Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 035 261
  • Obserwuję486
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań639 655

Angelsen Trine - Córka morza 18 - Półprawdy

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :812.8 KB
Rozszerzenie:pdf

Angelsen Trine - Córka morza 18 - Półprawdy.pdf

Beatrycze99 EBooki A
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 112 osób, 70 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 186 stron)

Angelsen Trine Córka Morza 18 Półprawdy

Lepsze szczere „nie", niż fałszywe „tak". Autor nieznany Rozdział 1 Elizabeth nie wierzyła własnym oczom. Co skradziony zegarek robił w kieszeni Kristiana? Czy Peder Binasen zgłosił kradzież? Czy lensman podejrzewał Bergette? Albo... Nie, to chyba niemożliwe. Czy posądzał Kristiana? Nie miała niemal odwagi spojrzeć na lensmana, lecz jednocześnie nie mogła umknąć wzrokiem. Puls dudnił jej w uszach. Przez moment miała ochotę krzyczeć, że to Bergette ukradła zegarek i że Kristian jest niewinny. Kurczowo zacisnęła dłonie na kolanach, próbując się opanować. Musi jasno myśleć. Co kradzież w sklepiku miała wspólnego z pożarem w Storli? Bo przecież właśnie lensman przyszedł, żeby im o tym powiedzieć. Ale dlaczego tak zwlekał? Czyżby sądził, że...? Poczuła zimny pot spły- wający jej po plecach. - Niezwykle piękny przedmiot - usłyszała głos lensmana. Funkcjonariusz kilka razy obrócił w dłoniach zegarek na łańcuszku. - Prawda? - przytaknął Kristian, który odchylił się do tyłu na krześle i skrzyżował nogi. Siedzi tak spokojnie, jak gdyby wszystko było w jak najlepszym porządku - zdumiała się w duchu Elizabeth. Czyżby całkiem oszalał? - Zastanawiałem się, czy nie wygrawerować swojego nazwiska na kopercie - mówił dalej Kristian. - Ale to 2

mogłoby się wydać nieco próżne. I pretensjonalne. Co lensman o tym myśli? Elizabeth nie wierzyła własnym uszom. Jak Kristian mógł pytać lensmana o to, czy powinien wygrawerować swoje nazwisko na przedmiocie pochodzącym z kradzieży! - Hm... Dlaczego nie - odparł lensman. - Odziedziczą go w spadku twoi potomkowie, a dzięki wygrawerowanemu napisowi zawsze będą wiedzieli, do kogo należał. Elizabeth poczuła suchość w gardle. Zakasłała odruchowo. Gdyby mogła się czegoś napić! Na stoliku nieopodal stało kilka szklaneczek i karafka z wodą, jednak kobieta nie miała siły wstać. Jej ciało było ciężkie jak ołów. - Proszę bardzo. - Lensman oddał zegarek Kristianowi, który z powrotem schował cenny przedmiot do kieszonki. - No i kto podłożył ogień pod gospodarstwo Storli? -spytał Kristian. Elizabeth zerknęła na męża z ukosa. Pulsowało jej w skroniach. Lensman głęboko wciągnął powietrze, aż wydął swój wielki brzuch, a potem powoli je wypuścił. - Sam gospodarz Storli! W salonie zrobiło się zupełnie cicho. Dawało się słyszeć jedynie miarowe tykanie dużego stojącego zegara. Elizabeth miała nadzieję, że zaraz wybije godzinę i przerwie przytłaczającą ciszę. Czy lensman naprawdę powiedział, że mąż Petry podpalił własne gospodarstwo? To jakieś nieporozumienie. Dlaczego, na Boga, miałby to zrobić? Żaden normalny człowiek nie podłożyłby ognia pod swój dom, w życiu o czymś takim nie słyszała. Kristian jako pierwszy odzyskał mowę. - Sam gospodarz Storli? - roześmiał się niepewnie, lecz kiedy się zorientował, że to nie żart, na powrót spoważniał. - Właśnie - przytaknął lensman. - Jak na to wpadliście? 6

- Mamy swoje sposoby. Prawdę mówiąc, już dawno go podejrzewałem. Musiałem tylko zdobyć dowód, a to nie było łatwe. A jeszcze trudniej przyszło nam zmusić go, żeby się przyznał. - I co... przyznał się? - spytała Elizabeth nieswoim głosem. -Tak. - Powiedział, dlaczego to zrobił? - spytał Kristian. - Chciał dostać odszkodowanie. Całkiem pokaźną sumę. - Mimo wszystko... podpalić własne gospodarstwo? -rzekła Elizabeth wstrząśnięta. Lensman wyprostował nogi. - Nie zamierzał spalić wszystkiego. Tylko część domu. Ale niestety jego plan się nie powiódł i spłonęła cała posiadłość. Tak samo było w przypadku tego spryciarza w Kabelvaag, który podłożył ogień pod swój sklep, a spalił cały dom i dobytek. Elizabeth nagle zrobiło się zimno. - Słyszałam o nim. Dzięki Bogu gospodarzowi Storli się udało, jeżeli mogę tak powiedzieć. - Co się teraz z nim stanie? - chciał wiedzieć Kristian. Wstał i nalał koniaku do kieliszka. - Jesteś pewien, że nie chcesz? - spytał, wyciągając karafkę w stronę lensmana. - Najzupełniej. Dziękuję. Elizabeth zapragnęła napić się kawy. - Wysłano go na roboty do Trondheim - odparł lensman. - I zostanie tam kilka lat. Nałożono też na niego niemałą grzywnę ku przestrodze innym, którzy snują podobne plany. Kristian z powrotem usiadł na krześle. - A co z Petrą? - Wygląda na to, że jest niewinna. Przeżyła prawdziwy wstrząs. Poza tym kilka razy ją przesłuchiwałem i jestem pewien, że nie ma z tą sprawą nic wspólnego. Kristian upił parę małych łyczków z kieliszka. - To całkiem niepojęte. Głowimy się i wyobrażamy 4

