Aska182212

  • Dokumenty43
  • Odsłony4 608
  • Obserwuję8
  • Rozmiar dokumentów78.2 MB
  • Ilość pobrań3 249

Guitar Notes - Mary Amato tł. nieof

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :4.9 MB
Rozszerzenie:pdf

Guitar Notes - Mary Amato tł. nieof.pdf

Aska182212 EBooki
Użytkownik Aska182212 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 284 stron)

Tłumaczenie DD_TranslateTeam

Niecierpliwie zamyka za sobą drzwi, mija ławkę, kładzie wysłużony pokrowiec na podłodze i otwiera go. Widok rys na gitarze wywołuje na jego twarzy uśmiech. Przesuwa palcami wzdłuż dwóch sporych zadrapań na przodzie. Brakuje czterech z sześciu strun; dwie pozostałe są gumowe i stare. Jest rozstrojona, ale to nie ma znaczenia. Ma przed sobą gitarę.

1.ZAŁÓŻ BIAŁY PAS. 2.WEŹ GITARĘ. 3.NASTRÓJ. 4.GRAJ. – Z ZEN GUITAR AUTORSTWA PHILIPA TOSHIO SUDO

…ZDERZAK PRZY ZDERZAKU, CO JEST EFEKTEM WYPADKU NA LEWYM PASIE. POJAWIŁY SIĘ JUŻ EKIPY RATUNKOWE. AKTUALNIE KOREK CIĄGNIE SIĘ OD MONTGOMERY… Dźwięk ustawionego w radio budzika wwierca się w uszy Trippa Broody’ego, sprawiając, że ten otwiera powieki. Po trzech powolnych mrugnięciach chłopak uświadamia sobie, co widzi metr od swojego łóżka: karteczkę przyklejoną do metalowego stojaka w miejscu, gdzie powinna znajdować się gitara. Siada, odrzuca zmierzwione długie włosy z oczu i czyta. Drogi Trippie, wiem, że będziesz na mnie wściekły, ale nie dotrzymałeś swojej części umowy. Latem ani nie czytałeś lektur, ani nie rozwiązywałeś zadań z matematyki. Nie robiłeś nic poza zamykaniem się w pokoju i graniem na gitarze. Zupełnie jakbyś był od tego uzależniony. To niezdrowe i niepokojące. Masz predyspozycje, żeby dostawać same szóstki. A więc odzyskasz

swoją gitarę, jeśli będziesz miał wyższe oceny na koniec semestru, albo chociaż staniesz się mniej wyobcowany. Nie chodź po szkole ze skwaszoną miną. To nikomu się nie podoba. Będziesz rozmawiał w tym roku z ludźmi, prawda? To Cię nie zabije. Kocham, Mama. P.S. Sam jesteś sobie winny. Naprawdę wierzę, że za jakiś czas mi za to podziękujesz. Dopiero po chwili do niego dociera. Pokój robi się gorący i mały, a klimatyzator wyrzuca z siebie żałośnie lichy strumień zimnych cząsteczek powietrza. Ma ochotę krzyczeć, ale ostatecznie nie otwiera ust. Musiała to wszystko wcześniej zaplanować, myśli, zabrać jego gitarę w nocy przed rozpoczęciem zajęć, przez co nie było czasu na dyskusję. Była złodziejką i tchórzem. Po wciągnięciu na siebie szortów i koszulki maszeruje do kuchni, wyciąga torebkę z mieloną kawa z szafki i wysypuje ją do młynka zlewozmywakowego. Potem podchodzi do doniczki z aloesem, sypie ziemię do opakowania, przeprasza roślinę i odkłada torebkę z powrotem do szafki. French Roast, drobno zmielona ziemia. Handluj z tym.

Lyla Marks leży na swoim łóżku, gapiąc się w sufit, jest już ubrana, a jej kręcone, rozrzucone na białej poduszce ciemne włosy przypominają paproć. Jej serce bije wyjątkowo głośno. Przykłada dłonie do piersi. Uspokój się. Telefon wibruje. Nie patrząc na mały ekran, wie, że to Annie. W tej chwili nie ma ochoty rozmawiać ze swoją przyjaciółką, ponieważ sprawi to tylko, że jej puls przyśpieszy jeszcze bardziej. Ale odbiera. – Co zakładasz? – pyta Annie. – Mandarynkowy top. Niebieską spódnicę – odpowiada Lyla. – I pasujące buty? – Taaa. Leżę na łóżku. Czuję się jak trup. – To chore. Nie mów tak. Przerażasz mnie. Będziemy u ciebie za pięć minut. Przygotuj się. Lyla wsuwa telefon do kieszeni w dżinsowej spódniczce. Czarny pokrowiec na wiolonczelę znajduje się na swoim miejscu w sypialni. Wyobraża sobie, jak otwiera okno i wyrzuca go przez nie, widzi jak uderza o ziemię, a wiolonczela rozpada się na kawałki. – Lyla! – woła tata. Chwyta swój instrument i wychodzi z pokoju. Jej tata stoi na dole i spogląda na telefon.

