Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 117 615
  • Obserwuję512
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań683 238

Brooks Helen - Kolacja z byłym szefem(2)

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :691.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Brooks Helen - Kolacja z byłym szefem(2).pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse B
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 151 stron)

Brooks Helen Kolacja z byłym szefem Biznesmen Harry Breedon zawsze traktował swoją sekretarkę Ginę po koleżeńsku, ale zdawał się jej wcale nie zauważać. Wszystko się zmienia, gdy Gina niespodziewanie składa wymówienie i oznajmia, że wyjeżdża do Londynu. Harry musi działać szybko, by ją zatrzymać...

ROZDZIAŁ PIERWSZY - Wciąż nie mogę uwierzyć, że to twój ostatni dzień z nami. Byłam przekonana, że jednak zmienisz zdanie. Bo przecież byłaś tu od zawsze, Gino. W odpowiedzi na tę skargę młodszej koleżanki Gina Leighton mogła się tylko uśmiechnąć. - Właśnie dlatego odchodzę, Natalie - odparła ze spokojem. - Bo byłam tu od zawsze, jak to ładnie ujęłaś. „Od zawsze", czyli całe jedenaście lat, ale oczywiście dla Natalie to była cała wieczność. - Nie wytrzymam z Susan. - Natalie popatrzyła na nią żałośnie. - Ona nie jest taka jak ty. - Wszystko się ułoży - pocieszyła ją Gina machinalnie. Właściwie mogłaby się założyć, że będzie odwrotnie. Trudno było nie zauważyć, że jej następczyni ciężko znosi głupotę. Natalie nie była może głupia, ale chwilami wymagała przynajmniej dwukrotnych wyjaśnień. Susan już nie raz okazała dziewczynie zniecier-

166 HELEN BROOKS pliwienie, pomimo że Natalie naprawdę bardzo się starała. Ale to już Giny nie dotyczyło. Za kilka godzin definitywnie opuści mury Breedon & Son, a wkrótce także rodzinne miasteczko, przyjaciół i bliskich. W Londynie czeka na nią nowa praca, nowe mieszkanie, jednym słowem, nowe życie. Wskazała stos teczek na biurku. - Słuchaj, Natalie, muszę tu jeszcze dokończyć kilka rzeczy. Po południu szef wydawał dla niej przyjęcie pożegnalne, a ona chciała koniecznie zostawić dokumenty w idealnym porządku. Natalie wróciła do siebie, a Gina siedziała jeszcze przez chwilę, rozglądając się po przestronnym i wygodnym pomieszczeniu, swoim miejscu pracy w ciągu ostatnich czterech lat, odkąd awansowała na stanowisko osobistej sekretarki założyciela firmy. Na początku była zachwycona, a prestiż i doskonała pensja bardzo poprawiły jej samoocenę. Dave Breedon był dobrym szefem i sympatycznym człowiekiem z poczuciem humoru odpowia- dającym jej własnemu. To nie on był powodem jej odejścia. - No i jak, nie zmieniłaś zdania? - zapytał głęboki, męski głos od drzwi. - Nie zmieniłam - odpowiedziała, udając opanowanie. Miała już sporą praktykę w ukrywaniu uczuć,

KOLACJA Z BYŁYM SZEFEM 167 0 jakie przyprawiał ją Harry Breedon, jedyny syn 1 prawa ręka szefa. Na jego przystojnej, opalonej twarzy malowało się chłodne rozbawienie. - Chyba nie sądziłeś, że to zrobię? Wzruszył ramionami. - Może „miałem nadzieję" lepiej tu pasuje. Chociaż już dawno zrozumiała, że flirtowanie w jego wykonaniu nie znaczy absolutnie nic, jej oddech i tak przyspieszył. - Przykro mi - powiedziała oschle. - Już się spakowałam. - Ojciec jest zdruzgotany, chyba wiesz. - Harry wszedł do środka, przysiadł na brzegu biurka i przygwoździł ją spojrzeniem ciemnoszarych oczu. - Zdruzgotany? - powtórzyła. - Nie sądzę. Przecież Susan radzi sobie doskonale. Susan Richards była smukłą blondynką o figurze, której mogłaby jej pozazdrościć każda modelka. Akurat w typie Harry'ego. Przez ostatni rok, odkąd wrócił do kraju po zawale ojca i sukcesywnie przejmował jego obowiązki, do Giny wciąż docierały biurowe plotki o jego kolejnych podbojach. Ona sama, ruda, o figurze w kształcie klepsydry, z pewnością nie mogła liczyć na zainteresowanie z jego strony. Pomimo to zakochała się w nim bez pamięci. Miłość niewiele miewa wspólnego z logiką. Po- czątkowo było to bardzo pierwotne pożądanie, które wkrótce rozwinęło się we wszechogarniającą

