Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 040 853
  • Obserwuję486
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań642 619

Allen Louise - Lekcje uwodzenia

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Allen Louise - Lekcje uwodzenia.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse A
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 373 osób, 212 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 261 stron)

Louise Allen Lekcje uwodzenia Anglia, początek XIX wieku Młoda guwernantka, Jessica Gifford, unika hańby i straszliwego losu dzięki pomocy nieznanego sobie wcześniej lorda Garetha Standona. Czuje do niego ogromną wdzięczność i nie odmawia, gdy ten prosi ją o przysługę. Jessica ma udawać kochankę Garetha i tym samym zniechęcić pewnego lorda, który upatrzył sobie Standona na zięcia. Po wizytach u fryzjera i krawcowej, uzbrojona we wskazówki, jak powinna zachowywać się wyrafinowana uwodzicielka, Jessica wciela się w swoją rolę. W trakcie maskarady niepostrzeżenie to, co udawane, staje się prawdziwe i obopólne. Zakochaną parę dzieli jednak nie tylko przynależność do odmiennych warstw społecznych. Jessica skrywa rodzinną tajemnicę… Rozdział pierwszy Londyn, koniec lutego 1816 roku - Lordowie, szlachetnie urodzeni, szanowni panowie! Proszę o uwagę! Kiedy wybije północ, Szkoła Wenus prowadzona przez madame Synthię przedstawi słynną Paradę Piękności. Wezmą w niej udział panie z bogatym i różnorodnym doświadczeniem! Istoty o niezwykłej urodzie! Niewinne kwiaty pragnące czerpać wiedzę wprost od wytwornych londyńskich elegantów! Piękne dziewczęta o nadzwyczajnie giętkich ciałach pojawią się tu specjalnie, by obiecać wam rozkosz! Lordowie, szanowni panowie, to już za pół godziny! Zajmujcie miejsca, a nie będziecie rozczarowani! Dawny obwoływacz miejski zatrudniony za pokaźną sumkę przez madame Synthię - wcześniej znaną jako Cynthia Wil-kins z Camden Town - ogłosił wszystkie informacje i zszedł z podium. Lokaje zaczęli ustawiać krzesła wokół sceny, a panowie tłoczyli się, by zająć miejsca w pierwszym rzędzie, nie zważając na to, że do prezentacji zostało jeszcze pół godziny. - Morant, chodź tutaj.

6 Louise Allen Gareth Morant, hrabia Standon, skrzywił się, kiedy lord Fellingham trącił go energicznie łokciem w żebra. - Te dziewczyny wszystkie są piękne, ale musisz być blisko, by coś zobaczyć - powiedział i oblizał swoje pełne wargi. - W pokojach są lustra i świece... - Wątpię, żeby któraś z nich miała coś, czego brakowało twoim wcześniejszym zdobyczom, Feli. - Gareth odstawił smukły kieliszek szampana i spojrzał na gorączkową krzątaninę wokół sceny z niesmakiem. - To ordynarna spelunka. Nie mogę pojąć, co my tu, na Boga, robimy. - Jesteś dziś w podłym nastroju. Moim zdaniem potrzebujesz czegoś na pokrzepienie - odrzekł Fellingham. - Ostatnio jesteś mało zabawny, oto cała prawda. Spójrz na siebie: siedzisz przy kominku wciąż z jednym kieliszkiem wina, podczas gdy Rotherham zabawia się na górze z dwiema chińskimi bliźniaczkami, i słyszę od ciebie jedynie narzekania. - Hinduskie bliźniaczki - poprawił go Gareth, po czym przeciągnął się. - Są Hinduskami. Idę do klubu sprawdzić, czy uda mi się rozegrać jakąś godziwą partyjkę pokera. - Nie możemy wyjść bez Rotherhama - zaprotestował jego towarzysz, rzucając okiem na szybko zapełniające się miejsca przy scenie. - A poza tym chcę zobaczyć ten pokaz. Dużo o nim słyszałem i właśnie dlatego tu jesteśmy, nie pamiętasz? Chodźmy po naszego drogiego Rothersa, razem to obejrzymy, a potem wszyscy pójdziemy do klubu. Nasz przyjaciel pewnie już się nacieszył bliźniaczkami. Co ty na to? I nie bądź takim malkontentem. - No dobrze. - Gareth uniósł z westchnieniem kieliszek, wychylił go jednym haustem i wstał. - Wiesz, w którym jest pokoju?

7 - W Lustrzanej Komnacie. Cholernie dobry pokój, cały wyłożony lustrami, nawet sufit. - Fellingham ruszył w stronę schodów, przepychając się między grupkami mężczyzn usiłujących dostać się jak najbliżej sceny. - Zrozumiałem. Nazwa pokoju mówi sama za siebie. Do diabła, Feli miał rację. Ostatnio hrabia Standon łatwo wpadał w złość, nic nie przyciągało jego uwagi. Chciał czegoś, chociaż nie miał pojęcia czegorale z pewnością nie tego, co mógł znaleźć w tej świątyni seksu za pieniądze. A już coś takiego jak małżeństwo, które próbowano na nim wymusić, w najmniejszym stopniu nie budziło jego zainteresowania. Niezrażony humorami Garetha przyjaciel parsknął śmiechem; był w doskonałym nastroju. - Jesteś po prostu znudzony, sarkastyczny draniu - stwierdził. - Trzeba ci porządnej kobiety. To znaczy całkowicie rozpustnej! - Roześmiał się głośno ze swojego kiepskiego żartu i ruszył słabo oświetlonym korytarzem. - Jeśli dobrze pamiętam, to było gdzieś tutaj. - Oddaj mi moje ubranie! - Jessica GifFord rozpaczliwie usiłowała chwycić tobołek szarych ubrań, które nieznajoma zamierzała wyrzucić za drzwi. Po chwili rozległ się zgrzyt przekręcanego w drzwiach klucza. - A teraz nie rób mi tu żadnych scen, bo będę musiała wezwać madame Synthię. A to ci się nie spodoba, możesz mi wierzyć - zagroziła skąpo odziana dziewczyna. Uśmiechnęła się szeroko i ruszyła w stronę szafy, kołysząc prowokująco biodrami. - To jakaś straszna pomyłka! - zawołała Jessica. Stała na środku pokoju naga, drżąca i zbyt zszokowana, by odczuwać strach. Powoli jednak to uczucie w niej narasta-

