Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 130 077
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 440

Dodd Christina - Szafirowe kłopoty

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Dodd Christina - Szafirowe kłopoty.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse D
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 320 stron)

Christina Dodd Szafirowe kłopoty Kiedy Brandi Michaels odkrywa, że jej narzeczony właśnie leci do Vegas, by poślubić swą przyjaciółkę, zastawia pierścionek zaręczynowy, pieniądze wydaje na wspaniałe ubrania i spędza upojną noc w ramionach przypadkiem poznanego, niezwykle przystojnego Włocha - Roberto Bartoliniego. Kiedy nieoczekiwanie zaczyna zagrażać jej śmierć z rąk zabójcy, może zwrócić się jedynie do Roberta - mężczyzny, który może przynieść wybawienie albo stać się przyczyną jej klęski. Jedno jest jednak pewne: Brandi nie podda się bez walki... Rozdział 1 Nashville, Tennessee Czternaście lat temu Jedenastoletnia Brandi siedziała na progu swojej sypialni. Tuż za nią stało wspaniałe łóżko z baldachimem, przysłonięte zasłonami, na których w różnych pozach zastygły śliczne księżniczki. Brandi słuchała histerycznego krzyku matki: - Ale ja nawet nie wiem, jak wypisuje się czek! - Najwyższy czas, byś się nauczyła - ton głosu ojca nie mógł wyrażać więcej kpiny. - To ty zawsze wypisywałeś wszystkie czeki! - To prawda. - Ojciec tupnął nogą, nie przerywając pakowania. - Wracałem po ciężkim dniu pracy w biurze, by zaraz ponownie siąść i opłacać rachunki, czynsze, karty kredytowe i wszystko inne. Dokonywałem wszelkich rezerwacji, kiedy wybieraliśmy się w podróż, musiałem nawet zamawiać kogoś do koszenia trawnika. Opiekowanie się wami naprawdę dało mi w kość. - Ale przecież sam tego chciałeś! Ojciec najwyraźniej uznał to stwierdzenie za prawdziwe, bo jego następne zdanie zabrzmiało już łagodniej: - To nie jest trudne, Tiffany - powiedział, ale zaraz ponownie się zniecierpliwił: - Na Boga, nawet moja sekretarka to potrafi. Christina Dodd 7 Szafirowe kłopoty

- To ona, prawda? - Głos matki drżał. - Zostawiasz mnie dla tej małej dziwki. - Nie jest dziwką - sapnął, po czym zaczerpnął głęboko powietrza. - Zostawiam was, ponieważ nie potrafisz robić niczego poza... czesaniem się. Brandi wyobrażała sobie, jak ojciec, wypowiadając te słowa, wymachuje rękoma w stronę jej matki - szczupłej kobiety, o wspaniałej fryzurze i nienagannym manicure. - A czego byś chciał? Przecież mogę robić wszystko, co zechcesz! - Jej głos drżał od paniki. Brandi też była nie na żarty wystraszona. - Nie potrafisz podtrzymać inteligentnej konwersacji ani dyskutować o sprawach biznesowych. Nie wiesz nic o tym, co się dzieje na świecie i to dlatego właśnie tobie powierzają obowiązek ławnika — parsknął zniecierpliwiony. — Mężczyzna taki jak ja potrzebuje intelektualnego wyzwania, a nie starzejącej się kury domowej! Brandi wiedziała, co za chwilę zdarzy się w życiu rodziców, a przez to i w życiu jej samej. - Mam trzydzieści dwa lata — załkała matka. - O tym właśnie mówię. Dlaczego był tak bezwzględny? Tiffany była przecież piękna. A przynajmniej wszyscy tak mówili. Przyjaciółki Brandi ze szkoły baletowej zazdrościły jej matki, która wyglądała jak prawdziwa gwiazda filmowa. Choć nie uważała za specjalnie przyjemne, że wszyscy przez cały czas mówili o Tiffany, a rozmowy z Brandi ograniczali do pytania, czy nie jest dumna z tak pięknej mamy, ale i tak zawsze się uśmiechała i potakiwała grzecznie. Zresztą na koniec dodawali: „A ty będziesz równie piękna, gdy dorośniesz". - Nigdy nie chciałeś rozmawiać ze mną o interesach! - Obcasy matki stukały, gdy krok w krok postępowała za ojcem wokół sypialni. - Powiedziałeś, że zostawiłeś dla mnie Jane, Christina Dodd 8 Szafirowe kłopoty

bo ona zawsze właśnie o tym gadała, podczas gdy ty pragnąłeś jedynie spokojnego domu, gdzie mógłbyś się zrelaksować. Ojciec burknął tylko coś niezrozumiale. - Rozejrzyj się. Konsultowałam się ze specjalistami od feng shui i ściągnęłam najlepszych dekoratorów, żeby uczynić ten dom czymś, z czego mógłbyś być dumny. - Tak! A ja musiałem wyłożyć ze swojej krwawicy na pokrycie kosztów tego głupiego Japończyka... - Indonezyjczyka! - I jeszcze płacić jakiemuś idiocie za to, że zmieniał zasłony w moim biurze cztery razy w roku - w głosie ojca pobrzmiewała wrogość. - Draperie! To są draperie. Przyjmujesz klientów w tym biurze, Gary, i wiesz, że należało o nie zadbać! Brandi podobało się, że Tiffany zawsze potrafiła się postawić, kiedy w grę wchodziły sprawy, do których naprawdę przykładała wagę. - A poza tym nasz dom został wyróżniony w katalogu Piękna Fasada. Wzmianka w katalogu była powodem matczynej dumy i sławy oraz sprawiła, że była na ustach wszystkich przyjaciół. - Musisz przyznać, że ten fakt przysporzył ci wielu klientów. Dostałeś sprawę morderstwa Dugerena... - głos matki załamał się niebezpiecznie. - Tę sprawę rozwodową z wyższych sfer... Ponieważ miała zupełną rację, ojciec postanowił zaatakować z innej strony. - Myślisz, że nie widzę rachunków od dermatologów i chirurgów plastycznych? Myślisz, że nie wiem o dyskretnych wizytach u tych krwiopijców, o drobnych zabiegach, oczyszczeniach i peelingach? - A cóż w tym złego? - Matka była szczerze zdumiona. - Nie chcesz, bym była piękna? Christina Dodd 3 Szafirowe kłopoty