168 HELEN BROOKS miłość. Ona była dla niego niczym więcej jak tylko sekretarką i chociaż lubił z nią gawędzić, a nawet flirtować, to identycznymi względami obdarzał również wiele innych kobiet. - Zdaje się, że wcześniej nie przepadałaś za Londynem. Pamiętam, że na studiach nie mogłaś się doczekać powrotu do domu. Gina zmarszczyła brwi. - Cieszyłam się, że wracam, to wszystko. Nigdy nie twierdziłam, że nie lubię Londynu. Obserwował ją przez chwilę, zanim miękko zsunął się z biurka. - No cóż, to twoje życie - powiedział rozsądnie. - Mam tylko nadzieję, że tego nie pożałujesz. W dużych miastach człowiek jest bardzo samotny. - Żyjesz wśród ludzi, a nie znasz nikogo? - Pokiwała głową. - Mam tam sporo znajomych ze studiów, no i będę mieszkała z koleżanką. To właśnie budziło jej największe obawy. Przez ostatnie sześć lat miała swoje mieszkanie, niewielkie, ale bardzo ładne, na ostatnim piętrze dużego domu na skraju miasta, z widokiem na rzekę. Po latach mieszkania z rodzicami upajała się samodzielnością. Nie musiała się nikomu opowiadać, w weekendy robiła, co jej się podobało, spała i jadła, kiedy miała ochotę. Ale wynajem w Londynie kosztował znacznie więcej, więc pomimo perspektywy doskonałych zarobków nie mogła sobie pozwolić na samodzielne mieszkanie.

KOLACJA Z BYŁYM SZEFEM 169 - Nie zapomnij zostawić nowego adresu. - Harry zatrzymał się w drzwiach. - Odwiedzę cię, a może przenocujesz mnie na sofie? Tylko nie to, pomyślała, biorąc głęboki oddech. - Nie ma sprawy - odpowiedziała nonszalancko. Jaka szkoda, że nie potrafi go znienawidzić. To by bardzo wszystko ułatwiło. Przynajmniej nie musiałaby wyjeżdżać z ukochanego miasteczka. Chociaż z drugiej strony jeszcze przed poznaniem Harry'ego miała wrażenie, że popada w rutynę i powinna coś zmienić w swoim życiu. Jej siostry i przyjaciele pozakładali rodziny i nie mogli już wychodzić razem tak jak kiedyś. Zanim pojawił się Harry, była na jednej, może dwóch nieudanych randkach. Znajomi mężczyźni byli śmiertelnie nudni, jeszcze bardziej zarozumiali albo, co gorsza, żonaci, szukający odrobiny rozrywki na boku. Gina zaczęła postrzegać samą siebie jako starą pannę, oddaną pracy i domowi, matkę chrzestną cudzych dzieci. Przyjaciele zarzucali jej, że za bardzo wybrzydza. Może i tak, ale nie miała ochoty próbować kogoś polubić. Zresztą nie czuła jeszcze potrzeby założenia rodziny. Wolałaby natomiast spędzać czas wolny bardziej atrakcyjnie. Przecież miała dopiero trzydzieści dwa lata! Skoro więc Londyn dawał jej szansę, przyjęła ją z wdzięcznością. Starała się utwierdzić w przekonaniu, że to była słuszna decyzja. Chociaż... gdyby Harry okazał

