Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 114 513
  • Obserwuję510
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań681 841

Davis Justine - Odnaleziony tatuś

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :625.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Davis Justine - Odnaleziony tatuś.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse D
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 87 stron)

JUSTINE DAVIS Odnaleziony tatuś Tytuł oryginału: Found Father Przekład: Jolanta Januć

2 ROZDZIAŁ PIERWSZY - Jak ci się wydaje, Cross, co tu robisz? Za wysokie progi na twoje nogi. Tak mruczał do siebie Devlin Cross, mijając rząd luksusowych samochodów i wstępując na szerokie schody, wiodące do domu senatora stanu Kalifornia, Harlana Spencera. Wzruszył ramionami. Przynajmniej nie miał kłopotu z wybraniem odpowiedniego stroju. Ciemny garnitur był jedynym, który nadawał się do włoŜenia, gdy trzeba było upodobnić się do ludzi znajdujących się po drugiej stronie cięŜkich, dębowych drzwi. Choć przedsiębiorstwo Deva nieźle prosperowało, on sam nie wyszedł jeszcze na prostą i nie było go stać na drogie garnitury i jedwabne krawaty. Zresztą nie miał ochoty iść na to przyjęcie. Jeśli jego strój nie spodoba się gospodarzom, niech wyrzucą go za drzwi; z pewnością nie złamie mu to serca. Jedynym powodem, dla którego tu się znalazł, był popełniony błąd: na pytanie Franka Masona, czy robi coś dziś wieczorem, odpowiedział „nie". - Senator lubi ludzi twojego pokroju - powiedział jego obecny szef. - Młodych, przedsiębiorczych, posiadających własne firmy, dynamicznych. Właśnie to na niego działa: Amerykański Sen. Tak, pomyślał ponuro Dev. Jestem uosobieniem amerykańskiego snu. Z tym, Ŝe w moim przypadku ten sen to koszmar. Drzwi otworzyły się niemal natychmiast. Odźwierny, pomyślał Dev z rozbawieniem. Jak słowo daję, odźwierny. To rzeczywiście za wysokie progi. W pokoju rozbrzmiewała wesoła muzyka i gwar rozmów. Kelner roznosił szampana. Zanim Dev zdąŜył zaprotestować, juŜ trzymał lampkę w dłoni. PoŜałował, Ŝe nie przyjechał sam. Mógłby wyjść wcześnie, nie zwracając niczyjej uwagi. ZauwaŜył, Ŝe Mason podszedł do wysokiej blondynki w czarno-białej sukni. Przylegający materiał podkreślał szczupłą sylwetkę. Włosy miała upięte w misterny, francuski kok. Na moment w myślach Deva pojawił się obraz błyszczących, niebieskich oczu pod potarganymi, krótkimi blond włosami, spłowiałymi od słońca. Był zaskoczony, gdy Mason przywołał go gestem. Usłyszał koniec zdania: - ...nikogo tu nie zna, więc zajmij się nim, dobrze, skarbie? - Oczywiście, Frank. Kobieta odwróciła się, spojrzała na niego i Dev omal nie upuścił kieliszka. Przez sekundę myślał, Ŝe musi się mylić. Kiedy jednak zobaczył jej szeroko otwarte oczy i lekko rozchylone wargi, wiedział juŜ, Ŝe to prawda. Koszmarna, łamiąca serce prawda. Instynktownie postąpił krok w stronę zjawiska w lśniącej sukni. W tej samej chwili zauwaŜył zmianę. Kobieta przywołała na twarz uprzejmy, pozbawiony wyrazu uśmiech. Chwila zaskoczenia i rozpoznania mogła nie mieć miejsca. - Dev Cross - przedstawił go Mason. - Dev, oto Megan Spencer, córka senatora. Dev nie mógł wykrztusić słowa. Megan nie miała takich problemów. - Panie Cross - powiedziała z królewskim skinieniem głowy. Ton jej głosu był

3 doskonałą kombinacją uprzejmości i dystansu - tak zwraca się gospodarz do gościa. I do obcego. - Panno... Spencer? - Choć Dev odzyskał zdolność mówienia, nie potrafił ukryć zaskoczenia. - Tak - potwierdziła. - Widzę, Ŝe ma pan juŜ szampana... panie Cross. Bufet jest tam, proszę się czymś poczęstować. Och, Cynthio, witaj. - Zatrzymała przechodzącą kobietę, platynową blondynkę o raczej drapieŜnym wyglądzie. - Poznaj pana Crossa. Przyszedł z panem Masonem i jest tu po raz pierwszy, więc... zabaw go, dobrze, kochanie? Muszę zajrzeć do kuchni i dopilnować deseru. - Witaj - zamruczała Cynthia, obrzucając wzrokiem wysoką, muskularną sylwetkę Deva. Obdarzył ją cokolwiek nieprzytomnym spojrzeniem, zauwaŜając jedynie sztuczność odcienia jej włosów, szczególnie w porównaniu z miodowozłotym kolorem loków kobiety, która właśnie znikała za drzwiami. Dopiero kiedy uświadomił sobie, Ŝe Frank Mason patrzy na niego ze zdziwieniem, zwrócił uwagę na parę stojącą przed nim. - No proszę - rzucił Mason z zaciekawieniem. - Pierwszy raz widziałem Megan w stanie przypominającym zdenerwowanie. - Sądzę, Ŝe kaŜdy nieoczekiwany gość moŜe wywołać taką reakcję - stwierdził Dev z wymuszonym spokojem. - Och, Megan naprawdę jest w tym dobra - mruknęła Cynthia. Jej ton sugerował, Ŝe są rzeczy, w których gospodyni jest do niczego. - Powiedz mi, Dev... Mogę cię tak nazywać? Tłumiąc westchnienie, Dev skinął głową. Jego spojrzenie powędrowało do drzwi. - Od jakiegoś imienia pochodzi to zdrobnienie? Od Devereaux czy innego, równie romantycznego? - Nazywam się Devlin. Mam imię zupełnie pozbawione romantyzmu. - Kłamstwo, pomyślał. Czasami, we właściwych ustach, to imię brzmiało romantycznie jak cholera. - Och, uwaŜam, Ŝe jest romantyczne! - Ach, te kobiety - zawołał Mason ze śmiechem. - Zawsze mają głowę w chmurach, kiedy w pobliŜu jest dobrze wyglądający og... hmm, męŜczyzna. - Ale nie Megan - dorzuciła Cynthia zbyt słodkim tonem. - To najbardziej zrównowaŜona osoba, jaką znam. Elegancka, opanowana, doskonała kobieta. W jej naturze nie ma ani odrobiny romantyzmu. Dev skrzywił się lekko. Cynthia wyraźnie działała mu na nerwy. - A więc - mruczała Cynthia - nigdy przedtem nie byłeś w Aliso Beach. Czy twojej Ŝonie podoba się tu? MoŜe mogłabym ją oprowadzić po sklepach? - Nie - warknął, nie udzielając wyjaśnień. Później zwrócił się do Masona. - Chciałeś przedstawić mnie Spencerowi? - Jasne. Chodź, synu. - Proszę nam wybaczyć - powiedział Dev do naburmuszonej Cynthii i odszedł z Masonem. Megan weszła do biblioteki i przekręciła klucz drŜącymi palcami. Serce biło jej tak mocno, Ŝe miała wraŜenie, iŜ jego stukot rozlega się w całym pomieszczeniu. Westchnęła głęboko i przycisnęła palce do skroni.

4 Dlaczego tutaj, jęknęła w duchu. Dlaczego teraz? Nie bądź głupia, odpowiedziała sobie, inna pora czy inne miejsce nie byłyby lepsze. Miała nadzieję i nawet modliła się o to, Ŝeby nigdy więcej nie zobaczyć Deva Crossa; gdyby jednak miało to nastąpić, nie sądziła, Ŝe miejscem spotkania moŜe być jej własny dom. Co, u diabła, tu robił? Musiał być osobą, którą w ostatniej chwili zaprosił Frank Mason - kimś zaangaŜowanym w projekt Gold Coast. Zgodziła się na to, gdyŜ umiejętność radzenia sobie ze zmianami dokonywanymi w ostatniej chwili napawała ją dumą. Nie wiedziała, jak długo stała oparta o drzwi biblioteki, zanim odzyskała spokój. Muszę wrócić na przyjęcie, pomyślała. Wystarczająco długo kryła się przed światem z powodu Devlina Crossa. Wyprostowała się. Wróci na przyjęcie i jeśli go znów zobaczy, będzie udawała, Ŝe nic to dla niej nie znaczy; Ŝe zaledwie go pamięta. Za nic w świecie nie da mu poznać, jak bardzo zranił głupią dziewczynę, którą kiedyś była. - Megan? Obróciła się, kosmyk włosów wysunął się z koka. - Och! Przestraszyłeś mnie. - Przepraszam, kochanie. - Wysoki męŜczyzna, po którym odziedziczyła mocno zarysowany podbródek, wszedł do pomieszczenia przez drzwi wiodące do jego biura. - Ktoś mi powiedział, Ŝe tu jesteś, a drzwi są zamknięte. Dobrze się czujesz? - Tak, tatusiu. Po prostu... boli mnie głowa. - Wzięłaś aspirynę? - Zaraz wezmę. - Za duŜo pracowałaś, prawda? To przyjęcie i w dodatku tekst przemowy na bankiet. - Nic mi nie jest. - Musisz trochę odpocząć. - Zrobię to, kiedy juŜ wszystko będzie załatwione. - Megan, co bym zrobił bez ciebie? - Przygotowywałbyś wszystko sam. Odbierał swoje telefony. Pisał swoje przemowy. Podawał hot dogi elicie Orange County. Wynajął grafologa do odcyfrowywania swoich notatek... - JuŜ dobrze - rzucił ze śmiechem. - Rozumiem. Zawsze twierdziłem, Ŝe jesteś niezastąpiona. Nie, pomyślała z goryczą. Kiedyś powiedziałeś, Ŝe jestem naiwnym dzieckiem. Odeszłam, Ŝeby ci udowodnić, iŜ się mylisz. Udało mi się jedynie dowieść, Ŝe miałeś całkowitą rację. Z wysiłkiem odsunęła to wspomnienie i powiedziała z uśmiechem: - Poza dniem, kiedy w wieku czternastu lat udało mi się wrzucić piłkę baseballową przez okno do twojego nowego samochodu. Przytulił ją gwałtownie. - Jesteś niezastąpiona. I zawsze byłaś, nawet wtedy. - Kocham cię, tatusiu - powiedziała nagle, jakby zawstydziła się z powodu

