Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 040 853
  • Obserwuję486
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań642 619

Jacobs Holly - Jutro należy do nas

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :617.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Jacobs Holly - Jutro należy do nas.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse J
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 72 osób, 61 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 151 stron)

Jacobs Holly Jutro należy do nas Eliasa uważano za najlepszego prawnika w kancelarii. Był niezwykle ambitny, lecz jako kawaler nie miał szans na awans. Ponieważ wyznawał zasadę, że w słusznej sprawie wolno trochę nagiąć fakty, poprosił swoją klientkę, by przez jeden wieczór udawała jego narzeczoną. Sarah była najpierw oburzona, lecz zręczny prawnik wiedział, jak ją przeciągnąć na swą stronę. I oto pewnego pięknego wieczoru wyruszyli na eleganckie przyjęcie, by odegrać parę zakochanych. Oboje okazali się niezwykle utalentowanymi aktorami...

ROZDZIAŁ PIERWSZY - Uważam, że sytuacja dojrzała do tego, żebym został wspólnikiem - powiedział Elias Donovan. Siedział wyprostowany jak struna, patrząc prosto w oczy swemu przełożonemu Lelandowi Wagnerowi. Czuł się pewnie. Zasługiwał w pełni na taki awans. - Pracuję w zespole od sześciu lat. Żaden ze współpracowników nie przyniósł firmie większego dochodu niż ja. Mam stałą klientelę i... - Elias... Donovan ścierpł. Leland był jedną z nielicznych osób, które miały prawo zwracać się do niego po imieniu. Imię Elias brzmiało miękko, a Donovan nie miał łagodnego charakteru. Całe lata doskonalił swój wizerunek nieugiętego człowieka i twardego adwokata. - Wszyscy wiemy, jakim cennym nabytkiem jesteś dla spółki. Świetnie się zapowiadasz. Doceniamy to. - Że się nieźle zapowiadam? Nie odpowiadało mu to określenie. Zapanował jednak nad sobą i nie okazał niezadowolenia. - Wszystko, o czym wspomniałeś, to prawda. Odniosłeś wielki sukces. Niepokoi nas tylko jedno. Twojemu życiu brakuje równowagi. Masz pracę i... I co jeszcze? Co oprócz niej?

6 HOLLY JACOBS Jako najstarszy partner w spółce Wagner & McDuffy & Chambers, Leland Wagner poczuwał się do roli ojca całej firmy. Nawet nie dlatego, że był jej założycielem, ale ponieważ osiągnął taki wiek, że mógłby być ojcem, a nawet dziadkiem wszystkich współpracowników firmy i osób w niej zatrudnionych. - Praca jest moim życiem - odparł Donovan. Praca była jego namiętnością, niczym kochanka zazdrosna o czas poświęcony innym rzeczom. Oddawał się jej cały. Znał się na prawie, natomiast tajników kobiecej natury nie udawało mu się przeniknąć. I zrezygnował z tego, przynajmniej na razie. Wiedział, że nadejdzie dzień, gdy będzie gotów związać się z kimś na stałe. Na pewno... ale jeszcze nie teraz. - Praca to nie wszystko - powiedział Leland. - Siedzę w tym biznesie od ponad czterdziestu lat i wiem, co mówię. Może nie powinienem się wtrącać, ale powiem wprost - trzeba ci domu i kogoś, do kogo miałbyś wracać. Potrzebujesz równowagi między aktywnością zawodową a sferą osobistą. Potrzebna ci jest żona. Kiedy stwierdzę, że zrozumiałeś, o czym mówię, przyjdzie czas na rozmowę o twoim udziale w spółce na zasadach partnerskich. - Żona? - powtórzył Donovan. Do tej pory nie chodził z żadną dziewczyną dłużej niż kilka miesięcy. Skąd więc przyszło Lelandowi do głowy, że powinien związać się z kimś na stałe? - Tak, żona - przytaknął łagodnie Wagner. - Uważasz ten pogląd za anachroniczny, wiem. Ale w przy- szłym tygodniu będziemy obchodzić z Dorothy pięć-

JUTRO NALEŻY DO NAS 7 dziesiątą rocznicę ślubu. Pobraliśmy się zaraz po moich studiach i przez wszystkie te lata tylko dzięki żonie udawało mi się zachować równowagę, o której już wspominałem. Dzięki niej mam po co wracać wieczorem do,domu. Dorothy... - A narzeczona by nie wystarczyła? - przerwał Donovan. Trudno mu było uwierzyć, że naprawdę to powiedział. Narzeczona? Nie miał narzeczonej. Nie zależało mu ani na narzeczonej, ani na żonie. - Narzeczona? - zastanowił się głośno Leland, jakby czytał w myślach swojego młodego pracownika. - Wiem, naturalnie, że to nie to samo co żona. - Donovan zaczaj się tłumaczyć. - Przynajmniej jeszcze nią nie jest, ale... masz rację, szefie. Ona stwarza w moim życiu pewną równowagę. Spędzamy razem większość wieczorów. Wagner przyjrzał mu się spod zmrużonych powiek. - Kiedy to się stało? - Niedawno. - Donovan czuł się jak nastolatek. Zełgał, oczywiście, ale w tym kłamstwie było źdźbło prawdy. Przecież wymyślił tę narzeczoną przed sekundą. - No, to pięknie. - Na steranej życiem twarzy jego chlebodawcy zakwitł uśmiech. - Widzę, mój chłopcze, że umiesz trzymać język za zębami i chronić swoją prywatność. To dobrze, bardzo dobrze. Dlatego jesteś takim świetnym adwokatem... - Starszy pan umilkł, zastanawiał się przez chwilę i powtórzył: - Narzeczona, powiadasz? To zmienia postać rzeczy. Pomówię ze wspólnikami, lecz byłoby dobrze, gdybyś w przyszłym tygodniu przyprowadził swoją narzeczoną na nasze