170 HELEN BROOKS choć cień zainteresowania... Ale nie okazał. Nie miała szans na bukiety róż, wspólne leniuchowanie przy płonącym kominku czy śniadanie podane do łóżka. Skoro już podjęła tę decyzję... Samoudręka nie była w jej stylu. Któregoś dnia na spacerze zobaczyła go z daleka z aktualną sympatią, obowiązkowo szczupłą blondynką. Schowana za drzewem zrozumiała, że rozstanie z firmą nie wystarczy. Musiała wyjechać gdzieś dalej, żeby co chwila nie spotykać go przypadkiem. Był początek kwietnia. Wiosna wybuchła z całą mocą kilka dni wcześniej. Zakwitły krokusy i żonkile, a ptaki uwijały się przy gniazdach. Wszędzie rozwijało się nowe życie. I tak właśnie musiała patrzeć na swój wyjazd, jak na szansę na nowe życie. Nie ma sensu traktować tej zmiany w kategoriach końca świata. Nieco później tego samego popołudnia niezbyt chętnie dołączyła do towarzystwa zebranego w bufecie. W sumie cała uroczystość okazała się miła i wzruszająca, a Gina dostała od zebranych wspólny prezent w postaci nawigacji do samochodu. - W razie potrzeby wskaże ci drogę do domu - zażartował główny księgowy, Bill. Wszyscy wiedzieli, że Gina łatwo się gubi. Wzruszona, wygłosiła krótkie, łzawe podziękowanie. Przez cały czas nie odrywała wzroku od wyso-

KOLACJA Z BYŁYM SZEFEM 171 kiej postaci, nieco oddalonej od innych, świadoma jego najdrobniejszego gestu. Widziała, jak podeszła do niego Susan, a potem jakaś inna kobieta stanęła na palcach, by szepnąć mu coś do ucha. Po mniej więcej godzinie ludzie zaczęli się rozchodzić. Kiedy została już tylko garstka, Gina wróciła do pokoju po swoje rzeczy. Dopiero teraz poczuła wyczerpanie. Usiadła na krześle i nostalgicznie rozglądała się po pomieszczeniu. W chwilę później w drzwiach pojawili się Dave i Harry. - Wciąż uważam, że nie powinnaś wyjeżdżać - powiedział Dave. Gina zmusiła się do uśmiechu. - Wielki świat wzywa - powiedziała lekko. - Więc teraz albo nigdy. - Skoro tak... - Dave sięgnął do kieszeni i wyciągnął małe, prostokątne pudełeczko, opakowane jak prezent. - To moje osobiste podziękowanie dla najlepszej sekretarki, jaką kiedykolwiek miałem. Gdyby Londyn nie spełnił twoich oczekiwań, z radością przyjmiemy cię z powrotem. Odpakowała prezent, delikatny złoty zegarek. - Przepiękny. Bardzo wam dziękuję. Nie spodziewałam się... - Wzruszenie odebrało jej głos. - Harry go wybrał - wyjaśnił Dave, widocznie zakłopotany jej wzruszeniem. - Ja dałbym ci czek, praktyczniej szy, moim zdaniem, ale on uznał, że wolałabyś coś, co będzie ci nas przypominało,

172 HELEN BROOKS a poza tym zauważył, że ostatnio nie nosiłaś zegarka. Zauważył. - Zepsuł się - szepnęła. - No, cóż. - Dave najwyraźniej chciał już zakończyć krępującą go sytuację. - Odwiedź nas, kiedy przyjedziesz do rodziców. Muszę iść, jemy dziś z żoną kolację na mieście. Zanikniesz biuro, Harry? - dodał, zwracając się do syna. - Do widzenia, panie Breedon. - Gina wstała i podała mu rękę. Jako przedstawiciel starej szkoły, Dave nie uznawał całowania ani obejmowania. Jednak Gina w nagłym porywie pocałowała go szybko w policzek. - Do widzenia, dziewczyno. Uważaj na siebie - powiedział, maskując wzruszenie szorstkością i wyszedł. Zapanowała cisza. Gina machinalnie przekładała dokumenty na biurku, ale każdy nerw miała napięty do ostatecznych granic. Nie przewidziała, że w chwili ostatecznego pożegnania będą sam na sam. - Nie widziałem dziś na parkingu twojego samochodu. Spojrzała na niego po raz pierwszy, odkąd wszedł do pokoju. Z nieprzeniknionym wyrazem twarzy odwzajemnił jej spojrzenie z miejsca, gdzie opierał się o ścianę z rękami w kieszeniach. Już dawno zauważyła tę umiejętność doskonałego panowania nad wyrazem twarzy. Zapewne temu właś-

