Ankiszon

  • Dokumenty3 512
  • Odsłony228 514
  • Obserwuję250
  • Rozmiar dokumentów4.6 GB
  • Ilość pobrań145 773

Ciemniejsze niebo - Mari Jungstedt Ruben Eliassen

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Ciemniejsze niebo - Mari Jungstedt Ruben Eliassen.pdf

Ankiszon EBooki Pojedyńcze pdfy
Użytkownik Ankiszon wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 62 osób, 64 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 401 stron)

Spis treści Karta tytułowa Karta redakcyjna Wstęp Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18

Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23 Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26 Rozdział 27 Rozdział 28 Rozdział 29 Rozdział 30 Rozdział 31 Rozdział 32 Rozdział 33 Rozdział 34 Rozdział 35 Rozdział 36 Rozdział 37 Rozdział 38 Rozdział 39 Rozdział 40 Rozdział 41

Rozdział 42 Rozdział 43 Rozdział 44 Rozdział 45 Rozdział 46 Rozdział 47 Rozdział 48 Rozdział 49 Rozdział 50 Rozdział 51 Rozdział 52 Rozdział 53 Rozdział 54 Rozdział 55 Rozdział 56 Rozdział 57 Rozdział 58 Rozdział 59 Rozdział 60 Rozdział 61 Rozdział 62 Rozdział 63 Rozdział 64

Rozdział 65 Rozdział 66 Rozdział 67 Rozdział 68 Rozdział 69 Rozdział 70 Rozdział 71 Rozdział 72 Rozdział 73 Rozdział 74 Rozdział 75 Rozdział 76 Rozdział 77 Rozdział 78 Rozdział 79 Rozdział 80 Podziękowania autorów Okładka

Tytuł oryginału en mörkare himmel Projekt okładki i stron tytułowych Anna damasiewicz Redakcja merytoryczna bożena czerwińska Redaktor prowadzący Zofia Gawryś Redaktor techniczny BEATA JANKOWSKA Korekta Grażyna Ćwietkow-Góralna, JOANNA PROCZKA Copyright © from the Polish edition and translation by Bellona Spółka Akcyjna, Warszawa 2017 Copyright © by Mari Jungstedt, Ruben Eliassen, 2015 Published by arrangement with Partners in Stories Stokholm AB, Sweden Zapraszamy na strony www.bellona.pl, www.ksiegarnia.bellona.pl Dołącz do nas na Facebooku www.facebook.com/Wydawnictwo.Bellona Nasz adres: Bellona SA ul. Bema 87, 01-233 Warszawa Księgarnia i Dział Wysyłki: tel. 22 457 03 02, 22 457 03 06, 22 457 03 78 faks 22 652 27 01 e-mail: biuro@bellona.pl www.bellona.pl ISBN 978-83-111-0291-0 Skład wersji elektronicznej pan@drewnianyrower.com

Mayi, która sprawiła nam tak wiele radości w czasie swojego krótkiego życia, oraz naszym ukochanym dzieciom: Leo Caspianowi, Rebecce, Sebastianowi, Joachimowi i Cedricowi.

