Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 040 853
  • Obserwuję486
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań642 619

Jackie Collins - Świat jest pełen rozwiedzionych kobiet

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Jackie Collins - Świat jest pełen rozwiedzionych kobiet.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse J
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 124 osób, 92 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 326 stron)

Jackie Collins ŚWIAT JEST PEŁEN ROZWIEDZIONYCH KOBIET Przełożył: Edward Marek Szmigiel

1 – Czy seks cię nudzi? – zapytał pewnego dnia Mike. – Nudzi? – zdziwiła się Cleo James nieszczerze. – Oczywiście, że nie. To on ją nudził i sposób, w jaki zawsze wykonywał te same, łatwe do przewidzenia ruchy, sposób, w jaki zawsze dotykał jej dokładnie w tych samych miejscach i dokładnie tak samo. W Nowym Jorku był początek lata, pora, gdy jeszcze przyjemnie jest spacerować po ulicach. Cleo stała w przymierzalni u Saksa i przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. Zrzuciła ubranie i przymierzała beżową zamszową sukienkę. Przerobiono ją dla niej tydzień wcześniej i teraz pasowała jak ulał. Wciąż jednak patrzyła w lustro, w którym widziała szczupłą dziewczynę o długich, prostych, ciemnych włosach, dużych oczach i szerokich ustach. W rzeczywistości Cleo nie myślała o sukience. Sukienka była świetna. Cleo myślała o swoim mężu Mike’u i o tym, jak pieprzył tamtą dziewczynę. Na początku ich związku seks z Mikiem był naprawdę ekscytujący. Teraz wydawało się, jakby Mike stosował się do jakiegoś dziwnego, niezmiennego rytuału. Nigdy nie chciał spróbować niczego nowego. Nigdy nie chciał robić niczego inaczej. Małżeństwo go zmieniło. Już jej nie podniecał, a ona nigdy nie była dobra w udawaniu. Nie kłócili się wiele. Właściwie bardzo rzadko. Prowadzili dyskusje, w których wszystko sobie wyjaśniali, i analizowali sytuację. Mike był jednym z kierowników w firmie płytowej. Miał trzydzieści sześć lat i był o siedem lat starszy od Cleo. Pociągał kobiety swobodą bycia i smukłością ciała, wąsem à la Che Guevara i przyjaznym spojrzeniem. Byli małżeństwem od czterech

lat. Nowoczesne małżeństwo, w którym niewierność nie powinna oznaczać końca świata. – Miałeś na nią ochotę? Ileż razy Cleo zadawała mu to pytanie i czekając na odpowiedź, czuła ściskanie w dołku. – Jasne. – Mike zawsze się śmiał, żartując: – Nawet rżnąłem ją kilka razy. „Cha, cha, to wcale nie jest zabawne”, myślała Cleo i nigdy nie pytała o nic więcej. Nie chciała wiedzieć. Teraz wiedziała. Widziała go. Mike był jej drugim mężem, pierwszy – tylko niejasnym wspomnieniem, kiedy miała osiemnaście lat. Kochała Mike’a, ale kiedy po raz pierwszy byli ze sobą, nie czuła się rozpalona do białości. – Szałowo wygląda, prawda? – Młoda ekspedientka wsunęła głowę przez drzwi. – Tak, jest świetna – odparła Cleo. Ale nie było świetne, że przyłapała dzisiaj Mike’a. Ani to, że jego smukłe ciało pochylało się z tak oczywistą rozkoszą. Ani to, że leżąca pod nim biuściasta blondynka była jedną z jej najlepszych przyjaciółek. Wyskoczyła z beżowego, obrębionego zamszu i podała dziewczynie sukienkę do zapakowania. „Czy seks cię nudzi?”. Dlaczego ją o to zapytał? Nie robiła niczego inaczej. Czy jej ruchy podczas uprawiania seksu były tak łatwe do przewidzenia jak jego? Może stopniowy zastój w ich życiu seksualnym był jej winą? Wiedziała, że to nieprawda. To Mike się zmienił. Zdradziła go tylko raz. Jeden mężczyzna, jeden raz. To było piękne, ale jednocześnie plugawe. Dopilnowała, żeby skończyło się na jednym razie. Mieli pieniądze. Nie olbrzymie sumy, ale wystarczało, żeby zaspokoić większość potrzeb materialnych. Mike odnosił sukcesy. Cleo pracowała dla czasopism jako niezależna dziennikarka. Nie potrzebowali pieniędzy, które zarabiała, ale lubiła pracować i

uwielbiała swój zawód. Powoli się ubrała: ciemnobrązowe spódnicę-spodnie, sweter od Sonii Rykiel, buty z butiku Biba, skórzany pasek od Gucciego i przydymione okulary przeciwsłoneczne ze sklepu Olivera Goldsmitha, żeby osłonić oczy umalowane kolorem ciemnofioletowym. Zabrała pakunek i wyszła na zalaną słońcem Piątą Aleję. Miała się spotkać na lunchu z Ginny i było za późno, żeby to odwołać. Ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, był lunch z Ginny – Ginny o niemowlęcych, błękitnych oczach, blond lokach i ogromnym apetycie seksualnym. – Ginny ma ptasi móżdżek – powtarzał wiele razy Mike. Ale Mike zawsze robił obraźliwe uwagi na temat większości jej przyjaciółek – nie wyłączając Susan, blondynki, która wiła się pod nim tego ranka. Być może miał też Ginny. To prawdopodobne. Powszechnie wiedziano, że Ginny to łatwa zdobycz, ale też największa gaduła. Gdyby była z Mikiem, wszyscy w mieście znaliby dokładnie szczegóły. – Myślę, że ty cuchniesz! – syknęła na Cleo przechodząca staruszka. Cleo nie zwróciła uwagi na starą Irlandkę, która odeszła Piątą Aleją, machając przed sobą parasolem. W Nowym Jorku roiło się od wariatów. Trzeba ich było po prostu ignorować i mieć nadzieję, że pewnego dnia nie zostanie się zgwałconą, obrabowaną, napadniętą lub zastrzeloną. Nowojorczycy uodpornili się na otaczającą ich przemoc, tylko turyści poruszali się niespokojnie. Cleo czuła się rdzenną mieszkanką Nowego Jorku, mimo że mieszkała tam zaledwie od czterech lat, od ślubu z Mikiem. W rzeczywistości pochodziła z Londynu, z którego rzadko wyjeżdżała – nie dalej niż na kontynent – na weekendowe opalanie. Pokłóciła się z jakimś biznesmenem w niebieskim garniturze o taksówkę i wygrała. Rozsiadła się wygodnie i spróbowała odprężyć. Nie chciała przyjechać na lunch zdenerwowana, gotowa

