2
1
Je eli to prawda, e nieszcz cia chodz parami, co ju dawno przekroczy am norm na ten tydzie - my la a
ponuro Claudia Carstairs, wygl daj c przez okno. By wczesny ranek, jej ulubiona pora dnia. Ca y wiat dopiero
budzi si ze snu, a poranne s o ce wieci o weso ym blaskiem na muraw i odbija o si w ma ej sadzawce
po rodku trawnika. Jednak e tego poranka m oda kobieta nie widzia a pi kna otaczaj cego j wiata.
Odwróciwszy si od okna, wyj a z szafy stare spodnie oraz równie sfatygowan koszul i kurtk . Ubieraj c si ,
policzy a w my lach k opoty, które ostatnio zwali y si jej na g ow . Jenny ju nied ugo powinna si o*rebi+, a
wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywa y na to, e poród b dzie ci ki. Squire Foster, który od dawna u ycza
jej pastwisk dla owiec, powiedzia , e nie b dzie tego d u ej robi+. A na dodatek podobno we wsi pojawi si
nieznajomy zadaj cy pytania o Ravencroft i jego nie yj cego ju w a ciciela.
Zamar a z jednym butem uniesionym w r ce i wzdrygn a si na t my l. Nieznajomy. Oczywi cie, mog o si
okaza+, e to nic takiego. Male ka wioska Marshdean znajdowa a si na szlaku prowadz cym do Gloucester i
w drowcy cz sto do niej trafiali. Ale ten kr ci si po okolicy ju od dwóch dni - i dlaczego pyta o Emanuela?
Zamy lona sko czy a si ubiera+, po czym wzdrygn a si gwa townie. Przebieg a grzebieniem po wzburzonych
w osach koloru pszenicy, ciasno ci gn a je wst k i w o y a na g ow du y, bezkszta tny kapelusz. Zanim
wysz a z pokoju, z przyzwyczajenia zerkn a w lustro. Westchn a.
- Dobry Bo e - mrukn a ze zniecierpliwieniem, a jej jasnobr zowe oczy zw zi y si . - Tylko spójrz na siebie!
Ale to nie o wygl d jej chodzi o, lecz o wzrost. By a niska - myszka, a nie kobieta, jak sama o sobie mówi a - a w
m skim ubraniu, które by o jej strojem roboczym, wydawa a si jeszcze mniejsza. I o wiele mniej poci gaj ca,
ni by sobie yczy a. Ponownie wzruszy a ramionami. Niewiele mog a na to poradzi+, prawda?
Przesz a szybkim krokiem przez u piony jeszcze dom. Jak to si jej cz sto ostatnimi czasy zdarza o, poczu a
przepe niaj ce j szcz cie. Wreszcie wolna! Co prawda lada moment grozi o jej bankructwo, ale nie by a ju on
Emanuela Carstairsa. Przetrwa a koszmar ma e stwa z nim i ju nigdy nie b dzie musia a znosi+ jego dotyku.
Nigdy wi cej nie b dzie musia a cierpie+ dominacji nad sob jakiegokolwiek m czyzny. I, co najlepsze w tym
wszystkim, Ravencroft nale a do niej!
W ka dym razie - u miechn a si ponuro - tak d ugo, jak b dzie w stanie op dzi+ si od wierzycieli... i szwagra.
Na t my l przesta a si u miecha+. Omal nie zapomnia a. Jeszcze tylko cztery dni i Rose z Thomasem spadn jej
na kark. Wielkie nieba, zdawa o si , e w tym tygodniu nieszcz cia chodz czwórkami!
Przesz a na palcach przez hali, staraj c si nie obudzi+ ciotki Augusty. Bardzo j kocha a, ale doprawdy nie mia a
czasu na wys uchiwanie kaza o tym, e „m ode panienki nie powinny paradowa+ w m skim ubraniu na oczach
ca ego wiata”. Gdy dotar a do kuchni, z przyjemno ci wci gn a zapach wie o zaparzonej kawy i pieczonego
chleba.
- Hmm, jak tu cudownie pachnie, pani Skinner - powiedzia a do siwow osej kobiety krz taj cej si przy piecu. Ta
oderwa a si od pracy i przynios a do sto u kubek gor cej kawy.
- Mam nadziej , e usi dzie pani i zje przyzwoite niadanie, pani Claudio - rzek a. - Usma enie jajek zajmie mi
tylko chwilk , a szynka ju jest pokrojona.
Dziewczyna obj a ma , pulchn kobiecin .
- Nie mam na to czasu, ale z przyjemno ci zjem troch tego chleba. - Si gn a po nó i ukroi a sobie spory
kawa ek, po czym posmarowa a go obficie mas em i d emem. Gryz c go, weso o pomacha a zmartwionej kobiecie
i pobieg a do stajni.
Dotar a na dziedziniec w chwili, gdy koniuszy, Jonasz Gibbs, wyprowadza Jenny z boksu. Dotkn d oni
kapelusza.
- Dzie dobry pani. - Wskaza ponuro na klacz. - Co mi si zdaje, e Jenny zamierza si dzisiaj *rebi+. Ju
zacz o jej p yn + mleko.
Claudia zerkn a na sutki klaczy, a potem na siwego koniuszego. By jej podpor i ostoj w najgorszych czasach.
Sukces, jaki osi gn a w hodowli koni, by w wi kszo ci zas ug dobrych rad i wskazówek starego. Mo e i by
kapry nym starym diab em - pomy la a z rozbawieniem - ale ca e ycie sp dzi w Ravencroft i jego oddanie
zarówno dla niej, jak i dla tej ziemi, by o tak niezniszczalne, jak otaczaj ce posiad o + wzgórza.
- Ju najwy szy czas - powiedzia a g adz c klacz po nosie. - My lisz, e b dziemy mieli z ni du o k opotu?
- Oj, tak. Jeszcze nie zdarzy o si jej urodzi+ ma ego, nad którym by si nie nam czy a. Zawsze co wydziwi.
3
Wszystkie *rebaki urodzi y si kilka miesi cy temu, a tu po owa czerwca, a ona dopiero chce si *rebi+. Wielka,
g upia bestia - powiedzia czule do ucha klaczy. Ta w odpowiedzi opar a mu pysk na piersi.
- Czarodziej jest ojcem, wi c *rebak z pewno ci b dzie ogromny - rzek a Claudia. - I czarny jak noc - doda a
my l c o ciemnej jak skrzyd o kruka sier ci jej ukochanego ogiera. Modli a si cicho, by d ugo oczekiwany *rebak
okaza si dum i nadziej stajni. Sp odzony przez jej najlepszego i jedynego ogiera, urodzony przez najlepsz
klacz... Kto wie, co z niego wyro nie?
Jonasz oprowadza klacz po dziedzi cu, dostosowuj c si do powolnego, ko ysz cego kroku oci a ego
zwierz cia. Ca y czas uwa nie obserwowa pupilk , czy przypadkiem nie zdradza dalszych oznak zbli aj cego si
porodu. Claudia przez chwil patrzy a na nich z nie ukrywanym rozczuleniem, po czym zwróci a si ku stajniom.
Jak zwykle poczu a przyp yw dumy na ich widok. Co prawda na razie Ravencroft by o niewielk stadnin , ale
Claudia by a pewna, e jej stajnie mog y si równa+ z najlepszymi w Anglii. Posiad o + zosta a zbudowana przez
przodków „poprzedniej rodziny”, jak Claudia nazywa a Standishów z Ravencroft. Podobno ziemia by a w r kach
lordów Glenravenów od czasów Henryka VIII Tudora. To znaczy do czasu, gdy przej j Emanuel Carstairs.
Stajnie by y z ceg y i kamienia, podobnie jak ogromny dom. Wszystko by o budowane bardzo solidnie, lecz
zosta o karygodnie zaniedbane przez ostatniego w a ciciela - nawet dziedziniec zamieni si z czasem w
nieporz dn rupieciarni . Jednak e przez ten rok, który min od mierci m a, Claudia wraz z Jonaszem i
Lucasem, którego artobliwie nazywa a swoim pomocnikiem, zdo ali doprowadzi+ to miejsce do stanu
u ywalno ci.
Claudia uda a si w kierunku stajni. Zanim wesz a do ciemnego korytarza, raz jeszcze zatrzyma a si , by
podziwia+ spokojn cisz i pi kno poranka. Po obchodzie stajni i upewnieniu si , e wszyscy jej mieszka cy w
dobrym stanie przetrwali noc, wzi a do r ki wid y i zacz a wybiera+ gnój spod koni.
Przez kilka minut oddawa a si temu nie lubianemu przez siebie zaj ciu, gdy nagle poczu a w stajni czyj
obecno +. Obróci a si na pi cie i zobaczy a stoj cego w drzwiach m czyzn . Sta , niefrasobliwie opieraj c si o
framug , i wydawa si bardzo zadowolony z siebie.
Nie wiedz c czemu, od razu zgad a, e to w a nie nieznajomy, o którym mówi jej Lucas. „Kr ci si doko a
Trzech Sosen, jakby nie mia nic lepszego do roboty, tylko gapi+ si i zadawa+ pytania”.
Claudia przyjrza a si nieprzyja*nie przybyszowi. Zwróci a uwag , e ciemna kurtka i spodnie s znoszone, z ta-
niego materia u. Nieznajomy by wysoki i szczup y, a w osy mia y ten sam kolor, co jedwabista grzywa
Czarodzieja. Jego oczy - nad wyraz jasne i szare - zdawa y si wieci+ w mroku stajni.
- Co ty za jeden i czego tu szukasz? - zapyta a szybko, celowo mówi c z szorstkim wiejskim akcentem. Rzecz
jasna nie ba a si tego m czyzny. Jonasz by na dziedzi cu, a tak e Lucas kr ci si gdzie w pobli u. A jednak na
widok przybysza poczu a niepokój - podkrad si do niej bezszelestnie, jak dzikie zwierz .
Zbli y si z nonszalanck gracj , która j zaskoczy a.
- Przepraszam, ch opcze - powiedzia dziwnie w adczym tonem, nie pasuj cym do znoszonego brudnego ubrania.
- Szukam koniuszego.
Szczery u miech rozja ni nieregularne rysy jego Warzy, co sprawi o, e wyda si nagle m odszy. Claudia
pomy la a, e ma pewnie nie wi cej ni dwadzie cia kilka lat.
Nieznajomy zatrzyma si w pó kroku i spojrza na ni zaskoczony.
- Przepraszam - rzek z mi kkim znajomym akcentem mieszka ców Cotswolds. Wi c pochodzi st d? Nie by
zwyk ym przyjezdnym? - Zdaje si , e powinienem powiedzie+... panienko?
- Zgadza si - odpar a wojowniczo. Ju nieraz mia a okazj us ysze+ niepochlebne opinie od m czyzn, dotycz ce
jej roboczego stroju. Nawet nie chodzi o o to, e spodnie i koszula by y niemodne, ale po pierwsze by y
bezkszta tne, a po drugie - o wiele na ni za du e. Zdawa o si , e jej ma a figurka tonie w nich. Claudia
przekona a si poza tym, e m czy*ni s o wiele bezczelniejsi, je eli widz kobiet w spodniach. Zupe nie jakby
to upowa nia o ich do niestosownych uwag.
A jednak nic oprócz lekkiego zdziwienia nie pojawi o si na twarzy nieznajomego.
- A po co ci koniuszy? - zapyta a Claudia; nadal nie, wypuszczaj c wide z r ki.
- Szukam pracy, panienko. W wiosce powiedziano mi, e w a ciciel tej posiad o ci hoduje konie. Ju nieraz
mia em do czynienia z ko mi, wi c pomy la em, e mo e znajd tu prac .
Przygl da a mu si spod przymru onych powiek. Najpierw zadawa pytania dotycz ce Ravencroft, a teraz szuka
tu pracy. Kim on jest i sk d pochodzi? A przede wszystkim, czego tu szuka? To prawda, e nie wygl da gro*nie,
ale wyczuwa a w nim jakie napi cie, gdy tak sta oparty o framug drzwi. Zdawa o si , e pod t delikatn
budow kryje si stalowa natura. Obserwowa a, jak odwraca si , by pog adzi+ d ugimi, szczup ymi palcami
nozdrza konia stoj cego w boksie tu obok wej cia.
- Jak si nazywasz? - zapyta a ostro, zapominaj c, e jeszcze przed chwil udawa a prost wiejsk dziewczyn .
- Jem - odrzek nieznajomy, a jego brwi podnios y si w lekkim zdziwieniu. - Jem January. A teraz, panienko...
mi o mi si z tob rozmawia o, ale czy mog aby mi powiedzie+, gdzie znajd koniuszego?
Claudia wyczu a w jego g osie ton niech ci i zesztywnia a z upokorzenia. Z pewno ci pomy la , e jest prost
wiejsk dziewuch , niewart zachodu i brzydk jak nieszcz cie. Tak brzydk , e nie mog a sobie znale*+ m a i
4
teraz wybiera gnój ze stajni i ubiera si w stare, mierdz ce ko skim potem achy.
Jem January wcale tak nie my la . Z pocz tku zdawa o mu si , e ma przed sob zwyk ego ch opca stajennego,
lecz szybko zauwa y zaokr glenia pod grub koszul ze zgrzebnego samodzia u. Podoba mu si równie
melodyjny g os, który przemówi do niego szorstkimi s owami. To przyci gn o jego zawsze yw uwag , ale gdy
przedziwne zjawisko przemówi o do niego tonem dobrze urodzonej i wychowanej damy, jego ciekawo + i
zaskoczenie nie mia y granic.
Ch tnie zg bi by t ma tajemnic , ale przypomnia sobie, e przyby tu w okre lonym celu i nie móg traci+
czasu na b ahostki. Z tego, czego zd y dowiedzie+ si w wiosce, obecny w a ciciel Ravencroft chcia przywróci+
maj tkowi dawn s aw w hodowli koni, wi c praca stajennego zdawa a si by+ najpewniejsza. Dlaczego -
zastanawia si niecierpliwie Jem - ta zwariowana pannica nie chce mu powiedzie+, gdzie znajdzie prze o onego?
- W tpi , czy... - zacz a rumieni c si .
Przerwa a gwa townie, a Jem pobieg wzrokiem za jej spojrzeniem. W drzwiach pojawi si starszy m czyzna.
Tu za nim sta m ody, pot nie zbudowany ch opak o bardzo nieprzychylnym wyrazie twarzy.
- Czy co si sta o, psze pani? - zapyta starszy cz owiek. - Us yszeli my jakie g osy. Czy wszystko w porz dku?
Psze pani? - pomy la Jem. O co tu chodzi?
- Nie, Jonaszu. Wszystko w porz dku. Ten... m ody cz owiek przyszed tu w poszukiwaniu pracy.
Jonasz! Jem przyjrza si uwa nie pomarszczonej twarzy pod strzech siwych w osów. Dobry Bo e, to naprawd
by Jonasz. Jonasz Gibbs! Wielkie nieba, nigdy by si nie spodziewa , e zastanie tu kogo pami taj cego dawne
czasy... Có , jedyne, co mu teraz pozosta o, to mie+ nadziej , e stary go nie rozpozna. W ko cu min o ju
dwana cie lat. U miechn si .
- Szuka pracy, co? - warkn Jonasz. - A czym mu zap acimy, dobrym s owem? - Chcia powiedzie+ co wi cej,
ale zamilk w chwili, gdy spojrza uwa niej na Jema. W tym samym momencie zza jego pleców wychyn Lucas.
- To ten go +, pani Carstairs. Ten, co to pani mówi em, e w szy w wiosce... pyta o Ravencroft.
Pani Carstairs! Brwi Jema po raz kolejny unios y si w niemym zdziwieniu. Zdawa o si , e niespodziankom tego
poranka nie ma ko ca. Czy to naprawd wdowa po Emanuela Carstairsie? Oczekiwa kogo bardziej... bardziej
imponuj cego. Spojrza na ni niewinnie.
- W szy ? - zapyta przywdziewaj c na twarz mask ura onej niewinno ci. - No có , mo e i faktycznie tak by o.
Bardzo potrzebuj tej pracy. A je eli chodzi o... Ravencroft, prawda? Pomy la em, e dobrze si b dzie
dowiedzie+, gdzie potrzebuj r k do pracy. I tu mnie skierowano. - Zdj czapk i sta trzymaj c j w obu r kach. -
To pani jest pani Carstairs? W a cicielk posiad o ci?
Nag a uleg o + Jema nie przypad a jej do gustu. Zupe nie do niego nie pasowa a. Skin a jednak g ow maj c
rozpaczliw nadziej , e wysz o to z odpowiedni godno ci . Bo e, gdyby tylko nie wygl da a tak okropnie... i
nie mierdzia a tak paskudnie!
- To prawda - odrzek a. - Ale obawiam si , e Jonasz ma racj . Nie zatrudniamy nowych pracowników.
Oczy Jema si zaokr gli y.
- Ale dama, taka jak pani... wyrzucaj ca gnój ze stajni? To nie wypada... Z pewno ci przyda si wam pomoc.
- Mo liwe - rzek a szorstko Claudia. - Jednak to niewielka hodowla i je eli mam by+ ca kiem szczera, m ody
cz owieku, nie sta+ nas na zatrudnienie jeszcze jednego pracownika... jak na razie.
- B d pracowa za wy ywienie i dach nad g ow , psze pani. - Do g osu Jema zakrad a si nutka desperacji. -
Móg bym te pracowa+ jako zwyk y s u cy... albo nawet lokaj.
Claudia ju zacz a si od niego odwraca+, ale te s owa j powstrzyma y. Obróci a si gwa townie na pi cie.
- Lokaj? - Spojrza a na niego podejrzliwie. - Nie wygl dasz na lokaja.
Gdy patrzy a na niego, w m odzie cu zasz a zaskakuj ca zmiana. Wyprostowa si , jakby po kn pogrzebacz, i
szybko wyg adzi zmierzwione w osy. Uk oni si lekko, zawieraj c w tym ge cie szacunek na równi z arogancj
w a ciw s u cym na wysokim stanowisku, i przemówi do niej zupe nie inaczej ni przed chwil .
- Ma pani ca kowit racj , madame. Jednak z do wiadczenia wiem, e pozory mog myli+.
- Najwyra*niej - odrzek a Claudia i gryz c warg w zamy leniu, spojrza a na Jonasza. - Za par dni przyjad
Thomas i Rose, a ja jeszcze nie postara am si o zast pstwo za Morgana. Ciocia Gussie bardzo si tym martwi.
Morgan. Jem zmarszczy brwi na d*wi k tego nazwiska. Co si sta o z Morganem? Zmar ? Bardzo by ju stary,
gdy Jem widzia go ostatnio. Otrz sn si lekko i spojrza na pani Carstairs.
- Thomas si obrazi, je eli w drzwiach powita go pokojówka. Nie mamy nawet zwyk ego s u cego.
- W takim razie na pewno si przydam - powiedzia Jem, prezentuj c swój wypróbowany czaruj cy u miech.
Trzy pary oczu natychmiast wlepi y si w niego podejrzliwie. M oda wdowa sta a przez kilka chwil nieruchomo,
nie mog c si najwyra*niej zdecydowa+.
Claudia ani na jot nie ufa a dziwnemu przybyszowi. Pomimo uk adnego zachowania zadawa mnóstwo zagad-
kowych pyta . Z drugiej strony, mo e lepiej b dzie go mie+ na oku w najbli szym czasie? Lepiej wiedzie+, gdzie
jest i co robi.
- Je eli naprawd b dziesz pracowa za wy ywienie i dach nad g ow , ch tnie ci przyjm . Jonasz poka e ci,
gdzie mo esz spa+. - Poda a mu wid y. - Kiedy ju tu sko czysz, Jonasz powie ci, co masz potem robi+.
5
Jem poczu uk ucie niepewno ci i zawodu. Mia nadziej , e uniknie popisu prawdziwej pracy w stajni. Bo
chocia du o mówi , w tpi , czy kilka lat sp dzonych za m odu w stajni ojca da o mu wystarczaj ce
do wiadczenie, by zdo a oszuka+ Jonasza. Nie wiedzia , czy podo a zadaniom bardziej skomplikowanym ni
noszenie wody czy machanie wid ami. Jedyne, co mu pozosta o, to ufa+ Opatrzno ci, e wkrótce awansuje na
lokaja. Szkoda Morgana... Nawet je eli jeszcze jeden staruszek, który móg by go rozpozna+, przysporzy by mu
k opotu... Szkoda.
Reszta dnia przebieg a w spokoju. Jem przebra si w inne spodnie, jeszcze bardziej znoszone i podarte; od
Lucasa, nadal nastawionego bardzo podejrzliwie, po yczy koszul i zabra si do roboty. Po sprz tni ciu ca ej
stajni rozniós koniom wod i obrok. Na szcz cie pozosta a praca ograniczy a si do czyszczenia, oliwienia i
smarowania uprz y. Zadowolony pomy la , e mo e jednak uda mu si ten ma y podst p.
Jednak wypracowana postawa g upkowatego ch opka-roztropka o ma o nie za ama a si , gdy po raz pierwszy
wszed do pokoiku na zapleczu stajni. Dobry Bo e, zdawa o si , e zaledwie wczoraj st d wyszed ! W k cie sta o
ogromne stare biurko, u ywane do za atwiania stajennych interesów. Obok szafy, pociemnia e ze staro ci, kry y w
sobie opas e tomy ksi g i rejestrów. A na s siedniej cianie, w szklanych gablotkach, wisia y d ugie szeregi wst g,
medali i dyplomów, wygranych przez stajni na przestrzeni wielu lat. A nawet... taki By tam nawet portret
Dzielnego... jego pierwszego kucyka, który sam namalowa . Oprawiony w drewniane ramki, wisia mi dzy
portretami dwóch najbardziej zas u onych dla stajni klaczy.
Zakr ci o mu si w g owie i musia oprze+ si o krzes o, by nie upa +. Odwróci si na odg os szurania tu za
sob .
- Czy by ju si pan zm czy , panie January? - zapyta cierpko Jonasz. Nie czekaj c na odpowied*, szybko mówi
dalej: - W s siednim pokoju znajdzie pan jeszcze troch sprz tu nadaj cego si do naprawy.
Bez s owa Jem odwróci si i wypad z pokoju.
Nast pne niemi e chwile prze y przy kolacji. Wraz z Jonaszem i Lucasem poszed do domu i gdy przechodzili
przez kuchni , znowu opad y go wspomnienia. To prawda, e nie sp dzi wiele czasu w tej cz ci Ravencroft, ale
sam widok kr conych schodów prowadz cych do kuchni przypomnia mu s odki zapach spo ywanego na nich
niegdy piernika. Pami ta , jak pewnego grudniowego poranka siedzia tu, p acz c nad st uczonym kolanem, a
kucharka na pocieszenie dawa a mu s odkie bu eczki.
Kolacja zosta a podana w pomieszczeniach dla s u by tu za kuchni . Jem siedzia cicho i przys uchiwa si
rozmowom prowadzonym doko a. Zdawa o si , e nie tylko stajnie cierpia y na brak s u cych. Zastanawia si , ile
ludzi pracuje w polu. Z tego, co zd y si dowiedzie+ w wiosce, wdowa Carstairs hodowa a owce, ale by y to
stada nawet nie w po owie tak du e, jakie ongi biega y po pastwiskach Ravencroft.
W ka dym razie karmi a dobrze, to musia przyzna+. Nie sk pi a doskona ego jedzenia nawet s u bie i by a
powszechnie lubiana. W g osach wypowiadaj cych jej imi s ysza jedynie sympati . Przy apa si na my li, e ta
ma a figurynka w za du ych spodniach i kapeluszu opadaj cym na oczy... Jak ona, na mi o + bosk , mog a
po lubi+ Carstairsa? Nie móg wiedzie+ tego na pewno, ale zdawa o si , e jest przyzwoit istot .
Otrz sn si . Nie chcia my le+ o uczciwo ci ony Emanuela Carstairsa. Przyby do Ravencroft powodowany
ch ci zemsty. Mi dzy innymi. Planowa j ju od tak dawna! Nadal czu w ciek o +, która ogarn a go na wie +,
e nowy w a ciciel Ravencroft od prawie roku gryzie ziemi . Rozlu*ni odruchowo zaci ni te w pi ci d onie.
Mo e i zemsta go ominie, ale na pewno postara si osi gn + swój drugi cel. Gdy ju dopnie swego, m oda wdowa
b dzie musia a poszuka+ sobie kogo innego do czyszczenia stajni.
Zawstydzony w asnym gniewem, szybko doko czy posi ek i pod y do stajni na cowieczorny obchód. To by
jeden z jego nowych obowi zków, powierzonych mu przez Jonasza.
Sko czy prac dopiero po kilku godzinach. Gdy ju si umy pod pomp w rogu dziedzi ca, poszed pod dom.
D ugo sta i przygl da si jego kamieniom b yszcz cym w zachodz cym s o cu. Pomy la , e posiad o + jest
naprawd tak pi kna, jak to zapami ta - zdawa o si , e naturalnie wyrasta z agodnie sfalowanych wzgórz
Cotswolds. Pierwotnie posiad o + zbudowana by a na obwodzie kwadratu, lecz z czasem poszczególni w a ciciele
dodawali do ca o ci ró ne budynki. Obecnie podjazd otoczony by dwoma pot nymi skrzyd ami, za którymi
rozci ga y si jeszcze inne budowle. Patrz c na zaniedbany trawnik przed domem, Jem zastanawia si , jak m oda
wdowa daje sobie rad , by wszystko utrzyma+ w jakim takim porz dku.
Gdy tak sta w promieniach zachodz cego s o ca, zdawa o mu si , e ka dy kamie , ka de drzewo i ka dy
zakamarek ma od lat wyryty w pami ci.
Ju nied ugo - pomy la rozradowany. Nied ugo...
Wróci na dziedziniec przed stajni i w mroku przycupn na ma ej aweczce przed jednym z budynków. Wdycha
zapach lata unosz cy si w rozgrzanym po upalnym dniu powietrzu.
Jestem w domu. O ma o nie wypowiedzia na g os zdania, które bezwiednie pojawi o si w jego my lach.
Zobaczy , e z mroku wynurza si zwalista posta+ Jonasza, i przesun si troch , by zrobi+ miejsce dla starego.
- Nie*le ci posz o, mój ma y - mrukn cicho Jonasz. - Jak na kogo nowego w robocie, rzecz jasna. - Iuj c
s omk , patrzy gdzie w dal przez par minut. Nie patrz c na Jema, doda : - I jakie to uczucie znowu znale*+ si w
domu, lordzie Glenraven?
6
2
e co, przepraszam? - Zaskoczony Jem odwróci si do starego przywdziewaj c na twarz mask niezrozumienia.
W odpowiedzi Jonasz za mia si chrapliwie.
- Niee. Nie usi ujcie mnie zwie +, paniczu. Ju co za wita o w tej mojej starej epetynie, gdy tylko zobaczy em
panicza dzi rano. I nie potrwa o to d ugo, zanim si upewni em.
Jem d ugo przygl da si starszemu m czy*nie, zanim wreszcie odpowiedzia .
- Czym si zdradzi em? - zapyta w ko cu.
- Wygl da panicz cosik znajomo. No i to dumne uniesienie g owy. Zawsze mia panicz w sobie wi cej godno ci
ni nasz pan. No i kiedy powiedzia em, by przyniós panicz now uprz , od razu, bez pytania, wiedzia panicz,
gdzie po ni i +.
- Powinienem by wiedzie+ i nie stara+ si ciebie oszuka+, ty stary diable. - Jem za mia si niem drze.
- Ano. - Jonasz zachichota i zdawa o si , e zmarszczki na jego twarzy zrobi y si jeszcze g bsze.
Nagle Jem spowa nia .
- Czy mog ci zaufa+, e nie wydasz mnie, przez jaki czas?
- To zale y. - Jonasz ju si nie u miecha . - Nie podoba mi si pomys tajemnic przed pani Carstairs. Czy by
przyby tu panicz, eby zrobi+ jej co z ego? - zapyta niespodziewanie.
- Nie! - wykrzykn Jem. - Oczywi cie, e nie. Có , w ka dym razie...
Jonasz zamrucza co pod nosem, po czym doda g o niej:
- Je eli wolno zapyta+, to czemu panicz w ogóle wróci ? Ieby narobi+ k opotów pani Carstairs?
Jem patrzy staruszkowi w oczy, zastanawiaj c si , jak du o mo e mu powiedzie+. Je eli opowie o swoich
planach Jonaszowi, a ten natychmiast powtórzy, co us ysza , pani Carstairs, któr najwyra*niej bardzo szanowa ,
wszystko przepadnie. Z drugiej strony, przyda by mu si sprzymierzeniec na terenie posiad o ci - kto , kto zna by
mechanizm dzia ania Ravencroft pod nowymi rz dami. Jem wiedzia doskonale, e Jonasz by bardzo oddany
dawnemu panu tej posiad o ci i jego rodzinie.
Nabra g boko powietrza i powiedzia :
- Jonaszu, ile wiesz o tym, co tu si sta o... kiedy ojciec...?
- Dzie , w którym umar stary pan, a posiad o + przej Emanuel Carstairs, by najczarniejszym dniem
Ravencroft i wszystkich jego mieszka ców. - Do g osu Jonasza wkrad o si rozgoryczenie. - Nie chcia bym by+
nieuprzejmy, ale nikt z nas tu nigdy nie móg zrozumie+, dlaczego pa ski ojciec do tego dopu ci .
- Ale wydajesz si lubi+ wdow po Carstairsie.
- Aaa, to ju ca kiem inna historia. Mówiono, e zosta a podst pnie zmuszona do po lubienia tego starego
ajdaka. Jej ojciec, podobnie jak pa ski, by winien Carstairsowi pieni dze. I chocia niegodziwiec by ju starym
capem, nadal lubi adne m ode panienki. Pani Claudia spodoba a mu si od pierwszego spojrzenia.
Kadne m ode panienki? Jem popatrzy podejrzliwie na starego koniuszego. Nadal mia przed oczami umorusane
stworzenie, w bezkszta tnym m skim ubraniu, o wiele na nie za du ym.
- Jedno trzeba jej przyzna+ - kontynuowa Jonasz. - Niewiele j obchodzi o, czego chce ten stary ajdak.
- Czy by? Z tego, co mówi e , mo na by przypuszcza+, e trzyma j mocn r k .
Szorstki miech Jonasza rozbrzmia w nocnej ciszy.
- Ano, tak by mo na sobie pomy le+. Ale nasza pani nie daje sob pomiata+ byle komu. Oj, próbowa ci on z ni
swoich sztuczek, jak z dwiema poprzednimi. A tak - doda , widz c pytaj ce spojrzenie Jema. - Dwie mia ony
przed pani Claudi . Ju po dwóch tygodniach pobytu w Ravencroft po lubi pierwsz . Umar a w rok pó*niej, a on
po lubi nast pn nieca e sze + miesi cy potem. Ta przetrwa a troch d u ej... trzyma a si jakie trzy lata.
- A jak one...
- No, oczywi cie, ludzie du o gadali... Po mojemu, to Carstairs zabi je obie - powiedzia spokojnie Jonasz. - Nie
specjalnie, rzecz jasna... ale widzia em nieraz, jak bi pani Juli , swoj pierwsz on . Có , nieraz j bija , ale tego
dnia byli na dworze... obok stajni. To by a ma a kobietka i pewno zrobi a co , co go rozw cieczy o. W ka dym
razie uderzy j pi ci , a biedactwo upad o jak podci te drzewo i uderzy o g ow o murek fontanny.
- Dobry Bo e! - j kn Jem. - Czy nie by o nikogo, kto by jej pomóg ?
Jonasz za mia si krótko i nieweso o.
- Nie by o nikogo takiego. Za pomoc pani Julii mo na by zap aci+ posad , je eli nie g ow . Pani sama podnios a
si i posz a do domu. Zdawa o si , e wszystko z ni w porz dku, ale par tygodni pó*niej po o y a si do ó ka i
ju z niego nie wsta a. Doktor powiedzia , e to by o zapalenie mózgu. Ja tam my la em... có , niewa ne, co
my la em.
- A druga ona? - zapyta Jem przera onym szeptem.
- Pewnej nocy wybieg a z domu. Podobno w ciek si na ni . Pokojówka mówi a, e przez cian by o s ycha+,
jak j bi . Noc by a zimna jak diabli i ca y czas pada deszcz. A ona bieg a i bieg a. Carstairs poszed jej szuka+ z
paroma s u cymi, ale min o sporo czasu, zanim j znale*li... na podwórzu ko cio a, przemokni t i dygocz c z
zimna. Dosta a zapalenia p uc i nieca y tydzie pó*niej by a ju na cmentarzu.
- Wiedzia em, e Carstairs by potworem - powiedzia Jem zduszonym g osem. - Ale zdaje si , e nie zna em
7
nawet po owy jego niegodziwo ci. Patrz c na kogo , nigdy nie mo na by+ pewnym, jakie z o w sobie kryje.
- Ano tak - odrzek zamy lony Jonasz. - Wielki by z niego ch op. Pot ny i krewki. - Jem, przypominaj c sobie,
pokiwa g ow . - Zawsze mi y i przyjacielski dla tych, którzy mogli mu by+ w czym pomocni. Okoliczni panowie
uwa ali go za wspania ego cz owieka... nigdy nie widzieli, jak bi i przeklina s abszych i zale nych od niego.
- Ale... - przerwa mu Jem - ...powiedzia e , e z obecn pani Carstairs sprawa wygl da a inaczej.
- A tak. Z pocz tku próbowa z ni tak jak z poprzednimi. Podobno pierwszej nocy pobi j do krwi. - Jonasz
podrapa si po zaro ni tej brodzie. - Ale to ju nigdy wi cej si nie powtórzy o. Sam nie wiem, ale zdawa o si ...
e ba si jej po tym. Naprawd si ba . Traktowa j od tej pory... no, mo na powiedzie+, e z szacunkiem. W
ka dym razie przejmowa si ni bardziej ni kimkolwiek innym. No i...
- A jak umar ten stary ajdak? W wiosce powiedzieli mi, e po prostu spad z konia.
- Có , na to by wygl da o. Którego wieczora wraca do domu pijany. By z nim jeszcze jeden go +... Pili po
drodze, piewali na ca e gard o i takie tam. Ten drugi, Minchin si nazywa , powiedzia pó*niej, e ko Carstairsa
sp oszy si nagle i poniós . Jedyne, co jest w tej historii pewne, to to, e znaleziono pana w rowie, ze z amanym
karkiem. P k jak zapa ka. Nikt nie a owa wrednego otra. W ka dym razie nikt, kto go zna .
- Jak rozumiem, równie by wredny jako m , co jako pracodawca.
- Nawet gorszy. W cieka si o byle co... pami tam, jak wpada do stajni... zawsze z jedn z tych swoich list w
r ce. Stale robi listy... zapisywa wszystko, co chcia , eby by o zrobione. W wi kszo ci to nie trzyma o si kupy,
ale wystarczy o, by cho+ jedna rzecz nie by a wykonana po jego my li, a ju apa za szpicrut ... albo kopa gdzie
popad o. A jednak powa nym problemom pozwala prze lizgiwa+ si mi dzy palcami. Przej interesy pa skiego
ojca... - szerokim gestem wskaza stajnie, po czym wyda z siebie nieartyku owane mrukni cie - ...i zamieni
wszystko w ruin . Sprzeda ca e stado, sztuka po sztuce, bo tak mu si w a nie podoba o. A potem, gdy interesy
zacz y i + naprawd *le, sprzeda reszt za grosze. Na szcz cie nie zd y sprzeda+ Czarodzieja, niech chwa a
b dzie Naj wi tszej Panience. - Stary koniuszy westchn ci ko. - Oj, eby tylko pa ski ojciec nie odda mu
ziemi.
Zamy li si ponuro i dopiero s owa Jema wyrwa y go z ot pienia.
- Mój ojciec nie odda Ravencroft Carstairsowi, Jonaszu. Ten ajdak ukrad mu posiad o +.
- No, jak e to? - Jonasz a otworzy usta ze zdziwienia. - Nie chce mi pan powiedzie+, e... Przecie powiedziano
nam, e pa ski ojciec zacz gra+... i...
- I straci posiad o +, bo nie by w stanie odda+ d ugu Carstairsowi? - Jem by bardzo opanowany, ale jego g os
ci ostro. Opanowawszy si , mówi ju ciszej: - To musi zosta+ mi dzy nami, stary przyjacielu. Czy pami tasz
mo e Gilesa Daventry’ego?
- No, pewno! Siostrze ca Squire’a Fairworthy’ego... cz sto sp dza tu lato. Fairworthy’owie ju tu nie
mieszkaj ... jakie pi + lat temu sprzedali ziemi . Nigdy specjalnie nie lubi em m odego Gilesa, je eli chce pan
wiedzie+.
Jem u miechn si do niego ponuro.
- Ani ja, Jonaszu, ani ja. Jaki czas temu natkn em si na niego w Londynie i okaza o si , e sporo wiedzia o
tym, co zasz o mi dzy panem Carstairsem a moim ojcem.
- To znaczy, co wiedzia ? - zapyta zaciekawiony Jonasz.
- To d uga historia. Wystarczy powiedzie+, e Emanuel Carstairs oszuka podst pnie mojego ojca, ukrad mu
Ravencroft, a potem go zamordowa . Z ycia mojej matki uczyni takie piek o, e uciek a pod os on nocy wraz ze
mn i dwiema moimi siostrzyczkami.
Jonasz otworzy usta, lecz przez kilka chwil nie powiedzia ani s owa.
- Mój Bo e! - wykrztusi w ko cu. A po chwili zastanowienia doda : - Czy chce mi panicz powiedzie+, e po to
wróci ? By odzyska+ Ravencroft?
- Tak.
- Mój Bo e! - powtórzy Jonasz. - Ale...
- ...ale dlaczego nie podszed em do g ównych drzwi i nie oznajmi em wszem i wobec, e Jeremy Standish
powróci , by zaj + z powrotem Ravencroft?
- Noo... tak.
- Bo jest jeszcze kilka spraw do wyja nienia. Na przyk ad musz znale*+ dowód na to, co mówi .
- Ale, zdawa o mi si , e powiedzia panicz...
- Powiedzia em, e Giles Daventry sporo wiedzia o tym, co tu si sta o. W a ciwie bez jego pomocy Carstairsowi
nie uda oby si przeprowadzi+ tego diabelskiego planu. Daventry podpisa zeznania przeciwko Carstairsowi, ale to
za ma o. Z o y zeznania ju po aresztowaniu za inne przest pstwa, chcia w ten sposób z agodzi+ wymiar kary.
Dobry adwokat móg by podwa y+ podobne wiadectwo. Jest jednak dowód ukryty tu, w Ravencroft, który musz
odnale*+, zanim b d móg zg osi+ prawo w asno ci do ziemi.
