Ankiszon

  • Dokumenty3 512
  • Odsłony228 514
  • Obserwuję250
  • Rozmiar dokumentów4.6 GB
  • Ilość pobrań145 773

Laura - J.K. Johansson

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :934.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Ankiszon
EBooki
EBooki prywatne

Laura - J.K. Johansson.pdf

Ankiszon EBooki EBooki prywatne J.K.Johansson
Użytkownik Ankiszon wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 31 osób, 23 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 153 stron)

Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym

Spis treści Karta redakcyjna Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6 Rozdział 7 Rozdział 8 Rozdział 9 Rozdział 10 Rozdział 11 Rozdział 12 Rozdział 13 Rozdział 14 Rozdział 15 Rozdział 16 Rozdział 17 Rozdział 18 Rozdział 19 Rozdział 20 Rozdział 21 Rozdział 22 Rozdział 23

Rozdział 24 Rozdział 25 Rozdział 26 Rozdział 27 Rozdział 28 Rozdział 29 Rozdział 30 Rozdział 31 Rozdział 32 Rozdział 33 Rozdział 34

Tytuł oryginału: LAURA Opieka redakcyjna: WALDEMAR POPEK Redakcja: JUSTYNA CHMIELEWSKA Korekta: JOLANTA STAL, ANETA TKACZYK, DOROTA TRZCINKA Projekt okładki: SANNA-REETE MEILAHTI Opracowanie okładki na podstawie oryginału: ROBERT KLEEMANN Skład i łamanie: Scriptorium „TEXTURA” Redakcja techniczna: BOŻENA KORBUT © J.K. Johansson and Tammi Publishers 2013 © Copyright for the Polish translation by Wydawnictwo Literackie, 2014 Wydanie pierwsze Original edition published by Tammi Publishers. Polish edition published by agreement with J.K. Johansson and Elina AhlbäckLiterary Agency, Helsinki, Finland. ISBN 978-83-08-05640-0 Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: ksiegarnia@wydawnictwoliterackie.pl Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl Konwersja: eLitera s.c.

Więcej na: www.ebook4all.pl 1 Szkoła w Palokaski nadal sprawiała wrażenie nienaturalnie dużej, choć Miia oczekiwała, że zmaleje w jej oczach tak samo jak wszystko, co pamiętała z dzieciństwa. Rozpościerająca się przed budynkiem ogromna puszcza, w której bawili się w latach osiemdziesiątych, okazała się zaledwie niewielkim parkiem, jednak sama szkoła wydawała się trzydziestosiedmioletniej już kobiecie równie wielka i brzydka jak wówczas, kiedy Miia miała trzynaście lat, i nadal wzbudzała jej respekt. Dziedziniec był za to mniejszy, kosze na śmieci także. Czy naprawdę wyobrażali sobie, że nie było widać, gdy schowani za nimi palili fajki albo się całowali? Drzwi wejściowe skrzypnęły znajomo i Miia przypomniała sobie rwetes, gdy paruset uczniów w tej samej chwili wybiegało na przerwę. Ale teraz odgłos zamykanych drzwi odbił się głucho od ścian korytarzy. Słychać było jedynie dobiegający z zewnątrz odległy warkot śmigłowca. To był ostatni dzień wakacji. Nazajutrz szkoła miała się znów wypełnić niechętnie powracającymi do zwykłych zajęć uczniami. Miia pomaszerowała pewnym krokiem w stronę pokoju nauczycielskiego. Czy może miejsca, w którym pokój nauczycielski znajdował się dwadzieścia lat temu. Czy nadal tak się nazywał? Zamiast gimnastyki teraz były przecież zajęcia sportowe, a majsterkowanie zastąpiły przedmioty techniczne. Na korytarzach zaszły duże zmiany. Pod ścianami pojawiły się zamykane szafki w amerykańskim stylu, z blaszanymi drzwiczkami, takie jak w filmach o high school. Kiedy Miia chodziła do szkoły, książki przenosiło się z klasy do klasy w tornistrach. Nie było też takich designerskich foteli ani lamp. Siedziało się po prostu na podłodze albo na nielicznych drewnianych ławkach, na które maturzyści z samorządu przynieśli pewnego razu poduszki. Za co kupiono te meble, skoro brakowało pieniędzy nawet na podręczniki, nie wspominając już o takim luksusie jak szkolnictwo specjalne? Miia poczuła, że znowu się poci i zwolniła kroku. Rano dwa razy wchodziła pod prysznic, zaraz po przebudzeniu i ponownie po porannej kawie, ale niewiele to dało. Sierpień był koszmarnie duszny i gorący w całym kraju. Nagłówki gazet trąbiły o upałach stulecia, choć wydawało się, że te rekordowe temperatury występowały już od dobrych kilku lat. Miia świetnie się czuła w dżinsach, które miała na sobie, choć w czasie upałów wkładała zwykle szorty – im krótsze, tym lepiej. Tego samego zdania byliby niewątpliwie również chłopcy ze szkoły w Palokaski. Zresztą pewnie nie tylko oni, ponieważ Miia w swoich obszarpanych miniszortach, znakomicie

eksponujących jej długie, zgrabne nogi, przyciągała spojrzenia nie tylko mężczyzn, ale i kobiet. Tego ranka stwierdziła jednak, że choć szorty są wygodne i leżą na niej jak ulał, to zarówno w oczach nauczycieli, jak i uczniów wyglądałaby w nich na godną pożałowania kurę domową z pobliskiego osiedla. Na kobietę w średnim wieku, której schlebia, jak mężczyźni siedzący w kawiarni przy drodze próbują zgadnąć, ile ma lat. Zmieniła więc szorty na długie dżinsy i założyła marynarkę z topem, choć mogło to grozić śmiercią na skutekudaru słonecznego. Pokój nauczycielski znajdował się w tym samym miejscu co niegdyś. Przed drzwiami z przyzwyczajenia podniosła rękę, żeby zapukać, i przygotowała się do dygnięcia, po chwili jednak zdała sobie sprawę z tego, że sama była teraz nauczycielką. Nacisnęła klamkę i drzwi do dawnej komnaty tajemnic rozwarły się. Uśmiechnęła się, spostrzegłszy, że nadal podświadomie spodziewała się zobaczyć tu coś nieodpowiedniego dla oczu dziecka. Ale pokój był pusty. Czyżby się spóźniła? Pomyliła dzień i pokój? Gdzie są wszyscy? Nikt na nią nie czekał. A może przyjście tutaj było pomyłką? Miia poczuła, jakpot z niej spływa jeszcze obficiej i zatęskniła za trzecim prysznicem. W ciągu ostatnich lat pracowała jako konsultantka w policji i brała udział w organizowaniu grupy do spraw mediów społecznościowych. Tak często występowała w debatach telewizyjnych i udzielała komentarzy dla gazet, że stała się rozpoznawalna, co miało swoje dobre i złe strony. Praca policjantki zajmującej się walką z przestępczością w Internecie na terenie całego kraju nie mogła się oczywiście wszystkim podobać. Na każde dziesięć wyrazów wdzięczności i przyjacielskich klepnięć po plecach przypadało zwykle parę gróźb śmierci lub przekleństw, i to właśnie one zostawały jej w pamięci. Trudno było oddzielić tę pracę od własnego życia. I choć miała w niej do czynienia z młodymi ludźmi, zauważyła, że tęskni za pracą nauczycielki i spotkaniami z młodzieżą twarzą w twarz. Kiedy usłyszała, że w Palokaski zwolniło się miejsce szkolnego pedagoga, od razu napisała podanie. Mając w ręku dwa dyplomy z doskonałymi ocenami, mogła sobie wybrać taką pracę, jaką tylko chciała. W powietrzu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy. Miia spostrzegła na stole górę smakowicie wyglądających drożdżówek z waniliowym nadzieniem i przypomniała sobie, że nie jadła śniadania. – Halo, jest tu kto? Nikt nie odpowiadał. Miia wiedziała, że za pokojem nauczycielskim znajdowały się sala konferencyjna i gabinet dyrektora. Wahała się chwilę, czy wejść dalej i poszukać przyszłych kolegów z pracy, czy może zostać i poczęstować się kawą i ciastkiem. To ostatnie bardzo ją nęciło, ale słodycze mogły być przygotowane na jakąś inną okazję. Z drugiej strony drożdżówekbyło tak dużo, że z pewnością nic by się nie stało, gdyby wzięła sobie jedną. Miia chwyciła ciastko i dokładnie w tym samym momencie drzwi za nią otworzyły się z hukiem. – A, zdążyłaś dotrzeć już tutaj – wysapał mężczyzna, ściągając kask rowerowy. – Pozdrowienia od mamuśki. Coś ci tam wysłała, przyjdź do nas odebrać, jakbędziesz miała czas.

