Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 129 805
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 309

Collins Jackie - Kochankowie i gracze

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :2.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Collins Jackie - Kochankowie i gracze.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse C
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 514 stron)

Collins Jackie Kochankowie i gracze Diamond, jego trzech synów, Max, Chris i Jett oraz czarnoskóra piosenkarka to główni bohaterowie nowej powieści Jackie Collins, autorki także innych ksiazek z życia amerykańskich elit finansowo-towarzyskich. Wielkie pieniądze, seks, zbrodnia, zemsta, mroczne sekrety rodzinne, zdrady i romanse - to nieodłączne elementy tej lektury.

Prolog — Twój ojciec chce się z tobą niezwłocznie spotkać. — Co? — wymamrotał Jett Diamond, przekręcając się na łóżku. Kiedy po ciemku sięgał po zegarek, omal nie zrzucił telefonu. W Mediolanie była czwarta rano i padał deszcz. Słyszał, jak bębni o świetlik w sypialni. Leżąca obok niego piękna dziewczyna poruszyła się. — Kto to, carino? — wymruczała, zarzucając mu rękę na pierś. — Śpij — powiedział, po czym wstał i sięgnął po papierosa. Telefonowała lady Jane Bentley, wieloletnia przyjaciółka jego ojca. — Wiesz, która jest tutaj godzina? — zapytał szorstko i przypalił papierosa. — Tak, oczywiście — odparła spokojnie. — I powtarzam: twój ojciec chciałby się z tobą spotkać. W recepcji hotelu Four Seasons czeka na ciebie bilet do Nowego Jorku. Masz być tutaj w piątek o dziewiątej rano — powiedziała i po chwili milczenia dodała: -— Tylko go nie rozczaruj, Jett. Na pewno ci się to opłaci. Rozłączyła się, zanim zdążył odpowiedzieć. Nigdy jej nie lubił. Mówiła ze sztucznym angielskim akcentem i zawsze bardzo przestrzegała tak zwanych dobrych manier. Od sześciu lat była stałą partnerką ojca, dla którego opuściła swojego utytułowanego brytyjskiego męża, lorda Jamesa, co w swoim czasie wywołało niewielką burzę w mediach. Red Diamond, apodyktyczny potentat medialny, był już czterokrotnie żonaty. Red Diamond. Jego ojciec. Chryste! Czego on chce? 2

Max Diamond, potentat rynku nieruchomości, był w połowie kolacji, kiedy jego komórka zawibrowała. Nie ruszał się z domu bez włączonego telefonu. Grupa zaufanych współpracowników wiedziała, że mogą się do niego zwrócić zawsze i z każdym problemem: tak właśnie lubił. Poza tym teraz był w trudnej sytuacji finansowej i musiał być uchwytny przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Dyskretnie sprawdził, kto dzwoni do niego o jedenastej wieczorem. Lady Jane Bentley. Aktualna partnerka ojca. Czego ona może chcieć? Nie rozmawiał z nim od kilku miesięcy, chociaż mieszkali w tym samym mieście. Nie byli ze sobą zbyt blisko. Przeprosił i przeszedł do biblioteki, skąd do niej oddzwonił. Jedno trzeba było przyznać lady Jane: zawsze mówiła precyzyjnie i na temat. — Twój ojciec chciałby się z tobą spotkać. Dziewiąta rano w piątek — powiedziała. — To bardzo ważne, Max. — Myślę, że mi się uda — mruknął z niechęcią. — Twoi bracia też przylatują. Teraz zabrzmiało to poważnie. Czyżby staruszek umierał? Nawet jeśli tak, pomyślał ponuro, nie nastąpi to ani o sekundę przedwcześnie. Chris Diamond ćwiczył właśnie w domowej siłowni, kiedy usłyszał telefon. Były one w Los Angeles symbolem statusu. Jeśli ktoś nie miał domowej siłowni wyposażonej w sprzęt firmy Cybet, zmuszony był bratać się ze spoconymi masami w siłowniach LA Sports Connection, a to oznaczało, że mu się nie powiodło. Ale Chrisowi Diamondowi się powiodło — był jednym z najbardziej rozchwytywanych prawników specjalizujących się w dziedzinie show-biznesu w mieście. Miał supernowoczesną siłownię wyposażoną w robiący wrażenie system nagłaśniający i zamontowane na trzech ścianach telewizory o dużej rozdzielczości. Czwarta, cała ze szkła, ukazywała migoczące światła Los Angeles. To właśnie ze względu na ten niezwykły widok kupił dom stojący na wzgórzu nad kanionem Coldwater. Przerabiał go i przebudowywał, aż stał się dokładnie taki, jak chciał. Był perfekcjonistą: lubił, kiedy wszystko było zorganizowane jak należy i znajdowało się na właściwym miejscu. Dawało mu to poczucie bezpieczeństwa — coś, czego nigdy nie zaznał, gdy dorastał. — Piątek, dziewiąta rano — powiedziała lady Jane. 3

— Nie mogę — odparł, zeskakując ze stacjonarnego roweru i sięgając po nieskazitelnie biały ręcznik, który zarzucił sobie na szyję. — Dlaczego? — Mam ważne spotkanie w Vegas, którego nie mogę odwołać. — Radzę ci, żebyś to jednak zrobił — oświadczyła. — Będą tu także twoi bracia. — Zamilkła na chwilę. — Jestem pewna, że nie chciałbyś zawieść swojego ojca. — Jest chory? — zapytał. — Przyjedź. Na pewno skorzystasz na tym — powiedziała tajemniczo i się rozłączyła. * * * Red Diamond wyciągnął sękatą dłoń i wyjął z pudełka ciemnego papierosa, a potem przypalił go zapalniczką Dunhill. Miał siedemdziesiąt dziewięć lat i dokładnie na tyle wyglądał. Jego twarz pokrywała siateczka zmarszczek, a niebieskie oczy były zapadnięte i wyblakłe. Ale ostry nos i mocna szczęka przypominały, że musiał być kiedyś przystojnym mężczyzną. — Przyjeżdżają? — zapytał, obrzucając wzrokiem Jane Bentley, która weszła do jego sypialni. Kiwnęła głową, zastanawiając się, co tym razem wymyślił. Red Diamond nigdy niczego nie robił bez powodu. — Jesteś pewna? — burknął, wydmuchując obłok gryzącego dymu w jej kierunku. — Oczywiście — odparła, próbując odgonić dym od swojej twarzy. — Wszyscy trzej? — wychrypiał. — Tak jak sobie tego życzyłeś, skontaktowałam się z nimi wszystkimi. — Doskonale. — Na jego wysuszonej twarzy pojawił się chytry uśmiech. — A więc zaczyna się... — wymamrotał pod nosem. Lady Jane ponownie kiwnęła głową. Kiedy Red Diamond czegoś chciał, nikt nie śmiał z nim dyskutować, nawet ona. Ale czego chce teraz? Była bardzo ciekawa, o co mu tym razem chodzi, wiedziała jednak, że nie powinna o nic pytać — Red nigdy niczego nie ujawniał, dopóki nie był gotowy. Tak jak i pozostali będzie musiała po prostu poczekać.