Wstęp W małym pokoiku unosił się lekki zapach ziół, a światło było nieco przygaszone. Z umieszczonego na suficie głośnika dobiegały łagodne dźwięki orientalnej muzyki. Ściany pomalowane były na ciemno. W jednym z kątów stała jakaś zielona roślina. Poprosił ją, aby się rozebrała i położyła na kozetce. Gdy chwyciła za ubranie, poczuła się naga i bezbronna. Z jednej strony coś jej mówiło, aby obróciła się na pięcie i wyszła stąd. Coś innego zatrzymywało ją jednak tutaj. Ciekawość i oczekiwanie na to, co będzie dalej. Przebiegła przez nią ciepła fala dreszczu. Zaschło jej w ustach, oblizała więc wargi. Obrzucił ją krótkim spojrzeniem i w tym momencie uświadomiła sobie, co można było o niej pomyśleć, gdy widziało się, jak przesuwa językiem po wargach. Uśmiechnęła się niepewnie i poczuła jednocześnie, jak się czerwieni. Dotknęła palcami jednego z ramiączek. Jak przystało na porządnego faceta, odwrócił się, gdy zdejmowała sukienkę. Drżącą ręką powiesiła ubrania na wieszaku na ścianie. Zawahała się, bo nie była pewna, czy ma zdjąć także majtki. Nigdy wcześniej tu nie była, nie wiedziała więc, jak to wszystko ma wyglądać i czego się będzie od niej oczekiwać. Wdrapała się na skórzaną kozetkę i położyła na brzuchu. Starała się jakoś odprężyć. Zamknęła oczy i wciągała nosem powietrze, po czym wolno wypuszczała je przez usta. Młodzieniec obrócił się do niej i przykrył jej biodra i nogi

ręcznikiem. Poprawił go następnie tak, że jego skraj pokrywał się z linią jej majtek. Wykonując zdecydowane ruchy, dotykał jej ciała koniuszkami palców. Wówczas drżała, choć w pokoju było ciepło. Podniosła głowę. Mężczyzna zdjął biały szlafrok, mogła więc zobaczyć jego opalone, młode, niemal chłopięce ciało z naprężonymi mięśniami ramion. Miał płaski i twardy brzuch oraz wąskie biodra. Na torsie nie dostrzegła prawie żadnych włosów, a jego sutki były małe i brązowe. Poczuła lekki dreszcz między nogami, jakby muśnięcie skrzydełkami motyla. Miał na sobie białe bawełniane spodenki. Miękki materiał opinał ciasno jego biodra i wydatną pupę. Automatycznie wyobraziła więc sobie, co się mogło kryć pod tymi spodenkami. Spuściła głowę w dół, jakby nieco zawstydzona. Musi się skoncentrować i po prostu odprężyć. Dokładnie tak, jak powiedział jej mężczyzna, który namówił ją do przyjścia tutaj. Poczuć własne ciało, poddać się jego rytmowi i przez chwilę skoncentrować się na sobie. Dostrzegła, że młodzieniec znów się odwrócił. Słyszała, jak pompuje olejek z butelki stojącej na stole. Płyn skapywał mu z palców, gdy pocierał dłonie jedną o drugą. Zrobiła głęboki wdech. Masażysta stanął tuż obok niej. Zaczął przesuwać dłonie po jej kręgosłupie, wykonując długie, mocne ruchy. Nieoczekiwanie wydała z siebie cichy odgłos zadowolenia. Miał mocne, zdecydowane dłonie. Zamknęła oczy i próbowała dostosować swój oddech do rytmu jego ruchów. Masował jej plecy, kark i ramiona. Następnie zjechał w okolice krzyża i chwycił ją za biodra, wykonując niewielkie kółka i uciskając kciukami skórę. Zrobił krótką przerwę. Zsunął jej majtki nieco w dół i zawinął wokół nich ręcznik tak, iż widać było jej gołą pupę. Masował jej pośladki, które od olejku zrobiły się śliskie i błyszczące. Wtedy znowu jęknęła. Chwycił za opuszczone majtki i powoli zsuwał je wzdłuż ud, aż w końcu zdjął je z niej całkowicie. Teraz leżała

