LYNNE GRAHAM
Harlequin
Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny •
Budapeszt • Hamburg Madryt • Mediolan • Paryż •
Praga • Sofia • Sydney Sztokholm • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Ożenić się z tobą? - powtórzył za nią Luc
i spojrzał z niedowierzaniem ciemnymi, błyszczącymi
oczami. - Dlaczego miałbym chcieć ożenić się z tobą?
Catherine zadrżała i odwaga opuściła ją.
- Zastanawiałam się tylko,
czy kiedykolwiek o tym
myślałeś? - Drżącymi palcami przestawiła cukiernicz-
kę. Bała się napotkać jego spojrzenie. - Ot, taki sobie
pomysł.
- Czyj pomysł? - przerwał
jej łagodnie. - Jesteś
przecież całkowicie zadowolona ze swojej sytuacji.
Nie chciała myśleć o tym, co Luc z niej zrobił, bo
zadowolenie nie towarzyszyłoby tym myślom. Na
początku kochała go miłością szaloną, graniczącą z
rozpaczą, która uniemożliwiała zachowywanie się jak
równorzędna partnerka.
Przez minione dwa lata żyła na przemian w unie-
sieniu i rozpaczy, ale on na pewno nigdy o tym nie
pomyślał. Ten piękny, luksusowy apartament był jej
więzieniem. Nie jego. Była ślicznym, śpiewającym
ptakiem zamkniętym w pozłacanej klatce dla wyłącznej
przyjemności Luca.
Spojrzała na niego ukradkiem. Jego beztroski ton był
zwodniczy. Choć nic nie mówił, wrzał gniewem na
jakiegoś wyimaginowanego kozła ofiarnego, który
ośmielił się podpowiedzieć jej to, co dla niego było
raczej sprawą kłopotliwą.
- Catherine! – nalegał
niecierpliwie.
Paznokcie ręki wbiły się w spoconą dłoń.
- To był mój własny
pomysł i... zależy mi na
6 SPOTKANIE PO LATACH
odpowiedzi. - Odważyła się na kłamstwo, bo w rzeczy-
wistości nie chciała jej znać.
Gdyby imperium Santiniego nagle zbankrutowało,
wyraz twarzy Luca nie mógłby być bardziej ponury niż w
tym momencie, gdy rozwścieczony zapomniał o dobrym
wychowaniu.
-Nie masz ani pochodzenia, ani wykształcenia,
jakie spodziewam się znaleźć u mojej żony. Teraz już
wiesz! - wyrzucił z siebie stanowczo i bezwzględnie, co
zawsze wśród jego rozmówców ze świata biznesu
wzbudzało szacunek i lęk. - Nie musisz się już dłużej
nad tym zastanawiać. .
Krew powoli odpłynęła z jej twarzy. Te brutalnie
szczere słowa sprawiły jej ból. Zawstydzona zdała sobie
sprawę, że mimo wszystko żywiła maleńką, kruchą
nadzieję, iż Luc, gdzieś w głębi duszy, ma dla niej inne
uczucie. Odwróciła od niego spojrzenie swych
łagodnych, niebieskich oczu i pochyliła głowę.
- Nie, nie będę się nad tym
zastanawiać - zdołała
wyszeptać.
- To nie jest temat do
rozmowy przy śniadaniu
- mruknął niewiele łagodniej, z przykrą szorstkością,
w której bez trudu odczuła naganę za to, że ośmieliła
się poruszyć tę sprawę. - Dlaczego pragniesz związku,
w którym nie czułabyś się dobrze... hm? Myślę, że jako
kochanek jestem daleko mniej wymagający, niż był
bym jako mąż.
Zrozumiała, że już zadecydowano o jej życiu. Luc,
opalonym na brąz kciukiem, muskał białe kostki jej
zaciśniętej dłoni. I chociaż wiedziała, że robił to przez
zwykle roztargnienie, dotyk jego ręki elektryzował ją.
Z lekkim westchnieniem odwinął mankiet jedwabnej
koszuli. Spojrzał na zegarek marki Cartier i z nieza-
dowoleniem zmarszczył brwi.
-Spóźnisz się na swoje spotkanie.
Mówiąc to wstała, po raz pierwszy zadowolona, że
SPOTKANIE PO LATACH 7
Luc wkrótce odjedzie, choć do tej pory zawsze do-
prowadzało ją to do łez, wylewanych w samotności.
Luc spojrzał na nią bacznie:
- Jesteś dziś zdenerwowana. Czy coś się stało?
- Nie... cóż mogło się stać? - Odwróciła się zaru-
mieniona.
- Nie wierzę ci. Nie spałaś dziś w nocy. Catherine
milczała zaskoczona. Przeszedł przez
cały pokój i pewnym ramieniem objął szczupłą kibić
dziewczyny, obracając jej twarz ku sobie. '
- A może martwisz się o swoje zabezpieczenie?
Dotyk muskularnego, szczupłego ciała wywołał
w niej wrażenie, z którym nie miała sił walczyć. Luc z
właściwą mu pychą poczuł, że Catherine słabnie i
drży. Palcem przeciągnął po jej górnej wardze.
- Któregoś dnia nasze ścieżki się rozejdą - powie-
dział cicho szorstkim tonem. - Ale daleki jestem
jeszcze od takiego zamiaru.
Mój Boże, myślała Catherine, czy on zdaje sobie
sprawę, co znaczą dla niej te słowa? A jeśli nawet, to
dlaczego miałby się tym przejmować? Mówił pół-
głosem o planowanym spotkaniu, ale ona nie chciała
słuchać. Nie możesz kupić miłości, Luc. Ani też nie
możesz za nią zapłacić. Kiedy to zrozumiesz?
W ciągu tych kilku dni w miesiącu, które zimny
Luc przeznaczał na przyjemności, musiała bardzo
uważać. Luc tak powierzchownie traktował ich
związek, że nawet nie domyślał się, jak strasznym
piekłem były dla niej minione tygodnie. Otrząsnęła
się już z fantastycznych mrzonek, z którymi zaczęła
budować swoje życie dwa lata temu. On jej nie
kochał. Ani też nie obudzi się nagle któregoś dnia ze
świadomością, że nie może bez niej żyć... To się nie
stanie nigdy.
-Spóźnisz się - wyszeptała w napięciu.
Przyciągnął ją bliżej do siebie, drugą ręką z chłod-
nym opanowaniem nawijał na palce złote loki spływa-
jące na jej szyję.
8 SPOTKANIE PO LATACH
- Bella mia - powiedział po włosku, ochrypłym
głosem. Pochylił ciemną głowę, aby pocałować jej
wilgotne, rozchylone wargi, zadręczając ją kolejnym
sprawdzianem, który zawsze kończył się jej porażką.
Z poczuciem winy cofnęła się, aby nie mógł
zauważyć dziwnego, obojętnego chłodu
ogarniającego jej ciało.
- Nie czuję się dobrze - szepnęła przerażona, że
może się zdradzić.
- Czemu nie powiedziałaś mi tego wcześniej? Po-
winnaś się położyć.
Z łatwością wziął ją w ramiona i zaczaj znowu
całować, a potem zaniósł do sypialni i ułożył na
łóżku.
Przyjrzawszy się badawczo jej bladym policzkom i
kruchej postaci, wybuchnął z nagłą drwiną:'
- Jeśli jest to rezultat jednej z twoich idiotycznych
diet, to nie mam zamiaru znosić tego spokojnie. Kiedy
wreszcie wbijesz sobie do głowy, że podobasz mi się
taka, jaka jesteś? Czy chcesz się wpędzić w chorobę?
Nie zniosę takich głupot, Catherine.
- Oczywiście - odpowiedziała, nie widząc nic
zabawnego w jego pomyłce.
- Idź dziś do lekarza -polecił. - Wychodząc wspomnę
o tym Stevensowi.
Na wzmiankę o strażniku, wynajętym dla jej
ochrony, ale bardziej, jak przypuszczała, dla śledzenia
każdego jej ruchu, wtuliła twarz w poduszkę. Nie
lubiła Stevensa.
- A nawiasem mówiąc, czy dobrze się z nim
czujesz?
- Zrozumiałam już dawno, że wcale nie chodzi o
to, bym dobrze się czuła z twoim strażnikiem. Czy nie
dlatego zwolniłeś Sama Halstona? - mruknęła zado-
wolona ze zmiany tematu.
- Zbyt był zajęty flirtowaniem z tobą, żeby właś-
ciwie wykonywać swoje obowiązki - zimno i z nacis-
kiem odparł Luc.
- To nieprawda. Był tylko dla mnie życzliwy - za-
protestowała.
SPOTKANIE PO LATACH 9
- Nie wynajmowałem go po to, żeby był życzliwy.
Gdybyś go traktowała tylko jak służącego, pozostałby
tutaj - uciął Luc. - A teraz naprawdę muszę już iść.
Zadzwonię do ciebie z Mediolanu.
Powiedział to w taki sposób, jakby miało to być
dowodem jego specjalnych względów. W
rzeczywistości dzwonił do niej codziennie, bez
względu na to, w jakim był zakątku świata.
Gdy telefon odezwie się jutro, to będzie dzwonił i
dzwonił w pustych pokojach. Leżała jeszcze przez
lalka dręczących minut, patrząc tam, gdzie przed
chwilą stał Luc. Ciemnowłosy i dynamiczny, straszny
dla wrażliwej kobiety. Nie przebierając w środkach,
zawsze stawiał na swoim. Jej nieśmiałe próby oporu
zawsze kończyły się bardzo szybko w zetknięciu z
jego silniejszą osobowością.
Cieszył się sławą jednego z dziesięciu najbogat-
szych ludzi świata. Dla mężczyzny w wieku
dwudziestu dziewięciu lat było to imponujące
osiągnięcie. Wystartował w nowojorskiej dzielnicy
zwanej Małymi Włochami, mając do dyspozycji
jedynie swoją niezwykłą inteligencję. I w dalszym
ciągu nie przestaje się wspinać w górę. O wszystko,
co miał, musiał walczyć i dlatego to, co przychodziło
łatwo, nie miało dla niego wartości.
W niedawno opublikowanym artykule „Time",
próbując zgłębić tajemnicę tego samotnika w po-
spolitym tłumie świata sukcesu, nazwał go samotnym
wilkiem. Wilki łączą się w pary, aby żyć, nie dla
chwilowej przyjemności. A Luc był w istocie
zwierzęciem twardo trzymającym się ziemi i na
pewno nie zimnokrwistym. Zbudował swoje
imperium nie tylko dzięki niezwykłej fachowości.
Potrzebna była również energia i przedsiębiorczość,
połączone w pewnym stopniu z giętkością, niezbędną
przy tak wielkiej konkurencji na rynku. Mogłaby
powiedzieć dziennikarzowi, jaki naprawdę był Luc
Santini. Był to
10 SPOTKANIE PO LATACH
człowiek twardy, okrutnie twardy, cyniczny, mający
głęboko we krwi egoizm i ambicję. Tylko głupiec
wchodził w drogę Lucowi... tylko bardzo głupia kobieta
powierzyłaby mu swe serce.
Zacisnęła powieki w ogromnej udręce. Nigdy więcej nie
zobaczy Luca. Żaden cud nie zdarzył się w ostatniej chwili.
Nie ma mowy o małżeństwie obecnie, ani też nigdy nie
będzie ono możliwe. Drobną dłonią pogładziła się po
płaskim jeszcze brzuchu. Przestała być lojalna wobec
Luca od momentu, gdy zaczęła podejrzewać, że nosi
jego dziecko.
Instynkt ostrzegł ją, iż ta nowina będzie potraktowana
jako wyrachowana zdrada i bez wątpienia Luc uzna, że za
tę sytuację ona, i wyłącznie ona, ponosi
odpowiedzialność. Z dnia na dzień zwlekała z powie-
dzeniem mu o tym. Jeśli kiedyś ożeni się on z kobietą o
odpowiednim pochodzeniu społecznym, to nie będzie
chciał mieć żadnych niewygodnych tajemnic
rodzinnych. Poczuła lodowaty chłód i mdłości, gdy
uświadomiła sobie, czego uniknęła.
Luc nigdy się o tym nie dowie i tak być musi. Dzięki
Bogu udało się namówić Sama, aby pokazał, jak działa
system alarmowy. Będzie mogła opuścić mieszkanie
tylnym wyjściem.
