Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 111 277
  • Obserwuję511
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań680 096

Browning Dixie - Obdarowany

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :736.2 KB
Rozszerzenie:pdf

Browning Dixie - Obdarowany.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse B
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 153 stron)

DIXIE BROWNING Obdarowany Harlequin® Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia • Sydney Sztokholm • Tokio • Warszawa scandalous Endra & Irena

ROZDZIAŁ PIERWSZY MacCasky Ford dolał sobie jeszcze trochę whisky. Przez chwilę wpatrywał się z niesmakiem w szklankę, po czym sięgnął po papierosa, już dwunastego w ciągu godziny. Siedział w apartamencie luksusowego hotelu i roz­ myślał. Alkohol, papierosy, królewskie łoże i ogromna wanna, w której zmieściłoby się stado hipopotamów. Na co, u licha, czekał? Na oklaski? Zresztą oklasków też mu nie brakowało. I może w tym właśnie tkwił problem. Miał pieniądze, miał wszelkie możliwe dowody uznania za dobrze wykonaną robotę, ale nie czuł ani krzty satysfakcji. Wiedział doskonale, że tym razem nawalił. Przed pięcioma miesiącami wpadł na trop niejakiego Julio el Grana, zbiega, który przewodził groźnej grupie terrorystów, znanej jako Białe Gołębie. Po przeszło półtorarocznych poszukiwaniach wyśledził wreszcie ich bazę dokładnie tam, gdzie się tego spodziewał w małej wiosce w pobliżu Montana Grandę w Meksyku. Zanim jednak zdołał zadać im ostateczny cios, lenoryści porwali trzech pracowników Ministerstwa Spraw Zagranicznych i wysadzili w powietrze autobus pclen pasażerów. Wyglądało na to, że ktoś dał im cynk. Mac, który wrócił na miejsce wypadku po grupkę uczniów zabawiających się w fotoreporterów, został postrzelony w kolano i również wpadł w ręce swoich przeciwników. W dwa miesiące później druga grupa terrorystyczna, scandalous Endra & Irena

zwana Ludźmi Śniegu, dokonała napadu na skład broni Gołębi. W ogólnym zamieszaniu i strzelaninie Mac zdołał zbiec, uwalniając przy okazji pozostałych trzech zakładników. Nie widział, czy oprócz nich jeszcze ktoś uszedł z życiem. Tymczasem rozeszła się wieść, że podczas eksplozji w składzie broni wszyscy terroryści zginęli. Może by i w to uwierzył, gdyby nie fakt, że ktoś próbował go załatwić w szpitalu w San Felipe. Był co prawda wycieńczony, ale nie na tyle, aby nie zauważyć faceta w stroju sanitariusza, który wbijał mu w ramię strzykawkę napełnioną mętną cieczą. Poruszył się gwałtownie, facet przestraszył się i uciekł, a Mac błyskawicznym ruchem wyciągnął igłę z ramienia. Chwycił tylko spodnie i buty, i pospiesznie wydostał się przez okno na trzecim piętrze. Zanim jeszcze wrócił do Stanów, wszystko już tam zaplanowano w najdrobniejszych szczegółach. Jego akcja miała zostać uznana za wielki sukces, a on sam okrzyknięty bohaterem, który zlikwidował gniazdo Białych Gołębi. Tymczasem zastąpią go dwaj inni funkcjonariusze, by kontynuować rozpoczętą przez niego robotę. Mieli nadzieję, że uda im się wreszcie zlokalizować i całkowicie unieszkodliwić jeszcze jedno siedlisko zarazy. Mac zgasił papierosa i cicho zaklął. Spędził dwa lata w wojsku, a szesnaście w służbie prawa. I po co? Czy przez to świat stał się lepszy, bardziej bezpieczny? Jakoś nie udało mu się tego zauważyć. Zmieniali się gracze, zmieniały areny, tylko gra wciąż była ta sama. MacCasky miał już tego wszystkiego serdecznie dość. Chciał to wreszcie rzucić. Był mężczyzną w sile wieku i zamierzał przekonać się, czy może ułożyć sobie życie w jakimś zakątku świata, gdzie na dźwięk scandalous Endra & Irena

każdego pukania do drzwi nie zrywałby się auto­ matycznie na równe nogi i nie chwytał za pistolet. Nienawidził blasku reflektorów, ale w ostatnich tygodniach znosił je cierpliwie. Wiedział, że to konieczne, by zmylić czujność Gołębi. Przez cały czas jednak myślał tylko o tym, kiedy wreszcie zdoła się wyrwać do hrabstwa Wilkes w Północnej Karolinie, gdzie czekała na niego rodzinna farma. Gazety kreowały go na bohatera. „Amerykański detektyw ratuje zakładników", „Mafia narkotykowa rozbita". Dlaczego więc czuje się tak, jakby poniósł klęskę? Gwałtownym ruchem zrzucił ze stołu gazetę z sen­ sacyjnym reportażem, dokończył drinka i włączył telewizor, by obejrzeć dziennik. Na widok swej ponurej twarzy, odkrytej głowy w strugach lodowatego deszczu, wyłączył aparat. Kiedy, u licha, posiwiał? Kiedy, u licha, się postarzał? Gdzie roztrwonił te wszystkie lata? - Rusz się, chłopie. Nie będziesz tak miesiącami siedział z założonymi rękami. Mówiłem ci już, że biuro na ciebie czeka. Możesz się wprowadzić choćby jutro - powiedział Conner Jones. Był regionalnym szefem biur szeryfów. Gdy się poznali, Mac pracował w wydziale do spraw alkoholu, narkotyków i broni palnej. Conner nieraz namawiał go, by przeszedł do niego, ale Macowi nigdy nawet przez myśl nie przeszło, by zatrudnić się w administracji. Teraz zresztą też nie miał takiego zamiaru. - Nie ma mowy - potrząsnął głową z uśmiechem. Czeka na mnie farma u stóp gór w Północnej Karolinie. Nie widziałem jej niemal trzydzieści lat. Możesz zatrzymać swoją odznakę i przypiąć ją sobie na... scandalous Endra & Irena

