Wstęp
To pierwszy wstęp, który piszę i nie bardzo wiem, co tutaj ująć. Głównie
dlatego, że jest to bardzo niewdzięczna część całego, że się tak wyrażę, dzieła.
Uważam tak, ponieważ sądzę, że większość czytelników opuszcza ten fragment
i zaczyna czytać właściwą część. No ale cóż, powiedziało się „a” to trzeba
powiedzieć „b”. Może cofnijmy się do początku, gdy zacząłem pisać. Było to
piętnastego stycznia dwa tysiące dwunastego roku i chciałem sprawdzić jak
poradzę sobie, oraz czy w ogóle, z napisaniem książki, czy raczej powieści,
z gatunku kryminał. W pierwotnym zamiarze miał to być czysty kryminał. Na
początku odnalezienie ciała, później wejście na plan głównego bohatera oraz
przybliżenie jego postaci oraz metod działania i w końcu znalezienie sprawcy. To,
co z tego wynikło możecie zobaczyć dalej. Teraz chciałbym wyjaśnić kwestię
nazywania poszczególnych części. Są one podzielone na Akty, wzięło się to od
nazw teczek ze sprawami w archiwach policyjnych. Chociaż niektórym może się to
kojarzyć z podziałem scen w teatrze, to nie ma z tym nic wspólnego. Podczas
czytania poniższych aktów i rozdziałów możecie dostrzec pewną zmianę w moim
pisaniu. Możecie zauważyć pewną zmianę szczegółowości opisów. Oczywiście jest
jeszcze wiele do zrobienia w tej sprawie, i wielu innych, ale cały czas robię
powolne kroki naprzód, przynajmniej mam taką nadzieję. Zdania, które piszę są też
bardziej rozbudowane. Są też zmiany narracji. Moje wcześniejsze opowiadania
miały tylko jeden typ narracji, tu jest ich kilka. Czasami obserwuję z boku, innym
razem wchodzę w skórę jednej z postaci. Wydaje mi się, że takie urozmaicenie jest
dobre dla powieści.
Ostatni rozdział napisałem dziewiętnastego listopada dwa tysiące
dwunastego roku. Pisałem tą powieść dziesięć miesięcy, głównie dlatego, że
tworzyłem kolejne rozdziały w czasie wolnym, którego nie mam zbyt wiele.
Starałem się jednak pisać minimum jeden rozdział tygodniowo. Nazywam te części
rozdziałami, chociaż zdaję sobie sprawę, że są one zbyt krótkie na taką nazwę,
szczególnie te z początku. Staram się pisać coraz dłuższe, jednak takie pisanie
przychodzi z doświadczeniem.
Prolog
Nazywam się Stefan Mark i jestem prywatnym detektywem. Siedzę sobie
w swoim biurze. Małe ono, mieści się tylko biurko i dwa krzesła. Za sobą mam
okno, ale widok nie jest zachęcający, ulica i kamienice naprzeciwko. Gdy
zaczynałem tę pracę, wyobrażałem sobie piękne kobiety, które mówiły, że tylko ja
mogę im pomóc. Łatwa praca i szybki zarobek. Rzeczywistość szybko mnie
naprostowała. W ciągu tych trzech lat rozwiązywałem tylko sprawy dotyczące
zdradzanych małżeństw. Wynajmowała mnie jedna strona, abym zdobył dowody
potrzebne do rozwodu. Nawet czasami zastanawiam się nad zmianą szyldu na
drzwiach. Zamiast „detektyw” powinienem zawiesić „Pomagam przy wygraniu
rozwodu”. Jeśli chodzi o te sprawy, pamiętam jedną, z pozoru całkiem zwyczajną
i chciałem Wam o niej napisać w tym dzienniku. Niektóre moje domysły będę
ukrywał na początku, a mówił tylko o rzeczach niezbędnych do ukończenia
sprawy. Jest to konieczne, abyście zrozumieli jak do wszystkiego doszedłem.
Akt I
Rozdział 1
Nareszcie mam własne biuro, może nie jest duże, widziałem większe
schowki na miotły. Jednak mam tam wszystko, co potrzebne. Najważniejsze, że
jestem wreszcie na swoim. Ciekaw jestem jak długo będę czekać na jedno
z pierwszych zleceń. Zadziwiające jest to, że prawie dziewięćdziesiąt procent
prywatnych detektywów to byli policjanci. Tak też jest ze mną, ja zostałem ranny
podczas jednej z akcji. Do dziś, gdy budzę się rano, czuję ból w lewej dłoni oraz
lewym barku. A chwilę później odczuwam chłód krwi, dopiero po jakichś dwóch
minutach otrząsam się i oglądam swoje blizny, nie dotykam ich, brzydzę się nimi.
Pamiętam to jak wczoraj, gdy przyszedł do mnie komendant, jeszcze do szpitala.
To wtedy powiedział mi, że w żadnych akcjach już nie będę brał udziału, mam do
wyboru albo praca za biurkiem albo wcześniejsza emerytura, i wyszedł. Na
początku wściekałem się, jak to, ja, mężczyzna w sile wieku mam siedzieć w domu
i gnić przez jedną głupią pomyłkę. Z drugiej strony nigdy nie lubiłem biurokracji.
Dlatego właśnie pracuję razem z Katarzyną Kłos, jest ona moją asystentką
i zajmuje się całą biurokracją. Gdyby nie ona, już dawno utonąłbym w papierach.
Kasię, czyli Katarzynę Kłos, spotkałem po raz pierwszy w szpitalu, gdzie
przechodziłem leczenie po wypadku podczas akcji. Nie byłem zbyt entuzjastycznie
nastawiony, ponieważ wiedziałem, że kiedy już wyjdę ze szpitala, nie będę miał
pracy. Gdy byłem tak zajęty własnymi czarnymi myślami, przyszła Kasia.
Uprzejmie się przedstawiła i zaczęła rozmawiać ze mną. Przychodziła codziennie
i siedziała przy mnie cały dzień, a kiedy zapytałem, czy nie spotka się ze mną
w jakimś innym miejscu niż szpital, ona zgodziła się.
Rozległo się pukanie do biura, drzwi otwiera Kasia i mówi do mnie:
- Masz klienta, pan Pilson ma dla ciebie zlecenie. - Grzecznie dziękuję
i zapraszam klienta do gabinetu. Witam się z nim, przedstawiam i pokazuję krzesło.
- Słucham Pana. W czym mogę pomóc?
- Mam pewne podejrzenia, że moja żona mnie zdradza. Proszę mi pomóc
znaleźć na to dowody, abym mógł wygrać sprawę rozwodową.
- Skąd te podejrzenia? - zapytałem, lekko znudzony. Nie tak wyobrażałem
sobie pierwszą sprawę.
- Od jakiegoś tygodnia codziennie przynosi do domu nowe kwiaty, ponadto
zauważyłem u niej w szafce bieliznę, której nigdy nie miała na sobie.
- Może to miała być niespodzianka dla pana, na jakąś okazję?
- Nie, na pewno nie. Dwa dni temu mieliśmy rocznicę, a trzy dni temu
miałem urodziny i prezent był inny. Ale jest jeszcze jedno, co mnie intryguje, ona
od trzech miesięcy na trzy dni od piątku do niedzieli gdzieś wyjeżdża. Boję się, że
właśnie do kochanka. Pomoże mi Pan?
- Oczywiście, przyjmuję to zlecenie. Proszę tylko dać mi aktualne zdjęcie
żony, pański numer telefonu i adres.
Rozdział 2
Gdy dotarłem pod adres wskazany przez klienta, znalazłem się
w najbogatszej dzielnicy w mieście. Siedziałem w swojej Astrze, jest to samochód
idealny w moim zawodzie, ponieważ nie wyróżnia się. Na siedzeniu pasażera leżą
dwa aparaty, jeden fotograficzny z wymiennymi obiektywami, a drugim jest zestaw
do podsłuchu na odległość. Aparat ten może odebrać rozmowę nawet z pięciuset
metrów, choć nie próbowałem urządzenia na takiej odległości. Największą, na
jakich próbowałem urządzenie to trzysta metrów. Nie wierzcie w te brednie, które
pokazują w filmach na temat, jakości podsłuchów. One nigdy nie odbierają
sygnałów o tak wysokiej jakości. Naprawdę zawsze są większe lub mniejsze
zakłócenia. A teraz kilka słów o tym ciemnozielonym potworze drogowym, którym
muszę jeździć. Szczerze nienawidzę tego auta i gdybym przy wyborze swojego
samochodu mógł się opierać na swoim samopoczuciu, a nie jak łatwo będzie nim
wmieszać się w obraz miasta, kupiłbym jakieś małe autko.
Żona klienta wyszła z domu, kierując się do samochodu, a następnie ruszyła
w stronę centrum. Jest to atrakcyjna blondynka, ma około sto siedemdziesiąt
centymetrów wzrostu, włosy ledwo zakrywające szyję. Wygląda młodo i na pewno
nie dałbym jej tych trzydziestu ośmiu lat. Wjechała na parking podziemny centrum
handlowego, szybko znalazła wolne miejsce i udała się do windy. Gdy
zaparkowałem, winda już się zamykała. Uśmiechnąłem się do siebie i spojrzałem
na wyświetlacz nad jej drzwiami. Zatrzymała się na poziomie szóstym. Wsiadłem
do windy obok i udałem się na ten sam poziom. Kiedy drzwi się otworzyły,
kobiecy głos windy poinformował mnie, że ten poziom to część restauracyjna.
Szedłem z aparatem, starając się wyglądać jak turysta. Zobaczyłem ją, siedziała
przy stoliku razem z mężczyzną w garniturze. Szatyn, wysoki, jakieś sto
dziewięćdziesiąt centymetrów, dobrze zbudowany. Dyskretna mowa ciała oraz
ogólne zachowanie świadczy o możliwości pracy jako prawnik lub coś w tym
guście. Zrobiłem im zdjęcie, udając, że zaintrygowała mnie grafika namalowana na
szkle za nimi, następnie usiadłem dwa stoliki od nich zamówiłem wodę
niegazowaną, wyjąłem krzyżówkę i udając jej rozwiązywanie starałem się
uchwycić ich rozmowę, przeklinając siebie, że nie zabrałem podsłuchu. Usłyszałem
jak kobieta zaprasza go do siebie za dwa dni, mówiąc, że jej mąż wyjeżdża wtedy
w interesach do Londynu i nie będzie go do końca tygodnia, a wtedy będzie mógł
wszystko dokładnie obejrzeć. Zaakcentowała słowo dokładnie, niestety siedziała
tyłem do mnie i nie mogłem zobaczyć jej twarzy, ale mężczyzna po tym zdaniu
uśmiechnął się i odrzekł. Nie mogę się już doczekać. Po czym wstali, pocałowali
się w policzki, a następnie odeszli w różnych kierunkach. Szybko
przeanalizowałem sytuację, zostawiłem pieniądze pod szklanką i poszedłem za tym
mężczyzną. To był bardzo łatwy cel, tylko on miał garnitur. Dlaczego poszedłem
za nim, a nie dalej za kobietą? Ponieważ tak podpowiadał mi instynkt. Już jako
gliniarz nauczyłem się, aby zawsze mu ufać. Teraz mówił mi „coś tu nie gra, idź za
nim”. Podszedł do windy, było tu mało ludzi, więc musiałem zaryzykować
i pojechać windą razem z nim. Udaliśmy się na parking. Szczęśliwym zbiegiem
okoliczności jego samochód to sportowa wersja Toyoty Supry i to jeszcze
z wymalowanymi dwoma pasami przez całą długość auta. Wsiadłem do swojego
auta i mignąłem, dając mu znak, aby jechał pierwszy. Wyjechaliśmy z parkingu,
a wtedy on pojechał na przedmieścia, gdzie zatrzymał się przed jednym
z wieżowców mieszanych. Jest to taki budynek, który wynajmuje różnym firmom
poszczególne piętra. Wszedł do środka, gdy udałem się za nim, jego winda już się
zamykała. Stałem przed chwilą przed informacją, kątem oka patrząc, na którym
piętrze zatrzymała się winda, czwarte. Po przestudiowaniu informacji
dowiedziałem się, że na czwartym piętrze jest salon masażu egzotycznego. Myślę
sobie, gość chce się zrelaksować. No nic, czas wracać do biura i obejrzeć zdjęcia.
Rozdział 3
Gdy oglądałem powiększone zdjęcia, starając się odczytać relację między
tymi dwojga, do gabinetu weszła Kasia, mówiąc mi, że sprawdziła klienta tak jak
prosiłem i to jest jej raport. Oderwałem się od laptopa i wziąłem do ręki teczkę.
Lekka, no więc spójrzmy kim jest Samuel Pilson. Urodzony dwunastego kwietnia
w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym pierwszym roku, trzydzieści osiem lat.
W wieku dwunastu lat oskarżony o współudział w kradzieży w sklepie, oskarżenie
odsunięto z powodu niewystarczających dowodów. Ożenił się w wieku dwudziestu
lat z Marią Kilską, dwa lata później zginęła w wypadku autokaru. W wieku
dwudziestu pięciu lat ożenił się ponownie, jego wybranką była Weronika Szaj,
która zginęła w wypadku samolotu pięć lat później. W wieku lat trzydziestu pięciu
ożenił się po raz trzeci, jego wybranką numer trzy była Gabriela Santa, żyją razem
od trzech lat, tworząc szczęśliwe małżeństwo. Między Samuelem a Gabrielą
została zawarta jakaś umowa, będę musiał zadzwonić do znajomego prawnika,
może będzie mógł nagiąć dla mnie trochę przepisy. Ciekawią mnie te wypadki,
muszę dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Odłożyłem teczkę i wziąłem do ręki
telefon, znalazłem numer prawnika i zadzwoniłem. Odpowiedział mi męski głos.
- Biuro prawnicze Angeli Peper, słucham?
- Dzień dobry, nazywam się Stefan Mark i jestem znajomym panny Angeli,
czy może mnie pan połączyć?
- Chwileczkę - słychać w tle jak mężczyzna pyta się co zrobić
z dzwoniącym. - Już łączę.
- Stefan, co u ciebie słychać? Podobno jesteś detektywem. Uważaj, oni
zawsze pracują na krawędzi, nie chciałabym, aby twoja praca posadziła cię na
ławce oskarżonych.
- Po kolei. U mnie wszystko dobrze. Tak, jestem detektywem i wiem, gdzie
jest granica. Chciałbym zadać ci pytanie dotyczące umowy mojego klienta i jego
żony.
- Intercyzy. Spróbuję ci pomóc, powiedz kto to taki.
- Oczywiście. Umowa małżeńska zawarta między Samuelem Pilsonem
a Gabrielą Santą.
- Poczekaj, szukam. Jest, umowa podpisana w dwa tysiące szóstym, mówi
o podziale majątku w trakcie rozwodu.
- Czy to normalne, że zakochani podpisują takie rzeczy?
- Najzupełniej, w większości wypadków jest to zabezpieczenie majątku na
wypadek śmierci współmałżonka lub jego niepoczytalności, dzięki czemu część lub
całość majątku przechodzi na drugą osobę. Takie umowy stosuje się, gdy jedna ze
stron nie ma zaufania do swoich krewnych.
- Rozumiem, że intercyza ma warunki, które złamane unieważniają ją.
- Dokładnie. Standardowo podczas rozwodu osoba uznana za winną
rozpadowi związku dostaje ustalony procent wartości majątku.
- Standardowo? To tu jest inaczej?
- Tak, tutaj osoba uznana za winną nie dostaje nic. Cały majątek przechodzi
na drugą osobę.
- Jaki jest czas trwania umowy?
- Cztery lata. Jeśli chcesz, prześlę ci na e-mail’a, o ile nie zmieniłeś go, dane
notariusza, on powie ci na jaką kwotę jest umowa.
- Byłbym zobowiązany, dziękuje ci bardzo. Odezwę się do ciebie jak
skończę tę sprawę.
To rodzi podejrzenia, bo jeśli okaże się, że te wypadki nie są przypadkowe,
to mam do czynienia z człowiekiem, który nie zawaha się poświęcić innych ludzi,
aby osiągnąć cel. Dostałem komunikat o nowej wiadomości. W wiadomości były
dane notariusza i prośba, aby powołać się na nią. Notariusz miał spokojny głos
z lekkim brytyjskim akcentem. Powiedział mi on, że intercyza jest na kwotę
pięćdziesięciu milionów funtów, obydwie strony nalegały, by majątek został
wyceniony w funtach. Podziękowałem i rozłączyłem się. Co ja mam teraz zrobić
dalej? Śledzić panią Pilson, czy może bardziej zgłębić przeszłość pana Pilsona?
