MOTYLE NA ZAKRĘCIE
Karolina Hanusek
Drogi czytelniku
Jeśli powieść ta przypadnie Ci do gustu, proszę wesprzyj moją twórczość. Niewiele będzie
Cię to kosztować, a z pewnością sprawisz, że na mojej twarzy pojawi się uśmiech, wywołany
tą małą kropelką wdzięczności.
Jeśli spodoba Ci się historia, którą tu opowiadam wyślij dowolną kwotę na mój numer konta.
W tytule przelewu podaj tytuł opowiadania, które przypadło Ci do gustu, a być może kiedyś
zobaczysz znajomy tytuł na półkach w księgarni. Tak niewiele potrzeba, aby pomóc spełniać
marzenia.
Z góry dziękuję za każdą złotówkę.
dane do przelewu: 07 1140 2017 0000 4602 1291 6654, Karolina Hanusek, ul. Kukiela 21,
31358 Kraków
1
1. Zakończyć stare życie
Drrrr!!
Moja głowa pękła. Przez krótką chwilę miałam nadzieję, że to żart, ale najwidoczniej się
myliłam głośny i niesamowicie irytujący odgłos nie chciał zniknąć. Desperacko nakryłam
głowę poduszką.
Odejdź... Jęknęłam z bólem, po czym uświadomiłam sobie, że to przecież budzik. Zwykły,
szary, plastikowy budzik z pobliskiego bazarku. Zwykły, szary, plastikowy i GŁOŚNY budzik z
pobliskiego bazarku.
Odsuwając poduszkę i sięgając ręką w kierunku szafki, zastanawiałam się, przed czym
chciałam uciec. Czy już nawet zwykły budzik mnie przeraża?
“Nie budzik” przemknęło mi przez myśl. “Tylko kolejny poranek i kolejna próba przetrwania”.
To musiał być głos sumienia. Niewątpliwie.
Cholerny badziew! Krzyknęłam w złości. Guzik z wdzięcznym napisem “on/off” nie działał.
Mało tego! Innego guzika z takim napisem tam nie było! Może to śmieszne, ale czy nie powinni
produkować budzików z dwoma wyłącznikami? A co, jeśli jeden tak jak teraz się zepsuje?
Teraz już zawsze będę słyszeć ten dźwięk! Już nigdy mnie nie opuści!
Zamknęłam oczy, jednak z powodu hałasu za nic nie mogłam się skupić.
ZGIŃ! Warknęłam i rzuciłam w budzik kubkiem, który stał na szafce nocnej. Stratowany cel
spadł na ziemię i roztrzaskał się w drobny mak. Ale przynajmniej ucichł.
Zmęczona, padłam na poduszki, wzięłam głęboki oddech i zapominając zupełnie, że opcja
“pobudki” w tym niemądrym urządzeniu nie bez powodu nosi taką a nie inną nazwę, i że mimo
wszystko powinnam teraz wstać zasnęłam.
ŁUP! ŁUP! ŁUP!
Znieruchomiałam. Byłam rozbudzona, ale nie wiedziałam dlaczego. Zły sen? Nie... To coś
innego.
ŁUP! ŁUP! ŁUP! Rozległo się ponownie. Tym razem nie miałam już wątpliwości, że to nie sen.
Ktoś najwyraźniej, bardzo aktywnie, dobijał się do moich drzwi.
2
“Może sobie pójdzie?” pomyślałam z nadzieją. Ostatecznie, mimo rozbudzenia, nie miałam
ochoty ruszać się ze swojego cieplutkiego łóżka... W nim było mi dobrze. I wygodnie.
ŁUP! ŁUP! ŁUP!
Wiem, że tam jesteś! Wychodź szmato!
Osłupiałam. Miałam wrogów, ale nie takich. Żaden raczej nie miał powodu, by mnie
nachodzić... A może jednak?
Tylko ciekawość dała mi siły, by zwlec się z łóżka. Powoli rozejrzałam się za szlafrokiem, a
tymczasem osoba za drzwiami sądząc po głosie, raczej kobieta zdążyła mnie już
niejednokrotnie obrazić. W zasadzie była tak wściekła (z sobie tylko znanego powodu), że
byłam w stanie jej to wybaczyć. Przynajmniej na razie.
Słucham? zapytałam, stając w drzwiach. Z ostrożności nie ściągnęłam łańcuszka
blokującego wejście, dlatego też szpara, przez którą mogłam oglądać “gościa” (i vice versa)
była raczej niewielka. Bardzo szybko, okazało się, że ta ostrożność stała się dla mnie rzeczą
zbawienną.
Ja ci dam “słucham”! Ty mnie nie słuchaj zdziro! Ty się odczep od mojego męża!
Przepraszam... ale o co pani właściwie chodzi? Jakiego męża? Nie znam pani męża...
Nie?! A kogo ostatnio zaciągnęłaś do łóżka?! Z kim spałaś?! Krzysztof wszystko mi
powiedział! krzyczała, a ja miałam nadzieję, że żaden sąsiad jej nie słyszy.
Krzysztof? zapytałam. Znałam Krzysia. Był moim szefem. Ale on nie był żonaty! Nie mógł
mieć żony... w końcu bardzo dokładnie zbadałam jego palec serdeczny, kiedy biedak już padł z
wyczerpania w moim łóżku. Na jego palcu nie tyle, że nie było obrączki, ale nawet żadnego
śladu jej noszenia! Nie. Z pewnością chodziło o innego Krzysia...
Pani wybaczy, ale ja tu MIESZKAM powiedziałam najspokojniej na świecie, kładąc specjalny
nacisk na słowo “mieszkam”, po czym bez zastanowienia zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem.
Musiało ją to zaskoczyć, lub też po prostu skończyły jej się argumenty, cierpliwość albo zaschło
jej w ustach, w każdym razie dała sobie spokój i zapadła wreszcie głucha cisza. Przez chwilę
nasłuchiwałam jeszcze czy przypadkiem sąsiedzi ośmieleni nagłym spokojem nie zaczną
wychodzić na korytarz, szukając źródła całego hałasu. Nic podobnego jednak się nie stało,
więc nie tracąc czasu wróciłam do swojego łóżka.
3
“Krzysztof...” pomyślałam. Czy znałam innego Krzysztofa? Czy spałam z innym Krzysztofem?
Krzysztof... Krzysiu... Krzyś... nie znam żadnego Krzysia! A właściwie żadnego INNEGO, poza
moim szefem, z którym bądź co bądź łączyły mnie dość bliskie stosunki. Tak bliskie, że
właściwie wywoływały we mnie strach.
Czy romans w pracy jest czymś normalnym? Albo raczej; czy romans z SZEFEM w pracy jest
czymś normalnym?
Krzysztof był dla mnie miły od samego początku, a ponieważ jest przystojny, dowcipny i dobrze
usytuowany, więc nie dziwiło mnie to, że czasem patrzyłam na niego jak na potencjalnego
partnera życiowego. Bo czego chcieć więcej? Jednak decyzja o wpuszczeniu go do łóżka była
nieprzemyślana i choć na początku bardzo mnie cieszyła to już po kilku dniach okazało się, że
był to największy błąd mojego życia.
Majeczko! wołał do mnie kiedyś. Teraz wydaje się, jakby to było wieki temu. Mogłabyś mi
kawy zrobić? Wiesz, padnięty jestem, bo dzisiaj... bla, bla, bla. Bajerować to on umiał. A
potem?
Panno Kadmowska, poproszę kawę. Mleko i cukier tak jak zawsze.
Czy facetom naprawdę chodzi tylko o to, żeby “zaliczyć” panienkę? Czy każdy, naprawdę
KAŻDY facet jakiego spotkam musi się okazywać świnią? Wróć! Prawie każdy. Na razie znam
dwóch, którzy świniami nigdy nie byli i nigdy nie będą. Jednym z nich jest mój ojciec. Drugi
natomiast...
PUK! PUK! PUK!
Kto tam? Zapytałam. Serce podskoczyło mi do gardła na myśl o zwariowanej kobiecie, która
ledwie dziesięć minut temu opuściła moje skromne progi. Ona jednak nie pukała. Ona wręcz
atakowała moje drzwi. Zupełnie jakby miała nadzieję, że między mną a moimi drzwiami istnieje
jakieś empatyczne połączenie, sprawiające, że uderzenia skierowane w drzwi, dotkną boleśnie
i mnie. Ciekawe rozumowanie.
To ja, Mario usłyszałam stłumiony głos. Od razu poczułam się lepiej. Właśnie jego mi teraz
brakowało. Szybko otworzyłam drzwi, tym razem już odhaczając łańcuszek i rzuciłam się
przyjacielowi w ramiona. Nie zdziwiło go moje zachowanie bardzo często mi się to zdarzało.
Szczególnie po akcji z Krzysiem... Nie; nie z Krzysiem. Z KRZYSZTOFEM.
4
Wszystko w porządku? Zapytał zatroskanym głosem. Był taki kochany i taki słodki. Tak
bardzo mnie kochał. I tak bardzo był gejem...
Nie bardzo odpowiedziałam. Odpowiadałam tak za każdym razem. To był mój mały rytuał,
który on sam pielęgnował.
W zasadzie nigdy mu nie mówiłam, że to takie ważne, aby wstęp był zawsze taki sam:
“Wszystko w porządku? Nie bardzo A co się stało? A bo wiesz... życie jest takie
niesprawiedliwe...” Nigdy nie nazwałam też tego rytuałem. Przynajmniej nie przy nim i przede
wszystkim; nie na głos, ale mimo tego, on i tak wiedział, że nie należy tego w żadnym wypadku
zmieniać.
A co się stało? Zapytał, a ja mimowolnie ucieszyłam się, że po raz kolejny mnie nie zawiódł i
że po raz kolejny powtórzył schemat. Z jakiegoś powodu, było to dla mnie budujące.
A bo wiesz... życie jest takie niesprawiedliwe... Powiedziałam, bardziej dla zachowania
tradycji niż z faktycznego stanu rzeczy. Oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
Mario, a właściwie Marcin, był człowiekiem specyficznym. Nie tylko dlatego, że wolał mężczyzn.
Na jego specyficzność zbierało się bardzo wiele cech, od zwykłej, ludzkiej dobroduszności, po
humorystyczne podejście do życia. Był niesamowity pod każdym względem. I był drugim i
ostatnim facetem w moim życiu, który nie okazał się być świnią.
Nie powinnaś być w pracy? Zapytał. Jakie to zadziwiające, że zawsze miał rację.
Powinnam odpowiedziałam wymijająco, po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w
stronę kuchni. Napijesz się czegoś?
Chętnie. To co: herbatka? zaproponował. Wiedział, że coś się święci. Herbata oznaczała
zwierzenia, bo przy czym innym tak dobrze się rozmawia? No, może jeszcze alkohol dobrze
rozwiązuje język... ale ponieważ Marcin był moim głosem rozsądku i zawsze pilnował, aby
wszystko było tak jak należy (a wiadomo, że alkohol z rana w środku tygodnia roboczego jest
czymś względnie nie na miejscu), alkohol nie wchodził w grę.
Ja zrobię. Ty idź się ubrać powiedział.
Skoro nalegasz... zgodziłam się. Ostatecznie byłam w samym szlafroku i mimo, iż jemu to
było obojętne, ja czułam się trochę nieswojo. Zaraz wracam dodałam i wyszłam z kuchni.
Ubranie się nie było łatwe. Teoretycznie, aby to zrobić, trzeba wyciągnąć ubranie z szafki i je
5
na siebie włożyć. W praktyce, życie już takie łatwe nie jest.
Próbując dostać się do swojej garderoby (w postaci rozległej szafy z masą półek, szuflad i
wieszaków) przewróciłam kolejno: krzesło, stojącą lampę oraz stoliczek ze szklanym wazonem,
pełnym uschłych kwiatów (na szczęście pustym, gdyż już dawno o tych biednych kwiatkach
zapomniałam). W efekcie, drogę do szafy miałam całkowicie zablokowaną.
“Świetnie” pomyślałam. Aż dziw, że Mario nie przybiegł zapytać czy wszystko gra; tłukący się
wazon nie zapomniał o tym, że może się tłuc w sposób jak najbardziej widowiskowy i bądź, co
bądź głośny.
Stojąc pośrodku całego tego bałaganu i mając nadzieję nie wdepnąć w rozbite szkło,
stanowczo zrezygnowałam z usług mojej szafy i ruszyłam w kierunku łóżka, na którym to leżało
moje wczorajsze ubranie. Nie było najświeższe ale... BYŁO.
Nie zabiłaś się? zapytał Marcin, gdy weszłam z powrotem do kuchni. Wydawało mi się, że
słyszałem traktor przejeżdżający przez twoją sypialnię! zażartował. Spojrzałam na niego z
ukosa i usiadłam przy stoliku. Chwyciłam kubek z herbatą i od razu podniosłam go do ust; pijąc
(lub udając, że piję, bo w kubku był wrzątek), miałam chwilę na zastanowienie. Oczywiście,
zamiast się zastanawiać, przyglądałam się tępo i bez emocji swojemu przyjacielowi. Dopiero
teraz uświadomiłam sobie, że moje ubranie, na tle jego ubrań, wygląda jak łach.
Mario bardzo dbał o wygląd. Zawsze był schludny, czysty i do ostatniego szczegółu zadbany.
Miał falowane, ciemne włosy i szarozielone oczy. Ubierał się zwykle w jasne koszulki, szare
spodnierurki i ciemną bluzę lub sweter. Także dzisiaj miał na sobie taki właśnie zestaw.
Wszystko było dokładnie uprane i wyprasowane (zapewne przez niego samego) a
ciemnogranatowy karigan, który miał ubrany, miał nawet kanciki.
Chciałabyś mi coś powiedzieć? zapytał nieśmiało. Nie był dobry w wyciąganiu ze mnie
informacji. Gdybym nie chciała, nic bym mu nie powiedziała... Miał to szczęście, że ja zawsze
potrzebowałam kogoś przed kim mogę się wygadać. Nawet jeśli tak nieudolnie się do tego
zabierał.
Myślisz, że Krzyś może mieć żonę? wypaliłam szybko, bojąc się, że te słowa ugrzęzną mi w
gardle nim zdołam je wypowiedzieć. Zdaje się, że go zaskoczyłam.
Żonę? zapytał. Przecież on nie nosi obrączki... odpowiedział z zakłopotaniem.
6
Najwyraźniej kompletnie się tego nie spodziewał.
I dobrze. Przynajmniej raz nie wie co powiedzieć.
Jesteś jedynym facetem, który zauważa takie szczegóły u innych facetów... powiedziałam
powoli, niemalże jak w transie. Dopiero po chwili zorientowałam się, że ta uwaga nie miała
sensu. OCZYWIŚCIE, że zauważał takie rzeczy.
Chodzi o to spróbował ponownie że żonaci mężczyźni przeważnie noszą obrączki... Nie
miał jej może na jakimś łańcuszku?
Zastanowiłam się. Czy Krzyś nosił jakiś łańcuszek?
Przypomniałam sobie jego twarz, tak często i długo widzianą w pracy. Spojrzałam na szyję...
Wyobraziłam sobie nas kilka dni temu, w mojej sypialni. Miał pieprzyk na prawym obojczyku...
opalony tors... zgrabny, umięśniony brzuszek, silne ramiona... Był idealny. I to jak przytulał!