otworzyć serce przed Ginny. Cała sytuacja była diabelnie śmieszna. Dlaczego tak bardzo ją to przygnębiało? To tylko jedna z tych rzeczy, które zdarzają się codziennie. Całkowicie zrozumiała sprawa. Ale niech go szlag trafi, że wybrał jedną z jej przyjaciółek. I za to, że pozwolił jej złapać ich na tym. Mocno żałowała, że w ogóle poznała Mike’a, a już na pewno, że za niego wyszła. To Mike nalegał, żeby wzięli ślub. Cleo zadowoliłaby się samym współżyciem. To wyprowadzało go z równowagi. Był przyzwyczajony do dziewczyn, których ostatecznym celem był cienki złoty pierścionek na serdecznym palcu. Nie mógł zrozumieć, że ona o to nie dba. To był cios dla jego ego. Uparł się, żeby się pobrali. Gdyby nie byli małżeństwem, wszystko byłoby o wiele prostsze. Miała za sobą jedno nieudane małżeństwo i nie chciała, żeby historia się powtórzyła… Restauracja była mała i hałaśliwa. Ginny już siedziała przy stole, popijając martini i wymieniając spojrzenia ze znanym aktorem znajdującym się w pobliżu. – Rany, ale chciałabym się nim zaopiekować – zachwycała się, gdy Cleo usiadła. Ginny pracowała jako impresario, miała trzydzieści lat, była rozwiedziona, raczej pulchna i pociągająca na swój dziewczęcy sposób. – Hej, świetnie dziś wyglądasz. Podobają mi się twoje buty. Gdzie je kupiłaś? – W butiku Biba. Trzy razy musiałam tam wracać, żeby dostać swój rozmiar. Ktoś jeszcze ma przyjść? – Susan. Fantastycznie spędziłam wczorajszą noc. Poszłam z Bobem do tej nowej dyskoteki w Miasteczku i zgadnij, kto przyszedł. Cy Litva. Pamiętasz, co ten łajdak mi zrobił ostatnim razem. No więc, mówię ci, kiedy zobaczyłam tego palanta, ruszyło mnie, ale wiesz, byłam opanowana i tylko się uśmiechałam. Bardzo dobrze wyglądałam, miałam na sobie koszulę od Saint Laurenta i uroczą parę spodni, w których… Ależ byłam podniecona! No więc…

Ginny dużo mówiła. Szczegółowo i z wielką rozkoszą opowiadała o każdej przygodzie łóżkowej. Nie zauważyła, że Cleo prawie nie słucha. Cleo rozważała: Susan nie przyjdzie, nie ma tyle odwagi, bo nawet jeśli nie widziała, jak Cleo niespodziewanie wchodzi do biura Mike’a, Mike z pewnością to zauważył. Jeszcze raz pomyślała o fatalnym poranku. Była w pobliżu biura i postanowiła wpaść, żeby zrobić mu niespodziankę. Sekretarki nie było, więc po prostu weszła. No i zrobiła mu niespodziankę. Leżeli na dużej kanapie studyjnej. Naga Susan zwrócona tyłem do drzwi. Mike, siedząc na niej okrakiem, tępo wpatrywał się w Cleo. Stała tam, nie wiedząc, co zrobić. Wydawało się, że to trwa godzinami. W rzeczywistości tylko kilka sekund upłynęło, zanim odwróciła się i wyszła. Mike nawet nie przerwał. Co za łajdak! Mógł przynajmniej zejść z Susan. – …więc przeżywaliśmy te naprawdę fantastyczne chwile, jedną z tych powolnych, dzikich namiętności, kiedy wszystko narasta, narasta i ciągnie się bez końca i… Hej! Susan idzie. Zamówmy coś. Umieram z głodu. Susan White była wysoką dziewczyną o gęstych, długich blond włosach, które jak ciężka kurtyna opadały jej poniżej ramion. Włosy i duże piersi były jej największymi atutami i w pełni zdawała sobie z tego sprawę. Miała na sobie miękki, różowy sweter z angory, włożony w spodnie. Była aktorką. Nie odnosiła wielkich sukcesów, ale dosyć regularnie zatrudniano ją w sztukach teatralnych na off-Broadwayu. Cleo pomyślała z ironią, że Mike nie powiedział Susan o porannej wpadce. To było do niego podobne: słabość i strach przed nieprzyjemną sceną. A może Susan była lepszą aktorką, niż się wydawało Cleo, bo zbliżała się do stolika z szerokim uśmiechem na twarzy. – Ale miałam poranek! – oznajmiła, padając na krzesło. – Dwa przesłuchania i każde na innym końcu miasta. Jestem wykończona!