sobie nie wiadomo co, a tymczasem okazuje się, że podpalaczem jest sam gospodarz Storli. - Mikkel mówił, że... - zaczęła Elizabeth, ale zaraz urwała. - Co takiego? - zaciekawił się lensman. - Kiedyś powiedział, że wszyscy będą zaskoczeni, gdy się w końcu okaże, kto podłożył ogień. Lensman zmarszczył czoło. - A więc on wiedział? - Nie sądzę. Albo... Mikkel twierdzi, że potrafi widzieć... Przyszłość i takie tam... Lensman roześmiał się serdecznie, aż zatrząsł mu się brzuch. - To szaleniec, ten cały Mikkel, i nie należy się przejmować jego gadaniem. Opowiada niestworzone rzeczy, żeby zwrócić na siebie uwagę. Czasem zarobi parę groszy dzięki swoim przepowiedniom, ale ludzie płacą mu raczej ze strachu, żeby nie rzucił na nich uroku. Reakcja lensmana okazała się dokładnie taka, jak Kris-tian przewidział, pomyślała Elizabeth i posłała mężowi porozumiewawcze spojrzenie. - Co Petra teraz pocznie? - spytała, utkwiwszy wzrok w lensmanie. Machnął ręką. - Cóż, trudno powiedzieć. Póki co mieszka u pastora. Tak, tak, będę się zbierał, chciałem was tylko powiadomić o wyniku śledztwa - dodał i wstał, szykując się do wyjścia. Kristian pierwszy podał mu dłoń. - Dziękuję. Elizabeth poszła za przykładem męża. - Bardzo to doceniamy, lensmanie - rzekła; jej dłoń utonęła w wielkiej łapie urzędnika. Spojrzał na nią z góry. - Może nie powinienem pytać, ale słyszałem, że Lina jest niezupełnie zdrowa? Elizabeth odchrząknęła. 5

- Zgadza się. Ostatnio miała trochę kłopotów, więc niewykluczone, że wyjedzie na jakiś czas do krewnych w Danii. Lensman uniósł brwi i spojrzał na Elizabeth stalowo-szarymi oczami. Serce zabiło jej szybciej. Po raz pierwszy skłamała i to wobec przedstawiciela władzy! - W Danii? - powtórzył. - Kto tam ma rodzinę? - Lina - odparła Elizabeth szybko. - Hmm. No tak, nie przypominam sobie, bym słyszał, że Jens ma tam kogoś bliskiego. - Lensman włożył płaszcz. - Ale to daleko - zauważył. - Doktor jej zalecił zmianę klimatu - wtrącił Kristian. - Coś jest w tamtejszym powietrzu... Poza tym Duńczycy to całkiem inni ludzie. Doktor uznał, że taki wyjazd Linie dobrze zrobi. Zimą nie jest tam tak bardzo ciemno. W każdym razie nie tak jak tutaj. - Uczynił gest rękami, jak gdyby chciał objąć całą krainę. - Tak... Lekarz chyba wie najlepiej - mruknął lensman i uśmiechnął się. - Powiadomcie resztę domowników, że już nie muszą się rozglądać za podpalaczem. Elizabeth i Kristian odprowadzili go do wyjścia i pożegnali się na schodach. Ledwie za lensmanem zamknęły się drzwi, z kuchni wyjrzała Ane. - Czego chciał? - spytała zaciekawiona. - Poczekaj, zaraz o tym powiem, tak, żeby wszyscy słyszeli - odparł Kristian i ruszył za dziewczyną do kuchni. Tuż za nimi podążyła Elizabeth, która nadal nie mogła się otrząsnąć z oszołomienia. Kiedy Kristian skończył opowiadać o tym, czego dowiedzieli się od lensmana, zdumienie domowników było równie wielkie, jak zdumienie ich obojga przed chwilą w salonie, a pytań pojawiło się tyle, że nie na wszystkie potrafił odpowiedzieć. Elizabeth słuchała tylko jednym uchem, bo myśli krążyły jej wokół zegarka, który Kristian miał w kieszonce. Czyżby sklepikarz Peder się nie zorientował, że zegarek 9

zniknął? Czy dlatego lensman jeszcze nie wiedział o kradzieży? Tak czy siak to tylko kwestia czasu, by zauważono zaginięcie zegarka. Elizabeth postanowiła, że musi porozmawiać z Kristianem, musi dowiedzieć się, co się stało i skąd mąż ma ten zegarek. Rozdział 2 Musiała poczekać, aż zostaną sami w domu, żeby nikt przypadkiem nie usłyszał ich rozmowy. Czasami odnosiła wrażenie, że nawet ściany mają uszy - były tak cienkie, że każdy bez trudu mógłby ich podsłuchać. A tę sprawę musieli omówić bez świadków. Bała się, że Kristian podniesie głos - wiedziała, że zawsze się tak zachowywał, kiedy czuł się niepewnie albo nie wiedział, co powiedzieć. Obserwowała go kątem oka, jak wstaje i rusza do wyjścia. Poszedł w stronę szopy na łodzie. Nie mogła przepuścić takiej okazji. Szybko poderwała się z miejsca. - Muszę coś pilnie załatwić - rzuciła przez ramię do służby i podążyła za nim. Stał w drzwiach do szopy, kiedy wyszła zza węgła domu. Jednym ramieniem opierał się o framugę i wpatrywał w dal ponad fiordem. - O, przyszłaś? - Uśmiechnął się do niej. - O czym myślisz? - spytała, wstydząc się własnego tchórzostwa. Dlaczego od razu nie przystąpiła do rzeczy, dlaczego unikała konfrontacji? Dobrze znała odpowiedź: ponieważ bała się, co Kristian jej odpowie. Co będzie, jeśli się przyzna, że zegarek pochodzi z kradzieży? I co ona miałaby wtedy powiedzieć? Czy powinna wydać swego męża lensmanowi, razem z Bergette? 7