8 HOLLY JACOBS rocznicowe przyjęcie. Chciałbym ją poznać. Jestem zresztą pewien, że wszyscy chętnie poznają kobietę, która podbiła serce zdeklarowanego samotnika. Masz prawo do prywatności. Szanuję to, ale nasza spółka jest jak wielka rodzina. Jeśli się ożenisz, twoja ukochana też będzie do niej należała. Przyjdźcie więc razem, przedstaw ją nam. - Dobrze - obiecał Donovan. - Jak powiedziałem, porozmawiam ze wspólnikami i wkrótce poinformuję cię o naszej decyzji. - Wagner wstał. - Dziękuję. - Donovan podniósł się również, żegnając się z szefem uściskiem ręki. Wyszedł z kancelarii, czując, że kurczy mu się żołądek. Sam już nie wiedział, czy to, co zrobił, poprawi czy pogorszy sytuację. Tak czy owak, należało coś wykombinować. Nie miał czasu do stracenia. Musiał znaleźć sobie narzeczoną... i to prędko. Sarah Madison zaczerpnęła powietrza. Tak, to ostatnia deska ratunku. Gdyby się nie powiodło... Wolałą o tym nie myśleć. Uda się. Musi się udać. - Cześć, Amelio. - Z recepcjonistką Wagnera spotykała się czasem w parku w porze lunchu i szczerze ją polubiła. Amelia była blondynką, miała niebieskie, żywe oczy, zaraźliwy uśmiech i ujmującą osobowość ekstrawertyczki. Kogoś takiego trudno nie polubić. - Donovan już na ciebie czeka. Świetny facet. Fachowiec jakich mało, no i kawaler, jeden z nielicznych w firmie. Jego gabinet mieści się na górze. Wejdziesz

JUTRO NALEŻY DO NAS 9 schodami i od razu skręć w prawo... Jestem pewna, że będziesz zadowolona, bo to prawnik, który najlepiej zatroszczy się o twoje potrzeby. - Amelia zrobiła oko i uśmiechnęła się od ucha do ucha. Sarah wybuchła śmiechem. - Niechby tylko umiał zatroszczyć się o moje kłopoty natury prawnej, to już dobrze. Na nic więcej nie liczę. - Ja bym się tak nie zarzekała. Wysoki, brunet, przystojniak. A jakie ma oczy! Są zielone, i wiesz... czasami mogłabym przysiąc, że wwierca mi się nimi w najskrytsze zakamarki duszy. Ale to tylko wrażenie. Donovan nie okazuje emocji... Zresztą, nie spodziewaj się za wiele. Ogranicz się w rozmowie do interesów. To jeden z tych facetów, dla których kobieta jest środkiem do osiągnięcia celu. Nie, żeby był podły albo coś w tym guście. Jest po prostu zimny. Jeśli kobieta stara się zatrzymać przy sobie takiego typka, to w końcu i w niej samej coś lodowacieje. Nie chciałabym, żeby ci się to przytrafiło. - Masz bujną wyobraźnię, naprawdę. Pan Elias Donovan jest mi potrzebny wyłącznie jako prawnik. Zależy mi na jego ekspertyzie. Na niczym więcej i na niczym mniej. - A to w porządku. - Amelia nie wyglądała na przekonaną. - Pamiętaj, pierwsze drzwi na prawo od schodów. Porozmawiamy jutro. Sarah weszła na długie marmurowe schody. Spółka Wagner & McDuffy & Chambers miała siedzibę w pięknym budynku, ale... przydałyby się pewne zmia-

10 HOLLY JACOBS ny wystroju. Warto by zdjąć te ciężkie żaluzje i wpuścić więcej światła. Część umeblowania recepcji nie pasowała do eleganckiego wnętrza. Gdyby tak... Sarah pohamowała nagle swoje myśli. Nie przychodziła tu jako dekorator wnętrz. Szukała porady prawnej. Zapukała, usłyszała zaproszenie i otworzyła drzwi, spodziewając się, że zobaczy przeciętny gabinet, jednak natychmiast rzucił się jej w oczy straszliwy rozgardiasz. Sterty dokumentów, pudełka z fiszkami i innymi zapisanymi świstkami, białe ściany, w oknach żaluzje. Żadnych obrazów, ozdób, w ogóle nic osobistego. Gabinet pozbawiony był jakichkolwiek elementów, które zdradzałyby upodobania czy charakter pracującej w nim osoby. Donovan skinął głową." - Witam, panno Madison. Powiedziała pani, że zależy pani na spotkaniu właśnie ze mną. Przestąpiła z nogi na nogę. - Owszem. Dziękuję, że zechciał mnie pan przyjąć tak prędko. - Czego się nie robi dla sąsiadki? Mojemu szefowi bardzo zależy na dobrych stosunkach z najbliższymi sąsiadami. To dlatego organizuje tu imprezy i dlatego muszę... Zresztą, nieważne. Nie przyszła tu pani rozmawiać o roli naszej firmy i gdyby to był zwykły dzień, w ogóle bym o tym nie mówił. Proszę, niech pani siada. Czym mogę służyć? Sarah bezradnie rozejrzała się po pokoju. W końcu, nie pytając, czy może, zdjęła stertę dokumentów z krzesła i usiadła. - Mam pewnego klienta - zaczęła. - To znaczy...

