Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
ROZDZIAŁ I
Nadpływała ciemność, spływając po nim niepowstrzymanymi falami.
Zamykając oczy Ranulf zatopił się w cieniach wszystkimi innymi zmysłami. Zło
zawsze odczuwało się tak samo, ale jego zapach, smak i dźwięk różnił się za
każdym razem. Nawet tutaj w swym oddalonym od ludzi górskim domku,
odczuwalna była przemoc donosząca się z miast poniżej, poprzez skażenie w
powietrzu.
Kto śmiał zakłócić jego spokój? Ranulf podążył do sieci stworzonej z
zaklęć obronnych, sprawdzająć każde z nich, chcąc odnaleźć intruza. Pułapki,
które się urachamiały w razie co, były ciche, lecz skuteczne, im więcej ktoś się
im sprzeciwiał, tym mocniej był więziony.
Krótką chwilę zajęło mu zlokalizowanie intruza w swojej pułapce. Ranulf
rozluźnił mentalne sploty, które zatrzymywały mężczyznę i pozwolił mu zbliżyć
się do drzwi. Intruz był człowiekiem, z bardzo małą zawartością krwi Kyth w
jego własnej krwi, dlatego, że krew takich osobników jak Ranulfa została
uszkodzona w przeciągu wieków i całkowicie utracona dla ludzkiego rodzaju.
Osobnik wytarł buty na ganku. Ranulf natomiast zbierał się w sobie, aby
nie dać wyprzedzić się swoim zmysłom, co zawsze zdarzało mu się, gdy miał
spotkać się z kimś z ludzkiego społeczeństwa. Mimo to za szybko otworzył
drzwi.
- Masz coś dla mnie?
Posłaniec podskoczył, gdy zobaczył nagle Ranulfa, jednakże szybko się
tego otrząsnął. Z uprzejmym wyrazem twarzy wyciągnął ciężką pergaminową
kopertę.
- Dama przesyła swoje pozdrowienia.
- Jestem tego pewien, Josiah. - Ranulf niechętnie przyjął kopertę.
Charakter pisma widniejący na wierzchu przypominał te same pająkowate
gryzmoły, które już od zbyt dawna wydawały mu rozkazy. Minęło już
tysiąclecie odkąd on jako pierwszy przysiągł swą lojalność Wytwornej Damie
ich rodzaju. Miesiące minęły odkąd obiecano mu wytchnienie od zabójstw,
jednakże tak naprawdę nie oczekiwał, iż to wszystko się kiedyś skończy.
Obydwoje wiedzieli, że jeśli jej potrzebne będą jego specyficzne talenta, to on
przybędzie. Obowiązek był jedyną rzeczą, którą pojmował.
Gdy otwierał zapieczętowaną staromodną pieczęcią woskową kopertę,
przyuważył, iż posłaniec wciąż stoi w jego drzwiach.
- Czego? – zarządał Ranulf, już znużony obecnością człowieka.
- Miałem na ciebie zaczekać.
Ranulf powstrzymał się od przekleństwa, lokaj nie zasługiwał na to, aby
stracić głowę jedynie przez to, że jego pierwszym odruchem jest atak, a już
potem zadawanie pytań – i to tylko w tym przypadku, gdyby został do tego
zmuszony.
- Powiedz jej, aby oczekiwała mnie w naszym stałym miejscu.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
- Ale ona mówiła, że to nagły przypadek – kontynuował głupiec.
- Zawsze tak jest – wkurzył się Ranulf, prawie tracąc swą czujność. To nie
było tak, że on mógł tak zwyczajnie zamknąć drzwi i wrócić za tym mężczyzną
do cywilizacji. W jego przypadku, musiał najpierw wszystko przygotować, a
dopiero wtedy wyruszać w podróż.
Zmusił się jednak do pójścia na kompromis.
- Pojawię się tam jak najszybciej tylko zdołam. Nie mogę być bardziej
konkretnym, a po tych wszystkim latach ona już chyba powinna o tym pamiętać.
A teraz wynoś się stąd do cholery, Josiah. Każdą minutę, którą tracę na
wykłócaniu się z tobą, mógłbym wykorzystać o niebo lepiej.
Mężczyzna zaczął znów coś brzdękać pod nosem. Ranulf nie mogąc już
dłużej się powstrzymywać postąpił krok do przodu, a jak tylko zacisnął dłonie w
pięści, posłaniec cofnął się przytaknąwszy i uciekł do swojego samochodu.
Ranulf zatrzasnął drzwi i zaryglował je dodatkowo na zasuwkę.
Nie było sensu zwlekać, nadszedł czas na pakowanie się. Nie zajmie mu to
dużo czasu, gdyż ubrania nie były nigdy dla niego czymś szczególnie ważnym.
W przeciwieństwie do innych Talionów. Wytworna Dama była wrażliwa jeszcze
od początku Starego Świata w stosunku do takich rzeczy, jednakże plamy krwi
były niemożliwe do usunięcia z jedwabiu i wełny.
Spakowawszy cały swój ekwipunek, domknął go i ułożył przy głównym
wejściu. Następnie podszedł do szklanej gablotki i rozejrzał się po jej
zawartości. Po kilku sekundach, uniósł wieko i podniósł do góry swój talizman
trzymając go za skórzany rzemyk. Naszyjnik ten zamigotał złociście i
rozpromienił się ukazując swą moc. Talizman był naprawdę znacznie cięższy
niż wyglądał.
Ranulf zawiesił na swej szyi rzemyk z wielowiekowym wizerunkiem
boskiego młota i włożył go do wewnętrznej części kołnierzyka. Chłodny metal
pochłaniał gorąco jego ciała, ponownie łącząc go tym sposobem z Wytworną
Damą. Po raz kolejny on znów stał się żołnierzem przygotowującym się do
walki.
Niewielki pokład energii, którą on potajemnie przechowywał w talizmanie
koił jego zmysły wystarczająco, aby mógł utrzymywać nad sobą kontrolę, ale
nie potrwa to długo. Mógłby to szybko naprawić wykorzystując do tego
posłańca Damy, jednakże ona nie byłaby tym zachwycona, gdyby jej posłaniec
wrócił choć nieznacznie uszkodzony.
Wziąłszy swój bagaż skierował się ku garażowi, gdzie jego ponury nastrój
natychmiast uległ poprawie. Było wczesne lato i był to już zdecydowanie
najwyższy czas, aby zetrzeć kurz z Packarda – kremowo-białego kabrioletu z lat
dwudziestych, który zawsze przyciągał swym wyglądem tłumy – co było jego
jedyną wadą. Jednakże on i tak nie wyglądałby pozornie z 1.9 metrowym
niebieskookim Wikingiem z ognistoczerwonymi włosami za kierownicą. Jeśli
Ranulf musiał już wybrać się na misję dla Wytwornej Damy, to przynajmniej
mógł zrobić to w wygodny i luksusowy sposób.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Ten samochód należał do niego już od czasu jego wyprodukowania – czyli
1940 roku, ale wciąż wyglądał jak nówka nierdzewka. Opuścił dach, wytarł kurz
z elegancko wyrzeźbionych błotników, zachwycając się gładkością metalu i
wygodą mięciutkich, skórzanych foteli. Na zewnątrz Packard nie wyglądał na
więcej niż miał, jednak wewnątrz Ranulf czuł każde z tych minąwszych tysięcy
lat. Przekręcił klucz, a samochód natychmiast przywrócił się do życia i
wszystkie te 160 koni pod maską tak i prosiło się o przejażdżkę po górskich
drogach.
Ranulf wrzucił bieg, zastanawiając się w międzyczasie czemu Dama
posłała właśnie po niego. Ona przecież przez większość czasu korzystała z
innych Talionów, którzy przybiegali ku niej na każde jej wołanie, ubiegając się
raczej ku dyplomatycznym metodom, aniżeli brutalnej sile Ranulfa, aby
narzucić swoją wolę innym ludziom. Jeśli była wystarczająco zmartwiona, żeby
wysłać specjalnie do niego posłańca, oznaczało to tylko tyle, iż ktoś z ich
rodzaju przekroczył granicę i musiał umrzeć. Napiął mięśnie rąk, czując ostre
ukłucia poruszającej się pod jego skórą wrodzonej energii. Minął dość długo
czas odkąd pokarmił się zdrajcą i nie cieszył się z myśli nadchodzącej powtórki
zdarzeń.
Zabijanie było ciężką i brudną pracą. Tak było od zawsze, od samego
początku, gdy krew płynęła dla sławy jego ludu. Ale on był Talionem, nazwa
których wzięta została od zasady „oko-za-oko”, która była główną zasadą ich
rodzaju. Ranulf służył dla Kyth jako kat i został uznany za najlepszego w swojej
pracy. Żałował paru rzeczy, nawet jeśli każde życie, które odebrał kradło
kawałek jego duszy, robiąc ją oziębłą i ponurą.
W ostatnich wiekach Kyth stała się bardziej cywilizowana, a nawet zaczęła
się więcej bać niż szanować Talionów. Może w tym jednym miała jednak
słuszność. Zdolność do zabijania bez skrupułów była rzadkim darem, lecz on
jednak zdawał się nie być z tego dumnym.
W drodze rozglądał się za jakimś tłumem ludzi, w którym mógłby się
zgubić na wystarczająco długo, aby zebrać potrzebną energię na jeden albo
chociaż dwa dni. W ten sposób on zdążyłby się lepiej przygotować do
wszystkiego, co zmartwiło Damę na tyle, żeby wypuścić wojownika Wikinga na
ulice Seattle. Narastające poczucie strachu napędzało go, dlatego nacisnął
mocniej stopą na pedał gazu, gdy pędził z górki w dół i przygotowywał się do
walki.
***
Muzyka była żywa, pulsowała między tancerzami. Wstrząsające bity
wibrowały przez ściany klubu, podłogę i powietrze dopóki ono również nie stało
się po prostu kolejną nutą niesamowitej symfonii. Melodia płynęła falami,
docierając do najdalszych zakątków klubu.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Zamknąwszy oczy Kerry Logan wzniosła ręce wysoko w górę i oddała się
muzyce. Ruszała biodrami, głowę delikatnie przechylała z jednej na drugą
stronę. Po raz pierwszy w ciągu dnia, jej skóra nie piekła ją z powodu żądań i
wymagań innych. Wybłagała u swych koleżanek po fachu jak i u przyjaciół
możliwość spędzenia nocy w odosobnieniu, z dala od nich.
Rozbrzmiewająca wokół muzyka była teraz dla niej wszystkim i tyle jej
wystarczało. Spędzała swoje wolne popołudnie w tłumie tancerzy, pozwalając
muzyce przejąć nad nią kontrolę. Po kilku godzinach wróci do domu z
odnowioną duszą.
Zagubiona w anonimowości wypełnionego po brzegi parkietu , obracała się
powoli, w różnych kierunkach, ciesząc się każdym dotykiem obcego ciała
ocierającego się przypadkiem o nią. Nieco niepokoiły ją te wszystkie ogłosy i
ścisk, jednak w końcu zaakceptowała to wszystko i zdołała poddać się rytmowi
muzyki. Właśnie to miało wyleczyć jej znużoną duszę.
***
Miasto zatapiało się pod kołdrą jasnego światła, gdy Ranulf podążał
autostradą międzystanową nr 90 wprost do serca Seattle. Kiedy właśnie miał
zamiar skręcić w dróżkę prowadzącą do domu Damy, piosenka która
rozbrzmiewała w radiu została przerwana przez wiadomość o niełatwym do
ujarzmienia ogniu w pobliskim klubie tanecznym. Nie było nic niezwykłego w
tych kilku pobieżnych szczegółach pożaru, jednakże dobre instynkty Ranulfa
mówiły mu, że za tą zasłoną kryje się coś więcej. Bez wahania, przejechał skręt
i wyruszył w kierunku centrum.
Wybuch mógł być spowodowany niezliczoną ilością rzeczy, począwszy od
złej instalacji elektrycznej, kończąc na nieostrożnym głupcu z papierosem w
gębie, ale jeśli to Kyth spowodowała cały ten incydent, to Ranulf pragnął
wykryć i dać temu komuś solidną nauczkę. Bez względu na to, jak ostrożnie
działał podpalacz, zawsze zostawiał wystarczającą ilość sladów dla Ranulfa, aby
ten mógł spokojnie go namierzyć. Szczególny posmak jego energii będzie tak
samo łatwy do zidentyfikowania, jak wyraźny odcisk palca przestępcy dla
policji.
Odgłosy syren karetek pogotowia zjeżdżały się na miejsce wydarzenia,
więc Ranulf zaparkował jakieś parę przecznic dalej, aby dotrzeć tam pieszo.
Zapach dymu oraz ostry zapach palonego ciała wisiał w powietrzu, a on słyszał
nawet te oddalone o kilka przecznic krzyki uwięzionych w klubie ludzi.
Wziąwszy głęboki wdech, Ranulf skosztował gorzką ciemność w powietrzu –
znajomy smak zła. Pobiegł w kierunku płonących budynków, zdeterminowany
wynieść stamtąd jak najwięcej informacji o płomieniach i śmierci, na ile to tylko
będzie możliwe.
***
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Kerry tańczyła sobie, upajając się mięśniami pod swoją skórą, kośćmi,
które nie były sztywne, lecz płynne, kołyszące się w takt muzyki. Właśnie po to
tutaj przyszła.
Ale w pewnym momencie wszystko to zostało przytłumione przez kobiecy
krzyk.
- Ogień! O mój Boże, pali się!
Kerry natychmiast otworzyła oczy. Wszyscy wokół stali jak upojeni z
przerażenia, w ich oczach odźwierciedlały się migocące, szkarłatne płomienie.
Przerażenie jednak prędko zmieniło się w zbiorową panikę, a Kerry znalazła się
w scenie z prawdziwego horroru. Spoglądała na sufit, na srebrny błyskawicznie
działający automatyczny system do gaszenia pożaru, modląc się, żeby w końcu
zadziałał i ugasił kłęby dymu i krzyki przerażenia.
W jaki sposób cały pokój wypełniał się tak szybko taką ilością czarnego
dymu i tyloma płomieniami? To wszystko było bezsensowne. Zignorowawszy
powstały chaos, starała się zachowywać w miarę spokojnie. Dostęp do
głównych drzwi był zablokowany przez tłum ludzi próbujących się wydostać
oraz sam ogień. Intensywne gorąco zmusiło tłum do cofnięcia się, wysyłając
ścianę utworzoną z niemyślących logicznie ludzi wprost w jej kierunku.
Musi być jakieś inne wyjście pomyślała. Wytarła napływające do oczu łzy
rękawem. Trzymając się blisko ściany, Kerry skierowała się ku korytarzyku na
tyłach klubu. Wyłączono prąd akurat, gdy skręcała za róg, więc i tak wąskie
przejście dodatkowo pogrążyło się w ciemności. Widziała tylko przyćmione
blaski czerwonych awaryjnych świateł karetki, które uwidoczniały jej nieco
drogę.
Otwierała po kolei drzwi za drzwiami, nawet te od łazienki, ale nigdzie nie
znalazła okna. Żadnego wyjścia na zewnątrz. Wylukawszy znak „Wyjście”
widniejący na tyłach magazynka od razu pobiegła w tamtą stronę. Ciężkie drzwi
odmawiały otworzenia się, lecz ona zebrała w sobie całą pozostałą siłę i
popchnęła je jeszcze jeden raz. Cudowne chłodne nocne powietrze wdarło się
przez wejście i zdawało się lizać jej skórę. Wypełniła nim płuca, trzesąc się z
ulgi, że udało jej się dotrzeć bezpiecznie na zewnątrz. Jednakże zanim zdążyła
wydostać się na wolę, krzyki i agoniczne wrzaski innych osób przypomniały jej
o ponurej rzeczywistości.
Ona nie mogła po prostu wyjść stamtąd i pozwolić innym umrzeć. Strach
oraz zdrowy rozsądek mówiły jej, że popełnia błąd, ale jej sumienie zdawało się
już tego nie słyszeć. Po przysunięciu pod drzwi ogromnego pudła, żeby
zatrzymać je otwarte, zaciągnęła się jeszcze raz świeżym powietrzem i wróciła
do rozgrywającego się wewnątrz piekła.
Ogień przejął całkowicie kontrolę nad jedną stroną klubu, gromadząc
swoje ofiary w kątach i różnych zakątkach, jakby odkładając je na deser. Kerry
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
złapała dwie kobiety pod ręce i zaciągnęła w stronę korytarza. Jak tylko
zobaczyła, że one kierowały się we właściwym kierunku, wróciła po kolejnych.
Z dymem palącym jej płuca, robiła rajdy w obie strony, prowadząc ludzi,
gromadząc innych, pomagając tylu ilu tylko mogła. Jak tylko mogące stać na
własnych nogach ludzie zmierzali ku wyjściu, rozglądała się wokół poszukując
osób, które nie mogłyby samodzielne się stamtąd wydostać.
Ignorując smród spalonego ciała, podniosła mężczyznę, który ledwie co
łapał oddech. Zarzuciwszy jego ramiona wokół swoich, zataczała się pod jego
ciężarem, kiedy tak przedzierali się krok po kroku przez gęsty dym, w połowie
niosąc go w połowie prowadząc do wyjścia.
Wysoka męska postać wywonęła się nagle tuż przed nią. Opary dymu były
zbyt gęste, żeby mogła wyraźnie dostrzec jego twarz, ale była jednak pewna, że
nie był on jednym z tancerzy. Ona już z pewnością zapamiętałaby kogoś jego
rozmiarów. On zdawał się być jedną osobą oprócz niej oczywiście, która starała
się ogarnąć tę sytuację w miarę spokojnie.