Przy nim czułam się bezpiecznie. Czułam, że ktoś mnie kocha. Do teraz czułam też jego
pocałunek na mojej szyi... i to jak błądził swoją wielką i silną dłonią po moim ciele, najpierw
nieśmiało, potem coraz pewniej. Ściskał moje uda, piersi... Stop!
Wróćmy do szyi. Nie, nie było na niej żadnego łańcuszka.
Nie pamiętam łańcuszka odpowiedziałam dobitnie, jakby na potwierdzenie własnych myśli.
Na palcu nie miał śladów po obrączce. Na szyi nie miał odcisków od łańcuszka...
A w kieszeni? zapytał nagle Mario. Sprawdzałaś jego kieszenie?
Żartujesz?! wybuchnęłam. Po co miałabym sprawdzać kieszenie facetowi, z którym
spałam?!
Po co spałaś z facetem, którego podejrzewasz o posiadanie żony?! odpowiedział z równie
wielkim, choć udawanym uniesieniem Marcin.
Gdybym go podejrzewała, nigdy bym się z nim nie przespała... wyjaśniłam zrezygnowana.
Chwilę pomilczeliśmy, po czym opowiedziałam mu o niedawnym incydencie. Wysłuchał mnie z
kamienną twarzą, nawet nie próbując mi przerywać.
Wiedział, że jeśli mi przerwie, końca historii już nigdy nie usłyszy.
Jesteś pewna, że ta kobieta nie pomyliła cię z kimś innym? zapytał, gdy skończyłam mówić.
Może pomyliła adres? Z tego co mi powiedziałaś, nie zapytała nawet jak się nazywasz. Może
to zwykła pomyłka?
7
Mario miał rację. Już wcześniej przyszło mi do głowy, że być może niepotrzebnie panikuję. W
końcu wypadki i przypadki chodzą po ludziach, jednak w tym konkretnym wypadku, czy też
potencjalnym przypadku, było zbyt wiele zbiegów okoliczności.
Myślisz, że nie chodziło o niego? zapytałam z nadzieją. Wiedziałam jednak, że nawet jeśli
usłyszę upragnione “nie, ona na pewno mówiła o kimś innym” z ust wszechwiedzącego
Marcina, to i tak nie będę mogła mieć pewności, że to co on mówi jest prawdą. Nawet jeśli
święcie w nią uwierzę.
Powinnaś pójść do biura i sama go zapytać. Wtedy nie będziesz miała wątpliwości.
A jeśli skłamie?
Jeśli żonie powiedział, że ją zdradził i w dodatku powiedział jej z kim to zrobił, to dlaczego
ciebie miałby okłamywać?
Nie wiem... odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Dlaczego muszę odpowiadać na tak trudne
pytania? Dlaczego muszę to wszystko przeżywać? Jakby los niedostatecznie mnie pokarał
zachowaniem Krzysia... Pomożesz mi się ogarnąć? zapytałam. Mario spojrzał wymownie na
moje ubranie, po czym odpowiedział;
Oczywiście. Idź się wykąpać, a ja zobaczę co to za traktor był w twoim pokoju.
Uśmiechnęłam się i ruszyłam do łazienki. Szybki prysznic poprawił mi nieco humor, a porządek
jaki zastałam w swoim pokoju po powrocie, stanowczo podniósł mnie na duchu.
Ożeń się ze mną... powiedziałam, kiedy zobaczyłam Marcina układającego na moim łóżku
ubrania. Wybrał trzy różne zestawy i ułożył je tak, aby było dobrze widać jak wspaniale się
prezentują. Zupełnie jakby na moim łóżku leżały trzy wyimaginowane kobiety, ubrane w moje
ubrania i do tego tak niesamowicie chude, że ich właściwie nie było...
Co wybierasz? Zapytał, puszczając mimo uszu moje pełne desperacji żądanie ślubu.
Myślę, że to powiedziałam wskazując na środkowy zestaw będzie najodpowiedniejsze.
Mario szybko schował resztę ubrań po czym zostawił mnie w pokoju razem z ciemnoszarą
spódnicą do kolan, białą, rozpinaną bluzką z krótkim rękawem i żakietem do kompletu ze
spódnicą. Do tego srebrny zegarek na rękę, cienkie rajstopy w odcieniu granitu i niewysokie,
czarne szpilki. Mój unifrm. Moje więzienie.
8
Wyglądasz znakomicie powiedział Mario, gdy wyszłam z sypialni ubrana i delikatnie
umalowana. Mówiąc delikatnie, mam na myśli tak, aby ukryć wory pod oczami, szarą i
zmęczoną cerę i kilka wyprysków na czole, które wzięły się znikąd. Jednym słowem miałam na
twarzy kilogram podkładu i jakieś cienie dla niepoznaki.
Nie żartuj. Wyglądam jak yeti powiedziałam, siląc się na zabawny ton. Nie wyszło.
Będzie dobrze odpowiedział Mario. Zobaczysz. Wszystko się ułoży.
“Jak bardzo chciałabym w to wierzyć” pomyślałam, ale nie powiedziałam nic. Zamiast tego
pozwoliłam odprowadzić się pod samo biuro i pomachałam Marcinowi zza szklanych,
obrotowych drzwi. Nie chciał odejść. Nie wierzył, że tu zostanę. Pewnie myślał, że ucieknę
kiedy tylko zniknie za horyzontem. Cóż, może i miał podstawy do tego, aby tak myśleć, ale był
w błędzie. Było mi zupełnie obojętne co się za chwilę stanie. Kiedy spotkam Krzysia, po prostu
zapytam go czy ma żonę. Albo nie; postaram się go jeszcze trochę poobserwować, a dopiero
potem zaatakuję...
Mimo obojętności byłam pełna obaw. Co zrobię gdy spotkam Krzysia? Co on zrobi? Może się
zdradzi i już nie będę musiała pytać czy ma żonę? Tylko jak to poznać?
Majka! usłyszałam za plecami i odwróciłam się gwałtownie. Dyrektor cię wzywa
powiedziała, niemalże szeptem, Agnieszka. Pracowałyśmy razem w jednym pokoju; ona była
sekretarką zastępcy dyrektora Tomasza, ja sekretarką Krzysia dyrektora firmy. Jej nagły,
konspiracyjnie cichy ton sprawił, że mimowolnie poczułam dreszcze na plecach. Coś było nie
tak.
Dlaczego chce mnie widzieć? zapytałam, ale po chwili uświadomiłam sobie, że to dość
głupie pytanie skoro przychodzę do pracy spóźniona o jakieś cztery godziny. Mówił coś?
Nie. Od razu jak przyszedł kazał cię do siebie wezwać. Jak mu powiedziałam, że cię nie ma to
w zasadzie wyglądał na ucieszonego... dziwne. No, ale powiedział żebyś do niego przyszła od
razu jak się zjawisz odpowiedziała na jednym wydechu Aga. Wyglądała na wystraszoną, ale
też bardzo zaciekawioną całą tą sytuacją. Z pewnością domyśliła się już, do czego doszło
między mną a Krzysiem i teraz oczekiwała na dramatyczny finał. Może coś w tym było.
Jest u siebie? zapytałam, siląc się na spokojny ton.
Tak. Powiedział, że możesz wejść w każdej chwili.
9
Zostawiłam Agę w hallu i wjechałam windą na najwyższe piętro. Z sercem w gardle i drżącymi
rękami, podeszłam do drzwi z wielkim napisem “Dyrektor Krzysztof Bielak”, delikatnie w nie
zapukałam, po czym odetchnęłam głęboko, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. W tym
momencie, całe zdenerwowanie zniknęło. Jakby wejście do jego gabinetu było jakąś bramą.
Weszłam ze świata pełnego emocji, do bezuczuciowego pokoju z biurkiem pośrodku i oknem w
tle. Było tam więcej mebli, ale w tej chwili nie miało to większego znaczenia. Ważne było tylko
to, że za tym bezwzględnie czystym biurkiem siedział ON.
Witam panią, panno Kadmowska wypalił Krzysztof, swoim suchym, urzędowym głosem.
Może pani usiąść.
Posłuchałam. Opadłam lekko na twarde krzesło stojące naprzeciw biurka i spojrzałam na
Krzysia pustym wzrokiem. W mojej głowie toczyła się walka; “zapytać, czy nie zapytać?”
Gdybym zapytała wprost, zapadłaby niezręczna cisza. Z pewnością. Nie, nie mogę do tego
dopuścić. Pozostaje więc czekać i mieć nadzieję, że on pierwszy się zdradzi.
Przykro mi to mówić, ale po trzech latach, które przepracowała pani w naszej firmie na
stanowisku sekretarki, jestem zmuszony panią zwolnić.
Cisza.
Czy on powiedział “zwolnić”? Kogo on chce zwolnić? Mnie?! Za co? Za to, że z nim spałam?!
Przecież to już jest szczyt bezczelności!
Moje myśli szalały. Teraz już wszystko było nieważne. Wszystko zrozumiałam.
Więc to jednak była twoja żona bardziej stwierdziłam niż zapytałam. Sama zdziwiłam się z
jakim spokojem udało mi się to zrobić. Całkowicie bez emocji. Wręcz bezbarwnie.
Krzysztof spojrzał na mnie z lekkim strachem. Wyciągnął jakieś papiery, podał mi je i
powiedział:
Obowiązuje panią miesięczny okres wypowiedzenia. Proszę podpisać te dokumenty, a na
przyszły miesiąc znaleźć sobie inne stanowisko. Może pani wyjść.
Wstałam i niewiele myśląc wyszłam z gabinetu. Czułam się dziwnie. Przez chwilę stałam nad
swoim biurkiem, po czym wyciągnęłam długopis, podpisałam dokumenty, które dał mi
Krzysztof, a których nawet nie przeczytałam i ruszyłam do wyjścia. Papiery zostały na biurku.
Razem z całym moim spokojem.
10
Wybiegłam z budynku i szybkim krokiem ruszyłam do parku. Mój psycholog powiedział kiedyś,
że zieleń koi nerwy. Miałam głęboką nadzieję, że miał rację.
Dotarłam do parku, usiadłam na ławce i wybuchnęłam śmiechem! Śmiałam się bez przerwy
może z dziesięć minut. Sama nie wiem czemu. Może po prostu rozpacz była nie na miejscu?
Kiedy już się uspokoiłam, znowu zaczęłam racjonalnie myśleć.
“Czy on naprawdę mógł mi coś takiego zrobić?” pomyślałam. Nie spodziewałabym się, że
facet, o którym myślałam w kategoriach ideału, może się okazać taką bezczelną świnią!
Miesiącami mnie uwodził, przespał się ze mną, powiedział swojej żonie, że się ze mną
przespał, a następnie, bez zbędnych ceregieli, zwyczajnie mnie zwolnił. Tak postępują
PSYCHOPACI, nie ludzie.
Spokojnie powiedziałam. Całe szczęście, że w całym parku nikogo nie było. Pomijając fakt,
że śmiałam się jak wariatka długo dłużej niż się śmiać powinno, mówienie do siebie było
nienormalne. Tylko spokojnie powtórzyłam i odetchnęłam kilka razy głęboko. Nie
pozostawało nic innego jak wziąć się w garść.
W końcu co mogę poradzić na to, że mój szef jest idiotą, a ja tak łatwo dałam się podejść?
Wszystko zawdzięczam samej sobie od “niewinnych” flirtów w pracy, po wpuszczenie takiego
palanta do swojego mieszkania... Ba! Do swojego łóżka!
Powinnam się już dawno przyzwyczaić, że życie mnie nie lubi.
Z wzajemnością.
Zamiast użalać się nad sobą, chwyciłam za telefon i wykręciłam numer Marcina.
Jak to: zwolnił cię?! Zapytał Mario godzinę później. Siedzieliśmy w barze z kebabem i
rozmawialiśmy. Spotkanie to (jak i miejsce spotkania) zaproponował on sam, chcąc dowiedzieć
się, czy zapytałam Krzysztofa o żonę. Zaskakujące jak bardzo go to ciekawiło.
Normalnie. Wziął i zwolnił. W końcu to mój szef, jakby nie patrzeć odpowiedziałam
spokojnie. Ten spokój wypracowałam w drodze do baru, zaraz po telefonie do Marcina. W
rzeczywistości nie byłam aż tak spokojna. Po obrzeżach mojego umysłu krążyły pojedyncze
słowa, takie jak: “świnia”, “kretyn”, “palant” i “idiota” oraz stwierdzenia typu: “jak mogłam być
11
taka naiwna?!”
Te słowa, wbrew pozorom, niosły ze sobą wielką moc.
I ty tak po prostu się zgodziłaś?! Niemalże krzyknął Marcin. Ton jego głosu mnie zaskoczył.
Było w nim coś zwierzęcego, jakby nagle instynkt wziął górę nad jego człowieczeństwem i
sprawił, że zaczęłam się go bać.
No tak... A co miałam zrobić? zapytałam nieśmiało. Nie byłam pewna, czy nie powinnam
uciekać teraz gdzie pieprz rośnie.
Jak to co?! kontynuował krzykiem Mario. Sprzeciwić się! Zagrozić, okrzyczeć, rozpłakać
się! Nie wiem! To ty tu jesteś kobietą!
Marcin miał rację. Nie powinnam tego tak zostawiać... Krzysztof zrobił ze mną co chciał, byłam
dla niego niewygodna. Ale z drugiej strony sam pozbawił mnie broni, mówiąc żonie o seksie ze
mną. Nie miałam na niego żadnego haka... Nawet pracownicy firmy wiedzieli, lub domyślali się,
że ze sobą spaliśmy. To było po nich widać, zwłaszcza ostatnio. Najzabawniejsze, że to
właśnie nagły chłód z jakim Krzysztof zaczął się do mnie odnosić, naprowadził ich na ten trop.
Wcześniej tylko dziwnie się patrzeli i wymieniali porozumiewawcze spojrzenia, jakby z góry
wiedzieli co się święci. Może powinnam wtedy się tym bardziej przejąć? Choć nie jestem
pewna czy to by cokolwiek zmieniło... Za bardzo byłam w niego zapatrzona, by dostrzec to
wszystko przed czasem.
Mario milczał, więc wykorzystałam ten czas na zastanowienie się nad swoim zachowaniem.
Przede wszystkim, Krzysztof zaskoczył mnie nagłą informacją o zwolnieniu... Nie powiem
mogłam się tego domyślać, bo kto jak kto, ale ja nie byłam najlepszym pracownikiem. Może na
początku się starałam, również a nawet bardziej wtedy, gdy awansowano mnie na
stanowisko sekretarki samego dyrektora. Krzysztof był moją motywacją. Przychodziłam do
pracy tylko dla niego i jedyne co przez cały dzień robiłam, to kawę dla niego. Śmieszne, ale tak
właśnie było.
To, co zmieniło moje podejście do pracy (choć i wcześniej zdarzały się uchybienia, na które
jednak, dziwnym trafem, dyrektor nie zwracał uwagi) to fakt, iż Krzysztof przestał być dla mnie
słodkim Krzysiem, a zamiast tego, zaczął być surowym Panem Dyrektorem Krzysztofem. Ten
moment był przełomowy. Sprawił, że wszystkie moje niedociągnięcia oglądały światło dzienne,
12
a ja sama straciłam przyjemność z wykonywania pracy. W zasadzie to było niecałe dwa
tygodnie temu temu, ale widocznie wystarczyło, żeby krzysiowe sumienie zaprowadziło go na
spowiedź do żony a mnie na bruk. Może i dobrze się stało. Praca z nim wydawała się być teraz
utrapieniem.
