Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 117 287
  • Obserwuję512
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań683 122

Braun Jackie - Świąteczne marzenia

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :770.3 KB
Rozszerzenie:pdf

Braun Jackie - Świąteczne marzenia.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse B
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 156 stron)

Braun Jackie Świąteczne marzenia Dawson Burke od lat zakup świątecznych prezentów powierza profesjonalistom. Kiedy trafia na Eve, ta prosta dotąd sprawa mocno się komplikuje. Eve nie zgadza się na kupowanie bezosobowych rzeczy, domaga się informacji na temat potrzeb obdarowywanych osób. Jej nieustępliwość bardzo Dawsona irytuje...

ROZDZIAŁ PIERWSZY Dawson Burke przywykł do tego, że ludzie zachowują się w określony sposób, zgodnie z jego życzeniami i oczekiwaniami. Już tylko z tego powodu zirytowała go wiadomość, którą właśnie odsłuchał z poczty głosowej. Wyłączył telefon i postukiwał nim w brodę, patrząc przez okna limuzyny na stojące w korku samochody zdążające do Denver. Co Eve Hawley miała na myśli, mówiąc, że po południu wpadnie do jego biura, żeby przedyskutować jego potrzeby związane ze świątecznymi prezentami? O czym tu dyskutować? Swoją poprzednią doradczynię do spraw zakupów spotkał tylko przy paru okazjach, choć znali się kilka lat. Wszystkie sprawy z Carole Deming załatwiał, komunikując się z nią przez telefon, za pomocą faksu, e-maila czy sekretarki. Dawson przekazywał jej listę nazwisk i niezbędną rekompensatę finansową. W zamian Carole kupowała i pakowała prezenty oraz dbała o to, żeby zostały dostarczone. Zadanie było wy- konane. Wszyscy byli szczęśliwi. No cóż, w tej chwili niestety Dawson nie mógł się nazwać szczęśliwym. Eve powiedziała, że chce mu zadać kilka pytań na temat osób z listy, które zamierzał obdarować. Oznajmiła, że ma zwyczaj co najmniej raz spotkać się ze swoim klientem twa-

10 Jackie Braun rzą w twarz, nim kupi coś w jego imieniu. Stwierdziła, że dzięki temu poznaje jego gust i pomaga jej to spersonalizować zakupy. Mówiła... Dawson przetarł oczy i ciężko westchnął. To już trzecia wiadomość głosowa, pełna komentarzy i próśb, jaką otrzymał od tej kobiety. Nie miał czasu dla apodyktycznej zastępczyni Carole, podobnie jak zupełnie go nie obchodziło Boże Narodzenie. Zastanawiał się, co też opętało Carole, która przechodziła rekonwalescencję po operacji kolana, by mu podsunąć tę akurat kobietę. Może powinien zadzwonić do Carole i spytać, czy nie poleciłaby mu jeszcze kogoś innego. Kogoś, kto nie zadawałby niepotrzebnych pytań. Kto po prostu wykonałby jego polecenie i nie domagał się uścisku dłoni. Limuzyna zatrzymała się przy krawężniku przed budynkiem, w którym mieściły się biura Burkę Financial Services. Tę firmę, specjalizującą się w zarządzaniu pakietami papierów wartościowych i funduszami emerytalnymi, założył jego dziadek, Clive Burke. Clive senior zmarł prawie dwanaście lat temu, zaś ojciec Dawsona, Clive junior, wiosną przed dwoma laty przeszedł na emeryturę. Teraz firmą zarządzał Dawson. A on wyznawał zasadę, że należy trzymać wszystko silną ręką. Jego sekretarka wstała zza biurka, które stało tuż przed jego gabinetem, w chwili gdy na jedenastym piętrze otworzyły się drzwi windy. Nazywała się Rachel Stern. Była poważną kobietą o stalowosiwych włosach, szerokich ramionach i twarzy, na widok której zatwardziały przestępca przeszedłby na drugą stronę, gdyby mijał ją na ulicy. Dawson nie przypominał sobie, by w ciągu dwunastu lat, kiedy Rachel dla niego pracowała, choć raz widział jej uśmiech. Tak, ona zawsze jest

Świąteczne marzenia 11 poważna. Taką już miała naturę, ale przy tym była oddana i skuteczna. Czasami przysiągłby, że czyta mu w myślach, bo wyprzedzała jego życzenia. Ten ranek nie różnił się od innych. Rachel szła obok niego, przekazując mu, co go czeka, zanim jeszcze zdjął skórzane rękawiczki i wełniany płaszcz. - Dzwonili ludzie z Darien Cooper. Utknęli w korku i spóźnią się jakiś kwadrans. W sali konferencyjnej położyłam teczki z informacjami, a prezentacja PowerPoint jest gotowa. - A moje wystąpienie na dzisiejszy wieczór w Klubie Ekonomicznym? - spytał. - Przepisane, sprawdzone pod względem merytorycznym, czeka na pańskim biurku. Stacje telewizyjne prosiły o jakiś skrót, bo reporterzy chcą zdążyć na wieczorne wydanie wiadomości. Pozwoliłam sobie podkreślić kilka punktów, które dobrze zabrzmią w telewizji. - Świetnie. - Aha, dzwoniła pańska matka. Dawson zacisnął zęby. Powtórzył sobie, że jedynym powodem, dla którego matka tak często dzwoni, jest to, że go kocha i martwi się o niego. Oczywiście ani trochę nie zmniejszyło to jego wyrzutów sumienia. - Prosiła, żebym oddzwonił? - Nie, prosiła tylko, żeby oddał pan do pralni swój smoking przed balem, który odbędzie się w ten weekend. Zarezerwowała dla pana miejsce przy głównym stole. Dawson powściągnął westchnienie. Coroczny Bal Dobroczynny i aukcja organizowane przez jego matkę Tallulah Malone Burkę były wydarzeniem, którego elita Denver nie mogła opuścić. Dawson miał nadzieję, że prześle hojny czek