- Zachwycałem się tym, że Bóg stworzył tak piękną naturę - odparł Kristian. - I myślałem też o Storlim, który podpalił własne gospodarstwo. - Piękną naturę? - powtórzyła Elizabeth i rozejrzała się dokoła. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że skały przybrzeżne i fiord mogą być piękne. Stąd czerpali pożywienie, to wszystko. Ale może rzeczywiście okolica miała swą urodę, w każdym razie w takie dni jak dziś. Elizabeth wyprostowała się i popatrzyła na Kristiana. Teraz albo nigdy. Nie może się wycofać. - Kristianie, muszę z tobą o czymś pomówić. - Zgoda. Wyglądasz tak poważnie. Co takiego tym razem zrobiłem? Rozrzuciłem rzeczy po podłodze? - Roześmiał się i wsunął ręce w kieszenie. Gdyby to było coś tak prostego! Nagle Elizabeth uświadomiła sobie, jak denerwujące są w gruncie rzeczy drobiazgi. Że Kristian nie składał starannie swych ubrań, lecz wieszał na krześle albo że wchodził w zabłoconych butach na świeżo umytą podłogę - choć mimo wszystko to tylko błahostki. - Nie, chodzi o coś innego - odparła. Odchrząknęła i spuściła wzrok. - Ten zegarek, który wyjąłeś z... Skąd go masz? - Nie widziałaś go wcześniej? - spytał i wyciągnął z kieszonki zegarek na łańcuszku, żeby znów mu się przyjrzeć. - Piękny, prawda? - Tak, ale gdzie go kupiłeś? - W Kabełvaag. Byłem przekonany, że ci go pokazywałem. - Roześmiał się. - Że też mogłem o tym zapomnieć! - Czy to było wtedy, kiedy popłynąłeś na połowy? - Tak, tylko w czasie połowów bywam w tamtych stronach. - Kristianie... - zaczęła. Pożałowała, że nie przygotowała się porządnie do tej rozmowy. Dlaczego wcześniej nie powiedziała mu o Bergette i zegarku? Teraz nagle wydało się to strasznie trudne. Odchrząknęła znowu i starała się patrzeć mu prosto W oczy, nie umykając spojrzeniem. 11

- Przypominasz sobie, jak wybraliśmy się do sklepu tuż przed Bożym Narodzeniem? Skinął głową w odpowiedzi, nie odrywając wzroku od fiordu. - Spotkałam wtedy Bergette. Rozmawiałyśmy przez chwilę, a potem ona podeszła do lady, żeby obejrzeć broszki, biżuterię i takie tam drobiazgi. Nagle zobaczyłam, że ukradła kieszonkowy zegarek. - Przestań! - Wpatrywał się w nią przestraszony, najwyraźniej nie mógł uwierzyć w to, co mu powiedziała. -Wzięła go? Jesteś pewna? - Najzupełniej. I ten zegarek był kropka w kropkę podobny do tego, który ty masz. - Zamilkła i czekała na jego reakcję. Nadal nie odrywał od niej wzroku. - Chyba nie sądzisz, że... Jego twarz, która jeszcze przed chwilą była łagodna i odprężona, całkowicie się odmieniła. Oczy wydawały się jak dwa czarne jeziora. Szczęki napięły się, a brwi niemal spotkały u nasady nosa. - Stoisz tu przede mną i twierdzisz, że kłamię? Sugerujesz, że dostałem ten zegarek od Bergette? - Nie wiem, Kristianie - wyznała pokornie. - Mówię tylko, że... - Tak, słyszę, co mówisz! - przerwał jej. - Ze zegarek, który ukradła Bergette, nagle wylądował w mojej kieszeni. Prawda? Nie odpowiedziała od razu, więc powtórzył: - Prawda? Pytam! Poczuła, że ogarnia ją złość. - Nie podnoś głosu. Czy nie przyszło ci do głowy, że Bergette mogła odsprzedać zegarek, który następnie trafił do Kabelvaag? Możliwe, że całkiem nieświadomie i przez przypadek kupiłeś przedmiot pochodzący z kradzieży. Właśnie to chciałam powiedzieć. Oczy Kristiana zwęziły się. 9

- Nie, Elizabeth, nie wydaje mi się. Sądzę natomiast, że zbyt poniosła cię twoja wybujała fantazja! - Posłuchaj mnie, Kristianie. Nie musisz wpadać w gniew. O nic cię nie oskarżyłam. - A niby co takiego zrobiłaś? - Tylko cię ostrzegłam. Co będzie, jeśli przyjdzie lensman i powie, że zegarek jest kradziony? Prędzej czy później Peder Binasen zorientuje się, że brakuje mu zegarka, zgłosi to lensmanowi, a ten przypomni sobie, co mu dziś pokazywałeś. Czy na niego tak samo będziesz krzyczał? Odwrócił się do niej plecami i wszedł do szopy na łodzie. Poszła za nim. - Gdyby mi ktoś powiedział o tej kradzieży, byłabym mu wdzięczna. - Tak, na pewno! A księżyc jest żółtym serem. - Skończ z tymi złośliwościami i zachowuj się jak dorosły mężczyzna! Odwrócił się i wymierzył w nią drżący palec. - Po pierwsze: jeżeli widziałaś, że Bergette ukradła zegarek, to dlaczego od razu nic nie powiedziałaś? Po drugie: najpierw oskarżasz mnie o kupowanie kradzionych rzeczy, a potem mówisz, bym zachowywał się jak dorosły. Myślę, że to raczej ty powinnaś prosić o wybaczenie. - Któregoś dnia, kiedy będziesz chciał mnie wysłuchać, opowiem ci o Bergette - syknęła Elizabeth. - Jednak zwykle, gdy o czymś mówię, zamykasz na to uszy. Zatem na owe przeprosiny długo możesz czekać. Odwróciła się na pięcie i ze złością ruszyła w górę ku domowi. W głowie miała jeden wielki chaos. To było takie podobne do Kristiana - jedno niezręczne słowo, a natychmiast wpadał we wściekłość. Był uparty jak osioł. Ale ja też potrafię być nieustępliwa, pomyślała z zaciśniętymi zębami. Jeszcze się o tym przekona. Jak mogła się tego spodziewać, Kristian w ciągu następnych dni prawie się do niej nie odzywał. Już wcześniej 13