- Tylko spytałem. Spytać już nie można, czy co? - Chryste, ależ podle się czuję - wymamrotał Mac, prostując ręce. Przed paru laty w prawe ramię trafiła go kula. Do dziś jeszcze, gdy padało, odczuwał ból. - Wiesz, że palisz już czwartego papierosa w ciągu pół godziny? - A kto ci każe liczyć? - Brak umiaru w paleniu i piciu może stanowić zagrożenie dla twojego zdrowia, tak mówią. - Conner wzruszył ramionami. Roześmieli się obaj jak na komendę. Doskonale wiedzieli, że w życiu mężczyzny są takie chwile, gdy sama myśl o mocnym drinku lub papierosie może postawić na nogi skuteczniej niż cała zdrowa żywność świata. - Wiesz, Mac, czego ci brakuje? Kobiety. - Pewno. Tak samo jak pięciu rund z Mikiem Tysonem. - Nie żartuj. Myślałeś kiedyś o tym, żeby się ustatkować? - A jak ci się wydaje, o czym przed chwilą mówiłem? Mam spotkanie o dziesiątej przy Norfolk General i już mnie tu nie ma. Zamierzam spędzić najbliższą przyszłość na łataniu dachu, a gdy skończę tę robotę, o ile w ogóle ją skończę, wezmę się za płot. Zresztą może i nie. Komu dziś właściwie potrzebne są płoty? - Masz dom, tak? - Conner powoli sączył whisky z wodą. Miał czterdzieści lat, był człowiekiem samo­ tnym, rozwiódł się, zanim jeszcze Mac go poznał. - Kiedyś miałem. To dom moich dziadków. Jeśli już się rozleciał, zamieszkam w przyczepie kempin­ gowej. - To się teraz nazywa karawan - poinformował go Conner. - Widać, że nie jesteś na bieżąco. Nie gniewaj się, ale myślę, że powinieneś coś zrobić, żeby pozbyć się stresów, zanim wrócisz do realnego świata. scandalous Endra & Irena

Mac bez słowa uniósł w górę szklankę i papierosa. - Oczywiście nie to mam na myśli. Tylko tak dalej, a tak się załatwisz, że nawet sztab psychiatrów ci nie pomoże. - Conner był nieubłagany. - Może nie zauważyłeś, stary, ale pozbyłem się stresów wraz z odznaką detektywa. - Mac rzucił przyjacielowi chmurne spojrzenie. - Skąd wiesz? Nie zawsze wszystko jest takie proste, jak ci się wydaje, MacCasky. Pozbyłeś się kuli z ramienia, a mimo to daje ci ona w kość, prawda? - Tylko kiedy pada. - Mac był już wyraźnie zły. - No dobrze, coś ci powiem. Deszcz nie przestanie padać tylko dlatego, że rzuciłeś odznakę. Potrzeba ci rady i być może... - Wiesz, co możesz sobie zrobić ze swoimi radami? - Są na przykład różne zajęcia psychoterapeutyczne. - Conner nie dawał za wygraną. - Mam je gdzieś. - Może chociaż dam ci jakieś materiały na ten lemat? - Skończ z tym, dobrze? Rano mam spotkanie z Kraemerem. Jeśli mi pozwoli jechać, to w porządku. - Kapitan Kraemer jest chirurgiem, a ja mówię o psychiatrach. - Przestań, Con. Jak zacznę do siebie gadać, to będę uważnie słuchał, a kiedy zacznę pleść bzdury, sam się do nich zgłoszę. - No dobrze - uśmiechnął się Con. - Masz tam kogoś na tej farmie? Krewnych? Może samotną ciotkę, która mogłaby raz albo dwa razy w miesiącu ugotować ci coś przyzwoitego i przywołać do porządku, jak zacznie ci odbijać? Obaj wiedzieli, że Mac był właściwie całkiem sam. Rodzice rozwiedli się, gdy miał siedem lat, matka ponownie wyszła za mąż. Zmarła przed dziewięciu laty, a ojciec przed dwoma. scandalous Endra & Irena

Mac był wtedy w Libanie. Nie przyjechał na pogrzeb, ale wróci! najprędzej, jak tylko mógł. Czuł żal, że spędził z tym starym człowiekiem tak mało czasu. Jackson MacCasky Ford, gdy opuściła go żona, stał się rozgoryczonym odludkiem. Przenosił się z synem z miasta do miasta, nigdzie nie zagrzewając dłużej miejsca. - Ani kuzynów, ani ciotek, ani wujków, samotnych czy nie - odparł Mac, na moment wracając myślą do swego przyrodniego brata, którego nigdy w życiu nie widział. Po śmierci ojca znalazł zeszyt z wycinkami praso­ wymi, wśród których był jeden opisujący ślub Eleanory Ford z biznesmenem z Wirginii o nazwisku Harrison Keaton. Nie przypuszczał, że jego matka wyszła powtórnie za mąż natychmiast po rozwodzie z jego ojcem. Było to jednak nic w porównaniu z całą masą wycinków, jakie pojawiły się, od kiedy przyszedł na świat syn Eleanory i Harrisona Keatonów, Rory Keaton. Do dziś Mac pamięta uczucie, jakie ogarnęło go na wieść, że ma przyrodniego brata, o którego istnieniu nie miał pojęcia. Spędził wtedy resztę dnia czytając informacje o synu jednego z najznakomitszych obywateli Wirginii i o jego nieprawdopodobnych wyczynach sportowych. Gdzieś między wierszami wspomniano, że się ożenił. Mac nie pamiętał szczegółów. Bardziej interesował go ów śmiałek, który porywał się na wszelkie możliwe szaleństwa. Jego przyrodni brat, syn Eleanory, jego jedyny żyjący krewny. A potem los się odwrócił. Ostatni wycinek, noszący o parę lat późniejszą datę, mówił o wypadku, w którym poniósł śmierć znany sportowiec z Wirginii. Rory Keaton zginął na oczach tysięcy przerażonych widzów, scandalous Endra & Irena