JUTRO NALEŻY DO NAS 11 miałam. Zmieniłam wystrój jego biura, całego piętra. To było duże zlecenie i ten ktoś jest mi winien znaczną sumę. Wysyłam mu rachunki, wydzwaniam do niego, wysłałam Ust, a mimo to nie płaci. Jestem właścicielką małej firmy. Nie mam innych źródeł utrzymania. Żyję praktycznie z dnia na dzień. Liczyłam na te pieniądze i teraz nie wiem, jak sobie bez nich poradzę. Było to ogromne niedomówienie. Sytuacja, w jakiej się znalazła, była nie trudna, a wręcz dramatyczna. Sarah westchnęła ciężko. - Tak czy owak, pomyślałam, że może pomógłby mi pan napisać monit, pozwać tego faceta do sądu albo, no, nie wiem, zrobić coś, co się robi, gdy ktoś zalega z zapłatą. Zależałoby mi bardzo na szybkim rozwiązaniu tej sprawy, bo jestem w absolutnym dołku finansowym. - Zawarła pani pisemną umowę? - zapytał Donovan. Zirytowało ją to pytanie. Miał ją za kompletną kre- tynkę, czy co? - Tak. - Ma ją pani przy sobie? - Splótł palce pod brodą. W porządku, może i była mało rozgarnięta. Powinna przewidzieć, że należy przynieść umowę i kopię listu. - Przykro mi, ale nie. Mogę zaraz po nie pójść. - To nie jest konieczne. Proszę mi je przysłać jutro. - Panie mecenasie... Nie wiem, jak się takie sprawy załatwia. Czy należy wnieść zaliczkę? Jeśli tak, to... - Czuła się przybita, że musi się do tego przyznać, ale nie zamierzała niczego owijać w bawełnę. - Nie mam na zaliczkę. Jestem spłukana. Kupno lokalu firmy pochłonęło prawie wszystkie moje oszczędności, a koszty

12 HOLLY JACOBS rozruchu resztę. Zapłacę, kiedy tylko załatwi mi pan tę sprawę. Wszystko jedno ile. Mówiła o pieniądzach, sumitowała się, a on patrzył na nią. Atrakcyjna, wysoka, niewiele niższa od niego. Rude włosy. Brwi również w tym samym odcieniu, co znaczyło, że kolor włosów był naturalny. Chociaż... co za różnica. Piegi. Drobniutkie, przy nosie. Oczy... Tak, to niesamowite. W oczach Sarah Madison było coś, co... Odpędził od siebie tę myśl. Kolor oczu nie miał znaczenia. Przynajmniej nie dla sprawy, o której myślał. Przez cały dzień Donovan siedział w gabinecie, zastanawiając się smętnie, gdzie szukać" narzeczonej. I oto Sarah Madison zatełefonowała"do niego osobiście z prośbą o spotkanie. Miał więc narzeczoną w zasięgu ręki. Znał ją z widzenia. Kłaniał się jej, gdy mijali się na skwerze. Zdarzyło się też pewnego dnia, że... Padał wtedy deszcz, a właściwie lało jak z cebra. Lunęło nagle, jakby nastąpiło oberwanie chmury. Podbiegł więc do pierwszych drzwi. Było to wejście do firmy „Projekt". Szyld wisiał od niedawna, a kiedy wszedł do środka, jedynie dzwoneczek, który zabrzmiał nad drzwiami, i masa pudeł na podłodze wskazywały na to, że ktoś ten lokal rzeczywiście zajmował. Zza pudełka wyjrzała młoda kobieta. Miała na głowie bejsbolową czapeczkę, a na nosie brudne smugi. Uśmiechnęła się szeroko. - Jak pan widzi, jeszcze niezupełnie się urządziłam. - Wstała i wyciągnęła rękę na przywitanie. - Sarah. Sarah Madison.