8 Louise Allen ło. Zaczynała być wręcz przerażona, kiedy przypomniała sobie nieprawdopodobne opowieści o niewinnych dziewczętach z prowincji porywanych z ulicy przez okrutnych stręczycieli. Ale to nie mogło przytrafić się jej! Nie była przecież jedną z tych naiwnych młodych panienek ze wsi, lecz dorosłą, niezależną i wykształconą kobietą. - Musiała zajść jakaś pomyłka! - starała się być przekonująca. - Jestem guwernantką i mam tu objąć posadę. - Równie dobrze możesz dostać posadę u madame Synthii. - Dziewczyna się roześmiała. - Jesteś dziewicą? - Rzuciła w stronę drżącej Jessiki pogardliwe spojrzenie. - Oczywiście! Mówiłam, że zaszło jakieś straszne nieporozumienie. Kiedy wysiadłam z dyliżansu, spytałam kobietę, która mnie przywitała, czy jest gospodynią lady Hartington, a ona potwierdziła i zabrała mnie do innego powozu, a potem znalazłam się w tym domu. - Jasne, ale lady H. nie zatrudni cię po dzisiejszej nocy, nie będzie chciała, żebyś się opiekowała jej kochanymi bachorami, zwłaszcza że lord H. jest tutaj i pewnie złoży na ciebie wysoką ofertę. Założę się, że poprosi cię, abyś go nauczyła, jak korzystać z globusów, albo okaże się, że jest słaby w łacinie, i trzeba go będzie wychłostać. Załóż to - rzuciła na łóżko skrawek zwiewnej tkaniny. - Czy to jest dom publiczny? - Przerażona Jessica nie dopuszczała do świadomości oczywistej prawdy. - Oczywiście, że burdel. Najlepszy dom rozpusty w mieście. Chyba trzeba zrobić coś z twoimi włosami. - Nieznajoma obrzuciła ją uważnym spojrzeniem. - Albo nie. Po prostu wyjmiemy szpilki i rozpuścimy je. Będziesz wyglądała na gotową do figli. Oni to lubią.

Lekcje uwodzenia 9 - Zaszła pomyłka - powtórzyła panna Gifford tonem rozsądnej perswazji, jaki czasem przyjmowała z dobrym skutkiem wobec swoich coraz bardziej niesfornych podopiecznych. - Jestem guwernantką i znalazłam się w niewłaściwym miejscu. Nie mogę być tu przetrzymywana, bo to porwanie, i jeśli złożę skargę w sądzie, ktoś tu może znaleźć się w poważ- nym konflikcie z prawem. - Ciekawe, jak to sobie wyobrażasz? - Dziewczyna podeszła do niej z grzebieniem i zaczęła wyjmować szpilki z jej włosów. -Zostaniesz tu, dopóki nie nabierzesz doświadczenia, a potem nie będziesz miała dokąd pójść; żadna szanująca się osoba nie zechce mieć z tobą do czynienia. Jeśli zamierzasz pogadać z jakimś sędzią, to dziś będziesz miała okazję. Na pewno okaże ci zrozumienie. Postara się, żebyś się tu poczuła jak w domu. Zimny strach ścisnął serce Jessiki. Była samodzielna, pracowała na swoje utrzymanie już od trzech lat i doskonale wiedziała, jak zagrożona była pozycja młodej kobiety, nad którą zawisł choćby cień skandalu. Aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę z konsekwencji zejścia z wąskiej ścieżki prawości. Jeśli wydostanie się stąd i złoży skargę, zostanie zapewne zlekceważona. A nawet jeśli ktokolwiek jej uwierzy, dobre imię panny Gifford i tak zostanie zszargane, bez względu na fakty. - Jak możesz pomagać im w tym procederze, krzywdząc inną kobietę? - Błagalnie dotknęła dłonią ramienia dziewczyny. Zapomniała o dumie. Gdyby to miało pomóc, padłaby nawet przed nią na kolana. Zrobiłaby wszystko, byleby przerwać ten koszmar. - A ty sama? Nie chcesz się stąd wydostać? - Wydostać się stąd? Chyba musiałabym być pomylona - odpowiedziała krótko tamta. - Ciepły pokój, dobre jedzenie, towarzystwo i dżentelmeni rozdający hojne napiwki. A wszystko, co

10 Louise Allen muszę za to robić, to leżeć na plecach na czystym, wygodnym łóżku i robić, co trzeba. Dokąd miałabym pójść? Do brudnych slumsów w Wapping, gdzie musiałabym robić to samo pod ścianą za kilka miedziaków i siniec pod okiem? Spojrzała w lustro i uszczypnęła się w policzki, wywołując rumieńce na swojej zuchwałej, przebiegłej twarzy. - Posłuchaj, głupia krowo - powiedziała nagle. - Po pierwszym razie już nie jest tak źle. Po co sobie to utrudniać? Jak zrobisz scenę madame, to po prostu przyśle kilku zbirów, żeby cię uspokoili. A możesz mi wierzyć, że to nic przyjemnego. Jessica skuliła się w rogu ogromnego łoża, nawet nie zauważając chłodnej atłasowej pościeli dotykającej jej nagiej skóry. Miała do wyboru trzy możliwości: albo dać się pozbawić dziewictwa grupie bandziorów, albo sprzedać się jakiemuś zdeprawowanemu dżentelmenowi, albo rzucić się przez okno. Tylko że w oknach były żelazne kraty. Ostatnie trzy lata nie były łatwe, ale miała skromne oszczędności, poważany zawód, szacunek i od nikogo nie była zależna. Za nic nie chciała tego stracić. Mimo panicznego przerażenia szukała desperacko wyjścia z sytuacji. Udało się jej niepostrzeżenie przykryć bosą stopą jedną z porozrzucanych na podłodze szpilek do włosów. - No dobrze - powiedziała drżącym głosem. - To co teraz? - O, dużo lepiej! Sama widzisz, o ile wszystko jest łatwiejsze, kiedy się nie wygłupiasz. Jak masz na imię? - Jessica. - Świetnie, Jessy. Ja mam na imię Moll. Ubierzemy cię w twój strój. To nie potrwa długo, nie jest tego dużo, a o północy zacznie się pokaz. Jesteś na nim jedyną dziewicą, więc zakłady będą wysokie. Trafi ci się miły, bogaty dżentelmen,