Miia odetchnęła z ulgą. To był tylko Nikke, jej młodszy braciszek, który pracował w Palokaski jako szkolny psycholog. – A właściwie to gdzie są wszyscy? – spytała. – Rzeczywiście powinni już tu być. Nikke ruszył w stronę pokoi na tyłach, a Miia pobiegła za nim z drożdżówką w dłoni, czując się jaktotalna idiotka. Znajdująca się w głębi sala konferencyjna była wypełniona nauczycielami. Miia od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Nauczyciele wyglądali wprawdzie na opalonych i wypoczętych, ale rozmowy prowadzono przyciszonym głosem i na pewno nie dotyczyły one wspomnień z wakacji. Dyrektorka, kobieta w wieku przedemerytalnym, wpatrywała się w okno, marszcząc czoło. – Dlaczego macie takie poważne miny? Nie udały się wam wakacje? – spytał Nikke. Niektórzy go pozdrowili, a jakaś młodsza nauczycielka wstała, żeby go uściskać. Miia wiedziała, że jej brat jest lubiany przez współpracowników. Drzwi do jego gabinetu były zawsze otwarte także dla nich, chociaż nie należało to do jego obowiązków. Była dumna, że brat cieszył się taką popularnością. – Znalazłem moją siostrę tam w pokoju. To jest Miia. Trochę się wstydziła wejść do środka. Nauczyciele spojrzeli w jej stronę. – Cześć wszystkim! – Miia schowała drożdżówkę za plecami i spróbowała się uśmiechnąć. – Miło was poznać, choć właściwie niektórych z was już nawet znam. – Miia! – Na twarzy dyrektorki pojawił się ciepły uśmiech. – Witaj w naszym gronie, kochana. – Kobieta mocno objęła Miię, która próbowała nie pobrudzić jej szarego żakietu ciastkiem. – No dobrze, teraz wszyscy są na miejscu – stwierdziła dyrektorka i wskazała nowo przybyłej wolne krzesło. – A więc Miia Pohjavirta zaczyna jutro pracę jako nasz nowy pedagog szkolny. Jest zresztą znana części z nas, ukończyła bowiem naszą szkołę. Miia spojrzała na nauczycieli. Większości z nich nie kojarzyła, ale rozpoznała Mattilę, a także nauczycieli od biologii, rosyjskiego, religii i robótek ręcznych. Co sobie o niej myśleli? Wszyscy uśmiechali się, kiwając głowami. Czy podobnie jak pani dyrektor byli dumni z byłej uczennicy? Czy też w wyrazie ich twarzy kryła się nuta goryczy, bo jej nagłe pojawienie się w tym miejscu mogło im przypomnieć, jak bardzo sami posunęli się w latach? A może był to wyraz lekceważenia i powątpiewania, czy w ogóle nadaje się do tej pracy? Czy nikt się nie zastanawiał, dlaczego wróciła? Dyrektorka zasiadła na honorowym miejscu przy stole. – Chociaż, jak przed chwilą powiedziałam – kontynuowała – cieszymy się, że Miia dołączyła

do naszego grona, to niestety mam również bardzo smutne wieści. Dzisiaj rano zadzwonił ojciec Laury Anderson i poinformował, że w sobotę wieczorem jego córka zaginęła. Siedzący po lewej stronie Mii Nikke jakby zachłysnął się powietrzem. Znała ten odgłos. Jej brat wydawał go tylko w chwilach strachu. Na przykład wówczas, gdy został złapany na gorącym uczynku. – W sobotę duża grupa uczniów tradycyjnie świętowała pożegnanie lata na plaży w Palokaski. Laura dotąd nie wróciła do domu. Nie wiadomo, czy w ogóle weszła do wody, żeby popływać, w każdym razie dno morza zostało... Dyrektorka nie była w stanie wypowiedzieć na głos właściwego słowa. „Przeczesane” brzmiało zbyt okropnie. Jakwyrok, jakostateczność. – ...zbadane. Jednak bez rezultatu. Oczywiście wierzymy, że Laura zostanie odnaleziona cała i zdrowa, mamy taką nadzieję. Może po prostu została na noc u któregoś z kolegów. Miia zrozumiała teraz, dlaczego atmosfera w pokoju nauczycielskim była przygaszona. Informacja na pewno obiegła już całą okolicę i wiele osób pomagało w poszukiwaniach. Nadal trzymała w ręku ciastko. Słuchając wypowiedzi dyrektorki, szukała wzrokiem miejsca, w którym mogłaby je ukryć, aż wreszcie wepchnęła je ukradkiem do torebki.

