Ankiszon

  • Dokumenty3 512
  • Odsłony227 692
  • Obserwuję249
  • Rozmiar dokumentów4.6 GB
  • Ilość pobrań145 351

Noel Alyson - Greckie wakacje

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Ankiszon
EBooki
EBooki prywatne

Noel Alyson - Greckie wakacje.pdf

Ankiszon EBooki EBooki prywatne Noel Alyson
Użytkownik Ankiszon wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 35 osób, 17 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 270 stron)

Spis treści Dedykacja *** Okrutne lato Krąg na piasku Okrutne lato Krąg na piasku Podziękowania

13 czerwca Kochana Ciociu Tally, prosiłam mamę o Twój adres mejlowy, ale powiedziała, że nie masz. To jakiś żart, prawda? Nie o to chodzi, że powinnaś mieć komputer, bo i tak zabiorę swój laptop, ale chciałabym się upewnić, czy masz bezprzewodowy, szerokopasmowy internet, szybkie łącze, czy jak to tam się u Was nazywa, ponieważ muszę mieć stały dostęp do sieci, bo właśnie zakumplowałam się z tą nową paczką i Przed chwilą weszła mama i jak zobaczyła, co robię, powiedziała: „Tylko niepotrzebnie wydasz pieniądze na znaczek, Colbie, bo i tak dotrzesz na miejsce przed listem”. Wyślę ten list tak czy siak, na wypadek gdyby się jednak myliła. Ale na wypadek gdyby jednak miała rację, nie będę się już dłużej rozpisywać. Do zobaczenia wkrótce. Uściski Colbie 15 czerwca Kochani Rodzice, jeśli jakimś cudem przyszło Wam do głowy na chwilę przerwać kłótnię i zajrzeć do mojego pokoju, to pewnie już wiecie, że nie ma mnie w domu. Wyszłam z przyjaciółmi i mam zamiar miło spędzić swoją ostatnią noc na wolności. To moja ostatnia szansa, żeby trochę zaszaleć, zanim dopniecie swego i odbierzecie mi wszystko. Ale nie martwcie się. Nie mam zamiaru uciec z domu ani nic w tym guście. Głównie dlatego, że Wasza decyzja o zesłaniu mnie na wygnanie i tak już załatwia sprawę. Zrobiłam wszystko, co mogłam, żeby przemówić Wam do rozsądku i skończyć ten cyrk, ale skoro mi się nie udało, złożę broń, dostosuję się do Waszych życzeń i przyjmę z pokorą los, który mi zgotowaliście. Ale jeszcze nie teraz, troszkę później. Teraz mam zamiar po prostu dobrze się bawić – póki jeszcze mogę. Jednak zanim pójdę, chciałabym poddać Wam kilka zdań pod rozwagę: Jeszcze nie jest za późno! Jeszcze możecie zmienić zdanie! Wszystko da się jeszcze odkręcić! Moglibyście przynajmniej się nad tym zastanowić. Colbie 16 czerwca Nie mogę uwierzyć, że naprawdę piszę w tym pamiętniku. Kiedy mama mi go dziś wręczyła (właściwie było to wczoraj), popatrzyłam na nią tylko i spytałam: co to takiego? A ona powiedziała: – Pomyślałam, że możesz w nim pisać o tych wszystkich ciekawych rzeczach, które przydarzą ci się w ciągu wakacji. Pokręciłam głową, przewróciłam oczami i westchnęłam tak głośno, jak tylko się dało. A potem cisnęłam zeszyt na biurko i przyglądałam się obojętnie, jak zsuwa się ze sterty papierów i spada na ziemię. Mama stała bez słowa i spoglądała to na mnie, to na zeszyt.

Zmrużyłam oczy, ale nie odwróciłam wzroku. Zastanawiałam się, czy zacznie na mnie krzyczeć, czy się rozpłacze, czy może jedno i drugie. W końcu jednak tylko pokręciła głową i wyszła, a gdy drzwi się za nią zamknęły, zaczęłam płakać. Uważałam jednak, by nie płakać zbyt długo, bo nie chciałam być cała czerwona i zapuchnięta na pożegnalnej imprezie, którą Amanda miała wyprawić z okazji mojego wyjazdu. Koniec końców byłyśmy tylko we dwie z sześciopakiem piwa oraz chipsami. Przynajmniej dopóki nie wykonała kilku telefonów… No dobrze, właśnie miałam opisać, co się później stało, ale w porę się powstrzymałam. Nie byłoby to zbyt rozsądne, żeby zdradzać tutaj wszystkie sekrety. Mam co prawda wielką ochotę napisać o WSZYSTKIM, co się wydarzyło (a daję słowo, naprawdę jest o CZYM), bo sądzę, że przelanie tego na papier pomogłoby mi nabrać trochę dystansu, ale nie mogę opędzić się od natarczywej myśli – a jeśli ktoś to przeczyta? Zeszytu w skórzanych okładkach nie da się przecież zabezpieczyć hasłem. Poza tym wciąż słyszę z dołu wrzaski rodziców, co z jednej strony skutecznie uniemożliwia mi skupienie, a z drugiej każe mi myśleć o tym, co będzie, kiedy przyjdą na górę sprawdzić, czy już śpię (zawsze to robią, kiedy wykończeni wrzaskiem postanawiają zakończyć awanturę i udać się do swoich oddzielnych sypialni). Kto wie, czy nie strzeli im wtedy do głowy zajrzeć do moich notatek. Może to i wygląda na manię prześladowczą, ale szczerze mówiąc, po tym, jak zrujnowali mi życie w każdym najdrobniejszym szczególe, utrata zaufania jest jak najbardziej zrozumiała. Mając to na uwadze, lepiej na dzisiaj już skończę. Kiedy indziej i gdzie indziej napiszę może nieco więcej. A może i nie. 16 czerwca Wiadomość tekstowa Do: Amanda Pisze ost raz bo jestem spakowana & zaraz jade Wcz było super & przez to jest mi jeszcze ciezej wyjezdzac Nie moge uwierzyc ze starzy mi to robia Pzdr ode mnie Leviego & plz daj mu moj adres bo zapomnialam 3maj sie, pzdr Colbie 16 czerwca Kochani Rodzice, mam nadzieję, że jak wrócicie do domu z lotniska, przeczytacie ten list i zdacie sobie sprawę, jak ogromny błąd właśnie popełniliście. Bo to jest strasznie, okropnie NIESPRAWIEDLIWE! Wygląda na to, że karzecie MNIE za WASZĄ decyzję o rozwodzie, któremu zresztą, jak wiecie, jestem nie tylko przeciwna, ale też nigdy go nie zaakceptuję. Ale to mnie przypada w udziale zesłanie i to ja mam wyjechać, więc uważam, że to nie ma sensu. Bo to nie ja stwarzam problemy. To nie ja wrzeszczę i ciągle się kłócę, tylko WY! Ale jakimś cudem to właśnie moje imię widnieje na bilecie. Czy kiedykolwiek przyszło Wam do głowy, że to NIE JA powinnam zostać wysłana do ciotki Tally? Czy kiedykolwiek pomyśleliście, że może to KTÓREŚ z WAS powinno ochłonąć przez kilka miesięcy na greckiej wyspie, a ja mogłabym wtedy zostać w domu i korzystać

z wakacji? Najwyraźniej nie. Mam nadzieję, że zanim skończycie czytać ten list, pójdziecie po rozum do głowy, przestaniecie się kłócić, zobaczycie, jak bardzo się myliliście i sprowadzicie mnie natychmiast do domu. Wystarczy zadzwonić na lotnisko i poprosić o wywołanie mnie przez głośnik. Będę nasłuchiwała swojego nazwiska. I chociaż pewnie nie muszę tego mówić, chciałabym Was zapewnić, że jeśli zdecydujecie się zmienić zdanie, niniejszym uroczyście przysięgam nie wspomnieć już nigdy ani słowem o Waszym poronionym pomyśle. Zakwalifikuję go po prostu do Spraw, o Których Wszyscy Chcemy Zapomnieć. W przeciwnym razie… obawiam się, że nie mogę za siebie ręczyć. Przemyślcie to, proszę, i pamiętajcie, nigdy nie jest za późno, aby naprawić błąd. Uściski Wasza zdołowana, samotna, chora z tęsknoty za domem córka – Colbie 16 czerwca Próbowałam. Naprawdę, zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, ale i tak trafiłam tu, gdzie jestem. Siedzę w tym durnym samolocie obok jakiegoś durnego, śmierdzącego staruszka, na siedzeniu 37G, które znajduje się w przedostatnim rzędzie, tuż przy toaletach (co, wierzcie mi, da się doskonale wyczuć). Siedzę obok okna i gdyby naszła mnie ochota podnieść zasłonę i wyjrzeć, zobaczę jedną wielką pustkę. Serio, nie widać nic, absolutnie nic, oprócz ciągnących się kilometrami białych chmur. Właśnie tak wysoko lecimy. Właśnie tak daleko znajduję się od domu. To wszystko nie byłoby jeszcze takie złe, gdybym chociaż leciała w jakieś ciekawe miejsce, ale właśnie przed chwilą spojrzałam na pierwszą stronę przewodnika, który tata wcisnął mi do ręki na lotnisku, i oto co przeczytałam: Tinos to najbardziej popularny w Grecji cel pielgrzymek, a jednocześnie jedna z najmniej skomercjalizowanych wysp. Eee, że co? Cel pielgrzymek? Jedna z najmniej skomercjalizowanych wysp? I to niby ma być takie fajne? Dalej nie jest wcale lepiej: Tinos słynie również z gołębników w formie kamiennych wieżyczek z bogato rzeźbionymi grzędami dla gołębi. A później autor rozpływa się w zachwytach nad jakimś durnym naturalnym źródełkiem, bijącym na jakimś durnym rynku w jakiejś durnej dziurze zabitej dechami, gdzie: Mieszkańcy wioski piorą ubrania ręcznie. A zatem, krótko mówiąc, rodzice wysyłają mnie w miejsce, gdzie roi się od pielgrzymów, gołębi i wieśniaków, którzy piorą ręcznie swoje ciuchy na samym środku głównego rynku. Nie muszę chyba pisać, że naprawdę nie mogło być gorzej. Nie mówiąc już o tym, że niczym sobie na coś takiego nie zasłużyłam. Nie wpakowałam się w żadne tarapaty, nie popełniłam żadnego przestępstwa, a jednak to właśnie ja