JUTRO NALEŻY DO NAS 13 - Donovan - przedstawił się, podając jej rękę. -Złapał mnie deszcz. - Taka ulewa nie potrwa długo. Proszę czuć się jak w domu. Zaraz przejdzie. - Z uśmiechem wskazała mu pudło, jakby nie dotarło do niej, że ktoś, kto wita się tak oficjalnie, raczej nie zechce usiąść na zakurzonym pudle. Miała w sobie coś, co sprawiło, że poczuł się nieswojo. Nie był skrępowany, co zdarza się przecież często podczas spotkania dwojga nieznajomych. Coś w tej kobiecie poruszyło go głębiej. Nie panował nad tym odczuciem. Nie lubił takich sytuacji, a zwłaszcza emocji, których nie rozumiał. Raptem podjął decyzję. Nie życzył sobie wikłać się w cokolwiek, co miało związek z tą kobietą. Nie przyjął więc zaproszenia i wybrał tchórzliwy odwrót. - Wygląda na to, że trochę przestało padać - powiedział. - Pójdę już. - Przestało?! No, właściwie tak... Teraz monsun zamienił się w zwykłą ulewę. Radziłabym odczekać parę minut. Donovan pokręcił głową. - Dziękuję, ale muszę iść. Wypadł na ulicę i zanim dobiegł do budynku spółki, przemókł doszczętnie. Minęły od tego dnia miesiące, a wciąż nie umiał sobie wytłumaczyć, dlaczego tak się wtedy zachował. Zapamiętał jednak, że Sarah była osobą łatwą w kontakcie. A teraz... Potrzebowała pomocy, a to dawało mu pewną przewagę. Los doprawdy nie mógł być dla niego łaskawszy. Zwróciła się z prośbą o ekspertyzę, a nie miała pieniędzy na zaliczkę. Wspaniale.

14 HOLLY JACOBS - No cóż, jesteśmy sąsiadami, a sąsiedzi sobie pomagają... - Panie mecenasie... Nie znamy się bliżej, ale miałam nadzieję, że tak to pan ujmie. Podpiszę wszystko, co pan zechce. Obiecuję zapłacić od razu, kiedy ten oszust zwróci mi pieniądze. Donovan bębnił przez chwilę palcami po blacie biurka, - Jest coś - powiedział wkońcu - co prawdopodobnie mogłaby pani dla mnie zrobić. Mam problem. - Chodzi o wystrój gabinetu? Zobaczył na jej twarzy ulgę. Miała wyraziste rysy. Założyłby się, że ta kobieta nie była w stanie ukryć żadnych emocji. Czy zatem Sarah Madison mogłaby zgodzić się na propozycję "udawanych zaręczyn i ukryć prawdziwe myśli i uczucia? - Szczerze mówiąc - mówiła prędko - kiedy tu weszłam, od razu rzucił mi się w oczy ten okropny nieład. Jak w ogóle można przyjmować klientów w takich warunkach? - Z klientami umawiam się gdzie indziej, w sali spotkań, ale tym razem... - Nie ma sprawy. Chodzi mi o to, że... Jak można pracować w takim... w takim śmietniku? Panie mece- nasie... Pańska matka z pewnością mówiła panu, że bałagan w pokoju oznacza bałagan w głowie. Moja często to powtarzała. Lubiła porządek. Nie taki sztywny, wynikający z pedanterii, ale ułatwiający życie: Mam tę cechę po niej. Lubię wygodny ład. Mama nie prowadziła własnej firmy, lecz z upodobaniem dekorowała mieszkania znajomych. Ja też mogłabym wyświadczyć panu

JUTRO NALEŻY DO NAS 15 taką przysługę. Zajmę się tym gabinetem. Będzie funkcjonalny, a zarazem przytulny i schludny. Jeśli zechce pan porozmawiać z klientem tutaj, nie będzie pan musiał rumienić się ze wstydu. - Nie mam się czego wstydzić. Jak już mówiłem, zazwyczaj nikt nie ogląda mojego miejsca pracy, ale pani jest naszą sąsiadką, więc... - Cieszę się, że rozpoznał pan we mnie osobę z sąsiedztwa, chociaż, prawdę mówiąc, nigdy do tej pory nie rozmawialiśmy ze sobą dłużej. Był, owszem, taki dzień, zaraz po tym, jak kupiłam mój lokal, ale... wybiegł pan, mimo że lało jak z cebra. Pewnie miał pan ważne spotkanie. Jakoś mnie pan jednak zapamiętał. Ludzie często mówią, że łatwo nawiązuję kontakty, więc to pewnie dlatego. O panu nikt tak nie twierdzi. Przeciwnie, mówi się, że... Zasłoniła ręką usta, czując, że się zagalopowała. - Wiem, co się o mnie mówi, i zupełnie mi to nie przeszkadza. A przynajmniej nie przeszkadzało do chwili, w której spostrzegł zakłopotanie Sarah. Najwyższy czas, by wrócić do meritum sprawy. - Posłuchaj, Sarah - zwrócił się do niej po imieniu. - Przysługa, o jaką chciałbym cię prosić, nie ma nic wspólnego z moim gabinetem. Uśmiechnęła się z radością w oczach. - Chodzi zatem o recepcję? O, to też nieźle. To znaczy.. . Mieścicie się państwo w takim stylowym budynku, a umeblowanie recepcji wygląda jak z wyprzedaży albo jeszcze gorzej. Zupełnie nie pasuje do tego sza-