Rozdział 4
Podejrzenia podejrzeniami, ale trzeba zdać raport klientowi z postępu nad
pracami. Sięgnąłem po telefon i umówiłem się, że przyjdzie do gabinetu za pół
godziny. To wystarczająca ilość czasu, aby schować materiały, o których nie chcę
wspominać oraz ułożyć sobie w głowie plan całego wydarzenia. Dziesięć minut
przed czasem Kasia wchodzi do gabinetu z jakąś paczką w rękach, stawia ją na
biurku i mówi, że kurier ją przyniósł. Gdy tylko spojrzałem na adres nadawcy,
wiedziałem co to jest, mój pierwszy zestaw kamer bezprzewodowych.
Postanowiłem przetestować je później, po rozmowie z klientem, a poza tym mam
jeszcze kilka emaili do sprawdzenia. Byłem właśnie w trakcie usuwania reklam,
gdy Samuel Pilson wszedł do gabinetu. Wskazałem mu ręką krzesło, na którym
usiadł, a następnie zacząłem rozmowę.
- Panie Pilson, w ciągu ostatniego tygodnia pańska żona spotkała się z tym
mężczyzną, pokazałem zdjęcia, ponad cztery razy. Jak pan widzi, ich spotkania są
bardzo ekspresyjne.
- Co to za zwiotczały elegancik? Gdzie on teraz jest? Zabiję chama.
- Panie Pilson, proszę usiąść i się uspokoić - odpowiedziałem, starając się
samemu nie wyjść z równowagi. - Pańska złość w niczym nie pomaga, chciałbym
teraz wiedzieć, co pan zamierza.
- Pójść do sądu i rozwieść się z tą - tu użył słowa, po którym sam wstałem
i podniesionym tonem powiedziałem - „panie Pilson, proszę się natychmiast
uspokoić”, z akcentem na dwa ostatnie słowa.
- Takie zdjęcia to za mało, aby sędzia wydał werdykt na pana korzyść.
Musimy zdobyć więcej dowodów, ale do tego potrzebuję pana zgody na
zamieszczenie kamer w państwa mieszkaniu.
- Dobrze, może pan zamieścić te cholerne kamery, choćby dziś, najpóźniej
jutro, ponieważ jutro wieczorem wyjeżdżam na tydzień do Gdańska podpisać
ważną umowę.
- W porządku, przyjadę do państwa lokum za godzinę, chciałbym, aby nie
było w nim wtedy pańskiej małżonki.
- Oczywiście, zerkając na zegarek, postaram się, aby Gabi nie było w domu,
gdy przyjdzie pan montować kamery. Do widzenia.
Gdy tylko wyszedł, poprosiłem Kasię do gabinetu i przekazałem jej moje
podejrzenie, co do wcześniejszego życia klienta. Zasugerowałem jej także, aby
sprawdziła jego wcześniejsze dwie żony. Ja tymczasem otworzyłem paczkę, było
w niej dziesięć miniaturowych bezprzewodowych kamer z funkcją wzmacniania
światła, dzięki czemu może nagrywać praktycznie w całkowitej ciemności.
Zintegrowałem je ze swoim laptopem i sprawdziłem jakość filmów. Maksymalna
odległość, w jakiej mogę być od kamer, aby wysłały mi nagrania to osiemset
metrów. Włączają się one tylko, gdy wykryją ruch przed obiektywem. Pamięć
wewnętrzna kamery pozwala na nagranie trzech godzin, po czym następuje
wysłanie filmu, jeśli jestem w zasięgu. Można też ustawić, że kamery będą
przesyłać filmy do swego prywatnego serwera, a my po wpisaniu
szesnastoznakowego hasła mieszanego, możemy obejrzeć filmy z każdego miejsca
na świecie, ja więc wybrałem tę drugą opcję. Wziąłem kamerki i pojechałem do
mieszkania klienta, w myślach powtarzałem sobie jak mantrę miejsca, w których je
zamontuję. Sypialnia, salon, przedsionek, drzwi frontowe i tarasowe. Jeśli mój
klient miał rację, pani domu poszła do kosmetyczki i makijażystki, czyli mam
około dwóch, trzech godzin na zamontowanie, przetestowanie i ewakuację
z mieszkania. Na razie wolę, aby jak najmniej osób wiedziało o mnie i moich
kontaktach ze zleceniodawcą. Po skonfigurowaniu sprzętu zapisałem sobie w moim
PDA, aby codziennie o dwudziestej sprawdzić nagrania. W tej chwili zadzwonił
telefon, to była Kasia, mówiąc abym udał się do salonu masażu egzotycznego
Afrodyta, to ten do którego chodzi tajemniczy mężczyzna po każdym spotkaniu
z żoną klienta.
Rozdział 5
Może trudno w to uwierzyć, ale nigdy nie byłem w takim miejscu jak salon
Afrodyta. Zadziwiające jest to, że mogę z całą pewnością powiedzieć, jaki strach
i niepokój czułem przed drzwiami wejściowymi. Przez jakieś pięć minut
paraliżował mnie, nie miałem takiego uczucia nigdy podczas pracy w policji.
Więcej, to był pierwszy raz, gdy tak mnie zamroziło. Otworzyłem szerokie,
masywne i zadziwiająco delikatnie ulegające dębowe drzwi. Byłem w recepcji,
prowadziły z niej dwoje drzwi. Podszedłem do kobiety za ladą i powiedziałem:
- Dzień dobry. Nazywam się Stefan Mark i … - w tym momencie kobieta
przerwała mi mówiąc, że pani prezes mnie oczekuje. Zdziwiło mnie to, ale tylko na
chwilę. Kobieta poinformowała mnie, jak dotrzeć do biura szefowej. Nim
zapukałem do gabinetu już miałem w głowie obraz szefowej. Grubej, starej
i zaniedbanej kobiety, mówiącej basem, na każdym palcu u rąk pierścionki, a w
uszach duże kolczyki. Ubrana w adidasy i komplet sportowy. Gdy delikatny głos
powiedział „proszę wejść”, ujrzałem drobną, nawet filigranową kobietę o średnich
włosach kończących się na wysokości barków i lekko zawiniętych do zewnątrz.
Ubrana jak typowa bizneswoman, z delikatnym makijażem podkreślającym i nie
zmieniającym naturalnej urody. Jedyną jej ekstrawagancją była złota bransoletka
na lewej ręce.
- Nazywam się Stefan Mark, jestem prywatnym detektywem, moja
asystentka dzwoniła do mnie z prośbą o najszybsze odwiedzenie Pani salonu.
- A tak, Katy - jej akcent sugerował, że mieszkała w kraju anglojęzycznym -
wspomniała, że chciałby pan uzyskać informację na temat pewnego mężczyzny.
- Tak, chciałbym, aby powiedziała mi pani, kim jest mężczyzna, który
przychodził tu codziennie przez ostatni tydzień. Przychodził między, sprawdzam
w terminarzu w telefonie, osiemnastą a dwudziestą.
- Nie musi pan nic więcej mówić. Wiem o kogo chodzi, to nie klient, to nasz
pracownik. Tu jest kopia jego akt. Dostanie je pan pod dwoma warunkami. - Tego
się obawiałem, zażąda jakiejś konkretnej kwoty pieniędzy i jeśli jej nie dostarczę,
to utknę w martwym punkcie.
- O jakich warunkach mowa? - spytałem, z całych sił starając się, aby mój
głos wydawał się swobodny i wyraźny.
- Po pierwsze zwracaj się do mnie po imieniu, jestem Angie, a drugim
warunkiem jest spotkanie, tylko ty i ja, dziś w kawiarni „World Cafe” - gdy to
powiedziała, wielki głaz spadł mi z serca, oczywiście zgodziłem się i umówiliśmy
się, że będę czekał na nią w kawiarni o dziewiątej. Wziąłem do ręki akta
mężczyzny, otworzyłem je, były tam trzy strony. Na pierwszej duże kolorowe
zdjęcie postaci en face a pod nim imię i nazwisko Alwin Ziuba i pseudonim Alex.
Druga strona to klientki, najczęstszą była niejaka miss Star. Na trzeciej stronie jego
wymiary i dane osobowe. Podziękowałem, potwierdziłem nasze spotkanie,
a następnie pożegnałem się i wyszedłem czym prędzej. Już na ulicy zerkając przez
ramię, zadzwoniłem do Kasi, mówiąc jej o kolejnych krokach w sprawie. Panna
Kłos poinformowała mnie o ciekawej zależności, mianowicie wypadki, w których
zginęły poprzednie żony klienta zostały zaplanowane. Policja nie ma co do tego
żadnych wątpliwości, niestety nie znaleziono winnych. Śledztwo w obu
przypadkach trafiło do Emanuela Kirstena.
Rozdział 6
W trakcie powrotu do biura poprosiłem Kasię, aby pojechała do Emanuela
Kirstena i spróbowała go wypytać o te wypadki. Ostrzegłem ją, że Emanuel od
jakichś pięciu lat żyje w swoim własnym świecie i to zadanie może być bardzo
trudne. Ja tymczasem spróbuję obejrzeć chociaż kawałek materiału z mieszkania,
a później na spotkaniu może uda mi się wyciągnąć dodatkowe informacje na temat
Alwina „Alexa” Ziuby. Gdy przybyłem do biura, Kasi już nie było, włączyłem
laptopa założyłem słuchawki, nie po to, aby słyszeć odgłosy nagrania, bo i tak ich
nie było, ale żeby odciąć się od dźwięków z zewnątrz. Gdy wszedłem na serwer,
zobaczyłem tylko pół godziny nagrania. Kliknąłem na ikonę pliku video
i nacisnąłem PLAY.
Gabriela Pilson ubrana w komplet dresowy podchodzi do drzwi, otwiera je
i wpuszcza Alexa. Przytula go i całuje w policzki. Alex rewanżuje się tym samym,
a jego ręce obejmują ją w talii. Coś mówią sobie do ucha, cholera czemu nie
kupiłem wersji z mikrofonem. No nic, trzeba będzie pójść na kurs czytania z ruchu
ust. Para, obejmując się przechodzi do salonu, gdzie pani Pilson nakazuje Alex’owi
usiąść, a następnie daje mu jakiś dokument. Moment, czy to nie umowa
małżeńska? O czym oni rozmawiają? Kamera nagrywa w dużej rozdzielczości,
więc powinno udać mi się powiększyć fragment z dokumentem. Zrzuciłem klatkę
filmu, w której dokument był widoczny najlepiej, a następnie powiększyłem
wybrany fragment. Komputer przez chwilę wyostrzał powiększony obraz, nie dało
się przeczytać większości umowy, ale ten mały czytelny fragment nie pozostawiał
wątpliwości - to intercyza. Następnie pani Pilson wyszła z pokoju, a Alex poszedł
za nią, znikając z kadru kamery.
No cóż, trochę mi to wyjaśniło, ale znów mam kilka nowych pytań.
Zadzwoniłem do znajomego, analityka policyjnego, który jest ekspertem czytania
z ruchu ust i spytałem czy nie mógłby spisać mi rozmowę z pliku video. Odparł, że
ma sporo pracy, ale jeśli prześlę mu film, to postara się zrobić to na pojutrze koło
południa. Czym prędzej wysłałem mu plik, a następnie wyłączyłem komputer
i udałem się do Świata Kaw. Był to mały lokal, za ladą stało sześć ekspresów do
kawy, przy każdym osoba obsługująca, nazywa się chyba baristerem, nigdy nie
przykładałem do tego uwagi, bo jedyna kawa, jaką pijam, to rozpuszczalna. Gdy
powiedziałem o tym Angie, ta odparła, że to nie jest kawa, tylko jakieś siury i nie
zasługują na miano kawy. Gdy podeszła do nas kelnerka, Angie zamówiła dwa
razy Choco-coffe. Okazało się to jakimś dziwnym koktajlem złożonym z trzech
warstw w jednej wysokiej szklance, na samym dole gorąca czekolada, później
warstwa mleka, następnie kawa i na samej górze pianka, Angie mówi, że to
spienione mleko, a cały koktajl daje tyle energii, co trzy kawy na raz.
Rozmawialiśmy o nieistotnych drobiazgach, było to całkiem przyjemne do
momentu, gdy krótko po jedenastej zadzwoniła Kasia, pytając czy zamykałem
biuro, wychodząc. Gdy potwierdziłem i już miałem rozłączyć się, odparła - drzwi
były uchylone. Natychmiast wstałem i powiedziałem, że muszę wracać. Angie
zaproponowała, że mnie odwiezie, ponieważ byłem pieszo, zgodziłem się i szybko
poszliśmy do jej auta.
Gdy wychodziłem z samochodu i pożegnałem się z Angie, obiecałem, że
zadzwonię do niej. Nacisnąłem guzik od windy, strasznie długo nie przyjeżdżała.
Pobiegłem na klatkę schodową i szybko pokonując po dwa stopnie wbiegłem na
swoje piętro. Kasia stała przed drzwiami i zgodnie z prośbą nie dotykała ich.
Wyciągnęliśmy pistolety i powoli weszliśmy w ciemne pomieszczenie, lewą ręką
wymacałem kontakt, wcisnąłem go. Moim oczom ukazał się straszny bałagan. Na
szczęście na oko wydawało się, że nic nie zginęło. Kazałem Kasi iść do domu, ja
tymczasem zacząłem sprzątać. Wszystko w porządku, nic nie zginęło, a sprzęt jest
cały. Widocznie jestem na dobrym tropie. Tylko który z tych tropów jest
prawidłowy? Położyłem się na kanapie, oparłem głowę na kurtce i w takiej pozycji
postanowiłem wszystko sobie ułożyć. W całej tej sprawie coś mi śmierdzi,
przejechałem dłońmi po twarzy, zatrzymując je tak, że zakrywały nos i usta. Muszę
wszystko prześledzić od początku. Muszę wkraść się do posiadłości Pilsonów
i przejrzeć kilka dokumentów bez wiedzy domowników. Rozmyślałem o tym
wszystkim do siódmej, a gdy Kasia weszła do biura, zerwałem się na dźwięk
uchylanej klamki. Nie zdawałem sobie sprawy, iż tak długo leżałem.
Rozdział 7
Rozmowa z Kirstenem, jak sam jej co dwie minuty przypominał, była dla
Kasi trudna, ale udało jej się dowiedzieć, że chociaż na początku zdarzenia te były
uznawane za wypadki, to Emanuel zdołał udowodnić, że to było zaplanowane.
Okazało się, iż samolot jak i autokar zostały uszkodzone w taki sprytny sposób,
który nie ujawniał się podczas rutynowej kontroli przed startem. Jednak w trakcie
podróży blokował układy sterujące i wyłączał ciąg silnika w przypadku samolotu
oraz go zwiększał w przypadku autokaru. Emanuel przekazał te informacje od razu
odpowiednim służbom, ale nie dało się cofnąć pieniędzy, które otrzymał Samuel
Pilson. Było to około trzech milionów po śmierci pierwszej i cztery po śmierci
drugiej żony. Siedem milionów - powtórzyłem cicho, a następnie sięgnąłem po
telefon i zadzwoniłem do banku klienta, sam nie bardzo wiedząc dlaczego, chyba
intuicja mną kierowała.
- Dzień dobry. Narodowy Bank Inwestycyjny, w czym mogę pomóc?
- Dzień dobry. Nazywam się Stefan Mark i dzwonię, aby dowiedzieć się
o płynności finansowej mojego klienta Samuela Pilsona.
- Chwileczkę, możemy podać tę informację, ale najpierw chciałbym
sprawdzić pana tożsamość, proszę odpowiedzieć na kilka pytań.
- Oczywiście, proszę pytać. - Po tym przez kilka minut odpowiadałem na
postawione pytania oraz podałem kilka numerów, które chciano w informacji.
- Dziękuje, pańska tożsamość została właśnie potwierdzona. Proszę o jeszcze
trochę cierpliwości właśnie szukam informacji na interesujący pana temat. - W tym
momencie przełączyłem na głośnomówiący i usiadłem. - Pan Samuel Everet
Pilson, czy o niego panu chodzi?
- Tak - potwierdziłem niespokojnym tonem.
- Płynność finansowa jest, powiedzmy, delikatnie słaba. Jeśli mam
powiedzieć coś dokładniej, to ujawnię, że pan Pilson od czterech miesięcy nie płaci
rat za zaciągnięte kredyty. Normalnie w takiej sytuacji ściągnęlibyśmy należność
wprost z jego konta, ale nie ma tam wystarczających środków.
- Dziękuje panu, do widzenia - po czym rozłączyłem się.
Jak można w ciągu tak krótkiego czasu pozbyć się siedmiu milionów euro?
Może to klient stał za zabójstwami, bo tak należy o nich mówić, swoich
poprzednich żon, a z trzecią chciał się rozwieść, ponieważ przez intercyzę
w wyniku śmierci współmałżonka nie dostaje niczego, lub prawie niczego.
Cholera, czemu moja pierwsza sprawa musi wyglądać akurat tak.
- Zadzwoń na policję, niech aresztują naszego klienta, dwa zabójstwa
i wyłudzenia pieniędzy. - Kasia tylko kiwnęła głową i zadzwoniła, przez jakiś czas
składała zeznanie, ale gdy wspomniała o kogo chodzi, dopowiedziała.
