył wyjęty z szafki miękki biały szlafrok z wyhatfowaną nazwą hotelu. Potem odkręcił kurki, by napuścić wody do wanny, skłonił się głęboko i dyskretnie zniknął za drzwiami. Kate uśmiechnęła się do siebie. Rzeczywiście była rozpieszczana, i to bardzo. Starannie obejrzała etykietki na szklanych buteleczkach, ułożonych z wyszukaną niedbałością w białym plecionym koszyczku, wybrała esencję różaną i wlała do wody. Glen w życiu nie uiści rachunku za takie luksusy, pomyślała. Niezależnie od tego, co Maxowi się wydaje i jak bardzo się przyjaźnią, nie ma mowy, żeby szef przełknął taki rachunek. Cóż, Max będzie zmuszony sam pokryć koszty swoich zachcianek, ale pewnie spokojnie mógł sobie na to pozwolić, więc nie musiała mieć wyrzutów sumienia. Gdy zakręciła wodę, usłyszała pukanie do drzwi. – Kate, gdy wyjdziesz. Ponieważ jeszcze się nie rozebrała, otworzyła mu, a on podał jej małą srebrną tacę. Ze zdumieniem spojrzała na kieliszeczek bursztynowego płynu i filiżankę z mlekiem. – Co to jest? – Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale podbiłaś serce naszego gospodarza. Likier pochodzi z jego prywatnego barku, zaś mleko ma pomóc ci zasnąć. . – Akurat do tego nie potrzebuję żadnej pomocy – odparła, ale i tak wzięła od niego tacę. – Dobranoc. – Odwrócił się, żeby iść do siebie. – Max? Zatrzymał się i spojrzał na nią pytająco. Wiedziała, że powinna go ostrzec, że to wszystko jest na jego koszt, bo Glen odmówi zapłacenia rachunku, ona zaś nie ma pieniędzy, żeby mu zwrócić. I żeby nie liczył na to, że ona da się przekupić takim traktowaniem i złagodzi swoje warunki, jeśli chodzi o sprawę Fiony. Nie miała jednak serca mówić mu tak nieprzyjemnych rzeczy w środku nocy, gdy naprawdę mieli za sobą już dosyć wrażeń. Lepiej poczekać z tym do jutra. – O co chodzi? – spytał, gdy jej milczenie przedłużało się. – O nic. Chciałam tylko podziękować. Skinął głową. – Śpij dobrze. Patrzyła za nim, dopóki nie zniknął za drzwiami, a potem rozejrzała się po swoim królestwie. Zauważyła, że kołdra jest zachęcająco odwinięta, widać signor Giordano pomyślał o wszystkim. Z niedowierzaniem pokręciła głową, po czym postawiła tacę na marmurowym blacie stolika. Z lubością pociągnęła maleńki łyczek wyśmienitego trunku, a potem nieco większy ciepłego mleka, zostawiając sobie resztę likieru na później, gdyż zamierzała sączyć go w łóżku. A może lepiej podczas kąpieli? Trudna decyzja... Ech, to było życie! Życie, do jakiego lepiej się nie przyzwyczajać...

ROZDZIAŁ CZWARTY Kate zamierzała porozmawiać z Maxem przy śniadaniu, ale w końcu na nie nie poszła. Okazało się bowiem, że śniadanie... przyszło do niej. Delikatne pukanie do drzwi spowodowało, że na poły rozbudzona Kate odruchowo zasłoniła się kołdrą aż po brodę, aby zakryć swoją dość prostą koszulę. Miała nieodparte wrażenie, że w takiej sypialni powinno się obowiązkowo nosić jakieś powiewne jedwabie i koronki, wszystko inne zakrawało na gruby nietakt... – Czy pan Hunter już jadł? – spytała pokojówkę, która postawiła przed nią tacę na nóżkach. – Tak. I powiedział, że ma pani odpoczywać i niczym się nie martwić. Gdy Kate została sama, podciągnęła się nieco wyżej na poduszkach i ogarnęła tęsknym spojrzeniem wspaniale zastawioną tacę. Przywykła do tego, że zrywa się z samego rana i dokądś pędzi, pierwszy raz w życiu zdarzyło się, że miała zostać w piernatach i raczyć się podstawionymi pod sam nos pysznościami. Czy powinna sobie tak dogadzać? Kuszące zapachy oraz widok chrupiących rogalików szybko rozwiały jej wątpliwości. Nalała sobie kawy do filiżanki, napiła się i z zadowoleniem zapadła się głębiej w poduszki. Mmm, ale dobrze... Nie miała pojęcia, która może być godzina, ale zerknięcie na zegarek wydawało się zbyt wielkim wysiłkiem. Zamiast tego, leniwym gestem sięgnęła po świeżutkie pieczywo oraz angielskojęzyczną gazetę, którą również jej przyniesiono. Nie miała ochoty czytać, ale wolała udawać sama przed sobą, że robi cokolwiek pożytecznego, a nie tylko pławi się w luksusie. Może znajdzie jakąś informację o nowym filmie Fiony i czegoś się dowie? Ku swemu zaskoczeniu rzeczywiście znalazła notatkę na ten temat, z której wynikało niezbicie, że kręcenie ujęć we włoskim plenerze jest prawie na ukończeniu. Na ukończeniu? A ona nie miała jeszcze żadnego materiału! W pośpiechu odstawiła tacę i wyskoczyła z łóżka. Chyba zupełnie zgłupiała od tego zbytku, kto to widział tak się idiotycznie byczyć, kiedy trzeba brać się