– Dr. Prevski właśnie napisała e–maila. Zgodziła się na przedłużenie lekcji o kwadrans, dzięki czemu będziesz mogła popracować nad swoim przesłuchaniem w Coles! Serce zaczyna bić jeszcze głośniej. – To świetnie – odpowiada i sprawdza, co ma w plecaku. Kiedy samochód Annie podjeżdża, ojciec Lyli chwyta jej wiolonczelę i odprowadza ją. – Zagraj kawałek Brucha – mówi. – Tylko drugą część. To pokaże panu Jacoby’emu twój zakres. – Dobrze, tato – rzuca i uśmiecha się. – Życzę ci dobrego pierwszego dnia, kochanie! – Mężczyzna kładzie wiolonczelę z tyłu i wita się z mamą Annie, kiedy Lyla gramoli się do auta. – Lylo, wyglądasz uroczo – mówi pani Win. – Po prostu olśniewająco uroczo – dodaje Annie i śmieje się. – Dziękuję – odpowiada Lyla. – Obie wyglądacie uroczo – odzywa się tata Lyli, zamykając tylne drzwi. – Nie chcemy wyglądać uroczo – stwierdza Annie. – Chcemy wyglądać wytwornie. Pani Win już ma ruszyć, kiedy tata Lyli puka w okno.

Lyla spogląda na niego. – Co z tobą? Zapnij pasy – mówi tata przez szybę. – Przepraszam – odpowiada i sięga po pas. – Gotowa? – pyta pani Win. – Tak – kłamie Lyla.

Tripp ma ochotę odwrócić się na pięcie i uciec. Zbyt wielu uczniów jednocześnie wylewa się z drzwi szkoły, wrzeszcząc i śmiejąc się. Gdy wchodzi do środka, dziewczyna idąca obok niego zaczyna krzyczeć do drugiej stojącej na korytarzu. – Beanie, wyglądasz super słodko! Beanie odkrzykuje: – Casey, tęskniłam za tobą przez całe lato! Tripp odwraca się do dziewczyny nazywanej Beanie, której w ogóle nie zna, i pyta: – Dlaczego skłamałaś? – Co? – Dziewczyna spogląda na niego. – Po tonie twojego głosu można poznać, że kłamiesz – wyjaśnia. – Po tonie twojego głosu można poznać, że jesteś idiotą. – Dziewczyna odchodzi. Kto chce słyszeć prawdę? Nikt. Cóż, przynajmniej dziś z kimś rozmawiał. Powie o tym mamie. Poprawia słuchawki i pogrąża się w muzyce. Pan Handlon, wicedyrektor, stoi przed gabinetem. – Witaj z powrotem, Alex. Miło was widzieć, dziewczyny! Broody, ściągaj słuchawki albo będą moje.

– Obiecuję, że zdejmę je, kiedy wejdę do klasy – wykłóca się Tripp. – Ściągaj je natychmiast albo będą moje. Znasz zasady. Niechętnie opuszcza świat muzyki i przepycha się przez tłum. Wrzaski i łomoty w połączeniu z zapachem świeżej w farby przyprawiają go o mdłości. Wyciąga plan z kieszeni – Wprowadzenie do Techniki w klasie T113 – i kieruje się do korytarza T. – Dzień dobry, pani Sykes! – woła dziewczyna obok niego. – Jak minęło lato? To jajogłowa Annie Win ze swoją przyjaciółką Lylą Marks, znaną w całej szkole. Doskonała w byciu doskonałą. Mijają go szybko, niosąc swoje instrumenty, szczęśliwe, że widzą swoich nauczycieli, szczęśliwe, że wróciły. – Czy wasze mózgi wyśpiewują radosne pieśni w waszych radosnych głowach przez cały dzień? – pyta ich. Annie posyła mu nieprzyjemne spojrzenie i ciągnie Lylę do tablicy ogłoszeń przed salą muzyczną. Tripp zauważa, co czytają: ZAPISY NA ĆWICZENIE W SALI MUZYCZNEJ. – Patricia Kent już się wpisała! – woła Annie. Staje za nimi i zerka Lyli przez ramię, czytając: POKÓJ DO GRY NA INSTRUMENTACH

