Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 040 853
  • Obserwuję486
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań642 619

Heyer Georgette - Rozterka

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Heyer Georgette - Rozterka.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse H
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 92 osób, 63 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 314 stron)

Georgette Heyer Rozterka (False Colours) PrzełoŜyła Magdalena Słysz

1 Kiedy najęty powóz skręcił w Hill Street, minęła godzina druga i - jak bezbarwnym tonem obwieścił straŜnik miejski, przemierzający swoją trasę wokół Berkeley Sąuare - była piękna noc. KsięŜyc w pełni wędrował po bezchmurnym niebie, przy- ćmiewając blask latarni ulicznych, nawet na Pall Mail, jak zauwaŜył samotny podróŜny, gdzie lampy naftowe zastąpiono juŜ gazowymi. SłuŜący z kagankami w dłoniach, powozy i światło wylewające się z otwartych drzwi po wschodniej stronie Berkeley Sąuare - wszystko to świadczyło, Ŝe jeszcze nie wszyscy człon- kowie londyńskiej socjety wyjechali ze stolicy; niemniej jednak w ostatnich dniach czerwca sezon towarzyski dobiegał końca i podróŜny nie był zaskoczony widząc, Ŝe na Hill Street nie ma Ŝywej duszy. Nie zdziwiłby się takŜe, gdyby z drzwi pewnego domu po północnej stronie ulicy zdjęto juŜ kołatkę, lecz kiedy powóz się zatrzymał, szybkie spojrzenie upewniło go, Ŝe na szczęście tak nie jest: miejska rezydencja lorda Denville'a nie została zamknięta na lato. PodróŜny, młody męŜczyzna w polskim płaszczu z pasem i chwostami oraz płaskim kapeluszu, zeskoczył z powozu, wytaszczył ze środka pękaty sakwojaŜ, postawił go na bruku i wyjął pugilares. Zapłaciwszy forysiom, ujął sakwojaŜ, podszedł po schodach do drzwi frontowych i pociągnął Ŝelazny uchwyt dzwonka. Zanim przebrzmiały ostatnie echa tego wezwania, powóz odjechał, lecz nikt nie zareagował na dzwonek. PodróŜny jeszcze raz, tym razem energiczniej, pociągnął za sznurek. Dzwonienie dało się słyszeć gdzieś w dolnej części domu, ale po kilku 7

GEORGETTE HEYER minutach czekania młodzieniec stwierdził, Ŝe mimo wszystko nie zdołał obudzić Ŝadnego ze słuŜących jego lordowskiej mości. Zastanowił się nad tym przez chwilę. Było moŜliwe, aczkolwiek mało prawdopodobne, Ŝe domownicy wyjechali z Londynu nie zdjąwszy kołatki z drzwi ani nie zaryglowawszy okien. Aby sprawdzić, czy rzeczywiście okiennice nie są zamknięte, cofnął się na ulicę i zlustrował dom, stwierdzając, Ŝe nie tylko Ŝadne z okien nie jest zaryglowane, lecz nawet jedno - na parterze - pozostawiono uchylone na kilka cali u góry. Było to, jak wiedział, okno w jadalni; zręcznemu i zdeterminowanemu mło- demu człowiekowi nietrudno było się tam wspiąć. Zrzuciwszy więc z siebie płaszcz i upewniwszy się, Ŝe nie ma w pobliŜu Ŝadnego stróŜa, który mógłby być świadkiem jego potajemnego wtargnięcia do domu, młodzieniec zademonstrował bynajmniej tym nie zainteresowanemu księŜycowi, Ŝe słynny pułkownik Dan Mackinnon z Gwardii Coldsteamskiej ma godnego siebie rywala w sztuce niebezpiecznej wspinaczki. Wielce szanownemu Chris- topherowi Fancotowi jednak podobna myśl nie postała w głowie: nie znał bowiem pułkownika Mackinnona, a wspięcie się na upatrzony parapet nie było dla niego ani trudnym, ani niebez- piecznym wyczynem. Potem tylko odsunął ku górze dolną część okna i wskoczył do pokoju. JuŜ po kilku minutach pojawił się w hallu, gdzie na marmurowym blacie stolika znalazł lampę naftową płonącą nikłym ogniem, a obok niej nie zapaloną świecę w srebrnym lichtarzu. Obrzuciwszy te przedmioty bystrym spoj- rzeniem, pan Fancot skonstatował, Ŝe ich czcigodny właściciel musiał powiedzieć słuŜbie, by na niego nie czekała. Kolejne odkrycie - Ŝe frontowe drzwi nie były zamknięte na zasuwę - utwierdziły go w tym przypuszczeniu. Kiedy wyszedł na ganek, by wnieść swój bagaŜ do środka, pomyślał z rozbawieniem, Ŝe gdy wreszcie gospodarz wróci do domu i zastanie w swym łóŜku najmniej spodziewanego gościa, prawdopodobnie uzna, iŜ jest znacznie bardziej pijany, niŜ mu się początkowo wydawało. Z tą myślą, która, sądząc po łobuzerskim uśmiechu, sprawiła mu niemałą uciechę, pan Fancot zapalił świecę od płomienia lampy naftowej i skierował się w stronę schodów. Szedł cicho na górę, trzymając w jednej dłoni świecę, w drugiej 8

ROZTERKA sakwojaŜ, a płaszcz niosąc przewieszony na ramieniu. Nie zdradził go Ŝaden skrzypiący stopień, lecz mimo to, kiedy minął półpiętro, na górze otworzyły się drzwi i zabrzmiał przestraszony głos: - Evelyn, to ty? Przybysz uniósł głowę i w blasku świeczki trzymanej wysoko przez drobną dłoń ukazała mu się kobieca sylwetka otulona obłokiem koronek, przytrzymywanych bladozielonymi atłasowymi wstąŜkami. Spod uroczego nocnego czepka wysuwało się kilka loków barwy dojrzałej pszenicy. DŜentelmen stojący na schodach rzekł z uznaniem: - Co za twarzowy czepek, moja droga! Zjawa, do której zwrócił się w ten sposób, wydała westchnienie ulgi i odrzekła ze śmiechem: - Ty nieznośny chłopcze! Och, Evelyn, tak się cieszę, Ŝe juŜ wróciłeś! Co cię tak długo zatrzymało? Umierałam z niepokoju! W oczach młodzieńca pojawił się wesoły błysk, ale powiedział głosem, w którym pobrzmiewał głęboki wyrzut: - Daj spokój, mamo...! - Łatwo ci mówić „daj spokój, mamo" - odparła - ale skoro solennie przyrzekłeś nie wrócić ani o dzień później niŜ... - Urwała patrząc na niego z nagłą podejrzliwością. Postawiwszy sakwojaŜ, dŜentelmen zrzucił z ramienia płaszcz, zdjął kapelusz i przeskakując po dwa stopnie naraz, zbliŜył się do niej, mówiąc z jeszcze większym wyrzutem: - AleŜ, mamo! Jak moŜesz być tak niewyrozumiałą rodzicielką? - Kit! - zawołała jego „niewyrozumiałą" rodzicielka stłumio- nym głosem. - Och, mój drogi, kochany synu! Wziąwszy w ramiona swą owdowiałą matkę, pan Fancot serdecznie ją uściskał, lecz rzekł Ŝartobliwie: - Co za wierutne kłamstwo! To nie ja jestem twoim ukochanym dzieckiem! Stając na palcach, by pocałować syna w szczupły policzek, i ulewając kroplę wosku z przechylonej świecy na rękaw jego surduta, lady Denville odparła z godnością, Ŝe nigdy nie wyróŜ- niała Ŝadnego ze swych synów bliźniaków. - Oczywiście, Ŝe nie! Jak mogłabyś, skoro nas nie rozróŜniasz? - zauwaŜył pan Fancot wyjmując lichtarz z jej ręki. 9