Wsunęła zranionego mężczyznę w ramiona nieznajomego i przekrzykując
chaos powiedziała:
- Wyprowadź go stąd póki ja wrócę tam, aby zobaczyć, czy został tam ktoś
jeszcze.
Zanim zdążyła zrobić choć krok, nieznajomy złapał ją za ramię i rzekł:
- Wrócę tutaj i ci pomogę.
- Dobrze.
Z odnowioną dawką energii po raz kolejny udała się do klubu. Ciemny
korytarz nie był już dłużej wolny od dymu i ognia, a gorąco buchało zewsząd, aż
po sam sufit, który zdawał się przemienić w niebieskie i czerwone fale ognia.
Stanąwszy na kolanach, Kerry czołgała się i kasłała przez całą drogę do
parkietu, gdzie przyuważyła czwórkę ludzi skupionych za kontuarem. Czy na
litość boską, oni czekali na jakieś specjalne zaproszenie?
- Musicie się stąd wynosić – krzyknęła, frustracja i narastająca panika
nieco ją obezwładniały.
Gdy się nie odezwali, spróbowała jeszcze raz.
- No chodźcie, ruszcie się stamtąd! Zaprowadzę was w bezpieczne miejsce!
Chłopak, który wyglądał na o wiele młodszego, aby wejść do takiego klubu
jak ten, nieźle się bał.
- NIE! My czekamy na strażaka, który nas uratuje.
- Nie pożyjecie wystarczająco długo, aby mogli was znaleźć. - Nie mając
już sił, czasu i cierpliwości, szarpnęła go mocno za rękę.- A teraz ruszajcie się!
Wy wszyscy!
- Słyszałeś ją chłopaczku. Rusz się, abo wszyscy tutaj zginiecie.
Kerry podskoczyła słysząc czyjść niski głos wydający rozkazy tuż zza jej
pleców. Nieznajomy powrócił, tak jak obiecywał. Mając go u swojego boku
strach, który zdawał się przejmować nad nią kontrolę przygasł do
akceptowalnego poziomu.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Mężczyzna ten wskazał chłopcu i pozostałej trójce drogę do wyjścia,
następnie pochylił się, aby przekrzyczeć:
- Lepiej stąd uciekaj. Dach zawali się lada moment.
- Będę tuż za tobą.
- Lepiej, żeby tak było. - I zniknął.
Nie zdając sobie sprawy z krzyków dochodzących zza jej pleców,
odwróciła się i zrozumiała, że przybyła straż pożarna i wysłała tutaj cały oddział
strażaków. No, w końcu.
Zanim dalej skierowała się w kierunku wyjścia usłyszała dźwięk, który
oziębił ją pomimo otaczającego ją wrzącego gorąca.
Zamknęła oczy, aby lepiej wytężyć słuch, w nadziei usłyszeć coś oprócz
szalonego trzasku ognia. Lecz ona znów to usłyszała – kwilenie dochodzące z
oddali gdzieś po lewej stronie. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, aby
pozostawiła resztę potrzebujących w rękach specjalistów, jednakże ona musiała
nadal żyć ze sobą w zgodzie, nawet jeśli dzięki temu będzie musiała umrzeć
tutaj z kimkolwiek, kto byłby uwięziony w tym piekle, a ona nie zdołałaby mu
pomóc. Modląc się o wybawienie, albo miłosierną śmierć wkroczyła do pokoju.
Część sufitu zawaliła się, wysyłając w górę deszcz iskier kiedy rozłamano i
otworzono frontowe drzwi, a pierwszy strumień wody wlał się wprost na
płomienie. Opary syczały i podgrzewały tę wodę, a Kerry instynktownie padła
na podłogę. Jeśli ogniu nie udało się ją pokonać, wrząca woda z pewnością by to
uczyniła.
Leżąc na podłodze, dostrzegła źródło rozdzierających jęków. Kobieta
leżała zwinięta w kłębek parę metrów od niej, ostrożnie kładając na podłodze
swoje poparzone ramię. Po nienaturalnej pozycji jej stóp, można było
zasugerować, iż złamała również kostkę. Kerry podczołgała się do leżącej
kobiety, nieco się uniosła, podniosła kobietę z podłogi i przytrzymała ją pod
ramię. Ona nie była pewna jak daleko zdoła dojść z kimś, kto był wyższy i
cięższy od niej; na szczęście miły facecik znów się przy niej pojawił.
Dym był zbytnio gęsty, żeby mogła wyraźnie widzieć, więc musiała zaufać
swoim instynktom. Brnąć przez ciemność, odnalazła drogę do wyjścia. Zdawało
się, że minęła już wieczność zanim w końcu udało jej się wyjść przez tylne
drzwi.
Na zewnątrz tłoczyło się mnóstwo ludzi, wszędzie było słychać dźwięki
syren karetek pogotowia wjeżdżających na parking. Odwróciła się ku nim,
kierując się ku sanitariuszom, którzy pomogli jej uwolnić się od brzemia. Jak
tylko ci ułożyli kobietę na noszach, ta chwyciła Kerry i mocno ją ściskała.
Ścisnąwszy lekko rękę rannej kobiety, Kerry rzekła:
- Wszystko już będzie dobrze. Oni zabiorą cię do szpitala.
- Jak się nazywasz? – wychrypiała kobieta, jej głos zniekształcił dym.
- Kerry. Kerry Logan.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
- Dziękuję. Bez ciebie, gdyby nie ty, to ja umarłabym tam. - Łzy popłynęły
po osmalonej twarzy kobiety.
- Teraz my się nią zajmiemy. - Ratownik medyczny skierował nosze na
kółkach w kierunku karetki.
Kerry wpatrywała się jeszcze długo w dal po wyjeździe z parkingu karetki.
Dotąd kłębiąca się w jej żyłach adrenalina pozostawiła ją teraz oniemiałą i
niezdolną do koncentracji, bez sił i energii do czegokolwiek. I gdzie podział się
ten wysoki mężczyzna? Chciała podziękować mu za jego pomoc i upewnić się,
iż on sam wydostał się stamtąd żywy i nieuszkodzony. Dziwne było to, że sama
jego obecność dodawała jej otuchy i pomagała zachować spokój.
Zanim udało jej się rozejrzeć za nim wokół, dotarł do niej jakiś ubrany w
mundur mężczyzna.
- Przepraszam Panią, ale chciałbym z Panią porozmawiać, jeśli nie ma Pani
nic przeciwko temu.
Kerry mrugnęła parę razy, aby otrząsnąć senność i lepiej się skupić.
- Tak panie władzo, słucham.
- Z tego co słyszałem, większość ludzi wciąż żyje dzięki Pani dokonaniom.
Jak dotąd wygląda na to, iż wszyscy przeżyli tę sytuację, w większej mierze jest
to zasługa Pani. Proszę zatem, aby opowiedziała mi Pani o tym, co się tam
wydarzyło.
Kerry zatrzęsła się , gdy przez jej umysł przedzierały się obrazy płomieni i
panika pozostałych znajdujących się wewnątrz klubu ludzi.
- Grała muzyka, wszyscy tańczyli, aż nagle wszędzie wokół nas rozpętały
się płomienie.
Mężczyzna podniósł wzrok znad notatnika.
- Czy mogłaby Pani opisać to zajście bardziej szczegółowo? Tak ogólnie
mówiąc chyba powinienem był się przedstawić. Nazywam się Maynard Cooper,
choć wszyscy mówią na mnie Coop i jestem oficerem śledczym do spraw
podpaleń wysłanym tutaj, aby prześledzić dzisiejsze wydarzenia.
- A ja jestem Kerry Logan i nie wiem, na ile będę w stanie Panu pomóc.
Większość z tych wydarzeń jest po prostu jedną wielką rozmazaną plamą. -
Wsadziła ręce w kieszenie dżinsów. – Teraz, to pragnę jedynie wrócić do domu.
- Dostanie się tam Pani, lecz najpierw chciałbym prosić o jakieś dane
kontaktowe. I jeszcze zanim puścimy Panią, musi Panią zbadać jeden z
sanitariuszy, gdyż Pani nawdychała się zdecydowanie za dużo dymu.
Kerry podążyła za nim przez parking jak jakiś zombi, gdy Coop nagle
zdecydował się zawrócić i popędzić ją z powrotem na to samo miejsce, w
którym przed chwilą stali.
- Przylecieli sępy. - Spojrzał ponad ramieniem. - Posłucha mnie Pani, jeśli
nie chce Pani zostać zaatakowaną przez grupę reporterów, to może zechciałaby
Pani zatem zaczekać chwilkę przy moim samochodzie.. o tam? Wyślę tam zaraz
do Pani jednego z ratowników medycznych.
- Dzięki.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Ostatnią rzeczą, której teraz pragnęłam było spotkanie z fleszami kamer i
odpowiadanie na hordę głupich pytań.
Podczas gdy Coop zbywał prasę, ona obserwowała jak strażacy kłębili się
wokół klubu, gasili ogień dużą ilością wody i sprawdzali wszystko wewnątrz
pod kątem znalezienia jakiegoś jeszcze niedosięgniętego punktu, w którym pętał
się ogień. Czy ktoś jeszcze znajdował się tam w środku? Boże, miała nadzieję,
że nie. Co to musi być za okropna śmierć. Wizje tego rozgorającego się piekła
będą ją męczyć przez następny tydzień albo nawet dłużej.
Gdy tak czekała przy tym samochodzie, czuła na sobie czyjś wzrok.
Rozejrzała się dokoła. Początkowo nikogo nie zauważyła, lecz chwilkę później
dojrzała mężczyznę skrywającego się w ciemnej alejce. Chociaż nie widziała
jego twarzy, była pewna, że ten koleś się na nią gapi. Próbowała ignorować go,
jednakże to było prawie że niemożliwe do wykonania.
Jak gdyby wyczuwając jej zainteresowanie jego osobą, mężczyzna ten
ruszył krok do przodu i stanął w świetle latarni odwzajemniając jej spojrzenie.
Uśmiechnął się tak drapieżnie, że aż przeszły ją ciarki. Rzuciwszy okiem w
kierunku drzwi wyciągnął z kieszeni zapalniczkę, szybkiem ruchem zapalił
papierosa i uniósł go do góry, jakby wygłaszając toast.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, ukłonił się i wycofał się w cień alejki, tak
samo szybko jak się stamtąd i wyłonił. Kerry przez chwilę stała jak posąg,
niezdolna do poruszenia się, wyszukując jakieś słowo, którym mogłaby określić
tego człowieka. Pasowało tylko jedno.
Śmierć.
Ona ani przez sekundkę teraz nie wątpiła w to, iż to właśnie ten człowiek
był sprawcą tego pożaru. Zamknąwszy oczy, zrobiła wszystko, aby przypomnieć
sobie każdy jego detal i pobiegła wprost do Coopa.
On nadal odpowiadał na pytania reporterów. Przyciągnęła jego uwagę i
posłała mu błagalne spojrzenie. Oficer nagle przerwał wywiad, obiecując
dziennikarzom powiadamiać ich o najnowszych informacjach dotyczących
śledztwa. Kerry wyczekiwała natomiast niecierpliwie, kiedy to wreszcie
wszyscy zaczną się rozchodzić.
Gdy już znaleźli się nieco poza zasięgiem ich uszu, wyszeptała:
- Muszę z tobą porozmawiać, ale nie tutaj.
Po jednym spojrzeniu na nią, oficer śledczy pokiwał głową i wziął ją pod
ramię.
- Przejdźmy się do mojego samochodu.
Gdy wreszcie się tam znaleźli, zapytał:
- O co chodzi?
Zebrawszy się w sobie, spojrzała mu w oczy i wyrzekła:
- Wiem kto spowodował cały ten pożar.
Oficer śledczy podskoczył nieco, wszystkie oznaki zmęczenia gdzieś się
ulotniły.
- Skąd się tego nagle Pani dowiedziała? Gdzie on się teraz znajduje?
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
- Zniknął.
Zaczęła szczękać zębami, a zimne dreszcze szarpały jej ciało.
- Czy mogłabym pożyczyć twój notatnik i ołówek?
Podał jej je.
Drżącymi rękoma zaczęła szkicować twarz, którą widziała, od czasu do
czasu przymykając oczy, aby przypomnieć sobie więcej szczegółów.
Prawidłowe naszkicowanie jego ust zajęło jej parę podejść, lecz ostatecznie
spojrzawszy na rysunek zdawała się być zadowolona ze swojej pracy.
I przerażona widokiem tego mężczyzny.
Coop pochylił się do przodu, aby przyjrzeć się jej szkicowi.
- Kim on jest? I dlaczego uważa Pani, że to właśnie on przyczynił się do
pożaru?
- Podczas gdy ty rozmawiałeś z dziennikarzami, ja poczułam na sobie czyjś
wzrok. - Wskazała w kierunku alejki. - Stał tam, w cieniu, pomiędzy tymi oto
dwoma budynkami. Jak tylko go dostrzegłam, uśmiechnął się, podniósł
zapalniczkę, zapalił papierosa i zrobił ruch przypominający podnoszenie
kieliszka, jakby opiewał pożar.
Zadrżała.
- Jego uśmiech był najstraszniejszą rzeczą, jaką dotąd miałam okazję
widzieć.
Coop jedynie pokiwał głową.
- Jak ci się udało narysować go tak precyzyjnie?
- Jestem grafikiem. Nie wygląda jakoś szczególnie dobrze.
Przestudiował go jeszcze raz.
- Jak dla mnie to wygląda ekstremalnie dobrze. I jest wielkim krokiem
naprzód dla mojej drużyny, gdyż jeszcze przed chwilą nie mielismy żadnej
zaczepki. Jeden z moich podwładnych robił zdjęcia tłumowi. Może będziemy
mieć szczęście i uda nam się odnaleźć go też na którymś z tych zdjęć.
Chciałbym zawieźć cię do centrali, żebyś złożyła oświadczenie.
Przemyślała to i mimo chęci powrotu do domu, nie mogła mu odmówić.
- Jeśli wydaje ci się, że to w czymś pomoże, to pojadę tam z tobą.
Wyciągnął komórkę.
- Muszę dać swoim znać dokąd zmierzam. Czy ty również chcesz kogoś o
tym powiadomić?
Potrząsnęła głową. Nie miała rodziny, zaledwie kilku przyjaciół, a w
dodatku jeszcze wczoraj powiedziała swojej szefowej, że jutro będzie pracować
w domu. Rzuciwszy okiem na zegarek cyfrowy widniejący na tablicy
rozdzielczej dopiero teraz dotarło do niej, że już nastąpiło jutro. Już prawie od
dwudziestuczterech godzin była na nogach i była już porządkie zmęczona tym
wszystkim.
Jak tylko wyjechali z parkingu Coop otworzył usta, jakby chcąc jej o
czymś powiedzieć, jednakże po głębszym przemyśleniu tego zdecydował się
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
jednak zamilczeć. Ona jednak pomyślała, iż lepiej byłoby wiedzieć, co chciał jej
powiedzieć, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę jego zmartwione spojrzenie.
- Powiedz mi Coop. Wolę wiedzieć.
Posłał jej długie uważne spojrzenie.
- Nie podałem dziennikarzom żadnej informacji o tobie, jednakże oni z
pewnością dotrą do tych ludzi, którzy ucierpieli od pożaru i jeśli ktoś z nich zna
twoje imię, to media podążą tym śladem, za tobą, aby usłyszeć jeszcze twoją
wersję tej historii. Twoje imię i zdjęcie pojawi się na jutrzejszych pierwszych
stronach gazet.
Nie trzeba być geniuszem, żeby dodać dwa do dwóch i zrozumieć, że
- On dowie się, kim ja jestem.
Coop smutnie przytaknął.
- Mogę prosić o jakąś ochronę dla ciebie, jednakże do czasu kiedy się
dowiemy kim jest ten koleś… Do cholery, on może być kimkolwiek,
gdziekolwiek. Nie będę kłamać, panno Logan. To może być bardzo
niebezpieczne przedsięwzięcie, gdyż jest Pani jedyną osobą, która może
połączyć go z tym wydarzeniem.
- Jaki wściekły on będzie, gdy dowie się, że pokrzyżowałam mu plany?
Niełatwo było zapytać o to, jednak ona pragnęła wiedzieć o wszystkim bez
względu na to jak ponure mogłoby to być.
Coop wpatrywał się w przednią szybę rozmyślając nad odpowiedzią.
- To zależy. Jeśli on kocha ogień, tak jak mężczyźni kochają kobiety, to on
może cieszyć się z tego, że jednak udało mu się spalić cały klub prawie do tła.
Jeśli on jednak pragnął czegoś więcej niż to, to on jest totalnym szaleńcem i nie
da się przewidzieć, co może być jego kolejnym krokiem.
- Co by się nie miało wydarzyć, ja muszę tak postąpić. Nie mogłabym żyć
w zgodzie z samą sobą, gdybym wiedziała, że zobaczyłam sprawcę i nie
zrobiłam nic w tym kierunku.
- Jesteś odważną młodą kobietą, panno Logan.
Zaśmiała się.
- Nie jestem tego taka pewna.
- Mówi się, że bycie odważnym jest jak bycie przestraszonym, ale dążenie
do przodu mimo tego. Posłał jej pewny otuchy uśmiech. – I dzięki Pani
opanowaniu, panno Logan, wielu ludzi wciąż oddycha. Szacunek odbijał się
wyraźnie w jego głosie.
Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Dzięki. I Coop, mów mi Kerry. Coś mi się zdaje, że od teraz będziemy
częściej się widywać.