- Chcę czegoś więcej, niż pustej lalki, która rozprawia jedynie o tym, że Vicky z zajęć tenisa musi zrobić coś z cellulitisem na udach. A twoja córka jest dokładnie taka sama! Brandi chciała zakryć uszy, by nie słyszeć, jak własny ojciec wyrzeka się jej, mówiąc o niej „twoja córka", ale kłótnia i wyzwiska przykuwały jej uwagę niczym pisk hamulców pędzącego ku katastrofie samochodu. Zastanawiała się przez chwilę, czy można zginąć w kłótni, niczym w wypadku. - Dziewczyna nie robi nic, poza... - Brandi - matka ciężko zaczerpnęła powietrza, a dziewczynka wyobraziła sobie, jak matka krzyżuje ręce na piersi. - Ma na imię Brandi. - Brandi nie robi nic, poza uczęszczaniem na zajęcia z baletu, gimnastykę oraz na kurs dla cheerleaderek. Jest miniwer-sją ciebie. Dlaczego nie może być taka jak Kimberley? Kim była jego córką z pierwszego małżeństwa. - Kimberley gra w softball, i to wspaniale - w jego głosie brzmiała duma. - Ma otrzymać sportowe stypendium uniwersytetu w Teksasie. Zostanie inżynierem i wyjdzie na ludzi. Zupełne przeciwieństwo twojego dzieciaka. Brandi jest głupia. Głupia. Ojciec uważał, że jest głupia. Brandi zamknęła oczy, by stłumić rozdzierający ból, a kiedy to nie pomogło, wcisnęła małą piąstkę w usta, by stłumić skowyt. Wcale nie była głupia. To on był głupi! Chciała zejść do sypialni rodziców, tupnąć nogą i nakrzyczeć na ojca za to, że wyrzucał je ze swojego życia, jakby były stertą śmieci. Ale Brandi nie robiła scen. Postępowała zawsze zgodnie z zasadami, jakby w nadziei, że grzeczne zachowanie sprawi, że wszystko świetnie się ułoży. Ale nic jakoś nie chciało się świetnie ułożyć. Może jeśli bardziej by się starała... Christina Dodd 4 Szafirowe kłopoty

- Nie jest głupia! - zaprotestowała matka. - A skąd ty masz to wiedzieć? Brandi westchnęła. Jak mógł być tak okrutny wobec mamy? - Jest twoją córką, tak samo jak Kimberly. Jest równie mądra. W szkole ma same piątki, nawet z matematyki. - Mama wydawała się nie zauważać zniewag pod swoim adresem i zamiast tego z całą stanowczością postanowiła bronić Brandi. Oczywiście sprzeczka nie była jej najmocniejszą stroną. Była o wiele lepsza w upiększaniu domu oraz wiedziała, co na siebie włożyć i jak uśmiechnąć się do mężczyzny, by ten zaczął się czerwienić i jąkać. - Brandi pewnie zostanie doktorem literatury angielskiej oraz obciążeniem dla mojej kieszeni przez resztę życia - jego słowa zabrzmiały tak, jakby było coś złego w specjalizowaniu się w literaturze angielskiej. - Jest najlepsza w klasie w gimnastyce i balecie. - Stado chudych, małych podlotków w obcisłych rajstopach! Brandi zazgrzytała zębami. Nie była ani chuda, ani mała. Miała już prawie dorosłą figurę, a przy swoim metrze siedemdziesięciu pięciu centymetrach była nieco wyższa od mamy i o głowę przewyższała dziewczyny w klasie. Ale w domu ojciec praktycznie nie poświęcał jej nawet odrobiny uwagi i ani razu nie raczył przyjść na przedstawienia, w których brała udział. - Kimberly uprawia prawdziwy sport - odrzekł. - Sport, w którym chodzi o współzawodnictwo. - Według mnie Kimberly jest lesbijką - głos mamy nabrał nagle oficjalnego brzmienia. Z cichym jękiem Brandi przycisnęła czoło do ściany, przy której siedziała. Mama powiedziała prawdę. Oczywistą prawdę! Kim sama przyznała się siostrze. Ojciec był homofobem Christina Dodd 11 Szafirowe kłopoty

i z pewnością nie chciał przyjąć do wiadomości, że jego wspaniała córka jest lesbijką. Mama mogła straszliwie namie-szać, wyjawiając mu to. Ojciec wrzeszczał: - Co? Ty mała, zazdrosna... Tiffany krzyknęła ostrzegawczo. Chciał uderzyć mamę! Brandi zerwała się na równe nogi i chwyciła ulubionego glinianego smoka, który teraz miał posłużyć za broń. Usłyszała dźwięk tłuczonego szkła. Serce niemal wyskakiwało jej z piersi, gdy gnała do pokoju na dole z uniesionym w dłoni smokiem. - Na rany Boga, Tiffany, nie bądź głupia - głos ojca brzmiał nienaturalnie. - Nie jestem głupia - matka tupnęła nogą. - Po prostu myślę, że rzeczy takie jak maniery i drobne przyjemności są istotne i że nie powinieneś zbić tej wazy. Brandi zahamowała gwałtownie. - Miesiącami szukałam czegoś, co pasowałoby do tego stołu - kontynuowała matka. Brandi powoli opuściła smoka. Na paluszkach zaczęła cofać się w stronę swojego pokoju. Gdyby wiedzieli, że podsłuchiwała, kazaliby jej zamknąć drzwi do pokoju, więc wolała pozostać w ukryciu. Pragnęła zapamiętać moment, w którym ojciec zdecydował się zniszczyć ich życie. - To jest właśnie twój problem - powiedział. - Zawsze bardziej interesowały cię piękne wazy i maniery niż idee, ciężka praca i ja sam. - To nieprawda! - matka pisnęła jak kopnięty szczeniak. To była prawda, ale Brandi wydawało się zawsze, że matka robiła dokładnie to, czego wymagał od niej ojciec. On sam zresztą dopiero rok temu stał się nagle niespokojny i pełen pogardy. Christina Dodd 6 Szafirowe kłopoty