KOLACJA Z BYŁYM SZEFEM 173 nie zawdzięczał sukces odniesiony w pracy na obczyźnie. - Samochód? - Niełatwo było pozbierać myśli pod jego badawczym spojrzeniem. - Nie brałam go, bo skoro mieliśmy coś wypić... Zamierzam wrócić taksówką. - Nie ma takiej potrzeby. - Harry oderwał się od ściany i wyprostował. - Odwiozę cię. Nie, nie, nie. Widziała jego samochód, sportowe cacko, rozwijające szybkość ponaddźwiękową. - Dziękuję, ale to ci nie po drodze. Uśmiechnął się olśniewająco. - Mam mnóstwo czasu. - Nie chciałabym sprawiać kłopotu. - Nalegam. - Gestem oddalił wszystkie jej protesty. - Wolę jechać taksówką. - Za nic nie chciała się poddać. - Daj spokój. - Obszedł biurko, wziął ją za brodę i popatrzył w oczy. - To pożegnanie jest przykre dla nas wszystkich. W końcu byłaś w firmie od samego początku i nie mogę teraz pozwolić, żebyś odjechała stąd taksówką. Jeszcze próbowała walczyć. - Po prostu się nie przejmuj. To mój wybór - powiedziała sztywno. - Nie najszczęśliwszy. - Puścił ją i skierował się do drzwi. - Dlatego pozwalam sobie na sprzeciw. Wezmę płaszcz.

174 HELEN BROOKS - Harry! - krzyknęła, kiedy znikał w drzwiach. - Tak, Gino? - Odwrócił się do niej z uśmiechem. - To śmieszne - wymamrotała niewdzięcznie. - Ubierz się i przestań marudzić. Wrócił po niespełna minucie i wziął od niej pudło z prezentem od załogi. Gina włożyła pude- łeczko z zegarkiem do torebki i ruszyli do windy. - Bardzo ci dziękuję za zegarek. Jest piękny. - Miło mi i jeszcze raz ci dziękuję. Nie poradziłbym sobie bez ciebie - dodał, kiedy już wsiedli. - Nie ma za co, wykonywałam tylko swoje obowiązki. Otwarcie drzwi windy powitała westchnieniem ulgi. Zbyt kameralnie. Zbyt intymnie. W samochodzie będzie to samo. Było jeszcze gorzej. Harry usadził ją w fotelu pasażera, zamknął za nią drzwi i zajął miejsce kierowcy. Był blisko, zbyt blisko w eleganckim, pachnącym skórą wnętrzu. Usiłowała wymyślić zagajenie luźnej rozmowy, kiedy ubiegł ją Harry. - Czy pozwolisz zaprosić się na kolację? - Słucham? - Popatrzyła na niego zaskoczona. - Zapraszam cię na kolację — powtórzył cierpliwie. - Jeżeli nie masz innych planów. To chyba byłoby sympatyczne zakończenie naszej współpracy.

KOLACJA Z BYŁYM SZEFEM 175 Zgoda znamionowałaby szaleństwo. Przez cały wieczór musiałaby ukrywać swoje uczucia i grać rolę obojętnej koleżanki. Z drugiej strony, już nigdy nie będzie miała okazji spędzić wieczoru w jego towarzystwie. Jeżeli odmówi, będzie żałowała do końca życia. - Miałam w planach sprzątanie - przyznała słabo. - Ale to może poczekać. - Świetnie. Jeżeli lubisz włoską kuchnię, niedaleko mnie jest bardzo sympatyczna knajpka. Raczej nie zdoła nic przełknąć, ale uśmiechnęła się radośnie. - Świetnie. - Zamówię stolik. - Wyciągnął telefon. - Roberto? - Rozgadał się płynnie po włosku. Nie miała pojęcia, że zna ten język, ale nie zdziwiło jej to specjalnie. Taki był właśnie Harry. - Załatwione. - Zamknął telefon i uśmiechnął się do niej. - Jeżeli nie masz nic przeciwko, najpierw wstąpimy do mnie i przebiorę się w czystą koszulę. Do niego. Przynajmniej zobaczy, jak mieszka. Pomysł może nie najszczęśliwszy, ale ogromnie kuszący. - Dobrze. Pogrążona we własnych myślach, dopiero po chwili zauważyła, że on coś do niej mówi. - Myślałam o tym, jacy mili byli dziś wszyscy - skłamała zarumieniona.