5 niedawnych myśli. Wiedziała, Ŝe nigdy nie chciał jej zranić, i nie mogła go winić za to, iŜ miał rację. - Ja teŜ cię kocham, skarbie. - Cofnął się i spojrzał na nią. - Kochanie, tak bardzo przypominasz dziś mamę. Wzrok Megan spoczął na portrecie wiszącym nad kominkiem. Uśmiechnięta kobieta wyglądała prześlicznie i choć Megan widziała podobieństwo w kolorze włosów i błyszczących, niebieskich oczu, zauwaŜała takŜe róŜnice. Delikatne usta Catherine Spencer nigdy nie zaciskały się ze złości, a jej doskonały nos nie miał zadartego czubka, który codziennie witał Megan, gdy rano patrzyła w lustro. Poza tym w jej spojrzeniu nie było cynizmu. Jednak Megan wiedziała, Ŝe ojciec rzucił te słowa jako komplement, i spróbowała przyjąć je z wdzięcznością. - Dziękuję, tatusiu. Ty teŜ wyglądasz imponująco. - Poprawiła mu krawat, tak jak zawsze robiła to jej matka. - Lepiej wrócę do gości - powiedział z niechęcią. - Frank Mason chce mi podziękować. - Słusznie, przecieŜ poparłeś go na spotkaniu Coastal Commission. Wiesz, Ŝe gdyby nie ty, jego projekt długo czekałby na akceptację. - W końcu by przeszedł, kiedy wreszcie Mason zrezygnował z pomysłu prywatnych terenów golfowych na rzecz parku stanowego. On będzie miał swój hotel, a komisja inne rzeczy, które chce mieć: dostęp do plaŜy, duŜo przestrzeni i małe zagęszczenie. Nie chcemy, aby ten teren zaczął przypominać plaŜę Waikiki. - Uśmiechnął się cokolwiek kwaśno. - Jednak jego wdzięczność mogę przyjmować w małych porcjach. - Faktycznie potrafi mówić. Ojciec zachichotał. - Kochanie, twoja powściągliwość jest godna podziwu! Wiem, Ŝe tak naprawdę nigdy cię nie obchodził. - Nie interesuje mnie, czy pracuje dla nas, czy nie - poprawiła go. Przerwała i po chwili odezwała się pełnym wahania tonem: - Poznałeś juŜ... jego gościa? - Crossa? Wygląda na miłego młodego człowieka. Solidnego, moŜe tylko trochę zbyt opanowanego. Jego przedsiębiorstwo cieszy się doskonałą reputacją. To korzystne, Ŝe na naszym terenie zaczynają działać takie kompanie. Megan wstrzymała oddech. - Na naszym terenie? Harlan skinął głową. - Kilka miesięcy temu Cross otworzył drugie biuro tutaj, w Aliso Beach. - Uśmiechnął się. - Musi mu się nieźle powodzić, skoro go na to stać. Frank mówił, Ŝe jego partner kieruje biurem w San Diego. Projekty z Mason Development powinny dać pracę firmie geologicznej na dłuŜszy czas. Realizacja projektu Gold Coast zajmie im kilka miesięcy. Megan poczuła przyspieszone bicie serca. Dev był tu juŜ od kilku miesięcy. Mieszkał w tym samym mieście, jeździł tymi samymi ulicami, oddychał tym samym powietrzem... - Megan, skarbie, na pewno dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blada. - Myślę, Ŝe połoŜę się na minutę lub dwie. Jestem naprawdę zmęczona. Było to tak nietypowe wyznanie, Ŝe Harlan nie zapytał nawet o przyczyny.

6 - W porządku, o nic się nie martw. Kelnerzy mogą zająć się wszystkim. Wyszedł po dłuŜszej chwili, gasząc światło. Megan westchnęła cięŜko i leŜała w ciemności, patrząc w sufit. Devlin. T u t a j. O BoŜe. Czuła się jak rozbitek na kamienistym brzegu, bezradnie przyglądający się nadchodzącemu przypływowi. Gdzieś z ciemnych zakamarków umysłu napłynęła fala wspomnień. Dev. Wyglądał tak samo, a jednak inaczej. Ciemnobrązowe włosy nadal miały jasne pasemka od przebywania na słońcu, ciągle był opalony z powodu pracy na powietrzu. Był teŜ tak samo wysoki - patrząc na niego musiała zadzierać głowę. Mimo to teraz wydawał się tęŜszy, bardziej muskularny, jakby przybyło mu na wadze, co zawsze sugerowała mu w dawnych czasach. Największa zmiana jednak zaszła w jego oczach. Zniknął mroczny, ponury wyraz, który tak ją niepokoił. Zastąpiło go dziwne zmęczenie. Kiedyś zdawało jej się, Ŝe nic nie moŜe być gorszego niŜ ten pusty, zdesperowany wzrok. Poruszył jej młode, niewinne serce, jeszcze zanim wiedziała, kim jest. Zobaczyła go po raz pierwszy i jego orzechowe oczy wypaliły w jej sercu głębokie, bolesne piętno. Doskonale to pamiętała, tę chwilę zatrzymaną w czasie. Omal nie rozlała kawy na stół, gdy na nią spojrzał, uśmiechając się mimo wyczerpania, widocznego w cieniach pod oczami i w zmarszczkach, na które był zbyt młody. Z trudem zapisała jego zamówienie, zafascynowana niskim, głębokim tonem jego głosu i ostrymi rysami twarzy. Kiedy poszła do kuchni, aby przekazać zamówienie kucharzowi, udało jej się złapać Felice szefową kelnerów, która pracowała w tej restauracji znacznie dłuŜej niŜ Megan... - Dev? - Kobieta natychmiast spojrzała w stronę stolika w kącie, oddalonego od innych. - To stały klient, przychodzi tu od kilku lat. Po prostu nie było go przez kilka tygodni. - Rzuciła Meg kpiące spojrzenie. - Niezły towar, prawda? Jesteś zainteresowana? - Nie - odpowiedziała pospiesznie Meg. - Po prostu... wygląda... - Wiem. Wygląda na zmęczonego. Jest za chudy, musi mieć za wiele obciąŜeń. Za duŜo na barkach, zresztą szerokich. Na twarzy teŜ nie jest brzydki. Silna szczęka, duŜe usta. Chcesz, Ŝebym cię przedstawiła? Megan zaczerwieniła się. - Nie... po prostu zastanawiałam się. Poza tym jest dla mnie trochę za stary, nie sądzisz? Felice zachichotała. - Wiem, Ŝe masz dziewiętnaście lat, ale nie zmuszaj mnie, abym czuła się starzej. I nie daj się oszukać jego oczom. Prawdopodobnie jest niewiele po trzydziestce. Megan zerknęła przez ramię. MęŜczyzna pochylał się nad jakimiś papierami, rozłoŜonymi na stoliku. Kiedy nie było widać jego oczu, wyglądał młodziej. Pomyślała, Ŝe moŜe dzieje się tak dzięki gęstym, brązowym włosom albo mocnej, muskularnej szyi. - Zawsze tak robi? Siada w kącie i pracuje? - Tak. Przynosi ze sobą jakieś wykresy, obliczenia i tabele, ale nie wiem, czym

7 się zajmuje. - Wzruszyła ramionami. - Nigdy go nie pytałam. On nie jest zbyt rozmowny, a ja nie lubię się narzucać. - Trudno byłoby się narzucać komuś, kto ma takie oczy - powiedziała cicho Megan. Od tamtego dnia po raz pierwszy od rozpoczęcia pracy w małej restauracji Megan odkryła, Ŝe wybiera się tam z czymś więcej niŜ tylko determinacją. Przedtem chciała pokazać ojcu i Felice, iŜ nie jest rozpieszczonym dzieckiem, które nie potrafi pracować. Teraz codziennie zastanawiała się, czy Dev przyjdzie, czy spojrzy na nią i obdarzy uśmiechem, czy w jego zmęczonych, zapadniętych oczach zajdzie jakaś zmiana. Złapała się na tym, Ŝe myśli o nim nawet na uczelni. Ustawiła sobie zajęcia tak, aby mieściły się w dwóch dniach i pozwalały jej pracować trzy dni w tygodniu i weekendy. W związku z tym siedziała na wykładach i ćwiczeniach od świtu do późnej nocy i zwykle nie miała czasu na rozmyślenia. A jednak nieznajomy wkradł się w jej myśli. Kiedy pewnego popołudnia, nalewając mu kawę, zerknęła na rozłoŜone na stole papiery, przez chwilę miała wraŜenie, Ŝe mylą jej się dwa światy. - Coś nie tak? - Czy to... profil gruntu? Wydawało się, Ŝe jest zaskoczony. - Tak. Próbka rdzenia. - Och - odetchnęła z ulgą. - Myślałam, Ŝe mam przywidzenie. - Akurat przekroju rdzenia? - spojrzał na nią kpiąco. - Mam właśnie zajęcia z geografii fizycznej. Uśmiechnął się ze zrozumieniem. - Za duŜo nauki zeszłej nocy? Nie odpowiedziała od razu. Jego uśmiech w tej chwili był naturalny, zupełnie niepodobny do tego, jakim obdarzał ją, kiedy codziennie nalewała mu kawę. - Za duŜo nauki i za mało zrozumienia tematu - odpowiedziała wreszcie, odwzajemniając uśmiech. - Gdzie się uczysz? - W UCSD. - Uniwersytet Kalifornijski San Diego? Ja teŜ tam studiowałem. Zerknęła na stertę papierów na stoliku. - Ciągle odrabiasz pracę domową? Spojrzał na papiery, a potem na nią. Widziała drŜenie kącików jego ust. A później niespodziewanie roześmiał się. Megan poczuła dreszcz. Zdawało się, Ŝe męŜczyznę takŜe zaskoczył ten śmiech. - Niech zgadnę. Profesor Eckert? - Chcesz powiedzieć, Ŝe nie tylko nade mną się znęca? Zawsze taki był? - Powiedzmy, Ŝe on ma... wysokie wymagania. - Jestem artystką, a nie kamieniarzem. - Westchnęła ponuro. - Nie byłoby tak źle, gdybym rozumiała przynajmniej połowę z tego, co on mówi. Ale zanim odszukam w słowniku pierwsze uŜyte przez niego pięciosylabowe słowo, juŜ jestem w tyle o trzy nowe. A tego nigdy nie rozumiałam - wskazała diagram. - To znaczy, wiem, co to ma być: warstwy czy pokłady ziemi, ale te wszystkie „B przechodzi w C"... - Umilkła i niechętnie wzruszyła ramionami. MęŜczyzna znów się uśmiechnął, odwrócił kartkę i Szybko naszkicował coś na odwrocie. Przesunął rysunek w stronę Megan i dziewczyna zobaczyła, Ŝe jest to