11 który da ci po wszystkim pokaźny napiwek. Założę się, że będziesz miała niezłe powodzenie. - Która godzina? - spytała panna Gifford, sięgając po szatkę z muślinu trzymaną przez dziewczynę. - Za dwadzieścia dwunasta. - No cóż, skoro nie mam wyjścia... Czy nie ma stroju w jakimś bardziej twarzowym kolorze? Nie lubię liliowego. Wygląda mdło przy moich jasnych włosach. Moll nie zauważyła niczego podejrzanego w tej nagłej zmianie zachowania swojej podopiecznej. - Widziałam chyba jakiś zielony, będzie pasował do koloru twoich oczu - powiedziała i ponownie otworzyła szafę. Jessica tylko na to czekała. Szybko wepchnęła tam Moll, nie zważając na jej wrzaski. Jeden kawałek muślinu zawiązała wokół jej nadgarstków, z drugiego zrobiła knebel, po czym złapała z wieszaka jeszcze jeden strój, by związać jej wierzgające nogi. - Jeśli choć piśniesz, walnę cię w głowę - ostrzegła, mając nadzieję, że zabrzmiało to dostatecznie przekonująco. - Jak będziesz cicho, nic ci się nie stanie. Rozumiesz? Dziewczyna energicznie przytaknęła, wpatrując się w Jes-sikę niebieskimi oczami. Panna Gifford zamknęła szafę, podparła ją krzesłem i ze szpilką do włosów w ręku ruszyła do drzwi, by je otworzyć. W sensacyjnych powieściach, których guwernantki nigdy nie powinny czytać, a jednak pochłaniają je całymi tomami, uciemiężone, ale dzielne bohaterki otwierają drzwi swoich więzień w ciągu kilku sekund, by wydostać się z łap niegodziwców. Po kilku minutach bezskutecznych zmagań z zamkiem Jessica doszła do wniosku, że autorzy tych powieści byli

12 Louise Allen niestety źle poinformowani. Ręce jej drżały, nogi zdrętwiały od niewygodnej pozycji, a po karku spływał zimny pot. - Otwórz się, draniu! - zawołała niemal w rozpaczy, uderzając w zamek zaciśniętą pięścią. Usłyszała ciche kliknięcie i drzwi się otworzyły. Bez chwili zastanowienia wybiegła na korytarz i nagle zobaczyła przed sobą nagą postać. Wydała cichy okrzyk strachu, lecz po chwili stwierdziła, że było to jej własne odbicie w wysokim lustrze. Jednocześnie usłyszała za sobą cichy trzask zamykających się drzwi. Odwrót był niemożliwy. Ubranie. To było teraz najważniejsze. Z trudem próbowała się skupić. W jednym z tych pokoi musiały być jakieś ubrania, które mogłaby na siebie założyć. Otworzyła pierwsze z brzegu drzwi i rozejrzała się. Wewnątrz pomieszczenia zobaczyła ogromne łoże, a na nim kłębowisko nagich ciał. Jessica wstrzymała oddech. Udało jej się naliczyć trzy pary nóg, dwa pośladki i owłosiony tors... Ile osób tu było? Co robili? Weszła ostrożnie do środka, chowając się w cień. Uczestnicy orgii wydawali się całkowicie pochłonięci sobą, ale mimo to nie miała dość odwagi, by ukraść ubranie, podczas gdy oni „to" robili. Choć myślała, że to niemożliwe, jej przerażenie jeszcze wzrosło. Widok rozpusty cielesnej przekraczającej najśmielsze wyobrażenia uświadomił jej, że wszystko to dzieje się naprawdę. Właśnie to jej groziło, jeśli nie zdoła uciec. Głęboko odetchnęła i zaczęła się zastanawiać nad planem ucieczki. Jeśli spanikuje, jej los będzie przypieczętowany. Wyszła z powrotem na korytarz i rozejrzała się. Naprzeciw były drzwi, przez które przed chwilą uciekła, a za nią pokój, w którym odbywała się orgia. Dalej zauważyła jeszcze dwie pary

13 drzwi, a potem korytarz zakręcał. Ruszyła powoli do przodu. Była już ostrożniejsza i przed naciśnięciem klamki kolejnych drzwi uważnie przykładała do nich ucho. Za każdym razem słyszała jęki i westchnienia, a z wnętrza jednego z pokoi dochodził nawet trzask bicza. W którą stronę uciekać? W ciągu tych kilku strasznych chwil, kiedy była prowadzona z powozu do wejścia, a potem wleczona po schodach, zupełnie straciła orientację. Teraz obejmowała rękoma swe drżące ciało, wahając się. Odgłosy otwierających się po prawej stronie drzwi i dobiegających stamtąd rozmów przyspieszyły jej decyzję. Bez chwili zastanowienia skręciła w lewo. Zamiast patrzeć przed siebie, przerażona spojrzała do tyłu i w tej samej chwili poczuła, że zderza się z impetem z czyimś mocnym torsem. Jej nos utkwił w męskiej koszuli, sztywny brzeg skrojonej na miarę kamizelki wbijał się jej w podbródek, a drżące nagie ciało dotykało luksusowego jedwabiu. Mężczyzna stał nieporuszony, podczas gdy głosy za plecami Jessiki stawały się coraz wyraźniejsze. Podniosła głowę i zobaczyła tuż przed sobą męski podbródek ze śladami zarostu i rozbawione szare oczy. Nieznajomy uniósł brew. - Pomocy! - wyszeptała cicho ze słabnącą nadzieją. - Proszę, niech mi pan pomoże. - To jest ten pokój - rozległ się zza jego pleców bełkodiwy męski głos. - Wchodzimy, Morant. - Proszę bardzo, Feli - w głosie mężczyzny słychać było to samo rozbawienie, jakie malowało się w oczach. Obrócił Jessikę i położył zdecydowanie dłoń na jej ramieniu. - Idziemy razem.