przed nim całkiem naga. Masował jej uda mocnymi, zdecydowanymi ruchami. Uniósł lekko jej nogi i rozłożył je, aby móc lepiej dostać się do wewnętrznej strony ud. Już tylko milimetry dzieliły jego dłonie od jej pochwy. Poczuła, jak robi się mokra między nogami. Oddychała z otwartymi ustami, wciskając głowę w okrągły otwór w kozetce. Masował ją nadal, przysuwając się do niej tak blisko, jak to tylko było możliwe, starając się nie dotykać jednak jej łona. Cała była błyszcząca i śliska. Podniósł ręcznik, który znalazł się już koło jej łydek, i poprosił ją, aby się obróciła i położyła na plecach. Zrobiła to mechanicznie. Położyła się na plecach, a jej piersi zakołysały się tuż obok niego. Przykrył ją ręcznikiem tak, żeby nie widzieć jej sutków, i stanął za nią u wezgłowia. Zamknęła oczy. Starała się skoncentrować tylko na tym, co działo się tu i teraz, żyć tą chwilą. * Stał tam, pochylając się nad nią. Całe jej ciało było miękkie, bezwładne, poddane mu, gotowe do zrobienia wszystkiego, czego tylko zażąda. Najpierw zaczął masować jej szyję. Zjeżdżał dłońmi w kierunku ramion, uciskając delikatnie skórę, a następnie masował obojczyki. Lekkim ruchem dłoni przejechał wzdłuż brzegu ręcznika, tuż obok piersi, łaskocząc ją nieco. Oddychała ciężko i wydawało jej się, że on także. Nie była jednak pewna, czy było to u niego spowodowane wysiłkiem fizycznym, czy też był równie podniecony. Całą uwagę skupiła na jego dłoniach. Obserwowała, w jakim kierunku się przesuwają, jak wędrują po jej ciele. Zdecydowane, czułe ruchy jego rąk, które rozpalały jej łono. Czuła się skołowana i całkowicie otumaniona. Jego dłonie, ciepłe i twarde zarazem, na jej miękkim ciele.

Wreszcie zsunął z niej cały ręcznik. Zaczął gładzić jej piersi i w tym momencie było już po niej.

1 wtorek, 24 czerwca Erika Bergman stała przed lustrem w spartańsko urządzonym pokoju i dokładnie rozczesywała swoje długie włosy energicznymi, rytmicznymi ruchami dłoni, aby stały się gładkie i błyszczące. Właściwie nie miało to żadnego znaczenia, gdyż on na ogół je mierzwił, gdy tylko nadarzała się ku temu okazja. Podziwiała swoje dobrze utrzymane ciało. Lata regularnych ćwiczeń jogi zrobiły swoje. Starannie dobrana bielizna. Poczuła falę ciepła w żołądku na myśl o tym, co czeka ją dziś wieczorem. Erika uśmiechnęła się lekko sama do siebie. Kurs jogi okazał się nieco inny od tego, czego oczekiwała, gdy rezerwowała podróż na Gran Canarię, gdzie miał się on odbywać. Centrum jogi leżało na kompletnym odludziu, z dala od wszelkich hoteli, dyskotek, barów i klubów nocnych. Patrzyła przez okno na liczące ponad tysiąc metrów góry, które otaczały okolicę, na ich zbocza porośnięte drzewami owocowymi i na błyszczące w oddali, w słońcu wody oceanu. Jak na południową część wyspy Gran Canaria, było tu niesłychanie dużo zieleni. Aż po skaliste wybrzeże Atlantyku rozciągały się uprawy bananów, papai, cukinii, pomidorów, pomarańczy i cytryn. Na odludziu, dość daleko od najbliższego domostwa, znajdowało się centrum jogi Samsara Soul. Ośrodek ukryty był całkowicie za starym murem, który uniemożliwiał niepowołanym osobom podpatrzenie, co się działo wewnątrz. Miała spędzić tu dwa miesiące, całkowicie odcięta od całego

