Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 129 579
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 182

Angelsen Trine - Córka morza 16 - Zakazane uczucia

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :783.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Angelsen Trine - Córka morza 16 - Zakazane uczucia.pdf

Beatrycze99 EBooki A
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 187 stron)

Angelsen Trine Córka Morza 16 Zakazane uczucia

Miłość nie ustala żadnych praw, Ona je wszystkie łamie. Sigrid Undset Rozdział 1 Ciarki przeszły Elizabeth na odgłos krzyku kobiety, jaki doleciał z poddasza. Towarzyszyły mu trzaski i szarpanina, a po chwili ze schodów zwalił się z hukiem jakiś mężczyzna. Jens pierwszy znalazł się przy nim. - Na miłość Boską, co z tobą? - zapytał, pochylając się nad leżącym, ale nie usłyszał odpowiedzi. Nieszczęśnik z poszarzałą twarzą nie otwierał oczu. Goście weselni, usłyszawszy hałas, wylegli do korytarza. - Co się stało? - dopytywali się, zaglądając z ciekawością Elizabeth przez ramię. - Nie wiem... Ni z tego ni z owego spadł ze schodów - wyjaśniła zdezorientowana. Mężczyzna leżał w dziwnej pozycji. Chyba się nie zabił, pomyślała, dotykając jego twarzy lepkiej od potu, i dreszcz ją przeniknął. Muzyka w izbie stopniowo cichła, ludzie tłoczyli się, by lepiej widzieć. - Słyszysz mnie? - powtórzył Jens, klepiąc mężczyznę po policzku, po czym przyłożył ucho do jego piersi. Mężczyzna poruszył się, a na jego twarzy pojawił się grymas. Jens się wyprostował. Tymczasem Jakob, który 2

zdołał utorować sobie drogę pomiędzy stłoczonymi gośćmi, huknął gromkim basem: - Co tu się dzieje? Jens poklepał mężczyznę po policzku, tym razem nieco mocniej, po czym wyjaśnił pośpiesznie Jakobowi: - Zwalił się ze schodów. - Ocknąłeś się? Coś cię boli? - dopytywał się Jakob nieszczęśnika. Mężczyzna wymamrotał coś niezrozumiale i chwycił się za głowę. - Dasz radę wstać? - upewniał się Jens. - U licha, pewnie, że dam radę - odburknął, i opierając się o najniższy stopień, dźwignął się z wysiłkiem. Potrząsnął lekko głową, jakby próbował sobie przypomnieć, jak się tu znalazł, i warknął: - Diablica jedna! Elizabeth zdążyła zauważyć, że na górze, u szczytu schodów, stoi Elen, gdy w korytarzu zjawili się zdenerwowani rodzice dziewczyny. - O co tu chodzi? - pytali, rozglądając się wokół siebie. - Elen, widziałaś, co się stało? - W końcu dostrzegli córkę. Tymczasem mężczyzna zachwiał się i oparł o ścianę. Przez chwilę rozmytym wzrokiem wodził po weselnikach, wreszcie wskazał na Elen i wybełkotał: - Złamanego grosza bym za nią nie dał! Biedny Olay, szkoda go, współczuję, że się z nią ożenił! - Uważaj, co mówisz! - warknął Jens i złapał go za kołnierz. Pijak na moment zawisł nogami w powietrzu. - Spokojnie - zagrzmiał Jakob, rozdzielając mężczyzn. - Zabierz go do kuchni, Jens, i napój mocną ka- wą. To mu dobrze zrobi. Matka Elen zaczęła się pospiesznie przeciskać do bladej jak kredą córki. Panna młoda cały czas stała nieruchomo w tym samym miejscu. Nagle rozległo się 6

trzaśnięcie drzwiami i tupanie, a do korytarza napłynął chłód zimowej nocy. - A co tu tyle ludzi? - zagadnął wesoło 01av, zaraz jednak gwałtownie spoważniał. Nie zdążył jeszcze o cokolwiek zapytać, gdy odezwał się pijany mężczyzna. - No, proszę, jest i pan młody! Żal mi ciebie, chłopie. Skąd mogłeś wiedzieć, w co wdepnąłeś, oświadczając się Elen. Udaje niewiniątko, ale zapewniam cię, że to tylko pozory. - Mężczyzna patrzył Olayowi prosto w oczy, jakby na podkreślenie wagi swoich słów. 0lav pobladł, ale gestem dłoni powstrzymał Jensa, który chciał wyprowadzić pijaka za kark. - Znam Elen od dawna... I to baaardzo dokładnie -zarechotał mężczyzna, odchylając głowę. - Zabierz go stąd - rzekł 01av i odwrócił się, dotknięty do żywego. Jakob pociągnął pijanego mężczyznę za sobą do kuchni. Gdy drzwi za nimi się zamknęły, w korytarzu zaległa cisza. Tylko Elen szlochała w ramionach matki. - No już dobrze, dobrze, wejdźmy lepiej do środka - pocieszała matka cicho, prowadząc córkę do jednego z pokoików na górze. 01av, dyszał ciężko i zaciskał pięści, aż pobielały mu kłykcie. Poruszał szczękami, jakby przeżuwając słowa, ale nie był w stanie ich z siebie wydobyć. - Idź do niej - odezwała się Elizabeth. Chłopak na moment uchwycił jej spojrzenie, po czym w paru susach znalazł się na górze. Ojciec Elen, czerwony na twarzy, wytrzeszczał oczy i jakby szukając wsparcia, zwrócił się do Jensa: - Chyba nie zamierzacie zatrzymać tu tej, tej... kreatury. Jens pokręcił głową. - Jak tylko trochę wytrzeźwieje, zaraz go stąd ode- 4