14 Louise Allen Drżące ciało dziewczyny uspokoiło się pod wpływem ciepłego dotyku jego dłoni i pomyślała, że jeśli już ma zostać zhańbiona i stracić dziewictwo, nie zrobi tego przynajmniej ze śliniącym się monstrum ani zwalistym spoconym potworem. Pokój był jasno oświetlony i pełno w nim było świec odbijających się w lustrach, którymi wyłożone były wszystkie ściany. Jessica rozglądała się, jednocześnie gorączkowo szukając drogi ucieczki, i jej wzrok padł na trzy postacie splecione razem na łóżku. Zamknęła oczy i zachwiała się. Męska dłoń trzymająca ją pod ramię zacisnęła się mocniej. - Spokojnie - usłyszała łagodny, głęboki szept. Stał w drzwiach, barykadując je swoją sylwetką, a dwie zło-toskóre kobiety z jedwabistymi czarnymi włosami, przypominające wyglądem parę pogańskich boginek, usiadły na łóżku i zwróciły jednakowe twarze na nowo przybyłych. Między nimi leżał nagi mężczyzna. Jego twarz zasłaniały miłosiernie uda jednej z dziewczyn, a lędźwie były zakryte dolną partią ciała drugiej z nich. Wyglądał jak rzeźba upadłego Greka. Ten, który podtrzymywał Jessicę, uniósł drugą ręką egzotyczną brokatową suknię leżącą niedbale na krześle stojącym obok drzwi. - Załóż to - powiedział. Z westchnieniem ulgi okryła się fałdami jedwabiu. - No, Morant! Wchodź już! - usłyszała z tyłu ponaglający głoś. Trzymający ją wciąż za ramię postawny mężczyzna wkroczył do pokoju, a za nim wcisnął się jego towarzysz, zamykając za sobą drzwi. Jessica uniosła obszerny kołnierz, by zakryć chociaż dół twarzy. Teraz, kiedy jej ciało zostało okryte, poczuła względ-

Lekcje uwodzenia 15 ny spokój; to niezwykłe, że będąc naga, nie była zdolna do trzeźwego myślenia. Rozejrzała się swobodnie. Dwie kobiety siedzące na łóżku były zwykłymi śmiertelniczkami, pokój nie był kryształowym pałacem, ale tandetną salą z lustrami pokrytymi smugami, a nagie bóstwo leżące na pomiętym prześcieradle było zwykłym facetem o jasnych włosach, ze śladami rosnącego brzuszka i zaczerwienioną twarzą. - Jak się macie - wykrztusił z siebie, nim znów opadł na poduszki. - Przyprowadziliście sobie własną dziewczynę? - Co? - Mężczyzna zwany Fellem przecisnął się do przodu i spojrzał na Jessicę. - Na Boga, Morant! Skąd wziąłeś tę młodą damę? Nie było jej z nami, kiedy ruszaliśmy tutaj. Zbliżył się do niej. - Ręce przy sobie - powiedział zdecydowanie jego kompan, popychając tamtego na łóżko. - Rusz się i pomóż Rotherhamowi, najwyraźniej nie daje rady sam skorzystać z tego, za co zapłacił. Dwie czarnowłose dziewczyny otworzyły ramiona w zapraszającym geście, a Feli potknął się i upadł na łoże, wybuchając śmiechem i wywołując energiczne protesty przyjaciela. Morant sięgnął jeszcze po kilka ubrań wiszących na krześle, a potem wypchnął Jessicę na korytarz. - Załóż to - powiedział, rzucając stroje do jej stóp. Wysoki jedwabny kapelusz potoczył się po podłodze, przez chwilę kręcił się na rondzie, a potem znieruchomiał. - To męskie ubranie - odrzekła i owinęła się ciaśniej brokatowym jedwabiem. - O to chodzi. Uważasz, że uda ci się stąd wyjść w tym, co masz na sobie? Jessica uzmysłowiła sobie, że jej włosy są w nieładzie, nogi bose, a pod kaskadą brokatu ma nagie ciało.

16 Louise Allen - Zabierze mnie pan stąd? - spytała. - Ależ oczywiście - odparł nieznajomy, a w jego głosie słychać było rozbawienie. - Bez wątpienia zabiorę cię stąd. No tak, pewnie rzeczywiście dotrzyma słowa, ale czy w jego zamiarach nie kryło się coś więcej? Postanowiła nie roztrząsać tego w tej chwili, najpierw musi sobie poradzić z jednym problemem. -Ma pan rację, to dobry pomysł. - Podniosła spodnie i wciągnęła je na siebie pod suknię, potem przejrzała pozostałe rzeczy i znalazła krawat, którym przewiązała się w pasie. - Niech się pan odwróci - powiedziała do mężczyzny. Korytarz był słabo oświetlony, dostrzegła więc tylko jego sylwetkę, błysk białych zębów, kiedy się uśmiechał, i kształt głowy z krótko przystrzyżonymi włosami. - Już i tak widziałem to, co było do zobaczenia, słoneczko - powiedział. -1 nie życzę sobie, żeby znów pan to oglądał - odparła. Chrząknął rozbawiony, oparł się o boazerię i zaczął cicho pogwizdywać. Jessica zrzuciła brokaty, wciągnęła przez głowę koszulę i założyła męski trencz, który sięgał jej do kostek. Spod płaszcza wystawały jedynie palce bosych stóp. - A buty? - spytała. -1 włosy - odrzekł, odwracając się i obrzucając ją uważnym spojrzeniem. - Niebiosa nam sprzyjają. Związał jej włosy w ciasny węzeł, a potem wcisnął pod kapelusz, który opadł Jessice prawie na nos. Chwiejąc się na jednej nodze, zdjął jeden po drugim swoje wieczorowe buty, potem jedwabne czarne skarpetki, a później znów założył buty na gołe stopy. - Załóż to. Przynajmniej nie będzie widać, że jesteś boso.