Nie chcę dłużej tam pracować powiedziałam wreszcie, przerywając głuchą ciszę. W barze
byliśmy sami, a Mario od jakiegoś czasu nie jadł. Pewnie ze złości nie mógł przełknąć ani kęsa
swojego ulubionego kebaba. Moje frytki leżały nienaruszone od kiedy mi je podano.
Marcin spojrzał na mnie przenikliwie, ale nic nie powiedział. Najwyraźniej przyjął ten fakt do
wiadomości. Cisza nadal trwała, więc podjęłam kolejną próbę przerwania jej;
Może i nie skończyłam żadnych studiów, ale nie jestem totalnie bezużyteczna powiedziałam.
Przez chwilę myślałam, po czym zaczęłam znowu jako absolwentka liceum na profilu
dziennikarskim mogłabym zająć się pisaniem artykułów...
Myślisz, że coś z tego będzie? podjął temat Marcin. Nie wyglądał na zadowolonego, ale
starał się tego po sobie nie pokazywać. Pozytywnym znakiem było to, że ponownie zaczął jeść.
Nie wiem czy będzie, ale właściwie czemu nie? zapytałam. Mario już otwierał usta żeby
odpowiedzieć, ale uprzedziłam go dodając szybko to było pytanie retoryczne.
Ok. zgodził się. Wiedziałam, że nie miał zamiaru mnie gasić, ale najwyraźniej chciał
powiedzieć coś nieprzyjemnego. Przez chwilę sprawiał wrażenie jakby mu ulżyło, że mu na to
nie pozwoliłam.
Widzimy się jutro? zapytałam.
Możemy. Wpadnę koło trzeciej. Mam nadzieję, że zastanę cię zawaloną ofertami pracy
odpowiedział z sarkazmem. Byłam w stanie mu to wybaczyć. I tak powstrzymywał się jak mógł,
żeby nie powiedzieć czegoś ewidentnie przykrego.
To do jutra powiedziałam chłodno i wyszłam. Miałam ochotę się wyspać. Zupełnie jakbym
wcale nie zaspała dzisiaj do pracy i wcale nie przespała prawie całego ostatniego tygodnia.
Może przydałoby mi się trochę ruchu? Ruch na świeżym powietrzu chyba eliminuje poczucie
senności? A może wprost przeciwnie... Kiedyś o tym czytałam, ale widać to było dawno.
Wszystko wskazywało na to, że nadeszła pora na uaktualnienie swojej wiedzy na niektóre
tematy. Tak... od czegoś trzeba zacząć. Artykuły są przecież tematyczne. Mogę równie dobrze
13
zacząć od tych o zdrowiu.
O ile ktoś mnie zatrudni.
Głęboko rozmyślając o najbliższej przyszłości dotarłam do swojej kamienicy. W drodze na
odpowiednie piętro nie spotkałam żadnego sąsiada czy sąsiadki. Nawet żadnego kota
miauczącego pod drzwiami, aby go wpuścić. Jednym słowem cisza kompletna. Cisza i
bezludność. W sam raz, na popołudniową drzemkę.
Weszłam do mieszkania, a następnie do swojej (posprzątanej już teraz) sypialni, po czym
padłam na łóżko i niemal natychmiast zasnęłam.
PUK! PUK! PUK!
“Zmieniam adres zamieszkania” pomyślałam, po raz kolejny obudzona dobijaniem się do
drzwi. Trzy razy w ciągu dwóch dni to stanowczo za dużo. Muszę uciec gdzieś, gdzie mnie nie
znają...
PUK! PUK! PUK!
“Dajcie mi spać...” myślałam dalej. Jakoś nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić kto to.
Dopóki nie krzyczał na mnie przez zamknięte drzwi, nie było to absolutnie konieczne.
Pukanie ustało, jednak z korytarza dało się słyszeć cichy jęk powoli otwieranych drzwi.
Nienaoliwione zawiasy mają jednak swoje plusy. Wyglądało na to, że po powrocie najwyraźniej
zapomniałam zamknąć drzwi na klucz. Czyli jednak trzeba będzie wstać.
Po cichu usiadłam na łóżku i nasłuchiwałam. Całe szczęście, że moje łóżko nie skrzypiało.
Pozostałam niezauważona oraz przede wszystkim nieusłyszana przez swojego
niespodziewanego “gościa”. Czekałam.
Przyszło mi do głowy, że na amerykańskich filmach w takim momencie, właściciel domu chwyta
za kij basebolowy i skrada się w kierunku włamywacza, by następnie niepostrzeżenie zaświecić
światło, zakrzyknąć coś w stylu: “Łaaaaa!” i rzucić się na zaskoczonego złodzieja. Przez chwilę
nawet zastanawiałam się czy w mojej sypialni jest jakiś kij basebolowy. Raczej takowego tu nie
było.
Szybko opanowałam szalejącą wyobraźnię. Koniec końców, miałam jednak powody, by się nie
bać; żaden normalny złodziej nie puka najpierw do drzwi mieszkania, które zamierza
14
obrabować... Przynajmniej tak mi się zawsze wydawało.
Powoli wstałam i pomimo niejakiej “pewności”, że to mimo wszystko nie jest włamywacz,
chwyciłam parasolkę. Może to i nie była najlepsza broń, biorąc pod uwagę poziom
zaawansowania dzisiejszej broni, zwłaszcza palnej, w którą potencjalny włamywacz mógł być
uzbrojony, ale zawsze lepiej bić na oślep parasolką niż gołymi rękami, prawda?
Uzbrojona po uszy w swój deszczochron, ruszyłam w stronę wejścia. Kiedy znalazłam się już
na korytarzu, zauważyłam, że mój “gość” zaświecił sobie światło w kuchni.
“Czyli nici z elementu zaskoczenia” mimowolnie zaświtało mi w głowie, ale szybko odrzuciłam
tę myśl. Z kuchni zaczęły mnie dobiegać dziwne odgłosy... Zbliżyłam się jeszcze bardziej i ze
zdziwieniem odkryłam, że osoba znajdująca się w mojej kuchni, najzwyczajniej w świecie robi
sobie herbatkę!
“Może to Marcin?” pomyślałam. To było bardzo prawdopodobne. Może nie chciał mnie budzić
i dlatego najpierw udał się do kuchni, żeby zrobić nam herbatę, a dopiero potem planował mnie
obudzić? A może poczekałby aż sama wstanę?
Uspokojona, powoli ruszyłam w stronę kuchennych drzwi. Robiłam to jednak całkowicie
bezgłośnie, żeby się nie zdradzić. W końcu nie chciałam mu zepsuć niespodzianki!
Dochodząc do drzwi usłyszałam przyciszoną rozmowę. “Mario kogoś przyprowadził?”
zdziwiłam się. Nigdy tego nie robił. Nie. To nie był Mario. Znałam te głosy... Czy to możliwe,
żeby to byli...?
Mama?! Tata?! Zawołałam wpadając do pomieszczenia. Nie zaprzątnęłam sobie nawet
głowy jakimś normalnym “dzień dobry”. Rodzice spojrzeli na mnie z zaskoczeniem. Oboje
zastygli w bezruchu gdy weszłam i aż do teraz w tym bezruchu pozostali. Tata ocknął się jako
pierwszy.
Dzień dobry córeczko powiedział. Zastanawialiśmy się z twoją mamą kiedy wstaniesz...
Nie dzwoniliście, że przyjeżdżacie przerwałam mu. Od razu poczułam, że zabrzmiało to
trochę chamsko, więc żeby się zreflektować dodałam cieszę się, że was widzę i podeszłam,
żeby się przywitać. Właśnie ten gest sprawił, że ożywiła się moja mama.
Córeczko, kochanie. Nie planowaliśmy tego przyjazdu. Tak się jakoś złożyło, sama wiesz jak
to jest...
15
Tak mamo, wiem... powiedziałam z uśmiechem, ale mimo wszystko czułam, że coś jest nie
tak. Moi rodzice nie mogli do mnie przyjechać tak o przypadkiem. Zrozumiałabym to, gdybym
mieszkała blisko nich, ale dzieliło nas od siebie kilkaset kilometrów. Nie mieli też do mnie po
drodze, jadąc do jakiegokolwiek innego członka rodzina. Jednym słowem albo właśnie wybrali
się w podróż samochodem dookoła świata, albo coś się stało. Stawiałabym na to drugie.
Jak wam minęła podróż? Zapytałam, odwlekając moment ujawnienia tajemniczego powodu
przyjazdu rodziców. Ostatecznie, jeśli to były jakieś złe wieści, na pewno lepiej mi się żyło bez
nich. Po co psuć sobie od razu cały dzień?
Bardzo dobrze, nawet prawie korków nie było. To jednak zbawienny moment, te wakacje, bo
wszyscy siedzą albo nad morzem, albo w górach, albo zagranicą. W każdym razie drogi są
puste powiedziała mama i tym samym całkowicie wyczerpała temat.
Napijecie się czegoś? Zapytałam.
Właśnie zrobiliśmy sobie herbaty... odpowiedziała znowu mama. I ponownie zapadła cisza.
Patrzeliśmy na siebie i milczeliśmy. Ach, jak ja nienawidzę takich momentów!
Dobra. Mówcie co się stało wypaliłam. Nie mogłam dłużej znieść tej atmosfery. Jak mnie
mają czymś dobić to niech to jednak zrobią jak najszybciej.
Ależ córciu... Nic się przecież nie stało...
Już ja dobrze wiem przerwałam jej. Zawsze przyjeżdżacie jak coś się stanie. Ty nie
potrafisz inaczej przekazywać ważnych informacji, mamo.
Rodzice wymienili spojrzenia. Trudno było określić jakiego rodzaju to były spojrzenia... Nic nie
mogłam wywnioskować z ich twarzy. Czy chcieli mi powiedzieć, że ktoś zmarł? Może ktoś miał
ciężki wypadek i walczy teraz o życie w szpitalu? A co jeśli to ktoś bliski? Może mój pies
zdechł?
Twoja siostra... zaczęła mama, a mi serce podskoczyło do gardła. Moja siostra? Moja
siostra, co...? Co się stało? Nie żyje?! Boże! Popełniła samobójstwo! Albo może zginęła jako
bohater ratując dziecko z walącego się i palącego budynku... Wróć! Skąd się biorą takie myśli
w mojej głowie?!
Twoja siostra bierze ślub powiedziała mama. Odetchnęłam. Mam zdecydowanie zbyt bujną
wyobraźnię... Już pomijam to, w jakim kierunku się ona rozwija. Jestem przemęczona.
16
Stanowczo.
Jak to: bierze ślub? Z kim? Zapytałam, kiedy już dotarło do mnie, że to jednak dziwna
informacja jak na przyjazd rodziców. Ostatnim razem kiedy do mnie przyjechali, dowiedziałam
się, że mój dziadek zasnął za kierownicą i spowodował wypadek na autostradzie, w którym
przy okazji sam zginął. Ale wtedy przyjechali zapłakani i nawet nie starali się kryć z tym, że
mają dla mnie jakieś wieści. Zresztą i tak by im się to nie udało, bo na pierwszy rzut oka było
widać, że coś się stało. Jeszcze wcześniej, przyjechali z “dramatyczną” wiadomością o tym, że
mój starszy brat się rozwiódł. Nie powiem, to było smutne, ale w gruncie rzeczy takie jest życie.
Najbardziej zapadł mi w pamięci ich pierwszy przyjazd, jakieś dziewięć lat temu. To było zaraz
po tym, jak wyprowadziłam się z domu, czyli tuż przed moimi dziewiętnastymi urodzinami.
Poinformowali mnie wtedy o śmierci mojej babci. Potem długo się z nimi nie kontaktowałam.
Zupełnie jakby to była ich wina, bo to od nich się o tym dowiedziałam.
Wszystkie dotychczasowe przyjazdy były związane ze złymi wiadomościami. Dlaczego nagle
przyjechali z informacją o ślubie? Ślub jest chyba czymś radosnym... Mogli zadzwonić albo
wysłać SMSa.
Za Artura odpowiedziała mama, wyrywając mnie z zamyślenia. wiesz, tego sklepikarza z
sąsiedztwa.
Tak. To było bardzo w stylu mojej siostry. Jedyne o czym zawsze marzyła to wyjść za mąż i
dać naszym rodzicom wnuki. Oni też zawsze o tym marzyli. Nie udało im się z moim bratem
(rozwiódł się zanim jakiekolwiek jego dziecko zostało poczęte) i nie udało im się ze mną (nigdy
nie ciągnęło mnie do dzieci, wolałam się najpierw ustatkować, co też niespecjalnie mi
wychodziło...). Mieli więc nadzieję, że choć najmłodsza córka spełni ich marzenie. Tylko
dlaczego, do licha, przyjeżdżali z tym do mnie?!
Cieszę się, że znalazła kogoś do reprodukcji powiedziałam chłodno. Wszyscy wiedzieliśmy,
czego chcieli od nas rodzice. I oni wiedzieli, że my wiemy.
Ależ nie wyrażaj się tak źle o swojej siostrze! skarcił mnie ojciec. Artur i Kasia są razem
bardzo szczęśliwi...
Zwłaszcza, że Artur jest w moim wieku odpowiedziałam z sarkazmem. A ja jestem prawie
dziesięć lat starsza od Kasi. Naprawdę sądzicie, że to dobry pomysł? zapytałam.
17
Kochanie, to była ich decyzja. Dobrze wiesz, że Artur od zawsze był zainteresowany twoją
siostrą powiedziała mama. “Pedofile też interesują się małymi dziewczynkami” pomyślałam.
Nie żeby Artur był pedofilem. Dobrze go znałam, był raczej porządny. W zasadzie, jeśli Kasia
już koniecznie chciała jak najszybciej spełnić wolę rodziców, to wybrała odpowiedniego
partnera. Pozostawało się z tym pogodzić.
Ok. Rozumiem. Cóż, to jej życie dukałam. Nadal nie mogłam rozgryść, dlaczego rodzice
przyjechali. Nie, stanowczo nie chodziło o ślub Kasi... To było coś więcej.
Dzień dobry! rozległo się z korytarza i wszyscy, jak na komendę, zwróciliśmy się w tamtą
stronę. W drzwiach kuchennych ukazała się wesoła twarz Marcina. Nie wiedziałem, że
państwo przyjeżdżają powiedział, widząc moich rodziców. Uśmiech jednak nie znikał z jego
twarzy. Moja matka również się rozpromieniła, podeszła do niego i pozwoliła się ucałować na
powitanie.
Marcinku, kochanie! zawołała. Jak to miło, że nadal tu zaglądasz!
Maja nie zostawia mi innego wyjścia zażartował Mario. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
Nie odwzajemniłam tego uśmiechu. Uświadomiłam sobie, że chyba wiem, po co tak naprawdę
przyjechali moi rodzice.
Co się stało, że państwo przyjechali? Zapytał Mario. “Proszę cię, nie ułatwiaj im tego”
jęczałam w duchu. On jednak, zdawał się tego nie wyczuwać.
Ach! Postanowiliśmy osobiście przekazać Majeczce dobre wieści! Zapiszczała mama. Była
niesamowicie szczęśliwa, że Marcin sam podjął temat. To nie wróżyło nic dobrego. Kasia
wychodzi za mąż dodała donośnym szeptem, po czym utkwiła swój wzrok w gościu, czekając
na entuzjazm z jego strony. Mario, oczywiście, bynajmniej jej nie zawiódł.