GEORGETTE HEYER - AleŜ rozróŜniam! - oświadczyła. - Gdybym wiedziała, Ŝe masz przyjechać, poznałabym cię natychmiast! Myślałam jednak, Ŝe jesteś w Wiedniu. - Nie, jestem tutaj - odrzekł pan Fancot, uśmiechając się do niej z czułością. - Stewart dał mi urlop, cieszysz się? - Nie, wcale! - powiedziała biorąc go pod ramię i prowadząc do swojej sypialni. - Niech ci się przyjrzę, ty gałganie! Och, nie widzę cię dobrze! Zapal wszystkie świece, mój drogi, a od razu zrobi się jaśniej. IleŜ pieniędzy wydaje się w tym domu na świece! Nie uwierzyłabym, Ŝe aŜ tyle, gdyby Dinting nie pokazała mi rachunków od dostawcy, których, muszę przyznać, wolałabym nie widzieć, bo, powiedz sam, Kit, po co komu znać cenę świec? PrzecieŜ i tak nie moŜna się bez nich obejść, a nawet twój ojciec nigdy nie Ŝyczył sobie, bym kupowała łojowe. - MoŜe nie trzeba palić ich aŜ tylu naraz - zauwaŜył Kit zapalając pół tuzina świec umieszczonych w dwóch świecznikach, które stały na toaletce. - Nie, nie. Nie ma nic smętniejszego niŜ słabo oświetlony pokój! Zapal jeszcze te na kominku, kochanie! O, tak jest znacznie lepiej! A teraz chodź, opowiedz mi, co u ciebie! Podeszła do eleganckiego szezlonga i klepnęła go zapraszającym gestem, lecz Kit nie od razu posłuchał jej wezwania. Stał zaskoczony widokiem, który ukazał się jego oczom po zapaleniu świec: - CóŜ to, mamo?! - wykrzyknął. - Poprzednio mieszkałaś w róŜanym ogrodzie, a teraz moŜna by pomyśleć, Ŝe jest się na dnie morza! PoniewaŜ taki właśnie efekt zamierzała wywołać, kiedy za bajońską sumę kazała urządzić pokój w odcieniach zieleni, uwaga ta sprawiła jej przyjemność. - OtóŜ to! - rzekła z zadowoleniem. - Nie wiem, jak mogłam tak długo znosić te pospolite róŜe - zwłaszcza Ŝe, jak mi juŜ dawno temu powiedział biedny pan Brummel, naleŜę do tych niewielu kobiet, którym do twarzy w zielonym kolorze. - To prawda - potwierdził Kit. Jego oczy pojaśniały na widok łóŜka, a w ich kącikach pojawiły się filuterne zmarszczki, gdy zauwaŜył, Ŝe drapowane firany są z najcieńszego muślinu. - Śliczne! I jakie niestosowne! 10

ROZTERKA Zaniosła się czarującym perlistym śmiechem. - Nonsens! Nie uwaŜasz, Ŝe pokój wygląda ładnie? Podszedł i usiadł obok matki, podnosząc jej dłoń do swych ust i składając na niej pocałunek. - Jest taki jak ty: ładny i absurdalny! - I taki jak ty! - odcięła się. Uwolnił jej rękę i wykrzyknął z wcale nie udawanym obu- rzeniem: - Dobry BoŜe, mamo! Wcale nie! - No w kaŜdym razie absurdalny - poprawiła się, myśląc jednocześnie, Ŝe trudno byłoby znaleźć przystojniejszych męŜ- czyzn niŜ jej synowie bliźniacy. Elegancki światek, do którego naleŜeli, uznałby nieco bardziej powściągliwie, Ŝe owszem - bracia Fancotowie są przystojni, lecz jeszcze wiele brakuje im do ojca. śaden z nich bowiem nie odziedziczył jego regularnych rysów: byli raczej podobni do matki; i chociaŜ była uznaną pięknością, osoby postronne zgodnie twierdziły, Ŝe o jej uroku decyduje nie doskonała uroda, lecz nieposkromiony wdzięk. Starsi wielbiciele lady Denville porów- nywali ją do pierwszej małŜonki piątego księcia Devonshire. Łączył ją z księŜną zresztą nie tylko urok osobisty: podobnie jak ona uwielbiała swe dzieci i była beztrosko ekstrawagancka. Co zaś do Kita Fancota, był to dobrze zbudowany młody męŜczyzna w wieku dwudziestu czterech lat, wzrostu nieco wyŜszego niŜ średni, o szerokich ramionach i nogach, które wspaniale prezentowały się w najmodniejszych wówczas obcisłych spodniach. Miał ciemniejsze włosy niŜ matka: jego lśniące loki połyskiwały raczej kasztanowatym niŜ złotawym odcieniem; jego usta zaś znamionowały stanowczość, której brakowało jego rodzicielce. Natomiast oczy były niemal takie same jak u matki: Ŝywe, barwy szaroniebieskiej, prawie zawsze promieniejące wesołością. Miał takŜe ujmujący uśmiech; wszystko to, jak równieŜ niewymuszony sposób bycia, sprawiało, Ŝe był po- wszechnie lubiany. On i brat byli podobni do siebie jak dwie krople wody i tylko najbliŜsi przyjaciele potrafili rozpoznać, który z nich jest który. Jeśli czymś się róŜnili, to nie rysami twarzy ani sylwetką - chociaŜ kiedy stali obok siebie, moŜna 11

GEORGETTE HEYER było zauwaŜyć, Ŝe Kit jest odrobinę wyŜszy niŜ Evelyn, a włosy Evelyna mają nieco bardziej złotawy odcień niŜ włosy Kita. Tylko najbardziej spostrzegawczy byli w stanie określić, na czym naprawdę polega róŜnica między nimi - była ona bardzo subtelna i uwidaczniała się w wyrazie oczu: oczy Kita wydawały się łagodniejsze, Evelyna zaś - bardziej błyszczące; jeden i drugi skłonny był raczej do śmiechu niŜ smutku, lecz Kit potrafił czasami przybrać powaŜny wyraz twarzy z przyczyn Evelynowi nie znanych, a Evelyn szybko przechodził z euforii w rozpacz, co było obce bardziej zrównowaŜonemu Kitowi. Jako dzieci kłócili się po przyjacielsku, lecz natychmiast zwierali szeregi przeciwko temu, kto próbował wejść między nich; w latach młodości to zwykle Evelyn inicjował najbardziej skandaliczne wybryki, a Kit ratował ich obu przed konsekwencjami. Kiedy dorośli, okoliczno- ści sprawiały, Ŝe rozstawali się na długi czas, niemniej jednak ani rozłąka, ani róŜnice poglądów nie osłabiły więzi między nimi. Jeśli nie byli razem, w najmniejszym stopniu nie czuli się nieszczęśliwi, poniewaŜ kaŜdy z nich miał swoje zainteresowania, kiedy jednak spotykali się po wielu miesiącach, odnosili wraŜenie, jakby rozstali się zaledwie przed tygodniem. Od czasu, gdy skończyli Oksford, bracia rzadko się widywali. W ich rodzinie panował zwyczaj, Ŝe młodszy syn poświęcał się karierze politycznej, więc Kit rozpoczął słuŜbę dyplomatyczną, polecony przez swego stryja, Henry'ego Fancota, który za swe zasługi w działalności konsularnej obdarzony został tytułem baroneta. Najpierw wysłano Kita do Konstantynopola; poniewaŜ jednak objął stanowisko młodszego sekretarza w okresie wyjąt- kowo spokojnym dla Turcji, wkrótce zaczął Ŝałować, Ŝe nie nakłonił ojca, by ułatwił mu zdobycie szlifów oficerskich; z op- tymizmem, właściwym młodym ludziom, którzy nie osiągnęli jeszcze pełnoletności, zaczął teŜ się zastanawiać, czy nie dałoby się przekonać jego lordowskiej mości, Ŝe słuŜba dyplomatyczna nie jest powołaniem młodszego syna. W Europie działy się wtedy ciekawe rzeczy; dziarskiemu młodzieńcowi, zaczynającemu właś- nie słuŜbę dla kraju, wydawało się nieznośne, Ŝe pozostaje na marginesie wydarzeń. Na szczęście jednak lord nieboszczyk nie naleŜał do najbardziej nieustępliwych ojców i Kit przeniesiony 12