Rozdziałpierwszy — Jak masz na imię, kochanie? — zapytał łysy mężczyzna, któremu z uszu sterczały kępki włosów. — Liberty*. — Jak? — Liberty—powtórzyła. —: Tak jest napisane na mojej plakietce, dupku. Nie widzisz? — Co to za imię? — Och, błagam! Wiesz, ile razy musiałam odpowiadać na takie pytania? Gwyneth Paltrow i Chris Martin nazwali swoje dziecko Apple **. A Courtney Cox i David Arquette nadali swojemu synkowi imię Coco. Co takiego niezwykłego jest w imieniu Liberty? Nalała kawy do filiżanki łysego mężczyzny i odeszła. Dureń, pomyślała. Moje imię to nie jego zasrany interes. Kiedy zostanę słynną piosenkarką i autorką tekstów, nie będę wypytywać ludzi o ich imiona. Będę uprzejma i wyrozumiała. Weszła na zaplecze. — To pieprzone kelnerowanie kompletnie mnie podłamuje — poskarżyła się kuzynce Cindi, która załatwiła jej pracę w kawiarni na Madison Avenue i podobnie jak ona była początkującą piosenkarką. — Nie zapominaj, że dzięki temu opłacamy rachunki — powiedziała Cindi, dwudziestotrzylatka o ogromnych piersiach, lśniącej czarnej skórze, grubych kostkach, obfitej pupie i szerokim uśmiechu. * liberty — wolność ** apple — jabłko 5

— Powinnyśmy opłacać rachunki ze śpiewania — oświadczyła Liberty. — Przecież tym właśnie się zajmujemy. — Kiedy zaczniemy występować, tak właśnie będzie — zapewniła ją Cindi. — Ale tymczasem... — Wiem, wiem — burknęła Liberty i skrzywiła się. — Musimy zarobić na życie. Musimy zapłacić czynsz. Pomimo skrzywionej twarzy widać było, że jest bardzo ładna. Jej matka była czarna, a ojciec, jak przypuszczała, biały — ale matka w ogóle nie chciała o nim rozmawiać, nie mówiąc już o ujawnieniu jego tożsamości. Miała skórę koloru mlecznej czekolady i czarne włosy, zielone oczy, szerokie brwi, długie rzęsy, wysokie kości policzkowe, pełne usta i prosty nos. Cindi zawsze mówiła, że wygląda jak Halle Berry, co trochę Liberty irytowało. Nie chciała, aby ją do kogokolwiek porównywano — niezależnie od tego, jak wspaniała byłaby to osoba. Miała dziewiętnaście lat. I mnóstwo czasu przed sobą. Ale czy aby na pewno? Czasem budziła się w środku nocy z bijącym sercem, zlana zimnym potem. A co, jeśli nikt jej nigdy nie odkryje? Co, jeśli nikt nie usłyszy jej piosenek? Co, jeśli skończy jak jej mama, piosenkarka, której się nie powiodło, i teraz przez cały dzień sprząta cudze bałagany? Miała prawie dwadzieścia lat, szkołę skończyła cztery lata temu i nie przydarzyło jej się nic ważnego. Nagrała amatorskie demo, wystąpiła kilka razy w chórkach, ale nie tego oczekiwała. Nie pojawił się też żaden producent z propozycją. „Skarbie, to właśnie ty! Natychmiast podpisuję z tobą kontrakt. Będziesz następną Alicią Keys albo Norah Jones". Gdzie u diabła byli Clive Davis albo P. Diddy, kiedy ich potrzebowała? — Proszę pani! — zawołała jakaś kobieta, sprowadzając ją z powrotem na ziemię. Nie śpiesząc się, podeszła do stolika. Przynajmniej żyła na luzie — tego nikt nie mógł jej odmówić. — Tak? — spytała. — Czy wie pani, ile już czekam? — powiedziała piskliwym głosem kobieta. — Gdzie są moje jajka? — Miała na sobie podrabiany kostium od Armaniego, a na kolanach ściskała podrabianą torbę Vuitton. Kompletny brak stylu, pomyślała Liberty. Jeśli nie stać cię na oryginalną rzecz, lepiej daj sobie spokój. 12

Towarzyszący jej mężczyzna nie odzywał się. Najwyraźniej jemu aż tak się nie spieszyło. — Przepraszam — odparła Liberty tonem, który mówił: „Mam to w dupie". — Pani stolik nie należy do mojego rewiru. —Nie chciała używać słowa „kelnerka", które w jej mniemaniu było poniżające. — W takim razie przyślij mi kogoś, kto obsługuje mój stolik — zażądała kobieta. — Siedzę już tutaj piętnaście minut. — Jasne — mruknęła Liberty. Na moment ich wzrok się spotkał. Ta krowa nie może jej znieść, bo jest piękna. Wciąż jej się to zdarzało. Gdyby była Beyonce Knowles albo Janet Jackson, nikt by jej nie nienawidził, wszyscy by się do niej przymilali. Kiedyś do kawiarni przyszła Mariah Carey z całym zespołem wokalistów i tancerzy oraz dwoma wielkimi czarnymi ochroniarzami, którzy nie odstępowali jej na krok. Ludzie oszaleli. Natychmiast pojawili się paparazzi, a na zewnątrz zgromadził się tłum — omal nie rozbili okien. Manny Goldberg, właściciel kawiarni, wpadł w panikę, więc jego żona Golda zdecydowała, że najlepiej będzie zaprosić pannę Carey i jej zespół do kuchni, gdzie gwiazda łaskawie wypiła filiżankę zielonej herbaty, podpisała autografy i uprzejmie porozmawiała z dwoma latynoskimi kucharzami. Liberty chciała do niej podejść, ale stchórzyła. Cindi była odważniejsza i dostała autograf gwiazdy na papierowej serwetce, którą włożyła do szuflady z bielizną, gdzie przechowywała także liczne prezerwatywy W różnych kolorach i rozmiarach. Lubiła być przygotowana. — Chamska dziwka! — prychnęła kobieta, kiedy Liberty odchodziła od stolika. — Co ona sobie myśli, że kim jest? Nie przejęła się, bywało, że nazywano ją znacznie gorzej. Już miała iść na zaplecze, kiedy zobaczyła, że do środka wchodzi król hip-hopu we własnej osobie. Na kilka sekund wstrzymała oddech. Przyszedł już trzeci raz w tym tygodniu. Zawsze siadał przy jednym z jej stolików i zostawiał ogromny napiwek, chociaż nigdy nie zamienił z nią ani słowa poza złożeniem zamówienia. Dzisiaj towarzyszył mu jakiś biały mężczyzna, który wyglądał na biznesmena. Rozmawiali z ożywieniem, gestykulując. Damon P. Donnell, król hip-hopu, szef Donnell Records. Jego nowe biuro znajdowało się zaledwie budynek dalej i najwyraźniej wybrał tę kawiarnię na śniadaniowy przystanek. 7