16 HOLLY JACOBS cownego miejsca, a każdy klient, który do was wchodzi, widzi najpierw same brzydactwa. Przydałoby się coś nobliwego, coś, co by mówiło klientowi: jesteśmy solidni, mamy tradycje. Coś, co... - Proszę... Umilkła i zaczerpnęła powietrza. - Przepraszam. Czasem mnie ponosi. Dlaczego nie powie mi pan od razu, co mam ozdobić? - Moje ramię. Donovan widział, że Sarah próbuje zrozumieć jego wypowiedz, ale nie może się połapać. Powinien wyrazić się jaśniej, jednak był zdenerwowany. Wątpił, by to spostrzegła, i oczywiście nigdy by się nikomu, nawet jej, do tego nie przyznał, ale faktycznie czuł się nieswojo. No cóż, nie co dzień prosił prawie obcą kobietę, by została jego narzeczoną, choćby nawet narzeczeństwo miało trwać zaledwie jeden wieczór. Spociły mu się dłonie, więc wytarł je o spodnie. - Nie bardzo rozumiem - przyznała Sarah. - OK. — Położył ręce na biurku. - Zaraz wszystko wyjaśnię, ale musisz mi obiecać, że to, co powiem, nie wyjdzie poza ten gabinet, nawet jeżeli nie zechcesz mi pomóc. - Obiecuję. - Przyłożyła dłoń do serca. Gdyby Donovan był kimś zwyczajnym, uznałby ten gest za ujmujący. Ale nie był, więc powiedział bez emocji: - Dziękuję. - Bardzo proszę. - Uśmiechnęła się i oparła wygodniej w oczekiwaniu na jego propozycję.

JUTRO NALEŻY DO NAS 17 Usiłował wymyślić możliwie najlepszy, najbardziej racjonalny sposób przedstawienia całej sprawy. Powinno to zabrzmieć, jakby prezentował swój wywód na sali rozpraw. - Chcę - zaczął - zostać w tej firmie wspólnikiem. Należy mi się to. Nikt z zespołu adwokackiego nie wnosi tu więcej spraw i na nikim spółka aż tyle nie zarabia. W innej firmie nie byłoby problemu. Już dawno osiągnąłbym tę pozycję. - A czym ta spółka różni się od innych? - Osobowością Lelanda Wagnera. Ten facet żyje w ubiegłym stuleciu! Uważa, że mężczyzna nie może być człowiekiem spełnionym i szczęśliwym, póki nie założy rodziny. To podobno zapewnia wewnętrzną harmonię. - A ty nie zamierzasz założyć rodziny? - Nie mam na nią czasu. Liczy się dla mnie wyłącznie praca i dlatego jestem tu najlepszą maszynką do robienia pieniędzy. - Skoro postawiłeś na karierę, to dlaczego wybrałeś zespól adwokacki, który zupełnie jawnie promuje pracowników z rodzinami? - Ponieważ... - Umilkł, zaskoczony pytaniem. Właściwie nigdy nie pojął do końca, czemu zdecydował się na pracę w rodzinnej spółce Wagner & McDuffy & Chambers. Miał inne oferty, lepsze, bardziej prestiżowe. A jednak coś go w tej firmie trzymało. Chyba... - Posłuchaj... - powiedział. - To nie ma teraz znaczenia. Ważne jest to, że Wagner uznał, iż muszę się ustabilizować.

18 HOLLY JACOBS - Rozumiem, ale nie pojmuję, co ja mam z tym wspólnego. - Przeprowadziliśmy z Lelandem rozmowę. Dyskutowaliśmy o moich szansach na pozyskanie statusu partnera. Zgodził się ze mną, że spełniam wszystkie warunki, by zostać wspólnikiem - wszystkie prócz jednego. Nie mam żony. I tu jest pole do działania dla ciebie. - Pewnie wydam ci się tępa, ale wciąż nie rozumiem, do czego zmierzasz. - Sarah... Wiem, nie znamy się bliżej. W gruncie rzeczy nie znamy się wcale, lecz to jest naprawdę bez znaczenia. Wagner uparł się, że jeżeli zamierzam być wspólnikiem, muszę się ożenić. Zależy mi na tej pozycji, dlatego chciałbym cię prosić, żebyś została moją... Sarah zbladła jak ściana. - Chcesz, żebym została twoją żoną?! - spytała niepewnym głosem. - Nie. Nię żoną - zapewnił gorąco. - Narzeczoną. - Kim? - Narzeczoną - powtórzył. -1 to wyłącznie na jeden wieczór. W przyszłym tygodniu Wagnerowie urządzają dużą imprezę z okazji pięćdziesiątej rocznicy ślubu. Powiedziałem Lelandowi, że przyjdę z narzeczoną. Problem w tym, że żadnej nie mam. - Skłamałeś. Donovanowi nie spodobał się jej ton. - Ojej... Nabrałem go, i tyle. - Oszukałeś. Nie jestem twoją narzeczoną, ale