świata. Poświęcić się wyłącznie medytacji, masażom, spacerom, kąpielom słonecznym i morskim. Złapać równowagę, by móc żyć dalej. Teraz czuła już, że była na dobrej drodze. Kiedy tu przyjechała przed kilkoma tygodniami, była wrakiem człowieka. Nie liczyła na żaden romans, dostała go nieoczekiwanie, jakby w bonusie. Odłożyła szczotkę do włosów i pomalowała delikatnie wargi czerwoną szminką. Wyjęła z szafy jedną z nielicznych sukienek, które przywiozła ze sobą, i wcisnęła się w nią. Założyła szpilki i sprawdziła, która godzina. Już prawie czas na nią. Nagle coś albo ktoś poruszył się koło okna. Jakby przemknął pod nim jakiś cień, szybko i bezgłośnie. Tak blisko, że aż prawie otarł się o szybę. Zamarła w bezruchu. Spojrzała na odbicie swojej twarzy w lustrze i znów zobaczyła w nim swój przerażony wzrok. Miała nadzieję, że się już od tego uwolniła, że na zawsze zostawiła to w Szwecji. Ale ten wzrok nadal ją prześladował. Obezwładniało ją uczucie, że ktoś ciągle ją obserwuje. Że musi zawsze obejrzeć się za siebie, zanim wyjdzie z domu, i zamykać za sobą drzwi na klucz. Teraz już tak mało brakowało. Przez krótką chwilę stała zupełnie cicho, nasłuchując, ale nie usłyszała żadnego dźwięku. Ta cisza była wręcz nieznośna. Nikt na ogół nie przechodził pod oknem ich pokoju, który znajdował się na końcu budynku, a jego okno wychodziło na krótszą, boczną ścianę, pod którą rosło tylko kilka krzaków. Naraz wydało jej się, że kątem oka zobaczyła jakiś ruch, jakby coś przemknęło, ale nikogo nie dostrzegła. Przecież nie wmówiła sobie tego. Przebiegł ją dreszcz od karku aż po dół kręgosłupa. Ostrożnie podeszła do okna i rozejrzała się na boki. Jakaś jaszczurka przemknęła po suchej ziemi, po czym zniknęła w krzakach. Stała tam jeszcze przez chwilę, patrząc badawczo przez okno. Coś skrywało się w krzakach rosnących w oddali wzdłuż muru okalającego całe centrum. Serce zaczęło jej mocniej walić.

Naraz go ujrzała. Z krzaków wyszedł pies, węsząc zawzięcie z nosem przy ziemi. Był ogromny, miał przybrudzoną, brązową sierść, która wyglądała na wyliniałą. Erika odetchnęła z ulgą. Na szczęście to tylko jakiś pies.

2 Muszle pobrzękiwały delikatnie w aluminiowej puszce, którą trzymał w ręce. Nurkował po nie tego ranka koło skał nieopodal El Pajar. Nie był to wprawdzie ten gatunek, jakiego potrzebował, ale muszli przegrzebka w ogóle nie było na Gran Canarii. Zresztą chodziło tylko o symbolikę. Uzbierał już pół puszki, powinno wystarczyć. Trudniejsze, niż sądził, okazało się znalezienie odpowiednich róż. Musiał przemierzyć całą okolicę, zanim znalazł odpowiedni kolor w ogrodzie koło domu położonego nieco wyżej w górach, który wyglądał na opuszczony. Wszedł na posesję i ściął tak dużo białych róż, ile tylko mógł unieść w rękach. Nie chciał kupować ich w sklepie, aby nie prowadził do niego żaden ślad. * Śledził ich przez całą drogę już od centrum jogi. Wsiedli do samochodu około godziny piętnastej trzydzieści i pojechali prosto do Arguineguín. Zajęło im to godzinę, gdy więc tam dotarli, sjesta akurat się skończyła i sklepy były znowu otwarte. Zaparkowali samochód koło centrum handlowego Ancora i poszli załatwiać swoje sprawy. Nasunął czapkę na głowę tak mocno, jak tylko się dało, aby nikt go nie rozpoznał, po czym poszedł za nimi. Po kilku godzinach pili kawę w barze Piporro na