wykonując ewolucje w czasie pokazu akrobacji lotniczych. - Słuchaj, Con, chcesz jeszcze jednego drinka? - Mac otrząsnął się ze wspomnień. - Nie wyganiam cię, ale muszę jeszcze załatwić parę telefonów. Zamó­ wiłem sobie wczoraj nowy wóz. Powinien już być gotowy. Gdy tylko go zarejestruję i odnowię prawo jazdy, kupię kilka par dżinsów i parę koszul, i w drogę! W ciągu ostatnich miesięcy Mac stracił ponad dziesięć kilo. Zawsze był zbudowany bardziej jak osiłek niż jak arystokrata. Miał prawie sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, szerokie ramiona, wąskie biodra. Teraz utrata wagi sprawiła, że wydawał się wyższy i szczuplejszy. Connera nie było już od dwudziestu minut, gdy zadzwonił telefon. W apartamencie znajdowały się aż trzy aparaty. Mac znienawidził je wszystkie. Gasząc papierosa, zastanawiał się, czy w ogóle podnieść słuchawkę. Mógłby się założyć, że to dzwoni jeden z tych wścibskich reporterów, którzy nie odstępowali go na krok. Miał ich już powyżej uszu. Po siódmym sygnale zdecydował się odebrać. - Pan Ford? Tu recepcja. Ktoś chciałby się z panem zobaczyć. - Przepraszam, ale chyba pomyliła pani pokoje. - Mac odłożył słuchawkę na widełki. Dzwonek zabrzmiał po raz drugi. Mac całkiem poważnie zaczął się zastanawiać, czyby nie rzucić aparatem o ziemię, gdy nagle uświadomił sobie, że biedna recepcjonistka nie była tu przecież niczemu winna. Reporterzy deptali mu po piętach, od chwili gdy wysiadł z helikoptera, którym przyleciał z prze­ słuchania w Waszyngtonie. - No dobrze już, dobrze, czy nie mogłaby go pani jakoś spławić? Postaram się zrewanżować. scandalous Endra & Irena

- Ależ panie Ford, myślę, że będzie lepiej, jeśli pan... to jest ona i... - Ona? - Mac zmarszczył brwi. Tego ranka zagad­ nęła go jakaś facetka z telewizji, która polazła za nim aż do męskiej toalety. - Taka z rudymi włosami, koło czterdziestki, a może pięćdziesiątki, z twarzą jak księżyc w pełni? - Nie, proszę pana, wygląda raczej jak... hm, nie wiem, ile może mieć lat, ale jest mała, ma jasne włosy i zielonkawe oczy. Tak mi się w każdym razie wydaje. Właśnie je zamknęła. Zamknęła? Jak to zamknęła? - Chce pani powiedzieć, że śpi? Na wyludnionej wyspie u wybrzeży Północnej Karoliny Banner McNair Keaton wpatrywała się w pożółkłe gazety, które znalazła na strychu. „Huragan u wybrzeży Karoliny" - czytała głośno. Boże, ile to już lat? Wtedy właśnie jej stryjeczna babka Pearlie McNair miała swój pierwszy wylew. Z westchnieniem odłożyła gazetę na bok. Była za bardzo zmęczona, by tracić czas na wspomnienia. Zapadał zmierzch, a.miała jeszcze tyle do zrobienia. Musi dokończyć porządki w starym domu, zanim przekaże go zarządowi rezerwatu. Po roku urlopu na opiekę nad ciotką, po jej śmierci i po ciężkiej grypie, jaką niedawno przeszła, poczuła gwałtowną potrzebę jak najszybszego spakowania rzeczy i powrotu do pracy w szkole. Przez ostatnie dwa dni żegnała się z wyspą. Pozostawiała na niej tyle wspomnień. Była tu zatoczka, w której złowiła swoją pierwszą rybę, tu po raz pierwszy jadła ostrygi, tu odbywała z ojcem długie spacery po lesie, obserwowała najpiękniejsze zachody słońca. Ale nie wszystkie wspomnienia były przyjemne. scandalous Endra & Irena

Przed siedmiu laty przyjechała do tego domu ze swoim świeżo poślubionym mężem. Dziś wolałaby zapomnieć o tych chwilach. Rano, zaledwie zjawiła się na wyspie, wpadła do niej Rosie, pracownica rezerwatu, by dowiedzieć się, co słychać. Martwiła się o nią, ale Banner ją uspokoiła. Nie boi się tu zostać. W pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby ją niepokoić. - Ale też nikogo, kto w razie czego przyszedłby ci z pomocą - odrzekła Rosie. Na komunikatach meteorologicznych o tej porze roku nie zawsze można było polegać, a patrol policji wodnej nie odwiedzał teraz wyspy tak często jak w sezonie. - Będę ostrożna - zapewniła ją Banner. - Wątpię, czy w ogóle wyjdę z domu, a więc nie musisz się o mnie martwić. Mam tutaj pod dostatkiem jedzenia, drewna na opał i koców. A jeżeli zacznę się nudzić, zawsze mogę sięgnąć po stare książki i gazety cioci Pearlie. Nawet kapitan O'Neal, który przywiózł ją tutaj, próbował wybić jej z głowy pomysł pozostania na wyspie. - Pogoda nie wróży nic dobrego, Banner - powiedział. - Spójrz na niebo. - Bez jednej chmurki. - Właśnie. To zapowiada zmianę. Niepokoiłbym się, gdybyś nie mogła się stąd wydostać. - Nie umrę z głodu, kapitanie. Ciocia Pearlie zawsze miała pełną spiżarnię, a i ja przywiozłam trochę zapasów. - Rzeczywiście. Karton zup w puszkach i trzy pudła proszków do czyszczenia. Kapitan pomógł jej wyładować bagaż na brzeg, ale w jego twarzy widziała dezaprobatę. Spróbowała raz jeszcze go uspokoić. - Nie martw się, już nieraz tkwiłam tutaj w złą pogodę. Pamiętasz ten huragan, który zerwał dach z szopy? Byłam wtedy sama i nawet strażnik z parku nie mógł się tutaj dostać przez osiem dni. scandalous Endra & Irena