8 kolumna podzielona na warstwy róŜnej grubości. - Jesteś artystką, więc myśl o pokładach jak o kolorach - powiedział. Wskazał na sam dół. - To jest, powiedzmy, niebieski. Następny być moŜe zielononiebieski, z przewagą niebieskiego. Potem teŜ zielononiebieski, ale z przewagą zielonego. Dalej znajduje się jedynie zielony. Wpatrywała się w rysunek. - Mówisz, Ŝe to jest stopniowe? Jak odcienie? Przechodzenie jednego koloru w inny? Skinął głową. - Tylko w przypadku gruntu zamiast kolorów dodaje się inne elementy: popiół, krzem i tak dalej, w zaleŜności od klimatu i innych warunków. I proszę, mamy przejście. - Więc to „A przechodzi w B" oznacza, Ŝe grunt A zmienia się w B, a indeks przy literze wskazuje, jak daleko posunięta jest zmiana? - Albo, jeśli wolisz, niebieski przechodzi w zielony. - PrzecieŜ... to jasne! - Dlatego Ŝe nie ma tu pięciosylabowych słów. Znów spojrzała na kartkę. - Robisz to z własnej woli? - Płacą mi za to. Jestem geologiem. - Ktoś chyba musi to robić. Chyba nigdy o tym nie pomyślałam. Kto ci płaci? - Planiści, architekci, czasem rząd. - Wzruszył ramionami. - Mówią mi, co i gdzie chcą zbudować, a ja im mówię, czy grunt to utrzyma. Zawołano ją do kuchni, aby odebrała gotowe danie, i to uświadomiło jej, jak wiele czasu spędziła przy stoliku. Kiedy przyniosła Devowi obiad, spojrzał na nią z troską. - Naprawdę masz kłopoty z przedmiotem Eckerta, Meg? Jej imię było wypisane na plakietce przypiętej do bluzki, ale i tak zdziwiła się, Ŝe wypowiedział je tak łatwo, jakby mówił jej po imieniu od zawsze. - On zniszczy moją średnią ocen. - Mógłbym... - Przerwał, spuścił wzrok, wziął do ręki nóŜ, odłoŜył go i po chwili znów spojrzał na nią. - Mógłbym trochę ci pomóc, jeśli chcesz. I tak się to zaczęło. Spędzili ze sobą wiele godzin. Dev uczył ją z cierpliwością, która ją zdumiewała. Nigdy nie miał jej za złe braku zrozumienia czy tego, iŜ zapomniała jakiś szczegół z poprzednich zajęć. Po prostu tłumaczył wszystko raz jeszcze, podsuwając jej róŜne sztuczki mnemotechniczne, i po dwóch tygodniach nieźle opanowała przedmiot. Nawet kiedy stało się jasne, Ŝe nie potrzebuje juŜ pomocy, Megan nie miała ochoty przerywać tych spotkań. Zdawało się, Ŝe on miał podobne odczucia. Coraz mniej mówili o geologii, coraz więcej o innych rzeczach. Opowiedział jej o swoim Ŝyciu studenckim, o pracy i wszystkich miejscach, które w związku z nią zwiedził. Była zdumiona, iŜ pomimo częstych spotkań tak niewiele o nim wie. Za kaŜdym razem, kiedy udało jej się go rozśmieszyć, był zaskoczony i zastanawiała się, jakie Ŝycie prowadził do tej pory, skoro tak rzadko się śmieje. Nie mogła pozbyć się wraŜenia, Ŝe jest w potrzasku, ograniczony przez coś, nad czym nie ma kontroli. Chciała go o to zapytać, prosić, aby pozwolił jej sobie pomóc, tak jak on pomógł jej. Wiedziała jednak, Ŝe usłyszy tylko uprzejmą odmowę, jak zawsze, kiedy

9 poruszała temat Ŝycia osobistego. Było to bolesne, szczególnie po tym, jak sama opowiedziała mu tak wiele o sobie, swoich marzeniach, nadziejach, rozczarowaniach i nawet bólu po stracie matki cztery lata temu. Przytulił ją wtedy po raz pierwszy i zadrŜał, jakby chciał ją pocieszyć, a zarazem pragnął uciec. Od czasu do czasu przychodził do jej małego mieszkania na korepetycje. Pierwszego dnia rozejrzał się, przyglądając się rysunkom i szkicom wiszącym na ścianach. Niektóre były oprawione, inne nie, część leŜała w bezładzie na podłodze. Wszystkie były pełne Ŝycia. - Jesteś dobra. Powiedział to bez zdziwienia, jakby potwierdzał coś, o czym wiedział wcześniej. Meg zmarszczyła nos. - Jeszcze nie, ale próbuję. To ma mi przypominać, jak daleko zaszłam.. - Uda ci się, Meg. Spojrzała na niego i po raz kolejny zaskoczył ją tęskny wyraz jego oczu. Dokładnie pamiętała noc, kiedy przyszedł pomóc jej przygotować się do egzaminu. Zrozumiała wtedy, co się z nią stało. Serce biło jej jak młotem, czuła falę gorąca. Dev musiał widzieć, co się z nią dzieje, poniewaŜ omal jej nie pocałował. Wycofał się w ostatniej chwili. - Dev...? - Przepraszam, Meg. - Nie, proszę. - Wstrzymała oddech, gdy ujrzała na jego twarzy udrękę. - O BoŜe, Meg -jęknął. - Muszę iść. Odwrócił się na pięcie i otworzył drzwi. W ostatniej chwili zerknął przez ramię. - Wszystko będzie dobrze - rzucił cicho. Stała za zamkniętymi drzwiami i zastanawiała się, dlaczego te słowa zabrzmiały jak poŜegnanie. Później zrozumiała. To było poŜegnanie. Mijały dni, a Dev się nie pokazywał. Czy coś się stało? Wreszcie, pod koniec drugiego tygodnia, podjęła decyzję. Napisała na kartce kilka słów: „Dev, dostałam A. Dziękuję. Meg". Szybko, nie chcąc mieć czasu na zmianę zdania, napisała na kopercie adres Cross Consulting wyszukany w ksiąŜce telefonicznej, oznaczyła ją jako „prywatne" i wysłała. Cztery dni później, kiedy rozmawiała z Felice pod koniec zmiany, starsza kobieta zamilkła, patrząc ponad jej ramieniem. - Nie oglądaj się, dziecko. Właśnie idzie twój przystojny nauczyciel. Wygląda na trochę zmęczonego. Wyglądał okropnie. Miał podkrąŜone oczy i zdawało się, Ŝe schudł. Całości dopełniały potargane włosy i jednodniowy zarost. Ubrany był w ciemne spodnie i szarą koszulę, w której musiał spać. Kierował się w stronę szklanych drzwi restauracji. Nagle cofnął się i odszedł. Po trzech krokach zawrócił, raz jeszcze zatrzymał się przed drzwiami i odwrócił się do nich plecami. Sięgnął na oślep dłonią i oparł się o ścianę. - Idź, skarbie - ponagliła ją Felice - zanim przegra tę walkę i odejdzie. - Albo wygra i odejdzie - rzuciła. Mimo to wyszła. Stanęła przed nim, przygryzła wargi i wzięła głęboki oddech. - Dev? Drgnął, jakby go uderzyła.

10 - Próbowałem, Meg - szepnął. - Czego próbowałeś? - Trzymać się od ciebie z daleka. - Dlaczego, Dev? - Ja... - O co chodzi? Dlaczego nie moŜesz mi tego wyjaśnić? Spróbował jeszcze raz, ale nie były to słowa, jakie zamierzał powiedzieć. - Dostałem twój list. Gratulacje. - To ty zasługujesz na gratulacje. Nie udałoby mi się bez ciebie. Wzruszył ramionami. - Poradziłabyś sobie. - Być moŜe, ale nie dostałabym „A". Dziękuję. - Cała przyjemność po mojej stronie. Chciałem... pomyślałem, Ŝe moŜe... - Przesunął ręką po włosach. - Miałabyś ochotę wybrać się gdzieś i świętować sukces? Powiedział to z pośpiechem i znów nie wiedziała, czy oznaczało to wygraną, czy przegraną walkę. - Nie wyglądasz na człowieka, który lubi się bawić. - Wiem. - Wyglądasz jak człowiek w pułapce albo rozdarty. W jego oczach pojawił się ciemny, bolesny błysk. - Dać jej medal - mruknął. Meg czuła się tak, jakby jej serce ściskano obcęgami. - Cokolwiek to jest, czy moŜesz się tego pozbyć na chwilę? Dev, proszę, odpocznij trochę. - A co ja robię, jak ci się wydaje? - rzucił to ochryple i z całą pewnością wbrew swej woli. - Kiedy przychodzę i cię widzę? Jesteś jedynym ukojeniem, jakie... Przerwał i odwrócił się. Meg delikatnie dotknęła jego ramienia. - Wiedziałam o tym. - Chyba tak. - Wolno potrząsnął głową. - Czasem jesteś taka mądra. Potrzebuję tego, Meg. A czasem wydajesz taka młoda, pełna energii... - I tego teŜ potrzebujesz - szepnęła. - Tak! - syknął, jakby to wyznanie było boleśniejsze niŜ inne. - Dev - szepnęła, nie wiedząc, co robić. Po chwili podeszła do niego i przytuliła się. Ku jej zdumieniu on równieŜ ją objął. - Nie mam prawa - wyznał łamiącym się głosem - ale zamierzam to wziąć. Wydaje się, Ŝe nie mam juŜ wyboru. Nie wiedziała, co miał na myśli poza tym, Ŝe musiało się to wiązać ze sprawami, o których nigdy jej nie mówił. To, co go dręczyło, zaczęło się długo przedtem, zanim spotkał Meg. I teraz instynktownie wiedziała, Ŝe jednocześnie udało jej się wprowadzić w jego Ŝyciu zmiany na lepsze i na gorsze. W tej chwili jednak nic się nie liczyło. WaŜne było tylko to, Ŝe Dev jej rozpaczliwie potrzebuje. Zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo go kocha. Starała się ze wszystkich sił rozładować jego napięcie. Opowiadała o róŜnych sprawach, wywołując uśmiech na jego twarzy. Nalegała na zamówienie szampana i choć była za młoda, aby pić, udało jej się wysączyć kilka kropli z jego lampki.