Ciche łkanie mamy musiało sprawić, że poczuł się nieswojo, bo zaczął łagodnie ją uspokajać. - Och, Tiff. Wszystko będzie dobrze. Przecież Jane ma się świetnie beze mnie. - Ale Jane podpisała z tobą umowę przedmałżeńską. A mnie na to nie pozwoliłeś. - To był twój błąd. Brandi rozpoznała znajomą nutę w głosie ojca. Poczucie winy zaczynało mu doskwierać i postanowił obarczyć nim mamę. - Obiecałeś, że zawsze będziesz się mną opiekował. - Do jasnej cholery, przestaniesz w końcu biadolić? To beznadziejne - z trzaskiem zamknął walizkę. - Mój prawnik skontaktuje się z twoim adwokatem. - Nie mam adwokata! - Więc znajdź sobie jakiegoś. Buty ojca stukały na wypolerowanym drewnie, kiedy zmierzał w kierunku drzwi wyjściowych. Brandi oczekiwała w napięciu, czy zatrzyma się, by chociaż ją przytulić. Wyszedł, nawet nie spojrzawszy w jej stronę. Przełknęła rozczarowanie. Wiedziała jak. Przecież robiła to od lat. Matka przebiegła koło niej w pogoni za mężem. - Nie mam pracy! Jak chcesz, bym utrzymała Brandi? Będziemy głodować! - Złapała go za ramię i wpiła się w nie kurczowo. Brandi wiedziała, że dramat sięgnął zenitu. Cicho zamknęła za sobą drzwi swojej sypialni, nie chcąc widzieć ostatniego aktu. Bolał ją żołądek nadmiernie wzburzony przeżyciami. Bezmyślnie masowała się po brzuchu, by ukoić ból i równocześnie rozglądała się po pokoju. Mama umeblowała go biało-złotymi Christina Dodd 13 Szafirowe kłopoty

meblami wykończonymi różowo-złotymi obiciami. Kiedy była młodsza, wyobrażała sobie, że mieszka w domku Barbie, i szczerze to uwielbiała. Teraz, kiedy była starsza, wiedziała, że mieszka w domku Barbie i chciała, żeby to się zmieniło. Ale nie chciała zranić matki, więc tylko dodała parę rzeczy od siebie. Okno z kolorowego szkła mieniące się odcieniami błękitu wyglądało jak jej ulubiona ilustracja z Tolkienowskiego „Hobbita". Smok spoglądający oczami ze szlachetnych kamieni. Trzy czarno-białe plakaty angielskiego zespołu Hadrien Boys. Ale wszystko to nie koiło bólu w piersi. Serce Brandi płakało. Otworzyła okno i spojrzała na miękkie, otwierające się pąki ukwieconych drzew. Nashville wyglądało cudownie wiosną. Ich wielki ogród został wybornie zaprojektowany i zwykle jego widok napełniał Brandi poczuciem bezpieczeństwa i spokoju. Ale dzisiaj to nie działało. Dzisiaj nic nie działało. Drzwi na dole trzasnęły z takim hukiem, że zadrżały szyby w domu. Drapało ją w gardle i nabierała powietrza wielkimi haustami zdecydowana powstrzymać... nie, nie łzy. Nie zamierzała płakać. Musiała to wszystko naprawić. Musiała wymyślić coś, co sprawi, że wszystko znowu będzie wspaniale grało. Podeszła do biurka i wyciągnęła przybory do pisania. Na górze strony napisała: Rzeczy, których muszę się nauczyć. Słowa podkreśliła grubą linią i ponumerowała kilka linii pod spodem. Jak zatroszczyć się o matkę: 1. Nauczyć się wypisywać czeki. 2. Dowiedzieć się, co to jest czynsz. 3. Dowiedzieć się, jak robi się opłaty za dom. Christina Dodd 14 Szafirowe kłopoty

Odłożyła listę na bok, a u góry nowej kartki napisała: Jak zatroszczyć się o siebie. 1. Nauczyć się wypisywać czeki 2. Wystarać się o stypendium, żeby móc zacząć studia. 3. Grać w baseball. Zmarszczyła czoło po napisaniu ostatnich słów i przygryzła długopis. Nie, to nie wystarczy. Nie była dobra w grze w baseball. Ku rozdrażnieniu Kim zawsze kuliła się, gdy piłka nadlatywała w jej kierunku. Wykreśliła Grać w baseball i napisała: Zostać prawnikiem. Nie wiedziała za bardzo, czym zajmuje się prawnik - w ogóle o świecie wiedziała zatrważająco mało, zwłaszcza że ojciec nigdy nie rozmawiał z nią o pracy. Wiedziała tylko, że zarabiał dużo pieniędzy. I zawsze chciał, żeby z mamą wyglądały pięknie i czarująco, gdy odwiedzali ich państwo McGrath. A pan Charles McGrath był ważnym prawnikiem z Chicago. Oto czego pragnęła. Stać się kimś ważnym. Chciała władzy, żeby nauczyć ojca moresu, a matce dać umowę przedmałżeńską. Czymkolwiek taka umowa była. 4. Nauczyć się tworzyć umowy przedmałżeńskie.