- Chyba tak. I jest mi niezmiernie przykro z tego powodu. Coop poklepał ją
po ramieniu, zanim zdążyli skręcić na parking departamentu straży pożarnej.
- Mi też, Coop. Mi też.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
***
- Skurwysyn!
Ranulf kopnął kamyk, który potoczył się z górki w dół tuż za znikającym
samochodem. On był zbytnio zajety próbowaniem odnaleźć ulotny zapach
zdrajcy, iż nie zauważył, że kobieta właśnie pojechała gdzieś z mężczyzną w
mundurze. Dla jej własnego dobra, miał nadzieję, iż ten koleś był naprawdę
oficerem śledczym i należał do departamentu straży pożarnej. Zapach zdrajcy
Kyth ulotnił się w prawie tym samym czasie, więc panowało bardzo duże
prawdopodobieństwo tego, iż ten łajdak jeszcze nie skończył na dziś swą
zabawę.
Powrócił do miejsca, w którym strażacy nadal walczyli z ogniem. Wkrótce
z tamtego miejsca pozostaną jedynie osmalone szczątki drewna i koszmary, dla
tych, którzy przez to wszystko przebrneli. Wspomniawszy o tym, znów
wspomniał tę kobietę. Ona była Kyth. On nie wiedział o tym, aż do momentu, w
którym chwycił ją za ramię.
Jego dłoń wciąż drżała od palącej energii, która przepłynęła między nimi.
Czy ona rozpoznała kim on był? Raczej nie. Ona była zbytnio skupiona na
ratowaniu żałosnych tyłków ludzi, żeby zauważyć cokolwiek innego. Ilu z tych
uwięzionych w ogniu ludzi zawdzięczało jej opanowanemu działaniu swoje
życia?
Dama z pewnością zechce usłyszeć wieści o wyczynach tej kobiety w
klubie. Przez ogień i dym, nie był w stanie dostarczyć więcej szczegółów,
oprócz tego że była małego wzrostu i miała ciemne włosy. Oraz to, iż ona
wykazała się większą siłą i odwagą, niż ci, których znał już od dawna.
Zdrajca będzie szukać jej, ale Ranulf nie pozwoli mu ją dorwać. Nie
podczas jego zmiany.
Ze strażą pożarną i policją krążącą wokół tego miejsca, on nie wskura teraz
już nic więcej. Z samego rana powróci na miejsce wydarzeń, aby zbadać je i
zacząć tropić swój cel. Sprawi się z tym lepiej, gdy odpocznie i się pożywi.
Spojrzawszy po raz ostatni na tlące się ruiny, wrócił do samochodu.
Nadszedł czas, aby zdać raport Damie.
Tłumaczenie: TrueFair
Beta: Tsubaki93
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
ROZDZIAŁ II
Chociaż prysznic zmył ze skóry Bradana uroczy zapaszek dymu i palących
się ciał, nie pozbawił go jednak miłej zabawy polegającej na wspominaniu o
płonącym klubie. W jutrzejszych porannych gazetach zobaczy dokładną ilość
zmarłych, krzyczących podczas konsumpcji ich ciał przez tańczące języki ognia.
Była to jego pierwsza próba podpalania na tak wielką skalę i zdecydowanie
się powiodła. Wślizgnął się pomiędzy prześcieradła rozłożone na jego wielkim
łożu, delektując się chłodem czyściutkiej bawełny ocierającej się o jego skórę.
Zamknąwszy oczy przeżywał ponownie każdą chwilę, począwszy od samych
pierwszych krzyków aż do momentu zakręcenia przez strażaków ostatniego
węża.
Jedyną drobnostką psującą całą tę przyjemność była drobna brunetka, która
znalazła tylne wyjście. Gdyby miał więcej czasu, zdążyłby wynaleźć jakiś
sposób na zamknięcie tych cholernych drzwi. No cóż, nauczy się na własnych
błędach. Kiedy po raz pierwszy ujrzał jak wyprowadza z płonącego klubu
poparzone ofiary był nieźle wkurwiony.
Lecz gdy zrobiła to po raz kolejny, zaciekawił się. Kim ona była?
Kiedykolwiek ludzie robili coś niezwykłego, zawsze zrzucali to na wpływ
wyzwolonej adrenaliny buszującej w ich ciałach. Jednakże żadna ilość
adrenaliny nie mogła wytłumaczyć tego, co osiągnęła ta kobieta.
Podczas gdy ktoś dusił się tym pysznym dymem, ona zdawała się ledwie
go zauważać. Czy ona mogła jakimś cudem należeć do ich ludzi? Przecież Kyth
pożywiali się siłami witalnymi ludzi. Uderzający do głowy zapach strachu i bólu
wypełniający powietrze był dla ich rasy tak jak eliksir godny bogów, zwykli
śmiertelnicy nie byli w stanie go wykorzystywać.
Oznaczałoby zatem, iż w żyłach tej kobiety płynęła krew Kyth nawet, jeśli
ona nie zdawała sobie z tego sprawy. Jego ciało podnieciło się na samą myśl o
tym. Jak tylko gazety dowiedzą się o jej wyczynie, będzie wiedzieć jak się
nazywa. Potem już tylko mały kroczek dzieli go od dowiedzenia się gdzie
mieszka.
Ich dwójka spędzi ze sobą upojne momenty. Jeśli spełnią się jego
podejrzenia i ona okaże się być czystej krwi Kyth, zostanie idealną partnerką
seksualną. Jednak gdyby nie spodobał się jej ten pomysł, zostanie jego nową
wyjątkową zabawką, aż do czasu, gdy złamie się jak pozostałe, krwawiąc i
błagając go o litość.
Może potrzyma ją u siebie wystarczająco długo, by urodziła mu
spadkobiercę. Jego umysł i uroda w połączeniu z nią z pewnością zrodziłyby
pierwszorzędny produkt. Synka, który poszedłby w mordercze ślady swego
staruszka lub też córkę utrzymującą tak samo jak jej ojczulek wielką uciechę z
zadawania bólu innym.
Zaskoczyło go, że ziewa. Planował zaczekać na poranne wiadomości,
jednako jego ciało potrzebowało odpoczynku. Musiał spać, aby pozwalać
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
swemu organizmowi przetrawić całą wsączoną przez niego dziś energię, w
przeciwnym razie zmarnowałby jej większość.
Kiedy obudzi się, zdąży jeszcze kupić gazety. Okładki południowych gazet
nie będą opisywać tak rozlegle aferę z pożarem w klubie jak poranne, ale będzie
musiał się tym zadowolić. Jak tylko dowie się imienia tej dziewuchy, zacznie
stroić plany.
Myśląc o jej dużych ciemnych oczach, włożył dłoń pod prześcieradło
wyobrażając sobie ją w jego dużym łóżku, pod ciężarem jego ciała, kiedy ją
ujeżdża. Parę ruchów dłonią w górę i dół wystarczyłoby wygiął się w łuk, a jego
ciało drżało z zadowolenia. Pewnego dnia wyleje swoje nasienie w swoją
przyszłą kandydatkę. Jak na teraz, było to perfekcyjne zakończenie idealnego
dnia.
***
Judith niecierpliwie nasłuchiwała jak zegar wybija północ.
- Gdzie podział się ten mężczyzna?
Sandor wzruszył ramionami i dolał sobie brandy.
- Ranulf sądzi, że on stoi ponad prawem. Może my zamartwiamy się nim
nieco za bardzo.
Dama Judith wiedziała o szerzącej się między Sandorem i Ranulfem
wzajemnej niechęci, dlatego też rzadko prosiła ich o współpracę. Tym razem nie
miała innego wyboru.
- Ja go nie rozpieszczam, Sandorze. Jego potrzeby różnią się od naszych.
Sączyła swoją sherry, tęskniąc za wsparciem oraz siłą swego ukochanego
zmarłego Małżonka, Rolfa.
Rzuciła okiem na jego portret wiszący tuż nad kominkiem. Oczy Rolfa
zdawały się śledzić ją bez względu na miejsce, w którym znajdowała się w tym
pokoju, jak gdyby obserwował ją nawet z tamtego świata. Była to głupia
fantazja, lecz sama myśl o tym, iż on nadal tu był, uspokajała ją. On zdawał się
czekać aż ona dołączy do niego jak tylko zakończy swą pracę. Ten czas miał
nadejść już wkrótce. Wiedziała o tym nawet, jeśli ludzie otaczający ją zdawali
się tego nie zauważać.
Niektóre noce przytłaczały ją ciężarem wielu lat, a dzisiejsza noc była
chyba najgorszą ze wszystkich. Kiedy tylko pojawi się Ranulf, wyda jemu oraz
Sandorowi rozkazy, następnie wróci do swego azylu.
Josiah, który był jednocześnie jej kamerdynerem i posłańcem, pojawił się
w drzwiach.
- Tak, Josiah, o co chodzi?
Zbliżył się ku niej i po paru krokach ukłonił się.
- Talion Thorsen tylko, co wjechał na podjazd i wyszedł z samochodu.
- Poproś go, żeby natychmiast udał się ku mnie.
Josiah zmarszczył brwi.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
- Wziąwszy pod uwagę jego ubranie pani, wydaje mi się, iż potrzebny
będzie mu czas na przebranie się.
Sandor zaśmiał się szyderczo.
- Dlaczego? Czy on ubrał się w zwierzęcą skórę i rogaty hełm, jak jakiś
barbarzyńca, którym on w rzeczywistości jest?
Josiah wyprostował się i posłał Sandorowi pełne dezaprobaty spojrzenie.
- Wcale nie, sir. Jednakże jestem pewien, że Mistrz Thorsen chce po prostu
oddać Pani należyty szacunek, a pobrudzone dżinsy nie są chyba
najodpowiedniejszym strojem.
- To nic takiego, Josiah.
Judith ukryła swe rozbawienie na umiejętność kamerdynera patrzeć na
cudzy nos osoby przewyższającej go, na co najmniej sześć cali. – Proszę poproś
Ranulfa, żeby przyszedł tutaj bezpośrednio. Czekanie, aż on się przybierze
jedynie odłoży nasze sprawy.
Josiah wyszedł i niemalże natychmiast słychać było otwieranie i zamykanie
wejściowych drzwi. Josiah zaczął rozmowę, w odpowiedzi usłyszał głęboki oraz
donośny ryk dezaprobaty. Nie mogła słyszeć szczegółów, jednak mogła się
założyć, iż Ranulf wygra. Parę sekund później przyszedł Josiah, żeby ogłosić już
niedługie przybycie gościa.
- Dama Judith, Talion Ranulf Thorsen poprosił mnie powiedzieć wam, iż
dołączy do was za jakieś pięć minut.
- W porządku, Josiah. Przygotujesz jeszcze jeden posiłek? Podejrzewam,
że on z pewnością jest głodny po tak długiej podróży. Talion o jego mocy
będzie potrzebować jedzenia, które przeciwważy energetyczny pokarm, który
musiał uzupełnić podczas podróży tutaj.
Josiah potaknął, następnie spojrzał na Sandora.
- A wy, sir, też zechcecie coś przekąsić?
Sandor odstawił kieliszek.
- Jeśli to nie stanowi zbędnego kłopotu. Coś mi się zdaje, iż to będzie długa
noc.
- Tak, sir. Obsłużę was w ciągu paru minut.
Kiedy Ranulf pojawił się w drzwiach, Dama Judith zrozumiała, dlaczego
Josiah pomyślał, iż Talion zechce się przebrać. Zaledwie mała garstka jej ludzi
śmiałaby stawić się przed nią ubranymi w podarte i brudne dżinsy oraz równie
ochlapaną koszulę flanelową, która nieznośnie śmierdziała dymem. Interesujące.
Gdzie on był? Przynajmniej jego sięgające ramion włosy były uczesane, a twarz
świeżo umyta.
Wyciągnęła ku niemu swą drobną rękę, a Talion ukłonił się i ją ucałował.
Nieważne, co mówił Sandor, jej wojowniczy wiking wiedział, co to są dobre
maniery – kiedy tylko tego chciał.
- Cieszę się, że do nas dotarłeś Ranulfie. Dzisiejszy dzień był długim i
obiecuję, iż będzie jeszcze dłuższy. Josiah powinien pojawić się za jakąś
chwilkę z jedzeniem. Mam nadzieję, że dobrze się czujesz.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Wśród Kyth spytanie się o to, czy ta osoba ostatnio się pożywiała energią
była uznawana za kres niegrzeczności. Dama Judith zadała zatem pytanie w
sposób nieco delikatniejszy, gdyż dla niej ważne było poznanie odpowiedzi.
Jego jasne niebieskie oczy zmrużyły się, gdy podniósł się z kolan. Linie wokół
jego ust wyrażały napięcie, lecz on sam zdawał się być oazą spokoju.
- Dobrze się czuję, moja pani. Po drodze tutaj uczyniłem parę przystanków
– z konieczności.
Odszedł parę kroków, Judith jednak zauważyła, iż zatrzymał się on w
pobliżu wyjścia z pokoju, plecami zwróconymi ku ścianie. Życie usłane walką
uczyniło tego człowieka zrozumiale ostrożnym.
Podniosła teczki wypełnione mnóstwem artykułów, które wycięła z
lokalnych gazet.
- Może przejdziemy do jadalni? Jak tylko spożyjecie wasze posiłki,
będziemy mogli porozmawiać o potrzebnych do podjęcia działaniach.
Prowadziła ich korytarzem wprost do wielkiego stołu w pokoju jadalnym,
gdzie zajęła czołowe miejsce. Sandor automatycznie usiadł po jej lewej, a
Ranulf zajął miejsce po prawej stronie od Damy. Josiah natychmiast wszedł do
jadalni, niosąc tacę załadowaną po brzegi kanapkami, pokrojonymi owocami
oraz oczywiście serami.
Obydwaj mężczyźni sięgnęli też po teczki, które ku nim wyciągnęła.
- Dam wam chwilkę na zjedzenie tego wszystkiego, podczas gdy będziecie
też czytać informacje, które dla was zebrałam. Zawołałam was obu, gdyż
podejrzewam, iż to wśród nas skrywa się zdrajca.
Ciekawiło ją, czy jej Talioni dojdą do takiego samego wniosku, co i ona.
Jej instynkty niemal krzyczały, że znajduje się na właściwej ścieżce, a jeśli
zdrajca szalał w Seattle pozostawiając po sobie ślady śmierci i bólu, które mogły
doprowadzić wprost pod jej drzwi, byłaby to katastrofa dla całego ich rodzaju.
Niewiele czasu zajęło mężczyznom przejrzenie informacji. Sandor
nachmurzył się po zamknięciu teczki, a Ranulf wyglądał jeszcze bardziej
groźnie.
- To z pewnością sprawka zdrajcy. Palcami postukał po stosie papierów. – I
to zaledwie rozgrzewka.
Sandor zmarszczył brwi.
- I skąd ty to wiesz?
- Dlatego, że podpalił dziś klub nocny znajdujący się w centrum miasta i
zrobił wszystko, aby zabić mnóstwo ludzi.
Spokojne przedstawienie tego wszystkiego nie zatuszowało furii
odzwierciedlającą się w oczach Wikinga. Gorąca energia drgała tańcząc wokół
jego dłoni, kiedy odkładał na środek stołu swoje pliki.
- Po drodze tutaj usłyszałem w radiu o pożarze i pomyślałem sobie, że
warto byłoby sprawdzić dane miejsce. Nie wiem, kim jest ten skur… - Ranulf
zamilkł spojrzawszy na Judith. – Oj. Nie wiem, kto stoi za tym podpaleniem, ale
on zdecydowanie jest jednym z nas. Tam było zbyt wielu ludzi i zbyt dużo
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
dymu, by móc wyśledzić go w tym tłumie, jednak mimo to wyczułem posmak
jego obecności. Pierwszą rzeczą, którą zrobię rano - wrócę tam i ponownie się
rozejrzę. Nie pozostanie tam za wiele do zbadania, lecz przynajmniej będę w
stanie uchwycić jego energetyczny podpis. Jak tylko go zdobędę, sprawca nie
zdoła ukryć się na długo.
- Ile mamy ofiar?
Judith schwyciła w dłoń talizman wiszący wokół jej szyi i modliła się do
bogów, by liczba zmarłych ludzi nie była zbytnio wielka.
Wyraz twarzy Ranulfa złagodniał.
- Z tego, co mi się wydaje, nikt. Wezwano parę karetek, jednak nikt nie
doznał poważnych obrażeń. Nie tak jak zwykłoby się spodziewać po rozmiarach
takiego pożaru.
Sandor zdziwił się.
- Ale z twoich słów wynika, że miejsce to doszczętnie spłonęło.
- I tak jest. Jednak pewna kobieta zdołała wydostać wszystkich z klubu
jeszcze zanim zawalił się dach. Ranulf uśmiechnął się. – I Judith, ona jest jedną
z nas.
***
Kerry była na tyle zmęczona, że nawet bolały ją włosy. Coop
przytrzymywał ją z rysownikiem już parę dobrych godzin, podczas gdy sam
sporządzał raport dotyczący pożaru. Ostatecznie wysłał kogoś po śniadanie dla
wszystkich. Cudowne połączenie soli i tłuszczu nie od razu poprawiło jej
nastrój, a jeśli wkrótce nie zaśnie to nie będzie w stanie odpowiadać za własne
czyny.
Coop stanął w drzwiach tak cicho, iż Kerry musiała zamrugać dwa razy,
aby upewnić się czy był prawdziwy. Wyglądał znacznie gorzej niż ona się czuła.
- Jesteś pewna, że nie chcesz dziś przenocować w hotelu? Brzmiał na
bardzo wyczerpanego.