11 Pilnowała, aby ta cały czas była napełniana. I kiedy zobaczyła, jak Dev obraca lampkę, aby móc dotknąć ustami miejsca, którego przed chwilą dotykały jej wargi, wiedziała, co nastąpi tej nocy. Zastanawiała się, czy go uwodzi. W gruncie rzeczy nie obchodziło jej to. Liczył się fakt, Ŝe z oczu Deva zniknął ponury cień. W myślach Megan pojawił się cień wspomnienia, którego nigdy nie przywoływała. Zerwała się z kanapy. Jeśli chcesz wspominać, pomyślała z goryczą, przypomnij sobie następny poranek. Samotne przebudzenie. Świadomość, Ŝe po słodkim, namiętnym kochaniu się i po tym, jak delikatnie pozbawił cię dziewictwa, Devlin Cross wymknął się w środku nocy bez słowa. Pamiętaj, jaka byłaś głupia w interpretowaniu tego. Jaka byłaś naiwna, dzwoniąc do jego biura... - Cross Consulting. Pani Harris, pomyślała Meg, przypominając sobie opowiadania Deva. - Czy mogę prosić pana Crossa? - Niestety, nie ma go w biurze. Chce pani zostawić wiadomość? - Czy wie pani, kiedy wróci? - Przykro mi, nie potrafię tego przewidzieć. - A potem kobieta o miłym głosie powiedziała słowa, które zniszczyły Meg Ŝycie. - Jeśli to coś pilnego, mogę podać pani jego telefon, chociaŜ on nie lubi, jak mu się przeszkadza, kiedy jest z Ŝoną.

12 ROZDZIAŁ DRUGI Dev przyglądał się, jak w blasku wschodzącego słońca ocean zmienia kolor z czarnego na szary, potem na róŜowy i wreszcie niebieski. Przypomniało mu to lekcje z Meg, kiedy porównywał warstwy gruntu do odcieni barw. ZadrŜał zarówno pod wpływem porannego chłodu, jak i wspomnień. Spędził większą część nocy na budowie, wiedząc, iŜ na sen nie ma większych szans. Po pierwszym, niespodziewanym spotkaniu nie zobaczył więcej Meg, choć gdyby nie czekał na nią, opuściłby przyjęcie znacznie wcześniej. Mason nie rozumiał, dlaczego Dev chce wyjść. - Za cięŜko pracujesz, synu - powiedział. - Po to mnie wynająłeś. - Ale nie po to, abyś pracował dwadzieścia cztery godziny na dobę. OdpręŜ się, zabaw. - Wskazał tłum ludzi. - Wiesz, moŜna tu nawiązać wiele kontaktów zawodowych. - Liczę na to, Ŝe i bez nich dam sobie radę. Kilka minut później Dev odjechał taksówką. Usiłował nie myśleć o przeszłości. Zdawało mu się, Ŝe pogrzebał wspomnienia, teraz jednak odkrył, jak kruchy był odzyskany niedawno spokój. Nie rozumiał tego. Jakim cudem Megan Spencer, elegancka córka senatora Harlana, mogła być Meg Scott? Meggie, jego jedyny promień słońca w ciemne, ponure dni? Meggie, pełna Ŝycia, z błyszczącymi radością niebieskimi oczami i lśniącą blond czuprynką. Zadbana Megan Spencer w niewielkim stopniu ją przypominała. Ból, pamiątka dawnych dni, nasilił się, kiedy Dev uświadomił sobie, Ŝe kłamała i tak naprawdę wcale jej nie znał. Natychmiast przywołał się do porządku - nie miał prawa czuć bólu, szczególnie jeśli chodziło o Meggie. A raczej o Megan, poprawił się. Miał zwyczaj przychodzić do restauracji tylko po to, Ŝeby porozmawiać z Meg. Opowiedział jej o przedsiębiorstwie, które załoŜył trzy lata wcześniej, wbrew radom innych, krytykujących jego zbyt młody wiek. Ona współczuła mu i przyznała, Ŝe podobne słowa często słyszała od ojca. - Chciał, Ŝebym została w domu i studiowała na uniwersytecie. Nawet San Diego jest dla niego za daleko - stwierdziła z goryczą. - UwaŜa mnie za dziecko. PrzecieŜ pod wieloma względami jesteś dzieckiem, pomyślał, wiedząc juŜ wtedy, Ŝe wykorzystuje tę niewinność i Ŝeruje na młodzieńczej energii i entuzjazmie. Tak bardzo potrzebował jej siły, której sam juŜ nie posiadał. I ona dała mu ją, czując, Ŝe czegoś od niej potrzebuje, choć nie była pewna, czego. Rozmawiała z nim, odpowiadała na pytania i doprowadzała do śmiechu, w chwilach gdy myślał, iŜ juŜ nie potrafi się śmiać. Po kilku unikach z jego strony przestała pytać go o sprawy osobiste. W jej oczach widział zaskoczenie, lecz pragnął, by ich znajomość była wolna od ciemnych, ponurych spraw dominujących nad resztą jego Ŝycia. Tak bardzo

13 potrzebował osoby nie znającej jego prywatnego piekła, nie zadającej pytań i nie obdarzającej go współczuciem. Ignorował wewnętrzny głos ostrzegający go i nadal odwiedzał małą restaurację. A później zapragnął więcej i poddał się temu pragnieniu. Zanim zdał sobie sprawę z tego, Ŝe nie kontroluje sytuacji, było za późno i okazało się, Ŝe spowodował więcej szkód, niŜ mógłby sobie wyobrazić. Zamknął oczy. Słońce przygrzewało, wokół unosił się zapach świeŜo skopanej ziemi. Dev wiedział, Ŝe to niemoŜliwe, a jednak wyczuwał lekki zapach gardenii, słodki i egzotyczny. Pojawiło się wspomnienie perfum, skropionej nimi sukni i zapachu unoszącego się z rozgrzanego ciała. Jęknął. Nie planował tego. Był pewien, Ŝe uda mu się zachować dystans. Tylko dlatego poszedł do niej po otrzymaniu listu. Nie zapomniał Ŝadnego szczegółu z tamtej nocy i choć nie pozwalał sobie myśleć o tym przez sześć lat, wspomnienia nie zbladły. Musiał je teraz przywołać. Zalało go poczucie winy. Meg zasługiwała na coś lepszego niŜ męŜczyznę, który był jej pierwszym kochankiem i skradł jej coś cennego, nie dając nic w zamian... Tej nocy chciał jej opowiedzieć o swoim małŜeństwie. Zamierzał to zrobić juŜ dawno. Kiedy jednak Meg spojrzała na niego jasnymi, radosnymi oczami, wiedział, Ŝe nie moŜe tego uczynić. Za bardzo potrzebował jej energii. Wkrótce będzie musiał powiedzieć jej prawdę, ale jeszcze nie teraz. Zabrał ją do domu, aby przebrała się po pracy. Nie spodziewał się aŜ takiej transformacji. WłoŜyła miękką sukienkę z dzianiny, podkreślającą jej sylwetkę, do tego sandały na obcasie oraz naszyjnik i kolczyki ze złota. Sczesała włosy na jedną stronę, odsłaniając ucho. Dev zawsze myślał, Ŝe kiedyś jej uroda rzuci świat na kolana; wtedy uznał, Ŝe ten dzień właśnie nadszedł. - Meggie. - Tylko tyle udało mu się wykrztusić. - Dziękuję - odpowiedziała, czytając w jego oczach to, czego nie mógł powiedzieć. Tej nocy była w wyjątkowej formie. Rozpierała ją energia i aŜ dziwne, Ŝe nie przybrała formy bąbelków szampana, na którego Megan nalegała. Dev musiałby mieć znacznie więcej siły, Ŝeby się jej oprzeć. Nakrył jej dłoń swoją. Była to jedna z pieszczot, którą oboje zaakceptowali, traktując ją jak dzieci bawiące się pudełkiem zapałek. Wiedział o tym, ale nie potrafił przestać; nie wiedział teŜ, co mógłby powiedzieć, Ŝeby Meg przestała. Zapewniał siebie, Ŝe nie stanie się nic złego, dopóki będzie kontrolować sytuację. Powiedz jej teraz, zanim sprawy posuną się za daleko, zanim wypijesz więcej szampana i wstaniesz od stolika, nakazywał sobie. Jeśli tego nie zrobisz, ruszy lawina. Jednak nie mógł znaleźć słów. Czerpał od niej energię, pozwalał jej oŜywiać swe umęczone ciało i duszę. Znów miał to samo uczucie znajome, upiorne wraŜenie, Ŝe jest wampirem, wysysającym z niej Ŝycie, poniewaŜ nie ma juŜ własnego Jednak nie umiał przestać. Nauczyła go na nowo, jat śmiać się bez powodu, jak dostrzec piękno prostych rzeczy i jak patrzeć w przyszłość z radością, a nic z przeraŜeniem.

