Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 129 805
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 309

Bolen Cheryl - Potęga miłości

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Bolen Cheryl - Potęga miłości.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse B
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 312 stron)

Bolen Cheryl Potęga miłości Zdążająca do Londynu na swój ślub Felicity Prembroke natyka się na drodze na rannego męż- czyznę. Mimo protestów służby zabiera do powozu nieznajomego, ratując go tym samym od nie- chybnej śmierci. Mija sześć lat. Słynnym kurortem Bath wstrząsa wiadomość, że nowvm właścicielem najokazal- szej w okolicy posiadłości został... zwykły kupiec! Przystojny "krezus z Indii" pragnie wraz z siostrą dostać się do świata wyższych sfer. O pomoc w osiągnięciu celu zwraca się do pięknej wdowy, Felicity Harrison, w zamian obiecując jej uwolnienie od finansowych trosk. Czy jednak wybór Thomasa Morelanda jest przypadkowy? Jakie uczucia tak naprawdę nim kierują?

Prolog 1807 Umierał. Leżąc w ciemności na poboczu z ręką przyciśniętą do krwawiącego boku, Thomas Moreland czul, jak życie uchodzi z jego młodego ciała. Nie myślał o ranie czy nieznośnym bólu, przeszywającym go za każdą daremną próbą poruszenia nogami. Żałował przede wszystkim tego, że nie ma już dla niego przyszłości. Nigdy już nie popłynie za morze zdobywać fortunę. Zmarnował młodość w obsesyjnej pogoni za pieniędzmi na podróż do Indii. Z odrazą wspominał wszystkie lata, przez które przerzucał łopatą końskie łajno i odmawiał sobie wyjścia do baru na piwo i flirtów z kobietami. Wszystko na nic. Jego pieniądze znajdowały się teraz w kieszeniach dwóch uzbrojonych w noże rozbójników. Tylko taki niedoświadczony głupiec jak on mógł zaryzykować podróż tą drogą w nocy. Jutro konie znów powiozą wędrowców wśród kurzu i pyłu. Zielony krajobraz zastąpi niesamowity widok srebrzystych zagajników. A on będzie martwy. Niespodziewany turkot kół na opustoszałej wiejskiej drodze zaskoczył go. Gdyby tylko zdołał zwrócić na siebie uwagę woźnicy! Nie było to proste zadanie dla kogoś, kto nie mógł ruszać nogami. Leżąc na brzuchu, zaczął przesuwać się do przodu za pomocą silnych rąk. 2

Czul przejmujący ból, lecz miał nadzieję, że nie straci przytomności. Powóz zwolnił i Felicity Pembroke wychyliła się przez okno, żeby zobaczyć, co się stało. W blasku księ- życa dostrzegła młodego mężczyznę, który czołgał się po drodze, zostawiając za sobą wilgotny ciemny ślad. - On jest ranny! - krzyknęła i kazała woźnicy się zatrzymać. - Moja pani, proszę tego nie robić! - wrzasnęła jej pokojówka. - To podstęp, żeby ukraść pani biżuterię. - Daj spokój, Lettie - odpowiedziała Felicity. - On jest poważnie ranny. Służąca wyjrzała przez okno. - To pułapka. - Tata dopilnował, byśmy były dobrze strzeżone - odparła Felicity. Powóz zatrzymał się, uzbrojony w strzelbę woźnica zsiadł i otworzył drzwi. - Idź pomóc temu biednemu człowiekowi - poleciła Felicity. Celując w rannego, woźnica ostrożnie się doń zbliżył. - Co panu dolega? - Napadli mnie i obrabowali - wychrypiał Thomas, wskazując głową na swoją ranę. - I myślę, że złamałem n °gę> gdy zepchnęli mnie z konia. Woźnica opuścił strzelbę. - Zabrali panu konia? - Tak. Te przeklęte łajdaki dostaną za niego setkę gwinei *Gwinea - dawna moneta w Zjednoczonym Królestwie o wartości nieco wyższej od funta (przyp. tłum.). 3

John przestał celować w rannego i zawołał w stronę powozu: - Jeremiah, chodź mi pomóc. Dwaj mężczyźni przynieśli rannego do powozu. Felicity poleciła im umieścić go w środku. - Ale on jest cały zakrwawiony - zaprotestowała Lettie. - I brudny - dodał woźnica. - Położymy go na pledzie - powiedziała Felicity zniecierpliwionym głosem. Służący podźwignęli rosłego mężczyznę. Nawet w sprawiającej mu ból pozycji siedzącej jego nogi były zbyt długie, by zmieścić się na siedzeniu zwolnionym przez Lettie, a nie był w stanie ich zgiąć. - Chyba mam strzaskaną rzepkę - wymruczał. Felicity widziała tylko krew wypływającą z jego boku. Ten biedny człowiek z pewnością wykrwawi się, gdy oni będą się zastanawiać nad tym, jak zmieścić jego bezużyteczne nogi! - Czy mamy coś, żeby go obwiązać? - zapytała gorączkowo. Dwaj służący wzruszyli ramionami. Felicity westchnęła. - Jeśli panowie się odwrócicie, zdejmę halkę, by użyć jej jako bandaża. - Och, moja pani! - pisnęła Lettie. - Nie może panienka tego zrobić! Felicity odwróciła się do niej. - A to dlaczego? - To po prostu nie uchodzi damie. - Moja droga Lettie, ten człowiek może się wykrwawić, jeśli mu nie pomożemy. Skarcona pokojówka spuściła wzrok. Po chwili roz- 7

