Podziękowania
Przede wszystkim, chciałabym podziękować Bogu. Poza Twoją łaską, Jezu, nie
mam nic. Pozostałe podziękowania należą się tym, co zawsze: mojej cudownej
edytorce, Erice Tsang, jak i wszystkim wspaniałym ludziom w Avon Books
i bardzo zapracowanej agentce, Nancy Yost. Mojemu fenomenalnemu mężowi,
Matthew, kochającej rodzinie, wspierającym mnie przyjaciołom, a w końcu
cudownym czytelnikom serii o Nocnym Księciu. Bez Was nie dałabym rady!
Prolog
Nie po raz pierwszy obudziłam się jako zakładnik. A nawet nie drugi. Rany,
naprawdę musiałam przemyśleć kwestię życiowych wyborów.
Z poprzednich doświadczeń wyniosłam, by nie otwierać od razu oczu ani nie
zmieniać tempa oddechu. Zamiast tego dokonywałam spisu inwentarza udając,
że jestem ciągle nieprzytomna. Bolała mnie głowa, co nie dziwiło, ale oprócz
tego czułam się nieźle. Ręce miałam związane za plecami. Gruby materiał wokół
moich dłoni oznaczał rękawice, natomiast ucisk w kostkach – więzy.
Niewygodny knebel w ustach mówił sam za siebie.
Kiedy już dokonałam inwentaryzacji mojego stanu fizycznego, przeszłam
do otoczenia. Kołysanie, jakie pod sobą czułam, musiało być powodowane
falami, a to oznaczało, że znajduję się na łodzi. Sądząc po dochodzących mnie
głosach, część z moich porywaczy była na pokładzie, lecz jeden z nich był ze mną
w kajucie. Nie odzywał się, lecz po latach spędzonych z wampirem stałam się
naprawdę biegła w wychwytywaniu niemal niesłyszalnych dźwięków, jakie
wydawały.
Dlatego, kiedy otworzyłam oczy, mój wzrok spoczął bezbłędnie
na ciemnowłosym wampirze po drugiej stronie pomieszczenia. Jedynym
objawem jego zaskoczenia było mrugnięcie powiekami.
– Nie oczekiwałem, że obudzisz się tak szybko – powiedział przeciągle.
Zerknęłam w dół, na mój knebel, po czym ponownie na niego i uniosłam brew.
Przetłumaczył sobie moją niemą wiadomość.
– Czy muszę ci mówić, że krzyk nic nie zdziała? Przewróciłam oczami. Co to,
dzień amatora? Uśmiechnął się i podniósł z sąsiedniej koi.
– Tak sądziłem.
Podczas tego krótkiego czasu, gdy szedł w moją stronę, by usunąć mi knebel,
również o nim starałam się zebrać jak najwięcej informacji. Wampir wyglądał
na około mój wiek, lecz ze swoją pozbawioną blizn skórą, krótko ściętymi
włosami, gładko ogoloną twarzą i przeciętną budową oceniałam go na mniej niż
sto nieumarłych lat. Starsze wampiry wydawały się mieć jakby bardziej
znoszoną skórę i zazwyczaj pogardzały nowoczesnymi fryzurami. Jednak
czynnikiem, który go najbardziej zdradzał, był jego wzrok. Naprawdę stare
wampiry miały jakiś... ciężar w oczach, jakby mijające stulecia pozostawiały
po sobie namacalną wagę. Mój bezimienny porywacz tego nie miał, a przy
odrobinie szczęścia, nie miał go również nikt z pozostałych na tej łodzi. Młodsze
wampiry łatwiej zabić.
– Wody – powiedziałam chrapliwie, kiedy usunął już knebel. Przez niego
i skutki uboczne po środkach odurzających, moje usta były suche niczym
wypchana watą skarpeta.
Wampir zniknął, by po chwili pojawić się z puszką coli. Połykałam łapczywie,
gdy mężczyzna przytknął mi ją do ust, co znaczyło, że beknęłam przeciągle,
kiedy już skończyłam. A jeśli beknięcie to przypadkiem trafiło prosto w twarz
towarzyszącego mi wampira, to cóż... Byłam związana.
– Urocze – powiedział sucho.
– Przestałam się przejmować konwenansami w towarzystwie, kiedy
postrzeliłeś mojego przyjaciela płynnym srebrem – odparłam spokojnie. –
A skoro o tym mowa, to chcę go zobaczyć.
Wargi wampira drgnęły.
– Nie znajdujesz się na pozycji do stawiania jakichkolwiek żądań, ale owszem,
on wciąż żyje.
– Nie chcecie mnie do niego zabierać? W porządku – powiedziałam, myśląc
szybko. – Domyślam się, że wiesz iż przez dotyk widzę różne rzeczy, więc zdejmij
mi rękawice i pozwól się dotknąć. Wtedy będę wiedziała czy mówisz prawdę.
Wampir roześmiał się krótko, a jego oczy o barwie mchu rozświetlił jaśniejszy
odcień zieleni.
– Dotknąć mnie? Czy myślisz może o użyciu tej swojej błyskawicy, którą
przetniesz mnie na pół?
Zesztywniałam. Skąd o tym wiedział? Większość ludzi, którzy widzieli jak
manifestuję swoją moc, było już martwych.
– Właśnie dlatego masz rękawice przyklejone taśmą do rąk – ciągnął. – Tak
na wszelki wypadek.
– Mówiłeś, że jak się nazywasz? – spytałam zadowolona, że mój głos zabrzmiał
swobodnie.
Rozciągnął usta w jeszcze szerszym uśmiechu.
– Mów mi Hannibal. Odpowiedziałam mu uśmiechem.
– No dobra, Hannibal, co chcesz, żebym zrobiła? Użyła swoich zdolności
do odnalezienia twojego wroga? Powiedziała ci czy ktoś cię zdradza? Czy
odczytała przeszłość z jakiegoś przedmiotu?
Hannibal roześmiał się, lecz mimo, że było w tym śmiechu więcej Doktora Zło
niż chłodu, obudził we mnie wystarczająco złe przeczucia, bym zaczęła się bać.
– Nie chcę, żebyś robiła cokolwiek, ptaszynko. Jestem zaledwie dostawcą.
Nawet nie wiem komu cię dostarczam. Jedyne co wiem, to że żywa jesteś warta
trzy razy więcej, lecz jeśli spróbujesz jakichkolwiek numerów, na martwej i tak
nieźle zarobię.
Pomachał mi wesoło, po czym wyszedł. Nie odezwałam się, pogrążając się
w myślach nad moim kłopotliwym położeniem. Z pewnością nie pozwolę ot tak
dostarczyć się do jakiegoś obcego bandyty. Znajdę z tego jakieś wyjście nawet,
gdybym miała zginąć.
Rozdział 1
Cztery tygodnie wcześniej
Stałam w wodospadzie płomieni. Cynober i złoto przelewały się po mnie, wijąc
się w moich włosach, rozdzielając w strumienie opływające moje ciało, by w
końcu prześlizgnąć się miedzy moimi palcami i spłynąć do stóp. Płomienie były
tak gęste, że nic przez nie nie widziałam, redukując mój świat do lśniącej sfery
o barwach zachodzącego słońca. Takie pochłonięcie przez ogień powinno mnie
zabić, a jednak nic mi nie było. Nawet się nie bałam. Zamiast tego przepełniło
mnie dziwne uczucie tęsknoty. Nieustannie próbowałam złapać któryś
z płomieni, lecz bez powodzenia. Ogień mógł pokrywać mnie od stóp do głów,
jednak wciąż uciekał przed moim uchwytem.
– Leila – zawołał jakiś głos, lecz był zbyt daleko, bym mogła go rozpoznać. –
Odejdź, dopóki nie jest za późno.
Logika nakazywała mi postąpić tak, jak mówił ten głos, jednak nie chciałam
tego zrobić. Płomienie również wydawały się nie chcieć, bym odeszła. Wciąż
oplatały mnie całą, pieszcząc moją skórę, zamiast ją parzyć.
Widzisz? – pomyślałam z uporem. – Nie wyrządzą mi krzywdy.
– Leila – odezwał się znów ten głos, tym razem bardziej współczująco. –
Odejdź.
– Nie – odparłam i ponownie spróbowałam przyciągnąć do siebie ogień.
Podobnie jak poprzednio, rozjarzone pasma wyśliznęły się z moich rąk, lecz tym
razem ich blask przygasł. Kiedy opadły u moich stóp, wyglądały jak wstęgi
czystej smoły. W następnej chwili wodospad nade mną rozwiał się,
pozostawiając mnie nagą i drżącą w nagle zapadłej, obezwładniającej
ciemności. Strach zmienił mój żołądek w bryłę lodu. Głos miał rację. Zaraz
wydarzy się coś złego...
Nie zdążyłam nawet rzucić się do ucieczki, gdy ogień ponownie rozświetlił
otaczającą mnie czerń. Nie rozlewał się po mnie łagodnie, jak przedtem, lecz
napadł na mnie z każdej strony. Ból rozrywał moje ciało, gdy płomienie
atakowały mnie z pełnią ich niszczycielskiej mocy, spalając i zwęglając każdy
centymetr skóry, którego dotknęły.
– Dlaczego? – zawołałam z rozpaczą, a uczucie zdrady niemal dorównywało
mojemu niewyobrażalnemu bólowi.
– Ostrzegałem cię – odparł ten nieznany głos, bezpieczny poza ścianą ognia. –
Nie posłuchałaś.
Potem nie słyszałam już nic poza własnym krzykiem, kiedy płomień bezlitośnie
mnie unicestwiał.
– Nie!
W mojej głowie słowo to było pełnym udręki wrzaskiem, jednak
w rzeczywistości z moich ust wyrwał się zaledwie szept. Wystarczył jednak,
by mnie obudzić. Przerażona szarpnęłam się do tyłu, nim dotarło do mnie, że
spowijają mnie prześcieradła, nie płomienie. Jedyny ogień, jaki płonął,
znajdował się w kominku po drugiej stronie pokoju.
Musiałam zaczerpnąć kilka głębokich wdechów, nim minął mi szok
po niedawnym koszmarze. Po około minucie moje serce przestało galopować
i wróciło do w miarę normalnego rytmu. Z ukłuciem strachu dostrzegłam, że
łóżko było puste. Teraz nie musiałabym przyznawać, że ponownie miałam ten
sen, lecz nie podobało mi się, że ostatnio coraz częściej kładłam się spać sama
i budziłam się w ten sam sposób.
Gdybym była przesądna, zaczęłabym się martwić, że powracający sen to jakiś
omen, lecz gdy otrzymywałam ostrzeżenia o przyszłości, nie nadchodziły one
podczas snu jako zawoalowane metafory. Niegdyś nadchodziły jako bezlitosne
obrazy, podczas których w pełni odczuwałam to, co miało wkrótce nadejść.
Od kilku tygodni jednak nie doświadczyłam żadnego takiego widzenia.
Od dawna modliłam się, bym przy każdym dotyku nie musiała wyciągać wrażeń
– i obrazów najgorszych grzechów – lecz teraz, kiedy potrzebowałam tej
zdolności, ta urządziła sobie wakacje.
Ta myśl wygnała mnie spod kołdry. Zwiesiłam nogi z łóżka i zeszłam z podestu,
przez który duże, zasłonięte kotarami łóżko wyglądało jeszcze bardziej
imponująco. Następne podeszłam do kominka i uklękłam przed nim. Większość
płomieni wygasła w ciągu nocy, lecz leżące polana wciąż się żarzyły. Odsunęłam
na bok ochronny ekran, przez chwilę przytrzymałam dłoń nad drewnem,
po czym wsunęłam ją w sam środek rozpadających się kawałków.
Ukłucie bólu sprawiło, że poczułam ogromną ulgę, jednak tylko do chwili, gdy
zdałam sobie sprawę, że pochodził on zaledwie z jednego palca. Pozostała część
mojej dłoni wydawała się w porządku, mimo iż po nadgarstek zanurzona
w żarze. Poczekałam jeszcze kilka chwil, po czym cofnęłam ją. Poza drzazgą
wystającą ze wskazującego palca i dziesięcioletnią blizną, moja dłoń była
nietknięta, a żaden włosek na mojej skórze nie był nawet nadpalony.
Cholera. Sześć tygodni i aura Vlada wciąż nie znikała. Niektóre kobiety łapały
choroby weneryczne od swoich chłopaków. To nic w porównaniu z tym,
co przekazał mi mój facet – odporność na ogień, która jednocześnie blokowała
moje zdolności pozyskiwania informacji przez dotyk. Oczywiście nie powinnam
być zbyt zaskoczona. Bycie kobietą niepisanego Księcia Ciemności musiało mieć
swoje konsekwencje.
