Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 111 277
  • Obserwuję511
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań680 096

Harper Fiona - Zona z internetu

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :872.8 KB
Rozszerzenie:pdf

Harper Fiona - Zona z internetu.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse H
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 150 stron)

Harper Fiona Żona z internetu Grace Marlowe samotnie wychowuje córkę. Kiedy Daisy dorasta i opuszcza dom, Grace odczuwa pustkę. I wtedy dowiaduje się, że córka w tajemnicy zarejestrowała ją w internetowym serwisie matrymonialnym, a także umówiła na spotkanie ze znanym autorem thrillerów szpiegowskich...

ROZDZIAŁ PIERWSZY Szósta rano dla Grace Marlowe nigdy nie była ulubioną porą dnia. Przez opuszczone żaluzje do kuchni przesączało się blade światło świtu, lekko rozjaśniając mrok. W ciszy słychać było tykanie zegara, niewiele głośniejsze od bicia jej serca. Grace skrzywiła się. W ciemności niewielka kuchnia była niemal monochromatyczna, poza szarością nie było żadnego koloru. Nawet jasnozielone kubki i różowy toster wydawały się teraz szare. Ta wczesna godzina naprawdę jest nie dla ludzi. Po co tu przyszła, zamiast leżeć sobie w wygodnym łóżku i smacznie spać? Podeszła do szafek. Musi czymś zająć myśli, wyrwać się z żalu i przytłaczającego uczucia samotności. Popatrzyła na paczki makaronu i puszki z zupą pomidorową, zamknęła szarkę i otworzyła sąsiednią. Pięć pudełek płatków śniadaniowych prężyło się w rzędzie, zapraszając do spróbowania. Zamknęła drzwiczki. Czajnik elektryczny stał tuż obok; włączyła go odruchowo. Woda zaczęła szumieć. W przejmującej ciszy ten dźwięk był nienaturalnie głośny. Pewnie zrobiło się już sporo kamienia, trzeba się tym zająć. Londyńska twarda woda... Grace zamrugała powiekami. Na mgnienie zapomniała o samotności. To chyba dobrze?

10 Fiona Harper Sięgnęła po swój ulubiony kubek. Zabawnie duży, w kolorze słodkiego różu i z pobłyskującym szkarłatnym napisem „Gorąca Mamuśka". Dostała go od Daisy na Dzień Matki. Daisy przejęła po niej zamiłowanie do kiczu i dobrze wiedziała, że jej „gorącej mamuśce" ten prezent przypadnie do gustu. Wręczając kubek, puściła oko, co rozśmieszyło Grace. Cieszyła się, że córka odziedziczyła jej ironiczne podejście do rzeczywistości. Ale zaraz potem naszła ją smutna refleksja, że skończył się czas kucyków i podrapanych kolan. Daisy dorosła i była gotowa do wyfrunięcia z domu. Co właśnie się stało. Za kilka tygodni znów będzie Dzień Matki. Po raz pierwszy nie spędzi go z Daisy. Do tej pory to zawsze była okazja do zabawy na całego. W zeszłym roku wybrały się na lodowisko i śmiały się do łez, wywracając się co chwila na lód. Potem zamówiły sobie chińszczyznę na wynos. Ogromne porcje były nie do zjedzenia, ileż razy potem je wspominały! W tym roku na Dzień Matki Daisy będzie w Paryżu, w Rumunii albo w Pradze. Nie zobaczy jej przez cały rok. A po powrocie z wędrówki po świecie Daisy rozpocznie studia... Grace przycisnęła kubek do piersi. Minęło dopiero osiemnaście godzin, a ona już umiera z tęsknoty. Czy to nie żałosne? Odstawiła kubek, skrzyżowała ramiona i spróbowała przywołać się do porządku. Musi się wziąć w garść. Wszyscy kumple Daisy zazdrościli jej, że ma taką mamę. Zawsze była na luzie, umiała znaleźć z nimi wspólny język, dobrze się z nimi czuła. Jednak dziś po raz pierwszy od dziewiętnastu lat poczuła się stara i opuszczona, samotna aż do bólu. Jakby w nocy ktoś zakradł się i wyrwał jej kawałek sercarTen ktoś pewnie śpi teraz w młodzieżowym hostelu na Montmartrze.

Żona z internetu 11 Zrobiła herbatę, zapaliła światełko pod okapem, by nie dobijać się siedzeniem po ciemku, i usiadła przy kuchennym stole. Położyła głowę na blacie. Obserwowała smużkę pary unoszącą się nad kubkiem i rozpływającą się w powietrzu. Wreszcie podniosła głowę i sięgnęła po kubek. Och! Cofnęła usta i skrzywiła się. Co jest? Zajrzała do kubka. No tak, nie włożyła torebki z herbatą. Pije letnią wodę z mlekiem. Z westchnieniem podniosła się z krzesła, podeszła do szafki i wyjęła herbatę. Nieduża różowa koperta spadła z półki i sfrunęła na podłogę. Grace podniosła ją i przez długą chwilę wpatrywała się w znajome pismo. Na kopercie było tylko jedno słowo: „Mama". Uśmiechnęła się. Daisy od małego lubiła robić jej takie niespodzianki. Z biegiem lat niewprawne kulfony zmieniły się w staranne równe pismo, lecz radość Grace przy odczytywaniu ich za każdym razem była niezmienna. Rozerwała kopertę i zaczęła czytać. Kochana Mamusiu! Strasznie cię proszę, nie złość się na mnie... Grace spochmurniała. No tak, wiedziałam! W zeszłym tygodniu Daisy pożyczyła sobie jej ulubioną koszulkę z Davi-dem Bowie, a Grace z góry uprzedzała, by „przypadkiem" nie zapakowała jej na wyjazd. To łobuzica! Uśmiechnęła się do siebie i czytała dalej. ...ale na pożegnanie mam dla ciebie mała niespodziankę. Wiem, z ilu rzeczy musiałaś zrezygnować, wychowując mnie samodzielnie. Teraz przyszła pora, byś też miała coś z życia.