Czy Luc będzie za nią tęsknił? Będzie czuł się
znieważony tym, że mogła go opuścić i że nie przewi-
dział takiej ewentualności. Bez trudu znajdzie kogoś na
jej miejsce, przecież nie była nikim nadzwyczajnym.
Dlaczego więc tak pociągała Luca? Pomyślała ze
wstydem, że wyczuł w mej dobry materiał na pokorną
kochankę.
Cóż utraci, rezygnując z tej żałosnej egzystencji? Nie
miała żadnych przyjaciół. Tam, gdzie potrzebna jest
dyskrecja, nie ma dla nich miejsca. Luc powoli, ale
dokładnie izolował ją tak, że cafe jej życie obracało się
tylko wokół niego. Czasami czuła się tak samotna, że
mówiła głośno sama do siebie. Miłość to przerażające
SPOTKANIE PO LATACH 11
uczucie, pomyślała i wstrząsnął nią spazmatyczny
dreszcz.
Arriyederci, Luc, grozie tanto - nabazgrała szminką
w poprzek lustra. Teatralny gest, powszechnie stoso
wany. Obejdzie się bez skropionych łzami pięciu stron
banalnego listu.
Catherine przekonała się, że Luc niezbyt wysoko
cenił miłość. Ale z całą świadomością używał miłości
jako broni, igrając okrutnie z jej uczuciami.
- Co robisz z moimi książkami? Catherine
wyprostowała się nad kartonowym pudłem i napotkała
oburzone spojrzenie ciemnych oczu.
- Pakuję je, chcesz mi pomoc? - zapytała z nadzieją
w glosie. - Moglibyśmy porozmawiać.
Daniel kopnął krzesło. Stał, patrząc na nią nieufnie. -
Nie chcę rozmawiać o przeprowadzce.
- To niczego nie zmieni - ostrzegła go Catherine.
Daniel jeszcze raz kopnął ze złością nogę od krzesła
i włożył ręce w kieszenie - mały uparciuch, miniatura
ojca. Catherine powoli policzyła do dziesięciu. Jeszcze
trochę i zacznie przeraźliwie krzyczeć, dopóki ten mały
mężczyzna w białym ubranku nie zostawi jej w spokoju.
Jak długo jeszcze syn będzie traktował ją jak najgorszą
matkę na świecie? Ze stanowczym uśmiechem
powiedziała:
- Sytuacja nie jest tak zła,
jak myślisz.
Daniel spojrzał na nią podejrzliwie:
- Czy mamy jakieś
pieniądze?
Catherine, zaskoczona pytaniem, oblała się rumieńcem.
- A jakie to ma znaczenie?
- Słyszałem, jak mama Johna mówiła do pani
Withers, że nie mamy pieniędzy, bo gdybyśmy mieli, to
kupilibyśmy ten dom:
Catherine chętnie udusiłaby tę kobietę za jej gadulstwo.
Daniel miał tylko cztery lata, ale był niezwykle
12 SPOTKANIE PO LATACH
bystry, jak na swój wiek, rozumiał o wiele za dużo z
tego, co się działo dokoła.
- To nieuczciwe, ze ktoś może zabrać nam nasz
dom i sprzedać komuś innemu, chociaż my chcemy
zostać tu na zawsze! - wybuchnął niespodziewanie.
Cierpienie, które ujrzała w jego błyszczących
oczach, zraniło ją okrutnie. Niestety, niewiele mogła
zrobić, aby je złagodzić.
- Greyfriars nigdy do nas nie należał - przypo
mniała mu. - Dobrze o tym wiesz, Danielu. Należał do
Harriet, a po jej śmierci, zgodnie z jej wolą, oddany
został organizacji charytatywnej. A teraz ludzie, któ
rzy kierują tą organizacją, chcą go sprzedać i prze
znaczyć pieniądze na...
Daniel spojrzał na nią ze złością:
- Nic mnie nie obchodzą ci ludzie głodujący w
Afryce. To nasz dom! Gdzie będziemy mieszkać?
- krzyknął rozpaczliwie.
- Drew znalazł dla nas mieszkanie w Londynie.
- Nie można przecież trzymać osiołka w Londynie!
- ciskał się rozzłoszczony Daniel.- Dlaczego nie
możemy mieszkać z Peggy? Ona mówiła, że możemy.
- Peggy naprawdę nie ma
dla nas dość miejsca.
- Ucieknę i możesz sobie
sama mieszkać w Lon
dynie, bo ja nie wyjadę bez Clovera! -Daniel krzyczał
na nią w niepohamowanym wybuchu złości i rozpaczy.
-To wszystko twoja wina! Gdybym miał tatusia, to on
kupiłby ten dom dla nas, jak każdy inny tatuś!
I zrobiłby tak, żeby Harriet nie umarła. Nienawidzę
ciebie, bo ty nic nie potrafisz!
Potępiwszy ją tak bezlitośnie, Daniel, trzasnął
drzwiami Prawdopodobnie schował się w jednej ze
swoich kryjówek w ogrodzie.
Wzięła do ręki leżący na stole list agenta. Na pewno
byłby dla niej bardziej wyrozumiały, gdyby wiedział, że
niemożliwe było przedłużenie ich wakacji na f armie
rodziny Peggy.
SPOTKANIE PO LATACH 13
Czasami - tak jak teraz - Catherine ogarniało
przygnębiające uczucie całkowitej bezsilności wobec
Daniela. Nie był dzieckiem podobnym do innych. W
wieku dwóch lat rozebrał na części radio i złożył z
powrotem, reperując je przy tej okazji. Gdy miał trzy lata,
nauczył się sam niemieckiego, słuchając w telewizji
programów w tym języku. Ale przecież był ciągle
jeszcze za mały, żeby godzić się na konieczne wy-
rzeczenia. Śmierć Harriet ugodziła go boleśnie, a teraz
tracił swój dom, ukochanego osiołka, przyjaciół, z którymi
się bawił... krótko mówiąc, wszystko, co do tej pory
składało się na jego bezpieczne życie. Czyż można było się
dziwić, że był tak przerażony? Jak mogła go uspokoić,
gdy sama bała się przyszłości?
Cztery lata temu uważała swoje życie za zmarnowane,
zmierzające w karkołomnym tempie do nieuchronnego
kresu. Przyszłość ukazywała jej tylko los pilota-
kamikaze. I wtedy pojawiła się Harriet - tak niedoceniana
nawet przez tych, którzy znali ją bardzo dobrze. Harriet,
którą Drew w rozdrażnieniu nazwał kiedyś czarującą
wariatką. A przecież to właśnie Harriet pomogła jej
stanąć na nogi. Z czasem stała się dla niej kimś tak
bliskim jak matka.
Spotkały się w pociągu. Ta podróż i to spotkanie
odmieniły całkowicie życie Catherine. Jechały w tym
samym przedziale i Harriet próbowała wielokrotnie
nawiązać rozmowę. Catherine, czuiąc się jak zamknięta w
pułapce bez wyjścia, nie miała ophoty do rozmowy.
Jednak uparta Harriet przełamała jej opory i nie minęło
wiele czasu, gdy, udręczona przeżyciami ponad siły,
opowiedziała o swoim nieszczęściu.
Czuła się potem bardzo zażenowana i szczerze
pragnęła uciec od towarzystwa tej starej kobiety.
Wysiadły z pociągu na tej samej stacji. Nie trafiły jej
zupełnie do przekonania zapewnienia poczciwej Harriet,
że podjęła właściwą decyzję. Jak narkomanka,
rozpaczliwie pragnęła usłyszeć głos Luca w telefonie.
14 SPOTKANIE PO LATACH
Rzuciła Harriet pożegnalne do widzenia i skierowała się
pośpiesznie do budki telefonicznej.
Co zdarzyłoby się, gdyby udało się jej zatelefono-
wać? Nie dowie się tego nigdy. Gdy jak szalona biegła do
telefonu, wpadła pod samochód. Następne trzy miesiące
spędziła w szpitalu. Minęło wiele dni, zanim była w
stanie rozpoznać kojący glos, który pojawiał się i
rozpływał we mgle, wywołanej bólem i szokiem. Był to
^os Harriet. To ona umieściła ją na oddziale intensywnej
opieki, opowiadając o niej dziwne rzeczy. Catherine była
przekonana, że gdyby Harriet nie było przy niej, nigdy nie
udałoby się jej wydostać z tych ciemności i wyzdrowieć.
Jeszcze przed swoimi przedwczesnymi narodzinami
Daniel musiał walczyć o przeżycie. Gdy przyszedł na
świat, zapłakał przeraźliwie, aby zwrócić na siebie
uwagę. Był maleńki i słaby, ale wiele już wówczas
zapowiadało jego niezwykle silny charakter. Gdy był w
inkubatorze, oczarował cały medyczny personel tym, że
pokonywał wszystkie nawroty choroby w rekordowo
szybkim czasie. Wtedy to Catherine zdała sobie sprawę, iż
syn jej wraz z genami odziedziczył niezwykłą siłę, dzięki
której nawet dziesięciotonowa ciężarówka nie byłaby w
stanie pozbawić go życia, a cóż dopiero kolizja
nieuważnej matki ze zwykłym samochodem osobowym.
- To wspaniały mały wojownik -oświadczyła dumnie
Harriet, rozkoszując się rolą przy branej babci z taką
intensywnością, na jaką stać było jedynie samotną
kobietę. Drew szczerze lubił swoją starszą siostrę, ale jej
dziwactwa doprowadzały go do wściekłości. Annette,
jego przemądrzała francuska żona i kilkunastoletnie dzieci
nie miały wcale czasu dla Harriet. Posiadłość Greyfriars
znajdowała się na peryferiach miasteczka w Orfordshire.
Był to stary dom, w opłakanym stanie, otoczony ze
wszystkich stron zaniedbanym, dzikim ogrodem. Harriet
i Drew urodzili się tutaj i Harriet
SPOTKANIE PO LATACH 15
głośno protestowała przy każdej wzmiance o odnowieniu
domu. Catherine rozejrzała się po przytulnej kuchni. To
ona uszyła pasiaste zasłony powiewające w oknie, ona
pomalowała podniszczone szafki wesołą, czerwoną farbą
w kolorze motopompy strażackiej. To był ich dom, w
pełnym znaczeniu tego słowa. Jak mogła przekonać
Daniela, że będzie tak samo szczęśliwy w maleńkim
mieszkaniu, skoro sama w to nie wierzyła? Ale przecież nie
mieli żadnego wyboru.
Ktoś lekko zapukał do tylnych drzwi. Peggy Dow-
nes, jej przyjaciółka, nie czekając na zaproszenie,
wbiegła do środka. Była to wysoka kobieta, około
trzydziestki, z krótko przyciętymi rudymi włosami.
Opadła na stojącą pod ścianą zniszczoną kanapę i ze
zdziwieniem spojrzała na kartonowe pudło.
- Czy trochę nie za wcześnie zabrałaś się do
pakowania? Macie przecież jeszcze dwa tygodnie do
wyjazdu.
-Nie mamy. - Catherine podała jej list agenta.
- Na szczęście Drew powiedział, żebyśmy zamieszkali
u niego, jeśli znajdziemy się w przymusowej sytuacji.
- Psiakrew! Nie mogliby ci dać jeszcze jednego
tygodnia?
widząc na twarzy Peggy wyraźne oznaki przy-
gnębienia i poirytowania, Catherine odwróciła się i
zabrała do szykowania śniadania w nadziei, że jej
przyjaciółka nie zacznie znowu swoim oratorskim tonem
ostro krytykować testamentu Harriet
- Nie mamy żadnych
podstaw prawnych, aby tu
pozostać - przypomniała z naciskiem Catherine.
- Ale z moralnego punktu
widzenia macie wszelkie
prawa i spodziewałam się po organizacji charytatyw
nej większej wyrozumiałości wobec samotnej matki!
- buntowała się w obronie
Catherine życzliwa Peggy.
- A właściwie to nie wiem,
dlaczego ich potępiam. Ta
sytuacja wynikła z winy twojej ukochanej Harriet!
- Peggy!
16 SPOTKANIE PO LATACH
- Wybacz, ale uważam, iż
trzeba nazywać rzeczy
po imieniu. Szczerze mówiąc, Catherine... czasami
myślę, że pojawiłaś się na tym świecie wyłącznie po to,
by być wykorzystywaną! Jak ci podziękowano za
zmarnowane cztery lata twego życia, które spędziłaś
biegając wokół spraw Harriet?