Wyszarpnęłam drzazgę i possałam ranę, chociaż byłam chyba jedyną osobą
w tym majątku, która nie lubiła smaku krwi. Następnie poszperałam trochę, aż
znalazłam dużą męską koszulę, miękką niczym kaszmir. Kosztowała pewnie
więcej niż ja zarabiałam przez miesiąc w wędrownym cyrku, lecz ktoś
z obojętnością rzucił ją na podłogę. Nigdy nie widziałam, by ktokolwiek czyścił
ten pokój, lecz również nigdy nie widziałam, żeby był w nim bałagan. Służba
musiała być niczym ninja, czekając aż wyjdę, by przywrócić tu czystość. Nie będą
musieli czekać zbyt długo. Musiałam siku, a pomimo przepychu pokoju mojego
chłopaka, w jego łazience brakowało toalety. Będąc od stuleci wampirem, nie
potrzebował jej.
Założyłam na siebie porzuconą koszulę. Była wystarczająco długa, by zakryć
moją krótką koszulkę i figi, chociaż i tak nie spotkałabym nikogo w drodze
do sypialni, która oficjalnie należała do mnie. Salonu, który łączył oba pokoje,
nie używał nikt inny. Przynajmniej jego prywatność i elegancja sprawiały, że mój
wstydliwy spacer pokonałam z większą godnością.
Kiedy już znalazłam się w swoim pokoju – urządzonej w jaśniejszych
odcieniach, mniejszej wersji butelkowo zielonej i mahoniowej wspaniałości,
którą właśnie opuściłam – poszłam prosto do łazienki.
– Światła – powiedziałam, a gdy oślepił mnie nagły blask dodałam: –
Przyćmione.
Delikatny bursztyn oświetlił jasny marmur, podkreślając jego złote
i jasnozielone żyłki. Oszklony prysznic wielkości pięciometrowego samochodu
również się podświetlił, podobnie jak toaletka. Kiedy po raz pierwszy
zobaczyłam te wszystkie cudeńka, wpadłam w oszołomienie. Teraz, spiesząc
do dyskretnie osłoniętego rogu, mruczałam do siebie:
– Codziennie czterdziestopięciometrowy sprint, bo nie chce mu się dodać
toalety w łazience. Jakby nie wydawał więcej na kolację, której nigdy nie je.
Część mnie wiedziała, że narzekałam tylko po to, by ukryć niepokój co do coraz
częściej pustego łoża, lecz mój pęcherz skręcił się, jakby zgadzając z moimi
słowami. Gdy się już z nim uporałam, wzięłam prysznic uważając, by dotykać
wszystkiego jedynie lewą dłonią. Chociaż elektryczność jaką emitowałam była
teraz uśpiona, nie było absolutnie żadnego powodu, bym przez przypadek
posłała rurami jakiś ładunek.
Po tym jak już się wykąpałam i ubrałam, zeszłam cztery piętra w dół, na parter
rezydencji. U stóp schodów rozpostarł się przede mną hall pełen strzelistych
sufitów, kamiennych filarów, antycznych tarcz i ozdobnych fresków. Jedynie
oranżeria sprawiała, że nie wyglądało to na gotycką kryjówkę Billa Gatesa.
Na końcu tego hallu stał mój ostatnio często nieobecny facet, Vlad. Tak, ten
Vlad, lecz zaledwie kilku ludzi popełniło błąd, nazywając go Draculą. Jego
ciemne włosy miały taką samą barwę jak zarost, który pokrywał jego policzki
czymś nieco większym niż popołudniowa szczecina. Przypominające skrzydła
brwi okalały oczy, których odcień był mieszaniną miedzi i zieleni, a gładka skóra
pokrywała ciało, które stwardniało od dziesiątek lat bitew, kiedy był
człowiekiem. Jak zwykle, jedynie jego dłonie i twarz były obnażone. Resztę jego
ciała zakrywały buty, czarne spodnie i ciemnoszara koszula zapięta po samą
szyję. W przeciwieństwie do wielu dobrze zbudowanych mężczyzn Vlad nie
ukazywał dużej ilości nagiej skóry, lecz te tradycyjnie skrojone ubranie
podkreślało jego napięte ciało równie efektywnie, co spodenki i obcisły
podkoszulek.
Mój zachwyt minął, gdy zobaczyłam, że miał przez ramię przewieszony płaszcz.
Nie wyśliznął się tak po prostu z łóżka, gdy spałam. Wyjeżdżał również bez
słowa. Znów.
Czy kiedykolwiek mieliście uczucie, że nie powinniście czegoś robić... a i tak
to zrobiliście? Nie potrzebowałam moich psychicznych zdolności, by wiedzieć,
że wybuchnięcie pytaniem „A ty gdzie się niby wybierasz?" idąc hallem było
złym sposobem na załatwienie tej sytuacji, lecz tak właśnie zrobiłam.
Vlad był pogrążony w rozmowie ze swoim zastępcą, Maximusem – blond
wampirem, który wyglądał niczym żądny pomsty Wiking powracający do życia.
W odpowiedzi na moje pytanie spoczęły na mnie dwie pary oczu. Jedna z nich
była szara i ostrożnie neutralna, druga zaś zielono-miedziana i pełna ironii.
Spięłam się i pożałowałam, że nie mogę cofnąć tego pytania. Kiedy to zmieniłam
się w jedną z tych irytujących, czepliwych dziewczyn?
Zaraz po tym, gdy zniknął główny powód, dla którego Vlad się tobą
zainteresował, zakpił zdradziecki głosik w mojej głowie. Sądzisz, że to zbieg
okoliczności, że zaczął się od ciebie odsuwać tuż po tym, gdy straciłaś możliwość
szpiegowania jego wrogów?
Natychmiast zaczęłam niemo nucić „Thats the Way" zespołu KC and the
Sunshine Band. Vlad nie był po prostu niewiarygodnie potężnym wampirem,
którego historia zainspirowała najsłynniejszą na świecie opowieść
o nieumarłych. Potrafił również czytać ludzkie myśli. Przez większość czasu.
Uśmiechnął się nieznacznie.
– Któregoś dnia mogłabyś przynajmniej wziąć ode mnie listę piosenek, jeśli
chodzi o twoją metodę trzymania mnie z dala od twojej głowy.
Gdybym go nie znała, nie dostrzegłabym ironii kryjącej się w jego głosie,
podkreślającej jego subtelny akcent i nieco zaostrzającej jego kulturalny ton.
Wątpiłam, by kiedykolwiek wybaczył wampirowi, który nauczył mnie blokować
jego dostęp do moich myśli.
– Niektórzy uważają, że ten kawałek to klasyk – odparłam, klnąc na samą
siebie za to, co mógł usłyszeć zanim go zatrzymałam.
– Ponownie udowadniając, że na świecie nie brakuje głupców.
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – wytknęłam. Vlad założył płaszcz,
a nikły uśmiech nie znikał z jego ust.
– Nie przez przypadek.
Dłoń załaskotała mnie, kiedy ładunek prądu przebiegł mi pod skórą. Dzięki
incydentowi z zepsutą linią elektryczną moje całe ciało emitowało prąd, jednak
głównym przewodem była moja prawa dłoń. Jeśli się nie uspokoję, może zacząć
iskrzyć.
– Następnym razem, gdy zechcesz mnie spławić, zrób to tak jak nowocześni
faceci. – Mój głos był ostry niczym papier ścierny. – Powiedz wymijająco, że
załatwiasz pewne sprawy. To brzmi uprzejmiej.
Jego miedziane spojrzenie zmieniło się w jaskrawozielone, co było widocznym
dowodem jego nadnaturalnego statusu.
– Nie jestem nowoczesnym facetem.
Oczywiście, że nie, ale czy stałaby mu się krzywda, gdyby był odrobinę mniej
skomplikowany, wkurzający i zagadkowy? Przynajmniej czasami?
Maximus zerknął na mnie, po czym wrócił spojrzeniem do Vlada.
– Wszystko będzie gotowe do twojego powrotu – powiedział, a następnie
pokłonił się i wyszedł.
Co to ma niby znaczyć?, zawisło mi na końcu języka. Wiedziałam jednak, że nie
otrzymam odpowiedzi na to pytanie. Nie znaczyło to jednak, że zostawię to ot
tak. Miałam dosyć zastanawiania się, co jego coraz częstsze nieobecności
oznaczają dla naszego związku. Jeśli moja psychiczna głuchota oznaczała, że
jego uczucia do mnie się zmieniły, to powinien mi o tym powiedzieć.
Przerwałam na chwilę moje mentalne śpiewy, by pomyśleć: Porozmawiamy
po twoim powrocie.
Tym razem uśmiechnął się na tyle szeroko, bym dostrzegła jego zęby. Kły były
schowane, lecz jego uśmiech wciąż miał cień zarówno kochanka jak i drapieżcy.
– Już nie mogę się doczekać.
W następnej sekundzie miejsce, w którym stał było puste. Jedynie trzask
masywnych frontowych drzwi wskazywał, którędy wyszedł. Wampiry nie
potrafiły się dematerializować, lecz niektóre wampiry wysokiej klasy umiały
poruszać się tak szybko, że odnosiło się właśnie takie wrażenie.
Westchnęłam. W ciągu ostatnich kilku miesięcy Vlad udowodnił, że jest tak
namiętny i burzliwy, jak pokazują filmy. Miałam jedynie nadzieję, że Hollywood
nie miało również racji co do losu kobiet, które zakochały się w niesławnym
Księciu Ciemności.
Myśl ta była przygnębiająca, lecz nie miałam zamiaru tylko siedzieć i nad tym
rozmyślać. Zamiast tego pogrążę się w najlepiej przetestowanej i szacownej
kobiecej technice rozpraszającej uwagę.
Biegiem ruszyłam po schodach do pokoju mojej siostry.
– Obudź się, Gretchen! – zawołałam przez drzwi. – Idziemy na zakupy!
Rozdział 2
– To jedyna rzecz, która jak dotąd nie jest w Rumunii do dupy – stwierdziła
moja siostra, kładąc naręcze ubrań przed kasjerką.
Zamknęłam oczy, nie wiedząc kogo najpierw przeprosić: ekspedientkę
za komentarz dotyczący kraju czy Maximusa, który teraz miał sześć
dodatkowych toreb do dźwigania. Tak się właśnie działo, kiedy dało się mojej
siostrze cudzą kartę kredytową. Vlad wyznawał zasadę, że wszelkie zakupy jego
gości robione są na jego koszt.
Będzie mógł ponownie się nad tym zastanowić, gdy tylko otrzyma rachunek.
Moje wysiłki, by zachęcić Gretchen do oszczędności również spełzły na niczym.
Zirytowały ją jedynie do tego stopnia, że przestała przymierzać rzeczy, zanim
je kupiła.
– Jestem zmęczona. Wracajmy do domu – powiedziałam, zmieniając taktykę.
Gretchen zmrużyła swoje niebieskie oczy.
– Mowy nie ma. Od tygodni jestem zamknięta w zamku twojego faceta.
A przecież jego wampirzy wróg musi być już martwy, w przeciwnym razie Marty
i tata nie mogliby wyjechać.
Nie wytknęłam jej, że nasz ojciec i mój najlepszy przyjaciel, Marty, byli mniej
skłonni do lekkomyślności. Szanse były małe, lecz jeśli wróg Vlada, Szilagyi,
rzeczywiście przeżył, to Gretchen była bezpieczniejsza tutaj. Nie potrafiła się
ukrywać, nawet gdyby zależało od tego jej życie, jak się okazało. Z wymuszonym
uśmiechem zerknęłam na kasjerkę, po czym za rękaw przyciągnęłam siostrę
do siebie.
– Nie gadaj o-wiesz-czym publicznie – syknęłam.
– Dlaczego? – spytała głośno. – Połowa ludzi tutaj wie o wampirach, jako że
Vlad włada tym miasteczkiem i używa jego mieszkańców jako przekąsek. Co do
reszty, Maximus może ich zahipnotyzować, by zapomnieli to, o czym już wiedzą.
Wytrzeszczyłam oczy i zerknęłam na sprzedawczynię. Uniosła dłoń i po
rumuńsku zwróciła się do blond wampira.
– Nie martw się, jest lojalna Vladowi – przetłumaczył mi, po czym z gniewem
spojrzał na Gretchen. – Następnym razem okażesz więcej dyskrecji, albo kolejną
osobą, którą zahipnotyzuję, będziesz ty.
– Nie zrobisz tego – sapnęła.
Maximus wyprostował się na pełną wysokość swojego metra
dziewięćdziesięciu pięciu, jak gdyby jego umięśniona sylwetka nie była już dość
imponująca.
– Robiłem dużo gorsze rzeczy, by chronić mojego księcia.
Wciąż miałam ochotę zdrowo łupnąć Gretchen, ale nikomu – nawet takiemu
przyjacielowi jak Maximus – nie mogło ujść na sucho straszenie mojej małej
siostry.