176 HELEN BROOKS - To oczywiste, jesteś bardzo lubiana. No cóż, zamiast być lubianą, wolałaby zmienić się w smukłą, elegancką syrenę o długich blondlokach i zapraszającym spojrzeniu, którym mogłaby zdobyć jego serce. - Mówiłem, że powinniśmy pozostać w kontakcie i spotkać się od czasu do czasu, kiedy wpadniesz odwiedzić rodziców - kontynuował. - Uważam cię za przyjaciółkę, mam nadzieję, że o tym wiesz. - Ja też. - Uśmiechnęła się promiennie. Była pewna, że kiedy zniknie mu z oczu, szybko zapomni o jej istnieniu. Harry nie był typem mężczyzny, który przyjaźni się z kobietami. Chłodny, wiosenny zmierzch niemal całkowicie ustąpił już miejsca nocy, kiedy wjechali przez otwartą bramę z kutego żelaza na kamienisty podjazd. Podjazd prowadził między zielonymi żywopłotami i krzewami, które nie pozwalały zobaczyć domu z drogi. Gina nie wiedziała, czego się spodziewać, ale prędzej oczekiwałaby nowoczesnej willi albo wiejskiej rezydencji, a nie tego malowniczego, krytego strzechą domeczku. - Tu mieszkasz? - Podoba ci się? - odpowiedział pytaniem. Miejsce było niezwykle urokliwe. Biały, piętrowy domek o wielodzielnych oknach, przykrywał wysoki dach z oknami mansardowymi. Dach ocie-

KOLACJA Z BYŁYM SZEFEM 177 niał także otaczający cały dom ganek, podparty sękatymi pniami, na którym stał stół i krzesła, jakby w oczekiwaniu na wieczorne posiady. Po treliażach z obu stron drzwi wejściowych pięły się różnobarwne róże, a poręcz ganku obrastał bluszcz. Jednym słowem, kwintesencja angielskiej wsi. Zaskakujące, że Harry wybrał sobie takie właśnie lokum. Być może odgadł jej myśli, bo uśmiechnął się lekko. - W Stanach mieszkałem w nowoczesnym apartamencie z widokiem na ocean i miałem ochotę na zmianę - wyjaśnił. - Tu j est przepięknie - powiedziała, kiedy otworzył drzwi po jej stronie i pomógł jej wysiąść. - Jak z bajki. Mam wrażenie, że lada chwila pojawi się Złotowłosa i trzy niedźwiadki. Wzruszył ramionami. - No cóż, na razie tu mieszkam, a potem zobaczymy. - Twój ojciec ma nadzieję, że przejmiesz po nim firmę. - Tego nie było w planach. Otworzył drzwi i wpuścił ją do przestronnego, kwadratowego holu. Stare deski podłogowe starannie odświeżono i polakierowano, a ich stonowana barwa współgrała ze ścianami koloru miodu, ozdobionymi kilkoma rycinami. - Zgodziłem się pomagać ojcu, dopóki nie

178 HELEN BROOKS przejdzie na emeryturę. Potem firma zostanie sprzedana. - Rozumiem - powiedziała, chociaż nie rozumiała. - Więc potem wrócisz do Stanów? Wzruszył ramionami. - Stany, Niemcy, może Australia... jeszcze nie wiem. W ostatnich latach zaoszczędziłem i za- inwestowałem sporo pieniędzy, więc właściwie nie muszę pracować. Ale lubię wyzwania i nie mam zamiaru osiąść na laurach. To była jego najdłuższa wypowiedź na swój temat, odkąd go znała, i choć miała ochotę pytać dalej, czuła, że nie powinna. - Tak tu czysto, że chyba masz kogoś do sprzątania - powiedziała, zmieniając temat. Uśmiechnął się, prowadząc ją do salonu, dużego pokoju zdominowanego przez okazały kominek i dużą ilość wyściełanych sof i foteli, z drewnianą podłogą poznaczoną delikatnymi rysami. - Owszem - przyznał. - Pani Rothman przychodzi trzy razy w tygodniu i zajmuje się wszyst- kim, od zmiany żarówek po pranie i prasowanie. Jest prawdziwym skarbem. - I może jeszcze gotuje? - Co to, to nie. Jestem doskonałym kucharzem i bardzo lubię gotować. Napijesz się wina? Białe czy czerwone? - Czerwone, bardzo proszę. Zniknął w kuchni, a ona rozglądała się po poko-