- Pamiętam pewną wygłodzoną młodą dziewczynę, która objadła mnie doszczętnie, kiedy wreszcie udało mi się przedostać do Porchmouth i zabrać ją stąd. Wyglądałaś tak, jakbyś przez tydzień nic nie miała w ustach. Porchmouth. Ciocia Pearlie też tak nazywała wyspę. Większość starych mieszkańców tych okolic również. - Czy to moja wina, skoro wszystkie zapasy zamokły? - odpowiedziała, patrząc ze wzruszeniem na znajomy krajobraz. Zawsze kochała tę wyspę, ale teraz nadszedł czas, by się z nią pożegnać. - To była dobra kobieta, pani Pearlie. Brak mi jej. - Głos kapitana wyrwał Banner z zamyślenia. - Wiem, kapitanie 0'Neal, mnie też jej brakuje. Ta rozmowa odbyła się przedwczoraj. Od tego czasu Banner nie spoczęła ani na chwilę. Energicznie zabrała się do porządków. Wybierała rzeczy, które chciała zatrzymać, innych zamierzała się pozbyć lub po prostu je wyrzucić. Wysprzątała wszystkie pokoje do czysta, nie dlatego że żądał tego zarząd rezerwatu, lecz dlatego że ciotka by tego chciała. Pearlie McNair nigdy nie miała dużo pieniędzy, ale wystarczająco dużo dumy, by ów brak zrekompensować. Opuszczała wyspę tylko wtedy, gdy samotne pozostanie tam stałoby się dla niej zbyt uciążliwe. Ma przed sobą jeszcze co najmniej jeden dzień. Banner snuła plany na najbliższe godziny. Przypusz­ czalnie jutro rano wpadnie Rosie, więc poprosi ją, by zadzwoniła do kapitana Juliusza i przekazała mu, aby czekał na nią następnego dnia w południe na przystani w Hanlover Point. Będzie więc miała jeszcze dzień na ukończenie porządków i całe przedpołudnie na pożegnanie z wyspą. Powstrzymując łzy, które nie wiadomo czemu napływały jej do oczu, Banner sięgnęła do półki z książkami, które czytała jako dziecko. Przedtem scandalous Endra & Irena

15 czytała je jej mama, a jeszcze wcześniej babka i ciotka. Czy istniał jakikolwiek realny powód, by ocalić je dla następnego pokolenia McNairów? Jeżeli nie miała jakichś krewnych, o których istnieniu nie wiedziała, to była ostatnią z rodu, wdową, która nie zamierzała po raz wtóry wyjść za mąż. Kobietą, która miała w życiu szansę i straciła ją. MacCasky patrzył na recepcjonistkę ponad głową niedużej postaci z brązową papierową torbą w ręku. - O co tu, u diabła, chodzi? - powtórzył już po raz trzeci. - Panie Ford - odezwała się recepcjonistka rzu­ cając w stronę dziecka ciepłe spojrzenie. - Wiem tylko tyle, że jest tu od ponad dwóch godzin. Miała przypiętą do płaszcza tę karteczkę. Myś­ leliśmy, że na kogoś czeka, ale... W końcu za­ dzwoniłam do pana. - I chciała się zobaczyć właśnie ze mną? - Mac nie posiadał się ze zdziwienia. - Na tej karteczce było pańskie nazwisko - odparła chłodno recepcjonistka. - Przykro mi, jeśli to dla pana kłopotliwe, ale nie może pan oczekiwać, że hotel się nią zajmie. List jest adresowany do pana MacCasky Forda, a więc poprosiłam pana. Na tym moja rola się kończy. Na pewno nie wie pan, kto to jest? Może ktoś z rodziny? A może dziecko koleżanki z pracy, która się niebawem po nie zgłosi?, - skończyła indagację nie pytając już, czy aby nie jest to dziecko którejś z przyjaciółek Maca, ale wyczuwał, że to właśnie miała na myśli. - Nie mam krewnych ani koleżanek, a jeśli chodzi o to, co pani myśli, to grubo się pani myli. - Zapewniam pana, że nic nie myślę. - Tym lepiej. Dziewczynka niecierpliwie przestępowała z nogi na scandalous Endra & Irena

nogę. Westchnęła. Był to pierwszy dźwięk, jaki od niej usłyszeli. Patrzyli na nią oboje, nie mając pojęcia, jak wybrnąć z tej sytuacji. MacCasky zachodził w głowę, kim też może być to dziecko. Dotychczas nie miał do czynienia z dziećmi. Recepcjonistka wyglądała na równie zakłopotaną. Czyżby naprawdę myślała, że kłamię, zastanawiał się. Że to dziecko jest moje? Może nie był najlepiej wychowanym mężczyzną na świecie, ale zawsze starał się o to, by nie zostawiać niepożądanych pamiątek po swoich nielicznych przygodach. A jeśli któraś panienka twierdziłaby, że jest inaczej, musiałaby to bardzo długo udowadniać. - No cóż, proszę zadzwonić po pokojówkę, jeżeli będzie pan czegoś potrzebował - rzuciła recepcjonistka kierując się do windy. - Chwileczkę, niech pani zaczeka. Nie może pani przecież zostawić dziecka z obcym mężczyzną! Nic pani o mnie nie wie. Może jestem najgorszym draniem pod słońcem. - Ależ panie MacCasky. Każdy w tym hotelu, każdy w tym kraju wie, kim pan jest. Krewnym słynnych Keatonów, bohaterem. Zaryzykował pan własnym życiem, by ocalić tych biednych łudzi w... Odpowiedź MacCasky'ego była krótka, celna i wy- jątkowo niedelikatna. Kobieta zaniemówiła. Dziecko nie zareagowało. - Lepiej niech pan przeczyta ten list. Dlaczego jeszcze pan tego nie zrobił? - Wręczyła mu kopertę i wycofała się do windy. - Jestem pewna, że wszystko panu wyjaśni. Jeżeli w ogóle istniało jakieś wytłumaczenie czegoś tak zdumiewającego, należało wątpić, by zawierała je mała różowa koperta przypięta do sztruksowego płaszczyka dziewczynki. - Hej, proszę zaczekać. Za dwadzieścia minut ma scandalous Endra & Irena

