Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 130 077
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 440

Krentz Jayne Ann - Misterny plan

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :758.1 KB
Rozszerzenie:pdf

Krentz Jayne Ann - Misterny plan.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse K
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 255 stron)

JAYNE ANN KRENTZ Misterny plan

ROZDZIAŁ PIERWSZY - Kocham cię, Travis. Obejmij mnie. - Juliano... Travis Sawyer usłyszał swój stłumiony okrzyk w chwili, gdy potężny dreszcz wstrząsnął jego ciałem. Ostatnia fala namiętności wyzwoliła się w nim z oślepiającą silą. Całkowicie zatracił się w ramionach kochanki, pozwolił, by jej żar go pochłonął; jednocześnie miał poczucie zwycię­ stwa. Juliana przylgnęła do niego i łagodnie przyciągała do siebie. Wydawało mu się, że znalazł się w innym świecie. Z nikim nie było mu tak dobrze. Miał trzydzie­ ści osiem lat i choć nie był podrywaczem, to

6 MISTERNY PLAN uważał, że żyje wystarczająco długo, by mieć skalę porównawczą. Coś takiego jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło. Instynktownie wiedział, że tak właśnie powin­ no być z kobietą. Namiętnie, dziko, do końca. Po raz pierwszy z taką intensywnością czuł, że żyje. Podniecenie powoli w nim opadało, ustępując miejsca zadowoleniu. Należała teraz do niego. Niechętnie uwolnił się z jej objęć i odwrócił na bok, przesuwając ręką po łagodnej krągłości jej piersi. Juliana uśmiechała się do niego tym swoim niezwykłym uśmiechem, olśniewającym nawet w półmroku sypialni. Masa gęstych, rozrzuconych na poduszce ru­ dych włosów otaczała jej twarz jak jakaś pogańs­ ka korona. Travis z zachwytem patrzył na jej duże oczy ocienione długimi rzęsami, szlachetny nos, stanowczy, a jednocześnie delikatny zarys pod­ bródka, na pełne usta. Leniwym i zmysłowym ruchem wsunęła nogę pomiędzy jego uda, za­ mknęła oczy i wtuliła się w niego. A więc udało mi się, pomyślał triumfalnie, obejmując ją ramieniem. Zdobył swoją rudowło­ są królową o topazowych oczach. Jednak w następnej chwili rzeczywistość przy­ wołała go do porządku. Co on u diabła tu robi, i to jeszcze przytulając się do niej w taki sposób? W swojej zemście nie zamierzał posunąć się aż

Jayne Ann Krentz 7 tak daleko, nie zamierzał skończyć w łóżku z Ju­ liana Grant. Wpatrywał się w cienie sypialni, jakby tam kryła się odpowiedź. Kiedy namiętność opadła, czuł się lekko oszołomiony. Chęć zemsty czasem wiedzie człowieka dziw­ nymi drogami. Spotkanie z Juliana Grant było jak nieplanowany zjazd z trasy, którą podążał od pięciu lat. Nie mógł sobie jednak pozwolić na zmianę kierunku. Za daleko już zaszedł. Odwrót był niemożliwy, nawet gdyby tego chciał. Travis Sawyer był zawsze dobry w tym, co robił. W jego misternym planie zemsty nie było najmniejszej luki. Nie pozostało żadne inne wyj­ ście, nawet dla niego samego. Promienie jasnego kalifornijskiego słońca prześlizgiwały się po wodach zatoki i radośnie uderzały w okno sypialni. Juliana powoli otwo­ rzyła oczy i patrzyła, jak do urządzonego na biało pokoju wpada wiosenne światło. Najpierw roz­ świetla puszysty biały dywan, potem ociera się o białe ściany, muska białe krzesło, skrzy się na lśniącej powierzchni stolika pokrytego białym lakierem i dociera do jedynego kolorowego ak­ centu w pokoju - żółtego abstrakcyjnego obrazu wiszącego nad białym łóżkiem. Jak zahipnotyzowana podążała wzrokiem za słonecznymi promieniami, które przeskakiwały