Rozdział 2 Chicago. Czternaście lat później. Gdyby w telefonie Brandi działała identyfikacja rozmówcy, nigdy by nie odebrała tego połączenia. Tyle że identyfikacja nie działała, Brandi odebrała, a to dopełniło czary goryczy. Bo nawet bez tego telefonu to był diabelski tydzień. W zasadzie mogła się tego spodziewać. Każdy człowiek nie do końca pozbawiony rozsądku mógł przewidzieć, że przeprowadzka z Nashville do Chicago w środku zimy będzie niełatwa, a Brandi miała się za osobę bardzo rozsądną. Była to najzimniejsza zima stulecia. Woda w rurach jej mieszkania zamarzła. Nie tylko nie mogła nic zaoferować tragarzom do picia, ale spłuczka w toalecie nie działała, co nie powstrzymywało ich wcale przed korzystaniem z niej. Korzystali zaś z takim męskim lekceważeniem, że sama nie usiadłaby na niej nawet w najtrudniejszych okolicznościach. Przy tym jeden z mężczyzn przyłapał ją na tym, jak mówi do siebie czyszcząc deskę za pomocą chusteczek i jeszcze sukinsyn miał czelność odskoczyć, jak gdyby miał do czynienia z wariatką. Nie myślała zbyt wiele o mężczyznach, a ociągający się pracownicy firmy odpowiedzialnej za przeprowadzkę tym bardziej działali jej na nerwy. Christina Dodd 16 Szafirowe kłopoty

Nie znała nikogo w mieście poza Alanem i panem McGrath - ochrzczonym już przed wielu laty „wujkiem Charlesem" - ale gdzie się podziewali teraz, gdy właśnie starała się skompresować swoje życie w jednopokojowym mieszkaniu. Złośliwy los sprawił, że ciężarówka wioząca jej rzeczy wypadła z oblodzonej drogi i uderzyła w kamienny podjazd lodziarni „Marmurowe gałki". Dostawca mocował się z jej rzeczami w windzie w sposób absolutnie bezwzględny, beztrosko stawiając meble na tych kantach, na których nigdy nie powinny stać. Brandi modliła się z zamkniętymi oczami do pradawnych bogów przeprowadzki. Jej prośby musiały zostać wysłuchane, bo oto tragarze przesuwali sofę i fotel w stronę nagrzewanego gazem ko- minka, wciskali między nie otomanę i szukali miejsca na stół. Los musiał się w końcu do niej uśmiechnąć. Sofa nie była uszkodzona. Kolory i materiał były takie, jak zamówiła. Będzie wspaniale pasowała do nowego mieszkania, kiedy w końcu wprowadzą się do niego z Alanem po ślubie. Dużo później, kiedy kończyła rozpakowywanie i usiadła na fotelu, uważnie przyglądając się meblom, zdała sobie sprawę, że sofa jest prawie o pół metra za krótka. Otrzymała mniejszą wersję, pomimo że zamawiała peł-nowymiarowy mebel. Całą noc przewracała się na pośpiesznie złożonym łóżku, myśląc o tym, że musi jutro zadzwonić do Amy - osoby z działu sprzedaży w sklepie meblowym Samuela. Na szczęście rozmowa poszła gładko. Amy przepraszała i wyrażała niemal szczere ubolewanie, tak jak Brandi mogła tego oczekiwać. I tylko fakt, że będzie musiała czekać przez kolejnych sześć tygodni na realizację zamówienia, wydawał się gwoździem do trumny tego straszliwego, niekończącego się tygodnia. Tak było do momentu, w którym zadzwonił telefon. Miała Christina Dodd 11 Szafirowe kłopoty

nadzieję, że to Alan dzwoni, by powiedzieć, kiedy wreszcie się zjawi. Zamiast tego usłyszała w słuchawce głos matki. - Jak poszła przeprowadzka? - głos Tiffany niezmiennie brzmiał jak głos cheerleaderki zagrzewającej swoją drużynę do zwycięstwa w ważnym meczu. Brandi rozejrzała się po piętrzących się górach pudeł. Pudła, pudła, zdecydowanie za dużo pudeł, zwłaszcza tych nie-otwartych i oznaczonych markerem jeszcze przy poprzednich dwóch przeprowadzkach. Żyła w krainie pudeł, nie mogąc odnaleźć wieży stereo i mając w perspektywie kolejną pizzę na obiad. - Cóż, staram się od wczoraj rozpakować. Od tego czasu nie widziałam się z Alanem. - Och, kochanie, jestem pewna, że jest bardzo zajęty. Przecież jest lekarzem - południowy akcent matki brzmiał łagodnie i miękko. Brandi nie wiedziała, dlaczego się uskarżała. To pewnie wyczerpanie i samotność sprawiły, że irytacja wzięła w niej górę i że właśnie matce chciała poskarżyć się na swojego narzeczonego. - Nie jest lekarzem, jest stażystą. - Och, biedny chłopiec. Sama widziałam w Ostrym dyżurze jak bezwzględnie działa szpitalna administracja. Każą początkującym pracować po dziewięćdziesiąt sześć godzin bez przerwy. Ale przecież mówiłaś, że jest genialny, pamiętasz? Mówiłaś, że był najlepszy w swojej grupie i że oczy wszystkich profesorów były na niego zwrócone. Brandi pragnęła, żeby matka choć raz wzięła jej stronę. W jakiejkolwiek sprawie. - Nie dzwonił. Może wysłał email, ale nie będę podłączona do Internetu aż do przyszłego tygodnia. - Mam nadzieję, że do niego nie dzwoniłaś. Naprzykrzają- Christina Dodd 18 Szafirowe kłopoty