– Zrozumiała – powiedziałam chłodno. – A jeżeli tak się nie stało, sama się nią
zajmę.
Maximus zerknął na Gretchen, niemal niezauważalnie potrząsnął głową,
po czym głęboko się przede mną pokłonił.
– Jak sobie życzysz.
Poczułam jak moje policzki stają się gorące. Ponieważ byłam kobietą Vlada,
wampiry należące do jego linii kłaniały mi się tak samo jak jemu, w większości
ku mojej konsternacji.
– Proszę, przestań. Nie znoszę tego. Wyprostował się, a na jego ustach zaigrał
nieznaczny uśmiech.
– Tak, pamiętam.
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, przez ułamek sekundy dostrzegłam w nim
mężczyznę, który chwycił się szansy na randkę ze mną, kiedy jako niechętny
uchodźca po raz pierwszy zjawiłam się u Vlada. W następnej sekundzie jednak
znajoma zasłona opadła na oczy Maximusa i ponownie stał się moim
uprzejmym ochroniarzem.
– Macie jeszcze godzinę, gdybyście chciały kontynuować zakupy. Potem
musimy wracać do domu.
– Dlaczego? – spytałam, wyprzedzając Gretchen.
– Bo musisz być gotowa na przyjęcie gości Vlada, którzy zawitają na kolację.
Nie chciałabyś spóźnić się na posiłek.
Tym razem Gretchen była szybsza.
– Goście na kolacji? Kto? Dlaczego nic nam wcześniej nie powiedziano?
– Nikt tobie nie powiedział, gdyż twoja obecność nie jest obowiązkowa –
odparł Maximus, po czym uśmiechnął się do mnie. – Czekałem, by ci o tym
powiedzieć, gdyż wydawało się, że masz już wystarczająco dużo na głowie.
Poczułam mieszaninę zażenowania i rezygnacji. Czy wszyscy już wiedzieli, że
Vlad i ja mieliśmy problemy? Oczywiście, że tak – odpowiedziałam sobie
na pytanie. A przy zdolnościach słuchowych nieumarłych wiedzieli pewnie
również, że nie kochaliśmy się od tygodnia, bo miałam okres.
Westchnęłam.
– Wygląda na to, że jednak będę musiała coś kupić. – Pomimo wizyty w kilku
sklepach jeszcze tego nie zrobiłam. Nie chciałam dodawać kolejnego rachunku
do tej olbrzymiej kwoty, jaką nabiła już Gretchen.
Coś, czego nie potrafiłam nazwać, przemknęło przez twarz Maximusa.
– To nie jest konieczne. Vlad ma dla ciebie suknię w twoim pokoju.
Najpierw wychodzenie bez jednego słowa wyjaśnienia, dokąd się udaje.
Następnie niespodziewani goście na kolacji, a teraz jeszcze wybrana dla mnie
suknia. Zmrużyłam oczy. Co on kombinował?
– Nie dasz mi nawet najmniejszej wskazówki o co może chodzić, prawda? –
spytałam Maximusa.
Jego uśmiech był nieco zbyt skąpy.
– Jak już powiedziałem, robiłem dużo gorsze rzeczy, by chronić mojego księcia.
Jedno spojrzenie na suknię powiedziało mi, że na tej kolacji Vlad nie będzie
jedynie zabawiał się rozmową ze starymi znajomymi, którzy wpadli
go odwiedzić. Była obcisła, z czarnego aksamitu, z niewielkim trenem z tyłu
i sporym wycięciem z przodu, który wyglądał na inkrustowany maleńkimi,
czarnymi klejnotami. Czarne szpilki i podobnie ozdobione, długie do łokcia
rękawiczki – oczywiście wykończone odporną na elektryczność gumą –
dopełniały uwodzicielsko ekstrawaganckiego stroju. Przymierzyłam ją,
całkowicie niezdziwiona, że pasowała jakby była na mnie uszyta. Miałam w niej
nawet dekolt – prawdziwe osiągnięcie przy moich małych piersiach.
Była to najładniejsza sukienka, jaką kiedykolwiek miałam, lecz zamieniłabym ją
i każdy jeden prezent, jaki dostałam od Vlada, by zamknąć powiększającą się
między nami przepaść. Pogładziłam miękki materiał żałując, że nie
dysponowałam swoimi zdolnościami. Mogłabym wtedy się dowiedzieć czy
suknia była wynagrodzeniem mi chłodu, z jakim mnie ostatnio traktował, czy
tylko upewnieniem się, że będę się odpowiednio prezentować u jego boku.
W jego przypadku każda z tych możliwości była prawdopodobna.
Właśnie dlatego musiałam się z nim później rozmówić, bez względu
na konsekwencje. Ostatnie na co miałam ochotę to strojenie się, jednak
to najwyraźniej było oficjalne spotkanie. Kiedy skończyłam, moje czarne włosy
grubymi lokami spływały mi na plecy, a poza krwisto – czerwoną szminką, która
kontrastowała z ciemną suknią i moją jasną skórą, mój makijaż był subtelny.
Wszystkie te lata w cyrkowym show-businessie sprawiły, że bardzo szybko
potrafiłam się wyszykować... lecz również zrobiły mnie ekspertką w ukrywaniu
blizny, która biegła od mojej skroni aż po czubki palców. Lśniąca, czarna fala
spoczywała po tej stronie mojej twarzy, a jeszcze więcej udrapowane było
na moim prawym ramieniu. Naciągnęłam rękawiczki, tak że teraz zaledwie
kilkanaście centymetrów gołej skóry dawało świadectwo wypadku, który dał
mi moje niezwykłe umiejętności.
Umiejętności, które Vlad zdusił, kiedy okrył mnie swoją ognioodporną aurą,
by uchronić mnie przed eksplozją, którą wywołał Szilagyi. Wróg Vlada sądził, że
ciągnie mnie na dno razem ze sobą, jednak ja przeżyłam to piekło. Wyglądało
jednak na to, że to przetrwanie miało swoją cenę. Przeznaczenie nigdy nikomu
łatwo nie odpuszczało.
Potrząsnęłam głową, by oczyścić ją z przeszłości, po czym – czując absolutną
niechęć do fetowania – ruszyłam do drzwi. Vlad czekał na mnie u stóp schodów.
Jego czarny smoking powinien się wydawać zbyt surowy bez jakiegokolwiek
innego kolorowego akcentu, lecz zamiast tego wyglądał niczym zmysłowa
wersja Anioła Śmierci. Kiedy przesunął po mnie spojrzeniem, nie zdołałam
opanować dreszczu. Szmaragdowy blask na moment rozświetlił jego oczy, a gdy
ujęłam jego wyciągniętą dłoń, poczułam jej gorąco. Typowe wampiry miały
temperaturę pokojową, ale nie Vlad. Pirokineza, przez którą budził takie
przerażenie wśród swoich sprawiała również, że gdy budziły się jego zdolności,
gniew czy pożądanie, stawał się cieplejszy nawet niż ludzie.
– Wyglądasz zniewalająco.
Jego cichy pomruk zdradził mi, która z emocji rozgrzała go teraz, przez
co ponownie zadrżałam. Moje uczucia do niego może i przepełniały
wątpliwości, jednak moje ciało nie miało tego problemu. Zanim zdałam sobie
sprawę przysunęłam się do niego, a moje sutki zesztywniały, kiedy tylko otarł
się o nie swoją piersią. W następnej sekundzie poczułam ucisk w dole ciała, gdy
ustami musnął moją szyję, swoim zarostem cudownie trąc o moją skórę.
Wciągnął powietrze, a gdy ponownie jej wypuścił, jego oddech na moim pulsie
wydał się niczym najdelikatniejszy z pocałunków. Następnie położył dłonie
na moich ramionach, a ich gorąco cudownie na mnie działało. Nieznacznym
ruchem palców odsunął moje włosy na bok, odsłaniając szyję. Gwałtownie
nabrałam powietrza, gdy dwa twarde, ostre kły nacisnęły na moją skórę.
Mroczne uniesienie, jakie czułam przy jego ugryzieniu, było niemal takie samo
jak wtedy, gdy się kochaliśmy, a brakowało mi obu tych rzeczy.
Bez namysłu chwyciłam jego głowę i przyciągnęłam ją bliżej, niemal drżąc
ze zniecierpliwienia.
Mruknął coś niezrozumiałego i odsunął się, a jego oczy wciąż rozświetlał
szmaragdowy blask.
– Nie teraz. Nasi goście czekają.
Nie obchodzi mnie to! – było moją pierwszą myślą, po której natychmiast
pojawiło się pytanie: Co jest ze mną nie tak? Owszem, czekali na nas goście, nie
wspominając o strażach czających się w hallu. Nawet, gdyby żadne
z powyższych nie było prawdą, miałam z Vladem poważne sprawy
do omówienia. Zaspokojenie mojego libido powinno być ostatnie na mojej liście
rzeczy do zrobienia.
– Racja – powiedziałam, po czym opuściłam ręce i odsunęłam się. Nie
patrzyłam na niego, ponownie układając włosy na ramieniu i zakrywając jak
najwięcej blizny, jak tylko mogłam. Nie wstydziłam się jej, lecz znudziły mi się
pełne litości spojrzenia ludzi, którzy widzieli ją po raz pierwszy.
– Leila.
Sposób, w jaki wypowiedział moje imię sprawił, że poderwałam głowę. Oczy
Vlada wróciły do swojej zwyczajnej, mahoniowej barwy, a jedynym śladem
zieleni był naturalny okrąg wokół jego źrenicy.
– Przed nikim się nie kryj – powiedział i znów zsunął mi włosy z ramienia. –
Jedynie głupcy litują się nad bliznami tych, którzy przeżyli, a ty nigdy nie
powinnaś kłaniać się takim w pas.
Wyciągnął do mnie rękę, którą pokrywała sieć jego własnych bladych,
bitewnych blizn.
– Chodź.
Ujęłam jego dłoń, dusząc w sobie uczucie, które niewidzialnymi więzami
ścisnęło moje serce. Znów zaczęłam recytować w głowie słowa piosenek, zanim
zdążył cokolwiek usłyszeć, maskując w ten sposób najbardziej niebezpieczną
myśl.
To jeden z powodów, dla których cię kocham. Przed nikim się nie kłaniasz.
Niestety, ta sama rzecz mogła nas jednak rozdzielić.
Rozdział 3
Jak się okazało rozpoznałam niektórych z gości, chociaż było obecnych również
kilka nowych twarzy. Maximus siedział przy stole obok Shrapnela, łysego
i muskularnego drugiego zastępcy Vlada. Obok niego siedział Mencheres,
długowłosy wampir egipskiego pochodzenia, którego Vlad opisał jako swojego
honorowego Pana. Wciąż nie do końca rozumiałam ten tytuł. Smukłą blondynka
u boku Mencheresa była jego żona, Kira.
Gretchen również się tam znalazła, siedząc najdalej od głównego miejsca
i będąc bardzo obrażoną z tego powodu. Kiedy Vlad i ja weszliśmy do komnaty
wszyscy wstali, co sprawiło, że cała ta scena wydała się jeszcze bardziej dziwna.
Nie spóźniłam się, więc dlaczego wszyscy siedzieli już przy stole? Czy gospodarz
i gospodyni nie mieli witać gości przed zajęciem miejsc, a nie przybywać ostatni
i widzieć, że wszyscy stoją, skupiając na nich swoją pełną uwagę? Wampiry,
pomyślałam po raz enty, w naprawdę dziwny sposób załatwiają pewne rzeczy.
Vlad poprowadził mnie do miejsca u szczytu stołu, co wywołało u zebranych
kilka ukośnych spojrzeń. Kiedy już je zajęłam, niepewna stałam po jego prawej
stronie. Miałam teraz usiąść czy czekać na jakiś sygnał?
– Cieszę się, że przybyliście – powiedział Vlad, mimo wielkości pokoju silnym
głosem. – Wiem, że niektórzy z was przebyli daleką drogę, by się tu znaleźć.
Spodziewałam się czegoś więcej, może podziękowań dla przybyłych z daleka,
lecz on tylko zajął swoje miejsce. Zanim poznałam Vlada nigdy bym nie zgadła,
że prosty akt siadania może wyglądać królewsko i onieśmielająco, a jednak
w jego przypadku działo się tak za każdym razem.
Pozostali również zajęli miejsca, zrobiłam więc to samo myśląc, że bardzo
chciałabym dostać Poradnik Wampirzej Etykiety dla Początkujących. Sądząc
po aż nazbyt płynnych ruchach, z jakimi się poruszali, żadne z nich nie było
człowiekiem. Przywykłam już do przebywania wśród wampirów w codziennym
otoczeniu – albo w codziennym, brutalnym otoczeniu – lecz to było moje
pierwsze oficjalne spotkanie.