8 MISTERNY PLAN pomiędzy lustrem a obrazem, łagodnie opadały na pomięte białe prześcieradła, by wreszcie objąć postać mężczyzny, który poprzedniego wieczoru znalazł się w jej sypialni. Mężczyzna w jej łóżku. Już sam ten fakt mógł wywołać zdziwienie i ciekawość, ale w tym przypadku zdecydowanie chodziło o coś więcej. Juliana z radością wróciła myślami do swojej tajemnicy. Wiedziała bowiem ponad wszelką wątpliwość, że ów mężczyzna - stanowczy, szczupły, seksow­ ny, nazywający się Travis Sawyer - był tym właściwym, tym, na którego czekała całe życie. Rozkoszowała się tą myślą, leżąc nieruchomo, by go nie obudzić. Chciała nasycić się ekscytują­ cą pewnością, że nareszcie spotkała swoją drugą połówkę. Nie był dokładnie taki, jak sobie czasem wyob­ rażała, kiedy pozwalała sobie odpłynąć w marze­ nia. Po pierwsze, mógłby być nieco wyższy. Ona sama miała prawie metr osiemdziesiąt wzrostu, więc w wyobraźni widziała obok siebie kogoś w okolicach metra dziewięćdziesiąt. Żeby mogła przy nim nosić buty na szpilkach. Travis miał niewiele ponad metr osiemdziesiąt. Na pięciocen- tymetrowych obcasach byłaby mu równa wzros­ tem, a na ośmiocentymetrowych byłaby od niego wyższa. Szybko się jednak pocieszyła, że niedostatki

Jayne Ann Krcntz 9 wzrostu nadrabiał figurą. Był fantastycznie umię­ śniony i twardy jak granitowy blok. A ostatnia noc dowiodła jego męskiej siły, w pełni kon­ trolowanej, co było tym bardziej ekscytujące. Ten mężczyzna umiał całkowicie nad sobą pa­ nować. Zawsze podziwiała tę cechę, bo dawała kobiecie poczucie bezpieczeństwa i pewność, że siła fizyczna mężczyzny nie jest zagrożeniem, lecz ochroną. Travis nie pasował do wyobrażeń Juliany o męż­ czyźnie idealnym pod kilkoma innymi, mniej ważnymi, względami. Na przykład u osobników płci męskiej Juliana zawsze była zwolenniczką ciepłych, brązowych lub orzechowych oczu. Na­ tomiast spojrzenie chłodnych, szarych oczu Tra- visa nie zdradzało żadnych uczuć. No, może z wyjątkiem szczególnych sytuacji, jak ostatniej nocy, kiedy widziała w nich gorącą namiętność, wyzwalającą w niej dreszcz pożądania. Ale od dziś była gotowa zrezygnować ze swo­ ich wymagań odnośnie koloru oczu, bowiem w spojrzeniu Travisa odbijała się nie tylko namię­ tność, ale też inteligencja dorównująca jej włas­ nej, a także rzadko spotykany rodzaj poczucia humoru, który bardzo ceniła. Jego włosy również nie pasowały do ideału. Były zdecydowanie za ciemne. Juliana zawsze lu­ biła blondynów, ale musiała przyznać, że w czar­ nych, krótko przystrzyżonych włosach Travisowi