legł się odgłos darcia halki na pasy, które miały posłużyć do obandażowania rannego mężczyzny. Ból, jaki towarzyszył układaniu nóg na siedzeniu powozu, sprawił, że Thomas stracił przytomność. Gdy się ocknął, poczuł odrętwienie, słodki kobiecy zapach i ciepło podobne do tego, jakiego doświadczał kiedyś w łóżku mamy, gdy cierpiał na dyfteryt. Uniósł powieki i ujrzał najpiękniejszą twarz, jaką kiedykolwiek widział, nachylającą się nad nim. Wystarczyłaby aureola nad złotymi puklami kobiety, by wyglądała jak anioł. Uśmiechnęła się, widząc, że otworzył oczy, a na jej policzkach pojawiły się głębokie dołeczki. Jej kremowa skóra była nieskazitelna, podobnie jak doskonale białe zęby. Wielkie niebieskie oczy zalśniły, gdy się odezwał. - Czy mogę wiedzieć, jak się pani nazywa? - zapytał zachrypniętym szeptem. - Jestem Felicity Pembroke. - A już wkrótce pani Harrison - wtrąciła Lettie. -W przyszłym tygodniu moja pani poślubi kapitana Mi- chaela Harrisona. Szczęśliwy z niego człowiek, pomyślał Thomas. - Czy wytrzyma pan jeszcze godzinę drogi do Londynu, do naszego lekarza? Moreland skinął głową i opadł na twarde oparcie. A jednak będzie żył.

1 1813 - Powiedziałabym, że od powietrza w twojej sypialni mogą się zmysły pomieszać, George - skarciła brata Felicity. Młodzieniec, do którego się zwracała - George Pembroke, wicehrabia Sedgewick - przekręcił się na łóżku. Otworzył jedno zielone oko, by spojrzeć na starszą siostrę, i natychmiast je zmrużył, oślepiony blaskiem słońca wpadającym do pokoju przez wysokie okna. - Jaka to pogańska pora? - wychrypiał. - Jest dobrze po południu i najwyższy czas, żebyś wstał. Musimy porozmawiać. - Ale ja położyłem się... - Doskonale wiem, o której godzinie się położyłeś, bo o tej samej porze wstawałam. - Felicity podała mu filiżankę gorącej kawy. - Wypij. Młodzieniec westchnął ciężko, podnosząc się do pozycji siedzącej, przejechał ręką po zmierzwionych zło- tych włosach, wziął delikatną porcelanową filiżankę ze spodkiem i krzywiąc się, począł popijać gorący napój. - Mogłaś ją chociaż posłodzić. Felicity przysunęła krzesło i usiadła naprzeciwko Geo-rge'a. Nienawidziła łajać brata. Właściwie zaspokajał on tylko te same kaprysy, co rówieśnicy z jego sfery. Tyle że 6

ci młodzieńcy nie mieli ojca, który pożegnał się z tym światem, pozostawiając swe potomstwo z długami znacznie przewyższającymi dochody z jego posiadłości. George utkwił wzrok w papierach, które siostra trzymała w rękach. Wyglądały jak rachunki. - Nie chciałam cię zawstydzać wczoraj na balu, gdy byłeś pochłonięty grą - beształa, go. - Obiecywałeś, że nie będziesz już grać, a z pewnych źródeł wiem, że spędziłeś na tym całą noc. - Przeklęci szpiedzy! - mruknął. - Ile przegrałeś? Rzucił jej zarozumiałe spojrzenie. - Czemu myślisz, że przegrałem? - Czy chcesz przez to powiedzieć, że wreszcie wygrałeś? - Nie - przyznał, spuszczając głowę. - Tak właśnie myślałam. Jesteś dokładnie taki, jak tata. Z powodu jego przegranych inna rodzina zamieszkuje teraz Hornsby Manor, posiadłość, która powinna być twoja. - Odzyskam ją, zobaczysz. W końcu szczęście się do mnie uśmiechnie. Ten optymizm go zgubi, pomyślała Felicity. - Ile razy mam ci powtarzać, że jedynie ekonomia, a nie Fortuna może ci zwrócić Hornsby Manor? Myśla- łam, że gdy zabiorę cię z Londynu do Bath, skończysz z rozrzutnością, ale nie! Masz ogromne rachunki u krawców i właścicieli stajni. - Cisnęła w brata trzymanymi w ręku papierami. - Zaletą przeprowadzki do Bath jest to, że nie musisz utrzymywać swoich kosztownych wierzchowców. Wszędzie można dojść na piechotę. 10