Za mąż? No to serdeczne gratulacje! Wygląda na to, że już niebawem zostaną państwo
upragnionymi dziadkami! powiedział. On również wiedział, do czego moi rodzice dążyli przez
całe życie. Niejednokrotnie też, przekonał się o tym na własnej skórze, ponieważ państwo
Kadmowscy wymarzyli go sobie na mojego męża, a swojego zięcia. Nie wiedzieli, że jest
gejem. Nigdy im o tym nie powiedziałam. Jemu też zabroniłam.
Moja mama spojrzała na niego z nieukrywaną radością, po czym spojrzała również na mnie i
wreszcie powiedziała to, co chciała powiedzieć od samego początku;
18
Ale wy razem ładnie wyglądacie!
Marcin zmieszał się nieco, ale nic nie odpowiedział. Pozostawił na moich barkach ratowanie
sytuacji.
Tak, wiemy mamo. Powtarzasz to od kiedy poznałaś Marcina...
Bo to święta prawda! przerwała mi matka. “Czy ona nigdy nie da za wygraną?” przemknęło
mi przez myśl. I to bardzo dobrze się składa! dodała.
A to dlaczego? zapytałam.
A to dlatego odpowiedziała mi natychmiast mama że od zawsze wiadomo, że na wesele
nie idzie się w pojedynkę. To chyba oczywiste, że musisz wziąć ze sobą Marcina!
Fakt. Wesele. Jakoś mi to nie przyszło do głowy. W sumie to nie taki zły pomysł, żeby Mario
poszedł razem ze mną. Będziemy mieli niezły ubaw.
To co? zapytałam. Chciałbyś pójść ze mną?
Marcin spojrzał na mnie niepewnie, nie do końca wiedząc, czy żartuję, czy też mówię całkiem
poważnie, ale nie dostrzegłszy niczego podejrzanego w mojej twarzy, odpowiedział;
Jasne. Czemu nie?
No to załatwione powiedział nagle mój ojciec. Wszyscy podskoczyliśmy, bo już dawno
zapomnieliśmy o jego obecności. On sam uśmiechnął się, po czym zwrócił się do swojej żony
Musimy już wracać. Kasia mi nie daruje, jeśli nie dowiozę cię na czas, na mierzenie sukni
ślubnej.
Tak, masz rację powiedziała mama. Ślub odbędzie się w naszym kościółku, dokładnie za
dwa tygodnie, o dwunastej w południe. Bądźcie jednak wcześniej, najlepiej dzień wcześniej.
Możecie przecież nocować...
Tak, wiem mamo. Na pewno przyjedziemy przerwałam jej. Tata zdawał się już lekko
niecierpliwić, więc szybko pożegnałam się z nimi i odprowadziłam ich do drzwi. Kiedy wyszli,
trzy razy przekręciłam zamek, a następnie wróciłam do kuchni, gdzie siedział Marcin.
Spojrzałam na niego, a on na mnie. Nie wyglądał na zadowolonego.
Zamierzasz im kiedyś o mnie powiedzieć? zapytał.
Kiedyś tak... odpowiedziałam wymijająco. Wiedziałam, że gdyby nie ja, już dawno sam by to
zrobił. W sumie mogłam mu na to pozwolić. Nawet dzisiaj byłby gotowy ich w tym uświadomić.
19
Czego się bałam?
A co z weselem? zapytał Mario.
Co z nim? odpowiedziałam pytaniem.
Naprawdę chcesz, żebym z tobą poszedł?
Tak. Może być zabawnie... W każdym razie na pewno nie chcę iść sama powiedziałam,
ucinając rozmowę. Marcin zrozumiał przesłanie i zmienił temat.
Jak tam twoje plany na karierę dziennikarską?
Nijak odpowiedziałam. Ledwie wstałam. Muszę rozejrzeć się za pracą...
Pamiętaj, że nadal pracujesz w firmie Krzysia. I ponownie jesteś spóźniona... dodał,
spoglądając na zegarek.
Znów miał rację. Czasem mnie tym wkurzał. Ale w gruncie rzeczy dobrze, że choć jedno z nas
ma tę umiejętność. Szkoda tylko, że nie ja.
Co mi mogą zrobić, jeśli nie będę przychodzić do pracy przez cały okres wypowiedzenia?
Nie wypłacić pieniędzy za ten miesiąc?
To źle? zapytałam. Trudno było mi określić co byłoby większym utrapieniem; widywać
codziennie Krzysztofa, czy głodować i narobić sobie długów.
Żartujesz? odpowiedział pytaniem Mario. Spojrzałam na niego żałosnym wzrokiem.
Westchnął głęboko i powiedział;
Dowiedz się ile masz zaległego urlopu i postaraj się go wybrać w taki sposób, żeby jak
najrzadziej być w pracy. Tylko pamiętaj, że musisz mieć wolne na wesele swojej siostry...
Jesteś genialny! krzyknęłam i rzuciłam się Marcinowi na szyję, by go ucałować. To była
najmądrzejsza rzecz jaką kiedykolwiek usłyszałam! Przecież mój zachwyt Krzysiem
spowodował, że w życiu nie byłam na żadnym urlopie! Musiałam mieć całe mnóstwo wolnych
dni do wybrania, nie wspominając już o tym, że na jego życzenie bardzo często zostawałam po
godzinach! Pomóż mi się pozbierać, muszę jak najszybciej znaleźć się w biurze! zawołałam
z entuzjazmem. Ten dzień już nie mógł być lepszy!
Szybko się umyłam i ubrałam, po czym niemal biegiem dotarłam do biurowca, w którym
mieściła się firma Krzysia. Budynek był wysoki i całkowicie przeszklony. Te dwie cechy
sprawiły, że kilka lat temu zapragnęłam w nim pracować. “To śmieszne” pomyślałam. Teraz
20
nie różnił się dla mnie niczym od wszystkich innych budynków w mieście.
Wbiegłam do windy i wcisnęłam do oporu guzik z cyfrą najwyższego piętra, na którym mieścił
się gabinet dyrektora, oraz moje biurko.
Gdzieś ty się podziewała?! syknęła na mnie Agnieszka, gdy tylko otworzyły się drzwi windy.
Nawet nie spróbowałam jej odpowiedzieć. Rzuciłam się do dokumentów pracowników, które
znajdowały się w segregatorach, na półce za moim biurkiem i zaczęłam je dokładnie wertować.
Kadmowska... szeptałam, szukając swojego nazwiska. Kiedy wreszcie je znalazłam,
spostrzegłam z zaskoczeniem, że informacje na mój temat ograniczyły się do mojego CV i
umowy o pracę, którą podpisałam w pierwszym dniu biurowej egzystencji. W koszulce z umową
znajdowały się również jakieś dokumenty z informacją o moim awansie.
Osłupiałam.
Czego szukasz? Zapytała Aga.
Rejestr pracowników... wyszeptałam i poczułam jak spływa na mnie olśnienie. W końcu
żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, dlaczego, u licha, szukałam tego wszystkiego w
segregatorze?
Jak opętana, rzuciłam się do komputera i już po chwili miałam przed sobą wszystkie
najważniejsze informacje;
“Maria Aneta Kadmowska, ur. 12.06.1984 r.
data rozpoczęcia pracy: 1.01.2009 r.
staż pracy: 3lata (słownie: trzy lata)
ilość niewybranych dni urlopowych, płatnych: 15
ilość wypracowanych nadgodzin: 41
ilość dni urlopowych, przysługujących za wypracowane nadgodziny: 5,125”
“Bingo!” pomyślałam. Jeśli przysługuje mi dwadzieścia dni wolnych, a miesiąc ma dni
roboczych około... co tam około, dokładnie! Dwadzieścia trzy dni robocze! To pozostają mi tylko
trzy dni do odpracowania! Z tego jeden dzień już minął, więc zostają tylko dwa!
Niewiele myśląc, wydrukowałam sobie wykaz swoich nadgodzin i czym prędzej podbiegłam z
21
nimi do kalendarza. “Dwadzieścia dni” pomyślałam. W tym miesiącu nie ma żadnego święta,
więc nie ma żadnej różnicy, w jaki sposób ułożę sobie dni wolne.
Wróciłam do komputera i wydrukowałam wniosek o urlop. Agnieszka już nawet nie pytała co
robię, tylko z przerażeniem obserwowała moje chaotyczne ruchy. Ja tymczasem, z drżeniem
rąk wypełniałam wniosek, posiłkując się wydrukowanym przed chwilą wykazem nadgodzin i już
po chwili moje dzieło było ukończone. Pozostawało tylko zanieść wniosek do gabinetu
dyrektora... czyli najgorsze dopiero przede mną.
Podeszłam do drzwi z wielką tabliczką oznajmującą, iż znajduję się kilka metrów od “Dyrektora
Krzysztofa Bielaka” i z przerażeniem zapukałam. Teraz nie było już odwrotu. Nacisnęłam
klamkę, weszłam do środka i ponownie poczułam nieopisany spokój i opanowanie, jakby drzwi
gabinetu stanowiły bramę pomiędzy dwoma odmiennymi światami.
Słucham? zapytał Krzysztof, a ja aż podskoczyłam. Jego głos sprawił, że przerażenie
wróciło. W dodatku ze zdwojoną siłą.
Chciałabym... Chciałabym złożyć wniosek o urlop wydukałam. Krzyś sprawiał wrażenie
zaskoczonego. “Dlaczego ostatnio wszystkich zaskakuję?” pomyślałam, ale szybko tę myśl
odrzuciłam. Teraz, należało się skupić tylko i wyłącznie na tym, co powie dyrektor.
Wniosek...? Zapytał. Jaki wniosek?
Wniosek o urlop powtórzyłam. Ogłuchł czy udaje idiotę? A może żona zrobiła mu w domu
piekło i tak na niego nawrzeszczała, że nie obyło się bez laryngologa?
Chce pani iść na urlop? zapytał. Jego brwi znajdowały się tak wysoko, że sprawiał wrażenie
wiecznie zadziwionego dziecka. Jak ja się mogłam w nim zakochać?!
Owszem powiedziałam chłodno i poczułam napływ siły. Z jakiegoś bliżej nieokreślonego
powodu, czułam w tej chwili nad nim władzę. Jakby ta jego głupkowatość sprawiała, że ja
byłam lepszym człowiekiem. Czy jest z tym jakiś problem? zapytałam. “A spróbuj
powiedzieć, że tak” pomyślałam jednocześnie.
Nie... Nie, myślę, że nie będzie problemu... mówił Krzysztof. Oczywiście dodał, a jego
oczy zapłonęły jeśli jakiś urlop pani przysługuje.
Przeraziłam się. Czy on mi właśnie grozi? W jednej chwili poczułam jak z rosnącej w potęgę,
samowystarczalnej kobiety, znów staję się szarą i poddaną sekretarką.
22
Jak to: jeśli mi przysługuje? Zapytałam, siląc się na spokojny ton. Sprawdziłam dokładnie w
rejestrze pracowników i wiem na pewno, że przysługuje mi dwadzieścia dni płatnego urlopu.
Wiem, że wniosek o urlop jest zwykle rozpatrywany w ciągu tygodnia, ale ze względu na
sytuację, w której się znajduję, proszę o natychmiastowe jego rozpatrzenie wyrecytowałam.
Nie miałam pojęcia skąd wzięłam tę regułkę. To nie było teraz ważne. Ważne było tylko to, że
poskutkowała.
Oczywiście powiedział Krzysiu. Jeszcze dziś się tym zajmę. Tymczasem proszę wracać do
pracy.
Szybko wyszłam z gabinetu i odetchnęłam. Czułam jak trzęsą mi się nogi.
Panno Kadmowska? usłyszałam zza drzwi.
Tak? zapytałam, wstawiając z powrotem do środka samą głowę. Nogi nadal mi się trzęsły,
więc niemądrze byłoby tam teraz wchodzić.
Poproszę kawę. Cukier i mleko, jak zawsze powiedział sucho Krzysztof, po czym wrócił do
swoich spraw.
“No jasne” pomyślałam. Teraz będzie się mną wysługiwał przez cały dzień, bo nagle okazało
się, że mam swój rozum (czyli Marcina) i nie będzie mógł tego robić do końca okresu
wypowiedzenia. Miałam tylko nadzieję, że nie doszuka się nigdzie żadnych argumentów za
tym, żebym na ten urlop nie poszła...
Szybko zaparzyłam Krzysiowi kawę, wysłużyłam się Agnieszką, która dzięki mojej namowie mu
tę kawę zaniosła (ja byłam zbyt roztrzęsiona by się do tego zabrać), po czym usiadłam za
swoim biurkiem i wpatrzyłam się w przeciwległą ścianę. Właśnie na tym polegała cała moja
praca. Na robieniu kawy i patrzeniu się w ścianę. Żeby było śmieszniej, właściwie niewiele
więcej znajdowało się na liście moich firmowych obowiązków! Co prawda, widniało na niej
jasno, że powinnam “odbierać ważne telefony i przekierowywać je do gabinetu dyrektora” za
uprzednim uzyskaniem od niego zgody na połączenie, ale w rzeczywistości, wszystkie ważne
rozmowy odbywały się w gabinecie zastępcy dyrektora Tomasza. Krzysztof był na tyle leniwy,
że jako dyrektor wydał rozporządzenie, którego ogólny sens był taki, że wszystko co może
zostać zrobione bez jego udziału, ma się odbyć bez jego udziału. W ten sposób odbierał sobie
połowę obowiązków, pobierając dokładnie takie samo wynagrodzenie. W zasadzie nie była mu
23
nawet potrzebna sekretarka pomijając fakt, że był zbyt leniwy, aby samemu zrobić sobie
kawę.
Znudzona i bynajmniej nie zmotywowana do pracy, wypatrzyłam na pustej ścianie jedno małe
zadrapanie i utkwiłam w nim wzrok. W tej pozycji przetrwałam cztery godziny, które pozostały
do końca dniówki. Z zamyślenia, które polegało na myśleniu o niczym, wyrwał mnie głos
Krzysztofa, stojącego przy moim biurku.
Przeczytałem pani wniosek i muszę powiedzieć, że bardzo pozytywnie spojrzała pani na
swoją sytuację powiedział, a ja ze ściany, przeniosłam wzrok na niego. Przy pani ostatniej
frekwencji, pani sytuacja uległa znaczącej zmianie.
To znaczy? zapytałam znudzona. Po tylu godzinach nie robienia niczego, nawet nie byłam w
stanie się bać.
To znaczy odpowiedział dyrektor mściwym tonem że może pani wybrać maksymalnie
siedemnaście dni wolnego. Do zakończenia pracy w naszej firmie zostało pani jeszcze
dwadzieścia jeden dni. Odliczając siedemnaści dni urlopu, pozostają więc pani do
odpracowania cztery dni.
Zastanowiłam się. To chyba nie tak źle?
Wolisz odpracować je przed urlopem, czy po urlopie? zapytał, a ja puściłam mimo uszu to
nagłe przejście z oficjalnego tonu, na ton bynajmniej nie oficjalny. Głupie pytanie. To chyba
jasne, że po urlopie? Może zdążę ochłonąć i te cztery dni nie będą takie straszne?
Wrócę do pracy za siedemnaście dni odpowiedziałam, a następnie nie czekając na jego
reakcję, wstałam i wyszłam z biura. Z pierwszym powiewem wiatru poczułam wolność.
Ruszyłam do parku, usiadłam na ławce i wyjęłam swój notatnik. Znalazłam czystą stronę i
natchniona chwilą, zaczęłam pisać.