Miał trzydzieści sześć lat, ciemną skórę, krótko przystrzyżone włosy i zabójczy uśmiech. Zwykle nosił modne okulary przeciwsłoneczne, brylantowy kolczyk, adidasy Nike i szpanerski garnitur na jedwabnym podkoszulku. Prawie wszyscy raperzy w jego wytwórni byli mężczyznami. Kiedyś sam występował, jednak rzucił to i teraz występował tylko okazjonalnie na imprezach charytatywnych. Ale był żonaty, a Liberty nie pozwalała sobie na zabawianie się z żonatymi mężczyznami. Jego żona, hinduska księżniczka, pochodziła z Bombaju. Mieszkali na sześćdziesiątym szóstym piętrze, w apartamencie, którego okna wychodziły na Westside. Według magazynu „Vibe" żona Damona przekształciła trzy sypialnie w swoją prywatną garderobę. Byli małżeństwem od dwóch lat i nie mieli dzieci. Gdy Liberty zobaczyła go po raz pierwszy, nie miała pojęcia, kim jest. — Chyba się zadurzyłam — szepnęła do Cindi. — Ten facet jest niesamowity! Cindi była na bieżąco w show-biznesie. Regularnie czytywała JEssence", „Rolling Stone", „People", „Us", „The Star" i ,JEn-quirera". Codziennie oglądała Access, E.T., Extra oraz El — Ten koleś jest sławny, żonaty, bogaty i kompletnie poza twoim zasięgiem — poinformowała kuzynkę. — Zapomnij o nim, dziewczyno, on nawet na ciebie nie spojrzy. Liberty postanowiła nigdy nie wspominać o Damonie P. Donnellu, co nie było łatwym zadaniem. Już miała podejść do jego stolika, kiedy pojawiła się Cindi. — Mister Cudowny znów tu jest. Może nie mam racji, ku-zyneczko, może masz szansę. Gdybym była na twoim miejscu, spróbowałabym. — Królowa wyprzedaży przy stoliku numer cztery nie może doczekać się jajek — przypomniała jej Liberty, ignorując wzmiankę o Damonie. — Lepiej tam idź, zanim ta krowa zrobi jakieś świństwo. — Już lecę — odparła Cindi, ale nie sprawiała wrażenia przejętej. — Chyba zapomniałam złożyć dla nich zamówienie w kuchni. Liberty podeszła do stolika Damona. Nawet nie podniósł głowy. — Kawa — powiedział, wpatrując się w menu, jakby nigdy wcześniej go nie widział. — Duży sok pomarańczowy. Omlet z białek, bekon. — Dla mnie to samo — dodał jego znajomy lub współpracownik. Nie od razu odeszła, licząc na to, że Damon obrzuci ją choćby 8

szybkim spojrzeniem. Nie zrobił tego, ale jego towarzysz dokładnie obejrzał ją sobie malutkimi jak paciorki oczkami. — Oczywiście, panie Donnell — powiedziała, dając mu do zrozumienia, że wie, kim jest. — Kawa i sok na początek. Potem omlet i bekon. Na chrupko, tak? Uniósł wzrok i spojrzał na nią spod przyciemnianych okularów — patrzył na odręcznie napisaną plakietkę przypiętą tuż nad jej prawą piersią. Nie odezwał się jednak, tylko niemal niedostrzegalnie skinął głową. Poszła po kawę dla nich. A może powinna przynieść mu swoje demo do przesłuchania? Nie, za wcześnie. Muszę rozwinąć tę znajomość, pomyślała. Mogłaby to być taka wyluzowana znajomość kelnerka — klient. Tak, teraz mogę użyć słowa „kelnerka". Damon to nie jakiś białas, który myśli, że jest ode mnie lepszy. — Co się dzieje?! — zawołała kobieta w podrabianym Arma-nim. — Gdzie są moje jajka? Liberty miała ochotę powiedzieć: „U twojego wysuszonego starego dupka, tam, gdzie nikt ich nie znajdzie". Ale nie zrobiła tego, ponieważ nie spodobałoby się to Manniemu ani Goldzie, którzy byli przyzwoitymi ludźmi, a jej nie powinno zależeć na tym, żeby wylecieć. Tak samo jak Cindi potrzebowała pracy. Jak zwykle spóźniały się z czynszem, z innymi rachunkami też. Nigdy nie udawało im się zdążyć z ich płaceniem na czas. Zanim zaczęła pracę w kawiarni, próbowała wielu posad. Wszystkie były fatalne. Kelnerowanie było z tego wszystkiego najlepsze, choć zabójcze dla stóp. Często brała dzienną zmianę, zostawiając sobie wolne wieczory na pisanie piosenek i spotkania z przyjaciółmi muzykami oraz obecnym chłopakiem, Kevem, który był gitarzystą. Spotykała się z nim od kilku miesięcy, był miły, ale nie traktowała tego związku poważnie. Dopóki nie rozpocznie kariery, nic nie będzie na serio. — Już są w drodze! — zawołała do niecierpliwiącej się klientki. — No myślę! -— sapnęła kobieta, z irytacją unosząc wyskubane brwi. — Przepraszam, Liberty... — odezwał się starszy mężczyzna, który bywał tu regularnie, a dziś siedział sam przy stoliku w rogu. — Czy mogę dostać dolewkę? Nigdy nie sprawiał jej żadnego kłopotu i zawsze zostawiał dobre napiwki. Uśmiechnęła się do niego i odparła: — Już idę. 15

Wzięła z lady dzbanek ze świeżo zaparzoną kawą, napełniła filiżankę mężczyzny i ruszyła w stronę stolika Damona. Zanim zdążyła tam dotrzeć, chłopiec, który bawił się samochodem, popchnął go jej pod nogi. Potknęła się o zabawkę i upadła, wykręcając sobie prawą kostkę. Dzbanek z kawą rozbił się na podłodze i gorący płyn oparzył jej ramię. Zapadła cisza, wszyscy odwrócili się i patrzyli na nią. Po chwili wznowiono rozmowy, a ona została na podłodze, czując się jak idiotka. Przez kilka sekund nie wiedziała, co zrobić. Usłyszała, jak niecierpliwa klientka śmieje się złośliwie. Szybko się pozbierała, chociaż paliło ją oparzone kawą ramię, ale kiedy usiłowała stanąć, nie pozwoliła jej na to skręcona kostka. Na szczęście Cindi i Stały Klient pospieszyli jej z pomocą. Mężczyzna pomógł jej usiąść, a Cindi zaczęła sprzątać potłuczone szkło i ścierać kawę. — Wszystko w porządku? — zapytał szczerze zatroskany Stały Klient. Przytaknęła i spojrzała w głąb sali, żeby sprawdzić, czy Damon na nią patrzy. Nie patrzył. Rozmawiał ze swoim towarzyszem, gestykulując zawzięcie, brylantowy kolczyk w jego uchu błyskał, odbijając światło lamp. Zbierało jej się na płacz. Ramię coraz bardziej ją paliło, kostka pulsowała, a Damon P. Donnell nawet nie zauważył, co się stało. Czy coś w końcu pójdzie w jej życiu jak trzeba? Musiała odpocząć, i to natychmiast.