- Harriet dała nam
schronienie, kiedy nie mieliśmy
się gdzie podziać. Nie miała mi nic do zawdzięczenia.
- Prowadziłaś ten dom,
byłaś zawsze na zawołanie
i tyrałaś posłuszna jej zwariowanym, charytatywnym
pomysłom - mówiła wzburzona Peggy. - I za to
wszystko otrzymywałaś wikt i mieszkanie oraz ubranie
kupione na wyprzedaży!
- Harriet była najmilszą i
najuczciwszą istotą, jaką
kiedykolwiek znałam - odparła Catherine.
Doprowadzona do szału Peggy miała ochotę krzyczeć
ze złości. Trzeba przyznać, że dziwaczne pomysły Harriet
wydawały się nie drażnić Catherine tak, jak innych, mniej
tolerancyjnych ludzi. Wyglądało na to, że Catherine nie
zauważała, kiedy Harriet głośno mówiła do siebie lub
hałaśliwie i ostentacyjnie opróżniała portmonetkę, dając
ofiarę na tacę w kościele. Nigdy nawet nie mrugnęła
okiem, kiedy Harriet przyprowadzała na herbatę
brudnych, śmierdzących włóczęgów mówiąc, aby czuli się
jak u siebie w domu.
Catherine była najlepszą przyjaciółką, jaką Peggy
kiedykolwiek miała. Uważała ją za osobę niezwykle
życzliwą, szlachetną i bezinteresowną, a była to naj-
wyższa ocena ze strony kobiety, która samą siebie
nazywała zatwardziałą cyniczką.
Peggy napotkała spojrzenie zamglonych, niebieskich
oczu w ślicznej twarzy Catherine, i mimo woli
pomyślała o niewinnym, bezbronnym dziecku po-
rzuconym w zagmatwanym świecie dorosłych. Przera-
żająca była naiwna skłonność Catherine do znajdowania
w ludziach tylko tego, co najlepsze, i do traktowania
ich z ufnością. To jej niezmiennie op-
SPOTKANIE PO LATACH 17
tymistyczne widzenie świata czyniło ją zupełnie bez-
bronną. Była cudownym słuchaczem i przejmowała się
każdą wyciskającą łzy opowieścią. Nie umiała powie-
dzieć nie, gdy ludzie prosili ją o przysługę. Jeśli ktoś był w
potrzebie, Catherine zawsze gotowa była przyjść z
pomocą. A z iloma spotkała się dowodami wdzięcz-
ności? Bardzo nielicznymi.
- Harriet powinna była zostawić ci przynajmniej
część swego majątku - powiedziała Peggy z naganą
w głosie.
Catherine postawiła na kuchence czajnik z wodą na
herbatę.
- A jak sądzisz, co o tym
pomyśleliby Drew i jego
rodzina?
- Drew ma dość pieniędzy.
- Firma Huntingdon nie
jest duża, a on nie jest
bogaty.
- Ma ogromny dom w
Kencie i mieszkanie w cen
trum Londynu. Czy to nie jest bogactwo? - zapytała
Peggy sucho.
Catherine jęknęła:
- Jego interesy ostatnio
nie idą dobrze. Drew
zmuszony był sprzedać niektóre ze swoich posiadłości
i, chociaż nie przyznałby się do tego głośno, bardzo
rozczarował go testament Harriet.
- Rozwód z Annette
prawdopodobnie pozbawi go
resztek majątku - powiedziała w zadumie Peggy.
- Ona nie chciała tego rozwodu - mruknęła Ca-
therine.
Peggy skrzywiła się.
- A jaka to różnica? To ona miała romans. Ona
ponosi winę.
Catherine nalewając herbatę pomyślała, że nie można
oczekiwać ze strony Peggy wyrozumiałości w
wypadku zdrady małżeńskiej- Do tej pory mocno
przeżywała nagie zerwanie własnego małżeństwa. Mąż
Peggy był kobieciarzem. Annette nie można z nim
18 SPOTKANIE PO LATACH
porównywać. To trudności finansowe i kłopoty z
dwójką niesfornych, kilkunastoletnich dzieci do-
prowadziły do kryzysu w rodzinie Huntingdonów.
Annette miała romans, a Drew był tym załamany. Nie
przyjął jej usilnych prób pojednania, wyprowadził się i
natychmiast wystąpił o rozwód. Ciekawe, że ludzie,
którzy znaleźli się w trudnej sytuacji, rzadko reagują tak,
jak się tego spodziewaliśmy. Catherine sądziła, że on
przebaczy i zapomni. Myliła się.
- W dalszym ciągu mam
nadzieję, że dojdą do
porozumienia, zanim będzie za późno - zauważyła.
- A dlaczego on miałby
tego chcieć? Ma zaledwie
pięćdziesiąt lat... i jest przystojnym mężczyzną...
- Chyba tak - przyznała
niepewnie Catherine.
Lubiła bardzo Drewa, ale nigdy nie myślała o nim
w taki sposób.
- Mógłby też znaleźć sobie
coś lepszego do roboty,
niż przyjeżdżać tutaj na weekend i bawić się z Danie
lem - skomentowała Peggy z udaną obojętnością.
Catherine, nie zauważając ukrytej ironii, zaśmiała
się:
- Jest wolny, nie ma
rodziny.
- A nie przyszło ci na
myśl, że Drew przyjeżdża
z bardziej osobistych powodów?
Catherine spojrzała na nią z pytaniem w oczach.
- Och, na litość boską!
-jęknęła Peggy. - Czy mam
ci to wyraźnie powiedzieć? Jego zachowanie na po
grzebie wywołało nie tylko moje zdziwienie. Ledwie
wziejaś do ręki coś trochę cięższego od filiżanki, on już
biegł na pomoc przez cały pokój! Myślę, że kocha się
w tobie.
- Kocha się we mnie? -
powtórzyła Catherine.
- Nigdy nie słyszałam nic tak absurdalnego.
- Może się mylę -
zawahała się Peggy.
- Ależ oczywiście, że się
mylisz! - powiedziała
Catherine z niezwykłą u niej gwałtownością.
- No, już dobrze, uspokój
się - westchnęła Peggy.
SPOTKANIE PO LATACH 19
- W dniu pogrzebu zapytałam go, dlaczego
wynalazł inną starą damę, aby się nią opiekowała...
- Ależ pani Anstey jest jego chrzestną matką!
- Kiedy poszłam zobaczyć to mieszkanie dla
ciebie, zmroziła mnie swą miną. Powiedziałam to
Drewowi.
- Peggy, jak mogłaś? Mam tylko robić jej zakupy
i przynosić kolację co wieczór. Nie jest to wiele, w
zamian za mieszkanie i symboliczny czynsz.
- I dlatego coś w tym podejrzewam. Jakkolwiek...
- Peggy zawiesiła głos. - Drew pocieszył mnie, że
nie powinnam się martwić, bo chyba długo tam nie
zostaniesz. No, jak myślisz, dlaczego tak powiedział?
- Może przypuszcza, że nie spodobam się jej - od-
rzekła Catherine.
Peggy obracała w ręku list agenta i zmartwiona
powiedziała:
- Jeśli musisz się wyprowadzić w tym tygodniu, to
nie będziemy mogły razem pojechać do mojego
domu. A tak liczyłam na ciebie, Catherine. Moja
matka i ty tak świetnie się ze sobą zgadzacie.
- Daniel również nie jest tym zachwycony. Wtedy
Peggy zaproponowała z uśmiechem:
- A może zabrałabym go ze sobą?
- Samego?
- Dlaczego nie? Moi rodzice uwielbiają Daniela.
Zepsują go do reszty. A ty do naszego powrotu
urządzisz sobie mieszkanie, żeby było bardziej
przytulne. Męczyło mnie poczucie winy, że nie jestem
w stanie w niczym ci pomóc - wyznała Peggy.
- Nie mogę pozwolić, abyś ty...
- Jesteśmy przyjaciółkami, prawda? Złagodzi to
Danielowi wstrząs związany z przeprowadzką. Bieda-
czek, tak bierze sobie wszystko do serca
-przekonywała Peggy. - Nie będzie go tu, gdy oddasz
Clovera do schroniska i uniknie przenosin do
mieszkania Drewa. Wydaje mi się, że on nie bardzo
go lubi.
Catherine pomyślała ze smutkiem, że Daniel zdecy-
20 SPOTKANIE PO LATACH
dowanie nic lubi tych wszystkich, którzy mu się
sprzeciwiają. Szczególnie zaś nie cierpi być traktowany jak
dziecko i gdy ktoś mówi, ze jest ładnym chłopcem. A
przecież, czy mu się to podoba, czy nie, jest to prawda:
jest naprawdę ładny z czarnymi, kręconymi włosami, z
długimi rzęsami i wielkimi ciemnymi oczami. Niezwykle
hibił Peggy, ale nikogo więcej.
- Ufasz mi? - Peggy ucięła
jej wątpliwości.
- Alei oczywiście...
- W talom razie załatwione
- zdecydowała.
Catherine zrezygnowała więc z wynajdywania dal-
szych trudności i nie powiedziała, ze nigdy dotąd nie
rozstawała się z synem. Daniel bardzo lubił farmę.
Spędzili tam razem z Peggy kilka tygodni przez
ostatnie lata.
Sześć dni później Daniel, uściskawszy ją radośnie,
wsiadł do samochodu Peggy.
Catherine powiedziała do przyjaciółki:
- Jeśli będzie tęsknić za
domem, zadzwoń do mnie.
- Nie mamy już domu -
przypomniał Daniel.
- Należy do Afryki.
Catherine wróciła do domu i oczami mokrymi od łez
spojrzała na ustawione tam walizki i pudła. Nie za wiele
tego, jak na cztery lata życia. Pudła miały być
przeniesione do garażu Peggy. Jeden z sąsiadów obiecał
przewieźć je w następnym tygodniu do mieszkania
Drewa. Przybita otarła łzy. Daniel wyjechał tylko na
dziesięć dni, nie na sześć miesięcy!
Drew czekał na nią na peronie i poprowadził w
kierunku swojego samochodu. Był dobrze zbudowanym
mężczyzną o przyjemnych rysach twarzy. Wyglądał na
bardzo zrównoważonego.
- Najpierw zostawimy w mieszkaniu twoje bagaże.
- Najpierw?
Uśmiechnął się.
- Zamówiłem stolik w
Savoyu, zjemy tam lunch.
SPOTKANIE PO LATACH 21
- Czy to jakaś okazja?
Catherine już wiele razy jadła lunch w towarzystwie
Drewa i Harriet, ale wtedy zapraszał je zawsze do
swojego klubu.
- Moja firma jest bliska
zdobycia wielkiego kon
traktu - wyjawił nie bez dumy. - Właściwie mamy to
już w kieszeni. Dziś wieczór jadę do Niemiec, a poju
trze spisujemy umowę.
- To wspaniała
wiadomość - ucieszyła się Cat
herine.
- Szczerzemówiąc,
przychodzi w samą porę. Ostat
nio firma Huntingdon balansowała na krawędzi prze
paści. Ale to nie wszystko, co będziemy świętować
- powiedział.
- Kiedy wracasz z
Niemiec? - zapytała, gdy wy
chodzili z jego mieszkania.
- Za kilka dni, ale zamieszkam w hotelu.
- Dlaczego? - zdziwiła się Catherine.
Lekki rumieniec zabarwił jego policzki.
- Kiedy jest się w trakcie rozwodu, trzeba bardzo
uważać, Catherine. Dzięki Bogu, za miesiąc będzie po
wszystkim. Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek wytykał
cię palcem, łącząc ze sprawą mego rozwodu.
Catherine odczuła nagle ogromne zażenowanie.
Przyjęła z wdzięcznością propozycję tymczasowego
schronienia się w jego mieszkaniu, nie zastanawiając się
nad tym, w jakim go stawia położeniu.
- Ogromnie mi przykro,
Drew. Nigdyniemyślałam...
- Oczywiście, że nie. Ty nie
myślisz o ludziach w ten
sposób. - Drew uścisnął i przytrzymał jej rękę. - Gdy
tylko zakończy się rozprawa sądowa, nie będziemy
musieli zważać na złośliwe języki.
To ostatnie zdanie, zamiast uspokoić, wprawiło ją w
jeszcze większe zakłopotanie. Wyglądało na to, że Drew
inaczej rozumiał ich przyjaźń.