tu być pośrednik samochodowy. Co ja, u diabła, mam z nią zrobić? - Najlepiej będzie, jak zaprowadzi ją pan do łazienki. - Recepcjonistka wzruszyła ramionami. Na twarzy Maca wściekłość mieszała się z bezrad­ nością. Mała osóbka podniosła ku niemu wzrok. O ile wiedział, nie odezwała się jeszcze ani jednym słowem. A może nie umie mówić? Ciekawe, w jakim jest wieku? Miała około dziewięćdziesięciu centymetrów wzrostu, które Mac rozpaczliwie próbował przeliczyć na lata, ale nie bardzo mu to wychodziło. - Ile masz lat, dziewczynko? - zapytał. Pomału podniosła do góry drobną rączkę i pokazała cztery palce, po chwili z wahaniem wyciągnęła jeszcze kciuk. - Pięć, tak? - usiłował się dowiedzieć. Dziewczynka milczała. Patrzyła na niego tymi niewiarygodnie przepastnymi zielonymi oczami, jak gdyby wiedziała o wiele więcej, niż chciała wyjawić z przyczyn, których on mógł się zaledwie domyślać. Nie był to obiecujący początek znajomości. - Umiesz mówić? - próbował skłonić ją do roz­ mowy. Jeśli oczy mogłyby mówić, dowiedziałby się bardzo dużo, ale nic z tego, co chciałby usłyszeć. Dlaczego w jej milczeniu odnajdywał ból, samotność i strach? Nic był przecież jakimś cholernym jasnowidzem? Niechętnie zamknął drzwi i rozerwał kopertę, starając się nie widzieć udręczonej twarzyczki wpat- rującej się w niego w napięciu. Nie zamierza pode- jmować żadnych prób rozwiązania tej sytuacji, w każ­ dym razie dopóki nie dowie się, co tu jest grane. List był krótki, napisany dziecinnym charakterem pisma na tanim papierze listowym, jaki można kupić w pierwszym lepszym sklepie papierniczym. Zaokrąg­ lone litery, kółeczka zamiast kropek nad „i", dziwaczny scandalous Endra & Irena

zakrętas pod jego nazwiskiem. Nie charakter pisma jednak ani nie papier spowodowały, że znieruchomiał. Sprawiła to wiadomość zawarta w liście. „Widziałam pana w telewizji. Mówili, że jest pan przyrodnim bratem Rory'ego. Ona nazywa się Tiffany Eleanore Keaton. Jest córką Rory'ego, ale teraz przekazuję ją panu. Wychodzę za mąż, a on jej nie chce. Proszę mnie nie szukać, ponieważ wyjeżdżam za granicę ". Podpisu nie było. - O nie - wyszeptał. - Tylko nie to, u diabła, tylko nie to. - Nie teraz, kiedy zaplanował już sobie całe życie, nie teraz, kiedy wreszcie nadszedł moment, by powiedzieć wszystkiemu i wszystkim do widzenia i przekazać innym problemy tego świata. - Przykro mi, kochanie, ale nic z tego. Postaramy się znaleźć twoją mamę, zanim jeszcze odjedzie zbyt daleko, i przypomnieć jej o tym, co do niej należy, prawda? Chyba nie chcesz zostać z takim starym dziadem jak ja? Po raz pierwszy od chwili, gdy zaczął czytać list, spojrzał na małą figurkę stojącą przed nim i natychmiast tego pożałował. Nie patrzyła już na niego, wbiła wzrok w podłogę. Widział łzę na jej policzku. Nie tylko policzek był mokry. Mokry był również dywan między nóżkami dziewczynki. Poczuł nagły skurcz w gardle, przykucnął i ujął dziecko za ramiona. - No mała, przepraszam. Powinnaś była jednak coś powiedzieć. Nie usłyszał odpowiedzi. Wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki. - Dasz sobie radę? Po prostu wrzuć mokre rzeczy do wanny. Zaraz zawołam pokojówkę, pomoże ci się przebrać. scandalous Endra & Irena

Dziewczynka tkwiła nieruchomo w miejscu, w któ­ rym ją postawił. Wciąż trzymała w ręku papierową torbę, jakby kryła ona w sobie jakiś bezcenny skarb. Mac po prostu nie był w stanie zmusić się do tego, by zamknąć za nią drzwi. Wydawała się taka malutka i bezbronna. Jak mała zmokła myszka w marmurowym pałacu. - No, dalej, pokaż, co potrafisz. Wyskocz z tych mokrych, jak to się tam nazywa, słyszysz? Chyba nie chcesz się przeziębić? Odwrócił się, zły na siebie za ten nienaturalnie wesoły ton. Nigdy w życiu nie mówił takich głupot, co go napadło? Nie miał pojęcia, co robić. Jednego w każdym razie był pewien. Nie zamierza zostać niańką tylko dlatego, że jego owdowiała przyrodnia bratowa nia ma za grosz poczucia odpowiedzialności. Co to, to nie! Na razie jednak musiał coś przedsięwziąć. Podniósł słuchawkę telefonu. - Mam tu dziecko, to dziewczynka - zwrócił się do pokojówki. - Ma niecały metr wzrostu. Do diabła! Nie wiem! Chyba pięć! To moja bratanica, no i rzecz w tym, że się... zmoczyła. Nie bardzo wiem, co robić. Może pani tu przyjść? Odłożył słuchawkę, po czym wykręcił numer recepcji. - Mówi Mac Ford. Czy nikt nie widział, jak ta dziewczynka się tu dostała? Wątpię, by sama złapała taksówkę. Słuchał przez chwilę, coraz bardziej wzburzony. - Co, u diabła, pani sobie wyobraża? Firma przesyłkowa, pani zdaniem? A więc pani nikogo nie widziała? Czy w ogóle człowiek mógłby coś takiego zrobić? Wynająć firmę, żeby doręczyła dziecko? Jak paczkę? Nie czas na dowcipy, jestem w nie lada opałach. Ta dziewczynka jest chyba moją bratanicą, ale ja nie mam pojęcia o wychowywaniu dzieci. scandalous Endra & Irena