2 Kiedy oficjalna część zebrania dobiegła końca, zaczęto rozmawiać o innych sprawach. Spekulowano na temat miejsca pobytu Laury, ale opowiadano również o wakacjach. Miia była zdumiona, słysząc, jak jej brat po mistrzowsku wymyśla dla kolegów z pracy całkiem wiarygodnie brzmiącą historyjkę o wyprawie na północ, chociaż o ile jej było wiadomo, od czasu śmierci taty nie był na rybach, nie mówiąc już o Laponii. Nauczyciele w Palokaski najwyraźniej jednakuważali jego letnie eskapady wędkarskie za coroczny, legendarny już rytuał. Nikke zerknął parę razy na Miię, jakby chciał powiedzieć, żeby lepiej trzymała buzię na kłódkę. Zresztą nawet nie przyszło jej do głowy, żeby się wtrącać, bo gadanina Nikkego skutecznie rozpraszała ponurą atmosferę, która zapanowała po ogłoszeniu wiadomości o zaginięciu Laury. – Chodź, Miia, pokażę ci twój pokój – zaproponowała dyrektorka. Miia pospiesznie wstała, szurając krzesłem. – Spokojnie, kochana siostrzyczko. Nikt cię nie wyśle do kozy, jeśli będziesz nieposłuszna – zakpił Nikke, ale on też wstał. Kiedy szli wzdłuż korytarza za dyrektorką, szturchnął Miię w bok. – Dasz sobie radę. Dyrektorka szybko oprowadziła nową pracownicę po budynku. Miia znała tu wszystkie zakamarki, nie potrzebowała więc żadnej szczególnej prezentacji. Gdy przemierzały korytarze, dyrektorka opowiadała jej o zwyczajach panujących w szkole. Miia raz po raz zerkała na Nikkego, który szedł za nimi. Był dziwnie cichy i patrzył pod nogi. – ...tych zasad tu przestrzegamy i każdy musi je sobie przyswoić tak, że nawet obudzony w samym środku nocy będzie wiedział, co ma robić – oznajmiła dyrektorka i spojrzała na Miię i Nikkego jak nauczyciel, który wie, że uczniowie go nie słuchali, w związku z czym na następnej lekcji będzie kartkówka. – Tutaj jest już twój pokój, Miio. Dyrektorka wskazała jej czysty, przeszklony gabinecik. – Możesz go sobie urządzić, jak tylko zechcesz. Twój brat ze swojego pokoju zrobił prawdziwy buduar – powiedziała i wskazała na sąsiednie pomieszczenie. – Tu są klucze. Ten do drzwi wejściowych, ten do twojego gabinetu, a to jest klucz uniwersalny. Podała Mii pękkluczy i wygrzebała z kieszeni kartkę. – Czy mogłabyś pokwitować odbiór? Miia nabazgrała swoje nazwisko na skrawku papieru uciętym z jakiejś kserokopii. – Muszę wracać do siebie, żeby sprawdzić plan lekcji. W razie jakichkolwiek pytań

z pewnością dowiesz się wszystkiego od Niklasa. Jeśli o mnie chodzi, jesteście wolni. Jeszcze raz witamy w naszym gronie! Dyrektorka posłała im chłodny uśmiech i ruszyła w stronę pokoju nauczycielskiego. Jej kroki odbijały się echem od ścian jakciche wystrzały. Nikke otworzył drzwi do swojego pokoju i Miia zajrzała do środka. Rzeczywiście nie pożałował na urządzenie wnętrza. W oknach wisiały kolorowe zasłony Marimekko z kolekcji Kaivo, na podłodze leżał miękki wełniany dywan, a zamiast biurka Nikke używał do pracy kanapy, zawalonej teraz stosami papierów. Jedna ściana była pełna książek, na stelażu stały gitara akustyczna, gitara elektryczna oraz ukulele, w kącie leżała piłka do ćwiczeń, a naprzeciwko kanapy postawiono dwa wygodne fotele. Jedynym dysonansem stylistycznym były kwiatki na parapecie, które zwiędły przez lato. Na ścianach porozwieszano koneserskie dzieła sztuki, domagające się baczniejszej analizy. – Zostały zrobione przez uczniów – wyjaśnił Nikke. Włączył duży wiatrak i po chwili Miię owionęła fala cudownie chłodnego powietrza. – Wygląda to trochę inaczej niż u was w domu – stwierdziła Miia i padła na jeden z foteli. Strumień powietrza z wentylatora był tak przyjemny, że miała ochotę od razu zrzucić z siebie ubranie. – Chyba to właśnie tutaj, a nie w domu, wykorzystałeś całą swoją kreatywność. – A to niby dlaczego? Miia dobrze wiedziała dlaczego, ale nie chciała narzekać na Suski. – Wymienimy się pokojami? Dostaniesz pięć euro. – Patrzyła na brata, który rozgarniał papiery, żeby zrobić sobie miejsce do siedzenia na kanapie. – Za dychę. – OK. – Ale zatrzymam wiatraczek. – Nie ma mowy! – To się nie zamienię. Miia podniosła się, niechętnie opuściła strefę chłodnego powietrza i skierowała się ku drzwiom. – O, masz tu też coś takiego! Rozsunęła i zsunęła żaluzje wiszące na przeszklonej ścianie od strony korytarza. – A chciałabyś, żeby wszyscy cię widzieli w trakcie wizyty u psychologa? Pewnie, że nie, pomyślała Miia. Nigdy nie była u psychologa, chociaż jej to zalecano. Nie dlatego, że miała pomieszane w głowie, ale z zupełnie innego powodu. Po wejściu do swojego nowego gabinetu zaczęła się zastanawiać, jak by tu go urządzić. Ale jedyną rzeczą, o której teraz marzyła, był mimo wszystko wentylator. Otworzyła okno i wpuściła do środka jeszcze więcej nagrzanego powietrza. Pokój wyglądał przeciętnie, jak każde inne miejsce pracy. Biurko i półki z płyty wiórowej, jedno okazałe, w zamyśle ergonomiczne krzesło

obrotowe, drugie wygodne krzesło po przeciwległej stronie biurka i trzy stołki z metalowymi, pobrzękującymi nóżkami. Zasłonki były takie same jak we wszystkich innych biurach. Delikatne zielone łodyżki trzciny na beżowym tle. W pokoju nie było komputera. Miia pomyślała, że później mogłaby skombinować sobie jakiegoś laptopa. Poprzednim razem, kiedy zastępowała w szkole nauczyciela edukacji początkowej, miała do dyspozycji tylko komputer stacjonarny w pokoju nauczycielskim. Miała nadzieję, że taksamo będzie w szkole w Palokaski. Życie było dużo łatwiejsze, gdy nie trzeba było nieustannie opierać się pokusom. Takczy inaczej znów trzeba będzie przyzwyczaić się do bliskości komputera, a zarazem zachować dystans. Miia usiadła na krześle obrotowym i poszukała po omacku rączki do regulacji, bo blat biurka znajdował się na wysokości jej brody. Ciągnęła i obracała rączką we wszystkich kierunkach, jednak krzesło ani drgnęło. W końcu się poddała, wstała i podeszła do okna. Miała niczym nieprzesłonięty widokna śmietnik. Postanowiła, że koniecznie musi kupić jakieś porządne zasłonki. Nikke wsadził głowę przez szparę w drzwiach. – Można wpaść w gości? Podał Mii jeden ze zwiędłych kwiatków. – Powodzenia w nowym miejscu pracy! – Zatrzymaj sobie tę swoją zdechłą wierzbówkę! – To jest taki gatunek, który zawsze latem wypoczywa i budzi się do życia dopiero jesienią, gdy tylko wystarczająco dobrze się go podleje. Nikke postawił kwiatek na parapecie i zabrał się za krzesło Mii. Paroma energicznymi ruchami wyciągnął siedzisko do góry. – Jakto zrobiłeś? – Magic touch. – Dobrze znasz tę zaginioną dziewczynę? Nikke wciągnął szybko powietrze, tak samo jak wcześniej w pokoju nauczycielskim. Był naprawdę zmartwiony. – Takmyślałam. – powiedziała. – To twoja pacjentka? – Klientka. Nie wolno ich teraz nazywać pacjentami. – A więc zgadłam. – Laura nie jest typem uciekinierki. – Myślisz, że coś jej się przytrafiło? Nikke przez chwilę milczał. – Ta dziewczyna naprawdę dobrze sobie radzi w szkole. I jest utalentowaną pianistką. Raczej