DOSTĘPNY DO UŻYTKU W CZASIE PRZERW NA LUNCH. PONIŻEJ ZAPISY NA TEN SEMESTR. ROZKŁAD ZOSTANIE WYWIESZONY 8 WRZEŚNIA, A POMIESZCZENIE OTWARTE 15. Kiedy Annie zapisuje nazwiska swoje i Lyli, Tripp, przyglądając się tablicy, zauważa kolejną wiadomość: ZESPOŁY/UCZNIOWSKIE ORKIESTRY POTRZEBUJĄCE SZKOLNYCH INSTRUMENTÓW PROSZONE O KONTAKT Z PANEM JACOBY’M ASAPEM. – Chodźmy – mówi Annie i obie ruszają w kierunku sali dla orkiestry. Tripp wyciąga długopis. Pisze pod nazwiskiem Lyli: Tripp Broody (ani nie zespół, ani nie członek orkiestry) zainteresowany dostępem do pokoju ćwiczeń (jeśli w szkole jest gitara do pożyczenia). Już ma odejść, kiedy zatrzymuje się i dopisuje: To nie żart. To kwestia przetrwania.

Niemal natychmiast gdy rozbrzmiewa dzwonek obwieszczający koniec lekcji, Tripp rusza w kierunku szafki, a jego telefon zaczyna wibrować. Dzwoni mama. – Nie gadam z tobą, mamo. – Jak tam w szkole? – Powiedziałem, że z tobą nie gadam. – Rozmawiałam z twoją nauczycielką algebry podczas lunchu – odpowiada mama. – Odejmie ci tylko dwa punkty, jeśli oddasz swój letni zestaw zadań do końca tygodnia. – Rozmawiałem dziś z Bogiem. Odejmie ci tylko dwa punkty, jeśli wyspowiadasz się ze swoich grzechów i oddasz mi gitarę. – Bardzo zabawne. Słuchaj, wiem, że pewnie jesteś w szoku… – Nie wytrzymam bez gitary. – Zrozum. Zachowujesz się, jakbyś był od tego uzależniony. Przerwa dobrze ci zrobi i będziesz mógł się skupić na… – Nie potrafię. – Latem ostrzegałam cię wiele razy. Zdaję sobie sprawę, że to drastyczny krok, ale nie wiem co jeszcze…

– Jest na strychu. – Nie ma jej w domu, jeśli to cię dręczy. Och, przypomniało mi się. O czwartej ma przyjść facet od zwalczania termitów. Zaprowadź go do piwnicy i pokaż mu drewnianą krokiew, w której żerują. Tę, którą ci pokazywałam. Ma rozpylić trutkę i ustawić jakieś pułapki, czy coś w tym stylu. – Czy zdajesz sobie sprawę, że to ty jesteś termitem? – mówi. – Pożerasz moją duszę. – Bardzo śmieszne. – Jestem jak pusta skorupa. Rozpadnę się na kawałki. – Wróć do domu i wypełnij się zadaniami z matematyki. Sprawdzę je wieczorem. Pa. Tripp zamyka klapkę od telefonu, wsuwa go do tylnej kieszeni i rusza głośnym korytarzem. Kiedy wychodzi na zewnątrz, olśniewająco piękny dzień jest jak dźgnięcie sztyletem w pierś.

– Tripp! – głos mamy dociera do jego pokoju. Stoi w drzwiach, trzymając torebkę z ziemią. – Gdzie jest moja kawa? Odwraca się twarzą do ściany i zakrywa kołdrą. Przyszedł Termit. Kobieta wkracza do środka. – To było strasznie niedojrzałe. Gdzie ją wsadziłeś? – Może poszła odwiedzić moją gitarę. – Lepiej dla ciebie, jeśli jej nie wyrzuciłeś. Odwraca się, żeby na nią spojrzeć. – Wydajesz się spięta, mamo. Zupełnie jakbyś była od niej uzależniona. Piorunuje go wzrokiem.