- A co z pani Carstairs?
- No tak - rzek cicho Jem. - Co z pani Carstairs?
- Nie wiem, jak móg bym ci pomóc, ch opcze... to znaczy milordzie. Ale je eli to oznacza wyrzucenie pani
8
Claudii za drzwi, to nie chcia bym tego robi+. Jeszcze zanim ten ajdak zdech , przej a piecz nad stajni ...
w a ciwie nad tym, co z niej zosta o. W o y a ca e serce w odbudow stadniny. Mo e, jak na razie, nie jest to
kopalnia z ota, ale dajemy sobie rad . Pani Claudia wszystkie pieni dze, jakie dawa jej pan, przeznaczy a na
kupno kilku dobrych klaczy dla Czarodzieja. W a ciwie to ona nie bardzo zna si na koniach, ale zawsze mia a
mnie do pomocy. Poza tym, gdy przychodzi co do czego... potrafi by+ twarda. Potrafi si te nie*le targowa+.
- Nie mog a wybra+ lepszego doradcy ni ty. - Jem za mia si i delikatnie poklepa starego po plecach. -
Powiedz, czy posiad o + nadal utrzymuje si z hodowli owiec?
- Niewiele mi o tym wiadomo. - Jonasz niepewnie wzruszy ramionami. - Carstairs sprzeda sporo ziemi... i owiec
te . Nie mamy ju te sta ego owczarza. Mo e dlatego, e nie ma ju zbyt wielu zwierz t. Pani Claudia sama
prowadzi interesy i nie lubi, gdy kto si w nie miesza.
- Zdaje si , e wszystko chyli si ku upadkowi, co? - zapyta Jem wzdychaj c niewyra*nie.
Po kilku minutach Jonasz zapyta niepewnie:
- Czy wolno zapyta+, milordzie, gdzie si pan podziewa od...
- Zamieszka em w rezydencji w Londynie. Kiedy zrozumia em, e sam mog wybra+ sobie nazwisko, wybra em
nazw miesi ca, w którym przyby em do stolicy. Nie by o lekko, ale jako uda o mi si zebra+ troch z ota w tym
mie cie kapi cym od przepychu.
- A jak si to panu uda o?
- Z pocz tku zarabia em jako drobny z odziejaszek. Potem nauczy em si wykorzystywa+ zgubne nawyki moich
wspó ziomków. - Jonasz patrzy na niego nic nie rozumiej c. - Hazard, Jonaszu, hazard. To na óg, który mo na
spotka+ w najelegantszych klubach dla d entelmenów i w najobskurniejszych portowych tawernach. Ale nie. -
U miechn si na widok niepewnej miny starego. - Ja nie gra em. Nauczy em si natomiast, jak mo na
wykorzystywa+ tych, którzy ulegli na ogowi. Zebra em dzi ki temu troch pieni dzy. Mo e nie jest tego zbyt
wiele, ale wystarczy na odbudowanie Ravencroft i mo e na jeszcze troch . - Jonasz potrz sn g ow w niemym
zachwycie, a Jem mówi szybko dalej: - A je eli chodzi o moje plany, to ja tak e nie wiem, w czym móg by mi
pomóc, Jonaszu... w ka dym razie w tej chwili. Najwa niejsze jest, by teraz nic nikomu nie mówi . - Zawaha si .
Przez chwil rozwa a mo liwo ci, po czym powiedzia : - Obiecuj , e wymy l sprawiedliwe rozwi zanie
wzgl dem pani Carstairs.
- No, nie wiem. - Jonasz potrz sn g ow . - Po prostu sam nie wiem. - Przyjrza si uwa nie Jemowi.
Ten odetchn g boko.
- Jonaszu, rozumiem, e chcesz chroni+ pani Carstairs. Bóg jeden wie, e znalaz a si w fatalnej sytuacji, ale to
nie jest tak, e chc ukra + co , co do niej nale y. Ravencroft Jest moim domem, nie jej, i chc go odzyska+. Czy to
*le?
- No... nie, ale...
- Masz racj , móg bym i + do s du i przedstawi+ dokumenty... zeznania Gilesa Daventryego... i czeka+ na
pozwolenie przeszukania domu. Mo e wtedy znalaz bym jeden ma y dokument, który potwierdzi by wszystko, co
powiedzia Giles Daventry. Ale to mog oby trwa+ wiele miesi cy, podczas których zarówno pani Carstairs, jak i ja
yliby my w ogromnym napi ciu.
Ci kie westchnienie by o jedyn odpowiedzi Jonasza.
- Jeszcze raz ci powtarzam - rzek Jem spokojnie. - Wdowa Carstairs w niczym nie ucierpi.
- No dobrze - powiedzia wreszcie Jonasz zmartwionym g osem. - Nic nie powiem. W ka dym razie nie teraz.
Musz to sobie przemy le+. - Przesun si troch i przeci gn . - Chyba najlepiej b dzie, je eli po o ymy si spa+.
Jem bardziej wyczu , ni zobaczy ironiczny grymas na twarzy starego.
- Niech mi pan pozwoli pokaza+ sobie miejsce pa skiego zakwaterowania, milordzie. Widzi pan t tam stajni ?
B dzie pan spa w trzecim boksie na lewo. W tej chwili jest pusty - doda uprzejmie. - Prosz si wyspa+ dobrze...
Jutro b dzie trudny dzie .
Ale Jem bardzo d ugo nie móg zasn +. Otuli si starym kocem, który da mu Jonasz, po o y si na wie ym,
pachn cym sianie i za o y ramiona pod g ow . Wpatruj c si w ciemno + s ysza myszy buszuj ce w sianie i konie
prychaj ce w boksach obok.
U miechn si w ciemno ci. Wreszcie by w domu... nawet je eli jego powrót nie wygl da tak, jak to sobie
wymarzy . Iaden z oczy ca nie uciek z wrzaskiem na jego widok, aden wie niak nie powita rado nie powrotu
prawowitego pana. Jednak Jem doskonale zdawa sobie spraw , e to by y tylko marzenia, dzi ki którym uda o mu
si przetrwa+ tyle lat na bruku Londynu.
Podczas ilu to nocy, sp dzonych w najokropniejszych zau kach portów londy skich, tuli si z p aczem do snu?
Jak cz sto szuka schronienia w piwnicach albo na strychach opuszczonych domów? Przez wiele lat utrzymywa a
go przy yciu mroczna wizja zemsty. Pewnego dnia powróci do Ravencroft i naprawi okropne krzywdy, które
wyrz dzono jego rodzinie. Rozkoszowa si wizj Emanuela Carstairsa j cz cego na ziemi z mieczem wbitym w
brzuch albo czo gaj cego si w przera eniu, podczas gdy on sta by nad nim z batem.
Oczywi cie, z biegiem lat rzeczywisto + pokaza a swoj paskudn g b i plany musia y nabra+ nowych
kszta tów. Nadal my la o zem cie, lecz ju w bardziej subtelnej formie. Publiczna ha ba albo mo e do ywotnie
9
zes anie na roboty do wi zienia nad Botany Bay. Ma y ch opiec wyrós na doros ego m czyzn , a obracaj c si w
ró nych rodowiskach wymagaj cych bystro ci umys u, zdolno ci i nie za wielu skrupu ów, zebra sporo
pieni dzy.
U miechn si ironicznie. Teraz nareszcie spe ni si jego sen. Wiedzia , e ma doskona e przebranie, potrzebne
dokumenty i gotówk . By przygotowany na mierteln konfrontacj z Emanuelem Carstairsem. I co? W drzwiach
zosta powitany przez hard ma osóbk o melodyjnym g osie, w zadziwiaj cym stroju, która zniweczy a jego
wspania e plany i kaza a mu wybiera+ gnój ze stajni. Zacisn usta w bezsilnym gniewie na my l, e Carstairs
umkn wszelkiej ludzkiej zem cie.
Przekr ci si na bok i zanurzy twarz w osza amiaj co pachn cym sianie. Zanim zasn , przypomnia sobie
najwa niejsze... e wreszcie jest w domu. On, Jeremy Standish, lord Glenraven wróci po swoje dziedzictwo.
Niewa ne, e na razie by to tylko jeden ma y ko ski boks. Wszystko w swoim czasie. Na wszystko nadejdzie
odpowiednia chwila.
Pwit wsta wcze nie nast pnego poranka, obwieszczony s o cem przeb yskuj cym przez wysokie okna i
niecierpliwymi pochrapywaniami pozosta ych mieszka ców stajni. Jem wygramoli si na dziedziniec i szybko
umy przy studni. Tam spotka Jonasza, który dopiero co przyszed ze swej wygodnej kwatery znajduj cej si nad
stajni . Po jakim czasie pojawi si tak e i Lucas. Nie by o natomiast ladu pani Carstairs.
- Radz ci si pospieszy+ z dzisiejszym obrz dkiem, mój ch opcze - powiedzia Jonasz, gdy ju wymieniono
poranne pozdrowienia. - Pani chce, by przyszed po pracy do domu. Wygl da na to, e b dziesz mia wi cej pracy
jako kamerdyner ni jako stajenny.
Lucas popatrzy na Jema niech tnym wzrokiem.
- A mo e my lisz, e jeste od nas lepszy, skoro pani wzywa ci do domu?
- Niespecjalnie. - Jem wyszczerzy z by w u miechu. - Ale b d teraz musia bardziej uwa a+, prawda? Pani
pewno by nie chcia a, ebym us ugiwa go ciom w butach ubrudzonych gnojem.
Na t ripost Lucas odwróci si i poszed do w asnych obowi zków, a Jem spojrza na Jonasza.
- Czy to po to wzywa mnie pani Carstairs? Iebym przej obowi zki Morgana?
- Zdaje si , e tak - odrzek Jonasz lakonicznie. - Panna Melksham, to znaczy panna Augusta Melksham, ciotka
pani Carstairs, ju od dawna mówi a, e trzeba by kogo znale*+ na to miejsce. A e nied ugo przyje d a jej siostra
i szwagier...
- Co si sta o z Morganem? Umar ?
- Ano, zmar o mu si z miesi c temu. Bardzo ju by stary.
- Pewno tak. By tu przecie , odk d pami tam. Jak umar ?
- No có - odrzek Jonasz. - Mo na by powiedzie+, e nik w oczach. Ci z domu mówili, e serce mu p k o... wie
panicz, on zawsze chcia odej + wtedy, z pana matk .
Jem przytakn . Dobrze pami ta zy w oczach starego s u cego, gdy matka wraz z dzie+mi opuszcza a
Ravencroft, by nigdy ju do niego nie powróci+.
- Z drugiej strony, je eli serce mu p k o... i tak d ugo si nie dawa . - Jonasz za mia si cierpko. - No i zobaczy
Wreszcie, jak chowaj Carstairsa do ziemi. Potem mówi , e to by najszcz liwszy dzie w jego yciu. Nie... po
mojemu to stary Morgan ju po prostu nie mia si y. Zm czy si i umar . Wszystkich nas to czeka - zako czy
filozoficznie.
- Opowiedz mi o tej ciotce.
- No... zamieszka a tu po mierci Carstairsa. Nie bardzo Wypada o, by pani Claudia mieszka a sama. W ko cu nie
jest jeszcze paskudn star kwok . A panna Augusta mo e i jest troch d ta, ale bije w niej dobre serce.
- A ta siostra i szwagier?
- Nazywaj si Reddingerowie - burkn Jonasz. - Thomas i Rose Reddingerowie. Ona to stale chichocz ca
idiotka, a z niego jest zwyk y padalec, jakich pe no mo na znale*+ pod ka dym kamieniem. Za ycia Carstairsa w
ogóle nie by o ich tu wida+. Dopiero teraz przyje d aj tak cz sto, jak tylko si da.
- Doprawdy?
- Domownicy mówi , e Reddingera a wierzbi te t uste paluchy, by przej + kontrol nad Ravencroft.
- Ale czy zgodnie z prawem posiad o ci nie odziedziczy a pani Carstairs? W ka dym razie teoretycznie?
- A tak. Ale zdaje si , e pan Reddinger uwa a, e b dzie móg równie atwo kontrolowa+ szwagierk jak w asn
on . Do tej pory nie dawa a mu si , ale ostatnio stary Thomas zacz bawi+ si w swata. Znalaz dla niej
kandydata na m a. Nazywa si Fletcher Botsford. Taki ma y chudy szczurek bez poczucia humoru, który daje si
wodzi+ Reddingerowi za nos i sam o tym nie wie. Je eli pani Claudia po lubi Botsforda, Ravencroft przejdzie na
niego, czyli w a ciwie w r ce Thomasa.
Jem gwizdn cicho.
- Zdaje si , e Cotswolds b dzie wiadkiem niebagatelnego dramatu. By+ mo e pani Carstairs b dzie zadowolona
mog c si wydosta+ z ca ego tego zamieszania, gdy Ravencroft wreszcie wróci w r ce Standishów.
Jonasz mrukn co pod nosem i odwróci si .
10
Przez ca y poranek Jem rozmy la o nadchodz cej chwili wej cia do domu. Wywozi gnój, rozdawa pasz ,
roznosi wod , zamiata stajni i pomaga Jonaszowi przy Jenny, a jego my li ca y czas kr y y wokó jednego:
jakie ró nice zauwa y, gdy wreszcie minie kuchni i pomieszczenia dla s u by i przez ogromny hali przejdzie do
pa skiej cz ci domu?
W ko cu Jonasz nakaza mu sko czy+ robot . - Lepiej id* i zobacz, czego chce od ciebie pani Carstairs.
Po prostu id* do kuchni, a która pokojówka zaprowadzi ci do niej.
Jem przytkn palec do daszka czapki, po czym uda si do domu. Min ogród na ty ach kuchni i po chwili
rozmawia z m od dziewczyn ubran w prosty strój pokojówki. Patrzy a na niego z nie ukrywanym
zainteresowaniem.
- Je eli tu poczekasz, pójd i powiem pani, e ju jeste .
Lekko wbieg a na schody i po kilku minutach wróci a, informuj c go uprzejmie, e pani domu przyjmie go w
g ównym hallu.
Bior c g boki oddech. Jem poszed za dziewczyn schodami wiod cymi z kuchni na pi tro. Przeszli przez wiele
pokoi, których funkcj mgli cie przypomina y Jemowi znajome zapachy... owoców i zió w jednym... miodu w
drugim, a myd a i czego jeszcze w nast pnym...
Przeszli przez kilkoro drzwi i w ko cu stan li w ogromnym hallu, z którego prowadzi y drzwi do wielu elegancko
umeblowanych pokoi. Jem patrzy na wszystko ciekawie, jak przez mg przypominaj c sobie dom swojego
dzieci stwa. W ko cu doszli do ogromnej sieni - g ównego wej cia do posiad o ci. Hali by prawie nie
umeblowany i Jem zastanawia si , co mog o si sta+ ze redniowiecznymi zbrojami, szerokim d bowym sto em i
ogromnymi makatami, które by y cz ci jego dzieci stwa.
- Pani Carstairs zaraz zejdzie - powiedzia a pokojóweczka i z cichym szelestem spódnicy pobieg a do swoich
obowi zków.
Jem powoli przechadza si po marmurowej posadzce, a przystan przy wn ce mi dzy oknami. Oparta o cian
sta a tam ogromna halabarda. Pami ta , e kiedy usi owa j podnie +, czego jego siostra o ma o nie przyp aci a
yciem. Podszed do kamiennego kominka, tak du ego, e bez trudu zmie ci oby si w nim ca e drzewo. Teraz
by a pe nia lata, kominek by wi c pusty, jednak Jem pami ta weso e p omienie skacz ce na palenisku i wierkowe
ga zie zawieszone z boku dla uczczenia Bo ego Narodzenia.
Bo e, jak mog e do tego dopu ci+? Ojciec zamordowany, matka wygnana z w asnego domu przez pod o +
Emanuela Carstairsa...
Nagle, potwornie znu ony, opar ramiona na okapie kominka i z o y na nich g ow . Pozosta tak przez chwil .
Potem odwróci si nagle na cichy d*wi k za plecami.
Gwa townie poderwa g ow i... otworzy usta ze zdumienia. Po schodach, ubrana w prost mu linow sukni ,
schodzi a najpi kniejsza kobieta, jak widzia w yciu.
3
Claudia zatrzyma a si w po owie drogi na dó . Stoj c na ogromnych schodach patrzy a ze zdziwieniem na
czekaj cego na ni m odzie ca. W jego srebrzystych oczach zdawa y si gromadzi+ promienie s oneczne,
wpadaj ce do halki przez wysokie okna. Znowu uderzy o j dziwne uczucie napi cia. Gdy tak na ni patrzy ,
poczu a, e gdzie w g bi zaczyna budzi+ si w niej dr enie. Ich oczy spotka y si i poczu a niewidzialn , lecz
zadziwiaj co mocn ni+ porozumienia mi dzy nimi.
Zanim podj a w drówk w dó schodów, zamruga a nerwowo powiekami i wyg adzi a sukni .
- Powiedzia e , e nie s ci obce obowi zki kamerdynera - rzek a bez tchu.
Nie odpowiedzia , tylko nadal patrzy na ni oszo omiony. Dobry Bo e - pomy la - i kto móg by przypuszcza+,
e pod tymi starymi wstr tnymi m skimi achami kryje si takie cudo? Jej w osy mia y niezwyk y kolor dojrza ej
pszenicy, który doskonale harmonizowa z jasnymi, bursztynowymi oczami. Trzyma a si dumnie i zdawa o si , e
po schodach schodzi o ywiony marmurowy pos g bogini. Dopiero po paru minutach odzyska panowanie nad
sob .
- Tak, pani Carstairs - wymamrota wreszcie. - To prawda. Znam obowi zki kamerdynera i jestem na pani
rozkazy.
Zaczerwieni a si , rozumiej c, e nie od razu rozpozna w niej ma ego stajennego w wyszarganym ubraniu.
Wyprostowa a si i powiedzia a ch odno:
- Jak ju zapewne zd y e zauwa y+, nie mamy gospodyni w domu. Te obowi zki zazwyczaj pe ni moja ciotka
Augusta... to jest panna Melksham, ale w tym momencie jest zaj ta gdzie indziej. Tak wi c to ja oprowadz ci po
Ravencroft.
- Ca a przyjemno + po mojej stronie, prosz pani - odpar g adko Jem. Rozejrza si po hallu i wykona obszerny
gest ramieniem. - To bardzo imponuj ce miejsce. Czy wolno zapyta+, kiedy ten dom zosta wybudowany?
- Sama nie jestem pewna, panie January. Kto mi kiedy powiedzia , e za czasów Jerzego I. Dom by wtedy o
wiele mniejszy, lecz nast pne pokolenia stale co dobudowywa y.
Claudia pomy la a, e ani w rozmowie, ani w nowym kamerdynerze nie by o nic, co mog oby j przyprawi+ o tak
gwa towne bicie serca. A jednak czu a si , jakby dopiero co pokona a dziesi + mil w pe nym s o cu. Zdawa o si ,
11
e rozmowa przebiega na dwóch poziomach - jednym, zupe nie zwyczajnym i prozaicznym... i drugim, nie
wypowiadanym i niebezpiecznym. Po chwili us ysza a jego nast pne pytanie.
- Czy to rodzina zmar ego pana. Carstairsa by a w a cicielem posiad o ci przez wszystkie te lata? - Chocia zada
to pytanie wyj tkowo uprzejmym tonem, Claudia mia a wra enie, e co nie dopowiedzianego zawis o w
powietrzu. Co , co sprawi o, e poczu a si nieswojo.
- Nie - odrzek a krótko. - Mój m przeniós si do Ravencroft dopiero kilka lat temu. Nie wiem, jak d ugo
posiad o + by a w r kach poprzednich w a cicieli.
Jem patrzy na m od wdow przymru onymi oczami. Bo e, ale by a pi kna! Dlaczego nie zauwa y tego
poprzedniego dnia? Chocia w a ciwie nie by o jej wida+ spod ogromnego kapelusza, za du ej koszuli i stajennego
kurzu, od razu powinien zauwa y+ jej urod . Nic dziwnego, e zawróci a w g owie staremu Carstairsowi.
Niedobrze zrobi o mu si na my l, e to pi kne stworzenie musia o podda+ si takiej wini. Odchrz kn cicho.
- Szkoda, e pan Carstairs odszed , zanim... hm... zanim da pocz tek w asnej dynastii.
Pani Carstairs nie odpowiedzia a na t uwag . Po prostu odwróci a si i wysz a szybko z pokoju. Jem poszed za
ni z rozbawieniem w oczach. Po chwili stan li w ogromnej komnacie roz wietlonej promieniami s o ca, które
wpada y przez wysokie okna. Te w a nie okna by y innowacj wprowadzon przez jego matk . Przedtem pokój
zawsze ton w pó mroku z powodu ma ych, *le wstawionych okienek.
- Ten pokój nazywamy szmaragdowym salonem - powiedzia a obecna pani tej posiad o ci, wskazuj c na
szmaragdowozielone zas ony wisz ce w oknach i szmaragdowe obicia mebli. - Tu zazwyczaj przyjmujemy go ci.
Tu tak e przychodz , gdy mam chwil czasu i chc poczyta+ albo zaj + si szyciem.
Przez pozosta e pokoje na parterze pani Carstairs poprowadzi a go do + szybko. Po pierwszym szoku doznanym
w hallu na dole Jem z wyj tkow atwo ci stawi czo o okruchem w asnej przesz o ci. Ogromna sala balowa
przypomina a o swojej wietno ci ton c w pó mroku, a w pokoju muzycznym zdawa y si brzmie+ jeszcze akordy
arii granych na fortepianie przez jego matk . Wst pili do chi skiego saloniku i przez chwil podziwiali
osza amiaj ce schody z czasów Restauracji. A w ko cu doszli do biblioteki. Tu Jem dozna nast pnego szoku,
tym razem nie zwi zanego z przesz o ci .
Spojrza na ciany pokryte pó kami pociemnia ymi od up ywu czasu. W jego dzieci stwie zape nia y je ksi ki -
niektóre bardzo cenne, oprawne w skór , inne, cz ciej czytane, by y poplamione i mia y pozaginane rogi. Wedle
s ów Gilesa Daventry’ego, w jednej z tych ksi ek Emanuel Carstairs ukry dowód swej winy. Jem patrzy z
zaskoczeniem na pó ki. Ponad jedna trzecia ksi ek znikn a!
Odwróci si gwa townie do Claudii.
- Gdzie... - zacz , lecz w tym samym momencie urwa . Jeszcze chwila... - Gdzie s te wszystkie ksi ki? -
zapyta . Po czym doda ju spokojniejszym tonem: - Zdaje si , e jest tu za du o pó ek w stosunku do liczby
ksi ek. Je eli wybaczy mi pani impertynencj .
Claudia spojrza a na niego zaciekawiona. Szalona my l przysz a jej do g owy, e to wcale nie liczba ksi ek
przyprawi a o zmieszanie jej nowego kamerdynera. Ale co? Ju chcia a usadzi+ m odzie ca jednym gro*nym
spojrzeniem pani domu, ale w ostatniej chwili si pohamowa a.
- Sprzeda am je - powiedzia a spokojnie. Zaskoczona obserwowa a wyraz zdumienia i oburzenia na jego twarzy;
znik równie szybko, jak si pojawi . Jem znowu wygl da na uprzejmie zainteresowanego. Powiedzia a wi c
cierpko: - To nie pa ska sprawa, panie January, ale mój m niewiele mi zostawi . Zapewne zd y pan ju
zauwa y+, e si u nas nie przelewa. Jestem jednak przekonana, e uda mi si doprowadzi+ Ravencroft do stanu
dawnej wietno ci. - Przerwa a na chwil . Potem powiedzia a cicho: - Nie umiem wyrazi+, jak bardzo bola a mnie
konieczno + sprzedania tego ksi gozbioru, Jednak niektóre z tych ksi ek, na przyk ad pierwsze wydanie s ownika
Johnsona, by y bardzo cenne. To umo liwi o mi kupno trzech doskona ych klaczy do hodowli.
- Rozumiem. - Uprzejma odpowied* zamaskowa a - nieprzyjemne ci ni cie o dka. Mój Bo e, jakie to
szcz cie, e cho+ kilka mebli zosta o w tym domu. Zbroje z hallu i zabytkowe makaty posz y zapewne do
handlarzy antykami.
Powoli wyszed za ni z pokoju i zanim si znale*li na nast pnym pi trze. Jem opanowa uczucia szalej ce w jego
sercu. Nie móg mie+ do niej pretensji, e chwyta a si wszelkich dost pnych rodków. Zapewne sam zrobi by
dok adnie to samo. Zawsze móg by z powrotem umeblowa+ dom, gdy posiad o + zacz aby znowu przynosi+
dochody. Ale co z t cholern ksi k , której tak potrzebowa ? Czy j te sprzeda a? Daventry nie by pewien
tytu u ksi ki, wiedzia tylko, e na pewno by w nim wyraz „wiejski”. Podobno wygl da a na troch zu yt i
nies ychanie nudn . Dlatego wybra j na schowek. W ka dym razie - pomy la z ironi Jem - liczba tomów do
przeszukania wyra*nie si zmniejszy a.
Weszli na drugie pi tro i dotarli do, jak to okre li a gospodyni, „sypialnego skrzyd a”. Wspomnienia znowu
opad y Jema. W ko cu tego korytarza znajdowa y si pokoje jego rodziców, a zaraz za zakr tem - pokój jego
sióstr. M oda wdowa otwiera a wszystkie drzwi po kolei i wyja nia a, do czego obecnie s u te pokoje. Okaza o
si , e ona pi w dawnym pokoju jego matki, a jej ciotka, panna Melksham, zajmuje pokój nale cy niegdy do
sióstr Jema.
Za kolejnym za omem korytarza wstrzyma oddech, gdy i pani Carstairs zatrzyma a si przed nast pnymi
12
drzwiami.
- Ten pokój pozostaje nie zamieszkany od czasu, gdy dwana cie lat temu mój zmar y m si tu wprowadzi . Nie
potrzebowali my a tak wiele miejsca, a poniewa jest po o ony nieco na uboczu, pozosta dok adnie w takim
stanie, w jakim by za czasów... poprzednich w a cicieli.
Gdy otworzy a drzwi, ich oczom ukaza si du y, przestronny pokój.
Jem nie móg si powstrzyma+. Wszed do rodka i podniós z ó ka pokrowiec chroni cy od kurzu. Dobry Bo e,
równie dobrze dopiero co móg by si z niego podnie + chudy dwunastolatek. On sam. Kolorowa narzuta le a a,
jakby ó ko dopiero wczoraj zosta o pos ane. Po kolei podnosi pokrowce z komody, drewnianego konika na
biegunach, niedbale wci ni tego w mroczny k t, i z pó eczek, na których schronienie znalaz y wszystkie skarby
jego krótkiego dzieci stwa. Pami ta , jak p aka w dniu, w którym us ysza , e b dzie musia zostawi+ modele
statków i niezdarnie wyrze*bion figurk Indianina.
- Bardzo mi przykro, kochanie - mówi a matka, a zy p yn y jej po policzkach. - Musimy ju i +, a zabra+
mo emy tylko to, co konieczne. Mo e pewnego dnia... - Matka nigdy nie doko czy a tego zdania. Kkaj c cicho,
pakowa a do ma ej walizeczki zupe nie niepotrzebne rz dy - takie jak ubrania, bielizn i tym podobne.
Sta pogr ony w my lach, nadal trzymaj c w d oni model statku, gdy nagle zda sobie spraw , e pani Carstairs
przygl da mu si ze zdziwieniem jasno wypisanym w pi knych oczach. Od o y statek na pó k z niezr cznym
u miechem.
- Prosz mi wybaczy+. Pokój, który od tak dawna nie by u ywany... to budzi ciekawo +.
Claudia patrzy a na niego zamy lona, nic jednak nie powiedzia a.
Niewiele pozosta o ju do zwiedzania w ogromnym domu i gdy schodzili w skimi kuchennymi schodami,
Claudia wyliczy a jego obowi zki.
- Nie mam adnego s u cego, który us ugiwa by przy stole, wi c b dzie to nale a o do twoich... och. -
Zatrzyma a si gwa townie, gdy zobaczy a nadchodz c z przeciwnej strony domu wysok , chud posta+. - To
ciocia Augusta.
Wyci gn a d onie do starszej kobiety, ale ta, zignorowawszy Jema zupe nie, wetkn a jej w r ce stos kartek.
- Czy uwierzysz, co znalaz am w starej komodzie w pralni? Ca stert starych list Emanuela! - powiedzia a nie
mog c z apa+ tchu. A kiedy reakcja siostrzenicy ograniczy a si jedynie do lekkiego uniesienia brwi, doda a
szybko: - Wszystkie dotycz zmian, jakich zamierza dokona+ na terenie posiad o ci... zdaje si , e który ze
s u cych schowa je w tym nieszcz snym kredensie, maj c nadziej , e twój m nigdy ich nie odnajdzie.
Claudia d ug chwil przygl da a si papierom trzymanym w r ce. Wyraz jej twarzy sugerowa , e jest to co
wyj tkowo obrzydliwego i mierdz cego.
- Bardzo dobrze. Zaraz je spal - powiedzia a ciotce, a odwracaj c si do Jema doda a dziwnym, sztucznie
spokojnym tonem: - Mój m zawsze wszystko notowa . Sporz dza spisy dotycz ce absolutnie wszystkiego.
Nadal od czasu do czasu zdarza si nam je znajdowa+. Ciociu - zwróci a si do starszej damy - to jest ten m ody
cz owiek, o którym ci mówi am. B dzie naszym nowym kamerdynerem. - Spojrza a na niego z pow tpiewaniem. -
Na razie.
Augusta Melksham skin a m odzie cowi g ow . Wydawa o si , e najlepsze lata ma ju za sob . By a
zadziwiaj co ko cista, wysoka, a nad regularnymi rysami twarzy górowa pot ny nos. Jej stalowoszare w osy
u o one by y w dziwaczn fryzur , sk adaj c si z ca ego mnóstwa ma ych loczków, które podskakiwa y i trz s y
si doko a czo a i policzków.
- Wydaje si bardzo m ody - powiedzia a do Claudii, ca y czas przygl daj c si Jemowi. - I marnie ubrany –
doda a.
Jem zaszura nogami, nagle czuj c si jak uczniak przyprowadzony przed oblicze dyrektora szko y.
- Ja... - zacz niepewnie, lecz szybko zamilk pod wp ywem w adczego gestu panny Melksham.
- Zdaje si , e jeste tego samego wzrostu co biedaczysko Morgan - powiedzia a starsza dama odwracaj c wzrok
do Claudii. - Mo e poka esz panu... January, czy tak? Có to za dziwne nazwisko! Mo e poka esz panu
January’emu drog do pokoju Morgana? Sama bym to zrobi a, ale ju jestem spó*niona. Obieca am pani Skinner,
e zajm si jad ospisem na nast pny tydzie .
- Ale oczywi cie, ciociu. - Claudia u miechn a si ciep o do starszej kobiety.
- A potem mo esz przyj + do kuchni - zako czy a panna Melksham, zwracaj c si tym razem do Jema. -
Przedstawi ci pani Skinner, naszej kucharce, i reszcie s u by.
Nie czekaj c na odpowied*, ruszy a swoj drog , szeleszcz c d ug sukni w ciemnym korytarzu. Jem patrzy za
ni z zaskoczeniem i dopiero po d ugiej chwili spojrza na swoj now chlebodawczyni . Zanim odwróci a si i
zacz a wchodzi+ po schodach, zobaczy b ysk rozbawienia w jej jasnych oczach.
Nieca godzin pó*niej Jem sta przed ogromnym lustrem i przygl da si swojemu nowemu wcieleniu.
Kamerdyner. W jego pami ci zachowa si wizerunek Morgana - wysokiego m czyzny, chudego niczym szkielet,
o imponuj cej postawie i nienagannych manierach. Zdziwi o go odkrycie, e sam nie jest teraz wiele ni szy od
Morgana. Niestety, koszule i marynarki starego s u cego by y znoszone i nieomal rozpada y si pod dotkni ciem.
Jem westchn . Spodniom te przyda aby si naprawa. Na szcz cie mia kilka w asnych koszul, a przy odrobinie
13
szcz cia mo e uda mu si znale*+ w domu jak mi pokojówk , która potrafi obchodzi+ si z ig i nitk .
Na górze, odprawiwszy pokojówk , Claudia zacz a przebiera+ si do kolacji. Stoj c na rodku pokoju, zdj a
powoli wyblak mu linow sukni , któr nosi a od rana. Podszed szy do szafy, zacz a przegl da+ ubog
garderob . Bardzo uwa nie ocenia a ka d sukni po kolei, gdy chcia a ubra+ si wyj tkowo starannie. Nagle
zda a sobie spraw , e chce wygl da+ jak najlepiej.
Dla w asnego kamerdynera?
Nie, nawet nie kamerdynera. Dla nieznajomego, który pojawi si znik d o wschodzie s o ca, ubrany w
sfatygowane spodnie i znoszon koszul , i który bez wahania wprowadzi si do Ravencroft. Jaki mia w tym cel? -
zastanawia a si . Nag y strach z apa j za gard o. Kim by ten m czyzna o w osach jak noc i oczach jak mglisty
grudniowy poranek? Czy nie by o w nim przypadkiem czego nies ychanie znajomego? Zmarszczy a brwi. Tak, na
pewno kogo jej przypomina . Tylko kogo? Nie zna a nikogo, kto porusza by si z gracj i zwinno ci pantery, ani
nikogo, kto mia by tak szczere spojrzenie, a jednocze nie by by tak tajemniczy.
Z g bin szafy wyj a pi kn sukni w kolorze ciemnego bursztynu. Nie nosi a jej od czasu miodowego miesi ca,
kiedy to jeszcze usi owa a zaskarbi+ sobie przychylno + m a. W o y a sukni przez g ow , a delikatny jedwab
mi kko otuli jej cia o. Spojrza a na swoje odbicie w lustrze, po czym szybko upi a w osy w prosty kok na czubku
g owy. Ju chcia a wyj + z pokoju, gdy nagle zmieni a zdanie i raz jeszcze podesz a do lustra. Z ciasnego uczesania
wyci gn a kilka drobnych z otych loczków, tak e u o y y si delikatnie wokó twarzy.
Nied ugi czas potem, rami w rami z ciotk , wesz a do jadalni. Mimowolnie zerkn a na nowego kamerdynera,
który z wielkim szacunkiem otworzy przed nimi drzwi, a potem pomóg usi + przy stole. Wielki mahoniowy blat
ugina si nieomal pod ci arem wysokich wieczników i wielu pó misków, ustawionych na podobie stwo
maszeruj cej armii.
Podczas posi ku Claudia ca y czas czu a na sobie spojrzenie m odego kamerdynera stoj cego w pewnej odleg o ci
za jej krzes em. Zdawa o si , e emanuj z niego fale ciep a i natarczywo ci, które rozchodz si po jej ciele
niczym gor cy przyp yw. Odwróci a si w stron ciotki, lecz nie potrafi a zmusi+ si do rozmowy. Zdawa o si
jednak, e ciocia Augusta nie ma podobnych trudno ci.
- Przygotowa am zielon i b kitn sypialni dla Thomasa i Rose - powiedzia a prozaicznie. - Podejrzewam, e
przywioz ze sob w asnych s u cych do opieki nad dzie+mi, ale by oby chyba lepiej zatrudni+ kilka wiejskich
dziewcz t do pomocy w domu. Sama wiesz, ile oni zawsze wprowadzaj zamieszania.
Stoj c blisko drzwi. Jem ch on wszelkie informacje dotycz ce domu, jakie tylko uda o mu si wychwyci+ z
rozmowy dam.
Ju przy pierwszym spotkaniu z kuchark i reszt s u by odkry , e obie panie nie tylko zadziwiaj co wcze nie
jadaj posi ki, nawet jak na wiejskie warunki, ale tak e bardzo ma o czasu sp dzaj przy stole. Ich posi ki sk ada y
si zazwyczaj z ciel ciny albo wieprzowiny, czasami drobiu, oraz warzyw dost pnych w sezonie.
- Podejrzewam, e masz racj , ciociu. - Claudia westchn a. - Nie podoba mi si jednak perspektywa nast pnych
wydatków. Mo e Annie Sounder i jej siostra zgodz si przyj +. Czy nie uwa asz, e powinni my zatrudni+ jeszcze
jednego s u cego?
- Nie, nawet je eli Thomas ma si na nas obrazi+. Ten cz owiek jest nies ychanie sk py, a je eli zdarza mu si
gdziekolwiek pojecha+ w odwiedziny, chce by+ traktowany jak sam król. - Siwe loki starszej damy a trz s y si z
oburzenia, a patrz c na to mo na by o oczekiwa+, e za chwil dob dzie si z nich metaliczny zgrzyt. - Dzi ki
Bogu, b dziemy mia y ich czym nakarmi+. Warzywnik za kuchni nieomal p ka w szwach. Tylko co z mi sem,
Claudio?
- Hmm - odrzek a siostrzenica zmarszczywszy brwi. - Jeszcze nie pora na rze*, ale mamy sporo kurczaków. Jest
te kilka nie*le podtuczonych wi . - Zamy li a si g boko. - Zawsze te mo emy ratowa+ si baranin .
A tak, owce - pomy la Jem, niecierpliwie przest puj c z nogi na nog . Ciekawie przys uchiwa si rozmowie i
teraz czeka niecierpliwie, eby Claudia podj a przerwany w tek. Jednak przez nast pne minuty panie skupi y si
na domowych problemach.
Dopiero gdy obie damy by y w po owie deseru, Claudia poruszy a temat, na który Jem znowu nastawi uszu.
- Dosta am dzi li cik od Squire’a Fostera. Chcia by si ze mn spotka+ w tym tygodniu.
- Ten przebrzyd y cz owiek! - wykrzykn a nieelegancko ciocia Augusta. - A có on sobie my li, traktuj c ci w
ten sposób?! Przecie w ko cu dogadali cie si , nieprawda ?
- Tak, ale nigdy niczego nie by o na pi mie. Je eli teraz zdecyduje si nie pozwoli+ mi na wypas stada na swojej
ziemi, obawiam si , e b d mia a zwi zane r ce.
Posta+ stoj ca w cieniu za ni nagle zesztywnia a.
- Czy nie proponowa ci kupna ziemi? - zapyta a nie mia o panna Melksham.