zostałam ukarana. To, że moi rodzice postanowili zniszczyć sobie życie i wziąć rozwód, nie znaczy jeszcze, że muszą także rujnować moje życie. Czy nie wystarczy już, że odbierają mi stabilizację, poczucie bezpieczeństwa oraz możliwość wzrastania w pełnej rodzinie? CZY DO TEGO WSZYSTKIEGO MUSZĄ MI JESZCZE DO SZCZĘTU SKOPAĆ WAKACJE??? Najwyraźniej tak im się właśnie wydaje. Ponieważ, jak twierdzi osobisty terapeuta mojej mamy, „powinni dołożyć wszelkich starań, aby oszczędzić mi negatywnych bodźców” oraz „bolesnych przeżyć związanych z trudną sytuacją rodzinną”, a moi rodzice będą mogli wtedy „dojść do porozumienia”, co pozwoli mi później „powrócić do spokojnego domu”. Może to i dobrze wygląda na papierze, ale jest jeden szkopuł – skąd on niby wie, do jakiego domu będę wracać? I czy może mi zagwarantować, że będzie to SPOKOJNY DOM? A przede wszystkim, CZY W OGÓLE ROZPOZNAM SWOJE ŻYCIE, JAK JUŻ POZWOLĄ MI DO NIEGO WRÓCIĆ? Czy raczej wywrócą wszystko do góry nogami do tego stopnia, że po powrocie nie będę nawet wiedziała, gdzie jestem? Wiem jedno, gdy zeszłej nocy wróciłam od Amandy, prawie dwie godziny po czasie, przygotowana na piekło nie z tej ziemi, mama i tata byli do tego stopnia pogrążeni w jednej z tych swoich niekończących się kłótni, że w ogóle nie zauważyli, że wróciłam do domu, nie mówiąc już o spóźnieniu. Jasny gwint, oni prawdopodobnie nawet nie zdawali sobie sprawy, że w ogóle gdzieś wyszłam – do tego już doszło! A kiedy skradałam się na palcach przez pokój gościnny (gdzie od trzech miesięcy sypia tata), usłyszałam słowa, które sprawiły, że musiałam długo zbierać szczękę z podłogi: …sprzedać dom… wyprowadzić się… cyberszkoła… W tej właśnie kolejności. I dlatego właśnie teraz jestem w stanie myśleć jedynie o tym: 1. Skoro tak się awanturują, kiedy nie ma mnie w domu zaledwie kilka godzin, do czego dojdzie podczas mojego trzymiesięcznego wyjazdu? Kto wie, czy niedługo nie będą o nich trąbić w wiadomościach wieczornych? I naprawdę chciałabym żartować, ale jakoś nie jest mi do śmiechu. 2. Wyprowadzić się? Kto się wyprowadza? I – co najważniejsze – dokąd? 3. Co to do licha jest cyberszkoła? I jaki to ma związek ze mną? 4. Skoro tak bardzo zależy im na moim „spokoju ducha”, to jak mogą zsyłać mnie na jakieś kompletne zadupie, do ciotki, o której jeszcze dwa tygodnie wcześniej oboje mówili „Zwariowana Ciotka Tally”. Jak bum-cyk-cyk, właśnie tak o niej mówili i nawet się przy tym nie uśmiechali. „Twoja zwariowana ciotka Tally przesyła ci życzenia urodzinowe” – i buch, tata rzucał mi na biurko niebieską kopertę. Albo: „Twoja zwariowana ciotka Tally zrobiła dla ciebie kolczyki” – i mama machała mi przed nosem dźwięczącymi paciorkami. A teraz, kiedy stwierdzili, że nie mogą już na siebie patrzeć i że potrafią już tylko na siebie wrzeszczeć, nagle zwariowana ciotka Tally stała się idealną opiekunką na wakacje. CZY IM JUŻ KOMPLETNIE ODBIŁO? I jak ja mam niby przetrwać CAŁE WAKACJE bez samochodu, bez komórki, bez smartfonu, bez Sephory, bez ciuchów z Abercrombie, bez imprez, bez kumpli i bez dostępu do internetu??? Nie wspomnę już o tym, że miały to być moje najlepsze wakacje w życiu, wakacje,

o których marzyłam praktycznie od zawsze. Bo w końcu, po latach monotonnej egzystencji w charakterze anonimowej twarzy w tłumie, zostałam dopuszczona do paczki Amandy Harmon. I nie mam tu na myśli grona dalekich znajomych, ale złoty krąg wybrańców, których zaprasza do domu, wozi swoim samochodem i których numer znajduje się w pierwszej dziesiątce wybieranych numerów w jej komórce. Fakt, sama do końca nie wiem, jak to się właściwie stało. Najpierw potajemnie wielbiłam ją z daleka, niezmiennie od czasów podstawówki, kiedy jeszcze udawałam, że nabijam się z jej fryzury i sposobu bycia (choć tak naprawdę robiłam to jedynie ze względu na moją najlepszą przyjaciółkę, która Amandą gardziła, więc pozostawało mi tylko nie przyznawać się, że w gruncie rzeczy marzę o tym, żeby stać się taka jak ona), a potem nagle, zupełnie przypadkiem, przedziwnym zrządzeniem losu, udaje mi się zdobyć decydujący punkt w szkolnych rozgrywkach siatkówki, i wtedy Amanda podchodzi do mnie i mówi: „Niezłe zagranie!” A potem przybija ze mną piątkę. I mówi, że podobają jej się moje nowe adidasy Nike. I ani się obejrzałam, a zostałam jej nową najlepszą kumpelą. Co w pewnym sensie wymagało ode mnie zerwania z moją dotychczasową najlepszą przyjaciółką, ale ponieważ i tak się wtedy kłóciłyśmy, postanowiłam zrobić, co trzeba, i nie oglądać się za siebie. Krótko mówiąc, zapowiadały się właśnie najbardziej zarąbiste wakacje w całym moim siedemnastoletnim, nudnym jak flaki z olejem życiu, ale przez moich rodziców, przez ich prawników oraz przez osobistego terapeutę mojej matki niezwykłe przeżycia ograniczyły się do zaledwie jednej nocy. Chociaż, skoro już o tym mowa, muszę przyznać, że BYŁA to rzeczywiście niezwykła noc (i stąd dwugodzinne spóźnienie!), a ponieważ najprawdopodobniej była to również jedyna taka noc w moim życiu, powinnam napisać, co się wydarzyło, żeby zapamiętać ją na zawsze. Ale nie teraz, trochę później, bo stewardesy zaczęły właśnie roznosić jedzenie, a ja umieram z głodu. 17 czerwca Kochani Rodzice, piszę ten list na zalanej colą serwetce z logo firmy Ellas Połączenia Promowe. A to dlatego, że siedzę właśnie na promie, który płynie na Tinos. Tak jest, na PROMIE. Najwyraźniej na Tinos nie ma lotniska, co oznacza, że wysłaliście mnie na wyspę, gdzie nawet samoloty nie chcą lądować. Wielkie dzięki. Może nie zauważyliście, ale samoloty lądują za to na Mykonos. Zastanawia mnie, dlaczego nie mogliście mnie wysłać przynajmniej tam. Superprzystojny Włoch, obok którego siedziałam w samolocie z Aten do Mykonos, twierdzi (razem ze swoim chłopakiem), że nikt, absolutnie NIKT nie jeździ na Tinos. Nikt oprócz MNIE. Początkowo chciałam wypluć w tę serwetkę gumę do żucia, ale zdałam sobie sprawę, że tym samym pozbawiłabym Was szansy, byście ujrzeli na własne oczy opłakane skutki Waszej decyzji. Uściski Wasza okropnie nieszczęśliwa córka, chociaż Was to pewnie i tak nie obchodzi − Colbie