plażowej promenadzie. Mężczyzna zniknął potem w norweskim kościele dla marynarzy, który znajdował się na skałach tuż nad morzem. Kobieta chodziła sama po sklepach, a on nie spuszczał jej z oczu. Miała piękną figurę: długie, szczupłe ciało, czysto skandynawskie rysy twarzy i jasne jak len włosy. Ubrana była w prostą, niebieską, bawełnianą sukienkę i sandały na wysokich obcasach. Miał ochotę podejść do niej, przedstawić się i zaprosić ją na drinka. Siedzieć koło niej w restauracji i patrzeć na zachodzące słońce. Usiadła w restauracji Apollo nad morzem i zamówiła kieliszek wina. Niebawem znów pojawił się jej znajomy. Miał okulary słoneczne i kapelusz, jakby nie chciał być rozpoznany. Zamówili jedzenie, rozmawiali, a ona śmiała się zalotnie. Z daleka widać było, że łączy ich coś więcej niż przyjaźń. Zjedli obiad, wypili jeszcze trochę wina, a po skończonym posiłku poszli przytuleni w kierunku budynku mieszkalnego położonego powyżej kościoła. Zniknęli w bramie, skąd, jak się domyślał, nieprędko mieli wyjść. Ale nie było to dla niego problemem, nawet mu odpowiadało, bo im było bliżej wieczoru, tym lepiej dla niego. Usiadł w pubie, skąd mógł dobrze obserwować ludzi przechodzących przez bramę. Zamówił piwo, zapalił papierosa i próbował się uspokoić. Zmrok otulił lekko tę małą nadmorską miejscowość. Lampy uliczne na promenadzie świeciły ciepłym, przyjemnym blaskiem. Dzięki temu panowała tu taka sama atmosfera, jak w całej starej wiosce rybackiej Arguineguín. Była to miła, lecz dość senna miejscowość na południowym wybrzeżu wyspy Gran Canaria. Zupełnie nie przypominała gwarnych centrów turystycznych Puerto Rico i Playa del Inglés, oddalonych zaledwie o kilka kilometrów, w których życie nie zamierało nawet nocą. Tutaj większość pubów i restauracji zamykano już około godziny dwudziestej trzeciej. Zapłacił rachunek i przesiadł się na ławkę parkową, gdy nagle zobaczył, jak otwiera się brama. Minęła właśnie północ, pub był

już zamknięty, a na ulicy nie było żywej duszy. Zorientował się, że kobieta jest sama. Szła zdecydowanym krokiem w kierunku Supermercado León, jedynego sklepu nocnego w okolicy. W środku nikt się nie ruszał, a światło uliczne oświetlało mocno ulicę. Weszła do sklepu. Widział ją dobrze przez otwarte na oścież drzwi. Kupiła piwo i papierosy. Serce waliło mu w piersi, i zaschło mu w ustach. Kiedy wychodziła ze sklepu, zaczepił ją ktoś siedzący na jednej z ławek przed sklepem. Widział, jak zamienili ze sobą parę słów, po czym kobieta dała tej osobie kilka papierosów. Następnie udała się znów w stronę budynku, z którego wcześniej wyszła. Teraz albo nigdy. >