- Proszę powtórzyć. Tak, zrozumiałam, w poniedziałek o trzynastej,
dziękuje. - Odłożyła słuchawkę i zwróciła się do mnie. - Stefan mamy problem,
samochód, klient miał wypadek, zginął na miejscu. Pogrzeb w poniedziałek
o pierwszej po południu.
- To na pewno wypadek?
- Wszystko na to wskazuje, ale śledczy nie mają stuprocentowej pewności.
- Wiesz gdzie miał miejsce? - Kiwnęła twierdząco. - Świetnie, jedźmy tam.
Rozdział 8
Przez cały weekend starałem się wywalczyć podpisanie umowy z policją na
konsultacje, udało się. Dzięki temu mogę dalej zgłębiać się w sprawę oraz dać
wiarę moim przeczuciom. Patrzę na zegarek, dwunasta trzydzieści, poniedziałek.
Idę do łazienki wziąć szybki zimny prysznic, przebrać się i pójść na uroczystości
pogrzebowe. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że powinienem tam być. A także, że
powinienem znaleźć jakąś bajeczkę na wypadek gdyby pytali kim jestem.
Przebrany w garnitur przeglądam się w lustrze, wyglądam jak szczur na otwarcie
kanału. Racja, wiele razy słyszałem jak kobiety mówiły do mnie, że do twarzy mi
w nim, że podkreśla mój czar, ale sam nigdy nie lubiłem chodzić tak ubrany. Dużo
lepiej czuję się w tak zwanym ubraniu swobodnym. Cmentarz miejski, miejsce
ciszy i odprężenia. Zawsze, gdy tu wchodzę, uśmiecham się, czuje się lepiej.
Marsz żałobny prowadzony jest główną drogą cmentarza, najpierw trumna,
później Gabriela Pilson, idąca obok trzech innych osób, a za nimi dalsza rodzina.
Poczekałem aż przejdą i poszedłem za nimi. Podczas opuszczania do grobu,
przemówień, pierwszego rzucania ziemi, ja przyglądałem się twarzom
zgromadzonych. Po całej ceremonii do wdowy podszedł mężczyzna, którego
widziałem w banku, nie musiałem być blisko, aby wiedzieć czego chciał.
Postanowiłem się wmieszać i delikatnie, acz stanowczo dać mu do zrozumienia, że
wybrał zły moment na rozmowę o długu umarłego. Gdy odszedł, pani Pilson
zwróciła się do mnie: - Dziękuje, nie jestem gotowa na starcia z bankowcami. Kim
pan jest?
- Stefan Mark, przyjaciel z pracy pani męża - odpowiedziałem, chwytając jej
dłoń i delikatnie dotykając ustami jej zewnętrzną część. Pani Pilson lekko się
zaczerwieniła.
- Nie wiedziałam, że wśród prawników są ludzie dobrze wychowani.
Nazywam się Gabriela Pil.. Santa.
- Nie przyjęła pani nazwiska męża?
- Nie, to jego pomysł. Mówił, że chce mnie chronić.
- Przed czym, czy miał jakieś problemy, może dostał jakieś listy lub paczki,
na które dziwnie reagował?
- Nie przypominam sobie, ale proszę wybaczyć, ja nie spałam od dwóch dni,
od kiedy dowiedziałam się o wypadku. Zasnął za kierownicą, prawda.
- Ja jestem tylko prawnikiem, nie wiem. Znam kilku policjantów, ale
w większości kłócimy się ze sobą na sali sądowej. - W tym momencie podszedł do
nas ku mojemu zdziwieniu Alwin Ziuba. Gabriela przedstawiła go jako instruktora
fitnessu. Po kilku zdaniach pożegnali się i odeszli. Zawibrował mi telefon. Dzwonił
patolog policyjny, który poinformował mnie, że nadal mają ciało Samuela Pilsona,
tak jak sądziłem, trumna jest pusta, zbadali krew ofiary miał dużą dawkę środka
nasennego, zasnął za kierownicą. Spojrzałem jeszcze raz na Gabrielę, naprawdę
bardzo dobra z niej aktorka, przez chwilę było mi jej żal. Ale co łączy ją
z Alwinem? A poza tym jest jeszcze sprawa tych siedmiu milionów.
- Synu, tu nie można używać telefonów. - Zdziwiony popatrzyłem na
księdza, później na swoją dłoń, w której nadal miałem telefon.
- Tak, przepraszam ojcze - odpowiedziałem, chowając telefon i wychodząc
z terenu cmentarza. Musiałem natychmiast sprawdzić całą historię rachunku
Samuela Pilsona, klienta. Nie, ofiary, muszę się do tego przyzwyczaić.
Rozdział 9
Ostatnio przyłapałem się, że dość często myślę o Kasi. Nie chodzi mi o to, że
mam z nią fantazje. Po prostu przyłapuję się na tym, że podczas głośnego myślenia,
zachowuję się jakbym z nią rozmawiał. To może wydawać się dziwne, ale tak
łatwiej mi ułożyć wszystkie sprawy. Gdy poszła do banku, w głowie cały czas
miałem obraz Gabrieli i Alwina. Rozumiem, dlaczego okłamała mnie co do jego
zawodu, ale już po ruchach ciała zauważyłem, że coś ich łączy, nie będę jeszcze
zdejmował kamer. Coś ich łączy i to nie jest zwykły romans. Do gabinetu weszła
Kasia, właśnie gdy robiłem sobie kawę, od razu zrobiłem drugą i podałem jej,
posłała mi uśmiech w podzięce i powiedziała:
- Mam kilka ciekawych informacji, po pierwsze krótko po przyjściu
przelewów pieniądze poszły na siedem różnych kont. Wszystkie są tak zwanymi
kontami przerzutowymi. To znaczy, że po określonym z góry okresie czasu konto
jest usuwane, a środki, razem z procentami na nim, przekazywane na konto
z umowy. Niestety, aby się dowiedzieć więcej, musimy od policji zdobyć nakaz.
Zresztą nieważne, jest jeszcze jedna ciekawostka. Możesz to nazwać kobiecą
intuicją, ale chciałam sprawdzić jeszcze Alwina Ziubę alias Alex’a. Dostał on dwa
miliony euro.
- Jesteś pewna?
- Tak, sprawdzałam trzy razy. Dwa rachunki przerzutowe były powiązane
z jego kontem.
- Znalazłaś może gdzieś rachunki, na które przeszło pozostałe pięć?
- Niestety nie, ale skontaktowałam się z policją, są oni w trakcie zdobywania
nakazu. Zadzwonią do ciebie, gdy uda im się znaleźć numery kont powiązanych
z rachunkami przerzutowymi.
- Skoro Alwin dostał część pieniędzy, znaczy musiał mieć coś wspólnego
z ofiarą.
Podniosłem dokumenty Alwina, które dostałem od Angie, niestety nie było
tam informacji, których potrzebowałem. Całe szczęście można to załatwić łatwiej.
Kartkuję książkę telefoniczną w poszukiwaniu nazwiska Ziuba, tylko jedna osoba
o takim nazwisku była. Była tam Izabela Ziuba. Mam nadzieję, że jest z nim
spokrewniona. Zadzwoniłem pod podany numer, po drugim sygnale odzywa się
głos - rezydencja państwa Ziuba, w czym mogę pomóc? Udało mi się wyciągnąć
od niej informacje. Alwin i Izabela Ziuba są małżeństwem od kilku lat. Oboje
pracują w branży filmowej i tam zbili majątek na filmotece science-fiction. Ich
studia wypuściły na rynek topowe filmy. Dowiedziałem się kilku nieistotnych
szczegółów.
Gdy odłożyłem słuchawkę, do gabinetu weszła Angie, mówiąc że w kinie
leci fajna komedia i czy nie chciałbym jej towarzyszyć. Spojrzałem na Kasię,
chciałem dzisiaj zaprosić ją do Świata Kaw. Spojrzałem w jej olbrzymie zielone
oczy, i powiedziałem: - Ma pani dziś wolne, pani Katarzyno. - Wiem, głupek ze
mnie. Kasia skinęła lekko głową i wyszła. Zamknąłem biuro, wziąłem Angie pod
rękę i razem poszliśmy na seans. Dwie godziny później, gdy wychodziliśmy z kina,
zaprosiła mnie do siebie. Mieszkała w kamienicy. Całe drugie piętro jest jej.
Weszliśmy do salonu, Angie powiedziała, żebym się rozgościł, a następnie
przyniosła spaghetti. Po skończonym posiłku Angie przybliżyła się do mnie
i pocałowała mnie. Nie był to pocałunek intensywny, obiecujący moc wrażeń, był
zimny i jakby wymuszony. Właśnie to wymuszenie odrzuciło mnie tak, że
wyprostowałem się i bez słowa wyszedłem z mieszkania. Angie jeszcze sześć albo
siedem razy próbowała do mnie zadzwonić, ale nie chciałem z nią rozmawiać.
Właśnie przypomniała mi się ofiara, a właściwie zobaczyłem jego zdjęcie w domu
Angie.
Rozdział 10
Pierwsze, co chciałem zrobić to zadzwonić do Kasi, już miałem nacisnąć
klawisz wybierania, gdy doszła do mnie myśl, że lepiej powiedzieć o tym
osobiście. Na szczęście wiem, gdzie mieszka. Stoję przed jej blokiem, czwarte
piętro, zadzieram głowę do góry, lokalizując jej okna i próbując dojrzeć co
znajduje się w środku. Tracę tylko czas, ruszam biegiem na klatkę schodową
i pokonuję po dwa stopnie. W głowie plątały mi się myśli o ciemnych oknach
i wyrzuty sumienia za to, jak ją potraktowałem. Proszę, błagam, chciałbym jeszcze
raz utonąć w tych zielonych oczach, usłyszeć jej ciepły, delikatny i spokojny głos.
Jak coś jej się stało, nie daruję sobie. Są drzwi, naciskam dzwonek i długo nie
zdejmuję z niego dłoni, jednocześnie pukam, chociaż nie uderzam w drzwi. Stoję
tak przez jakieś trzy minuty, potem naciskam klamkę, zamknięte. Ciśnienie oraz
adrenalina osiągają maksimum, uderzam w drzwi bokiem, solidne. Kopię je
w miejsce obok zamka, to także wytrzymują. W końcu wyjmuję pistolet
i przestrzeliwuję zamek, drzwi ustępują, wchodzę do ciemnego pomieszczenia.
Mija chwila, gdy przyzwyczajam się do ciemności i zaczynam odróżniać
szczegóły, powoli przeszukuję całe mieszkanie, prosząc aby była cała. Mieszkanie
okazało się puste i czyste. Nikogo w nim nie ma, niepotrzebnie zniszczyłem drzwi,
no nic, zapłacę za nowe. Gdzie do cholery jest w takim razie Kasia? W tym
momencie światło w holu się zapaliło, w drzwiach stała jakaś postać, a światło za
nią zniekształcało widok. Gdy oczy zaczęły na nowo dostrzegać szczegóły,
zobaczyłem, że była to Kasia. Podszedłem do niej jak w transie i przytuliłem.
Wdychałem jej cudowny kojący zapach, pachniała lawendą, popcornem, jakimiś
kwiatami. Moja ręka dotykała jej lśniących, mahoniowych włosów. Bałem się
o ciebie - szepczę jej do ucha - gdy nie znalazłem cię w domu, spanikowałem. Po
tych słowach powiedziała coś w stylu nareszcie mnie zauważyłeś i pocałowała
mnie. Był to gorący, namiętny pocałunek, trwaliśmy tak w nim i żadne z nas nie
chciało przestać. Pamiętam zawsze na filmach wyśmiewałem w myślach te sceny,
mówiąc „Chcesz jej wyssać całe powietrze z płuc?”. Teraz, gdy jestem tu z Kasią,
poznałem wreszcie ten sekret, mimo iż miałem wiele kobiet, byłem nawet blisko
oświadczyn, do żadnej jednak nie czułem takiej fascynacji jak do niej. Gdy
odsunęliśmy się od siebie, niezbyt daleko, nadal moglibyśmy dotknąć się nosami,
powiedziałem - przepraszam za drzwi - rany kolejny marny tekst - pokryję
wszystkie szkody. Przytaknęła i odparła, iż jutro pójdziemy po nowe drzwi, i po raz
kolejny połączyliśmy się w pocałunku, moje dłonie pieściły jej plecy na początku
przez ubranie, aż w końcu udało się wślizgnąć pod nie. Czułem jak jej ciało gdzieś
odchodzi, ale nie przerywam pocałunku. Nie, pomyłka nie odchodzi, prowadzi
mnie. Tej nocy kochaliśmy się na podłodze w pokoju dziennym i tam zastało nas
poranne słońce. Cichutko wstałem, ubrałem się zrobiłem jej śniadanie i napisałem
króciutki liścik wyjaśniający, że dostałem wiadomość o czekającym przed domem
kurierze z przesyłką.
Gdy jechałem do domu, byłem jak na haju. Świat bardziej kolorowy, ludzie
weselsi, na ulicach bardziej czysto. Odebrałem przesyłkę i wróciłem z nią do domu
Kasi, teraz wiem, że to z nią chcę być do końca. Gdy wszedłem do środka jadła
śniadanie, była ubrana jedynie w szary polar. Co za piękny widok, spojrzała na
mnie, uśmiechnęła się i spytała, co jest w paczce.
To od analityka, w środku był dialog z filmu oraz przeprosiny, za długi okres
oczekiwania, ale ma sporo na głowie. Jednocześnie ostrzegł mnie, że nigdy nie ma
stuprocentowej pewności, że osoba na filmie powiedziała to, co odczytał analityk.
Chociaż prawdopodobieństwo jest od osiemdziesięciu do dziewięćdziesięciu
sześciu procent, w zależności od umiejętności analityka. Usiadłem obok Kasi,
dotknęła mojej nogi, jej ciepło rozlało się po moim ciele, na chwilę oddałem się tej
rozkoszy, po czym zacząłem czytać. Stenogram to nic innego jak film rozpisany na
kartkach. Jest krótki, powierzchowny opis zdarzenia, a następnie dialog.
Powitanie w drzwiach:
- Nareszcie, co cię zatrzymało?
- Sprawdzałem, czy nikt mnie nie śledzi, chyba nie chcesz, aby nasz plan
został zniszczony?
- Wejdź do środka, mam dla ciebie niespodziankę.
Scena w pokoju dziennym:
- I jak z tego wybrniemy?
- Spokojnie ukochana, wszystko już zaplanowałem, jutro o tej porze będziesz
nieszczęśliwą wdową, a później razem wyjedziemy.
- Tylko ty i ja. Na zawsze i nikt już nie stanie na drodze naszego szczęścia.
Dalej notatka naszego eksperta. Nie jestem pewien co do przebiegu wymiany
zdań w pierwszej części, ale drugą uruchamiałem ponad sześć razy i mogę z całą
pewnością stwierdzić, że ta sprawa śmierdzi. Uważaj w co się pakujesz, to może
być większe gówno niż ci się wydaje.
Rozdział 11
Po zgłoszeniu na policję, że Gabriela Santa i Alwin Ziuba zaplanowali
i wykonali morderstwo na Samuelu Pilsonie, razem z Kasią byliśmy
przesłuchiwani ponad dwie godziny, obydwoje w osobnych pokojach. Było mi
ciężko to ujawnić, ale wiedziałem, że tych dwoje to płotki, a mózgiem operacji
była Angie Mendoza szefowa salonu masażu Afrodyta. To ona na początku za
pomocą pana Pilsona nakłoniła go do uwiedzenia, poślubienia, a następnie zabicia
swoich poprzednich żon. Gdy Samuel zakochał się w żonie pana Ziuby, to właśnie
ona wymyśliła dla niej inną pracę oraz pełen życiorys. Swoją drogą wykonała
kawał świetnej roboty, nawet ci z programu ochrony świadków mogliby się czegoś
nauczyć. Wybrała dla niej imię Gabriela, a nazwisko Santa wzięła od Veroniki
Santy, która zaginęła trzy miesiące przed przemianą pani Ziuby. Przez cały okres
jej fikcyjnego małżeństwa cała trójka kontaktowała się ze sobą. Pewne było, że
Samuel Pilson był osobą porywczą i jako taka podczas wpadania w furię mógł
zdradzić się jakoś z dokonanych czynów oraz tego, kto był jego zleceniodawcą.
Jednak nie przewidzieli, że Samuel Pilson, gdy zobaczył u żony bieliznę, którą
dostała na rocznicę swojego pierwszego ślubu, pomyśli że go zdradza i pójdzie do
prywatnego detektywa. Angie Mendoza, gdy tylko się o tym dowiedziała,
postanowiła zniszczyć wszystkie jego pieniądze oraz przekupić pracowników
banku, aby ci wystawili kredyty z datami wstecznymi. Wynajęła także grupę
zbirów, aby zdemolowali moje biuro w celu zastraszenia mnie. Gdy to nie
pomogło, postanowiła być jak najdłużej przy mnie, flirtując i kokietując. Wiadomo,
że adorowany mężczyzna nie potrafi skupić się na pracy.