JUTRO NALEŻY DO NAS 19 chcesz, żebym wystąpiła w takim charakterze. To jest oszustwo. - Będziesz narzeczoną, jeśli powiem, że nią jesteś. Zaręczymy się, na użytek tego jednego wieczoru, żeby nie kłamać. A potem zwyczajnie zerwiemy zaręczyny i po sprawie. - Niesamowite! Jak ty to sobie wyobrażasz? Że poprosisz pierwszą lepszą klientkę, byle młodą i nieza- mężną, żeby się z tobą zaręczyła? Sarah wyglądała na zdenerwowaną. Więcej - na obrażoną. Przedstawił to tak bezceremonialnie, że propozycja brzmiała naprawdę obraźliwie. - Sądziłeś, że właśnie ja się na to zgodzę? Dlaczego? Przyszłam po poradę prawną. To wszystko. - Ale to, co proponuję, mogłoby ci pomóc. - Udawanie twojej narzeczonej przez jeden wieczór? Pomóc? Mnie? W jaki sposób? Była naprawdę zirytowana. Po raz pierwszy od dawna Donovan nie wiedział, co powiedzieć. W sądzie nigdy się nie wahał, nie tracił pewności siebie. Przygotowywał się solennie do rozprawy, znał sprawę na wylot i kiedy wygłaszał mowę, nic nie było w stanie wybić go z rytmu. Do tej sytuacji nie miał jednak czasu się przygotować. Chyba zresztą czas nie był tu istotny. To go zwyczajnie przerosło. Usiłował wypracować jakąś taktykę. - Powiedziałaś, że jesteś w finansowym dołku. - Ale nie będę, kiedy ten drań mi zapłaci. Wrócę do punktu wyjścia, do zwykłego niedostatku. Kupując lokal, wiedziałam, że będzie cieniutko. Pogodziłam się

20 HOLLY JACOBS z tym. Powiedziałam sobie, że warto przebiedować parę lat, żeby coś mieć - coś własnego. Wierzę w sukces mojej firmy, muszę tylko odbić się od dna. Jeżeli potrafisz zmusić Ratgaza, żeby zwrócił mi dług, stanę na nogach. - Zrobię to. Nie powinnaś jednak uzależniać się od jednego zlecenia. Ponadto sądy działają czasami bardzo powoli. Jeśli nawet udałoby mi się wnieść sprawę prędko, to i tak trochę to wszystko potrwa. A gdybyś tak dostała inne zamówienia? Takie, które pozwoliłyby ci zarabiać na bieżąco? - Czy udawanie twojej narzeczonej otworzyłoby przede mną takie perspektywy? - Wagner ma w Erie wielkie wpływy. Na jego uroczystości będą wszyscy, którzy się tutaj Uczą. Obiecuję, że przedstawię cię odpowiednim ludziom. - Doprawdy, panie mecenasie? - Kiedy to stałem się dla ciebie ponownie „panem mecenasem"? - Zaskoczyło go, że jej próba zachowania dystansu sprawiła mu przykrość. - W chwili gdy poprosiłeś, żebym zagrała fałszywą rolę w tym absurdalnym przedstawieniu. - Podniosła się i podeszła do drzwi. - Dziękuję za spotkanie. - Sarah... a co będzie z twoją sprawą? - Poradzę sobie. Poradzę sobie ze wszystkim - odpowiedziała i wyszła.

ROZDZIAŁ DRUGI - Tak, rozumiem. Wkrótce otrzymacie pieniądze -przyrzekła kolejnej instytucji, której zalegała z opłatą, i odłożyła słuchawkę. Tym razem grożono jej wyłączeniem prądu. Całą noc rozmyślała o dziwnej propozycji Donova-na. Zostać narzeczoną na jeden wieczór? Kto mógłby na tym ucierpieć? Ludzie zaręczają się, a potem, z tej czy innej przyczyny, zrywają ze sobą. A właśnie coś takiego mieUby zrobić. Zaręczyliby się, ale wiedzieUby oboje, na jak długo i czym to się skończy. A gdyby dzięki temu wpadło jej parę zleceń - no cóż, byłoby fantastycznie. Nie przyniosłoby to nikomu uszczerbku, gdyż w tym, co robiła, była dobra, więcej niż dobra. Na umowie z nią nikt nigdy nie stracił. Raczej zyskał. Parę dobrze płatnych zleceń plus ustna umowa z Donovanem - i byłaby ustawiona. Ponadto Donovan załatwiłby zwrot należności od tamtego szczura. Te zaręczyny oznaczałyby dla niej koniec materialnych kłopotów. A dla Donovana? Osiągnięcie upragnionej po- zycji. Miał rację. Uzależnienie wejścia do spółki od ożenku nie było fair. Awanse, stanowiska, partnerstwo powinny

22 HOLLY JACOBS być nagrodą za zasługi, a nie wynikać ze statusu, stanu cywilnego czy innych tego typu uwarunkowań. A zatem, gdyby się zdecydowała, sprawiedliwości stałoby się zadość. Szef stawiał Donovanowi niezrozumiały warunek awansu i po prostu usunęłaby tę bezsensowną przeszkodę. Sarah Jane Madison obrońcą praw pracowniczych. Choćby nawet tak to przez moment widziała i chciała uwierzyć w swój altruizm, prawdą było, że pomoc Do-novana niezmiernie by się jej przydała. Był jej potrzebny i jako adwokat, i jako ktoś, kto mógł ją polecić potencjalnym klientom. Nie miała zamiaru się okłamywać. Jej motywy były jasne, ale czułaby się bardziej komfortowo, wiedząc, że na pewno nikogo nie zrani i nie oszuka. Miała zamiar zadzwonić do Donovana, uznała jednak, że lepiej będzie, jeśli rozmówi się z nim osobiście. - O, jesteś znowu - powitała ją Amelia. - Nie spodziewałam się, że zobaczymy się już dziś. - Muszę się spotkać z Donovanem. - Umówiłaś się? - Nie. Ale wiem, że spotka się ze mną, chyba że ma interesantów. - Dziś po południu... - Amelia zajrzała do terminarza - nie ma już nikogo, ale to pedant. Klient musi być umówiony. Inaczej, nic z tego. Donovan pracuje nad jakimś dużym kontraktem i nie znosi, jak mu się przeszkadza. - Spotka się ze mną - zapewniła ją Sarah. - I nie będzie na ciebie wściekły. Przyrzekam.