ca się kobieta to wstrętne stworzenie. - Tiffany była uosobieniem kobiecości w rozumieniu amerykańskiego Południa lat pięćdziesiątych. - Tak, mamo, wiem. Chociaż gdyby pamiętał o mnie, tak jak obiecał, nie ulegałabym wcale pragnieniu naprzykrzania się. Brandi przejechała paznokciami po obiciu otomany i przyglądała się pozostawionym głębokim śladom i zastanawiała się kogo podrapałaby chętniej - matkę czy narzeczonego. - Chcę tylko powiedzieć, że oto jestem młodą adeptką prawa, która została wyrwana z pięknego, ciepłego miasteczka, by być bliżej swojego narzeczonego. Mam niebawem zacząć pracę na pełen etat w dużej korporacji prawnej i pewnie będę bardzo, ale to bardzo zapracowana. A on mógłby przynajmniej zadzwonić i upewnić się, czy nie zamarzłam podczas tej przeprowadzki. Głos matki nabrał tego kaznodziejskiego tonu, który sprawiał, że Brandi od razu chciało się wyć: - Kobieta powinna dać z siebie sto dziesięć procent swych możliwości, by zatrzymać przy sobie mężczyznę. - Ciekawe, jak to się sprawdziło w twoim przypadku. Świst gwałtownie wciąganego przez matkę powietrza przywrócił Brandi zdrowy rozsądek. Kochała przecież Tiffany, naprawdę. Matka w małżeństwie z jej ojcem pełniła funkcję ozdobną, a on zostawił ją i ciężko doświadczoną jedenastoletnią Brandi dla dwudziestotrzyletniej sekretarki i nowo narodzonego dziecka. Syn miał być gwarancją spełnionych marzeń - ubraną w strój do amerykańskiego futbolu młodszą wersją ojca. Tylko że trzynastoletni teraz przyrodni brat Brandi wykazywał graniczący z alergią brak zainteresowania sportem. Zamiast tego, Quentin zdawał się wyrosnąć na wybitnego programistę komputerowego. Christina Dodd 13 Szafirowe kłopoty

Brandi współczuła Quentinowi. Dobrze wiedziała, jak to jest - mieć matkę panikującą z powodu więdnącej młodzieńczej urody i ojca, który pewnie nawet nie próbował ukryć rozczarowania kolejnym dzieckiem. Wielokrotnie powtarzany obraz rozpadającego się małżeństwa. - Wybacz, mamo. Gadam, jakbym wstała z łóżka lewąnogą. - Nie, wcale nie. - Jestem całkowicie pewna, że tak, - Brandi nie uważała zresztą, by zachowanie takie było do końca złe. - Spójrzmy na fakty. Tata ponownie udowodnił, że zupełnie nie ma pojęcia, czego chce. A jeśli już chce czegokolwiek, to nie potrafi odnaleźć tego ani w żonie ani w swoich dzieciach. - Twój ojciec jest dobrym człowiekiem. Brandi uśmiechnęła się gorzko i pogłaskała zimne łuski na grzbiecie swojego ukochanego smoka. Nieważne jak dalece ojciec zniszczył życie Tiffany - nigdy nie powiedziała o nim złego słowa. Kiedy Brandi była nastolatką, matce zdarzało się odrobinę narzekać na byłego męża, ale te dni najwyraźniej już odeszły w niepamięć. Ojciec nie był dobrym człowiekiem. Był egocentryczny, wykorzystywał bliźnich, manipulował nimi i nikt nie wiedział o tym lepiej od Brandi. - Kiedy skończysz ze mną rozmawiać, zadzwoń do niego. Na pewno będzie chciał wiedzieć, że dotarłaś na miejsce bezpiecznie. - Mamo, on nawet nie pamięta, że się przeprowadziłam. - Jutro są jego urodziny. - Zapomniałam - wymsknęło się Brandi. On pewnie też zapomniał. Tiffany jednak wolała podtrzymywać mit, że Gary prowadził zwykłe życie, w którym było miejsce na celebrowanie zwykłych, rodzinnych świąt. Prawdopodobnie po to, by zmusić córkę do wykonywania telefonów do ojca w regularnych odstępach czasu. Christina Dodd 20 Szafirowe kłopoty

Kiedy dziewczyna myślała o rozmowie z nim, skręcał się w niej żołądek. Ich konwersacje kończyły się nierzadko po- krzykiwaniami ojca i udzielaniem jej groźnym tonem „praktycznych", życiowych porad. Jeszcze gorsze było to, kiedy od razu zaznaczał, że nie ma czasu z nią rozmawiać. Zawsze wolała odłożyć te telefony na ostatnią chwilę. Dlatego zresztą zaręczyła się z Alanem. Może nie był on mężczyzną pasji i ognistej namiętności, ale był stały w uczuciach i można na nim polegać - albo raczej można było, bo właśnie zawodził na całej linii. Matka prawdopodobnie miała rację w jego sprawie. Musiał trzymać w zanadrzu co najmniej genialne usprawiedliwienie swojego postępowania. Ale Brandi zdołała dziś złamać paznokieć przy samej opuszce, skończył jej się dezodorant, była odwodniona, bo ze względu na zupełny brak wody w domu nie ważyła się zużyć resztek mineralnej i zdecydowanie nie miała ochoty niczego na ten temat słuchać. - Alan na pewno wkrótce się zjawi - matka starała z całej siły pokrzepić córkę. - Być może nawet zabierze cię gdzieś na kolację. - Nie chcę, żeby zabierał mnie na kolację. Chcę, żeby pomógł mi się rozpakować. - Nastrój Brandi z pewnością dałoby się określić jako „nieprzysiadalny", a przez to zupełnie niepraktyczny w restauracji. - Powinnaś wychodzić jak najczęściej. Ciesz się życiem teraz, kiedy jesteś młoda. - W tej kwestii Tiffany nie znosiła żadnych sprzeciwów. Słowa zawsze sprawiały, że Brandi skręcała się z poczucia winy. Przyczyna, dla której Tiffany nie spędzała dużo czasu na eskapadach, była prozaiczna. Próbowała - właśnie tak, próbowała, bo nie do końca odnosiła na tym polu sukcesy - zarobić na utrzymanie córki. - Mamo, nie jesteś stara. Nie masz nawet pięćdziesięciu Christina Dodd 15 Szafirowe kłopoty