W tym momencie policjanci spytali, skąd pewność, że Angie Mendoza jest
mózgiem szajki.
Gdy pani Mendoza wpuściła mnie do domu w wiadomych celach, a moje
hormony zaczęły buzować, zauważyłem na kominku zdjęcie ślubne, Alwiny
i Izabeli Ziuby, a za nimi w pierwszym rzędzie Angie Mendoza. Dodatkowo były
tam też zdjęcia ze ślubów Samuela Pilsona, na każdym w pierwszym rzędzie była
pani Mendoza.
- Ale skąd pewność, że Alwin Ziuba zabił Samuela Pilsona?
- Alwin Ziuba chociaż udaje właściciela studia filmów sci-fi, to nie ma
wykształcenia ani filmowego ani marketingowca. Jest po medycynie. Jestem
pewny, że jeśli nie ma leku nasennego którego podano ofierze, to potrafi go
opracować. Właśnie tym zadziwił swojego wykładowcę, stworzył lek nasenny,
który działa przeciwbólowo jak morfina, z jednakową szybkością, niezależnie od
sposobu podania, oraz po dziewięćdziesięciu sześciu godzinach nie pozostawia
żadnych śladów. To by wyjaśniało, dlaczego tak bardzo spieszyło im się
z pogrzebem.
- Dziękujemy, jest Pan wolny. - Gdy wyszedłem, Kasia już na mnie czekała
i mówiła, że widziała jak prowadzą tu całą trójkę. Uśmiechnąłem się do niej, a ona
do mnie, to była długa i męcząca sprawa, ale to na szczęście już koniec. Z całej tej
sprawy wynikły dwie inne korzyści. Nareszcie uświadomiłem sobie, co czuję do
Kasi oraz mam miejsce na prawdziwą pierwszą randkę. Wziąłem ją pod ramię
i razem wolnym krokiem poszliśmy do Świata Kaw.
Epilog
Między tą sprawą a kolejną, którą przybliżę, przewinęło się kilka krótkich
zleceń, a żadne z nich nie zajęło więcej niż miesiąc. Większość polegała na tym
samym. To właśnie przez takie „śmieciowe zlecenia”, została przypięta mi etykieta
„gościa od rozwodów”. Czy kiedykolwiek żałuję, że zostałem detektywem? Nie,
nigdy. Nawet gdy prowadzę jedno ze „śmieciowych zleceń”, potrafię dostrzec
w tym wszystkim, jakim jestem szczęściarzem, a to wszystko dzięki Kasi. Czasami
myślę, że tylko dzięki niej udawało się mi dotrwać do końca spawy. Nie dość, że
trafiłem na idealne połączenie intelektu i urody, to jeszcze ona czuje do mnie to, co
ja do niej. Nic lepszego nie mogło mi się przytrafić.
Akt II
Rozdział 1
Pewnego dnia Kasia powiedziała mi, że przez te ostatnie sprawy stałem się
jakiś markotny. Powiedziała - przydałby ci się urlop. - Gdy odparłem jej na to -
jeśli urlop, to tylko z tobą, tylko uśmiechnęła się serdecznie, a następnie też
odpowiedziała - z ogromną chęcią. Tydzień później, gdy już wszystko
zaplanowałem, zamknąłem biuro, wystawiłem informację o urlopie
wypoczynkowym, a następnie pojechałem po Kasię do jej mieszkania. Podróż,
choć długa, nie nudziła nam się, w jej trakcie śpiewaliśmy różne piosenki razem
z radiem, rozmawialiśmy o różnych głupotach. Koło trzynastej zatrzymaliśmy się
w przydrożnej kawiarni na obiedzie. Zauważyliśmy wtedy dziwny związek,
a mianowicie im bliżej jezior, tym ryby są droższe. W trakcie obiadu Kasia
próbowała mnie wypytać o miejsce, gdzie jedziemy, ale ja za każdym razem
zmieniałem temat. No prawie za każdym, raz powiedziałem, że to niespodzianka.
Dojechaliśmy na miejsce, gdy słońce już zachodziło. Ta mała wioska ułożona tuż
przy jeziorze wyglądała jak z pocztówki, jednocześnie jest stosunkowo mało znana,
dzięki czemu nie ma turystów i wykupienie całego domku na miesiąc kosztuje
mniej niż wynajem pokoju na tydzień w jakimś pensjonacie. Nasze mieszkanie
miało trzy pokoje, małą kuchnię i łazienkę. Urządzone skromnie, można by
powiedzieć po spartańsku, w tylko to, co niezbędne. Zostawiliśmy bagaże we
własnych pokojach, a następnie zaproponowałem Kasi, że zrobię na kolację moją
specjalność, mianowicie spaghetti. Niestety w domku nie było białego wina,
a miejscowy sklepik był już zamknięty i musieliśmy zadowolić się wodą
mineralną. Zjedliśmy kolację na zewnątrz, letnie noce zawsze są takie ciepłe.
Spojrzałem na wyspę na środku jeziora, może by tak urządzić tam piknik. Szybko
odwróciłem głowę, może trochę za szybko. Siedzieliśmy przed domem do późnej
nocy, w pewnym momencie zauważyłem na ramionach Kasi delikatną „gęsią
skórkę”, wstałem poszedłem do domu i przyniosłem jej polar, a zarzucając go na
jej ramiona, wdychałem słodki zapach jej włosów. Usiadłem obok niej, a ona
przytuliła się do mnie. Jej głowa leżała na mojej piersi w miejscu, gdzie jest serce.
Rozdział 2
Następnego dnia wczesnym rankiem spakowaliśmy do pojemników
próżniowych kanapki i kawałki ciasta, a następnie ułożyliśmy je w koszyku obok
czerwonego wytrawnego wina i dwóch kieliszków włożonych do pudełka pełnego
waty. Na samej górze kosza był koc oraz ręczniki, wzięliśmy więc kosz w ręce
i poszliśmy z uśmiechami na twarzach w kierunku łódki. Przy niej cały czas się
uśmiecham, może nie uwierzycie, ale nim poznałem Kasię nie uśmiechałem się
prawie w ogóle. Popłynęliśmy na wyspę na środku jeziora, wyspa była niewielka,
ot plaża i kilka drzew, niewiele tego, lecz wystarczająco, aby odizolować się od
zewnętrznego świata. Rozłożyliśmy się w półcieniu tak, aby nasze ciała nie nabyły
zbyt intensywnej opalenizny, ale abyśmy też nie byli jej całkowicie pozbawieni.
Leżeliśmy tak w milczeniu, wpatrując się w siebie, jedząc i popijając wino godzinę,
może dwie, gdy Kasia wstała podeszła do mnie i powiedziała, że czas popływać,
a następnie zaczęła się rozbierać, zostawiając jedynie bieliznę. Następnie
wskoczyła do wody, przez chwilę pływała pod wodą, następnie wynurzyła się,
wyglądała jak syrena, gdy rękoma odgarniała włosy z twarzy, po czym otworzyła
oczy, uśmiechnęła się kusząco i zaprosiła mnie do kąpieli - chodź, woda jest
cuuudowna, wydłużając „u” w ostatnim wyrazie. Szybko wstałem, zdjąłem
spodenki, lecz gdy miałem zdjąć koszulkę rozejrzałem się w około, dotykając
mojej blizny przez materiał, a gdy zorientowałem się, że nikogo nie ma, zdjąłem ją
i dołączyłem do Kasi. Na samym początku moje ciało przeszedł dreszcz, woda była
lodowata. Jednak to tylko złudzenie, wystarczyło kilka szybkich zanurzeń i woda
naprawdę staje się idealna, taka, że nie chce się wychodzić. Zanurkowałem
i podpłynąłem do Kasi, ona odwracała się trochę podenerwowana, szukając mnie.
Chwyciłem ją w talii, jednocześnie wynurzając się za nią. Odwraca się ku mnie,
a ja wtedy ją całuję, jej usta są na początku słonawe, lecz już po chwili pojawia się
znajomy słodki smak. To coś jakby połączyć wiśnie i maliny. Złączeni
w pocałunku, złączeni w ruchach rąk i nóg, aby utrzymać się na powierzchni,
złączeni umysłami, złączeni duszami. Wtem oboje w tym samym czasie
przerwaliśmy pocałunek i odwróciliśmy głowy w stronę wyspy, nie tam, gdzie był
nasz piknik, ale dalej w cieniu. Udaliśmy się w tamtym kierunku. Gdy podeszliśmy
bliżej do naszych nosów doszedł zapach zgniłego mięsa, zapach, który obiecuje
prawdziwą ucztę wszystkim padlinożercom. Trzymając palce na nosach, powoli
szliśmy dalej. Był tam płytki grób, a w nim ciało, a właściwie tylko szkielet
i trochę mięsa. Zauważyłem, że raczej nie pochowano ciała dobrowolnie, ręce były
z tyłu, więc chyba musiały być związane, na czaszce w okolicy oczodołów widać
jakieś rysy. Złapałem się na tym, że spekulowałem - te ślady zostały zadane po
śmierci. Spojrzałem na Kasię, była blada, podszedłem do niej i razem odeszliśmy
do łódki, czym prędzej popłynęliśmy do domku i stamtąd powiadomiłem policję.
Nie brałem komórki, chciałem z Kasią spędzić miły dzień bez żadnych
wiadomości. Gdy przyjechała policja, a większość ludzi zabierała ciało, z nami
rozmawiała sierżant Paulina Kokon. Zdziwiła się, że nie poczuliśmy zapachu
wcześniej, ale jakoś udało jej się wyjaśnić, że byliśmy bardzo zajęci i nie
zwracaliśmy uwagi na nic wokół nas. Jednocześnie podzieliłem się z panią sierżant
moimi spostrzeżeniami dotyczącymi ciała, zanotowała i w uprzejmy, acz
stanowczy sposób mówiła, że to na pewno wypadek. Do końca tego dnia miałem
przed oczami znalezionego nieboszczyka. Nie potrafiłem się na niczym ani nikim
skupić, chodziłem jak we śnie. Nawet nie wiem, jak trafiłem do łóżka, a za oknem
zrobiło się ciemno. Obok mnie spała Kasia, ja leżę, dotykając ręką jej uda.
Ziewnąłem i zasnąłem, mając nadzieję, że przyśnią mi się przyjemne rzeczy, a nie
ten trup.
Rozdział 3
Maria obudziła się o trzeciej rano, gdyż była do tego przyzwyczajona.
Jednak mimo że wstawała tak od trzech lat, to jej organizm dalej domagał się snu
oraz odpoczynku. Maria przeprowadziła się tu prawie trzy lata temu, lecz dalej
społeczność wioski uważała ją za obcą. Nie było w ich zachowaniu nic wrogiego,
ale ona wyczuwała w ich zachowaniu pewną sztuczność. Nie była ona tak duża jak
w pierwszych miesiącach jej zamieszkiwania. Sposób, w jaki odnosili się do niej
zmienił się dwa lata temu, gdy pierwszy raz odwiedził wioskę ten mężczyzna.
Wysoki brunet o szczerych i spokojnych oczach oraz ciepłej i głębokiej barwie
głosu. Przez dwa tygodnie jego wizyty był tematem numer jeden wszystkich
rozmów. Każdy kawałek jego ciała wszystkie kobiety obserwowały, sprawdzając
czy nie ma tam może śladów innej kobiety. Wtedy właśnie Maria znalazła
odpowiedź na to pytanie. Nie było to dla niej trudne, ponieważ on codziennie
przychodził do niej do sklepu. Więc tak niby przypadkiem zaczęli rozmawiać,
dzięki temu od słowa do słowa, od zdania do zdania dowiedziała się, że mężczyzna
jest policjantem i przyjechał tu na urlop odpocząć od problemów miejskich, Maria
doskonale go zrozumiała, ponieważ sama, gdy tylko firma mówiła o rozbudowie
sieci sklepów na małe wiejskie oddziały, zgłosiła się na ochotnika do prowadzenia
takiego oddziału. Dowiedziała się także, że jest samotny, a gdy przekazała tę
informację innym kobietom, te od razu na drugi dzień wstały wcześniej i ubrały
swoje najwspanialsze stroje, starając się go kokietować. Maria nie próbowała tego,
choć owszem, mężczyzna podobał jej się, lecz widziała w jego oczach coś, czego
nie potrafiła odczytać, i to ją przerażało. Zwykle czytała w ludziach jak
w otwartych księgach. Rozmowa z nim była jak słuchanie wykładu na wyższej
uczelni, Marii właśnie tak się kojarzyła, ponieważ skrycie podkochiwała się
w jednym młodym profesorze, była na każdym jego wykładzie, starając się, by ją
dostrzegł, bardzo cierpiała, gdy dwa miesiące przed obroną jej profesor poślubił
inną kobietę. Do tego mężczyzny nie czuła fizycznego pociągu, samo z nim
przebywanie, rozmowa czy dotknięcie rąk przy powitaniu wystarczały jej. Dlatego
zdziwiło ją, że pewnego dnia nie pojawił się w sklepie. Postanowiła zamknąć
wcześniej i sprawdzić co się stało, może jest chory i potrzebuje pomocy. Maria nie
znalazła mężczyzny w domku, który wynajmował. Pomyślała sobie, że może został
wezwany z urlopu wcześniej. Nie zobaczyła go już nigdy później. Życie na wsi
toczyło się swoim rytmem przez dwa lata. Gdy jak grom przeszła wiadomość, że
domek został ponownie wynajęty, w Marii zapaliła się iskierka nadziei, że to on
wrócił. Miała tyle tematów rozmów, w których była ciekawa jego opinii, tyle
pytań, które chciałaby zadać. Jednak tym razem domek wynajęła jakaś para.
Mężczyzna był nawet do niego podobny, ale w jego oczach widziała przebłysk
inteligencji, dokładności oraz tego czegoś, co nazywała zmysłem. Kobieta, z którą
przyjechał była atrakcyjną zielonooką, rudowłosą wydawałoby się modelką, lecz to
jakoś nie pasowało. Nosiła skromne, ale wygodne ubranie i nie miała obcasów, lecz
adidasy, a modelka na pewno by się tak nie ubrała. Następnego dnia gdzieś koło
godziny dziesiątej do wsi przyjechała policja, gdyż zostało znalezione jakieś ciało.
To mała miejscowość, więc bardzo szybko Maria dowiedziała się, że są to zwłoki
mężczyzny i były na wyspie serc od prawie dwóch lat. Gdy dotarło do niej, co to
oznacza, przypomniał jej się ów mężczyzna i ich ostatni dzień. Pamiętała każde
jego słowo, jego czarujący uśmiech, przenikliwe spojrzenie, na to wspomnienie
w jej oku pojawiła się łza, zaraz za nią poszła kolejna, płakała pierwszy raz od
śmierci swojego męża w wypadku samochodowym. Bardzo miła pani sierżant
przepytała ją o mężczyznę, nazywał się Cezary Mik. Pytała czy spotykał się
z jakimiś kobietami, ale ja byłam wtedy obca i raczej nie pochwaliłyby mi się
randką z nim, ale sam Cezary często ze mną rozmawiał i raczej nie wspominał, że
ma jakieś romanse. Po skończonej rozmowie pytała jeszcze o dwójkę nowych,
którzy znaleźli ciało. Niestety, mimo wypowiedzenia wszystkiego, o czym
wiedziała i czego się domyślała, nie przekazała na ich temat zbyt wielu informacji.
Policjantka zakończyła rozmowę standardowym pożegnaniem i pojechała do biura
uzupełnić raport i przekazać wszystkie rzeczy ofiary, jak podejrzewała morderstwa.
Tak naprawdę to ten dziwny mężczyzna wzbudził w policjantce te podejrzenia,
a właściwie to, co powiedział. Uznała zatem, iż musi dowiedzieć się kim on jest,
ale to może zaczekać, teraz przydałby się jej jakiś detektyw z rozszerzonym
zmysłem obserwacji. Zadzwoniła na komendę, aby tam znaleźli dla niej kogoś
odpowiedniego.
Rozdział 4
Stałem oparty o ławę z tyłu domu, gdy podeszła do mnie Kasia, szła tak
cicho, że nie słyszałem jej. Dopiero gdy była za mną i wtuliła się we mnie, a jej
ręce złączone były na moim brzuchu, oparła się o moje ramię i powiedziała:
- Obudziłam się, a ciebie nie było, dlaczego wstajesz tak wcześnie? - Ja
odwróciłem się do niej, również objąłem i wpatrując się w jej cudowne oczy, Boże,
one są chyba cudem świata, odpowiedziałem - to takie zboczenie zawodowe.
Wstaję rano, patrząc jak wszystko budzi się, ponieważ tylko wtedy jest naturalne.
- A ja, kiedy jestem naturalna? - spytała.
- Ty, zawsze. Nigdy nie udajesz i mówisz, co myślisz, nawet nie wiesz, jak
mi się to w tobie podoba.