12 Jackie Braun wraz z wyrazami żalu, iż nie może w tym uczestniczyć. Ale w tym roku bal obchodził swoją srebrną rocznicę i Dawson nie wątpił, że matka stanie w jego drzwiach, żeby go tam zaciągnąć. Cel był szczytny, zbierano pieniądze dla mieszkańców tej okolicy, którym w życiu się nie poszczęściło. Kiedyś Dawson z przyjemnością pełnił swoją rolę, przebierał się za pingwina, ściskał dłonie i rozmawiał o niczym z ważnymi osobistościami. Ale przez ostatnie parę lat wynajdywał wciąż nowe preteksty, byle nie brać udziału w.tej imprezie, która zawsze wypadała w drugą sobotę po Święcie Dziękczynienia. Dla niego to była fatalna pora roku. Prawdę mówiąc, po prostu najgorsza. Był wdzięczny, że jego matka, która miała bzika na punkcie zachowania pozorów, pozwalała mu wymigać się od reprezentowania firmy Burkę. Ale najwyraźniej czas pobłażania dobiegł końca. Na dodatek matka twierdziła, że Dawson odziedziczył upór po ojcu. Dawson zerknął na zegarek. - Moja gosposia powinna już być u mnie w domu. Zadzwoń do niej. Ingrid dopilnuje, żeby wyczyszczono smoking. A jak znajdziesz chwilę... - Filiżanka kawy i bajgiel z tostera z odrobiną sera i świeżymi owocami - dokończyła Rachel. - Poproszę. Jego bystra sekretarka czytała mu w myślach, podczas gdy Eve Hawley nie potrafiła poradzić sobie z prostą listą nazwisk, nawet jeśli znajdowały się tam informacje na temat płci danej osoby, wieku, a także jej powiązania z Dawlonem. - Coś jeszcze? - spytała Rachel.

Świąteczne marzenia 13 - Prawdę mówiąc tak. - Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął komórkę. - Zadzwoń w moim imieniu do panny Hawley. Trzeci numer od góry. To doradczyni do spraw zakupów polecona przez Carole. W zeszłym tygodniu przesłałem jej e-mailem listę nazwisk. Powiedz jej, że jestem zbyt zajęty, żeby się z nią dzisiaj widzieć. I, chociaż wszystko powinno być dla niej jasne, spytaj, czy możesz jej odpowiedzieć na jakieś pytania, które podobno ma w związku z tą listą. - Oczywiście. - Dziękuję. - Uniósł rękę, by rozmasować kark, i skrzywił się, kiedy ból rozszedł się po całym kręgosłupie. Od trzech lat, od wypadku samochodowego, w którym zginęły jego żona i córka, dokuczało mu to dosyć często. Napięcie zwiększało odczucie bólu. O tej porze roku, kiedy wspomnienia i żal kłębiły się, ból stawał się wprost nie do zniesienia. . - Czy kręgosłup znowu daje się panu we znaki? - spytała Rachel tonem pozbawionym współczucia, którego zresztą nie znosił. Nie lubił, gdy się nad nim litowano. A jednak wiedział, że tak właśnie patrzy na niego wiele osób. Biedny Dawson Burkę. - Trochę. - Zadzwonię do Wandy i spytam, czy mogłaby wpaść na sesję między popołudniowymi spotkaniami - powiedziała, mając na myśli masażystkę, której od wyjścia ze szpitala po wypadku płacił za to, by pozostawała w dyspozycji. Pomysł był znakomity, ale Dawson pokręcił głową. - Nie mam czasu. Wychodząc wczoraj wieczorem, spotkałem Nicka Freelyego. Obiecałem mu, że przejrzę z nim opcje ńa zakup akcji.

14 Jackie Braun - Mogę do niego zadzwonić i przenieść to spotkanie na inny termin - zaproponowała. - Nie. Wiesz co, poproś Wandę, żeby przed wieczorem przyszła do mnie do domu. W ten sposób przygotuję się do wygłoszenia mowy. Kiedy Rachel się oddaliła, Dawson zapisał sobie w pamięci, by zwiększyć sumę na jej świątecznym czeku. Zasłużyła na to. Eve Hawley też sobie na coś zasłużyła, stwierdził później. Ale tym razem nie chodziło o rekompensatę finansową. Dawson leżał właśnie na stole, który jego masażystka ustawiła na środku pokoju, przykryty tylko białym cienkim prześcieradłem na biodrach, kiedy jego gospodyni zapukała do drzwi. - Przepraszam, panie Burkę - powiedziała, stojąc w progu. - Ktoś do pana. Dawson nikogo się nie spodziewał. Za godzinę miał wyjść, by wygłosić swoją mowę. Kiedy Wanda rozmasowy-wała jego spięte mięśnie rękami, z których niejeden drwal byłby dumny, zapytał przez zęby: - Kto to? - Eve Hawley. Uniósł lekko głowę z poduszki w kształcie obwarzanka. - Ona tutaj jest? -Tak. Ta kobieta jest nieustępliwa i wyraźnie nie umie wykonać swojej pracy, jeżeli nawet po rozmowie z Rachel wciąż na niego poluje. - Powiedz jej, że w tej chwili jestem zajęty. - Powiedziałam, panie Burkę. Ale ona upiera się, że musi pana widzieć - odrzekła Ingrid.