A poza tym jutro wyjeżdżam. No dobrze już, dobrze. Ale jeszcze nie skończyłem. Zadzwonił potem do pośrednika samochodowego, żeby podstawił wóz pod hotel, a wreszcie do Connera Jonesa. Gdy zjawiła się pokojówka, okazało się, że dziew­ czynka ma na sobie o cały numer za małe buciki, a z większości rzeczy z papierowej torby dawno już wyrosła. Mac natychmiast wysłał dziewczynę do miasta. Po dwóch godzinach wróciła obładowana paczkami. Przez cały ten czas dziewczynka spała. Gdy się obudziła, przymierzyła nowe rzeczy, a Mac zamówił do pokoju kolację. Dziewczynka wprost rzuciła się na jedzenie. Pochłonęła ilość, jaka wystarczyłaby dla dwóch rosłych mężczyzn, po czym wszystko zwymio­ towała na łóżko. Tę noc Mac spędził w fotelu. Miewał już fatalne noce, ale ta była chyba najgorsza z możliwych. Wczesnym rankiem skontaktował się z Connerem po to tylko, by się dowiedzieć, że żadna z zarejest­ rowanych firm przesyłkowych nie dostarczała nigdzie żadnego dziecka, a już na pewno nie do jego hotelu. W milczeniu wsadził równie milczącą Tiffany Eleanore Keaton, ubraną w nowe dżinsy, nowe buty i nowy płaszcz, do nowiutkiego forda i wyruszył w kierunku Norfolk General. Skoro już się tym zajął, doprowadzi sprawę do końca. Jeśli pani Keaton, wdowa po Rorym Keatonie, myśli, że uda jej się wymknąć służbom, które ścigały zbiegów, zdrajców, szpiegów, mafię narkotykową i jednego z najnikczemniejszych na świecie zbrodniarzy hitlerowskich, to spotka ją mała niespodzianka. scandalous Endra & Irena

ROZDZIAŁ DRUGI Nie sposób było rozmawiać przy warkocie silnika łodzi. Mac wolałby stać przy sterze obok starego człowieka, którego wynajął, by przewiózł ich na Portsmouth Island, ale nie mógł zostawić dziewczynki samej. I tak wyglądała na dostatecznie zagubioną. I przestraszoną. Do licha, wciąż jeszcze nie otworzyła mocno zaciśniętych usteczek, od czasu gdy zwymiotowała wszystko, co polecił przynieść z kuchni. Zmuszał ją, żeby jadła wolniej i dobrze gryzła, ale i tak nic to nie dało. Wrócił myślami do całej tej sprawy, w jaką wbrew woli został uwikłany. To po prostu kryminał. Ludzie, którzy nie chcą mieć dzieci, powinni się postarać, żeby ich nie mieć. Nawet teraz, po upływie dwóch dni, na samą myśl o raporcie sporządzonym przez jednego z ludzi Connera czuł się tak, jakby go piorun strzelił. Nie było trudno wpaść na jej ślad. Banner Keatoń mieszkała na stałe w małym mieście w południowo- -wschodniej części Północnej Karoliny. Była kimś w rodzaju artystki, co mogło oznaczać wszystko i nic. Przez parę lat pracowała jako nauczycielka w miejs­ cowym liceum, po czym zwolniła się i wyjechała z miasta. W szkole powiedziano tylko, że jest na urlopie. Jeśli nawet mieli jej aktualny adres, dziewczyna, z którą rozmawiał policjant, nie była skłonna go ujawnić bez nakazu, a Mac dla dobra dziecka nie chciał nadawać sprawie oficjalnego biegu, przynajmniej tak długo, jak długo będzie to możliwe. Sąsiedzi żony scandalous Endra & Irena

Keatona byli wprawdzie zaciekawieni, ale nie przeja­ wiali nadmiernej chęci do rozmowy. Pani Keaton mieszkała sama. Była uprzejma, ale trzymała się na uboczu. Nie zależało jej na kontaktach z sąsiadami. Wydawało się, że nic nie wiedzą na temat dziecka. Zresztą w okolicy było bardzo dużo dzieci,. Jedno mniej czy więcej prawdopodobnie w ogóle nie zostałoby zauważone. Wreszcie człowiek Connera zdołał do­ wiedzieć się czegoś konkretnego od dozorcy domu. Żona Keatona potrzebowała paru pudeł, by zapakować w nie rzeczy ze swej posiadłości, czy czegoś w tym rodzaju, na Outer Banks - wyspie zwanej Portsmouth Island. Dozorca miał przypadkowo całą masę kar­ tonów po bananach, które właśnie wyrzucił nowy lokator, a że były one mocne i poręczne, pani Keaton załadowała je do furgonetki i odjechała na wschód autostradą numer 168. Mac próbował jakoś uporządkować wszystkie te informacje. Teraz, gdy już ją wytropił, wcale nie był pewien, czy powinien ot tak, po prostu, przekazać jej dziewczynkę i wyjechać. Jeśli ta kobieta już raz pozbyła się dziecka, zrobi to powtórnie. Następnym razem jednak może nie zadać już sobie trudu odnaj­ dywania krewnych. Nie może mieć do niej zaufania. A to znaczy, że powinien znaleźć jakąś metodę, by kontrolować jej poczynania. Nie będzie to przyjemne zajęcie. Na tym etapie swego życia ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, były komplikacje. Służba w policji dostatecznie skomplikowała mu życie i teraz, gdy się od niej uwolnił, poprzysiągł sobie, że do końca swoich dni będzie żył na własny rachunek! Spojrzał na lśniącą ciemnozieloną wodę i cicho zaklął. Niezależnie od tego, czy ta dziewczynka jest jego krewną, czy nie, myśl o czymś tak małym i bezbronnym, narażonym na poważne niebezpieczeń- scandalous Endra & Irena