KOLACJA Z BYŁYM SZEFEM 179 ju. Wyobraziła go sobie tutaj wieczorem, z kieliszkiem wina w dłoni, wpatrzonego w tańczące płomienie i usilnie postarała się odsunąć od siebie wyobrażenie ponętnej blondynki, dotrzymującej mu towarzystwa. - Proszę bardzo. - Podał jej szklaneczkę wina 0 głębokiej, rubinowej barwie. Porcja była duża, a ona niewiele dziś jadła. - Zaraz wrócę. Na stoliku znajdziesz jakieś pisma, oliwki i orzeszki. Zapraszam. Kiedy wyszedł, błyskawicznie pochłonęła pół miseczki orzeszków, postanawiając chwilowo nie martwić się o kalorie. Dziś musiała zachować trzeźwość i opanowanie, bo niewiele potrzeba, by Harry zorientował się w jej uczuciach. A to byłoby okropne. Spróbowała wina. Było wspaniałe, bogate, intensywne, z owocowym posmakiem. I bardzo pasowało do Harry'ego... Popatrzyła na siebie w dużym lustrze nad kominkiem. W przyćmionym świetle jej włosy sprawiały wrażenie bardziej złocistych niż zazwyczaj i pasujących do piegów pokrywających jej bladą skórę od stóp do głów. Nie mogły jednak pomóc na zadarty nos ani nijakie rysy. To dlatego Harry nigdy nie zwrócił na nią uwagi. Była typowym przykładem dziewczyny z sąsiedztwa, a nade wszystko pragnęła być kobietą fatalną: wysoką, smukłą i elegancką. Nawet jej matka przyznawała,

180 HELEN BROOKS że córka jest „apetycznie zaokrąglona", co reszta świata rozumiała jako: gruba. Resztę wina wypiła, wpatrując się w ciemność za oknem. Harry wszedł tak cicho, że wcale go nie usłyszała. Stanął za nią i lekko objął ją w talii. - Tam po lewej, za kasztanowcem, jest basen i kort tenisowy. Lubisz sport? Pod wpływem ciepła jego dłoni zupełnie straciła rozeznanie w tym, co lubi, a czego nie. - Trochę pływam - odparła. - Koniecznie musisz tu wpaść latem. Jest naprawdę fantastycznie. Nie odpowiedziała, a kiedy ją puścił, poczuła jednocześnie ulgę i osamotnienie. Najwyraźniej wziął szybki prysznic, bo włosy miał wciąż wilgotne i lekko potargane. Garnitury, krawaty i białe koszule, które nosił w firmie, czyniły go niezwykle przystojnym. Teraz, w czarnej, rozpiętej pod szyją koszuli i luźnych czarnych spodniach wyglądał zupełnie inaczej, ale za to ogromnie seksownie. Z najwyższym trudem opanowała targające nią uczucia i podeszła do sofy, gdzie została jej torebka i żakiet. - To bardzo miło z twojej strony. W domu miałabym na kolację grzankę z fasolką - rzuciła z uśmiechem. Nigdy wcześniej nie miała ochoty pójść na całość z żadnym ze swoich chłopaków, ale wystar-

KOLACJA Z BYŁYM SZEFEM 181 czyło, że pomyślała o Harrym, od razu była na to gotowa. Gdyby kiedykolwiek miało do tego dojść... Podniósł żakiet i z ciepłym uśmiechem pomógł jej go włożyć. Całe szczęście, że nie potrafił czytać w jej myślach. Wzięła głęboki oddech i ruszyła do wyjścia.

ROZDZIAŁ DRUGI Harry nie rozumiał sam siebie. Dlaczego to zrobił? Dlaczego właśnie dziś zaprosił ją na ko- lację? Właściwie nie miał takiego zamiaru. Chciał pożegnać ją po przyjacielsku, ale na pewno nie sam na sam. Wsunął się za kierownicę i przez chwilę obserwował swoją towarzyszkę. Wydawało mu się, że dobrze wie, czego chce od życia. Najważniejsza była niezależność. Żadnych zobowiązań. Żadnych poświęceń. Dobre towarzystwo i miłe przygody z kobietami, które znały zasady. - Daleko jedziemy? Odwrócił się do niej. - Kilkanaście kilometrów - odpowiedział, skręcając w wąską, obsadzoną drzewami drogę. - To mała knajpka, ale jedzenie jest znakomite. Roberto potrafi zmienić najprostsze danie w prawdziwy rarytas. - Już mi leci ślinka. Uśmiechnął się łobuzersko.