lat. Z całą pewnością sama powinnaś częściej wychodzić i miło spędzać czas. - Mężczyźni w moim wieku pragną kobiet w twoim wieku. A mężczyźni, którzy pragną kobiet w moim wieku, są zbyt starzy, by można było mówić o czasie spędzonym miło - w głosie Tiffany brzmiała gorzka ironia. - Chociaż ostatnio myślałam o... - O czym? Tiffany zawahała się. - O czym? - powtórzyła Brandi. Ukrywanie czegoś pod pozorami nieśmiałości zupełnie nie było w stylu jej matki. Wręcz przeciwnie. - Bardzo chciałabym tam być z tobą - powiedziała wreszcie Tiffany. - Bardzo się za tobą stęskniłam. Brandi gotowa była przysiąc, że nie to miała na myśli Tiffany. Ale była zbyt zmęczona, brudna i nieuczesana, by starać się dociec prawdy. - Nie mieszkam z tobą od siedmiu lat. Nie tęsknisz chyba za mną aż tak przeraźliwie. - Wiem, ale teraz wszystko jest inaczej, kiedy wyprowadziłaś się tak daleko. Do tego czasu po prostu mieszkałaś po drugiej stronie miasta i kiedy wydawało mi się, że możesz mnie potrzebować - zaraz mogłam się przy tobie zjawić. A teraz... - Wszystko u mnie dobrze, Tiffany. Potrafię o siebie zadbać - powiedziała łagodnie. O wiele lepiej niż ty potrafisz zadbać o siebie, dodała w myślach. - Wiem, wiem. Można na tobie polegać. Jestem z ciebie bardzo dumna - w głosie Tiffany pobrzmiewał mimo wszyst- ko niepokój. - Wolałabym jednak, żeby Alan już tam był. Jest zawsze taki zaradny... Z wyjątkiem dzisiejszego dnia, pomyślała Brandi. - Jutro zabiera mnie na przyjęcie do wujka Charlesa - po- Christina Dodd 22 Szafirowe kłopoty

wiedziała zamiast tego. A jeśli nie pojawi się do tego czasu, Brandi nie będzie obchodziła już żadna wymówka. Po prostu postara się go w miarę boleśnie uśmiercić. - Kolacja? - Tiffany była podekscytowana. - U Charlesa? Och, będzie można wspaniale się pokazać! Niedawno odnowił foyer w swoim domu. Czy wiesz, że kiedy zdarli farbę na klatce schodowej, okazało się, że całe partie ścian wykonane są z mahoniu? Wyobrażasz sobie? Naprawdę chciałabym to zobaczyć. Lubisz Charlesa? Nagły przeskok z jednego tematu na drugi sprawił, że chwilę trwało, nim Brandi zebrała myśli. - Jasne. Lubię wujka Charlesa, odkąd zmusił ojca do zapłaty należnych nam alimentów. - Och, twój ojciec był omotany przez tę kobietę, którą poślubił. - Aha, więc ojciec okazał się jedynie pantoflarzem, a nie pozbawionym skrupułów moralnym zerem? - Nie mów tak, Brandi. To brzmi gorzko, a gorycz nie czyni młodej kobiety piękniejszą. - Dobrze, mamo - w niewytłumaczalny sposób Brandi czuła się pewniej, kiedy Tiffany udzielała jej matczynych rad. - Powiedz mi więcej o przyjęciu. - To bal charytatywny. Mają zbierać pieniądze na muzeum. Będzie organizowana cicha aukcja, a jednym z gości będzie Elton John. Mam miejsce przy stole z prawnikami z firmy McGrath i Lindoberth. - Miejsce jej się należało, myślała Brandi. Może i była nowicjuszką, ale na dyplomie Uniwersytetu Vanderbilt nie widniały żadne oceny poza piątkami, a już sam ten fakt czynił należne wrażenie. Nawet bez pomocy wujka Charlesa zostałaby zaproszona na rozmowę do firmy. Zdobyła tę pracę własnymi siłami i uporem. Była dobra i wiedziała o tym. - Co zamierzasz włożyć? - zapytała Tiffany. Christina Dodd 17 Szafirowe kłopoty

- Tę czarną sukienkę, którą kupiłam na studenckie przyjęcia. Tiffany nie powiedziała „och, ale kupiłaś ją przecież u Anny Taylor" ani „przecież to było dwa lata temu", lecz wyraziła się subtelniej. - Czerń, kochanie? To takie nowojorskie. Pokaż tym prawnikom z Chicago, jak może wyglądać piękna dziewczyna z Południa. - Wyglądam okropnie w różach - Brandi poruszyła się niespokojnie, starając się znaleźć wygodniejszą pozycję na sofie. - Włóż czerwoną. Mężczyźni ubóstwiają czerwień. - Nie interesuje mnie, co też ubóstwiają mężczyźni - parsknęła Brandi i głęboko westchnęła. Tiffany nigdy się nie zmieni. Ostatnie czternaście lat jej życia nie należały do przyjemnych i kolorowych a mimo to wciąż uważała, że najlepszym przyjacielem kobiety jest mężczyzna. No i oczywiście podarki, które może od tego mężczyzny otrzymać. - Ale ta czarna sukienka nie podkreśla twojej figury. - Dzięki Bogu. Czy wiesz, jak trudno jest ubrać się elegancko z biustem takim jak mój? - Mnóstwo kobiet wydaje olbrzymie pieniądze, by mieć biust taki jak twój. Marilyn Monroe dzięki swojemu zdobyła sławę i pieniądze. Również dzięki figurze podobnej do twojej -Tiffany zaśmiała się figlarnie; była w tym śmiechu dogłębna wiedza o tym, co i jakie wrażenie wywiera na mężczyznach. Mimo woli Brandi też się uśmiechnęła. To wszystko prawda. Gdyby nie została prawnikiem, z pewnością mogłaby tańczyć w Las Vegas. Jej figura przypominała klepsydrę. Podczas rozmów o pracę czyniła wszystko, by maskować nieco powabne kształty, tak by kobiety nie nienawidziły jej od pierwszego wejrzenia, a mężczyźni mogli spokojnie patrzeć jej w twarz. Christina Dodd 18 Szafirowe kłopoty