12 Fiona Harper Grace przestała czytać. Łzy zapiekły ją pod powiekami, poczuła dławienie w gardle. Upiła łyk ciepłej wody, wzdrygnęła się i opanowała. Ma wspaniałą córkę. Zawsze czuła, że Bóg zesłał jej Daisy, litując się nad jej losem. Jej małżeństwo trwało tak krótko, tak brutalnie zostało przerwane. Rob miał dwadzieścia trzy lata, gdy zginął w Iraku w wyniku wybuchu miny. Za co ich to spotkało? NaWet nie dożył chwili, gdy Daisy zaczęła stawiać pierwsze kroczki, nie słyszał, jak mówi do niego „tata". Zaczerpnęła powietrza, by się nie rozpłakać. Musi się trzymać. Na szczęście miała Daisy. O niej musiała myśleć. To dzięki Daisy przez te ostatnie osiemnaście lat słońce wschodziło i zachodziło, Rozejrzała się po kuchni. Dziś słońce może już dać sobie spokój, pomyślała ponuro. Grace, przestań! Dość już tego rozczulania się nad sobą! Znów popatrzyła na list. Daisy nie musi za nic dziękować. Zawsze była radością i sensem jej życia. Owdowiała w wieku dwudziestu dwóch lat. Ciężko jej było pozbierać się po stracie męża, ale widziała go w pięknych brązowych oczach córki. Coś z niego pozostało. Tylko że ja Ciebie znam, Mamo. Mówisz, że coś zmienisz, znajdziesz sobie hobby albo wreszcie kupisz kawiarnię, by samej zostać szefową, zamiast wykonywać polecenia... Ale ja dobrze wiem, że nawet nie kiwniesz palcem, żeby coś z tego zrealizować. Dlatego postanowiłam troszeńkę Cię popchnąć i nie zamierzam przepraszać za to, co zrobiłam. Musisz podjąć wyzwanie, Mamo. I nie próbuj się wykręcić!

Żona z internetu 13 Barwne epitety, jakimi Grace podsumowała list, natychmiast rozświetliły szarość kuchennego wnętrza. - Co ona zrobiła? Ze zdumieniem wpatrywała się w różową kartkę. - Co ty zrobiłaś? - wykrzyknęła na cały głos, zwracając się w stronę pokoju córki. Daisy wykazała się wielką przebiegłością, wyskakując z tą bombą dopiero wtedy, gdy sama była tysiące kilometrów stąd. Bo gdyby Grace ją teraz dopadła, córka raczej by nie ujrzała kolejnego zachodu słońca. Jeszcze raz wlepiła wzrok w list, rzuciła go na kuchenny stół. Musi być jakiś sposób, by się z tego wykręcić. Noah przeszedł przez gabinet, z roztargnieniem wycierając włosy. Był już po porannym biegu, choć za oknem jeszcze panowała ciemność. I cisza. Co mu odpowiadało. Tę porę dnia lubił najbardziej. To tuż przed świtem jego pomysły powstawały i nabierały kształtu. Włączył komputer. Podczas biegu doprecyzował sobie postać jednego z bohaterów powieści. Podkręci go trochę, mocniej zaakcentuje jego nikczemny charakter. Redaktor będzie zadowolony. Ostatnia książka z serii psychologicznych thrillerów szpiegowskich sprzedała się tak dobrze, że wydawcy nie mogli doczekać się kolejnej. Złożył ręcznik, przewiesił go przez oparcie krzesła i zasiadł za biurkiem, by sprawdzić pocztę. Miał sporo nowych wiadomości, ale zostawił je i wszedł na portal, który odwiedzał pod nieobecność asystentki. Zalogował się i otworzył zaznaczoną w poniedziałek stronę. Grace zapaliła lampę w pokoju córki i zamrugała, ośle-

14 Fiona Harper piona ostrym żółtym światłem. Fiolet zdecydowanie nie jest jej ulubionym kolorem. Od patrzenia na niego wręcz bolała ją głowa. Na biurku leżał stary różowy laptop Daisy. Wzięła go i usiadła na łóżku, podwijając nogę. Włączyła komputer. W środku coś zaszurgotało i zamruczało. Czekając, aż laptop zacznie działać, uważnie obejrzała paznokcie. Naszła ją pokusa, by zmyć ten odblaskowy niebieski lakier, ale ją zwalczyła. Otworzyła wyszukiwarkę i wbiła adres starannie wypisany przez Daisy w postscriptum. Dobranapara.com! Matrymonialny serwis randkowy. Co jej córeczce strzeliło do głowy? Pal diabli sama randka, nawet w ciemno, ale szukanie kandydata do małżeństwa? Już kiedyś to przerobiła. Wyszła za mąż, była żoną, założyła żałobną woalkę... Gdyby chodziło o spotkanie przy kawie czy nawet wyjście na kolację, to jeszcze by się zgodziła. Jakoś by przeżyła. Ale randka z wizją ślubu? Jak to funkcjonuje? Przychodzisz do restauracji i... co? Wyobraźnia podsunęła jej groteskowe obrazy. Suknie ślubne dobrane do obrusów, złote obrączki jako kółka do serwetek, kapłani przebrani za kelnerów czekający na sygnał, że para już się zdecydowała... Poczuła gęsią skórkę na nogach i rękach, zimne ciarki na plecach. Potrząsnęła głową. Daisy odziedziczyła po niej spontaniczny charakter, ale nawet ona nie powinna narażać własnej matki na takie upokorzenie. Skrzywiła się, wpisując nazwę użytkownika wymyśloną dla niej przez Daisy. Naprawdę przegięła. Angielskababka? Nie pomyślała, że taka nazwa może być wabikiem dla niekoniecznie ciekawych facetów? Lekko spoconych i ukradkiem