- A tak, w rzeczy samej. - Pmiech Claudii nie mia w sobie ani cienia weso o ci. - Za cen dwukrotnie wy sz ,
ni sam kupi od Emanuela kilka lat temu. Chyba nie powinnam mie+ do niego pretensji, e chce co na tym
zarobi+. - Westchn a, a potem doda a twardszym tonem: - Ale i tak zamierzam odkupi+ ka dy kawa ek ziemi,
który Emanuel przepu ci przez palce. Nadejdzie jeszcze dzie , kiedy Ravencroft zab y nie w ca ej swej dawnej
wietno ci.
14
Jem s ucha zaskoczony. Widzia , jak przy ostatnich s owach ma y podbródek Claudii podnosi si dumnie. Mo na
by pomy le+, e to jej rodzina mieszka a tu z dziada pradziada. Có mog o wzbudzi+ w niej tak wielk mi o + do
tego miejsca? Po raz pierwszy, odk d pojawi si w wiosce, poczu uk ucie winy, e pozbawi t niewinn kobiet
domu, który najwyra*niej szczerze kocha a. S dz c z tego, co mówi a, Ravencroft by dla niej rajem na ziemi i nic
nie b dzie jej w stanie tego zast pi+.
Mówi a, e chce odzyska+ ziemie Ravencroft. Jem zmarszczy brwi. Tak naprawd , to ile zosta o z ca ego
maj tku? Wed ug tego, czego zd y si dowiedzie+, gdy Emanuel Carstairs popad w tarapaty, sprzeda sporo
ziemi. A je eli... Wróci do rzeczywisto ci w chwili, gdy damy sko czy y posi ek i przygotowywa y si do wstania
od sto u.
Du o, du o pó*niej Jem le a bezsennie na w skim, lecz wygodnym ó ku w pokoiku przylegaj cym do kwater
kamerdynera. Zabija czas a do chwili, gdy wszelkie odg osy w domu zamilk y. Chcia jak najszybciej przeszuka+
pozosta e w bibliotece ksi ki. Dobry Bo e, a co b dzie, je eli nie odnajdzie dowodu, o którym opowiedzia mu
Giles Daventry?
Ma y zegar stoj cy na szafce przy ó ku wskazywa pi tna cie po pierwszej, gdy Jem wreszcie odwa y si wyj +
ze swojego pokoju. Nie rozebra si wcze niej i teraz w spodniach i koszuli zszed schodami. Znalaz szy si w
bibliotece, zacz przegl da+ tomy stoj ce na pó kach. Zdawa o si , e nie s pouk adane w aden logiczny sposób.
Ksi ka kucharska sta a tu obok podr cznika staro ytnej filozofii. Obok sta a ma a ksi eczka historii rodu
Standishów. Nigdy przedtem jej nie widzia . Wetkn j pod pach z zamiarem przeczytania u siebie w pokoju.
Si gn po nast pny tomik, gdy nagle zatrzyma go odg os kroków na korytarzu. Nastawi uszu. S ysza kroki co
najmniej dwóch osób.
4
Kroki gwa townie zbli y y si do drzwi biblioteki i równie szybko oddali y si w innym kierunku. Jem przeci gle
wypu ci powietrze z p uc i uchyli drzwi na tyle, by zobaczy+, co dzieje si na korytarzu. Otuleni wiat em wiecy,
korytarzem szli m czyzna i kobieta. Ona mówi a co szybko. Zdawa o si , e jest zdenerwowana.
Jem wyszed z biblioteki i w pewnej odleg o ci pod y za nimi. Ku jego zaskoczeniu para pod y a przez
kuchenne drzwi wprost do ogrodu za domem. Stamt d poszli szybko w kierunku stajni i po chwili znikn li we
wn trzu jednej z nich. Chwil pó*niej przez ma e okienka budynku przedar o si wiat o latarni.
Jem podbieg do budynku i otworzy szeroko drzwi. Dwie twarze odwróci y si i w tym samym momencie
zauwa y Jenny, ci arn klacz, stoj c po rodku ogromnego boksu, do którego niedawno kto dorzuci spory
snopek wie ej s omy. Claudia sta a tu obok klaczy, a Jonasz kr ci si po boksie, mrucz c co pod nosem,
poklepuj c i uspokajaj c spocone zwierz .
- Us ysza em kroki w domu... psze pani - wyja ni Jem Claudii, znowu ubranej w stare spodnie i sfatygowan
koszul . Kiedy jej twarzy nie przes ania ten okropny kapelusz wygl da a kusz co. Jej oczy wydawa y si
wyj tkowo du e i bezbronne, a w osy koloru pszenicy opada y w nie adzie na ramiona.
- Klacz zaczyna si *rebi+ - odrzek spokojnie Jonasz. - Jak na razie wszystko jest w porz dku, ale je eli co
zacznie by+ nie tak, dodatkowa para r k mo e si przyda+. Lucas pojecha do Wybeck odwiedzi+ siostr .
Jem spojrza na Claudi , która dot d nie odezwa a si ani s owem. Potem zwróci wzrok na Jenny. Ca a trójka
obserwowa a konia chodz cego niespokojnie po du ym boksie wybudowanym specjalnie na takie okazje. Co jaki
czas zwierza odwraca o eb i patrzy o z pewnym zainteresowaniem na swoje nabrzmia e cia o, jakby dziwi c si ,
jak te znalaz o si w tym dziwacznym stanie.
- Wydaje si , e nie obawia si bólu - powiedzia a Claudia po chwili.
- Nie. - Jonasz zachichota . - To tylko kobiety robi tyle krzyku przy tak prostych sprawach. Zwierz ta pracuj
ci ko, przez par minut i szybko za atwiaj , co maj do za atwienia.
- Powiedziane prawdziwie po m sku - burkn a Claudia spogl daj c nieprzychylnie na Jema, który w a nie t umi
wybuch miechu. Lecz nagle Jenny zesztywnia a i zdawa o si , e boki si jej zapad y.
- To *rebak si rusza - rzek spokojnie Jonasz. - Przygotowuje si na wypraw do naszego wiata.
Przez prawie ca nast pn godzin klacz chodzi a niespokojnie po boksie, a w ko cu nagle si zatrzyma a.
- Spójrzcie! - zawo a Jem, wskazuj c na strumie cieczy tryskaj cy spod ogona Jenny. - Mój Bo e, co si dzieje?
- Zdawa o mi si , e mówi e co o do wiadczeniu w pracy z ko mi - wymamrota cierpko Jonasz. - Odesz y jej
wody... zaraz powinien pojawi+ si *rebak.
Jenny, oddychaj c ci ko, po o y a si na s omie. Ci ko pracowa a, a jej boki unosi y si z wysi ku, gdy stara a
si walczy+ ze skurczami targaj cymi jej cia em.
- Biedactwo - powiedzia a cicho Claudia. - Zupe nie jak kobieta w po ogu. - Spojrza a na Jonasza. - Pami tasz,
jak w grudniu pomaga am Hannie Waverly przy porodzie? By o tak samo... wody... potem skurcze...
Jem poczu zaskoczenie, gdy Jonasz za mia si chrapliwie. Nie zna zbyt wielu dobrze urodzonych kobiet, ale
wiedzia na pewno, e adna z nich nigdy by nie chodzi a do wsi pomaga+ ch opce przy porodzie ani te nie
rozmawia aby o tym w obecno ci m czyzn. Nawet je eli byli to tylko s u cy.
- Ano. - W g osie Jonasza s ycha+ by o rozbawienie. - Zdaje si , e dobry Bóg wymy li dla nas jak najlepszy
sposób przychodzenia na wiat. I nie jest wa ne, czy matk jest klacz, czy kobieta... czy nawet krowa albo yrafa.
15
Tak to ju jest na tym wiecie. O, patrzcie... wida+ ju p cherz p odowy.
Spod ogona Jenny ukaza si szaroniebieski, pokryty krwi p cherz. Przez chwil klacz le a a spokojnie i
oddycha a ci ko, ale nic wi cej ju si nie dzia o. Jonasz zmarszczy brwi zmartwiony.
- O co chodzi? - zawo a a Claudia. - Co si dzieje?
- Chodzi o to, e si nic nie dzieje. Powinno ju by+ wida+ jedn nó k ma ego.
Ukl k przy Jenny, g adzi j po nozdrzach i przemawia do niej cicho, podczas gdy biedne zwierz oddycha o
coraz ci ej i z wyra*nym cierpieniem. Klacz wygl da a na zupe nie wyczerpan . Pokazywa a bia ka oczu
wierzgaj c niespokojnie i rzucaj c si po ca ym boksie. Gdy min o nast pne dziesi + minut, a jej wysi ki nie
przynios y adnych rezultatów, Jonasz przykl kn przy zadzie zwierz cia, wetkn rami w kana rodny i spojrza
niespokojnie na Claudi .
- Maluszek ma jedn nog podwini t - powiedzia cicho. Spojrza na Jema. - Chod* tu.
Ch opak przykl kn obok starego stajennego.
- Musimy uwa a+, by Jenny si na nas nie w ciek a. Je eli zacznie si rzuca+, zabije *rebaka. Musz j jako
uspokoi+. Ja b d przy jej g owie, a ty zajmiesz si nog tego malucha.
- Co takiego? - Jem a poblad . - Ja?! Ja nic nie wiem o... to znaczy, ja nie potrafi ...
- Ale potrafisz, ch opcze. W przeciwnym razie *rebak nie prze yje. Trzeba uspokoi+ Jenny, a ona tylko mnie
s ucha. Wszystko, co musisz zrobi+, to si gn + do rodka, popchn + troch *rebaka, wyprostowa+ jego nog , a
dalej ju pójdzie dobrze. Powiem ci wszystko po kolei. Nie ma czasu, eby wo a+ kogokolwiek innego. - Spojrza
ostro na Jema. - Masz czyste r ce?
Jem nigdy w yciu nie by tak przera ony.
- T-tak, s czyste - wymamrota w ko cu. - Ale...
Jonasz go nie s ucha . Wskaza mu ma y stolik w rogu, na którym znajdowa y si ró ne s oiki i dziwne
instrumenty.
- Tam gdzie jest troch smalcu. Posmaruj nim r ce. A do okci.
- Ale... - powtórzy Jem zd awionym szeptem. Zamilk pod gro*nym spojrzeniem starego i pos usznie wzi
t uszcz w zdr twia e r ce.
Claudia wesz a do boksu i zacz a g adzi+ ci ko unosz ce si boki zwierz cia.
- Pani Carstairs, ona mo e pani zrobi+ co z ego, jak tak j rzuca po ca ym boksie - powiedzia niespokojnie
Jonasz.
Ale Claudia nie przestawa a masowa+ boków klaczy, zr cznie unikaj c ko skich kopyt, gdy niebezpiecznie
blisko zbli a y si do jej g owy.
- Pani Carstairs - powtórzy zdecydowanie stary cz owiek. - Niech pani we*mie latarni i po wieci nam.
Claudia pospiesznie zrobi a, o co prosi . Gdy wiat o zala o boks, Jenny, wierzgaj c nerwowo, usi owa a wsta+.
Jonasz przytrzyma jej g ow tu przy ziemi i tym samym powstrzyma jej spazmatyczne drgania.
Jem nigdy jeszcze nie czu si tak bezradny. Co on tu, na mi o + bosk , robi ? Czu narastaj c ch + ucieczki ze
stajni, lecz gdy ju odwraca si do starego, by mu wyt umaczy+, e... napotka wzrok Claudii. W bursztynowej
g bi jej oczu wyczyta strach o zdrowie Jenny, zmieszany z rozpaczliwym wo aniem o pomoc. Prze kn lin i
zdoby si na pocieszaj cy u miech. Modl c si cicho do Boga, który w a ciwie jeszcze nigdy nie odpowiedzia na
jego pro by. Jem pochyli si nad zwierz ciem.
Walcz c z ogarniaj c go panik , odepchn na bok poszarpane resztki b ony p odowej i wsun r k w ciemne
pulsuj ce wn trze.
- Spróbuj wyczu+ nogi - zakomenderowa Jonasz. Podczas ci kiej walki z niespokojn klacz y y wyst pi y mu
na szyi.
- Co takiego?
- Nogi - powtórzy Jonasz przez zaci ni te z by. - Dzieci przychodz na wiat g ówk do przodu, a *rebaki
nogami. Najpierw powiniene natkn + si na jedn nó k , a potem na g ow . Musisz odsun + g ow i wymaca+
drug nó k . Jak ju to zrobisz, b dziesz musia poci gn + j do przodu... bardzo delikatnie.
- Dobra - odrzek Jem, z trudem prze ykaj c lin . Przesun si troch , by mie+ wygodniejsz pozycj , i raz
jeszcze si gn do liskiego wn trza Jenny. Ku swojemu radosnemu zaskoczeniu po kilku minutach zacz
rozpoznawa+ kszta t malutkiego cia ka tak ci ko walcz cego, by wreszcie pojawi+ si na wiecie. Min a ca a
wieczno +, po której co ma ego, twardego i nieust pliwego wepchn o mu si w d o . Kopytko! Wyczu
niesamowicie delikatne kostki ma ej nó ki. Tak, przednia nó ka. A to, to z ca pewno ci by a g ówka. A to
musia a by+ szyjka. Ale gdzie druga nó ka? A, tu! Tak mocno by a odgi ta do ty u, e nie móg wyczu+ kopytka.
Pokaza Jonaszowi, e znalaz zgub , i bardzo ostro nie zacz wyci ga+ zgi t nó k spod *rebaczka. Nagle
zatrzyma go okrzyk starego.
- Poczekaj! Ona ma znowu skurcze. Je eli teraz b dziesz ci gn +, nó ka mo e si z ama+!
Jem zaprzesta wysi ków, a po chwili poczu , jak mi nie klaczy zaciskaj si na jego ramieniu. J kn pod
wp ywem nag ego bólu. Skurcze zdawa y si ci gn + w niesko czono +, a Jem mia wra enie, e jego ko ci za
chwil zaczn p ka+, jednak po paru minutach klacz si uspokoi a. Przekona si ze zdumieniem, e skurcze
16
przesun y g ówk *rebaka tak, e le a a przytulona do przedniej nó ki.
Wiedz c, e nast pny skurcz wypchnie *rebaka na wiat, jednocze nie wyrywaj c mu podwini t nó k , Jem
pospiesznie odsun g ówk zwierz tka i wróci do poprzedniego zaj cia. Zdr twia ymi palcami wyprostowa nog
i ustawi j w prawid owej pozycji do porodu. Od razu te u o y prawid owo g ówk *rebaka, tak e spoczywa a
mi dzy jego przednimi nó kami. Dobry Bo e, jakie to wszystko by o delikatne! Mog o si z ama+ pod wp ywem
najmniejszego b dnego ruchu.
Min a nast pna wieczno + i Jem by ju w stanie wyci gn + nó ki z cia a j cz cej z wysi ku klaczy. Z gard a
Claudii wydoby o si westchnienie ulgi, co Jem przyj z wdzi czno ci i rado ci .
Potem pojawi y si nozdrza nowego mieszka ca Ziemi, a Jenny przesta a si szarpa+ i j cze+. Jonasz odszed od
niej na chwil i czyst szmatk wytar ze luzu pyszczek *rebaka. Przytrzyma przez chwil d o tu przy
nozdrzach malucha, po czym skin Claudii g ow na znak, e zwierz tko oddycha prawid owo. Cia o Jenny
wypr y o si jeszcze raz i ca e cia ko wysz o na wiat. Claudia odetchn a z ulg .
Cuda zdarzaj si co dzie - pomy la a uszcz liwiona. Zobaczy a, e Jonasz opiera si o cian boksu. Us ysza a
jego zm czony g os:
- Ma pani nowego ogierka, pani Carstairs.
Patrzy a, jak Jenny wyrzuca z siebie o ysko i usi uje wsta+. Klacz by a nadal niespokojna, lecz dziki wyraz
znikn z jej oczu. Srebak tak e dokona ma ego cudu na w asny rachunek, podnosz c si chwiejnie na
patykowatych nó kach. Ju zd y si uwolni+ od t tni cej p powiny, która przez jedena cie d ugich miesi cy
stanowi a jego jedyny cznik ze wiatem. By czarny jak noc i gdy szed niepewnie do boku matki, przypomina
Claudii rozlan plam atramentu.
- Popatrzcie tylko! - Za mia a si , gdy pierwsz czynno ci *rebaka by o zatroszczenie si o posi ek. Pomimo
niech ci Jenny ma y pyszczek szybko odnalaz to, czego szuka . W stajni rozleg si odg os apczywego ssania.
Troje przybranych rodziców za mia o si z ulg .
- Bardzo si ciesz , e si pojawi , mój pa... ch opcze. - Szeroki u miech przeci pobru d on twarz Jonasza. -
Ci ko by nam by o bez twojej pomocy.
Claudia obróci a si na pi cie i z promiennym u miechem wyci gn a do Jema obie d onie.
- Ooo, tak, panie... hm... January - powiedzia a z jak najwi ksz godno ci . Nie mog a jednak powstrzyma+
u miechu cisn cego si jej na wargi. - Dzi kuj bardzo za pomoc. To, co zrobi e dzisiejszej nocy, przekracza
obowi zki zwyk ego kamerdynera.
Jem mia nieprzepart ochot uj + t ja niej c szcz ciem twarz w obie d onie i poca owa+ roze miane usta.
Zamiast tego uk oni si .
- Uwa am, e pierwszym i najwa niejszym obowi zkiem ka dego porz dnego kamerdynera jest ofiarowanie
pomocy, gdy sytuacja tego wymaga - rzek powa nie, rozmasowuj c obola e rami .
Claudia poczu a, e poddaje si przewrotnemu b yskowi W jego oczach.
- A jak zamierza pani nazwa+ naszego ma ego przybysza? - zapyta Jonasz.
- Oj, nie pomy la am o tym. Zastanówmy si . Jest pierwszym *rebakiem zrodzonym z Jenny i Czarodzieja. Mo e
powinni my go nazwa+ Numer Jeden? - Potrz sn a g ow . - Nie, to brzmi wyj tkowo g upio. Mo e Premier? A
mo e Pierwszy i Najlepszy? - zapyta a ze miechem. - Mój Bo e, dlaczego nic rozs dnego nie chce przyj + mi do
g owy?
- A mo e powinni my go nazwa+ Dum Claudii? - zaproponowa cicho Jem, obserwuj c jej rozpromienion
twarz.
- Doskona y pomys ! - zawo a rado nie Jonasz.
Claudia poczu a gor co wyp ywaj ce na policzki. Zapyta a cicho:
- Nie... nie mog abym... Czy s dzicie, e mog abym?...
- Dlaczego nie? - odrzek Jonasz.
Jem nie odezwa si ani s owem, ale u miech w jego oczach mówi wszystko.
Claudia spojrza a raz jeszcze na *rebaka, nadal zaj tego posi kiem. Jenny patrzy a na niego z zainteresowaniem, a
wreszcie wystawi a d ugi ró owy j zyk i zacz a zlizywa+ z synka resztki luzu.
- No dobrze - powiedzia a powoli Claudia, a oczy rozb ys y jej z zadowolenia. - Uwa am, e Duma Claudii brzmi
cudownie. - Przyjrza a si dok adnie *rebakowi. - Chocia tak patrz c na niego... jest czarniejszy od samego
diab a... podejrzewam, e w rodowodzie zapiszemy mu imi Goblin.
Jonasz wyprostowa si i podszed do stoj cego nie opodal Stolika. Wzi z niego butelk rodka odka aj cego i
posmarowa nim brzuch Goblina w miejscu, gdzie jeszcze niedawno by a p powina. Konik odwróci g ówk i
patrzy zaciekawiony na pozosta dwójk .
- Niewiele ju zosta o do roboty. Mo e wy dwoje pójdziecie do domu, a ja tu sam doko cz .
Claudia nagle zda a sobie spraw , jak bardzo jest zm czona. By a ju trzecia nad ranem, a gdy Jonasz po ni
przyszed - jeszcze nie spa a. To by doprawdy bardzo d ugi dzie . U miechn a si z wdzi czno ci do starego
stajennego i skierowa a si ku wyj ciu. Jem szed tu za ni .
Gdy znale*li si w domu, Claudia odwróci a si do m odego cz owieka, by yczy+ mu dobrej nocy, lecz
17
pospieszne po egnanie zamar o jej na ustach. Jem uj j pod rami i poprowadzi ciemnym korytarzem.
Natychmiast zda a sobie spraw z si y tkwi cej w jego r kach. Mia a przemo n ochot wyrwa+ si z jego u cisku.
- Wie pani co? - powiedzia tonem przyjacielskiej pogaw dki. - Po ca ym tym zamieszaniu ci ko b dzie pani
zasn +. To, czego pani potrzeba, to du y kieliszek dobrej brandy. Na szcz cie wiem, gdzie w tym domu mo na
znale*+ podobne specja y.
Nie daj c jej czasu na protesty, poci gn j w kierunku pokojów s u by. W ko cu stan li przed drzwiami
kwatery kamerdynera.
- Ojej! - wyrwa o si Claudii. - Nie s dz , eby...
- Bzdury - rzek stanowczo Jem. Podszed do kredensu. - Chyba nie chce pani urazi+ moich uczu+? Nie mam
poj cia, jak Morgan wszed w posiadanie tego koniaku ani te stoj cego obok winiaku, ale szczerze podziwiam
jego smak.
To nie mo e si dzia+ naprawd - pomy la a desperacko Claudia. Na mi o + bosk , có za kobieta mog a siedzie+
W pustym pokoju, w rodku nocy, na dodatek popijaj c koniak ze swoim kamerdynerem? Ku w asnemu
zaskoczeniu z rado ci zapad a w fotel podstawiony jej p ynnym gestem. No có ... mo e to jest ta okazja, której
szuka a, by dowiedzie+ si czego wi cej o tym tajemniczym m odzie cu?
Patrzy a na niego niespokojnie, gdy podchodzi do kredensu i nalewa wi cej ni szczodre dwie porcje brandy.
Poda jej kieliszek, po czym usiad naprzeciw niej na stole stoj cym po rodku pokoju. Patrzy a na jego potargane
czarne w osy. Szare oczy Jema odpowiedzia y rozbawionym spojrzeniem. Zmieszana odwróci a wzrok i napotka a
widok jego muskularnej szyi wy aniaj cej si z otwartego ko nierzyka koszuli. Zwróci a uwag , e ubranie,
chocia bardzo sfatygowane, jest uszyte z o wiele lepszego gatunkowo materia u, ni mo na by si spodziewa+ po
s u cym. Widzia a gr jego mi ni pod cienk skór . Nagle zda a sobie spraw , e jego elegancja jest bardzo
myl ca. Odetchn a g boko.
- Jak to?... - zacz a z po piechem, lecz przerwa jej Jem.
- Niech mi pani powie... - W szarych oczach nie by o wida+ nic poza uprzejmym zainteresowaniem. - Od jak
dawna zajmuje si pani hodowl koni?
- Zaledwie kilka lat - odrzek a, poci gaj c z kieliszka yczek brandy. - Zacz am si tym interesowa+, zanim
jeszcze zmar mój m .
- O ile wiem, poprzedni w a ciciele maj tku hodowali owce. Podobnie jak wi kszo + tutejszej szlachty.
- Tak, to prawda... nadal je hodujemy. To znaczy tyle, na ile pozwala nam ziemia. Zapewne zdajesz sobie spraw ,
e owce potrzebuj du o przestrzeni i pastwisk.
Jem przez chwil patrzy na dno swojego kieliszka. Po chwili wahania zapyta :
- Nie mog em nie us ysze+ dzisiejszej rozmowy pani z ciotk . Dzier awi a pani ziemi od Squire’a Fostera?
- Ano tak - odpar a Claudia z gorycz w g osie. - To wszystko ziemia, która powinna nale e+ do nas. Nale a a do
nas... - Westchn a g boko. - Mój m sprzeda sporo ziemi, zanim zgin .
- Ale przecie - Jem stara si mówi+ jak najdelikatniej - strata kilku akrów nie powinna by+ a tak znacz ca dla
Ravencroft. To przecie ogromna...
- To nie by o kilka akrów. - Jaki wewn trzny g os mówi Claudii, e lepiej trzyma+ j zyk za z bami, ale nie
mog a si powstrzyma+. Poczucie za y o ci, które wytworzy o si mi dzy nimi w czasie narodzin Goblina, teraz
jeszcze wzros o. Poza tym có to by a za ulga móc porozmawia+ z kim , kto okazywa prawdziwe zainteresowanie.
- Ravencroft zajmuje obecnie Jedn trzeci dawnego obszaru. Emanuel poszarpa t ziemi na kawa ki.
Jem przez chwil nic nie mówi . Mój Bo e! Wróci do domu tylko po to, by odkry+ finansow ruin maj tku.
Owce przez lata utrzymywa y ten maj tek. Jego ojciec zaj si hodowl koni, ale min o wiele lat, zanim mia z
tego jakie zyski... Mój Bo e - powtórzy w my li.
Claudia nie mog a zrozumie+ dziwnego wyrazu twarzy m odzie ca. Mówi a wi c szybko dalej:
- W ka dym razie nie grozi nam ubóstwo. Dzier awi sporo ziemi dla owiec, a i hodowla koni zacz ta przynosi+
zyski, chocia nied ugo si ni zajmujemy. Wszystkie zyski wk adam z powrotem w maj tek.
Jem ponownie nape ni kieliszek.
- Ci kie musi by+ tu ycie samotnej m odej kobiety.
- Ale ja nie jestem samotna. - Claudia s czy a brandy wdzi czna za ciep o, które zacz o rozchodzi+ si po jej
ciele. - Mam Jonasza. No i oczywi cie cioci August .
- A tak, niezast piona panna Melksham. Ale dlaczego hodowla koni? Dlaczego w ogóle jakie interesy? Z
pewno ci nie*le si pani powodzi...
- Nie chc y+ tylko z dnia na dzie - powiedzia a ostro. - Nie chc te do ko ca ycia siedzie+ bezczynnie. -
Poci gn a du y yk p ynnego ognia z kieliszka.
- Czy wystawne ycie a tyle dla pani znaczy? - Jem zada pytanie spokojnym tonem, ale Claudia wyczu a
krytyk .
- Ale sk d. - Dobry Bo e, co te j op ta o, by rozmawia+ o swoich osobistych sprawach z nieznajomym.
Mówi a szybko dalej: - To o Ravencroft mi chodzi. Kiedy tu przyby am, ju znajdowa si w op akanym stanie...
ale wiedzia am, e kiedy by a to wspania a posiad o +. Na ka dym kroku wida+ by o lady dawnej wietno ci i
18
pi kna... Chcia abym, eby te czasy wróci y.
- Ale dlaczego? - Jem przygl da si jej uwa nie. - Nawet teraz mog aby pani sprzeda+ posiad o + za przyzwoit
sumk i przenie + si razem z ciotk do Londynu albo do Brighton, albo nawet do Bath.
- Kocham to miejsce. - Claudia wci gn a g boko powietrze. - I chc tu mieszka+. My l o zaadoptowaniu
kilkorga dzieci. - Urwa a zaskoczona. Nigdy wcze niej o tym nie my la a, ale z drugiej strony... dlaczego nie?
Wydawa o si , e w to niez y pomys . Nie po raz pierwszy od mierci Emanuela zastanawia a si , dlaczego los
oszcz dzi jej jego dzieci. - Chcia abym mie+ dzieci... ca gromadk . Chcia abym te zostawi+ im w spadku co
pi knego - doko czy a z po piechem.
Dobry Bo e - pomy la a. Co te ona przed chwil powiedzia a? Wsta a tak gwa townie, e Jem musia szybko
ratowa+ kieliszek przed st uczeniem.
- Musz ju i + - j kn a Claudia.
- Czy dobrze si pani czuje? - zapyta Jem, otaczaj c j w pasie ramieniem. Zaniepokoi si . - Mo e pani pomóc?
- Jeste impertynencki, January. - Spróbowa a jeszcze raz: - Jeste imper... tynen... cki, Jan... mój dobry
cz owieku. Nic mi nie jest. Sama... potrafi wyj + z tego po... pokoju.
Odepchn a go od siebie i chwiej c si lekko na nogach wysz a z pokoju.
Jem d ugo patrzy za ni , po czym raz jeszcze tej nocy uda si do biblioteki.
5
Dla Jeremyego Standisha, lorda Glenravena, ranek nadszed zbyt wcze nie. Nie spa jeszcze, gdy koguty zacz ty
pia+ w kurniku. Do ko ca nocy przeszuka pozosta e w bibliotece ksi ki, lecz bez adnego rezultatu. Dwie ksi ki
mia y w tytule s owo „wiejski”. Jedn z nich by y „Przeja d ki wiejskie” Cobbetta. Jem czyta j jaki czas temu.
Drug - tomik poezji. W adnej nie znajdowa y si interesuj ce go dokumenty.
Gdy ju wróci do swojego pokoju, sp dzi kolejne bezsenne godziny, rozpami tuj c rozmow z pi kn m od
wdow . By a doprawdy czaruj ca i na domiar wszystkiego najwyra*niej nie u wiadamia a sobie w asnej urody.
By a to zadziwiaj ca cecha u kobiety. Przymkn oczy i znowu zobaczy j wyra*nie, kl cz c przy boku klaczy,
szepcz c uspokajaj co do zwierz cia. Nie przejmowa a si pó*n por ani tym, e pot i krew konia plami jej
ubranie. A potem, gdy siedzia a z nim przy stole w jego pokoju trzymaj c w w skich d oniach kieliszek brandy, po
raz pierwszy zobaczy pi kno jej duszy za fasad cia a.
Nala tak du porcj brandy maj c na uwadze jedynie jej dobro. Jednak gdy z powodu wyczerpania m odej
kobiety trunek zbyt szybko uderzy jej do g owy. Jem zwalczaj c resztki skrupu ów wykorzysta gadatliwo +
Claudii. Pociesza si , e w ka dym razie wykorzysta j tylko w ten sposób.
Zamy li si g boko, i co te on teraz pocznie z tym fascynuj cym stworzeniem?
Pierwszego dnia, gdy zjawi si w ma ej wiosce Marshdean i dowiedzia si , e posiad o + jest w r kach wdowy
po Carstairsie, by przekonany, e ca swoj nienawi + przeleje na ni . W ko cu czy nie by o logiczne
przypuszczenie, e wdow po tym potworze jest zimnooka wied*ma o ko cistych apskach i sercu z kamienia?
Zupe nie nie spodziewa si zobaczy+ drobnej, pewnej siebie osóbki ubranej w stare stajenne achy, pe ni cej na
dodatek honory pani posiad o ci. Nie spodziewa si równie zobaczy+ tak cudownego zjawiska, jakim si okaza a
schodz c z i cie monarsz godno ci po ogromnych schodach, ubrana w prost mu linow sukni . W osy mia a
upi te w wyra*nym po piechu w niedba y kok na czubku g owy, tak e kilka drobnych z otych loczków okala o jej
delikatn twarz. Jem niczego bardziej nie pragn ni wyj + spinki z jej w osów i zanurzy+ twarz w z otych lokach.
Potrz sn g ow oszo omiony. Dobry Bo e, co te mu przychodzi o do g owy? Ta kobieta jest dam , a nie jak
tam zabawk . Wi cej jeszcze - jest kobiet , któr mia zamiar pozbawi+ domu ju w nied ugim czasie. Jem
powiedzia Jonaszowi prawd , gdy zapewnia starego koniuszego, e m oda wdowa nie b dzie z jego winy y a w
n dzy. A jednak jej mi o + do Ravencroft by a dla Jema pot nym szokiem. Mówi a o dzieciach. Czy by nowa
dynastia Ravencroft?
Przemkn o mu przez my l, e zape nienie posiad o ci dzieciakami wcale nie wymaga ich adoptowania. By y
przyjemniejsze metody osi gni cia tego celu.
Wsta z ó ka i pewnie stan na drewnianej pod odze. Ial mu by o wdowy Carstairs i w innych okoliczno ciach z
rado ci by j pocieszy . Ale tak jak si rzeczy mia y... no có , po egna j mi o i zapewni stosown rent do ko ca
ycia. Nie skrzywdzi jej, ale to wszystko, na co by o go sta+. Nie by cz owiekiem bez serca, ale zbyt d ugo
przebywa na bruku Londynu obmy laj c zemst . Teraz by o ju za pó*no, by zmienia+ plan dzia ania.
Staraj c si nie my le+ o burzy z otych w osów i bursztynowych oczach patrz cych na niego znad kieliszka
brandy. Jem podszed do komody, na której sta y miednica i dzbanek z wod .
W pokoju na górze Claudia powita a ranek z o wiele mniejszym spokojem. Powoli si budzi a. Mru c oczy w
s o cu zalewaj cym pokój, przewróci a si na drugi bok. J kn a cicho. Po chwili powiedzia a sobie, e przecie
nie mo e sp dzi+ ca ego dnia w ó ku. Usiad a wyprostowana i w tej samej chwili po a owa a swojej decyzji.
Przycisn wszy d onie do skroni czeka a, a pokój przestanie wirowa+.
Nagle, na wspomnienie wydarze minionego wieczora, na jej twarzy pojawi o si przera enie. Dobry Bo e,
czy by naprawd pozwoli a sobie na pogaduszki z kamerdynerem w rodku nocy, i to na dodatek w jego pokoju?!
19
Na mi o + bosk , co te j op ta o, by zwierza+ si w ten sposób temu... temu m czy*nie. Wielkie nieba, przecie
by jej kamerdynerem! Oczywi cie nie mia o to adnego znaczenia. W ko cu zwierzanie si nieznajomym nie by o
w jej stylu. Tym bardziej e jemu w a nie nie ufa a ani za grosz. O ile jej pami + nie myli. Jem January usi owa j
wczoraj upi+.
Ale dlaczego? Czy by mia chrapk na jej cnot ? Prychn a g o no. W starym stajennym ubraniu, umorusana
ko skim potem i krwi , nie stanowi a chyba poci gaj cego obiektu do uwodzenia. Ze *d*b ami s omy we w osach i
wlok cym si za ni niemi osiernie zapachem gnoju!
W takim razie o co mu chodzi o? Dlaczego przyby do Ravencroft? Powiedzia , e zna si na robocie s u cego,
pokojowego, a nawet kamerdynera. Musia a przyzna+, e pomijaj c jego zbyt, poufa e spojrzenia rzucane na ni od
czasu do czasu, sprawia si w swojej roli znakomicie. Mówi tak e, e zna si na koniach, co po pi ciu minutach
przy rodz cej Jenny okaza o si k amstwem wyssanym z palca. Claudia u miechn a si . Panika Jema by a a
nadto widoczna i spodziewa a si , e ch opak ucieknie ile si w nogach. Ale nie uciek . Zosta , by pomóc, i tym
samym uratowa Goblinowi ycie.
A jednak mu nie ufa a.
Ubiera a si pogr ona w my lach. Z ca pewno ci ju go kiedy widzia a. Czy by by jednym ze znajomych
jej zmar ego m a? Nie... niemo liwe. Postanowi a, e nie b dzie dalej o tym rozmy la a. Dopiero gdy stan a
przed lustrem i zacz a czesa+ d ugie w osy, przypomnia a sobie. Rzuci a szczotk na stolik przy ó ku i jak
szalona wybieg a z pokoju.
Wbieg a po schodach na pi tro i pop dzi a do drzwi w ko cu korytarza. Za nimi znajdowa si pokój, w którym
le a y rzeczy dawnych w a cicieli posiad o ci. Te, których Emanuel nie zaakceptowa . W k cie pod oknem,
u o onych jak stos drewna na opa , sta o kilka obrazów. Claudia z wielkim trudem wyci gn a jeden z nich.
Przyci gn a go do okna i patrzy a w niemym przera eniu.
Z dziko wal cym sercem i rozszerzonymi oczyma m oda kobieta przygl da a si obrazowi. Widnia na nim
szczup y m ody m czyzna, ubrany w jedwabie i koronki nale ce jeszcze do poprzedniej epoki. Nie by
lustrzanym odbiciem Jema, ale podobie stwo by o uderzaj ce. Wyj tkowo wietliste szare oczy ocienione by y
czarnymi jak noc w osami. Claudia. wiedzia a, e portret przedstawia pi tego lorda Glenravena. S dz c po stroju
m odzie ca na obrazie, by on dziadkiem cz owieka, który mieszka pod jej dachem i by zatrudniony Jako
kamerdyner.
A wi c Jem January by naprawd Standishem! Czy tylko krewnym rody, który niegdy tu zamieszkiwa ? A
mo e?... Przypomnia a sobie jego pewno + siebie, gdy buszowa po dziecinnym pokoiku, który znajduje tu obok
jej sypialni. Poczu a, jak lodowate szpony zaciskaj si na jej gardle.
Wiedzia a, e poprzedni w a ciciel Ravencroft, lord Glenraven, mia tylko jednego syna, który wraz z matk i
siostrami opu ci posiad o + wkrótce po tym, jak przej j Emanuel Carstairs.
„...I to po tym, jak pozwoli em jej i jej b kartom mieszka+ tu w spokoju tak d ugo, jak tylko chc . Wymkn a si
st d jak z odziej, w rodku nocy... ale przecie w ko cu by a z odziejk , nieprawda ? Zabra a ze sob to, co
prawnie nale a o do mnie...”
Claudia zadr a a na wspomnienie s ów Emanuela wypowiedzianych z zimn w ciek o ci . Na podstawie
strz pków informacji, które uda o jej si zebra+, by a nieomal pewna, e m od wdow po lordzie Glenravenie
wygna z jej w asnego domu cz owiek, który ofiarowuj c dach nad g ow , ofiarowywa równie w asne o e. A co
do przedmiotów, które zabra a... z tego, co wiedzia a, by o to troch ubra i rodzinnych pami tek.
Claudia wróci a spojrzeniem do portretu. Zdawa o si , e szare oczy odpowiadaj na jej spojrzenie. By y zimne i
szare jak Morze Pó nocne. I zawiera y w sobie nie wypowiedzian gro*b .
Czy nieznajomy m odzieniec by naprawd lordem Glenravenem? Zamy lona przechadza a si po pokoju. Jej
pierwsz reakcj by a ch + wyduszenia z podst pnego s u cego ca ej prawdy. Chcia a pobiec do niego ju w tej
chwili i za da+ wyja nie . Chcia a natychmiast zwolni+ go ze s u by. Ale zastanowiwszy si chwil , stan a
spokojnie. Nie mia a w a ciwie adnego dowodu na to, e nieznajomy m odzieniec, który usi owa spoi+ j
poprzedniej nocy, naprawd jest lordem Glenravenem. A nawet je eli nim jest, to czy nie rozs dniej by oby
poobserwowa+ go troch ? Powinna si dowiedzie+, dlaczego przyby do Ravencroft w przebraniu.