cicha, można nawet powiedzieć, że nieśmiała. Ale ze wszystkimi ma dobre stosunki. – Dlaczego przychodziła do ciebie na rozmowy? Nikke nie odpowiedział. – Powiedz tyle, ile możesz. Teraz nie jestem twoją siostrą, ale koleżanką z pracy, więc granice tajemnicy zawodowej przebiegają trochę inaczej. Z pewnością będziemy mieli wspólnych pacjentów. O, przepraszam! Klientów. – Chociaż Laura wydawała się całkiem spokojną dziewczyną, potrafiła uparcie dążyć do celu. Miała klasyczne wykształcenie muzyczne. Wiedziała, czego chce. Przynajmniej sprawiała takie wrażenie. Od czasu do czasu strasznie się zapalała. Nie jestem pewien, czy mówiła mi, co naprawdę myśli. Nikke znów zamilkł. Miia wpatrywała się w okno. Widziała, jak jakiś samochód wjechał na dziedziniec, słyszała, jak drzwi otworzyły się i zamknęły z trzaskiem, ale z tego miejsca nie zdołała dojrzeć nic więcej. – Przez ostatni rok bardzo się zmieniła. Jasne, wszyscy się zmieniają, jednak Laura naprawdę była jakaś inna. Miia spojrzała na brata. Nie zrozumiała. – Okres dojrzewania. Na pewno o tym słyszałaś. Każdy go przechodzi. Zrywa się z domem, z rodzicami, hormony buzują. – Nie, pierwszy raz o tym słyszę – odparła ironicznie Miia. – Laura była pod tym względem klasycznym przykładem. Obcięła warkocze i tak mocno malowała oczy czarną kredką, że chyba ledwo cokolwiek widziała. Podobno rodzice narzekali na jej zachowanie. Najbardziej ojciec. W odwecie dziewczyna przestała się uczyć i grać na pianinie. – Czy ucieczka z domu nie wpisuje się czasem w ten scenariusz? – Owszem, ale... to wszystko w jej wydaniu było zbyt świadome i oczywiste. Cały czas miała nad tym kontrolę. Wiedziała, że ten okres kiedyś minie. Że teraz trzeba się buntować, ale potem życie potoczy się inaczej. Miia obserwowała brata, który mówiąc, bawił się krzesłem obrotowym. Rozległo się pukanie do drzwi, poszła otworzyć. Na korytarzu stał mężczyzna w średnim wieku, z parodniowym zarostem i włosami w nieładzie, ubrany w wyblakły płaszcz z popeliny. Miał łagodny wzrok i szeroki uśmiech, i ktoś, kto go nie znał, mógłby pomyśleć, że jest to albo człowiekz marginesu społecznego, albo genialny naukowiec. – Korhonen! – wykrztusiła Miia i nie mogła wydobyć z siebie ani słowa więcej. Dobrze znała komisarza Kariego Korhonena, był oficerem śledczym w tym samym czasie, gdy pracowała w policji.

– Witaj, Miia. A więc spotykamy się wcześniej, niż można było przypuszczać. – Niestety. Muszę przyznać, że jesteś ostatnią osobą, którą chciałam dzisiaj spotkać – odparła Miia i podała mu rękę. – Wierz mi lub nie, ale czuję dokładnie to samo. Miia spojrzała w jasne oczy Korhonena i zdała sobie sprawę, że już się za nim stęskniła. Był jednym z tych ludzi, jakich lubiła najbardziej. Jego niedbały wygląd mocno kontrastował z tym, że jako policjant należał do pierwszej ligi, a jako przyjaciel do superligi. Ostatnim razem ściśle współpracowali wiosną, udało im się wtedy wykryć krąg pedofilów od dłuższego czasu działających w Internecie. – Zgaduję, czemu się tu pojawiłeś. Przyszedłeś sam? – Lehtola jest na zwolnieniu lekarskim, a to przecież tylko rutynowe przesłuchanie. – To jest mój brat, Niklas Pohjavirta. Pracuje tutaj jako szkolny psycholog. Nikke wstał, żeby przywitać się z Korhonenem. – Kari Korhonen z policji. Właśnie ciebie szukałem. – Korhonen rzucił Mii przepraszające spojrzenie, zanim ponownie zwrócił się do Nikkego. – Czy moglibyśmy gdzieś spokojnie porozmawiać? O zniknięciu córki Andersonów...

3 – Podejrzewacie, że chodzi o przestępstwo? – spytała Miia, mimo że zrozumiała spojrzenie Korhonena. To nie była jej sprawa. – Nie. Ale już od dwóch dni nie ma wieści o tej dziewczynie i trzeba prześledzić wszystko od początku do końca – odparł Korhonen. – Chodźmy do mojego pokoju. – Miia złapała go za rękaw. Nikke zdążył już wyjść. – Podpytałam go trochę o Laurę – dodała. – Mogłem się tego spodziewać. Od razu wzięłaś sprawy w swoje ręce. A miałaś przyjść tutaj, żeby uczyć... – Może moglibyśmy w którymś momencie wymienić się informacjami. – Może. Ale ty naprawdę jesteś teraz pedagogiem i na tym powinnaś się skoncentrować. Sama zresztą wiesz, że statystycznie rzecz biorąc, przypadki zaginięcia młodych niemal zawsze kończą się dobrze. Tylko kilka procent ma inny finał. Korhonen popatrzył surowo na Miię, jednaknie odniosło to żadnego skutku. – Ale jeśli się okaże, że doszło do przestępstwa, to będę w doskonałym miejscu, żeby obserwować wszystkich znajomych Laury – oświadczyła Miia. Policjant spojrzał na nią łagodnie. – Ty już u nas nie pracujesz. Odpowiedź Korhonena nie zadowoliła Mii, ale też nie była dla niej żadnym zaskoczeniem. – Tak, mój drogi Korhonenie. Jestem teraz pedagogiem szkolnym. Policjant miał ochotę musnąć Miię w policzekna pocieszenie, ale nie zrobił tego. – To dobrze, że teraz pracujesz tutaj. – I nadal potrafię mieć oczy i uszy szeroko otwarte. – W to nie wątpię. – Korhonen uśmiechnął się i podszedł do drzwi. – Ale założę się, że ten przypadek wyjaśni się szybko i bez większych komplikacji. Prawdopodobnie dziewczyna sama wkrótce się zgłosi. Albo znajdziemy ją na brzegu. Miejmy jednak nadzieję, że wróci o własnych siłach. Miia została sama. Znów poczuła gorąco. Zupełnie jakby obecność kolegi z policji na chwilę ochłodziła pokój. To by wyjaśniało, jakim cudem Korhonen mógł w taki upał nosić popelinowy płaszcz. To było naprawdę cool. Ale Miia nie miała takich zdolności. Pomyślała, że musi jak