Nie tak dawno oburzyły ją podejrzenia Peggy.
Tymczasem Drew wyraźnie zbliżył się do niej od
22 SPOTKANIE PO LATACH
momentu separacji z Annette. Stał się częstszym
gościem w domu swojej siostry.
- Wezmę stek. Przynajmniej
wiadomo, co to takie
go.
- Masz swoje nawyki -udał
niezadowolenie Drew,
ale jednocześnie uśmiechnął się do niej. On też nie lubił
zmian.-A na przystawkę?
Zamówiła krewetki, jak zwykle.
- Mogłem z góry zamówić to dla ciebie - zażar
tował.
Catherine rzuciła okiem w stronę holu i ujrzała przy
drzwiach wejściowych wysokiego, czarnowłosego męż-
czyznę. Szybko obejrzała się po raz drugi, ale już go nie
było. Zaskoczona zamrugała oczami, zła na siebie, że w
tej krótkiej chwili rozpoznania odczuła lek, a ciałem jej
wstrząsnął dreszcz.
- Co się stało?
Napotkawszy zdziwione spojrzenie Drewa, wzdrygnęła
się nienaturalnie.
- To z zimna.
- Teraz, gdy jesteś w
Londynie, będziemy mogli
widywać się częściej. Próbuję ci powiedzieć, może
niezbyt zręcznie, że... Wydaje mi się, że cię kocham.
Wyszarpnęła gwałtownie rękę, przewracając kieliszek z
sherry. Mamrocząc słowa przeprosin, zaczęła szperać w
torebce, w poszukiwaniu chusteczki. Drew patrzył na nią
wyczekująco.
- Chciałem, abyś wiedziała,co czuję – westchnął
- Ja… ja nie wiedziałam… Nie miałam pojęcia…
- To było wszystko, co zdołała z siebie wykrztusić.
- Sądziłem, że musisz to przemyśleć – w jego głosie
słychać było nutkę niezadowolenia. – Najwidoczniej
nie było to tak oczywiste, jak myślałem. Catherine,
nie rób takiej tragicznej miny. Niczego od ciebie nie
oczekuję. Myślę, że trudno o właściwą odpowiedź
w takich okolicznościach. Byłem niecierpliwy i
zachowałem się nietaktownie. Wybacz mi.
SPOTKANIE PO LATACH 23
- Mam wrażenie, jakbym stanęła między tobą
i Annette - szepnęła w poczuciu winy.
Nachmurzył się.
- To nonsens. Dopiero po
odejściu od niej zdałem
sobie sprawę, jak bardzo lubię być z tobą.
- Tak, ale gdyby mnie nie
było w pobliżu, może
wróciłbyś do niej - przekonywała z uporem. - Jesteś
wspaniałym przyjacielem, ale ja...
- Ja nie poganiam cię,
Catherine. Mamy dużo
czasu - zapewnił ją, rezygnując z tematu, nad którym,
jak zrozumiał, nie było sensu dłużej dyskutować.
Byli w sali restauracyjnej River Room, gdy usłyszała
ten głęboki głos z lekkim obcym akcentem, głos, który
działał na nią jak kojący balsam. Natychmiast zakręciło
się jej w głowie i ożyły dawne uczucia. Wstrząśnięta,
otworzyła szeroko oczy. W uszach czuła szalone
pulsowanie. Drżącą ręką odstawiła kieliszek.
Luc!
O, Boże... Luc! To jego musiała zauważyć przedtem.
Rozmawiając z dwoma towarzyszącymi mu mężczyznami,
gestykulował opaloną ręką. Nie mogła oderwać od niego
oczu. Ostro zarysowany nos, wydatne kości policzkowe,
intensywność spojrzenia, wszystko połączone w
oszałamiająco przystojnej twarzy.
Obrócił z lekka głowę o lśniących, ciemnych wło-
sach. Spojrzał wprost na nią. Zabrakło jej tchu i czas
nagle się zatrzymał. Rozsądek nakazywał wstać na-
tychmiast i uciekać, biec tak długo, aż pozostawi
daleko grożące niebezpieczeństwo. Poczuła szarpiący
wnętrzności strach, choć nic nie wskazywało, że ją
rozpoznał.
Luc odwrócił się. Dał znak jednemu ze swych
towarzyszy, który natychmiast zerwał się z szybkością
wytresowanego lokaja i słuchał swego pana z po-
chyloną głową.
- Zepsułem ci humor - mruknął Drew. - Powinie
nem był milczeć.
24 SPOTKANIE PO LATACH
Gwałtownie opuściła powieki. Usłyszała znowu
szczek sztućców i szum głosów, ale w dalszym ciągu
czuła się odrętwiała. Gdy patrzyła na Luca, nic i nikt nie
był w stanie odwrócić jej uwagi. Mówi się, że gdy
człowiek tonie, to w ułamku sekundy widzi całe swoje
życie. Och, gdyby tak znaleźć ukojenie na dnie basenu...
- Catherine...
- Boli mnie trochę głowa -
powiedziała z trudem.
- Jeśli pozwolisz, pójdę wziąć jakiś proszek.
Wstała na trzęsących się nogach, stwierdzając z nie-
zmierną ulgą, że nie musi przechodzić obok stolika,
gdzie siedział Luc. Mimo to miała uczucie, jakby szła na
śmierć. Choć nie miało to sensu, oczekiwała dotknięcia
jego ręki na swym ramieniu. Weszła szybko do toalety i
włożyła dłonie pod zimną wodę.
Gdy wycierała ręce, dotknęła cienkiej złotej obrączki
na serdecznym palcu. Prezent od Harriet i jej pomysł.
Wszyscy prócz Peggy myśleli, że jest wdową. Harriet
rozpowiedziała to kłamstwo, zanim Catherine opuściła
szpital. Niesmakiem i wstrętem napawało ją to, że
uchodziła za kogoś, kim naprawdę nie była, choć ze
smutkiem szybko uświadomiła sobie, że gdyby nie ta
wzbudzająca szacunek historyjka, nie byłaby tak dobrze
przyjęta przez miejscową społeczność.
Opanuj się, odetchnij głęboko. Dlaczego ulegasz
panice? Jednakże gdy w pobliżu jest Luc, panika jest
uzasadniona. Trudno było przewidzieć jego reakcję, ale
nie mogła tu tkwić wiecznie.
- Myślę, że zanosi się na burzę - powiedziała do
Drewa po powrocie na salę, starając się nie rozglądać.
- Często mam bóle głowy przy takiej pogodzie.
Nie przestawała mówić jedząc.
Jeśli Drew był nawet trochę oszołomiony jej gada-
tliwością, to na pewno nie zauważył, że straciła apetyt.
Luc obserwował ją. Czuła to. Czuła hipnotyczną siłę
utkwionych w niej brązowozłotych oczu. I nie mogła
SPOTKANIE PO LATACH 25
tego wytrzymać. Było to jak chińska wodna tortura -
drążące, bezlitosne. Zaczynała ją ogarniać złość.
Luc był niewzruszony. To wbrew naturze, że potrafił
pozostać opanowany, mimo że tak bardzo ją skrzywdził. Nie
było miejsca na sprawiedliwość w świecie, w którym Luc w
dalszym ciągu rósł w potęgę, jak wyjątkowo zaborcza
roślina tropikalna. Stratujesz ją, a ona znowu wyrośnie,
dwa razy silniejsza i równie groźna.
Skrupulatnie mieszała kawę: to w jedną, to w drugą
stronę, aż wreszcie wsypała cukier. W głowie czuła
zamęt, zagubiona gdzieś między przeszłością i teraź-
niejszością. Była tylko jedną z wielu na długiej liście
ofiar Luca Santiniego. Goryczą napełniała ją świado-
mość tej poniżającej prawdy.
- Udał, że mnie nie
poznaje. - Drew bezbarwnym
głosem przerwał jej paplaninę.
- O kim mówisz? -
zapytała zdezorientowana.
- O Lucu Santinim. Patrzył
prosto na mnie, gdy
przechodził obok nas.
Zaskoczyło ją odkrycie, że Drew zna Luca. A właś-
ciwie, dlaczego tak się dziwiła? Wprawdzie Drew
należał do niższej kategorii, ale działał na tym samym
polu, co Luc. Wytwórnia podzespołów elektronicznych
Huntingdona.
- Czy t-to t-takie ważne? -
wyjąkała.
- To nauczy mnie nie
zadzierać nosa - odpowie
dział Drew z kwaśną miną. - Załatwiałem z nim
interesy, ale to było dawno temu. Nie należę dziś do
grupy Santiniego, możliwe, że mnie wcale nie pamięta.
Luc miał niezawodną pamięć. Nigdy nie zapominał raz
widzianej twarzy. Uświadomiła sobie z poczuciem winy,
że Luc udał, iż nie rozpoznał Drewa z powodu jej
obecności. Nie była też tak głupia, żeby udawać, iż nie
wie, kim jest Luc. Mógł o nim nie słyszeć tylko jakiś
analfabeta albo ktoś żyjący na bezludnej wyspie.
Drew popijał swoją kawę najwidoczniej zadowolony,
że o nim zapomniano.
26 SPOTKANIE PO LATACH
- To niezwykły facet. I jak
musiał ryzykować, żeby
dojść do tego, co ma dzisiaj.
- I pomyśleć, ile ma na
swoim koncie kobiet.
- Otóż to-zadumał się
Drew. - O ile wiem, wpadł
tylko raz. Niech pomyślę, to było około czterech...
pięciu lat temu. Nie wiem, co się właściwie zdarzyło,
ale wtedy był diabelnie bliski bankructwa.
Zapewne odbił to sobie na kimś innym. W życiu
kierował się twardą zasadą: oko za oko, ząb za ząb, no, i
zysk w interesie.
Gdy wychodzili z hoteli, przybity Drew cicho
powiedział:
- Chyba zrobiłem z siebie
cholernego głupca?
- Ależ skąd - pośpiesznie
zaprzeczyła.
- Czy chcesz jechać
taksówką? - zapytał stłumio
nym głosem. - Lepiej będzie, jak wrócę do biura.
- Przejdę się trochę.
Czuła się zawstydzona, że nie umiała zachować się z
większym taktem, ale jego wyznanie i nagle pojawienie
się Luca pozbawiło ją zdolności rozumowania.
- Catherine?
Zanim zdążyła się odwrócić, Drew pochylił się i
zgniótł ustami jej pełne wargi.
- Już wkrótce poproszę cię o rękę, czy chcesz tego,
czy nie - obiecał odzyskując pewność siebie. - Minęło
już prawie pięć lat, kiedy straciłaś męża. Nie możesz
strawić reszty życia na wspominaniu go.
Kilka sekund później odszedł szybko w przeciwnym
kierunku. Niepohamowane łzy popłynęły z jej oczu.
Przeżycia ostatnich godzin wybijały opóźnioną reakcję.
Drew był mężczyzną zupełnie innego rodzaju, był
dżentelmenem starej daty, który już przy pierwszym
pocałunku proponował małżeństwo. A ona -
skończoną oszustką. Nie była kobietą, za jaką ją
uważał, bolejącą ciągle nad utratą młodego męża i
tragicznie zakończonym krótkim małżeństwem.
SPOTKANIE PO
LATACH 27
Prawda mogłaby go zabić. I dla niej wspominanie
przeszłości było straszne. Przez dwa lata, nawet we
własnym mniemaniu, była dziwką Luca Santiniego.
Karmiona i ubierana w zamian za gorliwość w spra-
wianiu mu przyjemności w łóżku. O takiej kobiecie
mówi się w sposób bardziej elegancki, że jest czyjąś
utrzymanką. Tylko że utrzymaniu bogatych mężczyzn
mogą liczyć na publiczne pokazywanie się u boku
swych opiekunów. A Luc wolał, by pozostawała w
cieniu. Nigdy nie okazał najmniejszej chęci, aby wziąć
ją ze sobą i pokazać światu. Nie miała ani
odpowiedniego wyglądu, ani oglądy, nie mówiąc już o
pochodzeniu i wykształceniu. Jeszcze teraz wspomnienia
paliły, raniąc boleśnie.
Wybór. Całe życie jest możliwością wyboru. W wieku
osiemnastu lat Catherine sądziła, że samodzielnie /
podejmuje decyzje. Tymczasem decydowano za nią.