ROZTERKA został do Sankt Petersburga, zanim jeszcze nuda panująca na jego tureckiej placówce skłoniła go do buntu. Jeśli początek kariery dyplomatycznej zawdzięczał stryjowi, to ojciec umoŜliwił mu pokonanie drugiego w niej szczebla: lord Denville był moŜe nieugięty, lecz darzył Kita szczerą miłością i potrafił go zrozumieć. Nie był najlepszego zdrowia i od kilku lat brał niewielki udział w Ŝyciu politycznym, lecz nadal miał paru przyjaciół w administracji państwowej. Tak więc pod koniec 1813 roku Kit został wysłany pod skrzydła generała lorda Cathcarta i od tej chwili nie miał czasu ani okazji, by skarŜyć się na nudę. Cathcart był nie tylko ambasadorem w Rosji, lecz takŜe pełnił funkcję brytyjskiego pełnomocnika do spraw wojskowych przy armii carskiej, więc u jego boku Kit był świadkiem zwycięskiej kampanii 1814 roku. Ze swej strony zaś Cathcart przyjął Kita bez zbytniego entuzjazmu i nie zwróciłby na niego większej uwagi niŜ na innych sekretarzy, gdyby nie to, Ŝe jego własny syn natychmiast się z nowo przybyłym zaprzyjaźnił. George Cathcart, młodziutki porucznik IV Regimentu Dragonów, był wojskowym aide-de-camp swego ojca. Większość czasu spędzał roznosząc rozkazy dla kilku oficerów angielskich będących na słuŜbie w armii rosyjskiej, lecz zawsze gdy wracał do kwatery głównej - jak ją uparcie nazywał - spotykał się z jedynym swym rówieśnikiem wśród pracowników ambasady. W sposób nieunikniony Kit został więc zauwaŜony przez jego lordowską mość generała i szybko zdobył jego sympatię. Cathcart uznał go za miłego chłopca, pojętnego i dobrze wychowanego: taki młody człowiek z dobrej rodziny był wprost nieoceniony dla przepracowanego starszego dyplomaty, zmuszo- nego utrzymywać stosunki towarzyskie z przedstawicielami naj- wyŜszych kręgów władzy. Kit odznaczał się taktem i odpowied- nimi manierami, a takŜe - mimo ujmującej niefrasobliwości - wrodzoną dyskrecją. Gdy więc jego lordowską mość wyruszył do Wiednia na kongres, zabrał ze sobą Kita i Kit juŜ tam został. Lord Castlereagh, odnosząc się do młodzieńca z duŜą Ŝyczliwością przez wzgląd na jego stryja, przedstawił go nowo mianowanemu ambasadorowi, czyli -jak zrządził przypadek - swemu własnemu przyrodniemu bratu. Lord Steward takŜe polubił młodzieńca. Natomiast co sobie Kit myślał o Stewardzie, którego podczas 13

GEORGETTE HEYER kongresu lekcewaŜąco nazywano lordem Pumpernicklem - to zachował wyłącznie dla siebie; i chociaŜ przykro mu było rozstawać się z Cathcartem, cieszył się, Ŝe nie musi wracać do Sankt Petersburga, gdzie wojna juŜ się skończyła. Wreszcie przestał takŜe zazdrościć George'owi Cathcartowi jego niezwyk- łego szczęścia - tego mianowicie, Ŝe został przydzielony do oddziałów Wellingtona akurat w porę, by wziąć udział w bitwie pod Waterloo - a zainteresował się tak bardzo skomplikowanymi ustaleniami traktatu pokojowego, Ŝe Sankt Petersburg zaczął mu się wydawać miastem równie oddalonym od centrum Ŝycia politycznego jak Konstantynopol. W ciągu ostatnich dwóch lat dwukrotnie spotkał się z Evelynem za granicą, lecz w Anglii pojawił się tylko raz - gdy przyjechał na pogrzeb ojca. Lord Denville umarł nagle wiosną 1816 roku; od tej pory, czyli przez piętnaście miesięcy, lady Denville nie widziała młodszego z bliźniaków. Teraz w pierwszym momencie pomyślała, Ŝe wcale się nie zmienił, i powiedziała mu to. Potem jednak zmieniła zdanie i rzekła: - AleŜ jestem głupia! Wyglądasz na nieco starszego - oczywiś- cie, Ŝe tak! Próbuję sobie przypomnieć, jak wyglądałeś poprzednio. Rzecz w tym jednak, Ŝe Evelyn takŜe jest starszy, więc trudno mi zauwaŜyć róŜnicę. Wiesz, nadal jesteście do siebie niezwykle podobni. Kochanie, chciałabym wiedzieć, jak to się stało, Ŝe tak nagle przyjechałeś! Przywiozłeś jakąś przesyłkę dyplomatyczną? Czy w ogóle wozisz takie przesyłki jak inni dyplomaci? - Nie, raczej nie - odparł z powagą. - Tym zajmują się królewscy kurierzy. Przyjechałem, by zająć się... pilnymi sprawami osobistymi. - Wielkie nieba, Kit, nie wiedziałam, Ŝe masz takowe! - wy- krzyknęła. - Och, Ŝarty sobie ze mnie stroisz! No, powiedz, o co chodzi? - AleŜ mam do załatwienia pilne sprawy osobiste! - zaprotes- tował. - PrzecieŜ wiesz o tym, mamo! Stałem się człowiekiem zamoŜnym, czyŜ nie? MoŜna powiedzieć, Ŝe śpię na pieniądzach! - Nigdy nie uŜyłabym tak prostackiego wyraŜenia! Poza tym to nieprawda. 14

ROZTERKA - Jak moŜesz mówić coś takiego, skoro mój ojciec chrzestny był tak miły i zostawił mi cały swój majątek? - zapytał z wy- rzutem. - Więc to masz na myśli? AleŜ to nie jest Ŝaden majątek, Kit! Chciałabym, aby tak było - i muszę przyznać, Ŝe bardzo na to liczyłam, poniewaŜ pan Bembridge uchodził za człowieka majęt- nego, tymczasem okazało się inaczej - nieboszczyk miał, jak powiedział ten obrzydliwiec Adlestrop, zaledwie mały dochód! Biedaczek... To oczywiście nie jego wina, więc nie naleŜy mieć do niego pretensji! - Ja nie mam! Te pieniądze spadły mi jak z nieba, mamo! - O takiej sumie - oznajmiła jej lordowska mość z przekona- niem - trudno powiedzieć, Ŝe spadła z nieba! Mówisz jak Adlestrop, więc lepiej juŜ zamilknij! Kit wiedział, Ŝe doradca prawny rodziny nigdy nie cieszył się względami matki, lecz te cierpkie uwagi pod jego adresem aŜ prosiły się o wyjaśnienie. - Co takiego zrobił Adlestrop, Ŝe tak ci się naraził, mamo? - Adlestrop jest... Och, nie mówmy o nim! To skąpiec i do tego złośliwy! Nie mam pojęcia, dlaczego o nim wspomniałam - pewnie dlatego, Ŝe po śmierci pana Bembridge'a orzekł, Ŝe nie ma powodu, byś przyjeŜdŜał do domu, gdyŜ nie odziedziczyłeś Ŝadnej posiadłości ani nic takiego, czym musiałbyś się zająć osobiście - nic poza tymi śmiesznymi papierami wartościowymi - i proszę, nie przekonuj mnie do nich, Kit, bo równie dobrze mógłbyś mówić do ściany! Doskonale rozumiem, Ŝe te papiery są ś w i ę t e i za nic nie wolno ich ruszać - jeśli jednak chodzi o mnie, nigdy nie zainwestowałabym pieniędzy w coś tak głupiego! - Nie mam co do tego Ŝadnych wątpliwości! - zgodził się Kit. - Nigdy nie masz gotówki dostatecznie długo, by zdąŜyć ją w cokolwiek zainwestować! Zastanawiała się nad tym przez chwilę, potem westchnęła i rzekła: - Tak, rzeczywiście. To bardzo nieprzyjemna prawda. Wielo krotnie próbowałam nauczyć się oszczędności, ale chyba nie mam do tego zmysłu. Podobnie jak wszyscy Cliffe'owie! A co 15