Rozdziałdrugi Jett Diamond zawsze miał szczęście do kobiet. Traciły dla niego głowy z powodu jego seksownych, błękitnych jak Morze Śródziemne oczu, regularnych rysów, potarganych jasnych włosów opadających na czoło, wysportowanego ciała i pewności siebie. A on w pełni to wykorzystywał. Zdobywanie kobiet nigdy nie było dla niego problemem. Ale pozbywanie się ich bywało kłopotliwe. Przychodziły i zostawały. Chciały więcej — podczas gdy wszystko, czego on od nich chciał, to tylko tego, żeby dyskretnie wyniosły się z jego mieszkania i nie histeryzowały. Gianna była włoską supermodelką. Nie wpadła w histerię, kiedy poinformował ją, że musi wyjechać do Nowego Jorku. Była przekonana, że Jett wróci, zanim zdąży za nim zatęsknić. Przyjechał do Włoch trzy lata temu. Był wtedy spłukanym, dochodzącym do siebie alkoholikiem i ćpunem. W ciągu kilku miesięcy udało mu się — dzięki doskonałemu programowi rehabilitacyjnemu — doprowadzić do porządku i podpisać kontrakt z agencją modeli. Wkrótce stał się znany i zaczął pojawiać się w telewizyjnych reklamach popularnych papierosów i alkoholi. Reklamował wszystko — od drogich samochodów do garniturów znanych projektantów. Na fotografiach emanował seksownością, co w połączeniu z jego wyglądem niegrzecznego chłopca sprawiło, że stał się przebojem. Pracy modela nie uważa się za najbardziej męski zawód świata, ale właśnie to zajęcie pozwoliło mu utrzymać się na przyzwoitym poziomie bez proszenia o pomoc skąpego ojca miliardera czy któregoś z dwóch przyrodnich braci. Kiedy przeprowadził się do Włoch, odciął się od nich i nie żałował tej decyzji. Nikt nie kojarzył go z rodziną Diamondów, 11

zwłaszcza że używał tylko imienia. Jett. Amerykański model w Mediolanie. Gianna zawiozła go na lotnisko swoim nowym samochodem — lśniącym żółtym lamborghini, które otrzymała w prezencie od jakiegoś wielbiciela. Ich związek był otwarty, taki układ najbardziej im obydwojgu odpowiadał. Żadne z nich nie chciało się wiązać, byli wolnymi duchami. Zanim wyszli z mieszkania, zafundowała mu wspaniały seks oralny. Siedział wygodnie i świetnie się bawił. Zresztą kto by się dobrze nie bawił? Gianna miała pełne usta i niezwykle utalentowany język. Doskonale wiedziała, co robić, by mężczyzna pragnął więcej. Nie kochał jej, ale uwielbiał to, co dla niego robiła. Kiedy wsiadał do samolotu, zastanawiał się, czego może chcieć ojciec. Trzy lata. Zero kontaktu. A teraz ten telefon od lady Jane. Nie musisz jechać, powiedział mu jego wewnętrzny głos. Naprawdę? Tak, naprawdę. Ale wiesz... jestem ciekawy. Oczywiście, że jesteś ciekawy. To Red Diamond. A kiedy on dzwoni — wszyscy do niego biegną. Łącznie z tobą. Tak było przez całe jego życie. * * * Pięcioletni Jett był inteligentny, ale jego ojciec uważał go za ciołka. Cała rodzina zgromadziła się w ogrodzie wiejskiego domu w Toskanii. Olśniewająco piękna matka Jetta, Edie — była modelka o przepięknej figurze, trzynastoletni brat przyrodni Chris, który właśnie przyjechał zjedną z nielicznych wizyt, i ojciec — mężczyzna, którego mały Jett uważał za przerażającego człowieka. Wspiął się na ogromny dąb i nie potrafił zejść. Niania zabroniła mu się wspinać na to drzewo, ale kiedy zobaczył, jak Chris wchodzi na nie bez wysiłku, pomyślał, że on też może. Teraz siedział wysoko, kurczowo trzymał się gałęzi i był przerażony. Tak bardzo się bał, że po policzkach płynęły mu łzy i cały się trząsł. — Wezwij ochroniarzy — błagała Edie męża, ściskając kieliszek z martini. — Nie ma mowy — odburknął. — Sam tam wszedł, więc niech teraz sam zejdzie. — Ale on może spaść — protestowała Edie, nerwowo sącząc drinka. 18

— Będzie miał nauczkę. — On ma tylko pięć lat! — zawołała Edie. Jej delikatne dłonie trzęsły się tak bardzo, że lód w szklance stukał o szkło. — Jest już wystarczająco duży, żeby rozumieć, że pewnych rzeczy nie wolno mu robić — twardo odpowiedział Red. — Wejdę na górę i ściągnę go — zaofiarował się Chris. — Pytał cię ktoś o zdanie, durniu?! — wrzasnął Red, rzucając swojemu średniemu synowi wściekłe spojrzenie. Chris skulił się. Minęła godzina. Zaczynało się ściemniać i zanosiło się na deszcz. Jett mocniej ścisnął gałąź i omal nie stracił równowagi. Red kazał wszystkim wejść do środka, a teraz sam również zmierzał w stronę domu. — Tato! — krzyknął Jett z twarzą wykrzywioną strachem. — Nie zostawiaj mnie. Tato! Boję się. Tato! Pomóż mi! Proszę! Red odwrócił się i spojrzał na swojego najmłodszego syna, którego oczy były szeroko otwarte z przerażenia. — Lekcja numer jeden! — ryknął. — Nigdy nie rób rzeczy, z których nie będziesz potrafił sam się wykaraskać. Pamiętaj o tym, ty mały głupi gówniarzu. Kiedy Chris był już pewien, że wszyscy śpią, wymknął się z domu, wspiął na drzewo i pomógł zapłakanemu młodszemu bratu zejść. Następnego ranka obydwaj dostali lanie laską Reda zakończoną stalową końcówką, a potem Chris został wysłany samolotem z powrotem do Ameryki. Jett wolałby, żeby jego starszy brat zawsze był w pobliżu. Ale tak nie miało być. Wypadek z drzewem był tylko początkiem. * * * Max Diamond był ciekaw, czego do diabła mógł chcieć Red. Pomyślał, że może staruszek jest śmiertelnie chory i chce naprawić krzywdy, które wyrządził przez wszystkie lata. Przede wszystkim swoim trzem synom, którzy nigdy go nie obchodzili. Miał czterdzieści trzy lata i odnosił sukcesy jako potentat rynku nieruchomości w Nowym Jorku. Osiągnął to sam, bez jakiejkolwiek pomocy ze strony ojca. W rzeczywistości bycie synem Reda Diamon-da tylko przeszkadzało. Kiedy stawiał pierwsze kroki w biznesie, ludzie myśleli, że ma mnóstwo pieniędzy — tymczasem Max nie dostał od swojego starego ani grosza, wszystko osiągnął sam. Ciężka praca opłaciła się, a on zawsze był chętny do pracy i nigdy nikogo 13