Przygryz a warg w zamy leniu. Tak, to by o doprawdy dziwne. Dlaczego zjawi si tu w przebraniu? Je eli
chcia odwiedzi+ stare k ty, dlaczego po prostu nie podszed do frontowych drzwi, nie zapuka i nie poprosi , eby
go wpuszczono? Nie, z ca pewno ci mia jakie inne zamiary. Jedyne, co jej przysz o do g owy, to to, e
zapewne chce odebra+ posiad o +.
Zacisn a pi ci. Na Boga, nie dopu ci do tego! Mia a wszystkie dokumenty i prawo by o po jej stronie. Stawi mu
czo o. Niewa ne, czego b dzie si domaga .
Zastanawia a si przez chwil . Prawnie? Przypomnia a sobie inne s owa, zas yszane od Emanuela...
wypowiedziane po pijanemu. Wsta a gwa townie. Nie, nie b dzie o tym my la a. Musi si teraz skupi+ na tym, co
najwa niejsze - na utrzymaniu Ravencroft. Dobry Bo e, gdzie by indziej mog a si podzia+? Nie mog a przecie
wróci+ do rodzinnego domu. Aniby si spostrzeg a, a kochany ojczulek ju wyda by j za ajdaka pokroju
Emanuela Carstairsa. Matka, oczywi cie, sta aby z boku, za amuj c r ce i nic nie mówi c.
20
Nie mog aby te mieszka+ z Rose i jej m ulkiem. Thomas mia wzgl dem niej w asne plany, równie ma o
zach caj ce.
Nie, Emanuel zostawi jej Ravencroft w spadku. By a to jedyna rzecz w ci gu ca ego ich ma e stwa, jak zrobi
maj c jej dobro na uwadze. Zesztywnia a, a jej wargi skrzywi y si w zimnym jak lód u miechu. Je eli lord
Glenraven ma chrapk na Ravencroft, jeszcze nie wie, co go czeka. I co Jeszcze - nie ma najmniejszych szans, by
t wojn wygra+. Spogl daj c po raz ostatni na portret lorda Glenravena, Claudia. wymaszerowa a z pokoju
szeleszcz c sukniami. U miechn a si uroczo do zimnych szarych oczu na obrazie i zamkn a za sob drzwi.
Zesz a na dó i skierowa a si w stron stajni. Jenny i jej *rebak nadal znajdowali si w tym samym boksie co
poprzedniego wieczora. Claudia z rozbawionym wzruszeniem obserwowa a matk i syna.
- Pi kny widok, czy nie? - Odwróci a si na pi cie i zobaczy a Jema i Jonasza wchodz cych do stajni.
Jem mia na sobie stare robocze ubranie, a w r ce trzyma wid y.
- Pomy la em, e nie jest pani potrzebny kamerdyner na ca y etat - wyja ni Jem w odpowiedzi na jej uniesione
brwi. - Pomy la em, e poranki b d sp dza tu, w stajni. To znaczy, je eli pani to nie przeszkadza - doda z
szacunkiem, dotykaj c daszka starej czapki. Zdawa o si , e zupe nie zapomnia o wydarzeniach poprzedniej nocy.
- Doskonale - przytakn a ch odno Claudia. - Na ogó przed po udniem nie mamy go ci. W a ciwie zazwyczaj
nikt nas nie odwiedza. Panie January... - z wysi kiem zmusi a si do uprzejmo ci - ...wola abym, eby pan
wi kszo + swojego czasu przeznaczy na prac w stajni. Uwa am, e tu przyda si pan o wiele bardziej.
Czy by zobaczy a zawód w jego oczach?
- Oczywi cie, prosz pani. Czy nadal yczy pani sobie, ebym podawa obiad?
- Oczywi cie. - Zdecydowanie sobie tego nie yczy a, ale w ko cu i tak kiedy musia bywa+ w domu. Móg wi c
si na co przyda+. - Za par dni, kiedy przyjedzie w odwiedziny moja siostra z m em, b dziesz potrzebny ca y
czas w domu.
- Tak, prosz pani - odrzek Jem z uk onem i zaj si swoj robot .
Uff! - pomy la , wymieniaj c z Jonaszem porozumiewawcze spojrzenia. Tego ranka m oda wdowa z pewno ci
zachowywa a si jak pani wielkiej posiad o ci. Niepewno + i agodno +, które cechowa y j wieczorem, jakby
wyparowa y w ci gu d ugiej nocy. Westchn . Z powrotem do stajni, tak? Gdyby nie to, e chcia kontynuowa+
swoje poszukiwania „wiejskiej” ksi ki, nie mia by nic przeciwko pracy w stajni. W a ciwie polubi t
nieskomplikowan , cho+ wymagaj c sporego wysi ku prac . Móg przy niej my le+ o wielu rzeczach. Ju wkrótce
poch on go zupe nie inne zaj cia. Na szcz cie jego pokój znajdowa si w domu. B dzie musia kontynuowa+
poszukiwania noc .
Obserwowa m od wdow rozmawiaj c z Jonaszem. Po raz kolejny uderzy a go jej ol niewaj ca uroda. By a
wdow ... przedtem czyj on ... a jednak w jej urodzie by o co dziewiczego. Zupe nie jakby jej dusza zosta a
nietkni ta, pomimo wszystkiego, czego musia a dozna+ od Carstairsa.
Sko czywszy rozmawia+ z Jonaszem, Claudia skin a m czyznom g ow i uda a si z powrotem do domu. Jem
patrzy z zachwytem na delikatne ko ysanie si jej bioder, gdy sz a. Mo e jednak nie tak ca kiem niewinne.
W domu Claudia zaj a si swoimi obowi zkami, lecz my la a zupe nie o czym innym.
Kilka godzin pó*niej, wetkn wszy nos w ksi g inwentarza, siedzia a w saloniku wraz z cioci Augusta. By a tak
zamy lona, e a podskoczy a, gdy panna Melksham wyda a z siebie zduszony okrzyk.
- Sto trzydzie ci siedem poszewek na poduszki wymaga naprawy? - zapyta a ze zdumieniem starsza dama.
- Co takiego? - Claudia nie rozumia a, o co ciotce chodzi. - Och! Nie... powinno by+ trzydzie ci siedem poszewek
na poduszki, z tego sze + potrzebuje naprawy. Przepraszam - doda a czerwieni c si . Wpisa a w a ciwe liczby w
odpowiednie rubryczki.
- Dziecino, co te ci dzisiaj op ta o? - zapyta a panna Melksham» z niepokojem spogl daj c na siostrzenic znad
okularów. - Najpierw o ma o nie wyrzuci a trzech tuzinów naszych najlepszych wiec, a teraz w inwentarzu
zrobisz groch z kapust .
Claudi znowu zaczyna a bole+ g owa. Potar a d oni czo o.
- Przepraszam - powtórzy a. - Jako nie mog si na niczym skupi+.
- Chodzi ci o Thomasa i Rose, tak?
- O... nie... to znaczy, tak. Chcia abym, eby na ich przyjazd wszystko by o zapi te na ostatni guzik.
- Na mi o + bosk , dlaczego? To tylko twoja siostra z m em, a nie sam ksi regent.
Claudia usi owa a si u miechn +, ale nie bardzo jej to wysz o.
- No, tak. Chocia zdaje mi si , e ksi regent nie by by nawet w po owie tak wymagaj cy jak Thomas.
- Mam nadziej , e nie b dziesz stale zaspokaja a jego pragnienia bezustannego podziwu. - Panna Melksham
skrzywi a si . - Rose jest ju wystarczaj co uci liwa z tymi swoimi migrenami i burczeniem w kiszkach. -
Spojrza a przenikliwie na siostrzenic i doda a: - W ka dym razie mam nadziej , e w ich obecno ci nie b dziesz
pracowa a w stajni.
Claudia zaczerwieni a si , ale wiedzia a, e w tym przypadku St pa po pewnym gruncie.
- To ju nie wchodzi w zakres moich obowi zków. Przej je Jem January.
- Nasz kamerdyner? - zapyta a ze zdumieniem starsza dama.
21
- No... tak. - Claudia zacz a pospiesznie wyja nia+: - W a ciwie to zatrudni am go jako stajennego... nie
mówi am ci o tym? - Nie daj c ciotce czasu na odpowied*, mówi a szybko dalej: - Dopiero gdy powiedzia , e zna
si na pracy kamerdynera... a sama musisz przyzna+, e si zna... zdecydowa am si zatrudni+ go w domu. W
ka dym razie postanowili my, e skoro nie ma tu tak du o roboty, rano b dzie pomaga Jonaszowi i Lucasowi w
stajni.
Po o y a na pó ce pozosta e poszewki na poduszki i wsta a. Chcia a ju wyj + z pokoju. Jednak panna Melksham
powstrzyma a j piorunuj cym spojrzeniem. Po o y a jej d o na ramieniu.
- Jak to, moja droga? Kamerdyner nie ma tu du o pracy? Zbyt d ugo obywa y my si bez kogo na tym
stanowisku, wi c podejrzewam, e pan January b dzie mia a nadto pracy. Wiesz, e du o roboty le y od ogiem
tylko dlatego, e nie zatrudniamy wystarczaj co wielu m czyzn. Jestem wi cie przekonana, e jaka praca
zawsze si dla niego znajdzie. Kryszta owe kandelabry ju od lat wymagaj czyszczenia... i pan January móg by
opu ci+ je dla pokojówek. Poniewa nie zatrudniamy gospodyni, zawsze Morgan nadzorowa prac pokojówek... a
teraz? By a mo e ostatnio w pokojach na górze? Zgroza, co si tam dzieje! Warstwa kurzu wsz dzie jest tak
gruba, e mo na by na niej pisa+. Srebrna zastawa od dawna nie by a czyszczona. Wiesz przecie , e tu przed
mierci Morgan podj si tego i... ju nie zd y . Zapewniam ci , e i w domu panu January’emu pracy nie
zabraknie.
- Ale ciociu - powiedzia a agodnie Claudia. - Kiedy za par dni przyjedzie Rose z Thomasem, pan January ca y
czas b dzie sp dza w domu.
- Niezbyt mnie to satysfakcjonuje. - Panna Melksham za ama a r ce. - Ale je eli to utrzyma ci z dala od stajni...
chyba damy sobie jako rad . Dobry Bo e, przecie na twój widok w tym okropnym ubraniu, z wid ami w r ce,
mo na dosta+ zawa u.
Pmiej c si Claudia wyprowadzi a ciotk z pokoju. Doszed szy go g ównego korytarza, panie rozdzieli y si .
Panna Melksham posz a w stron kuchni, a Claudia pod y a w stron wielkiego hallu, z woskiem i szmatk do
polerowania w d oni.
Po drodze mija a bibliotek i powodowana impulsem wesz a do rodka. Oprowadzaj c wczoraj Jema po domu
zauwa a, e kurz zacz zalega+ na pó kach. Z zadowoleniem Wci gn a w p uca zapach pergaminu, skóry i
starego drewna. Dziwne, e w a nie ten pokój w ca ym domu najbardziej si jej podoba . Wiele j kosztowa o
podj cie decyzji o sprzedaniu tylu ksi ek, ale przecie zosta o ich jeszcze du o. W ka dym razie wystarczaj co,
by mia a co czyta+ w te rzadkie chwile, gdy znalaz a troch wolnego czasu na podobne przyjemno ci. Ledwo
wesz a do pokoju, a ju zauwa y a, e co jest nie tak. Zatrzyma a si gwa townie. Na jednym ze sto ów pi trzy y
si ksi ki, a obok nich sta ma y mosi ny lichtarz ze wiec wypalon nieomal do samego ko ca. Zmarszczy a
brwi. By a pewna, e gdy wczoraj tu zagl da a, wszystkie ksi ki sta y na pó kach.
Przesun a palcami po stole. Ani ladu kurzu. Dwie ksi ki by y od o one na bok i Claudia bez zainteresowania
przeczyta a ich tytu y. „Przeja d ki wiejskie” Cobbetta. T zna a. Czyta a krytyczne obserwacje ycia ch opów w
Anglii, napisane przez pana Cobbetta ju adnych par lat temu. Drugiej ksi ki nie zna a: „Obserwacje wiejskiej
scenerii”.
Niezdecydowanie od o y a ksi ki na pó ki, odkurzaj c je przy okazji. Mo e to ciocia Augusta nie mog a zasn + i
zesz a na dó po co do czytania? Sama z tego powodu przenios a do sypialni ponad pó biblioteki. Ale Claudia
wiedzia a, e to nie by oby w stylu panny Augusty Melksham. Ciocia Gussie, je eli potrzebowa a czego na sen,
zadowala a si walium. Po chwili wahania m oda kobieta wysz a szybko z pokoju i posz a w g b korytarza.
Zatrzyma a si przed drzwiami do pokoju kamerdynera.
Czuj c okropne wyrzuty sumienia, otworzy a je cicho i wemkn a si do rodka. Na stoliku le a a oprawiona w
skór ksi ka. A wi c to on by intruzem, który zakrad si w nocy do biblioteki i przegl da jej ksi ki!
Ale przecie nie by o w tym nic z ego. Powiedzia a wszystkim s u cym, e mog bra+ do czytania ksi ki z
biblioteki, kiedy tylko zapragn . Ale jak do tej pory nikt nie skorzysta z zaproszenia. A jednak poczu a si
nieswojo na my l, e obcy cz owiek buszowa po jej domu w rodku nocy. Z wahaniem si gn a po ksi k i
spojrza a na ok adk . „Historia rodziny Standishów”! Ksi ka wypad a z jej zdr twia ych palców. Wybieg a z
pokoju.
Znalaz szy si w hallu, zacz a machinalnie woskowa+ balustrad szerokich schodów. Jak mog a si dowiedzie+,
czego chce Jem January? Emanuel zatrudnia jakiego adwokata, ale Claudia nie mog a znie + my li, e mia aby
si zwierza+ temu cz owiekowi. Nie darzy a zaufaniem Corneliusa Welkera za ycia Emanuela, a teraz ufa a mu
jeszcze mniej. Przypomnia a sobie nieprzyjemn zach t w jego g osie, gdy nied ugo po mierci Emanuela
omawia a z nim szczegó y spadku.
- Niech pani wszystko po prostu zostawi w moich r kach, moja kochana m oda pani. - Pami ta a doskonale jego
obrzydliwy u miech, gdy wypowiada te s owa. - Z przyjemno ci przejm obowi zki prowadzenia maj tku. Jest to
ci ar, którego osoba z pani m odo ci i niedo wiadczeniem nie powinna d*wiga+ na swoich ramionach.
Jego kochana m oda pani! Te co ! Usadzi a go tak, e poszed jak zmyty, a kilka dni pó*niej pojecha a do jego
biura i odebra a wszystkie dokumenty pozostawione tam przez Emanuela. Od tamtej pory nie mia a z nim adnego
kontaktu. W takiej sytuacji nie mog a teraz pobiec do niego i b aga+, by pomóg jej pozby+ si z domu intruza.
22
Pewnie mog aby poprosi+ o pomoc Thomasa. Nieomal u miechn a si na my l, jak min zrobi by szwagier na
wiadomo +, e jej maj tek jest w powa nym niebezpiecze stwie. Niestety, Claudia wiedzia a a za dobrze, e
interwencja Thomasa tylko pogorszy aby spraw . On zawsze bra byka za rogi.
Nie... musia a sama da+ sobie jako rad . Wzdrygn a si na my l, e b dzie musia a samotnie stawi+ czo o
nieznanemu Standishowi. W a ciwie nie sprawia zbyt gro*nego wra enia, ale Claudia by a przekonana, e gdy ju
raz skrzy uj miecze, nie b dzie mia a odwrotu. Nie b dzie te jej atwo wygra+ tego pojedynku.
Wróci a do swojej pracy, gdy st umiony odg os za oknem przyku jej uwag . Po chwili rozpozna a klekotanie
ko skich kopyt na dziedzi cu i turkot tocz cego si powozu. Zaciekawiona podesz a do g ównych drzwi i wyjrza a
przez oszklone okienko wychodz ce na podjazd. Wci gn a g boko powietrze. W nast pnej chwili upu ci a
szmatk i wosk i pobieg a w stron kuchni wo aj c:
- Ciociu! Ciociu Augusto!
6
W odpowiedzi na rozpaczliwe wo ania siostrzenicy Augusta Melksham wpad a jak burza do g ównego hallu. Ona
tak e us ysza a dziwny rumor na dworze. Wyra*nie s ysza a zgrzytanie wiru na podje*dzie i podniesione g osy.
- Nie mów mi tylko... - zacz a.
- Tak, to Thomas! - zawo a a z rozpacz Claudia. - Ju przyjechali!
- Ale przecie ...
- Wiem. S za wcze nie. Mieli by+ za kilka dni, ale ju tu s . - Odwróci a si do ciotki i z apa a j za ramiona. -
Id* i znajd* January’ego - powiedzia a z po piechem. - I po lij kogo do wioski po siostry Sounder. I niech
przyjdzie tak e Thelma Goodall, je eli tylko b dzie mog a. A tymczasem po lij na gór wszystkie pokojówki,
niech sprawdz , czy pokoje go cinne nadaj si do u ytku. Powiedz kucharce, e na obiad b dzie potrzeba ze
cztery kurczaki. Niech Ciem, ch opiec na posy ki, pomo e jej je zabi+.
Ciotka Augusta pobieg a w stron kuchni z takim po piechem, e niewiele brakowa o, a przewróci aby si na
schodach. Claudia zmusi a si do promiennego u miechu i podesz a do frontowych drzwi. Zatrzyma a si tylko na
chwil , machinalnie poprawiaj c w osy, a potem otworzy a szeroko drzwi.
- Thomas! - zawo a a do pot nego m czyzny wysiadaj cego powoli z powozu. - Rose! - doda a chwil pó*niej,
gdy szwagier pomóg wysi + swojej onie. By a drobn , nerwow kobietk , a w tej chwili przyciska a do nosa
ogromn koronkow chusteczk . Za ni wypad o z pojazdu dwoje dzieci, dziewi cioletni George i o par lat
m odsza Horatia. K ócili si za arcie, kto ma nie + ma ego pieska, chwilowo wci ni tego pod pach ch opca.
U miech zamar na ustach dziewczyny, gdy zobaczy a, e z powozu wychodzi jeszcze jedna posta+. By to
wysoki, szczup y m czyzna o niezdarnych ruchach.
- O nie! - j kn a Claudia, zanim zdo a a si powstrzyma+. Jak Thomas móg zrobi+ jej co takiego? - Bardzo
mi o mi pana widzie+, panie Botsford - zako czy a niepewnie.
Fletcher Botsford skin jej g ow , lecz ona ju odwróci a si do siostry i szwagra.
- Có za niespodzianka! - zawo a a s abo. - Nie spodziewali my si was tak wcze nie. Przecie mieli cie si
zjawi+ dopiero za dwa dni!
- Za dwa dni? - zapyta z oburzeniem Thomas. - Bzdury. powiedzieli my przecie , e zjawimy si tu we wtorek,
dwa dni po wy cigach w Tentrum.
- Widzisz, kochanie - wtr ci a jego ona. - Mówi am ci, e mieli my przyjecha+ w czwartek!
- Bzdury - powtórzy Thomas tonem nie znosz cym sprzeciwu. A potem zawo a : - Hej, ty tam! Crumshaw! Kap
si za walizy, a ywo!
- A gdzie wasz kamerdyner, kochanie? - zapyta a Rose nie mia o, lecz z nagan wyra*nie brzmi c w g osie. -
Chyba jeszcze nie dosz a do tego, e sama otwierasz go ciom drzwi?
- O, nie - odpar a Claudia roztargnionym tonem. - January za chwil przyjdzie. Tymczasem jest zaj ty gdzie in-
dziej, a skoro ja by am w pobli u... o mój Bo e! - zawo a a, gdy nieszcz sny szczeniak wreszcie uwolni si z
uchwytu George’a.
- Grample! - j kn a zduszonym g osem Rose. - Nianiu Gram... gdzie ... o, tu jeste ... Zabierz dzieci na gór i
we* ze sob to paskudne stworzenie.
Z wielkiego wozu, który wjecha na dziedziniec zaraz za powozem Thomasa i Rose, wysiad a pulchna kobiecina
o bardzo przygn bionym wyrazie twarzy. Bez jednego zb dnego s owa zgarn a dzieci pod swoje skrzyd a i ku
wielkiej uldze Claudii zabra a je do domu.
Przez chwil na podje*dzie zrobi o si t oczno, gdy pos pny s u cy Thomasa, Crumshaw, i pokojówka Rose,
Binter, wraz ze s u cymi przys anymi przez pann Melksham wnosili baga e do domu. Dostojna dama zjawi a si
po chwili i obj a na powitanie pana Reddingera i jego on . Potem odwróci a si do Fletchera Botsforda i
u miechaj c si uprzejmie poda a mu d o w r kawiczce do uca owania.
Min o kilka minut, zanim towarzystwo pozby o si kapeluszy, cylindrów, lasek, p aszczy i narzutek i szcz liwie
dotar o do szmaragdowego saloniku.
- Zaraz podamy herbat - powiedzia a uspokajaj cym tonem Claudia, jednocze nie rzucaj c b agalne spojrzenie
w stron ciotki.
23
Ku jej ogromnej uldze starsza dama przytakn a i poprosi a go ci, by raczyli spocz + po tak d ugiej podró y.
- Czy mieli cie dobr drog ? - zapyta a lekko Claudia.
- Tak sobie - odrzek natychmiast Thomas.
- Po prostu okropn - powiedzia a jego ona w tej samej chwili.
- Na mi o + bosk , Rosie, czy musisz tak wiecznie narzeka+? - zagrzmia jowialnie Thomas. - Jak wam zapewne
wiadomo, Rose cierpi na nieustanne bóle g owy. Zawsze doprowadza si do migren tymi swoimi zió kami i
lekarstwami - doda troch zbyt g o no.
Ze zdziwieniem Claudia zobaczy a b ysk niech ci w oczach siostry, lecz znikn , skryty za bladymi powiekami
równie szybko, Jak si pojawi . Rose spu ci a g ow na moment, po czym rozsiad a si wygodnie w fotelu i
rozejrza a po pokoju.
- Mój Bo e, wi c jednak nie uda o ci si pozby+ tej plamy z sofy - zauwa y a wysokim, s odko brzmi cym
g osem. - Jak to dobrze, e przywioz am co , co mo e temu zaradzi+. To cudowny rodek, który stosuje nasza
kucharka. Mo e przywróci tak e kolor tym zas onom?
Claudia zacisn a z by. Rose najwyra*niej nie pami ta a, e plama by a wynikiem ma ego wypadku panicza
George’a z ciastkiem wi niowym, którego surowo zabroniono mu wnosi+ do tego pokoju. Tak czy inaczej, by a to
obrzydliwa kanapa, kupiona przez Emanuela w dniu jego przeprowadzki do Ravencroft.
- Ale moja droga - kontynuowa a niewinnie Rose. - Przecie ty nie jeste w a obie!
- Ano nie - odpar a krótko Claudia. - Gdybym si was dzi spodziewa a, w o y abym co bardziej stosownego.
Jednak a ob zdj am ju dawno temu. I tak nosi am j tylko przy go ciach. W ko cu Emanuel nie yje od ponad
roku.
Rose zacisn a usta, lecz nie odezwa a si ani s owem. By a nijako wygl daj c kobiet , wyblak i bez
temperamentu - co wed ug Claudii by o zas ug dziesi cioletniego ma e stwa z Thomasem - która zdawa a si
wtapia+ w otoczenie.
- Czy mog co powiedzie+, pani Carstairs? - wtr ci si Fletcher Botsford nosowym g osem; usadowi si na
z ocistej kanapce tu obok Claudii i teraz uj jej d o . - Uwa am, e wygl da pani bardzo pi knie. - Wycisn
mokry poca unek na jej r ce i pochyli g ow w ge cie, który mia oznacza+ szacunek.
- Za o si , e nie spodziewa a si zobaczy+ z nami Fletchera, co? - zahucza Thomas. - Musia em go odci gn +
cho+ na troch od wielkomiejskich przyjemno ci, jak sama rozumiesz. Plicznotki z miasta nie bardzo chcia y go
wypu ci+ z r k.
Botsford skromnie spu ci oczy, lecz nadal trzyma d o Claudii. Wyswobadzaj c palce z jego spoconego
u cisku, u miechn a si .
- Jak to mi o, e cieszy si pan takim powodzeniem, panie Botsford - mrukn a cicho. - Zrozumiemy, je eli
wkrótce b dzie chcia pan wraca+ do Gloucester.
Z pewnym poczuciem winy zobaczy a, jak m czyzna si czerwieni. Fletcher w a ciwie nie by z ym
cz owiekiem, ale Thomas ju dawno powinien si zorientowa+, e ona nie zamierza po lubi+ tego g upiego b azna.
Dlaczego szwagier ci gle zmusza j do towarzystwa tego m odzie ca? Dobrze wiesz dlaczego - pomy la a z
zimn ironi . Nawet teraz, gdy go obserwowa a, Thomas rozgl da si po pokoju z min , której Claudia tak bardzo
nie lubi a. Zdawa+ si mog o, e to on jest w a cicielem maj tku.
Cichy d*wi k za plecami przyci gn jej uwag . Odwróci a g ow i nagle oczy si jej rozszerzy y. Pchaj c przed
sob stoliczek do herbaty, zastawiony najlepszym srebrem i porcelan , ubrany z najwi ksz uwag i szykiem, do
pokoju wszed Jem January.
- Pani yczy a sobie herbaty? - zapyta z powag .
Claudia nie by a w stanie wydoby+ z siebie g osu, wi c tylko milcz co skin a g ow . Panna Melksham wsta a z
kanapy i gestem wskaza a kamerdynerowi, gdzie ma postawi+ stolik.
- Tu, January. Dzi kuj . - Odwróci a si do siostrzenicy i zapyta a spokojnie: - Czy chcesz, ebym nala a,
kochanie?
Claudia przez chwil patrzy a w oczy Jemowi; odpowiedzia jej ironicznym spojrzeniem szarych *renic. Skin a
g ow . Thomas uwa nie przygl da si kamerdynerowi, gdy ten z wielk uwag i gracj roznosi herbat i ciastka.
Delikatna porcelana, z której Claudia by a bardzo dumna, nawet nie zabrz cza a w jego do wiadczonych d oniach.
- Czy to ten cz owiek zast pi tego... jak mu tam? - zapyta Thomas.
- Morgana. Zast pi Morgana - odrzek a Claudia zaciskaj c d onie.
- Jest bardzo m ody - zauwa y a Rose, gdy kamerdyner stawia przed ni fili ank herbaty.
- Mo e i tak, ale przyszed do nas z doskona ymi referencjami - powiedzia a cierpko Claudia. Zobaczy a, e k ci-
ki ust pozornie zaj tego swoj prac Jema unosz si w u miechu.
Dopilnowa , by wszyscy obecni w pokoju zostali nale ycie obs u eni, po czym uk oni si uprzejmie i wyszed
bez s owa. Claudia odetchn a z ulg .
- W ka dym razie zna si na tym, co robi - rzek askawie Thomas. - Ciesz si , e wreszcie znalaz a kogo na
zast pstwo tego... jak mu... Morgana. A teraz opowiedz nam, co si tu ostatnio wydarzy o? Czy ju dogada a si z
Fosterem na temat wypasu owiec?
24
Claudia szczerze nie znosi a omawia+ interesów ze szwagrem. Daj c mu wymijaj c odpowied*, rozpaczliwie
szuka a bezpieczniejszego tematu. Odwróci a si do Rose.
- George wyrós ju na prawdziwego ma ego m czyzn , nieprawda ? Mo e troch pó*niej, gdy... odpoczniecie
po podró y, zabior go do stajni, eby zobaczy naszego nowego *rebaka.
- Do stajni! - wykrzykn a Rose z przera eniem. - Nie s dz , eby to by ...
- Srebaka? - zapyta chrapliwym g osem Thomas, jakby nie s ysz c reakcji ony. - Czy by Jenny wreszcie si
o*rebi a?
- Wczoraj w nocy - odpar a Claudia. Poczu a, e ogarniaj ca j rado + koi stargane nerwy. - Urodzi a ma ego
ogierka. Jeste my z niego bardzo dumni.
Thomas te wygl da na bardzo dumnego, zupe nie jak gdyby w a nie wygra na loterii.
- Je eli jest naprawd adny, mogliby my dosta+ za niego adn sumk od Selwyna Morthwaite’a - powiedzia
ochoczo. - Spotka a go ju kiedy , prawda? Mieszka jakie pi + mil st d.
„Mogliby my?” W Claudii a zagotowa o si z w ciek o ci.
- On nie jest na sprzeda , Thomasie. Zamierzamy go zostawi+ jako ogiera rozp odowego, kiedy Czarodziej ju
nie b dzie w stanie. Jonasz powiada, e...
- Brednie! - wtr ci ma o uprzejmie Thomas. - Czy by nada we wszystkim s ucha a rad tego starego g upca?
Rose zacz a kr ci+ si niespokojnie w fotelu, a panna Melksham wyra*nie zesztywnia a. Claudia rzuci a jej
uspokajaj ce spojrzenie, po czym wsta a, by stawi+ czo o szwagrowi.
- Zawsze s ucham rad Jonasza. Przede wszystkim dlatego, e zna si na rzeczy. - By a bardzo opanowana, jedynie
w jej bursztynowych oczach migota y niebezpieczne b yski. Z trudem porzuci a temat i odwróci a si do siostry. -
Z pewno ci chcecie uda+ si na spoczynek. Przygotowali my dla was te sypialnie, co zawsze. George’a i Horati
umie ci am w dziecinnym pokoju.
Thomas otworzy usta, jakby chcia jeszcze co powiedzie+, ale najwyra*niej rozmy li si , widz c zaci t min
Claudii. Wsta i ofiarowuj c onie rami dostojnie wyszed z pokoju.
Claudia z powrotem usiad a na kanapie.
- Cioteczko... Co mi si zdaje, e pewnego dnia zrobi temu cz owiekowi co z ego.
- Ch tnie bym ci w tym pomog a, kochanie. - Panna Melksham impulsywnie obj a siostrzenic . - Niestety to
twój krewny. A w ka dym razie m twojej krewnej.
Claudia mrukn a co nieprzychylnego. Rose by a jej jedyn siostr , na dodatek starsz o dziewi + lat. Zawsze
jednak traktowa a j jak ciotk . I to ciotk , która ró ni a si od niej Jak woda od ognia. Je eli Claudia by a
nieujarzmiona i uparta, Rose by a zgodna i agodna. Claudia, wieczna buntowniczka, Przysi ga a, e nigdy nie
zgodzi si , by wybierano jej m a. w wieku osiemnastu lat zarumieniona ze szcz cia Rose wysz a ss m za
w a ciciela ziemskiego, którego wybra dla niej ojciec. By y i inne, ju nie tak znaczne ró nice. Claudia uwielbia a
ksi ki; Rose nie czyta a ich w ogóle, z wyj tkiem poradników gospodarstwa domowego od czasu do czasu.
Claudia uwielbia a d ugie przechadzki po ukwieconych dolinach dopiero co zmytych deszczem; Rose protestowa a,
przera ona perspektyw zmoczenia nóg. Takie wyliczanie mog oby trwa+ w niesko czono +, ale Claudia wola a
si nad tym nie rozwodzi+.
Oczywi cie, bardzo kocha a siostr , lecz czasem trudno by o jej o tym pami ta+.
U miechn a si do ciotki i wsta a.
- Natomiast pani jest moj ukochan krewn , panno Augusto Melksham. Co dzie dzi kuj Opatrzno ci, e jeste
tu ze mn .
Panna Melksham zaczerwieni a si jak podlotek i upomniawszy siostrzenic , by nie by a g sk , wysz a.
Reszta dnia up yn a we wzgl dnym spokoju. Zgodnie z obietnic Claudia zabra a panicza George’a i Horati ,
która te chcia a koniecznie i + z nimi, do stajni na podziwianie Goblina. Ta wyprawa zako czy a si do +
niespodziewanie interwencj Jonasza, gdy ch opiec za da przeja d ki na ma ym koniku. Gdy stary koniuszy
wynosi ch opca pod pach ze stajni, dzieciak dar si wniebog osy, co natychmiast sprowadzi o na dziedziniec
jego matk . Ta, zatrzymawszy si na skraju warzywnika, napad a najpierw na Jonasza, a potem nakrzycza a na
Claudi za to, e dopu ci a do tak haniebnego potraktowania jej ukochanego dzieci cia. W tym momencie Horatia,
domagaj c si uwagi otoczenia, wyda a z siebie dziki ryk. Gdy Thomas, czy to z powodu udanej g uchoty, czy te
ca kowitego braku zainteresowania, nie pojawi si na scenie i nie wspar Rose w jej wrzaskach - ta bardzo szybko
ograniczy a si jedynie do gniewnych szlochów. W ko cu nawet George i jego milutka siostrzyczka przestali
wrzeszcze+. Claudia, jak mog a najszybciej, uciek a do swojego pokoju.
Gdy tego wieczora wesz a do jadalni, jej oczy natychmiast pow drowa y do Jema, po czym równie szybko do
Thomasa, który w a nie zbli a si do krzes a u szczytu sto u. To, e podczas wizyt szwagier zawsze zajmowa jej
miejsce, doprowadza o Claudi do sza u. Ieby nie wywo ywa+ niepotrzebnych k ótni w rodzinie, nie zwraca a mu
uwagi, jednak tym razem Jem by pierwszy. Po o y d onie na oparciu krzes a, tym samym daj c Thomasowi do
zrozumienia, e nie powinien go zajmowa+, i poczeka , a Claudia podejdzie. Pomóg jej usi +, po czym odsun
krzes o dla Thomasa, po prawej r ce pani domu. Thomas wyra*nie poczerwienia , ale nic nie powiedzia . Z min
ura onej godno ci usiad na zaoferowanym mu miejscu.
25
Dalej wszystko przebiega o; ju g adko. Claudia by a zaskoczona, ile splendoru Jem January nadaje kolacji.
Najwyra*niej zmusi Lucasa do odgrywania roli s u cego - m ody cz owiek wnosi dania na srebrnych tacach i
sprz ta puste talerze. Jem natomiast podawa wszystkie dania po kolei, obchodz c stó z ogromn godno ci .
Zdawa+ si mog o, e przedstawia towarzystwu kolekcj rodowych klejnotów.
Claudia ca y czas wyczuwa a jego obecno + - ka dy ruch. Powtarza a sobie, e szczególne o ywienie, które przy
nim czuje, wynika z zaniepokojenia jego dziwnymi planami.
- Ta zupa jest doskona a - zauwa y a Rose tonem ura onego zdziwienia.
- Tak, nasza kucharka jest znana z tego, e przyrz dza zup Vichy. - To mog oby nawet by+ prawd , tyle e
jeszcze nigdy nie przygotowywa a jej dla adnego Carstairsa. Claudia spojrza a z ukosa na Jema stoj cego przy
drzwiach. Podejrzewa a, e to on, a nie ciocia Augusta, wyda s u bie polecenie przygotowania tej wspania ej
uczty. Wdycha a zapach wie ych kwiatów, którymi udekorowany by stó .
D o Claudii zawis a na moment w powietrzu. Jak zwykle, gdy my la a o Jemie Januarym - czy te mo e raczej
Standishu - przychodzi o jej do g owy jedno pytanie: dlaczego? Jakie mia o dla niego znaczenie, czy Thomas i
Rose Reddingerowie jedz na obiad zup Vichy, czy te zwyk y rosó ? Czy by uwa a , e w jego dawnym domu
powinien go ci+ splendor i dostatek? Zaryzykowa a jeszcze jedno spojrzenie w zacieniony k t pokoju, lecz na
twarzy m odego kamerdynera nie znalaz a adnej odpowiedzi.
Jem zauwa y jej spojrzenie. Zastanowi si , czym te mog o by+ spowodowane. Ca y dzie m oda wdowa
dziwnie mu si przygl da a. W ka dym razie patrzy a na niego co chwila bez adnego wyra*nego powodu. On te
obserwowa j z uwag . Podoba o mu si wdzi czne przechylenie jej g owy, gdy rozmawia a uprzejmie z
Thomasem Reddingerem. Bo e drogi, có to by za napuszony paw! I chyba najbardziej chciwy padalec, jakiego
kiedykolwiek widzia - a widzia ich w yciu ju sporo. Je eli chodzi o pozosta ych go ci, to Rose Reddinger by a
tak nijaka, e trudno by o j opisa+ w oderwaniu od otoczenia. Natomiast Fletcher Botsford wygl da na tyle
podejrzanie, e ka dy rozs dny cz owiek przed zawarciem z nim jakiejkolwiek znajomo ci dwa razy by si
zastanowi .
Botsford siedzia po lewej r ce panny Melksham, lecz równie dobrze starsza dama mog aby dla niego nie istnie+.
Podczas ca ej kolacji nie odezwa si do niej ani s owem. Jego lekko wy upiaste oczy skierowane by y tylko na
pani domu. Ch on jej s owa jak g bka i na ka de reagowa wybuchami g upkowatego miechu, który
doprowadza Jema do sza u. Dobry Bo e, czy ta kreatura naprawd my li, e ma jakiekolwiek szans u osoby
pokroju pani Carstairs? Jem z zachwytem patrzy na agodn lini jej policzków, pi kny zarys warg i delikatn
szyj . Tego wieczoru mia a na sobie bursztynow sukni - t sam , któr nosi a wczoraj do kolacji. Gdy wesz a do
pokoju, zapar o mu dech w piersiach. Lekkie kroki powodowa y delikatne ko ysanie si jej pe nych piersi pod
g adkim jedwabiem. My li Jema przerwa gwa townie Lucas, który stan tu za nim, kln c cicho niewygodn
liberi .
Po kolacji Thomas zaproponowa Botsfordowi kieliszek porto, po czym obaj panowie pod yli za paniami do
saloniku. Przez reszt wieczoru Rose zabawia a towarzystwo gr na fortepianie. Claudia, s uchaj c a osnych
akordów, nie mog a powstrzyma+ si od ziewania.
Zanim Jem ponownie wszed do pokoju z tac herbaty, Claudii zdawa o si , e min a wieczno +. By o co
prawda jeszcze troch za wcze nie na to zako czenie wieczoru, lecz u miechn a si do niego z wdzi czno ci .
Jego jedyn reakcj by o zdziwione uniesienie brwi.
Gdy ju wreszcie u o y a si w ó ku, zastanowi a si , jak, na mi o + bosk , zdo a przetrwa+ nast pny tydzie ,
albo nawet d u ej. Pomy la a, e w a ciwie powinna by+ wdzi czna losowi, e skoro Reddingerowie mieszkaj
nieca y dzie drogi od jej posiad o ci, nigdy nie zostaj z wizyt zbyt d ugo. Z drugiej Strony - pomy la a z
odrobin alu - gdyby mieszkali dalej, mo e nie musia aby ich tak cz sto widywa+? Gdy zda a sobie spraw , e
mo liwo +, by jej siostra i szwagier wraz ze swoim utrapionym potomstwem przeprowadzili si na antypody, jest
rozpaczliwie nik a, wzruszy a ramionami z gorycz . Ziewn a szeroko i po o y a g ow na poduszce, wreszcie
gotowa do snu.