14 W końcu zabrał ją do domu i kiedy weszli do je małego mieszkania, pocałunek na dobranoc wydawał się nieunikniony. Było to jak połączenie dwóch płomieni i zanim zrozumiał, co się dzieje, było za późno. W chwili gdy ich wargi się zetknęły, płomień wybuchł z mocą. Chciał przerwać to, odsunąć się, lecz kiedy Meg z cichym westchnieniem przytuliła się do niego, podając mu miękkie wargi, był zgubiony. Czuł ciepło jej ciała i uświadamiał sobie, Ŝe ma do czynienia z ponętną kobietą o urodzie zapierającej mu dech w piersiach. - Dev - szepnęła. Rozchyliła usta i w tym momencie język Deva delikatnie zaczął pieścić jej wargi. Natychmiast poddała się jego woli. Pieścił jej usta, pogłębiając pocałunek. Kiedy ich języki się zetknęły, nie był nawet pewny, czy to poczuł, lecz za to poczuł wybuch gorąca gdzieś w środku i dziwną słabość w kolanach. Gdy zrobiła to jeszcze raz, śmielej i bardziej zdecydowanie, opuściły go siły. Opadli na podłogę, nie przerywając pocałunku. Dev nigdy w Ŝyciu nie poznał niczego tak słodkiego i pięknego jak ta dziewczyna. - Meg - jęknął, odsuwając się. - Musimy przestać. Nie mogę... Zanim skończył, Meg uniosła twarz, podając mu usta. Namiętność zapłonęła w nim na nowo i myśl, jeszcze niedawno obecna w jego umyśle, spaliła się na popiół. Pragnął tego od dawna i od długiego czasu walczył z tym. Zdawało się, Ŝe juŜ nie obchodzi go fakt przegrania tej walki. Obchodziła go wyłącznie Meg i pozbycie się bólu, jaki mu zadawała; rozładowanie napięcia, czego domagało się jego ciało. Pragnął zaspokojenia z nią i tylko z nią. - Meggie - rzucił urywanym głosem - pomóŜ mi, proszę; nie moŜemy tego zrobić... Urwał, kiedy poczuł jej wargi, składające miękkie, delikatne pocałunki na jego policzkach. Poruszała się w jego ramionach, przytulała, szepcząc jego imię cichym, słodkim głosem. Tracił samokontrolę i wiedział o tym; nie pamiętał tylko, dlaczego kiedyś postanowił sobie nigdy do tego nie dopuścić. Zdawało mu się, Ŝe niczego nie pamięta poza tą szalejącą gorączką, wszechogarniającym poŜądaniem i Meggie w jego ramionach. Później rozebrali się. Dev nigdy przedtem nie zachowywał się tak i wiedział, Ŝe nawet długa abstynencja nie moŜe tego usprawiedliwić. Jęknął, oddając swoje nagie ciało poŜądaniu i rękom Meggie. Dotykał jej z szacunkiem, gładził jedwabistą skórę, a potem ujął w dłonie jej piersi. Z gardła znów wyrwał mu się jęk i musiał walczyć z chęcią wzięcia jej w tym momencie, bez gry wstępnej, gwałtownie, namiętnie i o wiele za szybko. Meg odrzuciła ubrania i niechcący dotknęła go w miejscu, które i tak było twarde i wzniesione. Miał wraŜenie, Ŝe przeszył go silny impuls elektryczny. Nieświadomie jęknął i przywarł do jej dłoni. - Dev? Zraniłam cię? Ja... - Urwała, lecz w jej głosie zabrzmiała dziwna nuta. Zranić go? BoŜe, niemal wyskoczył ze skóry, czując jej dotyk, a ona myślała, Ŝe go zraniła! - Nie, Meggie - rzucił drŜącym głosem. Usłyszał westchnienie ulgi i po chwili drgnął, czując jej nieśmiałe pieszczoty. Wtedy coś do niego dotarło.

15 - Meggie... nigdy tego nie robiłaś, prawda? Mruknęła w odpowiedzi coś, czego nie usłyszał, ale jednak zrozumiał - jej rumieniec wystarczył za odpowiedź. Powinien przestać; wiedział o tym, ale umysł zamroczony szampanem nie potrafił dostarczyć wystarczającego argumentu podnieconemu ciału. - Dev - szepnęła. - Proszę... to nie ma znaczenia. Chcę tego... Chcę być z tobą. - Meggie - jęknął. Wiedział, Ŝe jest juŜ za późno i musi ją mieć. Obiecał sobie jednak, Ŝe będzie to dla niej przyjemne. Po tym, jak drŜała po jego najlŜejszym dotyku, uznał, iŜ jest w stanie to zrobić. Chciał, aby ten akt był doskonały, i jeśli nie wiedział, jak to zrobić, miał pewność, iŜ będzie w stanie wspiąć się na szczyty, jakich nigdy przedtem nie osiągnął aby tak się stało. Nigdy w Ŝyciu nie zaznał niczego podobnego do rozkoszy trzymania Meggie w ramionach, nieśmiałej zmysłowości jej reakcji i tego, jak jej ciało najpierw opierało się, a potem go przyjęło, rozpalając w nim ogień, który sprawił, Ŝe nagle wykrzyknął jej imię... Omal nie krzyknął ponownie, podnosząc się. Tak samo czuł się tamtego dnia, gdy po wejściu do biura dowiedział się, iŜ dzwoniła Meggie i co powiedziała jej Beverly Harris. - Musiałem się z nią rozstać - mruknął rozpaczliwie, wpatrując się w linię wody. Była to właściwa decyzja; jedyna, jaką mógł podjąć. Wystarczy zobaczyć, na kogo wyrosła, powiedział sobie. Jest śliczna i pewna siebie. Doskonale pasuje do swego świata. Poczuł bolesny skurcz, przypominając sobie, z jaką determinacją Meggie broniła się przed byciem doskonałą córką polityka. Kochała i podziwiała ojca, lecz jego świat nie był jej światem i powtarzała to za kaŜdym razem. A teraz odgrywała na przyjęciu rolę jego czarującej gospodyni. Ile w tej eleganckiej kobiecie pozostało z Meggie, zastanawiał się. Gdzie jest jej energia, witalność i to coś, co go kiedyś uratowało? Czy jest w niej nadal, ukryte pod elegancką powierzchownością? A moŜe to on pozbawił ją tego? BoŜe, myślał o niej tak często, przez tyle miesięcy bezskutecznie jej szukał i nigdy nie przypuszczał, Ŝe moŜe stać się właśnie taka. Zawsze wyobraŜał ją sobie jako artystkę zafascynowaną własną twórczością. Bezskuteczne poszukiwania. Nagle zrozumiał, Ŝe skoro w końcu ją znalazł, mógł nareszcie zrobić to, czego nie udało mu się uczynić do tej pory - wszystko wyjaśnić. Mógł pozbyć się poczucia winy, powiedzieć, dlaczego musiał odejść i dlaczego nigdy nie powiedział jej, iŜ jest Ŝonaty. Wstał i nieco chwiejnym krokiem podbiegł do zniszczonego czarnego dŜipa. Miał go juŜ w czasach, gdy spotykał się z Meggie. Nie stać go było na kupno nowego, ale nawet gdyby miał pieniądze, nie był pewny, czy zrobiłby to. Meggie często siedziała na przednim siedzeniu, cieszyła się otwartą przestrzenią i wiatrem, targającym jej włosy. Włączył silnik i skierował się na autostradę. Przed spotkaniem z Meg musiał wziąć prysznic, ogolić się i przebrać. Zaparkował dŜipa w garaŜu pomiędzy eleganckimi samochodami. Pospiesznie ruszył do swego mieszkania. Chciał jak najszybciej zobaczyć Meg, porozmawiać i sprawić, Ŝeby zrozumiała. MoŜe nawet przebaczyła? Usiłował pozbyć się tej myśli. Na to istniały niewielkie szanse, a on

16 miał juŜ dosyć zawiedzionych nadziei. Wbiegał po schodach, przeskakując po dwa stopnie naraz. Wynajął to mieszkanie, kiedy wraz z wspólnikiem zadecydowali, iŜ nowa praca jest warta otwarcia biura w mieście. Dev nie chciał codziennie dojeŜdŜać z San Diego do Aliso Beach. Powiedział sobie, Ŝe pieniądze, jakie płaci Mason, usprawiedliwiają przeprowadzkę, choćby czasową, do ekskluzywnego, nadmorskiego miasteczka. Nie chciał przyjąć do wiadomości innej przyczyny - mieszkała tu istota o wielkich oczach, która kiedyś uratowała go przed szaleństwem. Teraz wmawiał sobie, Ŝe przecieŜ nie wiedział, czy nadal tu mieszka. I nie wybrał tej dzielnicy, bo Meggie powiedziała mu kiedyś o godzinach spędzanych nad brzegiem oceanu. A przecieŜ sam tam poszedł, wyobraŜając sobie jasnowłose stworzenie pełne energii. Zamknął drzwi, rzucił marynarkę i klucze na stół. Jego zdaniem czynsz, który płacił, był horrendalnie wysoki. Mimo to, jak na to miasto, mógł być uwaŜany za mieszczący się w granicach rozsądku. W dodatku mieszkanie było umeblowane, co stanowiło rzadkość. Jedynie małe nadmorskie domki były wyposaŜone w meble, lecz tygodniowy koszt pobytu był wyŜszy niŜ miesięczny czynsz tutaj. Prawie nie dostrzegał surowego wystroju wnętrza. Nie przeszkadzało mu to; przypominało jego własne mieszkanie, zawierające wyłącznie podstawowe sprzęty. Spędzał w nim zresztą tak mało czasu, Ŝe myślał o nim wyłącznie jak o hotelu. I jeśli Jeff powiedział mu, Ŝe w jego domu nie ma Ŝadnych osobistych rzeczy, gdyŜ jego mieszkaniec boi się mieć jakiekolwiek Ŝycie osobiste, to trudno - miał prawo do własnych opinii. Tak jest łatwiej, powiedział sobie, goląc się. Nie miał czasu na nic poza pracą. Jeff często mu mówił, Ŝe to równieŜ nie jest przypadkowe, ale tę myśl takŜe szybko odsunął, zauwaŜając jedynie, iŜ w ciągu ostatnich kilku godzin wiele rzeczy starał się usuwać z myśli. Prawdę mówiąc, robił to od chwili, gdy zobaczył blondynkę w lśniącej sukience, tę samą, która od sześciu lat nawiedzała jego sny. Megan kierowała się w stronę tylnego wyjścia, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Wiedziała, Ŝe pani Moreland właśnie wróciła z zakupów i rozpakowuje w kuchni torby, więc zawołała do niej, Ŝe sama otworzy. Na progu stał Dev. Patrzyła na niego i nie mogła oderwać oczu. On teŜ wyglądał na zaskoczonego. Wydawało się, Ŝe Ŝadne z nich nie mogło naprawdę uwierzyć w spotkanie zeszłej nocy. - Meggie - szepnął. Stała w bezruchu, starając się zignorować dreszcz wywołany brzmieniem ulubionego kiedyś zdrobnienia. - Megan - poprawiła go stanowczym głosem. Blask w jego oczach przygasł. - Przepraszam. Zapomniałem, Ŝe juŜ nie ma Meg. - Uśmiechnął się krzywo. - I juŜ nie Scott, prawda? Nic dziwnego, Ŝe nie mogłem cię odnaleźć. Szukał jej? Szokujące odkrycie sprawiło, Ŝe jej głos zabrzmiał ostro. - Scott to panieńskie nazwisko mojej matki. - Nie zdawałem sobie sprawy z tego, Ŝe twój bunt przeciwko ojcu jest tak wielki, iŜ mogłaś odrzucić jego nazwisko.