Niniejszym przysięgam, że poniższy plan, stworzony w celu wyjścia na prostą i
znormalizowania tempa mojego życia, zostanie (co do punktu i, rzecz jasna, po kolei)
wypełniony.
1. Zakończyć stare życie
24
2. Nie załamać się
3. Rozpocząć nowe życie
4. Zmienić otoczenie
5. Zakochać się
6. Ustatkować się
7. Znaleźć szczęście
Skończyłam pisać i przyjrzałam się swojej twórczości. Tak, zwięźle, przedstawiał się mój plan
na najbliższą przyszłość. Zastanowiłam się, po czym odhaczyłam pierwszy punkt nie licząc
tego, że za siedemnaście dni będę musiała na chwilę do tego starego życia wrócić, to w
zasadzie mogę je uznać za zakończone.
“Pora zamknąć ten rozdział w swoim życiu” pomyślałam. Teraz tylko muszę spróbować się nie
załamać.
25
MOTYLE NA ZAKRĘCIE Karolina Hanusek Drogi czytelniku Jeśli powieść ta przypadnie Ci do gustu, proszę wesprzyj moją twórczość. Niewiele będzie Cię to kosztować, a z pewnością sprawisz, że na mojej twarzy pojawi się uśmiech, wywołany tą małą kropelką wdzięczności. Jeśli spodoba Ci się historia, którą tu opowiadam wyślij dowolną kwotę na mój numer konta. W tytule przelewu podaj tytuł opowiadania, które przypadło Ci do gustu, a być może kiedyś zobaczysz znajomy tytuł na półkach w księgarni. Tak niewiele potrzeba, aby pomóc spełniać marzenia. Z góry dziękuję za każdą złotówkę. dane do przelewu: 07 1140 2017 0000 4602 1291 6654, Karolina Hanusek, ul. Kukiela 21, 31358 Kraków 1
1. Zakończyć stare życie Drrrr!! Moja głowa pękła. Przez krótką chwilę miałam nadzieję, że to żart, ale najwidoczniej się myliłam głośny i niesamowicie irytujący odgłos nie chciał zniknąć. Desperacko nakryłam głowę poduszką. Odejdź... Jęknęłam z bólem, po czym uświadomiłam sobie, że to przecież budzik. Zwykły, szary, plastikowy budzik z pobliskiego bazarku. Zwykły, szary, plastikowy i GŁOŚNY budzik z pobliskiego bazarku. Odsuwając poduszkę i sięgając ręką w kierunku szafki, zastanawiałam się, przed czym chciałam uciec. Czy już nawet zwykły budzik mnie przeraża? “Nie budzik” przemknęło mi przez myśl. “Tylko kolejny poranek i kolejna próba przetrwania”. To musiał być głos sumienia. Niewątpliwie. Cholerny badziew! Krzyknęłam w złości. Guzik z wdzięcznym napisem “on/off” nie działał. Mało tego! Innego guzika z takim napisem tam nie było! Może to śmieszne, ale czy nie powinni produkować budzików z dwoma wyłącznikami? A co, jeśli jeden tak jak teraz się zepsuje? Teraz już zawsze będę słyszeć ten dźwięk! Już nigdy mnie nie opuści! Zamknęłam oczy, jednak z powodu hałasu za nic nie mogłam się skupić. ZGIŃ! Warknęłam i rzuciłam w budzik kubkiem, który stał na szafce nocnej. Stratowany cel spadł na ziemię i roztrzaskał się w drobny mak. Ale przynajmniej ucichł. Zmęczona, padłam na poduszki, wzięłam głęboki oddech i zapominając zupełnie, że opcja “pobudki” w tym niemądrym urządzeniu nie bez powodu nosi taką a nie inną nazwę, i że mimo wszystko powinnam teraz wstać zasnęłam. ŁUP! ŁUP! ŁUP! Znieruchomiałam. Byłam rozbudzona, ale nie wiedziałam dlaczego. Zły sen? Nie... To coś innego. ŁUP! ŁUP! ŁUP! Rozległo się ponownie. Tym razem nie miałam już wątpliwości, że to nie sen. Ktoś najwyraźniej, bardzo aktywnie, dobijał się do moich drzwi. 2
“Może sobie pójdzie?” pomyślałam z nadzieją. Ostatecznie, mimo rozbudzenia, nie miałam ochoty ruszać się ze swojego cieplutkiego łóżka... W nim było mi dobrze. I wygodnie. ŁUP! ŁUP! ŁUP! Wiem, że tam jesteś! Wychodź szmato! Osłupiałam. Miałam wrogów, ale nie takich. Żaden raczej nie miał powodu, by mnie nachodzić... A może jednak? Tylko ciekawość dała mi siły, by zwlec się z łóżka. Powoli rozejrzałam się za szlafrokiem, a tymczasem osoba za drzwiami sądząc po głosie, raczej kobieta zdążyła mnie już niejednokrotnie obrazić. W zasadzie była tak wściekła (z sobie tylko znanego powodu), że byłam w stanie jej to wybaczyć. Przynajmniej na razie. Słucham? zapytałam, stając w drzwiach. Z ostrożności nie ściągnęłam łańcuszka blokującego wejście, dlatego też szpara, przez którą mogłam oglądać “gościa” (i vice versa) była raczej niewielka. Bardzo szybko, okazało się, że ta ostrożność stała się dla mnie rzeczą zbawienną. Ja ci dam “słucham”! Ty mnie nie słuchaj zdziro! Ty się odczep od mojego męża! Przepraszam... ale o co pani właściwie chodzi? Jakiego męża? Nie znam pani męża... Nie?! A kogo ostatnio zaciągnęłaś do łóżka?! Z kim spałaś?! Krzysztof wszystko mi powiedział! krzyczała, a ja miałam nadzieję, że żaden sąsiad jej nie słyszy. Krzysztof? zapytałam. Znałam Krzysia. Był moim szefem. Ale on nie był żonaty! Nie mógł mieć żony... w końcu bardzo dokładnie zbadałam jego palec serdeczny, kiedy biedak już padł z wyczerpania w moim łóżku. Na jego palcu nie tyle, że nie było obrączki, ale nawet żadnego śladu jej noszenia! Nie. Z pewnością chodziło o innego Krzysia... Pani wybaczy, ale ja tu MIESZKAM powiedziałam najspokojniej na świecie, kładąc specjalny nacisk na słowo “mieszkam”, po czym bez zastanowienia zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem. Musiało ją to zaskoczyć, lub też po prostu skończyły jej się argumenty, cierpliwość albo zaschło jej w ustach, w każdym razie dała sobie spokój i zapadła wreszcie głucha cisza. Przez chwilę nasłuchiwałam jeszcze czy przypadkiem sąsiedzi ośmieleni nagłym spokojem nie zaczną wychodzić na korytarz, szukając źródła całego hałasu. Nic podobnego jednak się nie stało, więc nie tracąc czasu wróciłam do swojego łóżka. 3
“Krzysztof...” pomyślałam. Czy znałam innego Krzysztofa? Czy spałam z innym Krzysztofem? Krzysztof... Krzysiu... Krzyś... nie znam żadnego Krzysia! A właściwie żadnego INNEGO, poza moim szefem, z którym bądź co bądź łączyły mnie dość bliskie stosunki. Tak bliskie, że właściwie wywoływały we mnie strach. Czy romans w pracy jest czymś normalnym? Albo raczej; czy romans z SZEFEM w pracy jest czymś normalnym? Krzysztof był dla mnie miły od samego początku, a ponieważ jest przystojny, dowcipny i dobrze usytuowany, więc nie dziwiło mnie to, że czasem patrzyłam na niego jak na potencjalnego partnera życiowego. Bo czego chcieć więcej? Jednak decyzja o wpuszczeniu go do łóżka była nieprzemyślana i choć na początku bardzo mnie cieszyła to już po kilku dniach okazało się, że był to największy błąd mojego życia. Majeczko! wołał do mnie kiedyś. Teraz wydaje się, jakby to było wieki temu. Mogłabyś mi kawy zrobić? Wiesz, padnięty jestem, bo dzisiaj... bla, bla, bla. Bajerować to on umiał. A potem? Panno Kadmowska, poproszę kawę. Mleko i cukier tak jak zawsze. Czy facetom naprawdę chodzi tylko o to, żeby “zaliczyć” panienkę? Czy każdy, naprawdę KAŻDY facet jakiego spotkam musi się okazywać świnią? Wróć! Prawie każdy. Na razie znam dwóch, którzy świniami nigdy nie byli i nigdy nie będą. Jednym z nich jest mój ojciec. Drugi natomiast... PUK! PUK! PUK! Kto tam? Zapytałam. Serce podskoczyło mi do gardła na myśl o zwariowanej kobiecie, która ledwie dziesięć minut temu opuściła moje skromne progi. Ona jednak nie pukała. Ona wręcz atakowała moje drzwi. Zupełnie jakby miała nadzieję, że między mną a moimi drzwiami istnieje jakieś empatyczne połączenie, sprawiające, że uderzenia skierowane w drzwi, dotkną boleśnie i mnie. Ciekawe rozumowanie. To ja, Mario usłyszałam stłumiony głos. Od razu poczułam się lepiej. Właśnie jego mi teraz brakowało. Szybko otworzyłam drzwi, tym razem już odhaczając łańcuszek i rzuciłam się przyjacielowi w ramiona. Nie zdziwiło go moje zachowanie bardzo często mi się to zdarzało. Szczególnie po akcji z Krzysiem... Nie; nie z Krzysiem. Z KRZYSZTOFEM. 4
Wszystko w porządku? Zapytał zatroskanym głosem. Był taki kochany i taki słodki. Tak bardzo mnie kochał. I tak bardzo był gejem... Nie bardzo odpowiedziałam. Odpowiadałam tak za każdym razem. To był mój mały rytuał, który on sam pielęgnował. W zasadzie nigdy mu nie mówiłam, że to takie ważne, aby wstęp był zawsze taki sam: “Wszystko w porządku? Nie bardzo A co się stało? A bo wiesz... życie jest takie niesprawiedliwe...” Nigdy nie nazwałam też tego rytuałem. Przynajmniej nie przy nim i przede wszystkim; nie na głos, ale mimo tego, on i tak wiedział, że nie należy tego w żadnym wypadku zmieniać. A co się stało? Zapytał, a ja mimowolnie ucieszyłam się, że po raz kolejny mnie nie zawiódł i że po raz kolejny powtórzył schemat. Z jakiegoś powodu, było to dla mnie budujące. A bo wiesz... życie jest takie niesprawiedliwe... Powiedziałam, bardziej dla zachowania tradycji niż z faktycznego stanu rzeczy. Oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Mario, a właściwie Marcin, był człowiekiem specyficznym. Nie tylko dlatego, że wolał mężczyzn. Na jego specyficzność zbierało się bardzo wiele cech, od zwykłej, ludzkiej dobroduszności, po humorystyczne podejście do życia. Był niesamowity pod każdym względem. I był drugim i ostatnim facetem w moim życiu, który nie okazał się być świnią. Nie powinnaś być w pracy? Zapytał. Jakie to zadziwiające, że zawsze miał rację. Powinnam odpowiedziałam wymijająco, po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę kuchni. Napijesz się czegoś? Chętnie. To co: herbatka? zaproponował. Wiedział, że coś się święci. Herbata oznaczała zwierzenia, bo przy czym innym tak dobrze się rozmawia? No, może jeszcze alkohol dobrze rozwiązuje język... ale ponieważ Marcin był moim głosem rozsądku i zawsze pilnował, aby wszystko było tak jak należy (a wiadomo, że alkohol z rana w środku tygodnia roboczego jest czymś względnie nie na miejscu), alkohol nie wchodził w grę. Ja zrobię. Ty idź się ubrać powiedział. Skoro nalegasz... zgodziłam się. Ostatecznie byłam w samym szlafroku i mimo, iż jemu to było obojętne, ja czułam się trochę nieswojo. Zaraz wracam dodałam i wyszłam z kuchni. Ubranie się nie było łatwe. Teoretycznie, aby to zrobić, trzeba wyciągnąć ubranie z szafki i je 5
na siebie włożyć. W praktyce, życie już takie łatwe nie jest. Próbując dostać się do swojej garderoby (w postaci rozległej szafy z masą półek, szuflad i wieszaków) przewróciłam kolejno: krzesło, stojącą lampę oraz stoliczek ze szklanym wazonem, pełnym uschłych kwiatów (na szczęście pustym, gdyż już dawno o tych biednych kwiatkach zapomniałam). W efekcie, drogę do szafy miałam całkowicie zablokowaną. “Świetnie” pomyślałam. Aż dziw, że Mario nie przybiegł zapytać czy wszystko gra; tłukący się wazon nie zapomniał o tym, że może się tłuc w sposób jak najbardziej widowiskowy i bądź, co bądź głośny. Stojąc pośrodku całego tego bałaganu i mając nadzieję nie wdepnąć w rozbite szkło, stanowczo zrezygnowałam z usług mojej szafy i ruszyłam w kierunku łóżka, na którym to leżało moje wczorajsze ubranie. Nie było najświeższe ale... BYŁO. Nie zabiłaś się? zapytał Marcin, gdy weszłam z powrotem do kuchni. Wydawało mi się, że słyszałem traktor przejeżdżający przez twoją sypialnię! zażartował. Spojrzałam na niego z ukosa i usiadłam przy stoliku. Chwyciłam kubek z herbatą i od razu podniosłam go do ust; pijąc (lub udając, że piję, bo w kubku był wrzątek), miałam chwilę na zastanowienie. Oczywiście, zamiast się zastanawiać, przyglądałam się tępo i bez emocji swojemu przyjacielowi. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że moje ubranie, na tle jego ubrań, wygląda jak łach. Mario bardzo dbał o wygląd. Zawsze był schludny, czysty i do ostatniego szczegółu zadbany. Miał falowane, ciemne włosy i szarozielone oczy. Ubierał się zwykle w jasne koszulki, szare spodnierurki i ciemną bluzę lub sweter. Także dzisiaj miał na sobie taki właśnie zestaw. Wszystko było dokładnie uprane i wyprasowane (zapewne przez niego samego) a ciemnogranatowy karigan, który miał ubrany, miał nawet kanciki. Chciałabyś mi coś powiedzieć? zapytał nieśmiało. Nie był dobry w wyciąganiu ze mnie informacji. Gdybym nie chciała, nic bym mu nie powiedziała... Miał to szczęście, że ja zawsze potrzebowałam kogoś przed kim mogę się wygadać. Nawet jeśli tak nieudolnie się do tego zabierał. Myślisz, że Krzyś może mieć żonę? wypaliłam szybko, bojąc się, że te słowa ugrzęzną mi w gardle nim zdołam je wypowiedzieć. Zdaje się, że go zaskoczyłam. Żonę? zapytał. Przecież on nie nosi obrączki... odpowiedział z zakłopotaniem. 6