A jednak nie.
Usiad a wyprostowana. Zapomnia a powiedzie+ pokojówce, by zostawi a p on c wiec na korytarzu przed
sypialni Rose. Siostra nigdy dobrze nie sypia, poza tym mia a zwyczaj wstawa+ w nocy i zagl da+ do dzieci. Fakt,
e niania Grample spa a w pokoju obok i by a gotowa na ka de zawo anie rozwydrzonych pociech, nie mia dla
Rose najmniejszego znaczenia.
„Przera one dziecko budz ce si w rodku ciemnej nocy potrzebuje obecno ci matki”. To by o ulubione
powiedzonko Rose. Powtarza a je do znudzenia tonem cierpi tnicy. Claudia podejrzewa a, e siostra zagl da w
nocy do dziecinnego pokoju tylko po to, by mie+ o czym opowiada+ przy niadaniu. I mie+ na co si ali+,
oczywi cie.
No tak, zapomnia a o wiecy. Je eli natychmiast nie naprawi tego b du, jutro rano, przy niadaniu. Rose nie da
jej spokoju.
Wzdychaj c ci ko, Claudia odrzuci a ko dr i wsta a. Nie zawracaj c sobie g owy szlafrokiem ani bamboszami,
zapali a wieczk od aru na kominku i cichutko, na palcach, wysz a z pokoju.
1 Anne Barbour NARESZCIE W DOMU
2 1 Je eli to prawda, e nieszcz cia chodz parami, co ju dawno przekroczy am norm na ten tydzie - my la a ponuro Claudia Carstairs, wygl daj c przez okno. By wczesny ranek, jej ulubiona pora dnia. Ca y wiat dopiero budzi si ze snu, a poranne s o ce wieci o weso ym blaskiem na muraw i odbija o si w ma ej sadzawce po rodku trawnika. Jednak e tego poranka m oda kobieta nie widzia a pi kna otaczaj cego j wiata. Odwróciwszy si od okna, wyj a z szafy stare spodnie oraz równie sfatygowan koszul i kurtk . Ubieraj c si , policzy a w my lach k opoty, które ostatnio zwali y si jej na g ow . Jenny ju nied ugo powinna si o*rebi+, a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywa y na to, e poród b dzie ci ki. Squire Foster, który od dawna u ycza jej pastwisk dla owiec, powiedzia , e nie b dzie tego d u ej robi+. A na dodatek podobno we wsi pojawi si nieznajomy zadaj cy pytania o Ravencroft i jego nie yj cego ju w a ciciela. Zamar a z jednym butem uniesionym w r ce i wzdrygn a si na t my l. Nieznajomy. Oczywi cie, mog o si okaza+, e to nic takiego. Male ka wioska Marshdean znajdowa a si na szlaku prowadz cym do Gloucester i w drowcy cz sto do niej trafiali. Ale ten kr ci si po okolicy ju od dwóch dni - i dlaczego pyta o Emanuela? Zamy lona sko czy a si ubiera+, po czym wzdrygn a si gwa townie. Przebieg a grzebieniem po wzburzonych w osach koloru pszenicy, ciasno ci gn a je wst k i w o y a na g ow du y, bezkszta tny kapelusz. Zanim wysz a z pokoju, z przyzwyczajenia zerkn a w lustro. Westchn a. - Dobry Bo e - mrukn a ze zniecierpliwieniem, a jej jasnobr zowe oczy zw zi y si . - Tylko spójrz na siebie! Ale to nie o wygl d jej chodzi o, lecz o wzrost. By a niska - myszka, a nie kobieta, jak sama o sobie mówi a - a w m skim ubraniu, które by o jej strojem roboczym, wydawa a si jeszcze mniejsza. I o wiele mniej poci gaj ca, ni by sobie yczy a. Ponownie wzruszy a ramionami. Niewiele mog a na to poradzi+, prawda? Przesz a szybkim krokiem przez u piony jeszcze dom. Jak to si jej cz sto ostatnimi czasy zdarza o, poczu a przepe niaj ce j szcz cie. Wreszcie wolna! Co prawda lada moment grozi o jej bankructwo, ale nie by a ju on Emanuela Carstairsa. Przetrwa a koszmar ma e stwa z nim i ju nigdy nie b dzie musia a znosi+ jego dotyku. Nigdy wi cej nie b dzie musia a cierpie+ dominacji nad sob jakiegokolwiek m czyzny. I, co najlepsze w tym wszystkim, Ravencroft nale a do niej! W ka dym razie - u miechn a si ponuro - tak d ugo, jak b dzie w stanie op dzi+ si od wierzycieli... i szwagra. Na t my l przesta a si u miecha+. Omal nie zapomnia a. Jeszcze tylko cztery dni i Rose z Thomasem spadn jej na kark. Wielkie nieba, zdawa o si , e w tym tygodniu nieszcz cia chodz czwórkami! Przesz a na palcach przez hali, staraj c si nie obudzi+ ciotki Augusty. Bardzo j kocha a, ale doprawdy nie mia a czasu na wys uchiwanie kaza o tym, e „m ode panienki nie powinny paradowa+ w m skim ubraniu na oczach ca ego wiata”. Gdy dotar a do kuchni, z przyjemno ci wci gn a zapach wie o zaparzonej kawy i pieczonego chleba. - Hmm, jak tu cudownie pachnie, pani Skinner - powiedzia a do siwow osej kobiety krz taj cej si przy piecu. Ta oderwa a si od pracy i przynios a do sto u kubek gor cej kawy. - Mam nadziej , e usi dzie pani i zje przyzwoite niadanie, pani Claudio - rzek a. - Usma enie jajek zajmie mi tylko chwilk , a szynka ju jest pokrojona. Dziewczyna obj a ma , pulchn kobiecin . - Nie mam na to czasu, ale z przyjemno ci zjem troch tego chleba. - Si gn a po nó i ukroi a sobie spory kawa ek, po czym posmarowa a go obficie mas em i d emem. Gryz c go, weso o pomacha a zmartwionej kobiecie i pobieg a do stajni. Dotar a na dziedziniec w chwili, gdy koniuszy, Jonasz Gibbs, wyprowadza Jenny z boksu. Dotkn d oni kapelusza. - Dzie dobry pani. - Wskaza ponuro na klacz. - Co mi si zdaje, e Jenny zamierza si dzisiaj *rebi+. Ju zacz o jej p yn + mleko. Claudia zerkn a na sutki klaczy, a potem na siwego koniuszego. By jej podpor i ostoj w najgorszych czasach. Sukces, jaki osi gn a w hodowli koni, by w wi kszo ci zas ug dobrych rad i wskazówek starego. Mo e i by kapry nym starym diab em - pomy la a z rozbawieniem - ale ca e ycie sp dzi w Ravencroft i jego oddanie zarówno dla niej, jak i dla tej ziemi, by o tak niezniszczalne, jak otaczaj ce posiad o + wzgórza. - Ju najwy szy czas - powiedzia a g adz c klacz po nosie. - My lisz, e b dziemy mieli z ni du o k opotu? - Oj, tak. Jeszcze nie zdarzy o si jej urodzi+ ma ego, nad którym by si nie nam czy a. Zawsze co wydziwi.
3 Wszystkie *rebaki urodzi y si kilka miesi cy temu, a tu po owa czerwca, a ona dopiero chce si *rebi+. Wielka, g upia bestia - powiedzia czule do ucha klaczy. Ta w odpowiedzi opar a mu pysk na piersi. - Czarodziej jest ojcem, wi c *rebak z pewno ci b dzie ogromny - rzek a Claudia. - I czarny jak noc - doda a my l c o ciemnej jak skrzyd o kruka sier ci jej ukochanego ogiera. Modli a si cicho, by d ugo oczekiwany *rebak okaza si dum i nadziej stajni. Sp odzony przez jej najlepszego i jedynego ogiera, urodzony przez najlepsz klacz... Kto wie, co z niego wyro nie? Jonasz oprowadza klacz po dziedzi cu, dostosowuj c si do powolnego, ko ysz cego kroku oci a ego zwierz cia. Ca y czas uwa nie obserwowa pupilk , czy przypadkiem nie zdradza dalszych oznak zbli aj cego si porodu. Claudia przez chwil patrzy a na nich z nie ukrywanym rozczuleniem, po czym zwróci a si ku stajniom. Jak zwykle poczu a przyp yw dumy na ich widok. Co prawda na razie Ravencroft by o niewielk stadnin , ale Claudia by a pewna, e jej stajnie mog y si równa+ z najlepszymi w Anglii. Posiad o + zosta a zbudowana przez przodków „poprzedniej rodziny”, jak Claudia nazywa a Standishów z Ravencroft. Podobno ziemia by a w r kach lordów Glenravenów od czasów Henryka VIII Tudora. To znaczy do czasu, gdy przej j Emanuel Carstairs. Stajnie by y z ceg y i kamienia, podobnie jak ogromny dom. Wszystko by o budowane bardzo solidnie, lecz zosta o karygodnie zaniedbane przez ostatniego w a ciciela - nawet dziedziniec zamieni si z czasem w nieporz dn rupieciarni . Jednak e przez ten rok, który min od mierci m a, Claudia wraz z Jonaszem i Lucasem, którego artobliwie nazywa a swoim pomocnikiem, zdo ali doprowadzi+ to miejsce do stanu u ywalno ci. Claudia uda a si w kierunku stajni. Zanim wesz a do ciemnego korytarza, raz jeszcze zatrzyma a si , by podziwia+ spokojn cisz i pi kno poranka. Po obchodzie stajni i upewnieniu si , e wszyscy jej mieszka cy w dobrym stanie przetrwali noc, wzi a do r ki wid y i zacz a wybiera+ gnój spod koni. Przez kilka minut oddawa a si temu nie lubianemu przez siebie zaj ciu, gdy nagle poczu a w stajni czyj obecno +. Obróci a si na pi cie i zobaczy a stoj cego w drzwiach m czyzn . Sta , niefrasobliwie opieraj c si o framug , i wydawa si bardzo zadowolony z siebie. Nie wiedz c czemu, od razu zgad a, e to w a nie nieznajomy, o którym mówi jej Lucas. „Kr ci si doko a Trzech Sosen, jakby nie mia nic lepszego do roboty, tylko gapi+ si i zadawa+ pytania”. Claudia przyjrza a si nieprzyja*nie przybyszowi. Zwróci a uwag , e ciemna kurtka i spodnie s znoszone, z ta- niego materia u. Nieznajomy by wysoki i szczup y, a w osy mia y ten sam kolor, co jedwabista grzywa Czarodzieja. Jego oczy - nad wyraz jasne i szare - zdawa y si wieci+ w mroku stajni. - Co ty za jeden i czego tu szukasz? - zapyta a szybko, celowo mówi c z szorstkim wiejskim akcentem. Rzecz jasna nie ba a si tego m czyzny. Jonasz by na dziedzi cu, a tak e Lucas kr ci si gdzie w pobli u. A jednak na widok przybysza poczu a niepokój - podkrad si do niej bezszelestnie, jak dzikie zwierz . Zbli y si z nonszalanck gracj , która j zaskoczy a. - Przepraszam, ch opcze - powiedzia dziwnie w adczym tonem, nie pasuj cym do znoszonego brudnego ubrania. - Szukam koniuszego. Szczery u miech rozja ni nieregularne rysy jego Warzy, co sprawi o, e wyda si nagle m odszy. Claudia pomy la a, e ma pewnie nie wi cej ni dwadzie cia kilka lat. Nieznajomy zatrzyma si w pó kroku i spojrza na ni zaskoczony. - Przepraszam - rzek z mi kkim znajomym akcentem mieszka ców Cotswolds. Wi c pochodzi st d? Nie by zwyk ym przyjezdnym? - Zdaje si , e powinienem powiedzie+... panienko? - Zgadza si - odpar a wojowniczo. Ju nieraz mia a okazj us ysze+ niepochlebne opinie od m czyzn, dotycz ce jej roboczego stroju. Nawet nie chodzi o o to, e spodnie i koszula by y niemodne, ale po pierwsze by y bezkszta tne, a po drugie - o wiele na ni za du e. Zdawa o si , e jej ma a figurka tonie w nich. Claudia przekona a si poza tym, e m czy*ni s o wiele bezczelniejsi, je eli widz kobiet w spodniach. Zupe nie jakby to upowa nia o ich do niestosownych uwag. A jednak nic oprócz lekkiego zdziwienia nie pojawi o si na twarzy nieznajomego. - A po co ci koniuszy? - zapyta a Claudia; nadal nie, wypuszczaj c wide z r ki. - Szukam pracy, panienko. W wiosce powiedziano mi, e w a ciciel tej posiad o ci hoduje konie. Ju nieraz mia em do czynienia z ko mi, wi c pomy la em, e mo e znajd tu prac . Przygl da a mu si spod przymru onych powiek. Najpierw zadawa pytania dotycz ce Ravencroft, a teraz szuka tu pracy. Kim on jest i sk d pochodzi? A przede wszystkim, czego tu szuka? To prawda, e nie wygl da gro*nie, ale wyczuwa a w nim jakie napi cie, gdy tak sta oparty o framug drzwi. Zdawa o si , e pod t delikatn budow kryje si stalowa natura. Obserwowa a, jak odwraca si , by pog adzi+ d ugimi, szczup ymi palcami nozdrza konia stoj cego w boksie tu obok wej cia. - Jak si nazywasz? - zapyta a ostro, zapominaj c, e jeszcze przed chwil udawa a prost wiejsk dziewczyn . - Jem - odrzek nieznajomy, a jego brwi podnios y si w lekkim zdziwieniu. - Jem January. A teraz, panienko... mi o mi si z tob rozmawia o, ale czy mog aby mi powiedzie+, gdzie znajd koniuszego? Claudia wyczu a w jego g osie ton niech ci i zesztywnia a z upokorzenia. Z pewno ci pomy la , e jest prost wiejsk dziewuch , niewart zachodu i brzydk jak nieszcz cie. Tak brzydk , e nie mog a sobie znale*+ m a i
4 teraz wybiera gnój ze stajni i ubiera si w stare, mierdz ce ko skim potem achy. Jem January wcale tak nie my la . Z pocz tku zdawa o mu si , e ma przed sob zwyk ego ch opca stajennego, lecz szybko zauwa y zaokr glenia pod grub koszul ze zgrzebnego samodzia u. Podoba mu si równie melodyjny g os, który przemówi do niego szorstkimi s owami. To przyci gn o jego zawsze yw uwag , ale gdy przedziwne zjawisko przemówi o do niego tonem dobrze urodzonej i wychowanej damy, jego ciekawo + i zaskoczenie nie mia y granic. Ch tnie zg bi by t ma tajemnic , ale przypomnia sobie, e przyby tu w okre lonym celu i nie móg traci+ czasu na b ahostki. Z tego, czego zd y dowiedzie+ si w wiosce, obecny w a ciciel Ravencroft chcia przywróci+ maj tkowi dawn s aw w hodowli koni, wi c praca stajennego zdawa a si by+ najpewniejsza. Dlaczego - zastanawia si niecierpliwie Jem - ta zwariowana pannica nie chce mu powiedzie+, gdzie znajdzie prze o onego? - W tpi , czy... - zacz a rumieni c si . Przerwa a gwa townie, a Jem pobieg wzrokiem za jej spojrzeniem. W drzwiach pojawi si starszy m czyzna. Tu za nim sta m ody, pot nie zbudowany ch opak o bardzo nieprzychylnym wyrazie twarzy. - Czy co si sta o, psze pani? - zapyta starszy cz owiek. - Us yszeli my jakie g osy. Czy wszystko w porz dku? Psze pani? - pomy la Jem. O co tu chodzi? - Nie, Jonaszu. Wszystko w porz dku. Ten... m ody cz owiek przyszed tu w poszukiwaniu pracy. Jonasz! Jem przyjrza si uwa nie pomarszczonej twarzy pod strzech siwych w osów. Dobry Bo e, to naprawd by Jonasz. Jonasz Gibbs! Wielkie nieba, nigdy by si nie spodziewa , e zastanie tu kogo pami taj cego dawne czasy... Có , jedyne, co mu teraz pozosta o, to mie+ nadziej , e stary go nie rozpozna. W ko cu min o ju dwana cie lat. U miechn si . - Szuka pracy, co? - warkn Jonasz. - A czym mu zap acimy, dobrym s owem? - Chcia powiedzie+ co wi cej, ale zamilk w chwili, gdy spojrza uwa niej na Jema. W tym samym momencie zza jego pleców wychyn Lucas. - To ten go +, pani Carstairs. Ten, co to pani mówi em, e w szy w wiosce... pyta o Ravencroft. Pani Carstairs! Brwi Jema po raz kolejny unios y si w niemym zdziwieniu. Zdawa o si , e niespodziankom tego poranka nie ma ko ca. Czy to naprawd wdowa po Emanuela Carstairsie? Oczekiwa kogo bardziej... bardziej imponuj cego. Spojrza na ni niewinnie. - W szy ? - zapyta przywdziewaj c na twarz mask ura onej niewinno ci. - No có , mo e i faktycznie tak by o. Bardzo potrzebuj tej pracy. A je eli chodzi o... Ravencroft, prawda? Pomy la em, e dobrze si b dzie dowiedzie+, gdzie potrzebuj r k do pracy. I tu mnie skierowano. - Zdj czapk i sta trzymaj c j w obu r kach. - To pani jest pani Carstairs? W a cicielk posiad o ci? Nag a uleg o + Jema nie przypad a jej do gustu. Zupe nie do niego nie pasowa a. Skin a jednak g ow maj c rozpaczliw nadziej , e wysz o to z odpowiedni godno ci . Bo e, gdyby tylko nie wygl da a tak okropnie... i nie mierdzia a tak paskudnie! - To prawda - odrzek a. - Ale obawiam si , e Jonasz ma racj . Nie zatrudniamy nowych pracowników. Oczy Jema si zaokr gli y. - Ale dama, taka jak pani... wyrzucaj ca gnój ze stajni? To nie wypada... Z pewno ci przyda si wam pomoc. - Mo liwe - rzek a szorstko Claudia. - Jednak to niewielka hodowla i je eli mam by+ ca kiem szczera, m ody cz owieku, nie sta+ nas na zatrudnienie jeszcze jednego pracownika... jak na razie. - B d pracowa za wy ywienie i dach nad g ow , psze pani. - Do g osu Jema zakrad a si nutka desperacji. - Móg bym te pracowa+ jako zwyk y s u cy... albo nawet lokaj. Claudia ju zacz a si od niego odwraca+, ale te s owa j powstrzyma y. Obróci a si gwa townie na pi cie. - Lokaj? - Spojrza a na niego podejrzliwie. - Nie wygl dasz na lokaja. Gdy patrzy a na niego, w m odzie cu zasz a zaskakuj ca zmiana. Wyprostowa si , jakby po kn pogrzebacz, i szybko wyg adzi zmierzwione w osy. Uk oni si lekko, zawieraj c w tym ge cie szacunek na równi z arogancj w a ciw s u cym na wysokim stanowisku, i przemówi do niej zupe nie inaczej ni przed chwil . - Ma pani ca kowit racj , madame. Jednak z do wiadczenia wiem, e pozory mog myli+. - Najwyra*niej - odrzek a Claudia i gryz c warg w zamy leniu, spojrza a na Jonasza. - Za par dni przyjad Thomas i Rose, a ja jeszcze nie postara am si o zast pstwo za Morgana. Ciocia Gussie bardzo si tym martwi. Morgan. Jem zmarszczy brwi na d*wi k tego nazwiska. Co si sta o z Morganem? Zmar ? Bardzo by ju stary, gdy Jem widzia go ostatnio. Otrz sn si lekko i spojrza na pani Carstairs. - Thomas si obrazi, je eli w drzwiach powita go pokojówka. Nie mamy nawet zwyk ego s u cego. - W takim razie na pewno si przydam - powiedzia Jem, prezentuj c swój wypróbowany czaruj cy u miech. Trzy pary oczu natychmiast wlepi y si w niego podejrzliwie. M oda wdowa sta a przez kilka chwil nieruchomo, nie mog c si najwyra*niej zdecydowa+. Claudia ani na jot nie ufa a dziwnemu przybyszowi. Pomimo uk adnego zachowania zadawa mnóstwo zagad- kowych pyta . Z drugiej strony, mo e lepiej b dzie go mie+ na oku w najbli szym czasie? Lepiej wiedzie+, gdzie jest i co robi. - Je eli naprawd b dziesz pracowa za wy ywienie i dach nad g ow , ch tnie ci przyjm . Jonasz poka e ci, gdzie mo esz spa+. - Poda a mu wid y. - Kiedy ju tu sko czysz, Jonasz powie ci, co masz potem robi+.
5 Jem poczu uk ucie niepewno ci i zawodu. Mia nadziej , e uniknie popisu prawdziwej pracy w stajni. Bo chocia du o mówi , w tpi , czy kilka lat sp dzonych za m odu w stajni ojca da o mu wystarczaj ce do wiadczenie, by zdo a oszuka+ Jonasza. Nie wiedzia , czy podo a zadaniom bardziej skomplikowanym ni noszenie wody czy machanie wid ami. Jedyne, co mu pozosta o, to ufa+ Opatrzno ci, e wkrótce awansuje na lokaja. Szkoda Morgana... Nawet je eli jeszcze jeden staruszek, który móg by go rozpozna+, przysporzy by mu k opotu... Szkoda. Reszta dnia przebieg a w spokoju. Jem przebra si w inne spodnie, jeszcze bardziej znoszone i podarte; od Lucasa, nadal nastawionego bardzo podejrzliwie, po yczy koszul i zabra si do roboty. Po sprz tni ciu ca ej stajni rozniós koniom wod i obrok. Na szcz cie pozosta a praca ograniczy a si do czyszczenia, oliwienia i smarowania uprz y. Zadowolony pomy la , e mo e jednak uda mu si ten ma y podst p. Jednak wypracowana postawa g upkowatego ch opka-roztropka o ma o nie za ama a si , gdy po raz pierwszy wszed do pokoiku na zapleczu stajni. Dobry Bo e, zdawa o si , e zaledwie wczoraj st d wyszed ! W k cie sta o ogromne stare biurko, u ywane do za atwiania stajennych interesów. Obok szafy, pociemnia e ze staro ci, kry y w sobie opas e tomy ksi g i rejestrów. A na s siedniej cianie, w szklanych gablotkach, wisia y d ugie szeregi wst g, medali i dyplomów, wygranych przez stajni na przestrzeni wielu lat. A nawet... taki By tam nawet portret Dzielnego... jego pierwszego kucyka, który sam namalowa . Oprawiony w drewniane ramki, wisia mi dzy portretami dwóch najbardziej zas u onych dla stajni klaczy. Zakr ci o mu si w g owie i musia oprze+ si o krzes o, by nie upa +. Odwróci si na odg os szurania tu za sob . - Czy by ju si pan zm czy , panie January? - zapyta cierpko Jonasz. Nie czekaj c na odpowied*, szybko mówi dalej: - W s siednim pokoju znajdzie pan jeszcze troch sprz tu nadaj cego si do naprawy. Bez s owa Jem odwróci si i wypad z pokoju. Nast pne niemi e chwile prze y przy kolacji. Wraz z Jonaszem i Lucasem poszed do domu i gdy przechodzili przez kuchni , znowu opad y go wspomnienia. To prawda, e nie sp dzi wiele czasu w tej cz ci Ravencroft, ale sam widok kr conych schodów prowadz cych do kuchni przypomnia mu s odki zapach spo ywanego na nich niegdy piernika. Pami ta , jak pewnego grudniowego poranka siedzia tu, p acz c nad st uczonym kolanem, a kucharka na pocieszenie dawa a mu s odkie bu eczki. Kolacja zosta a podana w pomieszczeniach dla s u by tu za kuchni . Jem siedzia cicho i przys uchiwa si rozmowom prowadzonym doko a. Zdawa o si , e nie tylko stajnie cierpia y na brak s u cych. Zastanawia si , ile ludzi pracuje w polu. Z tego, co zd y si dowiedzie+ w wiosce, wdowa Carstairs hodowa a owce, ale by y to stada nawet nie w po owie tak du e, jakie ongi biega y po pastwiskach Ravencroft. W ka dym razie karmi a dobrze, to musia przyzna+. Nie sk pi a doskona ego jedzenia nawet s u bie i by a powszechnie lubiana. W g osach wypowiadaj cych jej imi s ysza jedynie sympati . Przy apa si na my li, e ta ma a figurynka w za du ych spodniach i kapeluszu opadaj cym na oczy... Jak ona, na mi o + bosk , mog a po lubi+ Carstairsa? Nie móg wiedzie+ tego na pewno, ale zdawa o si , e jest przyzwoit istot . Otrz sn si . Nie chcia my le+ o uczciwo ci ony Emanuela Carstairsa. Przyby do Ravencroft powodowany ch ci zemsty. Mi dzy innymi. Planowa j ju od tak dawna! Nadal czu w ciek o +, która ogarn a go na wie +, e nowy w a ciciel Ravencroft od prawie roku gryzie ziemi . Rozlu*ni odruchowo zaci ni te w pi ci d onie. Mo e i zemsta go ominie, ale na pewno postara si osi gn + swój drugi cel. Gdy ju dopnie swego, m oda wdowa b dzie musia a poszuka+ sobie kogo innego do czyszczenia stajni. Zawstydzony w asnym gniewem, szybko doko czy posi ek i pod y do stajni na cowieczorny obchód. To by jeden z jego nowych obowi zków, powierzonych mu przez Jonasza. Sko czy prac dopiero po kilku godzinach. Gdy ju si umy pod pomp w rogu dziedzi ca, poszed pod dom. D ugo sta i przygl da si jego kamieniom b yszcz cym w zachodz cym s o cu. Pomy la , e posiad o + jest naprawd tak pi kna, jak to zapami ta - zdawa o si , e naturalnie wyrasta z agodnie sfalowanych wzgórz Cotswolds. Pierwotnie posiad o + zbudowana by a na obwodzie kwadratu, lecz z czasem poszczególni w a ciciele dodawali do ca o ci ró ne budynki. Obecnie podjazd otoczony by dwoma pot nymi skrzyd ami, za którymi rozci ga y si jeszcze inne budowle. Patrz c na zaniedbany trawnik przed domem, Jem zastanawia si , jak m oda wdowa daje sobie rad , by wszystko utrzyma+ w jakim takim porz dku. Gdy tak sta w promieniach zachodz cego s o ca, zdawa o mu si , e ka dy kamie , ka de drzewo i ka dy zakamarek ma od lat wyryty w pami ci. Ju nied ugo - pomy la rozradowany. Nied ugo... Wróci na dziedziniec przed stajni i w mroku przycupn na ma ej aweczce przed jednym z budynków. Wdycha zapach lata unosz cy si w rozgrzanym po upalnym dniu powietrzu. Jestem w domu. O ma o nie wypowiedzia na g os zdania, które bezwiednie pojawi o si w jego my lach. Zobaczy , e z mroku wynurza si zwalista posta+ Jonasza, i przesun si troch , by zrobi+ miejsce dla starego. - Nie*le ci posz o, mój ma y - mrukn cicho Jonasz. - Jak na kogo nowego w robocie, rzecz jasna. - Iuj c s omk , patrzy gdzie w dal przez par minut. Nie patrz c na Jema, doda : - I jakie to uczucie znowu znale*+ si w domu, lordzie Glenraven?