GEORGETTE HEYER najgorsze, Kit, zazwyczaj oszczędności powodują jeszcze dodat- kowe wydatki! Kit wybuchnął śmiechem i choć w oczach matki pojawił się porozumiewawczy błysk, ciągnęła dalej powaŜnie: - AleŜ tak! Kiedyś, gdy papa rozgniewał się na Celeste z powodu jakiegoś wydatku, kupiłam sobie tanią suknię, ale była tak okropna, Ŝe musiałam ją oddać Rimpton, ani razu jej nie włoŜywszy! Kiedy zaś zarządziłam skromny obiad, papa wstał od stołu i poszedł prosto do Clarendona, a to chyba najdroŜszy hotel w Londynie! MoŜesz się śmiać, ale na takich rzeczach nie da się oszczędzać. Uwierz mi - gdy tylko zaczniesz wprowadzać zasady ekonomii, niebawem stwierdzisz, Ŝe wydajesz znacznie więcej niŜ przed podjęciem tego zgubnego w skutkach przedsięwzięcia. - Mam spróbować? A moŜe powinienem od razu sprzedać papiery wartościowe i zacząć wydawać gotówkę?! - Bzdury! Doskonale wiem, Ŝe nie po to przyjechałeś do domu! Więc co cię tu sprowadza, kochanie? Jestem pewna, Ŝe nie konieczność przypilnowania twego olbrzymiego majątku, więc nie próbuj mnie zwodzić! - CóŜ... nie całkiem - przyznał, nieco się czerwieniąc. Zawahał się, a potem, w odpowiedzi na jej badawcze spojrzenie rzekł: - Prawdę mówiąc, naszło mnie przeczucie... pewnie głupie, ale nie mogłem się od niego uwolnić... Ŝe Evelyn ma jakieś kłopoty... albo tylko trudności... i Ŝe moŜe mnie potrzebuje. Tak więc sprawy majątkowe posłuŜyły mi za pretekst, by prosić o urlop. A teraz powiedz, Ŝe coś sobie uroiłem! Bardzo chciałbym, aby tak było! Zamiast oddalić jego obawy, rzekła ze zdumieniem: - Nadal macie te przeczucia, ty i Evelyn? Jakby nie dość wam było własnych kłopotów! - Więc to tak: nie myliłem się. Co się stało, mamo? - Och, nic, Kit! To znaczy... nic, na co mógłbyś cokolwiek poradzić, a moŜe w ogóle nic, jeśli tylko Evelyn jutro wróci! - Wróci? A gdzie on jest? - Nie wiem! - wyznała jej lordowska mość. - Tego nikt nie wie! Kit wyglądał na przestraszonego i jednocześnie jakby jej nie 16

ROZTERKA dowierzał. Potem jednak przypomniał sobie, Ŝe kiedy go zobaczyła i wzięła za Evelyna, w jej głosie brzmiała niezwykła ulga. A przecieŜ nie naleŜała do nad opiekuńczych matek; nawet kiedy jemu i Evelynowi w dzieciństwie zdarzyło się zniknąć, nigdy się nie martwiła; gdy zaś dorośli i nie wracali do domu na noc, zawsze skłonna była raczej przypuszczać, Ŝe po prostu zapomniała o tym, iŜ uprzedzili ją, by przez dzień lub dwa na nich nie czekała, niŜ Ŝe mógł im się zdarzyć jakiś wypadek. Rzekł więc kpiarskim tonem: - Gdzieś tajemniczo przepadł, hę? Dlaczego tak bardzo się tym niepokoisz, mamo? PrzecieŜ wiesz, jaki jest Evelyn! - Tak, chyba w ogóle nie powinnam zauwaŜyć, Ŝe go tu nie ma! Lecz kiedy wyjeŜdŜał z Londynu, obiecał, Ŝe za tydzień wróci, a od tego czasu minęło juŜ dziesięć dni! - No więc...? - Nic nie rozumiesz, Kit! Wszystko zaleŜy od tego, czy zdąŜy wrócić! Jutro ma być na obiedzie na Mount Street, gdzie zostanie przedstawiony starszej lady Stavely, która przyjechała z Berkshire specjalnie, by go poznać. Pomyśl tylko, jakie to byłoby straszne, gdyby się tam nie stawił! Ładnie byśmy wyglądali - ona i tak wysoko nosi głowę, a z tego, co mówił mi Stavely, bynajmniej nie jest przychylnie nastawiona do całej tej sprawy. - Jakiej sprawy? - przerwał jej Kit ze zdumieniem. - Kim jest ta dama i dlaczego, u licha, chce poznać Evelyna? - Och BoŜe, Evelyn ci nie powiedział? Nie, nie zdąŜyłbyś jeszcze otrzymać od niego listu, jak sądzę. Chodzi o to, Ŝe Evelyn poprosił pannę Stavely o rękę; i chociaŜ jej ojciec jest bardzo zadowolony, a dziewczyna bynajmniej się temu małŜeństwu nie sprzeciwia, wszystko zaleŜy od starszej lady Stavely. Musisz wiedzieć, Ŝe lord Stavely straszliwie się jej boi i cofnie dane słowo, jeŜeli tylko starsza pani spojrzy krzywym okiem na ten mariaŜ. Umiera ze strachu, Ŝe jeśli ją obrazi, mogłaby zostawić całą fortunę jego bratu. Muszę powiedzieć, Kit, Ŝe niemal wdzięczna jestem niebiosom, iŜ nie mam wielkiego majątku! Nie zniosłabym tego, gdyby moi kochani synowie na myśl o mnie trzęśli się ze strachu. Słysząc to, Kit uśmiechnął się nieznacznie. 17

GEORGETTE HEYER - To chyba byłoby niemoŜliwe. Lecz wracając do zaręczyn - jak to się stało, Ŝe Evelyn nigdy mi o tym nie wspomniał? Nie przypominam sobie, by w jego listach była jakakolwiek wzmianka o pannie Stavely. Ty takŜe nic mi o tym nie napisałaś, mamo. To musiało się stać dość nagle, mam rację? Gotów byłbym przysiąc, Ŝe Evelyn nie myślał wcale o małŜeństwie, kiedy czytałem jego ostatni list - a było to nie dalej niŜ miesiąc temu. Czy panna Stavely jest taka piękna? Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia? - Nie, nie! To znaczy, znał ją od... och, od bardzo długiego czasu! Co najmniej trzy lata. - I dopiero teraz się oświadczył? To do niego niepodobne! Nigdy nie widziałem, by się zakochał, a jeśli nawet, to wystarczyło mu tylko jedno spojrzenie. Nie chcesz mi chyba powiedzieć, Ŝe interesuje się tą dziewczyną od trzech lat? Nic z tego, droga mamo: zbyt dobrze go znam! - AleŜ oczywiście, Ŝe nie. Cały czas nie rozumiesz, Kit! To nie jest jeden z tych jego... flirtów! - ZauwaŜyła, Ŝe w oczach syna pojawiło się rozbawienie, i próbowała zachować kamienną twarz, jednak z poŜałowania godnym skutkiem. W jej spojrzeniu pojawiły się łobuzerskie błyski, ale rzekła całkiem dobrze udając surowość: - Nic z tych rzeczy! Wyrósł juŜ z takich... takich swawoli! - Czy rzeczywiście? - zapytał uprzejmie pan Fancot. - Owszem... w kaŜdym razie zamierza odmienić swe Ŝycie! A kiedy juŜ będzie głową rodziny, wtedy pomyślimy o dzie- dzictwie. - Więc o to chodzi! - wykrzyknął pan Fancot zaskoczony. - AleŜ jestem naiwny! PrzecieŜ gdyby zdarzył mu się jakiś śmiertelny wypadek, ja dziedziczyłbym tytuł i majątek! Naturalnie Evelyn zrobiłby wszystko, by mnie ich pozbawić. Dziwne, Ŝe wcześniej nie przyszło mi to do głowy. - Och, Kit, czy musisz być taki okropny? Dobrze wiesz, Ŝe... - No właśnie, mamo! - rzekł, gdy się zawahała i urwała w pół zdania. - MoŜe byś mi powiedziała całą prawdę?