- Nie, ze mną wszystko będzie dobrze, chociaż doceniłabym propozycję
podwózki do domu.
Posłał mi kpiarski uśmiech.
- Czy ty sobie myślisz, że teraz wyrzucimy cię za drzwi i powiemy: Radź
sobie sama?
- Przepraszam… to była długa doba.
- Jak i dla nas wszystkich. Cofnął się nieco. – Chodź podwiozę cię, a wtedy
oboje będziemy mogli nieco odpocząć.
Kiedy tak dreptała za nim korytarzem, przyuważyła, że mocno zaciska dłoń
wokół złożonej gazety. Gdy dotarli do windy, zebrała siły, odwagę i zapytała:
- Czy dziennikarze dowiedzieli się czegoś o mnie?
Przytaknął i pokazał jej gazetę.
- Najwyraźniej jedna z kobiet, którą wyciągnęłaś z płonącego klubu
wymieniła im twoje imię.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Kerry westchnęła.
- Prosiła mnie o to, tuż po tym jak wyniosłam ją z tamtego budynku.
Zaledwie chwilę teraz zajmie dziennikarzem odnalezienie mnie, prawda?
- Pewnie tak. - Coop przeczesał rękoma swoje rzadkie włosy w momencie,
gdy winda zatrzymała się na ich piętrze. – Zrozum, myśl o tobie śpiącej
przynajmniej dziś w hotelu naprawdę bardziej mi się podoba, zwłaszcza po
wymienieniu twojego imienia w gazetach.
Przemyślała jego propozycję jeszcze zanim zdążyli wsiąść do jego
samochodu. Nigdy nie spała dobrze w obcym łóżku, jednak wątpiła w to, iż
zdoła zasnąć w swoim domu, gdy stado reporterów rozbije na jej chodniku obóz.
- Może to najlepszy sposób na dziś. Ostatecznie będę musiała spotkać się z
prasą, lecz wyjdzie mi to lepiej, kiedy się wyśpię. Odchyliła do tyłu głowę.
- Pochyl się, żeby nikt z departamentu nie widział, że jedziesz ze mną.
Zwolnił, aby mogła spokojnie się schować. Ostatnią rzeczą, której
potrzebowali była parada do jej tymczasowego schronienia.
Cholera, teraz czuła się tak samo niewygodnie jak i zmęczona. To nie była
wina Coopa, jednak przeżywała ciężkie chwile próbując utrzymać swój nastrój
w ryzach. W końcu podniosła głowę i rozejrzała się dokoła.
- Czy jest już bezpiecznie?
- Myślę, że tak. Zabiorę cię do hotelu po drodze na wschód, gdzie pracuje
mój przyjaciel. Pomoże mi zarejestrować cię pod fałszywym nazwiskiem oraz
dostarczy ci niezbędne rzeczy ze sklepiku z pamiątkami.
- Doceniam wszystko, co dla mnie robisz.
- Chociaż tyle jestem w stanie zrobić. Twoja szybka reakcja ocaliła życia
innych ludzi, a ten szkic, który narysowałaś może pomóc nam złapać tego
podpalacza.
Kerry myślała, że to łut szczęścia umożliwił wszystkim przetrwać ten
pożar. Coop sprawdził wszystkie szpitale, w których znaleźli się ofiary tego
podpalenia i jak się okazało większość już opatrzono i wypisano. Jedynym
wyjątkiem była kobieta z oparzeniami oraz złamaną kostką. Chociaż lekarze nie
byli w stanie wyjaśnić tego, oparzenia szybko się goiły, a jej złamana niegdyś
kostka zamieniła się jakimś cudem w skręconą. Kerry mogła przysiąc, że kostka
na pewno była złamana, jednak wolała nie myśleć o gorszym, a jedynie przyjąć
do wiadomości wszystko, co dobre.
Czy drań, który to wszystko urządził czuł rozczarowanie? Wzdrygnęła się.
Oczywiście, że tak. I kogo miał za to winić? Ją. Niebezpieczeństwo wzrośnie,
kiedy w wiadomościach wspomną o szkicu jego twarzy. Uparcie odepchnęła na
bok strach, koncentrując się jedynie na niezasypianiu.
Zaledwie chwilkę później Coop skręcił na hotelowy parking, sprawdził czy
nikt ich nie śledzi, a następnie zaparkował.
- Dobrze, panno, pójdźmy cię zameldować.
- W porządku, sir.
Posalutowała mu w drodze do hotelu.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Godzinę później była już wyprysznicowana, najedzona i gotowa do snu.
***
Ranulf przeglądał poranną gazetę jedząc późne śniadanie. Wszystkie
nagłówki opowiadały o pożarze, bez zbędnych szczegółów. Najwyraźniej
dziennikarze musieli oddać swe artykuły przed czasem, jeszcze zanim zdążyli
dowiedzieć się czegoś więcej. Przynajmniej teraz znał imię tajemniczej kobiety:
Kerry Logan.
Czytanie pomiędzy wierszami nie było trudne, jeśli wiedziało się czego
trzeba szukać. Albo też, kogo się szuka. Dwójka całkowicie różnych ludzi
biorących udział w pożarze nocnego klubu zainteresowałaby Damę Judith:
podpalacz oraz Kerry Logan.
- Czy panna Logan doznała jakiegokolwiek urazu? Spojrzał w górę
odrywając się od gazety, aby ujrzeć obserwującą go Wytworną Damę.
- Raczej nie, przynajmniej z tego, co wiemy. Panna Logan zniknęła z planu
tuż po zgaszeniu ognia i od tamtej pory nikt jej nie widział. Dama odstawiła
swój talerz. – Zrobiłem pewne dochodzenie, ale zaledwie tyle mogłem zrobić
bez przykuwania zbędnej uwagi.
- On mógł już ją dorwać. - Sandor zamknął swą teczkę i sięgnął po kawę.
– Niech bogowie mają ją pod swoją opieką, jeśli tak się stało.
Ranulf zasugerował się swoimi instynktami.
- Jestem pewien, że to właśnie ona wsiadała do policyjnego wozu, lecz ty
też możesz mieć poniekąd rację. Nawet, jeśli winowajca był zwykłym
podpalaczem, zdenerwowałby się na nią za przerwanie mu zabawy. Jednak
odkąd wiemy, iż jest jednym z nas, wiemy też, że zauważy jej nadzwyczajną
reakcję na ogień, tak samo jak i my to zauważyliśmy. Może wybaczyć jej
ingerencję, jeśli to doprowadzi jeszcze niewyszkoloną Kyth wprost do jego
rozpostartych ramion. Musimy temu zapobiec. Przynajmniej ja nie pozwolę mu
na to.
Judith uśmiechnęła się ku nim zadowolona.
- Zatem panowie, polecenia są bardzo proste. Sandor – odnajdź
dziewczynę i przypodobaj się jej używając tego swojego uroku osobistego.
Ranulf, zrób to, co musisz zrobić, żeby utrzymać pannę Kerry Logan bezpieczną
i postaw tego podpalacza przed sądem. Naszym sądem.
Ranulf napotkał ostre spojrzenie starszej kobiety. Rozkazała mu dokonania
egzekucji, tak jak myślał. W ten sposób najlepiej wykorzystywał swoje
umiejętności, logikę, zimną krew i brutalność. Ranulf nie czerpał radości z bycia
zwiastunem śmierci dla Kyth, jednak znał swój obowiązek i go pełnił. Zamknął
oczy i ujrzał całe swoje życie wypełnione niczym innym jedynie nieskończenie
długą kolejką przemocy wymierzanej dla dobra ich rodzaju.
Judith wydawała się oczekiwać odpowiedzi. Jednak, co mógł jej
powiedzieć?
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Chwycił swój talizman i spojrzał jej prosto w oczy.
- Obiecuję na mój honor, zdrajca umrze.
Pół godziny później Ranulf był już w drodze do klubu, jego krew śpiewała
z radości na zapowiadające się polowanie. Z powrotem stał się chłopcem.
Teraz czuł pikantny, gorący smak czarnej energii pozostawionej tutaj przez
podpalacza. Nawet najmniejszy posmak ludzkiej radości mógł utrzymywać
Kyth pożywionym na maksa przez parę dni, a ponury koniec emocjonalnego
spektrum miał najbogatszy smak i największą moc. Ranulf skonsumował tak
wielką ilość tej złej energii jako kat, że jego całe życie już od dawna przestało
być normalne.
Właśnie dlatego, inny Talion Damy, Sandor Kearn, nie ufał Ranulfowi.
Może pupilek miał rację. Mimo to Ranulf nie lubił myśleć o tym w ten
sposób. Nigdy przez te wszystkie wieki w swej karierze nie czuł ochoty na
zebranie całej czarnej energii wprost ze źródła. Zdrajcy traktowali ludzi ze
szczególnym okrucieństwem, kąpiąc się w bólu, nieszczęściu oraz przerażeniu
wyciąganemu wprost ze swych ofiar. Otrzymywali z tego niewypowiedzianą
przyjemność. On nie czerpał żadnej przyjemności z pełnionego obowiązku.
Prawo Kyth żądało kary równoznacznej popełnionemu przestępstwu.
Dlatego też tę pracę Talion musiał wykonać bez możliwości apelacji. Kiedy
Kyth stawał się zdrajcą swego własnego gatunku, wyniszczał ludzkie umysły i
dusze, Ranulf ścigał łajdaka i pozbawiał go całkowicie wszelkiej energii, którą
ten zdołał wykraść a następnie jego własnych pokładów życiowych
pozostawiając po nim jedynie martwą skorupę.
Właśnie przez jego pracę patrzano na Ranulfa jak na urzeczywistniony
koszmar, szeptano o nim z przerażeniem, straszono nim niegrzeczne dzieci
Kyth.
Wiking zaparkował swego Packarda przecznicę dalej od klubu. Zwęglone
kości budynku zdawały wyciągać się ku niebu, dając nieme świadectwo
przemocy, która to wszystko skonsumowała. Cud, że nikt nie zginął podczas
tego piekła.
Zastanawiał się, czy właściciele potrzebowali pieniędzy z ubezpieczenia,
dlatego też to wszystko urządzili, ale od razu odrzucił ten pomysł. Jego instynkt
podpowiadał mu, że to ludzie znajdujący się wewnątrz klubu byli celem
podpalacza, a budynek – to drugorzędny przedmiot zainteresowania. Był jak
przystawka dla idealnego menu podawanego na bankiecie zdrajcy: terror, ból,
panika oraz oczywiście śmierć. Łajdakowi starczyłoby tej ciemnej energii na
dobrych parę tygodni. Z wyjątkiem jednego niespodziewanego brawurowego
popisu kobiety, która zredukowała ilość śmierci do całego gołego zera.
Kerry Logan była jedyną waleczną kobietą, a Ranulf miał cichą nadzieję, iż
za tą odwagę nie będzie musiała słono zapłacić. Jeśli zdrajca odnajdzie ją przed
Sandorem rozpęta się niezłe piekło, więc Ranulf musi pracować najciężej i
najowocniej jak tylko potrafi by ocalić jej życie. To było najmniejsze, co mógł
dla niej zrobić żeby wynagrodzić jej męstwo.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Wysiadł z samochodu i zmierzył w kierunku pozostałości po nocnym
klubie. Zamknąwszy oczy nasłuchiwał każdego dźwięku bicia serca, ale nic nie
słyszał. Obszedł dokoła budynek, studiując szczegóły. Ogień zaczął
rozprzestrzeniać się od drzwi wejściowych, przekonując go tym samym o
zamiarach podpalacza. Zablokować wszelkie wyjścia i ludzie zginą – w
męczarniach.
Smród zatkał jego umysł i zmysły. Powietrze gryzło go łącząc się z
cierpkim smakiem palonego ludzkiego ciała mieszającego się z popiołem. Było
jak ból utrwalony na zawsze w ludzkiej pamięci, na zawsze już wżarte w
otaczające go poczerniałe kawałki drewna. Ranulf dość często smakował
pikantną energię, jednako tylko z wtórnego tajnego składziku zdrajcy. Ten tutaj
był niedawny, zbyt bezpośredni.
Obejmując amulet z młotem Thora, poczuł dudnienie i palącą energię.
Zmusił się do ruszenia do przodu dopóki nie zatoczył wokół pozostałości klubu
pełny okrąg. Zbliżył się bliżej ku zewnętrznej ścianie, widząc wszystko i
skupiając się na niczym. Jego umysł przemierzał swobodnie, gdy tak
przetwarzał scenę według różnych aspektów: zapach, smak oraz dźwięk. Echa
wydarzenia mającego tutaj miejsce nadal wisiały w powietrzu dla kogoś, kto
mógł je usłyszeć.
Ranulf przekrzywił głowę na jeden bok odnajdując drogę do czegoś, co
niegdyś było parkietem. Ponownie zamknął oczy i wsłuchał się w zanikające
nuty muzyki, które tonęły w narastającym crescendo stworzonym z paniki i
krzyków. Widział jedynie słabe ślady odgrywających się wydarzeń. Wzrok był
najsłabszym z jego zmysłów, jednak on posiadał także idealny słuch i zmysł
czucia.
Pojedyncza kolumna drewna nadal stała jak niegdyś, unosząc pozostałości
dachu. Talion powiódł palcami wzdłuż hebanowej powierzchni, wsączając w
siebie wspomnienia wypisane we wnętrzu tych zgliszczy. Gorąco. Światła na
parkiecie. Kobieta. Nie byle jaka kobieta; tam stała Kerry Logan. Jego tętno
przyśpieszyło.
O tak, ona zdecydowanie była Kyth i w dodatku z niemalże czystą krwią.
Nie mogło być inaczej, gdyż w przeciwnym wypadku nie wywarłaby na nim tak
mocnego wrażenia. Ranulf podążył jej tropem, ślady często zanikały. Nic
dziwnego, ponieważ Kerry przemierzała to pomieszczenie w zeszły wieczór z
dobrych parędziesiąt razy. W jednym miejscu odczuwał, jak klęka i odchodzi
niosąc coś ciężkiego. Może jedną z ofiar, którą odebrała spod władzy języków
ognia?
Teraz, gdy już posmakował jej zapach oraz esencję jej istoty w najczystszej
formie, pragnienie odnalezienia jej i utrzymania w bezpieczeństwie jeszcze
bardziej się nasiliło. Ścisnął ręce w pięści gotów chronić kobietę, którą spotkał
niedawno. Siła jego reakcji bardzo go zdziwiła. Jeśli zaledwie jej echo wpłynęło
na niego tak mocno, co zrobiłaby z nim jej obecność? Cholera, jeśli nie
zapragnie się tego dowiedzieć i to wkrótce.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Jak tylko w jego mózgu uformowała się dana myśl, natychmiast ją
odrzucił. To właśnie Sandor miał za zadanie wprowadzenia nowo odkrytej Kyth
w ich społeczeństwo, a Ranulf miał zająć się podpalaczem. Sandor był tym
dobrym, Ranulf – złym. Młodszy Talion nie doceniłby żadnej ingerencji w
swoje zadanie.
Ranulf wyciągnął komórkę i wybrał numer Sandora. Dzwonił z tuzin razy.
- Co? - Sandor brzmiał na rozproszonego.
- Miałem rację. Kerry Logan jest Kyth i to bliską do czystej krwi.
- Odnalazłeś ją? W głosie Sandora słychać było widoczną radość.
- Nie. Właśnie stoję obok klubu. Ogień wyeliminowano już dobrych parę
godzin temu, jednak nadal wyczuwam jej energię.
- Jeśli ona jest tak silną Kyth jak mówisz, to jakim cudem mogliśmy nie
wiedzieć o jej obecności tyle lat?
- Dobre pytanie.
Odnalezienie Kyth o takim potencjale było cennym darem dla ich słabnącej
rasy.
- Zawiadomię Judith. Dzięki za powiadomienie. Doceniam ten gest –
powiedział Sandor, brzmiąc prawdziwie.
Czy cuda nigdy nie ustaną? Ranulf potrząsnął głową po zakończeniu
rozmowy. Po kolejnym przejściu się wokół ruin rozglądając wrócił na parking
przed klubem. Człowiek ten zapewne chciał mieć miejsce w pierwszym rzędzie,
aby móc obserwować tę rozrywkę. Pytanie brzmiało tak: ale gdzie on mógł stać?
Parę budynków znajdowało się w pobliżu dając mu dobrą okazję do oglądania
wszystkiego z bliska bez zbędnego ryzyka na narażanie się i bycie zauważonym.
Ranulf powoli się obrócił, przyglądając się oknom spoglądającym w dół na
niego jak pary nic niewidzących oczu.
Nie. Podpalacz czułby się z tym źle. Ogień nie był wystarczająco dobry,
kiedy nie odczuwało się jego gorąca i duszącego zapachu dymu. Musiał stać
wystarczająco blisko. Tym razem Ranulf przemyślał różnorodne punkty
obserwacyjne na parterze. Rzucił okiem na ciemną alejkę, rozejrzał się dalej i
wrócił ku niej oczyma.
Ruszył tam instynktownie, a po dojściu do prawdopodobnego miejsca
obserwacji zatrzymał się i spojrzał w kierunku klubu. Tak, to było to.
Umiejscowiwszy dłoń na cegle, drugą na swym talizmanie, zamknął oczy i
powoli wszedł do alejki. Brud, żądza, furia wypełniły jego zmysły, czyniąc go
niespokojnym, więżąc jego duszę. O tak – podpalacz stał właśnie w tym
miejscu, co teraz on, zagrzewał ogień do walki, napawał się bólem i cierpieniem
z bezpiecznego miejsca. Ranulf nie mógł się doczekać, aż dorwie drania.