3 Gdy znalazła się na nieoświetlonej ulicy, usłyszała głuche stuknięcie zamykającej się za nią bramy. Zorientowała się, że nie zna kodu do drzwi wejściowych ani nie ma klucza, a domofonu tu nie było. Zaczęła nerwowo szukać w torebce komórki. Odetchnęła z ulgą, gdy ją w końcu wyczuła, bo tylko z niej może zadzwonić, kiedy wróci ze sklepu. Nie miała ochoty stać i krzyczeć, gdy ludzie już spali. Nie chciała wzbudzać zainteresowania, ponieważ nikt nie mógł wiedzieć, że tu są. To była ich słodka tajemnica. Bardzo mu na tym zależało. Poprosił ją, by kupiła papierosy i piwo. Na początku ostro się sprzeciwiła, że wysyła ją po nie w środku nocy. Ale nalegał, a jej nie stwarzało to właściwie żadnego problemu. Nawet bardzo przyjemnie było zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Była już prawie pierwsza w nocy, gdy szła ulicą w kierunku nocnego sklepu. Łatwo było go znaleźć, bo neon z jego nazwą widoczny był z okna mieszkania, które wynajęli. Była zupełnie sama, może tylko z wyjątkiem grupki ludzi na promenadzie, którzy siedzieli tam i pili. Z obrzydzeniem przeszła obok, nie patrząc nawet w ich stronę. W sklepie nie było ani jednego klienta. Wzięła zakupy i zapłaciła za nie u ziewającego kasjera, który, obsługując ją, oglądał jednocześnie telewizję. Być może w ten właśnie sposób udawało mu się nie zasnąć. Gdy wyszła ze sklepu, z ciemności koło promenady wyłoniła

się jakaś kobieta. Najpierw się wzdrygnęła, bo sytuacja przypomniała jej coś, o czym chciała zapomnieć. Ale nieznajoma należała chyba do grupki pijanych ludzi. Usiłowała wyżebrać papierosy. Erika dała jej kilka sztuk i odeszła szybkim krokiem. Okolice promenady spowite były w ciemnościach. Księżyc wyłonił się zza chmur i oświetlał słabym blaskiem morze, które w mroku można było jedynie usłyszeć. Słyszała swoje kroki i ich echo odbijające się od suchego asfaltu. Ulice były wyludnione i ciche. Zatrzymała się pod murem niedaleko brzegu i patrzyła na czarną jak smoła plażę oraz leżący w oddali port i skupisko domów w zatoce, które widoczne były w ciepłym świetle ulicznych lamp. Miejscowość, do której przyjechała, była cicha, nie było tu żadnego życia nocnego. Dobiegł ją delikatny szum fal i odgłos zapalanego gdzieś daleko silnika samochodu. Poza tym słychać było tylko od czasu do czasu pijacki śmiech grupki ludzi na ławkach. Na skórze poczuła ciepły, łagodny powiew nocnego powietrza. Podobało jej się, że może tu sobie stać tak zupełnie sama. Miała kilka minut tylko dla siebie i w tej ciszy mogła słyszeć własne myśli. Teraz mieli jeszcze troszkę pobaraszkować, a następnie wrócić do Tasarte, gdzie znajomy miał ją wysadzić w pobliżu centrum jogi, by mogła wślizgnąć się niepostrzeżenie do swojego wąskiego łóżka. Erika uśmiechnęła się na myśl o tym. Inni uczestnicy kursu mogą się tylko domyślać, co robiła. Od dłuższego czasu odczuwała coraz większą ulgę, jak gdyby już dawno była ponad tym wszystkim. Jakby nic już jej nie poruszało. Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się tak odprężona. Szła dalej pustą promenadą, aż dotarła do jej najciemniejszego odcinka. Był to rodzaj tunelu utworzonego przez ciemny budynek i wysoką ścianę góry. Dopiero gdy znalazła się w środku tego tunelu, spostrzegła, że nie jest tam sama. Ktoś za nią szedł. Odwróciła się nieco, aby zerknąć kątem oka, czy jest to może któryś z pijaków, który chce wyżebrać od niej parę groszy albo