18 czerwca Nie wiem nawet, która jest godzina ani jaki mamy dzień. Wiem tylko, że właśnie się obudziłam i że za oknem jest ciemno, ale nie jestem pewna, czy to jeszcze środek nocy czy niedługo zacznie świtać. I wiem, jak wygląda mój pokój: Białe gładkie ściany Białe, cienkie zasłony Biała marmurowa podłoga Biały chodnik z owczej skóry na białej marmurowej podłodze Łóżko z białym prześcieradłem i błękitną narzutą Biała szafka nocna z małą, srebrną lampką, która świeci na niebiesko W gruncie rzeczy widok jest podobny jak z miejsca 37G – biało, biało, biało i tylko gdzieniegdzie prześwituje błękit. Aaa, i jeszcze jeden drobny szczegół – gniazdko w ścianie jest jakieś dziwne i absolutnie odmawia współpracy z przewodem zasilającym mojego komputera. Zastanawiam się, jak wygląda reszta domu. Nie miałam okazji go obejrzeć, bo gdy tylko ciocia Tally pokazała mi pokój, padłam na łóżko jak nieżywa. Trochę dlatego, że naprawdę byłam wykończona po dwudziestu dwóch godzinach nieustającej podróży, a trochę dlatego, że spłakałam się na promie jak bóbr. Tak, tak, płakałam. Bynajmniej nie w ukryciu. Zupełnie jak dziecko – totalna żenua. Kiedy skończyłam pisać do rodziców list na zaplamionej serwetce, byłam tak wściekła i załamana, że po prostu wybuchnęłam płaczem. I chociaż wiedziałam, że głupio wyglądam, zupełnie nie potrafiłam przestać. Tak jakby nagle coś we mnie pękło i nie mogłam nic, absolutnie nic na to poradzić. Kiedy w końcu się uspokoiłam, rozejrzałam się wokół i zauważyłam starszą panią ubraną na czarno, która cały czas się na mnie gapiła, ale wcale nie w miły, babciny sposób, jak ktoś mógłby pomyśleć. Chwyciłam więc swoje bagaże i wyszłam na pokład. Patrzyłam w stronę Mykonos i zastanawiałam się, co by się stało, gdybym po prostu wróciła tam najbliższym promem, znalazła pracę i mieszkanie i już nigdy nie skontaktowała się z rodzicami. Zaczęłabym wszystko od nowa i żyłabym własnym życiem, aż w końcu bym się zestarzała. I nigdy nie wróciłabym do domu. Ciekawe, jak by się WTEDY czuli! To naprawdę niesamowite, jak samo myślenie o zemście potrafi poprawić człowiekowi humor. Kiedy już wyobraziłam sobie, jak moi rodzice pod ciężarem żalu, zmartwienia i poczucia winy rezygnują z rozwodu i błagają mnie na kolanach, żebym wróciła do domu, wytarłam mokrą twarz i spojrzałam w stronę Tinos. Wtedy właśnie zauważyłam tego przystojnego chłopaka, który stał kilka metrów dalej. I kiedy już właśnie zaczynałam myśleć, że może nie będzie jednak najgorzej, spojrzałam na swoje ręce i zobaczyłam, że są całe czarne od rozmazanego tuszu, co oznaczało, że moja twarz najprawdopodobniej wygląda tak samo. Pewnie właśnie dlatego mi się przyglądał. Wbiegłam więc z powrotem pod pokład w poszukiwaniu toalety, żeby doprowadzić się do porządku, ale kiedy w końcu udało mi się ją znaleźć, ryknęła syrena i wszyscy ruszyli do wyjścia. Wywnioskowałam, że dopłynęliśmy. To niesamowite, jak łatwo rozpoznałam ciocię, chociaż ostatni raz widziałam ją, gdy

miałam dwa lata i niewiele z tego pamiętam. Teraz wystarczyło mi jednak tylko jedno spojrzenie i już wiedziałam, że to ona. Wcale nie dlatego że wygląda na wariatkę, raczej dlatego że jest bardzo podobna do mamy. Gdyby tylko mama była zadowolona i wyluzowana, i gdyby zachowała oryginalny kształt nosa, i pozwoliła, by jej przycięte równiutko przy karku blond włosy wróciły do naturalnego brązowego odcienia i zaczęły się kręcić, i gdyby zakładała wygodne ciuchy nie tylko wtedy, kiedy wychodzi na plażę, to byłyby z ciocią zupełnie nie do odróżnienia. No dobrze, właśnie zerknęłam za okno i wygląda na to, że jest rano, bo zaczyna świtać. Odkładam długopis i wychodzę, czas sprawdzić, gdzie tak naprawdę wylądowałam. Dwadzieścia minut później: No dobra, jedno jest pewne – widać stąd Mykonos. I powiem tylko, że nawet z oddali nie ma najmniejszej wątpliwości, że jest tam o wiele ciekawiej niż w tej dziurze. Mam przechlapane. Chyba Tally właśnie wstała. Dwanaście godzin później: Mój Pierwszy Dzień w Więzieniu Grecji 1. Obudziłam się. 2. Pisałam w pamiętniku. 3. Wyszłam zobaczyć okolicę i odkryłam wokół: brud, białe domki, doniczki z pelargoniami, jeszcze więcej brudu, skały, a gdy wytężyłam wzrok, dojrzałam morze oraz wyspę Mykonos – która już na pierwszy rzut oka wygląda o niebo lepiej niż ta, na której jestem. 4. Zjadłam z ciocią bardzo dziwne śniadanie, które składało się z chleba z masłem i miodem oraz kawy tak paskudnej, że nie tylko smakowała jak błoto, ale naprawdę po jakimś czasie ZMIENIŁA SIĘ w BŁOTO. Serio! Cudem powstrzymałam się, żeby nie zwymiotować pierwszego łyka, tylko dlatego, że chciałam być uprzejma. Zdaje się, że ciocia Tally domyśliła się wszystkiego po mojej minie, bo zaczęła się śmiać i powiedziała, że nie muszę wypić jej do końca, jeśli mi nie smakuje. Jeśli cała Grecja jest taka, jak kawa, którą tu serwują, to te wakacje będą jeszcze bardziej do kitu, niż mi się wydawało. 5. Podczas śniadania Tally próbowała wypytać mnie o rozwód rodziców, ale na szczęście porzuciła temat, kiedy tylko dałam jej jasno do zrozumienia, że nie mam ochoty na zwierzenia. Potem zaczęła opowiadać o sobie i o tym, jak przyjechała tu czternaście lat temu i nigdy tego nie żałowała. Kiedy zapytałam ją, dlaczego nie osiedliła się na Mykonos, pokręciła głową i powiedziała, że Mykonos to nie jej bajka. To oznacza, że musi mieć bardzo wysoki próg tolerancji na nudę, ponieważ z tego, co widziałam do tej pory, to miejsce nie ma nic innego do zaoferowania. 6. Po śniadaniu usiłowałam być miła i zaproponowałam, że pomogę pozmywać naczynia, ale Tally pokręciła tylko głową i kazała mi uciekać z kuchni, więc wróciłam do swojego pokoju, wzięłam prysznic i rozpakowałam się. 7. Potem poszłyśmy do miasta (o ile można je tak nazwać, tak naprawdę jest to po prostu mała wioska, ale niech im będzie), bo Tally chciała mi pokazać, gdzie jest jej sklep (w którym sprzedaje biżuterię i inne pamiątki), bank, sklep spożywczy i kilka innych miejsc, które mogą mi się przydać. Najwyraźniej wszystko mieści się na tej samej, małej uliczce. Kiedy zapytałam, gdzie znajdują się duże sklepy, na przykład jakaś galeria handlowa, ciocia roześmiała się tylko i powiedziała, że w Atenach.

8. Po zwiedzeniu miasta wróciłyśmy do domu, wsiadłyśmy do jeepa i ciocia obwiozła mnie po całej wyspie, żebym mogła zobaczyć trochę więcej brudu, pelargonii, skał i białych domków. 9. Po dwóch godzinach zapytała, czy mam ochotę wybrać się na plażę. Stwierdziłam, że muszę odespać zmianę czasu. Nie jestem do końca pewna, w jaki sposób odczuwa się zmianę czasu, ale jeśli choć trochę przypomina to czarną rozpacz, deprechę i totalne zniechęcenie, to wcale nie minęłam się z prawdą. 10. Wieczorem wyszłam ze swojej więziennej celi swojego pokoju w samą porę, żeby załapać się na kolację, która składała się z sałatki greckiej (przyzwoitej, nie, dość dobrej, ale na pewno nie rewelacyjnej) oraz z jakiegoś greckiego dania, którego nazwy nie będę nawet próbowała wymówić, a co dopiero napisać. W każdym razie smakowało jak rozbełtane lazanie. Potem powiedziałam dobranoc i wróciłam do łóżka. Koniec. PS Dobra wiadomość jest taka, że mam przed sobą jeszcze około siedemdziesięciu pięciu dni, które zapowiadają się identycznie jak dzisiejszy. Hurraa! 19 czerwca No dobrze, okazuje się, że mama jednak nie żartowała. Nie wspomniałam o tym wcześniej, bo naprawdę miałam nadzieję, że po prostu zmówiły się z ciocią, żeby zrobić mi kawał. Ale wszystko wskazuje na to, że rzeczywiście jestem tu całkowicie odcięta od świata. Ciocia Tally naprawdę nie posiada komputera i dostępu do internetu. Mało tego, ona nawet nie ma telewizora. To już totalne i zupełnie niezrozumiałe dziwactwo. Wiem, że wszystkie programy byłyby i tak po grecku, więc guzik bym zrozumiała, ale pozbawianie mnie dostępu do telewizji to po prostu chwyt poniżej pasa. Teraz przynajmniej rozumiem, dlaczego rodzice mówili o niej zawsze „Zwariowana Ciotka Tally”. A to i tak jeszcze nie wszystko. Wierzcie mi, jest tego o wiele, wiele więcej. Na przykład: 1. Ciocia rozmawia z roślinami. Serio − dziękuje im za to, że rosną, kwitną i krótko mówiąc, robią to wszystko, co i tak powinny robić. Kiedy przyłapała mnie na tym, że podglądam ją z opadniętą szczęką, kiedy szepcze czułe słówka swoim pelargoniom, odwróciła się i wyjaśniła (z całkowicie poważną miną), że to żywe i świadome istoty. Sama widzę, że są żywe, bo ich liście są zielone, a nie brązowe, ale przepraszam bardzo – świadome? Niby czego? Kiedy zapytałam ją, w jakim języku jej odpowiadają – po grecku czy po angielsku, uśmiechnęła się tylko tym swoim dziwacznym spokojnym uśmiechem i nie powiedziała ani słowa więcej. 2. Trzyma w domu tylko te przedmioty, które są jej potrzebne. W pierwszej chwili wydało mi się to całkiem rozsądne, dopóki nie wyjaśniła, że zbieranie i nabywanie rzeczy, których tak naprawdę się nie potrzebuje, prowadzi do blokowania energii życiowej. To oznacza, że kiedy skończy czytać książkę (a czyta jak nic jedną na dzień), dziękuje jej za wiedzę, którą dzięki niej zdobyła (wierzcie mi, chciałabym żartować), a potem przekazuje ją komuś innemu. To samo z płytami, ubraniami, co tylko chcecie, niczego nie zatrzymuje, tylko dziękuje, błogosławi i przekazuje dalej. To dlatego ten dom jest taki pusty. Mam wrażenie, że mieszkamy w klasztorze, z tą różnicą, że nie obowiązują śluby milczenia. Rozmawiać można, jak