nieraz się tak zachowywał, więc chociaż sprawiało jej to przykrość, była na to przygotowana i aż tak bardzo się nie martwiła. W pewnym sensie potrafiła go zrozumieć, na pewno poczuł się niesprawiedliwie potraktowany. Ale i ona miała do niego żal. Jedno słowo pociągało za sobą następne i to, co mogli rozwiązać łagodnie i ze zrozumieniem, zmieniało się w kłótnię i wzajemne oskarżenia. Dlaczego tak musiało być? Czy inne pary małżeńskie przechodziły przez to samo? Kiedy patrzyła na Larsa i Helenę, była pewna, że ich to nie dotyczy. Ciągle mieli dla siebie uśmiech i dobre słowo i ani razu nie słyszała, by podnosili głos na siebie nawzajem. No ale ostatecznie nie tak długo byli małżeństwem, pocieszyła się w duchu. Odrzuciła głowę. Nigdy w życiu nie ustąpi! Nie, tym razem odpłaci Kristianowi tą samą monetą - milczeniem. Otaczało ją wystarczająco wiele osób, z którymi mogła rozmawiać, siostra, córka, służące i parobkowie. Często gawędziła z Jensem. Zazwyczaj na temat Liny, której stan nadal się nie poprawiał. Postarali się o fotel bujany i wstawili go do kuchni. Lina lubiła w nim siadywać, mimo że nie odzywała się wiele. Jednak było to praktyczne rozwiązanie dla nich wszystkich, ponieważ w ten sposób mieli Linę przez cały czas na oku. Jens pojechał do lekarza. - Co powiedział Torstein? - spytała Elizabeth, kiedy wrócił. - Dostałem to - odparł i wyciągnął nieduży, brązowy flakonik. - Doktor przepisał to na uspokojenie. - Ale... Linie przydałoby się raczej coś na pobudzenie - zdumiała się Elizabeth. - Ona po prostu siedzi otępiała. - Wyjaśnił, że Lina może to przyjmować, kiedy zaczną się jej „głośne dni". Elizabeth skinęła głową. - Zgoda, jeśli tak na to spojrzeć. Długo jeszcze będzie musiała czekać na miejsce w Danii? Jens schował buteleczkę do kieszeni. Jego twarz przebiegł wyraz bólu. 14

- Powiedział, że to jeszcze trochę potrwa, ale może pod koniec wiosny będzie mogła wyjechać. - Zamilkł na chwilę. - Boję się, Elizabeth. Nie mam pewności, czy dobrze robię. - Rozumiem, co masz na myśli, Jens, ale uważam, że najrozsądniej będzie postąpić tak, jak radzi doktor. Co innego moglibyśmy uczynić? Pozwolić jej tak siedzieć? Tak nie można. Lina musi mieć szansę na wyleczenie. - Zgoda, nie wolno nam jej tak zostawić, ale mimo wszystko... Elizabeth nie odpowiedziała, tylko serdecznie uścisnęła Jensa za rękę. Najwyraźniej dodała mu tym gestem otuchy, ponieważ uśmiechnął się i bąknął coś w rodzaju, że dobrze było z nią porozmawiać. Potem przyjrzał się jej badawczo i zapytał, czy między nią i Kristianem wszystko się dobrze układa. - Tak, nie kłopocz się tym - odparła szybko i zamierzała odejść. Przytrzymał ją. - Nie chcesz mi o tym powiedzieć? - Mieliśmy głupią sprzeczkę. Czasem nam się to zdarza. A ponieważ oboje jesteśmy równie uparci, musi upłynąć kilka dni, zanim znów będziemy normalnie rozmawiać. - Mówiąc to, roześmiała się, żeby pokazać, że się tym nie przejmuje. W niebieskich oczach Jensa odczytała troskę. - W razie czego wiesz, gdzie mnie szukać - rzekł w końcu. Lars wyrwał ją z zamyślenia, kiedy z impetem wpadł do kuchni. - Owce zeszły na brzeg i jedzą wodorosty! - zawołał. - Czy ktoś mógłby mi pomóc je zagonić z powrotem na górę? - Już idę - odparła, odstawiając na stół drewnianą miskę z mieszaniną gęstej śmietany i dziegciu, której używała do smarowania spierzchniętych dłoni i krowich strzyków. Kristian był już na dole, kiedy przyszła. 12

- Cholerne owce! - pomstował. - Czy nie rozumieją, że mogą się pochorować i zdechnąć, kiedy tak skubią wodorosty prosto z brzegu? - Wydaje mi się, że zbliża się deszcz i niepogoda - zauważyła Elizabeth. - Na pewno dlatego zeszły niżej w pobliże domów. Zagońmy je do obory. Dawno już nie współpracowali tak zgodnie. Mimo że przyszli jeszcze inni domownicy, żeby pomóc, Elizabeth czuła, że to ona i Kristian najlepiej ze sobą współpracowali. Kiedy udało im się odciągnąć owce od brzegu i zamknąć w zagrodzie, Kristian podszedł do niej. - Jak na kobietę świetnie sobie radzisz - stwierdził z krzywym uśmiechem. Roześmiała się i odgarnęła za ucho kosmyk włosów. - Ty też nie jesteś najgorszy, chociaż wydajesz się drobny i słaby. Chciał ją szturchnąć w bok, ale się uchyliła i uciekła. W zabawie, tak jak to robili zaraz po ślubie, natychmiast dogonił ją i złapał. - Co powiedziałaś? Kto tu jest drobny i słaby? Zachichotała. - Nikt. Ale to był twój mądry pomysł, żeby wypuścić owce o tak wczesnej porze roku. - Odrobina świeżego powietrza dobrze im robi - usprawiedliwił się. Pozwoliła mu się objąć, poczuła łaskotanie w dole brzucha. - Chodźmy do domu - zaproponowała, wyswobodziła się z jego objęć i wzięła go za rękę. Wreszcie znowu mogli ze sobą rozmawiać. 13