Świąteczne marzenia 15 - Upiera się? Cóż, skoro się upiera... - Chyba wymyślił sposób, jak się jej pozbyć. - Poproś ją tutaj. - W tej chwili? - spytała gospodyni ze zdumieniem. - Tak, w tej chwili. - Jeśli Eve Hawley życzy sobie go widzieć, Dawson pokaże się jej w całej okazałości. Ingrid przeniosła wzrok na jego nagie plecy i kawałek białego płótna, które zakrywało to, co najważniejsze, ale odsłaniało górną część bioder i nogi. Ze względu na wiek mogłaby być jego matką. Prawdę mówiąc, to właśnie jego matka zaproponowała, by ją zatrudnił. Ściągnięte wargi Ingrid mówiły mu dokładnie, jak bardzo niewłaściwie jej zdaniem postępuje. Ale jak wszyscy, a przynajmniej znakomita większość ludzi, którzy dla niego pracowali, nie wtrącała się w jego sprawy i wykonała jego polecenie. - Proszę bardzo. - Ingrid opuściła pokój bez dalszych komentarzy. - Rób swoje - zwrócił się Dawson do Wandy, zanim znowu przytulił twarz do poduszki. Masażystka waliła w jego plecy jak karateka w cegły, gdy chwilę później usłyszał, że drzwi znowu się otwierają. Osoba, która weszła, głośno wciągnęła powietrze. Dawson uśmiechnął się z satysfakcją. - Och, jest pan... - Zajęty - dokończył, nie zmieniając pozycji. Tym razem dobiegł go kobiecy śmiech. - Właściwie chciałam powiedzieć goły. - Niezupełnie. - Dawson zmarszczył czoło, chociaż ona tego nie widziała, bo wciąż leżał twarzą w poduszce. Sądząc z głosu kobiety, nie była tak speszona, jak się spodziewał. - Jestem Eve Hawley. - Tak, wiem - burknął. - Nawet gdyby gospodyni pani

16 Jackie Braun nie zaanonsowała, poznałbym panią po głosie, bo zostawiła mi pani niezliczoną liczbę wiadomości. - Na które pan nie odpowiedział - miała czelność zauważyć. - Moja sekretarka do pani oddzwoniła. - A tak. Pani Stern. Gdybym chciała rozmawiać z pańską sekretarką, wybrałabym jej numer. A ja muszę porozmawiać z panem. Dawson poczuł, że mięśnie jego pleców zaczynają się znowu napinać, niezależnie od starań Wandy. - Proszę posłuchać, panno Hawley. Carole Deming przekazała pani moje oczekiwania. Chodzi tylko o zakup prezentów. Jeśli pani nie potrafi się wywiązać... - Ależ potrafię. Uważam tylko, że powinnam to zrobić jak najlepiej - odparła sztywnym z dumy głosem. W innym miejscu i innym czasie być może wzbudziłaby tym jego podziw. W tej chwili nie miał do tego cierpliwości. - Nie zajmę panu dużo czasu - obiecała. Dawson westchnął, ale nie uniósł głowy z poduszki w kształcie koła ratunkowego. Był nieuprzejmy, ale właśnie o to mu chodziło. Ta kobieta nadużywa jego gościnności. - Świetnie. Słucham. - Chce pan rozmawiać teraz? - spytała z niedowierzaniem. - Teraz, bo to jedyna chwila, jaką mogę pani poświęcić. Mój kalendarz jest wypełniony po brzegi. - Rozumiem. Myślał już, że kobieta zaprotestuje i wyjdzie. Taki miał cel. Usłyszał tylko stukające po podłodze obcasy. - Mam kilka dylematów - oznajmiła tonem profesjonalistki, która nie jest ani trochę zmieszana, rozmawiając o in-