Żona z internetu 15 zaglądających w dekolt, gdy myślą, że kobieta tego nie widzi. Musiała się przemóc, by nie zamknąć laptopa. Zalogowała się i od razu przeszła do serwisu dla klientów, przelotnie przesuwając spojrzeniem po stylizowanych serduszkach, konfetti i rysunkach całujących się par. Musi być jakiś numer, gdzie można zadzwonić i zrobić karczemną awanturę, oskarżyć o kradzież tożsamości i wrabianie w nie- chciane randki. Nacisnęła na guzik z napisem „Kontakt". „Zespół naszych konsultantów służy pomocą od dziewiątej do osiemnastej, od poniedziałku do piątku", przeczytała. A kto jej pomoże o szóstej dwadzieścia pięć w sobotę rano? Większość ludzi umawia się na randki w weekendy! Też mi pomoc! Ze złością popatrzyła na roześmianą buźkę, która pewnie miała uspokajać zirytowanych klientów. Najchętniej cisnęłaby tym laptopem o ścianę. Naraz spostrzegła inny przycisk: „Napisz do nas". Rozjaśniła się, najechała na niego myszką. Trudno, nie pokrzyczy, ale przynamniej użyje dużych liter. Otworzyło się nowe okienko. „Dziękujemy za pomoc w ulepszaniu naszego serwisu. Nasi pracownicy odpowiedzą na przesłaną wiadomość w ciągu dwudziestu czterech godzin..." Ale jej randka jest za niecałe czternaście! Nie, chyba zaraz ciśnie tym laptopem! Jest zbyt wcześnie, by wczytywać się w jakieś uwagi wypisane maczkiem. Potrzebuje pomocy. I to już. Najechała myszką na spis czatroomów, znalazła czat „Dla nowych" i wystukała: „Pomocy!". Nie ma co owijać w bawełnę. Przez chwilę na ekranie mrugał tylko jej samotny wpis. No tak, jest sobota, wpół do siódmej rano. Kto o tej porze surfuje po takich stronach? Chyba tylko desperaci - tacy jak ona. I nagle zdarzył się cud.

16 Fiona Harper Sanfrandani: W czym rzecz? Grace rozejrzała się po pokoju. Czy ta osoba zwraca się -a raczej pisze - do niej? Położyła palce na klawiaturze. Angielskababka: Jestem nowicjuszką. Kangurzyca: Witaj. Nie przejmuj się, w tym czatroomie wszyscy jesteśmy nowi. W czym Ci pomóc? Angielskababka: Czyli jesteśmy we trójkę! Też wstaliście skoro świt, bo denerwujecie się wyznaczoną randką? Sanfrandani: Ha, ha! Dla mnie topora, żeby iść spać. „Sanfran" to od San Francisco. Kangurzyca: A ja zaraz wychodzę z pracy w Sydney. Angielskababka: Australia?! - Kangurzyca: Jak najbardziej! Rejestrując się, nie wiedziałaś, że to serwis o zasięgu globalnym? Angielskababka: Jeszcze piętnaście minut temu w ogóle nie wiedziałam, że coś takiego istnieje! W tym właśnie problem. Ktoś w dobrej wierze podszył się i mnie tu wpisał! Sanfrandani: Jakie masz pierwsze wrażenie na temat tej strony? Angielskababka: Hm, odezwały się dwie dobre dusze gotowe pomóc siostrze w potrzebie, czyli nie jest źle. Podrapała się po brodzie. Początek zrobiony, ale nim posunie się dalej, lepiej ustalić fakty. Angielskababka: Sanfrandani, jesteś kobietą, prawda? Sanfrandani: Tak! Gdybyś mnie zobaczyła, nie musiałabyś pytać.

Żona z internetu 17 Nabrała powietrza. Nie ma na co czekać. Angielskababka: Przed chwilą się dowiedziałam, że wieczorem nam spotkać się z kimś z tego serwisu! Kangurzyca: No to super! Angielskababka: Ale ja nie chcę żadnej randki! Jak mogę się wykręcić? Sanfrandani: Masz jego adres e-mailowy? Angielskababka: Nie. Kangurzyca: A nazwę użytkownika? Mogłabyś skontaktować się z nim, wchodząc na jego profil. Angielskababka: Tego też nie mam! Sanfrandani: Spokojnie. W takim razie co wiesz? Nie musiała sięgać do listu. Gdy tylko zamknęła oczy, miała go przed sobą. Angielskababka: Mam podane: Barrucis, Yinehurts High Street. Ósma wieczorem. Kangurzyca: Czy to dobre miejsce? Angielskababka: Hm, chyba tak. Trochę nie w moim stylu. Jeśli już robię sobie przyjemność, to biorę chińszczyznę na wynos. Kangurzyca: Ha, ha! Sanfrandani: Dlaczego nie chcesz spotkać się z tym mężczyzną? Ten serwis jest znany z tego, że dobrze dobierają ludzi. Ten ktoś może okazać się dokładnie w Twoim typie. Angiekkababka: Tobie się tak udało? Kangurzyca: Nie było najgorzej. Na papierze wszystko wydaje się idealne, ale... sama wiesz. Sanfrandani: Dlaczego miałabyś nie spróbować?