– Te przesłuchania muszą naprawdę cię wyczerpywać – mruknęła Cleo. – To całe rozbieranie się… – Hę? – Susan wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. – To kolejna rozbierana rola, prawda? Niedawno Susan zagrała w sztuce, w której musiała się rozebrać i udawać, że się masturbuje. Sztukę wystawiono tylko trzy razy. – Wiesz, nie tylko takie role gram – powiedziała Susan z rozdrażnieniem. – W każdym razie na przesłuchaniach aktorki nie muszą się rozbierać. Nieważne, jakie się ma ciało, liczy się sztuka. – No jasne – odparła Cleo. – Wiesz, Susan, nigdy nie myślałam, że z twoich ust usłyszę ten wymęczony hollywoodzki slogan. – Na litość boską, zamówmy coś – przerwała Ginny. – Jeśli zjem sałatkę na lunch, czy to znaczy, że będę mogła zwariować dziś wieczorem i objeść się do syta? Cy zabiera mnie do rosyjskiej restauracji, a ja uwielbiam rosyjską kuchnię. Hej, to wywołuje skojarzenie z męskim interesem pokrytym śmietaną. Pyszne. Uważacie, że to by mu się spodobało? – Twoje monologi zawsze przypominają mi studentkę, którą zeszłej nocy w końcu po raz pierwszy ktoś przeleciał – powiedziała Cleo zimnym głosem. Ginny wzruszyła ramionami. – Dla mnie to zawsze pierwszy raz. – Zachichotała. – Jak się miewa Mike? – zapytała Susan odrobinę zbyt zdawkowo. Cleo utkwiła w niej wściekłe spojrzenie zielonych oczu, ale głos miała opanowany. – Do ciężkiej cholery, w co się bawisz, Susan? Jeśli to jest szczyt twoich aktorskich możliwości, to rozumiem, jak to się stało, że skończyłaś, onanizując się w jakiejś zapchlonej budzie na off- Broadwayu. – Co jest grane? – zapytała tępo Ginny, odkładając menu. – Po co te obelgi? Na twarzy Susan wykwitł ciemny rumieniec:

– Nie mam pojęcia. Zapytałam tylko, jak się miewa Mike. Ja… – wymamrotała – Skończ z tym, kochanie – powiedziała Cleo, wstając od stolika. – Rżnij się z moim mężem, jeśli chcesz, ale nie bierz mnie za idiotkę. Przepraszam, Ginny, później porozmawiamy. – Ale… – zaczęła Susan. Cleo nie czekała, żeby usłyszeć, co dziewczyna ma do powiedzenia. Wyszła na ulicę. Łzy zalewały jej twarz. Klęła, ponieważ odpadały jej sztuczne rzęsy. „Straciłam panowanie nad sobą – pomyślała. – Cały Nowy Jork się o tym dowie, bo Ginny Sandler ma bardzo długi język. Gdzie się podział mój zdrowy rozsądek wyzwolonej kobiety? Żyj i pozwól żyć. Rżnij i pozwól rżnąć”. No cóż, prawdopodobnie dobrze się stało. Z pewnością nieźle to wstrząsnęło Susan. Jakim głupcem był Mike, że nie powiedział Susan. W myślach ułożyła do niego list: „Drogi Mike! Żyliśmy ze sobą i kochaliśmy się przez parę lat, ale teraz chciałabym zakończyć tę umowę. Czuję, że przerosłam cię zarówno fizycznie, jak i psychicznie, i nie mamy sobie nic do zaoferowania oprócz przyszłości pełnej zobojętnienia. Życzę ci dużo szczęścia z dużymi cyckami Susan. Pozdrawiam, Cleo. PS Nigdy nie wiedziałam, że masz obsesję na punkcie dużych cycków. PPS Nigdy nie wiedziałam, że lubisz dziewczyny, które się onanizują. PPPS Chyba po prostu nigdy nic nie wiedziałam”. Łzy przestały płynąć i pod osłoną okularów odkleiła odpadające rzęsy i zawinęła je w papierową chusteczkę. Pójdzie do domu, poprawi makijaż, wykąpie się i przebierze. A także spakuje walizki. Dopiero nazajutrz miała wyjechać do Londynu, żeby przeprowadzić umówione wywiady, ale wyjedzie dziś wieczorem. Zachowa się jak tchórz i spędzi noc w hotelu, żeby nie spotkać się z Mikiem. Nie chciała się z nim widzieć, bo on będzie tylko kłamał, jak zwykle. Potrzebowała czasu, żeby się

zastanowić. Usiłowała zatrzymać taksówkę, ale żadna nie stanęła. Wsiadła do autobusu.

2 Dziewczyna miała blond włosy: rozpuszczone, falujące i z drobnymi pomarańczowymi pasemkami. Jej twarz była bardzo ładna i mocno umalowana. Roiło się na niej od sztucznych piegów – małych brązowych kropek, starannie naniesionych z samego rana. Każda dodatkowa sztuczna rzęsa była przyklejona osobno. Błękitne cienie na powiekach podkreślały błękit oczu. Miała zgolone brwi zastąpione łukami zręcznie pociągniętymi delikatną brązową kredką. Blada pomadka w dwóch odcieniach oraz gruba warstwa błyszczyka do ust jeszcze bardziej uwydatniały naturalną wypukłość warg. Nienaganny makijaż stonował jej nieco pulchne policzki, a opalenizna nadawała delikatny blask całej skórze. Nie była zbyt wysoka – zaledwie około stu sześcdziesięciu centymetrów wzrostu – ale obcasy zielonych drewniaków z czerwonymi paskami dodawały jej piętnaście centymetrów. Nosiła jaskrawozielone rajstopy i wypłowiałe dżinsy podwinięte do kolan. Miała wąską kibić, której fragment ukazywał się spod kusego sweterka z trójkątnym stanikiem trzymającym się na opasce wokół szyi. Nie nosiła biustonosza i jej piersi, jędrne i sterczące, zachęcająco podskakiwały pod cienkim materiałem. Szła powoli przez sklep Harrodsa, kołysząc bardzo dużą płócienną torbą i wsuwając czekoladki Malteser do zawsze otwartych, wilgotnych ust. Nazywała się Muffin, ale wszyscy fotografowie mówili na nią Crumpet. Miała dwadzieścia lat i zdobyła sławę jako pozująca nago modelka. Jej roznegliżowane zdjęcia, reklamujące wszystko od biustonoszy po koszule męskie publikowały najlepsze magazyny. Muffin nie zwracała uwagi na gapiów, była do nich