Świąteczne marzenia 17 teresach z prawie nagim mężczyzną. Być może, jak jego gospodyni, ona także mogłaby być jego matką. - Jakie to dylematy? - No cóż, poza współpracownikami i znajomymi, pańska lista zawiera przyjaciół i kilkoro członków rodziny. - Moich rodziców, siostrę, jej męża i ich dwoje dzieci -odparł. - Doskonale wiem, kto jest na tej liście. To ja ją sporządziłem, panno Hawley. Prawdę mówiąc, przygotowała ją jego sekretarka, ale on zaaprobował ostateczną wersję. - Kiedy w grę wchodzą członkowie rodziny, postępuję trochę inaczej. Znowu usłyszał stukot obcasów na parkiecie. Musiał zrewidować swoją opinię na temat jej wieku, kiedy w polu jego widzenia pokazała się para czółenek,wyglądających na śmiertelną broń. Były czerwone, z imitacji skóry aligatora. Ale to nie był jedyny powód, dla którego Dawson odjął jej kilkadziesiąt lat. Kobiety pokolenia jego matki zazwyczaj nie miały na kostkach wytatuowanych motyli. Ciekawość wzięła górę. Uniósł się na łokciach, by spojrzeć na swojego gościa. I niemal natychmiast boleśnie tego pożałował. Pozostała część Eve Hawley, od łydek, które odsłaniała jej dzianinowa suknia, do ciemnych włosów opadających na ramiona, była tak samo seksowna jak jej stopy i buty. Nagle fakt, że był prawie nagi, zadziałał na jego niekorzyść. Teraz ta czarnowłosa piękność, która mu się przyglądała, stała nad nim ze skrzyżowanymi ramionami, uniesionymi brwiami i chyba rozbawieniem w oczach. Zerknął przez ramię na masażysfkę. - Na dzisiaj wystarczy, Wando.

18 Jackie Braun - No nie wiem, panie Burke. Dla mnie jest pan nadal bardzo spięty - zaoponowała. Zdawało mu się, że kątem oka widzi, jak Eve wykrzywia pełne wargi. - Wszystko w porządku - zapewnił Wandę i zwrócił się do Eve. - Proszę mi dać kwadrans. - Oczywiście. Tym razem był przekonany, że wychodząc z pokoju wolnym krokiem, powściągnęła uśmiech. Eve czekała w salonie, który znajdował się tuż obok kuchni. Gospodyni podała jej filiżankę herbaty. Piła ją, patrząc na tańczące w kominku płomienie. Dawson Burke ją zaskoczył, i to nie dlatego, że ją przyjął, leżąc na stole do masażu. Nie był brzuchatym pracoholikiem w średnim wieku, a tacy często korzystali z jej usług. Niech Bóg błogosławi wszystkich tych mężczyzn, bo to dzięki nim od prawie dziesięciu lat opłaca swoje rachunki. Nie oczekiwała, że Dawson okaże się tak młody i przystojny czy raczej. .. w tak świetniej formie. Była dobiegającą trzydziestki kobietą, więc takie detale nie uchodziły jej uwagi. Eve od niedawna mieszkała w Denver. Urok jej pracy polegał na tym, że mogła ją wykonywać praktycznie wszędzie. Kiedy minionej wiosny przeżyła dosyć przykre rozstanie, zaczęła szukać miejsca, gdzie mogłaby zacząć wszystko od nowa. Buszowała w Internecie i ostatecznie zdecydowała, że miasto z tak pięknymi widokami, jakimi mogło się poszczycić Denver, położone milę nad poziomem morza, będzie idealne. Zaczęła zdobywać nowych klientów i zapuszczać korze-

Świąteczne marzenia 19 nie. Dwa miesiące temu szczęście jej dopisało. Podczas zakupów w jednym z butików poznała Carole Deming. Kobiety natychmiast przypadły sobie do gustu. Fakt, że Carole była od niej piętnaście lat starsza oraz to, że na polu zawodowym w zasadzie ze sobą rywalizowały, nie przeszkodził ich przyjaźni. Co więcej, Carole okazała się tak miła, że podczas rekonwalescencji po operacji podrzuciła Eve część swoich klientów. Co takiego Carole powiedziała o Dawsonie Burke'u? „Myślę, że będzie dla ciebie wyzwaniem"? Wówczas Eve zakładała, że Carole nawiązuje do jego wymagań związanych z listą prezentów, a nie do jego osobowości. Teraz już doskonale rozumiała, dlaczego Carole się śmiała. Wyzwanie? Pokonanie jego sekretarki o naturze pitbulla wymagało wysiłku, i dlatego właśnie Eve postanowiła wpaść do domu Dawsona bez zapowiedzi. Eve nie przejmowała się trudnymi klientami. W przeszłości miała ich wielu, grymaśnych i wybrednych, którzy dawali jej carte blanche, by kupiła dla kogoś prezenty czy ubrania dla nich samych, a potem wetowali każdy wybór. Ale to było coś innego. Po prostu nie mogła spełnić prośby Dawsona, nie otrzymując od niego szczegółowych informacji. Jej zdaniem członkowie rodziny zasługiwali na więcej szacunku. Może kupić dla nich świąteczne podarunki, ale nie mogą być one całkiem bezosobowe. Odstawiła filiżankę i wstała, podchodząc bliżej ognia, kiedy nagła fala wspomnień przyprawiła ją o dreszcze. Jej matka zmarła, kiedy Eve miała osiem lat. Krążyły pogłoski, że popełniła samobójstwo. Alternatywa - przypadkowe przedawkowanie leków - była również naznaczona piętnem, zwłaszcza że rodzina matki oskarżała o to ojca Eve. Dorastając,