Jeśli coś schrzanię, to będzie twoja wina, powiedziałam w myślach do Vlada,
przybierając na twarzy uprzejmy uśmiech.
Jego usta drgnęły, co było jedynym znakiem, że mnie usłyszał, po czym
wskazał dłonią na lewą stronę.
– Leilo, znasz już Maximusa, Shrapnela, Mencheresa i Kirę, pozwól jednak, że
przedstawię cię pozostałym gościom.
Ten uprzejmy uśmiech nie schodził mi z twarzy, gdy słuchałam długiej listy
imion. Miałam nadzieję, że nie musiałam pamiętać, ponieważ przy stole zajęte
było wszystkie dwadzieścia osiem miejsc. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam
jadalnię z jej wielkim na pół ściany kominkiem, sufitem na wysokości trzeciego
piętra i olbrzymim żyrandolem pomyślałam, że to niewiarygodne
marnotrawstwo przestrzeni, gdyż jedliśmy tam jedynie Vlad i ja. Teraz jej
wielkość i splendor okazały się nader przydatne. Gdyby zaprosił więcej
przyjaciół potrzebowalibyśmy kolejnego stołu, a sądząc po klejnotach kobiet
i olśniewających smo kingach mężczyzn, obecni tutaj nawykli do luksusu.
Ja nie. Podobnie Gretchen, która wydawała się czuć równie nieswojo, co ja.
Nasz ojciec był niegdyś robiącym karierę wojskowym, wyrastałyśmy więc
w skromnych warunkach, które często różniły się w zależności od bazy,
do której nas przenoszono. Kiedy w wieku osiemnastu lat zaczęłam utrzymywać
się sama, łapałam się prac, któ re nie wymagały użycia technologii ani dotykania
ludzi, a wszystkie przyzwoicie płatne zajęcia wymagały jednej bądź obu tych
rzeczy. Gdybym nie poznała Marty'ego i nie dołączyła do jego wędrownego
cyrku, mogłabym skończyć na ulicy.
Z pewnością nie znalazłabym się u Vlada, uśmiechając się do obcych przez
morze kryształowych kieliszków, do których służba nalewała ciemnoczerwony
płyn, zbyt gęsty, by mógł być winem. Następnie ci sami służący wnieśli dwa razy
więcej jadła niż potrzeba, by nakarmić wszystkich zebranych, pomimo iż
Gretchen i ja byłyśmy tu jedynymi śmiertelnymi. Zdenerwowanie pozbawiło
mnie apetytu, lecz z udawanym entuzjazmem zabrałam się za jedzenie,
zastanawiając się, kiedy Vlad ujawni prawdziwy powód tej uroczystej kolacji.
Nie zaprosił ponad dwóch tuzinów ludzi tylko po to, by się popisać. Miał wiele
cech, lecz pretensjonalność nie była jedną z nich.
Sensacja stojąca za całym tym wieczorem wybuchła zaraz po deserze. Właśnie
wzięłam do ust pełną łyżkę creme brulee o smaku bourbona i toffi, gdy Vlad
wstał. Przy stole zapadła absolutna cisza.
– Bardzo dziękuję za przybycie – powiedział w zupełnej ciszy. – Jako, że
jesteście albo moimi przyjaciółmi, albo honorowymi członkami mojej linii
chciałem, byście wszyscy byli świadkami tego, co zaraz uczynię.
Po tych słowach stanął za mną i położył mi dłonie na ramionach.
Powstrzymałam chęć, by odwrócić się i na niego spojrzeć. Co się tutaj dzieje?,
pomyślałam nerwowo.
Zignorował moje pytanie.
– Większość z was wie, że od kilku miesięcy Leila jest moją kochanką. Ponadto
ryzykowała własnym życiem, by ochronić moich ludzi i okazała niezachwianą
lojalność, nawet podczas tortur. Ze względu na wielką wartość jaką dla mnie
ma, to jeśli się zgodzi, oferuję jej wieczną więź – pochylił się, a jego ciepły
oddech owiał moją szyję, gdy wyszeptał następne słowa. – Zastanawiałaś się czy
moje uczucia do ciebie zmieniły się, odkąd twoje zdolności zniknęły. Niech
to posłuży ci za odpowiedź.
Na ułamek sekundy dojrzałam jego pokrytą bliznami dłoń, gdy postawił przede
mną małe, aksamitne pudełko. Moje serce zaczęło walić jak oszalałe, a umysł
wypełniły szok i radość. Usłyszałam, jak na samym końcu stołu Gretchen
gwałtownie nabrała powietrza. Ze wszystkich powodów, jakie mogły stać za tą
wymuskaną kolacją, tego się nie spodziewałam. Rzeczywiście, sprawy między
nami uległy zmianie i to w najlepszy z możliwych sposobów.
– Vlad, ja...
Składne myśli i słowa może na moment mnie opuściły, lecz z pewnością nie
moje umiejętności ruchowe. Dłońmi drżącymi z radości powoli otworzyłam
hebanowe pudełko.
Gretchen wystrzeliła z miejsca i zaczęła biec w moją stronę. W którejś chwili
łzy szczęścia musiały spłynąć mi z oczu, gdyż nie widziałam wyraźnie zawartości
puzderka. Wciąż jednak dostrzegłam, że jest to pierścionek i zalała mnie lawina
szczęścia. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo kochałam Vlada i jak
gorącą żywiłam nadzieję, że on kocha mnie również. Zamrugałam, by wyraźniej
zobaczyć pierścionek... i moje uniesienie zmieniło się w konsternację.
Maximus złapał Gretchen, zanim do mnie dobiegła, była jednak na tyle blisko,
że zdołała zerknąć do wnętrza pudełka.
– Ty sknerusie, to nie jest diament! – ogłosiła z typowym dla siebie brakiem
taktu. – Co to niby za pierścionek zaręczynowy?
Sama się zastanawiałam nad jego wyborem, gdyż na pierścieniu widniał herb
przekazany Vladowi przez ojca. Nieważne. Będę wielbić każdy pierścionek, jaki
od niego dostanę. Poza tym, może zaręczanie się pierścieniem z repliką tego
herbu należało do tradycji rodziny Dracul...
– To nie jest pierścionek zaręczynowy – powiedział Vlad sucho do Gretchen. –
To symbol przynależności do mojej linii. Wszystkie wampiry, które stworzyłem,
noszą podobne.
Na te słowa ekstatyczny natłok w mojej głowie skrystalizował się w konkretną,
rozdzierającą serce myśl: On się nie oświadcza. Oferuje tylko, że zrobi z ciebie
wampira!
Vlad wyprostował się, a jego dłoń zniknęła z mojego ramienia. Usłyszał to.
Słowa te tak donośnie zabrzmiały w mojej głowie, że musiałby być telepatycznie
głuchy, żeby je przegapić. Wiedziałam, że powinnam zacząć coś śpiewać
w myślach, by nie usłyszał już nic więcej, nie mogłam jednak przywołać nawet
jednego wersu. Duma wręcz do mnie krzyczała, bym zachowywała się tak, jak
gdybym nic opacznie nie zrozumiała, jednak wszystko co mogłam zrobić
to kurczowo ściskać pudełko. Moja radość zmieniła się w popiół.
Nic się nie zmieniło prócz tego, że Vlad pomyślał iż moje człowieczeństwo
wymagało ulepszenia, o czym zdecydował się mnie poinformować w pokoju
pełnym wampirów jako świadków.
Popatrzyłam w górę. Nasi goście litościwie szybko odwrócili od nas wzrok,
a ich skrępowane ruchy powiedziały mi, że Vlad nie był jedynym, który domyślił
się mojej złej interpretacji. Gdybym nie czuła się tak, jak gdyby ktoś wyrwał
mi serce i spalił je na moich oczach, byłabym przerażona.
Głos Gretchen przerwał pełną napięcia ciszę.
– Chcesz, żeby Leila została wampirem? To koszmarne!
– Maximus – rzucił Vlad.
Zanim zdążyłam mrugnąć, muskularny wampir uniósł Gretchen przed sobą,
zasłaniając jej usta dłonią.
Normalnie takie traktowanie mojej siostry by mnie rozzłościło. Teraz jednak
za bardzo starałam się dojść do siebie, by zareagować.
– Leila – zaczął Vlad.
– Przestań.
W tym jednym słowie zabrzmiała siła całych moich zdeptanych nadziei.
Wstałam, niemal przewracając swoje krzesło, lecz miałam do wyboru albo to,
albo wybuchnięcie płaczem, pozostało mi jednak wystarczająco dużo dumy,
by nie robić tego przed wszystkimi.
– Potrzebuję trochę powietrza – mruknęłam. I żyletek, by dokończyć to,
co zaczęłaś, gdy miałaś szesnaście lat, podpowiedział mi w głowie ten
znienawidzony głos. Zignorowałam to, wywrzaskując w głowie pierwszą
z brzegu melodię, by ukryć kolejne myśli. Okazało się, że to „Taps." Kto
by pomyślał.
Następnie wyszłam z jadalni tak szybko, jak tylko zdołały mnie ponieść moje
nowe szpilki.
Rozdział 4
Skierowałam się wprost do niewielkiego, wyłożonego kauczukiem pokoju,
który przekazał do mojej dyspozycji Vlad. Kiedy znalazłam się już w środku,
zerwałam z dłoni rękawiczkę. Gdy tylko to zrobiłam, z mojej dłoni
rozświetlonym zygzakiem trysnęła elektryczność, a uczucia, które starałam się
w sobie zdusić, buchnęły ze mnie tysiącami miniaturowych błyskawic. Zebrałam
je w jedną pulsującą wstęgę i smagnęłam nią w kierunku stojącego pośrodku
posągu.
Jego głowa odpadła i podskakując potoczyła się po cokole, na którym stała.
Kolejne smagnięcie i figura straciła ramię. Potem kolejne. Następnie poleciało
wszystko powyżej pasa, a jednak kipiące we mnie ból, rozczarowanie
i poniżenie wcale nie zmalały. Zamiast tego miałam wrażenie, jakby zaraz miała
we mnie wybuchnąć bomba nuklearna.
Przestałam smagać rzeźbę dopiero wtedy, gdy jej szczątki w tysiącach
kawałków pokrywały podłogę. Zanim poznałam Vlada przez cały czas starałam
się jedynie stłumić w sobie moje moce, co robiłam głównie powodowana
samotnością wynikłą z niemożności dotykania innych ludzi bez ranienia ich.
Vlad to wszystko zmienił. Nauczył mnie zamieniać moje zdolności w broń
i obudził we mnie uczucia, których nigdy nie spodziewałam się doświadczyć. Był
kimś więcej niż moim kochankiem. Był też moją pierwszą miłością, a jednak
pozwoliłam sobie za bardzo w nim zadurzyć. Pomimo wszelkich ostrzeżeń
miałam jednak nadzieję, że pewnego dnia on poczuje to samo do mnie. Oto,
dokąd doprowadziła mnie ta nadzieja: do piwnicy, w której wyładowywałam się
na jakiejś statule.
Spojrzałam na szczątki posągu nagle poczułam z nim nić pokrewieństwa. Tak
jak ja, był niegdyś cały. Teraz, również tak jak ja, był tak bardzo rozbity, że nigdy
już nie będzie taki sam.
– Niech cię – wyszeptałam, nie wiedząc czy kierowałam te słowa do siebie, czy
do wampira, w którym się tak głupio zakochałam.
Moja cudowna suknia była teraz wilgotna od wysiłku, lecz nie dbałam o to. Nie
miałam zamiaru wracać na kolację. Wszyscy i tak już domyślili się dlaczego
wyszłam, zrozumieją więc moją przedłużającą się nieobecność. Jeśli nie, to do
diabła z nimi. Miałam dość bycia atrakcją wieczoru.
Wyczerpana weszłam po licznych schodach do mojego pokoju, zadowolona, że
po drodze na nikogo się nie natknęłam. Przy odrobinie szczęścia Vlad do późna
pozostanie z gośćmi i nie zobaczę go do jutrzejszego popołudnia. Dałoby mi to
sporo tak bardzo potrzebnej mi samotności. I właśnie dlatego jęknęłam, gdy
okazało się, że moja sypialnia nie jest pusta.
Obok kanapy stał Vlad. Ręce splecione miał za plecami, trzymając to przeklęte
pudełko na szczęście schowane przed moim wzrokiem. Jednym spojrzeniem
obrzucił mój spocony i rozczochrany wygląd.
– Już ci lepiej? – spytał z typową dla siebie bezpośredniością.
W żadnym razie. Sam jego widok strzaskał w drobny mak delikatną
samokontrolę, jaką zyskałam dzięki moim elektrycznym ćwiczeniom.
– Wręcz ćwierkam z zachwytu – odpowiedziałam uprzejmie. – W gruncie
rzeczy, poza absolutnym zamiarem zalania się w trupa, nigdy nie czułam się
lepiej.