10 MISTERNY PLAN było bardzo do twarzy. Zwłaszcza z tymi delikat­ nymi śladami siwizny na skroniach. Z pewnością dałoby się jeszcze wymienić kilka drobnych różnic pomiędzy realnie istniejącym Travisem Sawyerem a istniejącą w wyobraźni Juliany idealną wersją mężczyzny. Gdyby chciała być bardzo wybredna, mogłaby na przykład na­ rzekać, że ze swoim dość zaciętym i ponurym wyrazem twarzy Travis nie miałby szans na znalezienie się na okładce żadnego poczytnego męskiego magazynu. No cóż, to strata dla męs­ kich magazynów, pomyślała. W jej łóżku wy­ glądał doskonale. Poza tym Travis wykazywał absolutny brak zainteresowania dla kwestii ubrań i mody. Znała go od ponad miesiąca i zawsze widywała w ciem­ nych spodniach, prostej, białej koszuli, spokoj­ nym krawacie w paski i skórzanych butach. Nosił do tego marynarki w różnych odcieniach szarości. Ale Juliana uznała, że jakoś sobie z tym poradzi. W końcu jej gust z pewnością wystarczy dla nich obojga, przekonywała się. Spojrzała z uśmiechem na drzwi do garderoby, już widząc oczami wyob­ raźni wieszak pełen drogich, modnych garnitu­ rów i stojące pod nim pudełka z butami. Uwiel­ biała zakupy. W sumie Juliana gotowa była pójść na ustęp­ stwa tam, gdzie Travis Sawyer nie spełniał kry­ teriów jej ideału. Przywykła, że w życiu trzeba

Jayne Ann Krentz 11 zapracować na to, czego się pragnie. Wiedziała, że oszlifowanie tego surowego diamentu może wymagać czasu i wysiłku. Ale ostatnia noc prze­ konała ją w sposób ostateczny, że ten wysiłek warto podjąć. Świeże wspomnienia nadal przy­ prawiały ją o dreszcz podniecenia. Juliana skończyła swój przegląd i przeciągnęła się leniwie, z rozmysłem przesuwając stopą po łydce Travisa. Nie doczekawszy się jednak żadnej reakcji, uznała, że po takiej nocy jej mężczyzna potrzebuje więcej snu. Z pewnym rozbawieniem ściągnęła z siebie prześcieradło i wstała z łóżka. Dopiero teraz zauważyła, że jej całe ciało było w przyjemny sposób obolałe. Travis okazał się śmiałym i wymagającym, ale jednocześnie hoj­ nym kochankiem. Brał dla siebie jak najwięcej, odwzajemniając jednak namiętność z równą silą. Gdyby teraz zamknęła oczy, nadal czułaby na sobie jego silne, wrażliwe dłonie. Miała wrażenie, że jego dotyk wtopił się w nią. Stojąc na środku białego, jasno oświetlonego pokoju, Juliana pozwoliła sobie na jeszcze jedno czułe spojrzenie na mężczyznę śpiącego w jej łóżku, po czym długim, energicznym krokiem poszła do łazienki. Postanowiła, że przywita mężczyznę swojego życia prawdziwie kobiecym, domowym nastro­ jem. I być może pozwoli mu poczuć jeszcze raz przedsmak tego, czego może od niej oczekiwać.

12 MISTERNY PLAN Pół godziny później, wykąpana, z włosami związanymi w imponujący koński ogon, ubrana w modne luźne spodnie i tunikę z szerokimi rękawami, wróciła do sypialni. Niosła przed sobą czarną emaliowaną tacę, na której postawiła im- bryk w stylu art deco i dwie piękne czerwone filiżanki. - Dzień dobry. - Uśmiechnęła się promiennie, widząc, że Travis już nie śpi. Leżał wygodnie rozłożony na plecach i przyglądał się jej spod przymkniętych powiek. - Dzień dobry. - Jego głos był jeszcze ochryp­ ły od snu i bardzo seksowny. - Cudny dzień, prawda? Ale w Jewel Harbor zawsze tak jest. To jedna z tych rzeczy, do których trudno mi było przywyknąć, kiedy się tu sprowa­ dziłam cztery lata temu. To wprost idealne nad­ morskie kalifornijskie miasteczko. A wszystko, co idealne, zawsze budzi podejrzenia, nie uwa­ żasz? - Juliana krzątała się z tacą. - Nawet mgła, jeżeli już się pokaże, jest tu miękka, romantyczna, niesamowita. Zupełnie inna niż gdzie indziej. Nie dodajesz do herbaty mleka ani cukru, prawda? - Nie. - Travis usiadł powoli i oparł się na poduszkach. - Tak myślałam. Nie jesteś w tym typie. - A jest taki typ? - Patrzył na nią uważnie, jakby pochłaniała go zwykła czynność nalewania herbaty.