Młodzieniec wyglądał na skruszonego. - Jutro sprzedam mojego gniadosza. - Dzisiaj! - warknęła. Chociaż była tylko o rok starsza od dwudziestotrzyletniego George'a, zawsze traktowała go jak dziecko. Pociągnął kolejny łyk kawy. - Dobrze. Nigdy nie powiedziałaby mu, czego naprawdę potrzebuje, by się ustatkować: zony. Wystarczyłoby, aby zakochał się w jakiejś odpowiedniej pannie. Zachmurzyła się na myśl o rozpustnicach, z którymi się zadawał. - Nigdy nie znajdziemy stosownej partii dla Glee, jeżeli jej brat nie będzie w stanie zapewnić jej posagu. Skoro nic cię nie obchodzi, że zszargałeś dobre imię naszej rodziny, może przejąłbyś się chociaż przyszłością swojej młodszej siostry? Wicehrabia zmarszczył brwi. - Przejmuję się. Starałem się wszystko naprawić ostatniego wieczoru, ale szczęście mnie opuściło. I nie rozumiem, dlaczego tylko ja mam brać odpowiedzialność za szczęście Glee. Gdybyś tylko wyszła za pułkownika, mielibyśmy dość... - Nie mogłabym wyjść za pułkownika - zaprotestowała Felicity - niezależnie od tego, jaki był dla mnie - dla nas -dobry. - Spojrzała na swoją czarną suknię. Michael nie żył już od czterech lat, a ona wciąż była w żałobie. - Nigdy za nikogo nie wyjdę. Nikt nie może zastąpić Michaela. George wyprostował się i przemówił łagodnie: - Smuci mnie, że wciąż tak żywo opłakujesz Harriso-na. Wróć wreszcie do życia, siostrzyczko. Blady uśmiech przemknął po jej twarzy. - Nie muszę wychodzić za mąż, by żyć, głuptasie. Czy mam ci przypomnieć, że stałam się w Bath wielką damą tutejszego towarzystwa? I chciałabym znaleźć dla ciebie i Glee dobre partie. 8

George skrzywil się na wzmiankę o własnych niechcianych zaślubinach. Rozległo się pukanie do drzwi i kamerdyner oznajmił, że pani Carlotta Ennis chce się widzieć z panią Harrison. - Już schodzę - powiedziała Felicity. Pomimo że Felicity i Carlotta bardzo się różniły, zaprzyjaźniły się, odkąd obie wyszły za oficerów straży na Półwyspie. Były w tym samym wieku, pochodziły z dobrych rodzin, obie były piękne i wcześnie owdowiały. Podczas gdy Felicity smuciła się, że nie doczekała się dziecka ze swym kapitanem, Carlotta żałowała, że urodziła syna, czego starała się uniknąć. Ubrana w lawendowy kostium kruczowłosa Carlotta podniosła się i ujęła dłoń przyjaciółki, gdy ta weszła do salonu i z uśmiechem powitała ją serdecznymi słowami. Następnie panie usadowiły się obok siebie na obitej adamaszkiem sofie. - Przyszłam do ciebie, żeby od razu przynieść ci najnowszą ploteczkę - oznajmiła Carlotta z uśmiechem za- dowolenia. - Siostra mojej pokojówki została zatrudniona w Winston Hall. Wygląda na to, że jakiś bajeczny krezus wprowadza się dzisiaj do tej posiadłości. - Nie rozumiem, czemu miałoby mnie to tak interesować - odrzekła Felicity. Wielkie lawendowoszare oczy jej przyjaciółki lśniły podnieceniem. - Ów krezus jest kawalerem. - Z pewnością zbyt starym dla Glee. Pamiętaj, że ona ma ledwie siedemnaście lat. - Nie myślałam wcale o twojej siostrze - odparła Carlotta. - Ale może ty lub ja? 12

Felicity spojrzała na swoją czarną suknię. - Wiesz przecież, że zamierzam pozostać panią Harrison aż do śmierci. Carlotta przewróciła oczyma. - Och, tak, męczennica Michaela. Ja, na przykład, zamierzam wyjść za mąż ponownie. I oczywiście nie mia- łabym nic przeciwko bogatemu człowiekowi. - A co z jego stanem? Co jeśli ten krezus jest niskiego pochodzenia? - Z takim majątkiem zostanie zaakceptowany. Felicity zmarszczyła brwi. - Edward, chociaż nie miał tytułu ani pieniędzy, był dobrze urodzony. Z pewnością przez wzgląd na jego pamięć, a także przez wzgląd na syna nie powinnaś popełniać mezaliansu. - Phi! - prychnęła przyjaciółka. - Za pierwszym razem pozwoliłam sobie na małżeństwo z miłości. Drugie będzie dla majątku. Życie ze skromnej renty Edwarda jest uciążliwe. - Żal mi lady Catherine - westchnęła Felicity. - Utrata domu musiała być dla niej bardzo przykra... - Ale utrata Winston Hall na rzecz człowieka niskiego pochodzenia z pewnością by ją dobiła - wtrąciła Carlotta z figlarnym uśmiechem. - To okropna snobka. Stanton zapukał do drzwi i oznajmił, że przybył pułkownik Gordon. Na polecenie Felicity gość został wprowadzony do salonu. Chociaż Gordon już siwiał, jego smukła i umięśniona sylwetka nie wskazywała na to, że skończył trzydzieści dziewięć lat. Dzięki majętnej rodzinie został pułkownikiem w wieku zaledwie trzydziestu lat. Mial przystojną twarz i nosił doskonale skrojone ubranie. Wszedł, wspie- 10