Rozdział 3 - Dzisiaj nie pójdziesz do obory - zdecydowała Elizabeth i zerknęła na Ane. - Żeby twoje umyte włosy nie przeszły nieprzyjemnym zapachem. - A co z moimi umytymi włosami? - spytała Maria, wyskrobując dokładnie talerz po śniadaniu. Elizabeth uśmiechnęła się do siostry. - To nie ty idziesz dzisiaj do konfirmacji. Maria uśmiechnęła się i oparła przedramiona na stole. - Cieszysz się, Ane? - Tak, czuję mrowienie w brzuchu i w opuszkach palców. Próbuję sobie wyobrazić całą ceremonię, ale na pewno i tak będzie inaczej. Strasznie jestem ciekawa, jak to właściwie się odbędzie. , < Lars roześmiał się i opróżnił kubek mleka. - Po co się niepokoisz? Znasz katechizm, wszystko pójdzie dobrze. - Uff, nie wiem, czy wszystko pamiętam! Tak czy owak cieszę się, że Daniel i ja możemy pójść do konfirmacji w wieku czternastu lat. Pomyśl o tych, którzy mają prawie dwadzieścia. Elizabeth pogrążyła się w myślach, podczas gdy inni gawędzili o czekającym ich dniu. Przygotowania do konfirmacji Ane trwały kilka miesięcy. Tak szybko mija czas, stwierdziła ze smutkiem. Nie tak dawno temu mieszkali w Dalen, a Ane była zaledwie małym szkrabem drepczącym wkoło na niepewnych nogach. Wtedy trudno było sobie wyobrazić, że to maleńkie stworzenie będzie kiedyś dorosłą kobietą. Tyle się wyda- 17

rzyło w ciągu tych lat. Raz Ane omal nie utonęła w rzece, a potem tak poważnie się rozchorowała, że Elizabeth nie wierzyła, że córka przeżyje. Innym razem Ane „pożyczyła" łódź, żeby pobawić się w rybaka. Wiatr zniósł ją daleko na fiord i Elizabeth ledwo udało się ją uratować. Uśmiechnęła się na wspomnienie dnia, kiedy Ane zrozumiała, że zwierzęta trzeba szlachtować. Maria jej o tym powiedziała. „Co? Jemy świnkę?" - spytała Ane z oczami pełnymi łez. Ole zażartował wtedy, że nagle poczuł się strasznie głodny i musi spróbować kota. No i zaczął się krzyk. Elizabeth nie mogła powstrzymać uśmiechu. A teraz Ane wyrosła i dziś idzie do konfirmacji. Gdzie się podziały te lata? Stół w salonie już poprzedniego dnia został nakryty białymi serwetkami i należącym do matki Kristiana obrusem z najdelikatniejszego lnu. Len z upływem lat stawał się coraz bielszy i ładniejszy, uznała Elizabeth z dumą, gdy stojąc, obserwowała swoje dzieło. Szkła błyszczały na wyścigi ze sztućcami i srebrnymi świecznikami. Każdy najmniejszy kąt domu został wysprzątany, nawet pod- dasze. Wcześnie się ze wszystkim uporała. Musiała, żeby zdążyć na czas. Kristian wiele razy to komentował. - Jeszcze tyle czasu do konfirmacji - powtarzał, kiedy najbardziej narzekała. - Ale już zrobione - zawsze odpowiadała. - Dobrze mieć to za sobą. - Więc może byśmy zjedli teraz rosół, i to też będziemy już mieć za sobą? - proponował. Elizabeth czuła wzbierający śmiech. Tego dnia i w naj-® bliższym czasie powróci wiele wspomnień. Na mgnienie oka napotkała spojrzenie Jensa. Wiedziała, o czym myśli, więc szybko odwróciła wzrok. Ane miała prawo poznać prawdę... 15

Elizabeth pomogła córce włożyć sukienkę, na której z tyłu, wzdłuż całych pleców znajdowały się gęsto przyszyte maleńkie guziczki obciągnięte materiałem, i Ane nie mogła ich sama dosięgnąć. - Jakie to dziwne uczucie mieć na sobie suknię do samej ziemi, mamo! Pomyśl, że teraz będę w takich chodzić na co dzień. I już nigdy więcej nie uczeszę się w te dwa głupie warkoczyki. - Musisz się jednak przygotować na to, że noszenie długich spódnic jest bardzo uciążliwe. Ane zbyła tę uwagę. - Trzy nowe suknie na dni powszednie w szafie i jedna odświętna, którą mam na sobie. Czy można być bardziej szczęśliwą niż ja? - Odwróciła się gwałtownie i spojrzała z powagą na Elizabeth. - Jak myślisz: Gdybyśmy nadal mieszkały w Dalen, pewnie nawet bym nie miała sukni do konfirmacji? - O, jakoś byśmy się o nią postarały - odparła Elizabeth, ale wcale nie była tego pewna. Jeden Bóg wie, jakby im się ułożyło, gdyby została w Dalen sama z siostrą i córką. Może już dawno przegrałyby z głodem i chorobami. Odsunęła od siebie ponure myśli i wyjęła buty. - Masz, włóż je. Ane wsunęła na stopy nowe skórzane pantofelki i postąpiła jeden krok. Skrzypiały. Zakręciła się dookoła, aż spódnice otuliły ją niczym obłok. Policzki dziewczyny nabrały rumieńców, oczy błyszczały. - Jestem taka szczęśliwa, że dostałam ten materiał na suknię. - Promieniała. - Tkany w domu nie jest tak ładny. Niektóre dziewczęta będą miały suknie ciemnobrązowe, bo czarny, ręcznie tkany materiał nie wygląda dobrze. Elizabeth skinęła głową, bo coś mogła o tym powiedzieć. Miała sporo codziennych spódnic w tym kolorze i wiedziała, jak bardzo odróżniały się od tych z lśniącego, kupnego materiału. Ane paplała bez ustanku, a Elizabeth pomagała jej się 19