do roboty? Max co prawda powiedział, że miała odpoczywać i niczym się nie martwić, ale teraz już rozumiała, skąd się wzięła ta jego rzekoma troska. Chciał uśpić jej czujność, by móc bez przeszkód śledzić tamtych dwoje, podczas gdy ona będzie się przewracać z boku na bok! Zdenerwowana tą perspektywą, w dzikim pośpiechu naciągnęła czarne legginsy oraz czarną bluzeczkę, ochlapała twarz zimną wodą, przeczesała włosy i wypadła z pokoju. W jadalni i salonie nie było nikogo. – Max? Cisza. Kate podbiegła do drzwi jego sypialni i zapukała. – Max? Gdy ponownie nie usłyszała odpowiedzi, zajrzała do środka. Maxa nie było, a co gorsza, zniknęła również jego podręczna torba ze sprzętem fotograficznym. Wszystko jasne. Jak mogłam być tak naiwna, wyrzucała sobie, wracając biegiem do swojego pokoju. I co z tego, że zgodził się na moje warunki, powiedzieć można wszystko! Spakowała się w imponującym tempie, do czego przyczynił się również fakt, iż odkryła, że jest już wpół do jedenastej. Zbiegła na dół po schodach, gdyż tak było

szybciej niż windą i wynajęła samochód, co na szczęście w tym hotelu nie wymagało zbędnych formalności i straty czasu. Wiedziała, że przez to nie będzie w stanie opłacić żadnego następnego noclegu, ale przecież mogła przespać się w samochodzie, już nieraz jej się to zdarzało. Jadąc niczym rajdowiec, dotarła na miejsce, bijąc chyba wszelkie rekordy, gdyż dopingowała ją złość i determinacja. Max nie zrobi zdjęć pierwszy, po jej trupie! Jednakże wcale go tam nie było. Dziwne, znając jego metody, można byłoby się spodziewać, że wynajął helikopter, żeby tylko dotrzeć tam przed nią. Kate rozejrzała się nieufnie dookoła. Nic się tu nie zmieniło od czasu, gdy przed tygodniem ruszyła za Fioną na Capri. Elegancki kampobus stał nadal w cieniu drzew oliwnych, które zapewniały aktorce cień... i znakomite schronienie śledzącej ją Kate. Zajęła swoje ulubione miejsce i czekała. Czekała... i czekała... Słońce wznosiło się coraz wyżej, zaczynając prażyć niemiłosiernie. Mimo iż częściowo schowana w cieniu, Kate pożałowała, że nie ma na sobie białego ubrania, nie odczuwałaby może aż takiego gorąca. Biel jednak zbytnio rzucała się w oczy, co w tym zawodzie było zdecydowanie niepożądane. Obserwowała, jak w oddali ustawiano statystów, którzy mieli brać udział w scenach zbiorowych wokół starego kamiennego domostwa. Film nosił tytuł „Włoska zemsta” i opowiadał historię niewinnej i ufnej dziewczyny, której wieś ma zostać włączona do szybko rozrastającego się miasta. Wieśniacy nie chcą się zgodzić na zburzenie swoich domów i na miejski tryb życia, bohaterka wyrusza więc do Rzymu w poszukiwaniu sprawiedliwości. Niestety, zakochuje się tam w synu głównego wroga, zaś wieśniacy w zemście palą jej rodzinny dom. Historia równie dobra jak każda inna, ale zdaniem Kate obsadzenie Fiony w roli niewinnego dziewczęcia było zbyt mocno naciągnięte. Za to Damian pasował jak ulał do roli rozkapryszonego złotego młodzieńca. Pokrzykiwaniom i nerwowej krzątaninie nie było końca, ale wokół kampobusu Fiony zupełnie nic się nie działo. Kiedy nadszedł czas posiłku i zgłodniali ludzie zaczęli się kręcić przy przyczepie z jedzeniem, Kate postanowiła wmieszać się między nich. Po pierwsze, umierała z głodu i pragnienia, a po drugie, miała nadzieję dowiedzieć się czegoś. Włożyła czapkę z daszkiem i czarne okulary, schowała w gąszczu torbę ze sprzętem fotograficznym, po czym z miną osoby pewnej siebie opuściła swoje schronienie. Niestety, z rozmów, które podsłuchała po drodze, nie wynikało, by para głównych aktorów miała się w ogóle pojawić tego dnia na planie. Z pewnością zamierzano nadal kręcić sceny zbiorowe, ale nie dowiedziała się nic ponadto. Niedobrze. To by oznaczało, że w głupi sposób zmarnowała mnóstwo czasu. A jeżeli przez to Max ją ubiegnie? Kiedy sięgała po kanapki, jakiś mężczyzna obsługujący bufet odezwał się do niej po włosku, a gdy nie zareagowała, przerzucił się na angielski. – Ja tu chyba pani jeszcze nie widziałem. – Och, tyle osób się tu kręci – rzuciła nonszalanckim tonem. – Jestem jednym z operatorów kamer. – Wzięła tacę i zaczęła zapełniać ją kanapkami i innymi smakołykami, co umożliwiło jej stopniowe odsuwanie się od niego. – Moja kolej, żeby zanieść jedzenie statystom – wyjaśniła, gdy wciąż jej się przyglądał. – Kiedy nie ma zwyczaju... – Dzisiaj jest – oznajmiła z pewnością siebie, dodając puszki z napojami, żeby wyglądało to bardziej przekonująco.