najszybciej kupić wentylator, najlepiej od razu, żeby był już na jutro. Przez nieuwagę znów opuściła siedzisko fotela. Przyniosła wodę z łazienki na korytarzu i podlała zwiędnięty kwiatek, żeby dać mu szansę na cudowne ozdrowienie, które obiecał Nikke. W końcu wzięła torebkę, zgasiła światło i wyszła. W pokoju nauczycielskim nie było już nikogo. Gabinet dyrektorki też był pusty. Na dworze stał volkswagen Korhonena. Miia nieraz w nim siedziała i nawet nie zaglądając do środka, wiedziała, że samochód był pełen śmieci. Szła w stronę domu w pełnym słońcu, niebo było bezchmurne, a po drodze nie trafiło się ani jedno zacienione miejsce. Była cała spocona, więc zatrzymała się i podwinęła nogawki dżinsów. Wiele by dała, żeby teraz popływać. Przydałoby się jeszcze kilka dodatkowych dni wakacji. Czuła, że jest zupełnie nieprzygotowana do rozpoczynającego się jutro zwykłego dnia pracy. Poranne dobre samopoczucie gdzieś zniknęło. To ze zmęczenia, powtarzała sobie. Od wielu nocy nie mogła się porządnie wyspać. Było za gorąco. I na dodatek dzisiejszy dzień okazał się ciężki – zupełnie nie takto wszystko sobie wyobrażała. Poranny pośpiech nie pozwolił jej zatrzymać się nad krajobrazami zapamiętanymi z dzieciństwa. Teraz też nie dała dojść do głosu nostalgii, a letnie Palokaski, pełne kwitnących kwiatów, było zbyt piękne, aby zacząć snuć poważne rozważania. Miia czuła, jak powoli się rozluźnia. Przechodząc obok kiosku z lodami, kupiła dwie gałki w wafelku i usiadła na ławce, żeby je zjeść. Palokaski było niegdyś podhelsińskim letniskiem. W latach sześćdziesiątych XX wieku na polach zaczęły wyrastać bloki i centra handlowe, a na nabrzeżu wybudowano domki jednorodzinne. Dekadę później sprowadziły się tu łaknące przestrzeni i świeżego powietrza rodziny z dziećmi, w tym również rodzina Mii. Najpierw cały dobytek wniesiono do bloku, lecz później, wraz z awansem taty na kierownicze stanowisko, ich pięcioosobowa gromadka przeniosła się na nabrzeże do własnego domu. Działka nie była wprawdzie usytuowana nad samym morzem, ale z jednego rogu podwórka można było dojrzeć kawałekpołyskującej tafli. Miia ciepło wspominała swoje dzieciństwo. Palokaski to był raj, nigdy nie brakowało tu kolegów, a okolica zamieniała się, w zależności od zabawy, a to w wioskę rybacką, a to w las, w którym mieszkała Ronja, córka zbójnika, a to w statekpiracki. Zawsze było gdzie stawiać zamki ze śniegu, klecić chatki czy bawić się w kwiaciarnię, a skrytek było nawet więcej, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Dzieciaki traktowały domy sąsiadów jak własne, a jedyną rzeczą, której należało się bać, były potwory z wyobraźni. Miia skończyła jeść loda i ruszyła w stronę niewielkiego centrum handlowego. Dawniej każdy sklep w centrum miał swoją specjalizację. W jednym były zabawki, w drugim artykuły papiernicze, w innych porcelana, sprzęt wędkarski, pieczywo, słodycze czy kwiaty. Na początku lat dziewięćdziesiątych wskutek kryzysu wszystkie te sklepiki upadły niemal z dnia na dzień. W miejsce niektórych otwarto bary z piwem, w oknach pozostałych pojawiły się tablice

z napisem „do wynajęcia”. Teraz w centrum znajdowały się zaledwie jeden dogorywający sklep spożywczy i oddział zakładu ubezpieczeń społecznych. Znaczenie tego miejsca spadło jeszcze bardziej, gdy bogatsi mieszkańcy zaczęli jeździć swoimi SUV-ami na zakupy do innych centrów handlowych. Sklep monopolowy jeszcze dałby sobie tutaj radę, ale najbliższy i tak znajdował się w olbrzymiej galerii handlowej przy autostradzie. Tylko sklepik z prasą i przekąskami został sztucznie reanimowany po przemianach. Zanim się spostrzegła, była przy sklepie. Chociaż nie zamierzała niczego kupować, weszła do środka – wewnątrz panował przyjemny chłód. Stojąc przed stoiskiem z gazetami, wypatrzyła na okładce „Glorii” nazwisko Tiiny Ojantaus. Kto ma czas i ochotę bez przerwy czytać o tej krezusce? Miia zauważyła jednak, że w magazynie omawiano również nowe metody leczenia niepłodności. Nikke i Suski od wielu lat bezskutecznie starali się o dziecko. Postanowiła kupić gazetę dla bratowej. Szeregowy domek, w którym mieściło się nowe dwupokojowe mieszkanie Mii, znajdował się w okolicy nazywanej wododziałem. Upodobali ją sobie przedstawiciele klasy średniej. Kiedy po kryzysie w latach dziewięćdziesiątych pogłębiły się różnice w dochodach, na nabrzeżu zaczęto stawiać coraz okazalsze pałace, otoczone murami i najeżone systemami zabezpieczeń. W tym samym czasie bloki czynszowe z lat siedemdziesiątych coraz bardziej podupadały. Krajobraz Palokaski w niezwykle jaskrawy sposób odzwierciedlał przepaść w poziomie życia mieszkańców Finlandii. Standard życia miał tu istotny wpływ na to, kto z kim się zadawał. Takjakby istniały dwa Palokaski: bogate i biedne, a pomiędzy nimi rozciągała się strefa bezstronnych i niedbających o wpływy obserwatorów. Dotarłszy do domu, Miia pogratulowała sobie, że zostawiła okna otwarte na przestrzał na cały dzień. Szybko ściągnęła z siebie przepocone ubranie, po czym założyła szorty i bluzeczkę na ramiączkach. Jej nowe lokum wyglądało tak, jakby mieszkała w nim już od dłuższego czasu. Przeprowadzka z centrum Helsinek była dość łatwa, jako że Miia nie posiadała zbyt wielu sprzętów. Braki uzupełniła w Ikei – sprawnie dopasowała do siebie elementy szwedzkich układanek i urządziła sobie szybko przytulne mieszkanko. Kartony z książkami i torby z ubraniami wypakowała w jeden wieczór z pomocą Suski. Otworzyła lodówkę. W środku było pusto, półki drgały w takt buczenia agregatu, a światełka paliły się przepraszająco. Dlaczego kupiła pisemko dla kobiet zamiast jedzenia? Siegnęła po komórkę, chwilę przeglądała w sieci palokaskie pizzerie, aż w końcu zamówiła dwie duże pizze z tuńczykiem oraz dwie półlitrowe butelki coca-coli light. Wzięła na kolana laptopa, podwinęła nogi pod siebie i spokojnie, w skupieniu otworzyła komputer. Miała pozwolenie na to, by raz dziennie przejrzeć Facebooka i pozostałe portale społecznościowe. Tak to uzgodniła sama ze sobą. Strajk generalny byłby już przesadą, zresztą był zwyczajnie niemożliwy. Z drugiej strony ten raz dziennie w zupełności wystarczał. Najważniejsze, że przyznała się sama przed sobą, iż była uzależniona.