Jayne Ann Krentz 13 - Oczywiście. Ale ty do niego nie należysz. - Podała mu filiżankę. - Wiedziałam to od samego początku. Tak samo jak to, że pijesz zwykłą kawę, a nie espresso, latte czy cappuc­ cino. Wyraźnie zaskoczony, spojrzał na ciemną, moc­ ną herbatę, a podnosząc oczy, napotkał wyczeku­ jący wzrok Juliany. - Nie traktuj tego jako zarzut, ale dziwi mnie, że królowa miejscowego imperium kawowego podaje do łóżka herbatę. Juliana roześmiała się i napełniła swoją fi­ liżankę. - Wyjawię ci pewien sekret - zaczęła, sado­ wiąc się na białym krześle z chromowanymi nogami. -Naprawdę nie lubię kawy, a zwłaszcza tej podawanej na sposób włoski czy francuski. Źle mi robi na żołądek. Travis wykrzywił nieznacznie usta. - Poznałem większość twoich tajemnic, ale tej strzegłaś bardzo dobrze. Nigdy bym się nie domy­ ślił, że jesteś ukrytą wielbicielką herbaty. Co będzie, jeżeli dowiedzą się o tym klienci Charis­ ma Espresso? - Nie zamierzam nic im mówić. Przynajmniej do czasu, aż będę mogła otworzyć sieć herba­ ciarni. Travis zmarszczył brwi i potrząsnął głową w automatycznym geście sprzeciwu.

14 MISTERNY PLAN - Daj sobie z tym spokój. Nie zapominaj, że twoim celem jest rozwój Charismy. W tych okoli­ cach więcej ludzi pije kawę niż herbatę. - To nieważne. Nie mam ochoty o tym roz­ mawiać, w każdym razie nie dzisiaj. - Juliana przyglądała mu się z zainteresowaniem. - Wyda­ wało ci się, że skoro od kilku tygodni zajmujesz się moim biznesem, to poznałeś wszystkie moje tajemnice? - Prawie wszystkie. - Travis wzruszył ramio­ nami, a w tym geście krył się niezwykły ładunek męskiego uroku. - Przecież jestem konsultantem biznesowym. I jestem w tym dobry. Wielokrotnie przekonałem się, że wystarczy poznać czyjeś tajemnice finansowe, by poznać resztę jego sek­ retów. - Brzmi złowieszczo. - Juliana wzdrygnęła się w udanym przerażeniu i wypiła łyk swojej herbaty. - Cieszę się, że przed nami jeszcze parę niespodzianek. Tak jest zabawniej, nie uważasz? - Nie wszystkie niespodzianki są przyjemne. W tych słowach kryło się łagodne ostrzeżenie, ale zostało zlekceważone. Juliana uznała, że Tra­ vis jest po prostu nieco śpiący. - Jestem pewna, że w naszym przypadku nie­ spodzianki będę co najmniej interesujące, jeżeli nie przyjemne - powiedziała z przekonaniem. - Na każdą czekam z niecierpliwością. Przyglądała mu się z wyraźnym zadowole-