rając się na lasce ze srebrną główką. Kulał; chora noga była smutną pamiątką po służbie na Półwyspie*. - Jak miło zobaczyć dwie najpiękniejsze damy w Bath! - rzekł na powitanie, skłoniwszy się, zanim opadł ciężko na krzesło. - Opowiadałam właśnie Felicity o tym krezusie, który kupił Winston Hall. - Słyszałem o tym - powiedział wesoło. - Całe Bath o tym mówi. Być może spotkamy go dzisiaj w pijalni wód. O ile, drogie panie, wyświadczycie mi zaszczyt i zechcecie mi tam towarzyszyć. - Może pójdzie pan z Carlottą - odparła Felicity. -George i ja mamy dziś pilne sprawy. I nie potrzebuję pić tej wstrętnej wody, cieszę się doskonałym zdrowiem. Carlotta rzuciła Felicity ukradkowe spojrzenie. - Nie traktuj go zbyt surowo. Felicity wydęła usta i popatrzyła figlarnie na przyjaciółkę. - A ty nie wstawiaj się za nim nieustannie. Można by pomyśleć, że to ty jesteś jego siostrą. Wstali. Carlotta ujęła pułkownika pod ramię. - Ależ, moja droga - powiedziała - po prostu potrafię się zdobyć na odrobinę współczucia. Felicity popatrzyła za nimi, gdy wychodzili z pokoju. Szkoda, że pułkownik zakochał się we mnie, pomyślała. Pasowaliby do siebie z Carlottąr która nie raz narzekała, że przystojny pułkownik marnuje swoje najlepsze lata, myśląc o jej przyjaciółce. *Pułkownik przypuszczalnie brał udział w działaniach wojennych Anglików na Półwyspie Iberyjskim skierowanych przeciwko Napoleonowi (przyp. tłum.). 11

Thomas Moreland usadowił się na miękkim skórzanym krześle i przebiegł wzrokiem po wysokich drewnianych półkach, zapełnionych książkami w skórzanych oprawach. Teraz to wszystko należało do niego. Całe Winston Hall. Na rok przed swoimi trzydziestymi urodzinami posiadł więcej bogactw, niż mógł sobie wymarzyć w cza- sach, gdy czyścił stajnie za dwa szylingi tygodniowo. Wyciągnął z kieszeni skrawek białego płótna, który woził ze sobą z jednego krańca Indii na drugi. Sprał z niego krew i wysuszył na słońcu sześć lat temu. To był kawałek halki jego anioła-wybawicielki, Felicity Harrison. Następnie przeczytał raport policyjny i list od detektywa, któremu zapłacił niebotyczną sumę za zebranie informacji. Teraz przyszła jego kolej na uratowanie Felicity Harrison.

2 Glee Pembroke odgarnęła rudy kosmyk kręconych włosów, który zabłąkał się na jej pięknej owalnej twarzy, i zwróciła się do siostry. - Czy nie sądzisz, że pan Salvado ma najpiękniejsze brązowe oczy, jakie kiedykolwiek widziałaś? - Nie mogę nawet powiedzieć, że zwróciłam uwagę na kolor oczu twojego nauczyciela tańca - odpowiedziała Felicity, zatrzymując się, by podnieść rozrzucone po podłodze sypialni siostry pantofle. - Czyż nie uderzył cię jego przystojny wygląd? - zapytała Glee. Felicity spojrzała na nią ze złością. - Chyba każdy, kto nosi spodnie, wydaje ci się pociągający. Miejmy nadzieję, że twój gust stanie się bardziej wytrawny, gdy wejdziesz do towarzystwa. Glee spojrzała na nią z nadzieją. - To znaczy, że pozwolisz mi brać udział w balach? - Wkrótce - odparła Felicity, siadając na zwieńczonym baldachimem łóżku. - Ale musisz zacząć prezentować się z większą godnością niż do tej pory. Musisz zawsze pamiętać, że jesteś córką wicehrabiego Sedgewick. Nie możesz bez ustanku paplać o przymiotach każdego mężczyzny, który się do ciebie zaleca, i musisz skończyć z tym oburzającym flirtowaniem. 16