przyzwyczajona. Zatrzymała się przy stoisku z okularami przeciwsłonecznymi i przymierzyła parę dużych, okrągłych, z różowymi szkłami. Spodobały się jej. Rozejrzała się ukradkiem. Nikt nie patrzył, więc odeszła spokojnie od stoiska z okularami mocno osadzonymi na nosie. Włożyła do ust jeszcze kilka czekoladek, zgniotła pustą torebkę i upuściła ją na ziemię. Cicho nucąc pod nosem, wyszła przez frontowe drzwi i poprosiła portiera pilnującego wejścia, żeby przywołał taksówkę. W Londynie padał deszcz, ale taksówka szybko podjechała. Muffin mieszkała na ostatnim piętrze dużego domu w Holland Park. Dzieliła mieszkanie-pracownię ze swoim chłopakiem, Jonem Claptonem. Jon był fotografem, który odkrył Muffin, kiedy miała siedemnaście lat, i wprowadził do siebie, jak tylko przekonali jej rodziców mieszkających w Wimbledonie, że nie ma w tym nic złego. – Pobierzemy się – zapewniał ich Jon – kiedy tylko dostanę rozwód. – Jest ktoś w domu? – zawołała Muffin, wchodząc do mieszkania. Scruff – kundel, którego znalazła na ulicy – zaszczekał potwierdzająco. – Chcesz iść na spacer, staruszku? – zapytała, spoglądając na notes przy telefonie, żeby sprawdzić, czy Jon nie zostawił dla niej jakiejś wiadomości. Kiedy wychodziła rano z domu, Jon jeszcze spał. „Terrazza o dziewiątej – nagryzmolił – zrób się na bóstwo, załatwiamy kontrakt na Kalendarz Schumanna”. Skrzywiła się z niesmakiem. Nienawidziła tych wszystkich kolacji biznesowych, które organizował. – Musimy to robić – wyjaśniał cierpliwie Jon. – Tym starym prykom chodzi o to, żeby cię osobiście zobaczyć. Co z tego, że cię trochę porozbierają oczami. I tak zobaczą wszystko na zdjęciach. – Zdjęcia to co innego – argumentowała.

– W porządku, dajmy temu spokój. Bądź po prostu jeszcze jedną kapryśną małą modelką z ładnymi cyckami. Robię z ciebie osobowość, gwiazdę. Muffin musiała przyznać mu rację. Teraz oferowano jej pieniądze, o jakich jeszcze rok temu mogła tylko pomarzyć. Jon zajmował się wszystkim. Mieli wspólne konto w banku, na które odkładali wszystkie zarobione pieniądze. Jon odnosił sukcesy jako fotograf, a na kontraktach zarabiali po królewsku. Kontrakt z kalendarzem był ważny. Firma Schumann Electronics co roku wypuszczała bajeczny kalendarz z dwunastoma dziewczynami. Pomysłem Jona było to, żeby w kalendarzu była tylko Muffin, i to sfotografowana przez niego. Dwanaście niewiarygodnych, nagich Muffin. Umowa była prawie sfinalizowana, ale Schumann akurat przebywał w Londynie i przed podpisaniem kontraktu chciał poznać dziewczynę. – Zapomnij o spacerze, piesku – westchnęła. – Mamusia musi zacząć się zbierać. Jon Clapton przyjechał do Terrazzy o ósmej. Był chudy i wysoki. Miał dwadzieścia sześć lat, długie, brudne blond włosy i zadziwiającą urodę niewiniątka. Odkrył, że niewinny wygląd bardzo pomaga mu przy rozmowach z ludźmi. Pod maską prostolinijności czaił się wyjątkowo przebiegły mózg. Klauss Schumann – Niemiec w średnim wieku ubrany w błyszczący niebieski garnitur – czekał w barze. – Hello! – Jon powitał go przyjaźnie. – Przyszedł pan wcześniej, a ja spóźniłem się pięć minut. Przepraszam. Co pan pije? Klauss poprosił o wódkę z cytryną. Jon zamówił rum z colą. – Muffin trochę się spóźni – wyjaśnił, choć w rzeczywistości sam kazał jej przyjść nie wcześniej niż o dziewiątej. Chciał porozmawiać z Schumannem w cztery oczy. – Pomyślałem, że w tym czasie mógłby pan rzucić okiem na te zdjęcia. – Podał Klaussowi skórzaną teczkę zawierającą zdjęcia Muffin.