ślemy - wyjaśnił. - Wracajmy teraz do izby. Napijmy się koniaku. Przedstawienie skończone! - rzucił głośno do gości. - Rozejdźcie się, proszę! Elizabeth poczuła nagle, że ktoś obejmuje ją w talii. Drgnęła, i odwróciła się gwałtownie. To Kristian. Nie zauważyła, kiedy się pojawił. - Awantura, co? Pokiwała tylko głową, bo i cóż miała powiedzieć. Goście, szepcząc między sobą, niechętnie wracali do izby. Najwyraźniej mieli nadzieję, że to nie koniec zajścia, a bardzo nie chcieli, by coś im umknęło. Elizabeth stała i zastanawiała się bezradnie, jak mogłaby pomóc. Nikt jednak nie zwracał na nią uwagi. Usłyszała, jak Jens nakazał grajkom, by znów zabrzmiała muzyka i wnet z izby rozległy się dźwięki skrzypiec. - Czyżby pojawił się dawny ukochany? - szepnął jej Kristian do ucha. Elizabeth zarumieniła się gwałtownie. - Kogo masz na myśli? - spytała ochryple, nie patrząc na męża. - No, tego mężczyznę, który się zwalił ze schodów. Wiele na to wskazuje. Mówił... że zna Elen. No i... - słowa zawisły w powietrzu. - A co myślałaś? Elizabeth oblała się potem i poczuła, że pali ją nie tylko twarz, ale i szyja. Kristian odsunął się lekko i popatrzył na nią uważnie. Nie od razu zareagowała, bo wciąż dźwięczały jej w uszach słowa Jensa: „Już dawno powinienem ci o tym powiedzieć. Od razu gdy przybyłem do Dalsrud". Co właściwie chciał jej wyznać? Nie miała odwagi" o tym myśleć. Bała się, że zyska pewność co do swoich podejrzeń. Zorza polarna, wino i muzyka dziwnie na nią podziałały. A także obecność Jensa. Przez wiele lat nie byli tak blisko siebie. Poczuła się jakoś... dobrze. - Nie odpowiadasz? - ponaglił ją Kristian. 5

- Co takiego? - Dobrze wiedziała, o co mu chodzi, starała się jednak zyskać nieco na czasie. - Źle mnie zrozumiałaś! Nie sądziłaś, że mówię 0 Elen. - Czyżby? - zaśmiała się. - Ale to nie jest teraz ważne, Kristian. - Spoważniała nagle i popatrzyła w stronę schodów prowadzących na poddasze. - Zastanawiam się, co się tam wydarzyło. Czy myślisz, że w tym, co wykrzykiwał ten mężczyzna, tkwi odrobina prawdy? Kristian uchwycił ją mocniej w pasie i odparł: - Nie sądzę, to na pewno tylko pijacki bełkot. Jak trochę wytrzeźwieje, to go od razu stąd odprawią. Może któryś z gości odwiezie go po drodze do domu. Zamyślona pokiwała głową. W izbie znów rozbrzmiewała muzyka, ze strychu zaś nie dochodziły żad- ne odgłosy. Co tam się teraz dzieje? Cicha sprzeczka? Wyjaśnienia mające na celu rozmycie prawdy? Najwyraźniej jakaś zatajona ponura tajemnica wyszła na jaw, 1 to w takim dniu! Dlaczego pewnych rzeczy nie da się zachować tylko dla siebie? Elizabeth żałowała, że nie może jakoś pomóc Elen. Domyślała się, co ta dziewczyna teraz przeżywa. Niechętnie ruszyła za Kristianem do weselnych gości. Na środku izby tańczyło tylko kilka par. Kobiety zgromadzone w niewielkich grupkach szeptały z ożywieniem, nachylając się do siebie. Elizabeth zauważyła ojca Elen, obok Jensa, lensmana i jeszcze jakiegoś mężczyznę. Pozwoliła odejść na chwilę Kristianowi, ponieważ przywoływali go jacyś znajomi. Tymczasem do niej podeszła Maria. - Biedny 0lav - rzekła ze smutkiem. - Obojga ich szkoda - odparła Elizabeth, ogarniając spojrzeniem izbę. Dostrzegła Dorte, rozgrzaną i podekscytowaną, z rudymi loczkami na czole. Swymi zielo- 9

nymi oczami lustrowała pomieszczenie, sprawdzając, czy wszyscy goście mają pod dostatkiem jedzenia i czy dobrze się bawią. - Oczywiście. Czy nie tak powiedziałam? - potwierdziła pośpiesznie siostra i nie czekając na odpowiedź, dodała jednym tchem: - Jak sądzisz, o co chodziło temu typkowi? - Nie myśl o tym, Mario. To tylko pijacki bełkot. Spróbuj też przekonać o tym gości. Nagle Elizabeth zauważyła żonę lensmana; pulchna kobieta najwyraźniej zmierzała w ich kierunku. - Dobry Boże, chroń mnie od złego - mruknęła pod nosem, rozbawiając siostrę, która powiódłszy za nią wzrokiem, wybuchnęła śmiechem. Oczy lensmanowej lśniły z podniecenia. Pałała w nich żądza sensacji. - I co, zrobiło się gorąco, gdy zjawił się dawny adorator? - rzuciła dama, kiwając głową, a podwójny podbródek zatrząsł się nad jej obfitą piersią. - To się okaże - odparła szybko Maria. - Chyba nie nam to oceniać. - Zdaje się, że ktoś o ciebie pytał - lodowato zauważyła żona lensmana, napotykając wzrok Marii. - Czyżby? Znajdzie mnie, jeśli to coś ważnego. - Napijemy się czegoś? - zapytała Elizabeth, zamierzając odejść, tymczasem lensmanowa podchwyciła jej słowa i podeszła do dwóch wolnych krzeseł, mówiąc: - Tu możemy sobie usiąść. Elizabeth stłumiła ciężkie westchnienie i niechętnie poddała się pulchnej damie, która usadziła ją przy stole. Jakiś młodzieniec poprosił Marię do tańca, dziewczyna uśmiechnęła się więc i szybko odeszła z nim na środek izby. Odprowadzając spojrzeniem siostrę, Elizabeth zastanawiała się, co oznaczało to współczucie Marii dla Olava. Czyżby siostra wciąż jeszcze darzyła go 7