Sądząc po sile emocjonalnej, którą po sobie pozostawił, łajdak nie był
jedynie Kyth, lecz był także Talionem. Jeden z własnych wojowników Damy
Judith spowodował całe to zamieszanie pragnąc patrzeć na śmierć ludzi – niech
bogowie im pomogą.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika
Translate_Team
Ta wiedza będzie dla Wybornej Damy bardzo bolesna. Wolałby zatrzymać
tę informację dla siebie, aż do czasu, gdy wypije z winowajcy skradzioną przez
niego energię i będzie przyglądać się, jak zdrajca wypuszcza swe ostatnie
tchnienie, jednak Ranulf nie mógł tak ryzykować.
Nadeszła pora na powrót. Dowiedział się wszystkiego, co tylko mógł z tego
miejsca.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team Alexis Morgan Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Seria Talioni 01 Tłumaczenie nieoficjalne: Truefair, adijka, skarbek96, Cinyyshy Korekta: Brzezmo, Tsubaki93,DarkGirl TRANSLATE_TEAM 2015 Tytuł oryginału: Talions 01 – Dark Warrior Unleashed Copyright © 2008 by Patricia L. Pritchard Projekt okładki: Craig White, Lisa Litwack
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team ROZDZIAŁ I Nadpływała ciemność, spływając po nim niepowstrzymanymi falami. Zamykając oczy Ranulf zatopił się w cieniach wszystkimi innymi zmysłami. Zło zawsze odczuwało się tak samo, ale jego zapach, smak i dźwięk różnił się za każdym razem. Nawet tutaj w swym oddalonym od ludzi górskim domku, odczuwalna była przemoc donosząca się z miast poniżej, poprzez skażenie w powietrzu. Kto śmiał zakłócić jego spokój? Ranulf podążył do sieci stworzonej z zaklęć obronnych, sprawdzająć każde z nich, chcąc odnaleźć intruza. Pułapki, które się urachamiały w razie co, były ciche, lecz skuteczne, im więcej ktoś się im sprzeciwiał, tym mocniej był więziony. Krótką chwilę zajęło mu zlokalizowanie intruza w swojej pułapce. Ranulf rozluźnił mentalne sploty, które zatrzymywały mężczyznę i pozwolił mu zbliżyć się do drzwi. Intruz był człowiekiem, z bardzo małą zawartością krwi Kyth w jego własnej krwi, dlatego, że krew takich osobników jak Ranulfa została uszkodzona w przeciągu wieków i całkowicie utracona dla ludzkiego rodzaju. Osobnik wytarł buty na ganku. Ranulf natomiast zbierał się w sobie, aby nie dać wyprzedzić się swoim zmysłom, co zawsze zdarzało mu się, gdy miał spotkać się z kimś z ludzkiego społeczeństwa. Mimo to za szybko otworzył drzwi. - Masz coś dla mnie? Posłaniec podskoczył, gdy zobaczył nagle Ranulfa, jednakże szybko się tego otrząsnął. Z uprzejmym wyrazem twarzy wyciągnął ciężką pergaminową kopertę. - Dama przesyła swoje pozdrowienia. - Jestem tego pewien, Josiah. - Ranulf niechętnie przyjął kopertę. Charakter pisma widniejący na wierzchu przypominał te same pająkowate gryzmoły, które już od zbyt dawna wydawały mu rozkazy. Minęło już tysiąclecie odkąd on jako pierwszy przysiągł swą lojalność Wytwornej Damie ich rodzaju. Miesiące minęły odkąd obiecano mu wytchnienie od zabójstw, jednakże tak naprawdę nie oczekiwał, iż to wszystko się kiedyś skończy. Obydwoje wiedzieli, że jeśli jej potrzebne będą jego specyficzne talenta, to on przybędzie. Obowiązek był jedyną rzeczą, którą pojmował. Gdy otwierał zapieczętowaną staromodną pieczęcią woskową kopertę, przyuważył, iż posłaniec wciąż stoi w jego drzwiach. - Czego? – zarządał Ranulf, już znużony obecnością człowieka. - Miałem na ciebie zaczekać. Ranulf powstrzymał się od przekleństwa, lokaj nie zasługiwał na to, aby stracić głowę jedynie przez to, że jego pierwszym odruchem jest atak, a już potem zadawanie pytań – i to tylko w tym przypadku, gdyby został do tego zmuszony. - Powiedz jej, aby oczekiwała mnie w naszym stałym miejscu.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team - Ale ona mówiła, że to nagły przypadek – kontynuował głupiec. - Zawsze tak jest – wkurzył się Ranulf, prawie tracąc swą czujność. To nie było tak, że on mógł tak zwyczajnie zamknąć drzwi i wrócić za tym mężczyzną do cywilizacji. W jego przypadku, musiał najpierw wszystko przygotować, a dopiero wtedy wyruszać w podróż. Zmusił się jednak do pójścia na kompromis. - Pojawię się tam jak najszybciej tylko zdołam. Nie mogę być bardziej konkretnym, a po tych wszystkim latach ona już chyba powinna o tym pamiętać. A teraz wynoś się stąd do cholery, Josiah. Każdą minutę, którą tracę na wykłócaniu się z tobą, mógłbym wykorzystać o niebo lepiej. Mężczyzna zaczął znów coś brzdękać pod nosem. Ranulf nie mogąc już dłużej się powstrzymywać postąpił krok do przodu, a jak tylko zacisnął dłonie w pięści, posłaniec cofnął się przytaknąwszy i uciekł do swojego samochodu. Ranulf zatrzasnął drzwi i zaryglował je dodatkowo na zasuwkę. Nie było sensu zwlekać, nadszedł czas na pakowanie się. Nie zajmie mu to dużo czasu, gdyż ubrania nie były nigdy dla niego czymś szczególnie ważnym. W przeciwieństwie do innych Talionów. Wytworna Dama była wrażliwa jeszcze od początku Starego Świata w stosunku do takich rzeczy, jednakże plamy krwi były niemożliwe do usunięcia z jedwabiu i wełny. Spakowawszy cały swój ekwipunek, domknął go i ułożył przy głównym wejściu. Następnie podszedł do szklanej gablotki i rozejrzał się po jej zawartości. Po kilku sekundach, uniósł wieko i podniósł do góry swój talizman trzymając go za skórzany rzemyk. Naszyjnik ten zamigotał złociście i rozpromienił się ukazując swą moc. Talizman był naprawdę znacznie cięższy niż wyglądał. Ranulf zawiesił na swej szyi rzemyk z wielowiekowym wizerunkiem boskiego młota i włożył go do wewnętrznej części kołnierzyka. Chłodny metal pochłaniał gorąco jego ciała, ponownie łącząc go tym sposobem z Wytworną Damą. Po raz kolejny on znów stał się żołnierzem przygotowującym się do walki. Niewielki pokład energii, którą on potajemnie przechowywał w talizmanie koił jego zmysły wystarczająco, aby mógł utrzymywać nad sobą kontrolę, ale nie potrwa to długo. Mógłby to szybko naprawić wykorzystując do tego posłańca Damy, jednakże ona nie byłaby tym zachwycona, gdyby jej posłaniec wrócił choć nieznacznie uszkodzony. Wziąłszy swój bagaż skierował się ku garażowi, gdzie jego ponury nastrój natychmiast uległ poprawie. Było wczesne lato i był to już zdecydowanie najwyższy czas, aby zetrzeć kurz z Packarda – kremowo-białego kabrioletu z lat dwudziestych, który zawsze przyciągał swym wyglądem tłumy – co było jego jedyną wadą. Jednakże on i tak nie wyglądałby pozornie z 1.9 metrowym niebieskookim Wikingiem z ognistoczerwonymi włosami za kierownicą. Jeśli Ranulf musiał już wybrać się na misję dla Wytwornej Damy, to przynajmniej mógł zrobić to w wygodny i luksusowy sposób.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team Ten samochód należał do niego już od czasu jego wyprodukowania – czyli 1940 roku, ale wciąż wyglądał jak nówka nierdzewka. Opuścił dach, wytarł kurz z elegancko wyrzeźbionych błotników, zachwycając się gładkością metalu i wygodą mięciutkich, skórzanych foteli. Na zewnątrz Packard nie wyglądał na więcej niż miał, jednak wewnątrz Ranulf czuł każde z tych minąwszych tysięcy lat. Przekręcił klucz, a samochód natychmiast przywrócił się do życia i wszystkie te 160 koni pod maską tak i prosiło się o przejażdżkę po górskich drogach. Ranulf wrzucił bieg, zastanawiając się w międzyczasie czemu Dama posłała właśnie po niego. Ona przecież przez większość czasu korzystała z innych Talionów, którzy przybiegali ku niej na każde jej wołanie, ubiegając się raczej ku dyplomatycznym metodom, aniżeli brutalnej sile Ranulfa, aby narzucić swoją wolę innym ludziom. Jeśli była wystarczająco zmartwiona, żeby wysłać specjalnie do niego posłańca, oznaczało to tylko tyle, iż ktoś z ich rodzaju przekroczył granicę i musiał umrzeć. Napiął mięśnie rąk, czując ostre ukłucia poruszającej się pod jego skórą wrodzonej energii. Minął dość długo czas odkąd pokarmił się zdrajcą i nie cieszył się z myśli nadchodzącej powtórki zdarzeń. Zabijanie było ciężką i brudną pracą. Tak było od zawsze, od samego początku, gdy krew płynęła dla sławy jego ludu. Ale on był Talionem, nazwa których wzięta została od zasady „oko-za-oko”, która była główną zasadą ich rodzaju. Ranulf służył dla Kyth jako kat i został uznany za najlepszego w swojej pracy. Żałował paru rzeczy, nawet jeśli każde życie, które odebrał kradło kawałek jego duszy, robiąc ją oziębłą i ponurą. W ostatnich wiekach Kyth stała się bardziej cywilizowana, a nawet zaczęła się więcej bać niż szanować Talionów. Może w tym jednym miała jednak słuszność. Zdolność do zabijania bez skrupułów była rzadkim darem, lecz on jednak zdawał się nie być z tego dumnym. W drodze rozglądał się za jakimś tłumem ludzi, w którym mógłby się zgubić na wystarczająco długo, aby zebrać potrzebną energię na jeden albo chociaż dwa dni. W ten sposób on zdążyłby się lepiej przygotować do wszystkiego, co zmartwiło Damę na tyle, żeby wypuścić wojownika Wikinga na ulice Seattle. Narastające poczucie strachu napędzało go, dlatego nacisnął mocniej stopą na pedał gazu, gdy pędził z górki w dół i przygotowywał się do walki. *** Muzyka była żywa, pulsowała między tancerzami. Wstrząsające bity wibrowały przez ściany klubu, podłogę i powietrze dopóki ono również nie stało się po prostu kolejną nutą niesamowitej symfonii. Melodia płynęła falami, docierając do najdalszych zakątków klubu.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team Zamknąwszy oczy Kerry Logan wzniosła ręce wysoko w górę i oddała się muzyce. Ruszała biodrami, głowę delikatnie przechylała z jednej na drugą stronę. Po raz pierwszy w ciągu dnia, jej skóra nie piekła ją z powodu żądań i wymagań innych. Wybłagała u swych koleżanek po fachu jak i u przyjaciół możliwość spędzenia nocy w odosobnieniu, z dala od nich. Rozbrzmiewająca wokół muzyka była teraz dla niej wszystkim i tyle jej wystarczało. Spędzała swoje wolne popołudnie w tłumie tancerzy, pozwalając muzyce przejąć nad nią kontrolę. Po kilku godzinach wróci do domu z odnowioną duszą. Zagubiona w anonimowości wypełnionego po brzegi parkietu , obracała się powoli, w różnych kierunkach, ciesząc się każdym dotykiem obcego ciała ocierającego się przypadkiem o nią. Nieco niepokoiły ją te wszystkie ogłosy i ścisk, jednak w końcu zaakceptowała to wszystko i zdołała poddać się rytmowi muzyki. Właśnie to miało wyleczyć jej znużoną duszę. *** Miasto zatapiało się pod kołdrą jasnego światła, gdy Ranulf podążał autostradą międzystanową nr 90 wprost do serca Seattle. Kiedy właśnie miał zamiar skręcić w dróżkę prowadzącą do domu Damy, piosenka która rozbrzmiewała w radiu została przerwana przez wiadomość o niełatwym do ujarzmienia ogniu w pobliskim klubie tanecznym. Nie było nic niezwykłego w tych kilku pobieżnych szczegółach pożaru, jednakże dobre instynkty Ranulfa mówiły mu, że za tą zasłoną kryje się coś więcej. Bez wahania, przejechał skręt i wyruszył w kierunku centrum. Wybuch mógł być spowodowany niezliczoną ilością rzeczy, począwszy od złej instalacji elektrycznej, kończąc na nieostrożnym głupcu z papierosem w gębie, ale jeśli to Kyth spowodowała cały ten incydent, to Ranulf pragnął wykryć i dać temu komuś solidną nauczkę. Bez względu na to, jak ostrożnie działał podpalacz, zawsze zostawiał wystarczającą ilość sladów dla Ranulfa, aby ten mógł spokojnie go namierzyć. Szczególny posmak jego energii będzie tak samo łatwy do zidentyfikowania, jak wyraźny odcisk palca przestępcy dla policji. Odgłosy syren karetek pogotowia zjeżdżały się na miejsce wydarzenia, więc Ranulf zaparkował jakieś parę przecznic dalej, aby dotrzeć tam pieszo. Zapach dymu oraz ostry zapach palonego ciała wisiał w powietrzu, a on słyszał nawet te oddalone o kilka przecznic krzyki uwięzionych w klubie ludzi. Wziąwszy głęboki wdech, Ranulf skosztował gorzką ciemność w powietrzu – znajomy smak zła. Pobiegł w kierunku płonących budynków, zdeterminowany wynieść stamtąd jak najwięcej informacji o płomieniach i śmierci, na ile to tylko będzie możliwe. ***
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team Kerry tańczyła sobie, upajając się mięśniami pod swoją skórą, kośćmi, które nie były sztywne, lecz płynne, kołyszące się w takt muzyki. Właśnie po to tutaj przyszła. Ale w pewnym momencie wszystko to zostało przytłumione przez kobiecy krzyk. - Ogień! O mój Boże, pali się! Kerry natychmiast otworzyła oczy. Wszyscy wokół stali jak upojeni z przerażenia, w ich oczach odźwierciedlały się migocące, szkarłatne płomienie. Przerażenie jednak prędko zmieniło się w zbiorową panikę, a Kerry znalazła się w scenie z prawdziwego horroru. Spoglądała na sufit, na srebrny błyskawicznie działający automatyczny system do gaszenia pożaru, modląc się, żeby w końcu zadziałał i ugasił kłęby dymu i krzyki przerażenia. W jaki sposób cały pokój wypełniał się tak szybko taką ilością czarnego dymu i tyloma płomieniami? To wszystko było bezsensowne. Zignorowawszy powstały chaos, starała się zachowywać w miarę spokojnie. Dostęp do głównych drzwi był zablokowany przez tłum ludzi próbujących się wydostać oraz sam ogień. Intensywne gorąco zmusiło tłum do cofnięcia się, wysyłając ścianę utworzoną z niemyślących logicznie ludzi wprost w jej kierunku. Musi być jakieś inne wyjście pomyślała. Wytarła napływające do oczu łzy rękawem. Trzymając się blisko ściany, Kerry skierowała się ku korytarzyku na tyłach klubu. Wyłączono prąd akurat, gdy skręcała za róg, więc i tak wąskie przejście dodatkowo pogrążyło się w ciemności. Widziała tylko przyćmione blaski czerwonych awaryjnych świateł karetki, które uwidoczniały jej nieco drogę. Otwierała po kolei drzwi za drzwiami, nawet te od łazienki, ale nigdzie nie znalazła okna. Żadnego wyjścia na zewnątrz. Wylukawszy znak „Wyjście” widniejący na tyłach magazynka od razu pobiegła w tamtą stronę. Ciężkie drzwi odmawiały otworzenia się, lecz ona zebrała w sobie całą pozostałą siłę i popchnęła je jeszcze jeden raz. Cudowne chłodne nocne powietrze wdarło się przez wejście i zdawało się lizać jej skórę. Wypełniła nim płuca, trzesąc się z ulgi, że udało jej się dotrzeć bezpiecznie na zewnątrz. Jednakże zanim zdążyła wydostać się na wolę, krzyki i agoniczne wrzaski innych osób przypomniały jej o ponurej rzeczywistości. Ona nie mogła po prostu wyjść stamtąd i pozwolić innym umrzeć. Strach oraz zdrowy rozsądek mówiły jej, że popełnia błąd, ale jej sumienie zdawało się już tego nie słyszeć. Po przysunięciu pod drzwi ogromnego pudła, żeby zatrzymać je otwarte, zaciągnęła się jeszcze raz świeżym powietrzem i wróciła do rozgrywającego się wewnątrz piekła. Ogień przejął całkowicie kontrolę nad jedną stroną klubu, gromadząc swoje ofiary w kątach i różnych zakątkach, jakby odkładając je na deser. Kerry