Wielkie, zielone oczy Glee zwęziły się. - Wiem. „Dama powinna zachować milczenie i nie wyrażać swojego zdania, jeżeli nie jest o nie proszona" - wyrecytowała. - Mówiłaś mi to milion razy. - A zatem nie pojmuję, dlaczego moje rady są lekceważone, skoro, jak sama mówisz, słyszałaś je milion razy. Dziewczyna zignorowała uwagę siostry i podeszła do szafy z ubraniami. - Myślisz, że powinnam włożyć suknię w kolorze kości słoniowej na mój pierwszy bal? - Uważam, że to dobry wybór, pod warunkiem, że nie popsujesz go złotymi wstążeczkami i mnóstwem strusich piór. Glee obróciła się, by spojrzeć na Felicity. - To paradne, że pouczasz mnie, jak mam się ubierać, podczas gdy sama nosisz wyłącznie te ohydne czarne stroje. Twoja roczna żałoba po Michaelu minęła już trzy lata temu, a ja skończyłam żałobę po ojcu już prawie rok temu. Wszyscy mówią, że byłabyś najpiękniejszą kobietą w Bath, gdybyś tylko zechciała ubierać się kolorowo. Felicity powstrzymała narastające wzburzenie. - Ale widzisz - rzekła chłodno - to dla mnie bez znaczenia, czy ludzie uważają, że jestem piękna. Kochałam i byłam kochana. Teraz twoja kolej, skarbie. Drzwi sypialni otworzyły się i pojawiła się w nich głowa Lettie. - A, tu pani jest, pani Harrison. Stanton pani szuka. Jakiś dżentelmen chciałby z panią mówić na osobności. - Podeszła do Felicity i wręczyła jej wizytówkę. Felicity przeczytała: Thomas Moreland z Winston Hall. Ten krezus! 14

- Ale ja nie znam tego dżentelmena - powiedziała do pokojówki, po czym zwróciła się do siostry: - To nowy właściciel Winston Hall. - Byłoby wysoce niestosowne odmówić mu spotkania -stwierdziła Glee. Felicity wstała z łóżka, rzuciła przelotne spojrzenie w stronę lustra na przeciwległej ścianie i ruszyła ku drżwiom. - Masz rację. Stał odwrócony tyłem, gdy weszła do salonu. Był potężny. Nie tęgi, lecz bardzo wysoki. Felicity zwróciła uwagę na jego szerokie plecy, zwężające się ku talii. Zauważyła też doskonałej jakości kurtkę i bryczesy uwydatniające umięśnione nogi. Miał czarne włosy, a gdy obrócił twarz w jej stronę, zobaczyła, że jego skóra jest brązowa od słońca, z pewnością dopisującego w gorących Indiach. Stwierdziła, że jest przystojny. Zupełnie nie pasował do wizerunku zażywnych, obwieszonych biżuterią bogaczy, jaki sobie wytworzyła. Gdyby był brzydki, stary czy młody, powitałaby go z życzliwością. Ale jego uroda zmroziła ją, onieśmieliła i uczyniła sztywną. Czy on musi tak wpatrywać się w nią tymi posępnymi czarnymi oczyma? Chociaż cień smutku przemknął po jego twarzy, Felicity nie potrafiła mu współczuć. Sama jego postawa wyrażała moc i dumę. , Postanowiła stawić mu czoła. - Jestem Felicity Harrison - powiedziała. - Nie byliśmy sobie dotąd przedstawieni, prawda, panie More-land? - Jej głos był pełen wyniosłości. Mężczyzna wyglądał dziwnie znajomo, ale Felicity była pewna, że nigdy wcześniej nie spotkała pana Thomasa Morelanda. 18

Przybyły podszedł do niej i ukłonił się. - Nie, nigdy nie byłem pani przedstawiony, ale dużo o pani wiem. Przyszedłem dziś do pani w interesach. Ruszyła w stronę drzwi. - Wszystkimi sprawami finansowymi zajmuje się mój adwokat. Nazywa się... - Malcolm Fortesque. Zesztywniała i zmrużyła oczy. - Rozmawiał pan z panem Fortesque? - Sprawa, o której chciałbym pomówić, jest wprawdzie propozycją finansową, ale prywatnej natury. Nadal nie poprosiła go, by usiadł. - Nie mogę robić interesów z człowiekiem, którego nie znam. - Proponuję naprawić tę sytuację, pani Harrison. Cofnęła się. - Może pan jest gotów, ale zapewniam pana, że ja nie! Mężczyzna wyjął z kieszeni kurtki plik papierów i wyciągnął go w jej stronę. - Oto weksle pani brata na kwotę czterech tysięcy funtów, które nabyłem. Czy możemy porozmawiać? - Wpatrywał się w nią ze skupieniem ciemnymi oczyma. Felicity napotkała jego wzrok i nie mogła się odwrócić. Waliło jej serce. Była wdzięczna, gdy spojrzał w stronę sofy. - Proszę usiąść, panie Moreland - powiedziała drżącym głosem. Usiadł po jednej stronie sofy, wyraźnie chcąc, by ona zajęła drugą. Felicity spoczęła na krześle naprzeciw niego. Dlaczego ten impertynent wykupił weksle j e j brata? - Czego pan chce w zamian za weksle? Podał jej papiery. - Proszę. Są pani. 16