uczesać. Przez noc ciasno splecione warkocze zmieniły gładkie włosy córki w fale, sięgające jej prawie do pasa. - Kiedy chodziliśmy na zajęcia przygotowujące do konfirmacji, poznałam pewną dziewczynę - rzekła Ane. - Ma naturalne loki. Brązowe! Nie masz pojęcia, jakie są piękne. Ona wygląda jak prawdziwy anioł... Jej włosy przypominają wełnę jagniątka, tylko ze są długie. Elizabeth roześmiała się. - Też mi porównanie! - odparła. Przewiązała część włosów Ane dużą czarną kokardą, pozostałe rozpuściła luźno na plecy. - Czy mogę tak iść? - Ane krytycznie spojrzała w lustro. - Jesteś prześliczna, moja Ane... - Elizabeth poczuła dławienie w gardle i musiała kilka razy przełknąć ślinę. -Pożyczę ci moją broszkę. Tę, którą dostałam kiedyś od Kristiana na Boże Narodzenie. Wyszła w pośpiechu. Usłyszała kroki Marii na schodach i chwilę później dobiegły ją z sypialni śmiechy i odgłosy rozmów. Kiedy Ane była mała, nazywała Marię „ciocią Mią". Teraz mówiła po prostu „Mario", chyba że czegoś chciała. Wtedy przypochlebiała się jej, dodając przed imieniem „ciociu". Elizabeth znalazła broszkę w jednej z małych szufladek. Długo trzymała ją w ręku. Potem głęboko wciągnęła powietrze. To dziwne, że tak ją ścisnęło w gardle w dniu, kiedy powinna być szczęśliwa. Z korytarza na poddaszu usłyszała Helenę przemawiającą pieszczotliwie do małej Signe. - Jaka grzeczna jest ta dziewczynka cioci Helenę. O, uśmiechnęła się! Może się cieszy na konfirmację Ane? Elizabeth wyszła do nich. - Gdzie jest Lena? Czy jadła? Helenę trzymała Signe na ręku. - Tak, zaniosłam jej posiłek i przypilnowałam, żeby zjadła. Myślisz, że może zostać sama, gdy będziemy w kościele? 17

- Tak. Poprosiłam jedną z dziewcząt ze Słonecznego Wzgórza, żeby przypilnowała Signe. Lina nie sprawi chyba zbyt wiele kłopotu. Prawdopodobnie zostanie w swojej sypialni. Najważniejsze, że w domu będzie ktoś oprócz niej. Helenę przełożyła dziecko na drugą rękę. Córka Jensa i Liny miała siedem miesięcy i trochę już ciążyła. - Nie boisz się, że po wsi się rozniesie, w jakim stanie jest Lina? - Wyjaśniłam dziewczętom, które przyjdą nam pomóc, że Lina nie czuje się dobrze i potrzebuje spokoju i odpoczynku. Poprosiłam dwie spośród służących Bergette, żeby podgrzały jedzenie, by było ciepłe, kiedy wrócimy z kościoła. - Mam nadzieję, że wiesz, co robisz - rzekła Helenę z powagą. - Jeszcze nie jest za późno. Mogę zostać w domu i wszystkim się zająć. Jens też mówił, że mógłby... - Bzdury. Musicie zobaczyć konfirmację Ane. Jesteście przecież dla niej jak rodzina. Helenę nie zdążyła odpowiedzieć, bo w tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi. - O, już idą! - zauważyła Elizabeth. - Zejdź na dół i otwórz. Helenę zatrzymała się w połowie schodów. - Czy Bergette przyjdzie na przyjęcie? Elizabeth pokręciła głową. - Nie, uprzedziła, że została zaproszona do innych krewnych. Tuż przed wyjazdem do kościoła Kristian podszedł do Ane i podał jej niewielką paczuszkę. - To od Bertine z Bergen - rzekł. - Prezent z okazji konfirmacji. - Czy mogę go już teraz otworzyć? - spytała, rozwinąwszy większość papieru. - Ojej, a co to takiego? - zawołała. W ręku trzymała mały flakonik ze złocistym płynem. 21

- Wyjmij korek - zaproponował Kristian. Ane wyjęła korek i powąchała. - O, pachnie jak... mydło kwiatowe, tylko jeszcze ładniej! Elizabeth rozśmieszył zachwyt córki. - Nałóż kilka kropel na szyję - poradziła. - To perfumy. Kosztują mnóstwo pieniędzy. Wspaniały prezent. - Też musicie zobaczyć! - zawołała Ane radośnie i posłała flakonik wkoło, żeby każdy mógł powąchać, a Maria, Helenę i Elizabeth również posmarowały się kilkoma kroplami cennych perfum. - To niewiarygodne, co też ludzie w dzisiejszych czasach potrafią wymyślić - mruknął Lars i pokręcił głową zrezygnowany. Ale i on pociągnął nosem i musiał przyznać, że podoba mu się ten zapach. Przypominał mu kwitnącą łąkę. Musieli zaprząc oba konie, żeby wszyscy mogli dotrzeć do kościoła. - Zabiorę ten flakonik - oznajmiła Ane i wsunęła rękę do kieszeni. - Dam trochę koleżance, o której wam mówiłam. Tej o kręconych włosach. Nocowała dziś w stodole. Elizabeth spojrzała na córkę zaskoczona. - Przyjechała z daleka? Ane przytaknęła. - Dużo osób przyjechało z daleka i niektórzy nocowali u mieszkających bliżej kościoła, a inni musieli przespać się w stodole. To brzmi bardzo ekscytująco. Wzięli ze sobą jedzenie, a picie mieli dostać od proboszcza i od ludzi, u których się zatrzymali. - Dobrze, że chociaż jest ciepło - zauważyła Elizabeth. « Nie pomyślała, że ktoś mógł potrzebować noclegu; wówczas zaproponowałaby takiej osobie spędzenie nocy w Dalsrud. Mieli przecież dosyć miejsca. - Jak myślisz, co powie Daniel, kiedy poczuje, że tak ładnie pachniesz? - spytała zaczepnie Maria i szturchnęła Ane w bok. 19