uczuciem, a te wszystkie pochwały pod adresem Elen, jaka to ona miła i dobra, były tylko pustymi słowami? - ...i słyszałam to z wielu źródeł - dotarły do niej słowa żony lensmana. - Przepraszam, nie dosłyszałam co pani mówiła -rzekła Elizabeth, napotykając spojrzenie błękitnych oczu lensmanowej. - Powtarzam tylko, że od kilku już osób słyszałam to o Elen. - Uważam, że nie powinna pani tego mówić. - Słucham? Czego? - zapytała lensmanowa, zaciskając usta, a jej pulchna twarz nabrała surowości. - Uważam, że to bardzo nieładnie powtarzać o kimś niesprawdzone pogłoski - orzekła Elizabeth stanowczo. - Przecież nie ma pewności, czy to prawda. Po co więc dzielić się tym z innymi. Kobieta wstrzymała oddech i poczerwieniała na twarzy. Elizabeth przez moment pomyślała, że otyła dama dostanie ataku serca i za chwilę padnie trupem. - Sugerujesz, że rozpuszczam plotki? - wydobyła wreszcie z siebie lensmanowa. - Ależ skąd - odparła Elizabeth, napotykając nad stołem wzrok Bergette. Pzyjaciółka z trudem kryła rozbawienie. Zdradziła ją drżąca dłoń, w której trzymała filiżankę. - Mówię tylko, że lepiej zachować dla siebie takie pogłoski. Lensmanowa zgromiła ją wzrokiem, zmrużyła powieki i jednym haustem wychyliła wino z kieliszka. Elizabeth wstała pośpiesznie, tłumacząc się, że musi wyjść za potrzebą. Skierowała się w stronę drzwi, ale nim opuściła izbę, dostrzegła jeszcze Jensa, który obejmował ramieniem Linę. Podniósł wzrok, a gdy na ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały, ciało Elizabeth przeniknął prąd. Znów powrócił niepokój. Co Jeńs chciał jej powiedzieć? 11

- Nie odwiózłby ktoś tej kreatury? - zawołał tymczasem Jakob, zaglądając do środka. Któryś z gości podniósł się, skinął na żonę, i oboje ruszyli po przymusowego pasażera. Pożegnali się z Jakobem i prowadząc między sobą klnącego i bełkoczącego pijaka, opuścili budynek. Po ich wyjściu Elizabeth nieco bezradna pozostała w korytarzu. Udało jej się uwolnić od towarzystwa żony lensmana, i teraz wcale jej się nie śpieszyło do powrotu do izby. W pewnej chwili z góry doleciał ją trzask otwieranych i zamykanych drzwi, po czym na schodach rozległy się kroki. 0lav zatrzymał się, gdy ją zauważył. Zmęczony i smutny, trzymał się kurczowo poręczy, drugą dłoń ukrył w kieszeni. - No i co tam? Jak poszło? - zapytała Elizabeth. Spojrzał na nią i pokręcił głową, a na jego ustach pojawił się grymas. - Nie w taki sposób zamierzałem świętować swój ożenek. - Rozumiem - odchrząknęła, zastanawiając się, co powiedzieć, bo bardzo chciała go jakoś pocieszyć. Po dłuższej chwili kłopotliwego milczenia 0lav odezwał się z rezygnacją: - Cóż, postarajmy się nie psuć nastroju w tych ostatnich godzinach, jakie pozostały do końca wesela. Elizabeth przytaknęła i spytała: - Jak ci pomóc? Powiedz tylko. Czy mogę coś dla ciebie zrobić? - Dziękuję, ale nie sądzę. - Uśmiechnął się przelotnie i po przyjacielsku poklepał ją po ramieniu. - Za chwilę będziemy się zbierać do domu. Spróbujemy wyciągnąć więcej gości. - Widząc smutek na twarzy Olava, Elizabeth zrobiło się go nagle strasznie żal. - Dziękuję - odparł cicho. - Ale zostańcie tak długo, jak tylko macie ochotę. Bardzo sobie cenię wasze towarzystwo. 9

- Tak czy inaczej musimy niebawem wracać. Jest już późno. Skinął głową, potem wyprostował się i wszedł do izby, by stanąć twarzą w twarz z weselnymi gośćmi. Rozdział 2 Ze stodoły słychać było stłumione postukiwanie młotka. Elizabeth popatrzyła na stojące otworem wrota, łudząc się, że Jens nie marznie tam w środku. Może powinna pójść go o to zapytać? Albo zanieść mu sweter? Szybko odsunęła od siebie tę myśl. Troszczenie się o Jensa to już nie jej sprawa, lecz Liny. Poczuła bolesne ukłucie w piersi. Nie potrafiła sobie poradzić z tymi uczuciami delikatnymi niczym jedwabne nitki. Wystarczyło nawet lekkie muśnięcie, a już zbierało jej się na płacz. Zacisnęła mocno skrzyżowane na piersi ręce, jakby chciała się przed tym obronić. Jens zajął się zbijaniem stołu i krzeseł. Po ślubie mieli się wprowadzić z Liną do nowej chaty, którą trzeba było wyposażyć. Potrzebowali też łóżka. Tam dzielić będą pieszczoty, tam rodzić się będą im dzieci. Elizabeth usiłowała powstrzymać natłok myśli. Kiedyś Jens robił meble dla niej. Przypomniała sobie narożną szafę i łóżko dla Ane, które mała dostała w prezencie na Boże Narodzenie, kiedy już wyrosła z kołyski. Jens strugał też łyżki, chochle, dzieże i inne potrzebne w gospodarstwie domowym przedmioty. Miał takie zręczne ręce. Oparła się czołem o szybę i poczuła przyjemny chłód. Od chuchania utworzyła się cienka warstewka 13