– Jeśli sądzisz, że dzięki zabawie z moją kawą odzyskasz gitarę, jesteś w wielkim błędzie. Zawsze mogę kupić jej więcej, Tripp. I wiedz, że potrącę ci za nią z kieszonkowego. Termit wypada na zewnątrz. Tripp pokazuje język w kierunku drzwi, kiedy te się zatrzaskują. Czy był niedojrzały? Tak. Jeśli dojrzałość oznaczała, że możesz zabrać jedyną rzecz, która liczy się w życiu syna, to dlaczego miałby do niej dążyć?

Pan Jacoby stoi na podwyższeniu, gdy Zaawansowana Orkiestra gra nowy utwór – nowy nauczyciel, nowy rok – a Lyla czeka na wejście wiolonczeli. Jej palec wskazujący znajduje się tuż nad struną A, gdzie powinna rozbrzmieć pierwsza nuta, ale w jej umyśle pojawia się mroczny obraz jak z dziesięciosekundowego filmu grozy: kiedy dotyka smyczkiem struny, bomba wewnątrz wiolonczeli eksploduje. Doskonale wie, że to tylko jej wyobraźnia, ale jej dłonie zaczynają się pocić, a serce galopować. Nowe wzmacniacze są ogłuszająco głośne, brzmi nieustanne klekotanie, smyczki od skrzypiec unoszą się w idealnej harmonii, a wszystkie wiolonczele po jej prawej stronie włączają się do gry, lecz dłoń Lyly pozostaje nieruchoma. Jej serce bije zbyt głośno. Może otaczające je mięśnie za są zbyt napięte? Czy to w ogóle możliwe? Uspokój się, napomina samą siebie. Dołącz w kolejnym takcie.

– Takt sześćdziesiąty czwarty – szepcze chłopak obok niej, jego głos ocieka satysfakcją, że choć raz Lyla Marks się pogubiła. Zaczyna grać, a wiolonczela nie wybucha. Lewą dłonią przekłada nuty, w prawej trzyma smyczek, lecz jednocześnie czuje się, jakby te dłonie należały do kogoś innego, a ona po prostu była do nich podpięta. – Więcej energii! – woła pan Jacoby ponad narastającym dźwiękiem. Kiedy utwór się kończy, a nauczyciel rozmawia z uczniami, Annie Win rozgląda się dookoła, a potem unosi brwi i wymachuje rękami, naśladując go. Lyla zmusza się do uśmiechu. Gdy zajęcia dobiegają końca, z ulgą chowa wiolonczelę do pokrowca. – Jacoby to jakiś żart. Ciągle robimy banalne rzeczy – szepcze Annie. – A Jessica powinna umyć zęby. Chyba jej to powiem. – Nie możesz – odpowiada Lyla. – Może położę płyn do płukania jamy ustnej na jej pulpicie. – Annie znów robi minę i ciągnie Lylę na korytarz. – Jessica mówiła, że pani Collivet chce zacząć zajęcia z francuskiego i każdy, kto dołączy, automatycznie dostaje A. – Annie – wtrąca się Lyla. – Wydaje mi się, że… sądzisz, że ktoś w naszym wieku mógłby dostać ataku serca? Annie śmieje się.

– Kiedyś widziałam w telewizji, jak naprawdę młody chłopak dostał ataku serca i miał obrzydliwy kolczyk w sutku, a gdy lekarz przyłożył defibrator do jego piersi, czy jak to się tam nazywa, prąd uderzył w kolczyk i poraził lekarza! – Annie parska śmiechem. – A morał z tej historii brzmi: nie próbuj ratować nikogo, kto przekuwa sobie ciało. – Kto przekuwa sobie ciało? – Kenneth Chan wtrąca się do rozmowy. – Lyla – odpowiada Annie. – Nieprawda. Annie śmieje się, ale gdy Kenneth mija je, szepcze. – On cię lubi, ale ma za duży nos. Lyla słyszy bicie swojego serca, nawet mimo panującego w korytarzu zgiełku. Podnosi podręczniki i przyciska je do piersi z głuchym dźwiękiem. – Annie, czy twoje serce biło kiedyś tak szybko, że słyszałaś je bez stetoskopu ani niczego innego. – Nie. – Annie zatrzymuje się. – Z twoim jest coś nie tak? – Coś w tym stylu. – Skutek uboczny pierwszego tygodnia szkoły. – Annie wzrusza ramionami. – Przyprawia cię o zawał serca. Ej, pamiętasz, jak byłyśmy w piątej klasie i przysięgałaś, że słyszysz, jak twoje kości rosną? Przez jakieś sześć tygodni nasłuchiwałam tego dźwięku. – Chichocze i rusza

w kierunku sali od angielskiego, w której jest niesamowicie gorąco i duszno. Pot perli się na czole Lyli. Uspokój się. Musisz wytrzymać. Annie odwraca się i szepcze. – Jeśli dostaniesz zawału i zostawisz mnie samą, wiesz co zrobię? – Co? – pyta Lyla. – Zabiję cię – śmieje się Annie.