- A co powie pastor, kiedy doleci go twój zapach? - odcięła się Ane i wykrzywiła usta. Słysząc to, Maria roześmiała się w głos. - Zachowujcie się jak dorosłe! - zwróciła im uwagę Elizabeth. - Nie wypada, byście się tak wygłupiały. Elizabeth wiedziała, że w niektórych wsiach dziewczęta przystępowały do konfirmacji wiosną, a chłopcy jesienią, ale tutaj organizowano jedną ceremonię dla wszystkich na wiosnę. To dobrze, bo dzięki temu Daniel i Ane mogli przystąpić razem do sakramentu. Szkoda tylko, że jedno nie mogło wziąć udziału w przyjęciu rodzinnym drugiego. Ale za to będą mieli o czym rozmawiać, kiedy się następnym razem spotkają. Wreszcie mieszkańcy Dalsrud zajechali na dziedziniec przed kościołem. Na kościelnym wzgórzu było więcej ludzi niż zazwyczaj, Elizabeth zauważyła też wiele nieznanych twarzy. Gdy mężczyźni wiązali konie, wśród tłumu szukała wzrokiem znajomych. - Ane, widzisz... Odwróciła się i zobaczyła, że córka już zniknęła. - Spotkała koleżankę. Myślę, że tę z lokami - rzekła Maria. - O, tam jest Dorte i wszyscy z Heimly! Złożyli sobie życzenia z okazji konfirmacji, komentowali nowe suknie i stroje, rozmawiali o uroczystości i pogodzie. Wszyscy mało spali i każdy czuł łaskotanie w żołądku z emocji. - To całkiem idiotyczne - roześmiała się Dorte. Razem z Elizabeth odeszły trochę na bok. - Czuję, jakby to na mnie, a nie na Danielu pastor miał położyć dziś rękę -wyznała. Jej oczy zaszkliły się i zamrugała szybko. - Niesamowite, ale Daniel ciągle jest dla mnie małym dzieckiem. I tak pewnie zostanie bez względu na to, jak bardzo będzie dorosły. - Dobrze cię rozumiem - wyznała Elizabeth i położyła rękę na ramieniu Dorte. - Z Ane jest tak samo. W moich oczach nigdy nie będzie dorosła. 23

Dorte uśmiechnęła się z wdzięcznością, lecz po chwili zamyśliła się. - Indianne niedługo wyjdzie za mąż. Tego też się trochę obawiam. Mam wrażenie, jakbym ją traciła. Ale tak chyba czują wszystkie matki. Elizabeth skinęła głową. - Czasem zapominamy, że dzieci nie są naszą własnością. Nagle okazuje się, że lata minęły i dzieci zaczynają własne życie, dokładnie tak jak my kiedyś. -Jakbym słyszała Jakoba - uśmiechnęła się Dorte. - Powtarza mniej więcej to samo. Oj, chyba musimy dołączyć do reszty, nie możemy tak tkwić na uboczu i rozmawiać tylko ze sobą. Elizabeth już miała za nią pójść, gdy zauważyła Ane. Córka stała tak blisko, że mogła słyszeć jej rozmowę z koleżanką. - Włożyłam buty do wody, żeby były sztywne i skrzypiały trochę, kiedy wyschną - zwierzyła się nieznajoma. - Ale jesteś sprytna. Tak się denerwuję! A jeśli spytają nas o coś, czego nie wiemy i będzie wstyd na cały kościół? - Na pewno nie, wszystko będzie dobrze. Jeśli tylko nie wpadniemy w panikę, to wszystko sobie przypomnimy. Do dziewcząt podeszła jakaś kobieta, Ane dygnęła, podała jej dłoń i przywitała się uprzejmie. To pewnie matka koleżanki Ane, domyśliła się Elizabeth. - Spójrz tutaj! - rzekła kobieta i wyciągnęła kawałek papieru. Dziewczyna cofnęła się i otworzyła szeroko oczy przestraszona. - Nie, mamo, proszę! Nie masłem. Nie dzisiaj! - Stój spokojnie i nie zachowuj się jak jakaś kokietka! Prosiłam cię, żebyś poczekała, aż zrobię porządek z twoimi włosami, ale ty nie posłuchałaś i wymknęłaś się z domu, więc teraz dostaniesz karę. - Kobieta chwyciła córkę za włosy. - Co pani robi?! - krzyknęła Ane. - Chyba nie zamie- 21

rza pani posmarować jej włosów masłem? Tych pięknych loków? Kobieta zatrzymała się i wbiła w Ane wzrok. - Ma mieć włosy ciasno splecione w dwa warkocze i w dodatku gładkie. Nie pozwolę, by wyglądała wyzywająco. - A więc uważa pani, że ja tak wyglądam? - spytała Ane, odważnie patrząc kobiecie w oczy. Tamta ściągnęła twarz, a na jej policzkach pojawiły się czerwone plamy. - Ty decydujesz sama o sobie. Elizabeth rozważała, czy powinna się włączyć w rozmowę, zanim Ane powie coś niegrzecznego. Lecz uznała, że mimo wszystko Ane jest już niemal dorosła, skoro za chwilę przystąpi do konfirmacji, i nie ruszyła się z miejsca. Kobieta rozwinęła papier i Elizabeth zobaczyła, że rzeczywiście jest tam grudka masła. - Ależ mamo! - zaprotestowała dziewczyna. - Czy ty wiesz, z kim rozmawiasz? To Ane-Elise, córka Dalsrudów. - Nie dbam o to, nawet gdyby to był sam król. Nie będziesz wyglądała jak ladacznica, kiedy stajesz przed pastorem. Oczy Ane pociemniały, a drobna twarz córki napięła się. - Domyślam się, że jest pani chrześcijanką. - Utkwiła wzrok w kobiecie. - W takim razie popełnia pani ciężki grzech. Kobieta znieruchomiała i spojrzała na Ane zdumiona. Ane skinęła głową. - Niszczy pani dzieło Boga. - Co takiego? - Nasz Pan stworzył pani córkę i dał jej te piękne kręcone włosy. Ale pani to się nie podoba. Dlatego sprzeciwia się pani Jego woli i robi to, co sama uważa za słuszne. Jak pani to wytłumaczy? Kobieta umknęła wzrokiem i niespokojnie obracała w palcach papier z masłem. 25