JUTRO NALEŻY DO NAS 23 Recepcjonistka po chwili wahania wcisnęła trzy cyfry na tarczy centralki. - Panie mecenasie, przyszła znowu Sarah Madison. Nie jest umówiona, ale twierdzi, że... Tak, oczy- wiście. Odłożyła słuchawkę i w milczeniu przyjrzała się Sarah. - Hej, co się dzieje? - A co ma się dziać? - Donovan nie tylko kazał mi cię przysłać, i to od razu, ale był wyraźnie ucieszony. Ten twardziel nie okazuje emocji, a zwłaszcza radości. Coś ty mu wczoraj zadała? - A kto powiedział, że wczoraj, a nie kiedy indziej? - Sarah nie chciała okłamywać Amelii, ale odrobina retuszu mogła się przydać. Nie były przyjaciółkami od serca, choć ich znajomość miała wszelkie szanse na to, by przerodzić się w przyjaźń. Tak czy owak Amelia mogłaby się mocno zdziwić, gdyby dowiedziała się o zaręczynach. Jeśli jednak zaczęłaby podejrzewać, że umawiali się ze sobą w tajemnicy... - Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała zaaferowana, przewiercając Sarah wzrokiem. - Nic. Zagalopowałam się. Jak sama twierdzisz, Donovan pedantycznie przestrzega pewnych reguł. To skryty człowiek. - Ruszyła schodami na górę. - Moment! - zawołała za nią Amelia. - Nie zostawiaj mnie w niepewności. - Powiedziałam ci już, Donovan jest skrytym czło-

24 HOLLY JACOBS wiekiem. Szanuję to. Mam nadzieję, że ty również. Wolałabym, żebyś nikomu nie wspominała o naszych króciutkich spotkaniach. - Ach, ty cwaniaro! - W głosie Amelii zabrzmiał zachwyt. - Ty z nim kręcisz? Od dawna? - Naprawdę nie mogę o tym mówić. - Nikomu nic nie powiem, obiecuję. - Dziękuję. Ale właściwie, co mogłabyś powiedzieć? Mam spotkanie w interesach. To wszystko. Le- piej już pójdę. Donovan nie lubi czekać. Wchodziła po schodach powoli, starając się uspokoić szalone bicie serca. Przecież chodzi wyłącznie o jeden wieczór. O jeden wieczór. Jeden. Jeden jedyny. Powtarzała to sobie co stopień. Niczym Kopciuszek z bajki miała przetańczyć jeden bal, a potem wrócić do szarego życia. Wydawało jej się, że za szybko znalazła się przed gabinetem. Zapukała. - Proszę. Otworzyła drzwi i ponownie oszołomił ją bałagan. Donovan podniósł się. - To ty? Sarah... Nie spodziewałem się ciebie. Po wczorajszej rozmowie pomyślałem, że nie zechcesz już ze mną rozmawiać. Zdaję sobie sprawę, że to szalony pomysł... - Usiądź - poprosiła, zajmując to samo krzesło, co poprzedniego dnia. Wczoraj siedziała tu całkowicie zdezorientowana propozycją Donovana. A dziś... Dziś skłonna była na nią przystać. Ileż może się zmienić w ciągu jednej doby! - Sarah, ja...

JUTRO NALEŻY DO NAS 25 Przerwała mu, bojąc się, że jeśli nie zdobędzie się na to teraz, to nie odważy się już nigdy. - Po prostu wypowiedz tę formułkę. - Formułkę? Nie rozumiem. - Nastroszył brwi. Co tu było do zrozumienia? Wydawało jej się, że wypowiedziała się jasno i zrozumiale, ale widać Donovan był, jak większość mężczyzn, niezbyt domyślny. Wyłożyła więc kawę na ławę. - Poproś mnie o rękę. Chciał coś powiedzieć, ale go powstrzymała. - Nie, zróbmy inaczej. Zaproś mnie na romantyczną kolację i oświadcz mi się podczas tego spotkania. Wówczas nie będę zmuszona oszukiwać ani twoich znajomych, ani w ogóle nikogo. Owszem, moglibyśmy równie dobrze załatwić to tutaj. Nie mam zamiaru cię okłamywać. Wystąpię na przyjęciu w charakterze twojej narzeczonej. Gdyby jednak ktoś mnie zapytał, jak doszło do zaręczyn, nie będę musiała fantazjować. Wolałabym nie mówić, że poprosiłeś mnie o rękę w tym swoim śmietniku. Rusz więc głową i zaproś mnie na uroczystą, romantyczną kolację. - Mam ci się romantycznie oświadczyć? - Powiedział to tak powoli, jakby doznał szoku. Sarah nie żałowała go ani trochę. Ostatecznie prośba o romantyczne oświadczyny była znacznie mniej szokująca od propozycji, jaką jej złożył. - Nie potrafię sobie tego wyobrazić - przyznał. - No to się wysil. - Wstała, czując, że musi natychmiast wyjść. - Przyjedź po mnie na przykład o szó- stej. Może być?