Naga Muffin na huśtawce ze skromnie skrzyżowanymi nogami. Naga Muffin pochylająca się do przodu z pośladkami wysoko w powietrzu. Muffin na plaży, w samochodzie, na łódce, zawsze naga. Muffin w dużym kapeluszu i niczym więcej. Muffin w cienkich, czarnych rajstopach i niczym więcej. Muffin w białych butach sięgających ud. – To śliczna dziewczyna – powiedział ochryple Klauss. – Tak – przyznał Jon – i zawsze wygląda tak zdrowo. Nawet kobiety ją uwielbiają. Nie ma w niej nic ordynarnego i to jest właśnie wspaniałe. Klauss skinął głową i jeszcze raz przerzucił zdjęcia. – Musimy podjąć ostateczną decyzję do jutra – powiedział szybko Jon. – Inni ważni klienci są nią zainteresowani i muszę im dać odpowiedź. – Oczywiście. Wiem, że dopracował pan wszystkie szczegóły z działem reklamy naszej firmy. Ale pomyślałem, że będąc w mieście, powinienem poznać was oboje. Jednak jestem pewien, że odpowiedź będzie brzmiała „tak”. – Wziął zdjęcie Muffin w białych butach. – Taka czarująca dziewczyna… „Tak – pomyślał Jon – czarujący, mały zapaleniec, który beze mnie byłby już skończony albo może nawet nigdy by nie wystartował”. Przypomniał sobie, jak się poznali. Spotkali się… na lodowisku. Było to w 1972 roku, kiedy Jon robił fotoreportaż „Młode dziewczyny w Londynie”. Muffin jeździła na lodowisku, pulchniutka i szeroko uśmiechnięta. Miała na sobie pomarańczowy sweter. Jon pomyślał, że ma wspaniały biust, i pstryknął kilka zdjęć. Nieźle wyszły, więc zabrał ją do Brighton na zdjęcia w bikini. Dopiero skończyła wtedy szkołę i chodziła na kurs pisania na maszynie. – To strata czasu – powiedział jej Jon – żeby taki kociak jak ty siedział za biurkiem.

Przyszła do jego pracowni, aby obejrzeć zdjęcia, a on jej zasugerował, że pozowanie nago to niezłe pieniądze. – Moi rodzice byliby wściekli. – Zachichotała. Nie minęło pięć sekund, a już była rozebrana i Jon wypstrykał pięć rolek filmu. Później kochali się na podłodze. – Skąd taka ładna, mała dziewczynka ma tyle doświadczenia? – zapytał. – Miałam pięciu facetów – oznajmiła. – Jednego chłopaka na rok, odkąd skończyłam dwanaście lat! Zanim minęły dwa miesiące, Jon porzucił żonę, a Muffin pozbyła się pięciu kilogramów młodzieńczej nadwagi. Cztery miesiące później Jon puścił machinę kariery Muffin w ruch, a ona wprowadziła się do niego. Ich związek opierał się na zrozumieniu. Na samym początku Jon jej powiedział: – Słuchaj, jesteś młoda, wiele miłych rzeczy nam się przydarzy, więc nie spieprzmy sprawy. – Ty też nie jesteś stary – zauważyła. – Wiem – zgodził się – ale mam żonę i dwójkę dzieci i wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Sytuacja wygląda tak: któreś z nas chce się zabawić – świetnie. Jest tylko jedna zasada. Tylko jeden raz z tą samą osobą. Rozumiesz? Muffin pokiwała głową. – Aha, i mówimy sobie o tym, okej? Muffin zgodziła się. Wyglądało to na wspaniałą zasadę. I działało. W ciągu dwóch lat, kiedy byli ze sobą, Muffin przespała się z trzema mężczyznami, po jednym razie z każdym, i o wszystkim opowiedziała Jonowi. Z kolei Jon opowiedział jej o trzech dziewczynach, z którymi się przespał. W rzeczywistości była tylko jedna, ale nie chciał, żeby Muffin była co do niego zbyt pewna. – To musi być ta młoda dama – oznajmił Klauss. Jon odwrócił się, żeby obejrzeć jej wejście. Uśmiechnięta, ładna; każdy się odwracał, żeby na nią popatrzeć. Muffin przeszła długą drogę od małej, pulchniutkiej

dziewczynki na lodowisku.

3 Cleo spakowała się, wykąpała, przebrała i wróciła do biura przed czwartą. Czekały na nią: wiadomość, żeby jak najszybciej zadzwoniła do Mike’a, i dwa telefony od Ginny. Nie oddzwoniła ani do męża, ani do przyjaciółki. Sprawdziła, czy wszystko jest przygotowane do podróży, i przeprowadziła kilka rozmów w interesach. O piątej Russell Hayes przesłał wiadomość z pytaniem, czy ma wolną chwilę, żeby wpaść do jego biura. Russel był wydawcą – właścicielem czasopisma „Image”, które wysyłało Cleo do Europy. Hayes był chudym, nerwowym mężczyzną z żenującym nawykiem obgryzania paznokci – dwóch lub trzech naraz. Nosił różowe koszule i pogniecione, włoskie garnitury. Po trzech nieudanych małżeństwach przestawił się, aczkolwiek niechętnie, na posągowe dziewczyny, które, jedna po drugiej, przychodziły po niego do biura. – Cześć, Russ – powiedziała Cleo. Była bardzo przygnębiona. – Co się dzieje? – Chciałem się tylko dowiedzieć, czy nie masz jakichś problemów. – Wszystko jest pod kontrolą. Jestem spakowana i gotowa do drogi. Właściwie zdziwisz się, mam ze sobą walizkę i właśnie się zastanawiałam, czy mam szansę polecieć tego wieczoru. Russell zastukał srebrnym ołówkiem o blat biurka. – Nie psuj moich planów co do ciebie, skarbie. Tam wszystko jest już zapięte na ostatni guzik, żeby jutro bardzo dobrze cię przyjąć. Samochody są załatwione i tu, i tam, a poza tym jestem przesądny. Nigdy nie zmieniaj lotu. Tak czy inaczej chcę, żebyś poszła ze mną na party wydane dla Richarda Westa. Obiecałaś. Cleo zupełnie o tym zapomniała. Czasopismo „Image” kupiło prawa wydrukowania w odcinkach książki Richarda Westa. Na twarzy Russella pojawił się powściągliwy uśmiech.