- Nie stać mnie teraz na nową sukienkę. Przeprowadzka kosztowała fortunę. - Myślałam, że Charles zapłacił za przeprowadzkę. - Firma zapłaciła, owszem. Ale kupiłam meble - w nieodpowiednim rozmiarze, pomyślała ze złością - oraz opłaciłam czynsz i kaucję za mieszkanie. A od tego miesiąca muszę zacząć oddawać ojcu pożyczkę studencką. - Jestem pewna, że ojciec chciałby, żebyś miała nową sukienkę. O mój Boże, Tiffany była czasami monotematyczna. Nigdy nie odpuszczała. - Twojemu ojcu podoba się, kiedy młoda dziewczyna może się pięknie ubrać. - Tylko kiedy ta młoda dziewczyna to jego sekretarka i może bezkarnie ją pieprzyć - wypaliła Brandi i zanim jej zaskoczona matka zdążyła zaoponować, dodała szybko: - Poza tym, w towarzystwie Alana nie mam co zabiegać o względy innych mężczyzn. - Tak, ale chcesz, by nie odrywał od ciebie wzroku przez cały wieczór i by nawet na chwilę cię nie opuszczał w obawie, że inny sprzątnie mu taką piękność sprzed nosa. Brandi zaśmiała się nieco ironicznie. - Alan jest niezwykle stały i rzetelny. Jest profesjonalistą. Wie, że może na mnie polegać. Jest zupełnie nowym, antyzaz-drosnym typem narzeczonego. - Odpowiednim zachowaniem można wzbudzić zazdrość w każdym. Kłótnia na ten temat była pozbawiona sensu. Tiffany wiedziała zbyt wiele o mężczyznach każdego typu i wszelkiej maści. - Ale ja nie chcę zazdrośnika. Małżeństwo jest dla mnie ścisłym związkiem równości i partnerstwa. Oazą spokoju w zawierusze nowoczesności - Brandi niemal recytowała Christina Dodd 25 Szafirowe kłopoty

swoje przekonania o życiu, którego podstawami były zdrowy rozsądek, umiarkowanie we wszystkim i podbudowane logicznie postępowanie ku jasno nakreślonym celom: nie być jak matka, udowodnić ojcu, że się myli, spłacić długi i być przykładnym obywatelem. Najbardziej nie chciała, by przypadł jej w udziale los bohaterek serialu „Gotowe na wszystko". - Mój Boże, nie chcesz chyba powiedzieć, że nie układa wam się w łóżku? - Przestań dramatyzować - powiedziała Brandi. Co prawda odkąd Alan podjął studia medyczne, stał się mniej namiętny, a ostatnio, podczas nieczęstych wizyt w weekendy - zbyt zmęczony, by dokonać czegokolwiek w ogóle. - Mamy ciekawe momenty, ale żadnych wrzasków i wielkich tragedii. - I chociaż tak się na niego wkurzyłaś, nie zamierzasz na niego wrzasnąć. - Ile razy widziałaś mnie wrzeszczącą? - Ani razu - ton głosu matki zdradzał pewne zagubienie. - Zawsze byłaś nad wyraz spokojna, nawet jako dziecko. To dlatego, że moi rodzice sami postanowili odegrać wielkie role, pomyślała. - Kiedy go zobaczę, powiem, że musi być bardziej wyczulony na moje potrzeby - Brandi postarała się, by jej głos brzmiał trochę weselej. - Nie możesz mieć w życiu wszystkiego, Tiffany. Nie potrafię przecież być wystarczająco wyrozumiała, by zaakceptować fakt, że mój narzeczony jest zbyt zajęty, by pamiętać o mojej przeprowadzce i równocześnie pałać tak rozbuchaną namiętnością, że każda chwila rozłąki byłaby dla mnie cierpieniem. - No... myślę, że nie. Tylko że... przez pierwsze lata mojego związku z twoim ojcem spalaliśmy się w łóżku ogniem pożądania. Christina Dodd 20 Szafirowe kłopoty

Brandi odsunęła słuchawkę od ucha. - Uuu... Mamo, nie mów mi takich rzeczy. - Po prostu wydaje mi się, że trochę za wcześnie na seksualne zobojętnienie w twoim związku - głos Tiffany nabrał ponownie radosnego brzmienia. - Dlatego właśnie potrzebujesz nowej sukienki! Dziewczyna westchnęła. - Pomyślę o tym. Przez jakieś trzy sekundy, dodała w myślach. - Rozjaśnij sobie też włosy, kochanie. Stały się ostatnio trochę mysioszare. - Nazywam to blond ze zmywarki - Brandi obracała w palcach rozdwojone końcówki. Tiffany zareagowałaby pewnie spazmami. - Blond ze zmywarki jest tak atrakcyjny, jak wskazuje na to jego nazwa. Rozjaśnij włosy i koniec. Telefon odezwał się krótkim, wysokim sygnałem. Ktoś próbował się do niej dodzwonić. - Tiffany, muszę odebrać drugi telefon - powiedziała, naciskając odpowiedni przycisk na słuchawce. - Halo. - Brandi? Tu Alan. - Wiem, wyobraź sobie, że poznałam twój głos - powiedziała ironicznie. - Poczekaj, muszę pożegnać się z matką. Obiecaj, że się nie rozłączysz - dodała już nieco łagodniej. - Nie rozłączę się - odparł ponuro. Świetnie. Będzie miała okazję odbyć jedną z tych wspaniałych rozmów, w której z pewnością nie będą w stanie osiągnąć porozumienia. Ale nie mogła pozwolić sobie na to, by rozłączył się z nią i po raz kolejny zwalił to na karb niezwykle nagłego wypadku w szpitalu. Robił tak już wcześniej, a tym razem naprawdę musiała z nim porozmawiać. Przełączyła się do Tiffany. Christina Dodd 27 Szafirowe kłopoty

- O wilku mowa. Właśnie zadzwonił. Muszę z nim pogadać, zadzwonię później. Na przykład gdy nie będę tak zmęczona i gdy w końcu przejdzie mi zirytowanie. Rozłączyła się z Tiffany w połowie jej szczebiotliwych pożegnań. - Gdzieś się podziewał? Martwiłam się o ciebie - brzmiało to nieco lepiej niż „byłam strasznie na ciebie wkurzona". - Jestem w Las Vegas - jego spokojny akcent z Massachusetts wibrował jakąś nieznaną, silną emocją. - Las Vegas? - Była tak naiwna, wciąż niczego nie podejrzewała. - Ktoś zachorował, jesteś w szpitalu? - Ktoś zachorował? Na nic lepszego nie mogłaś wpaść? - To było na tyle, jeśli chodzi o spokojną konwersację. Alan prawie wrzeszczał. - Aleja... - Moja dziewczyna zaszła w ciążę. Właśnie wziąłem z nią ślub. A wszytko przez ciebie!