Szybko sprawdziła maile i zalogowała się na Facebooku. Przewinęła główną stronę, ale u nikogo nie wydarzyło się nic nowego. Zdjęcia z wakacji zaczynały się już robić nudne, nawet nie miała ochoty na nie klikać. Ten sam zachód słońca i pomost na wszystkich. Nie było co oglądać. W sumie to dobrze. Nic nie straciła, choć nie zaglądała co minutę do sieci w telefonie, jak dawniej. Czerwony kwadracik w lewym górnym rogu obwieszczał, że na Miię czekało sześć nowych zaproszeń do grona znajomych. Dwa od nauczycieli, reszta od nastolatków. Miia nie rozpoznała żadnego z nich z imienia, ale zaakceptowała wszystkich. Z racji swojego zawodu miała tysiące „przyjaciół”, których w ogóle nie znała. Często zastanawiała się, czy nie utworzyć pod przybranym imieniem profilu tylko dla osób, z którymi rzeczywiście była związana, ale nie zdążyła się jeszcze do tego zabrać. Wystukała szybko nowy status: Palokaski, mon amour! Back to work, back to school. Hope it’s going to be cool. W ciągu kilku sekund pod wpisem pojawiło się parę lajków. Teraz wiedziała, że czeka ją najcięższa próba: czy wytrzyma do jutra bez sprawdzania, czy pojawiły się inne komentarze i polubienia? Zaczęła czytać wiadomości. Było ich sporo – część od prawdziwych znajomych, inne od osób zupełnie nieznanych, a wszystkie w jakiś sposób wiązały się z jej pracą w policji. Pewnie jeszcze długo będzie je dostawać. Wprawnym okiem przeglądała skrzynkę odbiorczą. Czuła się zmęczona. Kiedy wreszcie przywiozą te pizze? Już miała wyłączyć komputer, gdy jedna z wiadomości obudziła jej czujność. Wysłała ją Johanna Malkamäki. Nazwisko nie brzmiało znajomo, jednak Johanna napisała krótko, że chciałaby porozmawiać o Laurze Anderson. Miia kliknęła na profil dziewczyny. Johanna Malkamäki była najwyraźniej uczennicą liceum w Palokaski. Ostatnio aktualizowała swoją stronę w sobotę, tego wieczoru, kiedy zaginęła Laura. Miia wyszukała na liście znajomych Johanny Laurę Anderson i spróbowała obejrzeć jej stronę na Facebooku, ale profil otwierał się tylko dla znajomych. Zaczęła właśnie odpisywać Johannie, kiedy usłyszała dzwonek u drzwi. Dostawca pizzy. Wreszcie przyjechało jedzenie. Pochłonięcie dwóch dużych porcji nie powinno zabrać jej wiele czasu. Kiedy Miia otworzyła drzwi, zza sąsiednich domów dobiegł ją ryk silnika. Nisko, niemal nad koronami drzew, nadlatywał ogromny, biały helikopter, na którym widniał pomarańczowy pas, znakrozpoznawczy straży granicznej. Kiedy helikopter znalazł się tuż nad jej głową, Miia poczuła łomot w piersiach. Maszyna przeleciała nad domami i skierowała się nad morze. Rumor ucichł, ale Miia nadal czuła ściskw sercu.

4 – Znowu chrupiesz. Nikke zerknął na siedzącą naprzeciwko Suski, a potem na grzankę w swoim ręku. – Przepraszam. Suski prychnęła i przewróciła kolejną stronę „Gazety Helsińskiej”. Jeżeli szanowny pan Fazer przeznaczał co roku na badania i rozwój piekarnictwa tak dużo pieniędzy, jak przypuszczał Nikke, to nic dziwnego, że tosty były takie chrupiące. Albo wszyscy spiskowali przeciw niej i robili jej ukradkiem na złość. Czy nie można było pić soku pomarańczowego Valio inaczej, niż siorbiąc? Albo czy Paulig dodawał do swojej kawy odgłosy cmokania? Nikke odgryzł kolejny kawałek grzanki i starał się go przeżuć, nie wydając przy tym żadnego odgłosu. Potem wstał, zgarnął wierzchem dłoni okruchy ze stołu i strząsnął je na ręcznie zdobiony talerzyk, po czym ruszył w stronę zmywarki. Suski złożyła starannie gazetę i obtarła usta. – Kochanie, czy nie ustalaliśmy, że śniadanie jemy w ubraniach? Teraz, kiedy wakacje się już skończyły, musimy znowu zacząć żyć jakludzie. Nikke odruchowo wcisnął rąbekstarego T-shirtu z nadrukiem zespołu za gumkę bokserek. – Rozumiem, że trudno jest pani oglądać swego męża w takim poniżeniu. – Podkradł się do Suski od tyłu i pocałował ją w szyję. – Tego tylko by brakowało, żeby któryś z sąsiadów to zauważył i pomyślał, że żyjemy tu jakjakieś stare, dobre małżeństwo. – Hej, chyba wiesz, co mam na myśli. – Wiem. Jeżeli byłbym szczęśliwym posiadaczem trzyczęściowego garnituru, na sto procent nie zdejmowałbym go nawet do snu. Daję słowo honoru. – Nikke podniósł rękę do serca i z pełną powagą spojrzał żonie w oczy. Suski nie mogła powstrzymać uśmiechu. – Czy dama mego serca nie wzgardziłaby dolewką herbaty w ten piękny boży poranek? – Nikke uniósł czajniczekze śniadaniowej kolekcji i rozlał herbatę na bieżnik. Odruchowo wzdrygnął się, ale potem zaczął spokojnie nalewać napój do filiżanki. Suski głęboko westchnęła, siląc się na uśmiech. – Dziękuję. – Wszystko, czego tylko pani sobie życzy. Nikke usiadł z powrotem przy stole i popatrzył na żonę. Suski wyglądała wciąż tak samo jak wtedy, gdy zobaczył ją po raz pierwszy. Wyszedł właśnie z wojska na przepustkę i wrócił do pustego domu. Matka była w pracy, a Miia licho wie gdzie. Krążył po rodzinnym domu jak po