18 Fiona Harper Grace opuściła ramiona. Miała tysiące powodów, by zostać w domu i wieczorem obejrzeć w telewizji jakiś beznadziejny program, zajadając się chińszczyzną. Już na samą myśl o jedzeniu poczuła dziką chęć na wieprzowinę chow mein. Zaraz mogłaby się do niej dobrać! Nie, nie ma mowy, by poszła na tę randkę. Choćby wszystko zapowiadało się jak najlepiej, a ten tajemniczy mężczyzna był ideałem. Od jej pierwszej randki minęły wieki. Po śmierci Roba nawet nie dopuszczała do siebie myśli, że jeszcze mogłaby kogoś pokochać. Nie mówiąc o tym, że miała Daisy, a samodzielne wychowywanie dziecka nie pozostawiało jej chwili czasu dla siebie. Później, kiedy zaczęła przemyśliwać o ewentualnym poznaniu kogoś, szybko się okazało, że bagaż jej doświadczeń jest zbyt obciążający dla mf żczyzn w jej wieku. Odetchnęła z ulgą, gdy wreszcie uznała, że więcej nie będzie próbować. Żaden z tych facetów nie umywał się do Roba. Miłość, jaka ich połączyła, zdarza się najwyżej raz w życiu. Komputer zaczął brzęczeć. Kangurzyca: Jesteś tam jeszcze? Angielskababka: Tak, jestem. Sanfrandani: Dlaczego nie chcesz spróbować? Idź, a jutro zdasz nam dokładną relację! Angielskababka: W ogóle nie mam ochoty, żeby się z kimś spotykać. Jestem wdową. Przez kilka sekund na ekranie nic się nie działo. Typowa reakcja. Ludzie zwykle mają z tym problem, nie wiedzą, jak się zachować, gdy to usłyszą. Wyprostowała się i oparła o poduszkę, czekając na ciąg dalszy. Zaczną się wycofywać. Znaj-

Żona z internetu 19 dą jakieś uprzejme wymówki i kogoś, z kim rozmowa będzie bardziej rozrywkowa. Kangurzyca: Strasznie Ci współczuję. Ściskam Cię. Sanfrandani: Ja też. Nawet jeśli nie pójdziesz na tę randkę, to odezwij się jutro i pogadajmy, dobrze? To musi potrwać, niestety. Poczuła się fatalnie. Te babeczki naprawdę są w porządku, a jej słowa zabrzmiały, jakby właśnie dopiero co została wdową. Czy naprawdę minęło tyle czasu? Popatrzyła na fioletowy pokój Daisy. Kiedy ostatni raz była na randce, na tym łóżku siedziały pluszowe misie, a na ścianach wisiały plakaty z kucykami. Teraz łóżko zdobiły kosmate poduszki, a na srebrzystej tapecie pyszniły się stylizowane fioletowe kwiaty. Angielskababka: Prawdę mówiąc, mój mąż zmarł już jakiś czas temu, ale to niczego nie zmienia. Nie chcę iść na żadną randkę, tylko szkoda mi tego biedaka, który będzie na mnie czekać. To zbyt okrutne. Och, chyba zabiję moją córkę, że mnie tak wrobiła! Niech no tylko wróci z tej wędrówki z plecakiem po Europie! Kangurzyca: To Twoja córka tak cię załatwiła?! Sanfrandani: No nie! Ma dobry gust w sprawie mężczyzn? Angielskababka: Dobry, ale dla dziewiętnastolatki. Mam obawy, kogo wybrała dla swojej matki! Kangurzyca: Uważam, że powinnaś pójść. Facet może okazać się fantastyczny! Sanfrandani: Czemu się tak bronisz? Co złego może się stać? Kolacja w dobrej restauracji, niezobowiązująca pogawędka. Zajmie Ci to godzinę czy dwie. Jeśli Ci się nie spodoba,

20 Fiona Harper nie spotkasz się z nim więcej. Następnym razem może sama sobie kogoś dobierzesz. Pomyśl o tym. Grace przesunęła laptopa z kolan na łóżko. Prawa stopa jej zdrętwiała, toteż musiała rozprostować nogę, by przywrócić krążenie. Podeszła do toaletki Daisy i koniuszkami palców musnęła jedno ze zdjęć zatkniętych za ramę lustra. Daisy śmiała się do obiektywu. Długie ciemne włosy potargał wiatr, oczy błyszczały figlarnie i wesoło. Grace przesunęła wzrok na swoje odbicie. Nieraz słyszała, że z Daisy wyglądają jak siostry. Być może, choć ona zawsze widziała w Daisy Roba. Teraz, kiedy tak wpatrywała się w lustro, nie- oczekiwanie uderzyło ją zaskakujące podobieństwo. Gdyby nie kolor oczu, mogłaby pomyśleć, że na tym zdjęciu widzi siebie sprzed lat. Dzisiaj wyglądała inaczej: w kącikach oczu drobne zmarszczki, szczupła niegdyś figura odrobinę się zaokrągliła, jednak nadal bliżej jej było do trzydziestolatki niż czterdziestolatki. A sama czuła się na dwadzieścia jeden. Nic dziwnego, skoro były z Daisy kumpelkami. Co czeka ją teraz, kiedy Daisy wyfrunęła z domu i będzie tu jedynie gościem? Czy w ciągu jednej nocy osiwieje? Zresztą nie chodzi tylko o włosy. Skóra może przybrać ziemisty odcień, oczy staną się szkliste. Czy któregoś dnia obudzi się rano z niezbitym przekonaniem, że chce nosić luźne, zrobione na drutach swetry? Opanuj się, Grace! Wyluzuj. Obejrzała siebie od tyłu, wzburzyła palcami włosy. Uśmiechnęła się. Nawet w piżamie prezentuje się całkiem nieźle. Jest za młoda, by maskować figurę workowatymi swe-