najbardziej (zwłaszcza z roślinami oraz innymi przedmiotami nieożywionymi). Ja w gruncie rzeczy nie miałabym nic przeciwko ślubom milczenia, ponieważ i tak nie mam wiele do powiedzenia. Głównie dlatego, że jestem zbyt wykończona zamartwianiem się tym, jak przetrwać kolejne siedemdziesiąt pięć dni, żeby mieć jeszcze siłę i ochotę na pogawędki. 3. Zgadza się całkowicie z psychoterapeutą mamy i uważa, że dobrze mi zrobi ucieczka od „złej energii” otaczającej teraz moich rodziców, jak również odpoczynek od mojego „uzależnienia od komputera oraz obsesyjnej konsumpcji”. Cokolwiek miałoby to znaczyć. Nie zrozumcie mnie źle, jest miła i prawdopodobnie ma dobre intencje. Ale ona naprawdę wierzy w te wszystkie bzdury, które opowiada! Nie przeczę, może to i działa w jej przypadku, w końcu SAMA WYBRAŁA życie na tej odludnej wyspie, ale JA NIE. I chociaż dopiero co tu przyjechałam, mogę z całą pewnością stwierdzić, że życie tutaj to pomyłka najgorsza z możliwych. Ciocia po prostu nie ma pojęcia, jakie to dla mnie ważne, żeby utrzymać kontakt z Amandą. To jest absolutnie konieczne, ona NIE może o mnie zapomnieć podczas mojej nieobecności. Zbyt wiele zależy od tej przyjaźni. Jeśli nie chcę stracić swej jedynej szansy, by chociaż w ostatniej klasie dobrze się bawić, chodzić na imprezy i brać udział we wszystkim, w czym w ogóle warto brać udział, absolutnie NIE MOGĘ SOBIE POZWOLIĆ NA ROZLUŹNIENIE KONTAKTÓW z AMANDĄ! NIE MOGĘ pozwolić, by wymieniła mnie na jakiś bezwartościowy nowszy model. Najzwyczajniej w świecie nie mogę sobie na to pozwolić. Mam powody, żeby się tym martwić, bo nie jest tajemnicą, że Amanda, dosłownie i w przenośni, lubi skakać z kwiatka na kwiatek. Nie jest w stanie przywiązać się na dłużej do jednej osoby, jakby miała jakieś społeczne ADHD. Dlatego boję się, że kiedy mnie nie będzie, po prostu znajdzie sobie kogoś innego i gdy wrócę we wrześniu, okaże się, że cała moja ciężka praca poszła na marne. Miałam już przedsmak w piątek, w mój ostatni wieczór przed wyjazdem, kiedy siedziałyśmy w jej pokoju, przeglądałyśmy gazety i słuchałyśmy muzyki (to by było na tyle, jeśli chodzi o huczną imprezę, którą planowała zorganizować. Zaraz po tym, jak przeczytałam na głos nasze horoskopy, spojrzała na mnie i zapytała: „Czekaj, czekaj, to gdzie ty właściwie jedziesz?”. No daję słowo, nie mogłam w to uwierzyć! Mówiłam jej o tym milion razy, ale przecież nie mogłam jej tak odpowiedzieć. Jęknęłam więc tylko w duchu, poprawiłam włosy i przyglądając się, jak jej doskonałą twarz otacza doskonale symetryczne kółko z dymu, które właśnie wypuściła, odpowiedziałam, że do Grecji. A potem patrzyłam, jak wzrusza ramionami i bawi się kosmykiem włosów tlenionych na jasnoblond. „Nie kumam. Dlaczego właśnie do Grecji? Dlaczego nie pojedziesz w jakieś naprawdę zarąbiste miejsce? No wiesz, Cabo albo Cancun w Meksyku?”. W trakcie tej krótkiej wypowiedzi zdążyła już porzucić zabawę włosami i zaczęła oglądać swój nowy francuski manicure na paznokciach. Wzruszyłam tylko ramionami. Wyjaśnianie, że mam tylko jedną zwariowaną ciotkę i że dziwnym zrządzeniem losu mieszka ona właśnie na greckiej wyspie, o której nikt nigdy nie słyszał, zupełnie mijało się z celem. Widząc jednak jej uniesione brwi i zaciśnięte usta, wiedziałam, że powinnam przynajmniej spróbować. „To jest wyspa i podobno jest tam bardzo ładnie” – powiedziałam sama zaskoczona, że bronię tego miejsca. Chociaż, z drugiej strony, przy Amandzie dość często czuję się tak, jakbym musiała wciąż udowadniać moje prawo do istnienia.

No i wtedy właśnie sięgnęła po telefon. Przez chwilę bałam się, że chce wykasować mój numer, ale ona tylko przewijała kontakty i powiedziała: „Levi jedzie do Grecji. Zadzwońmy do niego”. LEVI BONHAM! Gorące ciacho, facet, o którym marzę od szóstej klasy, kiedy byłam jeszcze zwykłym kujonem, a on superprzebojowym dwunastoletnim łamaczem serc. To właśnie kolejny powód, dla którego muszę mieć dostęp do sieci! Serio, Levi jest najbardziej boskim facetem, jakiego kiedykolwiek widziałam (no dobrze, nie licząc filmów, gazet i telewizji). Jest zdecydowanie najseksowniejszy ze wszystkich chłopaków, których znam. Coś jak męski odpowiednik Amandy. Całe szczęście, że Amandzie nie podoba się aż tak bardzo, bo gdyby tak było, nie miałabym przy niej żadnych szans. Z niewiadomych powodów woli jednak jego kumpla Caseya Sayersa, który moim zdaniem jest mniej seksowny, chociaż również słodki. Znalazła numer, zadzwoniła i po pięciu minutach, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, po prostu się zjawili. I chociaż już wcześniej zdarzało mi się przebywać w towarzystwie Leviego – ponieważ jako nowa kumpela Amandy miałam pozycję, o jakiej wcześniej mogłam tylko pomarzyć – to nigdy nie zamieniliśmy ze sobą więcej niż kilka słów, choć w przypadku Leviego powinnam raczej mówić o pomrukach. Mimo że Levi Bonham pod każdym innym względem jest po prostu doskonały, muszę przyznać, że ma jedną drobną wadę – nie jest zbyt rozmowny. Można go wręcz nazwać mrukiem, ale jak ktoś jest takim superciachem jak on, to umiejętność podtrzymywania konwersacji nie jest obowiązkowa. Ale ponieważ mi samej daleko do doskonałości i jestem przeciętna aż do bólu (no dobrze, może nie jest aż tak źle, bo jestem w miarę szczupła, mam czystą cerę, brązowe włosy, które się niczym szczególnym nie wyróżniają, i przeciętną twarz – w każdym razie nie powala na kolana, co oczywiście sprawia, że jestem zupełnym przeciwieństwem jasnowłosej, opalonej i błękitnookiej Amandy), jestem niejako zmuszona, by wciąż doskonalić swoje umiejętności prowadzenia konwersacji. W moim przypadku po prostu zdecydowanie nie wystarcza, że się pojawię. Tak więc podczas tych nielicznych okazji, kiedy go spotykałam, byłam zmuszona wychodzić z siebie, żeby go rozśmieszyć, co wydawało się zupełnie nieosiągalne aż do momentu, kiedy nieopatrznie się potknęłam i wyrżnęłam w stolik, co wywołało u niego takie salwy śmiechu, że przez pięć minut nie mógł złapać tchu. Potem zadawałam mu mnóstwo pytań o jego ulubiony sport, ulubione marki samochodów i te wszystkie inne rzeczy, którymi on najwyraźniej się interesuje, a które mnie raczej mało obchodzą. Jednak nawet wtedy usłyszałam w odpowiedzi jedynie dwa czy trzy niewyraźne pomruki. Aż do ostatniego piątku, kiedy: ZROBIŁAM TO Z LEVIM BONHAMEM!!!!! Siedzieliśmy obok siebie na kanapie, udając, że oglądamy telewizję, podczas gdy Amanda i Casey zajmowali się Bóg wie czym na górze w jej pokoju, i ani się obejrzałam, a LEVI BONHAM POCHYLIŁ SIĘ NADE MNĄ! Oczywiście nie wskoczył na mnie tak po prostu, nic z tych rzeczy. To było dużo bardziej romantyczne i w sumie słodkie. Udawał, że chce sięgnąć po szklankę, i jakimś cudem trafił ustami na moje usta. I chociaż na początku czułam się trochę dziwnie i nie bardzo wiedziałam, co mam robić, to już po chwili zupełnie odpłynęłam, tylko że na swoje nieszczęście spojrzałam