Przez jego twarz przemknął wyraz, którego nie potrafiłam nazwać, zaraz
jednak ponownie zmieniła się ona w nieprzeniknioną maskę.
– Żałuję tego, jak potoczył się dzisiejszy wieczór. Powinienem najpierw
na osobności omówić z tobą tę kwestię, nigdy jednak nie sądziłem, że tak
mylnie zrozumiesz mój gest.
Nie miałam pojęcia co chciałam usłyszeć po tym fiasku, jednak cokolwiek
to było, minął się z tym o całe kilometry. Dodatkowo, jego żelazna
samokontrola była niczym sól na moje rany. Z ledwością trzymałam się razem,
a on nigdy przedtem nie wyglądał na bardziej chłodnego i opanowanego.
Do wszystkich szalejących we mnie emocji dołączył gniew.
Podziękowania Przede wszystkim, chciałabym podziękować Bogu. Poza Twoją łaską, Jezu, nie mam nic. Pozostałe podziękowania należą się tym, co zawsze: mojej cudownej edytorce, Erice Tsang, jak i wszystkim wspaniałym ludziom w Avon Books i bardzo zapracowanej agentce, Nancy Yost. Mojemu fenomenalnemu mężowi, Matthew, kochającej rodzinie, wspierającym mnie przyjaciołom, a w końcu cudownym czytelnikom serii o Nocnym Księciu. Bez Was nie dałabym rady!
Prolog Nie po raz pierwszy obudziłam się jako zakładnik. A nawet nie drugi. Rany, naprawdę musiałam przemyśleć kwestię życiowych wyborów. Z poprzednich doświadczeń wyniosłam, by nie otwierać od razu oczu ani nie zmieniać tempa oddechu. Zamiast tego dokonywałam spisu inwentarza udając, że jestem ciągle nieprzytomna. Bolała mnie głowa, co nie dziwiło, ale oprócz tego czułam się nieźle. Ręce miałam związane za plecami. Gruby materiał wokół moich dłoni oznaczał rękawice, natomiast ucisk w kostkach – więzy. Niewygodny knebel w ustach mówił sam za siebie. Kiedy już dokonałam inwentaryzacji mojego stanu fizycznego, przeszłam do otoczenia. Kołysanie, jakie pod sobą czułam, musiało być powodowane falami, a to oznaczało, że znajduję się na łodzi. Sądząc po dochodzących mnie głosach, część z moich porywaczy była na pokładzie, lecz jeden z nich był ze mną w kajucie. Nie odzywał się, lecz po latach spędzonych z wampirem stałam się naprawdę biegła w wychwytywaniu niemal niesłyszalnych dźwięków, jakie wydawały. Dlatego, kiedy otworzyłam oczy, mój wzrok spoczął bezbłędnie na ciemnowłosym wampirze po drugiej stronie pomieszczenia. Jedynym objawem jego zaskoczenia było mrugnięcie powiekami. – Nie oczekiwałem, że obudzisz się tak szybko – powiedział przeciągle. Zerknęłam w dół, na mój knebel, po czym ponownie na niego i uniosłam brew. Przetłumaczył sobie moją niemą wiadomość. – Czy muszę ci mówić, że krzyk nic nie zdziała? Przewróciłam oczami. Co to, dzień amatora? Uśmiechnął się i podniósł z sąsiedniej koi. – Tak sądziłem. Podczas tego krótkiego czasu, gdy szedł w moją stronę, by usunąć mi knebel, również o nim starałam się zebrać jak najwięcej informacji. Wampir wyglądał
na około mój wiek, lecz ze swoją pozbawioną blizn skórą, krótko ściętymi włosami, gładko ogoloną twarzą i przeciętną budową oceniałam go na mniej niż sto nieumarłych lat. Starsze wampiry wydawały się mieć jakby bardziej znoszoną skórę i zazwyczaj pogardzały nowoczesnymi fryzurami. Jednak czynnikiem, który go najbardziej zdradzał, był jego wzrok. Naprawdę stare wampiry miały jakiś... ciężar w oczach, jakby mijające stulecia pozostawiały po sobie namacalną wagę. Mój bezimienny porywacz tego nie miał, a przy odrobinie szczęścia, nie miał go również nikt z pozostałych na tej łodzi. Młodsze wampiry łatwiej zabić. – Wody – powiedziałam chrapliwie, kiedy usunął już knebel. Przez niego i skutki uboczne po środkach odurzających, moje usta były suche niczym wypchana watą skarpeta. Wampir zniknął, by po chwili pojawić się z puszką coli. Połykałam łapczywie, gdy mężczyzna przytknął mi ją do ust, co znaczyło, że beknęłam przeciągle, kiedy już skończyłam. A jeśli beknięcie to przypadkiem trafiło prosto w twarz towarzyszącego mi wampira, to cóż... Byłam związana. – Urocze – powiedział sucho. – Przestałam się przejmować konwenansami w towarzystwie, kiedy postrzeliłeś mojego przyjaciela płynnym srebrem – odparłam spokojnie. – A skoro o tym mowa, to chcę go zobaczyć. Wargi wampira drgnęły. – Nie znajdujesz się na pozycji do stawiania jakichkolwiek żądań, ale owszem, on wciąż żyje. – Nie chcecie mnie do niego zabierać? W porządku – powiedziałam, myśląc szybko. – Domyślam się, że wiesz iż przez dotyk widzę różne rzeczy, więc zdejmij mi rękawice i pozwól się dotknąć. Wtedy będę wiedziała czy mówisz prawdę. Wampir roześmiał się krótko, a jego oczy o barwie mchu rozświetlił jaśniejszy odcień zieleni. – Dotknąć mnie? Czy myślisz może o użyciu tej swojej błyskawicy, którą przetniesz mnie na pół?
Zesztywniałam. Skąd o tym wiedział? Większość ludzi, którzy widzieli jak manifestuję swoją moc, było już martwych. – Właśnie dlatego masz rękawice przyklejone taśmą do rąk – ciągnął. – Tak na wszelki wypadek. – Mówiłeś, że jak się nazywasz? – spytałam zadowolona, że mój głos zabrzmiał swobodnie. Rozciągnął usta w jeszcze szerszym uśmiechu. – Mów mi Hannibal. Odpowiedziałam mu uśmiechem. – No dobra, Hannibal, co chcesz, żebym zrobiła? Użyła swoich zdolności do odnalezienia twojego wroga? Powiedziała ci czy ktoś cię zdradza? Czy odczytała przeszłość z jakiegoś przedmiotu? Hannibal roześmiał się, lecz mimo, że było w tym śmiechu więcej Doktora Zło niż chłodu, obudził we mnie wystarczająco złe przeczucia, bym zaczęła się bać. – Nie chcę, żebyś robiła cokolwiek, ptaszynko. Jestem zaledwie dostawcą. Nawet nie wiem komu cię dostarczam. Jedyne co wiem, to że żywa jesteś warta trzy razy więcej, lecz jeśli spróbujesz jakichkolwiek numerów, na martwej i tak nieźle zarobię. Pomachał mi wesoło, po czym wyszedł. Nie odezwałam się, pogrążając się w myślach nad moim kłopotliwym położeniem. Z pewnością nie pozwolę ot tak dostarczyć się do jakiegoś obcego bandyty. Znajdę z tego jakieś wyjście nawet, gdybym miała zginąć.
Rozdział 1 Cztery tygodnie wcześniej Stałam w wodospadzie płomieni. Cynober i złoto przelewały się po mnie, wijąc się w moich włosach, rozdzielając w strumienie opływające moje ciało, by w końcu prześlizgnąć się miedzy moimi palcami i spłynąć do stóp. Płomienie były tak gęste, że nic przez nie nie widziałam, redukując mój świat do lśniącej sfery o barwach zachodzącego słońca. Takie pochłonięcie przez ogień powinno mnie zabić, a jednak nic mi nie było. Nawet się nie bałam. Zamiast tego przepełniło mnie dziwne uczucie tęsknoty. Nieustannie próbowałam złapać któryś z płomieni, lecz bez powodzenia. Ogień mógł pokrywać mnie od stóp do głów, jednak wciąż uciekał przed moim uchwytem. – Leila – zawołał jakiś głos, lecz był zbyt daleko, bym mogła go rozpoznać. – Odejdź, dopóki nie jest za późno. Logika nakazywała mi postąpić tak, jak mówił ten głos, jednak nie chciałam tego zrobić. Płomienie również wydawały się nie chcieć, bym odeszła. Wciąż oplatały mnie całą, pieszcząc moją skórę, zamiast ją parzyć. Widzisz? – pomyślałam z uporem. – Nie wyrządzą mi krzywdy. – Leila – odezwał się znów ten głos, tym razem bardziej współczująco. – Odejdź. – Nie – odparłam i ponownie spróbowałam przyciągnąć do siebie ogień. Podobnie jak poprzednio, rozjarzone pasma wyśliznęły się z moich rąk, lecz tym razem ich blask przygasł. Kiedy opadły u moich stóp, wyglądały jak wstęgi czystej smoły. W następnej chwili wodospad nade mną rozwiał się, pozostawiając mnie nagą i drżącą w nagle zapadłej, obezwładniającej ciemności. Strach zmienił mój żołądek w bryłę lodu. Głos miał rację. Zaraz wydarzy się coś złego... Nie zdążyłam nawet rzucić się do ucieczki, gdy ogień ponownie rozświetlił
otaczającą mnie czerń. Nie rozlewał się po mnie łagodnie, jak przedtem, lecz napadł na mnie z każdej strony. Ból rozrywał moje ciało, gdy płomienie atakowały mnie z pełnią ich niszczycielskiej mocy, spalając i zwęglając każdy centymetr skóry, którego dotknęły. – Dlaczego? – zawołałam z rozpaczą, a uczucie zdrady niemal dorównywało mojemu niewyobrażalnemu bólowi. – Ostrzegałem cię – odparł ten nieznany głos, bezpieczny poza ścianą ognia. – Nie posłuchałaś. Potem nie słyszałam już nic poza własnym krzykiem, kiedy płomień bezlitośnie mnie unicestwiał. – Nie! W mojej głowie słowo to było pełnym udręki wrzaskiem, jednak w rzeczywistości z moich ust wyrwał się zaledwie szept. Wystarczył jednak, by mnie obudzić. Przerażona szarpnęłam się do tyłu, nim dotarło do mnie, że spowijają mnie prześcieradła, nie płomienie. Jedyny ogień, jaki płonął, znajdował się w kominku po drugiej stronie pokoju. Musiałam zaczerpnąć kilka głębokich wdechów, nim minął mi szok po niedawnym koszmarze. Po około minucie moje serce przestało galopować i wróciło do w miarę normalnego rytmu. Z ukłuciem strachu dostrzegłam, że łóżko było puste. Teraz nie musiałabym przyznawać, że ponownie miałam ten sen, lecz nie podobało mi się, że ostatnio coraz częściej kładłam się spać sama i budziłam się w ten sam sposób. Gdybym była przesądna, zaczęłabym się martwić, że powracający sen to jakiś omen, lecz gdy otrzymywałam ostrzeżenia o przyszłości, nie nadchodziły one podczas snu jako zawoalowane metafory. Niegdyś nadchodziły jako bezlitosne obrazy, podczas których w pełni odczuwałam to, co miało wkrótce nadejść. Od kilku tygodni jednak nie doświadczyłam żadnego takiego widzenia. Od dawna modliłam się, bym przy każdym dotyku nie musiała wyciągać wrażeń – i obrazów najgorszych grzechów – lecz teraz, kiedy potrzebowałam tej zdolności, ta urządziła sobie wakacje.