kilka papierosów. Dostrzegła jednak tylko jakąś postać ubraną na czarno w czapce z daszkiem. Nie był to żaden z tej grupki, którą spotkała wcześniej. Dostała gęsiej skórki ze strachu i przyspieszyła kroku. Była zła na siebie, że tak ją zafascynował widok morza i że wybrała akurat tę drogę. Równie dobrze mogła pójść górą, gdzie stały domy i parkowały samochody. Słyszała wyraźnie, że nieznajomy zbliżył się do niej. Sparaliżował ją strach i nagle poczuła przeraźliwy chłód, choć noc była ciepła. Wtem, tuż koło swego ucha, usłyszała czyjś cichy głos. Głos, który wypowiadał jakieś niezrozumiałe dla niej słowa. Brzmiało to tak, jak gdyby ktoś coś jej szeptał. Ale ona nie chciała się zatrzymać, aby posłuchać, co ten ktoś do niej mówi. Zdała sobie sprawę ze swojego położenia. Z tego, że nikogo w pobliżu nie ma, w mroku i w ciasnym przesmyku za budynkiem. Stała wciśnięta w kąt, a tuż za nią znajdował się nieznajomy. Jęknęła, a jej ciało stało się obce i ciężkie. Poruszała się wolniej i bardziej ociężale. W świetle lampy ulicznej dostrzegła na ścianie jego cień. Wstrzymała oddech i chciała rzucić siatkę z piwem i papierosami, którą trzymała w ręku. Chciała uciekać, lecz nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Chciała krzyczeć, ale nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Wtem ktoś chwycił ją za szyję i szeptał jej coś do ucha. Zaraz potem upadła na ziemię.

4 środa, 25 czerwca Helena Eriksson siedziała skupiona w pozycji kwiatu lotosu. Oddychała lekko z zamkniętymi oczami, czując na twarzy ciepło promieni słonecznych. Była zlana potem po prawie półtoragodzinnym ćwiczeniu jogi. Czuła obecność innych osób, choć wszyscy siedzieli w zupełnej ciszy. Ostrożnie otworzyła oczy, spojrzała na trenera Samsarę, który siedział, opierając się dłońmi o ziemię z nogami skrzyżowanymi na karku. Jego mięśnie były napięte, a gibkie ciało znajdowało się w całkowitej równowadze. Wydawało się, że ta skomplikowana pozycja zupełnie mu nie przeszkadza. Wpatrywał się uporczywie w jakiś punkt w dali ponad ich głowami. Jego twarz nie miała żadnego konkretnego wyrazu, była niemal obojętna. Pomyślała, że facet dobrze wygląda jak na swój wiek. Mimo że zbliżał się już pewnie do sześćdziesiątki, wciąż był całkiem atrakcyjnym mężczyzną. Po tylu latach spędzonych na słońcu miał opaloną skórę, sprężyste, muskularne ciało bez grama zbędnego tłuszczyku. Ostre rysy twarzy, wydatne kości policzkowe i dobrze zarysowana szczęka podkreślały dodatkowo jego męski wygląd. Nie ulegało też wątpliwości, że natura hojnie go obdarzyła. Przez cały dzień chodził zakryty wyłącznie cienkim kawałkiem materiału owiniętym wokół wąskich bioder. Zaczęło ją już to trochę denerwować, że uparcie pokazywał się w tak skąpym odzieniu. Jak gdyby chciał dać wszystkim do zrozumienia, co się pod nim skrywa, i wyeksponować swoją męskość.