2 Na krótko zapadła cisza. Lady Denville napotkała wzrokiem spojrzenie syna i wyrwało jej się rozpaczliwe westchnienie: - To wina twego stryja Henry'ego - wyznała. - I ojca! - Urwała, a potem kontynuowała ze smutkiem: - No i moja. Niestety, nie mogę się tego wyprzeć, Kit! OtóŜ gdy umarł twój ojciec, myślałam, Ŝe zdołam spłacić swe długi i wieść przy tym całkiem wygodne Ŝycie, ale nie miałam jeszcze wtedy pojęcia, jak przedstawia się sprawa mego wdowiego doŜywocia. Kochanie, czy wiedziałeś, Ŝe to nic innego jak zwykłe kpiny? Ale skąd miałbyś wiedzieć? Jednak taka jest prawda! A co więcej - dodała z naciskiem - wierzyciele takŜe są tego doskonale świadomi, toteŜ zastanawiam się, dlaczego z takim uporem nękają mnie teraz, gdy stałam się wdową. W dodatku czynią to w sposób znacznie bardziej niemiły niŜ za Ŝycia twego ojca. Wydaje mi się to zupełnie pozbawione sensu, nie mówiąc juŜ o tym, Ŝe świadczy o braku serca. Kit spędził kilka swych dorosłych lat w domu, więc to wyznanie go nie zaskoczyło. Odkąd pamiętał, rozrzutność mamy zawsze była przyczyną nieporozumień w rodzinie. Dochodziło do przykrych scen, po których lady Denville czuła się głęboko uraŜona, co w konsekwencji powodowało ochłodzenie stosunków między rodzicami, „ciche dni" i ze strony matki desperackie próby ukrywania wydatków. Lord Denville był człowiekiem niezwykle prawym, lecz raczej surowym i oschłym - brak mu było wyobraźni oraz tolerancji. Starszy od Ŝony o piętnaście lat, ze względu na wiek, jak 19

GEORGETTE HEYER i temperament naleŜał do pokolenia sztywno przestrzegającego konwenansów. Tylko raz pozwolił, by uczucia przesłoniły mu zdrowy rozsądek, kiedy to uległ czarowi ślicznej lady Amabel Cliffe, która prosto ze szkolnej ławy trafiła do salonów, by natychmiast zostać królową sezonu, i o której rękę oczywiście poprosił. Jej ojciec, lord Baverstock, był posiadaczem podupada- jącej posiadłości oraz miał liczne potomstwo, więc z wdzięcznoś- cią przyjął ową propozycję. Jednak te cechy młodziutkiej dziew- czyny, które tak zachwyciły lorda Denville, stały się dla niego nieznośne, gdy została jego Ŝoną, zabrał się zatem od razu do ich wykorzeniania. Jednak jego wysiłki spełzły na niczym, a młodą małŜonkę przepełniły tylko lękiem przed wywołaniem jego gniewu. Pozostała tą samą czułą, nieodpowiedzialną istotą, w któ- rej się zakochał; zmieniło się jedynie to, Ŝe przelała część miłości na synów i starała się, jak mogła, ukrywać przed męŜem efekty swych nierozwaŜnych postępków. Bliźniacy ją uwielbiali, a poniewaŜ nie potrafili przebić się przez pancerz pozornej nieprzystępności ojca i odkryć jego prawdziwych - lecz powściąganych - uczuć, od wczesnych lat trzymali się bliŜej matki. Ona zaś bawiła się z nimi, śmiała i smuciła, przebaczała im ich wybryki i rozumiała problemy: synowie nie widzieli w niej Ŝadnych wad i, gdy dorośli, robili wszystko, by chronić matkę przed krytyką ich surowego ojca. Dlatego teŜ młody pan Fancot nie był ani zdziwiony, ani zaskoczony słysząc, Ŝe matka tonie w długach. Rzekł jedynie: - Przyparli cię do ściany, moja droga? Ile musisz zapłacić? - Nie wiem. Jak mogę pamiętać, kochanie, kaŜdą sumę, którą poŜyczyłam przez te wszystkie lata? Ta informacja trochę go przestraszyła. - Lata? AleŜ, mamo, kiedy musiałaś ujawnić przed ojcem swoje kłopoty finansowe - a było to przed trzema laty, niepraw- daŜ? - czyŜ nie prosił, byś przedstawiła mu całą sumę swoich długów, i nie obiecał, Ŝe je wszystkie spłaci? - Owszem, tak było - odrzekła. - Ale ja mu tego nie powiedziałam. Nie pamiętałam wszystkich długów, ale wcale nie próbuję się usprawiedliwiać i przyznaję, Ŝe nie przyznałabym się do nich, nawet gdybym o nich wiedziała. Nie potrafię 20

ROZTERKA ci tego wytłumaczyć, Kit, i jeśli zamierzasz powiedzieć, Ŝe postąpiłam źle i tchórzliwie, to nie musisz, bo sama nad tym boleję! Tylko Ŝe potem Adlestrop spisał to, co powiedziałam, i... - Co?! - wykrzyknął Kit. - Chcesz powiedzieć, Ŝe był przy tym obecny? - Tak... o tak! CóŜ, twój ojciec darzył go całkowitym zaufa- niem, a on, jak wiesz, zajmował się wszystkimi naszymi sprawami, więc... - Ładnie jak na kogoś, kto przykładał taką wielką wagę do spraw majątkowych! - przerwał jej, a jego oczy zapłonęły. - śeby dopuścić swego doradcę finansowego do takiej rozmowy...! - Przyznaję, Ŝe chciałam tego uniknąć, ale twój ojciec chyba nie mógł postąpić inaczej. GdyŜ tylko Adlestrop znał stan posiadłości i wiedział, czy wytrzyma ona cięŜary finansowe i... - Adlestrop to na swój sposób dobry człowiek i nie wątpię, Ŝe nasze interesy leŜą mu na sercu, ale jest dusigroszem i ojciec powinien był o tym wiedzieć! Kiedy Adlestrop dowiadywał się o jakimkolwiek dodatkowo wydanym szylingu, zachowywał się tak, jakbyśmy od razu wszyscy mieli pójść z torbami! - Evelyn mówi to samo - zgodziła się. - MoŜe odwaŜyłabym się powiedzieć ojcu całą prawdę, gdyby nie wtajemniczył w to Adlestropa... to znaczy oczywiście, gdybym pamiętała te wszystkie długi. Naprawdę nie zamierzałam niczego ukrywać! ChociaŜ mam wiele wad, nie jestem krętaczką, Kit, więc i teraz nie próbuję cię okłamywać! Myślę jednak, Ŝe z twoim ojcem nie umiałabym być całkiem szczera. Wszak wiesz, jaki potrafił być nieprzyjemny, gdy był z kogoś niezadowolony, nieprawdaŜ? Ale gdybym wiedziała, Ŝe ta moja paskudna sprawa tak się odbije na Evelynie, na pewno zebrałabym się na odwagę i wszystko ojcu wyznała. - Naturalnie gdybyś o tym „wszystkim" wiedziała! - wtrącił, nie mogąc się powstrzymać. - Tak... albo gdybym zdobyła się na to, by przekazać swe sprawy w ręce Adlestropa. - Dobry BoŜe, tylko nie to! Tamto powinno było pozostać między tobą a ojcem. Ale nie ma powodu, byś się obwiniała za to, Ŝe teraz Evelyn ponosi tego konsekwencje: zawsze się o ciebie 21