Kiedy Tripp idzie do klasy, zauważa nauczyciela muzyki wywieszającego kartkę na tablicy ogłoszeń. HARMONOGRAM KORZYSTANIA Z POKOJÓW DO ĆWICZEŃ 11:26 – 12:10 POKÓJ A: PATRICIA KENT DNI PARZYSTE; ANNIE WIN DNI NIEPATRZYSTE. POKÓJ B: LYLA MARKS DNI PARZYSTE; TRIPP BROODY DNI NIEPATRZYSTE. – Dziękuję, dziękuję! – woła Tripp. Pan Jacoby odwraca się, żeby na niego spojrzeć. – Tripp? Tripp kiwa głową.

– Właśnie uratował mi pan życie. – No cóż, nie zdawałem sobie z tego sprawy. Znalazłem gitarę w magazynie. Ten program jest tak naprawdę skoncentrowany na zespołach i orkiestrach. – Jakiego rodzaju jest ta gitara? – Akustyczna z stalowymi strunami, ale jest rozstrojona. – Pan Jacoby marszczy brwi. – Powinieneś mieć swoją własną. – To nie ma znaczenia, jeśli mogę grać. Czy mogę zabrać ją do domu? Mężczyzna kręci głową. – Nie, nie bierzesz udziału w programie. Teoretycznie instrumenty powinny być udostępniane tylko studentom, którzy w nim uczestniczą. Trzymamy je w Pokoju B. Tak przy okazji, dwie dziewczyny grają na poważnie i pewnie chciałby ćwiczyć codzie… – Ja też gram na poważnie. – Nie mówię, że nie. Tylko gdybyś uznał, że nie będziesz już używał tego pokoju, od razu daj mi znać, wtedy będę mógł go przypisać komuś innemu. Regulamin jest w salach: jedna osoba na pokój; w każdym pomieszczeniu jest komputer, ale służy tylko do rzeczy związanych z muzyką – żadnych gier ani serfowania po intrenecie; za każdym razem po sobie sprzątasz. – Łapię. Dziękuję.

Pan Jacoby udaje się do sali dla orkiestry, a Tripp rusza w dalszą wędrówkę do klasy. Dano mu czterdzieści cztery minuty szczęścia co drugi dzień, począwszy od poniedziałku. Czuje, jak jego ciało wypełnia się powietrzem i musi podskoczyć z radości. – Co to miało być? – pyta jakaś dziewczyna za jego plecami. – Nie mam pojęcia. Kto to zrobił? Śmieje się. – Ja.

Studio jest przestronne i białe, a na ścianach i podłogach z tyłu udrapowano szarą tkaninę. Lampy skierowane na środek są rozstawione po obu stronach. Fotograf wskazuje Lyli drogę do przebieralni. Kiedy dziewczyna ubiera się w elegancką sukienkę, w której zwykle występuje, słyszy, jak tata wyciąga wiolonczelę jej mamy z pokrowca. Wyjaśnia fotografowi, że chce załączyć jedno z zdjęć do jej podania do Coles i że zamierza wysłać pozostałe do lokalnej gazety, razem z wiadomością o zbliżającym się przesłuchaniu w Centrum Kennedy’ego. Jej telefon wibruje. Kiedy spostrzega, że to Annie dzwoni, jej puls przyśpiesza. – Gdzie jesteś? Szukałam cię po szkole. – Dentysta, pamiętasz? – szepcze Lyla. – Mówiłam ci wczoraj. – Już po? Powiedz swojemu tacie, żeby cię tu przywiózł. – Jestem w poczekalni, czekam na wizytę. – Zadzwoń do mnie, jak wyjdziesz. – Dobrze – odpowiada Lyla. Chowa telefon do plecaka i wiesza go na wieszaku. Potem bierze głęboki oddech i wychodzi z przebieralni. – Piękna sukienka – mówi fotograf. – Świetny wybór. – Mężczyzna każe jej stanąć na tkaninie, a tata podaje jej wiolonczelę.

– To będzie proste – stwierdza fotograf, kierując się w stronę statywu. – Bułka z masłem. Musisz się tylko uśmiechnąć. Lyla unosi kąciki ust. Klik.