obcym budynku, dziwiły go puste pokoje oraz obcy zapach, który w nim zapanował, od kiedy mieszkały tu już tylko dwie kobiety. Sam co prawda bywał w swoim pokoju zaledwie co weekend, ale w domu były też pomieszczenia, które stały zupełnie nieużywane. Gabinet ojca. I ten drugi. Od lat nikt w nich niczego nie ruszał. Nikt nie dałby zresztą rady, nawet gdyby bardzo chciał. To byłoby zbyt bolesne dla wszystkich. Zmęczony i głodny żołnierz powędrował prosto do kuchni, przygotował sobie osiem grzanek z masłem, pasztetową i ogórkami konserwowymi oraz wymieszał w kuflu kakao na zimno. Jadł, stojąc przy zlewozmywaku, krusząc chleb na podłogę i rozsypując naokoło drobinki kakao. Z jakiegoś powodu pomaszerował następnie do pokoju Mii zamiast do swojego, wyciągnął się na jej nakrytym miękką różową narzutą łóżku i zasnął. Kiedy po kilku godzinach otworzył oczy, obokłóżka stała oszałamiająco atrakcyjna dziewczyna w wieku Mii i świdrowała go surowym spojrzeniem. Z niejaką pogardą patrzyła na żołnierskie ubranie Nikkego i zaschniętą na jego policzku strużkę śliny, której nieszczęsny brązowy kolor chłopak zidentyfikował później jako pozostałość po kakao. Poderwał się z łóżka, chcąc przygładzić ręką włosy, chociaż właściwie nie miał czego przygładzać. – Oooch... – Jestem Suski. Koleżanka Mii. Wróciłyśmy właśnie z treningu. Teraz, dobre dziesięć lat później, ta sama dziewczyna, a właściwie kobieta, siedziała naprzeciwko niego przy stole, jedząc śniadanie, z tą samą gniewną miną. Miała może kilka zmarszczek więcej, ale grube, niemal kruczoczarne włosy związała w znajomy kucyk, a na policzkach gorzał ten sam, dobrze mu znany rumieniec. Wstała, opłukała dokładnie swoje naczynia i wstawiła je do zmywarki. Wyciągnęła z dolnej szafki rulon jednorazowych ściereczek, oderwała jedną i nasączyła ją dezynfekującym płynem do mycia. Zaczęła wycierać okolice uchwytów lśniących od czystości szafek kuchennych, a następnie zajęła się świecącym pustką blatem. – Napisała do mnie wczoraj Miia. Przeczytała jakiś artykuł o nowych sposobach leczenia i obiecała, że przyniesie mi dzisiaj tę gazetę do szkoły. Dla ciebie. – Jakmyślisz, o której wrócisz? – Dziś pierwszy dzień lekcji, więc trudno powiedzieć. Ale powinniśmy skończyć zgodnie z planem. Pozostaje tylko sprawa Laury. – Laury. – Tak, Laury. Tej zaginionej dziewczyny. Suski przepłukała szmatkę, wyżęła ją do sucha, cisnęła do pojemnika z biodegradowalnymi odpadkami i podeszła do okna. Wkrótce jej kwiaty w ogrodzie przegrają walkę z upałem. – Znaleźli ją już? – Nie.

– Nie rozumiem, dlaczego wokół tej historii powstało takie zamieszanie – powiedziała. – Tu nie chodzi o żadne zamieszanie – skwitował Nikke. – Trzeba to po prostu wyjaśnić, a ponieważ dziewczyna była moją klientką, muszę w tym pomóc. To wszystko. Suski przeniosła wzrok na dalie. Czy to możliwe, że zobaczyła jeden zwiędły listek? Przecież mimo upału powinny wytrzymać aż do października! – Czy ty w ogóle możesz im o niej opowiadać? Czy nie obowiązuje cię tajemnica zawodowa? – Odwróciła się do męża. – Nie będę przecież zdradzał żadnych poufnych szczegółów bez potrzeby. Ale dość dobrze znam krąg jej znajomych i panujące w nim układy. Wiem, co robili. – Nikke podniósł się nieco zbyt gwałtownie. – I nawet ty mogłabyś zrozumieć, że ludzie troszczą się i niepokoją, kiedy ktoś zaginie. Suski spojrzała na niego, teraz już wyraźnie wściekła. – Tylko nie zaczynaj mi teraz urządzać cyrku. Przecież pół lata spędziłam tu sama, podczas gdy ty całymi dniami na oczach ludzi uganiałeś się za tą dziewczyną! Nikke objął ją ramionami. – Suski, kochana. Przecież wiesz, że byłem w pracy. Laura to moja klientka i musiałem się nią zająć. Jestem psychologiem, a nie nauczycielem, i nie mam takich bajecznych wakacji jak moi koledzy. Zdarza się, że moi klienci potrzebują pomocy także latem. Suski rozluźniła się nieco i objęła Nikkego za szyję. – Przepraszam. To tylko takie gadanie, sam wiesz. Nastrój mi się zmienia jakchorągiewka. Nikke pocałował ją delikatnie w usta i potarł swoim nosem o jej nos. – Tak, wiem. Suski odchyliła nieco głowę do tyłu i spojrzała na swojego mężczyznę. Był taki cudowny, przystojny i dawał jej poczucie bezpieczeństwa. – Jednego tylko nie potrafię zrozumieć: ile pracy może przysporzyć psychologowi jedna nastolatka? Nikke oswobodził się z objęć żony, musnął lekko jej włosy i wymamrotał na odchodne: – Oj, żebyś tylko wiedziała ile.

5 – Dzień dobry. – Mężczyzna z pączkiem w jednej i filiżanką kawy w drugiej ręce wyszczerzył zęby w uśmiechu. Miia za żadne skarby nie mogła sobie przypomnieć jego imienia. Nie pamiętała też, jakiego przedmiotu uczył. – Aaa, dzień dobry – uśmiechnęła się. Może matematyki albo fizyki? Żeby uniknąć rozmowy, wzięła ze stołu pączek z nadzieniem jabłkowym, wepchnęła sobie spory kawałek do ust i odwróciła się, żeby odejść. Nagle na wprost niej wyrósł Nikke, który właśnie wszedł do pokoju nauczycielskiego, i porwał jej resztę pączka z dłoni. – Powinnaś chyba trochę bardziej dbać o linię, co, mała? Matematyk-fizykspojrzał na szczupłą sylwetkę Mii i zaczął rechotać. – To było dobre, ha, ha, ha! – Dzień dobry. – W drzwiach pojawiła się dyrektorka, zacierając ręce. – Nadszedł już czas spotkać się z tymi, dla których tutaj jesteśmy. Z przyszłością naszej ojczyzny. Miia razem z pozostałymi nauczycielami siedziała na podwyższeniu w auli i słuchała mowy dyrektorki. Publika licząca paręset głów była wyraźnie znudzona – dyrektorka nie mówiła niczego, czego nie słyszeliby już wcześniej. „Nowy początek”, „przyszłość”, „dla samych siebie”. Czy przyswajanie utartych frazesów na mowy okolicznościowe było częścią jej wykształcenia? Miia skoncentrowała się na obserwacji swojego nowego stadka. Dziewięćdziesiąt procent ubierało się, z punktu widzenia dorosłego, niemal identycznie. Te same marki biły po oczach swoimi logo, a wśród szkolnych plecaków powtarzały się wciąż te same modele i podróbki. Fryzury też były takie same. Lakier do paznokci w trzech kolorach. Tylko spojrzenia nieco się od siebie różniły. Dalej byli ci „inni”. Nerdzi w okularach, niewyposażeni w żadne markowe gadżety. Mieli z pewnością jakieś dziwne, mało seksowne hobby, jak jazda na nartach na orientację albo korespondencyjna gra w szachy. Ich życie raczej nie było łatwe, ale na dłuższą metę była to strategia zwycięzcy, o ile tylko potrafili zachować poczucie własnej wartości. Miia pomyślała o Laurze, która całe dzieciństwo poświęciła grze na pianinie. Sprawiała wrażenie całkiem zwykłej dziewczyny, ale czuło się, że w głębi duszy była „inna”, bo tak intensywnie oddawała się swojej pasji. Rozmyślania Mii zostały przerwane w niemiły sposób, gdy wywołano jej nazwisko. – Być może część z was zna już z Internetu naszą nową nauczycielkę. Miia Pohjavirta zaczyna u nas pracę jako szkolny pedagog i w razie potrzeby będzie wam służyć pomocą. Wiele ją łączy