Żona z internetu 21 trami. Zakołysała biodrami i roześmiała się do swego odbicia. Nie jest jeszcze tak źle. Nadal ją nosi. Wyjęła fotografię Daisy i przyjrzała się jej z bliska. Wygięła w uśmiechu kącik ust. Daisy poszła w nią, to jasne. W jej wieku też miała szalone pomysły. Czemu więc tak się przejmuje jedną głupią randką? „Jeśli facet ci się nie spodoba, nie spotkasz się z nim więcej". Czas znaleźć w życiu odrobinę radości. Skoczyła na łóżko, przysunęła laptopa i zaczęła pośpiesznie stukać w klawiaturę. Nim się rozmyśli. Angielskababka: Dobrze, dziewczyny. Zrobię to. Naszkicował sobie postać ukraińskiego łotra, zapisał kilka pomysłów do fabuły i znowu zajrzał do poczty. Nie miał za dużo czasu, bo za dwadzieścia minut zjawi się jego asystentka. Wprawdzie dziś sobota, ale trzeba przygotować się do nowojorskiej konferencji. Ustalić szczegóły wyjazdu, przejrzeć notatki na seminarium. Zjadą się autorzy powieści sensacyjnych i kryminalnych, a on ma przemówić na uroczystym lunchu. , Wciąż nie mógł uwierzyć, że jego życie tak teraz wygląda. Miał wrażenie, że odbywa nieustającą podróż i wygłasza przemowy. Wszyscy chcieli poznać tajemnicę jego sukcesu, tak jakby było. to coś więcej niż odrobina talentu i ciężka harówa. Jego książki stawały się bestsellerami. Owszem, życie wziętego pisarza ma wiele plusów, ale również wiele minusów. Mnóstwo czasu musiał marnotrawić na reklamę i akcje promocyjne; zdarzało się, że był tak zajęty, że mógł napisać najwyżej kilka zdań. Na szczęście wojsko nauczyło

22 Fiona Harper go dyscypliny i zachowania zimnej krwi w stresowych sytuacjach. Był jeszcze inny problem. Kobiety. Jego kumpel Harry uważał go za zdrowo stukniętego, a jego utyskiwań nie traktował poważnie. Zapewniał, że sam z wielką chęcią przyjąłby choć jedną setną zainteresowania, jakim kobiety obdarzały Noaha. Owszem, kiedyś te hołdy sprawiały mu niekłamaną przyjemność. Piękne kobiety ustawiały się w kolejce, gdy jego książki trafiały na pierwsze miejsca w rankingach. Fanki z zachwytem spijały jego słowa, wynosiły go pod niebiosa, utożsamiały z postaciami z jego książek. Jednak po pięciu latach miał tego serdecznie dość. Zaczynał się czuć jak filmowy bohater, który co rano budzi się i odkrywa, że znowu powtarza się dzień wczorajszy. W jego przypadku powtarzało się wczorajsze przyjęcie koktajlowe. Zmieniały się uczesania i kolory skąpych sukienek, ale nic ponadto. Przestał się nawet zdumiewać, jak wiele z tych wiotkich kobiet deklaruje bezgraniczną miłość do sztuk walki i jest bez reszty zafascynowana zimną wojną. Zdobył już takie doświadczenie w tej mierze, że spokojnie mógłby stworzyć przekonujący portret sprytnej ślicznotki, która nie cofnie się przed niczym, by upolować bogatego i odnoszącego sukcesy męża, a potem pławić się w blasku jego sławy. Wspólne zainteresowania są ważne, ale muszą być prawdziwe. Wyklepanie na pamięć faktów czy dat to za mało. Dlatego nowy pomysł tak go wciągnął. O serwisie przeczytał w niedzielnym magazynie i bardzo się zaciekawił. Zwłaszcza tym, że jego użytkownik nie musi zdradzać prawdziwej tożsamości. Kliknął na ikonkę Dobranapara.com.