Gdy skończyłem mówić, Kasia chciała zapytać o coś jeszcze, ale w tym
momencie pocałowałem ją. Chwilę później usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
Powiedziałem otworzę i powoli poszedłem w ich kierunku. Przed wejściem stała
policjantka, która słuchała naszych zeznań, gdy przyjechano po zwłoki. Zaprosiłem
ją do środka, usiedliśmy w pokoju dziennym, Kasia przyniosła trzy herbaty
i usiadła koło mnie. Policjantka zaczęła mówić.
- Pomogą mi państwo złapać mordercę? - Z Kasią spojrzeliśmy po sobie,
a następnie odparłem.
- Jesteśmy tylko turystami, którzy przyjechali tu na urlop. Chcemy jak
Marcin Litwiniuk „Detektyw: Przygody Stefana Mark'a” Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2016 Copyright © by Marcin Litwiniuk, 2016 Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy. Skład: Agnieszka Marzol Projekt okładki: Robert Rumak Zdjęcie okładki © lchumpitaz - Fotolia.com Korekta profesjonalna: Ryszard Krupiński ISBN: 978-83-7900-601-4 Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o. ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706 wydawnictwo.psychoskok.pl e-mail:wydawnictwo@psychoskok.pl
Wstęp To pierwszy wstęp, który piszę i nie bardzo wiem, co tutaj ująć. Głównie dlatego, że jest to bardzo niewdzięczna część całego, że się tak wyrażę, dzieła. Uważam tak, ponieważ sądzę, że większość czytelników opuszcza ten fragment i zaczyna czytać właściwą część. No ale cóż, powiedziało się „a” to trzeba powiedzieć „b”. Może cofnijmy się do początku, gdy zacząłem pisać. Było to piętnastego stycznia dwa tysiące dwunastego roku i chciałem sprawdzić jak poradzę sobie, oraz czy w ogóle, z napisaniem książki, czy raczej powieści, z gatunku kryminał. W pierwotnym zamiarze miał to być czysty kryminał. Na początku odnalezienie ciała, później wejście na plan głównego bohatera oraz przybliżenie jego postaci oraz metod działania i w końcu znalezienie sprawcy. To, co z tego wynikło możecie zobaczyć dalej. Teraz chciałbym wyjaśnić kwestię nazywania poszczególnych części. Są one podzielone na Akty, wzięło się to od nazw teczek ze sprawami w archiwach policyjnych. Chociaż niektórym może się to kojarzyć z podziałem scen w teatrze, to nie ma z tym nic wspólnego. Podczas czytania poniższych aktów i rozdziałów możecie dostrzec pewną zmianę w moim pisaniu. Możecie zauważyć pewną zmianę szczegółowości opisów. Oczywiście jest jeszcze wiele do zrobienia w tej sprawie, i wielu innych, ale cały czas robię powolne kroki naprzód, przynajmniej mam taką nadzieję. Zdania, które piszę są też bardziej rozbudowane. Są też zmiany narracji. Moje wcześniejsze opowiadania miały tylko jeden typ narracji, tu jest ich kilka. Czasami obserwuję z boku, innym razem wchodzę w skórę jednej z postaci. Wydaje mi się, że takie urozmaicenie jest dobre dla powieści. Ostatni rozdział napisałem dziewiętnastego listopada dwa tysiące dwunastego roku. Pisałem tą powieść dziesięć miesięcy, głównie dlatego, że tworzyłem kolejne rozdziały w czasie wolnym, którego nie mam zbyt wiele. Starałem się jednak pisać minimum jeden rozdział tygodniowo. Nazywam te części rozdziałami, chociaż zdaję sobie sprawę, że są one zbyt krótkie na taką nazwę, szczególnie te z początku. Staram się pisać coraz dłuższe, jednak takie pisanie przychodzi z doświadczeniem. Prolog Nazywam się Stefan Mark i jestem prywatnym detektywem. Siedzę sobie
w swoim biurze. Małe ono, mieści się tylko biurko i dwa krzesła. Za sobą mam okno, ale widok nie jest zachęcający, ulica i kamienice naprzeciwko. Gdy zaczynałem tę pracę, wyobrażałem sobie piękne kobiety, które mówiły, że tylko ja mogę im pomóc. Łatwa praca i szybki zarobek. Rzeczywistość szybko mnie naprostowała. W ciągu tych trzech lat rozwiązywałem tylko sprawy dotyczące zdradzanych małżeństw. Wynajmowała mnie jedna strona, abym zdobył dowody potrzebne do rozwodu. Nawet czasami zastanawiam się nad zmianą szyldu na drzwiach. Zamiast „detektyw” powinienem zawiesić „Pomagam przy wygraniu rozwodu”. Jeśli chodzi o te sprawy, pamiętam jedną, z pozoru całkiem zwyczajną i chciałem Wam o niej napisać w tym dzienniku. Niektóre moje domysły będę ukrywał na początku, a mówił tylko o rzeczach niezbędnych do ukończenia sprawy. Jest to konieczne, abyście zrozumieli jak do wszystkiego doszedłem. Akt I Rozdział 1 Nareszcie mam własne biuro, może nie jest duże, widziałem większe schowki na miotły. Jednak mam tam wszystko, co potrzebne. Najważniejsze, że jestem wreszcie na swoim. Ciekaw jestem jak długo będę czekać na jedno z pierwszych zleceń. Zadziwiające jest to, że prawie dziewięćdziesiąt procent prywatnych detektywów to byli policjanci. Tak też jest ze mną, ja zostałem ranny podczas jednej z akcji. Do dziś, gdy budzę się rano, czuję ból w lewej dłoni oraz lewym barku. A chwilę później odczuwam chłód krwi, dopiero po jakichś dwóch minutach otrząsam się i oglądam swoje blizny, nie dotykam ich, brzydzę się nimi. Pamiętam to jak wczoraj, gdy przyszedł do mnie komendant, jeszcze do szpitala. To wtedy powiedział mi, że w żadnych akcjach już nie będę brał udziału, mam do wyboru albo praca za biurkiem albo wcześniejsza emerytura, i wyszedł. Na początku wściekałem się, jak to, ja, mężczyzna w sile wieku mam siedzieć w domu i gnić przez jedną głupią pomyłkę. Z drugiej strony nigdy nie lubiłem biurokracji.
Dlatego właśnie pracuję razem z Katarzyną Kłos, jest ona moją asystentką i zajmuje się całą biurokracją. Gdyby nie ona, już dawno utonąłbym w papierach. Kasię, czyli Katarzynę Kłos, spotkałem po raz pierwszy w szpitalu, gdzie przechodziłem leczenie po wypadku podczas akcji. Nie byłem zbyt entuzjastycznie nastawiony, ponieważ wiedziałem, że kiedy już wyjdę ze szpitala, nie będę miał pracy. Gdy byłem tak zajęty własnymi czarnymi myślami, przyszła Kasia. Uprzejmie się przedstawiła i zaczęła rozmawiać ze mną. Przychodziła codziennie i siedziała przy mnie cały dzień, a kiedy zapytałem, czy nie spotka się ze mną w jakimś innym miejscu niż szpital, ona zgodziła się. Rozległo się pukanie do biura, drzwi otwiera Kasia i mówi do mnie: - Masz klienta, pan Pilson ma dla ciebie zlecenie. - Grzecznie dziękuję i zapraszam klienta do gabinetu. Witam się z nim, przedstawiam i pokazuję krzesło. - Słucham Pana. W czym mogę pomóc? - Mam pewne podejrzenia, że moja żona mnie zdradza. Proszę mi pomóc znaleźć na to dowody, abym mógł wygrać sprawę rozwodową. - Skąd te podejrzenia? - zapytałem, lekko znudzony. Nie tak wyobrażałem sobie pierwszą sprawę. - Od jakiegoś tygodnia codziennie przynosi do domu nowe kwiaty, ponadto zauważyłem u niej w szafce bieliznę, której nigdy nie miała na sobie. - Może to miała być niespodzianka dla pana, na jakąś okazję? - Nie, na pewno nie. Dwa dni temu mieliśmy rocznicę, a trzy dni temu miałem urodziny i prezent był inny. Ale jest jeszcze jedno, co mnie intryguje, ona od trzech miesięcy na trzy dni od piątku do niedzieli gdzieś wyjeżdża. Boję się, że właśnie do kochanka. Pomoże mi Pan? - Oczywiście, przyjmuję to zlecenie. Proszę tylko dać mi aktualne zdjęcie żony, pański numer telefonu i adres. Rozdział 2 Gdy dotarłem pod adres wskazany przez klienta, znalazłem się w najbogatszej dzielnicy w mieście. Siedziałem w swojej Astrze, jest to samochód idealny w moim zawodzie, ponieważ nie wyróżnia się. Na siedzeniu pasażera leżą dwa aparaty, jeden fotograficzny z wymiennymi obiektywami, a drugim jest zestaw do podsłuchu na odległość. Aparat ten może odebrać rozmowę nawet z pięciuset metrów, choć nie próbowałem urządzenia na takiej odległości. Największą, na jakich próbowałem urządzenie to trzysta metrów. Nie wierzcie w te brednie, które pokazują w filmach na temat, jakości podsłuchów. One nigdy nie odbierają sygnałów o tak wysokiej jakości. Naprawdę zawsze są większe lub mniejsze
zakłócenia. A teraz kilka słów o tym ciemnozielonym potworze drogowym, którym muszę jeździć. Szczerze nienawidzę tego auta i gdybym przy wyborze swojego samochodu mógł się opierać na swoim samopoczuciu, a nie jak łatwo będzie nim wmieszać się w obraz miasta, kupiłbym jakieś małe autko. Żona klienta wyszła z domu, kierując się do samochodu, a następnie ruszyła w stronę centrum. Jest to atrakcyjna blondynka, ma około sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, włosy ledwo zakrywające szyję. Wygląda młodo i na pewno nie dałbym jej tych trzydziestu ośmiu lat. Wjechała na parking podziemny centrum handlowego, szybko znalazła wolne miejsce i udała się do windy. Gdy zaparkowałem, winda już się zamykała. Uśmiechnąłem się do siebie i spojrzałem na wyświetlacz nad jej drzwiami. Zatrzymała się na poziomie szóstym. Wsiadłem do windy obok i udałem się na ten sam poziom. Kiedy drzwi się otworzyły, kobiecy głos windy poinformował mnie, że ten poziom to część restauracyjna. Szedłem z aparatem, starając się wyglądać jak turysta. Zobaczyłem ją, siedziała przy stoliku razem z mężczyzną w garniturze. Szatyn, wysoki, jakieś sto dziewięćdziesiąt centymetrów, dobrze zbudowany. Dyskretna mowa ciała oraz ogólne zachowanie świadczy o możliwości pracy jako prawnik lub coś w tym guście. Zrobiłem im zdjęcie, udając, że zaintrygowała mnie grafika namalowana na szkle za nimi, następnie usiadłem dwa stoliki od nich zamówiłem wodę niegazowaną, wyjąłem krzyżówkę i udając jej rozwiązywanie starałem się uchwycić ich rozmowę, przeklinając siebie, że nie zabrałem podsłuchu. Usłyszałem jak kobieta zaprasza go do siebie za dwa dni, mówiąc, że jej mąż wyjeżdża wtedy w interesach do Londynu i nie będzie go do końca tygodnia, a wtedy będzie mógł wszystko dokładnie obejrzeć. Zaakcentowała słowo dokładnie, niestety siedziała tyłem do mnie i nie mogłem zobaczyć jej twarzy, ale mężczyzna po tym zdaniu uśmiechnął się i odrzekł. Nie mogę się już doczekać. Po czym wstali, pocałowali się w policzki, a następnie odeszli w różnych kierunkach. Szybko przeanalizowałem sytuację, zostawiłem pieniądze pod szklanką i poszedłem za tym mężczyzną. To był bardzo łatwy cel, tylko on miał garnitur. Dlaczego poszedłem za nim, a nie dalej za kobietą? Ponieważ tak podpowiadał mi instynkt. Już jako gliniarz nauczyłem się, aby zawsze mu ufać. Teraz mówił mi „coś tu nie gra, idź za nim”. Podszedł do windy, było tu mało ludzi, więc musiałem zaryzykować i pojechać windą razem z nim. Udaliśmy się na parking. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności jego samochód to sportowa wersja Toyoty Supry i to jeszcze z wymalowanymi dwoma pasami przez całą długość auta. Wsiadłem do swojego auta i mignąłem, dając mu znak, aby jechał pierwszy. Wyjechaliśmy z parkingu, a wtedy on pojechał na przedmieścia, gdzie zatrzymał się przed jednym z wieżowców mieszanych. Jest to taki budynek, który wynajmuje różnym firmom poszczególne piętra. Wszedł do środka, gdy udałem się za nim, jego winda już się zamykała. Stałem przed chwilą przed informacją, kątem oka patrząc, na którym
piętrze zatrzymała się winda, czwarte. Po przestudiowaniu informacji dowiedziałem się, że na czwartym piętrze jest salon masażu egzotycznego. Myślę sobie, gość chce się zrelaksować. No nic, czas wracać do biura i obejrzeć zdjęcia. Rozdział 3 Gdy oglądałem powiększone zdjęcia, starając się odczytać relację między tymi dwojga, do gabinetu weszła Kasia, mówiąc mi, że sprawdziła klienta tak jak prosiłem i to jest jej raport. Oderwałem się od laptopa i wziąłem do ręki teczkę. Lekka, no więc spójrzmy kim jest Samuel Pilson. Urodzony dwunastego kwietnia w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym pierwszym roku, trzydzieści osiem lat. W wieku dwunastu lat oskarżony o współudział w kradzieży w sklepie, oskarżenie odsunięto z powodu niewystarczających dowodów. Ożenił się w wieku dwudziestu lat z Marią Kilską, dwa lata później zginęła w wypadku autokaru. W wieku dwudziestu pięciu lat ożenił się ponownie, jego wybranką była Weronika Szaj, która zginęła w wypadku samolotu pięć lat później. W wieku lat trzydziestu pięciu ożenił się po raz trzeci, jego wybranką numer trzy była Gabriela Santa, żyją razem od trzech lat, tworząc szczęśliwe małżeństwo. Między Samuelem a Gabrielą została zawarta jakaś umowa, będę musiał zadzwonić do znajomego prawnika, może będzie mógł nagiąć dla mnie trochę przepisy. Ciekawią mnie te wypadki, muszę dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Odłożyłem teczkę i wziąłem do ręki telefon, znalazłem numer prawnika i zadzwoniłem. Odpowiedział mi męski głos. - Biuro prawnicze Angeli Peper, słucham? - Dzień dobry, nazywam się Stefan Mark i jestem znajomym panny Angeli, czy może mnie pan połączyć? - Chwileczkę - słychać w tle jak mężczyzna pyta się co zrobić z dzwoniącym. - Już łączę. - Stefan, co u ciebie słychać? Podobno jesteś detektywem. Uważaj, oni zawsze pracują na krawędzi, nie chciałabym, aby twoja praca posadziła cię na ławce oskarżonych. - Po kolei. U mnie wszystko dobrze. Tak, jestem detektywem i wiem, gdzie jest granica. Chciałbym zadać ci pytanie dotyczące umowy mojego klienta i jego żony. - Intercyzy. Spróbuję ci pomóc, powiedz kto to taki. - Oczywiście. Umowa małżeńska zawarta między Samuelem Pilsonem a Gabrielą Santą. - Poczekaj, szukam. Jest, umowa podpisana w dwa tysiące szóstym, mówi o podziale majątku w trakcie rozwodu.