GEORGETTE HEYER troszczył, wiesz przecieŜ, i nie sprawia mu róŜnicy, czy ojciec spłacił twoje długi, czy pozostawił jemu tę sprawę. - I tu się mylisz! - zaoponowała. - To j e st wielka róŜnica. Evelyn nie moŜe ich spłacić! - Nonsens! - stwierdził. - śadne z was nie ma pojęcia o finansach, ale nie próbuj mi wmówić, Ŝe Evelyn zdąŜył juŜ, w ponad rok, roztrwonić cały majątek! To byłoby juŜ grubą przesadą! - Oczywiście, Ŝe nie! Nie mógłby tego zrobić. Nie chcę przez to powiedzieć, Ŝe chciałby, bo jakkolwiek twój ojciec uwaŜał go za lekkoducha, Evelyn wcale nie ma takiego zamiaru! Muszę ci wyznać, Kit, Ŝe moim zdaniem to bardzo niesprawiedliwe, iŜ ojciec zapisał mu majątek na tak krępujących warunkach, mówiąc twemu stryjowi Henry'emu, Ŝe zrobił to, poniewaŜ Evelyn jest tak samo rozrzutny jak ja. PrzecieŜ nie mógł wiedzieć o tych dwóch dawnych sprawkach Evelyna, bo w pierwszym przypadku ty wyrwałeś go ze szponów owej okropnej harpii, która zagięła na niego parol - choć od dawna intryguje mnie, jak ci się to udało, Kit - a potem ja spłaciłam jego karciane długi, kiedy dał się zaciągnąć do jakiejś spelunki na Pall Mail, nie mając na tyle doświadczenia, by być świadomym, w co się wdaje! Sprzedałam wtedy mój brylantowy naszyjnik, lecz twój papa nic o tym nie wiedział! Dlaczego więc powiedział stryjowi Henry'emu, Ŝe... - Co zrobiłaś? - przerwał jej Kit, po raz pierwszy zaskoczony podczas tej rozmowy ze swą uroczą matką. Uśmiechnęła się do niego promiennie. - Oczywiście kazałam zrobić kopię! Nie jestem taka głupia, by o tym nie pomyśleć! Wygląda identycznie, a co mnie mogą obchodzić brylanty, gdy jeden z moich synów popadł w tarapaty? - Ale to były klejnoty rodowe! - Wiesz, co myślę o spadkach - odparła jej lordowska mość stanowczo. - Jeśli chcesz powiedzieć, Ŝe naleŜały do Evelyna, to jestem tego świadoma, ale powiedz mi, na cóŜ mu one były, kiedy na gwałt potrzebował pieniędzy, by spłacić honorowe długi? Potem mu o wszystkim powiedziałam i zapewniam cię, Ŝe nie miał Ŝadnych zastrzeŜeń co do mojej decyzji! 22

ROZTERKA - Jeszcze by śmiał mieć zastrzeŜenia! Ale czy pomyślałaś o jego synu? - zapytał Kit. - Kochanie, chyba juŜ przesadzasz! Jak potomek Evelyna mógłby mieć coś przeciwko temu, skoro nawet się nie dowie o istnieniu naszyjnika? - Czy przypadkiem... czy nie pozbyłaś się jeszcze jakichś innych klejnotów rodzinnych? - zapytał, patrząc na nią ze zgrozą, a takŜe z mimowolnym rozbawieniem. - Nie, nie wydaje mi się. Ale wiesz, jaką mam okropną pamięć! W kaŜdym razie to bez znaczenia, gdyŜ zaprzątają mi głowę waŜniejsze sprawy niŜ te obrzydliwe kamienie. Kochanie, błagam cię, przestań Ŝartować! - To wcale nie miały być Ŝarty - zaprotestował słabo. - Więc nie zadawaj mi głupich pytań na temat klejnotów rodowych i nie opowiadaj bzdur, Ŝe Evelyn bez trudu moŜe zamiast ojca spłacić moje długi. PrzecieŜ czytałeś ten obrzydliwy testament! Biedny Evelyn ma taki sam dostęp do pieniędzy ojca jak ty! Cały majątek oddany został w powiernictwo twojemu stryjowi! Kit nieco się zafrasował. - Pamiętam, Ŝe ojciec ustanowił coś w rodzaju powiernictwa, ale nie podlegają temu dochody z posiadłości. Stryj nie ma prawa ich zatrzymywać ani kwestionować wydatków Evelyna. Jeśli dobrze sobie przypominam, Evelynowi nie wolno rozporządzać Ŝadną częścią swego dziedzictwa bez zgody stryja, dopóki nie skończy trzydziestu lat, chyba Ŝe wcześniej stryj uzna, iŜ bratanek ustatkował się i przestał być lekkoduchem - tylko nie wydrap mi oczu, mamo! Wtedy teŜ powiernictwo zostanie zniesione, a Evelyn będzie mógł bez ograniczeń dysponować majątkiem. Pamiętam, pomyślałem niegdyś, Ŝe ojciec nie musiał wyznaczyć trzydziestego roku Ŝycia jako właściwego wieku do objęcia majątku; granica dwudziestu pięciu lat byłaby o wiele rozsądniejsza i nie tak znacząca. Evelyn oczywiście czuł się dotknięty - któŜ by nie był? - ale tak naprawdę nie stanowiło to dla niego róŜnicy. Sama powiedziałaś, Ŝe nie miał zamiaru szastać pieniędzmi. Wiesz, mamo, dochód z posiadłości to całkiem pokaźna suma! Co więcej, stryj poinformował kiedyś Evelyna, Ŝe gotów jest wyrazić 23

GEORGETTE HEYER zgodę na sprzedaŜ pewnych akcji, by spłacić największe jego długi, poniewaŜ uwaŜał za niesprawiedliwe, by dochody z posiad- łości były uszczuplane do rozmiarów zapomogi, dopóki wszystkie wierzytelności nie zostałyby pokryte. - Owszem - zgodziła się. - Rzeczywiście powiedział coś takiego i bardzo się zdziwiłam, Kit, bo zwykle nie jest taki szczodrobliwy! - To prawda: nie Ŝyje w niedostatku, ale teŜ z pewnością nie ponad stan. Rzecz w tym jednak, mamo, Ŝe stryj nie chciał, by Evelyn objął dziedzictwo po ojcu obciąŜony długami, i gdybyś ty takŜe powiedziała mu, Ŝe znalazłaś się w kłopotach finansowych, jestem pewien, Ŝe spłaciłby twoje długi razem ze wszystkimi innymi. Spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Henry? Chyba postradałeś zmysły, Kit! Kiedy sobie przypo mnę, w jaki sposób demonstrował dezaprobatę wobec mnie, jak zrugał Evelyna, którego długi były niczym w porównaniu z moi mi... Och, nie, nie! Wolałabym raczej skończyć ze sobą niŜ zdać się na jego łaskę. Postawiłby mi najbardziej poniŜające warunki - najprawdopodobniej skazałby mnie na doŜywotni pobyt w tym strasznym Dower House w Ravenhurst! Albo jeszcze gorzej! Kit milczał przez chwilę. Wiedząc, Ŝe Henry, lord Brumby, uwaŜał swą czarującą bratową za zupełnie niepoprawną, trudno mu było nie przyznać, Ŝe w jej słowach jest coś z prawdy. Zmarszczka na jego czole się pogłębiła. Rzekł nagle: - Dlaczego, u diabła, Evelyn z nim o tym nie porozmawiał? Na pewno łatwiej mógłby go przekonać niŜ ty. - Naprawdę tak sądzisz? - rzekła z powątpiewaniem. - Jak dotąd nigdy mu się to nie udawało. Poza tym Evelyn nie wie dokładnie, jak się mają moje sprawy, gdyŜ mu o tym nie mówiłam. Skąd mogłam przypuszczać, Ŝe niemal kaŜdy, komu jestem winna pieniądze, nagle zacznie mnie o nie molestować, a niektórzy nawet w bardzo nieprzyjemny sposób? Zresztą nie mogłabym obarczać Evelyna moimi problemami, gdy ma własne kłopoty ze stryjem Henrym. Miałam nadzieję, Ŝe znasz swoją matkę na tyle dobrze, by nie posądzać jej o podobny egoizm! Skrzywił usta w wymuszonym uśmiechu. 24