20 Jackie Braun Eve kursowała między domami krewnych. Jej ojciec ruszył w drogę, rzekomo pragnął obrócić swoją mrzonkę o byciu artystą muzykiem w profesję. W istocie jednak uciekał od rzeczywistości, której nie potrafił zaakceptować. Kiedy ostatnio o nim słyszała, występował w pubie w Myrtle Beach. Dobiegając sześćdziesiątki, Buck Hawley nie czekał już na przełom w swej karierze. Ale nadal nie zrezygnował. Eve nie widziała go przez ponad dwie dekady swojego życia, chociaż zawsze wysyłał jej prezent na urodziny i na święta. Nienawidziła tych prezentów. Zawsze było to coś kompletnie bezosobowego. Otwierając paczkę, Eve od razu wiedziała, że to nie on to wybierał. Prawdę mówiąc, nie podpisywał się nawet na dołączonych kartkach. Kiedy była młodsza, bardzo ją to bolało. Po latach wciąż czuła ból. W dzieciństwie brakowało jej ojca, tęskniła za nim, chciała, by się nią zajmował. A przynajmniej chciała wiedzieć, że o niej myśli, wybierając dla niej prezent. A zatem, kiedy jej klienci prosili ją o kupno czegoś dla swoich najbliższych, domagała się więcej informacji niż imię i wiek, które Dawson podał na liście. - Napije się pani jeszcze herbaty? Eve odwróciła się i zobaczyła stojącego w drzwiach mężczyznę. Zaczesał do tyłu włosy, policzki miał świeżo ogolone. Włożył czarny jak węgiel elegancki garnitur i białą koszulę, a do tego krawat w dość tradycyjny wzór. Jej serce zabiło mocniej, jak wtedy, gdy widziała go nieco skąpiej ubranego. - Nie, dziękuję - odparła. Dawson skinął głową. - Nie chcę pani poganiać, ale za moment muszę wyjść. Chyba powiedziała pani, że nie zajmie mi wiele czasu.

Świąteczne marzenia 21 - Tak, to prawda. - Sięgnęła po teczkę zostawioną na krześle. - Pracuję trochę inaczej niż Carole. - Już się o tym przekonałem - zauważył oschle. - Na początek, kiedy kupuję coś dla bliskich krewnych klienta, takich, jacy są na pańskiej liście, chcę o nich wiedzieć coś więcej. Dawson otworzył usta, ale zanim się odezwał, Eve dodała: - Coś więcej poza ich płcią, wiekiem i widełkami cenowymi. Na przykład, jakie jest ich hobby? Czy mają ulubiony kolor? Czy coś kolekcjonują? W przypadku dzieci, czy lubią gry wideo albo sport? Kto jest ich ulubionym piosenkarzem? Aha, nie wierzę w bony podarunkowe, kosze z owocami, kwiaty i tym podobne. Każdy może je kupić i komuś przesłać. Nie wymagają wysiłku ani zastanowienia. Takich prezentów nie kupuję. - Może wybrałem niewłaściwą osobę. Przed oczami Eve pojawiły się zielone banknoty. Miała otrzymać sporą sumę na wydatki, największą z dotychczasowych, jeśli chodzi o klientów, których podesłała jej Carole. Prowizja wydatnie zasiliłaby jej rachunek bankowy, uszczuplony przez przeprowadzkę na drugi koniec kraju. Mimo to Eve skrzyżowała ramiona, odsunęła od siebie obraz banknotów i powiedziała: - Być może. Dla mnie to sprawa zasad. Dawson przyglądał jej się długą chwilę, po czym westchnął. - Co chce pani wiedzieć? Eve otworzyła teczkę i wyjęła kartkę. - Biorąc pod uwagę, jak trudno jest pan osiągalny, postanowiłam, że zamiast przeprowadzać wywiad, dam panu kwestionariusz. Byłabym wdzięczna, gdybym go dostała do

22 Jackie Braun następnego poniedziałku. Proszę go wypełnić, kiedy znajdzie pan wolną chwilę. - Coś jeszcze? Zignorowała sarkazm w jego głosie. - Prawdę mówiąc tak. Oczywiście nie mam nic przeciwko kupowaniu w ciemno prezentów dla współpracowników i klientów, ale jeśli ma pan jakąś anegdotę na temat tych osób, chętnie ją poznam. Może pan napisać obok nazwisk cokolwiek przyjdzie panu do głowy. - Może powinienem wybrać się z panią na zakupy. Po raz drugi zignorowała jego złośliwą uwagę. Uśmiechając się słodko, odparła: - Miła propozycja, ale to nie będzie konieczne. Chyba że naprawdę ma pan ochotę. Przyda mi się ktoś, kto zaniesie torby na parking. Nie była pewna, dlaczego tak się z nim drażni, poza tym, że jego arogancja strasznie ją irytowała. - Przepraszam, panie Burkę. - Gospodyni stanęła w drzwiach. - Szofer już wyprowadził samochód. - Dziękuję. - Dawson zwrócił się jeszcze do Eve. - Rozumiem, że skończyliśmy. - Na razie - rzekła i z satysfakcją zobaczyła, jak skrzywił się ze złości.