- Czy to normalne, że zakochani podpisują takie rzeczy? - Najzupełniej, w większości wypadków jest to zabezpieczenie majątku na wypadek śmierci współmałżonka lub jego niepoczytalności, dzięki czemu część lub całość majątku przechodzi na drugą osobę. Takie umowy stosuje się, gdy jedna ze stron nie ma zaufania do swoich krewnych. - Rozumiem, że intercyza ma warunki, które złamane unieważniają ją. - Dokładnie. Standardowo podczas rozwodu osoba uznana za winną rozpadowi związku dostaje ustalony procent wartości majątku. - Standardowo? To tu jest inaczej? - Tak, tutaj osoba uznana za winną nie dostaje nic. Cały majątek przechodzi na drugą osobę. - Jaki jest czas trwania umowy? - Cztery lata. Jeśli chcesz, prześlę ci na e-mail’a, o ile nie zmieniłeś go, dane notariusza, on powie ci na jaką kwotę jest umowa. - Byłbym zobowiązany, dziękuje ci bardzo. Odezwę się do ciebie jak skończę tę sprawę. To rodzi podejrzenia, bo jeśli okaże się, że te wypadki nie są przypadkowe, to mam do czynienia z człowiekiem, który nie zawaha się poświęcić innych ludzi, aby osiągnąć cel. Dostałem komunikat o nowej wiadomości. W wiadomości były dane notariusza i prośba, aby powołać się na nią. Notariusz miał spokojny głos z lekkim brytyjskim akcentem. Powiedział mi on, że intercyza jest na kwotę pięćdziesięciu milionów funtów, obydwie strony nalegały, by majątek został wyceniony w funtach. Podziękowałem i rozłączyłem się. Co ja mam teraz zrobić dalej? Śledzić panią Pilson, czy może bardziej zgłębić przeszłość pana Pilsona? Rozdział 4 Podejrzenia podejrzeniami, ale trzeba zdać raport klientowi z postępu nad pracami. Sięgnąłem po telefon i umówiłem się, że przyjdzie do gabinetu za pół godziny. To wystarczająca ilość czasu, aby schować materiały, o których nie chcę wspominać oraz ułożyć sobie w głowie plan całego wydarzenia. Dziesięć minut przed czasem Kasia wchodzi do gabinetu z jakąś paczką w rękach, stawia ją na biurku i mówi, że kurier ją przyniósł. Gdy tylko spojrzałem na adres nadawcy, wiedziałem co to jest, mój pierwszy zestaw kamer bezprzewodowych. Postanowiłem przetestować je później, po rozmowie z klientem, a poza tym mam jeszcze kilka emaili do sprawdzenia. Byłem właśnie w trakcie usuwania reklam, gdy Samuel Pilson wszedł do gabinetu. Wskazałem mu ręką krzesło, na którym usiadł, a następnie zacząłem rozmowę.
- Panie Pilson, w ciągu ostatniego tygodnia pańska żona spotkała się z tym mężczyzną, pokazałem zdjęcia, ponad cztery razy. Jak pan widzi, ich spotkania są bardzo ekspresyjne. - Co to za zwiotczały elegancik? Gdzie on teraz jest? Zabiję chama. - Panie Pilson, proszę usiąść i się uspokoić - odpowiedziałem, starając się samemu nie wyjść z równowagi. - Pańska złość w niczym nie pomaga, chciałbym teraz wiedzieć, co pan zamierza. - Pójść do sądu i rozwieść się z tą - tu użył słowa, po którym sam wstałem i podniesionym tonem powiedziałem - „panie Pilson, proszę się natychmiast uspokoić”, z akcentem na dwa ostatnie słowa. - Takie zdjęcia to za mało, aby sędzia wydał werdykt na pana korzyść. Musimy zdobyć więcej dowodów, ale do tego potrzebuję pana zgody na zamieszczenie kamer w państwa mieszkaniu. - Dobrze, może pan zamieścić te cholerne kamery, choćby dziś, najpóźniej jutro, ponieważ jutro wieczorem wyjeżdżam na tydzień do Gdańska podpisać ważną umowę. - W porządku, przyjadę do państwa lokum za godzinę, chciałbym, aby nie było w nim wtedy pańskiej małżonki. - Oczywiście, zerkając na zegarek, postaram się, aby Gabi nie było w domu, gdy przyjdzie pan montować kamery. Do widzenia. Gdy tylko wyszedł, poprosiłem Kasię do gabinetu i przekazałem jej moje podejrzenie, co do wcześniejszego życia klienta. Zasugerowałem jej także, aby sprawdziła jego wcześniejsze dwie żony. Ja tymczasem otworzyłem paczkę, było w niej dziesięć miniaturowych bezprzewodowych kamer z funkcją wzmacniania światła, dzięki czemu może nagrywać praktycznie w całkowitej ciemności. Zintegrowałem je ze swoim laptopem i sprawdziłem jakość filmów. Maksymalna odległość, w jakiej mogę być od kamer, aby wysłały mi nagrania to osiemset metrów. Włączają się one tylko, gdy wykryją ruch przed obiektywem. Pamięć wewnętrzna kamery pozwala na nagranie trzech godzin, po czym następuje wysłanie filmu, jeśli jestem w zasięgu. Można też ustawić, że kamery będą przesyłać filmy do swego prywatnego serwera, a my po wpisaniu szesnastoznakowego hasła mieszanego, możemy obejrzeć filmy z każdego miejsca na świecie, ja więc wybrałem tę drugą opcję. Wziąłem kamerki i pojechałem do mieszkania klienta, w myślach powtarzałem sobie jak mantrę miejsca, w których je zamontuję. Sypialnia, salon, przedsionek, drzwi frontowe i tarasowe. Jeśli mój klient miał rację, pani domu poszła do kosmetyczki i makijażystki, czyli mam około dwóch, trzech godzin na zamontowanie, przetestowanie i ewakuację z mieszkania. Na razie wolę, aby jak najmniej osób wiedziało o mnie i moich kontaktach ze zleceniodawcą. Po skonfigurowaniu sprzętu zapisałem sobie w moim PDA, aby codziennie o dwudziestej sprawdzić nagrania. W tej chwili zadzwonił
telefon, to była Kasia, mówiąc abym udał się do salonu masażu egzotycznego Afrodyta, to ten do którego chodzi tajemniczy mężczyzna po każdym spotkaniu z żoną klienta. Rozdział 5 Może trudno w to uwierzyć, ale nigdy nie byłem w takim miejscu jak salon Afrodyta. Zadziwiające jest to, że mogę z całą pewnością powiedzieć, jaki strach i niepokój czułem przed drzwiami wejściowymi. Przez jakieś pięć minut paraliżował mnie, nie miałem takiego uczucia nigdy podczas pracy w policji. Więcej, to był pierwszy raz, gdy tak mnie zamroziło. Otworzyłem szerokie, masywne i zadziwiająco delikatnie ulegające dębowe drzwi. Byłem w recepcji, prowadziły z niej dwoje drzwi. Podszedłem do kobiety za ladą i powiedziałem: - Dzień dobry. Nazywam się Stefan Mark i … - w tym momencie kobieta przerwała mi mówiąc, że pani prezes mnie oczekuje. Zdziwiło mnie to, ale tylko na chwilę. Kobieta poinformowała mnie, jak dotrzeć do biura szefowej. Nim zapukałem do gabinetu już miałem w głowie obraz szefowej. Grubej, starej i zaniedbanej kobiety, mówiącej basem, na każdym palcu u rąk pierścionki, a w uszach duże kolczyki. Ubrana w adidasy i komplet sportowy. Gdy delikatny głos powiedział „proszę wejść”, ujrzałem drobną, nawet filigranową kobietę o średnich włosach kończących się na wysokości barków i lekko zawiniętych do zewnątrz. Ubrana jak typowa bizneswoman, z delikatnym makijażem podkreślającym i nie zmieniającym naturalnej urody. Jedyną jej ekstrawagancją była złota bransoletka na lewej ręce. - Nazywam się Stefan Mark, jestem prywatnym detektywem, moja asystentka dzwoniła do mnie z prośbą o najszybsze odwiedzenie Pani salonu. - A tak, Katy - jej akcent sugerował, że mieszkała w kraju anglojęzycznym - wspomniała, że chciałby pan uzyskać informację na temat pewnego mężczyzny. - Tak, chciałbym, aby powiedziała mi pani, kim jest mężczyzna, który przychodził tu codziennie przez ostatni tydzień. Przychodził między, sprawdzam w terminarzu w telefonie, osiemnastą a dwudziestą. - Nie musi pan nic więcej mówić. Wiem o kogo chodzi, to nie klient, to nasz pracownik. Tu jest kopia jego akt. Dostanie je pan pod dwoma warunkami. - Tego się obawiałem, zażąda jakiejś konkretnej kwoty pieniędzy i jeśli jej nie dostarczę, to utknę w martwym punkcie. - O jakich warunkach mowa? - spytałem, z całych sił starając się, aby mój głos wydawał się swobodny i wyraźny. - Po pierwsze zwracaj się do mnie po imieniu, jestem Angie, a drugim
warunkiem jest spotkanie, tylko ty i ja, dziś w kawiarni „World Cafe” - gdy to powiedziała, wielki głaz spadł mi z serca, oczywiście zgodziłem się i umówiliśmy się, że będę czekał na nią w kawiarni o dziewiątej. Wziąłem do ręki akta mężczyzny, otworzyłem je, były tam trzy strony. Na pierwszej duże kolorowe zdjęcie postaci en face a pod nim imię i nazwisko Alwin Ziuba i pseudonim Alex. Druga strona to klientki, najczęstszą była niejaka miss Star. Na trzeciej stronie jego wymiary i dane osobowe. Podziękowałem, potwierdziłem nasze spotkanie, a następnie pożegnałem się i wyszedłem czym prędzej. Już na ulicy zerkając przez ramię, zadzwoniłem do Kasi, mówiąc jej o kolejnych krokach w sprawie. Panna Kłos poinformowała mnie o ciekawej zależności, mianowicie wypadki, w których zginęły poprzednie żony klienta zostały zaplanowane. Policja nie ma co do tego żadnych wątpliwości, niestety nie znaleziono winnych. Śledztwo w obu przypadkach trafiło do Emanuela Kirstena. Rozdział 6 W trakcie powrotu do biura poprosiłem Kasię, aby pojechała do Emanuela Kirstena i spróbowała go wypytać o te wypadki. Ostrzegłem ją, że Emanuel od jakichś pięciu lat żyje w swoim własnym świecie i to zadanie może być bardzo trudne. Ja tymczasem spróbuję obejrzeć chociaż kawałek materiału z mieszkania, a później na spotkaniu może uda mi się wyciągnąć dodatkowe informacje na temat Alwina „Alexa” Ziuby. Gdy przybyłem do biura, Kasi już nie było, włączyłem laptopa założyłem słuchawki, nie po to, aby słyszeć odgłosy nagrania, bo i tak ich nie było, ale żeby odciąć się od dźwięków z zewnątrz. Gdy wszedłem na serwer, zobaczyłem tylko pół godziny nagrania. Kliknąłem na ikonę pliku video i nacisnąłem PLAY. Gabriela Pilson ubrana w komplet dresowy podchodzi do drzwi, otwiera je i wpuszcza Alexa. Przytula go i całuje w policzki. Alex rewanżuje się tym samym, a jego ręce obejmują ją w talii. Coś mówią sobie do ucha, cholera czemu nie kupiłem wersji z mikrofonem. No nic, trzeba będzie pójść na kurs czytania z ruchu ust. Para, obejmując się przechodzi do salonu, gdzie pani Pilson nakazuje Alex’owi usiąść, a następnie daje mu jakiś dokument. Moment, czy to nie umowa małżeńska? O czym oni rozmawiają? Kamera nagrywa w dużej rozdzielczości, więc powinno udać mi się powiększyć fragment z dokumentem. Zrzuciłem klatkę filmu, w której dokument był widoczny najlepiej, a następnie powiększyłem wybrany fragment. Komputer przez chwilę wyostrzał powiększony obraz, nie dało się przeczytać większości umowy, ale ten mały czytelny fragment nie pozostawiał wątpliwości - to intercyza. Następnie pani Pilson wyszła z pokoju, a Alex poszedł
za nią, znikając z kadru kamery. No cóż, trochę mi to wyjaśniło, ale znów mam kilka nowych pytań. Zadzwoniłem do znajomego, analityka policyjnego, który jest ekspertem czytania z ruchu ust i spytałem czy nie mógłby spisać mi rozmowę z pliku video. Odparł, że ma sporo pracy, ale jeśli prześlę mu film, to postara się zrobić to na pojutrze koło południa. Czym prędzej wysłałem mu plik, a następnie wyłączyłem komputer i udałem się do Świata Kaw. Był to mały lokal, za ladą stało sześć ekspresów do kawy, przy każdym osoba obsługująca, nazywa się chyba baristerem, nigdy nie przykładałem do tego uwagi, bo jedyna kawa, jaką pijam, to rozpuszczalna. Gdy powiedziałem o tym Angie, ta odparła, że to nie jest kawa, tylko jakieś siury i nie zasługują na miano kawy. Gdy podeszła do nas kelnerka, Angie zamówiła dwa razy Choco-coffe. Okazało się to jakimś dziwnym koktajlem złożonym z trzech warstw w jednej wysokiej szklance, na samym dole gorąca czekolada, później warstwa mleka, następnie kawa i na samej górze pianka, Angie mówi, że to spienione mleko, a cały koktajl daje tyle energii, co trzy kawy na raz. Rozmawialiśmy o nieistotnych drobiazgach, było to całkiem przyjemne do momentu, gdy krótko po jedenastej zadzwoniła Kasia, pytając czy zamykałem biuro, wychodząc. Gdy potwierdziłem i już miałem rozłączyć się, odparła - drzwi były uchylone. Natychmiast wstałem i powiedziałem, że muszę wracać. Angie zaproponowała, że mnie odwiezie, ponieważ byłem pieszo, zgodziłem się i szybko poszliśmy do jej auta. Gdy wychodziłem z samochodu i pożegnałem się z Angie, obiecałem, że zadzwonię do niej. Nacisnąłem guzik od windy, strasznie długo nie przyjeżdżała. Pobiegłem na klatkę schodową i szybko pokonując po dwa stopnie wbiegłem na swoje piętro. Kasia stała przed drzwiami i zgodnie z prośbą nie dotykała ich. Wyciągnęliśmy pistolety i powoli weszliśmy w ciemne pomieszczenie, lewą ręką wymacałem kontakt, wcisnąłem go. Moim oczom ukazał się straszny bałagan. Na szczęście na oko wydawało się, że nic nie zginęło. Kazałem Kasi iść do domu, ja tymczasem zacząłem sprzątać. Wszystko w porządku, nic nie zginęło, a sprzęt jest cały. Widocznie jestem na dobrym tropie. Tylko który z tych tropów jest prawidłowy? Położyłem się na kanapie, oparłem głowę na kurtce i w takiej pozycji postanowiłem wszystko sobie ułożyć. W całej tej sprawie coś mi śmierdzi, przejechałem dłońmi po twarzy, zatrzymując je tak, że zakrywały nos i usta. Muszę wszystko prześledzić od początku. Muszę wkraść się do posiadłości Pilsonów i przejrzeć kilka dokumentów bez wiedzy domowników. Rozmyślałem o tym wszystkim do siódmej, a gdy Kasia weszła do biura, zerwałem się na dźwięk uchylanej klamki. Nie zdawałem sobie sprawy, iż tak długo leżałem. Rozdział 7
Rozmowa z Kirstenem, jak sam jej co dwie minuty przypominał, była dla Kasi trudna, ale udało jej się dowiedzieć, że chociaż na początku zdarzenia te były uznawane za wypadki, to Emanuel zdołał udowodnić, że to było zaplanowane. Okazało się, iż samolot jak i autokar zostały uszkodzone w taki sprytny sposób, który nie ujawniał się podczas rutynowej kontroli przed startem. Jednak w trakcie podróży blokował układy sterujące i wyłączał ciąg silnika w przypadku samolotu oraz go zwiększał w przypadku autokaru. Emanuel przekazał te informacje od razu odpowiednim służbom, ale nie dało się cofnąć pieniędzy, które otrzymał Samuel Pilson. Było to około trzech milionów po śmierci pierwszej i cztery po śmierci drugiej żony. Siedem milionów - powtórzyłem cicho, a następnie sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem do banku klienta, sam nie bardzo wiedząc dlaczego, chyba intuicja mną kierowała. - Dzień dobry. Narodowy Bank Inwestycyjny, w czym mogę pomóc? - Dzień dobry. Nazywam się Stefan Mark i dzwonię, aby dowiedzieć się o płynności finansowej mojego klienta Samuela Pilsona. - Chwileczkę, możemy podać tę informację, ale najpierw chciałbym sprawdzić pana tożsamość, proszę odpowiedzieć na kilka pytań. - Oczywiście, proszę pytać. - Po tym przez kilka minut odpowiadałem na postawione pytania oraz podałem kilka numerów, które chciano w informacji. - Dziękuje, pańska tożsamość została właśnie potwierdzona. Proszę o jeszcze trochę cierpliwości właśnie szukam informacji na interesujący pana temat. - W tym momencie przełączyłem na głośnomówiący i usiadłem. - Pan Samuel Everet Pilson, czy o niego panu chodzi? - Tak - potwierdziłem niespokojnym tonem. - Płynność finansowa jest, powiedzmy, delikatnie słaba. Jeśli mam powiedzieć coś dokładniej, to ujawnię, że pan Pilson od czterech miesięcy nie płaci rat za zaciągnięte kredyty. Normalnie w takiej sytuacji ściągnęlibyśmy należność wprost z jego konta, ale nie ma tam wystarczających środków. - Dziękuje panu, do widzenia - po czym rozłączyłem się. Jak można w ciągu tak krótkiego czasu pozbyć się siedmiu milionów euro? Może to klient stał za zabójstwami, bo tak należy o nich mówić, swoich poprzednich żon, a z trzecią chciał się rozwieść, ponieważ przez intercyzę w wyniku śmierci współmałżonka nie dostaje niczego, lub prawie niczego. Cholera, czemu moja pierwsza sprawa musi wyglądać akurat tak. - Zadzwoń na policję, niech aresztują naszego klienta, dwa zabójstwa i wyłudzenia pieniędzy. - Kasia tylko kiwnęła głową i zadzwoniła, przez jakiś czas składała zeznanie, ale gdy wspomniała o kogo chodzi, dopowiedziała. - Proszę powtórzyć. Tak, zrozumiałam, w poniedziałek o trzynastej,