Sięgnęła po weksle drżącą ręką, wciąż patrząc mu w oczy. - Jak mogę się odwdzięczyć za pańską wspaniałomyślność? - zapytała, a przez głowę przemknął jej tuzin obrzydliwych myśli. - Pani ma coś, czego ja chcę, a ja mam coś, czego pani chce. Serce waliło w jej piersiach. - Błagam, niech mnie pan oświeci, panie Moreland. - Jestem bardzo bogatym człowiekiem, pani Harrison. Mogę pokryć wszystkie długi pani brata i opłacić rentę pani i pani rodzeństwu. To była odpowiedź na jej modlitwy. Ale tak jak ceną nocnej libacji może być ból głowy, a igraszek w stogu siana niechciane dziecko, tak też takie przyjemności mogły wiele kosztować. Czy ten człowiek chce Hornsby Manor? Nie ona decyduje o tej posiadłości. - Co takiego mogłabym uczynić, co byłoby warte aż tak wiele? Moreland wyciągnął długie nogi na orientalnym dywanie. - Jak pani zapewne wiadomo, nie jestem szlachetnie urodzony. Nie wstydzę się, że jestem tym, kim jestem. Prawdę mówiąc, jestem wręcz dumny, że doszedłem do tego, co mam, dzięki własnemu sprytowi i ciężkiej pracy. Nie obchodzi mnie, czy zostanę zaakceptowany w pani świecie, pani Harrison. Ale pragnę, by moja siostra mogła wejść w związek lepszy, niżby to wynikało z jej pochodzenia. Dianna, młodsza ode mnie o dziesięć lat, dorastała w luksusach, jakie mogły jej zapewnić moje pieniądze. Chodziła do najlepszych szkól. Jej ubrania są najlepsze z tych, które oferują najznakomitsi londyń- 20

scy krawcy. Miała najlepszych nauczycieli rysunku, tańca i muzyki. Ma teraz dziewiętnaście lat, ale żaden mężczyzna naszego stanu nie byłby dla niej odpowiedni. Ciarki przeszły Felicity po plecach. - Nie bardzo rozumiem, co mogłabym zrobić w tej sprawie. - Pani, pani Harrison, jest jedną z najbardziej szanowanych dam w Bath. Nie sądzę, bym zdołał wprowadzić Diannę na salony w Londynie, ale myślę, że z pani pomocą moglibyśmy zapewnić jej sukces tutaj, w Bath. - A zatem chce pan, żebym ją wprowadziła do tutejszego towarzystwa? Mężczyzna skinął poważnie głową, próbując pochwycić jej spojrzenie. - Niestety, należy wliczyć w to i mnie, bo musiałbym asystować mojej siostrze. - Czy dobrze pana rozumiem, panie Moreland? Chce pan, bym wprowadziła pana i pańską siostrę do mojej sfery. Byśmy jadali u siebie, towarzyszyli sobie na balach, koncertach i przechadzkach po mieście? - Dobrze pani rozumie, pani Harrison. Felicity przygryzła wargę, unikając jego zamyślonego spojrzenia. To brzmiało zbyt prosto. - Nie chcę, by odpowiadała pani, zanim nie pozna pani Dianny. Musi pani sama stwierdzić, czy nie przyniesiemy pani wstydu. Proponuję, byście pani i pani rodzeństwo zjedli dziś kolację w Winston Hall. Będzie pani miała okazję ocenić, czy ja i moja siostra poradzimy sobie w wielkim świecie. - Wstał. - Mój powóz przyjedzie po państwa o siódmej. - Z kapeluszem w ręku ruszył ku drzwiom i opuścił pokój. Ten wstrętny człowiek nawet nie poczekał na jej od- 18

powiedź! Cóż za zuchwałość! Wiedział nawet, że nie mają własnego powozu. Podstępnie ją szpiegował. Felicity myślała o nim z odrazą. Ruszył swym powozem z powrotem do Winston Hall, zaskoczony, że nie pochwycił Felicity w objęcia, gdy tylko ją ujrzał. Jej uroda świeciła takim samym blaskiem, jak w ciemnym powozie sześć lat temu. Do niedawna myślał, że gdyby tylko mógł zobaczyć ją znowu i usłyszeć jej słodki głos, jego pragnienie zostałoby zaspokojone. Może nie była tak piękna, jak pamiętał. Lecz i tak wyglądała ślicznie w blasku słońca, z tą delikatną złocistą skórą i nieskazitelną twarzą. Jej głos był ten sam, choć inny. Ale przecież nie przemawia się w ten sam sposób do aroganckiego magnata, jak do umierającego młodzieńca. Wtedy była pełna dobroci. Dzisiaj była dumna - i jeszcze jakaś. Rozgoryczona? Pokonana? Była niższa, niż przypuszczał. Czubek jej złotej głowy ledwie sięgał mu do ramion. Zastanawiał się, jak by to było obejmować ramionami jej łagodnie zaokrąglone ciało przytulone do niego. Ta myśl sprowokowała silną fizyczną reakcję, która umiejscowiła się w jego lędźwiach. Oprzytomniał nieco, przypomniawszy sobie, że Felicity wciąż nosi żałobę po swym dawno zmarłym mężu. Jak mógłby rywalizować ze wspaniałym kapitanem Mi-chaelem Harrisonem? Spotkał go. tylko raz, gdy kapitan odebrał go od chirurga, by załatwić mu przejazd klipe-rem do Indii. Na j e j prośbę Harrison uzgodnił też, że Thomas odpracuje swą podróż, przygotowując jedzenie w kuchni okrętowej w pozycji siedzącej, jako że nie mógł stawać na nogi jeszcze przez następny miesiąc. Kapitan Harrison był uosobieniem dżentelmena. Był nie 19