17 - Nie odrzuciłam nazwiska ojca - zaprotestowała.Słysząc za plecami jakiś dźwięk, szybko wyszła na ganek i zamknęła za sobą drzwi. - Mój ojciec jest bardzo znaną postacią i w dodatku naleŜy do rady Uniwersytetu Kalifornii. Nie chciałam być specjalnie traktowana z powodu tego, Ŝe jestem jego córką... Przerwała nagle, zła na siebie. Dlaczego wyjaśniała mu to, jakby miał prawo o wszystkim wiedzieć? Kiedyś omal nie powiedziała mu, jak brzmi jej prawdziwe nazwisko, wiele razy była tego bliska, ale powstrzymała się. Bała się, Ŝe on, tak jak inni, zacznie traktować ją inaczej. Zresztą w porównaniu z tym, czego się dopuścił, było to niewaŜne pominięcie. A moŜe naleŜało mu powiedzieć, pomyślała z goryczą. MoŜe wtedy nie zostawiłby jej drŜącej, rozbitej, przygniecionej gorzką zdradą, zaciskającej w sztywnej dłoni zimną słuchawkę telefonu. - Nie muszę ci niczego wyjaśniać. - To prawda. - To raczej ty jesteś mi coś winien. Zapomniałeś o wierności. - Próbowałem, Meg, naprawdę. Chciałem trzymać się z daleka. I wtedy, tamtej nocy, próbowałem to przerwać, mówiłem, Ŝe nie powinniśmy... - Próbowałeś? - W jej głosie brzmiała furia. - Czy pomyślałeś choćby o jednym sposobie, który poskutkowałby z pewnością? Dwa proste słowa, to wszystko. „Jestem Ŝonaty". Gwałtownie westchnął. - Próbowałem ci to powiedzieć setki razy. Wiedziała, Ŝe to prawda. JuŜ dawno zrozumiała, co znaczyły te nagłe przerwy w jego wypowiedziach. Jednak ta świadomość nie złagodziła jej bólu i nie ukoiła gniewu. - Powiedz mi, Dev - odezwała się chłodno, jakby rozmawiała z nowo poznanym człowiekiem. - Czy twojej Ŝonie podoba się w Aliso Beach? A moŜe dla wygody zostawiłeś ją w domu? Drgnął i zacisnął pięści. - Meg, wiem, Ŝe jesteś zła i masz do tego prawo, ale proszę... MoŜesz mnie wysłuchać? Chcę ci wszystko wyjaśnić. - Trochę za późno, nie uwaŜasz? - Później, niŜ ci się wydaje, dodała gorzko w myślach. - O wiele za późno - zgodził się, wprawiając ją w zdumienie. - Ale wysłuchasz mnie, prawda? - Dobrze, ale przynajmniej oszczędź mi zapewnień w rodzaju: „moja Ŝona mnie nie rozumie". - Nigdy tak nie było. - NiezaleŜnie od tego, jak było źle, ona była bardziej nieszczęśliwa. - O wiele bardziej. To wyznanie zaskoczyło Megan. Po chwili usłyszała dźwięk, tym razem dobiegający z ogródka na tyłach domu. Drgnęła, - To nie ma sensu - mruknęła. - Idź juŜ, dobrze? - W porządku - zgodził się, patrząc jej w oczy. - Pójdę, ale najpierw muszę ci coś powiedzieć. Wiem, Ŝe nic nie moŜe naprawić krzywdy, jaką ci wyrządziłem, jednak... Skłamałem i zraniłem cię. Nie mogę tego zmienić. Mogę tylko powiedzieć

18 ci, dlaczego, i mieć nadzieję, Ŝe zrozumiesz. - Zrozumieć, Ŝe popełniłeś ze mną cudzołóstwo? Uwierz mi, rozumiem to. - ZadrŜała. - Czy twoja Ŝona to rozumie? - Moja Ŝona nie Ŝyje. - Co takiego? Zaczął wyrzucać z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego. - Umarła pięć lat temu. Rok po tym, jak... opuściłem cię. Była w szpitalu od dnia, w którym została potrącona przez pijanego kierowcę. To stało się rok po naszym ślubie. - Rok po... - Była w stanie śpiączki. - Masz na myśli dzień, kiedy... byliśmy... - Urwała i zadrŜała. - Tak - przyznał szczerze Dev. Megan poczuła wstręt, lecz to uczucie znikło po następnym wyznaniu Deva. - Była w stanie śpiączki przez trzy lata. - O BoŜe. - Po dwóch latach zacząłem się załamywać i wtedy spotkałem ciebie. Wróciły wspomnienia i wszystkie pasowały, jak części układanki, której Meg do tej pory nie umiała ułoŜyć. Wyraz oczu Deva, zmarszczki wyczerpania na zbyt młodej twarzy i wraŜenie, Ŝe walczy ze sobą. - Wiem, Ŝe to nie jest usprawiedliwieniem - dorzucił Dev. - I jeśli ceną za to, co zrobiłem, ma być poczucie winy, to moŜesz mieć pewność, iŜ płaciłem ją kaŜdego dnia po opuszczeniu ciebie. Musisz to jednak wiedzieć i uwierzyć. Nie chciałem cię zranić, Meg. Była tak zdumiona, Ŝe nie mogła znaleźć słów. Po chwili rysy twarzy Deva stwardniały. Skinął głową, obrócił się i zaczął schodzić po schodach. Zerknął przez ramię. - Nie wiem, czy ma to dla ciebie jakieś znaczenie - powiedział, tym razem nie starając się ukryć bólu w głosie - ale bez ciebie nie udałoby mi się przetrwać tego wszystkiego. Odszedł. Meg miała wraŜenie, Ŝe w jej wnętrzu utkwił jakiś ostry przedmiot. BoŜe, pomyślała. Śpiączka przez trzy lata. Biedny Dev. Nic dziwnego, Ŝe wyglądał na wyczerpanego. Nic dziwnego, Ŝe miała wraŜenie, iŜ znalazł się w pułapce bez wyjścia. Dlaczego jej o tym nie powiedział? Czy sądził, Ŝe nie zrozumie? Bał się, iŜ nie zechce z nim być? Gdyby wiedziała o wszystkim, nie miałoby to znaczenia. Oczywiście, ich związek wyglądałby inaczej. Nigdy nie dopuściłaby do fizycznego zbliŜenia. Czy dlatego jej nie powiedział? Bał się, Ŝe nie będzie się z nim kochać? Odrzuciła tę myśl natychmiast, wściekła na siebie za ból, jaki w niej budziła. Zapewniała samą siebie, Ŝe ból związany z Devlinem Crossem juŜ minął. Ten człowiek odszedł z jej Ŝycia i tak juŜ miało zostać. To przypadek, Ŝe ich drogi znów się skrzyŜowały - potwierdzał to wyraz zaskoczenia w oczach Deva, kiedy ją zobaczył. Powiedział jednak, Ŝe szukał jej wcześniej. Zapewne po śmierci Ŝony, gdyŜ z całą pewnością nie robił tego w ciągu sześciu tygodni, jakie spędziła w małym

19 mieszkanku, czekając i modląc się o jego powrót. Przypuszczała, Ŝe powinno ją to pocieszyć, oczywiście jeśli mu uwierzy. Jednak nawet gdyby to była prawda, nie odnalazł jej. Uświadomiła sobie, Ŝe to nie jego wina. Meg Scott umarła razem z jej głupimi marzeniami. Po raz trzeci usłyszała dźwięk z ogródka, szczęśliwy śmiech, i zrozumiała, Ŝe to i tak nie ma znaczenia. Potrzebowała Deva wtedy, a nie nawet rok później. Potrzebowała go tamtego ranka, kiedy obudziła się samotna po oddaniu mu dziewictwa. Potrzebowała go, kiedy poznała cenę za tę noc i ten cios był ostatnim, zadanym naiwnej dziewczynie. Potrzebowała go, gdy musiała wyznać ojcu prawdę. Potrzebowała go, kiedy urodził się jego syn.