stwo, przyprawiała go wręcz o fizyczny ból. Widział już w życiu dostatecznie dużo opuszczonych dzieci, by móc pozostać obojętnym. Łódź wzięła ostry zakręt i drobna, zagubiona postać oparła się przez moment o jego ramię, po czym szybko wyprostowała. Zauważył, że uchwyciła się kurczowo krawędzi ławki, a jej małe paluszki zsiniały. Do diabła, powinien był kupić jej rękawiczki. Kupił' kilka par rajstop i kilka par dżinsów, ale na śmierć zapomniał o rękawiczkach. - Jak tam, kochanie, wszystko w porządku? - za­ pytał możliwie najłagodniejszym tonem. Skinęła gwałtownie głową. Spod kaptura wysunął się kosmyk jasnych włosów i Mac z trudem po­ wstrzymał się, by nie wsunąć go z powrotem. Starał się nie dotykać jej bez wyraźnej potrzeby. Nie miał nic przeciwko dzieciom, ale po prostu nie był do nich przyzwyczajony. Czuł się przy nich nieswojo. Denerwowały go. Małe dziewczynki z ogrom­ nymi oczami, spiczastymi bródkami i zaciśniętymi usteczkami, z których nawet gdy płakały, nie wydo­ bywał się żaden dźwięk, po prostu doprowadzały go do szału. - Słuchaj, wszystko będzie dobrze - burknął. Znaleźliśmy twoją mamę, właśnie na ciebie czeka. Czeka, ale Bóg jeden wie, z kim. Niewątpliwie z jakimś typem, który chce położyć łapę na polisie ubezpieczeniowej Keatona. A ponieważ poczuł się winny, że przez chwilę myślał o tym, by zwrócić dziewczynkę komuś, kto pozbył się jej jak worka śmieci, uczynił pospieszną obietnicę. . Na pewno wstawia właśnie do piecyka ogromny, soczysty stek i całą miskę frytek... coś wspaniałego, prawda? Był zrozpaczony. Sądził, że samo wspomnienie posiłku skłoni dziewczynkę do jakiejś reakcji. Nic scandalous Endra & Irena

podobnego. Jeszcze nigdy w życiu nie widział tak cichego dziecka, które jednocześnie nie ominęłoby żadnego sklepu spożywczego. Można by pomyśleć, że dziewczynka przez tydzień nic nie miała w ustach. Dopłynęli na miejsce w ciągu czterdziestu pięciu minut. Gdy sprawdzał poprzedniego wieczoru drogę na mapie, odległość wydawała się mniejsza, ale cztery i pół godziny zajął im sam dojazd do przystani. Silnik zwolnił i łódź pomału dobiła do nabrzeża. - Ile czasu to panu zajmie? - zapytał przewoźnik, gdy Mac wyskakiwał z, łodzi z dziewczynką pod pachą i małą torbą w ręku. - Nie wiem, tyle ile potrzeba na dostarczenie tej małej. Mówił pan, że gdzie mieszka pani Keaton? - To stary dom McNairów. Około dwóch kilomet­ rów stąd, może trzech. Pójdzie pan do cmentarza, skręci w lewo, potem w prawo za strumykiem, a potem jeszcze raz w prawo i dojdzie pan do trzech jed­ nakowych nagrobków. Nie sposób zabłądzić. Cmentarz, strumyk, nagrobki. Jeśli ta kobieta chciała zniknąć, a żona Keatona oczywiście chciała, to wybrała do tego odpowiednie miejsce. Dowiedział się, że wyspa należy do rezerwatu i o tej porze roku jest właściwie wyludniona. Przypływają na nią tylko od czasu do czasu niedzielni obserwatorzy ptaków. - To może potrwać parę godzin, zaczeka pan? - zapytał. Stary człowiek bacznie obserwował go przez chwilę, po czym skierował wzrok ku niebu. Słońce jeszcze świeciło, ale nad morzem zaczynała się już tworzyć mleczna mgła. - Może tak, a może nie. Powiedzmy, półtorej godziny. Jeśli do tego czasu pan nie wróci, zabiorę pana, kiedy przypłynę po panią Keaton, może być? Po chwili namysłu Mac się zgodził. Był prawie na sto procent pewien, że ta kobieta tu jest. Kapitan scandalous Endra & Irena

Juliusz powiedział, że ją tu przywiózł. Samą. Nie znaczy to jednak, że ktoś tu już na nią nie czekał i nie zabrał jej z wyspy inną drogą. Pisała, że wychodzi za mąż i zamierza opuścić kraj. I z tego, czego się dotąd dowiedział, wyglądało na to, że lada moment to nastąpi. Jak na kobietę, którą podejrzewano, że chce zniknąć z pola widzenia, nie zadała sobie jednak żadnego trudu, by zatrzeć za sobą ślady. Być może był to tylko jej punkt startowy. Mac miał przeczucie, że jego praca dopiero się zaczyna. - A więc półtorej godziny - powtórzył. - Przypusz­ czalnie nie zajmie mi to więcej czasu. Wyruszył dużymi krokami, gdy tylko łódź odbiła od falochronu. Po chwili odwrócił się i zmarszczył brwi. - Żwawo, mała - zawołał. - Mamy przed sobą kawał drogi. Chyba nie chcesz, żeby ci wystygła kolacja? Dziewczynka ruszyła, ale było widać, że nigdy nie zdążą na czas, jeśli będzie musiał dostosować się do jej tempa. - Chodź tutaj, wujek Mac ci pomoże. Obróć swój mały nosek w stronę wiatru, a poczujesz cudowny zapach. To pewnie stek, a może ja śnię? - Wydawało mu się przez chwilę, że dziewczynka się uśmiecha, ale wcale tak nie było. Pozwoliła mu jednak wziąć się na barana. Co prawda nie ułatwiła mu tego, ale przynaj­ mniej nie utrudniała. Czyżby wszystkie dzieci były takie jak ona? Skąd, u licha, możesz wiedzieć, jak je traktować, jeśli nawet ci nie powiedzą, że są głodne albo że chcą siusiu? - Hej. - Mac zatrzymał się nagle na wąskiej ścieżce, która skręcała przez moczary w kierunku lasu. - Nie chce ci się siusiu? Milczała. - Posłuchaj, możesz mi przecież powiedzieć - prze- scandalous Endra & Irena