nie prosił o pomoc, budując swoje imperium. Aż do tej pory odnosił sukcesy — ale dziś dwa banki wycofały się z poważnego projektu budowlanego na Dolnym Manhattanie, którego budowa już się rozpoczęła. Ten wielomilionowy projekt wymagał natychmiastowego zastrzyku finansowego, inaczej Max mógł wszystko stracić. Był najstarszym z braci Diamondów. Jett, dwudziestoczterolatek, był najmłodszy, a średni Chris miał trzydzieści dwa lata. Wszyscy trzej mieli różne matki. Matka Maksa, Rachel, zmarła wkrótce po urodzeniu syna. Matka Chrisa, Olivia, zginęła w katastrofie lotniczej. A matka Jetta — niegdysiejsza piękność Edie — mieszkała w Montauk, piła i zabawiała się z młodszymi o kilkadziesiąt lat mężczyznami. Wszyscy znali prawdę o Edie. A kto się do tego przyczynił'' Oczywiście Red Diamond. Stary nie szanował kobiet i źle je traktował. To był schemat: zdobyć, ożenić się i zniszczyć. Z pewnością udało mu się to zrobić Edie. Max był już raz żonaty i miał za sobą kosztowny nowojorski rozwód. Jego była, Mariska — Rosjanka z pochodzenia, blondynka o zimnych, stalowych oczach, która myślała tylko o tym, kiedy jej nazwisko pojawi się w rubryce Suzy — nie miała najmniejszej ochoty odejść po cichu, mimo że otrzymała mnóstwo pieniędzy. Mieli dziecko, Lulu, śliczną i mocno rozpieszczoną pięciolatkę. Matka i córka mieszkały w jednym z domów należących do Diamon-da, w penthousie, który był częścią hojnej odprawy Mariski. Max spędzał większość weekendów z małą Lulu, którą uwielbiał. Świetnie się dogadywali, przyjemnie spędzając czas na różnego rodzaju rozrywkach, takich jak latanie odrzutowcem Maksa do Disneyworldu na Florydzie albo szybkie wypady na Bahamy na zjeżdżalnie w Atlantis, ulubionym hotelu Lulu. Dziewczynka bardzo lubiła spędzać czas ze swoim tatą. Niedawno Max się zaręczył. Rozwścieczyło to Mariskę, która zawsze sobie wyobrażała, że to ona pierwsza wyjdzie po raz drugi za mąż. — Po co to robisz? — zapytała. — Nie potrzebujesz następnej Ale on miał zamiar ożenić się po raz drugi. Tym razem zrobi wszystko, żeby to małżeństwo przetrwało. Nie miał zamiaru skończyć jak jego ojciec — z kilkoma byłymi żonami i dziećmi, które go kompletnie nie obchodziły. * * * 20

Bal na zakończenie nauki w gimnazjum. Szesnastoletni Max jest umówiony z Rosemary, swoją dziewczyną, z którą jest już od roku, śliczną dziewczyną w różowej sukni i z różami we włosach. Max wszystko zaplanował — dziś miała być ta noc. Spotykali się już wystarczająco długo i chociaż do tej pory tylko się całowali, był pewien, że tym razem Rosemary pozwoli mu pójść na całość. Rozmawiali już o tym, w kieszeni miał prezerwatywy, był więc dobrze przygotowany. Bal był bardzo udany. Przetańczyli całą noc, obydwoje trochę sobie podpili i w drodze powrotnej do domu Maksa na Sześćdziesiątej Ósmej, w limuzynie, Rosemary pozwoliła mu włożyć dłoń pod sukienkę. Red i macocha Maksa, Olivia, byli za granicą, zostawili jego pięcioletniego przyrodniego brata Chrisa z nianią, tak więc zaproszenie dziewczyny do domu zamiast do jakiegoś obskurnego hotelu wydawało się najlepszym wyjściem. Zaczęli się całować w bibliotece, w tle słychać było muzykę z filmu „ Grease" dobiegającą z zestawu stereo — Olivia Newton-John i John Travolta śpiewali „ You 're The One That I Want". Max zaczął rozbierać Rosemary; górę jej sukienki zsunął do pasa, a spódnicę podciągnął do góry. Miała pełne, ponętne piersi i wzgórek kręconych czarnych włosów łonowych, który go zaskoczył — było ich tak dużo. Wiedział, że to właśnie ta chwila: mieli pójść na całość, dla obydwojga był to pierwszy raz. Ale kiedy próbował nałożyć kondom, do biblioteki wpadł Red Diamond i włączył wszystkie światła. — Tato! — wyjąkał Max, rozpaczliwie próbując ukryć w spodniach erekcję. — Myślą... myślałem, że cię nie ma. — Tak myślałeś? — wycedził Red, przyglądając się Rosemary, która była tak zawstydzona, że nie wiedziała, co zrobić najpierw: przykryć piersi czy obciągnąć spódnicę. — Tato, daj spokój—wymamrotał Max. — Już wychodzimy. Ja... ja nie chciałem... — Zabieraj swój napalony tyłek do swojego pokoju —przerwał mu Red, wciąż patrząc na Rosemary. — Sam dopilnuję, żeby młoda dama bezpiecznie dotarła do domu. — Ale... — Zmiataj stąd, gówniarzu! — warknął Red. — Już! Upokorzony Max zostawił swoją na wpół rozebraną dziewczynę z ojcem i ruszył do swojego pokoju. Pomiędzy nogami dyndał mu zwiotczały penis. Następnego ranka zadzwonił do Rosemary. Nie chciała podejść 15

do telefonu. Tak było przez kilka dni, aż w końcu jej matka spiętym głosem poinformowała go, że córka wyjechała na dłuższy czas do Europy i byłaby wdzięczna, gdyby przestał ją niepokoić. Dopiero cztery lata później, kiedy był w college'u, wpadł na Rosemary na jakimś przyjęciu. Z początku próbowała go unikać, ale później powiedziała mu, co się tamtej pamiętnej nocy wydarzyło. Po tym, jak opuścił pokój, Red zaczął ją gwałcić i robił to tak długo, aż zemdlała. Kiedy odzyskała przytomność, odesłał ją do domu taksówką, grożąc jej uszkodzeniem ciała, jeśli komukolwiek powie o tym, co się zdarzyło. Ale dziewczyna natychmiast wszystko opowiedziała rodzicom i jej ojciec wdarł się do domu Diamondów. Po gwałtownej awanturze Red zgodził się wypłacić rodzinie Rosemary dużą sumę pieniędzy w zamian za milczenie. — Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? — zapytał Max. — Albo nie poszlaś na policję? Dziewczyna wzruszyła ramionami, jakby to nie miało żadnego znaczenia, chociaż ból w jej oczach świadczył o czymś zupełnie innym. — Obydwoje wiemy, że nikt nie mógłby mu nic zrobić — odparła. — Twój ojciec wszędzie ma znajomości. Mój nie. Proste jak drut. Tak więc Redowi Diamondowi uszło na sucho zgwałcenie szesnastoletniej dziewczyny — pierwszej miłości Maksa. Kiedy przyszedł z tym do Reda, ojciec roześmiał się. — Sama się o to prosiła, synu — oświadczył, uśmiechając się szyderczo. — Aż się rwała. Potrzebowała prawdziwego mężczyzny, a nie takiego nieudacznika jak ty. — Ale to była moja dziewczyna, tato. Moja dziewczyna. — Niech to będzie dla ciebie lekcja na temat kobiet —pouczyłgo Red. — Nigdy nie można im ufać. Nigdy. Wszystkie są dziwkami. Niedługo sam się o tym przekonasz. To był jedyny raz, kiedy o tym rozmawiali. * * * Jeden z klientów Chrisa, gwiazdor Jonathan Goode, wybierał się na europejskie tournee promujące jego najnowszy film, dzięki czemu Chris załapał się na podróż służbowym samolotem dostarczonym przez wytwórnię, która zadbała o to, by ich gwiazda miała wygodną podróż do Nowego Jorku, a potem do Europy. Jonathan Goode był znanym na całym świecie aktorem filmowym, ale prywatnie był sympatycznym i skromnym mężczyzną po trzydziestce. Towarzyszył mu ten sam co zwykle zespół współpracow- 22