na zegarek i zobaczyłam, że od dwóch godzin powinnam już być w domu. No dobrze, nie jest to do końca prawda. W rzeczywistości cały czas martwiłam się tym spóźnieniem. To znaczy, całowanie się z Levim było oczywiście absolutnie cudowne i oszołamiające, ale nie mogłam przestać myśleć o rodzicach – o tym, czy wciąż jeszcze się kłócą i czy się jeszcze nie pozabijali (żartuję, choć kto wie). Chociaż teraz, kiedy o tym myślę, żałuję, że w ogóle się tym przejmowałam. Nawet nie zauważyli, że wyszłam z domu, a ja zmarnowałam moje cudowne chwile sam na sam z Levim Bonhamem przez zamartwianie się ludźmi, których najwyraźniej guzik obchodzę. No więc kiedy próbował po raz n-ty zdjąć mi sukienkę, pokazałam na zegarek i oznajmiłam, że muszę już iść. Ale kiedy zobaczyłam, jak przewraca tymi swoimi cudownie niebieskimi oczami i odsuwa się, pomyślałam: Co ty wyrabiasz, Colbie? Obudź się, to twoja wielka chwila, czekałaś na nią całe życie! I co z tego, że go nie kochasz? Miłość i tak nie trwa długo – spójrz na swoich rodziców! Nie mówiąc już o tym, jak bardzo będziesz żałowała, jeśli stracisz taką okazję! Chwyciłam go więc za rękę i powiedziałam: „No dobrze, może jeszcze kilka minut”. No i w sumie więcej nie było trzeba, ponieważ gdy tylko skończył, już otwierał kolejną puszkę piwa, zanim ja zdążyłam zapiąć sukienkę. I kiedy wstałam i chwyciłam moją torebkę i klucze, nie mogłam uwierzyć, że to się wydarzyło naprawdę. Zawsze myślałam, że ta Wyjątkowa Chwila będzie − no cóż − bardziej wyjątkowa. I bardziej przyjemna. I w ogóle, że będzie zupełnie inaczej, niż było. I pewnie dlatego odkładałam pisanie o tym aż do tej chwili. Ponieważ wtedy, kiedy się całowaliśmy, otwierałam co chwilę lewe oko i zerkałam na niego, żeby przekonać się, że to prawda i że to właśnie ja, Colbie Catherina Cavendish, całuję się właśnie z najbardziej seksownym chłopakiem w szkole. I kiedy widziałam jego zamknięte oczy i czułam, jak jego usta napierają na moje, to byłam najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi. Mimo że po głowie wciąż chodziło mi pytanie: Dlaczego właśnie TY, Colbie? Nie jesteś co prawda pasztetem, ale żadna z ciebie laska. Może i jesteś niegłupia, ale jemu przecież na tym nie zależy. To, że przyjaźnisz się z Amandą, nie znaczy jeszcze, że stałaś się taka, jak ona. Ze wszystkich dziewczyn, które zna, z tych wszystkich superseksownych lasek, z którymi może się umówić, dlaczego właśnie TY? Nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. I teraz też nie potrafię, ale obiecałam sobie, że już nie będę o tym myśleć. Bo nawet jeśli po prostu szukał rozrywki w nudny piątkowy wieczór, to i tak nie wyjaśnia, dlaczego tuż przed moim wyjściem, sięgając po kolejną garść chipsów, spojrzał prosto na mnie i powiedział: „Może spotkamy się w Grecji. Mam chyba popłynąć w jakiś rejs po wyspach”. Wyjaśnia to natomiast, dlaczego mam zamiar spędzić całe wakacje w kafejce internetowej, czekając na jakiś znak od niego. Czekając na potwierdzenie, że nie straciłam dziewictwa z kimś, kto od razu o mnie zapomniał. 20 czerwca Kochana Ciociu Tally, jeśli wróciłaś do domu na lunch poobiednią drzemkę i zauważyłaś już, że mnie nie ma, to dlatego, że wybrałam się do kafejki internetowej. (Znalazłam ją! Chociaż wiem,

że miałaś nadzieję, że mi się nie uda!) To oznacza, że prawdopodobnie wrócę zbyt późno, żeby wybrać się z Tobą na plażę, ale mam nadzieję, że nie będziesz się złościła z tego powodu. W każdym razie nie musisz się o mnie martwić, bo przekonasz się, że jestem naprawdę bardzo samodzielna i niezależna, i wcale nie wymagam opieki. Możesz więc po prostu zająć się swoją pracą, tak jakby mnie tu w ogóle nie było, bo prawdopodobnie nie będzie mnie zbyt często w domu teraz, kiedy odkryłam tę kafejkę. No dobrze, to miłego dnia! Buźka Colbie 20 czerwca Kochani Rodzice, przepraszam, że nie pisałam do tej pory. Wygląda na to, że czas mija bardzo szybko, nawet gdy nie ma nic ciekawego do roboty. Niech Was nie zmyli zdjęcie z drugiej strony tej pocztówki, ponieważ tak naprawdę nie jest tu tak ładnie, a zresztą nie widziałam jeszcze tej plaży. Na wypadek gdybyście żałowali swojej decyzji lub mieli wyrzuty sumienia, że mnie tu wysłaliście, chcę Was zapewnić, że w każdej chwili jestem gotowa wrócić i że nie będę Wam robić żadnych wyrzutów. Słowo skauta. Jeśli natomiast wciąż upieracie się przy swojej decyzji, nie przejawiając żadnych wyrzutów sumienia, żadnych wątpliwości i żadnych refleksji, jestem zmuszona zadeklarować, co następuje: Ja, niżej podpisana Colbie Catherina Cavendish, uroczyście udzielam moim rodzicom prawa do opieki naprzemiennej nad niniejszą kartką pocztową, jak również do spędzania z nią na zmianę weekendów oraz ustawowych dni wolnych od pracy. Powyższe rozwiązanie pozwoli uniknąć konieczności spotkania we wcześniej ustalonym, neutralnym dla obu stron miejscu, w towarzystwie przedstawicieli prawnych, którzy wystawiliby Wam rachunek na kilka tysięcy dolarów za sam fakt przedarcia rzeczonej kartki pocztowej na pół oraz wręczenia każdemu z Was po jednej z dwóch równych części. Wasza była córka, obecnie sierota – Colbie 20 czerwca Do: AmandaStar Od: ColbieCat Temat: Jassu! Siemka Amanda! Na wypadek, gdybys n. wiedziala, jassu znaczy po grecku czesc na powitanie & na pozegnanie, cos jak aloha na Hawajach. Przynajmniej tak mi się wydaje! Odzywam sie, bo jestem straaasznie daleko od was i nie chce, zebyscie o mnie zapomnieli!☺ W zeszly pt bylo super, tak wgl mogłam spoko zostac dłuzej, bo starzy i tak nic nie zauwazyli. Pzdr ode mnie Leviego & przekaz mu, zeby puscił mi mejl, czy przyjezdza do Grecji, tak jak mówił. Tylko mu nie mow o tym superseksownym facecie, obok ktorego siedziałam

w samolocie!☺ 3maj sie Colbie PS btw, prawie zapomniałam ci powiedziec, zaczelam pisac bloga, mozesz wiec zobaczyc moje fotki itd.! Kliknij w wolnej chwili i powiedz Leviemu!