ROZDZIAŁ DRUGI Dawson był dumny z tego, że rozwiązując problemy, myśli kreatywnie. To była jedna z tych rzeczy, które pomogły mu odnieść sukces w biznesie. A zatem w piątkowe popołudnie postanowił obrócić na swoją korzyść to, co uważał za przeciwność losu. - Pańska matka na pierwszej linii, a Eve Hawley na drugiej - poinformowała go Rachel. - Najpierw porozmawiam z matką. Przekaż pannie Hawley, że do niej oddzwonię. - Powiedziawszy to, zerknął w stronę nietkniętego kwestionariusza. Doskonale wiedział, w jakiej sprawie dzwoni Eve. Zgadywał również, dlaczego telefonuje jego matka. W sobotę jest bal dobroczynny. - Witaj, mamo. - Dawson, kochanie, jak się masz? - zapytała. - Dobrze. - Zawsze tak mówisz - skarciła go. - A ja się o ciebie martwię. - Niepotrzebnie, naprawdę. Ale matka miała własne zdanie na ten temat. - Taka jest rola matki. - Jestem dorosły. W zeszłym miesiącu skończyłem trzydzieści osiem lat - przypomniał jej. - Wiek nie ma znaczenia. Mój zresztą też. - Tallulah na

24 Jackie Braun moment zamilkła. Potem podjęła: - Wiem, że to dla ciebie trudna pora roku. - Mamo... - To dla nas wszystkich trudna pora roku - ciągnęła. -Wszystkim nam brakuje Sheili i Isabelle. Słysząc imiona swojej zmarłej żony i córki, mimo woli zmienił ton. - Daj spokój. - Dodał łagodniej: - Proszę. -»Dawsonie... Ale on trwał przy swoim. - Nie chcę o nich rozmawiać. Wyraziłem się chyba dosyć jasno. - Jasne jest to - zaczęła znów Tallulah - że na trzy długie lata zamknąłeś się w więzieniu, które sam sobie zbudowałeś. Zawsze byłeś mało wylewny, ale teraz stałeś się przesadnie zamknięty w sobie. Nie znajdujesz czasu dla przyjaciół ani rodziny, swoją drogą dla siebie również nie masz czasu. Dzień i noc przesiadujesz w biurze. - Tak, i dzięki temu firma rozkwitła - odparł. - Dochody ostatniego kwartału były najlepsze w całej historii. - Twojego ojca ani mnie nie obchodziły interesy - powiedziała matka i burknęła coś pod nosem. Fakt, że jego matka przeklęła choćby najłagodniej, zdumiał Dawsona. Ta kobieta rzadko podnosiła głos, a jeszcze rzadziej traciła panowanie nad sobą. Zresztą nigdy nie było to konieczne. Zawsze znajdowała o wiele bardziej skuteczne sposoby, by przywołać swoje dzieci do porządku. Teraz wytoczyła naprawdę potężne działa. - Nie znoszę tego mówić, Dawsonie, ale bardzo mnie rozczarowałeś. Opadł na fotel i zamknął oczy. Czy miał osiem lat, czy

Świąteczne marzenia 25 trzydzieści osiem, ta szczególna broń zawsze trafiała do celu. Odezwał się skruszony: - Przykro mi, że tak czujesz, mamo. Z całą pewnością nie taki miałem zamiar. - Wiem. - Ale, oczywiście, jeszcze nie skończyła. - Masz już plany na święta? W Wigilię Bożego Narodzenia Burkebwie tradycyjnie spotykali się w domu rodziców. Prawdę mówiąc, w dniu, kiedy doszło do wypadku, właśnie tam jechali. Od tamtej pory Dawson nie był w stanie pokonać tej drogi. Westchnął ciężko. - Wiesz, że tak - Znowu San Trapez? - spytała z niesmakiem. Przez ostatnie dwa lata spędzał święta w tym tropikalnym raju. Nie wyobrażał sobie rocznicy owego fatalnego wieczoru w zaśnieżonym Denver. W tym roku jednak wybrał inny cel podróży. - Pomyślałem, że polecę do Cabo. Wynająłem mieszkanie, wrócę po Nowym Roku. Jak w San Trapez, i tam było ciepło, nie brakowało wspaniałych plaż, a co najważniejsze, nikt go tam nie znał. Nikt nie będzie pytać, co tam robi, przekrzywiać głowy ze współczuciem ani patrzeć na niego z uśmiechem, który nie skryje litości. - Sam? - spytała matka. - Mamo... Tallulah nie dała się zbić z tropu. - Wcale by mi tak bardzo nie przeszkadzało, że nie spędzasz świąt ze swoimi najbliższymi w Denver, gdybym przynajmniej wiedziała, że spędzasz je z kimś specjalnym. - U mnie wszystko dobrze, mamo.

26 Jackie Braun Ale ona nie dawała za wygraną. - Spotykasz się z kimś, Dawsonie? - Umawiałem się ze dwa razy - przyznał. Randki te okazały się kompletnymi katastrofami, począwszy od sztywnej rozmowy na wstępie, a skończywszy na krępujących pocałunkach na pożegnanie. Obie próby wzbudziły w nim tylko wyrzuty sumienia i złość, ale nie widział powodu, by dzielić się tym z matką. Za to ona najwyraźniej domyśliła się tego, gdyż powiedziała cicho: - Och, synku. W jakimś momencie będziesz musiał wrócić do normalnego życia. - Już wróciłem - stwierdził. W końcu codziennie wstaje z łóżka, prawda? Idzie do pracy. Firma osiąga większe sukcesy niż za czasów jego ojca. Jak zwykle matka zauważa to, co najważniejsze. - Ale nadal sobie nie wybaczyłeś. Nie, nie wybaczył sobie. Nie mógł tego zrobić. Zamknął oczy i raz jeszcze ujrzał to wszystko na nowo. Tamtej śnieżnej Wigilii to on siedział za kierownicą, to on decydował, którędy pojadą, aż płat czarnego zmarzniętego śniegu wszystko zmienił. Dawson jako jedyny przeżył zderzenie z filarem mostu. Dla niego skończyło się to tylko rozcięciem na czole i stłuczoną ręką. Jego żona zmarła natychmiast. Córka, która odniosła wewnętrzne obrażenia, jeszcze przez kilka godzin walczyła o życie, aż chirurg wyszedł z sali operacyjnej i przekazał Dawsonowi wiadomość, której Dawson wciąż nie potrafił zaakceptować. - Przykro mi, panie Burkę. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, ale nie zdołaliśmy jej uratować.