rosy, przysłaniając widok. Cofnęła się i odruchowo napisała literę J, po czym wpatrywała się, jak powoli znika. Wytarła szybę, w obawie, że litera stałaby się widoczna, gdyby szyba ponownie zaparowała. Co ja robię? - zastanowiła się nagle. Jeśli już, powinnam napisać K, pierwszą literę imienia męża. Nic dziwnego, że ludzie zachodzą w głowę i rozpowiadają plotki. Mieszkam przecież pod jednym dachem z dwoma swoimi mężami. Z jednym dzielę łoże, a drugiemu udzielam gościny. Wprawdzie nikt nie powiedział jej tego wprost -z wyjątkiem żony lensmana, naturalnie - zauważyła jednak, jak ludzie na jej widok pochylają się i coś do siebie szepczą. A niech sobie gadają, pomyślała ze złością. Wkrótce Jens poślubi Linę i nie będą mieli już o czym plotkować. Westchnęła i ogarnęła spojrzeniem budynki położone nieco dalej, na skraju wsi. Nie, nie przestaną gadać i dzielić się swoimi uwagami na temat pierwszego męża Elizabeth Dalsrud, którego wszyscy zdążyli uznać za zmarłego, a on tymczasem wrócił i ożenił się z jedną z jej służących. Uśmieją się pewnie, choć tak naprawdę nie ma w tym nic do śmiechu. Westchnęła znowu, jeszcze ciężej. Cóż, ludzie już tacy są, tego się nie zmieni. Podczas wesela 01ava i Elen Jens nawet słowem nie wspomniał, co chciał jej powiedzieć. Miała ochotę go o to spytać, ale póki co jeszcze nie nadarzyła się po temu okazja. - La, la, la, la... - nuciła Lina na melodię walca, poruszając się tanecznym krokiem po kuchennej podłodze. Elizabeth zauważyła, że dziewczyna wprost promienieje szczęściem. - Cóż za uroczy kawaler - zażartowała, wskazując na garnek z ziemniakami, który Lina trzymała w rękach. - Muszę trochę poćwiczyć przed weselem - uśmiech- 14

nęła się Lina i z trzaskiem postawiła garnek na kuchennej ławie. Elizabeth nie odpowiedziała. Obiecała obojgu wyprawić wesele w Dalsrud. Lina wprawdzie się wzbraniała, ale Elizabeth uparła się, powtarzając, że skoro Amanda i Ole mieli tu wesele, to Lina nie może być gorsza. Teraz jednak uświadomiła sobie, że chyba nazbyt pochopnie złożyła tę obietnicę. Bardzo tego żałowała, czuła bowiem, że trudno jej będzie spokojnie obserwować ponowne zaślubiny pierwszego męża. Kristian zresztą sądził z początku, że żartuje. - Jens ma mieć u nas wesele? - pytał z niedowierzaniem, gdy mu to oznajmiła. - Tak, Amanda przecież też miała - odpowiedziała podniesionym głosem, który zabrzmiał jakoś nienaturalnie. Zaśmiał się i przyjrzał się jej z uwagą. - Amanda wychodziła za mąż za Olego - odparł w końcu. - Myślisz, że tego nie pamiętam? - odezwała się z narastającą irytacją. - Nie jestem głupia! - Przecież niczego takiego nie mówię - rzekł Kristian ze spokojem, kładąc dłonie na jej ramionach. Prychnęła tylko zagniewana i odeszła, ale później przeprosiła go za swoje zachowanie. Tłumaczyła się, że jest zmęczona pracą i dlatego tak łatwo ją wyprowadzić z równowagi. Ale tak naprawdę już wtedy zaczęła żałować złożonej obietnicy. Jens nie krył wątpliwości, gdy dowiedział się o wszystkim od Liny. Elizabeth wielokrotnie musiała więc zapewniać, że z radością wyprawi im wesele. - Co się tak zamyśliłaś? - zapytała Lina, spojrzawszy na nią uważnie, a na jej szczupłej twarzy pojawiła się niepewność. - Zastanawiam się, jaki tort upiec na wesele. 12

Na widok rozpromienionej w uśmiechu Liny poczuła się usprawiedliwiona ze swego kłamstwa. - Będziemy mieli tort? - Oczywiście. Poproszę Helenę, by się tym zajęła. Jej najlepiej wychodzą wypieki. Lina zalała ziemniaki wodą, postawiła garnek nad ogniem i rzekła z ociąganiem: - Rozmyślałam o Elen. Co tam się wydarzyło podczas wesela, jak sądzisz? Elizabeth wzruszyła ramionami. - Nic. Jakiś pijak wywołał awanturę i tyle. Może zazdrościł Olavowi, kto wie? Niestety, takie sytuacje się zdarzają. Do kuchni weszła Maria. Położyła na ławie wiązkę ryb i od razu zajęła się ich czyszczeniem. - Sporo dziś złowili. Część ryb zasypałam już solą -rzekła do Elizabeth. Lina zaś ciągnęła dalej, jakby nie zauważyła przyjścia Marii. - Pewnie tak było. Tylko dlaczego on spadł ze schodów? Czyżby Elen go popchnęła? Elizabeth dostrzegła kątem oka, że siostra odkłada nóż i marszcząc brwi, odwraca głowę. - Zapewne tak - odpowiedziała, uchwyciwszy spojrzenie Marii. - Albo sam spadł, był przecież kompletnie pijany. - Ciekawe, co oni robili na poddaszu? - zastanawiała się dalej Lina. Elizabeth zamyśliła się, przypominając sobie tamto zdarzenie. Najpierw usłyszała krzyk kobiety dolatujący z góry, a potem ten straszny rumor, gdy mężczyzna staczał się ze schodów. - Pewnie Elen poszła po coś na górę - odparła, bawiąc się guzikiem przy bluzce. - A ten typ wszedł za nią i... może był nachalny, więc Elen odepchnęła go z całej siły. Lina pokręciła gwałtownie głową. 13