ników: sokolooki menedżer, agentka, apodyktyczna specjalistka od PR, trener osobisty, stylistka lesbijka, kucharz Francuz oraz dwie bardzo kompetentne asystentki. Leciała z nimi także jego obecna dziewczyna, ormiańska aktorka o kręconych włosach, która niewiele mówiła po angielsku, za to często się uśmiechała, zwłaszcza gdy w pobliżu znajdowały się kamery. Jeśli chodzi o Jonathana, aż roiło się od plotek na temat jego orientacji seksualnej. Był gejem? Biseksualistą? A może w ogóle nie był zainteresowany seksem? Chris również tego nie wiedział i nic go to nie obchodziło. Jonathan był miłym, bezpretensjonalnym facetem i to, co robił w łóżku, było wyłącznie jego sprawą. — Co cię skłoniło do wybrania się tak nagle w podróż? — spytał Jonathan, sadowiąc się na luksusowym skórzanym siedzeniu. Wokół niego kręcili się steward i stewardesa, oboje bardzo atrakcyjni, osobiście wybrani przez jego menedżera. — Rodzina — odparł Chris, zapinając pas. — Była żona? Matka? Siostry? — pytał dalej Jonathan niezbyt zainteresowany odpowiedzią, ale jak zawsze uprzejmy. — Nie mam byłej żony —: powiedział Chris. — Moja mama nie żyje. I nie mam sióstr. — A ja mam aż trzy starsze siostry — pochwalił się Jonathan z uśmiechem. —Nauczyły mnie wszystkiego, czego nie wiedziałem o kobietach. Chris również się uśmiechnął — w tym momencie zrozumiał, dlaczego kobiety na całym świecie uwielbiają Jonathana Goode'a. Miał w sobie to coś, amerykańską chłopięcość. Podobnie jak Kevina Costnera i Toma Cruise'a otaczała go aura bohaterstwa, która zawsze działała zarówno na kobiety, jak i na mężczyzn. — Jonathan, przepraszam — odezwała się jedna z asystentek gwiazdora, podeszła do niego szybko i podała mu telefon komórkowy. — To Les Moonves. Chciałby zamienić z tobą słówko. Aktor wziął komórkę, a Chris sięgnął po magazyn, w którym przedstawiano Jonathana jako miłośnika sztuk walki. Gwiazdor wydawał się kompletnie nieświadomy tego, że ojcem Chrisa jest Red Diamond. Chris nigdy tego nie ukrywał, ale i nie rozgłaszał. Jeśli ktoś był zbyt ciekawski, zmieniał temat. Teraz, kiedy udało mu się osiągnąć pozycję jednego z najlepszych prawników specjalizujących się w branży rozrywkowej i show-biznesie Los Angeles, nikt się już tym nie interesował. Nie przyszło mu to łatwo. Matka rozwiodła się z Redem, kiedy 17

Chris miał dziesięć lat — powodem były jego liczne romanse. Olivia — prawdziwa piękność — przeprowadziła się po rozwodzie do Kalifornii, gdzie poznała Petera Lindena, bogatego prawnika, który pragnął się z nią ożenić, ale nie chciał bagażu w postaci syna. Po krótkim wahaniu wybrała nowego męża, przedkładając go nad Chrisa. Chłopca wysłano do surowej szkoły wojskowej, miejsca pełnego brutalności, w którym z trudem udało mu się przetrwać. Potem był college i na końcu — zgodnie z sugestią Petera — studia prawnicze. Wszystko to miało służyć tylko temu, żeby się go pozbyć. Ale Chris nie miał nic przeciwko studiom prawniczym. Był to zawód, który mu się podobał, poza tym przynosił niezłe profity — widział przecież, jakie wystawne życie prowadzi jego ojczym. Interesowało go prawo branży rozrywkowej, zwłaszcza że zamierzał pozostać w Los Angeles, mieście, które bardzo polubił. Zawsze była tu świetna pogoda, a kobiety piękne i dostępne. Czy tutaj w ogóle było cokolwiek, czego nie dało się lubić? Swojego prawdziwego ojca, Reda, widywał dwa razy do roku i było to aż nadto. W dniu, w którym zdał egzamin adwokacki, Olivia zginęła w katastrofie prywatnego samolotu. Leciała właśnie na spotkanie, na którym mieli to uczcić. Ojczym obwiniał o to Chrisa i krótko po pogrzebie zerwał z nim kontakty. Najwyraźniej jednak żal Petera Lindena po żonie nie trwał długo, ponieważ sześć tygodni później poślubił piękną i sławną jasnowłosą gwiazdę filmową. Kilka tygodni po pogrzebie matki Chris zadzwonił do Reda, z którym nie rozmawiał od czasu, kiedy poinformował ojca o śmierci Olivii. — Czego do cholery chcesz?! — wrzasnął do telefonu Red. — Pieniędzy? No to masz pecha, bo ode mnie ich nie dostaniesz. Zapłaciłem za twoją edukację i wystarczy. Teraz rusz swoją leniwą dupę i zapracuj na życie, tak jak ja musiałem to zrobić. Nic ci nie podadzą na tacy. Zadzwoń do mnie, jak już coś osiągniesz. Było to typowe dla Reda Diamonda zachowanie. Straciłeś matkę — no i co z tego? Rusz dupę i do roboty. Rozczarowany, ale wcale niezdziwiony zachowaniem ojca Chris zamieszkał z trzema przyjaciółmi z college'u. Parę miesięcy później udało mu się dostać pracę w kancelarii Century City, gdzie zaczął ciężko pracować na swoją karierę zdecydowany pokazać Redowi i ojczymowi, że nie potrzebuje ani ich pieniędzy, ani pomocy. Odniesie sukces bez nich. 18

Przełom nastąpił, kiedy nawiązał romans z jedną z klientek kancelarii. Była to kobieta w średnim wieku, aktorka, której nie udało się zrobić kariery. Nie miała przed sobą przyszłości — Hollywood bywa okrutne dla kobiet, które się starzeją — a Chris dostał ją w spadku jako klientkę. Miała czterdzieści pięć lat i wciąż była bardzo piękna w pewien kruchy sposób przypominający mu matkę. Wskrzeszenie jej kariery było dużym wyzwaniem, ale Chrisa podniecały trudne zadania. Ku zaskoczeniu wszystkich, łącznie z samą zainteresowaną, udało mu się dokonać niemożliwego: wynegocjował dla niej występ w nowym serialu telewizyjnym, który okazał się hitem sezonu, i nagle podstarzała gwiazda okazała się bardzo cenną klientką. Co ważniejsze — jego klientką. Skończyły się czasy wynajmowania mieszkania z trzema innymi facetami, którzy tak samo jak on mieli trudności z zarobieniem na swoją część czynszu. Rok później kancelaria, w której pracował, zaproponowała mu, żeby został młodszym partnerem, i od tego momentu była to już błyskawiczna droga na szczyt. Chris potrafił przyciągać właściwych klientów, a ponieważ wspólnicy nie byli głupi, zaoferowali mu pełne partnerstwo, na co z chęcią się zgodził. Był młody, miał powodzenie i mieszkał w Hollywood. Kiedy zadzwonił do Reda, w głosie starego usłyszał niechętną aprobatę. Miał ochotę powiedzieć: „Widzisz? Udało mi się bez twojej pomocy". Nic jednak nie powiedział, czekał cierpliwie na słowa pochwały z ust ojca. Ale te słowa nigdy nie padły. I chociaż Chris udawał, że nie ma to dla niego żadnego znaczenia, nie było to prawdą. Przed wyjazdem z Los Angeles odwołał swoją wizytę w Vegas. Roth Giagante, właściciel Magriano Hotel, nie był z tego zadowolony. — Miałeś mi przywieźć pieniądze — powiedział ze złością. — Mieliśmy umowę, a ja nie lubię ludzi, którzy nie dotrzymują słowa. — Wypadło mi coś niespodziewanie w Nowym Jorku, muszę to załatwić — odparł Chris. — Będę w Vegas najpóźniej w niedzielę. Masz moje słowo. — Lepiej, żebyś tu był, bo inaczej, będziesz mówił o „wypadku" w innym kontekście. Rozumiesz? Rozumiał doskonale. Dzięki swojej gwiazdorskiej klienteli i znajomościom w show-biznesie cieszył się pewnymi przywilejami, ale w ciągu ostatnich trzech miesięcy sporo przegrał i Roth chciał 25