Żona z internetu 23 Gdyby Martine, jego asystentka, dowiedziała się, że był na takiej stronie, na pewno by zemdlała. Choć czy to dziwne, że chciałby znaleźć żonę? Jest w odpowiednim wieku, finansowo niezależny i bardzo dobrze ustawiony, ma duży dom. Brakuje mu tylko żony. Poza rym ma już dość bycia singlem na imprezach u znajomych, chowania się przed ścigającymi go miłośniczkami literatury. Z żoną u boku byłby przed tym zabezpieczony. Nie żądał nie wiadomo czego. W wieku czterdziestu jeden lat nie wierzył w miłość od pierwszego spojrzenia, nie łudził się, że spotka swą drugą połówkę. Daleki był od romantycznych uniesień. Chciałby znaleźć partnerkę. Doskwierała mu samotność. Czasem całymi dniami nie miał do kogo otworzyć ust, podróże zazwyczaj odbywał sam. Chciałby mieć kogoś przy sobie na dłużej niż asystentkę. Kogoś, z kim siądzie do posiłku, wieczorem wypije kieliszek wina. Komu opowie o nowych pomysłach czy użali się na goniący go termin. Jeśli do tego dojdzie odrobina chemii, to tym lepiej. Był już na trzech randkach z Dobranapara.com i każda okazała się klapą. Wprawdzie wszystkie te kobiety były na swój sposób miłe, jednak zupełnie do niego nie pasowały. Był już gotów obniżyć swoje oczekiwania, poprzestać na niezobowiązującej znajomości ograniczającej się do okazjonalnych spotkań i wspólnych wyjść na służbowe imprezy. Nawet głupi komputer - albo tresowany chomik czy co tam używali do dobierania ludzi - powinien uporać się z tym prostym zadaniem. Gdy sprawdzał profile zaproponowanych mu pań, wszystko wyglądało obiecująco, jednak w osobistym kontakcie... cóż, jakoś nie wychodziło.

24 Fiona Harper Miał nadzieję, że dzisiaj ten trend się odwróci. Popatrzył na niewielkie zdjęcie zamieszczone na profilu. Lokalna bizneswoman. Czterdzieści lat. Zdjęcie przykuwające uwagę. Lśniące ciemne włosy. Zachwycające niebieskie oczy i ledwie dostrzegalny uśmieszek świadczący o inteligencji i humorze. Może nie do końca w jego typie, jednak zastanawiająco często powracał do tego zdjęcia. A już dawno pojął, że czasami warto zignorować fakty i zdać się na przeczucia. - Jestem! - od progu dobiegł głos Martine. Noah pośpiesznie zamknął stronę. Dokładnie w chwili, gdy asystentka weszła do gabinetu. - Co tam miałeś? - zapytała, patrząc na monitor. Zatrudnił ją, bo była wyjątkowo bystrą i spostrzegawczą osobą, ale czasami żałował, że nie ma pilota, którym mógłby wyłączyć te jej zdolności. - Nic, do czego mogłabyś wściubiać nos - odparł z uśmiechem i wręczył jej teczkę z dokumentami podróżnymi.

ROZDZIAŁ DRUGI Dziewczyna podniosła wzrok. To ta sama co w zeszłym tygodniu, przemknęło mu przez myśl. Zapamiętał włosy upięte w ścisły koczek, bo już wtedy zastanawiał się, czy takie uczesanie nie sprawia dyskomfortu. Chyba znów była w kiepskim nastroju, bo nie odezwała się, jedynie uniosła brwi. Bardzo dobrze. Wolał występować incognito. - Mam rezerwację na nazwisko Smith - powiedział. - Na godzinę ósmą. Stolik na dwie osoby. Dziewczyna popatrzyła na spis rezerwacji. - Proszę tędy. Ruszyła szybkim krokiem na salę. - Czy osoba, z którą mam się spotkać... już jest? Dziewczyna nie pofatygowała się, by odpowiedzieć, tylko pokręciła głową. Koczek zafalował. Już dawno by sobie odpuścił tę restaurację, ale w tej części Londynu tu mieli najlepsze wina. Poza tym doskonałą lokalizację. Vinehurst znajdowało się przy południowych peryferiach Londynu i nie zatraciło sielskiego charakteru małego miasteczka. Główna ulica była wąska i brukowana, normański kościół przypominał dawne czasy, a na staroświeckim boisku do krykieta nadal co niedzielę zbierali się zawodnicy. Rozrastający się Londyn dziwnym trafem nie wchłonął tej enkla-

26 Fiona Harper wy; nie było tu szarego betonu i wieżowców. Idealne miejsce na pierwszą randkę. Punktualnie o ósmej do restauracji weszła kobieta. To ona. Ciemne falujące włosy miała zebrane z tyłu. Była w spokojnym czarnym płaszczu z podkreśloną talią. Z tej odległości trudno było ocenić, czy jej oczy mają kolor jak na zdjęciu, lecz mimo to natychmiast przykuły jego uwagę. Uważne i czujne. Szybkim spojrzeniem przesunęła po sali, na mgnienie zatrzymując je na twarzach gości. Noah odłożył kartę, wyprostował się. Serce zabiło mu szybciej, ale zachował kamienną twarz. Czyżby chomiki z serwisu randkowego wreszcie utrafiły? Kobieta pochyliła się do kelnerki i coś jej szepnęła. Dziewczyna skinęła głową i czekała, aż przybyła zdejmie płaszcz. Mężczyźni przy stolikach na sekundę wstrzymali oddech i znów wrócili do przerwanych rozmów, jednak ukradkiem zerkali w stronę wejścia. Nawet ci stanowczo dla niej za młodzi. Dobry płaszcz, a pod nim wspaniała niebieskozielona sukienka o lekko metalicznym połysku. Pod szyją minimalnie wycięta, doskonale się układająca. Krótka i odsłaniająca nogi. Och, co za nogi... Na zdjęciu widział tylko twarz, więc te nogi były prawdziwym zaskoczeniem. Długie i zgrabne, może aż nazbyt zgrabne. Czyżby to jedna z tych napastujących go ślicznotek zjawiła się tu incognito? Lekko rozluźnił krawat i zmusił się do uśmiechu. Widział spojrzenia mężczyzn, gdy nieznajoma szła za kelnerką, mijając kolejne stoliki. Ten uśmiech ciążył mu, więc przestał się zmuszać. Nigdy nie gadał bez sensu, uznawał jedynie normalne rozmowy. Podobnie nie witał się wylewnie i nawet te piękne nogi tego nie zmienią.