Jayne Ann Krentz 15 niem. W jej łóżku wyglądał naprawdę znakomi­ cie. Uwielbiała cień ciemnych włosów na jego szerokiej piersi. I pomyśleć, że mogła tracić czas na marzenia o jakimś blondynie. Aż potrząsnęła głową, uświadamiając sobie własną głupotę. - Coś jest nie tak? - spytał Travis. - Ależ skąd. - Wydawało mi się, że masz jakieś wątpliwo­ ści... - Przerwał, by spojrzeć jej w oczy. - Doty­ czące ostatniej nocy. Juliana patrzyła na niego ze zdziwieniem. - Gdybym miała jakieś wątpliwości, to przede wszystkim nie poszłabym z tobą do łóżka. Dosko­ nale wiedziałam, co robię. - Naprawdę? - Oczywiście. Ty chyba też. - Tak - odpowiedział w zamyśleniu. - Wie­ działem, co robię. Wyglądasz na bardzo zado­ woloną. - Bo jestem. - Juliana uśmiechnęła się szero­ ko. Rzeczywiście, była bardzo zadowolona: z nie­ go, z życia, ze świata. - To dobrze, że się nie rozczarowałaś. - Rozczarowałam? - Była niemal zszokowa­ na. - Jak mogłabym się rozczarować? Było cudow­ nie. Wspaniale. Tak jak sobie wymarzyłam. Jes­ teś fantastycznym kochankiem. Doskonałym. Jego policzki nagle się zaczerwieniły. Przez chwilę Juliana mogłaby przysiąc, że Travis nieco

16 MISTERNY PLAN się zawstydził, słysząc te entuzjastyczne pochwa­ ły. Musiała przyznać, że ją to wręcz wzruszyło. - Nie myślę, żebym to ja zrobił coś wyjąt­ kowego - powiedział, skupiając uwagę na her­ bacie. - Po prostu coś między nami zaiskrzyło. Czasem tak się zdarza. Ludzie się spotykają, podobają się sobie, a potem wychodzi im w łóżku. Juliana uniosła brwi i lekko zacisnęła usta. - Często ci się zdarzały takie rzeczy? Travis zamrugał gwałtownie, a jego oczy roz­ błysły. - Nie - przyznał spokojnie. - Takie rzeczy nie zdarzały mi się często. Juliana natychmiast się rozluźniła, zadowolo­ na, że oboje patrzyli podobnie na to, co się wydarzyło. - To dobrze. Dla mnie ta noc była wyjątkowa. - Czy to oznacza, że tobie też takie rzeczy nie zdarzały się często? - Rzucił to pytanie niechęt­ nie, jakby nie chciał usłyszeć odpowiedzi, ale nie mógł się powstrzymać przed jego zadaniem. - Coś takiego nie zdarzyło mi się nigdy w ży­ ciu - powiedziała z całkowitą szczerością. Uśmiechnął się. - Może masz za mało doświadczeń, żeby to tak oceniać. - Mam trzydzieści dwa lata i w poszukiwaniu wymarzonego księcia zdarzyło mi się pocałować parę żab.

Jayne Ann Krenlz 1 7 - Ale przecież nie chodziłaś ze wszystkimi żabami do łóżka. - Oczywiście, że nie. Żaby bywają czasem oślizłe. Kobiety muszą się mieć na baczności. - Fakt. Jednak w dzisiejszych czasach nie tylko kobiety muszą być ostrożne. - To prawda. Ale ty nie należysz do męż­ czyzn, którzy idą do łóżka z każdym chętnym ciałem, które spotkają na swojej drodze. - Juliana zmarszczyła nos z dezaprobatą. - Nigdy bym się nie zakochała w mężczyźnie, który nie byłby na tyle rozumny, żeby świadomie kierować swoim życiem seksualnym. Jeszcze herbaty? - Poproszę. - Wyciągnął rękę z filiżanką, patrząc z rozbawieniem, jak Juliana wstaje z krze­ sła, by nalać herbatę z imbryka. - Podoba mi się taka obsługa. Roześmiała się. - Akurat jestem w dobrym nastroju. Poza tym nowość tej sytuacji działa na mnie inspirująco. - Podała mu filiżankę, z przyjemnością czując przelotny dotyk jego palców. - No to co? - spyta­ ła, z trudem ukrywając niecierpliwość. - Chcesz porozmawiać o tym teraz czy później? - Porozmawiać o czym? - O naszej przyszłości. - Zauważyła, że Travis nieco zesztywniał na poduszkach, ale zigno­ rowała to. - Kiedy zamierzałeś mnie spytać? Nie chciałabym zepsuć całej niespodzianki, ale