dziękuje. - Odłożyła słuchawkę i zwróciła się do mnie. - Stefan mamy problem, samochód, klient miał wypadek, zginął na miejscu. Pogrzeb w poniedziałek o pierwszej po południu. - To na pewno wypadek? - Wszystko na to wskazuje, ale śledczy nie mają stuprocentowej pewności. - Wiesz gdzie miał miejsce? - Kiwnęła twierdząco. - Świetnie, jedźmy tam. Rozdział 8 Przez cały weekend starałem się wywalczyć podpisanie umowy z policją na konsultacje, udało się. Dzięki temu mogę dalej zgłębiać się w sprawę oraz dać wiarę moim przeczuciom. Patrzę na zegarek, dwunasta trzydzieści, poniedziałek. Idę do łazienki wziąć szybki zimny prysznic, przebrać się i pójść na uroczystości pogrzebowe. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że powinienem tam być. A także, że powinienem znaleźć jakąś bajeczkę na wypadek gdyby pytali kim jestem. Przebrany w garnitur przeglądam się w lustrze, wyglądam jak szczur na otwarcie kanału. Racja, wiele razy słyszałem jak kobiety mówiły do mnie, że do twarzy mi w nim, że podkreśla mój czar, ale sam nigdy nie lubiłem chodzić tak ubrany. Dużo lepiej czuję się w tak zwanym ubraniu swobodnym. Cmentarz miejski, miejsce ciszy i odprężenia. Zawsze, gdy tu wchodzę, uśmiecham się, czuje się lepiej. Marsz żałobny prowadzony jest główną drogą cmentarza, najpierw trumna, później Gabriela Pilson, idąca obok trzech innych osób, a za nimi dalsza rodzina. Poczekałem aż przejdą i poszedłem za nimi. Podczas opuszczania do grobu, przemówień, pierwszego rzucania ziemi, ja przyglądałem się twarzom zgromadzonych. Po całej ceremonii do wdowy podszedł mężczyzna, którego widziałem w banku, nie musiałem być blisko, aby wiedzieć czego chciał. Postanowiłem się wmieszać i delikatnie, acz stanowczo dać mu do zrozumienia, że wybrał zły moment na rozmowę o długu umarłego. Gdy odszedł, pani Pilson zwróciła się do mnie: - Dziękuje, nie jestem gotowa na starcia z bankowcami. Kim pan jest? - Stefan Mark, przyjaciel z pracy pani męża - odpowiedziałem, chwytając jej dłoń i delikatnie dotykając ustami jej zewnętrzną część. Pani Pilson lekko się zaczerwieniła. - Nie wiedziałam, że wśród prawników są ludzie dobrze wychowani. Nazywam się Gabriela Pil.. Santa. - Nie przyjęła pani nazwiska męża? - Nie, to jego pomysł. Mówił, że chce mnie chronić. - Przed czym, czy miał jakieś problemy, może dostał jakieś listy lub paczki,
na które dziwnie reagował? - Nie przypominam sobie, ale proszę wybaczyć, ja nie spałam od dwóch dni, od kiedy dowiedziałam się o wypadku. Zasnął za kierownicą, prawda. - Ja jestem tylko prawnikiem, nie wiem. Znam kilku policjantów, ale w większości kłócimy się ze sobą na sali sądowej. - W tym momencie podszedł do nas ku mojemu zdziwieniu Alwin Ziuba. Gabriela przedstawiła go jako instruktora fitnessu. Po kilku zdaniach pożegnali się i odeszli. Zawibrował mi telefon. Dzwonił patolog policyjny, który poinformował mnie, że nadal mają ciało Samuela Pilsona, tak jak sądziłem, trumna jest pusta, zbadali krew ofiary miał dużą dawkę środka nasennego, zasnął za kierownicą. Spojrzałem jeszcze raz na Gabrielę, naprawdę bardzo dobra z niej aktorka, przez chwilę było mi jej żal. Ale co łączy ją z Alwinem? A poza tym jest jeszcze sprawa tych siedmiu milionów. - Synu, tu nie można używać telefonów. - Zdziwiony popatrzyłem na księdza, później na swoją dłoń, w której nadal miałem telefon. - Tak, przepraszam ojcze - odpowiedziałem, chowając telefon i wychodząc z terenu cmentarza. Musiałem natychmiast sprawdzić całą historię rachunku Samuela Pilsona, klienta. Nie, ofiary, muszę się do tego przyzwyczaić. Rozdział 9 Ostatnio przyłapałem się, że dość często myślę o Kasi. Nie chodzi mi o to, że mam z nią fantazje. Po prostu przyłapuję się na tym, że podczas głośnego myślenia, zachowuję się jakbym z nią rozmawiał. To może wydawać się dziwne, ale tak łatwiej mi ułożyć wszystkie sprawy. Gdy poszła do banku, w głowie cały czas miałem obraz Gabrieli i Alwina. Rozumiem, dlaczego okłamała mnie co do jego zawodu, ale już po ruchach ciała zauważyłem, że coś ich łączy, nie będę jeszcze zdejmował kamer. Coś ich łączy i to nie jest zwykły romans. Do gabinetu weszła Kasia, właśnie gdy robiłem sobie kawę, od razu zrobiłem drugą i podałem jej, posłała mi uśmiech w podzięce i powiedziała: - Mam kilka ciekawych informacji, po pierwsze krótko po przyjściu przelewów pieniądze poszły na siedem różnych kont. Wszystkie są tak zwanymi kontami przerzutowymi. To znaczy, że po określonym z góry okresie czasu konto jest usuwane, a środki, razem z procentami na nim, przekazywane na konto z umowy. Niestety, aby się dowiedzieć więcej, musimy od policji zdobyć nakaz. Zresztą nieważne, jest jeszcze jedna ciekawostka. Możesz to nazwać kobiecą intuicją, ale chciałam sprawdzić jeszcze Alwina Ziubę alias Alex’a. Dostał on dwa miliony euro. - Jesteś pewna?
- Tak, sprawdzałam trzy razy. Dwa rachunki przerzutowe były powiązane z jego kontem. - Znalazłaś może gdzieś rachunki, na które przeszło pozostałe pięć? - Niestety nie, ale skontaktowałam się z policją, są oni w trakcie zdobywania nakazu. Zadzwonią do ciebie, gdy uda im się znaleźć numery kont powiązanych z rachunkami przerzutowymi. - Skoro Alwin dostał część pieniędzy, znaczy musiał mieć coś wspólnego z ofiarą. Podniosłem dokumenty Alwina, które dostałem od Angie, niestety nie było tam informacji, których potrzebowałem. Całe szczęście można to załatwić łatwiej. Kartkuję książkę telefoniczną w poszukiwaniu nazwiska Ziuba, tylko jedna osoba o takim nazwisku była. Była tam Izabela Ziuba. Mam nadzieję, że jest z nim spokrewniona. Zadzwoniłem pod podany numer, po drugim sygnale odzywa się głos - rezydencja państwa Ziuba, w czym mogę pomóc? Udało mi się wyciągnąć od niej informacje. Alwin i Izabela Ziuba są małżeństwem od kilku lat. Oboje pracują w branży filmowej i tam zbili majątek na filmotece science-fiction. Ich studia wypuściły na rynek topowe filmy. Dowiedziałem się kilku nieistotnych szczegółów. Gdy odłożyłem słuchawkę, do gabinetu weszła Angie, mówiąc że w kinie leci fajna komedia i czy nie chciałbym jej towarzyszyć. Spojrzałem na Kasię, chciałem dzisiaj zaprosić ją do Świata Kaw. Spojrzałem w jej olbrzymie zielone oczy, i powiedziałem: - Ma pani dziś wolne, pani Katarzyno. - Wiem, głupek ze mnie. Kasia skinęła lekko głową i wyszła. Zamknąłem biuro, wziąłem Angie pod rękę i razem poszliśmy na seans. Dwie godziny później, gdy wychodziliśmy z kina, zaprosiła mnie do siebie. Mieszkała w kamienicy. Całe drugie piętro jest jej. Weszliśmy do salonu, Angie powiedziała, żebym się rozgościł, a następnie przyniosła spaghetti. Po skończonym posiłku Angie przybliżyła się do mnie i pocałowała mnie. Nie był to pocałunek intensywny, obiecujący moc wrażeń, był zimny i jakby wymuszony. Właśnie to wymuszenie odrzuciło mnie tak, że wyprostowałem się i bez słowa wyszedłem z mieszkania. Angie jeszcze sześć albo siedem razy próbowała do mnie zadzwonić, ale nie chciałem z nią rozmawiać. Właśnie przypomniała mi się ofiara, a właściwie zobaczyłem jego zdjęcie w domu Angie. Rozdział 10 Pierwsze, co chciałem zrobić to zadzwonić do Kasi, już miałem nacisnąć klawisz wybierania, gdy doszła do mnie myśl, że lepiej powiedzieć o tym
osobiście. Na szczęście wiem, gdzie mieszka. Stoję przed jej blokiem, czwarte piętro, zadzieram głowę do góry, lokalizując jej okna i próbując dojrzeć co znajduje się w środku. Tracę tylko czas, ruszam biegiem na klatkę schodową i pokonuję po dwa stopnie. W głowie plątały mi się myśli o ciemnych oknach i wyrzuty sumienia za to, jak ją potraktowałem. Proszę, błagam, chciałbym jeszcze raz utonąć w tych zielonych oczach, usłyszeć jej ciepły, delikatny i spokojny głos. Jak coś jej się stało, nie daruję sobie. Są drzwi, naciskam dzwonek i długo nie zdejmuję z niego dłoni, jednocześnie pukam, chociaż nie uderzam w drzwi. Stoję tak przez jakieś trzy minuty, potem naciskam klamkę, zamknięte. Ciśnienie oraz adrenalina osiągają maksimum, uderzam w drzwi bokiem, solidne. Kopię je w miejsce obok zamka, to także wytrzymują. W końcu wyjmuję pistolet i przestrzeliwuję zamek, drzwi ustępują, wchodzę do ciemnego pomieszczenia. Mija chwila, gdy przyzwyczajam się do ciemności i zaczynam odróżniać szczegóły, powoli przeszukuję całe mieszkanie, prosząc aby była cała. Mieszkanie okazało się puste i czyste. Nikogo w nim nie ma, niepotrzebnie zniszczyłem drzwi, no nic, zapłacę za nowe. Gdzie do cholery jest w takim razie Kasia? W tym momencie światło w holu się zapaliło, w drzwiach stała jakaś postać, a światło za nią zniekształcało widok. Gdy oczy zaczęły na nowo dostrzegać szczegóły, zobaczyłem, że była to Kasia. Podszedłem do niej jak w transie i przytuliłem. Wdychałem jej cudowny kojący zapach, pachniała lawendą, popcornem, jakimiś kwiatami. Moja ręka dotykała jej lśniących, mahoniowych włosów. Bałem się o ciebie - szepczę jej do ucha - gdy nie znalazłem cię w domu, spanikowałem. Po tych słowach powiedziała coś w stylu nareszcie mnie zauważyłeś i pocałowała mnie. Był to gorący, namiętny pocałunek, trwaliśmy tak w nim i żadne z nas nie chciało przestać. Pamiętam zawsze na filmach wyśmiewałem w myślach te sceny, mówiąc „Chcesz jej wyssać całe powietrze z płuc?”. Teraz, gdy jestem tu z Kasią, poznałem wreszcie ten sekret, mimo iż miałem wiele kobiet, byłem nawet blisko oświadczyn, do żadnej jednak nie czułem takiej fascynacji jak do niej. Gdy odsunęliśmy się od siebie, niezbyt daleko, nadal moglibyśmy dotknąć się nosami, powiedziałem - przepraszam za drzwi - rany kolejny marny tekst - pokryję wszystkie szkody. Przytaknęła i odparła, iż jutro pójdziemy po nowe drzwi, i po raz kolejny połączyliśmy się w pocałunku, moje dłonie pieściły jej plecy na początku przez ubranie, aż w końcu udało się wślizgnąć pod nie. Czułem jak jej ciało gdzieś odchodzi, ale nie przerywam pocałunku. Nie, pomyłka nie odchodzi, prowadzi mnie. Tej nocy kochaliśmy się na podłodze w pokoju dziennym i tam zastało nas poranne słońce. Cichutko wstałem, ubrałem się zrobiłem jej śniadanie i napisałem króciutki liścik wyjaśniający, że dostałem wiadomość o czekającym przed domem kurierze z przesyłką. Gdy jechałem do domu, byłem jak na haju. Świat bardziej kolorowy, ludzie weselsi, na ulicach bardziej czysto. Odebrałem przesyłkę i wróciłem z nią do domu
Kasi, teraz wiem, że to z nią chcę być do końca. Gdy wszedłem do środka jadła śniadanie, była ubrana jedynie w szary polar. Co za piękny widok, spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i spytała, co jest w paczce. To od analityka, w środku był dialog z filmu oraz przeprosiny, za długi okres oczekiwania, ale ma sporo na głowie. Jednocześnie ostrzegł mnie, że nigdy nie ma stuprocentowej pewności, że osoba na filmie powiedziała to, co odczytał analityk. Chociaż prawdopodobieństwo jest od osiemdziesięciu do dziewięćdziesięciu sześciu procent, w zależności od umiejętności analityka. Usiadłem obok Kasi, dotknęła mojej nogi, jej ciepło rozlało się po moim ciele, na chwilę oddałem się tej rozkoszy, po czym zacząłem czytać. Stenogram to nic innego jak film rozpisany na kartkach. Jest krótki, powierzchowny opis zdarzenia, a następnie dialog. Powitanie w drzwiach: - Nareszcie, co cię zatrzymało? - Sprawdzałem, czy nikt mnie nie śledzi, chyba nie chcesz, aby nasz plan został zniszczony? - Wejdź do środka, mam dla ciebie niespodziankę. Scena w pokoju dziennym: - I jak z tego wybrniemy? - Spokojnie ukochana, wszystko już zaplanowałem, jutro o tej porze będziesz nieszczęśliwą wdową, a później razem wyjedziemy. - Tylko ty i ja. Na zawsze i nikt już nie stanie na drodze naszego szczęścia. Dalej notatka naszego eksperta. Nie jestem pewien co do przebiegu wymiany zdań w pierwszej części, ale drugą uruchamiałem ponad sześć razy i mogę z całą pewnością stwierdzić, że ta sprawa śmierdzi. Uważaj w co się pakujesz, to może być większe gówno niż ci się wydaje. Rozdział 11 Po zgłoszeniu na policję, że Gabriela Santa i Alwin Ziuba zaplanowali i wykonali morderstwo na Samuelu Pilsonie, razem z Kasią byliśmy przesłuchiwani ponad dwie godziny, obydwoje w osobnych pokojach. Było mi ciężko to ujawnić, ale wiedziałem, że tych dwoje to płotki, a mózgiem operacji była Angie Mendoza szefowa salonu masażu Afrodyta. To ona na początku za pomocą pana Pilsona nakłoniła go do uwiedzenia, poślubienia, a następnie zabicia swoich poprzednich żon. Gdy Samuel zakochał się w żonie pana Ziuby, to właśnie ona wymyśliła dla niej inną pracę oraz pełen życiorys. Swoją drogą wykonała kawał świetnej roboty, nawet ci z programu ochrony świadków mogliby się czegoś nauczyć. Wybrała dla niej imię Gabriela, a nazwisko Santa wzięła od Veroniki