– Mamy jeszcze większe przestoje niż zazwyczaj, nie możemy dopuścić, żeby stracili cierpliwość i poszli sobie w diabły. – Niczym nie ryzykowała, blefując w ten sposób, gdyż przestoje na planie filmowym nie stanowiły jakiegoś wyjątkowego zjawiska. – Zawsze znajdzie się ktoś w zastępstwie – odparł, posyłając jej szeroki uśmiech. Był wysoki, przystojny i najwyraźniej marzył o karierze aktora. Pewnie zaczepiał każdego, o kim myślał, że może mieć jakieś dojścia. – Nie zajmuję się sprawami obsady, ale w razie czego będę o panu pamiętać – obiecała i oddaliła się, mając nadzieję, że nie będzie za nią wołał i dalej jej nagabywał. Nie udała się prosto w kierunku swojej kryjówki, gdyż podejrzewała, iż Włoch może za nią patrzeć. Ruszyła więc okrężną drogą, omijając różne wozy ze sprzętem i nagle wpadła na... – Max! – O, ktoś chyba zgłodniał – zauważył, spoglądając na pełną tacę. Zignorowała brzmiący w jego głosie sarkazm, gdyż co innego miała teraz na głowie. – Co ty tu robisz z tym aparatem na wierzchu? – Nerwowo zaciągnęła go za pobliską przyczepę, nie zważając na niezadowoloną minę Maxa. – Chodźmy w bezpieczne miejsce, zanim ktoś nas stąd wyrzuci. – Z powodu kanapek, które ukradłaś? – To jest kamuflaż – wysyczała ze złością i zaprowadziła go do swojej kryjówki, gotując się ze złości, gdyż Max szedł spacerkiem, wcale się nie spiesząc. Co on sobie, do licha, myślał? Że jest niewidzialny? Albo nietykalny? Nagle przyszło jej do głowy, że rzeczywiście mógł myśleć to drugie. Był tak znaną osobistością, że w zasadzie stanowił coś w rodzaju świętej krowy. Może właśnie chciał, żeby ich przyłapano, bo jego nie ośmielono by się wyrzucić z planu, za to ona wyleciałaby stąd z hukiem. Na szczęście, nic się nie stało. Kate trzęsącymi się ze zdenerwowania dłońmi postawiła tacę na ziemi i zwróciła się do Maxa: – Chcesz, żeby wszyscy naokoło wiedzieli, że paparazzi polują na Fionę? – wyszeptała z wściekłością. Tylko wzruszył ramionami. – Uspokój się, nikt nie zwraca na nas uwagi. Nie sądzę, żeby ta cała konspiracja była potrzebna. – I tu się pan myli, panie słynny reporterze. To nie jest wojna, gdzie można sobie wejść w sam środek akcji, jeśli ma się taką fantazję. Tu trzeba podkradać się do zdobyczy, bo inaczej ucieknie. – Nie widzę, żeby te kanapki miały nogi – zażartował, lecz jej nie było do śmiechu. – Od dawna tu jesteś? – Właśnie przyjechałem. Byłbym wcześniej, ale sądziłem, że wciąż śpisz. Nie miałem pojęcia, że... Że jesteś już gotowa do wyjścia. Zrobiło jej się trochę głupio, usiadła więc obok tacy, żeby uniknąć patrzenia Maxowi w oczy. – Kiedy cię nie znalazłam w apartamencie, pomyślałam, że już tu jesteś – wyjaśniła. – Teraz rzeczywiście już tu jestem – zgodził się. – Akurat w samą porę na lunch. Chyba podzielisz się ze mną, co?