20 ROZDZIAŁ TRZECI Dev stał na szczycie wzgórza i przyglądał się maszynom na placu budowy. Chłodna bryza rozwiewała mu włosy. Tego dnia powietrze było krystalicznie przejrzyste. Podobał mu się realizowany projekt. Mason będzie miał hotel z widokiem na ocean, sklepy i tereny handlowe, a mieszkańcy regionu niewielki, lecz imponujący park ze ścieŜkami dla rowerzystów i biegaczy, tereny piknikowe i parkingi. Nic dziwnego, Ŝe Harlan Spencer tak bardzo popierał inicjatywę Masona. Dev z trudem odsunął od siebie myśli o Spencerze, gdyŜ przypominały mu one Meg. Wczoraj wyraziła się jasno; czasem milczenie jest wymowniejsze niŜ setki słów. Nie miał pewności, jakiej reakcji oczekiwał, lecz nie zaprzeczał, iŜ miał nadzieję na pojednanie. ZauwaŜył ciemny samochód na placu budowy, ale nie zwracał na niego uwagi. Zastanawiał się, skąd powinien pobrać następne próbki gruntu. Starał się koncentrować na pracy, lecz to nie pomagało. Wspomnienia dawnej Meggie były zbyt intensywne. Megan Spencer nie miała takiej werwy, nie mówiąc juŜ o współczuciu i zdolności wybaczania. Zaczął schodzić ze wzgórza, zastanawiając się, czy Mason juŜ się uspokoił. Rano odkrył zepsuty buldoŜer i natychmiast wybuchnął, wygłaszając obelŜywą przemowę o braku kompetencji brygadzisty. Przez głośnik zaŜądał, aby winowajca natychmiast zgłosił się do biura. Dev z przesadną uwagą sortował papiery na biurku. Właśnie wziął do ręki kartkę zapisaną nieczytelnym pismem Masona, kiedy ten odwrócił się ku niemu. - Co, u diabła, z tym robisz? - Właśnie to znalazłem... - NiewaŜne. - Mason zmiął kartkę i schował ją do kieszeni. Odwrócił się do drzwi, przez które wchodził nieszczęśliwy brygadzista. Dev szybko wyszedł, słysząc początek sprzeczki. Miał dosyć spięć. Mason zaczynał go denerwować. Opóźnienia w terminach były dość powszechne przy realizacji takich projektów. Mason jednak wybuchał złością przy najmniejszych problemach. Teraz najwyraźniej stłumił irytację. Z szerokim uśmiechem podchodził do samochodu, który zatrzymał się za dŜipem Deva. Dev zamarł, widząc męŜczyznę o srebrnych włosach. Potem otworzyły się przednie drzwi i pojawiła się noga w pończosze, a za nią druga. I wreszcie ukazała się Megan, w beŜowym, jedwabnym kostiumie, uczesana w kok, odsłaniający małe uszy ozdobione perłowymi kolczykami. Na nogach miała niepraktyczne na placu budowy ciemnobeŜowe szpilki. Wyjaśniło się to w chwili, gdy Dev zobaczył wyraz jej twarzy - nie wiedziała, dokąd jadą. Gdyby wiedziała, pomyślał kwaśno, nie przyjechałaby. Znalazłaby coś innego do roboty, cokolwiek, i poprosiłaby kogoś, aby zabawił się w szofera. Uścisnął rękę Harlana Spencera i zauwaŜył, iŜ Megan zaciska dłonie na torebce. Ona na pewno nie poda mu ręki. - Miło znów cię widzieć - powiedział szczerze Harlan. Gestem wskazał plac

21 budowy. - I co myślisz o przedsięwzięciu Franka? Dev z trudem odwrócił wzrok od pozbawionej wyrazu twarzy Megan. - Robi wraŜenie. - Tak - zgodził się senator. - Jednak trzeba włoŜyć w to wiele pracy. - To lepsze niŜ brak pracy. Senator zaśmiał się. - Chciałbym, Ŝebyś dla mnie pracował. Małomówni męŜczyźni są rzadkością w polityce. - Z całą pewnością Dev do nich naleŜy. - Frank poklepał Deva serdecznie po ramieniu. - Nigdy nie powie dwóch słów, jeśli potrzebne jest tylko jedno. Czasem mam wraŜenie, Ŝe woli mieć do czynienia ze skałami niŜ z ludźmi. - Skały nie mówią za duŜo - zauwaŜył sucho Dev. Spencer znów się roześmiał. - Tak przypuszczam. I masz rację, praca jest lepsza niŜ jej brak. - Przez chwilę przyglądał się Devowi. - Frank mówi, Ŝe pracujesz za dwóch. - Tak trzeba. - Masz problemy? - Finansowe. Nic nowego. - Nie chciał wyjaśniać powodów, dla których przez ostatnich pięć lat pracował po osiemnaście godzin dziennie, aby wydostać się z dołka finansowego. Szczególnie nie przy Megan. - Zdawało mi się, Ŝe twoje przedsiębiorstwo się rozwija, otworzyło właśnie drugie biuro tutaj, w Aliso Beach. - Mam osobiste problemy. W pracy wszystko jest w porządku. Cichy dźwięk powiedział mu, Ŝe Megan słucha. Na pewno pamiętała jego uniki, kiedy rozmowa schodziła na tematy Ŝycia prywatnego. Czy wiedza o tym, dlaczego to zrobił, mogła cokolwiek zmienić? Próbował pocieszać się myślą, Ŝe nie była tak zimna, jak mu się zdawało, ale bez skutku. Jedyne emocje, jakie okazywała, to złość, wyrzuty i cierpienie, i to tylko zwiększało poczucie winy, z jakim borykał się od dawna. - Pozwól, Ŝe cię oprowadzę - zaproponował Frank, sięgając po hełm ochronny oznaczony napisem „gość". - Nie mamy duŜo czasu - powiedział senator - ale chciałbym zobaczyć, jak wygląda park. A ty, Megan? - Nie, dziękuję - rzuciła sztywno. - Nie jestem odpowiednio ubrana. Zaczekam w samochodzie. Dev nic nie powiedział. Rzut oka na twarz Megan wystarczył. Fakt, Ŝe wyznał jej prawdę, nic nie znaczył. Odwrócił się i odszedł bez słowa. Entuzjazm Franka Masona był wyraźny i jeśli Dev uwaŜał go za przesadny, nie powiedział tego. To prawda, przedsięwzięcie zapowiadało się wspaniale i miało przynieść korzyści zarówno mieszkańcom, jak i lokalnym przedsiębiorcom, lecz zdawało się, iŜ Frank usiłuje z całych sił sprzedać coś, co juŜ dawno zostało kupione. Dev odetchnął z ulgą, kiedy Mason przestał robić z siebie idiotę. Na terenie przyszłego parku senator zapytał o znaki z kolorowymi flagami. - Oznaczenia stopni - odpowiedział ponuro Frank. - MoŜemy zacząć natychmiast, jak tylko Dev przestanie robić uniki i da nam pozwolenie. Harlan zerknął na Deva, który drgnął mimo woli. Przywykł do obcesowości Franka, ale jakoś nie podobało mu się to przy ojcu Megan. - Uniki? - zapytał Harlan.

22 - Czekam na raporty dotyczące gruntu. - Och. To zajmuje mnóstwo czasu, ale bez tego nie moŜna zacząć. - To prawda - przyznał Dev, czując ulgę, zupełnie jakby zdanie ojca Megan o nim było waŜną sprawą. - Wiem, wiem - mruknął Mason. - Frank mówił mi, Ŝe ukończyłeś uniwersytet w San Diego - zwrócił się Harlan do Deva. Frank za duŜo mówi, pomyślał Dev, ale skinął głową. Jeśli miał jakieś wątpliwości odnośnie do tego, czy Meg powiedziała ojcu, przez kogo wyjechała z San Diego, teraz się ich pozbył. Gdyby Harlan wiedział, nie byłby nawet w połowie tak miły. - Megan zaczęła tam studia. - Naprawdę? - Tak. - Harlan wzruszył ramionami. - Miała szalony pomysł, Ŝeby zostać artystką... Dev zmarszczył brwi. Miała? - Naprawdę? Dlaczego to był szalony pomysł? - Ma trochę talentu, odziedziczyła go po Catherine, mojej Ŝonie. Ale nie o takiej karierze dla niej marzyłem. Trochę talentu, pomyślał Dev z goryczą. Pamiętał obrazy na ścianach jej mieszkania i szkice, kreślone pewnymi ruchami dłoni za pomocą ołówka, długopisu, kawałka węgla. Szczególnie pamiętał jeden portret, zrobiony węglem, ukryty gdzieś w jego szafie, Ŝeby nie musiał na niego patrzeć. Mówił wszystko o nim samym i o niej. - Nie ukończyła San Diego? - zapytał z trudem. - Nie. Poszła na uniwersytet w Irvine i ukończyła go z wyróŜnieniem. - Ale nie malarstwo - stwierdził Dev, znając juŜ odpowiedź. - Nie; szkołę biznesu. Zainteresowała się w końcu zarządzaniem. - Harlan zmarszczył brwi, jakby przypominając sobie coś przykrego, lecz po chwili odezwał się wesołym tonem: - Muszę przyznać, Ŝe dla rodziców to prawdziwe święto, kiedy dzieci przyznają, iŜ od początku staruszkowie mieli rację. - Powinieneś być z niej dumny - włączył się Mason. - Wzorowo prowadzi biuro. Przydałaby mi się tutaj; moŜe wtedy robota byłaby wykonywana w terminie. Dev nie słuchał, prawie nie mógł oddychać. BoŜe, Meggie, tak mi przykro. Czuł pieczenie pod powiekami. Zrobił to, zniszczył jej wiarę, nadzieję, marzenia... - Przepraszam - powiedział nagle. - Muszę coś sprawdzić. Odwrócił się, lecz zdąŜył jeszcze usłyszeć Masona, mówiącego coś o planach terminów i inwestorach. Dev znalazł się przy samochodzie senatora, zanim zdąŜył sobie uświadomić, dokąd zmierza. Ujrzał Megan. Stała przy samochodzie i opierając się ramionami o otwarte drzwiczki, patrzyła na ocean. Zdjęła okulary, wiatr wysunął kilka pasemek z koka. Drgnęła i obróciła się, słysząc jego kroki. Policzki miała mokre od łez. DrŜała, patrząc mu w oczy. Dev nie wiedział, co zrobić. Czuł ból, wiedząc, Ŝe to on jest przyczyną jej łez. Po raz kolejny. Jego serce zamarło. Skoro płakała, musiała coś do niego czuć.