Ta myśl wygnała mnie spod kołdry. Zwiesiłam nogi z łóżka i zeszłam z podestu, przez który duże, zasłonięte kotarami łóżko wyglądało jeszcze bardziej imponująco. Następne podeszłam do kominka i uklękłam przed nim. Większość płomieni wygasła w ciągu nocy, lecz leżące polana wciąż się żarzyły. Odsunęłam na bok ochronny ekran, przez chwilę przytrzymałam dłoń nad drewnem, po czym wsunęłam ją w sam środek rozpadających się kawałków. Ukłucie bólu sprawiło, że poczułam ogromną ulgę, jednak tylko do chwili, gdy zdałam sobie sprawę, że pochodził on zaledwie z jednego palca. Pozostała część mojej dłoni wydawała się w porządku, mimo iż po nadgarstek zanurzona w żarze. Poczekałam jeszcze kilka chwil, po czym cofnęłam ją. Poza drzazgą wystającą ze wskazującego palca i dziesięcioletnią blizną, moja dłoń była nietknięta, a żaden włosek na mojej skórze nie był nawet nadpalony. Cholera. Sześć tygodni i aura Vlada wciąż nie znikała. Niektóre kobiety łapały choroby weneryczne od swoich chłopaków. To nic w porównaniu z tym, co przekazał mi mój facet – odporność na ogień, która jednocześnie blokowała moje zdolności pozyskiwania informacji przez dotyk. Oczywiście nie powinnam być zbyt zaskoczona. Bycie kobietą niepisanego Księcia Ciemności musiało mieć swoje konsekwencje. Wyszarpnęłam drzazgę i possałam ranę, chociaż byłam chyba jedyną osobą w tym majątku, która nie lubiła smaku krwi. Następnie poszperałam trochę, aż znalazłam dużą męską koszulę, miękką niczym kaszmir. Kosztowała pewnie więcej niż ja zarabiałam przez miesiąc w wędrownym cyrku, lecz ktoś z obojętnością rzucił ją na podłogę. Nigdy nie widziałam, by ktokolwiek czyścił ten pokój, lecz również nigdy nie widziałam, żeby był w nim bałagan. Służba musiała być niczym ninja, czekając aż wyjdę, by przywrócić tu czystość. Nie będą musieli czekać zbyt długo. Musiałam siku, a pomimo przepychu pokoju mojego chłopaka, w jego łazience brakowało toalety. Będąc od stuleci wampirem, nie potrzebował jej. Założyłam na siebie porzuconą koszulę. Była wystarczająco długa, by zakryć moją krótką koszulkę i figi, chociaż i tak nie spotkałabym nikogo w drodze
do sypialni, która oficjalnie należała do mnie. Salonu, który łączył oba pokoje, nie używał nikt inny. Przynajmniej jego prywatność i elegancja sprawiały, że mój wstydliwy spacer pokonałam z większą godnością. Kiedy już znalazłam się w swoim pokoju – urządzonej w jaśniejszych odcieniach, mniejszej wersji butelkowo zielonej i mahoniowej wspaniałości, którą właśnie opuściłam – poszłam prosto do łazienki. – Światła – powiedziałam, a gdy oślepił mnie nagły blask dodałam: – Przyćmione. Delikatny bursztyn oświetlił jasny marmur, podkreślając jego złote i jasnozielone żyłki. Oszklony prysznic wielkości pięciometrowego samochodu również się podświetlił, podobnie jak toaletka. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam te wszystkie cudeńka, wpadłam w oszołomienie. Teraz, spiesząc do dyskretnie osłoniętego rogu, mruczałam do siebie: – Codziennie czterdziestopięciometrowy sprint, bo nie chce mu się dodać toalety w łazience. Jakby nie wydawał więcej na kolację, której nigdy nie je. Część mnie wiedziała, że narzekałam tylko po to, by ukryć niepokój co do coraz częściej pustego łoża, lecz mój pęcherz skręcił się, jakby zgadzając z moimi słowami. Gdy się już z nim uporałam, wzięłam prysznic uważając, by dotykać wszystkiego jedynie lewą dłonią. Chociaż elektryczność jaką emitowałam była teraz uśpiona, nie było absolutnie żadnego powodu, bym przez przypadek posłała rurami jakiś ładunek. Po tym jak już się wykąpałam i ubrałam, zeszłam cztery piętra w dół, na parter rezydencji. U stóp schodów rozpostarł się przede mną hall pełen strzelistych sufitów, kamiennych filarów, antycznych tarcz i ozdobnych fresków. Jedynie oranżeria sprawiała, że nie wyglądało to na gotycką kryjówkę Billa Gatesa. Na końcu tego hallu stał mój ostatnio często nieobecny facet, Vlad. Tak, ten Vlad, lecz zaledwie kilku ludzi popełniło błąd, nazywając go Draculą. Jego ciemne włosy miały taką samą barwę jak zarost, który pokrywał jego policzki czymś nieco większym niż popołudniowa szczecina. Przypominające skrzydła brwi okalały oczy, których odcień był mieszaniną miedzi i zieleni, a gładka skóra
pokrywała ciało, które stwardniało od dziesiątek lat bitew, kiedy był człowiekiem. Jak zwykle, jedynie jego dłonie i twarz były obnażone. Resztę jego ciała zakrywały buty, czarne spodnie i ciemnoszara koszula zapięta po samą szyję. W przeciwieństwie do wielu dobrze zbudowanych mężczyzn Vlad nie ukazywał dużej ilości nagiej skóry, lecz te tradycyjnie skrojone ubranie podkreślało jego napięte ciało równie efektywnie, co spodenki i obcisły podkoszulek. Mój zachwyt minął, gdy zobaczyłam, że miał przez ramię przewieszony płaszcz. Nie wyśliznął się tak po prostu z łóżka, gdy spałam. Wyjeżdżał również bez słowa. Znów. Czy kiedykolwiek mieliście uczucie, że nie powinniście czegoś robić... a i tak to zrobiliście? Nie potrzebowałam moich psychicznych zdolności, by wiedzieć, że wybuchnięcie pytaniem „A ty gdzie się niby wybierasz?" idąc hallem było złym sposobem na załatwienie tej sytuacji, lecz tak właśnie zrobiłam. Vlad był pogrążony w rozmowie ze swoim zastępcą, Maximusem – blond wampirem, który wyglądał niczym żądny pomsty Wiking powracający do życia. W odpowiedzi na moje pytanie spoczęły na mnie dwie pary oczu. Jedna z nich była szara i ostrożnie neutralna, druga zaś zielono-miedziana i pełna ironii. Spięłam się i pożałowałam, że nie mogę cofnąć tego pytania. Kiedy to zmieniłam się w jedną z tych irytujących, czepliwych dziewczyn? Zaraz po tym, gdy zniknął główny powód, dla którego Vlad się tobą zainteresował, zakpił zdradziecki głosik w mojej głowie. Sądzisz, że to zbieg okoliczności, że zaczął się od ciebie odsuwać tuż po tym, gdy straciłaś możliwość szpiegowania jego wrogów? Natychmiast zaczęłam niemo nucić „Thats the Way" zespołu KC and the Sunshine Band. Vlad nie był po prostu niewiarygodnie potężnym wampirem, którego historia zainspirowała najsłynniejszą na świecie opowieść o nieumarłych. Potrafił również czytać ludzkie myśli. Przez większość czasu. Uśmiechnął się nieznacznie. – Któregoś dnia mogłabyś przynajmniej wziąć ode mnie listę piosenek, jeśli
chodzi o twoją metodę trzymania mnie z dala od twojej głowy. Gdybym go nie znała, nie dostrzegłabym ironii kryjącej się w jego głosie, podkreślającej jego subtelny akcent i nieco zaostrzającej jego kulturalny ton. Wątpiłam, by kiedykolwiek wybaczył wampirowi, który nauczył mnie blokować jego dostęp do moich myśli. – Niektórzy uważają, że ten kawałek to klasyk – odparłam, klnąc na samą siebie za to, co mógł usłyszeć zanim go zatrzymałam. – Ponownie udowadniając, że na świecie nie brakuje głupców. – Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – wytknęłam. Vlad założył płaszcz, a nikły uśmiech nie znikał z jego ust. – Nie przez przypadek. Dłoń załaskotała mnie, kiedy ładunek prądu przebiegł mi pod skórą. Dzięki incydentowi z zepsutą linią elektryczną moje całe ciało emitowało prąd, jednak głównym przewodem była moja prawa dłoń. Jeśli się nie uspokoję, może zacząć iskrzyć. – Następnym razem, gdy zechcesz mnie spławić, zrób to tak jak nowocześni faceci. – Mój głos był ostry niczym papier ścierny. – Powiedz wymijająco, że załatwiasz pewne sprawy. To brzmi uprzejmiej. Jego miedziane spojrzenie zmieniło się w jaskrawozielone, co było widocznym dowodem jego nadnaturalnego statusu. – Nie jestem nowoczesnym facetem. Oczywiście, że nie, ale czy stałaby mu się krzywda, gdyby był odrobinę mniej skomplikowany, wkurzający i zagadkowy? Przynajmniej czasami? Maximus zerknął na mnie, po czym wrócił spojrzeniem do Vlada. – Wszystko będzie gotowe do twojego powrotu – powiedział, a następnie pokłonił się i wyszedł. Co to ma niby znaczyć?, zawisło mi na końcu języka. Wiedziałam jednak, że nie otrzymam odpowiedzi na to pytanie. Nie znaczyło to jednak, że zostawię to ot tak. Miałam dosyć zastanawiania się, co jego coraz częstsze nieobecności oznaczają dla naszego związku. Jeśli moja psychiczna głuchota oznaczała, że
jego uczucia do mnie się zmieniły, to powinien mi o tym powiedzieć. Przerwałam na chwilę moje mentalne śpiewy, by pomyśleć: Porozmawiamy po twoim powrocie. Tym razem uśmiechnął się na tyle szeroko, bym dostrzegła jego zęby. Kły były schowane, lecz jego uśmiech wciąż miał cień zarówno kochanka jak i drapieżcy. – Już nie mogę się doczekać. W następnej sekundzie miejsce, w którym stał było puste. Jedynie trzask masywnych frontowych drzwi wskazywał, którędy wyszedł. Wampiry nie potrafiły się dematerializować, lecz niektóre wampiry wysokiej klasy umiały poruszać się tak szybko, że odnosiło się właśnie takie wrażenie. Westchnęłam. W ciągu ostatnich kilku miesięcy Vlad udowodnił, że jest tak namiętny i burzliwy, jak pokazują filmy. Miałam jedynie nadzieję, że Hollywood nie miało również racji co do losu kobiet, które zakochały się w niesławnym Księciu Ciemności. Myśl ta była przygnębiająca, lecz nie miałam zamiaru tylko siedzieć i nad tym rozmyślać. Zamiast tego pogrążę się w najlepiej przetestowanej i szacownej kobiecej technice rozpraszającej uwagę. Biegiem ruszyłam po schodach do pokoju mojej siostry. – Obudź się, Gretchen! – zawołałam przez drzwi. – Idziemy na zakupy!
Rozdział 2 – To jedyna rzecz, która jak dotąd nie jest w Rumunii do dupy – stwierdziła moja siostra, kładąc naręcze ubrań przed kasjerką. Zamknęłam oczy, nie wiedząc kogo najpierw przeprosić: ekspedientkę za komentarz dotyczący kraju czy Maximusa, który teraz miał sześć dodatkowych toreb do dźwigania. Tak się właśnie działo, kiedy dało się mojej siostrze cudzą kartę kredytową. Vlad wyznawał zasadę, że wszelkie zakupy jego gości robione są na jego koszt. Będzie mógł ponownie się nad tym zastanowić, gdy tylko otrzyma rachunek. Moje wysiłki, by zachęcić Gretchen do oszczędności również spełzły na niczym. Zirytowały ją jedynie do tego stopnia, że przestała przymierzać rzeczy, zanim je kupiła. – Jestem zmęczona. Wracajmy do domu – powiedziałam, zmieniając taktykę. Gretchen zmrużyła swoje niebieskie oczy. – Mowy nie ma. Od tygodni jestem zamknięta w zamku twojego faceta. A przecież jego wampirzy wróg musi być już martwy, w przeciwnym razie Marty i tata nie mogliby wyjechać. Nie wytknęłam jej, że nasz ojciec i mój najlepszy przyjaciel, Marty, byli mniej skłonni do lekkomyślności. Szanse były małe, lecz jeśli wróg Vlada, Szilagyi, rzeczywiście przeżył, to Gretchen była bezpieczniejsza tutaj. Nie potrafiła się ukrywać, nawet gdyby zależało od tego jej życie, jak się okazało. Z wymuszonym uśmiechem zerknęłam na kasjerkę, po czym za rękaw przyciągnęłam siostrę do siebie. – Nie gadaj o-wiesz-czym publicznie – syknęłam. – Dlaczego? – spytała głośno. – Połowa ludzi tutaj wie o wampirach, jako że Vlad włada tym miasteczkiem i używa jego mieszkańców jako przekąsek. Co do reszty, Maximus może ich zahipnotyzować, by zapomnieli to, o czym już wiedzą. Wytrzeszczyłam oczy i zerknęłam na sprzedawczynię. Uniosła dłoń i po
rumuńsku zwróciła się do blond wampira. – Nie martw się, jest lojalna Vladowi – przetłumaczył mi, po czym z gniewem spojrzał na Gretchen. – Następnym razem okażesz więcej dyskrecji, albo kolejną osobą, którą zahipnotyzuję, będziesz ty. – Nie zrobisz tego – sapnęła. Maximus wyprostował się na pełną wysokość swojego metra dziewięćdziesięciu pięciu, jak gdyby jego umięśniona sylwetka nie była już dość imponująca. – Robiłem dużo gorsze rzeczy, by chronić mojego księcia. Wciąż miałam ochotę zdrowo łupnąć Gretchen, ale nikomu – nawet takiemu przyjacielowi jak Maximus – nie mogło ujść na sucho straszenie mojej małej siostry. – Zrozumiała – powiedziałam chłodno. – A jeżeli tak się nie stało, sama się nią zajmę. Maximus zerknął na Gretchen, niemal niezauważalnie potrząsnął głową, po czym głęboko się przede mną pokłonił. – Jak sobie życzysz. Poczułam jak moje policzki stają się gorące. Ponieważ byłam kobietą Vlada, wampiry należące do jego linii kłaniały mi się tak samo jak jemu, w większości ku mojej konsternacji. – Proszę, przestań. Nie znoszę tego. Wyprostował się, a na jego ustach zaigrał nieznaczny uśmiech. – Tak, pamiętam. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, przez ułamek sekundy dostrzegłam w nim mężczyznę, który chwycił się szansy na randkę ze mną, kiedy jako niechętny uchodźca po raz pierwszy zjawiłam się u Vlada. W następnej sekundzie jednak znajoma zasłona opadła na oczy Maximusa i ponownie stał się moim uprzejmym ochroniarzem. – Macie jeszcze godzinę, gdybyście chciały kontynuować zakupy. Potem musimy wracać do domu.