Miłość w zastraszający sposób niszczy poczucie god-
ności i inteligencję niedoświadczonej, młodej dziew-
czyny. Zanim spotkała Luca, nie wierzyła, że miłość do
kogoś może być błędem. Okazało się, że może, i to
jeszcze jak. Catherine od dawien dawna rozpaczliwie
pragnęła być kochana. Zaraz po urodzeniu została
porzucona przez matkę, po której wszelki ślad zaginał.
Wychowywała się w domu dziecka, gdzie ginęła w tłu-
mie. Była marzycielką snującą przez lata fantastyczne
historie o nieznanej matce, która miała niespodzianie
pojawić się i zabrać ją ze sobą. Ody miała dziesięć lat,
nadzieja osłabła i zaczęła marzyć o szalonej miłości.
Po ukończeniu szkoły, w wieku szesnastu lat pra-
cowała jako służąca w swoim domu dziecka, aż do jego
zamknięcia w dwa lata później. Do kierowniczki
zgłosili się wtedy państwo Goulds, młodzi właściciele
małej galerii sztuki w Londynie. Zatrudnili ją jako
recepcjonistkę, wykorzystywali bez skrupułów i płacili
tylko tyle, że z trudem starczało jej na życie. Ponieważ ich
dochody były małe, galeria często musiała być
LYNNE GRAHAM Harlequin Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia • Sydney Sztokholm • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ PIERWSZY - Ożenić się z tobą? - powtórzył za nią Luc i spojrzał z niedowierzaniem ciemnymi, błyszczącymi oczami. - Dlaczego miałbym chcieć ożenić się z tobą? Catherine zadrżała i odwaga opuściła ją. - Zastanawiałam się tylko, czy kiedykolwiek o tym myślałeś? - Drżącymi palcami przestawiła cukiernicz- kę. Bała się napotkać jego spojrzenie. - Ot, taki sobie pomysł. - Czyj pomysł? - przerwał jej łagodnie. - Jesteś przecież całkowicie zadowolona ze swojej sytuacji. Nie chciała myśleć o tym, co Luc z niej zrobił, bo zadowolenie nie towarzyszyłoby tym myślom. Na początku kochała go miłością szaloną, graniczącą z rozpaczą, która uniemożliwiała zachowywanie się jak równorzędna partnerka. Przez minione dwa lata żyła na przemian w unie- sieniu i rozpaczy, ale on na pewno nigdy o tym nie pomyślał. Ten piękny, luksusowy apartament był jej więzieniem. Nie jego. Była ślicznym, śpiewającym ptakiem zamkniętym w pozłacanej klatce dla wyłącznej przyjemności Luca. Spojrzała na niego ukradkiem. Jego beztroski ton był zwodniczy. Choć nic nie mówił, wrzał gniewem na jakiegoś wyimaginowanego kozła ofiarnego, który ośmielił się podpowiedzieć jej to, co dla niego było raczej sprawą kłopotliwą. - Catherine! – nalegał niecierpliwie. Paznokcie ręki wbiły się w spoconą dłoń. - To był mój własny pomysł i... zależy mi na
6 SPOTKANIE PO LATACH odpowiedzi. - Odważyła się na kłamstwo, bo w rzeczy- wistości nie chciała jej znać. Gdyby imperium Santiniego nagle zbankrutowało, wyraz twarzy Luca nie mógłby być bardziej ponury niż w tym momencie, gdy rozwścieczony zapomniał o dobrym wychowaniu. -Nie masz ani pochodzenia, ani wykształcenia, jakie spodziewam się znaleźć u mojej żony. Teraz już wiesz! - wyrzucił z siebie stanowczo i bezwzględnie, co zawsze wśród jego rozmówców ze świata biznesu wzbudzało szacunek i lęk. - Nie musisz się już dłużej nad tym zastanawiać. . Krew powoli odpłynęła z jej twarzy. Te brutalnie szczere słowa sprawiły jej ból. Zawstydzona zdała sobie sprawę, że mimo wszystko żywiła maleńką, kruchą nadzieję, iż Luc, gdzieś w głębi duszy, ma dla niej inne uczucie. Odwróciła od niego spojrzenie swych łagodnych, niebieskich oczu i pochyliła głowę. - Nie, nie będę się nad tym zastanawiać - zdołała wyszeptać. - To nie jest temat do rozmowy przy śniadaniu - mruknął niewiele łagodniej, z przykrą szorstkością, w której bez trudu odczuła naganę za to, że ośmieliła się poruszyć tę sprawę. - Dlaczego pragniesz związku, w którym nie czułabyś się dobrze... hm? Myślę, że jako kochanek jestem daleko mniej wymagający, niż był bym jako mąż. Zrozumiała, że już zadecydowano o jej życiu. Luc, opalonym na brąz kciukiem, muskał białe kostki jej zaciśniętej dłoni. I chociaż wiedziała, że robił to przez zwykle roztargnienie, dotyk jego ręki elektryzował ją. Z lekkim westchnieniem odwinął mankiet jedwabnej koszuli. Spojrzał na zegarek marki Cartier i z nieza- dowoleniem zmarszczył brwi. -Spóźnisz się na swoje spotkanie. Mówiąc to wstała, po raz pierwszy zadowolona, że
SPOTKANIE PO LATACH 7 Luc wkrótce odjedzie, choć do tej pory zawsze do- prowadzało ją to do łez, wylewanych w samotności. Luc spojrzał na nią bacznie: - Jesteś dziś zdenerwowana. Czy coś się stało? - Nie... cóż mogło się stać? - Odwróciła się zaru- mieniona. - Nie wierzę ci. Nie spałaś dziś w nocy. Catherine milczała zaskoczona. Przeszedł przez cały pokój i pewnym ramieniem objął szczupłą kibić dziewczyny, obracając jej twarz ku sobie. ' - A może martwisz się o swoje zabezpieczenie? Dotyk muskularnego, szczupłego ciała wywołał w niej wrażenie, z którym nie miała sił walczyć. Luc z właściwą mu pychą poczuł, że Catherine słabnie i drży. Palcem przeciągnął po jej górnej wardze. - Któregoś dnia nasze ścieżki się rozejdą - powie- dział cicho szorstkim tonem. - Ale daleki jestem jeszcze od takiego zamiaru. Mój Boże, myślała Catherine, czy on zdaje sobie sprawę, co znaczą dla niej te słowa? A jeśli nawet, to dlaczego miałby się tym przejmować? Mówił pół- głosem o planowanym spotkaniu, ale ona nie chciała słuchać. Nie możesz kupić miłości, Luc. Ani też nie możesz za nią zapłacić. Kiedy to zrozumiesz? W ciągu tych kilku dni w miesiącu, które zimny Luc przeznaczał na przyjemności, musiała bardzo uważać. Luc tak powierzchownie traktował ich związek, że nawet nie domyślał się, jak strasznym piekłem były dla niej minione tygodnie. Otrząsnęła się już z fantastycznych mrzonek, z którymi zaczęła budować swoje życie dwa lata temu. On jej nie kochał. Ani też nie obudzi się nagle któregoś dnia ze świadomością, że nie może bez niej żyć... To się nie stanie nigdy. -Spóźnisz się - wyszeptała w napięciu. Przyciągnął ją bliżej do siebie, drugą ręką z chłod- nym opanowaniem nawijał na palce złote loki spływa- jące na jej szyję.
8 SPOTKANIE PO LATACH - Bella mia - powiedział po włosku, ochrypłym głosem. Pochylił ciemną głowę, aby pocałować jej wilgotne, rozchylone wargi, zadręczając ją kolejnym sprawdzianem, który zawsze kończył się jej porażką. Z poczuciem winy cofnęła się, aby nie mógł zauważyć dziwnego, obojętnego chłodu ogarniającego jej ciało. - Nie czuję się dobrze - szepnęła przerażona, że może się zdradzić. - Czemu nie powiedziałaś mi tego wcześniej? Po- winnaś się położyć. Z łatwością wziął ją w ramiona i zaczaj znowu całować, a potem zaniósł do sypialni i ułożył na łóżku. Przyjrzawszy się badawczo jej bladym policzkom i kruchej postaci, wybuchnął z nagłą drwiną:' - Jeśli jest to rezultat jednej z twoich idiotycznych diet, to nie mam zamiaru znosić tego spokojnie. Kiedy wreszcie wbijesz sobie do głowy, że podobasz mi się taka, jaka jesteś? Czy chcesz się wpędzić w chorobę? Nie zniosę takich głupot, Catherine. - Oczywiście - odpowiedziała, nie widząc nic zabawnego w jego pomyłce. - Idź dziś do lekarza -polecił. - Wychodząc wspomnę o tym Stevensowi. Na wzmiankę o strażniku, wynajętym dla jej ochrony, ale bardziej, jak przypuszczała, dla śledzenia każdego jej ruchu, wtuliła twarz w poduszkę. Nie lubiła Stevensa. - A nawiasem mówiąc, czy dobrze się z nim czujesz? - Zrozumiałam już dawno, że wcale nie chodzi o to, bym dobrze się czuła z twoim strażnikiem. Czy nie dlatego zwolniłeś Sama Halstona? - mruknęła zado- wolona ze zmiany tematu. - Zbyt był zajęty flirtowaniem z tobą, żeby właś- ciwie wykonywać swoje obowiązki - zimno i z nacis- kiem odparł Luc. - To nieprawda. Był tylko dla mnie życzliwy - za- protestowała.