KOLACJA Z BYŁYM SZEFEM 183 - Jak miło spotkać kogoś, kto też żyje, żeby jeść, a nie na odwrót. Zauważył, że zmarszczyła nos, i jego uśmiech zgasł. Nigdy nie rozumiał, dlaczego kobiety tak bardzo się bały kuszących zaokrągleń sylwetki. - Masz świetną figurę - powiedział z przekonaniem. - Dziękuję. - Naprawdę tak uważam. W dzisiejszych czasach zbyt wiele kobiet wcale nie wygląda kobieco. Sałata jest dobra dla królików i, szczerze mówiąc, nie cierpię widoku dziewczyny skubiącej przez cały wieczór pałeczkę z selera, popijającej ją wodą mineralną i narzekającej, że się przejadła. Skręcając w główną drogę, zerknął na nią i pochwycił błysk niedowierzania w jej spojrzeniu. - O co chodzi? - spytał. - Tak mówisz, ale założę się, że spotykasz się z takimi właśnie dziewczynami. Już otworzył usta, żeby zaprzeczyć, kiedy uderzyła go niewygodna prawda. Nie ulegało wątpliwości, że trafiła bezbłędnie. Rzeczywiście, zawsze wybierał kobiety zadbane i smukłe. Dlaczego? Zastanawiał się nad tym przez chwilę. Chyba dlatego, że kobiety obsesyjnie dbające o figurę, wygląd i akceptację grupy rówieśniczej, miały raczej ograniczone horyzonty, zwłaszcza kiedy zależało im na karierze, a umawiał się tylko z takimi. Nad miłą domową samotność we dwoje

184 HELEN BROOKS przedkładały wyjścia do lokali, gdzie mogły być widziane i oglądać innych. Te kobiety nie szukały intymności, tylko towarzystwa, dobrej zabawy i seksu. Skrzywił się ze wstydu i postanowił odłożyć temat na później. Dalej jechali w milczeniu i w końcu zaparkował na niewielkim placyku. Restauracja mieściła się na skraju miasteczka, ale w ciemnościach miejsce wyglądało na jeszcze bardziej odosobnione, niż rzeczywiście było. W stonowanym świetle parkingowych lamp włosy Giny lśniły barwą miedzi. Zastanawiał się, czy na jego prośbę byłaby skłonna je rozpuścić. Widział ją taką kilkakrotnie i zawsze bardzo mu się podobała. Wysiadł, okrążył samochód, otworzył drzwi po stronie pasażera i pomógł wysiąść swojej towarzyszce. Powietrze pachniało wiosenną wegetacją, a gdzieś blisko odezwał się kos i znowu zamilkł. Obserwował, jak Gina z zamkniętymi oczami wciąga w płuca chłodne, nocne powietrze. - Będzie mi tego brakowało w Londynie - powiedziała miękko, otwierając oczy. - W takim razie nie wyjeżdżaj. - Właściwie wcale nie miał zamiaru tego powiedzieć. - Muszę. - Dlaczego? - W poniedziałek zaczynam nową pracę, mam zaklepane mieszkanie. Nie mogę wystawić tamtych ludzi do wiatru.

KOLACJA Z BYŁYM SZEFEM 185 Nagle dotarło do niego, czemu ją zaprosił. Uważał, że Gina nigdy nie opuści Breedon & Son i nie przygotował się na jej zniknięcie ze swojego życia. Natalie i inni byli przekonani, że w ostatniej chwili zmieni zdanie, więc i on przyjął to za pewnik. A powinien był wiedzieć, że ona zawsze dotrzymuje swoich postanowień. Pochwycił zapach jej perfum, delikatny i jedwabisty, przypominający aromat kwiatów mag- nolii. - Chodźmy. - Nie zamierzał pozwalać sobie na rozczulanie. - Umieram z głodu. Usiedli przy dwuosobowym stoliku, dostali menu, wybrali wino i Harry w końcu się pozbierał. To był jej ostatni dzień w firmie, a tak bardzo mu tam pomogła, że ta kolacja po prostu jej się należała. I to był jedyny powód, dla którego dziś się tu znaleźli. Z pewnością będzie za nią tęsknił. W końcu przepracowali razem wiele godzin, wypili morze kawy, jadali razem lunche. Jak mógłby nie tęsknić? - Chyba spróbuję tej słynnej sałatki. - Jej niebieskie oczy wydawały się ciemne w bladej twa- rzy. - A potem może tagliatellę? - Dobry wybór - pochwalił. - Wezmę to samo. Roberto przyniósł wino i przyjął zamówienie, a Harry od razu wzniósł toast. - Za ciebie i twoje nowe życie w wielkim mieście - powiedział celowo lekko kpiąco. - Strzeż się