ROZTERKA - Dopiero zaczynam cię poznawać, mamo! Chciałbym, abyś mi wyjawiła, jak zamierzałaś załatwić tę sprawę, nie rozmawiając o niej z Evelynem? - CóŜ, w t e d y nie wiedziałam jeszcze, Ŝe będę musiała spłacić tak od razu wszystkie wierzytelności - wyjaśniła. - To znaczy, nigdy wcześniej nic takiego mi się nie przytrafiło, poza paroma przypadkami, kiedy zwracano się do mnie o uregulowanie zaległych płatności, ale odbywało się to stopniowo. MoŜesz więc sobie wyobrazić, jakim szokiem było dla mnie to, gdy pan Child po prostu odmówił mi - choć z wielką uprzejmością - poŜyczenia trzech tysięcy funtów, które pokryłyby najpilniejsze wydatki, a nawet błagał, bym nie przekroczyła sumy na swym koncie ani o gwineę - tak jak bym kiedykolwiek nie spłaciła odsetek, co, moŜesz mi wierzyć, nigdy mi się nie zdarzyło! Pan Fancot, nieco zdezorientowany, przerwał jej, by zapytać: - Ale co tu ma do rzeczy Child, mamo? Ojciec nigdy nie trzymał u niego pieniędzy! - Och, pewnie, Ŝe nie, ale mój ojciec - owszem, a po jego śmierci naturalnie takŜe twój wuj Baverstock, więc siłą rzeczy i ja zetknęłam się panem Childem - to ze wszech miar niepospolity człowiek, zawsze był dla mnie bardzo miły! - i tak oto załoŜyłam u niego rachunek! Pan Fancot, któremu włosy zaczęły powoli stawać na głowie, zabrał się do bardziej szczegółowego badania związku pomiędzy pieniędzmi matki a bankiem Childa. Na podstawie jej wyjaśnień udało mu się ustalić, Ŝe interesy te zapoczątkowało nic innego jak znacząca poŜyczka, jakiej udzielił lady Denville najwyraźniej zamroczony pan Child. Gdy tak słuchał z rosnącym przeraŜeniem całej historii, coś w jego minie sprawiło, Ŝe matka urwała i połoŜywszy dłoń na jego ramieniu, rzekła błagalnie: - Z pewnością znasz takie sytuacje, kiedy nagle człowiek stwierdza - jak to Evelyn nazywa? - iŜ ma nóŜ na gardle. Co za niesmaczne i wulgarne określenie - kojarzy mi się z zarzynaniem zwierząt! Kit, czy ty nigdy nie miałeś długów? Kiwnął przecząco głową, a jego oczy błysnęły ponuro. - Obawiam się, Ŝe nie! - Nigdy?! - wykrzyknęła. 25

GEORGETTE HEYER - Nie takie, których nie mógłbym spłacić! Być moŜe mam jakieś tu i tam, ale - och, nie patrz tak na mnie! Zapewniam cię, moja droga, Ŝe jestem zupełnie normalny! - Oczywiście, Ŝe tak. Tylko to wydaje się takie... niezwykłe - przypuszczam jednak, Ŝe po prostu nie miałeś okazji popaść w długi, będąc za granicą - rzekła z nadzieją. Kit parskając zdołał wydusić: - Bynajmniej, mamo! - po czym zaniósł się nieopanowanym śmiechem, ukrywając twarz w dłoniach i wczepiając palce w swe kasztanowate włosy. Lady Denville nie czuła się uraŜona i nawet zachichotała, a następnie rzekła: - Teraz juŜ bardziej przypominasz siebie! Czy wiesz, Ŝe przez moment - tylko przez moment! - wyglądałeś jak ojciec? Nie masz pojęcia, jak się poczułam! Uniósł głowę, ocierając łzy płynące z oczu. - Och, nie, naprawdę? Czy to było bardzo nieprzyjemne? Postaram się więcej tak nie zachowywać. Ale powiedz mi coś! Gdy nie dostałaś poŜyczki od Childa, czy i wtedy nie wyjawiłaś wszystkiego Evelynowi? - Nie, choć juŜ myślałam, Ŝe będę do tego zmuszona, dopóki nie zaświtała mi myśl, zresztą w środku nocy, by zwrócić się o poŜyczkę do Edgbastona. Czy to nie dziwne, kochanie, jak często najlepsze rozwiązania przychodzą do głowy nocą? - Prosić o poŜyczkę lorda Edgbastona?! - wykrzyknął. - Owszem. I zgodził się poŜyczyć mi pięć tysięcy funtów - na procent, oczywiście! - więc znowu stanęłam na nogach. Och, Kit, nie na chmurzaj się tak! Sądzisz, Ŝe powinnam była raczej zwrócić się do Bonamy'ego Ripple'a? Nie mogłam tego zrobić, rozumiesz, bo wyjechał do ParyŜa, a sprawa była... była dość pilna! Odkąd Kit pamiętał, ten starszy i niezmiernie bogaty dandys był przyjacielem rodziny - dla Evelyna i niego samego stanowił obiekt Ŝartów, a ojciec miał do niego stosunek obojętny. Niegdyś był jednym z wielu kandydatów do ręki lady Denville, a kiedy wyszła za mąŜ, stał się jej najwierniejszym wielbicielem. Powszechnie uwaŜano, Ŝe z jej powodu na zawsze juŜ pozostanie kawalerem; poniewaŜ jednak sylwetką przypominał przejrzałą 26

ROZTERKA gruszkę, a na jego obliczu malował się pusty, ugrzeczniony wyraz - przy tym na pucołowatych policzkach zazwyczaj widniały plamy od tabaki - nawet najwięksi łowcy sensacji traktowali jego przywiązanie do lady Denville wyłącznie jako temat do kpin. Bliźniacy, przyzwyczajeni do jego częstych wizyt na Hill Street, odnosili się do niego z pobłaŜliwym lekcewaŜeniem, jakby był przekarmionym kanapowym pieskiem, którego upodobała sobie ich matka. I choć Kit ze śmiechem przyjąłby sugestię, Ŝe w przywiązaniu sir Bonamy'ego do lady Denville jest coś niestosownego, to jednak w Ŝadnym razie nie uwaŜał za właściwe, by matka zwracała się do niego o pomoc w kłopotach finan- sowych, i natychmiast jej to powiedział. - Dobry BoŜe, Kit, mówisz tak, jakby często mi się to zdarzało! - wykrzyknęła. - A to akurat bardzo wygodny układ, poniewaŜ sir Bonamy jest tak bogaty, Ŝe nie dba, ile juŜ ma moich listów zastawnych, i nigdy nie Ŝąda procentu od sum, które mi poŜycza! A jeśli chodzi o zwrot pieniędzy, to jestem przekonana, Ŝe nie przyszłoby mu go głowy, by mnie o to męczyć. Być moŜe jest śmieszny i z dnia na dzień coraz bardziej tyje, ale przez te wszystkie lata mogłam na niego liczyć - i to w kaŜdej sprawie! To on na przykład pośredniczył w sprzedaŜy mego naszyjnika i kazał wykonać jego kopię, poza tym... - Nagle urwała. - Och, po co ja o nim wspomniałam! Przez niego wszystko mi się przypomniało! To dlatego Evelyn wyjechał! - Przez Ripple'a? - Nie, przez lorda Silverdale - odparła. - Na miłość boską, mamo...! - rzekł z pretensją. - O czym ty mówisz? Co, u czorta, ma tu do rzeczy Silverdale? - On ma moją broszkę - wyznała, nagle się zachmurzając. - Kiedy nie chciał przyjąć ode mnie weksla, postawiłam broszkę i grałam dalej. Coś mi powiedziało, Ŝe szczęście wreszcie się do mnie uśmiechnie, i tak by było, gdyby Silverdale nie podbił stawki. Nie Ŝebym Ŝałowała tej broszki, gdyŜ nigdy jej nie lubiłam i nie mam pojęcia, po co ją kupiłam. Pewnie mi się spodobała, lecz doprawdy nie wiem dlaczego. - I Evelyn pojechał ją wykupić, czy tak? - przerwał jej. - Gdzie jest Silverdale? 27