6 2 e co, przepraszam? - Zaskoczony Jem odwróci si do starego przywdziewaj c na twarz mask niezrozumienia. W odpowiedzi Jonasz za mia si chrapliwie. - Niee. Nie usi ujcie mnie zwie +, paniczu. Ju co za wita o w tej mojej starej epetynie, gdy tylko zobaczy em panicza dzi rano. I nie potrwa o to d ugo, zanim si upewni em. Jem d ugo przygl da si starszemu m czy*nie, zanim wreszcie odpowiedzia . - Czym si zdradzi em? - zapyta w ko cu. - Wygl da panicz cosik znajomo. No i to dumne uniesienie g owy. Zawsze mia panicz w sobie wi cej godno ci ni nasz pan. No i kiedy powiedzia em, by przyniós panicz now uprz , od razu, bez pytania, wiedzia panicz, gdzie po ni i +. - Powinienem by wiedzie+ i nie stara+ si ciebie oszuka+, ty stary diable. - Jem za mia si niem drze. - Ano. - Jonasz zachichota i zdawa o si , e zmarszczki na jego twarzy zrobi y si jeszcze g bsze. Nagle Jem spowa nia . - Czy mog ci zaufa+, e nie wydasz mnie, przez jaki czas? - To zale y. - Jonasz ju si nie u miecha . - Nie podoba mi si pomys tajemnic przed pani Carstairs. Czy by przyby tu panicz, eby zrobi+ jej co z ego? - zapyta niespodziewanie. - Nie! - wykrzykn Jem. - Oczywi cie, e nie. Có , w ka dym razie... Jonasz zamrucza co pod nosem, po czym doda g o niej: - Je eli wolno zapyta+, to czemu panicz w ogóle wróci ? Ieby narobi+ k opotów pani Carstairs? Jem patrzy staruszkowi w oczy, zastanawiaj c si , jak du o mo e mu powiedzie+. Je eli opowie o swoich planach Jonaszowi, a ten natychmiast powtórzy, co us ysza , pani Carstairs, któr najwyra*niej bardzo szanowa , wszystko przepadnie. Z drugiej strony, przyda by mu si sprzymierzeniec na terenie posiad o ci - kto , kto zna by mechanizm dzia ania Ravencroft pod nowymi rz dami. Jem wiedzia doskonale, e Jonasz by bardzo oddany dawnemu panu tej posiad o ci i jego rodzinie. Nabra g boko powietrza i powiedzia : - Jonaszu, ile wiesz o tym, co tu si sta o... kiedy ojciec...? - Dzie , w którym umar stary pan, a posiad o + przej Emanuel Carstairs, by najczarniejszym dniem Ravencroft i wszystkich jego mieszka ców. - Do g osu Jonasza wkrad o si rozgoryczenie. - Nie chcia bym by+ nieuprzejmy, ale nikt z nas tu nigdy nie móg zrozumie+, dlaczego pa ski ojciec do tego dopu ci . - Ale wydajesz si lubi+ wdow po Carstairsie. - Aaa, to ju ca kiem inna historia. Mówiono, e zosta a podst pnie zmuszona do po lubienia tego starego ajdaka. Jej ojciec, podobnie jak pa ski, by winien Carstairsowi pieni dze. I chocia niegodziwiec by ju starym capem, nadal lubi adne m ode panienki. Pani Claudia spodoba a mu si od pierwszego spojrzenia. Kadne m ode panienki? Jem popatrzy podejrzliwie na starego koniuszego. Nadal mia przed oczami umorusane stworzenie, w bezkszta tnym m skim ubraniu, o wiele na nie za du ym. - Jedno trzeba jej przyzna+ - kontynuowa Jonasz. - Niewiele j obchodzi o, czego chce ten stary ajdak. - Czy by? Z tego, co mówi e , mo na by przypuszcza+, e trzyma j mocn r k . Szorstki miech Jonasza rozbrzmia w nocnej ciszy. - Ano, tak by mo na sobie pomy le+. Ale nasza pani nie daje sob pomiata+ byle komu. Oj, próbowa ci on z ni swoich sztuczek, jak z dwiema poprzednimi. A tak - doda , widz c pytaj ce spojrzenie Jema. - Dwie mia ony przed pani Claudi . Ju po dwóch tygodniach pobytu w Ravencroft po lubi pierwsz . Umar a w rok pó*niej, a on po lubi nast pn nieca e sze + miesi cy potem. Ta przetrwa a troch d u ej... trzyma a si jakie trzy lata. - A jak one... - No, oczywi cie, ludzie du o gadali... Po mojemu, to Carstairs zabi je obie - powiedzia spokojnie Jonasz. - Nie specjalnie, rzecz jasna... ale widzia em nieraz, jak bi pani Juli , swoj pierwsz on . Có , nieraz j bija , ale tego dnia byli na dworze... obok stajni. To by a ma a kobietka i pewno zrobi a co , co go rozw cieczy o. W ka dym razie uderzy j pi ci , a biedactwo upad o jak podci te drzewo i uderzy o g ow o murek fontanny. - Dobry Bo e! - j kn Jem. - Czy nie by o nikogo, kto by jej pomóg ? Jonasz za mia si krótko i nieweso o. - Nie by o nikogo takiego. Za pomoc pani Julii mo na by zap aci+ posad , je eli nie g ow . Pani sama podnios a si i posz a do domu. Zdawa o si , e wszystko z ni w porz dku, ale par tygodni pó*niej po o y a si do ó ka i ju z niego nie wsta a. Doktor powiedzia , e to by o zapalenie mózgu. Ja tam my la em... có , niewa ne, co my la em. - A druga ona? - zapyta Jem przera onym szeptem. - Pewnej nocy wybieg a z domu. Podobno w ciek si na ni . Pokojówka mówi a, e przez cian by o s ycha+, jak j bi . Noc by a zimna jak diabli i ca y czas pada deszcz. A ona bieg a i bieg a. Carstairs poszed jej szuka+ z paroma s u cymi, ale min o sporo czasu, zanim j znale*li... na podwórzu ko cio a, przemokni t i dygocz c z zimna. Dosta a zapalenia p uc i nieca y tydzie pó*niej by a ju na cmentarzu. - Wiedzia em, e Carstairs by potworem - powiedzia Jem zduszonym g osem. - Ale zdaje si , e nie zna em
7 nawet po owy jego niegodziwo ci. Patrz c na kogo , nigdy nie mo na by+ pewnym, jakie z o w sobie kryje. - Ano tak - odrzek zamy lony Jonasz. - Wielki by z niego ch op. Pot ny i krewki. - Jem, przypominaj c sobie, pokiwa g ow . - Zawsze mi y i przyjacielski dla tych, którzy mogli mu by+ w czym pomocni. Okoliczni panowie uwa ali go za wspania ego cz owieka... nigdy nie widzieli, jak bi i przeklina s abszych i zale nych od niego. - Ale... - przerwa mu Jem - ...powiedzia e , e z obecn pani Carstairs sprawa wygl da a inaczej. - A tak. Z pocz tku próbowa z ni tak jak z poprzednimi. Podobno pierwszej nocy pobi j do krwi. - Jonasz podrapa si po zaro ni tej brodzie. - Ale to ju nigdy wi cej si nie powtórzy o. Sam nie wiem, ale zdawa o si ... e ba si jej po tym. Naprawd si ba . Traktowa j od tej pory... no, mo na powiedzie+, e z szacunkiem. W ka dym razie przejmowa si ni bardziej ni kimkolwiek innym. No i... - A jak umar ten stary ajdak? W wiosce powiedzieli mi, e po prostu spad z konia. - Có , na to by wygl da o. Którego wieczora wraca do domu pijany. By z nim jeszcze jeden go +... Pili po drodze, piewali na ca e gard o i takie tam. Ten drugi, Minchin si nazywa , powiedzia pó*niej, e ko Carstairsa sp oszy si nagle i poniós . Jedyne, co jest w tej historii pewne, to to, e znaleziono pana w rowie, ze z amanym karkiem. P k jak zapa ka. Nikt nie a owa wrednego otra. W ka dym razie nikt, kto go zna . - Jak rozumiem, równie by wredny jako m , co jako pracodawca. - Nawet gorszy. W cieka si o byle co... pami tam, jak wpada do stajni... zawsze z jedn z tych swoich list w r ce. Stale robi listy... zapisywa wszystko, co chcia , eby by o zrobione. W wi kszo ci to nie trzyma o si kupy, ale wystarczy o, by cho+ jedna rzecz nie by a wykonana po jego my li, a ju apa za szpicrut ... albo kopa gdzie popad o. A jednak powa nym problemom pozwala prze lizgiwa+ si mi dzy palcami. Przej interesy pa skiego ojca... - szerokim gestem wskaza stajnie, po czym wyda z siebie nieartyku owane mrukni cie - ...i zamieni wszystko w ruin . Sprzeda ca e stado, sztuka po sztuce, bo tak mu si w a nie podoba o. A potem, gdy interesy zacz y i + naprawd *le, sprzeda reszt za grosze. Na szcz cie nie zd y sprzeda+ Czarodzieja, niech chwa a b dzie Naj wi tszej Panience. - Stary koniuszy westchn ci ko. - Oj, eby tylko pa ski ojciec nie odda mu ziemi. Zamy li si ponuro i dopiero s owa Jema wyrwa y go z ot pienia. - Mój ojciec nie odda Ravencroft Carstairsowi, Jonaszu. Ten ajdak ukrad mu posiad o +. - No, jak e to? - Jonasz a otworzy usta ze zdziwienia. - Nie chce mi pan powiedzie+, e... Przecie powiedziano nam, e pa ski ojciec zacz gra+... i... - I straci posiad o +, bo nie by w stanie odda+ d ugu Carstairsowi? - Jem by bardzo opanowany, ale jego g os ci ostro. Opanowawszy si , mówi ju ciszej: - To musi zosta+ mi dzy nami, stary przyjacielu. Czy pami tasz mo e Gilesa Daventry’ego? - No, pewno! Siostrze ca Squire’a Fairworthy’ego... cz sto sp dza tu lato. Fairworthy’owie ju tu nie mieszkaj ... jakie pi + lat temu sprzedali ziemi . Nigdy specjalnie nie lubi em m odego Gilesa, je eli chce pan wiedzie+. Jem u miechn si do niego ponuro. - Ani ja, Jonaszu, ani ja. Jaki czas temu natkn em si na niego w Londynie i okaza o si , e sporo wiedzia o tym, co zasz o mi dzy panem Carstairsem a moim ojcem. - To znaczy, co wiedzia ? - zapyta zaciekawiony Jonasz. - To d uga historia. Wystarczy powiedzie+, e Emanuel Carstairs oszuka podst pnie mojego ojca, ukrad mu Ravencroft, a potem go zamordowa . Z ycia mojej matki uczyni takie piek o, e uciek a pod os on nocy wraz ze mn i dwiema moimi siostrzyczkami. Jonasz otworzy usta, lecz przez kilka chwil nie powiedzia ani s owa. - Mój Bo e! - wykrztusi w ko cu. A po chwili zastanowienia doda : - Czy chce mi panicz powiedzie+, e po to wróci ? By odzyska+ Ravencroft? - Tak. - Mój Bo e! - powtórzy Jonasz. - Ale... - ...ale dlaczego nie podszed em do g ównych drzwi i nie oznajmi em wszem i wobec, e Jeremy Standish powróci , by zaj + z powrotem Ravencroft? - Noo... tak. - Bo jest jeszcze kilka spraw do wyja nienia. Na przyk ad musz znale*+ dowód na to, co mówi . - Ale, zdawa o mi si , e powiedzia panicz... - Powiedzia em, e Giles Daventry sporo wiedzia o tym, co tu si sta o. W a ciwie bez jego pomocy Carstairsowi nie uda oby si przeprowadzi+ tego diabelskiego planu. Daventry podpisa zeznania przeciwko Carstairsowi, ale to za ma o. Z o y zeznania ju po aresztowaniu za inne przest pstwa, chcia w ten sposób z agodzi+ wymiar kary. Dobry adwokat móg by podwa y+ podobne wiadectwo. Jest jednak dowód ukryty tu, w Ravencroft, który musz odnale*+, zanim b d móg zg osi+ prawo w asno ci do ziemi. - A co z pani Carstairs? - No tak - rzek cicho Jem. - Co z pani Carstairs? - Nie wiem, jak móg bym ci pomóc, ch opcze... to znaczy milordzie. Ale je eli to oznacza wyrzucenie pani
8 Claudii za drzwi, to nie chcia bym tego robi+. Jeszcze zanim ten ajdak zdech , przej a piecz nad stajni ... w a ciwie nad tym, co z niej zosta o. W o y a ca e serce w odbudow stadniny. Mo e, jak na razie, nie jest to kopalnia z ota, ale dajemy sobie rad . Pani Claudia wszystkie pieni dze, jakie dawa jej pan, przeznaczy a na kupno kilku dobrych klaczy dla Czarodzieja. W a ciwie to ona nie bardzo zna si na koniach, ale zawsze mia a mnie do pomocy. Poza tym, gdy przychodzi co do czego... potrafi by+ twarda. Potrafi si te nie*le targowa+. - Nie mog a wybra+ lepszego doradcy ni ty. - Jem za mia si i delikatnie poklepa starego po plecach. - Powiedz, czy posiad o + nadal utrzymuje si z hodowli owiec? - Niewiele mi o tym wiadomo. - Jonasz niepewnie wzruszy ramionami. - Carstairs sprzeda sporo ziemi... i owiec te . Nie mamy ju te sta ego owczarza. Mo e dlatego, e nie ma ju zbyt wielu zwierz t. Pani Claudia sama prowadzi interesy i nie lubi, gdy kto si w nie miesza. - Zdaje si , e wszystko chyli si ku upadkowi, co? - zapyta Jem wzdychaj c niewyra*nie. Po kilku minutach Jonasz zapyta niepewnie: - Czy wolno zapyta+, milordzie, gdzie si pan podziewa od... - Zamieszka em w rezydencji w Londynie. Kiedy zrozumia em, e sam mog wybra+ sobie nazwisko, wybra em nazw miesi ca, w którym przyby em do stolicy. Nie by o lekko, ale jako uda o mi si zebra+ troch z ota w tym mie cie kapi cym od przepychu. - A jak si to panu uda o? - Z pocz tku zarabia em jako drobny z odziejaszek. Potem nauczy em si wykorzystywa+ zgubne nawyki moich wspó ziomków. - Jonasz patrzy na niego nic nie rozumiej c. - Hazard, Jonaszu, hazard. To na óg, który mo na spotka+ w najelegantszych klubach dla d entelmenów i w najobskurniejszych portowych tawernach. Ale nie. - U miechn si na widok niepewnej miny starego. - Ja nie gra em. Nauczy em si natomiast, jak mo na wykorzystywa+ tych, którzy ulegli na ogowi. Zebra em dzi ki temu troch pieni dzy. Mo e nie jest tego zbyt wiele, ale wystarczy na odbudowanie Ravencroft i mo e na jeszcze troch . - Jonasz potrz sn g ow w niemym zachwycie, a Jem mówi szybko dalej: - A je eli chodzi o moje plany, to ja tak e nie wiem, w czym móg by mi pomóc, Jonaszu... w ka dym razie w tej chwili. Najwa niejsze jest, by teraz nic nikomu nie mówi . - Zawaha si . Przez chwil rozwa a mo liwo ci, po czym powiedzia : - Obiecuj , e wymy l sprawiedliwe rozwi zanie wzgl dem pani Carstairs. - No, nie wiem. - Jonasz potrz sn g ow . - Po prostu sam nie wiem. - Przyjrza si uwa nie Jemowi. Ten odetchn g boko. - Jonaszu, rozumiem, e chcesz chroni+ pani Carstairs. Bóg jeden wie, e znalaz a si w fatalnej sytuacji, ale to nie jest tak, e chc ukra + co , co do niej nale y. Ravencroft Jest moim domem, nie jej, i chc go odzyska+. Czy to *le? - No... nie, ale... - Masz racj , móg bym i + do s du i przedstawi+ dokumenty... zeznania Gilesa Daventryego... i czeka+ na pozwolenie przeszukania domu. Mo e wtedy znalaz bym jeden ma y dokument, który potwierdzi by wszystko, co powiedzia Giles Daventry. Ale to mog oby trwa+ wiele miesi cy, podczas których zarówno pani Carstairs, jak i ja yliby my w ogromnym napi ciu. Ci kie westchnienie by o jedyn odpowiedzi Jonasza. - Jeszcze raz ci powtarzam - rzek Jem spokojnie. - Wdowa Carstairs w niczym nie ucierpi. - No dobrze - powiedzia wreszcie Jonasz zmartwionym g osem. - Nic nie powiem. W ka dym razie nie teraz. Musz to sobie przemy le+. - Przesun si troch i przeci gn . - Chyba najlepiej b dzie, je eli po o ymy si spa+. Jem bardziej wyczu , ni zobaczy ironiczny grymas na twarzy starego. - Niech mi pan pozwoli pokaza+ sobie miejsce pa skiego zakwaterowania, milordzie. Widzi pan t tam stajni ? B dzie pan spa w trzecim boksie na lewo. W tej chwili jest pusty - doda uprzejmie. - Prosz si wyspa+ dobrze... Jutro b dzie trudny dzie . Ale Jem bardzo d ugo nie móg zasn +. Otuli si starym kocem, który da mu Jonasz, po o y si na wie ym, pachn cym sianie i za o y ramiona pod g ow . Wpatruj c si w ciemno + s ysza myszy buszuj ce w sianie i konie prychaj ce w boksach obok. U miechn si w ciemno ci. Wreszcie by w domu... nawet je eli jego powrót nie wygl da tak, jak to sobie wymarzy . Iaden z oczy ca nie uciek z wrzaskiem na jego widok, aden wie niak nie powita rado nie powrotu prawowitego pana. Jednak Jem doskonale zdawa sobie spraw , e to by y tylko marzenia, dzi ki którym uda o mu si przetrwa+ tyle lat na bruku Londynu. Podczas ilu to nocy, sp dzonych w najokropniejszych zau kach portów londy skich, tuli si z p aczem do snu? Jak cz sto szuka schronienia w piwnicach albo na strychach opuszczonych domów? Przez wiele lat utrzymywa a go przy yciu mroczna wizja zemsty. Pewnego dnia powróci do Ravencroft i naprawi okropne krzywdy, które wyrz dzono jego rodzinie. Rozkoszowa si wizj Emanuela Carstairsa j cz cego na ziemi z mieczem wbitym w brzuch albo czo gaj cego si w przera eniu, podczas gdy on sta by nad nim z batem. Oczywi cie, z biegiem lat rzeczywisto + pokaza a swoj paskudn g b i plany musia y nabra+ nowych kszta tów. Nadal my la o zem cie, lecz ju w bardziej subtelnej formie. Publiczna ha ba albo mo e do ywotnie
9 zes anie na roboty do wi zienia nad Botany Bay. Ma y ch opiec wyrós na doros ego m czyzn , a obracaj c si w ró nych rodowiskach wymagaj cych bystro ci umys u, zdolno ci i nie za wielu skrupu ów, zebra sporo pieni dzy. U miechn si ironicznie. Teraz nareszcie spe ni si jego sen. Wiedzia , e ma doskona e przebranie, potrzebne dokumenty i gotówk . By przygotowany na mierteln konfrontacj z Emanuelem Carstairsem. I co? W drzwiach zosta powitany przez hard ma osóbk o melodyjnym g osie, w zadziwiaj cym stroju, która zniweczy a jego wspania e plany i kaza a mu wybiera+ gnój ze stajni. Zacisn usta w bezsilnym gniewie na my l, e Carstairs umkn wszelkiej ludzkiej zem cie. Przekr ci si na bok i zanurzy twarz w osza amiaj co pachn cym sianie. Zanim zasn , przypomnia sobie najwa niejsze... e wreszcie jest w domu. On, Jeremy Standish, lord Glenraven wróci po swoje dziedzictwo. Niewa ne, e na razie by to tylko jeden ma y ko ski boks. Wszystko w swoim czasie. Na wszystko nadejdzie odpowiednia chwila. Pwit wsta wcze nie nast pnego poranka, obwieszczony s o cem przeb yskuj cym przez wysokie okna i niecierpliwymi pochrapywaniami pozosta ych mieszka ców stajni. Jem wygramoli si na dziedziniec i szybko umy przy studni. Tam spotka Jonasza, który dopiero co przyszed ze swej wygodnej kwatery znajduj cej si nad stajni . Po jakim czasie pojawi si tak e i Lucas. Nie by o natomiast ladu pani Carstairs. - Radz ci si pospieszy+ z dzisiejszym obrz dkiem, mój ch opcze - powiedzia Jonasz, gdy ju wymieniono poranne pozdrowienia. - Pani chce, by przyszed po pracy do domu. Wygl da na to, e b dziesz mia wi cej pracy jako kamerdyner ni jako stajenny. Lucas popatrzy na Jema niech tnym wzrokiem. - A mo e my lisz, e jeste od nas lepszy, skoro pani wzywa ci do domu? - Niespecjalnie. - Jem wyszczerzy z by w u miechu. - Ale b d teraz musia bardziej uwa a+, prawda? Pani pewno by nie chcia a, ebym us ugiwa go ciom w butach ubrudzonych gnojem. Na t ripost Lucas odwróci si i poszed do w asnych obowi zków, a Jem spojrza na Jonasza. - Czy to po to wzywa mnie pani Carstairs? Iebym przej obowi zki Morgana? - Zdaje si , e tak - odrzek Jonasz lakonicznie. - Panna Melksham, to znaczy panna Augusta Melksham, ciotka pani Carstairs, ju od dawna mówi a, e trzeba by kogo znale*+ na to miejsce. A e nied ugo przyje d a jej siostra i szwagier... - Co si sta o z Morganem? Umar ? - Ano, zmar o mu si z miesi c temu. Bardzo ju by stary. - Pewno tak. By tu przecie , odk d pami tam. Jak umar ? - No có - odrzek Jonasz. - Mo na by powiedzie+, e nik w oczach. Ci z domu mówili, e serce mu p k o... wie panicz, on zawsze chcia odej + wtedy, z pana matk . Jem przytakn . Dobrze pami ta zy w oczach starego s u cego, gdy matka wraz z dzie+mi opuszcza a Ravencroft, by nigdy ju do niego nie powróci+. - Z drugiej strony, je eli serce mu p k o... i tak d ugo si nie dawa . - Jonasz za mia si cierpko. - No i zobaczy Wreszcie, jak chowaj Carstairsa do ziemi. Potem mówi , e to by najszcz liwszy dzie w jego yciu. Nie... po mojemu to stary Morgan ju po prostu nie mia si y. Zm czy si i umar . Wszystkich nas to czeka - zako czy filozoficznie. - Opowiedz mi o tej ciotce. - No... zamieszka a tu po mierci Carstairsa. Nie bardzo Wypada o, by pani Claudia mieszka a sama. W ko cu nie jest jeszcze paskudn star kwok . A panna Augusta mo e i jest troch d ta, ale bije w niej dobre serce. - A ta siostra i szwagier? - Nazywaj si Reddingerowie - burkn Jonasz. - Thomas i Rose Reddingerowie. Ona to stale chichocz ca idiotka, a z niego jest zwyk y padalec, jakich pe no mo na znale*+ pod ka dym kamieniem. Za ycia Carstairsa w ogóle nie by o ich tu wida+. Dopiero teraz przyje d aj tak cz sto, jak tylko si da. - Doprawdy? - Domownicy mówi , e Reddingera a wierzbi te t uste paluchy, by przej + kontrol nad Ravencroft. - Ale czy zgodnie z prawem posiad o ci nie odziedziczy a pani Carstairs? W ka dym razie teoretycznie? - A tak. Ale zdaje si , e pan Reddinger uwa a, e b dzie móg równie atwo kontrolowa+ szwagierk jak w asn on . Do tej pory nie dawa a mu si , ale ostatnio stary Thomas zacz bawi+ si w swata. Znalaz dla niej kandydata na m a. Nazywa si Fletcher Botsford. Taki ma y chudy szczurek bez poczucia humoru, który daje si wodzi+ Reddingerowi za nos i sam o tym nie wie. Je eli pani Claudia po lubi Botsforda, Ravencroft przejdzie na niego, czyli w a ciwie w r ce Thomasa. Jem gwizdn cicho. - Zdaje si , e Cotswolds b dzie wiadkiem niebagatelnego dramatu. By+ mo e pani Carstairs b dzie zadowolona mog c si wydosta+ z ca ego tego zamieszania, gdy Ravencroft wreszcie wróci w r ce Standishów. Jonasz mrukn co pod nosem i odwróci si .
10 Przez ca y poranek Jem rozmy la o nadchodz cej chwili wej cia do domu. Wywozi gnój, rozdawa pasz , roznosi wod , zamiata stajni i pomaga Jonaszowi przy Jenny, a jego my li ca y czas kr y y wokó jednego: jakie ró nice zauwa y, gdy wreszcie minie kuchni i pomieszczenia dla s u by i przez ogromny hali przejdzie do pa skiej cz ci domu? W ko cu Jonasz nakaza mu sko czy+ robot . - Lepiej id* i zobacz, czego chce od ciebie pani Carstairs. Po prostu id* do kuchni, a która pokojówka zaprowadzi ci do niej. Jem przytkn palec do daszka czapki, po czym uda si do domu. Min ogród na ty ach kuchni i po chwili rozmawia z m od dziewczyn ubran w prosty strój pokojówki. Patrzy a na niego z nie ukrywanym zainteresowaniem. - Je eli tu poczekasz, pójd i powiem pani, e ju jeste . Lekko wbieg a na schody i po kilku minutach wróci a, informuj c go uprzejmie, e pani domu przyjmie go w g ównym hallu. Bior c g boki oddech. Jem poszed za dziewczyn schodami wiod cymi z kuchni na pi tro. Przeszli przez wiele pokoi, których funkcj mgli cie przypomina y Jemowi znajome zapachy... owoców i zió w jednym... miodu w drugim, a myd a i czego jeszcze w nast pnym... Przeszli przez kilkoro drzwi i w ko cu stan li w ogromnym hallu, z którego prowadzi y drzwi do wielu elegancko umeblowanych pokoi. Jem patrzy na wszystko ciekawie, jak przez mg przypominaj c sobie dom swojego dzieci stwa. W ko cu doszli do ogromnej sieni - g ównego wej cia do posiad o ci. Hali by prawie nie umeblowany i Jem zastanawia si , co mog o si sta+ ze redniowiecznymi zbrojami, szerokim d bowym sto em i ogromnymi makatami, które by y cz ci jego dzieci stwa. - Pani Carstairs zaraz zejdzie - powiedzia a pokojóweczka i z cichym szelestem spódnicy pobieg a do swoich obowi zków. Jem powoli przechadza si po marmurowej posadzce, a przystan przy wn ce mi dzy oknami. Oparta o cian sta a tam ogromna halabarda. Pami ta , e kiedy usi owa j podnie +, czego jego siostra o ma o nie przyp aci a yciem. Podszed do kamiennego kominka, tak du ego, e bez trudu zmie ci oby si w nim ca e drzewo. Teraz by a pe nia lata, kominek by wi c pusty, jednak Jem pami ta weso e p omienie skacz ce na palenisku i wierkowe ga zie zawieszone z boku dla uczczenia Bo ego Narodzenia. Bo e, jak mog e do tego dopu ci+? Ojciec zamordowany, matka wygnana z w asnego domu przez pod o + Emanuela Carstairsa... Nagle, potwornie znu ony, opar ramiona na okapie kominka i z o y na nich g ow . Pozosta tak przez chwil . Potem odwróci si nagle na cichy d*wi k za plecami. Gwa townie poderwa g ow i... otworzy usta ze zdumienia. Po schodach, ubrana w prost mu linow sukni , schodzi a najpi kniejsza kobieta, jak widzia w yciu. 3 Claudia zatrzyma a si w po owie drogi na dó . Stoj c na ogromnych schodach patrzy a ze zdziwieniem na czekaj cego na ni m odzie ca. W jego srebrzystych oczach zdawa y si gromadzi+ promienie s oneczne, wpadaj ce do halki przez wysokie okna. Znowu uderzy o j dziwne uczucie napi cia. Gdy tak na ni patrzy , poczu a, e gdzie w g bi zaczyna budzi+ si w niej dr enie. Ich oczy spotka y si i poczu a niewidzialn , lecz zadziwiaj co mocn ni+ porozumienia mi dzy nimi. Zanim podj a w drówk w dó schodów, zamruga a nerwowo powiekami i wyg adzi a sukni . - Powiedzia e , e nie s ci obce obowi zki kamerdynera - rzek a bez tchu. Nie odpowiedzia , tylko nadal patrzy na ni oszo omiony. Dobry Bo e - pomy la - i kto móg by przypuszcza+, e pod tymi starymi wstr tnymi m skimi achami kryje si takie cudo? Jej w osy mia y niezwyk y kolor dojrza ej pszenicy, który doskonale harmonizowa z jasnymi, bursztynowymi oczami. Trzyma a si dumnie i zdawa o si , e po schodach schodzi o ywiony marmurowy pos g bogini. Dopiero po paru minutach odzyska panowanie nad sob . - Tak, pani Carstairs - wymamrota wreszcie. - To prawda. Znam obowi zki kamerdynera i jestem na pani rozkazy. Zaczerwieni a si , rozumiej c, e nie od razu rozpozna w niej ma ego stajennego w wyszarganym ubraniu. Wyprostowa a si i powiedzia a ch odno: - Jak ju zapewne zd y e zauwa y+, nie mamy gospodyni w domu. Te obowi zki zazwyczaj pe ni moja ciotka Augusta... to jest panna Melksham, ale w tym momencie jest zaj ta gdzie indziej. Tak wi c to ja oprowadz ci po Ravencroft. - Ca a przyjemno + po mojej stronie, prosz pani - odpar g adko Jem. Rozejrza si po hallu i wykona obszerny gest ramieniem. - To bardzo imponuj ce miejsce. Czy wolno zapyta+, kiedy ten dom zosta wybudowany? - Sama nie jestem pewna, panie January. Kto mi kiedy powiedzia , e za czasów Jerzego I. Dom by wtedy o wiele mniejszy, lecz nast pne pokolenia stale co dobudowywa y. Claudia pomy la a, e ani w rozmowie, ani w nowym kamerdynerze nie by o nic, co mog oby j przyprawi+ o tak gwa towne bicie serca. A jednak czu a si , jakby dopiero co pokona a dziesi + mil w pe nym s o cu. Zdawa o si ,
11 e rozmowa przebiega na dwóch poziomach - jednym, zupe nie zwyczajnym i prozaicznym... i drugim, nie wypowiadanym i niebezpiecznym. Po chwili us ysza a jego nast pne pytanie. - Czy to rodzina zmar ego pana. Carstairsa by a w a cicielem posiad o ci przez wszystkie te lata? - Chocia zada to pytanie wyj tkowo uprzejmym tonem, Claudia mia a wra enie, e co nie dopowiedzianego zawis o w powietrzu. Co , co sprawi o, e poczu a si nieswojo. - Nie - odrzek a krótko. - Mój m przeniós si do Ravencroft dopiero kilka lat temu. Nie wiem, jak d ugo posiad o + by a w r kach poprzednich w a cicieli. Jem patrzy na m od wdow przymru onymi oczami. Bo e, ale by a pi kna! Dlaczego nie zauwa y tego poprzedniego dnia? Chocia w a ciwie nie by o jej wida+ spod ogromnego kapelusza, za du ej koszuli i stajennego kurzu, od razu powinien zauwa y+ jej urod . Nic dziwnego, e zawróci a w g owie staremu Carstairsowi. Niedobrze zrobi o mu si na my l, e to pi kne stworzenie musia o podda+ si takiej wini. Odchrz kn cicho. - Szkoda, e pan Carstairs odszed , zanim... hm... zanim da pocz tek w asnej dynastii. Pani Carstairs nie odpowiedzia a na t uwag . Po prostu odwróci a si i wysz a szybko z pokoju. Jem poszed za ni z rozbawieniem w oczach. Po chwili stan li w ogromnej komnacie roz wietlonej promieniami s o ca, które wpada y przez wysokie okna. Te w a nie okna by y innowacj wprowadzon przez jego matk . Przedtem pokój zawsze ton w pó mroku z powodu ma ych, *le wstawionych okienek. - Ten pokój nazywamy szmaragdowym salonem - powiedzia a obecna pani tej posiad o ci, wskazuj c na szmaragdowozielone zas ony wisz ce w oknach i szmaragdowe obicia mebli. - Tu zazwyczaj przyjmujemy go ci. Tu tak e przychodz , gdy mam chwil czasu i chc poczyta+ albo zaj + si szyciem. Przez pozosta e pokoje na parterze pani Carstairs poprowadzi a go do + szybko. Po pierwszym szoku doznanym w hallu na dole Jem z wyj tkow atwo ci stawi czo o okruchem w asnej przesz o ci. Ogromna sala balowa przypomina a o swojej wietno ci ton c w pó mroku, a w pokoju muzycznym zdawa y si brzmie+ jeszcze akordy arii granych na fortepianie przez jego matk . Wst pili do chi skiego saloniku i przez chwil podziwiali osza amiaj ce schody z czasów Restauracji. A w ko cu doszli do biblioteki. Tu Jem dozna nast pnego szoku, tym razem nie zwi zanego z przesz o ci . Spojrza na ciany pokryte pó kami pociemnia ymi od up ywu czasu. W jego dzieci stwie zape nia y je ksi ki - niektóre bardzo cenne, oprawne w skór , inne, cz ciej czytane, by y poplamione i mia y pozaginane rogi. Wedle s ów Gilesa Daventry’ego, w jednej z tych ksi ek Emanuel Carstairs ukry dowód swej winy. Jem patrzy z zaskoczeniem na pó ki. Ponad jedna trzecia ksi ek znikn a! Odwróci si gwa townie do Claudii. - Gdzie... - zacz , lecz w tym samym momencie urwa . Jeszcze chwila... - Gdzie s te wszystkie ksi ki? - zapyta . Po czym doda ju spokojniejszym tonem: - Zdaje si , e jest tu za du o pó ek w stosunku do liczby ksi ek. Je eli wybaczy mi pani impertynencj . Claudia spojrza a na niego zaciekawiona. Szalona my l przysz a jej do g owy, e to wcale nie liczba ksi ek przyprawi a o zmieszanie jej nowego kamerdynera. Ale co? Ju chcia a usadzi+ m odzie ca jednym gro*nym spojrzeniem pani domu, ale w ostatniej chwili si pohamowa a. - Sprzeda am je - powiedzia a spokojnie. Zaskoczona obserwowa a wyraz zdumienia i oburzenia na jego twarzy; znik równie szybko, jak si pojawi . Jem znowu wygl da na uprzejmie zainteresowanego. Powiedzia a wi c cierpko: - To nie pa ska sprawa, panie January, ale mój m niewiele mi zostawi . Zapewne zd y pan ju zauwa y+, e si u nas nie przelewa. Jestem jednak przekonana, e uda mi si doprowadzi+ Ravencroft do stanu dawnej wietno ci. - Przerwa a na chwil . Potem powiedzia a cicho: - Nie umiem wyrazi+, jak bardzo bola a mnie konieczno + sprzedania tego ksi gozbioru, Jednak niektóre z tych ksi ek, na przyk ad pierwsze wydanie s ownika Johnsona, by y bardzo cenne. To umo liwi o mi kupno trzech doskona ych klaczy do hodowli. - Rozumiem. - Uprzejma odpowied* zamaskowa a - nieprzyjemne ci ni cie o dka. Mój Bo e, jakie to szcz cie, e cho+ kilka mebli zosta o w tym domu. Zbroje z hallu i zabytkowe makaty posz y zapewne do handlarzy antykami. Powoli wyszed za ni z pokoju i zanim si znale*li na nast pnym pi trze. Jem opanowa uczucia szalej ce w jego sercu. Nie móg mie+ do niej pretensji, e chwyta a si wszelkich dost pnych rodków. Zapewne sam zrobi by dok adnie to samo. Zawsze móg by z powrotem umeblowa+ dom, gdy posiad o + zacz aby znowu przynosi+ dochody. Ale co z t cholern ksi k , której tak potrzebowa ? Czy j te sprzeda a? Daventry nie by pewien tytu u ksi ki, wiedzia tylko, e na pewno by w nim wyraz „wiejski”. Podobno wygl da a na troch zu yt i nies ychanie nudn . Dlatego wybra j na schowek. W ka dym razie - pomy la z ironi Jem - liczba tomów do przeszukania wyra*nie si zmniejszy a. Weszli na drugie pi tro i dotarli do, jak to okre li a gospodyni, „sypialnego skrzyd a”. Wspomnienia znowu opad y Jema. W ko cu tego korytarza znajdowa y si pokoje jego rodziców, a zaraz za zakr tem - pokój jego sióstr. M oda wdowa otwiera a wszystkie drzwi po kolei i wyja nia a, do czego obecnie s u te pokoje. Okaza o si , e ona pi w dawnym pokoju jego matki, a jej ciotka, panna Melksham, zajmuje pokój nale cy niegdy do sióstr Jema. Za kolejnym za omem korytarza wstrzyma oddech, gdy i pani Carstairs zatrzyma a si przed nast pnymi
12 drzwiami. - Ten pokój pozostaje nie zamieszkany od czasu, gdy dwana cie lat temu mój zmar y m si tu wprowadzi . Nie potrzebowali my a tak wiele miejsca, a poniewa jest po o ony nieco na uboczu, pozosta dok adnie w takim stanie, w jakim by za czasów... poprzednich w a cicieli. Gdy otworzy a drzwi, ich oczom ukaza si du y, przestronny pokój. Jem nie móg si powstrzyma+. Wszed do rodka i podniós z ó ka pokrowiec chroni cy od kurzu. Dobry Bo e, równie dobrze dopiero co móg by si z niego podnie + chudy dwunastolatek. On sam. Kolorowa narzuta le a a, jakby ó ko dopiero wczoraj zosta o pos ane. Po kolei podnosi pokrowce z komody, drewnianego konika na biegunach, niedbale wci ni tego w mroczny k t, i z pó eczek, na których schronienie znalaz y wszystkie skarby jego krótkiego dzieci stwa. Pami ta , jak p aka w dniu, w którym us ysza , e b dzie musia zostawi+ modele statków i niezdarnie wyrze*bion figurk Indianina. - Bardzo mi przykro, kochanie - mówi a matka, a zy p yn y jej po policzkach. - Musimy ju i +, a zabra+ mo emy tylko to, co konieczne. Mo e pewnego dnia... - Matka nigdy nie doko czy a tego zdania. Kkaj c cicho, pakowa a do ma ej walizeczki zupe nie niepotrzebne rz dy - takie jak ubrania, bielizn i tym podobne. Sta pogr ony w my lach, nadal trzymaj c w d oni model statku, gdy nagle zda sobie spraw , e pani Carstairs przygl da mu si ze zdziwieniem jasno wypisanym w pi knych oczach. Od o y statek na pó k z niezr cznym u miechem. - Prosz mi wybaczy+. Pokój, który od tak dawna nie by u ywany... to budzi ciekawo +. Claudia patrzy a na niego zamy lona, nic jednak nie powiedzia a. Niewiele pozosta o ju do zwiedzania w ogromnym domu i gdy schodzili w skimi kuchennymi schodami, Claudia wyliczy a jego obowi zki. - Nie mam adnego s u cego, który us ugiwa by przy stole, wi c b dzie to nale a o do twoich... och. - Zatrzyma a si gwa townie, gdy zobaczy a nadchodz c z przeciwnej strony domu wysok , chud posta+. - To ciocia Augusta. Wyci gn a d onie do starszej kobiety, ale ta, zignorowawszy Jema zupe nie, wetkn a jej w r ce stos kartek. - Czy uwierzysz, co znalaz am w starej komodzie w pralni? Ca stert starych list Emanuela! - powiedzia a nie mog c z apa+ tchu. A kiedy reakcja siostrzenicy ograniczy a si jedynie do lekkiego uniesienia brwi, doda a szybko: - Wszystkie dotycz zmian, jakich zamierza dokona+ na terenie posiad o ci... zdaje si , e który ze s u cych schowa je w tym nieszcz snym kredensie, maj c nadziej , e twój m nigdy ich nie odnajdzie. Claudia d ug chwil przygl da a si papierom trzymanym w r ce. Wyraz jej twarzy sugerowa , e jest to co wyj tkowo obrzydliwego i mierdz cego. - Bardzo dobrze. Zaraz je spal - powiedzia a ciotce, a odwracaj c si do Jema doda a dziwnym, sztucznie spokojnym tonem: - Mój m zawsze wszystko notowa . Sporz dza spisy dotycz ce absolutnie wszystkiego. Nadal od czasu do czasu zdarza si nam je znajdowa+. Ciociu - zwróci a si do starszej damy - to jest ten m ody cz owiek, o którym ci mówi am. B dzie naszym nowym kamerdynerem. - Spojrza a na niego z pow tpiewaniem. - Na razie. Augusta Melksham skin a m odzie cowi g ow . Wydawa o si , e najlepsze lata ma ju za sob . By a zadziwiaj co ko cista, wysoka, a nad regularnymi rysami twarzy górowa pot ny nos. Jej stalowoszare w osy u o one by y w dziwaczn fryzur , sk adaj c si z ca ego mnóstwa ma ych loczków, które podskakiwa y i trz s y si doko a czo a i policzków. - Wydaje si bardzo m ody - powiedzia a do Claudii, ca y czas przygl daj c si Jemowi. - I marnie ubrany – doda a. Jem zaszura nogami, nagle czuj c si jak uczniak przyprowadzony przed oblicze dyrektora szko y. - Ja... - zacz niepewnie, lecz szybko zamilk pod wp ywem w adczego gestu panny Melksham. - Zdaje si , e jeste tego samego wzrostu co biedaczysko Morgan - powiedzia a starsza dama odwracaj c wzrok do Claudii. - Mo e poka esz panu... January, czy tak? Có to za dziwne nazwisko! Mo e poka esz panu January’emu drog do pokoju Morgana? Sama bym to zrobi a, ale ju jestem spó*niona. Obieca am pani Skinner, e zajm si jad ospisem na nast pny tydzie . - Ale oczywi cie, ciociu. - Claudia u miechn a si ciep o do starszej kobiety. - A potem mo esz przyj + do kuchni - zako czy a panna Melksham, zwracaj c si tym razem do Jema. - Przedstawi ci pani Skinner, naszej kucharce, i reszcie s u by. Nie czekaj c na odpowied*, ruszy a swoj drog , szeleszcz c d ug sukni w ciemnym korytarzu. Jem patrzy za ni z zaskoczeniem i dopiero po d ugiej chwili spojrza na swoj now chlebodawczyni . Zanim odwróci a si i zacz a wchodzi+ po schodach, zobaczy b ysk rozbawienia w jej jasnych oczach. Nieca godzin pó*niej Jem sta przed ogromnym lustrem i przygl da si swojemu nowemu wcieleniu. Kamerdyner. W jego pami ci zachowa si wizerunek Morgana - wysokiego m czyzny, chudego niczym szkielet, o imponuj cej postawie i nienagannych manierach. Zdziwi o go odkrycie, e sam nie jest teraz wiele ni szy od Morgana. Niestety, koszule i marynarki starego s u cego by y znoszone i nieomal rozpada y si pod dotkni ciem. Jem westchn . Spodniom te przyda aby si naprawa. Na szcz cie mia kilka w asnych koszul, a przy odrobinie
13 szcz cia mo e uda mu si znale*+ w domu jak mi pokojówk , która potrafi obchodzi+ si z ig i nitk . Na górze, odprawiwszy pokojówk , Claudia zacz a przebiera+ si do kolacji. Stoj c na rodku pokoju, zdj a powoli wyblak mu linow sukni , któr nosi a od rana. Podszed szy do szafy, zacz a przegl da+ ubog garderob . Bardzo uwa nie ocenia a ka d sukni po kolei, gdy chcia a ubra+ si wyj tkowo starannie. Nagle zda a sobie spraw , e chce wygl da+ jak najlepiej. Dla w asnego kamerdynera? Nie, nawet nie kamerdynera. Dla nieznajomego, który pojawi si znik d o wschodzie s o ca, ubrany w sfatygowane spodnie i znoszon koszul , i który bez wahania wprowadzi si do Ravencroft. Jaki mia w tym cel? - zastanawia a si . Nag y strach z apa j za gard o. Kim by ten m czyzna o w osach jak noc i oczach jak mglisty grudniowy poranek? Czy nie by o w nim przypadkiem czego nies ychanie znajomego? Zmarszczy a brwi. Tak, na pewno kogo jej przypomina . Tylko kogo? Nie zna a nikogo, kto porusza by si z gracj i zwinno ci pantery, ani nikogo, kto mia by tak szczere spojrzenie, a jednocze nie by by tak tajemniczy. Z g bin szafy wyj a pi kn sukni w kolorze ciemnego bursztynu. Nie nosi a jej od czasu miodowego miesi ca, kiedy to jeszcze usi owa a zaskarbi+ sobie przychylno + m a. W o y a sukni przez g ow , a delikatny jedwab mi kko otuli jej cia o. Spojrza a na swoje odbicie w lustrze, po czym szybko upi a w osy w prosty kok na czubku g owy. Ju chcia a wyj + z pokoju, gdy nagle zmieni a zdanie i raz jeszcze podesz a do lustra. Z ciasnego uczesania wyci gn a kilka drobnych z otych loczków, tak e u o y y si delikatnie wokó twarzy. Nied ugi czas potem, rami w rami z ciotk , wesz a do jadalni. Mimowolnie zerkn a na nowego kamerdynera, który z wielkim szacunkiem otworzy przed nimi drzwi, a potem pomóg usi + przy stole. Wielki mahoniowy blat ugina si nieomal pod ci arem wysokich wieczników i wielu pó misków, ustawionych na podobie stwo maszeruj cej armii. Podczas posi ku Claudia ca y czas czu a na sobie spojrzenie m odego kamerdynera stoj cego w pewnej odleg o ci za jej krzes em. Zdawa o si , e emanuj z niego fale ciep a i natarczywo ci, które rozchodz si po jej ciele niczym gor cy przyp yw. Odwróci a si w stron ciotki, lecz nie potrafi a zmusi+ si do rozmowy. Zdawa o si jednak, e ciocia Augusta nie ma podobnych trudno ci. - Przygotowa am zielon i b kitn sypialni dla Thomasa i Rose - powiedzia a prozaicznie. - Podejrzewam, e przywioz ze sob w asnych s u cych do opieki nad dzie+mi, ale by oby chyba lepiej zatrudni+ kilka wiejskich dziewcz t do pomocy w domu. Sama wiesz, ile oni zawsze wprowadzaj zamieszania. Stoj c blisko drzwi. Jem ch on wszelkie informacje dotycz ce domu, jakie tylko uda o mu si wychwyci+ z rozmowy dam. Ju przy pierwszym spotkaniu z kuchark i reszt s u by odkry , e obie panie nie tylko zadziwiaj co wcze nie jadaj posi ki, nawet jak na wiejskie warunki, ale tak e bardzo ma o czasu sp dzaj przy stole. Ich posi ki sk ada y si zazwyczaj z ciel ciny albo wieprzowiny, czasami drobiu, oraz warzyw dost pnych w sezonie. - Podejrzewam, e masz racj , ciociu. - Claudia westchn a. - Nie podoba mi si jednak perspektywa nast pnych wydatków. Mo e Annie Sounder i jej siostra zgodz si przyj +. Czy nie uwa asz, e powinni my zatrudni+ jeszcze jednego s u cego? - Nie, nawet je eli Thomas ma si na nas obrazi+. Ten cz owiek jest nies ychanie sk py, a je eli zdarza mu si gdziekolwiek pojecha+ w odwiedziny, chce by+ traktowany jak sam król. - Siwe loki starszej damy a trz s y si z oburzenia, a patrz c na to mo na by o oczekiwa+, e za chwil dob dzie si z nich metaliczny zgrzyt. - Dzi ki Bogu, b dziemy mia y ich czym nakarmi+. Warzywnik za kuchni nieomal p ka w szwach. Tylko co z mi sem, Claudio? - Hmm - odrzek a siostrzenica zmarszczywszy brwi. - Jeszcze nie pora na rze*, ale mamy sporo kurczaków. Jest te kilka nie*le podtuczonych wi . - Zamy li a si g boko. - Zawsze te mo emy ratowa+ si baranin . A tak, owce - pomy la Jem, niecierpliwie przest puj c z nogi na nog . Ciekawie przys uchiwa si rozmowie i teraz czeka niecierpliwie, eby Claudia podj a przerwany w tek. Jednak przez nast pne minuty panie skupi y si na domowych problemach. Dopiero gdy obie damy by y w po owie deseru, Claudia poruszy a temat, na który Jem znowu nastawi uszu. - Dosta am dzi li cik od Squire’a Fostera. Chcia by si ze mn spotka+ w tym tygodniu. - Ten przebrzyd y cz owiek! - wykrzykn a nieelegancko ciocia Augusta. - A có on sobie my li, traktuj c ci w ten sposób?! Przecie w ko cu dogadali cie si , nieprawda ? - Tak, ale nigdy niczego nie by o na pi mie. Je eli teraz zdecyduje si nie pozwoli+ mi na wypas stada na swojej ziemi, obawiam si , e b d mia a zwi zane r ce. Posta+ stoj ca w cieniu za ni nagle zesztywnia a. - Czy nie proponowa ci kupna ziemi? - zapyta a nie mia o panna Melksham. - A tak, w rzeczy samej. - Pmiech Claudii nie mia w sobie ani cienia weso o ci. - Za cen dwukrotnie wy sz , ni sam kupi od Emanuela kilka lat temu. Chyba nie powinnam mie+ do niego pretensji, e chce co na tym zarobi+. - Westchn a, a potem doda a twardszym tonem: - Ale i tak zamierzam odkupi+ ka dy kawa ek ziemi, który Emanuel przepu ci przez palce. Nadejdzie jeszcze dzie , kiedy Ravencroft zab y nie w ca ej swej dawnej wietno ci.