– Książka Westa zajmuje pierwsze miejsce na liście bestsellerów. Seks: Przystępne wyjaśnienie – czy może być lepszy tytuł? – Po chwili dodał dobitnie: – Wiesz, to ja go wymyśliłem. – Wiem o tym – odparła z uśmiechem. Lubiła Russella. W interesach mieli zdrowy partnerski układ, choć pewnego razu Russell próbował doprowadzić do czegoś więcej. Cleo w żartach wybiła mu to z głowy i teraz czuła, że są prawdziwymi przyjaciółmi. – Czy Mike przyjdzie z tobą na party? – zapytał Russell. On i Mike też byli przyjaciółmi. – Dlaczego? – skontrowała Cleo. – Co to znaczy: dlaczego? – Nie, nie przyjdzie. – Czy wszystko w porządku między wami? – Teraz, kiedy pytasz… – zawahała się – nie. Wszystko cuchnie. – Trzy razy to przechodziłem. Znam objawy. Obszedł biurko i ją objął. – To sprawia, że czuję się tak, jakbym bardzo zawiodła – oznajmiła bezradnie. – Opowiedz mi o tym. Potrząsnęła głową. – Jeśli zacznę o tym mówić, prawdopodobnie się rozpłaczę. W każdym razie to już koniec i wyprowadziłam się i, o Boże, to mi przypomina o czymś. Muszę zarezerwować pokój w hotelu na noc. – Możesz u mnie przenocować, jeśli chcesz. – Jesteśmy przyjaciółmi, tak? Potrzebuję przyjaciół, więc lepiej będzie, jeśli pójdę do hotelu. – Każę sekretarce wszystko załatwić. Nie martw się o nic. Zadzwonił brzęczyk na biurku i sekretarka oznajmiła, że doktor Richard West czeka na dole. – Proszę go przysłać na górę – powiedział Russell. – Cleo, poznacie się i pojedziemy na party moim samochodem. Co ty na to? – Świetnie. Mogę skorzystać z twojej łazienki?

– Nie krępuj się. Zamknęła się w małej, wyłożonej dębową boazerią łazience przylegającej do biura Russella i popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Makijaż był idealny – Cleo nałożyła go na nowo nie dalej niż po południu. Dodała odrobinę ciemnofioletowego cienia do powiek, co uczyniło twarz bledszą. – Masz najbardziej nieprawdopodobną skórę – powiedział jej Mike podczas pierwszego spotkania. Czesząc długie, ciemne włosy, przypomniała sobie, jak Mike rozebrał ją po raz pierwszy. Na początku zaślepienie miało podłoże czysto seksualne, a kiedy seks przestał podniecać, nastąpił rozkład. Jak długo mógł trwać taki związek? Przez ile lat trzeba było udawać, że taki związek to najwspanialsza rzecz na świecie? Pewnie, że był wspaniały, ale istniały inne rzeczy, o których Mike nie chciał nawet słyszeć. Dzieci. Cleo westchnęła. Zawsze kochała dzieci i wyobrażała sobie, że będzie ich miała mnóstwo. Kiedy Mike powiedział, że powinni poczekać, wydawało się to rozsądne. Nie należała do kobiet, które rozkoszują się myślą o tych wszystkich ponurych miesiącach straconych bezpowrotnie. Kiedy więc zaproponował, żeby zaczekać, zgodziła się, mając na myśli rok lub dwa. Z upływem czasu zorientowała się, że Mike tak naprawdę nie lubi dzieci. Kiedy pewnej niedzieli po seksie zapytała go o to, odparł: – Tak, kochanie, nie mogę powiedzieć, żeby uśmiechała mi się ta perspektywa. Jakaś poczwarka zakłócająca nasze życie. Po co to komu? A oprócz tego nie podniecają mnie kobiety w ciąży. Od razu mi się odechciewa seksu. Czy właśnie od tej chwili wszystko zaczęło się psuć? Cleo wróciła do biura Russela, który przedstawił ją Richardowi Westowi. – Nie jest pan podobny do osoby na zdjęciu w książce – powiedziała. Skinął głową. – Wiem. Ale gdyby osoba na zdjęciu z okładki była podobna do mnie, mielibyśmy kłopot ze sprzedaniem książki.

Uśmiechnęła się. Był w porządku. Nie denerwował się. Nienawidziła znerwicowanych autorów. Był mężczyzną średniego wzrostu, nieco zbyt ciężkim, z czupryną gęstych, za krótko obciętych rudawoblond włosów. Garnitur, który miał na sobie, był tak okropny, że nawet elegancka koszula i krawat nie mogły poprawić jego wyglądu. Mimo to był pociągający, z czego najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy. Chciała mu powiedzieć, że jego usta przypominają usta Micka Jaggera, grube, zmysłowe usta seksuologa eksperta w średnim wieku. – Chyba powinniśmy już iść – powiedział Russell. Przyjechali pierwsi. Tylko oni i sala pełna kelnerów. Russell pokręcił się między półkami z wystawionymi czasopismami i poprzekładał gazety. – Nienawidzę tych przyjęć – oświadczył Richard nachmurzony. – Denerwuję się na nich. Cleo uśmiechnęła się. – Niech pan po prostu będzie miły dla każdego. Nigdy nie wiadomo, z kim się rozmawia. I niech pan wtrąca wiele cytatów, no wie pan, coś w rodzaju pikantnej statystyki. – Co się składa na pikantną statystykę? – No cóż, cyfry. Na przykład, ile razy mężczyzna może… ee… zrobić to w ciągu dwudziestu czterech godzin. Takie rzeczy. Podnieta dla potencjalnego czytelnika. – Rozumiem, że wyrażona bardziej naukowo? Cleo roześmiała się. – O tak, o wiele bardziej. Po chwili pojawiła się Ginny. Popędziła do Cleo, która rozmawiała z recenzentem książki. – Czy mogę się wtrącić? – zapytała pogodnie. – Jasne – odparł recenzent. – Muszę poszukać doktora Westa. Jest kilka spraw, które chcę z nim przedyskutować. – No jasne! – odrzekła Ginny, odrzucając blond loki i rozglądając się po pokoju. – Cleo, kto przyszedł? Czy jest ktoś, z kim się przespałam, powinnam się przespać lub mogłabym mieć