– Dlaczego? – spytałam, wyprzedzając Gretchen. – Bo musisz być gotowa na przyjęcie gości Vlada, którzy zawitają na kolację. Nie chciałabyś spóźnić się na posiłek. Tym razem Gretchen była szybsza. – Goście na kolacji? Kto? Dlaczego nic nam wcześniej nie powiedziano? – Nikt tobie nie powiedział, gdyż twoja obecność nie jest obowiązkowa – odparł Maximus, po czym uśmiechnął się do mnie. – Czekałem, by ci o tym powiedzieć, gdyż wydawało się, że masz już wystarczająco dużo na głowie. Poczułam mieszaninę zażenowania i rezygnacji. Czy wszyscy już wiedzieli, że Vlad i ja mieliśmy problemy? Oczywiście, że tak – odpowiedziałam sobie na pytanie. A przy zdolnościach słuchowych nieumarłych wiedzieli pewnie również, że nie kochaliśmy się od tygodnia, bo miałam okres. Westchnęłam. – Wygląda na to, że jednak będę musiała coś kupić. – Pomimo wizyty w kilku sklepach jeszcze tego nie zrobiłam. Nie chciałam dodawać kolejnego rachunku do tej olbrzymiej kwoty, jaką nabiła już Gretchen. Coś, czego nie potrafiłam nazwać, przemknęło przez twarz Maximusa. – To nie jest konieczne. Vlad ma dla ciebie suknię w twoim pokoju. Najpierw wychodzenie bez jednego słowa wyjaśnienia, dokąd się udaje. Następnie niespodziewani goście na kolacji, a teraz jeszcze wybrana dla mnie suknia. Zmrużyłam oczy. Co on kombinował? – Nie dasz mi nawet najmniejszej wskazówki o co może chodzić, prawda? – spytałam Maximusa. Jego uśmiech był nieco zbyt skąpy. – Jak już powiedziałem, robiłem dużo gorsze rzeczy, by chronić mojego księcia. Jedno spojrzenie na suknię powiedziało mi, że na tej kolacji Vlad nie będzie jedynie zabawiał się rozmową ze starymi znajomymi, którzy wpadli go odwiedzić. Była obcisła, z czarnego aksamitu, z niewielkim trenem z tyłu i sporym wycięciem z przodu, który wyglądał na inkrustowany maleńkimi, czarnymi klejnotami. Czarne szpilki i podobnie ozdobione, długie do łokcia
rękawiczki – oczywiście wykończone odporną na elektryczność gumą – dopełniały uwodzicielsko ekstrawaganckiego stroju. Przymierzyłam ją, całkowicie niezdziwiona, że pasowała jakby była na mnie uszyta. Miałam w niej nawet dekolt – prawdziwe osiągnięcie przy moich małych piersiach. Była to najładniejsza sukienka, jaką kiedykolwiek miałam, lecz zamieniłabym ją i każdy jeden prezent, jaki dostałam od Vlada, by zamknąć powiększającą się między nami przepaść. Pogładziłam miękki materiał żałując, że nie dysponowałam swoimi zdolnościami. Mogłabym wtedy się dowiedzieć czy suknia była wynagrodzeniem mi chłodu, z jakim mnie ostatnio traktował, czy tylko upewnieniem się, że będę się odpowiednio prezentować u jego boku. W jego przypadku każda z tych możliwości była prawdopodobna. Właśnie dlatego musiałam się z nim później rozmówić, bez względu na konsekwencje. Ostatnie na co miałam ochotę to strojenie się, jednak to najwyraźniej było oficjalne spotkanie. Kiedy skończyłam, moje czarne włosy grubymi lokami spływały mi na plecy, a poza krwisto – czerwoną szminką, która kontrastowała z ciemną suknią i moją jasną skórą, mój makijaż był subtelny. Wszystkie te lata w cyrkowym show-businessie sprawiły, że bardzo szybko potrafiłam się wyszykować... lecz również zrobiły mnie ekspertką w ukrywaniu blizny, która biegła od mojej skroni aż po czubki palców. Lśniąca, czarna fala spoczywała po tej stronie mojej twarzy, a jeszcze więcej udrapowane było na moim prawym ramieniu. Naciągnęłam rękawiczki, tak że teraz zaledwie kilkanaście centymetrów gołej skóry dawało świadectwo wypadku, który dał mi moje niezwykłe umiejętności. Umiejętności, które Vlad zdusił, kiedy okrył mnie swoją ognioodporną aurą, by uchronić mnie przed eksplozją, którą wywołał Szilagyi. Wróg Vlada sądził, że ciągnie mnie na dno razem ze sobą, jednak ja przeżyłam to piekło. Wyglądało jednak na to, że to przetrwanie miało swoją cenę. Przeznaczenie nigdy nikomu łatwo nie odpuszczało. Potrząsnęłam głową, by oczyścić ją z przeszłości, po czym – czując absolutną niechęć do fetowania – ruszyłam do drzwi. Vlad czekał na mnie u stóp schodów.
Jego czarny smoking powinien się wydawać zbyt surowy bez jakiegokolwiek innego kolorowego akcentu, lecz zamiast tego wyglądał niczym zmysłowa wersja Anioła Śmierci. Kiedy przesunął po mnie spojrzeniem, nie zdołałam opanować dreszczu. Szmaragdowy blask na moment rozświetlił jego oczy, a gdy ujęłam jego wyciągniętą dłoń, poczułam jej gorąco. Typowe wampiry miały temperaturę pokojową, ale nie Vlad. Pirokineza, przez którą budził takie przerażenie wśród swoich sprawiała również, że gdy budziły się jego zdolności, gniew czy pożądanie, stawał się cieplejszy nawet niż ludzie. – Wyglądasz zniewalająco. Jego cichy pomruk zdradził mi, która z emocji rozgrzała go teraz, przez co ponownie zadrżałam. Moje uczucia do niego może i przepełniały wątpliwości, jednak moje ciało nie miało tego problemu. Zanim zdałam sobie sprawę przysunęłam się do niego, a moje sutki zesztywniały, kiedy tylko otarł się o nie swoją piersią. W następnej sekundzie poczułam ucisk w dole ciała, gdy ustami musnął moją szyję, swoim zarostem cudownie trąc o moją skórę. Wciągnął powietrze, a gdy ponownie jej wypuścił, jego oddech na moim pulsie wydał się niczym najdelikatniejszy z pocałunków. Następnie położył dłonie na moich ramionach, a ich gorąco cudownie na mnie działało. Nieznacznym ruchem palców odsunął moje włosy na bok, odsłaniając szyję. Gwałtownie nabrałam powietrza, gdy dwa twarde, ostre kły nacisnęły na moją skórę. Mroczne uniesienie, jakie czułam przy jego ugryzieniu, było niemal takie samo jak wtedy, gdy się kochaliśmy, a brakowało mi obu tych rzeczy. Bez namysłu chwyciłam jego głowę i przyciągnęłam ją bliżej, niemal drżąc ze zniecierpliwienia. Mruknął coś niezrozumiałego i odsunął się, a jego oczy wciąż rozświetlał szmaragdowy blask. – Nie teraz. Nasi goście czekają. Nie obchodzi mnie to! – było moją pierwszą myślą, po której natychmiast pojawiło się pytanie: Co jest ze mną nie tak? Owszem, czekali na nas goście, nie wspominając o strażach czających się w hallu. Nawet, gdyby żadne
z powyższych nie było prawdą, miałam z Vladem poważne sprawy do omówienia. Zaspokojenie mojego libido powinno być ostatnie na mojej liście rzeczy do zrobienia. – Racja – powiedziałam, po czym opuściłam ręce i odsunęłam się. Nie patrzyłam na niego, ponownie układając włosy na ramieniu i zakrywając jak najwięcej blizny, jak tylko mogłam. Nie wstydziłam się jej, lecz znudziły mi się pełne litości spojrzenia ludzi, którzy widzieli ją po raz pierwszy. – Leila. Sposób, w jaki wypowiedział moje imię sprawił, że poderwałam głowę. Oczy Vlada wróciły do swojej zwyczajnej, mahoniowej barwy, a jedynym śladem zieleni był naturalny okrąg wokół jego źrenicy. – Przed nikim się nie kryj – powiedział i znów zsunął mi włosy z ramienia. – Jedynie głupcy litują się nad bliznami tych, którzy przeżyli, a ty nigdy nie powinnaś kłaniać się takim w pas. Wyciągnął do mnie rękę, którą pokrywała sieć jego własnych bladych, bitewnych blizn. – Chodź. Ujęłam jego dłoń, dusząc w sobie uczucie, które niewidzialnymi więzami ścisnęło moje serce. Znów zaczęłam recytować w głowie słowa piosenek, zanim zdążył cokolwiek usłyszeć, maskując w ten sposób najbardziej niebezpieczną myśl. To jeden z powodów, dla których cię kocham. Przed nikim się nie kłaniasz. Niestety, ta sama rzecz mogła nas jednak rozdzielić.