Lekcje uwodzenia 17 A jeśli ktoś zauważy moje gołe łydki, pomyśli, że jestem zbyt pijany, by się odpowiednio ubrać. To było szaleństwo, ale przy tym mężczyźnie, choć nawet nie mogła mu się dobrze przyjrzeć, czuła się bezpieczna. Nie miała pojęcia, jak zamierza ją uratować, ale była pewna, że mu się uda. Zamierzała wyjść z tej opresji cało. Czując się jak wytworny strach na wróble, Jessica stała przed rysującą się w mroku potężną sylwetką swojego wybawcy. - Nie wydostaniemy się stąd, dopóki ludzie się tu kręcą -powiedział i wyciągnął z kieszeni kamizelki zegarek - Już za dwie dwunasta. Idziemy. Panna Gifford nie miała pojęcia, jaki związek z północą miała ich desperacka próba ucieczki; w jej wyobraźni pojawił się obraz Kopciuszka i dyni zamienionej w karocę. Posłusznie ruszyła za nieznajomym, jedną ręką przytrzymując kapelusz, by widzieć coś spod ronda, drugą chwytając poły płaszcza. Doszli do szczytu szerokich schodów, z pewnością nie tych obskurnych, którymi została przywleczona tu siłą zaledwie godzinę temu. Hałas podnieconych głosów dochodzący z położonej poniżej schodów sali był przytłaczający. Jessica chwyciła się płaszcza mężczyzny. - Nie rób tego - powiedział łagodnie. - Mojemu lokajowi się to nie spodoba. Idź po prostu obok mnie. Drżąc pod okrywającym ją trenczem, stanęła u jego lewego boku. Starała się spojrzeć w górę, by przyjrzeć mu się w lepszym świetle, ale przeszkadzało jej rondo kapelusza. - Masz udawać pijaną - polecił jej spokojnym i zdecydowanym tonem. - Poradzisz sobie?

18 Louise Allen - Tak - odpowiedziała, choć najchętniej krzyczałaby lub zemdlała z przerażenia. Postanowiła jednak zachować się, jak przystało na pannę z dobrego domu, i zebrała się na odwagę. Była to winna sobie i swemu towarzyszowi, nawet jeśli przyjdzie jej zapłacić za ten ratunek utratą dziewictwa w jego łożu. Nie mogła sobie wyobrazić, by mężczyzna zechciał wyprowadzić nagą kobietę z domu publicznego, nie oczekując w zamian wdzięczności. Przecież przyszedł tu, by się zabawić. - Oprzyj się o mnie i cokolwiek by się działo, nie wpadaj w panikę - polecił. Objął ją ramieniem i przycisnął do swojego boku. Jak przyjemnie pachnie, przebiegło jej przez myśl. Dobrą wodą koloń-ską, lnem i skórą. -1 pod żadnym pozorem nie zdejmuj kapelusza - dodał. Zaczęli schodzić po schodach, a on nie zwracał uwagi na bełkotliwe obelżywe uwagi biesiadników; w ciągu dwóch strasznych minut Jessica usłyszała więcej wulgaryzmów niż w ciągu całego życia. Hałas narastał, potęgując jej przerażenie. Otoczył ją smród gorącego oleju, wosku świec, alkoholu, potu podnieconych męskich ciał, przyćmiewając przyjemny zapach idącego obok niej mężczyzny. Po chwili znaleźli się na parterze. Odetchnęła głęboko. Tuż przed nimi były drzwi prowadzące na zewnątrz. - Już wychodzicie, panowie? - usłyszała fałszywie uprzejmy głos kobiety, która ją tu przywiozła. Pamiętała jej twardy i bezlitosny wyraz twarzy, kiedy kilku osiłków wciągało dziewczynę po schodach, a potem zaczął się jej koszmar. Madame Synthia.

19 -Znaczy... nnnie... niestety... madame. Lord Rotherham... on... on jest ten, nooo, osłabiony. Wrócimy...imy tu kiedy indziej, aby podziwiać ten cudowny pokaz o północy. Jessica przylgnęła całym ciałem do lekko chwiejącego się towarzysza, a madame Synthia ujęła go pod drugą rękę, starając się skierować do salonu. - Nic mu nie będzie, milordzie. Zajmie się nim któraś z dziewcząt lub wezwę chłopców, żeby mieli go na oku. Tutaj, Geordie... - Kapelusz! - syknął wybawca Jessiki, podciągając ją i przewieszając sobie przez ramię. W ostatniej chwili przytrzymała na głowie kapelusz. - Póź... późno już, madame. Jeszcze... nie daj... nie daj Bóg zwymiotuje na pani piękne marmury - wyjaśnił bełkotliwie. Drzwi się otworzyły i zataczając się przesadnie, wyszedł na zewnątrz. Na dworze, w błogim wieczornym chłodzie, w ciszy bocznej uliczki, słychać było jedynie turkot przejeżdżających powozów. - Dorożka! - zawołał. Jessica starała się zobaczyć twarz mężczyzny w światłach padających z okien domu publicznego, ale on wepchnął ją do ziejącego odorem stęchlizny powozu, zanim zdołała cokolwiek dostrzec. - Udało się - powiedział, siadając i zamykając drzwiczki.