tylko drugim synem hrabiego, ale do tego chyba najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego Moreland widział. Z żalem wspomniał tego oficera o kulturalnym głosie i nienagannym uśmiechu, o niemożliwie szerokich ramionach i wysokiej, potężnej sylwetce. Niech go diabli! Odkąd stał się bogaty, Thomas zebrał wszelkie informacje o Felicity Harrison, poczynając od nazwiska obecnych właścicieli Hornsby Manor. Niezupełnie skłamał, gdy Felicity spytała, czy byli sobie przedstawieni. Nie podał jej swojego nazwiska wtedy na ciemnej wiejskiej drodze. I oczywiste było, że zapomniała rannego człowieka, któremu uratowała życie pewnej zimowej nocy sześć lat temu. Miał gorzką świadomość tego, że zdobycie serca Felicity Harrison będzie najtrudniejszym wyzwaniem, z jakim kiedykolwiek się zmierzył. Nauka obyczajów i języka dalekiego narodu była znacznie prostsza. Uczył się hindi od piętnastego roku życia i opanował go do perfekcji, mieszkając pośród ludzi o ciemnej skórze. Poznał ich życie, dzięki czemu uzyskiwał znacznie lepsze ceny za potrzebne im towary niż wszyscy bogacze, kryjący się w przepysznych pałacach, które powznosili w Indiach. Jednak stopienie lodowatego serca Felicity może się okazać niemożliwe. Bardzo się zmieniła. Sześć lat temu nie przejmowała się rangą. Chciała tylko uratować człowieka. Nie było ważne, że nie jest szlachetnie urodzony. Lecz teraz... Spojrzał na łagodnie wznoszące się wzgórza. Teraz jest inna. Już drugi raz tego dnia Felicity weszła do sypialni brata. Lokaj właśnie zdejmował z niego kurtkę. 23

- Ucieszysz się, gdy usłyszysz, że dostałem za mojego gniadosza sto gwinei. - To bardzo dobrze, z pewnością - odpowiedziała Felicity nieobecnym głosem. - Ale muszę z tobą pomówić na osobności. Chodźmy do biblioteki. - Co znowu zrobiłem? - zapytał George, podążając za siostrą. - Tym razem nic. Zamknęła drzwi biblioteki i poleciła bratu usiąść. Zajęła miejsce na kanapie obok niego. - Po co ta cała tajemniczość? - zapytał. - Muszę z tobą omówić pewną bardzo osobistą kwestię. - Chyba nie zamierzasz wyjść za Gordona! Słowo, nie chciałem, żebyś się poświęcała... - Nie wychodzę za pułkownika Gordona. Młodzieniec spojrzał na nią podejrzliwie. - Nie planujesz przypadkiem zakuć mnie w kajdany małżeńskie? Felicity uśmiechnęła się, ukazując dołeczki w policzkach, od czego aż pojaśniał ciemny pokój. - Nie, nie planuję cię zakuć. - To o co chodzi, na Boga? - Otrzymałam dziś bardzo niezwykłą propozycję. Wicehrabia Sedgewick nadstawił uszu. - Propozycję? - Tak. Słyszałeś o tym krezusie, który kupił Winston Hall? George skinął powoli, z przymrużonymi oczyma. - Cóż, był tu niedawno. Wie o nas wszystko. Nie zdziwiłabym się, gdyby wiedział, co jadłeś dzisiaj na śniadanie. Tak czy inaczej, ulokował cztery tysiące w twoich wekslach. 21