18 MISTERNY PLAN wolałabym wiedzieć, o jakiej dacie myślałeś, żebym mogła wszystko zaplanować. Jest tyle rzeczy do zrobienia. Chciałabym, żeby wszystko poszło idealnie. Travis patrzył na nią, nie zwracając już uwagi na herbatę. - Zaplanować? O czym ty do diabła mówisz? - Zawsze masz kłopoty ze zrozumieniem, czy tylko rano? - Uśmiechnęła się pobłażliwie. - Mó­ wię o naszym ślubie. - O czym? - Czerwona filiżanka wysunęła się Travisowi z ręki i z miękkim uderzeniem spadła na biały dywan. - Ojej! Muszę coś z tym zrobić. Te plamy po herbacie... - Juliana zerwała się na równe nogi, pobiegła do łazienki wykładanej białymi kafel­ kami i zaczęła szukać czegoś w szafce. - Juliano, gdzie ty idziesz? Wracaj tutaj! O co ci przed chwilą chodziło? Kto wspominał o mał­ żeństwie? Juliana odwróciła się do niego, trzymając w rę­ kach gąbkę i środek do czyszczenia dywanów. Z zachwytem patrzyła, jak stoi nagi w drzwiach łazienki. Przez chwilę zapomniała o plamach na dywanie. - Co z tego, że jesteś trochę za niski - powie­ działa miękko. - Dla mnie jesteś idealny. - Ja jestem za niski? - Spojrzał na nią ze złością. - To ty jesteś za wysoka, w tym tkwi problem.

Jayne Ann Krentz 19 - To nie jest żaden problem. Poradzimy sobie. Będę nosić buty na płaskim obcasie albo na takim niedużym - obiecała. Przesuwała wzrokiem coraz niżej wzdłuż jego ciała. - Masz też miejsca, na których długość nie będę narzekać. - Juliano, przestań! - Travis chwycił najbliż­ szy ręcznik i owinął go sobie dookoła bioder. - Czerwienisz się? Nie wiedziałam, że męż­ czyźni są do tego zdolni. - Odłóż gąbkę i zacznij wreszcie mówić z sen­ sem. O co ci chodziło z tym ślubem? W tym momencie Juliana przypomniała sobie o dywanie. - Poczekaj chwilę. Z białym dywanem jest zawsze kłopot. Jak się nie zetrze plam od razu, to potem trudno je usunąć. - Przecisnęła się obok niego i szybko podeszła do rozlanej herbaty, która powoli wsiąkała w grube włosie. - Miał być plamoodporny, ale to chyba nie oznacza, że zniesie każde traktowanie. Biały kolor jest nie­ praktyczny, za to wygląda rewelacyjnie. Po pros­ tu nie mogłam się powstrzymać. Travis wrócił powoli do sypialni i stanął nad Juliana, która klęcząc, pracowicie usuwała plamę. - Juliano, do cholery, chcę z tobą porozmawiać. - Ach tak, o naszym ślubie. Myślałam o tym i doszłam do wniosku, że nie ma powodu, żebyś­ my to odkładali. W końcu nie jesteśmy dziećmi. - To prawda. Jesteśmy dorośli. A to oznacza,