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team złapała dwie kobiety pod ręce i zaciągnęła w stronę korytarza. Jak tylko zobaczyła, że one kierowały się we właściwym kierunku, wróciła po kolejnych. Z dymem palącym jej płuca, robiła rajdy w obie strony, prowadząc ludzi, gromadząc innych, pomagając tylu ilu tylko mogła. Jak tylko mogące stać na własnych nogach ludzie zmierzali ku wyjściu, rozglądała się wokół poszukując osób, które nie mogłyby samodzielne się stamtąd wydostać. Ignorując smród spalonego ciała, podniosła mężczyznę, który ledwie co łapał oddech. Zarzuciwszy jego ramiona wokół swoich, zataczała się pod jego ciężarem, kiedy tak przedzierali się krok po kroku przez gęsty dym, w połowie niosąc go w połowie prowadząc do wyjścia. Wysoka męska postać wywonęła się nagle tuż przed nią. Opary dymu były zbyt gęste, żeby mogła wyraźnie dostrzec jego twarz, ale była jednak pewna, że nie był on jednym z tancerzy. Ona już z pewnością zapamiętałaby kogoś jego rozmiarów. On zdawał się być jedną osobą oprócz niej oczywiście, która starała się ogarnąć tę sytuację w miarę spokojnie. Wsunęła zranionego mężczyznę w ramiona nieznajomego i przekrzykując chaos powiedziała: - Wyprowadź go stąd póki ja wrócę tam, aby zobaczyć, czy został tam ktoś jeszcze. Zanim zdążyła zrobić choć krok, nieznajomy złapał ją za ramię i rzekł: - Wrócę tutaj i ci pomogę. - Dobrze. Z odnowioną dawką energii po raz kolejny udała się do klubu. Ciemny korytarz nie był już dłużej wolny od dymu i ognia, a gorąco buchało zewsząd, aż po sam sufit, który zdawał się przemienić w niebieskie i czerwone fale ognia. Stanąwszy na kolanach, Kerry czołgała się i kasłała przez całą drogę do parkietu, gdzie przyuważyła czwórkę ludzi skupionych za kontuarem. Czy na litość boską, oni czekali na jakieś specjalne zaproszenie? - Musicie się stąd wynosić – krzyknęła, frustracja i narastająca panika nieco ją obezwładniały. Gdy się nie odezwali, spróbowała jeszcze raz. - No chodźcie, ruszcie się stamtąd! Zaprowadzę was w bezpieczne miejsce! Chłopak, który wyglądał na o wiele młodszego, aby wejść do takiego klubu jak ten, nieźle się bał. - NIE! My czekamy na strażaka, który nas uratuje. - Nie pożyjecie wystarczająco długo, aby mogli was znaleźć. - Nie mając już sił, czasu i cierpliwości, szarpnęła go mocno za rękę.- A teraz ruszajcie się! Wy wszyscy! - Słyszałeś ją chłopaczku. Rusz się, abo wszyscy tutaj zginiecie. Kerry podskoczyła słysząc czyjść niski głos wydający rozkazy tuż zza jej pleców. Nieznajomy powrócił, tak jak obiecywał. Mając go u swojego boku strach, który zdawał się przejmować nad nią kontrolę przygasł do akceptowalnego poziomu.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team Mężczyzna ten wskazał chłopcu i pozostałej trójce drogę do wyjścia, następnie pochylił się, aby przekrzyczeć: - Lepiej stąd uciekaj. Dach zawali się lada moment. - Będę tuż za tobą. - Lepiej, żeby tak było. - I zniknął. Nie zdając sobie sprawy z krzyków dochodzących zza jej pleców, odwróciła się i zrozumiała, że przybyła straż pożarna i wysłała tutaj cały oddział strażaków. No, w końcu. Zanim dalej skierowała się w kierunku wyjścia usłyszała dźwięk, który oziębił ją pomimo otaczającego ją wrzącego gorąca. Zamknęła oczy, aby lepiej wytężyć słuch, w nadziei usłyszeć coś oprócz szalonego trzasku ognia. Lecz ona znów to usłyszała – kwilenie dochodzące z oddali gdzieś po lewej stronie. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, aby pozostawiła resztę potrzebujących w rękach specjalistów, jednakże ona musiała nadal żyć ze sobą w zgodzie, nawet jeśli dzięki temu będzie musiała umrzeć tutaj z kimkolwiek, kto byłby uwięziony w tym piekle, a ona nie zdołałaby mu pomóc. Modląc się o wybawienie, albo miłosierną śmierć wkroczyła do pokoju. Część sufitu zawaliła się, wysyłając w górę deszcz iskier kiedy rozłamano i otworzono frontowe drzwi, a pierwszy strumień wody wlał się wprost na płomienie. Opary syczały i podgrzewały tę wodę, a Kerry instynktownie padła na podłogę. Jeśli ogniu nie udało się ją pokonać, wrząca woda z pewnością by to uczyniła. Leżąc na podłodze, dostrzegła źródło rozdzierających jęków. Kobieta leżała zwinięta w kłębek parę metrów od niej, ostrożnie kładając na podłodze swoje poparzone ramię. Po nienaturalnej pozycji jej stóp, można było zasugerować, iż złamała również kostkę. Kerry podczołgała się do leżącej kobiety, nieco się uniosła, podniosła kobietę z podłogi i przytrzymała ją pod ramię. Ona nie była pewna jak daleko zdoła dojść z kimś, kto był wyższy i cięższy od niej; na szczęście miły facecik znów się przy niej pojawił. Dym był zbytnio gęsty, żeby mogła wyraźnie widzieć, więc musiała zaufać swoim instynktom. Brnąć przez ciemność, odnalazła drogę do wyjścia. Zdawało się, że minęła już wieczność zanim w końcu udało jej się wyjść przez tylne drzwi. Na zewnątrz tłoczyło się mnóstwo ludzi, wszędzie było słychać dźwięki syren karetek pogotowia wjeżdżających na parking. Odwróciła się ku nim, kierując się ku sanitariuszom, którzy pomogli jej uwolnić się od brzemia. Jak tylko ci ułożyli kobietę na noszach, ta chwyciła Kerry i mocno ją ściskała. Ścisnąwszy lekko rękę rannej kobiety, Kerry rzekła: - Wszystko już będzie dobrze. Oni zabiorą cię do szpitala. - Jak się nazywasz? – wychrypiała kobieta, jej głos zniekształcił dym. - Kerry. Kerry Logan.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team - Dziękuję. Bez ciebie, gdyby nie ty, to ja umarłabym tam. - Łzy popłynęły po osmalonej twarzy kobiety. - Teraz my się nią zajmiemy. - Ratownik medyczny skierował nosze na kółkach w kierunku karetki. Kerry wpatrywała się jeszcze długo w dal po wyjeździe z parkingu karetki. Dotąd kłębiąca się w jej żyłach adrenalina pozostawiła ją teraz oniemiałą i niezdolną do koncentracji, bez sił i energii do czegokolwiek. I gdzie podział się ten wysoki mężczyzna? Chciała podziękować mu za jego pomoc i upewnić się, iż on sam wydostał się stamtąd żywy i nieuszkodzony. Dziwne było to, że sama jego obecność dodawała jej otuchy i pomagała zachować spokój. Zanim udało jej się rozejrzeć za nim wokół, dotarł do niej jakiś ubrany w mundur mężczyzna. - Przepraszam Panią, ale chciałbym z Panią porozmawiać, jeśli nie ma Pani nic przeciwko temu. Kerry mrugnęła parę razy, aby otrząsnąć senność i lepiej się skupić. - Tak panie władzo, słucham. - Z tego co słyszałem, większość ludzi wciąż żyje dzięki Pani dokonaniom. Jak dotąd wygląda na to, iż wszyscy przeżyli tę sytuację, w większej mierze jest to zasługa Pani. Proszę zatem, aby opowiedziała mi Pani o tym, co się tam wydarzyło. Kerry zatrzęsła się , gdy przez jej umysł przedzierały się obrazy płomieni i panika pozostałych znajdujących się wewnątrz klubu ludzi. - Grała muzyka, wszyscy tańczyli, aż nagle wszędzie wokół nas rozpętały się płomienie. Mężczyzna podniósł wzrok znad notatnika. - Czy mogłaby Pani opisać to zajście bardziej szczegółowo? Tak ogólnie mówiąc chyba powinienem był się przedstawić. Nazywam się Maynard Cooper, choć wszyscy mówią na mnie Coop i jestem oficerem śledczym do spraw podpaleń wysłanym tutaj, aby prześledzić dzisiejsze wydarzenia. - A ja jestem Kerry Logan i nie wiem, na ile będę w stanie Panu pomóc. Większość z tych wydarzeń jest po prostu jedną wielką rozmazaną plamą. - Wsadziła ręce w kieszenie dżinsów. – Teraz, to pragnę jedynie wrócić do domu. - Dostanie się tam Pani, lecz najpierw chciałbym prosić o jakieś dane kontaktowe. I jeszcze zanim puścimy Panią, musi Panią zbadać jeden z sanitariuszy, gdyż Pani nawdychała się zdecydowanie za dużo dymu. Kerry podążyła za nim przez parking jak jakiś zombi, gdy Coop nagle zdecydował się zawrócić i popędzić ją z powrotem na to samo miejsce, w którym przed chwilą stali. - Przylecieli sępy. - Spojrzał ponad ramieniem. - Posłucha mnie Pani, jeśli nie chce Pani zostać zaatakowaną przez grupę reporterów, to może zechciałaby Pani zatem zaczekać chwilkę przy moim samochodzie.. o tam? Wyślę tam zaraz do Pani jednego z ratowników medycznych. - Dzięki.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team Ostatnią rzeczą, której teraz pragnęłam było spotkanie z fleszami kamer i odpowiadanie na hordę głupich pytań. Podczas gdy Coop zbywał prasę, ona obserwowała jak strażacy kłębili się wokół klubu, gasili ogień dużą ilością wody i sprawdzali wszystko wewnątrz pod kątem znalezienia jakiegoś jeszcze niedosięgniętego punktu, w którym pętał się ogień. Czy ktoś jeszcze znajdował się tam w środku? Boże, miała nadzieję, że nie. Co to musi być za okropna śmierć. Wizje tego rozgorającego się piekła będą ją męczyć przez następny tydzień albo nawet dłużej. Gdy tak czekała przy tym samochodzie, czuła na sobie czyjś wzrok. Rozejrzała się dokoła. Początkowo nikogo nie zauważyła, lecz chwilkę później dojrzała mężczyznę skrywającego się w ciemnej alejce. Chociaż nie widziała jego twarzy, była pewna, że ten koleś się na nią gapi. Próbowała ignorować go, jednakże to było prawie że niemożliwe do wykonania. Jak gdyby wyczuwając jej zainteresowanie jego osobą, mężczyzna ten ruszył krok do przodu i stanął w świetle latarni odwzajemniając jej spojrzenie. Uśmiechnął się tak drapieżnie, że aż przeszły ją ciarki. Rzuciwszy okiem w kierunku drzwi wyciągnął z kieszeni zapalniczkę, szybkiem ruchem zapalił papierosa i uniósł go do góry, jakby wygłaszając toast. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, ukłonił się i wycofał się w cień alejki, tak samo szybko jak się stamtąd i wyłonił. Kerry przez chwilę stała jak posąg, niezdolna do poruszenia się, wyszukując jakieś słowo, którym mogłaby określić tego człowieka. Pasowało tylko jedno. Śmierć. Ona ani przez sekundkę teraz nie wątpiła w to, iż to właśnie ten człowiek był sprawcą tego pożaru. Zamknąwszy oczy, zrobiła wszystko, aby przypomnieć sobie każdy jego detal i pobiegła wprost do Coopa. On nadal odpowiadał na pytania reporterów. Przyciągnęła jego uwagę i posłała mu błagalne spojrzenie. Oficer nagle przerwał wywiad, obiecując dziennikarzom powiadamiać ich o najnowszych informacjach dotyczących śledztwa. Kerry wyczekiwała natomiast niecierpliwie, kiedy to wreszcie wszyscy zaczną się rozchodzić. Gdy już znaleźli się nieco poza zasięgiem ich uszu, wyszeptała: - Muszę z tobą porozmawiać, ale nie tutaj. Po jednym spojrzeniu na nią, oficer śledczy pokiwał głową i wziął ją pod ramię. - Przejdźmy się do mojego samochodu. Gdy wreszcie się tam znaleźli, zapytał: - O co chodzi? Zebrawszy się w sobie, spojrzała mu w oczy i wyrzekła: - Wiem kto spowodował cały ten pożar. Oficer śledczy podskoczył nieco, wszystkie oznaki zmęczenia gdzieś się ulotniły. - Skąd się tego nagle Pani dowiedziała? Gdzie on się teraz znajduje?
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team - Zniknął. Zaczęła szczękać zębami, a zimne dreszcze szarpały jej ciało. - Czy mogłabym pożyczyć twój notatnik i ołówek? Podał jej je. Drżącymi rękoma zaczęła szkicować twarz, którą widziała, od czasu do czasu przymykając oczy, aby przypomnieć sobie więcej szczegółów. Prawidłowe naszkicowanie jego ust zajęło jej parę podejść, lecz ostatecznie spojrzawszy na rysunek zdawała się być zadowolona ze swojej pracy. I przerażona widokiem tego mężczyzny. Coop pochylił się do przodu, aby przyjrzeć się jej szkicowi. - Kim on jest? I dlaczego uważa Pani, że to właśnie on przyczynił się do pożaru? - Podczas gdy ty rozmawiałeś z dziennikarzami, ja poczułam na sobie czyjś wzrok. - Wskazała w kierunku alejki. - Stał tam, w cieniu, pomiędzy tymi oto dwoma budynkami. Jak tylko go dostrzegłam, uśmiechnął się, podniósł zapalniczkę, zapalił papierosa i zrobił ruch przypominający podnoszenie kieliszka, jakby opiewał pożar. Zadrżała. - Jego uśmiech był najstraszniejszą rzeczą, jaką dotąd miałam okazję widzieć. Coop jedynie pokiwał głową. - Jak ci się udało narysować go tak precyzyjnie? - Jestem grafikiem. Nie wygląda jakoś szczególnie dobrze. Przestudiował go jeszcze raz. - Jak dla mnie to wygląda ekstremalnie dobrze. I jest wielkim krokiem naprzód dla mojej drużyny, gdyż jeszcze przed chwilą nie mielismy żadnej zaczepki. Jeden z moich podwładnych robił zdjęcia tłumowi. Może będziemy mieć szczęście i uda nam się odnaleźć go też na którymś z tych zdjęć. Chciałbym zawieźć cię do centrali, żebyś złożyła oświadczenie. Przemyślała to i mimo chęci powrotu do domu, nie mogła mu odmówić. - Jeśli wydaje ci się, że to w czymś pomoże, to pojadę tam z tobą. Wyciągnął komórkę. - Muszę dać swoim znać dokąd zmierzam. Czy ty również chcesz kogoś o tym powiadomić? Potrząsnęła głową. Nie miała rodziny, zaledwie kilku przyjaciół, a w dodatku jeszcze wczoraj powiedziała swojej szefowej, że jutro będzie pracować w domu. Rzuciwszy okiem na zegarek cyfrowy widniejący na tablicy rozdzielczej dopiero teraz dotarło do niej, że już nastąpiło jutro. Już prawie od dwudziestuczterech godzin była na nogach i była już porządkie zmęczona tym wszystkim. Jak tylko wyjechali z parkingu Coop otworzył usta, jakby chcąc jej o czymś powiedzieć, jednakże po głębszym przemyśleniu tego zdecydował się