- Coś się w tym wszystkim nie zgadza. - Co takiego? - spytała Maria. Lina przygryzła kciuk. - Dlaczego wykrzykiwał o niej takie rzeczy? Chyba nie odważyłby się jej oskarżać, gdyby to nie była prawda? - Był pijany w sztok, a w takim stanie ludzie gadają różne głupoty - skwitowała Eizabeth. - To dlaczego Elen się nie broniła? - Zapewne miała jakieś powody - odparła Elizabeth, po czym sięgnęła po talerze i zaczęła nakrywać do stołu. - Uważam, że nie powinniśmy tego dłużej roztrząsać - wtrąciła Maria, wbijając nóż w tuszę. Lina zamilkła i wyszła do korytarza nalać wody do saganka. Elizabeth postawiła na stole duży półmisek. Nagle przypomniała sobie, że zanim usłyszała krzyk kobiety, trzasnęły drzwi, a to by oznaczało, że Elen przebywała razem z mężczyzną w pokoju na poddaszu. Ale dlaczego? Co się właściwie wydarzyło tamtego wieczoru? Czyżby Elen się maskowała i udawała inną niż jest naprawdę? Może mimo wszystko w słowach tego mężczyzny kryła się odrobina prawdy? - Złościsz się na mnie? Elizabeth napotkała w lustrze spojrzenie Kristiana i zapytała zdziwiona: - Skąd ci to przyszło do głowy? Rozczesała włosy przeciągłymi ruchami, po czym zaplotła je na nowo. Kristian rzucił niedbale ubrania i wślizgnął się pod okrycie. Najchętniej kazałaby mu je złożyć i przewiesić przez oparcie krzesła. Tyle czasu poświęciła, by uszyć i poprasować mu odzież, a on ciska ją byle jak! Dlaczego nie szanuje jej pracy? - Jestem po prostu zmęczona - odparła, zawiązując wstążkę u dołu warkocza. 17

- Dlaczego nie przyjmiesz kilku służących do pomocy? - odpowiedział, gdy już się położyła. - Poradzimy sobie! - Otóż nie. Masz tyle codziennych obowiązków, a trzeba przecież jeszcze przygotować prowiant na zi- mowy połów i wyprawić wesele. Najmij kilka ubogich dziewek, to ci pomogą, a przy okazji trochę je dokarmisz przez ten czas, gdy będą u nas pracowały. Przecież lubisz pomagać ludziom. Elizabeth uśmiechnęła się i pogładziła go palcem po policzku. - Pomyślę o tym - zapewniła i wyciągnęła rękę, by skręcić knot. Kristian przysunął się bliżej, próbując rozpiąć guziki przy jej nocnej koszuli. - Czemu się tak grubo ubrałaś? - Bo jest mi zimno. Chciałabym mieć taką zasłonę wokół łóżka, zwłaszcza zimą. Byłoby cieplej. Uciekła się do takiej wymówki, by jakoś zbyć męża i odwrócić jego uwagę od tego, czego się domyślał. - Wystarczy napalić w piecu - odparł, gładząc ją po brzuchu. - To zbytek - prychnęła i odsunęła jego rękę. - Jednak jesteś na mnie zła - stwierdził. - Nie zapominaj, że cię dobrze znam. Westchnęła w duchu. - Nie, jestem po prostu zmęczona, Kristian. Zimno mi i boli mnie głowa. - Znam lekarstwo zarówno na chłód, jak i na ból głowy. Po nim zaśniesz błogim snem. Zrozumiała, że się nie wykręci, pozwoliła mu więc ułożyć się wygodniej. Jego bliskość i pieszczoty sprawiały jej przyjemność, jednak czegoś w nich brakowało. Nie doznała oszałamiającego uczucia, które by ją przyprawiło o zawrót głowy, które wywołałoby drże- 15

nie ciała i pozwoliło zapomnieć o otaczającym świecie. W takich chwilach, gdy zdawało jej się, że są tylko we dwoje, wydawała z siebie głośne jęki, nie obawiając się, że ktoś ich usłyszy. Teraz wzdychała i poruszała biodrami, wiedząc, że Kristianowi się to podoba, przyjmowała jego pocałunki i odwzajemniała pieszczoty. Jej ciało reagowało właściwie, była gotowa na przyjęcie męża, ale myślami'błądziła gdzieś daleko. Poczuła ulgę, gdy Kristian skończył i ciężko dysząc, przesunął się na swoją stronę łóżka. - Chodź tu - wyszeptał, pragnąc, by wtuliła się w jego ramię. Poddała się mu, nie odczuwała niechęci, przeciwnie, przyjemnie było tak leżeć. Mogłaby trwać w takiej pozycji przez całą noc. - Było ci dobrze? - zapytał. -Tak. - Na pewno? - Na pewno. Wiedziała, że się uśmiechnął, wtuliła się więc mocniej w jego tors. ' Co się ze mną dzieje? - zastanawiała się uporczywie. Jestem zmęczona, ale nie z tego powodu przecież zobojętniałam na pieszczoty Kristiana. Nie budzi we mnie uczuć równie gorących jak kiedyś. Może to przejściowe? Tak, na pewno. Trzeba w to wierzyć. To minie. Zbyt wiele spraw mnie teraz pochłania. Wesele, zimowy połów... Kristian ma rację. Powinnam nająć dodatkowe służące, i to jak najszybciej. I z tym przekonaniem zasnęła. Nie trwoniąc czasu, już następnego przedpołudnia wybrała się do Słonecznego Wzgórza. Dość dawno nie odwiedzała rodziców Christena. Przekazywała im jedynie pożywienie i odzież. 19