Rozdział 3 Jak się okazało rozpoznałam niektórych z gości, chociaż było obecnych również kilka nowych twarzy. Maximus siedział przy stole obok Shrapnela, łysego i muskularnego drugiego zastępcy Vlada. Obok niego siedział Mencheres, długowłosy wampir egipskiego pochodzenia, którego Vlad opisał jako swojego honorowego Pana. Wciąż nie do końca rozumiałam ten tytuł. Smukłą blondynka u boku Mencheresa była jego żona, Kira. Gretchen również się tam znalazła, siedząc najdalej od głównego miejsca i będąc bardzo obrażoną z tego powodu. Kiedy Vlad i ja weszliśmy do komnaty wszyscy wstali, co sprawiło, że cała ta scena wydała się jeszcze bardziej dziwna. Nie spóźniłam się, więc dlaczego wszyscy siedzieli już przy stole? Czy gospodarz i gospodyni nie mieli witać gości przed zajęciem miejsc, a nie przybywać ostatni i widzieć, że wszyscy stoją, skupiając na nich swoją pełną uwagę? Wampiry, pomyślałam po raz enty, w naprawdę dziwny sposób załatwiają pewne rzeczy. Vlad poprowadził mnie do miejsca u szczytu stołu, co wywołało u zebranych kilka ukośnych spojrzeń. Kiedy już je zajęłam, niepewna stałam po jego prawej stronie. Miałam teraz usiąść czy czekać na jakiś sygnał? – Cieszę się, że przybyliście – powiedział Vlad, mimo wielkości pokoju silnym głosem. – Wiem, że niektórzy z was przebyli daleką drogę, by się tu znaleźć. Spodziewałam się czegoś więcej, może podziękowań dla przybyłych z daleka, lecz on tylko zajął swoje miejsce. Zanim poznałam Vlada nigdy bym nie zgadła, że prosty akt siadania może wyglądać królewsko i onieśmielająco, a jednak w jego przypadku działo się tak za każdym razem. Pozostali również zajęli miejsca, zrobiłam więc to samo myśląc, że bardzo chciałabym dostać Poradnik Wampirzej Etykiety dla Początkujących. Sądząc po aż nazbyt płynnych ruchach, z jakimi się poruszali, żadne z nich nie było człowiekiem. Przywykłam już do przebywania wśród wampirów w codziennym
otoczeniu – albo w codziennym, brutalnym otoczeniu – lecz to było moje pierwsze oficjalne spotkanie. Jeśli coś schrzanię, to będzie twoja wina, powiedziałam w myślach do Vlada, przybierając na twarzy uprzejmy uśmiech. Jego usta drgnęły, co było jedynym znakiem, że mnie usłyszał, po czym wskazał dłonią na lewą stronę. – Leilo, znasz już Maximusa, Shrapnela, Mencheresa i Kirę, pozwól jednak, że przedstawię cię pozostałym gościom. Ten uprzejmy uśmiech nie schodził mi z twarzy, gdy słuchałam długiej listy imion. Miałam nadzieję, że nie musiałam pamiętać, ponieważ przy stole zajęte było wszystkie dwadzieścia osiem miejsc. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam jadalnię z jej wielkim na pół ściany kominkiem, sufitem na wysokości trzeciego piętra i olbrzymim żyrandolem pomyślałam, że to niewiarygodne marnotrawstwo przestrzeni, gdyż jedliśmy tam jedynie Vlad i ja. Teraz jej wielkość i splendor okazały się nader przydatne. Gdyby zaprosił więcej przyjaciół potrzebowalibyśmy kolejnego stołu, a sądząc po klejnotach kobiet i olśniewających smo kingach mężczyzn, obecni tutaj nawykli do luksusu. Ja nie. Podobnie Gretchen, która wydawała się czuć równie nieswojo, co ja. Nasz ojciec był niegdyś robiącym karierę wojskowym, wyrastałyśmy więc w skromnych warunkach, które często różniły się w zależności od bazy, do której nas przenoszono. Kiedy w wieku osiemnastu lat zaczęłam utrzymywać się sama, łapałam się prac, któ re nie wymagały użycia technologii ani dotykania ludzi, a wszystkie przyzwoicie płatne zajęcia wymagały jednej bądź obu tych rzeczy. Gdybym nie poznała Marty'ego i nie dołączyła do jego wędrownego cyrku, mogłabym skończyć na ulicy. Z pewnością nie znalazłabym się u Vlada, uśmiechając się do obcych przez morze kryształowych kieliszków, do których służba nalewała ciemnoczerwony płyn, zbyt gęsty, by mógł być winem. Następnie ci sami służący wnieśli dwa razy więcej jadła niż potrzeba, by nakarmić wszystkich zebranych, pomimo iż Gretchen i ja byłyśmy tu jedynymi śmiertelnymi. Zdenerwowanie pozbawiło
mnie apetytu, lecz z udawanym entuzjazmem zabrałam się za jedzenie, zastanawiając się, kiedy Vlad ujawni prawdziwy powód tej uroczystej kolacji. Nie zaprosił ponad dwóch tuzinów ludzi tylko po to, by się popisać. Miał wiele cech, lecz pretensjonalność nie była jedną z nich. Sensacja stojąca za całym tym wieczorem wybuchła zaraz po deserze. Właśnie wzięłam do ust pełną łyżkę creme brulee o smaku bourbona i toffi, gdy Vlad wstał. Przy stole zapadła absolutna cisza. – Bardzo dziękuję za przybycie – powiedział w zupełnej ciszy. – Jako, że jesteście albo moimi przyjaciółmi, albo honorowymi członkami mojej linii chciałem, byście wszyscy byli świadkami tego, co zaraz uczynię. Po tych słowach stanął za mną i położył mi dłonie na ramionach. Powstrzymałam chęć, by odwrócić się i na niego spojrzeć. Co się tutaj dzieje?, pomyślałam nerwowo. Zignorował moje pytanie. – Większość z was wie, że od kilku miesięcy Leila jest moją kochanką. Ponadto ryzykowała własnym życiem, by ochronić moich ludzi i okazała niezachwianą lojalność, nawet podczas tortur. Ze względu na wielką wartość jaką dla mnie ma, to jeśli się zgodzi, oferuję jej wieczną więź – pochylił się, a jego ciepły oddech owiał moją szyję, gdy wyszeptał następne słowa. – Zastanawiałaś się czy moje uczucia do ciebie zmieniły się, odkąd twoje zdolności zniknęły. Niech to posłuży ci za odpowiedź. Na ułamek sekundy dojrzałam jego pokrytą bliznami dłoń, gdy postawił przede mną małe, aksamitne pudełko. Moje serce zaczęło walić jak oszalałe, a umysł wypełniły szok i radość. Usłyszałam, jak na samym końcu stołu Gretchen gwałtownie nabrała powietrza. Ze wszystkich powodów, jakie mogły stać za tą wymuskaną kolacją, tego się nie spodziewałam. Rzeczywiście, sprawy między nami uległy zmianie i to w najlepszy z możliwych sposobów. – Vlad, ja... Składne myśli i słowa może na moment mnie opuściły, lecz z pewnością nie moje umiejętności ruchowe. Dłońmi drżącymi z radości powoli otworzyłam
hebanowe pudełko. Gretchen wystrzeliła z miejsca i zaczęła biec w moją stronę. W którejś chwili łzy szczęścia musiały spłynąć mi z oczu, gdyż nie widziałam wyraźnie zawartości puzderka. Wciąż jednak dostrzegłam, że jest to pierścionek i zalała mnie lawina szczęścia. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo kochałam Vlada i jak gorącą żywiłam nadzieję, że on kocha mnie również. Zamrugałam, by wyraźniej zobaczyć pierścionek... i moje uniesienie zmieniło się w konsternację. Maximus złapał Gretchen, zanim do mnie dobiegła, była jednak na tyle blisko, że zdołała zerknąć do wnętrza pudełka. – Ty sknerusie, to nie jest diament! – ogłosiła z typowym dla siebie brakiem taktu. – Co to niby za pierścionek zaręczynowy? Sama się zastanawiałam nad jego wyborem, gdyż na pierścieniu widniał herb przekazany Vladowi przez ojca. Nieważne. Będę wielbić każdy pierścionek, jaki od niego dostanę. Poza tym, może zaręczanie się pierścieniem z repliką tego herbu należało do tradycji rodziny Dracul... – To nie jest pierścionek zaręczynowy – powiedział Vlad sucho do Gretchen. – To symbol przynależności do mojej linii. Wszystkie wampiry, które stworzyłem, noszą podobne. Na te słowa ekstatyczny natłok w mojej głowie skrystalizował się w konkretną, rozdzierającą serce myśl: On się nie oświadcza. Oferuje tylko, że zrobi z ciebie wampira! Vlad wyprostował się, a jego dłoń zniknęła z mojego ramienia. Usłyszał to. Słowa te tak donośnie zabrzmiały w mojej głowie, że musiałby być telepatycznie głuchy, żeby je przegapić. Wiedziałam, że powinnam zacząć coś śpiewać w myślach, by nie usłyszał już nic więcej, nie mogłam jednak przywołać nawet jednego wersu. Duma wręcz do mnie krzyczała, bym zachowywała się tak, jak gdybym nic opacznie nie zrozumiała, jednak wszystko co mogłam zrobić to kurczowo ściskać pudełko. Moja radość zmieniła się w popiół. Nic się nie zmieniło prócz tego, że Vlad pomyślał iż moje człowieczeństwo wymagało ulepszenia, o czym zdecydował się mnie poinformować w pokoju
pełnym wampirów jako świadków. Popatrzyłam w górę. Nasi goście litościwie szybko odwrócili od nas wzrok, a ich skrępowane ruchy powiedziały mi, że Vlad nie był jedynym, który domyślił się mojej złej interpretacji. Gdybym nie czuła się tak, jak gdyby ktoś wyrwał mi serce i spalił je na moich oczach, byłabym przerażona. Głos Gretchen przerwał pełną napięcia ciszę. – Chcesz, żeby Leila została wampirem? To koszmarne! – Maximus – rzucił Vlad. Zanim zdążyłam mrugnąć, muskularny wampir uniósł Gretchen przed sobą, zasłaniając jej usta dłonią. Normalnie takie traktowanie mojej siostry by mnie rozzłościło. Teraz jednak za bardzo starałam się dojść do siebie, by zareagować. – Leila – zaczął Vlad. – Przestań. W tym jednym słowie zabrzmiała siła całych moich zdeptanych nadziei. Wstałam, niemal przewracając swoje krzesło, lecz miałam do wyboru albo to, albo wybuchnięcie płaczem, pozostało mi jednak wystarczająco dużo dumy, by nie robić tego przed wszystkimi. – Potrzebuję trochę powietrza – mruknęłam. I żyletek, by dokończyć to, co zaczęłaś, gdy miałaś szesnaście lat, podpowiedział mi w głowie ten znienawidzony głos. Zignorowałam to, wywrzaskując w głowie pierwszą z brzegu melodię, by ukryć kolejne myśli. Okazało się, że to „Taps." Kto by pomyślał. Następnie wyszłam z jadalni tak szybko, jak tylko zdołały mnie ponieść moje nowe szpilki.
Rozdział 4 Skierowałam się wprost do niewielkiego, wyłożonego kauczukiem pokoju, który przekazał do mojej dyspozycji Vlad. Kiedy znalazłam się już w środku, zerwałam z dłoni rękawiczkę. Gdy tylko to zrobiłam, z mojej dłoni rozświetlonym zygzakiem trysnęła elektryczność, a uczucia, które starałam się w sobie zdusić, buchnęły ze mnie tysiącami miniaturowych błyskawic. Zebrałam je w jedną pulsującą wstęgę i smagnęłam nią w kierunku stojącego pośrodku posągu. Jego głowa odpadła i podskakując potoczyła się po cokole, na którym stała. Kolejne smagnięcie i figura straciła ramię. Potem kolejne. Następnie poleciało wszystko powyżej pasa, a jednak kipiące we mnie ból, rozczarowanie i poniżenie wcale nie zmalały. Zamiast tego miałam wrażenie, jakby zaraz miała we mnie wybuchnąć bomba nuklearna. Przestałam smagać rzeźbę dopiero wtedy, gdy jej szczątki w tysiącach kawałków pokrywały podłogę. Zanim poznałam Vlada przez cały czas starałam się jedynie stłumić w sobie moje moce, co robiłam głównie powodowana samotnością wynikłą z niemożności dotykania innych ludzi bez ranienia ich. Vlad to wszystko zmienił. Nauczył mnie zamieniać moje zdolności w broń i obudził we mnie uczucia, których nigdy nie spodziewałam się doświadczyć. Był kimś więcej niż moim kochankiem. Był też moją pierwszą miłością, a jednak pozwoliłam sobie za bardzo w nim zadurzyć. Pomimo wszelkich ostrzeżeń miałam jednak nadzieję, że pewnego dnia on poczuje to samo do mnie. Oto, dokąd doprowadziła mnie ta nadzieja: do piwnicy, w której wyładowywałam się na jakiejś statule. Spojrzałam na szczątki posągu nagle poczułam z nim nić pokrewieństwa. Tak jak ja, był niegdyś cały. Teraz, również tak jak ja, był tak bardzo rozbity, że nigdy już nie będzie taki sam.
– Niech cię – wyszeptałam, nie wiedząc czy kierowałam te słowa do siebie, czy do wampira, w którym się tak głupio zakochałam. Moja cudowna suknia była teraz wilgotna od wysiłku, lecz nie dbałam o to. Nie miałam zamiaru wracać na kolację. Wszyscy i tak już domyślili się dlaczego wyszłam, zrozumieją więc moją przedłużającą się nieobecność. Jeśli nie, to do diabła z nimi. Miałam dość bycia atrakcją wieczoru. Wyczerpana weszłam po licznych schodach do mojego pokoju, zadowolona, że po drodze na nikogo się nie natknęłam. Przy odrobinie szczęścia Vlad do późna pozostanie z gośćmi i nie zobaczę go do jutrzejszego popołudnia. Dałoby mi to sporo tak bardzo potrzebnej mi samotności. I właśnie dlatego jęknęłam, gdy okazało się, że moja sypialnia nie jest pusta. Obok kanapy stał Vlad. Ręce splecione miał za plecami, trzymając to przeklęte pudełko na szczęście schowane przed moim wzrokiem. Jednym spojrzeniem obrzucił mój spocony i rozczochrany wygląd. – Już ci lepiej? – spytał z typową dla siebie bezpośredniością. W żadnym razie. Sam jego widok strzaskał w drobny mak delikatną samokontrolę, jaką zyskałam dzięki moim elektrycznym ćwiczeniom. – Wręcz ćwierkam z zachwytu – odpowiedziałam uprzejmie. – W gruncie rzeczy, poza absolutnym zamiarem zalania się w trupa, nigdy nie czułam się lepiej. Przez jego twarz przemknął wyraz, którego nie potrafiłam nazwać, zaraz jednak ponownie zmieniła się ona w nieprzeniknioną maskę. – Żałuję tego, jak potoczył się dzisiejszy wieczór. Powinienem najpierw na osobności omówić z tobą tę kwestię, nigdy jednak nie sądziłem, że tak mylnie zrozumiesz mój gest. Nie miałam pojęcia co chciałam usłyszeć po tym fiasku, jednak cokolwiek to było, minął się z tym o całe kilometry. Dodatkowo, jego żelazna samokontrola była niczym sól na moje rany. Z ledwością trzymałam się razem, a on nigdy przedtem nie wyglądał na bardziej chłodnego i opanowanego. Do wszystkich szalejących we mnie emocji dołączył gniew.