Najwyraźniej kompletnie się tego nie spodziewał. I dobrze. Przynajmniej raz nie wie co powiedzieć. Jesteś jedynym facetem, który zauważa takie szczegóły u innych facetów... powiedziałam powoli, niemalże jak w transie. Dopiero po chwili zorientowałam się, że ta uwaga nie miała sensu. OCZYWIŚCIE, że zauważał takie rzeczy. Chodzi o to spróbował ponownie że żonaci mężczyźni przeważnie noszą obrączki... Nie miał jej może na jakimś łańcuszku? Zastanowiłam się. Czy Krzyś nosił jakiś łańcuszek? Przypomniałam sobie jego twarz, tak często i długo widzianą w pracy. Spojrzałam na szyję... Wyobraziłam sobie nas kilka dni temu, w mojej sypialni. Miał pieprzyk na prawym obojczyku... opalony tors... zgrabny, umięśniony brzuszek, silne ramiona... Był idealny. I to jak przytulał! Przy nim czułam się bezpiecznie. Czułam, że ktoś mnie kocha. Do teraz czułam też jego pocałunek na mojej szyi... i to jak błądził swoją wielką i silną dłonią po moim ciele, najpierw nieśmiało, potem coraz pewniej. Ściskał moje uda, piersi... Stop! Wróćmy do szyi. Nie, nie było na niej żadnego łańcuszka. Nie pamiętam łańcuszka odpowiedziałam dobitnie, jakby na potwierdzenie własnych myśli. Na palcu nie miał śladów po obrączce. Na szyi nie miał odcisków od łańcuszka... A w kieszeni? zapytał nagle Mario. Sprawdzałaś jego kieszenie? Żartujesz?! wybuchnęłam. Po co miałabym sprawdzać kieszenie facetowi, z którym spałam?! Po co spałaś z facetem, którego podejrzewasz o posiadanie żony?! odpowiedział z równie wielkim, choć udawanym uniesieniem Marcin. Gdybym go podejrzewała, nigdy bym się z nim nie przespała... wyjaśniłam zrezygnowana. Chwilę pomilczeliśmy, po czym opowiedziałam mu o niedawnym incydencie. Wysłuchał mnie z kamienną twarzą, nawet nie próbując mi przerywać. Wiedział, że jeśli mi przerwie, końca historii już nigdy nie usłyszy. Jesteś pewna, że ta kobieta nie pomyliła cię z kimś innym? zapytał, gdy skończyłam mówić. Może pomyliła adres? Z tego co mi powiedziałaś, nie zapytała nawet jak się nazywasz. Może to zwykła pomyłka? 7
Mario miał rację. Już wcześniej przyszło mi do głowy, że być może niepotrzebnie panikuję. W końcu wypadki i przypadki chodzą po ludziach, jednak w tym konkretnym wypadku, czy też potencjalnym przypadku, było zbyt wiele zbiegów okoliczności. Myślisz, że nie chodziło o niego? zapytałam z nadzieją. Wiedziałam jednak, że nawet jeśli usłyszę upragnione “nie, ona na pewno mówiła o kimś innym” z ust wszechwiedzącego Marcina, to i tak nie będę mogła mieć pewności, że to co on mówi jest prawdą. Nawet jeśli święcie w nią uwierzę. Powinnaś pójść do biura i sama go zapytać. Wtedy nie będziesz miała wątpliwości. A jeśli skłamie? Jeśli żonie powiedział, że ją zdradził i w dodatku powiedział jej z kim to zrobił, to dlaczego ciebie miałby okłamywać? Nie wiem... odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Dlaczego muszę odpowiadać na tak trudne pytania? Dlaczego muszę to wszystko przeżywać? Jakby los niedostatecznie mnie pokarał zachowaniem Krzysia... Pomożesz mi się ogarnąć? zapytałam. Mario spojrzał wymownie na moje ubranie, po czym odpowiedział; Oczywiście. Idź się wykąpać, a ja zobaczę co to za traktor był w twoim pokoju. Uśmiechnęłam się i ruszyłam do łazienki. Szybki prysznic poprawił mi nieco humor, a porządek jaki zastałam w swoim pokoju po powrocie, stanowczo podniósł mnie na duchu. Ożeń się ze mną... powiedziałam, kiedy zobaczyłam Marcina układającego na moim łóżku ubrania. Wybrał trzy różne zestawy i ułożył je tak, aby było dobrze widać jak wspaniale się prezentują. Zupełnie jakby na moim łóżku leżały trzy wyimaginowane kobiety, ubrane w moje ubrania i do tego tak niesamowicie chude, że ich właściwie nie było... Co wybierasz? Zapytał, puszczając mimo uszu moje pełne desperacji żądanie ślubu. Myślę, że to powiedziałam wskazując na środkowy zestaw będzie najodpowiedniejsze. Mario szybko schował resztę ubrań po czym zostawił mnie w pokoju razem z ciemnoszarą spódnicą do kolan, białą, rozpinaną bluzką z krótkim rękawem i żakietem do kompletu ze spódnicą. Do tego srebrny zegarek na rękę, cienkie rajstopy w odcieniu granitu i niewysokie, czarne szpilki. Mój unifrm. Moje więzienie. 8
Wyglądasz znakomicie powiedział Mario, gdy wyszłam z sypialni ubrana i delikatnie umalowana. Mówiąc delikatnie, mam na myśli tak, aby ukryć wory pod oczami, szarą i zmęczoną cerę i kilka wyprysków na czole, które wzięły się znikąd. Jednym słowem miałam na twarzy kilogram podkładu i jakieś cienie dla niepoznaki. Nie żartuj. Wyglądam jak yeti powiedziałam, siląc się na zabawny ton. Nie wyszło. Będzie dobrze odpowiedział Mario. Zobaczysz. Wszystko się ułoży. “Jak bardzo chciałabym w to wierzyć” pomyślałam, ale nie powiedziałam nic. Zamiast tego pozwoliłam odprowadzić się pod samo biuro i pomachałam Marcinowi zza szklanych, obrotowych drzwi. Nie chciał odejść. Nie wierzył, że tu zostanę. Pewnie myślał, że ucieknę kiedy tylko zniknie za horyzontem. Cóż, może i miał podstawy do tego, aby tak myśleć, ale był w błędzie. Było mi zupełnie obojętne co się za chwilę stanie. Kiedy spotkam Krzysia, po prostu zapytam go czy ma żonę. Albo nie; postaram się go jeszcze trochę poobserwować, a dopiero potem zaatakuję... Mimo obojętności byłam pełna obaw. Co zrobię gdy spotkam Krzysia? Co on zrobi? Może się zdradzi i już nie będę musiała pytać czy ma żonę? Tylko jak to poznać? Majka! usłyszałam za plecami i odwróciłam się gwałtownie. Dyrektor cię wzywa powiedziała, niemalże szeptem, Agnieszka. Pracowałyśmy razem w jednym pokoju; ona była sekretarką zastępcy dyrektora Tomasza, ja sekretarką Krzysia dyrektora firmy. Jej nagły, konspiracyjnie cichy ton sprawił, że mimowolnie poczułam dreszcze na plecach. Coś było nie tak. Dlaczego chce mnie widzieć? zapytałam, ale po chwili uświadomiłam sobie, że to dość głupie pytanie skoro przychodzę do pracy spóźniona o jakieś cztery godziny. Mówił coś? Nie. Od razu jak przyszedł kazał cię do siebie wezwać. Jak mu powiedziałam, że cię nie ma to w zasadzie wyglądał na ucieszonego... dziwne. No, ale powiedział żebyś do niego przyszła od razu jak się zjawisz odpowiedziała na jednym wydechu Aga. Wyglądała na wystraszoną, ale też bardzo zaciekawioną całą tą sytuacją. Z pewnością domyśliła się już, do czego doszło między mną a Krzysiem i teraz oczekiwała na dramatyczny finał. Może coś w tym było. Jest u siebie? zapytałam, siląc się na spokojny ton. Tak. Powiedział, że możesz wejść w każdej chwili. 9
Zostawiłam Agę w hallu i wjechałam windą na najwyższe piętro. Z sercem w gardle i drżącymi rękami, podeszłam do drzwi z wielkim napisem “Dyrektor Krzysztof Bielak”, delikatnie w nie zapukałam, po czym odetchnęłam głęboko, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. W tym momencie, całe zdenerwowanie zniknęło. Jakby wejście do jego gabinetu było jakąś bramą. Weszłam ze świata pełnego emocji, do bezuczuciowego pokoju z biurkiem pośrodku i oknem w tle. Było tam więcej mebli, ale w tej chwili nie miało to większego znaczenia. Ważne było tylko to, że za tym bezwzględnie czystym biurkiem siedział ON. Witam panią, panno Kadmowska wypalił Krzysztof, swoim suchym, urzędowym głosem. Może pani usiąść. Posłuchałam. Opadłam lekko na twarde krzesło stojące naprzeciw biurka i spojrzałam na Krzysia pustym wzrokiem. W mojej głowie toczyła się walka; “zapytać, czy nie zapytać?” Gdybym zapytała wprost, zapadłaby niezręczna cisza. Z pewnością. Nie, nie mogę do tego dopuścić. Pozostaje więc czekać i mieć nadzieję, że on pierwszy się zdradzi. Przykro mi to mówić, ale po trzech latach, które przepracowała pani w naszej firmie na stanowisku sekretarki, jestem zmuszony panią zwolnić. Cisza. Czy on powiedział “zwolnić”? Kogo on chce zwolnić? Mnie?! Za co? Za to, że z nim spałam?! Przecież to już jest szczyt bezczelności! Moje myśli szalały. Teraz już wszystko było nieważne. Wszystko zrozumiałam. Więc to jednak była twoja żona bardziej stwierdziłam niż zapytałam. Sama zdziwiłam się z jakim spokojem udało mi się to zrobić. Całkowicie bez emocji. Wręcz bezbarwnie. Krzysztof spojrzał na mnie z lekkim strachem. Wyciągnął jakieś papiery, podał mi je i powiedział: Obowiązuje panią miesięczny okres wypowiedzenia. Proszę podpisać te dokumenty, a na przyszły miesiąc znaleźć sobie inne stanowisko. Może pani wyjść. Wstałam i niewiele myśląc wyszłam z gabinetu. Czułam się dziwnie. Przez chwilę stałam nad swoim biurkiem, po czym wyciągnęłam długopis, podpisałam dokumenty, które dał mi Krzysztof, a których nawet nie przeczytałam i ruszyłam do wyjścia. Papiery zostały na biurku. Razem z całym moim spokojem. 10
Wybiegłam z budynku i szybkim krokiem ruszyłam do parku. Mój psycholog powiedział kiedyś, że zieleń koi nerwy. Miałam głęboką nadzieję, że miał rację. Dotarłam do parku, usiadłam na ławce i wybuchnęłam śmiechem! Śmiałam się bez przerwy może z dziesięć minut. Sama nie wiem czemu. Może po prostu rozpacz była nie na miejscu? Kiedy już się uspokoiłam, znowu zaczęłam racjonalnie myśleć. “Czy on naprawdę mógł mi coś takiego zrobić?” pomyślałam. Nie spodziewałabym się, że facet, o którym myślałam w kategoriach ideału, może się okazać taką bezczelną świnią! Miesiącami mnie uwodził, przespał się ze mną, powiedział swojej żonie, że się ze mną przespał, a następnie, bez zbędnych ceregieli, zwyczajnie mnie zwolnił. Tak postępują PSYCHOPACI, nie ludzie. Spokojnie powiedziałam. Całe szczęście, że w całym parku nikogo nie było. Pomijając fakt, że śmiałam się jak wariatka długo dłużej niż się śmiać powinno, mówienie do siebie było nienormalne. Tylko spokojnie powtórzyłam i odetchnęłam kilka razy głęboko. Nie pozostawało nic innego jak wziąć się w garść. W końcu co mogę poradzić na to, że mój szef jest idiotą, a ja tak łatwo dałam się podejść? Wszystko zawdzięczam samej sobie od “niewinnych” flirtów w pracy, po wpuszczenie takiego palanta do swojego mieszkania... Ba! Do swojego łóżka! Powinnam się już dawno przyzwyczaić, że życie mnie nie lubi. Z wzajemnością. Zamiast użalać się nad sobą, chwyciłam za telefon i wykręciłam numer Marcina. Jak to: zwolnił cię?! Zapytał Mario godzinę później. Siedzieliśmy w barze z kebabem i rozmawialiśmy. Spotkanie to (jak i miejsce spotkania) zaproponował on sam, chcąc dowiedzieć się, czy zapytałam Krzysztofa o żonę. Zaskakujące jak bardzo go to ciekawiło. Normalnie. Wziął i zwolnił. W końcu to mój szef, jakby nie patrzeć odpowiedziałam spokojnie. Ten spokój wypracowałam w drodze do baru, zaraz po telefonie do Marcina. W rzeczywistości nie byłam aż tak spokojna. Po obrzeżach mojego umysłu krążyły pojedyncze słowa, takie jak: “świnia”, “kretyn”, “palant” i “idiota” oraz stwierdzenia typu: “jak mogłam być 11
taka naiwna?!” Te słowa, wbrew pozorom, niosły ze sobą wielką moc. I ty tak po prostu się zgodziłaś?! Niemalże krzyknął Marcin. Ton jego głosu mnie zaskoczył. Było w nim coś zwierzęcego, jakby nagle instynkt wziął górę nad jego człowieczeństwem i sprawił, że zaczęłam się go bać. No tak... A co miałam zrobić? zapytałam nieśmiało. Nie byłam pewna, czy nie powinnam uciekać teraz gdzie pieprz rośnie. Jak to co?! kontynuował krzykiem Mario. Sprzeciwić się! Zagrozić, okrzyczeć, rozpłakać się! Nie wiem! To ty tu jesteś kobietą! Marcin miał rację. Nie powinnam tego tak zostawiać... Krzysztof zrobił ze mną co chciał, byłam dla niego niewygodna. Ale z drugiej strony sam pozbawił mnie broni, mówiąc żonie o seksie ze mną. Nie miałam na niego żadnego haka... Nawet pracownicy firmy wiedzieli, lub domyślali się, że ze sobą spaliśmy. To było po nich widać, zwłaszcza ostatnio. Najzabawniejsze, że to właśnie nagły chłód z jakim Krzysztof zaczął się do mnie odnosić, naprowadził ich na ten trop. Wcześniej tylko dziwnie się patrzeli i wymieniali porozumiewawcze spojrzenia, jakby z góry wiedzieli co się święci. Może powinnam wtedy się tym bardziej przejąć? Choć nie jestem pewna czy to by cokolwiek zmieniło... Za bardzo byłam w niego zapatrzona, by dostrzec to wszystko przed czasem. Mario milczał, więc wykorzystałam ten czas na zastanowienie się nad swoim zachowaniem. Przede wszystkim, Krzysztof zaskoczył mnie nagłą informacją o zwolnieniu... Nie powiem mogłam się tego domyślać, bo kto jak kto, ale ja nie byłam najlepszym pracownikiem. Może na początku się starałam, również a nawet bardziej wtedy, gdy awansowano mnie na stanowisko sekretarki samego dyrektora. Krzysztof był moją motywacją. Przychodziłam do pracy tylko dla niego i jedyne co przez cały dzień robiłam, to kawę dla niego. Śmieszne, ale tak właśnie było. To, co zmieniło moje podejście do pracy (choć i wcześniej zdarzały się uchybienia, na które jednak, dziwnym trafem, dyrektor nie zwracał uwagi) to fakt, iż Krzysztof przestał być dla mnie słodkim Krzysiem, a zamiast tego, zaczął być surowym Panem Dyrektorem Krzysztofem. Ten moment był przełomowy. Sprawił, że wszystkie moje niedociągnięcia oglądały światło dzienne, 12