SPOTKANIE PO LATACH 9 - Nie wynajmowałem go po to, żeby był życzliwy. Gdybyś go traktowała tylko jak służącego, pozostałby tutaj - uciął Luc. - A teraz naprawdę muszę już iść. Zadzwonię do ciebie z Mediolanu. Powiedział to w taki sposób, jakby miało to być dowodem jego specjalnych względów. W rzeczywistości dzwonił do niej codziennie, bez względu na to, w jakim był zakątku świata. Gdy telefon odezwie się jutro, to będzie dzwonił i dzwonił w pustych pokojach. Leżała jeszcze przez lalka dręczących minut, patrząc tam, gdzie przed chwilą stał Luc. Ciemnowłosy i dynamiczny, straszny dla wrażliwej kobiety. Nie przebierając w środkach, zawsze stawiał na swoim. Jej nieśmiałe próby oporu zawsze kończyły się bardzo szybko w zetknięciu z jego silniejszą osobowością. Cieszył się sławą jednego z dziesięciu najbogat- szych ludzi świata. Dla mężczyzny w wieku dwudziestu dziewięciu lat było to imponujące osiągnięcie. Wystartował w nowojorskiej dzielnicy zwanej Małymi Włochami, mając do dyspozycji jedynie swoją niezwykłą inteligencję. I w dalszym ciągu nie przestaje się wspinać w górę. O wszystko, co miał, musiał walczyć i dlatego to, co przychodziło łatwo, nie miało dla niego wartości. W niedawno opublikowanym artykule „Time", próbując zgłębić tajemnicę tego samotnika w po- spolitym tłumie świata sukcesu, nazwał go samotnym wilkiem. Wilki łączą się w pary, aby żyć, nie dla chwilowej przyjemności. A Luc był w istocie zwierzęciem twardo trzymającym się ziemi i na pewno nie zimnokrwistym. Zbudował swoje imperium nie tylko dzięki niezwykłej fachowości. Potrzebna była również energia i przedsiębiorczość, połączone w pewnym stopniu z giętkością, niezbędną przy tak wielkiej konkurencji na rynku. Mogłaby powiedzieć dziennikarzowi, jaki naprawdę był Luc Santini. Był to
10 SPOTKANIE PO LATACH człowiek twardy, okrutnie twardy, cyniczny, mający głęboko we krwi egoizm i ambicję. Tylko głupiec wchodził w drogę Lucowi... tylko bardzo głupia kobieta powierzyłaby mu swe serce. Zacisnęła powieki w ogromnej udręce. Nigdy więcej nie zobaczy Luca. Żaden cud nie zdarzył się w ostatniej chwili. Nie ma mowy o małżeństwie obecnie, ani też nigdy nie będzie ono możliwe. Drobną dłonią pogładziła się po płaskim jeszcze brzuchu. Przestała być lojalna wobec Luca od momentu, gdy zaczęła podejrzewać, że nosi jego dziecko. Instynkt ostrzegł ją, iż ta nowina będzie potraktowana jako wyrachowana zdrada i bez wątpienia Luc uzna, że za tę sytuację ona, i wyłącznie ona, ponosi odpowiedzialność. Z dnia na dzień zwlekała z powie- dzeniem mu o tym. Jeśli kiedyś ożeni się on z kobietą o odpowiednim pochodzeniu społecznym, to nie będzie chciał mieć żadnych niewygodnych tajemnic rodzinnych. Poczuła lodowaty chłód i mdłości, gdy uświadomiła sobie, czego uniknęła. Luc nigdy się o tym nie dowie i tak być musi. Dzięki Bogu udało się namówić Sama, aby pokazał, jak działa system alarmowy. Będzie mogła opuścić mieszkanie tylnym wyjściem. Czy Luc będzie za nią tęsknił? Będzie czuł się znieważony tym, że mogła go opuścić i że nie przewi- dział takiej ewentualności. Bez trudu znajdzie kogoś na jej miejsce, przecież nie była nikim nadzwyczajnym. Dlaczego więc tak pociągała Luca? Pomyślała ze wstydem, że wyczuł w mej dobry materiał na pokorną kochankę. Cóż utraci, rezygnując z tej żałosnej egzystencji? Nie miała żadnych przyjaciół. Tam, gdzie potrzebna jest dyskrecja, nie ma dla nich miejsca. Luc powoli, ale dokładnie izolował ją tak, że cafe jej życie obracało się tylko wokół niego. Czasami czuła się tak samotna, że mówiła głośno sama do siebie. Miłość to przerażające
SPOTKANIE PO LATACH 11 uczucie, pomyślała i wstrząsnął nią spazmatyczny dreszcz. Arriyederci, Luc, grozie tanto - nabazgrała szminką w poprzek lustra. Teatralny gest, powszechnie stoso wany. Obejdzie się bez skropionych łzami pięciu stron banalnego listu. Catherine przekonała się, że Luc niezbyt wysoko cenił miłość. Ale z całą świadomością używał miłości jako broni, igrając okrutnie z jej uczuciami. - Co robisz z moimi książkami? Catherine wyprostowała się nad kartonowym pudłem i napotkała oburzone spojrzenie ciemnych oczu. - Pakuję je, chcesz mi pomoc? - zapytała z nadzieją w glosie. - Moglibyśmy porozmawiać. Daniel kopnął krzesło. Stał, patrząc na nią nieufnie. - Nie chcę rozmawiać o przeprowadzce. - To niczego nie zmieni - ostrzegła go Catherine. Daniel jeszcze raz kopnął ze złością nogę od krzesła i włożył ręce w kieszenie - mały uparciuch, miniatura ojca. Catherine powoli policzyła do dziesięciu. Jeszcze trochę i zacznie przeraźliwie krzyczeć, dopóki ten mały mężczyzna w białym ubranku nie zostawi jej w spokoju. Jak długo jeszcze syn będzie traktował ją jak najgorszą matkę na świecie? Ze stanowczym uśmiechem powiedziała: - Sytuacja nie jest tak zła, jak myślisz. Daniel spojrzał na nią podejrzliwie: - Czy mamy jakieś pieniądze? Catherine, zaskoczona pytaniem, oblała się rumieńcem. - A jakie to ma znaczenie? - Słyszałem, jak mama Johna mówiła do pani Withers, że nie mamy pieniędzy, bo gdybyśmy mieli, to kupilibyśmy ten dom: Catherine chętnie udusiłaby tę kobietę za jej gadulstwo. Daniel miał tylko cztery lata, ale był niezwykle
12 SPOTKANIE PO LATACH bystry, jak na swój wiek, rozumiał o wiele za dużo z tego, co się działo dokoła. - To nieuczciwe, ze ktoś może zabrać nam nasz dom i sprzedać komuś innemu, chociaż my chcemy zostać tu na zawsze! - wybuchnął niespodziewanie. Cierpienie, które ujrzała w jego błyszczących oczach, zraniło ją okrutnie. Niestety, niewiele mogła zrobić, aby je złagodzić. - Greyfriars nigdy do nas nie należał - przypo mniała mu. - Dobrze o tym wiesz, Danielu. Należał do Harriet, a po jej śmierci, zgodnie z jej wolą, oddany został organizacji charytatywnej. A teraz ludzie, któ rzy kierują tą organizacją, chcą go sprzedać i prze znaczyć pieniądze na... Daniel spojrzał na nią ze złością: - Nic mnie nie obchodzą ci ludzie głodujący w Afryce. To nasz dom! Gdzie będziemy mieszkać? - krzyknął rozpaczliwie. - Drew znalazł dla nas mieszkanie w Londynie. - Nie można przecież trzymać osiołka w Londynie! - ciskał się rozzłoszczony Daniel.- Dlaczego nie możemy mieszkać z Peggy? Ona mówiła, że możemy. - Peggy naprawdę nie ma dla nas dość miejsca. - Ucieknę i możesz sobie sama mieszkać w Lon dynie, bo ja nie wyjadę bez Clovera! -Daniel krzyczał na nią w niepohamowanym wybuchu złości i rozpaczy. -To wszystko twoja wina! Gdybym miał tatusia, to on kupiłby ten dom dla nas, jak każdy inny tatuś! I zrobiłby tak, żeby Harriet nie umarła. Nienawidzę ciebie, bo ty nic nie potrafisz! Potępiwszy ją tak bezlitośnie, Daniel, trzasnął drzwiami Prawdopodobnie schował się w jednej ze swoich kryjówek w ogrodzie. Wzięła do ręki leżący na stole list agenta. Na pewno byłby dla niej bardziej wyrozumiały, gdyby wiedział, że niemożliwe było przedłużenie ich wakacji na f armie rodziny Peggy.
SPOTKANIE PO LATACH 13 Czasami - tak jak teraz - Catherine ogarniało przygnębiające uczucie całkowitej bezsilności wobec Daniela. Nie był dzieckiem podobnym do innych. W wieku dwóch lat rozebrał na części radio i złożył z powrotem, reperując je przy tej okazji. Gdy miał trzy lata, nauczył się sam niemieckiego, słuchając w telewizji programów w tym języku. Ale przecież był ciągle jeszcze za mały, żeby godzić się na konieczne wy- rzeczenia. Śmierć Harriet ugodziła go boleśnie, a teraz tracił swój dom, ukochanego osiołka, przyjaciół, z którymi się bawił... krótko mówiąc, wszystko, co do tej pory składało się na jego bezpieczne życie. Czyż można było się dziwić, że był tak przerażony? Jak mogła go uspokoić, gdy sama bała się przyszłości? Cztery lata temu uważała swoje życie za zmarnowane, zmierzające w karkołomnym tempie do nieuchronnego kresu. Przyszłość ukazywała jej tylko los pilota- kamikaze. I wtedy pojawiła się Harriet - tak niedoceniana nawet przez tych, którzy znali ją bardzo dobrze. Harriet, którą Drew w rozdrażnieniu nazwał kiedyś czarującą wariatką. A przecież to właśnie Harriet pomogła jej stanąć na nogi. Z czasem stała się dla niej kimś tak bliskim jak matka. Spotkały się w pociągu. Ta podróż i to spotkanie odmieniły całkowicie życie Catherine. Jechały w tym samym przedziale i Harriet próbowała wielokrotnie nawiązać rozmowę. Catherine, czuiąc się jak zamknięta w pułapce bez wyjścia, nie miała ophoty do rozmowy. Jednak uparta Harriet przełamała jej opory i nie minęło wiele czasu, gdy, udręczona przeżyciami ponad siły, opowiedziała o swoim nieszczęściu. Czuła się potem bardzo zażenowana i szczerze pragnęła uciec od towarzystwa tej starej kobiety. Wysiadły z pociągu na tej samej stacji. Nie trafiły jej zupełnie do przekonania zapewnienia poczciwej Harriet, że podjęła właściwą decyzję. Jak narkomanka, rozpaczliwie pragnęła usłyszeć głos Luca w telefonie.
14 SPOTKANIE PO LATACH Rzuciła Harriet pożegnalne do widzenia i skierowała się pośpiesznie do budki telefonicznej. Co zdarzyłoby się, gdyby udało się jej zatelefono- wać? Nie dowie się tego nigdy. Gdy jak szalona biegła do telefonu, wpadła pod samochód. Następne trzy miesiące spędziła w szpitalu. Minęło wiele dni, zanim była w stanie rozpoznać kojący glos, który pojawiał się i rozpływał we mgle, wywołanej bólem i szokiem. Był to ^os Harriet. To ona umieściła ją na oddziale intensywnej opieki, opowiadając o niej dziwne rzeczy. Catherine była przekonana, że gdyby Harriet nie było przy niej, nigdy nie udałoby się jej wydostać z tych ciemności i wyzdrowieć. Jeszcze przed swoimi przedwczesnymi narodzinami Daniel musiał walczyć o przeżycie. Gdy przyszedł na świat, zapłakał przeraźliwie, aby zwrócić na siebie uwagę. Był maleńki i słaby, ale wiele już wówczas zapowiadało jego niezwykle silny charakter. Gdy był w inkubatorze, oczarował cały medyczny personel tym, że pokonywał wszystkie nawroty choroby w rekordowo szybkim czasie. Wtedy to Catherine zdała sobie sprawę, iż syn jej wraz z genami odziedziczył niezwykłą siłę, dzięki której nawet dziesięciotonowa ciężarówka nie byłaby w stanie pozbawić go życia, a cóż dopiero kolizja nieuważnej matki ze zwykłym samochodem osobowym. - To wspaniały mały wojownik -oświadczyła dumnie Harriet, rozkoszując się rolą przy branej babci z taką intensywnością, na jaką stać było jedynie samotną kobietę. Drew szczerze lubił swoją starszą siostrę, ale jej dziwactwa doprowadzały go do wściekłości. Annette, jego przemądrzała francuska żona i kilkunastoletnie dzieci nie miały wcale czasu dla Harriet. Posiadłość Greyfriars znajdowała się na peryferiach miasteczka w Orfordshire. Był to stary dom, w opłakanym stanie, otoczony ze wszystkich stron zaniedbanym, dzikim ogrodem. Harriet i Drew urodzili się tutaj i Harriet
SPOTKANIE PO LATACH 15 głośno protestowała przy każdej wzmiance o odnowieniu domu. Catherine rozejrzała się po przytulnej kuchni. To ona uszyła pasiaste zasłony powiewające w oknie, ona pomalowała podniszczone szafki wesołą, czerwoną farbą w kolorze motopompy strażackiej. To był ich dom, w pełnym znaczeniu tego słowa. Jak mogła przekonać Daniela, że będzie tak samo szczęśliwy w maleńkim mieszkaniu, skoro sama w to nie wierzyła? Ale przecież nie mieli żadnego wyboru. Ktoś lekko zapukał do tylnych drzwi. Peggy Dow- nes, jej przyjaciółka, nie czekając na zaproszenie, wbiegła do środka. Była to wysoka kobieta, około trzydziestki, z krótko przyciętymi rudymi włosami. Opadła na stojącą pod ścianą zniszczoną kanapę i ze zdziwieniem spojrzała na kartonowe pudło. - Czy trochę nie za wcześnie zabrałaś się do pakowania? Macie przecież jeszcze dwa tygodnie do wyjazdu. -Nie mamy. - Catherine podała jej list agenta. - Na szczęście Drew powiedział, żebyśmy zamieszkali u niego, jeśli znajdziemy się w przymusowej sytuacji. - Psiakrew! Nie mogliby ci dać jeszcze jednego tygodnia? widząc na twarzy Peggy wyraźne oznaki przy- gnębienia i poirytowania, Catherine odwróciła się i zabrała do szykowania śniadania w nadziei, że jej przyjaciółka nie zacznie znowu swoim oratorskim tonem ostro krytykować testamentu Harriet - Nie mamy żadnych podstaw prawnych, aby tu pozostać - przypomniała z naciskiem Catherine. - Ale z moralnego punktu widzenia macie wszelkie prawa i spodziewałam się po organizacji charytatyw nej większej wyrozumiałości wobec samotnej matki! - buntowała się w obronie Catherine życzliwa Peggy. - A właściwie to nie wiem, dlaczego ich potępiam. Ta sytuacja wynikła z winy twojej ukochanej Harriet!