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team jednak zamilczeć. Ona jednak pomyślała, iż lepiej byłoby wiedzieć, co chciał jej powiedzieć, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę jego zmartwione spojrzenie. - Powiedz mi Coop. Wolę wiedzieć. Posłał jej długie uważne spojrzenie. - Nie podałem dziennikarzom żadnej informacji o tobie, jednakże oni z pewnością dotrą do tych ludzi, którzy ucierpieli od pożaru i jeśli ktoś z nich zna twoje imię, to media podążą tym śladem, za tobą, aby usłyszeć jeszcze twoją wersję tej historii. Twoje imię i zdjęcie pojawi się na jutrzejszych pierwszych stronach gazet. Nie trzeba być geniuszem, żeby dodać dwa do dwóch i zrozumieć, że - On dowie się, kim ja jestem. Coop smutnie przytaknął. - Mogę prosić o jakąś ochronę dla ciebie, jednakże do czasu kiedy się dowiemy kim jest ten koleś… Do cholery, on może być kimkolwiek, gdziekolwiek. Nie będę kłamać, panno Logan. To może być bardzo niebezpieczne przedsięwzięcie, gdyż jest Pani jedyną osobą, która może połączyć go z tym wydarzeniem. - Jaki wściekły on będzie, gdy dowie się, że pokrzyżowałam mu plany? Niełatwo było zapytać o to, jednak ona pragnęła wiedzieć o wszystkim bez względu na to jak ponure mogłoby to być. Coop wpatrywał się w przednią szybę rozmyślając nad odpowiedzią. - To zależy. Jeśli on kocha ogień, tak jak mężczyźni kochają kobiety, to on może cieszyć się z tego, że jednak udało mu się spalić cały klub prawie do tła. Jeśli on jednak pragnął czegoś więcej niż to, to on jest totalnym szaleńcem i nie da się przewidzieć, co może być jego kolejnym krokiem. - Co by się nie miało wydarzyć, ja muszę tak postąpić. Nie mogłabym żyć w zgodzie z samą sobą, gdybym wiedziała, że zobaczyłam sprawcę i nie zrobiłam nic w tym kierunku. - Jesteś odważną młodą kobietą, panno Logan. Zaśmiała się. - Nie jestem tego taka pewna. - Mówi się, że bycie odważnym jest jak bycie przestraszonym, ale dążenie do przodu mimo tego. Posłał jej pewny otuchy uśmiech. – I dzięki Pani opanowaniu, panno Logan, wielu ludzi wciąż oddycha. Szacunek odbijał się wyraźnie w jego głosie. Uśmiechnęła się nieśmiało. - Dzięki. I Coop, mów mi Kerry. Coś mi się zdaje, że od teraz będziemy częściej się widywać. - Chyba tak. I jest mi niezmiernie przykro z tego powodu. Coop poklepał ją po ramieniu, zanim zdążyli skręcić na parking departamentu straży pożarnej. - Mi też, Coop. Mi też.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team *** - Skurwysyn! Ranulf kopnął kamyk, który potoczył się z górki w dół tuż za znikającym samochodem. On był zbytnio zajety próbowaniem odnaleźć ulotny zapach zdrajcy, iż nie zauważył, że kobieta właśnie pojechała gdzieś z mężczyzną w mundurze. Dla jej własnego dobra, miał nadzieję, iż ten koleś był naprawdę oficerem śledczym i należał do departamentu straży pożarnej. Zapach zdrajcy Kyth ulotnił się w prawie tym samym czasie, więc panowało bardzo duże prawdopodobieństwo tego, iż ten łajdak jeszcze nie skończył na dziś swą zabawę. Powrócił do miejsca, w którym strażacy nadal walczyli z ogniem. Wkrótce z tamtego miejsca pozostaną jedynie osmalone szczątki drewna i koszmary, dla tych, którzy przez to wszystko przebrneli. Wspomniawszy o tym, znów wspomniał tę kobietę. Ona była Kyth. On nie wiedział o tym, aż do momentu, w którym chwycił ją za ramię. Jego dłoń wciąż drżała od palącej energii, która przepłynęła między nimi. Czy ona rozpoznała kim on był? Raczej nie. Ona była zbytnio skupiona na ratowaniu żałosnych tyłków ludzi, żeby zauważyć cokolwiek innego. Ilu z tych uwięzionych w ogniu ludzi zawdzięczało jej opanowanemu działaniu swoje życia? Dama z pewnością zechce usłyszeć wieści o wyczynach tej kobiety w klubie. Przez ogień i dym, nie był w stanie dostarczyć więcej szczegółów, oprócz tego że była małego wzrostu i miała ciemne włosy. Oraz to, iż ona wykazała się większą siłą i odwagą, niż ci, których znał już od dawna. Zdrajca będzie szukać jej, ale Ranulf nie pozwoli mu ją dorwać. Nie podczas jego zmiany. Ze strażą pożarną i policją krążącą wokół tego miejsca, on nie wskura teraz już nic więcej. Z samego rana powróci na miejsce wydarzeń, aby zbadać je i zacząć tropić swój cel. Sprawi się z tym lepiej, gdy odpocznie i się pożywi. Spojrzawszy po raz ostatni na tlące się ruiny, wrócił do samochodu. Nadszedł czas, aby zdać raport Damie. Tłumaczenie: TrueFair Beta: Tsubaki93
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team ROZDZIAŁ II Chociaż prysznic zmył ze skóry Bradana uroczy zapaszek dymu i palących się ciał, nie pozbawił go jednak miłej zabawy polegającej na wspominaniu o płonącym klubie. W jutrzejszych porannych gazetach zobaczy dokładną ilość zmarłych, krzyczących podczas konsumpcji ich ciał przez tańczące języki ognia. Była to jego pierwsza próba podpalania na tak wielką skalę i zdecydowanie się powiodła. Wślizgnął się pomiędzy prześcieradła rozłożone na jego wielkim łożu, delektując się chłodem czyściutkiej bawełny ocierającej się o jego skórę. Zamknąwszy oczy przeżywał ponownie każdą chwilę, począwszy od samych pierwszych krzyków aż do momentu zakręcenia przez strażaków ostatniego węża. Jedyną drobnostką psującą całą tę przyjemność była drobna brunetka, która znalazła tylne wyjście. Gdyby miał więcej czasu, zdążyłby wynaleźć jakiś sposób na zamknięcie tych cholernych drzwi. No cóż, nauczy się na własnych błędach. Kiedy po raz pierwszy ujrzał jak wyprowadza z płonącego klubu poparzone ofiary był nieźle wkurwiony. Lecz gdy zrobiła to po raz kolejny, zaciekawił się. Kim ona była? Kiedykolwiek ludzie robili coś niezwykłego, zawsze zrzucali to na wpływ wyzwolonej adrenaliny buszującej w ich ciałach. Jednakże żadna ilość adrenaliny nie mogła wytłumaczyć tego, co osiągnęła ta kobieta. Podczas gdy ktoś dusił się tym pysznym dymem, ona zdawała się ledwie go zauważać. Czy ona mogła jakimś cudem należeć do ich ludzi? Przecież Kyth pożywiali się siłami witalnymi ludzi. Uderzający do głowy zapach strachu i bólu wypełniający powietrze był dla ich rasy tak jak eliksir godny bogów, zwykli śmiertelnicy nie byli w stanie go wykorzystywać. Oznaczałoby zatem, iż w żyłach tej kobiety płynęła krew Kyth nawet, jeśli ona nie zdawała sobie z tego sprawy. Jego ciało podnieciło się na samą myśl o tym. Jak tylko gazety dowiedzą się o jej wyczynie, będzie wiedzieć jak się nazywa. Potem już tylko mały kroczek dzieli go od dowiedzenia się gdzie mieszka. Ich dwójka spędzi ze sobą upojne momenty. Jeśli spełnią się jego podejrzenia i ona okaże się być czystej krwi Kyth, zostanie idealną partnerką seksualną. Jednak gdyby nie spodobał się jej ten pomysł, zostanie jego nową wyjątkową zabawką, aż do czasu, gdy złamie się jak pozostałe, krwawiąc i błagając go o litość. Może potrzyma ją u siebie wystarczająco długo, by urodziła mu spadkobiercę. Jego umysł i uroda w połączeniu z nią z pewnością zrodziłyby pierwszorzędny produkt. Synka, który poszedłby w mordercze ślady swego staruszka lub też córkę utrzymującą tak samo jak jej ojczulek wielką uciechę z zadawania bólu innym. Zaskoczyło go, że ziewa. Planował zaczekać na poranne wiadomości, jednako jego ciało potrzebowało odpoczynku. Musiał spać, aby pozwalać
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team swemu organizmowi przetrawić całą wsączoną przez niego dziś energię, w przeciwnym razie zmarnowałby jej większość. Kiedy obudzi się, zdąży jeszcze kupić gazety. Okładki południowych gazet nie będą opisywać tak rozlegle aferę z pożarem w klubie jak poranne, ale będzie musiał się tym zadowolić. Jak tylko dowie się imienia tej dziewuchy, zacznie stroić plany. Myśląc o jej dużych ciemnych oczach, włożył dłoń pod prześcieradło wyobrażając sobie ją w jego dużym łóżku, pod ciężarem jego ciała, kiedy ją ujeżdża. Parę ruchów dłonią w górę i dół wystarczyłoby wygiął się w łuk, a jego ciało drżało z zadowolenia. Pewnego dnia wyleje swoje nasienie w swoją przyszłą kandydatkę. Jak na teraz, było to perfekcyjne zakończenie idealnego dnia. *** Judith niecierpliwie nasłuchiwała jak zegar wybija północ. - Gdzie podział się ten mężczyzna? Sandor wzruszył ramionami i dolał sobie brandy. - Ranulf sądzi, że on stoi ponad prawem. Może my zamartwiamy się nim nieco za bardzo. Dama Judith wiedziała o szerzącej się między Sandorem i Ranulfem wzajemnej niechęci, dlatego też rzadko prosiła ich o współpracę. Tym razem nie miała innego wyboru. - Ja go nie rozpieszczam, Sandorze. Jego potrzeby różnią się od naszych. Sączyła swoją sherry, tęskniąc za wsparciem oraz siłą swego ukochanego zmarłego Małżonka, Rolfa. Rzuciła okiem na jego portret wiszący tuż nad kominkiem. Oczy Rolfa zdawały się śledzić ją bez względu na miejsce, w którym znajdowała się w tym pokoju, jak gdyby obserwował ją nawet z tamtego świata. Była to głupia fantazja, lecz sama myśl o tym, iż on nadal tu był, uspokajała ją. On zdawał się czekać aż ona dołączy do niego jak tylko zakończy swą pracę. Ten czas miał nadejść już wkrótce. Wiedziała o tym nawet, jeśli ludzie otaczający ją zdawali się tego nie zauważać. Niektóre noce przytłaczały ją ciężarem wielu lat, a dzisiejsza noc była chyba najgorszą ze wszystkich. Kiedy tylko pojawi się Ranulf, wyda jemu oraz Sandorowi rozkazy, następnie wróci do swego azylu. Josiah, który był jednocześnie jej kamerdynerem i posłańcem, pojawił się w drzwiach. - Tak, Josiah, o co chodzi? Zbliżył się ku niej i po paru krokach ukłonił się. - Talion Thorsen tylko, co wjechał na podjazd i wyszedł z samochodu. - Poproś go, żeby natychmiast udał się ku mnie. Josiah zmarszczył brwi.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team - Wziąwszy pod uwagę jego ubranie pani, wydaje mi się, iż potrzebny będzie mu czas na przebranie się. Sandor zaśmiał się szyderczo. - Dlaczego? Czy on ubrał się w zwierzęcą skórę i rogaty hełm, jak jakiś barbarzyńca, którym on w rzeczywistości jest? Josiah wyprostował się i posłał Sandorowi pełne dezaprobaty spojrzenie. - Wcale nie, sir. Jednakże jestem pewien, że Mistrz Thorsen chce po prostu oddać Pani należyty szacunek, a pobrudzone dżinsy nie są chyba najodpowiedniejszym strojem. - To nic takiego, Josiah. Judith ukryła swe rozbawienie na umiejętność kamerdynera patrzeć na cudzy nos osoby przewyższającej go, na co najmniej sześć cali. – Proszę poproś Ranulfa, żeby przyszedł tutaj bezpośrednio. Czekanie, aż on się przybierze jedynie odłoży nasze sprawy. Josiah wyszedł i niemalże natychmiast słychać było otwieranie i zamykanie wejściowych drzwi. Josiah zaczął rozmowę, w odpowiedzi usłyszał głęboki oraz donośny ryk dezaprobaty. Nie mogła słyszeć szczegółów, jednak mogła się założyć, iż Ranulf wygra. Parę sekund później przyszedł Josiah, żeby ogłosić już niedługie przybycie gościa. - Dama Judith, Talion Ranulf Thorsen poprosił mnie powiedzieć wam, iż dołączy do was za jakieś pięć minut. - W porządku, Josiah. Przygotujesz jeszcze jeden posiłek? Podejrzewam, że on z pewnością jest głodny po tak długiej podróży. Talion o jego mocy będzie potrzebować jedzenia, które przeciwważy energetyczny pokarm, który musiał uzupełnić podczas podróży tutaj. Josiah potaknął, następnie spojrzał na Sandora. - A wy, sir, też zechcecie coś przekąsić? Sandor odstawił kieliszek. - Jeśli to nie stanowi zbędnego kłopotu. Coś mi się zdaje, iż to będzie długa noc. - Tak, sir. Obsłużę was w ciągu paru minut. Kiedy Ranulf pojawił się w drzwiach, Dama Judith zrozumiała, dlaczego Josiah pomyślał, iż Talion zechce się przebrać. Zaledwie mała garstka jej ludzi śmiałaby stawić się przed nią ubranymi w podarte i brudne dżinsy oraz równie ochlapaną koszulę flanelową, która nieznośnie śmierdziała dymem. Interesujące. Gdzie on był? Przynajmniej jego sięgające ramion włosy były uczesane, a twarz świeżo umyta. Wyciągnęła ku niemu swą drobną rękę, a Talion ukłonił się i ją ucałował. Nieważne, co mówił Sandor, jej wojowniczy wiking wiedział, co to są dobre maniery – kiedy tylko tego chciał. - Cieszę się, że do nas dotarłeś Ranulfie. Dzisiejszy dzień był długim i obiecuję, iż będzie jeszcze dłuższy. Josiah powinien pojawić się za jakąś chwilkę z jedzeniem. Mam nadzieję, że dobrze się czujesz.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team Wśród Kyth spytanie się o to, czy ta osoba ostatnio się pożywiała energią była uznawana za kres niegrzeczności. Dama Judith zadała zatem pytanie w sposób nieco delikatniejszy, gdyż dla niej ważne było poznanie odpowiedzi. Jego jasne niebieskie oczy zmrużyły się, gdy podniósł się z kolan. Linie wokół jego ust wyrażały napięcie, lecz on sam zdawał się być oazą spokoju. - Dobrze się czuję, moja pani. Po drodze tutaj uczyniłem parę przystanków – z konieczności. Odszedł parę kroków, Judith jednak zauważyła, iż zatrzymał się on w pobliżu wyjścia z pokoju, plecami zwróconymi ku ścianie. Życie usłane walką uczyniło tego człowieka zrozumiale ostrożnym. Podniosła teczki wypełnione mnóstwem artykułów, które wycięła z lokalnych gazet. - Może przejdziemy do jadalni? Jak tylko spożyjecie wasze posiłki, będziemy mogli porozmawiać o potrzebnych do podjęcia działaniach. Prowadziła ich korytarzem wprost do wielkiego stołu w pokoju jadalnym, gdzie zajęła czołowe miejsce. Sandor automatycznie usiadł po jej lewej, a Ranulf zajął miejsce po prawej stronie od Damy. Josiah natychmiast wszedł do jadalni, niosąc tacę załadowaną po brzegi kanapkami, pokrojonymi owocami oraz oczywiście serami. Obydwaj mężczyźni sięgnęli też po teczki, które ku nim wyciągnęła. - Dam wam chwilkę na zjedzenie tego wszystkiego, podczas gdy będziecie też czytać informacje, które dla was zebrałam. Zawołałam was obu, gdyż podejrzewam, iż to wśród nas skrywa się zdrajca. Ciekawiło ją, czy jej Talioni dojdą do takiego samego wniosku, co i ona. Jej instynkty niemal krzyczały, że znajduje się na właściwej ścieżce, a jeśli zdrajca szalał w Seattle pozostawiając po sobie ślady śmierci i bólu, które mogły doprowadzić wprost pod jej drzwi, byłaby to katastrofa dla całego ich rodzaju. Niewiele czasu zajęło mężczyznom przejrzenie informacji. Sandor nachmurzył się po zamknięciu teczki, a Ranulf wyglądał jeszcze bardziej groźnie. - To z pewnością sprawka zdrajcy. Palcami postukał po stosie papierów. – I to zaledwie rozgrzewka. Sandor zmarszczył brwi. - I skąd ty to wiesz? - Dlatego, że podpalił dziś klub nocny znajdujący się w centrum miasta i zrobił wszystko, aby zabić mnóstwo ludzi. Spokojne przedstawienie tego wszystkiego nie zatuszowało furii odzwierciedlającą się w oczach Wikinga. Gorąca energia drgała tańcząc wokół jego dłoni, kiedy odkładał na środek stołu swoje pliki. - Po drodze tutaj usłyszałem w radiu o pożarze i pomyślałem sobie, że warto byłoby sprawdzić dane miejsce. Nie wiem, kim jest ten skur… - Ranulf zamilkł spojrzawszy na Judith. – Oj. Nie wiem, kto stoi za tym podpaleniem, ale on zdecydowanie jest jednym z nas. Tam było zbyt wielu ludzi i zbyt dużo