a ja sama straciłam przyjemność z wykonywania pracy. W zasadzie to było niecałe dwa tygodnie temu temu, ale widocznie wystarczyło, żeby krzysiowe sumienie zaprowadziło go na spowiedź do żony a mnie na bruk. Może i dobrze się stało. Praca z nim wydawała się być teraz utrapieniem. Nie chcę dłużej tam pracować powiedziałam wreszcie, przerywając głuchą ciszę. W barze byliśmy sami, a Mario od jakiegoś czasu nie jadł. Pewnie ze złości nie mógł przełknąć ani kęsa swojego ulubionego kebaba. Moje frytki leżały nienaruszone od kiedy mi je podano. Marcin spojrzał na mnie przenikliwie, ale nic nie powiedział. Najwyraźniej przyjął ten fakt do wiadomości. Cisza nadal trwała, więc podjęłam kolejną próbę przerwania jej; Może i nie skończyłam żadnych studiów, ale nie jestem totalnie bezużyteczna powiedziałam. Przez chwilę myślałam, po czym zaczęłam znowu jako absolwentka liceum na profilu dziennikarskim mogłabym zająć się pisaniem artykułów... Myślisz, że coś z tego będzie? podjął temat Marcin. Nie wyglądał na zadowolonego, ale starał się tego po sobie nie pokazywać. Pozytywnym znakiem było to, że ponownie zaczął jeść. Nie wiem czy będzie, ale właściwie czemu nie? zapytałam. Mario już otwierał usta żeby odpowiedzieć, ale uprzedziłam go dodając szybko to było pytanie retoryczne. Ok. zgodził się. Wiedziałam, że nie miał zamiaru mnie gasić, ale najwyraźniej chciał powiedzieć coś nieprzyjemnego. Przez chwilę sprawiał wrażenie jakby mu ulżyło, że mu na to nie pozwoliłam. Widzimy się jutro? zapytałam. Możemy. Wpadnę koło trzeciej. Mam nadzieję, że zastanę cię zawaloną ofertami pracy odpowiedział z sarkazmem. Byłam w stanie mu to wybaczyć. I tak powstrzymywał się jak mógł, żeby nie powiedzieć czegoś ewidentnie przykrego. To do jutra powiedziałam chłodno i wyszłam. Miałam ochotę się wyspać. Zupełnie jakbym wcale nie zaspała dzisiaj do pracy i wcale nie przespała prawie całego ostatniego tygodnia. Może przydałoby mi się trochę ruchu? Ruch na świeżym powietrzu chyba eliminuje poczucie senności? A może wprost przeciwnie... Kiedyś o tym czytałam, ale widać to było dawno. Wszystko wskazywało na to, że nadeszła pora na uaktualnienie swojej wiedzy na niektóre tematy. Tak... od czegoś trzeba zacząć. Artykuły są przecież tematyczne. Mogę równie dobrze 13
zacząć od tych o zdrowiu. O ile ktoś mnie zatrudni. Głęboko rozmyślając o najbliższej przyszłości dotarłam do swojej kamienicy. W drodze na odpowiednie piętro nie spotkałam żadnego sąsiada czy sąsiadki. Nawet żadnego kota miauczącego pod drzwiami, aby go wpuścić. Jednym słowem cisza kompletna. Cisza i bezludność. W sam raz, na popołudniową drzemkę. Weszłam do mieszkania, a następnie do swojej (posprzątanej już teraz) sypialni, po czym padłam na łóżko i niemal natychmiast zasnęłam. PUK! PUK! PUK! “Zmieniam adres zamieszkania” pomyślałam, po raz kolejny obudzona dobijaniem się do drzwi. Trzy razy w ciągu dwóch dni to stanowczo za dużo. Muszę uciec gdzieś, gdzie mnie nie znają... PUK! PUK! PUK! “Dajcie mi spać...” myślałam dalej. Jakoś nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić kto to. Dopóki nie krzyczał na mnie przez zamknięte drzwi, nie było to absolutnie konieczne. Pukanie ustało, jednak z korytarza dało się słyszeć cichy jęk powoli otwieranych drzwi. Nienaoliwione zawiasy mają jednak swoje plusy. Wyglądało na to, że po powrocie najwyraźniej zapomniałam zamknąć drzwi na klucz. Czyli jednak trzeba będzie wstać. Po cichu usiadłam na łóżku i nasłuchiwałam. Całe szczęście, że moje łóżko nie skrzypiało. Pozostałam niezauważona oraz przede wszystkim nieusłyszana przez swojego niespodziewanego “gościa”. Czekałam. Przyszło mi do głowy, że na amerykańskich filmach w takim momencie, właściciel domu chwyta za kij basebolowy i skrada się w kierunku włamywacza, by następnie niepostrzeżenie zaświecić światło, zakrzyknąć coś w stylu: “Łaaaaa!” i rzucić się na zaskoczonego złodzieja. Przez chwilę nawet zastanawiałam się czy w mojej sypialni jest jakiś kij basebolowy. Raczej takowego tu nie było. Szybko opanowałam szalejącą wyobraźnię. Koniec końców, miałam jednak powody, by się nie bać; żaden normalny złodziej nie puka najpierw do drzwi mieszkania, które zamierza 14
obrabować... Przynajmniej tak mi się zawsze wydawało. Powoli wstałam i pomimo niejakiej “pewności”, że to mimo wszystko nie jest włamywacz, chwyciłam parasolkę. Może to i nie była najlepsza broń, biorąc pod uwagę poziom zaawansowania dzisiejszej broni, zwłaszcza palnej, w którą potencjalny włamywacz mógł być uzbrojony, ale zawsze lepiej bić na oślep parasolką niż gołymi rękami, prawda? Uzbrojona po uszy w swój deszczochron, ruszyłam w stronę wejścia. Kiedy znalazłam się już na korytarzu, zauważyłam, że mój “gość” zaświecił sobie światło w kuchni. “Czyli nici z elementu zaskoczenia” mimowolnie zaświtało mi w głowie, ale szybko odrzuciłam tę myśl. Z kuchni zaczęły mnie dobiegać dziwne odgłosy... Zbliżyłam się jeszcze bardziej i ze zdziwieniem odkryłam, że osoba znajdująca się w mojej kuchni, najzwyczajniej w świecie robi sobie herbatkę! “Może to Marcin?” pomyślałam. To było bardzo prawdopodobne. Może nie chciał mnie budzić i dlatego najpierw udał się do kuchni, żeby zrobić nam herbatę, a dopiero potem planował mnie obudzić? A może poczekałby aż sama wstanę? Uspokojona, powoli ruszyłam w stronę kuchennych drzwi. Robiłam to jednak całkowicie bezgłośnie, żeby się nie zdradzić. W końcu nie chciałam mu zepsuć niespodzianki! Dochodząc do drzwi usłyszałam przyciszoną rozmowę. “Mario kogoś przyprowadził?” zdziwiłam się. Nigdy tego nie robił. Nie. To nie był Mario. Znałam te głosy... Czy to możliwe, żeby to byli...? Mama?! Tata?! Zawołałam wpadając do pomieszczenia. Nie zaprzątnęłam sobie nawet głowy jakimś normalnym “dzień dobry”. Rodzice spojrzeli na mnie z zaskoczeniem. Oboje zastygli w bezruchu gdy weszłam i aż do teraz w tym bezruchu pozostali. Tata ocknął się jako pierwszy. Dzień dobry córeczko powiedział. Zastanawialiśmy się z twoją mamą kiedy wstaniesz... Nie dzwoniliście, że przyjeżdżacie przerwałam mu. Od razu poczułam, że zabrzmiało to trochę chamsko, więc żeby się zreflektować dodałam cieszę się, że was widzę i podeszłam, żeby się przywitać. Właśnie ten gest sprawił, że ożywiła się moja mama. Córeczko, kochanie. Nie planowaliśmy tego przyjazdu. Tak się jakoś złożyło, sama wiesz jak to jest... 15
Tak mamo, wiem... powiedziałam z uśmiechem, ale mimo wszystko czułam, że coś jest nie tak. Moi rodzice nie mogli do mnie przyjechać tak o przypadkiem. Zrozumiałabym to, gdybym mieszkała blisko nich, ale dzieliło nas od siebie kilkaset kilometrów. Nie mieli też do mnie po drodze, jadąc do jakiegokolwiek innego członka rodzina. Jednym słowem albo właśnie wybrali się w podróż samochodem dookoła świata, albo coś się stało. Stawiałabym na to drugie. Jak wam minęła podróż? Zapytałam, odwlekając moment ujawnienia tajemniczego powodu przyjazdu rodziców. Ostatecznie, jeśli to były jakieś złe wieści, na pewno lepiej mi się żyło bez nich. Po co psuć sobie od razu cały dzień? Bardzo dobrze, nawet prawie korków nie było. To jednak zbawienny moment, te wakacje, bo wszyscy siedzą albo nad morzem, albo w górach, albo zagranicą. W każdym razie drogi są puste powiedziała mama i tym samym całkowicie wyczerpała temat. Napijecie się czegoś? Zapytałam. Właśnie zrobiliśmy sobie herbaty... odpowiedziała znowu mama. I ponownie zapadła cisza. Patrzeliśmy na siebie i milczeliśmy. Ach, jak ja nienawidzę takich momentów! Dobra. Mówcie co się stało wypaliłam. Nie mogłam dłużej znieść tej atmosfery. Jak mnie mają czymś dobić to niech to jednak zrobią jak najszybciej. Ależ córciu... Nic się przecież nie stało... Już ja dobrze wiem przerwałam jej. Zawsze przyjeżdżacie jak coś się stanie. Ty nie potrafisz inaczej przekazywać ważnych informacji, mamo. Rodzice wymienili spojrzenia. Trudno było określić jakiego rodzaju to były spojrzenia... Nic nie mogłam wywnioskować z ich twarzy. Czy chcieli mi powiedzieć, że ktoś zmarł? Może ktoś miał ciężki wypadek i walczy teraz o życie w szpitalu? A co jeśli to ktoś bliski? Może mój pies zdechł? Twoja siostra... zaczęła mama, a mi serce podskoczyło do gardła. Moja siostra? Moja siostra, co...? Co się stało? Nie żyje?! Boże! Popełniła samobójstwo! Albo może zginęła jako bohater ratując dziecko z walącego się i palącego budynku... Wróć! Skąd się biorą takie myśli w mojej głowie?! Twoja siostra bierze ślub powiedziała mama. Odetchnęłam. Mam zdecydowanie zbyt bujną wyobraźnię... Już pomijam to, w jakim kierunku się ona rozwija. Jestem przemęczona. 16
Stanowczo. Jak to: bierze ślub? Z kim? Zapytałam, kiedy już dotarło do mnie, że to jednak dziwna informacja jak na przyjazd rodziców. Ostatnim razem kiedy do mnie przyjechali, dowiedziałam się, że mój dziadek zasnął za kierownicą i spowodował wypadek na autostradzie, w którym przy okazji sam zginął. Ale wtedy przyjechali zapłakani i nawet nie starali się kryć z tym, że mają dla mnie jakieś wieści. Zresztą i tak by im się to nie udało, bo na pierwszy rzut oka było widać, że coś się stało. Jeszcze wcześniej, przyjechali z “dramatyczną” wiadomością o tym, że mój starszy brat się rozwiódł. Nie powiem, to było smutne, ale w gruncie rzeczy takie jest życie. Najbardziej zapadł mi w pamięci ich pierwszy przyjazd, jakieś dziewięć lat temu. To było zaraz po tym, jak wyprowadziłam się z domu, czyli tuż przed moimi dziewiętnastymi urodzinami. Poinformowali mnie wtedy o śmierci mojej babci. Potem długo się z nimi nie kontaktowałam. Zupełnie jakby to była ich wina, bo to od nich się o tym dowiedziałam. Wszystkie dotychczasowe przyjazdy były związane ze złymi wiadomościami. Dlaczego nagle przyjechali z informacją o ślubie? Ślub jest chyba czymś radosnym... Mogli zadzwonić albo wysłać SMSa. Za Artura odpowiedziała mama, wyrywając mnie z zamyślenia. wiesz, tego sklepikarza z sąsiedztwa. Tak. To było bardzo w stylu mojej siostry. Jedyne o czym zawsze marzyła to wyjść za mąż i dać naszym rodzicom wnuki. Oni też zawsze o tym marzyli. Nie udało im się z moim bratem (rozwiódł się zanim jakiekolwiek jego dziecko zostało poczęte) i nie udało im się ze mną (nigdy nie ciągnęło mnie do dzieci, wolałam się najpierw ustatkować, co też niespecjalnie mi wychodziło...). Mieli więc nadzieję, że choć najmłodsza córka spełni ich marzenie. Tylko dlaczego, do licha, przyjeżdżali z tym do mnie?! Cieszę się, że znalazła kogoś do reprodukcji powiedziałam chłodno. Wszyscy wiedzieliśmy, czego chcieli od nas rodzice. I oni wiedzieli, że my wiemy. Ależ nie wyrażaj się tak źle o swojej siostrze! skarcił mnie ojciec. Artur i Kasia są razem bardzo szczęśliwi... Zwłaszcza, że Artur jest w moim wieku odpowiedziałam z sarkazmem. A ja jestem prawie dziesięć lat starsza od Kasi. Naprawdę sądzicie, że to dobry pomysł? zapytałam. 17
Kochanie, to była ich decyzja. Dobrze wiesz, że Artur od zawsze był zainteresowany twoją siostrą powiedziała mama. “Pedofile też interesują się małymi dziewczynkami” pomyślałam. Nie żeby Artur był pedofilem. Dobrze go znałam, był raczej porządny. W zasadzie, jeśli Kasia już koniecznie chciała jak najszybciej spełnić wolę rodziców, to wybrała odpowiedniego partnera. Pozostawało się z tym pogodzić. Ok. Rozumiem. Cóż, to jej życie dukałam. Nadal nie mogłam rozgryść, dlaczego rodzice przyjechali. Nie, stanowczo nie chodziło o ślub Kasi... To było coś więcej. Dzień dobry! rozległo się z korytarza i wszyscy, jak na komendę, zwróciliśmy się w tamtą stronę. W drzwiach kuchennych ukazała się wesoła twarz Marcina. Nie wiedziałem, że państwo przyjeżdżają powiedział, widząc moich rodziców. Uśmiech jednak nie znikał z jego twarzy. Moja matka również się rozpromieniła, podeszła do niego i pozwoliła się ucałować na powitanie. Marcinku, kochanie! zawołała. Jak to miło, że nadal tu zaglądasz! Maja nie zostawia mi innego wyjścia zażartował Mario. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Nie odwzajemniłam tego uśmiechu. Uświadomiłam sobie, że chyba wiem, po co tak naprawdę przyjechali moi rodzice. Co się stało, że państwo przyjechali? Zapytał Mario. “Proszę cię, nie ułatwiaj im tego” jęczałam w duchu. On jednak, zdawał się tego nie wyczuwać. Ach! Postanowiliśmy osobiście przekazać Majeczce dobre wieści! Zapiszczała mama. Była niesamowicie szczęśliwa, że Marcin sam podjął temat. To nie wróżyło nic dobrego. Kasia wychodzi za mąż dodała donośnym szeptem, po czym utkwiła swój wzrok w gościu, czekając na entuzjazm z jego strony. Mario, oczywiście, bynajmniej jej nie zawiódł. Za mąż? No to serdeczne gratulacje! Wygląda na to, że już niebawem zostaną państwo upragnionymi dziadkami! powiedział. On również wiedział, do czego moi rodzice dążyli przez całe życie. Niejednokrotnie też, przekonał się o tym na własnej skórze, ponieważ państwo Kadmowscy wymarzyli go sobie na mojego męża, a swojego zięcia. Nie wiedzieli, że jest gejem. Nigdy im o tym nie powiedziałam. Jemu też zabroniłam. Moja mama spojrzała na niego z nieukrywaną radością, po czym spojrzała również na mnie i wreszcie powiedziała to, co chciała powiedzieć od samego początku; 18