z naszą placówką. Jest starszą siostrą Niklasa Pohjavirty, jak pewnie niektórzy z was zdążyli już zgadnąć po nazwisku. Uczęszczała również do naszej szkoły, takwięc zna wszystkie sztuczki i nie da się łatwo wywieść w pole, prawda, Miia? – Dyrektorka zwróciła ku niej swą uśmiechniętą, jakby wykutą z żelaza twarz. – Tak. – Miia wstała, poprawiła dżinsy i podeszła do mikrofonu. – Dzień dobry wszystkim, mam na imię Miia i mój pokój jest tam, na dole, obok pokoju Nikkego. Możecie umówić się ze mną wcześniej albo po prostu wpaść, jeśli coś leży wam na sercu. Chciałabym tej jesieni poznać jak najwięcej uczniów, więc nie musicie się niepokoić, jeśli zaproszę kogoś z was na spotkanie. Mam adres mailowy, ale wolałabym, żebyście przychodzili do mnie porozmawiać osobiście. Można mnie zaczepić choćby na korytarzu. Tłum nastolatków wpatrywał się w Miię w nienaturalnej ciszy. Miia była przyzwyczajona do tego, że spoczywały na niej setki spojrzeń. Przypuszczała też, że młodzi ludzie siedzący bez przerwy w Internecie zdążyli już ją poznać, choćby ze zdjęć. Teraz jednak mogłaby przysiąc, że prześwitywała jej bluzka lub zapomniała założyć spodni. Odchrząknęła i starała się kontynuować rozluźnionym i bezpośrednim tonem. – Naprawdę bardzo chętnie was poznam. Czy macie może jakieś pytania? – Złapała się niezawodnego koła ratunkowego. Z pewnością nikt o nic nie zapyta i będzie mogła zakończyć swoje wystąpienie. – Zostałaś tutaj podstawiona? – Usłyszała dźwięczny chłopięcy głos. Spróbowała namierzyć pytającego wzrokiem, ale jej się nie udało. – Podstawiona? – Tak. Z powodu Laury. Niech to jasny gwint. Zapowiada się wspaniała jesień. Miia siedziała przy stole. Przed sobą miała dość cienką teczkę, na której drukowanymi literami napisano wyraźnie: „Lauri Ojantaus”. Jej pierwszy klient. W środku luźne notatki: problemy z nauką, wagary, komentarze nie na temat na lekcjach, nieumiejętność pracy w grupie, izolowanie się od reszty uczniów. Miia przeczytała raport i zerknęła na zegarek. Miała jeszcze kwadrans. Zdąży przejrzeć stronę Lauriego na Facebooku. Choć nie, to bez sensu. Chłopak występuje tam pewnie pod jakimś wymyślonym imieniem. Dałoby się go oczywiście namierzyć, ale trzeba by przeszukać listy znajomych innych uczniów. W rzeczywistości Miię bardziej interesowały teraz ewentualne komentarze i polubienia odnoszące się do jej wczorajszego statusu. Mimo że tak naprawdę nie miały żadnego znaczenia – powinna to sobie wreszcie uświadomić. Wyciągała już laptopa z torby, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Przybrała oficjalną pozę przy stole, odchrząknęła i zaprosiła gościa do środka. Do pokoju wszedł mizerny chłopiec, taki, któremu chciałoby się jak najprędzej dać kubek gorącego kakao, a potem położyć go do łóżka

i nakryć kołderką. Wyglądał na zalęknionego, a z wyrazu jego twarzy można było od razu wyczytać, że nie przyszedł tu zbyt chętnie. Mii wydało się, że jego cera była poszarzała, jakby sporo czasu spędzał przed monitorem komputera. – Hej, fajnie, że przyszedłeś! Jesteś moim pierwszym uczniem, usiądź sobie! – Miia próbowała nadać swojemu głosowi energiczny ton, żeby choć na chwilę rozruszać chłopca. – Cze. – No tak. Ponieważ jest to nasze pierwsze spotkanie, może warto byłoby najpierw trochę porozmawiać. Pewnie poruszymy te same sprawy, o których mówiłeś tutaj już wcześniej, ale chciałabym cię trochę poznać, jeżeli nie masz nic przeciwko temu. – OK. – A więc, jeśli chodzi o... Mam tu napisane, że twoja mama także ma dziś przyjść na spotkanie. – Noo, tak... Zawsze się spóźnia. – Lauri mówił, wpatrując się we własne dłonie. Miia nie mogła nawet dojrzeć jego oczu, ukrytych za rozczochranymi, tłustymi włosami. Miał na sobie T- shirt z obrazkiem imitującym piksele, ale siedział tak zgarbiony, że Miia nie mogła się zorientować, co dokładnie na nim było. – Tak bywa – odparła przyjaźnie. – Ludzie nieraz nie mogą się wyrwać z pracy, a tu na dodatektrzeba dojechać spory kawał. Lauri spojrzał na Miię, uśmiechając się krzywo. – Pracuje w chacie. „Lauri 1, Miia 0”. – OK. No to zaczekamy. Jakminęły wakacje? Była jakaś wycieczka czy coś w tym stylu? – Tak. Cisza. Wyglądało na to, że Lauri nie ma zamiaru kontynuować, Miia uniosła więc pytająco brwi. – Cannes. – Możesz mówić do mnie całymi zdaniami? – Tak, miałem wakacje. Byliśmy w Cannes. Było OK. – Lauri zrobił taką minę, jakby podobną rozmowę rzeczywiście prowadził już dziesiątki razy i obchodziła go tyle, co zeszłoroczny śnieg. Miia zerknęła na zegar ścienny. Wspaniale, upłynęło dopiero cztery i pół minuty. Jeżeli jego matka rzeczywiście zawsze się spóźniała, równie dobrze mogła przyjść dopiero za godzinę. Choć decydując się na powrót do pracy nauczycielki, Miia zdawała sobie sprawę, że oto wstępuje znowu w całkiem inny świat, to zapomniała o jednym. O tym, że w sieci wszystko było dużo łatwiejsze: nie było zmian tonu głosu ani rozmaitych wyrazów twarzy, języka ciała ani odburknięć – były tylko słowa. I emotikony. Nigdy nie denerwowała się, rozmawiając z młodymi na czacie, ale podczas konfrontacji twarzą w twarz było to całkiem realne. W sieci mogła być sobą. Mogła słuchać w tym samym czasie muzyki, siedząc w podziurawionym dresie. Ale teraz