20 MISTERNY PLAN że nie musimy mówić o ślubie tylko dlatego, że poszliśmy ze sobą do łóżka. - Znasz mnie dobrze i wiesz, że mam zwyczaj zmierzać prosto do celu - przypomniała mu beztrosko. - Kiedy sobie coś postanowię, nic mnie nie powstrzyma. Spytaj, kogo chcesz. - Juliano, przestań trzeć ten dywan i posłu­ chaj. - Nie ma powodu, żeby to odkładać, ale masz rację, że nie musimy się tak bardzo spieszyć - zachichotała. - Zawsze mi powtarzałeś, żebym spokojnie i dokładnie wszystko sobie planowała, prawda? - Prawda. - Więc chcę dobrze zaplanować nasze wesele. Marzy mi się duże, wytworne przyjęcie ze wszyst­ kimi dodatkami, jak na przykład wcześniejsze zaręczyny. W końcu to będzie jedyne takie wyda­ rzenie w moim życiu. Dlatego wszystko musi być takie, jak powinno. Chciałabym zaprosić całą rodzinę. Kuzynka Elly i jej mąż mieszkają nieda­ leko, a moi rodzice dojadą tu z San Francisco. Wuj Tony mieszka w San Diego, więc to też nie jest problem. A wszyscy moi znajomi i przyjacie­ le są z Jewel Harbor. Chciałabym też zaprosić kilku klientów Charismy. - Juliano... - Moglibyśmy zamówić tę uroczą białą kap­ licę, z której jest widok na przystań.

Jayne Ann Krentz 21 - Nie przyszło ci do głowy - przerwał jej Travis twardo - że za bardzo się rozpędziłaś? Przestała czyścić dywan i spojrzała na niego z zaciekawieniem. - Rozpędziłam? - Tak. - Był zadowolony, że wreszcie skupiła na nim całą swoją uwagę. - Pamiętam wszystko, co wydarzyło się zeszłej nocy, i wszystko, o czym rozmawialiśmy w ciągu ostatnich trzech tygodni. I jestem pewien, że nie mówiliśmy nic, powta­ rzam: nic, o małżeństwie. - O nie! Czyżbym wszystko popsuła? Pewnie planowałeś romantyczny wieczór z winem i ka­ wiorem, spacerem po nabrzeżu i prawdziwymi oświadczynami. - Juliana uniosła się z klęczek, zagryzając ze smutkiem wargi. - Tak mi przykro. Ale to się da naprawić. Możemy to zrobić dziś wieczorem albo jutro. Ta restauracja, gdzie wczo­ raj jedliśmy kolację, to świetne miejsce na oświad­ czyny. Chodźmy tam dzisiaj. - Skąd wiesz, że to dobre miejsce? Do diabła, co ja gadam! Nieważne. - Oczy Travisa rzucały gniewne spojrzenia. - Juliano, ja nie miałem zamiaru prosić się o rękę. W ciszy, która zapadła po tych słowach, Julia­ na próbowała przetrawić to, co usłyszała. Przez moment wydawało jej się, że czegoś nie zro­ zumiała. - Co powiedziałeś?

22 MISTERNY PLAN - Słyszałaś przecież. - Travis pocierał sobie kark gestem wyrażającym frustrację i irytację. - Myślałam... Wydawało mi się... - Julianie zabrakło słów, co samo w sobie było dość nie­ zwykłe. Bezradnie uniosła dłoń, w której trzy­ mała gąbkę. - Przecież wczoraj... Travis skrzywił się ironicznie. - Myślałaś, że skoro spotykamy się od kilku tygodni, a potem idziemy do łóżka, to znaczy, że mam od razu poprosić cię o rękę? Daj spokój, nie jesteś aż tak naiwna. Wręcz przeciwnie, jeżeli chcesz, potrafisz być bardzo sprytna. Do diabła, jesteś twardą kobietą interesu. Umiesz się o siebie zatroszczyć. Masz trzydzieści dwa lata i jak sama przyznałaś, pocałowałaś już parę żab. Więc nie patrz na mnie jak zraniona łania. Te słowa dotknęły ją do żywego. Zmrużyła oczy, czując, jak złość zaczyna w niej pulsować. - No to ci powiem, że przez cały czas mia­ łam uczciwe zamiary. Od chwili, kiedy cię po­ znałam, wiedziałam, że chcę wyjść za ciebie za mąż. - Tak? Więc być może powinnaś była mnie ostrzec. Moglibyśmy uniknąć tej idiotycznej, że­ nującej sytuacji. Bo na razie nie zamierzam się z tobą ożenić. - Rozumiem. - Wyprostowała się dumnie. - Więc mnie wykorzystałeś, tak? - Nie wykorzystałem cię i wiesz o tym dosko-