Ale wy razem ładnie wyglądacie! Marcin zmieszał się nieco, ale nic nie odpowiedział. Pozostawił na moich barkach ratowanie sytuacji. Tak, wiemy mamo. Powtarzasz to od kiedy poznałaś Marcina... Bo to święta prawda! przerwała mi matka. “Czy ona nigdy nie da za wygraną?” przemknęło mi przez myśl. I to bardzo dobrze się składa! dodała. A to dlaczego? zapytałam. A to dlatego odpowiedziała mi natychmiast mama że od zawsze wiadomo, że na wesele nie idzie się w pojedynkę. To chyba oczywiste, że musisz wziąć ze sobą Marcina! Fakt. Wesele. Jakoś mi to nie przyszło do głowy. W sumie to nie taki zły pomysł, żeby Mario poszedł razem ze mną. Będziemy mieli niezły ubaw. To co? zapytałam. Chciałbyś pójść ze mną? Marcin spojrzał na mnie niepewnie, nie do końca wiedząc, czy żartuję, czy też mówię całkiem poważnie, ale nie dostrzegłszy niczego podejrzanego w mojej twarzy, odpowiedział; Jasne. Czemu nie? No to załatwione powiedział nagle mój ojciec. Wszyscy podskoczyliśmy, bo już dawno zapomnieliśmy o jego obecności. On sam uśmiechnął się, po czym zwrócił się do swojej żony Musimy już wracać. Kasia mi nie daruje, jeśli nie dowiozę cię na czas, na mierzenie sukni ślubnej. Tak, masz rację powiedziała mama. Ślub odbędzie się w naszym kościółku, dokładnie za dwa tygodnie, o dwunastej w południe. Bądźcie jednak wcześniej, najlepiej dzień wcześniej. Możecie przecież nocować... Tak, wiem mamo. Na pewno przyjedziemy przerwałam jej. Tata zdawał się już lekko niecierpliwić, więc szybko pożegnałam się z nimi i odprowadziłam ich do drzwi. Kiedy wyszli, trzy razy przekręciłam zamek, a następnie wróciłam do kuchni, gdzie siedział Marcin. Spojrzałam na niego, a on na mnie. Nie wyglądał na zadowolonego. Zamierzasz im kiedyś o mnie powiedzieć? zapytał. Kiedyś tak... odpowiedziałam wymijająco. Wiedziałam, że gdyby nie ja, już dawno sam by to zrobił. W sumie mogłam mu na to pozwolić. Nawet dzisiaj byłby gotowy ich w tym uświadomić. 19
Czego się bałam? A co z weselem? zapytał Mario. Co z nim? odpowiedziałam pytaniem. Naprawdę chcesz, żebym z tobą poszedł? Tak. Może być zabawnie... W każdym razie na pewno nie chcę iść sama powiedziałam, ucinając rozmowę. Marcin zrozumiał przesłanie i zmienił temat. Jak tam twoje plany na karierę dziennikarską? Nijak odpowiedziałam. Ledwie wstałam. Muszę rozejrzeć się za pracą... Pamiętaj, że nadal pracujesz w firmie Krzysia. I ponownie jesteś spóźniona... dodał, spoglądając na zegarek. Znów miał rację. Czasem mnie tym wkurzał. Ale w gruncie rzeczy dobrze, że choć jedno z nas ma tę umiejętność. Szkoda tylko, że nie ja. Co mi mogą zrobić, jeśli nie będę przychodzić do pracy przez cały okres wypowiedzenia? Nie wypłacić pieniędzy za ten miesiąc? To źle? zapytałam. Trudno było mi określić co byłoby większym utrapieniem; widywać codziennie Krzysztofa, czy głodować i narobić sobie długów. Żartujesz? odpowiedział pytaniem Mario. Spojrzałam na niego żałosnym wzrokiem. Westchnął głęboko i powiedział; Dowiedz się ile masz zaległego urlopu i postaraj się go wybrać w taki sposób, żeby jak najrzadziej być w pracy. Tylko pamiętaj, że musisz mieć wolne na wesele swojej siostry... Jesteś genialny! krzyknęłam i rzuciłam się Marcinowi na szyję, by go ucałować. To była najmądrzejsza rzecz jaką kiedykolwiek usłyszałam! Przecież mój zachwyt Krzysiem spowodował, że w życiu nie byłam na żadnym urlopie! Musiałam mieć całe mnóstwo wolnych dni do wybrania, nie wspominając już o tym, że na jego życzenie bardzo często zostawałam po godzinach! Pomóż mi się pozbierać, muszę jak najszybciej znaleźć się w biurze! zawołałam z entuzjazmem. Ten dzień już nie mógł być lepszy! Szybko się umyłam i ubrałam, po czym niemal biegiem dotarłam do biurowca, w którym mieściła się firma Krzysia. Budynek był wysoki i całkowicie przeszklony. Te dwie cechy sprawiły, że kilka lat temu zapragnęłam w nim pracować. “To śmieszne” pomyślałam. Teraz 20
nie różnił się dla mnie niczym od wszystkich innych budynków w mieście. Wbiegłam do windy i wcisnęłam do oporu guzik z cyfrą najwyższego piętra, na którym mieścił się gabinet dyrektora, oraz moje biurko. Gdzieś ty się podziewała?! syknęła na mnie Agnieszka, gdy tylko otworzyły się drzwi windy. Nawet nie spróbowałam jej odpowiedzieć. Rzuciłam się do dokumentów pracowników, które znajdowały się w segregatorach, na półce za moim biurkiem i zaczęłam je dokładnie wertować. Kadmowska... szeptałam, szukając swojego nazwiska. Kiedy wreszcie je znalazłam, spostrzegłam z zaskoczeniem, że informacje na mój temat ograniczyły się do mojego CV i umowy o pracę, którą podpisałam w pierwszym dniu biurowej egzystencji. W koszulce z umową znajdowały się również jakieś dokumenty z informacją o moim awansie. Osłupiałam. Czego szukasz? Zapytała Aga. Rejestr pracowników... wyszeptałam i poczułam jak spływa na mnie olśnienie. W końcu żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, dlaczego, u licha, szukałam tego wszystkiego w segregatorze? Jak opętana, rzuciłam się do komputera i już po chwili miałam przed sobą wszystkie najważniejsze informacje; “Maria Aneta Kadmowska, ur. 12.06.1984 r. data rozpoczęcia pracy: 1.01.2009 r. staż pracy: 3lata (słownie: trzy lata) ilość niewybranych dni urlopowych, płatnych: 15 ilość wypracowanych nadgodzin: 41 ilość dni urlopowych, przysługujących za wypracowane nadgodziny: 5,125” “Bingo!” pomyślałam. Jeśli przysługuje mi dwadzieścia dni wolnych, a miesiąc ma dni roboczych około... co tam około, dokładnie! Dwadzieścia trzy dni robocze! To pozostają mi tylko trzy dni do odpracowania! Z tego jeden dzień już minął, więc zostają tylko dwa! Niewiele myśląc, wydrukowałam sobie wykaz swoich nadgodzin i czym prędzej podbiegłam z 21
nimi do kalendarza. “Dwadzieścia dni” pomyślałam. W tym miesiącu nie ma żadnego święta, więc nie ma żadnej różnicy, w jaki sposób ułożę sobie dni wolne. Wróciłam do komputera i wydrukowałam wniosek o urlop. Agnieszka już nawet nie pytała co robię, tylko z przerażeniem obserwowała moje chaotyczne ruchy. Ja tymczasem, z drżeniem rąk wypełniałam wniosek, posiłkując się wydrukowanym przed chwilą wykazem nadgodzin i już po chwili moje dzieło było ukończone. Pozostawało tylko zanieść wniosek do gabinetu dyrektora... czyli najgorsze dopiero przede mną. Podeszłam do drzwi z wielką tabliczką oznajmującą, iż znajduję się kilka metrów od “Dyrektora Krzysztofa Bielaka” i z przerażeniem zapukałam. Teraz nie było już odwrotu. Nacisnęłam klamkę, weszłam do środka i ponownie poczułam nieopisany spokój i opanowanie, jakby drzwi gabinetu stanowiły bramę pomiędzy dwoma odmiennymi światami. Słucham? zapytał Krzysztof, a ja aż podskoczyłam. Jego głos sprawił, że przerażenie wróciło. W dodatku ze zdwojoną siłą. Chciałabym... Chciałabym złożyć wniosek o urlop wydukałam. Krzyś sprawiał wrażenie zaskoczonego. “Dlaczego ostatnio wszystkich zaskakuję?” pomyślałam, ale szybko tę myśl odrzuciłam. Teraz, należało się skupić tylko i wyłącznie na tym, co powie dyrektor. Wniosek...? Zapytał. Jaki wniosek? Wniosek o urlop powtórzyłam. Ogłuchł czy udaje idiotę? A może żona zrobiła mu w domu piekło i tak na niego nawrzeszczała, że nie obyło się bez laryngologa? Chce pani iść na urlop? zapytał. Jego brwi znajdowały się tak wysoko, że sprawiał wrażenie wiecznie zadziwionego dziecka. Jak ja się mogłam w nim zakochać?! Owszem powiedziałam chłodno i poczułam napływ siły. Z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu, czułam w tej chwili nad nim władzę. Jakby ta jego głupkowatość sprawiała, że ja byłam lepszym człowiekiem. Czy jest z tym jakiś problem? zapytałam. “A spróbuj powiedzieć, że tak” pomyślałam jednocześnie. Nie... Nie, myślę, że nie będzie problemu... mówił Krzysztof. Oczywiście dodał, a jego oczy zapłonęły jeśli jakiś urlop pani przysługuje. Przeraziłam się. Czy on mi właśnie grozi? W jednej chwili poczułam jak z rosnącej w potęgę, samowystarczalnej kobiety, znów staję się szarą i poddaną sekretarką. 22
Jak to: jeśli mi przysługuje? Zapytałam, siląc się na spokojny ton. Sprawdziłam dokładnie w rejestrze pracowników i wiem na pewno, że przysługuje mi dwadzieścia dni płatnego urlopu. Wiem, że wniosek o urlop jest zwykle rozpatrywany w ciągu tygodnia, ale ze względu na sytuację, w której się znajduję, proszę o natychmiastowe jego rozpatrzenie wyrecytowałam. Nie miałam pojęcia skąd wzięłam tę regułkę. To nie było teraz ważne. Ważne było tylko to, że poskutkowała. Oczywiście powiedział Krzysiu. Jeszcze dziś się tym zajmę. Tymczasem proszę wracać do pracy. Szybko wyszłam z gabinetu i odetchnęłam. Czułam jak trzęsą mi się nogi. Panno Kadmowska? usłyszałam zza drzwi. Tak? zapytałam, wstawiając z powrotem do środka samą głowę. Nogi nadal mi się trzęsły, więc niemądrze byłoby tam teraz wchodzić. Poproszę kawę. Cukier i mleko, jak zawsze powiedział sucho Krzysztof, po czym wrócił do swoich spraw. “No jasne” pomyślałam. Teraz będzie się mną wysługiwał przez cały dzień, bo nagle okazało się, że mam swój rozum (czyli Marcina) i nie będzie mógł tego robić do końca okresu wypowiedzenia. Miałam tylko nadzieję, że nie doszuka się nigdzie żadnych argumentów za tym, żebym na ten urlop nie poszła... Szybko zaparzyłam Krzysiowi kawę, wysłużyłam się Agnieszką, która dzięki mojej namowie mu tę kawę zaniosła (ja byłam zbyt roztrzęsiona by się do tego zabrać), po czym usiadłam za swoim biurkiem i wpatrzyłam się w przeciwległą ścianę. Właśnie na tym polegała cała moja praca. Na robieniu kawy i patrzeniu się w ścianę. Żeby było śmieszniej, właściwie niewiele więcej znajdowało się na liście moich firmowych obowiązków! Co prawda, widniało na niej jasno, że powinnam “odbierać ważne telefony i przekierowywać je do gabinetu dyrektora” za uprzednim uzyskaniem od niego zgody na połączenie, ale w rzeczywistości, wszystkie ważne rozmowy odbywały się w gabinecie zastępcy dyrektora Tomasza. Krzysztof był na tyle leniwy, że jako dyrektor wydał rozporządzenie, którego ogólny sens był taki, że wszystko co może zostać zrobione bez jego udziału, ma się odbyć bez jego udziału. W ten sposób odbierał sobie połowę obowiązków, pobierając dokładnie takie samo wynagrodzenie. W zasadzie nie była mu 23
nawet potrzebna sekretarka pomijając fakt, że był zbyt leniwy, aby samemu zrobić sobie kawę. Znudzona i bynajmniej nie zmotywowana do pracy, wypatrzyłam na pustej ścianie jedno małe zadrapanie i utkwiłam w nim wzrok. W tej pozycji przetrwałam cztery godziny, które pozostały do końca dniówki. Z zamyślenia, które polegało na myśleniu o niczym, wyrwał mnie głos Krzysztofa, stojącego przy moim biurku. Przeczytałem pani wniosek i muszę powiedzieć, że bardzo pozytywnie spojrzała pani na swoją sytuację powiedział, a ja ze ściany, przeniosłam wzrok na niego. Przy pani ostatniej frekwencji, pani sytuacja uległa znaczącej zmianie. To znaczy? zapytałam znudzona. Po tylu godzinach nie robienia niczego, nawet nie byłam w stanie się bać. To znaczy odpowiedział dyrektor mściwym tonem że może pani wybrać maksymalnie siedemnaście dni wolnego. Do zakończenia pracy w naszej firmie zostało pani jeszcze dwadzieścia jeden dni. Odliczając siedemnaści dni urlopu, pozostają więc pani do odpracowania cztery dni. Zastanowiłam się. To chyba nie tak źle? Wolisz odpracować je przed urlopem, czy po urlopie? zapytał, a ja puściłam mimo uszu to nagłe przejście z oficjalnego tonu, na ton bynajmniej nie oficjalny. Głupie pytanie. To chyba jasne, że po urlopie? Może zdążę ochłonąć i te cztery dni nie będą takie straszne? Wrócę do pracy za siedemnaście dni odpowiedziałam, a następnie nie czekając na jego reakcję, wstałam i wyszłam z biura. Z pierwszym powiewem wiatru poczułam wolność. Ruszyłam do parku, usiadłam na ławce i wyjęłam swój notatnik. Znalazłam czystą stronę i natchniona chwilą, zaczęłam pisać. Niniejszym przysięgam, że poniższy plan, stworzony w celu wyjścia na prostą i znormalizowania tempa mojego życia, zostanie (co do punktu i, rzecz jasna, po kolei) wypełniony. 1. Zakończyć stare życie 24
2. Nie załamać się 3. Rozpocząć nowe życie 4. Zmienić otoczenie 5. Zakochać się 6. Ustatkować się 7. Znaleźć szczęście Skończyłam pisać i przyjrzałam się swojej twórczości. Tak, zwięźle, przedstawiał się mój plan na najbliższą przyszłość. Zastanowiłam się, po czym odhaczyłam pierwszy punkt nie licząc tego, że za siedemnaście dni będę musiała na chwilę do tego starego życia wrócić, to w zasadzie mogę je uznać za zakończone. “Pora zamknąć ten rozdział w swoim życiu” pomyślałam. Teraz tylko muszę spróbować się nie załamać. 25