Helena dyskretnie popatrzyła na pozostałych uczestników zajęć. Były to same kobiety, większość z nich koło czterdziestki. Wszystkie miały identyczne ubranie: miękkie spodenki do kolan i białe podkoszulki, które dostały zaraz po przyjeździe. Żadna z nich nie mogła się wyróżniać, bo wszystkie brały udział w tych samych zajęciach, miały tego samego ducha i dążyły do tego samego celu. To znaczy do odzyskania spokoju wewnętrznego i pokoju w kontaktach z innymi ludźmi. Nauczyły się, że więź cielesna łącząca wszystkich uczestników grupy pozwala łatwiej osiągnąć własne cele duchowe. Samsara dał im znak, że powinny położyć się na ziemi, kończąc tym samym relaks. Helenie wydawało się, że popatrzył na nią zbyt długo, i nie mogła przestać się zastanawiać dlaczego. Albo z nią flirtował, albo też wykonała jakiś niewłaściwy ruch. Zawsze po ćwiczeniu brał kogoś na stronę, aby go ochrzanić albo udzielić jakichś dodatkowych wskazówek. Czasem nawet pochwalił kogoś, że wykonał coś wybitnie dobrze, ale to zdarzało się raczej rzadko. Był surowy i wymagający, a zarazem był najlepszym trenerem jogi, jakiego kiedykolwiek spotkała. Położyła się na boku na swojej cienkiej karimacie. Podciągnęła nogi tak, że z jednej strony łydki tworzyły kąt prosty z udami, a te z kolei ten sam kąt z tułowiem. Wyciągnęła przed siebie ramiona. Miała wystarczająco dużo wolnej przestrzeni, bo miejsce obok niej było puste. Na ogół leżała tam Erika, z którą dzieliła pokój, ale dziś jej nie było. Helena nie widziała jej od wczorajszego obiadu. Erika wyszła gdzieś około godziny piętnastej, nie powiedziała, dokąd się udaje, i nie wróciła aż do dziś. Nie było jej ani na podwieczorku, ani na kolacji, nie wróciła też na noc. Helena zaczęła się trochę niepokoić. Wprawdzie zdarzało się już wcześniej, że jej koleżanka gdzieś znikała, ale nie aż na tak długo. A już na pewno nie na całą noc. Tak właściwie to niezbyt wiele wiedziała o Erice. Mieszkały w jednym pokoju od prawie dwóch tygodni i dobrze się

rozumiały, lecz kiedy Helena kilka razy próbowała porozmawiać z nią na jakieś bardziej prywatne tematy, Erika zamykała się w sobie niczym muszla. Skrywała w głębi serca jakąś tajemnicę. Była piękną kobietą o dużych oczach i długich jasnych włosach. Miała w sobie jakąś elegancję i wydawało się, że była ładniejsza niż wszystkie pozostałe uczestniczki turnusu. Nie musiała przy tym zbytnio się starać, po prostu taka już była z natury. Miała w sobie jakiś urok osobisty, niemal zniewalający, a jednocześnie gnębiło ją coś, o czym chyba nie chciała rozmawiać. Ale jej spojrzenie stawało się całkiem jasne, gdy zaczynała mówić o jodze. Erice podobało się tu, w centrum jogi, a najbardziej się cieszyła, gdy zaczynali jakieś nowe ćwiczenie. Helena przypomniała sobie, jak jej nowa koleżanka wyglądała, gdy powitał ich właściciel centrum jogi, Samsara. Powaga, która rysowała się wtedy na jej twarzy, nagle prysła, bo Erika była podekscytowana i zafascynowana tym, co jej tu oferowano. Od początku turnusu nie opuściła ani jednych zajęć. Każdego ranka wstawała już o godzinie szóstej, aby spokojnie rozbudzić się przed pierwszymi porannymi ćwiczeniami. Helena natomiast nie potrafiła zwlec się z łóżka i wstawała na ostatnią chwilę. Paradoksalnie, chyba jeszcze bardziej stresowała się w ten sposób przed jogą zamiast wyciszyć się na czas. Tego ranka Erika jednak się nie pojawiła. Nie wróciła też na noc do ich wspólnego pokoju. Helena budziła się kilkakrotnie w nocy, ale za każdym razem stwierdzała, że łóżko koleżanki jest puste. Ćwiczenia się skończyły i wszyscy uczestnicy powoli wstawali z podłogi. Samsara podziękował im już jakiś czas temu gestem złożonych ze sobą dłoni i głębokim ukłonem w ich kierunku. Helena zeszła z tarasu i udała się białymi schodami wzdłuż bocznej ściany w kierunku budynku, w którym mieszkały. Jeżeli Erika nie wróciła na noc, to gdzie też mogła się podziewać? Uczestnikami kursu były głównie kobiety w średnim wieku,