ochotę to zrobić? – Wtrąciłaś się, żeby właśnie o to mnie spytać? – Nie. Właściwie dlaczego do mnie nie oddzwoniłaś? To znaczy, po prostu nie mogę uwierzyć w tę scenę przy lunchu między tobą a Susan. To nie w twoim stylu robić sceny. Biedna Susan była w strasznym stanie. Przysięga, że nic nie zaszło między nią a Mikiem. – Daj spokój, Ginny. Tobie może opowiadać takie bajki, ale ja widziałam ich razem. – Widziałaś ich razem i co z tego? To, że widziałaś ich razem, nie oznacza, że następnym krokiem jest porządne, zdrowe rżnięcie. Wspomniała, że kiedyś byli razem na kawie. Ale przysięgła mi na zdrowie matki, że nic się nie zdarzyło. Z ręką na sercu, Cleo. Uważam… – Może się zamkniesz na chwilę? Widziałam ich razem nagich – jak się rżnęli – dziś rano w biurze Mike’a. – Aha – powiedziała Ginny i zamilkła na chwilę, po czym wybuchnęła: – To kłamliwa dziwka bez zasad! Przysięgać na zdrowie matki. Poczekaj, aż się z nią zobaczę… To mi nie daje spokoju. Musisz się czuć strasznie. Powinnam się domyślić, że kto jak kto, ale ty byś nie robiła sceny bez powodu. Przepraszam, jest mi naprawdę… – Dosyć, Ginny. Nie chcę o tym rozmawiać. To naprawdę nie ma znaczenia. Spakowałam się i jutro wyjeżdżam do Londynu. Chcę po prostu mieć trochę czasu, żeby wszystko przemyśleć. – A co mówi Mike? Niemożliwe, żeby coś czuł do Susan. Wielkie dziewczynki nigdy nie były w jego typie i, spójrzmy prawdzie w oczy, Susan może i ma wspaniałe cycki, ale za to inteligencję na poziomie pięciolatki. Właściwie uważam… – Ginny, nie chcę o tym rozmawiać i byłabym ci wdzięczna, gdybyś nie opowiadała o tej historii w całym mieście. Chodź, przedstawię cię doktorowi Westowi. – Dobrze. Zawsze marzyłam, żeby poznać opinię eksperta. Przeszły przez pokój. – Richard, chciałabym, żebyś poznał jedną z moich

przyjaciółek, Ginny Sandler. Ginny jest impresariem. Cleo uśmiechała się, ale na jej twarzy widać było znużenie. Zastanawiała się, czy Mike wrócił już do domu i uświadomił sobie, że się wyprowadziła. – Cześć, Ginny – powiedział przyjaźnie Richard, potrząsając ręką dziewczyny. – Właśnie pomyślałam, że moglibyśmy sprzedać pana książkę jakiejś wytwórni filmowej – stwierdziła Ginny, gdy Cleo się oddaliła. – Wie pan, oni kupują tytuły. Seks: Przystępne wyjaśnienie – można by z tego zrobić jakiś bombowy film z golizną, na przykład oświatowy. A ktoś w rodzaju Julie Andrews mógłby grać rolę nauczycielki. Jest wiele możliwości. Nie ma pan agenta, prawda? Potrząsnął głową. – To ja pana wezmę i razem się wzbogacimy. – Ujęła go pod ramię. – A jeśli chodzi o ten rozdział o powiększonych łechtaczkach – jest kilka rzeczy, o które chciałabym pana zapytać. Cleo nagle poczuła się śmiertelnie zmęczona. Miała już dosyć pogawędek, uśmiechania się i miłego zachowania wobec ludzi, którzy zaczynali człowieka obgadywać, kiedy tylko oddalił się na trzy metry. Rozejrzała się za Russellem. Był z grupą ludzi, w której znajdowała się też jego ostatnia dziewczyna, rudowłosa olbrzymka o imieniu Florinda. Przysunęła się ostrożnie do niego. – Jestem bardzo zmęczona – szepnęła. – W jakim hotelu załatwiłeś mi rezerwację? – Chryste Panie! – Russell palnął się dłonią w czoło. – Zupełnie zapomniałem! – Stokrotne dzięki. – Ale nie martw się. Mówiłem ci, że mam wolny pokój, właściwie wiele wolnych pokoi. – Russell. – Chyba po tych wszystkich latach możesz mi zaufać? – Udał obrażonego. – Zadzwonię do domu i powiem mojemu służącemu,