23 Wszystko byłoby lepsze niŜ chłodna obojętność. Czuł się rozdarty. Wiedział, Ŝe robiąc to, na co miałby ochotę, ryzykowałby bolesne odrzucenie, a jednak cierpiał, stojąc tak i widząc jej łzy. Myśl o tym, jak musiała płakać sześć lat temu, była jak kwas sączący się do mózgu. BoŜe, jakim był tchórzem. Wiedział juŜ, Ŝe nigdy nie mógłby powiedzieć jej, iŜ między nimi wszystko się skończyło. Po prostu nie byłby w stanie znieść jej łez. Teraz teŜ nie mógł ich znieść. Wreszcie uległ pokusie i wziął ją w ramiona. Ku jego zdumieniu nie wyrwała się. Czuł jej drŜenie, gdy walczyła ze łzami. Niepewnie uniósł dłoń i otarł kilka wilgotnych kropelek z jej policzków. Czuł się winny, a jednocześnie rosła w nim nadzieja. Spojrzał na gęste rzęsy Megan i jego serce zaczęło bić szybciej. Nie sądził, Ŝe kiedykolwiek uda mu się ją odnaleźć, nie mówiąc juŜ o dotykaniu czy tuleniu jej. Fakt, iŜ teraz była tak uległa, wywoływał w nim tęsknotę. Wolno przesunął dłońmi po wilgotnej twarzy dziewczyny. Jej skóra była miękka i jedwabista, tak jak to zapamiętał, i wiedział, Ŝe powinien wycofać się, zanim zrobi coś, za co otrzyma policzek. Mimo to nie mógł. Mógł tylko pochylić się lekko i delikatnie musnąć wargami kropelki łez na jej twarzy. Wydała cichy jęk i przyciągnęła jego głowę bliŜej. Delikatnie uniósł jej podbródek, spojrzał w niebieskie oczy. Wyczuwał jej niepewność i wiedział, Ŝe powinien zacząć działać teraz, zanim Megan dojdzie, iŜ nadal go nienawidzi. Wolno pochylił głowę, przelękły i niepewny. Nie poruszyła się, choć dał jej na to więcej czasu, niŜ potrzebowała. Znów ogarnęła go rozpaczliwa nadzieja. A potem poczuł wargi Meg, miękkie, ciepłe i wyjątkowo chętne. Starał się zachować dystans, aby Megan nie poznała, Ŝe reaguje na nią tak samo jak przedtem. Po raz kolejny przywróciła mu nadzieję, tak jak sześć lat temu. Odkrył, Ŝe nawet mały dystans jest za duŜy. Przyciągnął ją do siebie i tylko konieczność zachowania ostroŜności sprawiła, iŜ zadowalał się pieszczotami warg, zamiast posiąść to, co było tak blisko i tak bardzo go kusiło. Zastanawiał się, dlaczego moŜe stać, skoro czuje taką słabość w kolanach. Ogarnął go płomień, taki sam, jak sześć lat temu. Musiał osiągnąć coś więcej, pogłębić pocałunek. Jednak Megan wydała cichy, rozpaczliwy jęk. Niechętnie odsunął się. - Meg? - Myślałam, Ŝe to się zmieni... Ŝe nie będzie tak jak przedtem... Zanim ją porzucił. Zdawało mu się, Ŝe usłyszał te nie wypowiedziane słowa. Przeszył go dreszcz. - Meggie - zaczął, lecz urwał, nie wiedząc, co moŜe powiedzieć. - Megan - rzuciła z uporem. - Meggie juŜ nie istnieje. Drgnął. Odrzucała wspomnienia, tak bolesne dla niej i tak słodkie dla niego. Kiedy się odezwał, jego głos brzmiał łagodnie. - W takim razie kto mnie teraz całował? Zacisnęła wargi, lecz odpowiedziała spokojnie: - Chciałam sprawdzić, czy nadal jestem głupia i nie widzę tego, co oczywiste. - A więc to był test? - MoŜna tak powiedzieć. - Kąciki ust Megan opadły. - Przypuszczam, Ŝe masz pewność, iŜ przegrałam, prawda? śe skoro mnie tylko pocałujesz, natychmiast

24 rozpalę się, jak kiedyś. - A było tak? - udało mu się wykrztusić. - Czy się rozpaliłam? Tak - przyznała szczerze, rumieniąc się. - Więc sądzę, Ŝe oblałam test, ale w pewnym sensie zdałam go. Widzisz, teraz jest inaczej. Meggie była głupia. Wiedziała tylko, Ŝe cię pragnie. Ja być moŜe nadal cię pragnę, ale wiem, Ŝe nie stać mnie na to, by ci ulec. Właśnie dlatego Meggie juŜ nie istnieje. Dev miał ochotę krzyczeć, słysząc te słowa, choć ton głosu Megan był neutralny i pozbawiony sarkazmu. Odezwał się po chwili: - Przykro mi. Meggie była wyjątkową osobą. - W jej oczach ujrzał smutek. - Czasami musi ci jej brakować - rzucił i wyraz jej oczu powiedział mu, Ŝe trafił w dziesiątkę. Po chwili zerknęła na coś za jego ramieniem. Obrócił się i ujrzał nadchodzących męŜczyzn. Meg włoŜyła okulary i poprawiła włosy. - ...porozmawiać z nimi, ale nic ci nie mogę obiecać - powiedział Harlan, zbliŜając się do samochodu. - Ich decyzje nie zaleŜą ode mnie. - Wiem - rzucił Mason zniecierpliwionym tonem. - Ale ty masz wpływy. Posłuchają cię. - JuŜ mówiłem, Ŝe z nimi porozmawiam - powtórzył Harlan lekko zirytowany. - Mówiłem teŜ, Ŝe niczego nie mogę ci obiecać. - Gdybyś tylko mógł ich nakłonić do poparcia... - Mason przerwał nagle, jakby uświadomił sobie obecność Deva i Megan. - Skończyliśmy, kochanie. Przepraszam za to, Ŝe kazaliśmy ci czekać tak długo. - Nic nie szkodzi, tato. - W jej głosie nie wyczuwało się Ŝadnych emocji. - Mogłam popracować nad twoim przemówieniem. Harlan uśmiechnął się. - Moja córka nigdy nie jest niczym usatysfakcjonowana. Powiedziałem ci wczoraj, Ŝe jest świetna. - Czy chodzi o przemówienie, które wygłosisz na bankiecie w związku z rozdaniem nagród policyjnych? - zapytał Mason. Harlan skinął głową. - To jedna z moich ulubionych imprez. Byłem szczęśliwy, kiedy dostałem zaproszenie. - Uśmiechnął się. - To łatwe, kiedy Meg przygotowuje mi piękną mowę na podstawie moich szczątkowych notatek. Kiedy Megan wzruszyła ramionami, Harlan zerknął na Deva i znów na córkę. - Paliły cię uszy? Czy Dev ci mówił, Ŝe plotkowaliśmy o tobie? Zamarła w bezruchu. - Nie. Nawet o tym nie wspomniał. Jej ton sugerował, Ŝe były jeszcze inne rzeczy, o których kiedyś nie wspomniał. Dev zrozumiał, Ŝe droga do uzyskania przebaczenia jest jeszcze bardzo daleka. To dziwne, ale przez cały czas miał wraŜenie, iŜ skoro tylko Megan się dowie o powodach jego odejścia, będzie... moŜe bardziej tolerancyjna. Później wargi wykrzywił mu grymas. Meggie by mu wybaczyła; z Megan sprawy miały się inaczej. Była twarda jak granit. I to ty ją taką uczyniłeś, przypomniał sobie, więc nie narzekaj.

25 - Rozmawialiśmy - przyznał wreszcie. - Rozumiem. Nie było to ani pytanie, ani oskarŜenie, a jednak Dev drgnął, jakby usłyszał jedno i drugie. Starannie dobierał słowa, świadomy obecności Harlana Spencera. - Mówiliśmy o tym, jak zmieniają się plany... i ludzie. - Czasem muszą się zmieniać. Szczególnie wtedy, gdy człowiek zdaje sobie sprawę z tego, Ŝe popełnił wielki błąd. - NiewaŜne, jak wielki to błąd - zauwaŜył Dev. - Zawsze znajdzie się ktoś, kto popełnił większy. Czuł na sobie jej spojrzenie. - Myślę, Ŝe kiedy dojdzie się do pewnego punktu, błędy nie stają się większe. Jedynie bardziej szkodliwe. - Albo bardziej ranią ludzi - mruknął pod nosem, nie wiedząc, czy chce, aby ona to usłyszała. Jednak usłyszała. - Czasami warto popełnić błąd - rzuciła. - Na przykład moŜna dowiedzieć się czegoś o innej osobie; czegoś, o co by się jej nigdy nie podejrzewało. Spojrzał jej w oczy i powiedział z rezygnacją: - UwaŜasz mnie za tchórza? Masz prawo. Cofnęła się, jakby ją zaskoczył. - JeŜeli skończyliście juŜ tę dyskusję - zawołał Harlan, zdumiony ich dziwną rozmową - to moŜemy zaraz ruszać. - Tak, tato. Odpowiedziała szybko, niemal automatycznie, i juŜ siedziała za kierownicą. Harlan poŜegnał się, wsiadł wolno do samochodu i zamknął drzwi. Ruszając, Megan zaryzykowała zerknięcie w lusterko wsteczne. Dev obserwował jej odjazd. Zawsze sam. Nawet kiedy byli ze sobą blisko, mogła to wyczuć; jednak nawet ona nie miała pojęcia, jak bardzo samotny był naprawdę. Nie mogła pozbyć się uczuć, na które składały się współczucie, miłość i tęsknota. Zawsze je w niej wywoływał i zawsze miał nad nią władzę. Nad Meggie, poprawiła się w duchu. Mógł wywierać taki sam wpływ na Megan, ale ona była silniejsza i mogła mu się przeciwstawić. To prawda, Ŝe jej siła osłabła, kiedy dowiedziała się prawdy o tym, dlaczego ją zostawił. Tragizm jego losu zbił ją z tropu. Dobrze, Ŝe wtedy zabrakło jej słów. Pierwszą reakcją była zalewająca fala współczucia. Musiała stoczyć ze sobą walkę, Ŝeby go nie przywołać, nie wyznać, Ŝe go rozumie, i nie próbować ukoić bólu. A później usłyszała śmiech Kevina i to sprawiło, Ŝe odzyskała panowanie nad sobą. NiezaleŜnie od brutalności, z jaką obeszło się z nim Ŝycie, Dev nigdy nie powiedział jej, Ŝe jest Ŝonaty. Te proste słowa oszczędziłyby jej wiele cierpień. I najwyraźniej nie był świadomy tego, iŜ zaszła w ciąŜę i urodzi jego dziecko. Czuła wtedy dziwną, bolesną satysfakcję. Właśnie to dziecko było jej najlepszą bronią w walce ze słabością. Kochała je i za nic w świecie nie pozwoliłaby skrzywdzić. Dev nawet nie rozwaŜył moŜliwości istnienia swego syna; nie miała zamiaru pozwolić mu teraz domagać się swoich praw. I tak by tego nie zrobił, pomyślała z goryczą. Zapewne odszedłby, tak jak kiedyś. Wolała jednak nie ryzykować. Kevin naleŜał do niej, tylko do niej, i nie