26 HOLLY JACOBS - Ale... - zatrzymał ją pytaniem, gdy kładła już rękę na klamce. - Co sprawiło, że zmieniłaś zdanie? Popatrzyła mu w twarz. - Masz rację. Potrzebuję twojej pomocy, a ta gra nie przyniesie nikomu uszczerbku. Poza tym - naprawdę nie musimy kłamać. Będą to po prostu najkrótsze zaręczyny w dziejach świata. - Mimo to nie pojmuję, dlaczego żądasz ode mnie romantyzmu. Kto będzie znał prawdę? - Ja. I będę mogła z czystym sumieniem opowiadać gościom państwa Wagnerów, jaki to jesteś romantyczny. Pomyśl dobrze. Może ci się to przydać na przyszłość. Wizerunek zimnego twardziela nie zawsze popłaca. W sądzie, owszem, jest korzystny, ale poza pracą to już zupełnie inna sprawa. - Ale ja lubię być tak postrzegany. - Rozumiem. Tyle że ja nie chcę zaręczać się z kimś takim. Życzę sobie romantycznych oświadczyn. Czekam o szóstej. - Nim zdążył zaprotestować, wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Oparła się o nie. Uff! Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że przez jakiś czas wstrzymywała oddech. A zatem - stało się. Zrobiła... Drzwi uchyliły się i Sarah, tracąc oparcie, wpadła do gabinetu, lądując na piersi Donovana. Przez moment miała wrażenie, że obejmuje ją, a nie tylko podtrzymuje. Mogli go sobie wszyscy nazywać Lodowcem, lecz jego ramiona były ciepłe i stęsknione. Stęsknione? Za nią? Co też się jej roiło! - Dziękuję. - Odsunęła się prędko. - Jeszcze coś?

JUTRO NALEŻY DO NAS 27 - Podaj mi rozmiar swego pierścionka. - Czego? - Nieświadomie dotknęła palca. - No, pierścionka. Musisz mieć zaręczynowy pierścionek. Skoro zależy ci na tym, żeby wszyscy dowiedzieli się, że nie jestem taki zimny, za jakiego uchodzę, powinnaś mieć na palcu pierścionek, i to piękny. Będę się tylko musiał upewnić, czy jubiler zgodzi się go potem przyjąć z powrotem. - Jeśli tak, to zgoda. Noszę siedem i pół. - Siedem i pół - powtórzył. - No to znakomicie. Zobaczymy się o szóstej. - Wrócił za biurko, a Sarah jak automat zeszła na dół. Stało się, myślała oszołomiona. Nawet kiedy Amelia zwróciła się do niej, ledwie pomachała jej ręką i wyszła. W lokalu swojej firmy zapadła się od razu w pluszowy fotel. Stało się. Objęła się rękoma za głowę i jęknęła: Zrobiłam to... Najgorsze, że nie potrafiła dokładnie określić, co właściwie zrobiła. Donovan czuł się jak uczniak, gdy raz po raz wkładał rękę do kieszeni, sprawdzając, czy nie zgubił pierścionka. Nie zgubił. Strofował się w myślach za zdenerwowanie. Po co te nerwy? Dlaczego? Przecież nie oświadczał się naprawdę. Panny Madison prawie nie znał. Po prostu wydawała się mu idealna do odegrania tej komedii. Potrzebowała go, a on jej. Były czasy, kiedy zawierano małżeństwa z przyczyn mniej istotnych. Naturalnie w ich przypadku ślub

28 HOLLY JACOBS w ogóle nie wchodził w grę. Sarah miała zostać jego narzeczoną tylko na niby i wyłącznie na jeden wieczór. Zaraz po imprezie układ przestawał obowiązywać. A zatem, powtarzał sobie Donovan, nie ma powodu, żeby się denerwować. Teoretyzowanie to jednak nie to samo, co rzeczywiste emocje. Dosłownie go roznosiło. - Coś nie tak, panie mecenasie? - zapytała Amelia. - Nie, skądże - odparł bez przekonania. - Nie wygląda pan najlepiej... Nie obrazi się pan, że to mówię, prawda? - A jeśli się obrażę? - warknął. Zapragnął cofnąć swoje słowa, widząc, że Amelia zmieniła się na twarzy. Chciała być po prostu uprzejma. Nie miał prawa wyżywać się na niej. - Przepraszam - powiedział. - Masz. rację, jestem nie w formie. Boli mnie głowa. - Och, to... proszę chwileczkę zaczekać. Zaraz znajdę coś, co panu ulży. - Zaczęła przeszukiwać szufladę biurka. Sarah ma rację, pomyślał. To biurko tu nie pasowało. Powinno się tu wstawić jakiś stylowy kontuar. Harmonizowałby lepiej z atmosferą wnętrza o półtorawiecznej tradycji. Może udałoby się namówić Wagnera, by zatrudnił Sarah do zmiany wystroju recepcji? Nie, nie. To bez sensu. Lepiej, żeby po zerwaniu zaręczyn Sarah nie kręciła się tu zbyt często. Angażowanie jej do pracy w budynku spółki byłoby, z jego punktu widzenia, mało rozsądne. - Proszę. - Amelia podała mu dwie białe tabletki. - Zaraz przyniosę coś do popicia. - Wyszła, nim zdążył