Rozdział drugi Wciąż nie mogła dostrzec rysów mężczyzny siedzącego naprzeciw niej; w końcu się poddała. Ostatecznie to nie miało większego znaczenia, jak wyglądał - była w jego silnych rękach, czy to jej się podobało, czy nie. „Trzeba myśleć pozytywnie", mówiła często swoim uczniom. Teraz, gdy starała się sama skorzystać z tej rady, uświadomiła sobie, jak idiotycznie to brzmiało. Pierwsza pozytywna myśl: nie jestem naga, chociaż ubrania, które mam na sobie, należą do mężczyzny zabawiającego się właśnie w domu rozpusty. Druga pozytywna myśl: nie jestem w domu publicznym i nie grozi mi gwałt, chociaż jestem w rękach zupełnie obcego człowieka, który pewnie chce mnie pozbawić dziewictwa. Trzecia pozytywna myśl... Nic więcej nie przychodziło jej do głowy. Poznaj swojego wroga - tak brzmiała kolejna cenna rada, jaką sobie przypomniała. - Nazywam się Jessica Gifford - powiedziała, pokonując pokusę podania fałszywego nazwiska. Życie i tak już było wystarczająco pogmatwane. Po chwili dodała: - Panna.

Lekcje uwodzenia 21 - A ja Gareth Morant. - Jego głęboki głos działał uspokajająco, co zauważyła już w korytarzu domu publicznego. -Pan? - Lord - usłyszała. - Hrabia Standon. - Dziękuję za ratunek, milordzie. Nie miała żadnego powodu, by zachowywać się niegrzecznie, zwłaszcza że była ubrana w jego jedwabne skarpetki. Wydawało jej się to bardziej nieprzyzwoite niż założenie męskich spodni. Hrabia. Arystokrata. O Boże, naprawdę wpadła z deszczu pod rynnę. Miły, szanowany baronet troszczyłby się o swoją uczciwość i reputację. Dżentelmen miałby związane ręce religijnymi przekonaniami i nakazami moralnymi. Ale powszednie wiadomo, jacy byli arystokraci. Robili, co im się podobało, i za nic mieli opinie czy wartości wyznawane przez innych ludzi. Dopóki sami płacili za swoje rozrywki, mogli bezkarnie łamać wszelkie konwenanse. Uprawiali hazard, roztrwaniali fortuny, prowadzili się skandalicznie, pojedynkowali i nic nie obchodziła ich opinia ludzi spoza własnego uprzywilejowanego kręgu. -1 co ja mam z panią zrobić, panno Gifford? - spytał lord Standon z wyraźnym rozbawieniem w głosie. - Proszę zawieźć mnie do szanowanej gospody - podsunęła z nadzieją, choć w głębi duszy była przekonana, że on doskonale wie, co chce z nią zrobić. - Zostawiła pani gdzieś swoje bagaże? - Nie. Wszystko mi zabrali. - Ale ma pani jakieś pieniądze? - Nie. - Po co pytał, skoro z pewnością wiedział, że ona nie ma ani grosza.

22 Louise Allen - A jakąś szanowaną rodzinę w Londynie, do której mógłbym parną zawieźć? - Nie - powtórzyła przez zaciśnięte zęby. Ten drań uznał, że to zabawne. - W takim razie zabieram panią do siebie. Gdzie będzie oczekiwał hojnej zapłaty za uratowanie mnie, pomyślała z przerażeniem. Nie było ono jednak tak wielkie, jak powinno, biorąc pod uwagę, że jej dziewictwo zależało od rozpustnego arystokraty. Było w nim coś takiego, co dawało poczucie bezpieczeństwa. Miał w głosie tyle życzliwości, że Jessica chciała z nim rozmawiać, a nawet chętnie położyłaby mu ręce na muskularnej piersi, aby poczuć jego ciało pod palcami. - Boi się pani? - spytał nagle. -Tak. To była najszczersza prawda. Bała się jego, przyszłości, swojej reakcji na jego obecność. - To mądrze z pani strony. - Nie wydawał się dotknięty jej odpowiedzią. Pomyślała, że może powinna spróbować zastosować wobec niego nieco kokieterii, mówiąc na przykład: czuję się taka bezpieczna przy tobie, mój panie. - Jest pani godną podziwu, rozsądną kobietą, czyż nie, panno Gifford? Jeśli można to stwierdzić po dwudziestu minutach znajomości. - Nie na tyle, by uniknąć porwania do domu publicznego - odrzekłała z goryczą. Nie chciała, by ktoś teraz zapewniał ją, że jest rozsądna. Wiedziała o tym, to była jej główna zaleta. - No cóż, jeśli moja propozycja pani nie odpowiada, czego pani ode mnie oczekuje?

Lekcje uwodzenia 23 Że będzie się pan ze mną kochał, pomyślała niespodziewanie dla siebie. Była wyczerpana, przerażona i bezradna, ale przecież to nie usprawiedliwiało absurdalnych myśli. - Czy mógłby mi pan pożyczyć pieniądze, milordzie? Będę mogła przenocować w gospodzie, a rano poszukać pracy. Jestem guwernantką. - Chce pani wejść do gospody w takim stroju? Obawiam się, że sklepy są pozamykane, a ja nie mam przy sobie damskich fatałaszków. - Och, no tak. Oczywiście, że nie. Musiał pomyśleć, że jest kompletną gęsią z prowincji. - Jednak mam coś, co może się pani przydać - powiedział, po czym zawiesił na chwilę głos, zanim dodał: - W domu. - Sądzi pan, że żona coś mi pożyczy? - spytała słodko. Nie wiedziała dlaczego, ale była pewna, że nie jest żonaty. Pewnie miał na myśli ubrania byłej lub obecnej kochanki. - Nie jestem żonaty - powiedział z lekkim rozdrażnieniem. - Gdybym był, nie bywałbym w takich miejscach jak to, które właśnie opuściliśmy. - Nie musi się pan przede mną tłumaczyć, milordzie. A to, że się jest żonatym, nie ma nic wspólnego z posiadaniem kochanki czy korzystaniem z rozpustnych rozrywek. - Nie - odpowiedział ze zwykłym dla siebie spokojem. -Ale to tandetne miejsce, którego istnienia nie da się niczym usprawiedliwić. - Inne zdanie mają zapewne bywalcy. Pomyślała ze smutkiem o Moll, wdzięcznej za możliwość pracy w domu publicznym, gdzie miała zapewnione wyżywienie i nietykalność - nikt nie podnosił tam na nią ręki. Jessica miała nadzieję, że do tej pory ktoś ją już oswobodził.