GEORGETTE HEYER - W Brighton. Evelyn powiedział, Ŝe trzeba jak najszybciej ją odzyskać, wyruszył więc w drogę - to znaczy, pojechał faetonem z parą nowych siwków - mówiąc, Ŝe najpierw zajedzie do Ravenhurst, co teŜ zrobił... - Chwileczkę, mamo! - wtrącił Kit, ponownie marszcząc czoło. - Dlaczego Evelyn musiał pojechać do Brighton? To oczywiste, Ŝe czuł się w obowiązku wykupić twoją broszkę - i Silverdale na pewno tego oczekiwał! - ale spodziewałbym się raczej, Ŝe wystarczy napisać w tym celu list, dołączając czek na sumę odpowiadającą wartości broszki. Lady Denville spojrzała na niego wielkimi wystraszonymi oczami. - Tak, kochanie, ale nie całkiem rozumiesz, jak to było. Nie mam pojęcia, jak mogłam być tak niepoczytalna, lecz kiedy ją postawiłam, zupełnie zapomniałam, Ŝe to jeden z tych fał s z y w y c h klejnotów. Co prawda, uwaŜam, Ŝe SiWerdale za słuŜył sobie na coś takiego, poniewaŜ zachował się bardzo niegrzecznie i uwłaczająco wobec mnie, nie chcąc przyjąć moich weksli, ale Evelyn powiedział, Ŝe trzeba bezwzględnie odzyskać tę paskudną rzecz, zanim Silverdale odkryje, Ŝe jest podrobiona. Pan Fancot głośno zaczerpnął powietrza. - WyobraŜam sobie doskonale, Ŝe mógł to powiedzieć! - AleŜ, Kit! - rzekła jej lordowska mość z przejęciem. - To rozrzutność, na jaką nawet ja bym sobie nie pozwoliła! Określiłam wartość broszki na pięćset funtów i tyle rzeczywiście jest warta ta prawdziwa, ale kopia - ani dziesiątej części tej sumy! To niepotrzebna ekstrawagancja ze strony Evelyna, by wyrzucać pieniądze na bezwartościową błyskotkę! Pan Fancot zastanawiał się przez chwilę, czy wyjaśnić swej niepoprawnej rodzicielce, Ŝe jej pogląd na tę sprawę jest - by uŜyć łagodnego słowa - błędny. Jednak Kit był inteligentnym młodym człowiekiem i niemal natychmiast uzmysłowił sobie, Ŝe podobna próba byłaby tylko stratą czasu i energii. Gdy więc był juŜ w stanie wydobyć z siebie głos, rzekł jedynie: - No cóŜ, zostawmy to! Kiedy Evelyn wyruszył w drogę? - Kochanie, nie słuchałeś uwaŜnie! JuŜ ci przecieŜ mówiłam! Dziesięć dni temu! 28

ROZTERKA - Załatwienie tej sprawy nie zajęłoby mu aŜ dziesięciu dni, gdyby SiWerdale był w Brighton, wobec tego sądzę, Ŝe go tam nie zastał. Pewnie Evelyn dowiedział się, gdzie wyjechał, i ruszył jego śladem. Lady Denville rozpromieniła się. - Och, sądzisz, Ŝe tak było? Miałam juŜ jak najgorsze prze czucia! Lecz jeśli rzeczywiście Sivlerdale udał się do swej posiadłości w Yorkshire, to staje się zrozumiałe, Ŝe Evelyn nie mógł jeszcze wrócić. - Zamilkła rozwaŜając tę kwestię, a potem potrząsnęła głową. - Nie, Evelyn nie pojechał do Yorkshire. Spędził noc w Ravenhurst, tak jak zapowiedział, a później wyruszył do Brighton. Wiem o tym, poniewaŜ towarzyszył mu stangret; czy jednak odnalazł tam SiWerdale'a czy nie, tego nie mogę ci powiedzieć, bo oczywiście Challowowi nic na ten temat nie wiadomo. Faktem jest jednak, Ŝe Evelyn jeszcze tego samego dnia wrócił do Ravenhurst i został tam na noc. Przypuszczałam, Ŝe tak zrobi... a nawet sądziłam, Ŝe zatrzyma się tam przez kilka dni, poniewaŜ powiedział, Ŝe ma parę spraw do załatwienia w domu i moŜe go nie być w Londynie nawet dziesięć dni. Niemniej jednak następnego ranka opuścił Ravenhurst, i to w bardzo dziwnych okolicznościach! - Jak to dziwnych, mamo? - Zabrał ze sobą tylko neseser z nocną bielizną i odesłał Challowa do Londynu z pozostałymi bagaŜami, mówiąc, Ŝe sam sobie poradzi. - O! - rzekł Kit w zamyśleniu, lecz w jego głosie nie było zdziwienia. - Czy powiedział Chalowowi, gdzie jedzie? - Nie, i to jest kolejna rzecz, która mnie niepokoi. - Niepotrzebnie - odparł, a w jego oczach pojawiły się wesołe iskierki. - Odesłał do Londynu takŜe swojego kamerdynera? Bo jak rozumiem, nadal słuŜy mu Fimber? - Tak, i to teŜ jest następny powód do niepokoju! Evelyn nie zabrał Fimbera do Sussex. Stwierdził, Ŝe nie ma dla niego miejsca w faetonie, co jest, oczywiście, prawdą, ale Fimber od razu się obraził. Przyznam, Ŝe wolałabym, aby jednak znalazł dla niego miejsce, gdyŜ Fimber na pewno by nie dopuścił, aby Evelynowi stała się jakakolwiek krzywda. Challow teŜ jest bardzo 29

GEORGETTE HEYER oddany, lecz nie tak... nie tak pewny! Jest dla mnie wielką pociechą, kiedy wiem, Ŝe obaj są przy nim, gdy wyrusza na jedną z tych swoich eskapad. - Rozumiem cię, mamo - odparł z powagą. - No i właśnie w tym rzecz! - wykrzyknęła. - Nie ma z nim Ŝadnego z nich! Nie widzę w tym nic zabawnego, Kit! Jestem pewna, Ŝe przydarzył mu się jakiś wypadek albo Ŝe jest w strasz- liwych tarapatach! Jak moŜesz się śmiać? - Nie śmiałbym się, gdybym uwaŜał, Ŝe to prawda. No, przestań się martwić, mamo! Nie przypuszczałem, Ŝe taka z ciebie strachliwa rodzicielka! Co twoim zdaniem mogło przydarzyć się Evelynowi? - Chyba nie sądzisz... Ŝe rzeczywiście rozmawiał z Silver- dale'em, pokłócił z nim i... i tamtego dnia wyjechał, by się z nim gdzieś s p o t k a ć ? - I zabrał ze sobą neseser z bielizną zamiast czegoś innego? Wielkie nieba, nie, nie sądzę! Chyba zaczyna cię ponosić wyobraźnia, moja droga. Jak znam Evelyna, wyjechał gdzieś w prywatnej sprawie, którą chce utrzymać przed tobą w sekrecie. A dowiedziałabyś się o wszystkim, gdyby zabrał ze sobą Fimbera albo Challowa, z czego Evelyn dobrze zdaje sobie sprawę. Dla ciebie, droga mamo, ich towarzystwo moŜe być pociechą, lecz dla niego bywa szalenie kłopotliwe! Co zaś do wypadku - to bzdura! Zostałabyś powiadomiona, gdyby coś takiego się zdarzyło; wierz mi, Evelyn na pewno nie wybrałby się na spotkanie z Silverdale'em bez swych biletów wizytowych. - Tak, to prawda! - przyznała. - O tym nie pomyślałam! - Na chwilę odzyskała dobry humor, by zaraz znowu popaść w przy- gnębienie. Jej piękne oczy pociemniały. - Ale akurat w takiej chwili, Kit?! Kiedy tak wiele zaleŜy od tego, czy zjawi się jutro na Mount Street! Och, nie, nie mógł przecieŜ podjąć jednej z tych swoich wypraw! - Doprawdy? - zauwaŜył Kit. - Ciekawe... MoŜe byś mi powiedziała, mamo, coś więcej o tych jego zaręczynach? Wspo- mniałaś, Ŝe nie miał czasu, by mnie o nich poinformować, ale wydaje mi się to mocno podejrzane, moja droga! MoŜe rzeczywiś- cie nie zdąŜył dotrzeć do mnie list, w którym Evelyn pisał, Ŝe 30