Świąteczne marzenia 27 Jak Dawson mógłby sobie coś takiego wybaczyć? Głos matki przywrócił go do rzeczywistości. - Chcę, żebyś był szczęśliwy. Otworzył oczy i przetarł je wolną ręką. Matka niczego nie rozumie. Nikt nie rozumie. Dla niego szczęście przestało się liczyć. - Nie przejmuj się mną, mamo - rzekł. Ale ona była uparta. - Wiesz, że córka Harrisonów niedawno wróciła z Kalifornii. W jego głowie odezwał się dzwonek alarmowy. - Ta, która dwa lata temu wyszła za mąż? - Tak, ale już się rozwiodła. - Dzwonek zadzwonił po raz drugi, kiedy matka podjęła: - Wpadłam na nią w klubie dwa tygodnie temu. Nadal jest taka miła i radosna. Będzie na jutrzejszym balu. Chciałam ją zaprosić, żeby z nami usiadła. Wtedy mielibyśmy przy stoliku parzystą liczbę osób. A wiesz, jak ja lubię parzyste liczby. Dawson wyprostował plecy. To była ostatnia rzecz, jakiej potrzebował. Ostatnia rzecz, jakiej sobie życzył. - Mamo, wolałbym, żebyś tego nie robiła. - Ona jest przemiła, mój drogi. Będziecie się dobrze bawić. To nie musi być nic zobowiązującego. Prawdę mówiąc, nie jestem pewna, czy ona jest gotowa na nowy związek. Jej sprawa rozwodowa zakończyła się dopiero parę miesięcy temu. Ale przynajmniej będziecie mieli okazję bliżej się poznać. - Zadowolona ze swojego planu, dodała: - Zadzwonię do niej, zaraz jak skończymy rozmawiać. Dobry Boże! Jego matka umawia go randkę ze świeżo upieczoną rozwódką, która przypuszczalnie przyjmie to z równym entuzjazmem jak on.

28 Jackie Braun - Nie! - Jego wzrok padł na kwestionariusz, który zostawiła mu Eve, i nagle coś mu przyszło do głowy. Mógłby upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Uniósł kąciki warg w uśmiechu. - To znaczy nie musisz tego robić. Tak się składa, że już się z kimś umówiłem na bal. Eve była właśnie w drodze do Boulder, kiedy zadzwoniła jej komórka. Zazwyczaj nie lubiła jednocześnie prowadzić i rozmawiać przez telefon, ale tym razem, kiedy zobaczyła numer na wyświetlaczu, postanowiła zrobić wyjątek. - Słucham? - powiedziała. - Witam, mówi Dawson Burke. - Co za niespodzianka. Dawson zapytał lekko skonfundowany: - Czy moja sekretarka nie uprzedziła, że zadzwonię? - Pani Stern? Owszem, mówiła. Właśnie dlatego jestem w szoku. To znaczy, gdybym dostawała dolara, ilekroć pańska sekretarka zapewnia mnie, że pan oddzwoni... - Bardzo zabawne - mruknął. - Wszystkich klientów traktuje pani tak nonszalancko? - Nie. Ale pan mnie do tego zmusza. - Złagodziła ton i dodała: - Dziękuję, że pan oddzwonił. - Proszę bardzo. - Próbowałam się z panem wcześniej skontaktować, ponieważ jadę do galerii sztuki w Boulder wybrać parę prezentów dla innego klienta. To będą dzieła sztuki miejscowych artystów. Ale z kupnem dzieł sztuki jest jak z kupowaniem ubrań. Muszą pasować do stylu obdarowywanego. - i dzięki temu są bardziej osobiste - zauważył. - No właśnie. Więc zastanawiałam się, czy ktoś z pańskiej rodziny lub przyjaciół cieszyłby się z takiego prezentu.