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team dymu, by móc wyśledzić go w tym tłumie, jednak mimo to wyczułem posmak jego obecności. Pierwszą rzeczą, którą zrobię rano - wrócę tam i ponownie się rozejrzę. Nie pozostanie tam za wiele do zbadania, lecz przynajmniej będę w stanie uchwycić jego energetyczny podpis. Jak tylko go zdobędę, sprawca nie zdoła ukryć się na długo. - Ile mamy ofiar? Judith schwyciła w dłoń talizman wiszący wokół jej szyi i modliła się do bogów, by liczba zmarłych ludzi nie była zbytnio wielka. Wyraz twarzy Ranulfa złagodniał. - Z tego, co mi się wydaje, nikt. Wezwano parę karetek, jednak nikt nie doznał poważnych obrażeń. Nie tak jak zwykłoby się spodziewać po rozmiarach takiego pożaru. Sandor zdziwił się. - Ale z twoich słów wynika, że miejsce to doszczętnie spłonęło. - I tak jest. Jednak pewna kobieta zdołała wydostać wszystkich z klubu jeszcze zanim zawalił się dach. Ranulf uśmiechnął się. – I Judith, ona jest jedną z nas. *** Kerry była na tyle zmęczona, że nawet bolały ją włosy. Coop przytrzymywał ją z rysownikiem już parę dobrych godzin, podczas gdy sam sporządzał raport dotyczący pożaru. Ostatecznie wysłał kogoś po śniadanie dla wszystkich. Cudowne połączenie soli i tłuszczu nie od razu poprawiło jej nastrój, a jeśli wkrótce nie zaśnie to nie będzie w stanie odpowiadać za własne czyny. Coop stanął w drzwiach tak cicho, iż Kerry musiała zamrugać dwa razy, aby upewnić się czy był prawdziwy. Wyglądał znacznie gorzej niż ona się czuła. - Jesteś pewna, że nie chcesz dziś przenocować w hotelu? Brzmiał na bardzo wyczerpanego. - Nie, ze mną wszystko będzie dobrze, chociaż doceniłabym propozycję podwózki do domu. Posłał mi kpiarski uśmiech. - Czy ty sobie myślisz, że teraz wyrzucimy cię za drzwi i powiemy: Radź sobie sama? - Przepraszam… to była długa doba. - Jak i dla nas wszystkich. Cofnął się nieco. – Chodź podwiozę cię, a wtedy oboje będziemy mogli nieco odpocząć. Kiedy tak dreptała za nim korytarzem, przyuważyła, że mocno zaciska dłoń wokół złożonej gazety. Gdy dotarli do windy, zebrała siły, odwagę i zapytała: - Czy dziennikarze dowiedzieli się czegoś o mnie? Przytaknął i pokazał jej gazetę. - Najwyraźniej jedna z kobiet, którą wyciągnęłaś z płonącego klubu wymieniła im twoje imię.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team Kerry westchnęła. - Prosiła mnie o to, tuż po tym jak wyniosłam ją z tamtego budynku. Zaledwie chwilę teraz zajmie dziennikarzem odnalezienie mnie, prawda? - Pewnie tak. - Coop przeczesał rękoma swoje rzadkie włosy w momencie, gdy winda zatrzymała się na ich piętrze. – Zrozum, myśl o tobie śpiącej przynajmniej dziś w hotelu naprawdę bardziej mi się podoba, zwłaszcza po wymienieniu twojego imienia w gazetach. Przemyślała jego propozycję jeszcze zanim zdążyli wsiąść do jego samochodu. Nigdy nie spała dobrze w obcym łóżku, jednak wątpiła w to, iż zdoła zasnąć w swoim domu, gdy stado reporterów rozbije na jej chodniku obóz. - Może to najlepszy sposób na dziś. Ostatecznie będę musiała spotkać się z prasą, lecz wyjdzie mi to lepiej, kiedy się wyśpię. Odchyliła do tyłu głowę. - Pochyl się, żeby nikt z departamentu nie widział, że jedziesz ze mną. Zwolnił, aby mogła spokojnie się schować. Ostatnią rzeczą, której potrzebowali była parada do jej tymczasowego schronienia. Cholera, teraz czuła się tak samo niewygodnie jak i zmęczona. To nie była wina Coopa, jednak przeżywała ciężkie chwile próbując utrzymać swój nastrój w ryzach. W końcu podniosła głowę i rozejrzała się dokoła. - Czy jest już bezpiecznie? - Myślę, że tak. Zabiorę cię do hotelu po drodze na wschód, gdzie pracuje mój przyjaciel. Pomoże mi zarejestrować cię pod fałszywym nazwiskiem oraz dostarczy ci niezbędne rzeczy ze sklepiku z pamiątkami. - Doceniam wszystko, co dla mnie robisz. - Chociaż tyle jestem w stanie zrobić. Twoja szybka reakcja ocaliła życia innych ludzi, a ten szkic, który narysowałaś może pomóc nam złapać tego podpalacza. Kerry myślała, że to łut szczęścia umożliwił wszystkim przetrwać ten pożar. Coop sprawdził wszystkie szpitale, w których znaleźli się ofiary tego podpalenia i jak się okazało większość już opatrzono i wypisano. Jedynym wyjątkiem była kobieta z oparzeniami oraz złamaną kostką. Chociaż lekarze nie byli w stanie wyjaśnić tego, oparzenia szybko się goiły, a jej złamana niegdyś kostka zamieniła się jakimś cudem w skręconą. Kerry mogła przysiąc, że kostka na pewno była złamana, jednak wolała nie myśleć o gorszym, a jedynie przyjąć do wiadomości wszystko, co dobre. Czy drań, który to wszystko urządził czuł rozczarowanie? Wzdrygnęła się. Oczywiście, że tak. I kogo miał za to winić? Ją. Niebezpieczeństwo wzrośnie, kiedy w wiadomościach wspomną o szkicu jego twarzy. Uparcie odepchnęła na bok strach, koncentrując się jedynie na niezasypianiu. Zaledwie chwilkę później Coop skręcił na hotelowy parking, sprawdził czy nikt ich nie śledzi, a następnie zaparkował. - Dobrze, panno, pójdźmy cię zameldować. - W porządku, sir. Posalutowała mu w drodze do hotelu.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team Godzinę później była już wyprysznicowana, najedzona i gotowa do snu. *** Ranulf przeglądał poranną gazetę jedząc późne śniadanie. Wszystkie nagłówki opowiadały o pożarze, bez zbędnych szczegółów. Najwyraźniej dziennikarze musieli oddać swe artykuły przed czasem, jeszcze zanim zdążyli dowiedzieć się czegoś więcej. Przynajmniej teraz znał imię tajemniczej kobiety: Kerry Logan. Czytanie pomiędzy wierszami nie było trudne, jeśli wiedziało się czego trzeba szukać. Albo też, kogo się szuka. Dwójka całkowicie różnych ludzi biorących udział w pożarze nocnego klubu zainteresowałaby Damę Judith: podpalacz oraz Kerry Logan. - Czy panna Logan doznała jakiegokolwiek urazu? Spojrzał w górę odrywając się od gazety, aby ujrzeć obserwującą go Wytworną Damę. - Raczej nie, przynajmniej z tego, co wiemy. Panna Logan zniknęła z planu tuż po zgaszeniu ognia i od tamtej pory nikt jej nie widział. Dama odstawiła swój talerz. – Zrobiłem pewne dochodzenie, ale zaledwie tyle mogłem zrobić bez przykuwania zbędnej uwagi. - On mógł już ją dorwać. - Sandor zamknął swą teczkę i sięgnął po kawę. – Niech bogowie mają ją pod swoją opieką, jeśli tak się stało. Ranulf zasugerował się swoimi instynktami. - Jestem pewien, że to właśnie ona wsiadała do policyjnego wozu, lecz ty też możesz mieć poniekąd rację. Nawet, jeśli winowajca był zwykłym podpalaczem, zdenerwowałby się na nią za przerwanie mu zabawy. Jednak odkąd wiemy, iż jest jednym z nas, wiemy też, że zauważy jej nadzwyczajną reakcję na ogień, tak samo jak i my to zauważyliśmy. Może wybaczyć jej ingerencję, jeśli to doprowadzi jeszcze niewyszkoloną Kyth wprost do jego rozpostartych ramion. Musimy temu zapobiec. Przynajmniej ja nie pozwolę mu na to. Judith uśmiechnęła się ku nim zadowolona. - Zatem panowie, polecenia są bardzo proste. Sandor – odnajdź dziewczynę i przypodobaj się jej używając tego swojego uroku osobistego. Ranulf, zrób to, co musisz zrobić, żeby utrzymać pannę Kerry Logan bezpieczną i postaw tego podpalacza przed sądem. Naszym sądem. Ranulf napotkał ostre spojrzenie starszej kobiety. Rozkazała mu dokonania egzekucji, tak jak myślał. W ten sposób najlepiej wykorzystywał swoje umiejętności, logikę, zimną krew i brutalność. Ranulf nie czerpał radości z bycia zwiastunem śmierci dla Kyth, jednak znał swój obowiązek i go pełnił. Zamknął oczy i ujrzał całe swoje życie wypełnione niczym innym jedynie nieskończenie długą kolejką przemocy wymierzanej dla dobra ich rodzaju. Judith wydawała się oczekiwać odpowiedzi. Jednak, co mógł jej powiedzieć?
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team Chwycił swój talizman i spojrzał jej prosto w oczy. - Obiecuję na mój honor, zdrajca umrze. Pół godziny później Ranulf był już w drodze do klubu, jego krew śpiewała z radości na zapowiadające się polowanie. Z powrotem stał się chłopcem. Teraz czuł pikantny, gorący smak czarnej energii pozostawionej tutaj przez podpalacza. Nawet najmniejszy posmak ludzkiej radości mógł utrzymywać Kyth pożywionym na maksa przez parę dni, a ponury koniec emocjonalnego spektrum miał najbogatszy smak i największą moc. Ranulf skonsumował tak wielką ilość tej złej energii jako kat, że jego całe życie już od dawna przestało być normalne. Właśnie dlatego, inny Talion Damy, Sandor Kearn, nie ufał Ranulfowi. Może pupilek miał rację. Mimo to Ranulf nie lubił myśleć o tym w ten sposób. Nigdy przez te wszystkie wieki w swej karierze nie czuł ochoty na zebranie całej czarnej energii wprost ze źródła. Zdrajcy traktowali ludzi ze szczególnym okrucieństwem, kąpiąc się w bólu, nieszczęściu oraz przerażeniu wyciąganemu wprost ze swych ofiar. Otrzymywali z tego niewypowiedzianą przyjemność. On nie czerpał żadnej przyjemności z pełnionego obowiązku. Prawo Kyth żądało kary równoznacznej popełnionemu przestępstwu. Dlatego też tę pracę Talion musiał wykonać bez możliwości apelacji. Kiedy Kyth stawał się zdrajcą swego własnego gatunku, wyniszczał ludzkie umysły i dusze, Ranulf ścigał łajdaka i pozbawiał go całkowicie wszelkiej energii, którą ten zdołał wykraść a następnie jego własnych pokładów życiowych pozostawiając po nim jedynie martwą skorupę. Właśnie przez jego pracę patrzano na Ranulfa jak na urzeczywistniony koszmar, szeptano o nim z przerażeniem, straszono nim niegrzeczne dzieci Kyth. Wiking zaparkował swego Packarda przecznicę dalej od klubu. Zwęglone kości budynku zdawały wyciągać się ku niebu, dając nieme świadectwo przemocy, która to wszystko skonsumowała. Cud, że nikt nie zginął podczas tego piekła. Zastanawiał się, czy właściciele potrzebowali pieniędzy z ubezpieczenia, dlatego też to wszystko urządzili, ale od razu odrzucił ten pomysł. Jego instynkt podpowiadał mu, że to ludzie znajdujący się wewnątrz klubu byli celem podpalacza, a budynek – to drugorzędny przedmiot zainteresowania. Był jak przystawka dla idealnego menu podawanego na bankiecie zdrajcy: terror, ból, panika oraz oczywiście śmierć. Łajdakowi starczyłoby tej ciemnej energii na dobrych parę tygodni. Z wyjątkiem jednego niespodziewanego brawurowego popisu kobiety, która zredukowała ilość śmierci do całego gołego zera. Kerry Logan była jedyną waleczną kobietą, a Ranulf miał cichą nadzieję, iż za tą odwagę nie będzie musiała słono zapłacić. Jeśli zdrajca odnajdzie ją przed Sandorem rozpęta się niezłe piekło, więc Ranulf musi pracować najciężej i najowocniej jak tylko potrafi by ocalić jej życie. To było najmniejsze, co mógł dla niej zrobić żeby wynagrodzić jej męstwo.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team Wysiadł z samochodu i zmierzył w kierunku pozostałości po nocnym klubie. Zamknąwszy oczy nasłuchiwał każdego dźwięku bicia serca, ale nic nie słyszał. Obszedł dokoła budynek, studiując szczegóły. Ogień zaczął rozprzestrzeniać się od drzwi wejściowych, przekonując go tym samym o zamiarach podpalacza. Zablokować wszelkie wyjścia i ludzie zginą – w męczarniach. Smród zatkał jego umysł i zmysły. Powietrze gryzło go łącząc się z cierpkim smakiem palonego ludzkiego ciała mieszającego się z popiołem. Było jak ból utrwalony na zawsze w ludzkiej pamięci, na zawsze już wżarte w otaczające go poczerniałe kawałki drewna. Ranulf dość często smakował pikantną energię, jednako tylko z wtórnego tajnego składziku zdrajcy. Ten tutaj był niedawny, zbyt bezpośredni. Obejmując amulet z młotem Thora, poczuł dudnienie i palącą energię. Zmusił się do ruszenia do przodu dopóki nie zatoczył wokół pozostałości klubu pełny okrąg. Zbliżył się bliżej ku zewnętrznej ścianie, widząc wszystko i skupiając się na niczym. Jego umysł przemierzał swobodnie, gdy tak przetwarzał scenę według różnych aspektów: zapach, smak oraz dźwięk. Echa wydarzenia mającego tutaj miejsce nadal wisiały w powietrzu dla kogoś, kto mógł je usłyszeć. Ranulf przekrzywił głowę na jeden bok odnajdując drogę do czegoś, co niegdyś było parkietem. Ponownie zamknął oczy i wsłuchał się w zanikające nuty muzyki, które tonęły w narastającym crescendo stworzonym z paniki i krzyków. Widział jedynie słabe ślady odgrywających się wydarzeń. Wzrok był najsłabszym z jego zmysłów, jednak on posiadał także idealny słuch i zmysł czucia. Pojedyncza kolumna drewna nadal stała jak niegdyś, unosząc pozostałości dachu. Talion powiódł palcami wzdłuż hebanowej powierzchni, wsączając w siebie wspomnienia wypisane we wnętrzu tych zgliszczy. Gorąco. Światła na parkiecie. Kobieta. Nie byle jaka kobieta; tam stała Kerry Logan. Jego tętno przyśpieszyło. O tak, ona zdecydowanie była Kyth i w dodatku z niemalże czystą krwią. Nie mogło być inaczej, gdyż w przeciwnym wypadku nie wywarłaby na nim tak mocnego wrażenia. Ranulf podążył jej tropem, ślady często zanikały. Nic dziwnego, ponieważ Kerry przemierzała to pomieszczenie w zeszły wieczór z dobrych parędziesiąt razy. W jednym miejscu odczuwał, jak klęka i odchodzi niosąc coś ciężkiego. Może jedną z ofiar, którą odebrała spod władzy języków ognia? Teraz, gdy już posmakował jej zapach oraz esencję jej istoty w najczystszej formie, pragnienie odnalezienia jej i utrzymania w bezpieczeństwie jeszcze bardziej się nasiliło. Ścisnął ręce w pięści gotów chronić kobietę, którą spotkał niedawno. Siła jego reakcji bardzo go zdziwiła. Jeśli zaledwie jej echo wpłynęło na niego tak mocno, co zrobiłaby z nim jej obecność? Cholera, jeśli nie zapragnie się tego dowiedzieć i to wkrótce.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team Jak tylko w jego mózgu uformowała się dana myśl, natychmiast ją odrzucił. To właśnie Sandor miał za zadanie wprowadzenia nowo odkrytej Kyth w ich społeczeństwo, a Ranulf miał zająć się podpalaczem. Sandor był tym dobrym, Ranulf – złym. Młodszy Talion nie doceniłby żadnej ingerencji w swoje zadanie. Ranulf wyciągnął komórkę i wybrał numer Sandora. Dzwonił z tuzin razy. - Co? - Sandor brzmiał na rozproszonego. - Miałem rację. Kerry Logan jest Kyth i to bliską do czystej krwi. - Odnalazłeś ją? W głosie Sandora słychać było widoczną radość. - Nie. Właśnie stoję obok klubu. Ogień wyeliminowano już dobrych parę godzin temu, jednak nadal wyczuwam jej energię. - Jeśli ona jest tak silną Kyth jak mówisz, to jakim cudem mogliśmy nie wiedzieć o jej obecności tyle lat? - Dobre pytanie. Odnalezienie Kyth o takim potencjale było cennym darem dla ich słabnącej rasy. - Zawiadomię Judith. Dzięki za powiadomienie. Doceniam ten gest – powiedział Sandor, brzmiąc prawdziwie. Czy cuda nigdy nie ustaną? Ranulf potrząsnął głową po zakończeniu rozmowy. Po kolejnym przejściu się wokół ruin rozglądając wrócił na parking przed klubem. Człowiek ten zapewne chciał mieć miejsce w pierwszym rzędzie, aby móc obserwować tę rozrywkę. Pytanie brzmiało tak: ale gdzie on mógł stać? Parę budynków znajdowało się w pobliżu dając mu dobrą okazję do oglądania wszystkiego z bliska bez zbędnego ryzyka na narażanie się i bycie zauważonym. Ranulf powoli się obrócił, przyglądając się oknom spoglądającym w dół na niego jak pary nic niewidzących oczu. Nie. Podpalacz czułby się z tym źle. Ogień nie był wystarczająco dobry, kiedy nie odczuwało się jego gorąca i duszącego zapachu dymu. Musiał stać wystarczająco blisko. Tym razem Ranulf przemyślał różnorodne punkty obserwacyjne na parterze. Rzucił okiem na ciemną alejkę, rozejrzał się dalej i wrócił ku niej oczyma. Ruszył tam instynktownie, a po dojściu do prawdopodobnego miejsca obserwacji zatrzymał się i spojrzał w kierunku klubu. Tak, to było to. Umiejscowiwszy dłoń na cegle, drugą na swym talizmanie, zamknął oczy i powoli wszedł do alejki. Brud, żądza, furia wypełniły jego zmysły, czyniąc go niespokojnym, więżąc jego duszę. O tak – podpalacz stał właśnie w tym miejscu, co teraz on, zagrzewał ogień do walki, napawał się bólem i cierpieniem z bezpiecznego miejsca. Ranulf nie mógł się doczekać, aż dorwie drania. Sądząc po sile emocjonalnej, którą po sobie pozostawił, łajdak nie był jedynie Kyth, lecz był także Talionem. Jeden z własnych wojowników Damy Judith spowodował całe to zamieszanie pragnąc patrzeć na śmierć ludzi – niech bogowie im pomogą.
Alexis Morgan - Talioni 01- Wyzwolenie Mrocznego Wojownika Translate_Team Ta wiedza będzie dla Wybornej Damy bardzo bolesna. Wolałby zatrzymać tę informację dla siebie, aż do czasu, gdy wypije z winowajcy skradzioną przez niego energię i będzie przyglądać się, jak zdrajca wypuszcza swe ostatnie tchnienie, jednak Ranulf nie mógł tak ryzykować. Nadeszła pora na powrót. Dowiedział się wszystkiego, co tylko mógł z tego miejsca.