Wciąż boleśnie przeżywała śmierć malca. Spodziewała się, że kiedyś nadejdzie taki czas, że w pamięci pozostaną jedynie miłe wspomnienia. Na razie jednak wciąż doskwierała jej tęsknota za maleńkim chłopcem, który powinien żyć i wyrosnąć na dorosłego mężczyznę. Żałoba po śmierci Christena zbiegła się z żałobą po dziecku, które sama straciła. Z głębokim westchnieniem zapukała do drzwi, które uchyliły się niemal natychmiast, i zobaczyła w nich spoglądającą z ciekawością dziewczynkę. Mała szybko jednak umknęła w głąb izby i wślizgnęła się do łóżka, a do Elizabeth podeszła gospodyni z najmłodszym synkiem na rękach. - Dzień dobry - powitała ją ciepło i odgarnęła z twarzy potargane włosy. - Dzień dobry, niech będzie pochwalony! - pokiwała głową Elizabeth i rozejrzała się po brudnej izbie, w której unosił się kwaśny odór. Jeśli chodzi o porządek, to nic się tu nie poprawiło. - Niech siądzie - zaproponowała kobieta, podstawiając gościowi krzesło. Elizabeth ledwie powstrzymała się, by nie zgarnąć brudu z siedzenia. Była pewna, że po wyjściu cuchnąć jej będą włosy i ubrania. - Przyniosłam co nieco - rzekła, wręczając węzełek z jedzeniem. - Nie miałam czasu przejrzeć odłożonych ubrań - dodała przepraszająco. Tak naprawdę, nie była pewna, czy ma coś do oddania. Ostatecznie, jak często można pozbywać się odzieży. Dziewczynka zeskoczyła z łóżka i z wyciągniętą rączką podbiegła do mamy. Włożyła do buzi otrzymaną kromkę chleba i uciekła z powrotem do łóżka, w którym najwyraźniej czuła się bezpiecznie. Elizabeth zdążyła zauważyć, że mała ma podarte pończoszki na kolanach i na piętach, a jej sukienka popruła się na ramieniu. 17

- Serdecznie wam dziękuję - odezwała się kobieta po chwili, bo grzebiąc w węzełku, na moment chyba o niej zapomniała. Elizabeth uśmiechnęła się do chłopczyka, którego mama posadziła na podłodze. Gdy po raz pierwszy odwiedziła Słoneczne Wzgórze, był zaledwie niemowlęciem, maleńkim i tak chudziutkim, że w pierwszej chwili przestraszyła się, że uszło z niego życie. Teraz malec trochę się zaokrąglił, ale strasznie był umorusany. Ma teraz pewnie ze trzy latka, pomyślała. - Przyjdziesz do mnie na kolana? - zapytała, wyciągając do niego ręce. Uśmiechnął się, ale pokręcił głową i schował się za spódnicą mamy. Elizabeth zakłuło serce, gdy zauważyła, jak bardzo jest podobny do Christena. - Proszę! Kobieta podała też kromkę chleba dziewczynce, chyba dwunastoletniej, która siedziała w kącie przy ojcu. Dziewczynka przyjęła chleb bez słowa. - Co z twoim mężem? - zapytała Elizabeth, skinąwszy w stronę łóżka; gospodarz leżał nieruchomo i nawet się nie odezwał. Kobieta pokręciła tylko głową i westchnęła z rezygnacją. - Zdaje mi się, że z dnia na dzień jest z nim coraz gorzej. Robi pod siebie i trzeba go pielęgnować jak małe dziecko, ale jeść mu daj! - Westchnęła znowu i nachyliła się, by wziąć na ręce synka. Mały przez cały czas ciągnął ją za spódnicę. - Przyjdziesz do mnie na kolana? - zapytała Elizabeth i uśmiechnęła się do dziewczynki siedzącej na łóżku. Dziewczynka popatrzyła na nią badawczo, po czym z ociąganiem zeszła z łóżka i podeszła do Elizabeth, ta posadziła ją sobie na kolanach i zapytała: - Pamiętasz mnie? Kiedy byłam tu ostatnio, myślałaś, że jestem aniołem. 21

Dziewczynka pokiwała głową i uśmiechnęła się zawstydzona, a Elizabeth zauważyła, że z kromki chleba została już tylko skórka. - W węzełku jest też trochę sera i mięsa - zwróciła się do gospodyni, kobieta jednak nie zareagowała. Może nie przywykła do tego, by obkładać kromki i rozdzielała jedzenie bez większych ceregieli. Elizabeth chętnie przytuliłaby dziewczynkę, ale mała była brudna i cuchnęło od niej. Włosy miała potargane i lepkie, na szczęście chyba bez wszy. - He masz teraz lat? - zapytała. - Siedem. Elizabeth zdziwiła się, bo dziewczynka wyglądała na dużo młodszą. Wreszcie uznała, że pora przedstawić gospodyni sprawę, z którą przybyła. Uchwyciwszy wzrok kobiety, oznajmiła: - Potrzebuję służących do pomocy. Kobieta patrzyła na nią wyczekująco. - W Dalsrud mamy teraz tyle roboty - ciągnęła Elizabeth. - Trzeba przygotować prowiant na zimowy połów, no i czeka nas wesele. - Duże? - zainteresowała się kobieta. - Tak, jedna z moich służących, Lina, wychodzi za mąż. - A, ta, która bierze ślub z waszym poprzednim mężem. Słowa te boleśnie dotknęły Elizabeth, choć przecież wyrażały prawdę. Ileż się kryło w nich cierpienia! Przez ponad dziesięć lat Jens nie miał pojęcia, kim jest. Był przekonany, że nazywa się Andreas Sandberg. W tynf czasie poznał Linę. Ludzie dobrze o tym wiedzą, a mimo to opowiadają plotki. - Tak - odparła tylko i nabrawszy powietrza w płuca, dodała: - Jak już wspomniałam, potrzebujemy kilku dziewcząt do pomocy we dworze, dlatego przyszłam 19