odzyskać swoje pieniądze. Gotówkę. Dokładnie sześćset tysięcy dolarów, a była to spora suma do zebrania. Roth Giagante dostanie swoje pieniądze. Jednak udało mu się zebrać tylko dwieście pięćdziesiąt tysięcy, które ukrył w sejfie w swoim domu w Los Angeles. Liczył na to, że Roth da mu więcej czasu. Ale obietnica wizyty kilku klientów powinna zaspokoić jego apetyt. Wszystkie rekiny z Vegas były takie same — miały pierdolca na punkcie gwiazd. Tak, w Vegas poniósł porażkę. Zarobił sporo pieniędzy, lecz przez ostatnie trzy miesiące przegrał wszystko przy stołach do gry. Sytuacja zrobiła się poważna, jednak nie potrafił przestać. Stał się nałogowym hazardzistą. Zanim Jonathan skończył rozmowę, znaleźli się w powietrzu, w drodze do Nowego Jorku. Jonathan wstał, skinął na swoją dziewczynę, po czym obydwoje poszli do sypialni i zamknęli za sobą drzwi. Najwyraźniej dalsza rozmowa nie była przewidziana w programie gwiazdora. Chris nie miał nic przeciwko temu, właściwie był mu nawet wdzięczny. Miał za sobą stresujący tydzień, musiał zebrać pieniądze dla Rötha, nie zapominając o codziennym napiętym harmonogramie związanym z ludźmi z show-biznesu. Była to bardzo wymagająca klientela, dzwonili do niego o każdej porze dnia i nocy. Nie podobało się to jego obecnej dziewczynie, Veronie, trenerce pilates, Azjatce o egzotycznej urodzie i niesamowitych rękach. Verona chciała się do niego wprowadzić. Jak do tej pory Chris się opierał: lubił mieszkać sam. Czy to coś złego? Do plusów należało zaliczyć fakt, że nie była aktorką i nie wykazywała w tym kierunku żadnych ambicji. To właśnie najbardziej spodobało się w niej Chrisowi, który niedawno zakończył destrukcyjny związek z Holly Anton, mocno stukniętą gwiazdą telewizyj-. nego sitcomu. To przez nią wpadł w sidła hazardu. Holly uwielbiała Vegas, było to miasto, w którym się wychowała, więc wkrótce zaczęli spędzać tam każdy weekend. Nie tęsknił za nią, doprowadzała go do obłędu swoim nienasyconym apetytem na seks, napadami depresji i paranoją na punkcie kariery. Hazard był dla niego ucieczką od jej huśtawek nastrojów. Aktorki... Nigdy więcej! Na szczęście udało mu się wyrwać tej kobiecie. Bracia Diamond mieli jedną cechę wspólną — wybitną urodę. Wszyscy trzej mieli powyżej metra osiemdziesięciu wzrostu. Max był śniady, miał nieco demoniczny typ urody. Jett, ze swoimi wiecznie 20

potarganymi jasnymi włosami i intensywnie niebieskimi oczami wyglądał jak niegrzeczny chłopiec, a Chris przypominał George'a Clooneya z czasów, gdy gwiazdor rozpoczynał pracę w serialu Ostry dyżur. Kobiety uwielbiały jego autoironiczne poczucie humoru i olśniewający uśmiech. A sukcesy odnoszone w pracy jeszcze dodawały mu atrakcyjności. Mało kto wiedział o jego hazardowych długach, które wciąż rosły. Odłożył czasopismo i zamknął oczy. Miał nadzieję, że ta podróż pomoże mu rozwiązać wszystkie problemy. Wezwanie przez ojca miliardera do Nowego Jorku może być znakiem, że wszystko zmierza ku lepszemu. Już wkrótce się dowie, czego chce Red. Ale czekanie go dobijało. * * * — Twój ojciec wcale tego nie chciał — mówiła uspokajającym tonem Olivia. Kiedy dorastał, prawie codziennie słyszał te słowa. Może matka sama wierzyła, że to prawda, ale od chwili, gdy zaczął rozumieć, co się dzieje, dobrze wiedział, że stary Red Diamond zawsze wszystko mówi i robi w pełni świadomie. Nikomu nie dawał drugiej szansy. Najlepiej było po prostu mu się nie narażać, lecz to nie zawsze się udawało. Jego ojciec był zwolennikiem kar cielesnych. Jeśli którykolwiek z synów zrobił coś, co zdaniem Reda było złe, zasługiwał na porządne lanie. I wyglądało na to, że wymierzanie kary osobiście sprawiało mu sporo przyjemności. Kiedy Chris miał dziewięć lat, pewnego dnia wziął pudełko czekoladek, które znalazł obok łóżka Reda. Skąd miał wiedzieć, że to czekoladki robione ręcznie specjalnie dla jego ojca przez mistrza wyrobów cukierniczych w Belgii i przesłane prywatnym odrzutowcem do Ameryki? Red nie był szczęśliwy, kiedy odkrył, że czekoladki zniknęły. Jego pełne jurii wrzaski słychać było w całym domu. — Kto ośmielił się zjeść moje czekoladki?! — krzyczał. Olivia starała się go uspokoić, a Chris kręcił się nerwowo pod drzwiami sypialni. Z kuchni przybiegła kucharka Mae i zaproponowała, że zrobi nowe czekoladki. — Zwariowałaś?!—wrzasnął Red. —Ja tu mówię o czekoladkach robionych przez mistrza, kobieto, a nie o tym gównie, które ty masz na myśli. 27

Mae popatrzyła gniewnie na swojego pracodawcę i wróciła do kuchni, mamrocząc coś pod nosem. — Gdzie jest Chris?! - krzyczał Red. - Gdzie jest ten beznadziejny gówniarz? — To na pewno nie jego wina —powiedziała Olivia, jak zwykle starając się chronić syna. — Ach, to na pewno nie jego wina —powtórzył Red, przedrzeźniając jej głos. — Zamówię dodatkowe czekoladki — dodała Olivia. — Mogę... Rozwścieczony Red uderzył ją. Kiedy Chris to usłyszał, bez chwili namysłu wbiegł do pokoju i zaczął okładać starego pięściami. — Hal — wrzasnął Red, odpychając syna. — Ten chłopak mimo wszystko ma jaja. Co za niespodzianka! Przez ułamek sekundy Chris czuł satysfakcję. Ojciec go pochwalił! Jednak dalej było juź gorzej. Lanie dwa razy dłuższe niż zazwyczaj, na gołe pośladki, tak mocne, że aż krwawił. Przez tydzień nie mógł siedzieć, ale przynajmniej ojciec uważał, że ma jaja. I chociaż był jeszcze mały, wiedział, że to dobrze. Rok później rodzice się rozwiedli.