Młodzieniec otworzył szeroko oczy ze zdumienia. - W moich wekslach? - Tak. I wie wszystko o długach twoich i taty. Powiedział, że może je wszystkie spłacić za coś, co wydaje mi się bardzo mało znaczącą przysługą. George spojrzał na siostrę ze zmarszczonymi brwiami. - Co to za przysługa? - Chciałby... chciałby, żebym - i jak rozumiem, ciebie też miał na myśli - wprowadziła jego i jego siostrę do wyższych sfer Bath. Jego siostra ma dziewiętnaście lat i jego zdaniem jest zbyt subtelna, by wiązać się z kimś jej stanu. - Subtelna, o w mordę! - George! - Przepraszam, kochanie. Ale to nie w porządku, żeby obciążać ciebie naprawianiem moich błędów. - To nie ja bym je naprawiała, tylko pan Moreland. - Więc nazywa się Moreland? - Tak. Wygląda na to, że jest nieprawdopodobnie bogaty. - Cóż, mnie się nie podoba jego propozycja. - George wydął dolną wargę. - Myślę, że to niewielki wysiłek za hojne wynagrodzenie, jakie proponuje. - Czy mówił coś jeszcze? - Tak. Spłaci wszystkich wierzycieli twoich i taty. Nie rozumiesz? Odzyskasz Hornsby Manor. A ponadto udostępni nam środki finansowe. - Jego siostra musi być potworem - mruknął wicehrabia. - Sam będziesz mógł się przekonać. Zaprosił nas na kolację do Winston Hall. Po kolacji będę mogła mu dać odpowiedź. Brat wstał i spojrzał Felicity w oczy. 25

- Zupełnie mi się to nie podoba. Co to za typ? Gru-bianin?, Zastanowiła się chwilę. - Nie nazwałabym go grubianinem, ale raczej nie jest miły. To ogr, który miesza się w nasze sprawy. George zmarszczył brwi. - Moja noga nie postanie w domu tego człowieka! - Nie mówię, że przyjmiemy propozycję, ale co nam szkodzi pójść do Winston Hall? Nikt nie musi się o tym dowiedzieć. A jego siostra nie musi być przecież tak wstrętna jak on. Wicehrabia Sedgewick zacisnął pięści. - Jeśli naprawdę chcesz, żebym tam poszedł, pójdę. Ale nie pozwolę, byś podporządkowała się planowi te- go łotra.

3 Felicity włożyła na kolację swoją najlepszą suknię z czarnego jedwabiu. Kiedy przybył powóz z Winston Hall, spojrzała na niego z uznaniem, a nawet z zazdrością, ale nie przyjmowała do wiadomości tego, że jest , wspaniały. Tymczasem duma zupełnie opuściła jej siostrę i brata. Gdy z ust Glee wciąż padały okrzyki za- chwytu, George zapewniał, że równie wyśmienitej pary siwków w zaprzęgu nigdy jeszcze nie widział. Podczas krótkiej jazdy do Winston Hall Glee nie mogła opanować entuzjazmu. - Powiedziałabym, że nigdy jeszcze nie siedziałam na niczym tak miękkim. - A twoje łóżko? - zaoponował George. Młodsza siostra podniosła na niego wzrok i zamachnęła się nań wachlarzem, po czym odwróciła się do Felicity. - Wyjaśnij mi, proszę, w jaki sposób spotkało nas to szczęście, że będziemy pierwszymi w Bath, którzy będą jeść kolację z tym krezusem? Felicity rzuciła ostrzegawcze spojrzenie George'owi. - Nasz brat rozważa zawarcie umowy handlowej z panem Morelandem. I proszę, nie mów o nim „kre-zus", bo to wysoce niestosowne. - Czy pan Moreland jest żonaty? - wypytywała Glee. 24

- Nie sądzę - odparła Felicity. Dziewczyna uniosła brwi. - Chyba nie mieszka sam w tym wielkim pałacu? - Wydaje mi się, że ma siostrę - wtrącił George. Felicity pragnęła zmienić temat, gdyż zdecydowanie nie chciała, by Glee dowiedziała się o niezwykłej propozycji pana Morelanda. Dziewczyna nie umiała niczego utrzymać w tajemnicy, a Felicity uznała ewentualność rozejścia się wieści o umowie z panem Morelandem za niepożądaną. - Nie uważasz, że Glee wygląda dziś niezwykle korzystnie? - zapytała brata. Wicehrabia Sedgewick spojrzał na kremową, muślinową suknię dziewczyny, ozdobioną haftem w kształcie śnieżnobiałych kwiatków. - Bardzo odpowiednia toaleta - rzekł. - Gdybym cię nie znal, powiedziałbym, że masz osiemnaście lat. Ta uwaga najwyraźniej podgrzała zapał Glee. - Przypuszczam, że ta Moreland będzie ubrana w suknię według najnowszej mody Londynu. - Pewnie zrobioną z kurtyny - mruknął George. Felicity popatrzyła na niego wilkiem. - Czy panna Moreland jest gruba? - zagadnęła Glee. - Nie wiemy, jak wygląda ta młoda dama - odpowiedziała jej siostra. - George jest złośliwy. Wkrótce zauważyła, że zbliżają się do Winston Hall. Wiele okien tego podobnego do pałacu budynku lśniło żółtawym blaskiem świec, a wielkie latarnie rzucały światło na okazałe główne wejście. Ten człowiek wydaje majątek na oświetlenie, pomyślała Felicity. Powóz zwolnił na żwirowym podjeździe w kształcie litery U i zatrzymał się przed drzwiami. Woźnica w kar- 28