OKRUTNE LATO Profil bloggera: Imię: Colbie Catherina (Cat) Wiek: 17 lat Płeć: Dziewczyna Znak zodiaku: Pokój Branża: Młodość Zawód: Grecki więzień Miejsce zamieszkania: Chwilowo wyspa Tinos, na stałe słoneczna Kalifornia O mnie: Jestem siedemnastolatką na wygnaniu. Rodzice w ramach kary postanowili odciąć mnie na całe lato od wszystkiego, co znam i kocham, i zesłać na grecką wyspę, która, wierzcie mi, jest dużo gorsza, niż możecie to sobie wyobrazić. Postanowiłam prowadzić tego bloga, aby udokumentować najgorsze wakacje w moim życiu, a przy okazji wrzucić kilka zdjęć (co się rozumie samo przez się!). Zainteresowania: Natychmiastowy powrót do domu! Ulubiony film: Najlepszy film wszech czasów, bez dyskusji, i nic mnie nie obchodzi, że jest stary – Śniadanie u Tiffany’ego. Trzeba przyznać, że zakończenie w książce jest dużo bardziej realistyczne niż w filmie, nie tak słodkie i rozczulające, bardziej jak w prawdziwym życiu, a nie na hollywoodzką modłę. Tak czy inaczej, Holly Gollighty totalnie wymiata! Ulubiona piosenka: Hmm, tak naprawdę, to co chwila inna, ale gdybym musiała wybierać, to absolutnym numerem jeden byłaby piosenka Breathe (tylko nie myślcie o mnie źle!), ponieważ wyraża w kilku linijkach to, co myślę o życiu, a mianowicie: złe rzeczy po prostu się zdarzają, ludzie zdradzają, popełniają błędy, rodzice się rozwodzą i nic nie można na to poradzić, nie można cofnąć czasu, jedyne, co można zrobić, to oddychać i żyć dalej. (A jak się przestanie oddychać, to i tak już nic się nie liczy, zgadza się?). Nie, nie jestem pesymistką, mam po prostu realistyczne podejście do życia. Ulubiona książka: Oczywiście Śniadanie u Tiffany’ego, ale uwielbiam czytać praktycznie wszystko, oprócz tych nudnych jak flaki z olejem, długaśnych rosyjskich powieści, których autorzy już dawno gryzą ziemię, a które nauczyciele wprost uwielbiają i zadają mnóstwo wypracowań na ich temat! Poza nimi lubię prawie wszystko! OKRUTNE LATO 20 czerwca No dobrze, próba generalna, 1, 2, 3… i jedziemy! Niniejszym oficjalnie otwieram swój wakacyjny blog, na którym będę się z wami dzieliła czasem ciekawymi, ale głównie przeraźliwie nudnymi przeżyciami z greckiej wyspy Tinos, która słynie z pielgrzymek religijnych oraz wypasionych gołębników. Ponieważ jednak do tej pory nic ciekawego mnie jeszcze nie spotkało (przecież nie będę was zanudzała opowiadaniem o tym, jak rozpakowałam walizki, spałam i szukałam miejsca, gdzie będę mogła podłączyć się do netu), wklejam kilka zdjęć, żebyście mogli sobie mniej więcej wyobrazić, co przechodzę każdego dnia. Gotowi? No to zaczynamy: 1. To zdjęcie domu mojej ciotki Tally, w którym teraz mieszkam. Możecie wierzyć lub nie, ale wszystkie domy w okolicy wyglądają mniej więcej tak samo. Prosta bryła, białe ściany,

kolorowe drzwi i okiennice, wszystko surowe, proste, bez żadnych wymyślnych ozdób. Krótko mówiąc, dokładne przeciwieństwo tego, do czego przywykłam w domu. 2. A to mój pokój – no i znowu, cały biały. Bardzo tu lubią biały kolor. Na szczęście łóżko jest wygodniejsze, niż wygląda. To znaczy jest dużo węższe niż moje łóżko w domu, ale przynajmniej poduszka jest w miarę przyzwoita. Zwróciliście uwagę na zawieszkę nad łóżkiem? Mówią na to „oko proroka” i podobno ma mnie chronić przed „złym spojrzeniem”. No wiecie, jakiejś zazdrosnej, kipiącej z nienawiści osoby, która miałaby względem mnie jakieś złe zamiary (nie uwierzycie, ale tutejsi naprawdę uważają to za realną groźbę). Ja powiem tylko tak: JEŚLI KTOKOLWIEK JEST NA TYLE GŁUPI, ŻEBY MI ZAZDROŚCIĆ, TO JA BARDZO CHĘTNIE ZAMIENIĘ SIĘ Z NIM MIEJSCAMI, BO MARZĘ TYLKO O TYM, BY WRÓCIĆ DO DOMU, DO SWOJEGO ZWYKŁEGO, CODZIENNEGO ŻYCIA! 3. Jeśli myślicie, że to tylko zdjęcie ubranej na czarno staruszki dosiadającej osiołka, przyjrzyjcie się lepiej. Widzicie koszyk, który dynda osiołkowi tuż przy zadku? Zgadnijcie, co w nim jest? Jajka. Tak jest, panie i panowie, w taki sposób na Tinos ludzie zaopatrują się w jajka. Dostawa na ośle, świeży towar prosto pod drzwi. 4. Widzicie to okrągłe, półpłynne coś, co przypomina pomarańczę? To żółtko jajka. Widzieliście kiedyś taki kolor? Ja z pewnością nie. 5. To zdjęcie kafejki internetowej, w której spędzam większość wolnego czasu. Wysyłam mejle, surfuję w sieci i piszę na tym blogu. Widzicie białe ściany i zielone okiennice? To teraz możecie wrócić do punktu pierwszego, i już macie dowód, że piszę prawdę i tylko prawdę, i absolutnie nic nie zmyślam. 6. To jest stolik, przy którym zawsze siedzę, popijając frappe – to taki rodzaj spienionej kawy mrożonej, coś na podobieństwo kawy ze Starbucksa, chociaż nie smakuje nawet w połowie tak dobrze, ale zaczynam się już przyzwyczajać. Tak samo jak staram się przywyknąć do wszystkiego wokół, bo wierzcie mi, wszystko jest naprawdę dziwaczne i, no cóż, ZUPEŁNIE INNE niż w domu. I chociaż zdaję sobie sprawę, że dlatego właśnie podróżuje się zwykle do obcych krajów, pamiętajcie, że wcale się nie prosiłam o to, żeby tu przyjechać. Byłam doskonale szczęśliwa i zadowolona w domu i naprawdę nie szukałam żadnych nowych wrażeń. 7. To jest krzesło, na którym siedzę, kiedy buszuję po necie, wysyłam mejle, piszę listy i pocztówki, no i oczywiście ten blog. Jak widzicie, jest drewniane, a to znaczy, że po więcej niż dwóch godzinach staje się BARDZO niewygodne. Kto może o tym wiedzieć lepiej niż ja? Mam za sobą prawdziwy maraton siedzenia na tyłku (patrz wyżej wpis o tym, jak spędzam większość wolnego czasu). Zaczynam już myśleć o przyniesieniu własnej poduszki, ponieważ Petros stanowczo mi takiej odmawia. 8. Na tym zdjęciu widzicie Petrosa, właściciela kafejki internetowej. Powinien być zadowolony, że w końcu, dla odmiany, ma stałą klientkę, ale co rano, gdy przychodzę, przygląda mi się, kręci głową i mówi: „Jesteś za blada. Musisz się trochę opalić. To niedobrze, to niezdrowo”. Ja mu wtedy odpowiadam, że nie tak powinno się traktować najlepszą klientkę, i proszę go, żeby przyniósł mi frappe, bo mam dużo do zrobienia w swoim wirtualnym świecie. Obydwoje się z tego śmiejemy i przynosi mi moją kawę, ale na pierwszy rzut oka widać, że nie żartuje i naprawdę nie pochwala tego, co robię. 9. To sklep mojej ciotki Tally. Znajduje się na tej samej ulicy, co kawiarenka, dosłownie kilka kroków stąd. Ciocia sprzedaje turystom biżuterię, którą sama robi, oraz koszulki, które ozdabia. Sprzedaje też naczynia i rzeźby swojego chłopaka, Tassosa, ale nie za wiele, bo sklepik jest naprawdę mały, co zresztą widać na zdjęciu. Nie spotkałam jeszcze jej ukochanego, bo wyjechał. Nie przesiaduję za często w jej sklepie, bo z reguły kręci się tam

sporo ludzi i zawsze wydaje mi się, że zawadzam. 10. To moja ciocia Tally, jak siedzi na tarasie z kieliszkiem wina i ogląda zachód słońca. Zachody słońca są rzeczywiście boskie – jakby ktoś rozpalił na niebie fioletowe, czerwone i pomarańczowe płomienie, a potem gasił je w morzu. Ale szybko można się przyzwyczaić. 11. Na tym zdjęciu możecie zobaczyć meltemi. To wiatr. Jest tak silny, że nie tylko ma swoją nazwę, ale naprawdę można zrobić mu zdjęcie. Spójrzcie na te rozkołysane krzaki i wirujący w powietrzu kurz. No i wyobraźcie sobie, że wieje tak dzień w dzień! Ciocia Tally mawia, że to „naturalna klimatyzacja” i że gdyby wiatr ustał, pociłabym się jak dziki osioł. Ale ja i tak marzę o tym, żeby w końcu przestało wiać. 12. Uups, nie ma dwunastego zdjęcia. Zadowoleni, co? Cały ten blog to po prostu jedna wielka ŻENUA, wierzcie mi, ja coś o tym wiem. Ale bardzo was proszę, wpadajcie tu czasem, bo kto wie, może zrobi się ciekawiej (choć ja osobiście poważnie w to wątpię!). Wpisujcie się! Colbie 21 czerwca Kochana Tally, przepraszam, ale nie pójdę dziś na plażę, idę do kafejki. Miłego dnia! Colbie 21 czerwca Do: AmandaStar Od: ColbieCat Temat: Odp: Hej! OMG, te fotki z impry sa po prostu ODJAZDOWE! Na ich widok tak strasznie zatesknilam za domem! Nie, Petros NIE jest moim facetem, on ma ze 40 l & wierz mi, jest tu b. duzo fajniejszych chlopakow! I tylko ci starzy maja takie wasy. Btw, Levi się odzywal? Dałas mu moj adres? Nadal wybiera się w ten rejs? Jak bedziesz z nim rozmawiala, to powiedz mu, zeby sie do mnie odezwal, ok? Ja tu juz wariuje bez samochodu, bez komorki, bez sklepow, fast foodu itd. itp. Dlatego chce byc z wami w kontakcie, bo jestem tak daleko od domu, ze czasem mam wrazenie, ze to zupełnie inna planeta! Btw kim jest ta laska, ktora sie przy nim kreci na tej fotce? No wiesz, tej przy basenie? Znam ja? Wyglada jakby miała na niego oko.  Spadam – miss U Colbie 21 czerwca Przepraszam bardzo, ale wygląda na to, że jestem jedyną osobą, która przejmuje się tym, że ciepła woda w tajemniczy sposób kończy się zawsze w trakcie prysznica, że prąd jest wtedy, kiedy chce (czyli praktycznie nigdy), i że życie w tym zwariowanym miejscu kompletnie zamiera między drugą a piątą.