14 Jem s ucha zaskoczony. Widzia , jak przy ostatnich s owach ma y podbródek Claudii podnosi si dumnie. Mo na by pomy le+, e to jej rodzina mieszka a tu z dziada pradziada. Có mog o wzbudzi+ w niej tak wielk mi o + do tego miejsca? Po raz pierwszy, odk d pojawi si w wiosce, poczu uk ucie winy, e pozbawi t niewinn kobiet domu, który najwyra*niej szczerze kocha a. S dz c z tego, co mówi a, Ravencroft by dla niej rajem na ziemi i nic nie b dzie jej w stanie tego zast pi+. Mówi a, e chce odzyska+ ziemie Ravencroft. Jem zmarszczy brwi. Tak naprawd , to ile zosta o z ca ego maj tku? Wed ug tego, czego zd y si dowiedzie+, gdy Emanuel Carstairs popad w tarapaty, sprzeda sporo ziemi. A je eli... Wróci do rzeczywisto ci w chwili, gdy damy sko czy y posi ek i przygotowywa y si do wstania od sto u. Du o, du o pó*niej Jem le a bezsennie na w skim, lecz wygodnym ó ku w pokoiku przylegaj cym do kwater kamerdynera. Zabija czas a do chwili, gdy wszelkie odg osy w domu zamilk y. Chcia jak najszybciej przeszuka+ pozosta e w bibliotece ksi ki. Dobry Bo e, a co b dzie, je eli nie odnajdzie dowodu, o którym opowiedzia mu Giles Daventry? Ma y zegar stoj cy na szafce przy ó ku wskazywa pi tna cie po pierwszej, gdy Jem wreszcie odwa y si wyj + ze swojego pokoju. Nie rozebra si wcze niej i teraz w spodniach i koszuli zszed schodami. Znalaz szy si w bibliotece, zacz przegl da+ tomy stoj ce na pó kach. Zdawa o si , e nie s pouk adane w aden logiczny sposób. Ksi ka kucharska sta a tu obok podr cznika staro ytnej filozofii. Obok sta a ma a ksi eczka historii rodu Standishów. Nigdy przedtem jej nie widzia . Wetkn j pod pach z zamiarem przeczytania u siebie w pokoju. Si gn po nast pny tomik, gdy nagle zatrzyma go odg os kroków na korytarzu. Nastawi uszu. S ysza kroki co najmniej dwóch osób. 4 Kroki gwa townie zbli y y si do drzwi biblioteki i równie szybko oddali y si w innym kierunku. Jem przeci gle wypu ci powietrze z p uc i uchyli drzwi na tyle, by zobaczy+, co dzieje si na korytarzu. Otuleni wiat em wiecy, korytarzem szli m czyzna i kobieta. Ona mówi a co szybko. Zdawa o si , e jest zdenerwowana. Jem wyszed z biblioteki i w pewnej odleg o ci pod y za nimi. Ku jego zaskoczeniu para pod y a przez kuchenne drzwi wprost do ogrodu za domem. Stamt d poszli szybko w kierunku stajni i po chwili znikn li we wn trzu jednej z nich. Chwil pó*niej przez ma e okienka budynku przedar o si wiat o latarni. Jem podbieg do budynku i otworzy szeroko drzwi. Dwie twarze odwróci y si i w tym samym momencie zauwa y Jenny, ci arn klacz, stoj c po rodku ogromnego boksu, do którego niedawno kto dorzuci spory snopek wie ej s omy. Claudia sta a tu obok klaczy, a Jonasz kr ci si po boksie, mrucz c co pod nosem, poklepuj c i uspokajaj c spocone zwierz . - Us ysza em kroki w domu... psze pani - wyja ni Jem Claudii, znowu ubranej w stare spodnie i sfatygowan koszul . Kiedy jej twarzy nie przes ania ten okropny kapelusz wygl da a kusz co. Jej oczy wydawa y si wyj tkowo du e i bezbronne, a w osy koloru pszenicy opada y w nie adzie na ramiona. - Klacz zaczyna si *rebi+ - odrzek spokojnie Jonasz. - Jak na razie wszystko jest w porz dku, ale je eli co zacznie by+ nie tak, dodatkowa para r k mo e si przyda+. Lucas pojecha do Wybeck odwiedzi+ siostr . Jem spojrza na Claudi , która dot d nie odezwa a si ani s owem. Potem zwróci wzrok na Jenny. Ca a trójka obserwowa a konia chodz cego niespokojnie po du ym boksie wybudowanym specjalnie na takie okazje. Co jaki czas zwierza odwraca o eb i patrzy o z pewnym zainteresowaniem na swoje nabrzmia e cia o, jakby dziwi c si , jak te znalaz o si w tym dziwacznym stanie. - Wydaje si , e nie obawia si bólu - powiedzia a Claudia po chwili. - Nie. - Jonasz zachichota . - To tylko kobiety robi tyle krzyku przy tak prostych sprawach. Zwierz ta pracuj ci ko, przez par minut i szybko za atwiaj , co maj do za atwienia. - Powiedziane prawdziwie po m sku - burkn a Claudia spogl daj c nieprzychylnie na Jema, który w a nie t umi wybuch miechu. Lecz nagle Jenny zesztywnia a i zdawa o si , e boki si jej zapad y. - To *rebak si rusza - rzek spokojnie Jonasz. - Przygotowuje si na wypraw do naszego wiata. Przez prawie ca nast pn godzin klacz chodzi a niespokojnie po boksie, a w ko cu nagle si zatrzyma a. - Spójrzcie! - zawo a Jem, wskazuj c na strumie cieczy tryskaj cy spod ogona Jenny. - Mój Bo e, co si dzieje? - Zdawa o mi si , e mówi e co o do wiadczeniu w pracy z ko mi - wymamrota cierpko Jonasz. - Odesz y jej wody... zaraz powinien pojawi+ si *rebak. Jenny, oddychaj c ci ko, po o y a si na s omie. Ci ko pracowa a, a jej boki unosi y si z wysi ku, gdy stara a si walczy+ ze skurczami targaj cymi jej cia em. - Biedactwo - powiedzia a cicho Claudia. - Zupe nie jak kobieta w po ogu. - Spojrza a na Jonasza. - Pami tasz, jak w grudniu pomaga am Hannie Waverly przy porodzie? By o tak samo... wody... potem skurcze... Jem poczu zaskoczenie, gdy Jonasz za mia si chrapliwie. Nie zna zbyt wielu dobrze urodzonych kobiet, ale wiedzia na pewno, e adna z nich nigdy by nie chodzi a do wsi pomaga+ ch opce przy porodzie ani te nie rozmawia aby o tym w obecno ci m czyzn. Nawet je eli byli to tylko s u cy. - Ano. - W g osie Jonasza s ycha+ by o rozbawienie. - Zdaje si , e dobry Bóg wymy li dla nas jak najlepszy sposób przychodzenia na wiat. I nie jest wa ne, czy matk jest klacz, czy kobieta... czy nawet krowa albo yrafa.
15 Tak to ju jest na tym wiecie. O, patrzcie... wida+ ju p cherz p odowy. Spod ogona Jenny ukaza si szaroniebieski, pokryty krwi p cherz. Przez chwil klacz le a a spokojnie i oddycha a ci ko, ale nic wi cej ju si nie dzia o. Jonasz zmarszczy brwi zmartwiony. - O co chodzi? - zawo a a Claudia. - Co si dzieje? - Chodzi o to, e si nic nie dzieje. Powinno ju by+ wida+ jedn nó k ma ego. Ukl k przy Jenny, g adzi j po nozdrzach i przemawia do niej cicho, podczas gdy biedne zwierz oddycha o coraz ci ej i z wyra*nym cierpieniem. Klacz wygl da a na zupe nie wyczerpan . Pokazywa a bia ka oczu wierzgaj c niespokojnie i rzucaj c si po ca ym boksie. Gdy min o nast pne dziesi + minut, a jej wysi ki nie przynios y adnych rezultatów, Jonasz przykl kn przy zadzie zwierz cia, wetkn rami w kana rodny i spojrza niespokojnie na Claudi . - Maluszek ma jedn nog podwini t - powiedzia cicho. Spojrza na Jema. - Chod* tu. Ch opak przykl kn obok starego stajennego. - Musimy uwa a+, by Jenny si na nas nie w ciek a. Je eli zacznie si rzuca+, zabije *rebaka. Musz j jako uspokoi+. Ja b d przy jej g owie, a ty zajmiesz si nog tego malucha. - Co takiego? - Jem a poblad . - Ja?! Ja nic nie wiem o... to znaczy, ja nie potrafi ... - Ale potrafisz, ch opcze. W przeciwnym razie *rebak nie prze yje. Trzeba uspokoi+ Jenny, a ona tylko mnie s ucha. Wszystko, co musisz zrobi+, to si gn + do rodka, popchn + troch *rebaka, wyprostowa+ jego nog , a dalej ju pójdzie dobrze. Powiem ci wszystko po kolei. Nie ma czasu, eby wo a+ kogokolwiek innego. - Spojrza ostro na Jema. - Masz czyste r ce? Jem nigdy w yciu nie by tak przera ony. - T-tak, s czyste - wymamrota w ko cu. - Ale... Jonasz go nie s ucha . Wskaza mu ma y stolik w rogu, na którym znajdowa y si ró ne s oiki i dziwne instrumenty. - Tam gdzie jest troch smalcu. Posmaruj nim r ce. A do okci. - Ale... - powtórzy Jem zd awionym szeptem. Zamilk pod gro*nym spojrzeniem starego i pos usznie wzi t uszcz w zdr twia e r ce. Claudia wesz a do boksu i zacz a g adzi+ ci ko unosz ce si boki zwierz cia. - Pani Carstairs, ona mo e pani zrobi+ co z ego, jak tak j rzuca po ca ym boksie - powiedzia niespokojnie Jonasz. Ale Claudia nie przestawa a masowa+ boków klaczy, zr cznie unikaj c ko skich kopyt, gdy niebezpiecznie blisko zbli a y si do jej g owy. - Pani Carstairs - powtórzy zdecydowanie stary cz owiek. - Niech pani we*mie latarni i po wieci nam. Claudia pospiesznie zrobi a, o co prosi . Gdy wiat o zala o boks, Jenny, wierzgaj c nerwowo, usi owa a wsta+. Jonasz przytrzyma jej g ow tu przy ziemi i tym samym powstrzyma jej spazmatyczne drgania. Jem nigdy jeszcze nie czu si tak bezradny. Co on tu, na mi o + bosk , robi ? Czu narastaj c ch + ucieczki ze stajni, lecz gdy ju odwraca si do starego, by mu wyt umaczy+, e... napotka wzrok Claudii. W bursztynowej g bi jej oczu wyczyta strach o zdrowie Jenny, zmieszany z rozpaczliwym wo aniem o pomoc. Prze kn lin i zdoby si na pocieszaj cy u miech. Modl c si cicho do Boga, który w a ciwie jeszcze nigdy nie odpowiedzia na jego pro by. Jem pochyli si nad zwierz ciem. Walcz c z ogarniaj c go panik , odepchn na bok poszarpane resztki b ony p odowej i wsun r k w ciemne pulsuj ce wn trze. - Spróbuj wyczu+ nogi - zakomenderowa Jonasz. Podczas ci kiej walki z niespokojn klacz y y wyst pi y mu na szyi. - Co takiego? - Nogi - powtórzy Jonasz przez zaci ni te z by. - Dzieci przychodz na wiat g ówk do przodu, a *rebaki nogami. Najpierw powiniene natkn + si na jedn nó k , a potem na g ow . Musisz odsun + g ow i wymaca+ drug nó k . Jak ju to zrobisz, b dziesz musia poci gn + j do przodu... bardzo delikatnie. - Dobra - odrzek Jem, z trudem prze ykaj c lin . Przesun si troch , by mie+ wygodniejsz pozycj , i raz jeszcze si gn do liskiego wn trza Jenny. Ku swojemu radosnemu zaskoczeniu po kilku minutach zacz rozpoznawa+ kszta t malutkiego cia ka tak ci ko walcz cego, by wreszcie pojawi+ si na wiecie. Min a ca a wieczno +, po której co ma ego, twardego i nieust pliwego wepchn o mu si w d o . Kopytko! Wyczu niesamowicie delikatne kostki ma ej nó ki. Tak, przednia nó ka. A to, to z ca pewno ci by a g ówka. A to musia a by+ szyjka. Ale gdzie druga nó ka? A, tu! Tak mocno by a odgi ta do ty u, e nie móg wyczu+ kopytka. Pokaza Jonaszowi, e znalaz zgub , i bardzo ostro nie zacz wyci ga+ zgi t nó k spod *rebaczka. Nagle zatrzyma go okrzyk starego. - Poczekaj! Ona ma znowu skurcze. Je eli teraz b dziesz ci gn +, nó ka mo e si z ama+! Jem zaprzesta wysi ków, a po chwili poczu , jak mi nie klaczy zaciskaj si na jego ramieniu. J kn pod wp ywem nag ego bólu. Skurcze zdawa y si ci gn + w niesko czono +, a Jem mia wra enie, e jego ko ci za chwil zaczn p ka+, jednak po paru minutach klacz si uspokoi a. Przekona si ze zdumieniem, e skurcze
16 przesun y g ówk *rebaka tak, e le a a przytulona do przedniej nó ki. Wiedz c, e nast pny skurcz wypchnie *rebaka na wiat, jednocze nie wyrywaj c mu podwini t nó k , Jem pospiesznie odsun g ówk zwierz tka i wróci do poprzedniego zaj cia. Zdr twia ymi palcami wyprostowa nog i ustawi j w prawid owej pozycji do porodu. Od razu te u o y prawid owo g ówk *rebaka, tak e spoczywa a mi dzy jego przednimi nó kami. Dobry Bo e, jakie to wszystko by o delikatne! Mog o si z ama+ pod wp ywem najmniejszego b dnego ruchu. Min a nast pna wieczno + i Jem by ju w stanie wyci gn + nó ki z cia a j cz cej z wysi ku klaczy. Z gard a Claudii wydoby o si westchnienie ulgi, co Jem przyj z wdzi czno ci i rado ci . Potem pojawi y si nozdrza nowego mieszka ca Ziemi, a Jenny przesta a si szarpa+ i j cze+. Jonasz odszed od niej na chwil i czyst szmatk wytar ze luzu pyszczek *rebaka. Przytrzyma przez chwil d o tu przy nozdrzach malucha, po czym skin Claudii g ow na znak, e zwierz tko oddycha prawid owo. Cia o Jenny wypr y o si jeszcze raz i ca e cia ko wysz o na wiat. Claudia odetchn a z ulg . Cuda zdarzaj si co dzie - pomy la a uszcz liwiona. Zobaczy a, e Jonasz opiera si o cian boksu. Us ysza a jego zm czony g os: - Ma pani nowego ogierka, pani Carstairs. Patrzy a, jak Jenny wyrzuca z siebie o ysko i usi uje wsta+. Klacz by a nadal niespokojna, lecz dziki wyraz znikn z jej oczu. Srebak tak e dokona ma ego cudu na w asny rachunek, podnosz c si chwiejnie na patykowatych nó kach. Ju zd y si uwolni+ od t tni cej p powiny, która przez jedena cie d ugich miesi cy stanowi a jego jedyny cznik ze wiatem. By czarny jak noc i gdy szed niepewnie do boku matki, przypomina Claudii rozlan plam atramentu. - Popatrzcie tylko! - Za mia a si , gdy pierwsz czynno ci *rebaka by o zatroszczenie si o posi ek. Pomimo niech ci Jenny ma y pyszczek szybko odnalaz to, czego szuka . W stajni rozleg si odg os apczywego ssania. Troje przybranych rodziców za mia o si z ulg . - Bardzo si ciesz , e si pojawi , mój pa... ch opcze. - Szeroki u miech przeci pobru d on twarz Jonasza. - Ci ko by nam by o bez twojej pomocy. Claudia obróci a si na pi cie i z promiennym u miechem wyci gn a do Jema obie d onie. - Ooo, tak, panie... hm... January - powiedzia a z jak najwi ksz godno ci . Nie mog a jednak powstrzyma+ u miechu cisn cego si jej na wargi. - Dzi kuj bardzo za pomoc. To, co zrobi e dzisiejszej nocy, przekracza obowi zki zwyk ego kamerdynera. Jem mia nieprzepart ochot uj + t ja niej c szcz ciem twarz w obie d onie i poca owa+ roze miane usta. Zamiast tego uk oni si . - Uwa am, e pierwszym i najwa niejszym obowi zkiem ka dego porz dnego kamerdynera jest ofiarowanie pomocy, gdy sytuacja tego wymaga - rzek powa nie, rozmasowuj c obola e rami . Claudia poczu a, e poddaje si przewrotnemu b yskowi W jego oczach. - A jak zamierza pani nazwa+ naszego ma ego przybysza? - zapyta Jonasz. - Oj, nie pomy la am o tym. Zastanówmy si . Jest pierwszym *rebakiem zrodzonym z Jenny i Czarodzieja. Mo e powinni my go nazwa+ Numer Jeden? - Potrz sn a g ow . - Nie, to brzmi wyj tkowo g upio. Mo e Premier? A mo e Pierwszy i Najlepszy? - zapyta a ze miechem. - Mój Bo e, dlaczego nic rozs dnego nie chce przyj + mi do g owy? - A mo e powinni my go nazwa+ Dum Claudii? - zaproponowa cicho Jem, obserwuj c jej rozpromienion twarz. - Doskona y pomys ! - zawo a rado nie Jonasz. Claudia poczu a gor co wyp ywaj ce na policzki. Zapyta a cicho: - Nie... nie mog abym... Czy s dzicie, e mog abym?... - Dlaczego nie? - odrzek Jonasz. Jem nie odezwa si ani s owem, ale u miech w jego oczach mówi wszystko. Claudia spojrza a raz jeszcze na *rebaka, nadal zaj tego posi kiem. Jenny patrzy a na niego z zainteresowaniem, a wreszcie wystawi a d ugi ró owy j zyk i zacz a zlizywa+ z synka resztki luzu. - No dobrze - powiedzia a powoli Claudia, a oczy rozb ys y jej z zadowolenia. - Uwa am, e Duma Claudii brzmi cudownie. - Przyjrza a si dok adnie *rebakowi. - Chocia tak patrz c na niego... jest czarniejszy od samego diab a... podejrzewam, e w rodowodzie zapiszemy mu imi Goblin. Jonasz wyprostowa si i podszed do stoj cego nie opodal Stolika. Wzi z niego butelk rodka odka aj cego i posmarowa nim brzuch Goblina w miejscu, gdzie jeszcze niedawno by a p powina. Konik odwróci g ówk i patrzy zaciekawiony na pozosta dwójk . - Niewiele ju zosta o do roboty. Mo e wy dwoje pójdziecie do domu, a ja tu sam doko cz . Claudia nagle zda a sobie spraw , jak bardzo jest zm czona. By a ju trzecia nad ranem, a gdy Jonasz po ni przyszed - jeszcze nie spa a. To by doprawdy bardzo d ugi dzie . U miechn a si z wdzi czno ci do starego stajennego i skierowa a si ku wyj ciu. Jem szed tu za ni . Gdy znale*li si w domu, Claudia odwróci a si do m odego cz owieka, by yczy+ mu dobrej nocy, lecz
17 pospieszne po egnanie zamar o jej na ustach. Jem uj j pod rami i poprowadzi ciemnym korytarzem. Natychmiast zda a sobie spraw z si y tkwi cej w jego r kach. Mia a przemo n ochot wyrwa+ si z jego u cisku. - Wie pani co? - powiedzia tonem przyjacielskiej pogaw dki. - Po ca ym tym zamieszaniu ci ko b dzie pani zasn +. To, czego pani potrzeba, to du y kieliszek dobrej brandy. Na szcz cie wiem, gdzie w tym domu mo na znale*+ podobne specja y. Nie daj c jej czasu na protesty, poci gn j w kierunku pokojów s u by. W ko cu stan li przed drzwiami kwatery kamerdynera. - Ojej! - wyrwa o si Claudii. - Nie s dz , eby... - Bzdury - rzek stanowczo Jem. Podszed do kredensu. - Chyba nie chce pani urazi+ moich uczu+? Nie mam poj cia, jak Morgan wszed w posiadanie tego koniaku ani te stoj cego obok winiaku, ale szczerze podziwiam jego smak. To nie mo e si dzia+ naprawd - pomy la a desperacko Claudia. Na mi o + bosk , có za kobieta mog a siedzie+ W pustym pokoju, w rodku nocy, na dodatek popijaj c koniak ze swoim kamerdynerem? Ku w asnemu zaskoczeniu z rado ci zapad a w fotel podstawiony jej p ynnym gestem. No có ... mo e to jest ta okazja, której szuka a, by dowiedzie+ si czego wi cej o tym tajemniczym m odzie cu? Patrzy a na niego niespokojnie, gdy podchodzi do kredensu i nalewa wi cej ni szczodre dwie porcje brandy. Poda jej kieliszek, po czym usiad naprzeciw niej na stole stoj cym po rodku pokoju. Patrzy a na jego potargane czarne w osy. Szare oczy Jema odpowiedzia y rozbawionym spojrzeniem. Zmieszana odwróci a wzrok i napotka a widok jego muskularnej szyi wy aniaj cej si z otwartego ko nierzyka koszuli. Zwróci a uwag , e ubranie, chocia bardzo sfatygowane, jest uszyte z o wiele lepszego gatunkowo materia u, ni mo na by si spodziewa+ po s u cym. Widzia a gr jego mi ni pod cienk skór . Nagle zda a sobie spraw , e jego elegancja jest bardzo myl ca. Odetchn a g boko. - Jak to?... - zacz a z po piechem, lecz przerwa jej Jem. - Niech mi pani powie... - W szarych oczach nie by o wida+ nic poza uprzejmym zainteresowaniem. - Od jak dawna zajmuje si pani hodowl koni? - Zaledwie kilka lat - odrzek a, poci gaj c z kieliszka yczek brandy. - Zacz am si tym interesowa+, zanim jeszcze zmar mój m . - O ile wiem, poprzedni w a ciciele maj tku hodowali owce. Podobnie jak wi kszo + tutejszej szlachty. - Tak, to prawda... nadal je hodujemy. To znaczy tyle, na ile pozwala nam ziemia. Zapewne zdajesz sobie spraw , e owce potrzebuj du o przestrzeni i pastwisk. Jem przez chwil patrzy na dno swojego kieliszka. Po chwili wahania zapyta : - Nie mog em nie us ysze+ dzisiejszej rozmowy pani z ciotk . Dzier awi a pani ziemi od Squire’a Fostera? - Ano tak - odpar a Claudia z gorycz w g osie. - To wszystko ziemia, która powinna nale e+ do nas. Nale a a do nas... - Westchn a g boko. - Mój m sprzeda sporo ziemi, zanim zgin . - Ale przecie - Jem stara si mówi+ jak najdelikatniej - strata kilku akrów nie powinna by+ a tak znacz ca dla Ravencroft. To przecie ogromna... - To nie by o kilka akrów. - Jaki wewn trzny g os mówi Claudii, e lepiej trzyma+ j zyk za z bami, ale nie mog a si powstrzyma+. Poczucie za y o ci, które wytworzy o si mi dzy nimi w czasie narodzin Goblina, teraz jeszcze wzros o. Poza tym có to by a za ulga móc porozmawia+ z kim , kto okazywa prawdziwe zainteresowanie. - Ravencroft zajmuje obecnie Jedn trzeci dawnego obszaru. Emanuel poszarpa t ziemi na kawa ki. Jem przez chwil nic nie mówi . Mój Bo e! Wróci do domu tylko po to, by odkry+ finansow ruin maj tku. Owce przez lata utrzymywa y ten maj tek. Jego ojciec zaj si hodowl koni, ale min o wiele lat, zanim mia z tego jakie zyski... Mój Bo e - powtórzy w my li. Claudia nie mog a zrozumie+ dziwnego wyrazu twarzy m odzie ca. Mówi a wi c szybko dalej: - W ka dym razie nie grozi nam ubóstwo. Dzier awi sporo ziemi dla owiec, a i hodowla koni zacz ta przynosi+ zyski, chocia nied ugo si ni zajmujemy. Wszystkie zyski wk adam z powrotem w maj tek. Jem ponownie nape ni kieliszek. - Ci kie musi by+ tu ycie samotnej m odej kobiety. - Ale ja nie jestem samotna. - Claudia s czy a brandy wdzi czna za ciep o, które zacz o rozchodzi+ si po jej ciele. - Mam Jonasza. No i oczywi cie cioci August . - A tak, niezast piona panna Melksham. Ale dlaczego hodowla koni? Dlaczego w ogóle jakie interesy? Z pewno ci nie*le si pani powodzi... - Nie chc y+ tylko z dnia na dzie - powiedzia a ostro. - Nie chc te do ko ca ycia siedzie+ bezczynnie. - Poci gn a du y yk p ynnego ognia z kieliszka. - Czy wystawne ycie a tyle dla pani znaczy? - Jem zada pytanie spokojnym tonem, ale Claudia wyczu a krytyk . - Ale sk d. - Dobry Bo e, co te j op ta o, by rozmawia+ o swoich osobistych sprawach z nieznajomym. Mówi a szybko dalej: - To o Ravencroft mi chodzi. Kiedy tu przyby am, ju znajdowa si w op akanym stanie... ale wiedzia am, e kiedy by a to wspania a posiad o +. Na ka dym kroku wida+ by o lady dawnej wietno ci i
18 pi kna... Chcia abym, eby te czasy wróci y. - Ale dlaczego? - Jem przygl da si jej uwa nie. - Nawet teraz mog aby pani sprzeda+ posiad o + za przyzwoit sumk i przenie + si razem z ciotk do Londynu albo do Brighton, albo nawet do Bath. - Kocham to miejsce. - Claudia wci gn a g boko powietrze. - I chc tu mieszka+. My l o zaadoptowaniu kilkorga dzieci. - Urwa a zaskoczona. Nigdy wcze niej o tym nie my la a, ale z drugiej strony... dlaczego nie? Wydawa o si , e w to niez y pomys . Nie po raz pierwszy od mierci Emanuela zastanawia a si , dlaczego los oszcz dzi jej jego dzieci. - Chcia abym mie+ dzieci... ca gromadk . Chcia abym te zostawi+ im w spadku co pi knego - doko czy a z po piechem. Dobry Bo e - pomy la a. Co te ona przed chwil powiedzia a? Wsta a tak gwa townie, e Jem musia szybko ratowa+ kieliszek przed st uczeniem. - Musz ju i + - j kn a Claudia. - Czy dobrze si pani czuje? - zapyta Jem, otaczaj c j w pasie ramieniem. Zaniepokoi si . - Mo e pani pomóc? - Jeste impertynencki, January. - Spróbowa a jeszcze raz: - Jeste imper... tynen... cki, Jan... mój dobry cz owieku. Nic mi nie jest. Sama... potrafi wyj + z tego po... pokoju. Odepchn a go od siebie i chwiej c si lekko na nogach wysz a z pokoju. Jem d ugo patrzy za ni , po czym raz jeszcze tej nocy uda si do biblioteki. 5 Dla Jeremyego Standisha, lorda Glenravena, ranek nadszed zbyt wcze nie. Nie spa jeszcze, gdy koguty zacz ty pia+ w kurniku. Do ko ca nocy przeszuka pozosta e w bibliotece ksi ki, lecz bez adnego rezultatu. Dwie ksi ki mia y w tytule s owo „wiejski”. Jedn z nich by y „Przeja d ki wiejskie” Cobbetta. Jem czyta j jaki czas temu. Drug - tomik poezji. W adnej nie znajdowa y si interesuj ce go dokumenty. Gdy ju wróci do swojego pokoju, sp dzi kolejne bezsenne godziny, rozpami tuj c rozmow z pi kn m od wdow . By a doprawdy czaruj ca i na domiar wszystkiego najwyra*niej nie u wiadamia a sobie w asnej urody. By a to zadziwiaj ca cecha u kobiety. Przymkn oczy i znowu zobaczy j wyra*nie, kl cz c przy boku klaczy, szepcz c uspokajaj co do zwierz cia. Nie przejmowa a si pó*n por ani tym, e pot i krew konia plami jej ubranie. A potem, gdy siedzia a z nim przy stole w jego pokoju trzymaj c w w skich d oniach kieliszek brandy, po raz pierwszy zobaczy pi kno jej duszy za fasad cia a. Nala tak du porcj brandy maj c na uwadze jedynie jej dobro. Jednak gdy z powodu wyczerpania m odej kobiety trunek zbyt szybko uderzy jej do g owy. Jem zwalczaj c resztki skrupu ów wykorzysta gadatliwo + Claudii. Pociesza si , e w ka dym razie wykorzysta j tylko w ten sposób. Zamy li si g boko, i co te on teraz pocznie z tym fascynuj cym stworzeniem? Pierwszego dnia, gdy zjawi si w ma ej wiosce Marshdean i dowiedzia si , e posiad o + jest w r kach wdowy po Carstairsie, by przekonany, e ca swoj nienawi + przeleje na ni . W ko cu czy nie by o logiczne przypuszczenie, e wdow po tym potworze jest zimnooka wied*ma o ko cistych apskach i sercu z kamienia? Zupe nie nie spodziewa si zobaczy+ drobnej, pewnej siebie osóbki ubranej w stare stajenne achy, pe ni cej na dodatek honory pani posiad o ci. Nie spodziewa si równie zobaczy+ tak cudownego zjawiska, jakim si okaza a schodz c z i cie monarsz godno ci po ogromnych schodach, ubrana w prost mu linow sukni . W osy mia a upi te w wyra*nym po piechu w niedba y kok na czubku g owy, tak e kilka drobnych z otych loczków okala o jej delikatn twarz. Jem niczego bardziej nie pragn ni wyj + spinki z jej w osów i zanurzy+ twarz w z otych lokach. Potrz sn g ow oszo omiony. Dobry Bo e, co te mu przychodzi o do g owy? Ta kobieta jest dam , a nie jak tam zabawk . Wi cej jeszcze - jest kobiet , któr mia zamiar pozbawi+ domu ju w nied ugim czasie. Jem powiedzia Jonaszowi prawd , gdy zapewnia starego koniuszego, e m oda wdowa nie b dzie z jego winy y a w n dzy. A jednak jej mi o + do Ravencroft by a dla Jema pot nym szokiem. Mówi a o dzieciach. Czy by nowa dynastia Ravencroft? Przemkn o mu przez my l, e zape nienie posiad o ci dzieciakami wcale nie wymaga ich adoptowania. By y przyjemniejsze metody osi gni cia tego celu. Wsta z ó ka i pewnie stan na drewnianej pod odze. Ial mu by o wdowy Carstairs i w innych okoliczno ciach z rado ci by j pocieszy . Ale tak jak si rzeczy mia y... no có , po egna j mi o i zapewni stosown rent do ko ca ycia. Nie skrzywdzi jej, ale to wszystko, na co by o go sta+. Nie by cz owiekiem bez serca, ale zbyt d ugo przebywa na bruku Londynu obmy laj c zemst . Teraz by o ju za pó*no, by zmienia+ plan dzia ania. Staraj c si nie my le+ o burzy z otych w osów i bursztynowych oczach patrz cych na niego znad kieliszka brandy. Jem podszed do komody, na której sta y miednica i dzbanek z wod . W pokoju na górze Claudia powita a ranek z o wiele mniejszym spokojem. Powoli si budzi a. Mru c oczy w s o cu zalewaj cym pokój, przewróci a si na drugi bok. J kn a cicho. Po chwili powiedzia a sobie, e przecie nie mo e sp dzi+ ca ego dnia w ó ku. Usiad a wyprostowana i w tej samej chwili po a owa a swojej decyzji. Przycisn wszy d onie do skroni czeka a, a pokój przestanie wirowa+. Nagle, na wspomnienie wydarze minionego wieczora, na jej twarzy pojawi o si przera enie. Dobry Bo e, czy by naprawd pozwoli a sobie na pogaduszki z kamerdynerem w rodku nocy, i to na dodatek w jego pokoju?!
19 Na mi o + bosk , co te j op ta o, by zwierza+ si w ten sposób temu... temu m czy*nie. Wielkie nieba, przecie by jej kamerdynerem! Oczywi cie nie mia o to adnego znaczenia. W ko cu zwierzanie si nieznajomym nie by o w jej stylu. Tym bardziej e jemu w a nie nie ufa a ani za grosz. O ile jej pami + nie myli. Jem January usi owa j wczoraj upi+. Ale dlaczego? Czy by mia chrapk na jej cnot ? Prychn a g o no. W starym stajennym ubraniu, umorusana ko skim potem i krwi , nie stanowi a chyba poci gaj cego obiektu do uwodzenia. Ze *d*b ami s omy we w osach i wlok cym si za ni niemi osiernie zapachem gnoju! W takim razie o co mu chodzi o? Dlaczego przyby do Ravencroft? Powiedzia , e zna si na robocie s u cego, pokojowego, a nawet kamerdynera. Musia a przyzna+, e pomijaj c jego zbyt, poufa e spojrzenia rzucane na ni od czasu do czasu, sprawia si w swojej roli znakomicie. Mówi tak e, e zna si na koniach, co po pi ciu minutach przy rodz cej Jenny okaza o si k amstwem wyssanym z palca. Claudia u miechn a si . Panika Jema by a a nadto widoczna i spodziewa a si , e ch opak ucieknie ile si w nogach. Ale nie uciek . Zosta , by pomóc, i tym samym uratowa Goblinowi ycie. A jednak mu nie ufa a. Ubiera a si pogr ona w my lach. Z ca pewno ci ju go kiedy widzia a. Czy by by jednym ze znajomych jej zmar ego m a? Nie... niemo liwe. Postanowi a, e nie b dzie dalej o tym rozmy la a. Dopiero gdy stan a przed lustrem i zacz a czesa+ d ugie w osy, przypomnia a sobie. Rzuci a szczotk na stolik przy ó ku i jak szalona wybieg a z pokoju. Wbieg a po schodach na pi tro i pop dzi a do drzwi w ko cu korytarza. Za nimi znajdowa si pokój, w którym le a y rzeczy dawnych w a cicieli posiad o ci. Te, których Emanuel nie zaakceptowa . W k cie pod oknem, u o onych jak stos drewna na opa , sta o kilka obrazów. Claudia z wielkim trudem wyci gn a jeden z nich. Przyci gn a go do okna i patrzy a w niemym przera eniu. Z dziko wal cym sercem i rozszerzonymi oczyma m oda kobieta przygl da a si obrazowi. Widnia na nim szczup y m ody m czyzna, ubrany w jedwabie i koronki nale ce jeszcze do poprzedniej epoki. Nie by lustrzanym odbiciem Jema, ale podobie stwo by o uderzaj ce. Wyj tkowo wietliste szare oczy ocienione by y czarnymi jak noc w osami. Claudia. wiedzia a, e portret przedstawia pi tego lorda Glenravena. S dz c po stroju m odzie ca na obrazie, by on dziadkiem cz owieka, który mieszka pod jej dachem i by zatrudniony Jako kamerdyner. A wi c Jem January by naprawd Standishem! Czy tylko krewnym rody, który niegdy tu zamieszkiwa ? A mo e?... Przypomnia a sobie jego pewno + siebie, gdy buszowa po dziecinnym pokoiku, który znajduje tu obok jej sypialni. Poczu a, jak lodowate szpony zaciskaj si na jej gardle. Wiedzia a, e poprzedni w a ciciel Ravencroft, lord Glenraven, mia tylko jednego syna, który wraz z matk i siostrami opu ci posiad o + wkrótce po tym, jak przej j Emanuel Carstairs. „...I to po tym, jak pozwoli em jej i jej b kartom mieszka+ tu w spokoju tak d ugo, jak tylko chc . Wymkn a si st d jak z odziej, w rodku nocy... ale przecie w ko cu by a z odziejk , nieprawda ? Zabra a ze sob to, co prawnie nale a o do mnie...” Claudia zadr a a na wspomnienie s ów Emanuela wypowiedzianych z zimn w ciek o ci . Na podstawie strz pków informacji, które uda o jej si zebra+, by a nieomal pewna, e m od wdow po lordzie Glenravenie wygna z jej w asnego domu cz owiek, który ofiarowuj c dach nad g ow , ofiarowywa równie w asne o e. A co do przedmiotów, które zabra a... z tego, co wiedzia a, by o to troch ubra i rodzinnych pami tek. Claudia wróci a spojrzeniem do portretu. Zdawa o si , e szare oczy odpowiadaj na jej spojrzenie. By y zimne i szare jak Morze Pó nocne. I zawiera y w sobie nie wypowiedzian gro*b . Czy nieznajomy m odzieniec by naprawd lordem Glenravenem? Zamy lona przechadza a si po pokoju. Jej pierwsz reakcj by a ch + wyduszenia z podst pnego s u cego ca ej prawdy. Chcia a pobiec do niego ju w tej chwili i za da+ wyja nie . Chcia a natychmiast zwolni+ go ze s u by. Ale zastanowiwszy si chwil , stan a spokojnie. Nie mia a w a ciwie adnego dowodu na to, e nieznajomy m odzieniec, który usi owa spoi+ j poprzedniej nocy, naprawd jest lordem Glenravenem. A nawet je eli nim jest, to czy nie rozs dniej by oby poobserwowa+ go troch ? Powinna si dowiedzie+, dlaczego przyby do Ravencroft w przebraniu. Przygryz a warg w zamy leniu. Tak, to by o doprawdy dziwne. Dlaczego zjawi si tu w przebraniu? Je eli chcia odwiedzi+ stare k ty, dlaczego po prostu nie podszed do frontowych drzwi, nie zapuka i nie poprosi , eby go wpuszczono? Nie, z ca pewno ci mia jakie inne zamiary. Jedyne, co jej przysz o do g owy, to to, e zapewne chce odebra+ posiad o +. Zacisn a pi ci. Na Boga, nie dopu ci do tego! Mia a wszystkie dokumenty i prawo by o po jej stronie. Stawi mu czo o. Niewa ne, czego b dzie si domaga . Zastanawia a si przez chwil . Prawnie? Przypomnia a sobie inne s owa, zas yszane od Emanuela... wypowiedziane po pijanemu. Wsta a gwa townie. Nie, nie b dzie o tym my la a. Musi si teraz skupi+ na tym, co najwa niejsze - na utrzymaniu Ravencroft. Dobry Bo e, gdzie by indziej mog a si podzia+? Nie mog a przecie wróci+ do rodzinnego domu. Aniby si spostrzeg a, a kochany ojczulek ju wyda by j za ajdaka pokroju Emanuela Carstairsa. Matka, oczywi cie, sta aby z boku, za amuj c r ce i nic nie mówi c.