24 Louise Allen Dorożka zatrzymała się nagle. - Moja miejska rezydencja - powiedział lord Standon, po czym wstał i otworzył drzwiczki. Pomógł wysiąść dziewczynie z powozu, podając jej rękę. Po raz pierwszy zobaczyła jego twarz w świetle pochodni umieszczonych po obu stronach czarnych drzwiczek powozu. Miał ciemne włosy, choć ich kolor był teraz trudny do określenia. Największe wrażenie zrobił na niej wyraz jego twarzy, choć nie można było powiedzieć, żeby Gareth Morant był zdecydowanie przystojny. Jego duży nos nosił ślady złamania, choć już wcześniej nie miał zbyt pięknego kształtu. Miał mocną, kwadratową szczękę, która kontrastowała z miłym głosem. Szare oczy patrzyły życzliwie spod ciemnych brwi, a na szerokich, wrażliwych ustach czaił się uśmiech. - Dziękuję, milordzie - powiedziała najspokojniej, jak potrafiła, i podała mu rękę, wysiadając z dorożki. Bez wątpienia wolała rzucić się w objęcia śmierci, niż dać się zhańbić, ale oba wyjścia nie wydawały się zbyt przyjemne. Jaka matka, taka córka, pomyślała. Chociaż... mama była zupełnie inna. Panna Jessica Gifford była głęboko przekonana, że wyświadczona grzeczność do czegoś ją zobowiązuje. W dotychczasowym życiu ta zasada czasem jej ciążyła, ale nie na tyle, by się nad nią głębiej zastanawiać. Stała i czekała, aż lord Standon zapłaci dorożkarzowi. Z przemarzniętymi stopami w mokrych skarpetkach, w dziwacznym kapeluszu, który opadł jej na twarz, pozwoliła się ująć za ramię i poprowadzić niewielkimi schodami w stronę drzwi. Mimo później pory kamerdyner pojawił się, kiedy tylko hrabia zamknął za sobą drzwi.

Lekcje uwodzenia 25 - O, dobrze, że jesteś, Jordan. Czy pani Childe poszła już spać? - Tak, proszę pana. Jakąś godzinę temu, razem ze wszystkimi pokojówkami. Czy mam którąś obudzić? Całkowity brak zainteresowania Jordana dziwacznie ubraną osobą trzęsącą się za plecami Moranta wskazywał na jego wysoką pozycję wśród służby, choć Jessica byłaby mu wdzięczna za choćby jedno zdziwione spojrzenie; zaczynała myśleć, że jest niewidzialna. - Nie, nie ma takiej potrzeby. Ta młoda dama miała niemiłą przygodę i potrzebne jej ciepłe łóżko, jakaś kolacja i kilka damskich ubrań. Rozpal w kominku, Jordan. - Tak, proszę pana. Czy młoda dama zechciałaby zaczekać w bibliotece, zanim przygotuję jej pokój? W kominku jest tam napalone, jak zwykle. - Tak będzie najlepiej. Hrabia odwrócił się do Jessiki spoglądającej na niego spod ronda kapelusza. Jej stopy zaczynały drętwieć z zimna. - Najpierw ubrania. Proszę za mną, panno Gifford. Powinniśmy znaleźć coś w chińskiej sypialni. Poprowadził ją w stronę szerokich schodów z marmuru ułożonego w szachownicę. Jessica chwyciła swój trencz i próbowała nadążyć za Morantem, trzymając się wolną ręką eleganckiej, wykutej z metalu poręczy. Teraz miała okazję przyjrzeć się jego długim nogom, wąskim biodrom i szerokim, atletycznym ramionom. W dobrym oświedeniu wrażenie, jakie odniosła na ulicy przed domem, potwierdziło się. Nie był przystojny w potocznym znaczeniu tego słowa, pomyślała, wlokąc się za nim i z trudem stąpając zmęczonymi stopami po grubym dywanie.

26 Louise Allen Nie miał ani romantycznie kręconych loków lorda Byrona, ani urody znanego dandysa George'a Brummella. Był jednak niezwykle męski i muskularny. Jessica zdawała sobie sprawę, że właśnie ta potężna sylwetka wywoływała w niej niemądrą chęć znalezienia się w jego ramionach. Skarciła się w myślach. Nie była przecież kobietą, która może sobie pozwolić na uleganie romantycznym kaprysom, ale taką, która dzięki swojej inteligencji i zdrowemu rozsądkowi sama się utrzymuje, a szanowane, nudne i bezpieczne życie było tym, czego najbardziej w życiu pragnęła. Mężczyźni nie odgrywali w nim żadnej roli, a już zadawanie się z arystokratami odwiedzającymi domy publiczne było najkrótszą drogą do zejścia na manowce, prowadzącą do hańby i upadku. Pamiętaj o mamie, upomniała się w myślach. Lord Standon zatrzymał się niespodziewanie i Jessica wpadła na niego. - Przepraszam, to przez ten kapelusz. - Myślę, że może go pani już zdjąć, panno Gifford. Gdy otworzył drzwi, weszła za nim i wtedy dopiero zdjęła kapelusz. Rzeczywiście, nie było powodu, żeby zostawiać go na głowie. Musiała teraz zrobić wszystko, żeby jej życie znów wróciło na utarty szlak. To był tylko nieprzewidziany epizod, za chwilę znów będzie nadzwyczajną guwernantką, która uczy gry na fortepianie, harfie, malowania akwarelą i języka włoskiego. Pokój, do którego weszli, uznała za chińską sypialnię, o której wspomniał hrabia. Stanęła w drzwiach, gdy tymczasem on zapalał świeczki w kandelabrach rozmieszczonych w całym pokoju. Nie mieściło się jej w głowie, że mógł to być pokój służący do spania,