Siedziałam dziś przed południem w kafejce. Zajęta własnymi sprawami pisałam na blogu, gdy nagle _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ . Zgadza się, zgasł komputer (a bateria oczywiście nienaładowana)! No słowo daję, po prostu totalne zatrzymanie akcji! I jakby tego było mało, przepadł mój wpis na blogu (rewelacyjny zresztą, zdecydowanie najlepszy, jaki kiedykolwiek napisałam, ale oczywiście już nikt się o tym nie przekona). Gdy odszukałam wzrokiem Petrosa i podniosłam do góry obie ręce, pytając bez słów, co tu się do cholery dzieje, on tylko wzruszył ramionami i powiedział: „Nie ma problemu, nie ma problemu, spokojnie, zaraz wraca”. Niestety, czekałam spokojnie chyba z godzinę i nie wrócił. Petrosa nawet to specjalnie nie obeszło. Wydawał się wręcz zadowolony i najzwyczajniej w świecie mnie wyrzucił – serio, po prostu do mnie podszedł, chwycił mnie za ramię i zaciągnął do drzwi (dodam tylko, że przez cały czas miał na twarzy szeroki uśmiech!). Potem przekręcił tabliczkę na drzwiach z OTWARTE na ZAMKNIĘTE (napisy są co prawda po grecku, ale zakładam, że to właśnie znaczą), wypchnął mnie na zewnątrz i zamknął drzwi. Stałam zupełnie zszokowana na środku ulicy i patrzyłam, jak idzie do domu, zadowolony, że może udać się do swoich popołudniowych zajęć wcześniej niż zwykle. A ponieważ jestem tu, jakby nie było, od niedawna, nie bardzo wiedziałam, co ze sobą zrobić. Z reguły bowiem pokonuję w ciągu dnia tylko jedną i tę samą trasę z domu ciotki do kafejki i z powrotem, czasem nawet kilka razy dziennie. Tym razem jednak, nie wiedzieć czemu, nabrałam ochoty na spacer. Ruszyłam więc wzdłuż zatoki i myślałam nawet, żeby zatrzymać się na jeszcze jedną frappe w którejś z tych fajnych małych knajpek w porcie, ale ponieważ nie uśmiechało mi się siedzenie przy stoliku w pojedynkę, jakbym była samotną frajerką bez żadnych przyjaciół i znajomych (co by się z grubsza zgadzało), postanowiłam wpaść do sklepu cioci Tally. Chociaż najwyraźniej ucieszyła się na mój widok, to już na pierwszy rzut oka było widać, że jest zajęta, więc szybko się pożegnałam i ruszyłam do domu, gapiąc się po drodze na zatokę i majaczącą w oddali wyspę Mykonos. Tam na pewno nie było awarii prądu. Och, dlaczego, dlaczego, DLACZEGO musiałam utknąć w tak prymitywnej, okropnej dziurze? I kiedy szłam tak poboczem wąskiej, zakurzonej drogi, która prowadzi do domu, dwóch chłopaków na starej vespie przejechało tak blisko mnie, że prawie zepchnęli mnie z drogi. Serio, jeden z nich dosłownie otarł się o mnie rękawem. Już miałam zamiar wrzasnąć coś niecenzuralnego, kiedy chłopak, który jechał z tyłu, odwrócił się i uśmiechnął do mnie. A ja stanęłam jak wryta, bo byłam pewna, że gdzieś go już widziałam. Nie miałam jednak pojęcia, gdzie, bo przecież tak naprawdę kursuję jedynie między domem a kafejką, a to oznacza, że poza Tally i Petrosem nikogo tu nie znam. Dopiero kiedy już wróciłam do swojego pokoju i leżałam na łóżku, gapiąc się w okno, przypomniałam sobie, że był to ten fajny chłopak, którego widziałam na promie. 22 czerwca Kochana Mamo, wiem, że tata już z Tobą nie mieszka, ale ponieważ wciąż nie mam jego adresu (jeszcze go nie przysłał), to mam nadzieję, że Ty albo Twój prawnik (tak, dostałam Twój list i wiem, że kontaktujecie się z tatą tylko za pośrednictwem swoich adwokatów) przekażecie mu tę pocztówkę, kiedy już ją przeczytasz. I na wypadek, gdyby Cię to jednak interesowało, BYŁAM już na plaży, którą widać na odwrocie. Wygląda prawie identycznie jak na obrazku – nie ma tam żadnych sklepów,

barów, restauracji ani deptaku – tylko piasek i woda. Muszę przyznać, że jest całkiem ładna – oczywiście, jeśli ktoś lubi taki surowy krajobraz. Proszę, nie zapomnij przekazać tej kartki tacie, dobrze? Uściski Twoja córka, która stara się pogodzić z losem, jaki jej zgotowaliście − Colbie 22 czerwca Do: AmandaStar Od: ColbieCat Temat: Hejka! Siemka Amanda, co to za kociak, ta Penelopa? No wiesz, ta co sie klei do Leviego na tej fotce? Chodzi do innej szkoly? Tak sie zastanawiam, bo 1szy raz widze ja na oczy, a w sumie nic o niej nie napisalas. Wszystkie moje newsy znajdziesz na blogu, wpadnij & skrobnij jakis komentarz! Odp! Narka − Colbie PS Jakies newsy od Leviego? OKRUTNE LATO 24 czerwca Na tym zdjęciu jestem ja (co oczywiste!) razem z ciocią Tally i jej facetem Tassosem, którego dopiero co poznałam, bo w ostatnim tygodniu miał dużo „spraw do załatwienia” i musiał wyjechać. Szczerze mówiąc, podejrzewam, że chciał dać mi i cioci trochę czasu, żebyśmy mogły się poznać, zanim ktoś trzeci wkroczy na scenę. To śmieszne, jak bardzo są do siebie podobni. Wyglądają jak rodzeństwo, prawda? Oboje opaleni, z ciemnymi, kręconymi włosami, brązowymi oczami i, no cóż, wielkimi nosami (po prostu stwierdzam fakt). Oczywiście wiem, że nie ma to zupełnie żadnego związku, ponieważ w naszej rodzinie nie ma ani trochę domieszki greckiej krwi, a Tassos jest rodowitym Grekiem, pochodzi właśnie stąd, z Tinos. W każdym razie, on i moja ciotka są razem już od mniej więcej dwunastu lat, chociaż nie są małżeństwem i żadne z nich nie sprawia wrażenia, żeby mu to przeszkadzało. I tak zachowują się jak mąż i żona (z tą różnicą, że się nie kłócą), a kiedy zapytałam ich, dlaczego nie wezmą ślubu, oboje, w tym samym momencie, wzruszyli tylko ramionami i powiedzieli, że im to do niczego niepotrzebne. Pomyślałam o moich rodzicach, którzy nawet rozstając się, nie są w stanie przestać na siebie wrzeszczeć, i też tylko wzruszyłam ramionami. Może i mają rację, skoro nic nie trwa wiecznie i wszystko ma swój początek, rozwinięcie i zakończenie, to pewnie lepiej zostawić sobie furtkę na wszelki wypadek, bo nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać. Oczywiście zdążyłam już zapomnieć, jak nazywa się ta plaża, ale to nie ma znaczenia, bo nikt z was jej nie zna, a ja i tak nie byłabym w stanie napisać tej nazwy – w żadnym alfabecie. Niby mówią, że grecki jest prosty, ale kiedy tylko widzę te dziwaczne litery, zupełnie się gubię. W każdym razie wystarczy, jak powiem, że nie ma ŻADNEGO porównania między tą plażą a plażami u nas. Piszę to zupełnie serio.