20 Nie mog aby te mieszka+ z Rose i jej m ulkiem. Thomas mia wzgl dem niej w asne plany, równie ma o zach caj ce. Nie, Emanuel zostawi jej Ravencroft w spadku. By a to jedyna rzecz w ci gu ca ego ich ma e stwa, jak zrobi maj c jej dobro na uwadze. Zesztywnia a, a jej wargi skrzywi y si w zimnym jak lód u miechu. Je eli lord Glenraven ma chrapk na Ravencroft, jeszcze nie wie, co go czeka. I co Jeszcze - nie ma najmniejszych szans, by t wojn wygra+. Spogl daj c po raz ostatni na portret lorda Glenravena, Claudia. wymaszerowa a z pokoju szeleszcz c sukniami. U miechn a si uroczo do zimnych szarych oczu na obrazie i zamkn a za sob drzwi. Zesz a na dó i skierowa a si w stron stajni. Jenny i jej *rebak nadal znajdowali si w tym samym boksie co poprzedniego wieczora. Claudia z rozbawionym wzruszeniem obserwowa a matk i syna. - Pi kny widok, czy nie? - Odwróci a si na pi cie i zobaczy a Jema i Jonasza wchodz cych do stajni. Jem mia na sobie stare robocze ubranie, a w r ce trzyma wid y. - Pomy la em, e nie jest pani potrzebny kamerdyner na ca y etat - wyja ni Jem w odpowiedzi na jej uniesione brwi. - Pomy la em, e poranki b d sp dza tu, w stajni. To znaczy, je eli pani to nie przeszkadza - doda z szacunkiem, dotykaj c daszka starej czapki. Zdawa o si , e zupe nie zapomnia o wydarzeniach poprzedniej nocy. - Doskonale - przytakn a ch odno Claudia. - Na ogó przed po udniem nie mamy go ci. W a ciwie zazwyczaj nikt nas nie odwiedza. Panie January... - z wysi kiem zmusi a si do uprzejmo ci - ...wola abym, eby pan wi kszo + swojego czasu przeznaczy na prac w stajni. Uwa am, e tu przyda si pan o wiele bardziej. Czy by zobaczy a zawód w jego oczach? - Oczywi cie, prosz pani. Czy nadal yczy pani sobie, ebym podawa obiad? - Oczywi cie. - Zdecydowanie sobie tego nie yczy a, ale w ko cu i tak kiedy musia bywa+ w domu. Móg wi c si na co przyda+. - Za par dni, kiedy przyjedzie w odwiedziny moja siostra z m em, b dziesz potrzebny ca y czas w domu. - Tak, prosz pani - odrzek Jem z uk onem i zaj si swoj robot . Uff! - pomy la , wymieniaj c z Jonaszem porozumiewawcze spojrzenia. Tego ranka m oda wdowa z pewno ci zachowywa a si jak pani wielkiej posiad o ci. Niepewno + i agodno +, które cechowa y j wieczorem, jakby wyparowa y w ci gu d ugiej nocy. Westchn . Z powrotem do stajni, tak? Gdyby nie to, e chcia kontynuowa+ swoje poszukiwania „wiejskiej” ksi ki, nie mia by nic przeciwko pracy w stajni. W a ciwie polubi t nieskomplikowan , cho+ wymagaj c sporego wysi ku prac . Móg przy niej my le+ o wielu rzeczach. Ju wkrótce poch on go zupe nie inne zaj cia. Na szcz cie jego pokój znajdowa si w domu. B dzie musia kontynuowa+ poszukiwania noc . Obserwowa m od wdow rozmawiaj c z Jonaszem. Po raz kolejny uderzy a go jej ol niewaj ca uroda. By a wdow ... przedtem czyj on ... a jednak w jej urodzie by o co dziewiczego. Zupe nie jakby jej dusza zosta a nietkni ta, pomimo wszystkiego, czego musia a dozna+ od Carstairsa. Sko czywszy rozmawia+ z Jonaszem, Claudia skin a m czyznom g ow i uda a si z powrotem do domu. Jem patrzy z zachwytem na delikatne ko ysanie si jej bioder, gdy sz a. Mo e jednak nie tak ca kiem niewinne. W domu Claudia zaj a si swoimi obowi zkami, lecz my la a zupe nie o czym innym. Kilka godzin pó*niej, wetkn wszy nos w ksi g inwentarza, siedzia a w saloniku wraz z cioci Augusta. By a tak zamy lona, e a podskoczy a, gdy panna Melksham wyda a z siebie zduszony okrzyk. - Sto trzydzie ci siedem poszewek na poduszki wymaga naprawy? - zapyta a ze zdumieniem starsza dama. - Co takiego? - Claudia nie rozumia a, o co ciotce chodzi. - Och! Nie... powinno by+ trzydzie ci siedem poszewek na poduszki, z tego sze + potrzebuje naprawy. Przepraszam - doda a czerwieni c si . Wpisa a w a ciwe liczby w odpowiednie rubryczki. - Dziecino, co te ci dzisiaj op ta o? - zapyta a panna Melksham» z niepokojem spogl daj c na siostrzenic znad okularów. - Najpierw o ma o nie wyrzuci a trzech tuzinów naszych najlepszych wiec, a teraz w inwentarzu zrobisz groch z kapust . Claudi znowu zaczyna a bole+ g owa. Potar a d oni czo o. - Przepraszam - powtórzy a. - Jako nie mog si na niczym skupi+. - Chodzi ci o Thomasa i Rose, tak? - O... nie... to znaczy, tak. Chcia abym, eby na ich przyjazd wszystko by o zapi te na ostatni guzik. - Na mi o + bosk , dlaczego? To tylko twoja siostra z m em, a nie sam ksi regent. Claudia usi owa a si u miechn +, ale nie bardzo jej to wysz o. - No, tak. Chocia zdaje mi si , e ksi regent nie by by nawet w po owie tak wymagaj cy jak Thomas. - Mam nadziej , e nie b dziesz stale zaspokaja a jego pragnienia bezustannego podziwu. - Panna Melksham skrzywi a si . - Rose jest ju wystarczaj co uci liwa z tymi swoimi migrenami i burczeniem w kiszkach. - Spojrza a przenikliwie na siostrzenic i doda a: - W ka dym razie mam nadziej , e w ich obecno ci nie b dziesz pracowa a w stajni. Claudia zaczerwieni a si , ale wiedzia a, e w tym przypadku St pa po pewnym gruncie. - To ju nie wchodzi w zakres moich obowi zków. Przej je Jem January. - Nasz kamerdyner? - zapyta a ze zdumieniem starsza dama.
21 - No... tak. - Claudia zacz a pospiesznie wyja nia+: - W a ciwie to zatrudni am go jako stajennego... nie mówi am ci o tym? - Nie daj c ciotce czasu na odpowied*, mówi a szybko dalej: - Dopiero gdy powiedzia , e zna si na pracy kamerdynera... a sama musisz przyzna+, e si zna... zdecydowa am si zatrudni+ go w domu. W ka dym razie postanowili my, e skoro nie ma tu tak du o roboty, rano b dzie pomaga Jonaszowi i Lucasowi w stajni. Po o y a na pó ce pozosta e poszewki na poduszki i wsta a. Chcia a ju wyj + z pokoju. Jednak panna Melksham powstrzyma a j piorunuj cym spojrzeniem. Po o y a jej d o na ramieniu. - Jak to, moja droga? Kamerdyner nie ma tu du o pracy? Zbyt d ugo obywa y my si bez kogo na tym stanowisku, wi c podejrzewam, e pan January b dzie mia a nadto pracy. Wiesz, e du o roboty le y od ogiem tylko dlatego, e nie zatrudniamy wystarczaj co wielu m czyzn. Jestem wi cie przekonana, e jaka praca zawsze si dla niego znajdzie. Kryszta owe kandelabry ju od lat wymagaj czyszczenia... i pan January móg by opu ci+ je dla pokojówek. Poniewa nie zatrudniamy gospodyni, zawsze Morgan nadzorowa prac pokojówek... a teraz? By a mo e ostatnio w pokojach na górze? Zgroza, co si tam dzieje! Warstwa kurzu wsz dzie jest tak gruba, e mo na by na niej pisa+. Srebrna zastawa od dawna nie by a czyszczona. Wiesz przecie , e tu przed mierci Morgan podj si tego i... ju nie zd y . Zapewniam ci , e i w domu panu January’emu pracy nie zabraknie. - Ale ciociu - powiedzia a agodnie Claudia. - Kiedy za par dni przyjedzie Rose z Thomasem, pan January ca y czas b dzie sp dza w domu. - Niezbyt mnie to satysfakcjonuje. - Panna Melksham za ama a r ce. - Ale je eli to utrzyma ci z dala od stajni... chyba damy sobie jako rad . Dobry Bo e, przecie na twój widok w tym okropnym ubraniu, z wid ami w r ce, mo na dosta+ zawa u. Pmiej c si Claudia wyprowadzi a ciotk z pokoju. Doszed szy go g ównego korytarza, panie rozdzieli y si . Panna Melksham posz a w stron kuchni, a Claudia pod y a w stron wielkiego hallu, z woskiem i szmatk do polerowania w d oni. Po drodze mija a bibliotek i powodowana impulsem wesz a do rodka. Oprowadzaj c wczoraj Jema po domu zauwa a, e kurz zacz zalega+ na pó kach. Z zadowoleniem Wci gn a w p uca zapach pergaminu, skóry i starego drewna. Dziwne, e w a nie ten pokój w ca ym domu najbardziej si jej podoba . Wiele j kosztowa o podj cie decyzji o sprzedaniu tylu ksi ek, ale przecie zosta o ich jeszcze du o. W ka dym razie wystarczaj co, by mia a co czyta+ w te rzadkie chwile, gdy znalaz a troch wolnego czasu na podobne przyjemno ci. Ledwo wesz a do pokoju, a ju zauwa y a, e co jest nie tak. Zatrzyma a si gwa townie. Na jednym ze sto ów pi trzy y si ksi ki, a obok nich sta ma y mosi ny lichtarz ze wiec wypalon nieomal do samego ko ca. Zmarszczy a brwi. By a pewna, e gdy wczoraj tu zagl da a, wszystkie ksi ki sta y na pó kach. Przesun a palcami po stole. Ani ladu kurzu. Dwie ksi ki by y od o one na bok i Claudia bez zainteresowania przeczyta a ich tytu y. „Przeja d ki wiejskie” Cobbetta. T zna a. Czyta a krytyczne obserwacje ycia ch opów w Anglii, napisane przez pana Cobbetta ju adnych par lat temu. Drugiej ksi ki nie zna a: „Obserwacje wiejskiej scenerii”. Niezdecydowanie od o y a ksi ki na pó ki, odkurzaj c je przy okazji. Mo e to ciocia Augusta nie mog a zasn + i zesz a na dó po co do czytania? Sama z tego powodu przenios a do sypialni ponad pó biblioteki. Ale Claudia wiedzia a, e to nie by oby w stylu panny Augusty Melksham. Ciocia Gussie, je eli potrzebowa a czego na sen, zadowala a si walium. Po chwili wahania m oda kobieta wysz a szybko z pokoju i posz a w g b korytarza. Zatrzyma a si przed drzwiami do pokoju kamerdynera. Czuj c okropne wyrzuty sumienia, otworzy a je cicho i wemkn a si do rodka. Na stoliku le a a oprawiona w skór ksi ka. A wi c to on by intruzem, który zakrad si w nocy do biblioteki i przegl da jej ksi ki! Ale przecie nie by o w tym nic z ego. Powiedzia a wszystkim s u cym, e mog bra+ do czytania ksi ki z biblioteki, kiedy tylko zapragn . Ale jak do tej pory nikt nie skorzysta z zaproszenia. A jednak poczu a si nieswojo na my l, e obcy cz owiek buszowa po jej domu w rodku nocy. Z wahaniem si gn a po ksi k i spojrza a na ok adk . „Historia rodziny Standishów”! Ksi ka wypad a z jej zdr twia ych palców. Wybieg a z pokoju. Znalaz szy si w hallu, zacz a machinalnie woskowa+ balustrad szerokich schodów. Jak mog a si dowiedzie+, czego chce Jem January? Emanuel zatrudnia jakiego adwokata, ale Claudia nie mog a znie + my li, e mia aby si zwierza+ temu cz owiekowi. Nie darzy a zaufaniem Corneliusa Welkera za ycia Emanuela, a teraz ufa a mu jeszcze mniej. Przypomnia a sobie nieprzyjemn zach t w jego g osie, gdy nied ugo po mierci Emanuela omawia a z nim szczegó y spadku. - Niech pani wszystko po prostu zostawi w moich r kach, moja kochana m oda pani. - Pami ta a doskonale jego obrzydliwy u miech, gdy wypowiada te s owa. - Z przyjemno ci przejm obowi zki prowadzenia maj tku. Jest to ci ar, którego osoba z pani m odo ci i niedo wiadczeniem nie powinna d*wiga+ na swoich ramionach. Jego kochana m oda pani! Te co ! Usadzi a go tak, e poszed jak zmyty, a kilka dni pó*niej pojecha a do jego biura i odebra a wszystkie dokumenty pozostawione tam przez Emanuela. Od tamtej pory nie mia a z nim adnego kontaktu. W takiej sytuacji nie mog a teraz pobiec do niego i b aga+, by pomóg jej pozby+ si z domu intruza.
22 Pewnie mog aby poprosi+ o pomoc Thomasa. Nieomal u miechn a si na my l, jak min zrobi by szwagier na wiadomo +, e jej maj tek jest w powa nym niebezpiecze stwie. Niestety, Claudia wiedzia a a za dobrze, e interwencja Thomasa tylko pogorszy aby spraw . On zawsze bra byka za rogi. Nie... musia a sama da+ sobie jako rad . Wzdrygn a si na my l, e b dzie musia a samotnie stawi+ czo o nieznanemu Standishowi. W a ciwie nie sprawia zbyt gro*nego wra enia, ale Claudia by a przekonana, e gdy ju raz skrzy uj miecze, nie b dzie mia a odwrotu. Nie b dzie te jej atwo wygra+ tego pojedynku. Wróci a do swojej pracy, gdy st umiony odg os za oknem przyku jej uwag . Po chwili rozpozna a klekotanie ko skich kopyt na dziedzi cu i turkot tocz cego si powozu. Zaciekawiona podesz a do g ównych drzwi i wyjrza a przez oszklone okienko wychodz ce na podjazd. Wci gn a g boko powietrze. W nast pnej chwili upu ci a szmatk i wosk i pobieg a w stron kuchni wo aj c: - Ciociu! Ciociu Augusto! 6 W odpowiedzi na rozpaczliwe wo ania siostrzenicy Augusta Melksham wpad a jak burza do g ównego hallu. Ona tak e us ysza a dziwny rumor na dworze. Wyra*nie s ysza a zgrzytanie wiru na podje*dzie i podniesione g osy. - Nie mów mi tylko... - zacz a. - Tak, to Thomas! - zawo a a z rozpacz Claudia. - Ju przyjechali! - Ale przecie ... - Wiem. S za wcze nie. Mieli by+ za kilka dni, ale ju tu s . - Odwróci a si do ciotki i z apa a j za ramiona. - Id* i znajd* January’ego - powiedzia a z po piechem. - I po lij kogo do wioski po siostry Sounder. I niech przyjdzie tak e Thelma Goodall, je eli tylko b dzie mog a. A tymczasem po lij na gór wszystkie pokojówki, niech sprawdz , czy pokoje go cinne nadaj si do u ytku. Powiedz kucharce, e na obiad b dzie potrzeba ze cztery kurczaki. Niech Ciem, ch opiec na posy ki, pomo e jej je zabi+. Ciotka Augusta pobieg a w stron kuchni z takim po piechem, e niewiele brakowa o, a przewróci aby si na schodach. Claudia zmusi a si do promiennego u miechu i podesz a do frontowych drzwi. Zatrzyma a si tylko na chwil , machinalnie poprawiaj c w osy, a potem otworzy a szeroko drzwi. - Thomas! - zawo a a do pot nego m czyzny wysiadaj cego powoli z powozu. - Rose! - doda a chwil pó*niej, gdy szwagier pomóg wysi + swojej onie. By a drobn , nerwow kobietk , a w tej chwili przyciska a do nosa ogromn koronkow chusteczk . Za ni wypad o z pojazdu dwoje dzieci, dziewi cioletni George i o par lat m odsza Horatia. K ócili si za arcie, kto ma nie + ma ego pieska, chwilowo wci ni tego pod pach ch opca. U miech zamar na ustach dziewczyny, gdy zobaczy a, e z powozu wychodzi jeszcze jedna posta+. By to wysoki, szczup y m czyzna o niezdarnych ruchach. - O nie! - j kn a Claudia, zanim zdo a a si powstrzyma+. Jak Thomas móg zrobi+ jej co takiego? - Bardzo mi o mi pana widzie+, panie Botsford - zako czy a niepewnie. Fletcher Botsford skin jej g ow , lecz ona ju odwróci a si do siostry i szwagra. - Có za niespodzianka! - zawo a a s abo. - Nie spodziewali my si was tak wcze nie. Przecie mieli cie si zjawi+ dopiero za dwa dni! - Za dwa dni? - zapyta z oburzeniem Thomas. - Bzdury. powiedzieli my przecie , e zjawimy si tu we wtorek, dwa dni po wy cigach w Tentrum. - Widzisz, kochanie - wtr ci a jego ona. - Mówi am ci, e mieli my przyjecha+ w czwartek! - Bzdury - powtórzy Thomas tonem nie znosz cym sprzeciwu. A potem zawo a : - Hej, ty tam! Crumshaw! Kap si za walizy, a ywo! - A gdzie wasz kamerdyner, kochanie? - zapyta a Rose nie mia o, lecz z nagan wyra*nie brzmi c w g osie. - Chyba jeszcze nie dosz a do tego, e sama otwierasz go ciom drzwi? - O, nie - odpar a Claudia roztargnionym tonem. - January za chwil przyjdzie. Tymczasem jest zaj ty gdzie in- dziej, a skoro ja by am w pobli u... o mój Bo e! - zawo a a, gdy nieszcz sny szczeniak wreszcie uwolni si z uchwytu George’a. - Grample! - j kn a zduszonym g osem Rose. - Nianiu Gram... gdzie ... o, tu jeste ... Zabierz dzieci na gór i we* ze sob to paskudne stworzenie. Z wielkiego wozu, który wjecha na dziedziniec zaraz za powozem Thomasa i Rose, wysiad a pulchna kobiecina o bardzo przygn bionym wyrazie twarzy. Bez jednego zb dnego s owa zgarn a dzieci pod swoje skrzyd a i ku wielkiej uldze Claudii zabra a je do domu. Przez chwil na podje*dzie zrobi o si t oczno, gdy pos pny s u cy Thomasa, Crumshaw, i pokojówka Rose, Binter, wraz ze s u cymi przys anymi przez pann Melksham wnosili baga e do domu. Dostojna dama zjawi a si po chwili i obj a na powitanie pana Reddingera i jego on . Potem odwróci a si do Fletchera Botsforda i u miechaj c si uprzejmie poda a mu d o w r kawiczce do uca owania. Min o kilka minut, zanim towarzystwo pozby o si kapeluszy, cylindrów, lasek, p aszczy i narzutek i szcz liwie dotar o do szmaragdowego saloniku. - Zaraz podamy herbat - powiedzia a uspokajaj cym tonem Claudia, jednocze nie rzucaj c b agalne spojrzenie w stron ciotki.
23 Ku jej ogromnej uldze starsza dama przytakn a i poprosi a go ci, by raczyli spocz + po tak d ugiej podró y. - Czy mieli cie dobr drog ? - zapyta a lekko Claudia. - Tak sobie - odrzek natychmiast Thomas. - Po prostu okropn - powiedzia a jego ona w tej samej chwili. - Na mi o + bosk , Rosie, czy musisz tak wiecznie narzeka+? - zagrzmia jowialnie Thomas. - Jak wam zapewne wiadomo, Rose cierpi na nieustanne bóle g owy. Zawsze doprowadza si do migren tymi swoimi zió kami i lekarstwami - doda troch zbyt g o no. Ze zdziwieniem Claudia zobaczy a b ysk niech ci w oczach siostry, lecz znikn , skryty za bladymi powiekami równie szybko, Jak si pojawi . Rose spu ci a g ow na moment, po czym rozsiad a si wygodnie w fotelu i rozejrza a po pokoju. - Mój Bo e, wi c jednak nie uda o ci si pozby+ tej plamy z sofy - zauwa y a wysokim, s odko brzmi cym g osem. - Jak to dobrze, e przywioz am co , co mo e temu zaradzi+. To cudowny rodek, który stosuje nasza kucharka. Mo e przywróci tak e kolor tym zas onom? Claudia zacisn a z by. Rose najwyra*niej nie pami ta a, e plama by a wynikiem ma ego wypadku panicza George’a z ciastkiem wi niowym, którego surowo zabroniono mu wnosi+ do tego pokoju. Tak czy inaczej, by a to obrzydliwa kanapa, kupiona przez Emanuela w dniu jego przeprowadzki do Ravencroft. - Ale moja droga - kontynuowa a niewinnie Rose. - Przecie ty nie jeste w a obie! - Ano nie - odpar a krótko Claudia. - Gdybym si was dzi spodziewa a, w o y abym co bardziej stosownego. Jednak a ob zdj am ju dawno temu. I tak nosi am j tylko przy go ciach. W ko cu Emanuel nie yje od ponad roku. Rose zacisn a usta, lecz nie odezwa a si ani s owem. By a nijako wygl daj c kobiet , wyblak i bez temperamentu - co wed ug Claudii by o zas ug dziesi cioletniego ma e stwa z Thomasem - która zdawa a si wtapia+ w otoczenie. - Czy mog co powiedzie+, pani Carstairs? - wtr ci si Fletcher Botsford nosowym g osem; usadowi si na z ocistej kanapce tu obok Claudii i teraz uj jej d o . - Uwa am, e wygl da pani bardzo pi knie. - Wycisn mokry poca unek na jej r ce i pochyli g ow w ge cie, który mia oznacza+ szacunek. - Za o si , e nie spodziewa a si zobaczy+ z nami Fletchera, co? - zahucza Thomas. - Musia em go odci gn + cho+ na troch od wielkomiejskich przyjemno ci, jak sama rozumiesz. Plicznotki z miasta nie bardzo chcia y go wypu ci+ z r k. Botsford skromnie spu ci oczy, lecz nadal trzyma d o Claudii. Wyswobadzaj c palce z jego spoconego u cisku, u miechn a si . - Jak to mi o, e cieszy si pan takim powodzeniem, panie Botsford - mrukn a cicho. - Zrozumiemy, je eli wkrótce b dzie chcia pan wraca+ do Gloucester. Z pewnym poczuciem winy zobaczy a, jak m czyzna si czerwieni. Fletcher w a ciwie nie by z ym cz owiekiem, ale Thomas ju dawno powinien si zorientowa+, e ona nie zamierza po lubi+ tego g upiego b azna. Dlaczego szwagier ci gle zmusza j do towarzystwa tego m odzie ca? Dobrze wiesz dlaczego - pomy la a z zimn ironi . Nawet teraz, gdy go obserwowa a, Thomas rozgl da si po pokoju z min , której Claudia tak bardzo nie lubi a. Zdawa+ si mog o, e to on jest w a cicielem maj tku. Cichy d*wi k za plecami przyci gn jej uwag . Odwróci a g ow i nagle oczy si jej rozszerzy y. Pchaj c przed sob stoliczek do herbaty, zastawiony najlepszym srebrem i porcelan , ubrany z najwi ksz uwag i szykiem, do pokoju wszed Jem January. - Pani yczy a sobie herbaty? - zapyta z powag . Claudia nie by a w stanie wydoby+ z siebie g osu, wi c tylko milcz co skin a g ow . Panna Melksham wsta a z kanapy i gestem wskaza a kamerdynerowi, gdzie ma postawi+ stolik. - Tu, January. Dzi kuj . - Odwróci a si do siostrzenicy i zapyta a spokojnie: - Czy chcesz, ebym nala a, kochanie? Claudia przez chwil patrzy a w oczy Jemowi; odpowiedzia jej ironicznym spojrzeniem szarych *renic. Skin a g ow . Thomas uwa nie przygl da si kamerdynerowi, gdy ten z wielk uwag i gracj roznosi herbat i ciastka. Delikatna porcelana, z której Claudia by a bardzo dumna, nawet nie zabrz cza a w jego do wiadczonych d oniach. - Czy to ten cz owiek zast pi tego... jak mu tam? - zapyta Thomas. - Morgana. Zast pi Morgana - odrzek a Claudia zaciskaj c d onie. - Jest bardzo m ody - zauwa y a Rose, gdy kamerdyner stawia przed ni fili ank herbaty. - Mo e i tak, ale przyszed do nas z doskona ymi referencjami - powiedzia a cierpko Claudia. Zobaczy a, e k ci- ki ust pozornie zaj tego swoj prac Jema unosz si w u miechu. Dopilnowa , by wszyscy obecni w pokoju zostali nale ycie obs u eni, po czym uk oni si uprzejmie i wyszed bez s owa. Claudia odetchn a z ulg . - W ka dym razie zna si na tym, co robi - rzek askawie Thomas. - Ciesz si , e wreszcie znalaz a kogo na zast pstwo tego... jak mu... Morgana. A teraz opowiedz nam, co si tu ostatnio wydarzy o? Czy ju dogada a si z Fosterem na temat wypasu owiec?
24 Claudia szczerze nie znosi a omawia+ interesów ze szwagrem. Daj c mu wymijaj c odpowied*, rozpaczliwie szuka a bezpieczniejszego tematu. Odwróci a si do Rose. - George wyrós ju na prawdziwego ma ego m czyzn , nieprawda ? Mo e troch pó*niej, gdy... odpoczniecie po podró y, zabior go do stajni, eby zobaczy naszego nowego *rebaka. - Do stajni! - wykrzykn a Rose z przera eniem. - Nie s dz , eby to by ... - Srebaka? - zapyta chrapliwym g osem Thomas, jakby nie s ysz c reakcji ony. - Czy by Jenny wreszcie si o*rebi a? - Wczoraj w nocy - odpar a Claudia. Poczu a, e ogarniaj ca j rado + koi stargane nerwy. - Urodzi a ma ego ogierka. Jeste my z niego bardzo dumni. Thomas te wygl da na bardzo dumnego, zupe nie jak gdyby w a nie wygra na loterii. - Je eli jest naprawd adny, mogliby my dosta+ za niego adn sumk od Selwyna Morthwaite’a - powiedzia ochoczo. - Spotka a go ju kiedy , prawda? Mieszka jakie pi + mil st d. „Mogliby my?” W Claudii a zagotowa o si z w ciek o ci. - On nie jest na sprzeda , Thomasie. Zamierzamy go zostawi+ jako ogiera rozp odowego, kiedy Czarodziej ju nie b dzie w stanie. Jonasz powiada, e... - Brednie! - wtr ci ma o uprzejmie Thomas. - Czy by nada we wszystkim s ucha a rad tego starego g upca? Rose zacz a kr ci+ si niespokojnie w fotelu, a panna Melksham wyra*nie zesztywnia a. Claudia rzuci a jej uspokajaj ce spojrzenie, po czym wsta a, by stawi+ czo o szwagrowi. - Zawsze s ucham rad Jonasza. Przede wszystkim dlatego, e zna si na rzeczy. - By a bardzo opanowana, jedynie w jej bursztynowych oczach migota y niebezpieczne b yski. Z trudem porzuci a temat i odwróci a si do siostry. - Z pewno ci chcecie uda+ si na spoczynek. Przygotowali my dla was te sypialnie, co zawsze. George’a i Horati umie ci am w dziecinnym pokoju. Thomas otworzy usta, jakby chcia jeszcze co powiedzie+, ale najwyra*niej rozmy li si , widz c zaci t min Claudii. Wsta i ofiarowuj c onie rami dostojnie wyszed z pokoju. Claudia z powrotem usiad a na kanapie. - Cioteczko... Co mi si zdaje, e pewnego dnia zrobi temu cz owiekowi co z ego. - Ch tnie bym ci w tym pomog a, kochanie. - Panna Melksham impulsywnie obj a siostrzenic . - Niestety to twój krewny. A w ka dym razie m twojej krewnej. Claudia mrukn a co nieprzychylnego. Rose by a jej jedyn siostr , na dodatek starsz o dziewi + lat. Zawsze jednak traktowa a j jak ciotk . I to ciotk , która ró ni a si od niej Jak woda od ognia. Je eli Claudia by a nieujarzmiona i uparta, Rose by a zgodna i agodna. Claudia, wieczna buntowniczka, Przysi ga a, e nigdy nie zgodzi si , by wybierano jej m a. w wieku osiemnastu lat zarumieniona ze szcz cia Rose wysz a ss m za w a ciciela ziemskiego, którego wybra dla niej ojciec. By y i inne, ju nie tak znaczne ró nice. Claudia uwielbia a ksi ki; Rose nie czyta a ich w ogóle, z wyj tkiem poradników gospodarstwa domowego od czasu do czasu. Claudia uwielbia a d ugie przechadzki po ukwieconych dolinach dopiero co zmytych deszczem; Rose protestowa a, przera ona perspektyw zmoczenia nóg. Takie wyliczanie mog oby trwa+ w niesko czono +, ale Claudia wola a si nad tym nie rozwodzi+. Oczywi cie, bardzo kocha a siostr , lecz czasem trudno by o jej o tym pami ta+. U miechn a si do ciotki i wsta a. - Natomiast pani jest moj ukochan krewn , panno Augusto Melksham. Co dzie dzi kuj Opatrzno ci, e jeste tu ze mn . Panna Melksham zaczerwieni a si jak podlotek i upomniawszy siostrzenic , by nie by a g sk , wysz a. Reszta dnia up yn a we wzgl dnym spokoju. Zgodnie z obietnic Claudia zabra a panicza George’a i Horati , która te chcia a koniecznie i + z nimi, do stajni na podziwianie Goblina. Ta wyprawa zako czy a si do + niespodziewanie interwencj Jonasza, gdy ch opiec za da przeja d ki na ma ym koniku. Gdy stary koniuszy wynosi ch opca pod pach ze stajni, dzieciak dar si wniebog osy, co natychmiast sprowadzi o na dziedziniec jego matk . Ta, zatrzymawszy si na skraju warzywnika, napad a najpierw na Jonasza, a potem nakrzycza a na Claudi za to, e dopu ci a do tak haniebnego potraktowania jej ukochanego dzieci cia. W tym momencie Horatia, domagaj c si uwagi otoczenia, wyda a z siebie dziki ryk. Gdy Thomas, czy to z powodu udanej g uchoty, czy te ca kowitego braku zainteresowania, nie pojawi si na scenie i nie wspar Rose w jej wrzaskach - ta bardzo szybko ograniczy a si jedynie do gniewnych szlochów. W ko cu nawet George i jego milutka siostrzyczka przestali wrzeszcze+. Claudia, jak mog a najszybciej, uciek a do swojego pokoju. Gdy tego wieczora wesz a do jadalni, jej oczy natychmiast pow drowa y do Jema, po czym równie szybko do Thomasa, który w a nie zbli a si do krzes a u szczytu sto u. To, e podczas wizyt szwagier zawsze zajmowa jej miejsce, doprowadza o Claudi do sza u. Ieby nie wywo ywa+ niepotrzebnych k ótni w rodzinie, nie zwraca a mu uwagi, jednak tym razem Jem by pierwszy. Po o y d onie na oparciu krzes a, tym samym daj c Thomasowi do zrozumienia, e nie powinien go zajmowa+, i poczeka , a Claudia podejdzie. Pomóg jej usi +, po czym odsun krzes o dla Thomasa, po prawej r ce pani domu. Thomas wyra*nie poczerwienia , ale nic nie powiedzia . Z min ura onej godno ci usiad na zaoferowanym mu miejscu.
25 Dalej wszystko przebiega o; ju g adko. Claudia by a zaskoczona, ile splendoru Jem January nadaje kolacji. Najwyra*niej zmusi Lucasa do odgrywania roli s u cego - m ody cz owiek wnosi dania na srebrnych tacach i sprz ta puste talerze. Jem natomiast podawa wszystkie dania po kolei, obchodz c stó z ogromn godno ci . Zdawa+ si mog o, e przedstawia towarzystwu kolekcj rodowych klejnotów. Claudia ca y czas wyczuwa a jego obecno + - ka dy ruch. Powtarza a sobie, e szczególne o ywienie, które przy nim czuje, wynika z zaniepokojenia jego dziwnymi planami. - Ta zupa jest doskona a - zauwa y a Rose tonem ura onego zdziwienia. - Tak, nasza kucharka jest znana z tego, e przyrz dza zup Vichy. - To mog oby nawet by+ prawd , tyle e jeszcze nigdy nie przygotowywa a jej dla adnego Carstairsa. Claudia spojrza a z ukosa na Jema stoj cego przy drzwiach. Podejrzewa a, e to on, a nie ciocia Augusta, wyda s u bie polecenie przygotowania tej wspania ej uczty. Wdycha a zapach wie ych kwiatów, którymi udekorowany by stó . D o Claudii zawis a na moment w powietrzu. Jak zwykle, gdy my la a o Jemie Januarym - czy te mo e raczej Standishu - przychodzi o jej do g owy jedno pytanie: dlaczego? Jakie mia o dla niego znaczenie, czy Thomas i Rose Reddingerowie jedz na obiad zup Vichy, czy te zwyk y rosó ? Czy by uwa a , e w jego dawnym domu powinien go ci+ splendor i dostatek? Zaryzykowa a jeszcze jedno spojrzenie w zacieniony k t pokoju, lecz na twarzy m odego kamerdynera nie znalaz a adnej odpowiedzi. Jem zauwa y jej spojrzenie. Zastanowi si , czym te mog o by+ spowodowane. Ca y dzie m oda wdowa dziwnie mu si przygl da a. W ka dym razie patrzy a na niego co chwila bez adnego wyra*nego powodu. On te obserwowa j z uwag . Podoba o mu si wdzi czne przechylenie jej g owy, gdy rozmawia a uprzejmie z Thomasem Reddingerem. Bo e drogi, có to by za napuszony paw! I chyba najbardziej chciwy padalec, jakiego kiedykolwiek widzia - a widzia ich w yciu ju sporo. Je eli chodzi o pozosta ych go ci, to Rose Reddinger by a tak nijaka, e trudno by o j opisa+ w oderwaniu od otoczenia. Natomiast Fletcher Botsford wygl da na tyle podejrzanie, e ka dy rozs dny cz owiek przed zawarciem z nim jakiejkolwiek znajomo ci dwa razy by si zastanowi . Botsford siedzia po lewej r ce panny Melksham, lecz równie dobrze starsza dama mog aby dla niego nie istnie+. Podczas ca ej kolacji nie odezwa si do niej ani s owem. Jego lekko wy upiaste oczy skierowane by y tylko na pani domu. Ch on jej s owa jak g bka i na ka de reagowa wybuchami g upkowatego miechu, który doprowadza Jema do sza u. Dobry Bo e, czy ta kreatura naprawd my li, e ma jakiekolwiek szans u osoby pokroju pani Carstairs? Jem z zachwytem patrzy na agodn lini jej policzków, pi kny zarys warg i delikatn szyj . Tego wieczoru mia a na sobie bursztynow sukni - t sam , któr nosi a wczoraj do kolacji. Gdy wesz a do pokoju, zapar o mu dech w piersiach. Lekkie kroki powodowa y delikatne ko ysanie si jej pe nych piersi pod g adkim jedwabiem. My li Jema przerwa gwa townie Lucas, który stan tu za nim, kln c cicho niewygodn liberi . Po kolacji Thomas zaproponowa Botsfordowi kieliszek porto, po czym obaj panowie pod yli za paniami do saloniku. Przez reszt wieczoru Rose zabawia a towarzystwo gr na fortepianie. Claudia, s uchaj c a osnych akordów, nie mog a powstrzyma+ si od ziewania. Zanim Jem ponownie wszed do pokoju z tac herbaty, Claudii zdawa o si , e min a wieczno +. By o co prawda jeszcze troch za wcze nie na to zako czenie wieczoru, lecz u miechn a si do niego z wdzi czno ci . Jego jedyn reakcj by o zdziwione uniesienie brwi. Gdy ju wreszcie u o y a si w ó ku, zastanowi a si , jak, na mi o + bosk , zdo a przetrwa+ nast pny tydzie , albo nawet d u ej. Pomy la a, e w a ciwie powinna by+ wdzi czna losowi, e skoro Reddingerowie mieszkaj nieca y dzie drogi od jej posiad o ci, nigdy nie zostaj z wizyt zbyt d ugo. Z drugiej Strony - pomy la a z odrobin alu - gdyby mieszkali dalej, mo e nie musia aby ich tak cz sto widywa+? Gdy zda a sobie spraw , e mo liwo +, by jej siostra i szwagier wraz ze swoim utrapionym potomstwem przeprowadzili si na antypody, jest rozpaczliwie nik a, wzruszy a ramionami z gorycz . Ziewn a szeroko i po o y a g ow na poduszce, wreszcie gotowa do snu. A jednak nie. Usiad a wyprostowana. Zapomnia a powiedzie+ pokojówce, by zostawi a p on c wiec na korytarzu przed sypialni Rose. Siostra nigdy dobrze nie sypia, poza tym mia a zwyczaj wstawa+ w nocy i zagl da+ do dzieci. Fakt, e niania Grample spa a w pokoju obok i by a gotowa na ka de zawo anie rozwydrzonych pociech, nie mia dla Rose najmniejszego znaczenia. „Przera one dziecko budz ce si w rodku ciemnej nocy potrzebuje obecno ci matki”. To by o ulubione powiedzonko Rose. Powtarza a je do znudzenia tonem cierpi tnicy. Claudia podejrzewa a, e siostra zagl da w nocy do dziecinnego pokoju tylko po to, by mie+ o czym opowiada+ przy niadaniu. I mie+ na co si ali+, oczywi cie. No tak, zapomnia a o wiecy. Je eli natychmiast nie naprawi tego b du, jutro rano, przy niadaniu. Rose nie da jej spokoju. Wzdychaj c ci ko, Claudia odrzuci a ko dr i wsta a. Nie zawracaj c sobie g owy szlafrokiem ani bamboszami, zapali a wieczk od aru na kominku i cichutko, na palcach, wysz a z pokoju.