- Proszę to odłożyć na miejsce, wtedy Bóg pani wybaczy - mówiła dalej Ane spokojnie. Elizabeth szybko rozejrzała się dokoła. Stojący w pobliżu też zwrócili uwagę na całe zajście. Niektórzy otwarcie się przyglądali, inni zerkali ukradkiem, lecz nikt się nie odezwał. - Tak czy siak nie pozwolę, by tak wyglądała - prych-nęła kobieta i zaczęła pleść gruby warkocz z niesfornych kręconych włosów. Dziewczyna zaczerwieniła się jak burak. Mocno zacisnęła powieki, lecz nic nie mówiła, gdy matka ją czesała. - Teraz stój tutaj spokojnie, a ja przyniosę twój psałterz, którego oczywiście też zapomniałaś - rzuciła kobieta i odeszła z podniesioną głową. Ane wzięła koleżankę pod ramię i ze złością rozejrzała się dokoła. - Na co się tak patrzycie? - spytała głośno. Ludzie odwrócili wzrok. - Nie przejmuj się swoją matką - rzekła Ane do koleżanki. - Najważniejsze, że nie wysmarowała ci włosów masłem. Patrz, co tu mam! - Wyjęła z kieszeni flakonik. - Powąchaj, jak ładnie pachnie. Wetrzyj sobie trochę na szyi. Dziewczyna zrobiła wielkie oczy. - Woda kwiatowa! Jak myślisz, co powie moja mama, kiedy to poczuje? - Nie odbierze ci tego, bo zapach zostanie na twojej skórze - zachichotała Ane. - Obie jesteście takie same - usłyszała Elizabeth tuż przy swoim uchu. Odwróciła się. Zobaczyła białe zęby Jensa, który uśmiechał się do niej. - Ane jest tak samo zbuntowana jak ty. - Bzdura! - prychnęła Elizabeth. - Ja nigdy bym się nie zdobyła na coś takiego. Jutro sobie z Ane porozmawiam. - Nie sądzę, że powinnaś - rzekł Jens spokojnie. - Przypominam sobie kilka historii, które o tobie opowiadano. Na przykład tę, w której pojechałaś do Storli po jedną ze 26

służących, mimo że i lensman, i gospodarz cię ścigali. Albo kiedy... - No, dobrze - przerwała mu Elizabeth. - Dość się nasłuchałam. Może i jest do mnie podobna. - Roześmiała się. - Ale czasem z mojej porywczej natury wynika coś dobrego. Możliwe, że w przypadku Ane też tak będzie. Jens spoważniał. - Pamiętasz, że jeszcze o jednej sprawie miałaś porozmawiać z Ane? Elizabeth poczuła, że dobry humor ją opuścił. - Ale to chyba nie jest odpowiedni dzień na takie wyznania? - spytała oschle. - Nie to miałem na myśli, i ty o tym wiesz. Poznała po jego głosie, że nie ustąpi, więc dodała nieco łagodniej: - Jeszcze nie rozmawiałam o tym z Kristianem, a on musi wyrazić zgodę i musi być przy tym, kiedy jej to powiem. - Chcesz, żebym i ja z wami był? - Porozmawiamy o tym później. To jest wielki dzień Ane i nie powinniśmy go zepsuć. >W tej samej chwili zaczęły bić kościelne dzwony i Elizabeth ruszyła w stronę drzwi do świątyni razem z całym tłumem ludzi. Wszyscy konfirmanci dobrze sobie poradzili. Niektórym bardziej drżał głos niż innym, ale wszyscy prawidłowo odpowiedzieli na pytania zadawane przez pastora. Elizabeth zauważyła, że Daniel przechodzi mutację. Dostał wypieków na twarzy, gdy przyszła jego kolej. Chłopak bardzo się wyciągnął i przerósł Ane prawie o pół głowy. Jego garnitur był czarny, a koszula biała jak śnieg. Tak, Dorte miała wszelkie powody, by być dumna ze swego syna. Elizabeth jako chrzestna matka kupiła mu w prezencie srebrną łyżkę. To drogi upominek, ale Kristian wyraził nań zgodę. Spytał też Jensa, czy jako ojciec chrzestny 24

Daniela dołoży się do prezentu; skłamał, podając cenę, i wymienił niższą kwotę niż ta, którą zapłacił. Pomyślał, że Jensowi pewnie nie wystarczyłoby pensji, a poza tym Jens miał jeszcze kupić prezent dla Ane. Kiedy z powrotem wyszli na kościelny dziedziniec, atmosfera była już swobodniejsza. Tyle osób podchodziło, żeby im pogratulować, że Elizabeth nie zdążyła ich wszystkich poznać. Dziewczęta skupiły się w grupie, chichotały i śmiały się. Chłopcy zachowywali się bardziej po męsku, klepali się po ramionach, kopali kamyki i spluwali daleko. - Patrz, Elizabeth, fotograf - zauważyła Maria i pociągnęła ją za rękaw. - Poprosimy go, żeby zrobił Ane zdjęcie? Pomyśl, jaka to będzie pamiątka. Podszedł do nich Kristian. - Co tak szepczecie? - spytał i podążył wzrokiem tam, gdzie patrzyła Maria. Mężczyznę z aparatem zauważyli już inni i ustawili się w kolejce. Pozostali stanęli z boku i przyglądali się. Nie wszystkich było stać na zamówienie fotografii, a znaleźliby się i tacy, którzy nawet nie widzieli takiego sprzętu. Im pozostało tylko patrzeć, by zachować w pamięci wydarzenie, które zdawało się baśnią. Ane wygładziła suknię i podrzuciła włosy, kiedy nadeszła jej kolej. 2 psałterzem między złożonymi dłońmi i z poważną miną patrzyła prosto w dużą, brązową skrzynkę, która miała zrobić jej portret. Tak, to będzie piękna pamiątka, pomyślała Elizabeth, siedząc w powozie podczas powrotnej drogi do domu. Już się cieszyła na chwilę, gdy będą mogli obejrzeć zdjęcie. Ane promieniała, kiedy zasiedli przy stole. Gości nie było wielu, ponieważ mieszkańcy Heimly także mieli konfirmanta i wyprawiali przyjęcie u siebie. Dlatego na przyjęciu zjawili się tylko domownicy. Elizabeth cieszyła się z tego ze względu na Linę. Dziewczyna ze Słonecznego Wzgórza powiedziała, że przez cały czas, kiedy wszys- 28