że jesteś w drodze. Ja niedługo wrócę i będziesz mogła się spokojnie wyspać, chyba że masz ochotę dzielić łóżko ze mną i Florindą. Czuła się zbyt zmęczona, żeby dyskutować. – Cóż, jeśli jesteś pewien… – Oczywiście, że jestem. Twoja walizka jest już w moim samochodzie. Zaprowadzę cię, a szofer podrzuci cię do domu i potem wróci po mnie. – Jeśli Mike się tu pojawi… – Nie pisnę słówka. Odruchowo pocałowała go w policzek. – Dobrze mieć takiego przyjaciela. Roześmiał się nerwowo. – Już ci mówiłem, że jeśli kiedykolwiek rozejdziesz się z Mikiem, jestem jak najbardziej do wzięcia. Skinęła głową. Może być do wzięcia, ale po prostu nie jest w jej typie. Russell mieszkał w dużym eleganckim apartamencie na dachu punktowca, skąd roztaczał się niewiarygodny widok. Cleo była tam na kilku przyjęciach towarzyskich i stwierdziła, że to wspaniałe mieszkanie. Teraz, kiedy było puste, sprawiało wrażenie, jakby urządzono je na potrzeby filmu. Służący zaprowadził ją do pomarańczowej sypialni przylegającej do łazienki, w której mieściła się wpuszczona w podłogę olbrzymia wanna. Chłopiec zademonstrował, jak można zamienić tradycyjną kąpiel w jacuzzi. Cleo skinęła głową. Ostatnie, na co miała ochotę, to jacuzzi. Chłopiec wskazał na różne włączniki: muzyki, wideo i telewizji. To był diabelnie luksusowy pokój gościnny. Rzuciła okiem na tytuły książek równo ułożonych na stoliku przy łóżku. Sztuka erotyczna, Historia erotyki, Seksualne zrozumienie. Zaśmiała się. Och, Russell! Ale mnie rozczarowałeś. Gdzie jest „Playboy”? Oczywiście znalazł się. Czasopisma leżały ułożone na kupkę na szklanym stoliku obok ubikacji.

Cleo przycisnęła włącznik taśm i rozległ się najbardziej seksowny głos Isaaca Hayesa. Co robi Mike w tym momencie? Już na pewno przyjechał do domu. Czy domyślił się, że jego żona odeszła? Jeśli sprawdzi łazienkę, domyśli się. Brak damskich drobiazgów leżących w nieładzie. Jeśli zajrzy do jej szafy, domyśli się. Brak jej ulubionych rzeczy. Może powinna zostawić wiadomość. Nie. Do diabła z nim. Niech się zdziwi. Zanim zacznie szukać, Cleo będzie już w Londynie. Chciała spać, ale sen nie przychodził. Zbyt intensywnie myślała, przeskakując z tematu na temat. Scena z Mikiem i Susan uprawiającymi seks wciąż na nowo stawała jej przed oczami. Gdyby tylko przerwał, zsunął się z niej. Ale nie, patrzył na nią, przebijał ją bezmyślnym wzrokiem na wylot i pracował bez wytchnienia. Łajdak. Nie chciał sobie zepsuć zabawy. Najpierw rżnij, a potem dyskutuj. No cóż, pozbawiła Mike’a tej małej przyjemności. Nie było jej i nie miał z kim dyskutować, a nie znosił takiej sytuacji. Lubił mówić, argumentować. Trzymanie wszystkiego w sobie zadławi go. No i dobrze. Niech się zadławi. Niech podyskutuje z Susan – ptasim móżdżkiem. Musiała już minąć chyba godzina, kiedy usłyszała, jak otwierają się drzwi i ktoś wchodzi na palcach do pokoju. Włączyła lampkę przy łóżku. To był Russell. – Chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko w porządku – powiedział nieprzekonująco. Podciągnęła kołdrę. – Świetnie. Ale jakoś nie mogę zasnąć. Dlaczego tak wcześnie wróciłeś? – Martwiłem się o ciebie. Pomyślałem, że może chciałabyś porozmawiać.

– Gdzie Florinda? – Odesłałem ją do domu. – Nie powinieneś tego robić z mojego powodu. – O Chryste, on zaraz zaatakuje. Usiadł na krawędzi łóżka. – Jak ci się podoba ten pokój? – Jest bardzo nowoczesny. Skinął głową. – Mogłabyś tu zostać po powrocie z Europy. – To bardzo miłe z twojej strony. – Jesteś piękną kobietą, Cleo. A do tego inteligentną. Nasz związek mógłby być bardzo udany. „Nie mógłby być”, odparła Cleo w myśli. – Robi się późno, Russ – powiedziała. – Chyba spróbuję się trochę przespać. – Nadal kochasz Mike’a. Wiem o tym, nie jestem głupcem. Ale we dwoje moglibyśmy stworzyć inny związek, dojrzalszy. Mike to nie jest mężczyzna dla ciebie, musi wydorośleć. Pochylił się do przodu i ją pocałował. To był wyćwiczony, natarczywy pocałunek. Nie mogła się opierać, bo była naga pod kołdrą. Przyjęła pocałunek i obydwiema rękami mocno owinęła się kołdrą. Nagłym ruchem wtoczył się na nią. Oderwała od niego usta. – Zejdź, Russell, proszę! Mając mocno zaciśnięte oczy, poruszał ciałem do góry i w dół. Nadal miał na sobie włoski garnitur w paski, różową koszulę i wyglansowane buty. Cleo leżała sztywno pod kołdrą. W chwili orgazmu wymamrotał półgłosem: – Zawsze cię kochałem, zawsze… Wstrząsnął nim ostatni dreszcz i Cleo nie mogła się oprzeć myśli, że jego garnitur musi być w opłakanym stanie. No i dobrze. Przez chwilę leżał bez ruchu, a potem cicho wyłączył lampkę przy łóżku, szepnął „dobranoc” i wyszedł z pokoju. Cleo wyskoczyła z łóżka i zamknęła drzwi na klucz.