konywał dziewczynkę. - Ja tu zaczekam, odwrócę się i będę sobie obserwował ptaki, dopóki mi nie dasz znać, że już po wszystkim, dobrze? Milczała nadal. - No więc jak? Tiffany? Eleanore? Nosiła imiona jego matki. Jego matka i matka Rory'ego była jej babcią. Chryste, tylko tego mu brakowało. - No dobrze, idziemy dalej, ale jak poczujesz, hm, że coś jest nie w porządku, kopnij mnie po prostu w żebro, zgoda? Myślę, że żadne z nas nie chciałoby się zamoczyć. Banner na kolejnym pudle umieściła napis „ostro­ żnie". Chyba będzie musiała wynająć prom, jeśli zechce się stąd ruszyć. Kto by pomyślał, że w tym letnim domu, z którego rzadko kiedy ktoś korzystał w ciągu ostatnich kilku lat, uzbiera się aż tyle rzeczy do zabrania. Na jej bladej twarzy pojawił się gorzkosłodki uśmiech i szybko zniknął. Rory wręcz palił się do tego, by zostać właścicielem prywatnej wyspy. Nawet wtedy, gdy już mu wyjaśniła, że wyspa należy do rezerwatu, ale jej rodzina ma dożywotnie prawo użytkowania kryjówki Gideona, jak nazwał ponury, nie otynkowany drewniany dom pewien przodek, nadal uważał ją za swoją prywatną wyspę. Snuł najwymyślniejsze plany - chciał tu zbudować przystań jachtową, motel, a nawet małe lotnisko. Próbowała mu wyjaśnić, że zarząd rezerwatu nie zezwoli na budowę motelu ani pasa startowego, nawet gdyby zgodziła się na to ciocia Pearlie. Ale, jak to zazwyczaj bywa, Rory słyszał tylko to, co sam chciał usłyszeć. Wszystko się zmieniło od chwili, gdy dotarli na miejsce. Banner nie wiedziała, czego Rory oczekiwał, scandalous Endra & Irena

gdy nalegał, aby spędzili miodowy miesiąc właśnie tutaj, ale nigdy nie zapomni jego miny, kiedy po raz pierwszy zobaczył stary zniszczony dom z jego gotyckimi wieżyczkami i przeciekającym dachem. Miała wtedy niespełna dwadzieścia jeden lat, była naiwna i bardzo wrażliwa. Rory Keaton pojawił się na jej małomiasteczkowym horyzoncie niczym świecąca kometa i już po tygodniu została żoną przystojnego, światowego playboya. Twierdził, że kocha to, co nazywał w niej łagod­ nością. Zanim jednak skończył się miodowy miesiąc, jej „łagodność" zaczęła tracić dla niego swój pierwotny urok. Teraz nazywał ją prowincjuszką. Mówił, że jest nudna i że brak jej fantazji. Spędzili na wyspie półtora dnia, w czasie którego Rory na zmianę czulił się do niej i narzekał na wilgotne łóżko, brązową wodę, prymitywną łazienkę i na nią. Dlatego że nie uprzedziła go, co to za parszywe miejsce. Co prawda Banner starała się go ostrzec, że ten stary dom nie jest odpowiednim miejscem dla każdego, ale szybko się zorientowała, że Rory żył w świecie własnych złudzeń i fantazji. Zamknęli więc dom, wrócili do Ocracoke, a stamtąd udali się na Florydę, gdzie Banner przeważnie siedziała w hotelowym pokoju, podczas gdy Rory brał udział w turniejach połowu rekinów. W drodze do domu zatrzymali się w Wilkesboro, gdzie przerażona i zafas­ cynowana zarazem obserwowała, jak jej świeżo upieczony mąż z rykiem silników pędzi jak szalony po torze wyścigowym. Małżeństwo trwało osiemnaście miesięcy. Na po­ czątku było to cudowne przyciąganie się przeciwieństw. Jej nieśmiałość przeciwko jego brawurze. Z biegiem czasu łagodność, która podobno tak mu się podobała, scandalous Endra & Irena

przestała mieć dla niego znaczenie. Żądza zwycięstw i podbojów Rory'ego nie kończyła się na turniejach rybackich i wyścigach samochodowych, akrobatyce lotniczej i wspinaczkach wysokogórskich. Jak później odkryła, przeżył dwa poważne romanse i niezliczone przygody. To ciąża całkowicie zmieniła jej życie. Rory chciał, by ją usunęła. Właściwie żądał tego. Czuł się dostatecznie uwiązany przez małżeństwo, nie chciał dodatkowych więzów w postaci dziecka. Zmuszona wybierać między mężem a dzieckiem, Banner wybrała dziecko. W cztery miesiące po złożeniu przez Rory'ego pozwu rozwodo­ wego, straciła również swą małą córeczkę. Na chwilę oderwała się od wspomnień. Patrzyła na moczary, usiłując sobie przypomnieć, czy jadła już dzisiaj lunch. A przynajmniej śniadanie. Po trzech dniach na zupie w proszku była niemalże gotowa zaryzykować spożycie jednej z tych zardze­ wiałych konserw bez etykietki, które widziała w spiża­ rni. Ileż by dała za podwójnego hamburgera z bekonem i keczupem i za duże piwo z korzeniami. Ileż by dała za gorący prysznic! Nigdy jeszcze nie czuła się taka brudna. Przypuszczalnie tak też wy­ glądała. Dzisiejszego dnia spakowała kolejne pudło rzeczy do spalenia i dwa z rzeczami do zachowania. Pokoje już wysprzątała. Pozostała jeszcze kuchnia. Być może przekaże wszystkie te konserwy mięsne ze spiżarni zarządowi rezerwatu. Kto wie, być może Rosie pewnego dnia zostanie tu całkiem sama i będzie wolała zaryzykować niż umrzeć z głodu. Co do Rosie, powinna już być. Obiecała przecież wpaść tu dzisiaj. Wie, że Banner jest sama. Jak na komendę rozległy się na ganku kroki i usłyszała pukanie do drzwi. Zerwała się z podłogi, pobiegła w kierunku drzwi. Boże, ależ była głodna! scandalous Endra & Irena