- Peggy! 16 SPOTKANIE PO LATACH - Wybacz, ale uważam, iż trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Szczerze mówiąc, Catherine... czasami myślę, że pojawiłaś się na tym świecie wyłącznie po to, by być wykorzystywaną! Jak ci podziękowano za zmarnowane cztery lata twego życia, które spędziłaś biegając wokół spraw Harriet? - Harriet dała nam schronienie, kiedy nie mieliśmy się gdzie podziać. Nie miała mi nic do zawdzięczenia. - Prowadziłaś ten dom, byłaś zawsze na zawołanie i tyrałaś posłuszna jej zwariowanym, charytatywnym pomysłom - mówiła wzburzona Peggy. - I za to wszystko otrzymywałaś wikt i mieszkanie oraz ubranie kupione na wyprzedaży! - Harriet była najmilszą i najuczciwszą istotą, jaką kiedykolwiek znałam - odparła Catherine. Doprowadzona do szału Peggy miała ochotę krzyczeć ze złości. Trzeba przyznać, że dziwaczne pomysły Harriet wydawały się nie drażnić Catherine tak, jak innych, mniej tolerancyjnych ludzi. Wyglądało na to, że Catherine nie zauważała, kiedy Harriet głośno mówiła do siebie lub hałaśliwie i ostentacyjnie opróżniała portmonetkę, dając ofiarę na tacę w kościele. Nigdy nawet nie mrugnęła okiem, kiedy Harriet przyprowadzała na herbatę brudnych, śmierdzących włóczęgów mówiąc, aby czuli się jak u siebie w domu. Catherine była najlepszą przyjaciółką, jaką Peggy kiedykolwiek miała. Uważała ją za osobę niezwykle życzliwą, szlachetną i bezinteresowną, a była to naj- wyższa ocena ze strony kobiety, która samą siebie nazywała zatwardziałą cyniczką. Peggy napotkała spojrzenie zamglonych, niebieskich oczu w ślicznej twarzy Catherine, i mimo woli
pomyślała o niewinnym, bezbronnym dziecku po- rzuconym w zagmatwanym świecie dorosłych. Przera- żająca była naiwna skłonność Catherine do znajdowania w ludziach tylko tego, co najlepsze, i do traktowania ich z ufnością. To jej niezmiennie op- SPOTKANIE PO LATACH 17 tymistyczne widzenie świata czyniło ją zupełnie bez- bronną. Była cudownym słuchaczem i przejmowała się każdą wyciskającą łzy opowieścią. Nie umiała powie- dzieć nie, gdy ludzie prosili ją o przysługę. Jeśli ktoś był w potrzebie, Catherine zawsze gotowa była przyjść z pomocą. A z iloma spotkała się dowodami wdzięcz- ności? Bardzo nielicznymi. - Harriet powinna była zostawić ci przynajmniej część swego majątku - powiedziała Peggy z naganą w głosie. Catherine postawiła na kuchence czajnik z wodą na herbatę. - A jak sądzisz, co o tym pomyśleliby Drew i jego rodzina? - Drew ma dość pieniędzy. - Firma Huntingdon nie jest duża, a on nie jest bogaty. - Ma ogromny dom w Kencie i mieszkanie w cen trum Londynu. Czy to nie jest bogactwo? - zapytała Peggy sucho. Catherine jęknęła: - Jego interesy ostatnio nie idą dobrze. Drew zmuszony był sprzedać niektóre ze swoich posiadłości i, chociaż nie przyznałby się do tego głośno, bardzo rozczarował go testament Harriet. - Rozwód z Annette prawdopodobnie pozbawi go resztek majątku - powiedziała w zadumie Peggy.
- Ona nie chciała tego rozwodu - mruknęła Ca- therine. Peggy skrzywiła się. - A jaka to różnica? To ona miała romans. Ona ponosi winę. Catherine nalewając herbatę pomyślała, że nie można oczekiwać ze strony Peggy wyrozumiałości w wypadku zdrady małżeńskiej- Do tej pory mocno przeżywała nagie zerwanie własnego małżeństwa. Mąż Peggy był kobieciarzem. Annette nie można z nim 18 SPOTKANIE PO LATACH porównywać. To trudności finansowe i kłopoty z dwójką niesfornych, kilkunastoletnich dzieci do- prowadziły do kryzysu w rodzinie Huntingdonów. Annette miała romans, a Drew był tym załamany. Nie przyjął jej usilnych prób pojednania, wyprowadził się i natychmiast wystąpił o rozwód. Ciekawe, że ludzie, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji, rzadko reagują tak, jak się tego spodziewaliśmy. Catherine sądziła, że on przebaczy i zapomni. Myliła się. - W dalszym ciągu mam nadzieję, że dojdą do porozumienia, zanim będzie za późno - zauważyła. - A dlaczego on miałby tego chcieć? Ma zaledwie pięćdziesiąt lat... i jest przystojnym mężczyzną... - Chyba tak - przyznała niepewnie Catherine. Lubiła bardzo Drewa, ale nigdy nie myślała o nim w taki sposób. - Mógłby też znaleźć sobie coś lepszego do roboty, niż przyjeżdżać tutaj na weekend i bawić się z Danie lem - skomentowała Peggy z udaną obojętnością. Catherine, nie zauważając ukrytej ironii, zaśmiała się: - Jest wolny, nie ma
rodziny. - A nie przyszło ci na myśl, że Drew przyjeżdża z bardziej osobistych powodów? Catherine spojrzała na nią z pytaniem w oczach. - Och, na litość boską! -jęknęła Peggy. - Czy mam ci to wyraźnie powiedzieć? Jego zachowanie na po grzebie wywołało nie tylko moje zdziwienie. Ledwie wziejaś do ręki coś trochę cięższego od filiżanki, on już biegł na pomoc przez cały pokój! Myślę, że kocha się w tobie. - Kocha się we mnie? - powtórzyła Catherine. - Nigdy nie słyszałam nic tak absurdalnego. - Może się mylę - zawahała się Peggy. - Ależ oczywiście, że się mylisz! - powiedziała Catherine z niezwykłą u niej gwałtownością. - No, już dobrze, uspokój się - westchnęła Peggy. SPOTKANIE PO LATACH 19 - W dniu pogrzebu zapytałam go, dlaczego wynalazł inną starą damę, aby się nią opiekowała... - Ależ pani Anstey jest jego chrzestną matką! - Kiedy poszłam zobaczyć to mieszkanie dla ciebie, zmroziła mnie swą miną. Powiedziałam to Drewowi. - Peggy, jak mogłaś? Mam tylko robić jej zakupy i przynosić kolację co wieczór. Nie jest to wiele, w zamian za mieszkanie i symboliczny czynsz. - I dlatego coś w tym podejrzewam. Jakkolwiek... - Peggy zawiesiła głos. - Drew pocieszył mnie, że nie powinnam się martwić, bo chyba długo tam nie zostaniesz. No, jak myślisz, dlaczego tak powiedział? - Może przypuszcza, że nie spodobam się jej - od- rzekła Catherine.
Peggy obracała w ręku list agenta i zmartwiona powiedziała: - Jeśli musisz się wyprowadzić w tym tygodniu, to nie będziemy mogły razem pojechać do mojego domu. A tak liczyłam na ciebie, Catherine. Moja matka i ty tak świetnie się ze sobą zgadzacie. - Daniel również nie jest tym zachwycony. Wtedy Peggy zaproponowała z uśmiechem: - A może zabrałabym go ze sobą? - Samego? - Dlaczego nie? Moi rodzice uwielbiają Daniela. Zepsują go do reszty. A ty do naszego powrotu urządzisz sobie mieszkanie, żeby było bardziej przytulne. Męczyło mnie poczucie winy, że nie jestem w stanie w niczym ci pomóc - wyznała Peggy. - Nie mogę pozwolić, abyś ty... - Jesteśmy przyjaciółkami, prawda? Złagodzi to Danielowi wstrząs związany z przeprowadzką. Bieda- czek, tak bierze sobie wszystko do serca -przekonywała Peggy. - Nie będzie go tu, gdy oddasz Clovera do schroniska i uniknie przenosin do mieszkania Drewa. Wydaje mi się, że on nie bardzo go lubi. Catherine pomyślała ze smutkiem, że Daniel zdecy- 20 SPOTKANIE PO LATACH dowanie nic lubi tych wszystkich, którzy mu się sprzeciwiają. Szczególnie zaś nie cierpi być traktowany jak dziecko i gdy ktoś mówi, ze jest ładnym chłopcem. A przecież, czy mu się to podoba, czy nie, jest to prawda: jest naprawdę ładny z czarnymi, kręconymi włosami, z długimi rzęsami i wielkimi ciemnymi oczami. Niezwykle hibił Peggy, ale nikogo więcej. - Ufasz mi? - Peggy ucięła jej wątpliwości. - Alei oczywiście... - W talom razie załatwione - zdecydowała. Catherine zrezygnowała więc z wynajdywania dal- szych trudności i nie powiedziała, ze nigdy dotąd nie rozstawała się z synem. Daniel bardzo lubił farmę.
Spędzili tam razem z Peggy kilka tygodni przez ostatnie lata. Sześć dni później Daniel, uściskawszy ją radośnie, wsiadł do samochodu Peggy. Catherine powiedziała do przyjaciółki: - Jeśli będzie tęsknić za domem, zadzwoń do mnie. - Nie mamy już domu - przypomniał Daniel. - Należy do Afryki. Catherine wróciła do domu i oczami mokrymi od łez spojrzała na ustawione tam walizki i pudła. Nie za wiele tego, jak na cztery lata życia. Pudła miały być przeniesione do garażu Peggy. Jeden z sąsiadów obiecał przewieźć je w następnym tygodniu do mieszkania Drewa. Przybita otarła łzy. Daniel wyjechał tylko na dziesięć dni, nie na sześć miesięcy! Drew czekał na nią na peronie i poprowadził w kierunku swojego samochodu. Był dobrze zbudowanym mężczyzną o przyjemnych rysach twarzy. Wyglądał na bardzo zrównoważonego. - Najpierw zostawimy w mieszkaniu twoje bagaże. - Najpierw? Uśmiechnął się. - Zamówiłem stolik w Savoyu, zjemy tam lunch. SPOTKANIE PO LATACH 21 - Czy to jakaś okazja? Catherine już wiele razy jadła lunch w towarzystwie Drewa i Harriet, ale wtedy zapraszał je zawsze do swojego klubu. - Moja firma jest bliska zdobycia wielkiego kon traktu - wyjawił nie bez dumy. - Właściwie mamy to już w kieszeni. Dziś wieczór jadę do Niemiec, a poju trze spisujemy umowę. - To wspaniała
wiadomość - ucieszyła się Cat herine. - Szczerzemówiąc, przychodzi w samą porę. Ostat nio firma Huntingdon balansowała na krawędzi prze paści. Ale to nie wszystko, co będziemy świętować - powiedział. - Kiedy wracasz z Niemiec? - zapytała, gdy wy chodzili z jego mieszkania. - Za kilka dni, ale zamieszkam w hotelu. - Dlaczego? - zdziwiła się Catherine. Lekki rumieniec zabarwił jego policzki. - Kiedy jest się w trakcie rozwodu, trzeba bardzo uważać, Catherine. Dzięki Bogu, za miesiąc będzie po wszystkim. Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek wytykał cię palcem, łącząc ze sprawą mego rozwodu. Catherine odczuła nagle ogromne zażenowanie. Przyjęła z wdzięcznością propozycję tymczasowego schronienia się w jego mieszkaniu, nie zastanawiając się nad tym, w jakim go stawia położeniu. - Ogromnie mi przykro, Drew. Nigdyniemyślałam... - Oczywiście, że nie. Ty nie myślisz o ludziach w ten sposób. - Drew uścisnął i przytrzymał jej rękę. - Gdy tylko zakończy się rozprawa sądowa, nie będziemy musieli zważać na złośliwe języki. To ostatnie zdanie, zamiast uspokoić, wprawiło ją w jeszcze większe zakłopotanie. Wyglądało na to, że Drew inaczej rozumiał ich przyjaźń. Nie tak dawno oburzyły ją podejrzenia Peggy. Tymczasem Drew wyraźnie zbliżył się do niej od 22 SPOTKANIE PO LATACH momentu separacji z Annette. Stał się częstszym gościem w domu swojej siostry. - Wezmę stek. Przynajmniej wiadomo, co to takie go.