Po pierwsze, wszystkie tutejsze plaże to po prostu plaże. Bez restauracji, sklepów i atrakcji sportowych, nie tak jak u nas. A po drugie, można tu znaleźć pełno żywych, morskich stworzeń, i to całkiem blisko brzegu. Kiedy tylko rozłożyliśmy nasze ręczniki, Tassos rzucił mi płetwy, maskę, rurkę oraz dużą siatkę i powiedział, żebym poszła za nim i trzymała się w miarę blisko. Kiedy weszliśmy do wody (co jest tutaj dużo prostsze, bo nie ma fal i powierzchnia jest zupełnie gładka), założyłam cały sprzęt i starałam się nie zostać w tyle, a Tassos podpłynął do przybrzeżnych skał w poszukiwaniu ośmiornic albo jeżowców. Nie dowierzałam za bardzo, że uda mu się coś znaleźć, bo zawsze mi się wydawało, że takie stworzenia żyją w głębinach, tam, gdzie można się dostać jedynie za pomocą łodzi podwodnej, a nie rurki do nurkowania oraz płetw. Możecie jednak wierzyć lub nie, ale naprawdę było w czym wybierać i przyglądałam się z rosnącym zdumieniem, jak Tassos GOŁYMI RĘKAMI wyławia ze trzy ośmiornice i wrzuca je do mojej siatki na ryby. Dodam jeszcze, że przez cały ten czas, kiedy ja i Tassos pływaliśmy, ciocia Tally czytała książkę, leżąc na plaży CAŁKOWICIE TOPLESS! Nie ściemniam! Wierzcie mi, chciałabym żartować, ale z tego, co widzę, prawie wszyscy się tu tak opalają. No cóż, wszyscy OPRÓCZ MNIE! I nie wyobrażam sobie, żeby kiedykolwiek miało to się zmienić. Mimo wszystko to trochę dziwaczne. Czułabym się skrępowana. Robiłam, co mogłam, żeby omijać ciotkę wzrokiem. Na szczęście, kiedy trzeba było wracać, w końcu założyła bluzkę. Po powrocie do domu każdy się wykąpał i Tassos przyrządził ośmiornicę oraz wielką michę sałatki greckiej, a ja pomagałam Tally obierać ziemniaki na frytki. A potem otworzyli wino (nawet ja dostałam kieliszek!) i włączyli płytę Beatlesów (a właśnie, nie wspomniałam, że choć nie mają telewizora, to sprzęt grający już tak). Zjedliśmy kolację na tarasie i śpiewaliśmy tę starą piosenkę Oto wschodzi słońce. Zmieniliśmy tylko słowa na „Oto zachodzi słońce”, bo przy kolacji oglądaliśmy przecież zachód słońca. I chociaż brzmi to pewnie jak straszny przypał (bo rzeczywiście był to straszny przypał), to jednak nawet dobrze się bawiłam. Ale to na pewno dlatego, że z reguły jest tu tak nudno, że na większe atrakcje po prostu nie ma co liczyć. Jedyny minus był taki, że dopiero teraz udało mi się dotrzeć do kafejki internetowej, a ponieważ jest już późno, Petros od jakichś pięciu minut daje mi znaki, żebym się w końcu zmyła – to znaczy stoi przy drzwiach i zawzięcie na mnie macha. A to znaczy, że zostało mi pewnie pół minuty, zanim do mnie podejdzie i chwyci mnie pod ramię. Daję słowo, obsługa klienta jest tutaj po prostu do bani! W każdym razie zanim pójdę, muszę jeszcze napisać, że na ostatnim zdjęciu widać mnie, jak jem ośmiornicę – samej mi, mimo wszystko, wciąż trudno w to uwierzyć. Nigdy bym się nie spodziewała, że dożyję tego dnia, no bo wiecie – bleee! I wierzcie mi, uśmiecham się tylko dlatego, że Tassos robił mi właśnie zdjęcie i nie chciałam sprawić mu przykrości. Poza tym, znacie to przysłowie: „Kiedy wejdziesz między wrony…”. No dobra, Petros właśnie szarpie mnie za rękaw i mruczy coś pod nosem po grecku. Nie mam pojęcia, co mówi, ale nie brzmi to zbyt przyjaźnie.

No to… dobranoc! I proszę, proszę, wpisujcie swoje komentarze! Colbie 25 czerwca Kochany Tato, dziękuję, że w końcu przysłałeś mi swój nowy adres. Muszę przyznać, że trudno mi sobie Ciebie wyobrazić w apartamentowcu. Słyszysz sąsiadów z góry? Jak duże jest to mieszkanie? Jest tam oddzielny pokój dla mnie, żebym miała się gdzie zatrzymać, kiedy będę Cię odwiedzać? I tak się zastanawiam – skoro się już oficjalnie wyprowadziłeś i już się z mamą nie kłócicie, bo rozmawiacie tylko za pośrednictwem swoich adwokatów, to może mogłabym wrócić? Nie chodzi tylko o to, że tęsknię za domem (chociaż nie będę Cię okłamywała, że tak nie jest), ale myślę, że mama potrzebuje mnie w tych ciężkich chwilach. Skoro nie rozmawiacie ze sobą, to pewnie nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale po jej ostatnim liście jestem przekonana, że czuje się strasznie samotna i że mnie potrzebuje. Oczywiście piszę Ci o tym w największym zaufaniu, bo jestem pewna, że nie chciałaby, żebyś o tym wiedział. Niech to zostanie między nami i nie wspominaj o tym, proszę, ani jej, ani swojemu prawnikowi. Gdybyś tylko zechciał, mógłbyś przysłać mi bilet przesyłką ekspresową albo ja odebrałabym go osobiście już na lotnisku. Tak czy siak, jestem pewna, że ciocia Tally to zrozumie. Do zobaczenia wkrótce. Gorące uściski Colbie 25 czerwca Kochana Mamo, chciałam Ci tylko życzyć dobrej zabawy podczas wakacyjnych warsztatów z jogą! I tak się zastanawiam – skoro tata już się oficjalnie wyprowadził z domu i już się nie kłócicie, bo rozmawiacie tylko za pośrednictwem swoich adwokatów, to może mogłabym wrócić? Nie chodzi tylko o to, że tęsknię za domem (chociaż nie będę Cię okłamywała, że tak nie jest), ale myślę, że tata potrzebuje mnie w tych ciężkich chwilach. Skoro nie rozmawiacie ze sobą, to pewnie nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale po jego ostatnim liście jestem przekonana, że czuje się strasznie samotny i że mnie potrzebuje. Oczywiście piszę Ci o tym w największym zaufaniu, bo jestem pewna, że nie chciałby, żebyś o tym wiedziała. Niech to zostanie między nami i nie wspominaj o tym, proszę, ani jemu, ani swojemu prawnikowi. Gdybyś tylko zechciała, mogłabyś przysłać mi bilet przesyłką ekspresową albo ja odebrałabym go osobiście już na lotnisku. Tak czy siak, jestem pewna, że ciocia Tally to zrozumie. Do zobaczenia wkrótce. Gorące uściski Colbie 26 czerwca Do: AmandaStar

Od: ColbieCat Temat: Ej, pamietasz mnie jeszcze? Siemka Amanda, pisze, zeby sprawdzic, czy jeszcze zyjesz, bo strasznie dlugo sie nie odzywasz! Chyba o mnie nie zapomnialas, co?☺ Mam nadzieje, ze u ciebie wszystko gra. U mnie rewelka! No, nie do konca, bo b. tesknie za domem! Odp, plz! Colbie PS Pzdr ode mnie Leviego! PLZ!! OKRUTNE LATO 26 czerwca Miałam zamiar wkleić kilka fotek z festiwalu ku czci świętych patronów, na który Tally i Tassos mnie zaciągnęli, ale ponieważ i tak nikt się na tym blogu nie wpisuje i pewnie nikt go nie czyta, nie mam zamiaru się wysilać. Napiszę tylko − żebyście wiedzieli, co straciliście − że festiwal świętych patronów to ogromna impreza dla tych, którzy mają imiona na cześć różnych świętych (a wierzcie mi, dotyczy to prawie wszystkich Greków). A ponieważ prawie każdy dzień w roku ma swojego patrona, imieniny świętują tutaj tak samo hucznie, jak urodziny. Są pieczone świnie, muzyka i bakława (to taki dziwaczny deser z kruchym ciastem, bakaliami i miodem) oraz mnóstwo innych smakołyków. Na wypadek, gdybyście się zastanawiali (choć wcale na to nie liczę), co z tymi nielicznymi Grekami, którzy nie mają swojego patrona – no cóż, wtedy świętują w Dzień Wszystkich Świętych, który wypada niedługo po greckiej Wielkanocy (tak, nawet Wielkanoc obchodzą tutaj w innym terminie niż reszta świata). No dobrze, na koniec życzę wam cudownych i szalenie ekscytujących wakacji. Czyli zupełnego przeciwieństwa tych, które mnie przypadły w udziale. Colbie 27 czerwca Oto lista osób, które SĄ ABSOLUTNIE DO BANI, wraz z BARDZO PRZEKONUJĄCYM uzasadnieniem: 1. Amanda – nie tylko nie odpowiedziała na moje ostatnie dwa mejle, ale nie skomentowała też ani razu mojego bloga, co każe mi przypuszczać, że poza tym jedynym razem na samym początku w ogóle go nie czytała. Zresztą nawet wtedy potrafiła tylko nabijać się z Petrosa, wyśmiewać jego wąsiki, pytać, czy coś mnie z nim łączy i tego typu bzdury. Zaczynam poważnie wątpić w to, czy naprawdę jest moją kumpelą, tak jak wcześniej myślałam miałam nadzieję. 2. Levi Bonham – zero mejli, zero kontaktu, totalna zlewka. Bez komentarza. 3. Penelopa – nie muszę wcale jej ZNAĆ, żeby wiedzieć, że jest do kitu. To zdjęcie z imprezy, na której nie mogłam być (bo UTKNĘŁAM TUTAJ na amen!), mówi o niej więcej niż milion słów. Wystarczy spojrzeć, jak się klei do Leviego…