27 tyle w nim było olśniewającego przepychu. Miała nadzieję, że cokolwiek się stanie, zanim pójdzie spać, nie odbędzie się to pod czujnym spojrzeniem brylantowych oczu smoków. - Powinno tu być coś do spania - powiedział Morant. Wysuwał kolejne szuflady i pokazywał jej jakieś suknie. - Proszę, może to pani założyć, a tu są kapcie. Trafi pani na dół? Jordan pokaże pani, gdzie jest biblioteka. Więc nie stanie się to teraz, w tej komnacie. Jessica położyła kapelusz na skrzyni i przytaknęła. - Dziękuję, milordzie. Wkrótce zejdę. Uśmiechnął się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Panna Gifford zbliżyła się do otwartej szuflady, by przyjrzeć się delikatnym tkaninom i brukselskim koronkom, atłasowym wstążkom i lśniącym jedwabiom. Jeśli ma stracić dziewictwo, to przynajmniej ubrana z przepychem - jeśli mogłoby to stanowić jakiekolwiek pocieszenie. Gareth stał, patrząc, jak jego kamerdyner nakrywał stół w bibliotece. - Jordan, panna Gifford została porwana do domu publicznego, kiedy przybyła dziś do Londynu. - Jak mi przykro. To wstrząsające. Słyszy się o takich wypadkach, oczywiście. Co za szczęście, że mógł pan jej pomóc. - Kamerdyner pokręcił głową nad podłością tego świata i nieznacznie przesunął kabaret na przyprawy. - Panna Gifford bez wątpienia jest bardzo głodna, proszę pana. Jedzenie w zajeździe pocztowym, choć byle jakie, nie jest wliczone w opłaty za nocleg i przypuszczam, że ta dama nic nie jadła. Przyniosę jeszcze kawałek placka z owocami. - Spojrzał na nakryty stół, najwyraźniej usatysfakcjonowany jego wyglądem.

28 Louise Allen - Czy panna Gifford zatrzyma się u nas na dłużej? - Dopóki nie zapewnię jej przyszłości, Jordan. W tym momencie rozległo się pukanie i drzwi się otworzyły. - O, tak znacznie lepiej - powiedział Gareth. Przyglądał się szczupłej sylwetce stojącej w otwartych drzwiach, próbując powstrzymać uśmiech. Jessica, ubrana od stóp do głów w luksusową bieliznę nocną Julii, wciąż wyglądała jak guwernantka. Miała ciasno splecione włosy, stała ze sztywno złączonymi stopami, a ręce trzymała zaciśnięte na pasku. Udało jej się znaleźć zwyczajną bieliznę bez żadnych ozdób i falbanek. Wspomnienie jej nagiego ciała, włosów rozrzuconych w nieładzie na białych ramionach, małych, okrągłych i sterczących piersi dotykających jego koszuli rozpaliło jego zmysły tak, jak nie dokonałaby tego żadna z egzotycznych piękności obiecywanych przez madame Synthię. - Proszę się rozgościć i zacząć jeść, na pewno jest pani głodna. - Dziękuję, milordzie. - Czekała z dłońmi splecionymi na kolanach, podczas gdy Jordan przysuwał krzesło Moranta. -Muszę przyznać, że nieco zgłodniałam. - Herbaty, a może woli pani lemoniadę, panno Giiford? Gareth uchwycił jej spojrzenie w stronę otwartej butelki białego chablis, chłodzącego się w wiaderku z lodem. - Poproszę o wino. W jej głosie usłyszał nutę wyzwania. Teraz była jeszcze spięta i niepewna, ale rano powinna być w lepszej formie. Pani Childe znajdzie jej jakieś ubrania i dziewczyna będzie mogła zacząć szukać pracy. Nie miał wątpliwości, że szybko znaj-

Lekcje uwodzenia 29 dzie odpowiednią posadę; tymczasem on spróbuje poszukać dla niej jakiegoś lokum. W tej sprawie może się przydać pomoc Maude. Zauważył, że jadła wytwornie. Spodobało mu się, że nie była wybredna, i podawał jej jedzenie, dopóki nie oparła się o krzesło z westchnieniem nasycenia. - Dziękuję, milordzie. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio jadłam przyzwoity posiłek. - Z daleka pani przyjechała? - Gareth uniósł swój kieliszek z winem i podszedł do Jessiki, by odsunąć jej krzesło. - Zechce pani usiąść na chwilę przy kominku? Obrzuciła go uważnym spojrzeniem spod długich rzęs, które wydawały się aż zbyt nadobne dla tak skromnej, niema-jącej w sobie nic wyzywającego kobiety. - Z przyjemnością - odpowiedziała po chwili, biorąc do ręki swój kieliszek z wypitym do połowy winem i siadając na fotelu wskazanym przez hrabiego. - Przyjechałam z Leicestershire. W dużym fotelu wydawała się bardzo krucha i wrażliwa; była teraz kimś zupełnie innym niż wtedy, w domu publicznym. Miała duże oczy, teraz bacznie w niego wpatrzone, jakby się na coś przygotowywała. - Straciłam swoją ostatnią pracę, kiedy mój wychowanek wyjechał do swojej babci do Bath. Miałam objąć posadę u lady Hartington, żeby uczyć języków jej dwie starsze córki. Rozumiem, że lord Hartington był dzisiejszej nocy w tamtym miejscu. - Tak. Ale lepiej będzie, jeśli nie przyjmie pani posady w tamtym domu, panno Gifford. Lady Hartington to niemiła kobieta, a jej mąż ma złą opinię.