zapytać, czy nie przysłałabyś do nas na parę tygodni swoich córek. - Na parę tygodni? - spytała kobieta i skinąwszy głową w stronę dziewczynki, która karmiła ojca, rzekła: -Jeśli już, to tylko ona by się nadała. - A ta to nie? - zapytała Elizabeth. Kobieta roześmiała się. - Z takiej małej nie byłoby wielkiego pożytku we dworze. Zresztą żadna z nich nie ma odpowiednich ubrań, by pokazać się wśród takich ludzi jak wy. - Z tym sobie poradzimy - weszła jej w słowo Elizabeth. - Znajdzie się też dla nich odpowiednia praca. Kobieta nadal spoglądała z powątpiewaniem. - Dostaną zapłatę? To znaczy, będą miały u was wikt? - Na pewno nie będą narzekać na zapłatę. - W takim razie zgoda. Dzieci, spakujcie się! Starsza dziewczynka wstała i w ciągu paru minut za- pakowała do węzełka ubrania na zmianę. - A moje rzeczy? - spytała młodsza siostra. - Twoje też wzięłam - odpowiedziała. - Tylko mi się tam zachowujcie jak należy - upomniała je matka. - I nie przynieście nam wstydu. Za- wsze trzeba ładnie podziękować za posiłek i nie garbić się przy stole. Taka okazja nieprędko wam się znów trafi. Elizabeth przypomniała sobie, jak jej własna matka użyła podobnych słów, gdy wyprawiała ją do Dalsrud na posadę służącej. Zebrała się do wyjścia, zatrzymała się jednak w drzwiach i zapytała kobietę: - Wydawało mi się, że macie jeszcze jedno dziecko? - Tak, syna. Jest najstarszy spośród rodzeństwa. Skończył szesnaście lat i dostał posadę parobka we dworze. Raz po raz przynosi nam tu trochę jedzenia i oddaje część wypłaty. 23

Kobieta uśmiechnęła się zakłopotana, po czym poklepała pośpiesznie córeczki po policzkach. Nieco dłużej pochyliła się nad młodszą. Może więc mimo wszystko w tej brudnej zgorzkniałej wieśniaczce tliła się odrobina matczynej miłości? W drodze do Dalsrud dziewczynki nie odzywały się wiele, choć Elizabeth zagadywała je co chwila, by je trochę ośmielić. - Dostaniecie wspólną izdebkę, tuż przy kuchni -mówiła. - Pracować będziecie w oborze, a także pomagać przy porządkach w domu i przy praniu. Na pewno sobie poradzicie. Potraficie pewnie też trochę prasować i cerować? Starsza skinęła głową, zaciskając wąskie bezbarwne usta. - Dobrze, to trochę mi pomożesz. - Ja też umiem! - zapewniła młodsza. Elizabeth zebrała lejce w jednej dłoni i pogłaskała dziewczynkę po policzku. Starsza siostra miała ciemne cienkie warkocze, mała zaś była blondynką. Elizabeth uznała, że obu jest potrzebna porządna kąpiel. Na miejscu w Dalsrud przedstawiła dziewczynki domownikom. Helenę zdążyła przygotować dla nich pokoik i nakryć do stołu, domyślając się, że są głodne. Zasępiła się, gdy zobaczyła, jakie są zaniedbane i chude, zaraz jednak uśmiechnęła się do nich łagodnie i powitała je serdecznie. Larsowi i Jensowi zlecono nanoszenie wody do budynku pralni. - Mamy we dworze taki zwyczaj, że służba po przybyciu do nas bierze porządną kąpiel - skłamała Elizabeth. - W pachnącym mydle? - dopytywała się młodsza z sióstr, popijając chciwie mleko. - Tak, skąd wiesz? 21

- Christen nam o tym opowiedział, zanim zachorował i anioły przyszły go zabrać. Elizabeth poczuła gulę w gardle. Ane siedziała, podpierając dłońmi brodę i przyglądała się uważnie nowo przybyłym. - Pożyczę wam ubrania, kiedy te będą w praniu - zaproponowała. Starsza dziewczynka uśmiechnęła się po raz pierwszy i wypowiedziała szeptem podziękowanie. Elizabeth westchnęła bezgłośnie. Lody zostały przełamane. Dziewczynki ze Słonecznego Wzgórza szybko się oswoiły z nowym otoczeniem, a ich pomoc okazała się bardzo przydatna. Niczym pracowite mróweczki od rana do wieczora ciągle czymś się zajmowały. Elizabeth chwilami musiała je prosić, by trochę odpoczęły i zrobiły sobie przerwę, jak inni. Wówczas jednak dziewczynki sięgały natychmiast po robótki. W końcu Elizabeth zaprzestała upomnień i postanowiła, że na koniec dołoży im parę monet do wypłaty. Srebra zostały starannie wyczyszczone przez zwinne dziecięce dłonie, obrusy wymaglowane. Adamaszek i len niełatwo było wygładzić i jeśli uprzednio nie nakropiło się porządnie tych tkanin, pozostawały zagięcia i trzeba było pracę wykonać od nowa. Okna zostały wymyte, a kąty wyszorowane, nawet te najciemniejsze. - Nawet jeśli w kątach pozostanie trochę brudu, to nikt tego nie zauważy, gdy na dworze ciemno - mówiła Lina. - Muszę mieć pewność, że jest czysto - skwitowała Elizabeth, ucinając wszelkie uwagi. Sama doglądała wszystkiego i jak zwykle nie oszczędzała się przy pracy. Jens obserwował ją posępnym wzrokiem. 25