Rozdział 3 Brandi stała na wpół zamroczona, zaciskając dłonie na telefonie, ogarniając wzrokiem mieszkanie, za wynajęcie którego przepłaciła tylko po to, by być bliżej centrum medycznego i Alana i starała się zrozumieć to, co właśnie usłyszała. Była mądrą kobietą. Prawnikiem. Słowa były jej bronią, język - narzędziem pracy. Ale tym razem nie mogła nic pojąć. Tu zdecydowanie musiała zajść jakaś pomyłka. - Alan, czy ty jesteś pijany? - Odrobinę. Potrzebowałem czegoś dla kurażu, zanim zadzwoniłem. Nie możesz mnie winić. Winić? Najwyraźniej nawet go do końca nie znała. - Nie rozumiem, jak możesz mieć dziewczynę. - Właściwie to nie mam dziewczyny. To teraz moja żona. Mówię ci, żadna z tych rzeczy by się nie przydarzyła, gdybyś przeprowadziła się do Chicago w tym samym momencie, co ja. - Dla Brandi te słowa były jeszcze bardziej pozbawione sensu niż wszystkie, które do tej pory wypowiedział. - Ale zostałam przyjęta na Vanderbilt, a ty na Uniwersytet w Chicago. Nie mogłam się z tobą przeprowadzić i równo- cześnie studiować. - Przecież będę doktorem, do cholery. Myślisz, że nie byłbym w stanie cię utrzymać? - Nie sądzę, żeby to miało na tym polegać. Chciałam Christina Dodd 29 Szafirowe kłopoty

spełnić się w pracy. Mówiłeś, że rozumiesz - otępienie powoli ustępowało. Alan był żonaty. Żonaty! - Bla, bla, bla. - Spałeś z kimś na boku! - Żonaty i do tego z dzieckiem w drodze. Alan. Alan, który używał prezerwatywy i nalegał na równoczesne użycie globulek antykoncepcyjnych. - Z boku, z przodu, z tyłu... - zniżył głos, jakby nie chciał, by ktoś go usłyszał. - Słuchaj, mówiąc szczerze, wcale tego nie chciałem, ale zaszła w ciążę i teraz byłbym ostatnim sukinsynem, gdybym się z nią nie ożenił. - Akurat tu ci się nie udało. Jej ton najwyraźniej nie przypadł mu do gustu. Jego głos stał się ostrzejszy i odruchowo zaczął się bronić. - Zaręczam, że gdybyś była trochę mniej zimna, to może nie byłoby mnie tak łatwo poderwać. - Pieprzysz. Nie możesz obwiniać mnie za to, że nie potrafiłeś powstrzymać się od zdrady. - Ależ właśnie cię obwiniam. - Wyrażę się inaczej: nie poczuwam się do winy! - Zacisnęła ręce na słuchawce, jakby to była szyja Alana. - Aalannn!!! - Brandi usłyszała w słuchawce wysoki usatysfakcjonowany ton kobiety, której udało się postawić na swoim. Wymawiała imię męża w specyficzny sposób, przeciągając ostatnią głoskę. - Czy to ona? - Tak, to Fawn - ton Alana niewiele był szczęśliwszy od tonu Brandi, ale dziewczyna nie potrafiła czerpać z tego pociechy. - Alannn, nie zapomnij... - Musiał przykryć słuchawkę, bo Brandi słyszała przez chwilę jedynie niski pomruk dialogu. I wtedy Alan znowu zaczął mówić. Tym razem nie udawał pokrzywdzonego całą sytuacją - mówił normalnie, tak jak zwykł mówić do Brandi, to znaczy tonem profesjonalnego Christina Dodd 30 Szafirowe kłopoty

lekarza instruującego pacjentkę na okoliczność dźwigania ciężarów. Dlaczego wcześniej nie potrafiła zdać sobie z tego sprawy? Dlaczego nie widziała, że był zmęczony tym związkiem, że był nieusatysfakcjonowany... i że poszukiwał tej satysfakcji w ramionach innej? - Brandi, potrzebuję mojego pierścionka! - Twojego pierścionka? - Brandi znowu przestawała cokolwiek pojmować. - Jestem tylko stażystą, nie mogę sobie pozwolić na kolejny brylant, więc musisz mi oddać pierścionek - powiedział Alan. Dziewczyna nie odpowiadała, więc zniecierpliwiony dorzucił: - Mój pierścionek zaręczynowy. Brandi spojrzała na dłoń. Zdążyła zdjąć go z ręki, by nie zniszczyć drogiego prezentu podczas rozpakowywania rzeczy. Był przecież dla niej taki ważny. Był symbolem właściwych decyzji w życiu, planowania, prawdziwej miłości i wszystkich podobnych bzdur... - Alannn - powiedziała chłodno, bezbłędnie naśladując sposób mówienia Fawn - to nie jest twój pierścionek. To jest mój pierścionek. I pozwól jeszcze, że udzielę ci małej porady prawnej. W sytuacji takiej jak ta posiadanie jednoznacznie wskazuje na właściciela. Rozłączyła się, nie zdradzając nawet odrobiny tych emocji, które właśnie spalały jej wnętrzności na popiół. Wciąż ściskając w ręku słuchawkę, udała się do łazienki. Telefon znowu zaczął dzwonić. Po chwili jeszcze raz. I znowu. Musiała znaleźć i podłączyć automatyczną sekretarkę. Alan zdecydowanie chciał z kimś pogadać. Otworzyła apteczkę i przyjrzała się brylantowi spoczywającemu w czarnym pudełeczku. Dobrze chroniony, będący dotąd przyczyną jej naiwnej radości. Znała się na brylantach. Kiedy ma się taką matkę, jak ona, wiedza o biżuterii przy Christina Dodd 25 Szafirowe kłopoty