Świąteczne marzenia 29 Dawson odchrząknął, a potem rzekł: - Ściany w domu moich rodziców są w tej chwili zapełnione. Nie śmiałbym twierdzić, że znam gust mojej siostry w tej materii, zwłaszcza że jej hobby to ciągła zmiana dekoracji w domu. Moi znajomi... nie wiem. - No cóż, tak tylko pytam. - Zbliżała się do zjazdu, więc zmieniła pas. - A jak panu idzie z kwestionariuszem? Usłyszała, że Dawson znów odchrząka. - No właśnie, chciałem z panią o tym pomówić. - Jeszcze go pan nie wypełnił - zgadła. - Tak, jeszcze nie wypełniłem. - Panie Burkę... - Proszę mi mówić Dawson. - W porządku. Pan też niech mówi do mnie po imieniu. Naprawdę potrzebne mi są te informacje. Tamtego wieczoru już ci to tłumaczyłam. - Stwierdziłaś, że to kwestia zasad. -Tak. - A jeśli odmówię? - spytał. Zabrzmiało to prawie jak wyzwanie. Eve znowu zobaczyła przed oczami zielone banknoty, lecz pomyślała o ojcu, a także swoim rozczarowaniu i bólu. Nie chciała, by ktokolwiek inny przeżywał to, co ona kiedyś przeżywała. Odparła zdecydowanym tonem: - Będę zmuszona cię prosić, żebyś poszukał sobie innej doradczyni. Więc jak, odmawiasz? - Nie, ale mam lepszy pomysł - rzekł. - Masz plany na jutrzejszy wieczór? - Szczerze mówiąc tak. - Od przeprowadzki do Denver Eve niemal każdy sobotni wieczór spędzała sama. Ale akurat coś jej się kroiło. Powiedziała Carole, że wpadnie

30 Jackie Braun do niej z chińskim jedzeniem, butelką wina i świątecznymi filmami. - Rozumiem. - Potem zaskoczył ją pytaniem: - Czy byłoby możliwe, żebyś je zmieniła? Ciekawość wzięła w niej górę. - Dlaczego miałabym to robić? - Każdego roku o tej porze moja matka urządza wielką imprezę. Może o tym słyszałaś? Bal Charytatywny Talluli Malone Burkę, połączony z aukcją. Eve włączyła migacz i szykowała się do zjazdu. - Nie, przepraszam, ale dość krótko mieszkam w Denver. - Nic nie szkodzi. Jak tu pomieszkasz, na pewno o tym usłyszysz. To jest doroczny bal, który odbywa się od dwudziestu pięciu lat. Najważniejsze osoby w mieście zbierają pieniądze na ubogich. - Jak miło - powiedziała szczerze Eve. - Tak, więc ten bal odbędzie się jutro. Nagle^Eve go zrozumiała i ciarki przeszły jej po grzbiecie. Nie chciała się przed sobą przyznać, co to może znaczyć. W końcu ten mężczyzna nie jest w jej typie. Zbyt arogancki. Zbyt dominujący. - Czy.... czy mnie zapraszasz? - W pewnym sensie - odparł. - Potrzebuję towarzyszki na ten wieczór. Oczywiście wynagrodzę ci to. Oburzyła się, a jednocześnie usłyszała klakson stojącego za nią samochodu. Okazało się, że bezwiednie się zatrzymała, chociaż miała pierwszeństwo. Pomachała przepraszająco do kierowcy i skręciła na najbliższy parking. -Eve? Zaczekała, aż samochód znajdzie się na parkingu, nim znów się odezwała.

Świąteczne marzenia 31 - Może niezbyt jasno wyjaśniłam, jakiego rodzaju usługi świadczę. Robię zakupy, nic więcej. Dawson zakasłał, jakby trochę się zakrztusił. No i dobrze. Zasłużył sobie. Potem powiedział: - Niczego nie sugerowałem. Źle się wyraziłem, mówiąc, że ci to wynagrodzę. Miałem na myśli, że na balu znajdzie się wiele osób z mojej listy. Oprócz moich rodziców będzie tam moja siostra z rodziną, moi współpracownicy i klienci. - Aha. Na końcu języka miała przeprosiny, kiedy Dawson podjął: - Pomyślałem, że jak ich spotkasz, pomoże ci to wywiązać się z zadania. No wiesz, będziesz mogła pracować zgodnie ze swoimi zasadami. - Kpisz sobie ze mnie? - Boże broń. - Głośno westchnął. - Muszę powiedzieć, że podziwiam twoje stanowisko. Nie znam wielu ludzi w biznesie, którzy trzymają się zasad, będąc pod presją czasu. Mówił szczerze, co trochę załagodziło atmosferę. - Więc byłabym w pracy? - Tak, właśnie - odparł. - Gwarantuję wyśmienite jedzenie. Żadnych gumowych kurczaków czy taniego szampana. Moja matka nie robi niczego połowicznie. Eve wiedziała, jaką sumę Dawson przeznaczył na prezenty, więc uznała, że to po matce odziedziczył gest. - To brzmi bardzo zachęcająco. - Obowiązują stroje balowe. Masz co włożyć? - Chyba znajdę w szafie coś odpowiedniego - odparła chłodno. Wciągnęła powietrze i powoli je wypuściła. - Gdzie i o której?

32 Jackie Braun - Czy mam rozumieć, że się zgadzasz? - spytał Dawson zdziwiony i chyba jednak z ulgą. Eve pomyślała, że potem będzie tego żałować, mimo to oznajmiła: -Tak. - A twoje plany? Czy zmiana planów na ostatnią chwilę nie sprawi... kłopotów? Mało się nie zaśmiała, kiedy do niej dotarło, iż Dawson sądził, że ma randkę. Nie widziała jednak potrzeby oświecać go w tym względzie. Powiedziała zatem: - Proszę się nie martwić. Mogę to przełożyć. W końcu chodzi o pracę.