- Masz swoje nawyki -udał niezadowolenie Drew, ale jednocześnie uśmiechnął się do niej. On też nie lubił zmian.-A na przystawkę? Zamówiła krewetki, jak zwykle. - Mogłem z góry zamówić to dla ciebie - zażar tował. Catherine rzuciła okiem w stronę holu i ujrzała przy drzwiach wejściowych wysokiego, czarnowłosego męż- czyznę. Szybko obejrzała się po raz drugi, ale już go nie było. Zaskoczona zamrugała oczami, zła na siebie, że w tej krótkiej chwili rozpoznania odczuła lek, a ciałem jej wstrząsnął dreszcz. - Co się stało? Napotkawszy zdziwione spojrzenie Drewa, wzdrygnęła się nienaturalnie. - To z zimna. - Teraz, gdy jesteś w Londynie, będziemy mogli widywać się częściej. Próbuję ci powiedzieć, może niezbyt zręcznie, że... Wydaje mi się, że cię kocham. Wyszarpnęła gwałtownie rękę, przewracając kieliszek z sherry. Mamrocząc słowa przeprosin, zaczęła szperać w torebce, w poszukiwaniu chusteczki. Drew patrzył na nią wyczekująco. - Chciałem, abyś wiedziała,co czuję – westchnął - Ja… ja nie wiedziałam… Nie miałam pojęcia… - To było wszystko, co zdołała z siebie wykrztusić. - Sądziłem, że musisz to przemyśleć – w jego głosie słychać było nutkę niezadowolenia. – Najwidoczniej nie było to tak oczywiste, jak myślałem. Catherine, nie rób takiej tragicznej miny. Niczego od ciebie nie oczekuję. Myślę, że trudno o właściwą odpowiedź w takich okolicznościach. Byłem niecierpliwy i zachowałem się nietaktownie. Wybacz mi. SPOTKANIE PO LATACH 23 - Mam wrażenie, jakbym stanęła między tobą
i Annette - szepnęła w poczuciu winy. Nachmurzył się. - To nonsens. Dopiero po odejściu od niej zdałem sobie sprawę, jak bardzo lubię być z tobą. - Tak, ale gdyby mnie nie było w pobliżu, może wróciłbyś do niej - przekonywała z uporem. - Jesteś wspaniałym przyjacielem, ale ja... - Ja nie poganiam cię, Catherine. Mamy dużo czasu - zapewnił ją, rezygnując z tematu, nad którym, jak zrozumiał, nie było sensu dłużej dyskutować. Byli w sali restauracyjnej River Room, gdy usłyszała ten głęboki głos z lekkim obcym akcentem, głos, który działał na nią jak kojący balsam. Natychmiast zakręciło się jej w głowie i ożyły dawne uczucia. Wstrząśnięta, otworzyła szeroko oczy. W uszach czuła szalone pulsowanie. Drżącą ręką odstawiła kieliszek. Luc! O, Boże... Luc! To jego musiała zauważyć przedtem. Rozmawiając z dwoma towarzyszącymi mu mężczyznami, gestykulował opaloną ręką. Nie mogła oderwać od niego oczu. Ostro zarysowany nos, wydatne kości policzkowe, intensywność spojrzenia, wszystko połączone w oszałamiająco przystojnej twarzy. Obrócił z lekka głowę o lśniących, ciemnych wło- sach. Spojrzał wprost na nią. Zabrakło jej tchu i czas nagle się zatrzymał. Rozsądek nakazywał wstać na- tychmiast i uciekać, biec tak długo, aż pozostawi daleko grożące niebezpieczeństwo. Poczuła szarpiący wnętrzności strach, choć nic nie wskazywało, że ją rozpoznał. Luc odwrócił się. Dał znak jednemu ze swych towarzyszy, który natychmiast zerwał się z szybkością wytresowanego lokaja i słuchał swego pana z po- chyloną głową. - Zepsułem ci humor - mruknął Drew. - Powinie nem był milczeć.
24 SPOTKANIE PO LATACH Gwałtownie opuściła powieki. Usłyszała znowu szczek sztućców i szum głosów, ale w dalszym ciągu czuła się odrętwiała. Gdy patrzyła na Luca, nic i nikt nie był w stanie odwrócić jej uwagi. Mówi się, że gdy człowiek tonie, to w ułamku sekundy widzi całe swoje życie. Och, gdyby tak znaleźć ukojenie na dnie basenu... - Catherine... - Boli mnie trochę głowa - powiedziała z trudem. - Jeśli pozwolisz, pójdę wziąć jakiś proszek. Wstała na trzęsących się nogach, stwierdzając z nie- zmierną ulgą, że nie musi przechodzić obok stolika, gdzie siedział Luc. Mimo to miała uczucie, jakby szła na śmierć. Choć nie miało to sensu, oczekiwała dotknięcia jego ręki na swym ramieniu. Weszła szybko do toalety i włożyła dłonie pod zimną wodę. Gdy wycierała ręce, dotknęła cienkiej złotej obrączki na serdecznym palcu. Prezent od Harriet i jej pomysł. Wszyscy prócz Peggy myśleli, że jest wdową. Harriet rozpowiedziała to kłamstwo, zanim Catherine opuściła szpital. Niesmakiem i wstrętem napawało ją to, że uchodziła za kogoś, kim naprawdę nie była, choć ze smutkiem szybko uświadomiła sobie, że gdyby nie ta wzbudzająca szacunek historyjka, nie byłaby tak dobrze przyjęta przez miejscową społeczność. Opanuj się, odetchnij głęboko. Dlaczego ulegasz panice? Jednakże gdy w pobliżu jest Luc, panika jest uzasadniona. Trudno było przewidzieć jego reakcję, ale nie mogła tu tkwić wiecznie. - Myślę, że zanosi się na burzę - powiedziała do Drewa po powrocie na salę, starając się nie rozglądać. - Często mam bóle głowy przy takiej pogodzie. Nie przestawała mówić jedząc. Jeśli Drew był nawet trochę oszołomiony jej gada- tliwością, to na pewno nie zauważył, że straciła apetyt. Luc obserwował ją. Czuła to. Czuła hipnotyczną siłę utkwionych w niej brązowozłotych oczu. I nie mogła
SPOTKANIE PO LATACH 25 tego wytrzymać. Było to jak chińska wodna tortura - drążące, bezlitosne. Zaczynała ją ogarniać złość. Luc był niewzruszony. To wbrew naturze, że potrafił pozostać opanowany, mimo że tak bardzo ją skrzywdził. Nie było miejsca na sprawiedliwość w świecie, w którym Luc w dalszym ciągu rósł w potęgę, jak wyjątkowo zaborcza roślina tropikalna. Stratujesz ją, a ona znowu wyrośnie, dwa razy silniejsza i równie groźna. Skrupulatnie mieszała kawę: to w jedną, to w drugą stronę, aż wreszcie wsypała cukier. W głowie czuła zamęt, zagubiona gdzieś między przeszłością i teraź- niejszością. Była tylko jedną z wielu na długiej liście ofiar Luca Santiniego. Goryczą napełniała ją świado- mość tej poniżającej prawdy. - Udał, że mnie nie poznaje. - Drew bezbarwnym głosem przerwał jej paplaninę. - O kim mówisz? - zapytała zdezorientowana. - O Lucu Santinim. Patrzył prosto na mnie, gdy przechodził obok nas. Zaskoczyło ją odkrycie, że Drew zna Luca. A właś- ciwie, dlaczego tak się dziwiła? Wprawdzie Drew należał do niższej kategorii, ale działał na tym samym polu, co Luc. Wytwórnia podzespołów elektronicznych Huntingdona. - Czy t-to t-takie ważne? - wyjąkała. - To nauczy mnie nie zadzierać nosa - odpowie dział Drew z kwaśną miną. - Załatwiałem z nim interesy, ale to było dawno temu. Nie należę dziś do grupy Santiniego, możliwe, że mnie wcale nie pamięta. Luc miał niezawodną pamięć. Nigdy nie zapominał raz widzianej twarzy. Uświadomiła sobie z poczuciem winy, że Luc udał, iż nie rozpoznał Drewa z powodu jej obecności. Nie była też tak głupia, żeby udawać, iż nie wie, kim jest Luc. Mógł o nim nie słyszeć tylko jakiś analfabeta albo ktoś żyjący na bezludnej wyspie. Drew popijał swoją kawę najwidoczniej zadowolony, że o nim zapomniano.
26 SPOTKANIE PO LATACH - To niezwykły facet. I jak musiał ryzykować, żeby dojść do tego, co ma dzisiaj. - I pomyśleć, ile ma na swoim koncie kobiet. - Otóż to-zadumał się Drew. - O ile wiem, wpadł tylko raz. Niech pomyślę, to było około czterech... pięciu lat temu. Nie wiem, co się właściwie zdarzyło, ale wtedy był diabelnie bliski bankructwa. Zapewne odbił to sobie na kimś innym. W życiu kierował się twardą zasadą: oko za oko, ząb za ząb, no, i zysk w interesie. Gdy wychodzili z hoteli, przybity Drew cicho powiedział: - Chyba zrobiłem z siebie cholernego głupca? - Ależ skąd - pośpiesznie zaprzeczyła. - Czy chcesz jechać taksówką? - zapytał stłumio nym głosem. - Lepiej będzie, jak wrócę do biura. - Przejdę się trochę. Czuła się zawstydzona, że nie umiała zachować się z większym taktem, ale jego wyznanie i nagle pojawienie się Luca pozbawiło ją zdolności rozumowania. - Catherine? Zanim zdążyła się odwrócić, Drew pochylił się i zgniótł ustami jej pełne wargi. - Już wkrótce poproszę cię o rękę, czy chcesz tego, czy nie - obiecał odzyskując pewność siebie. - Minęło już prawie pięć lat, kiedy straciłaś męża. Nie możesz strawić reszty życia na wspominaniu go. Kilka sekund później odszedł szybko w przeciwnym kierunku. Niepohamowane łzy popłynęły z jej oczu. Przeżycia ostatnich godzin wybijały opóźnioną reakcję. Drew był mężczyzną zupełnie innego rodzaju, był dżentelmenem starej daty, który już przy pierwszym pocałunku proponował małżeństwo. A ona - skończoną oszustką. Nie była kobietą, za jaką ją uważał, bolejącą ciągle nad utratą młodego męża i tragicznie zakończonym krótkim małżeństwem.
SPOTKANIE PO LATACH 27 Prawda mogłaby go zabić. I dla niej wspominanie przeszłości było straszne. Przez dwa lata, nawet we własnym mniemaniu, była dziwką Luca Santiniego. Karmiona i ubierana w zamian za gorliwość w spra- wianiu mu przyjemności w łóżku. O takiej kobiecie mówi się w sposób bardziej elegancki, że jest czyjąś utrzymanką. Tylko że utrzymaniu bogatych mężczyzn mogą liczyć na publiczne pokazywanie się u boku swych opiekunów. A Luc wolał, by pozostawała w cieniu. Nigdy nie okazał najmniejszej chęci, aby wziąć ją ze sobą i pokazać światu. Nie miała ani odpowiedniego wyglądu, ani oglądy, nie mówiąc już o pochodzeniu i wykształceniu. Jeszcze teraz wspomnienia paliły, raniąc boleśnie. Wybór. Całe życie jest możliwością wyboru. W wieku osiemnastu lat Catherine sądziła, że samodzielnie / podejmuje decyzje. Tymczasem decydowano za nią. Miłość w zastraszający sposób niszczy poczucie god- ności i inteligencję niedoświadczonej, młodej dziew- czyny. Zanim spotkała Luca, nie wierzyła, że miłość do kogoś może być błędem. Okazało się, że może, i to jeszcze jak. Catherine od dawien dawna rozpaczliwie pragnęła być kochana. Zaraz po urodzeniu została porzucona przez matkę, po której wszelki ślad zaginał. Wychowywała się w domu dziecka, gdzie ginęła w tłu- mie. Była marzycielką snującą przez lata fantastyczne historie o nieznanej matce, która miała niespodzianie pojawić się i zabrać ją ze sobą. Ody miała dziesięć lat, nadzieja osłabła i zaczęła marzyć o szalonej miłości. Po ukończeniu szkoły, w wieku szesnastu lat pra- cowała jako służąca w swoim domu dziecka, aż do jego zamknięcia w dwa lata później. Do kierowniczki zgłosili się wtedy państwo Goulds, młodzi właściciele małej galerii sztuki w Londynie. Zatrudnili ją jako recepcjonistkę, wykorzystywali bez skrupułów i płacili tylko tyle, że z trudem starczało jej na życie. Ponieważ ich dochody były małe, galeria często musiała być