Santy, która zaginęła trzy miesiące przed przemianą pani Ziuby. Przez cały okres jej fikcyjnego małżeństwa cała trójka kontaktowała się ze sobą. Pewne było, że Samuel Pilson był osobą porywczą i jako taka podczas wpadania w furię mógł zdradzić się jakoś z dokonanych czynów oraz tego, kto był jego zleceniodawcą. Jednak nie przewidzieli, że Samuel Pilson, gdy zobaczył u żony bieliznę, którą dostała na rocznicę swojego pierwszego ślubu, pomyśli że go zdradza i pójdzie do prywatnego detektywa. Angie Mendoza, gdy tylko się o tym dowiedziała, postanowiła zniszczyć wszystkie jego pieniądze oraz przekupić pracowników banku, aby ci wystawili kredyty z datami wstecznymi. Wynajęła także grupę zbirów, aby zdemolowali moje biuro w celu zastraszenia mnie. Gdy to nie pomogło, postanowiła być jak najdłużej przy mnie, flirtując i kokietując. Wiadomo, że adorowany mężczyzna nie potrafi skupić się na pracy. W tym momencie policjanci spytali, skąd pewność, że Angie Mendoza jest mózgiem szajki. Gdy pani Mendoza wpuściła mnie do domu w wiadomych celach, a moje hormony zaczęły buzować, zauważyłem na kominku zdjęcie ślubne, Alwiny i Izabeli Ziuby, a za nimi w pierwszym rzędzie Angie Mendoza. Dodatkowo były tam też zdjęcia ze ślubów Samuela Pilsona, na każdym w pierwszym rzędzie była pani Mendoza. - Ale skąd pewność, że Alwin Ziuba zabił Samuela Pilsona? - Alwin Ziuba chociaż udaje właściciela studia filmów sci-fi, to nie ma wykształcenia ani filmowego ani marketingowca. Jest po medycynie. Jestem pewny, że jeśli nie ma leku nasennego którego podano ofierze, to potrafi go opracować. Właśnie tym zadziwił swojego wykładowcę, stworzył lek nasenny, który działa przeciwbólowo jak morfina, z jednakową szybkością, niezależnie od sposobu podania, oraz po dziewięćdziesięciu sześciu godzinach nie pozostawia żadnych śladów. To by wyjaśniało, dlaczego tak bardzo spieszyło im się z pogrzebem. - Dziękujemy, jest Pan wolny. - Gdy wyszedłem, Kasia już na mnie czekała i mówiła, że widziała jak prowadzą tu całą trójkę. Uśmiechnąłem się do niej, a ona do mnie, to była długa i męcząca sprawa, ale to na szczęście już koniec. Z całej tej sprawy wynikły dwie inne korzyści. Nareszcie uświadomiłem sobie, co czuję do Kasi oraz mam miejsce na prawdziwą pierwszą randkę. Wziąłem ją pod ramię i razem wolnym krokiem poszliśmy do Świata Kaw. Epilog
Między tą sprawą a kolejną, którą przybliżę, przewinęło się kilka krótkich zleceń, a żadne z nich nie zajęło więcej niż miesiąc. Większość polegała na tym samym. To właśnie przez takie „śmieciowe zlecenia”, została przypięta mi etykieta „gościa od rozwodów”. Czy kiedykolwiek żałuję, że zostałem detektywem? Nie, nigdy. Nawet gdy prowadzę jedno ze „śmieciowych zleceń”, potrafię dostrzec w tym wszystkim, jakim jestem szczęściarzem, a to wszystko dzięki Kasi. Czasami myślę, że tylko dzięki niej udawało się mi dotrwać do końca spawy. Nie dość, że trafiłem na idealne połączenie intelektu i urody, to jeszcze ona czuje do mnie to, co ja do niej. Nic lepszego nie mogło mi się przytrafić. Akt II Rozdział 1 Pewnego dnia Kasia powiedziała mi, że przez te ostatnie sprawy stałem się jakiś markotny. Powiedziała - przydałby ci się urlop. - Gdy odparłem jej na to - jeśli urlop, to tylko z tobą, tylko uśmiechnęła się serdecznie, a następnie też odpowiedziała - z ogromną chęcią. Tydzień później, gdy już wszystko zaplanowałem, zamknąłem biuro, wystawiłem informację o urlopie wypoczynkowym, a następnie pojechałem po Kasię do jej mieszkania. Podróż, choć długa, nie nudziła nam się, w jej trakcie śpiewaliśmy różne piosenki razem z radiem, rozmawialiśmy o różnych głupotach. Koło trzynastej zatrzymaliśmy się w przydrożnej kawiarni na obiedzie. Zauważyliśmy wtedy dziwny związek, a mianowicie im bliżej jezior, tym ryby są droższe. W trakcie obiadu Kasia próbowała mnie wypytać o miejsce, gdzie jedziemy, ale ja za każdym razem zmieniałem temat. No prawie za każdym, raz powiedziałem, że to niespodzianka. Dojechaliśmy na miejsce, gdy słońce już zachodziło. Ta mała wioska ułożona tuż
przy jeziorze wyglądała jak z pocztówki, jednocześnie jest stosunkowo mało znana, dzięki czemu nie ma turystów i wykupienie całego domku na miesiąc kosztuje mniej niż wynajem pokoju na tydzień w jakimś pensjonacie. Nasze mieszkanie miało trzy pokoje, małą kuchnię i łazienkę. Urządzone skromnie, można by powiedzieć po spartańsku, w tylko to, co niezbędne. Zostawiliśmy bagaże we własnych pokojach, a następnie zaproponowałem Kasi, że zrobię na kolację moją specjalność, mianowicie spaghetti. Niestety w domku nie było białego wina, a miejscowy sklepik był już zamknięty i musieliśmy zadowolić się wodą mineralną. Zjedliśmy kolację na zewnątrz, letnie noce zawsze są takie ciepłe. Spojrzałem na wyspę na środku jeziora, może by tak urządzić tam piknik. Szybko odwróciłem głowę, może trochę za szybko. Siedzieliśmy przed domem do późnej nocy, w pewnym momencie zauważyłem na ramionach Kasi delikatną „gęsią skórkę”, wstałem poszedłem do domu i przyniosłem jej polar, a zarzucając go na jej ramiona, wdychałem słodki zapach jej włosów. Usiadłem obok niej, a ona przytuliła się do mnie. Jej głowa leżała na mojej piersi w miejscu, gdzie jest serce. Rozdział 2 Następnego dnia wczesnym rankiem spakowaliśmy do pojemników próżniowych kanapki i kawałki ciasta, a następnie ułożyliśmy je w koszyku obok czerwonego wytrawnego wina i dwóch kieliszków włożonych do pudełka pełnego waty. Na samej górze kosza był koc oraz ręczniki, wzięliśmy więc kosz w ręce i poszliśmy z uśmiechami na twarzach w kierunku łódki. Przy niej cały czas się uśmiecham, może nie uwierzycie, ale nim poznałem Kasię nie uśmiechałem się prawie w ogóle. Popłynęliśmy na wyspę na środku jeziora, wyspa była niewielka, ot plaża i kilka drzew, niewiele tego, lecz wystarczająco, aby odizolować się od zewnętrznego świata. Rozłożyliśmy się w półcieniu tak, aby nasze ciała nie nabyły zbyt intensywnej opalenizny, ale abyśmy też nie byli jej całkowicie pozbawieni. Leżeliśmy tak w milczeniu, wpatrując się w siebie, jedząc i popijając wino godzinę, może dwie, gdy Kasia wstała podeszła do mnie i powiedziała, że czas popływać, a następnie zaczęła się rozbierać, zostawiając jedynie bieliznę. Następnie wskoczyła do wody, przez chwilę pływała pod wodą, następnie wynurzyła się, wyglądała jak syrena, gdy rękoma odgarniała włosy z twarzy, po czym otworzyła oczy, uśmiechnęła się kusząco i zaprosiła mnie do kąpieli - chodź, woda jest cuuudowna, wydłużając „u” w ostatnim wyrazie. Szybko wstałem, zdjąłem spodenki, lecz gdy miałem zdjąć koszulkę rozejrzałem się w około, dotykając mojej blizny przez materiał, a gdy zorientowałem się, że nikogo nie ma, zdjąłem ją i dołączyłem do Kasi. Na samym początku moje ciało przeszedł dreszcz, woda była
lodowata. Jednak to tylko złudzenie, wystarczyło kilka szybkich zanurzeń i woda naprawdę staje się idealna, taka, że nie chce się wychodzić. Zanurkowałem i podpłynąłem do Kasi, ona odwracała się trochę podenerwowana, szukając mnie. Chwyciłem ją w talii, jednocześnie wynurzając się za nią. Odwraca się ku mnie, a ja wtedy ją całuję, jej usta są na początku słonawe, lecz już po chwili pojawia się znajomy słodki smak. To coś jakby połączyć wiśnie i maliny. Złączeni w pocałunku, złączeni w ruchach rąk i nóg, aby utrzymać się na powierzchni, złączeni umysłami, złączeni duszami. Wtem oboje w tym samym czasie przerwaliśmy pocałunek i odwróciliśmy głowy w stronę wyspy, nie tam, gdzie był nasz piknik, ale dalej w cieniu. Udaliśmy się w tamtym kierunku. Gdy podeszliśmy bliżej do naszych nosów doszedł zapach zgniłego mięsa, zapach, który obiecuje prawdziwą ucztę wszystkim padlinożercom. Trzymając palce na nosach, powoli szliśmy dalej. Był tam płytki grób, a w nim ciało, a właściwie tylko szkielet i trochę mięsa. Zauważyłem, że raczej nie pochowano ciała dobrowolnie, ręce były z tyłu, więc chyba musiały być związane, na czaszce w okolicy oczodołów widać jakieś rysy. Złapałem się na tym, że spekulowałem - te ślady zostały zadane po śmierci. Spojrzałem na Kasię, była blada, podszedłem do niej i razem odeszliśmy do łódki, czym prędzej popłynęliśmy do domku i stamtąd powiadomiłem policję. Nie brałem komórki, chciałem z Kasią spędzić miły dzień bez żadnych wiadomości. Gdy przyjechała policja, a większość ludzi zabierała ciało, z nami rozmawiała sierżant Paulina Kokon. Zdziwiła się, że nie poczuliśmy zapachu wcześniej, ale jakoś udało jej się wyjaśnić, że byliśmy bardzo zajęci i nie zwracaliśmy uwagi na nic wokół nas. Jednocześnie podzieliłem się z panią sierżant moimi spostrzeżeniami dotyczącymi ciała, zanotowała i w uprzejmy, acz stanowczy sposób mówiła, że to na pewno wypadek. Do końca tego dnia miałem przed oczami znalezionego nieboszczyka. Nie potrafiłem się na niczym ani nikim skupić, chodziłem jak we śnie. Nawet nie wiem, jak trafiłem do łóżka, a za oknem zrobiło się ciemno. Obok mnie spała Kasia, ja leżę, dotykając ręką jej uda. Ziewnąłem i zasnąłem, mając nadzieję, że przyśnią mi się przyjemne rzeczy, a nie ten trup. Rozdział 3 Maria obudziła się o trzeciej rano, gdyż była do tego przyzwyczajona. Jednak mimo że wstawała tak od trzech lat, to jej organizm dalej domagał się snu oraz odpoczynku. Maria przeprowadziła się tu prawie trzy lata temu, lecz dalej społeczność wioski uważała ją za obcą. Nie było w ich zachowaniu nic wrogiego, ale ona wyczuwała w ich zachowaniu pewną sztuczność. Nie była ona tak duża jak
w pierwszych miesiącach jej zamieszkiwania. Sposób, w jaki odnosili się do niej zmienił się dwa lata temu, gdy pierwszy raz odwiedził wioskę ten mężczyzna. Wysoki brunet o szczerych i spokojnych oczach oraz ciepłej i głębokiej barwie głosu. Przez dwa tygodnie jego wizyty był tematem numer jeden wszystkich rozmów. Każdy kawałek jego ciała wszystkie kobiety obserwowały, sprawdzając czy nie ma tam może śladów innej kobiety. Wtedy właśnie Maria znalazła odpowiedź na to pytanie. Nie było to dla niej trudne, ponieważ on codziennie przychodził do niej do sklepu. Więc tak niby przypadkiem zaczęli rozmawiać, dzięki temu od słowa do słowa, od zdania do zdania dowiedziała się, że mężczyzna jest policjantem i przyjechał tu na urlop odpocząć od problemów miejskich, Maria doskonale go zrozumiała, ponieważ sama, gdy tylko firma mówiła o rozbudowie sieci sklepów na małe wiejskie oddziały, zgłosiła się na ochotnika do prowadzenia takiego oddziału. Dowiedziała się także, że jest samotny, a gdy przekazała tę informację innym kobietom, te od razu na drugi dzień wstały wcześniej i ubrały swoje najwspanialsze stroje, starając się go kokietować. Maria nie próbowała tego, choć owszem, mężczyzna podobał jej się, lecz widziała w jego oczach coś, czego nie potrafiła odczytać, i to ją przerażało. Zwykle czytała w ludziach jak w otwartych księgach. Rozmowa z nim była jak słuchanie wykładu na wyższej uczelni, Marii właśnie tak się kojarzyła, ponieważ skrycie podkochiwała się w jednym młodym profesorze, była na każdym jego wykładzie, starając się, by ją dostrzegł, bardzo cierpiała, gdy dwa miesiące przed obroną jej profesor poślubił inną kobietę. Do tego mężczyzny nie czuła fizycznego pociągu, samo z nim przebywanie, rozmowa czy dotknięcie rąk przy powitaniu wystarczały jej. Dlatego zdziwiło ją, że pewnego dnia nie pojawił się w sklepie. Postanowiła zamknąć wcześniej i sprawdzić co się stało, może jest chory i potrzebuje pomocy. Maria nie znalazła mężczyzny w domku, który wynajmował. Pomyślała sobie, że może został wezwany z urlopu wcześniej. Nie zobaczyła go już nigdy później. Życie na wsi toczyło się swoim rytmem przez dwa lata. Gdy jak grom przeszła wiadomość, że domek został ponownie wynajęty, w Marii zapaliła się iskierka nadziei, że to on wrócił. Miała tyle tematów rozmów, w których była ciekawa jego opinii, tyle pytań, które chciałaby zadać. Jednak tym razem domek wynajęła jakaś para. Mężczyzna był nawet do niego podobny, ale w jego oczach widziała przebłysk inteligencji, dokładności oraz tego czegoś, co nazywała zmysłem. Kobieta, z którą przyjechał była atrakcyjną zielonooką, rudowłosą wydawałoby się modelką, lecz to jakoś nie pasowało. Nosiła skromne, ale wygodne ubranie i nie miała obcasów, lecz adidasy, a modelka na pewno by się tak nie ubrała. Następnego dnia gdzieś koło godziny dziesiątej do wsi przyjechała policja, gdyż zostało znalezione jakieś ciało. To mała miejscowość, więc bardzo szybko Maria dowiedziała się, że są to zwłoki mężczyzny i były na wyspie serc od prawie dwóch lat. Gdy dotarło do niej, co to oznacza, przypomniał jej się ów mężczyzna i ich ostatni dzień. Pamiętała każde
jego słowo, jego czarujący uśmiech, przenikliwe spojrzenie, na to wspomnienie w jej oku pojawiła się łza, zaraz za nią poszła kolejna, płakała pierwszy raz od śmierci swojego męża w wypadku samochodowym. Bardzo miła pani sierżant przepytała ją o mężczyznę, nazywał się Cezary Mik. Pytała czy spotykał się z jakimiś kobietami, ale ja byłam wtedy obca i raczej nie pochwaliłyby mi się randką z nim, ale sam Cezary często ze mną rozmawiał i raczej nie wspominał, że ma jakieś romanse. Po skończonej rozmowie pytała jeszcze o dwójkę nowych, którzy znaleźli ciało. Niestety, mimo wypowiedzenia wszystkiego, o czym wiedziała i czego się domyślała, nie przekazała na ich temat zbyt wielu informacji. Policjantka zakończyła rozmowę standardowym pożegnaniem i pojechała do biura uzupełnić raport i przekazać wszystkie rzeczy ofiary, jak podejrzewała morderstwa. Tak naprawdę to ten dziwny mężczyzna wzbudził w policjantce te podejrzenia, a właściwie to, co powiedział. Uznała zatem, iż musi dowiedzieć się kim on jest, ale to może zaczekać, teraz przydałby się jej jakiś detektyw z rozszerzonym zmysłem obserwacji. Zadzwoniła na komendę, aby tam znaleźli dla niej kogoś odpowiedniego. Rozdział 4 Stałem oparty o ławę z tyłu domu, gdy podeszła do mnie Kasia, szła tak cicho, że nie słyszałem jej. Dopiero gdy była za mną i wtuliła się we mnie, a jej ręce złączone były na moim brzuchu, oparła się o moje ramię i powiedziała: - Obudziłam się, a ciebie nie było, dlaczego wstajesz tak wcześnie? - Ja odwróciłem się do niej, również objąłem i wpatrując się w jej cudowne oczy, Boże, one są chyba cudem świata, odpowiedziałem - to takie zboczenie zawodowe. Wstaję rano, patrząc jak wszystko budzi się, ponieważ tylko wtedy jest naturalne. - A ja, kiedy jestem naturalna? - spytała. - Ty, zawsze. Nigdy nie udajesz i mówisz, co myślisz, nawet nie wiesz, jak mi się to w tobie podoba. Gdy skończyłem mówić, Kasia chciała zapytać o coś jeszcze, ale w tym momencie pocałowałem ją. Chwilę później usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Powiedziałem otworzę i powoli poszedłem w ich kierunku. Przed wejściem stała policjantka, która słuchała naszych zeznań, gdy przyjechano po zwłoki. Zaprosiłem ją do środka, usiedliśmy w pokoju dziennym, Kasia przyniosła trzy herbaty i usiadła koło mnie. Policjantka zaczęła mówić. - Pomogą mi państwo złapać mordercę? - Z Kasią spojrzeliśmy po sobie, a następnie odparłem. - Jesteśmy tylko turystami, którzy przyjechali tu na urlop. Chcemy jak