Żona z internetu 27 Kelnerka odsunęła krzesło. Noah wstał i wyciągnął rękę. - Noah... Smith. - Nie zamierzał zdradzać swej prawdziwej tożsamości. Musi się najpierw upewnić co do intencji tej pani. Może bardziej interesuje ją jego konto bankowe niż on sam. - Witam. - Uścisnęła mu dłoń i szybko cofnęła rękę. -Masz ładne zęby. Już miał coś powiedzieć, ale ugryzł się w język. Gestem zachęcił, by usiadła. Sam zrobił to samo. - Ładne zęby? - spytał z uśmiechem. - Chcesz się upewnić, czy towar jest dobrej jakości? Mam pokazać kopytka? Zaczerwieniła się, na jej twarzy pojawił się ten psotny uśmieszek, jaki znał ze zdjęcia. - Grace Marlowe, randkowa panienka... - Przesunęła dłonią po ustach, jakby chciała zmieść z nich ten zuchwały uśmiech, jednak to się jej nie udało. - Tak mi się wyrwało. To dlatego, że... cóż, dla mnie to jest pierwszy raz. -Zamknęła oczy i zagryzła usta. Mówiła, nie podnosząc powiek. - Tylko pogarszam sprawę, co? Pogrążam się coraz bardziej. Noah nie odrywał od niej oczu. Żadna poprzednia randka tak się nie zaczynała. Gdzie cicha rozmowa, uprzejmie zadawane pytania o pracę, upodobania muzyczne? - Mnie tylko to ratuje, że mam już spore doświadczenie w tych randkach w ciemno. Grace otworzyła jedno oko. - Bardzo pan jest miły, panie Smith. I rycerski w stosunku do załamanej kobiety. - Otworzyła drugie oko, przekrzywiła głowę. - Jak to się stało, że taki miły facet zaliczył tyle randek? Co z tobą jest nie tak? Teraz to on się roześmiał, choć powinien poczuć się ura-

28 Fiona Harper żony. Ta jej bezpośredniość jest niebywała. Żadna z poprzednich kobiet nie była do niej podobna. Ale też żadna nie była tak interesująca. - To moja czwarta randka. - W ciągu jakiego czasu? Wzruszył ramionami. - Od miesiąca? - Gzyli przewinęło się kilka pań. Powiedz mi, czemu nie powinnam do nich dołączyć? Zwykle był opanowany i nie okazywał emocji, jednak nie mógł się nie roześmiać. - Bo mam ładne zęby? - Właśnie. - Jej niebieskie oczy skrzyły się. - Przepraszam za ten wyskok na temat zębów. Byłam trochę spięta, a kiedy się denerwuję, gadam, co mi ślina na język przyniesie. To silniejsze ode mnie. I pewnie nieraz przychodzi jej tego żałować, pomyślał, choć to wyznanie bardzo go ujęło. Rzadko ludzie byli z nim szczerzy. Im większe odnosił sukcesy, tym bardziej wyważo^ ne były wypowiedzi jego rozmówców. Taka spontaniczna reakcja jest naprawdę cenna. - Możemy zamawiać? - Oczywiście - powiedziała z westchnieniem. Noah otworzył wielką nieporęczną kartę dań i przesunął spojrzeniem po potrawach, choć z góry wiedział, że zdecyduje się na carpaccio wołowe i przegrzebki. - Moje wady możemy omówić przy przekąskach - oznajmił ze śmiertelną powagą. Grace roześmiała się pogodnie. Noah odpowiedział uśmiechem. Ciekawe, co zamówi. To dużo mu o niej powie. Też wybrała wołowinę. Kolejny dobry znak.

Żona z internetu 29 Nie. Przecież nie wierzy w żadne znaki. To jedynie dowód, że jakoś do siebie przystają. Wybór win pozostawiła Noahowi. Po chwili podano im przystawki. - Opowiedz mi coś o sobie, Grace. Popatrzyła na niego znad sałaty. Nie uniosła głowy, lecz spojrzała spod rzęs. Włożyła do ust kawałek awokado. Nie powie mu, czym się zajmuje? Kobieta, z którą tu był tydzień temu, okazała się psychologiem psów. - Najpierw ty - mruknęła. - Co robisz? Otworzył usta i je zamknął. Już dostał nauczkę. Jeśli powie, że pisze thrillery, to nawet fałszywe nazwisko na nic się nie zda, bo imię go zdradzi. Mało kto takie nosi. A nie chciał, by Grace zaczęła szczebiotać i wdzięczyć się jak inne. - Chyba gdzieś pracujesz? - Oczywiście. Jestem pisarzem. Odetchnął z ulgą, bo na Grace ta informacja nie zrobiła wrażenia. - Co piszesz? - Generalnie o sprawach związanych z wojskiem. Dosyć to nudne. - Kolejne niedopowiedzenie. Grace wytarła usta serwetką. - Bajerujesz mnie? Do diabła. To dlatego nie został aktorem, tylko pisarzem. Jest kiepski w udawaniu. Dobrze, że przynajmniej bohaterowie jego książek są .przekonujący. - Nie - odparł z twarzą pokerzysty. Grace przez długą chwilę mierzyła go badawczym spojrzeniem. Domyśliła się? Nawet jeśli, to wcale nie zaczęła się mizdrzyć, co dla niego było przyjemną nowością. Coraz bardziej mu się podobała.