Rozdziałtrzeci Nancy Scott-Simon uwielbiała mieć wszystko pod kontrolą. Zbliżający się ślub jej jedynej córki Amy musiał być idealny, a każdy, kto popełni choćby najmniejszy błąd, powinien się mieć na baczności. Nancy była szczupłą, kruchą kobietą o ostrych rysach i kruczoczarnych włosach związanych w ciasny kok. Uznawała tylko kostiumy Oscara de la Renty, torebki Ferragamo, buty od Gucciego i suknie Valentino. Lubiła także zabytkową biżuterię, którą dostała w prezencie od swojej matki, babki Amy, obecnie dziewięćdziesięcioletniej staruszki, która wciąż miała w sobie mnóstwo życia. Nancy rządziła wszystkim ze swojej wspaniałej rezydencji przy Park Avenue. Pięć pięter. Osiem sypialni. Pięć osób służby zatrudnionych na stałe. Córka Nancy, Amy, była bardzo ładną dziewczyną. Nowojorska księżniczka o jedwabistych, naturalnych jasnych włosach, zwodniczo niewinnej twarzy, rozmarzonych turkusowych oczach, miękkich ustach, gładkiej skórze lekko muśniętej słońcem i zgrabnej sylwetce, która doskonale nadawała się na okładkę „Sports Illustrated", gdyby tylko jej właścicielka kiedykolwiek zdecydowała się pozować — czego oczywiście nigdy by nie zrobiła. Była bogata, ponieważ Nancy Scott-Simon była podwójną dziedziczką i Amy po skończeniu dwudziestu pięciu lat miała odziedziczyć ogromną część rodzinnej fortuny. Dorastała w komforcie, otoczona przez nianie i szoferów, kamerdynerów i ochroniarzy. Uczęszczała do najlepszych prywatnych szkół i spędzała wakacje w najlepszych miejscach. Jednak z powodu posiadanego przez jej rodzinę majątku w wieku czternastu lat stała się ofiarą incydentu zwanego porwaniem. Nancy nazywała to in- 23

cydentem, ale Amy dobrze pamiętała przerażające chwile, które spędziła w niewoli. Po koszmarnej podróży w brudnym bagażniku przez czterdzieści osiem godzin trzymano ją zamkniętą w piwnicy, w której roiło się od szczurów, skutą, z zawiązanymi opaską oczami, zostawiwszy jej tylko kilka kawałków suchego chleba i butelkę wody. Najgorsza była niewiedza, co z nią zrobią. Każda chwila była niczym tortury, zwłaszcza gdy jej ciemiężcy — byli to dwaj mężczyźni i kobieta — wchodzili do pokoju i obrzucali ją groźbami i obelgami. Matka nie zawiadomiła policji, ale wezwała prawnika rodziny, który zapłacił okup. Nikt jednak nie zapłacił Amy za jej upokorzenie i psychiczne cierpienia. Po zainkasowaniu okupu porywacze ponownie wpakowali ją do bagażnika i wyrzucili w środku nocy gdzieś na Brooklynie. Płacząc histerycznie, zadzwoniła do matki i syn rodzinnego prawnika przyjechał po nią, a potem odwiózł do domu. Trójka porywaczy nigdy nie została schwytana. Uciekli z dwoma milionami dolarów w gotówce, natomiast Amy ocaliła życie. Czy była to uczciwa wymiana? Nancy była zadowolona, ponieważ nie dzwoniąc na policję ani do FBI, uniknęła rozgłosu w prasie. Nigdy do niej nie dotarło, że naraziła w ten sposób życie córki na niebezpieczeństwo, a już z pewnością w jej głowie nigdy nie postała myśl, że Amy po tych traumatycznych wydarzeniach może potrzebować pomocy specjalisty. — Już po wszystkim — poinformowała córkę tonem, który wyraźnie dawał do zrozumienia: „Nigdy-już-o-tym-nie-rozmawiaj-my". — Teraz musisz o tym wszystkim zapomnieć. Ale dla Amy, którą dręczyły koszmary senne oraz poczucie braku bezpieczeństwa, wcale nie było po wszystkim. Po kilku latach udało jej się pokonać lęki, a kiedy skończyła college, postanowiła się uniezależnić — zamierzała wyprowadzić się z rodzinnego domu i znaleźć sobie pracę. Nancy protestowała, ale Amy tak długo nalegała, aż matka z ociąganiem ustąpiła. Po wielu tygodniach poszukiwań znalazła pracę w znanym domu mody Courtenelli prowadzonym przez ekstrawagancką projektantkę z Włoch Sofię Courtenelli. Zdobycie pracy w Courtenelli stanowiło nie lada wyczyn. Amy była jedną z trzech dziewcząt odpowiedzialnych za PR. Zajmowała się promocją i reklamą, a ponieważ miała sporo wdzięku, była ładna i wykształcona, natychmiast osiągnęła sukces. 30

Uwielbiała swoją pracę. Wszystko było zabawne i ekscytujące, a największym plusem było to, że mogła poznać wielu ciekawych ludzi, których inaczej nigdy by nie spotkała. Jedynym minusem byli mężczyźni. Nieustannie podrywali Amy, co doprowadzało ją do szaleństwa. Wszyscy, począwszy od modeli, a na sprzedawcach skończywszy, myśleli tylko o jednym: jak zdobyć Amy Scott-Simon. W końcu była jedną z najbogatszych partii w Nowym Jorku, więc czemu by nie? Ponieważ jednak dziewczyna nie była zainteresowana, odrzucała wszystkie zaloty. Prawda była taka, że nie była wielbicielką seksu. Po licznych próbach w szkole średniej i college'u obiecała sobie, że poczeka do ślubu — lub jeśli nie do ślubu, to przynajmniej do chwili, gdy pozna właściwego mężczyznę. Kogoś, komu naprawdę mogłaby zaufać. Nie zapomniała o porwaniu i upokorzeniach, których wtedy zaznała i z których zwierzyła się tylko swojej przyjaciółce Tinie. Nawet własnej matce nic nie powiedziała — na pewno dostałaby ataku histerii, gdyby się dowiedziała, że jej córka była molestowana seksualnie. Choć nie została zgwałcona, porywacze zmusili ją do robienia innych,rzeczy, o których nie chciała myśleć. Tak było lepiej. Pewnego pamiętnego wieczoru, podczas imprezy charytatywnej na Manhattanie, została przedstawiona Maksowi Diamondowi i chociaż był od niej o wiele starszy, Amy zaintrygował jego wyrafinowany styl i maniery. Wydał jej się kimś bezpiecznym. W dodatku — w przeciwieństwie do większości mężczyzn, których znała — sprawiał wrażenie dżentelmena. Kolejną jego zaletą było to, że okazał się bogaty i z pewnością nie interesował go jej spadek. Po kilku dyskretnych kolacjach i długich rozmowach zaczęli się spotykać na poważnie. Wiedziała, że jest rozwiedziony i ma dziecko, ale to nie miało znaczenia. Zaraz na początku ich związku zapowiedziała mu, że nie będzie seksu. — Nigdy? — spytał zaskoczony jej bezpośredniością. — Nie śmiej się ze mnie — odparła poważnie. — Chcę to zrobić z mężczyzną, którego poślubię. — Szanuję to — odparł. Była bardzo zadowolona z jego odpowiedzi. — Naprawdę? — upewniła się. — Tak — odrzekł. — Myślę, że to godne najwyższego uznania. Hm... mężczyzna, który rozumie takie podejście, był miłą od- 25