- Nie, tak być nie powinno - zagadnął ją któregoś dnia, gdy zostali w jadalni sami. Elizabeth wytarła kieliszki, tak że błyszczały i wstawiała je właśnie do szafki. - O co ci chodzi? Stał przy drzwiach, by szybko się wymknąć, w razie gdyby się ktoś pojawił. Bogiem a prawdą nie miał w jadalni nic do roboty, na dworze czekała go inna praca. - Za bardzo się angażujesz w to wesele, Elizabeth. Zupełnie niepotrzebnie. Moglibyśmy przecież urządzić przyjęcie w Linastua i... - Rozmawialiśmy już o tym - przerwała mu Elizabeth. - Wydaje mi się, że już sobie wszystko wyjaśniliśmy. Amanda i Ole... - Tak, tak, wiem, słyszałem! - Jens rozłożył ręce, jakby chciał powstrzymać potok słów płynący z jej ust. Elizabeth sięgnęła po kolejny kieliszek, obejrzała dokładnie pod światło, po czym odstawiła. Jens oparł się o ścianę i skrzyżował ramiona na piersi. - Robimy im przysługę. - Jak to? Komu? - No, ludzie we wsi będą mieli przynajmniej o czym rozmawiać przez parę kolejnych pokoleń. Rozłożyła ręce i zaśmiała się serdecznie. Jens odsłonił białe zęby i rzucił: - Powinnaś się częściej uśmiechać. Nie skomentowała tego, ale rozbawiona odstawiła ostatni kieliszek do szafki. Nie musiała nic mówić, oboje dobrze wiedzieli, o co chodzi. Znali się wszak od podszewki. -° Tego wieczora Elizabeth nie opierała się, gdy po zgaszeniu lampy Kristian zaczął ją tulić. W ciemnościach poddawała się z radością jego delikatnym pieszczotom. Pozwoliła mu całować piersi i brzuch. Drżąc z pożąda- 26

nia, oddawała mu pocałunki. Uciszyła go, słysząc, jak szepcze jej imię, a potem przywarła doń całym ciałem. Gdy jednak przetoczyły się przez nią fale rozkoszy, widziała przed oczami inną twarz. Rozdział 3 Przemierzając dziedziniec, Elizabeth usłyszała hałas w kuchni. Zatrzymała się i wytężyła słuchy by wyłowić dolatujące słowa. Potem weszła pośpiesznie do budynku i chwyciwszy się pod boki, zawołała od progu: - A co to za awantura? Możecie mi powiedzieć, co tu się dzieje? Helenę i Lina umilkły gwałtownie i popatrzyły na nią. - Pokłóciłyśmy się - wyjaśniła Helenę. - O co? - Gdzie będzie nocować moja mama, gdy tu przyjedzie - dodała Lina. - Uważam, że... - Twoją mamę umieścimy w pokoju na górze, a Jens przeniesie się na ten czas do Larsa, do izby dla parobków. I tyle. - Ale ja myślę, że mama mogłaby zamieszkać w naszej nowej chacie, a nie zajmować tu miejsce - pośpiesznie wtrąciła Lina. Elizabeth uniosła brwi i zgromiwszy ją wzrokiem, odparła zdecydowanym tonem: - Nie słyszysz, co mówię? To już postanowione. Twoja mama będzie naszym gościem i tak też ją przyjmiemy. Jens już od jakiegoś czasu mieszka z nami we dworze i nie stanie mu się krzywda, gdy na ten czas przeniesie się do Larsa. 24

Lina spuściła wzrok, a Elizabeth zrobiło się jej żal. - Nie martw się tym, Lino. Chyba nic się nie stanie, jeśli twoja mama przez parę nocy wygodnie się wyśpi. Czyżby cię to męczyło? Lina pokiwała głową i zaśmiała się. - Przepraszam, Elizabeth i stokrotne dzięki. - Nie ma za co, a tak przy okazji, twoje rodzeństwo też przyjedzie? - Nie, to za daleko, zresztą ktoś musi przypilnować domu. Pod nieobecność mamy przeniesie się do nich sąsiadka. - Wszystko będzie dobrze. Elizabeth poklepała ją po ramieniu i wyszła. Zza uchylonych drzwi salonu dolatywał śmiech i wesołe rozmowy. Podeszła bliżej i zajrzała do środka. Maria i dwie siostry ze Słonecznego Wzgórza stały wokół klawikordu, a Ane siedziała i uderzała w klawisze. Elizabeth, oparta o framugę, przyglądała się dziewczynkom. - Spróbujcie zgadnąć, jaka to melodia! - rzekła Ane. - Kolęda „Raduję się w wigilijny wieczór" - odpowiedziała szybko młodsza z sióstr ze Słonecznego Wzgórza. - A to? W salonie popłynęły melancholijne i piękne dźwięki utworu „Dla Elizy". - No, to... dla Ane-Elise - krzyknęła starsza z sióstr. - Zagraj teraz coś, a ja zaśpiewam jak ta dama w operze, o której opowiadałaś. Ane grała dalej, a dziewczynka śpiewała głośno i fałszywie na wymyśloną melodię. - Dla Ane-Elise, co to mieszka w Daaaalsruuud... - zaczęła, ale zaraz dostała ataku śmiechu. Ane też śmiała się tak, że nie mogła trafić we właściwe klawisze. Elizabeth z rozbawieniem podglądała dziewczynki. W ciągu zaledwie dwóch tygodni siostry zmieniły się nie do poznania. Starsza, z natury bardziej powściągli- 28