30 Fiona Harper - Opowiedz mi o wcześniejszych randkach - zagaiła, nie odrywając od niego oczu. - Co poszło nie tak? - Nic. - Nabrał powietrza i spoważniał. - Ale szukanie żony to poważna sprawa. Nie pójdę do ołtarza z byle kim. Grace odłożyła sztućce i wbiła wzrok w sałatkę. - Naprawdę szukasz żony przez internet? Dlaczego to zawsze wywołuje takie niedowierzanie? Cel serwisu jest określony, z góry wiadomo, o co chodzi. - A ty nie szukasz męża? Grace pokręciła głową. - W takim razie czego? Miłości? Bratniej duszy? Opuściła brodę i ironicznie na niego popatrzyła. Spod rzęs. Super. Ona też nie wierzy w takie rzeczy. - Cieszę się, że nadajemy na tych samych falach - zauważył i upił łyk wina. Grace zacisnęła usta. - Nie chodzi o to, że nie wierzę w takie rzeczy. Po prostu nie wydaje mi się, żeby można je znaleźć przez serwis randkowy. Co nie znaczy, że ich szukam. Uważam, że te wszystkie opowieści o wielkiej miłości są dobre dla nastolatków. Jakie jest twoje zdanie? Uniósł brwi. Chciał dać jakąś wymijającą odpowiedź, bo sam miał słabe pojęcie o miłości. Owszem, kiedyś już mu się wydawało, że ją znalazł, lecz okazało się to pomyłką. Miłość istnieje w piosenkach i w filmach, ale to tylko iluzja. Jego rodzice przeżyli razem prawie pięćdziesiąt lat, bez serduszek, kwiatków i podobnych bzdur. Skoro im to wyszło, to jemu też powinno się udać. Wieczór mijał szybko. Zbyt szybko. Gdy doszli do deseru, wiedział już wystarczająco dużo. Grace nie jest jędzą żądną sławy i pieniędzy. W przyszłym

Żona z internetu 31 tygodniu wybierał się na koncert w lokalnym centrum kulturalnym, może Grace zechce z nim pójść. - Grace? Popatrzyła na niego, wsuwając do ust łyżeczkę z musem czekoladowym. Powoli wyjęła ją, zlizując resztki brązowego musu. Ślinka napłynęła mu do ust. - Chcesz skosztować? - Na jej ustach ciemniała smużka czekolady. Zamierzał pokręcić głową, ale nawet nie drgnął. - Uhm - usłyszał swój głos. - Jest pyszny - zachęcała. -Uhm. Pięknie. Dostaje nagrody za umiejętne posługiwanie się językiem ojczystym, a teraz nie jest w stanie zdobyć się na nic więcej niż pomruki w stylu jaskiniowca. Przypatrywał się, jak Grace starannie nabiera na długą łyżeczkę sporą porcyjkę musu. Podając mu ją, bezwiednie oblizała usta. Wezbrało w nim pragnienie. Kiedy się odezwał, jego głos był dziwnie zmieniony. - Grace...? -Tak. - Hm... - Miał pustkę w głowie. Słowa krążyły, lecz nie był w stanie połączyć ich w sensowne zdania. Wpadał w desperację. - Koncerty! - wypalił. - Lubisz muzykę na żywo? Grace rozjaśniła się w uśmiechu. - Uwielbiam! Jego serce nieco zwolniło. Dopiero teraz uświadomił sobie, że przez ostatnie minuty biło mu jak szalone. Przełknął ślinę. Niepotrzebnie, bo smak czekoladowego musu znowu przyśpieszył mu tętno. - Ledwie kilka dni temu byłam na koncercie - rzekła Grace. Wróciła do swojego deseru.

32 Fiona Harper - Naprawdę? Kiwnęła głową i przełknęła. - W Londynie, na „The Hover Cats". Słyszałeś o nich? Potrząsnął głową. - Pewnie niewielu twoich znajomych podziela tę pasję? Zrobiła zdziwioną minę. - Dlaczego? Jazz i lekka muzyka to przecież nie wszystko. Nie jesteś aby trochę ograniczony? - Myślałem, że w twojej branży... - Pracuję w Coffee Bean na głównej ulicy. Przeżył szok. Ta kobieta ma w sobie taki potencjał, że spodziewałby się po niej zupełnie czegoś innego. Jest pełna energii, ma osobowość. Mogłaby robić wszystko, co tylko by chciała. Skąd taki wybór? Przyglądał się jej, analizując ją, jakby była postacią z powieści. Grace, która przez chwilę milczała, jakby dając mu czas na przetrawienie tej informacji, rzuciła szybkie spojrzenie w kierunku wyjścia. - Skoro już o tym mówimy - zaczęła pośpiesznie - to nie mam specjalnej ochoty na kawę, sam rozumiesz. Zakończmy na tym, dobrze? Sięgnęła po torebkę i zaczęła odsuwać krzesło. Swobodna atmosfera nagle prysła. Grace popatrzyła na niego jeszcze przez moment, wygładziła sukienkę. Zmieniła się na twarzy. Miała minę jednocześnie zaciętą i bezbronną. - Grace, przepraszam. Ja w żaden sposób nie... - Sięgnął po jej rękę. - Nie odchodź. Grace pokręciła głową. - Coś ci powiem. Nic z tego nie będzie, dlatego nic tu po mnie. - Podniosła się i ruszyła do wieszaka z płaszczami.