186 HELEN BROOKS bezwzględnych podrywaczy, którzy niewątpliwie zechcą cię pożreć żywcem. Roześmiała się. - Jakoś sobie tego nie wyobrażam. - A ja jestem o tym przekonany. - Dziękuję - odpowiedziała trochę niepewnie. - Jesteś prawdziwym dżentelmenem. - Lubię tak o sobie myśleć, ale w tym wypadku to po prostu szczera prawda. - Pochylił się lekko w jej stronę. - Nie doceniasz siebie, prawda, Gino? Chciałbym wiedzieć dlaczego, jeżeli to nie zbyt osobiste pytanie. Podobał mu się jej rumieniec. Zanim ją poznał, uważał, że to dawno minione zjawisko. Wzruszyła ramionami. - Przypuszczam, że to skutki bycia rodzinnym brzydkim kaczątkiem - odparła spokojnie. - Siostry nie mają piegów i zawsze były ode mnie ładniejsze. I tylko ja jedna nosiłam aparat na zębach i leczyłam trądzik. Jego wzrok wędrował po jej nieskazitelnej, kremowej skórze. Jej piegi bardzo mu się podobały. Zęby miała nieduże, ale białe i równe. - Najwyraźniej kaczątko przemieniło się w łabędzia. Jesteś bardzo piękną kobietą, z czego chyba nie zdajesz sobie sprawy. Zarumieniła się jeszcze mocniej, co obserwował z upodobaniem. - O ile pamiętam, obie twoje siostry wyszły za

KOLACJA Z BYŁYM SZEFEM 187 mąż - powiedział, żeby zmienić temat i nie stresować jej więcej. Kiwnęła głową, a jej włosy zabłysły tysiącem odcieni złota i miedzi. - Byrony ma trzyletniego chłopca, a Margaret dwie dziewczynki, pięć i osiem lat. To wspaniałe dzieciaki, a ja jestem potrójną ciotką. - Przypuszczam, że je uwielbiasz, ale pewno któregoś dnia chciałabyś mieć własne? - Owszem, ale... - Przez jej twarz przebiegł cień. - Ale? Uśmiechnęła się słabo. - Najpierw trzeba trafić na odpowiedniego mężczyznę - powiedziała, upijając łyk wina. - Na pewno spotkasz kogoś w Londynie. - Dlaczego „na pewno"? Zadała to pytanie dosyć ostrym tonem, więc od razu zrozumiał, że powiedział coś niewłaściwego, chociaż nie wiedział co. - Nie wszystkim się to udaje - wyjaśniła pospiesznie - a ja raczej zostanę sama, niż zwiążę się z kimś tylko po to, żeby kogoś mieć. Chciałabym zrobić karierę i może trochę podróżować. Obserwował ją uważnie. Musiało być jeszcze coś. Może jakaś historia miłosna? Może wyjeżdża, bo ktoś ją zranił? Nic mu nie było wiadomo o mężczyznach w jej życiu. - Nie sądziłem, że zależy ci na karierze. - Naprawdę? - Spojrzała mu prosto w oczy, ale

188 HELEN BROOKS nie mógł nic wyczytać z ich wyrazu. - Ale przecież właściwie wcale mnie nie znasz, prawda? Poczuł się, jakby go spoliczkowała, chociaż mówiła tonem miłym i spokojnym. Zazwyczaj chętnie rozmawiała o sobie, swojej rodzinie i przyjaciołach, chociaż... nigdy się nawet nie zająknęła na temat życia uczuciowego. A on po prostu przyjął, że nie ma o czym mówić... Poczuł niechęć do samego siebie. Może przeoczył nie tylko to... W swojej arogancji uznał, że praca jest jej całym życiem, ale dlaczego miałoby tak być? Może jednak miała kogoś? Starał się pozbierać rozbiegane myśli. - To jaki jest twój ostateczny cel? Zamierzasz zostać w stolicy na stałe? Zastanawiała się przez chwilę, a w końcu pokręciła głową. - Nie jestem pewna. Jeżeli uda mi się podróżować służbowo... to byłoby świetne. Te słowa nie pasowały do jej obrazu, jaki sobie stworzył. W jego mniemaniu była trzeźwo myślącą, niezawodną, spokojną, zrównoważoną kobietą, stąpającą mocno po ziemi. Ostatnia osoba, która mogłaby nagle opuścić dom, pracę i przyjaciół, żeby tak po prostu zamieszkać w dużym mieście. - Rozumiem - odparł i dodał, siląc się na nonszalancję. - Jesteś pełna niespodzianek, Gino Leighton. Uważałem cię raczej za domatorkę, która nie zechce opuścić miejsca, gdzie się urodziła.