Jayne Ann Krenlz 23 nale. Jesteśmy dwojgiem dorosłych ludzi, którzy pociągają się fizycznie. Mamy wspólne zaintere­ sowania zawodowe, oboje jesteśmy samotni, pra­ cujemy razem, bo wynajęłaś mnie jako konsultan­ ta. Było oczywiste, że z tego musi się wywiązać jakiś romans. I właśnie w tym miejscu jesteśmy. Łączy nas romans, nic więcej. - Nie masz ochoty na żadne zobowiązania, tak? - spytała zaczepnie. - Czy zawsze mówisz takie rzeczy swoim kochankom po wspólnie spędzonej nocy? - Tych wspólnych nocy nie było wiele, już to ustaliliśmy. I nie mówiłam im takich rzeczy. Bo nie miałam zamiaru wychodzić za nich za mąż. - Ciekawe, ilu chciało się z tobą ożenić - rzu­ cił sarkastycznie. - Wielu składało mi takie propozycje. I nie­ ustannie je dostaję. Zwykle w tej restauracji, o której ci wspominałam. Stąd wiem, że to dobre miejsce na takie okazje. - Jeżeli miałaś tyle możliwości, to dlaczego żaden z tych durniów nie został łaskawie przy­ jęty? Juliana wpadła we wściekłość. - Bo żaden nie był tym właściwym. Dlatego wszystkim odmawiałam. Z wyjątkiem jednego, ale z tym akurat nie wyszło. - Więc jestem jednym z dwóch szczęściarzy,

24 MISTERNY PLAN których uznałaś za odpowiednich, tak? A co się stało z tym drugim frajerem? Poczuła zbierające się łzy. Zamrugała szybko, żeby się ich pozbyć. - I po co jesteś taki grubiański? Nie był frajerem. Był miłym, uroczym człowiekiem. I czułym. I jeszcze był bardzo przystojny. Miał piękne brązowe oczy i jasne włosy. I był od ciebie dużo wyższy. - Nie obchodzi mnie, jak wyglądał. Chciał­ bym tylko wiedzieć, jak udało mu się uwolnić. - Po co? Żebyś mógł skorzystać z tej samej furtki? Ale dobrze, powiem ci, jak wyrwał się z mo­ ich szponów. Po prostu podkulił ogon i uciekł. Prosto w ramiona innej kobiety. Na dodatek bar­ dzo mi bliskiej. Do drobnej blondynki o łagodnej naturze. Ona nigdy się z nim nie kłóciła. Nawet nie przyszło jej do głowy, żeby mu się w czymś sprzeciwić. I nie przytłaczała go tak jak ja. To wszystko. Jesteś zadowolony? - Na miłość boską, Juliano, nie chciałem przy­ woływać przykrych wspomnień. - Travis znów zaczął pocierać sobie kark. - Chciałem jedynie wyjaśnić, o co mi chodzi. - Powiedzmy, że ci się udało. Proszę bardzo, możesz zrobić to samo, co mój narzeczony trzy lata temu. Uciekaj, jeśli się przestraszyłeś. Ale szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś wię­ cej po tobie. Nie sądziłam, że kobieta taka jak ja

Jayne Ann Krentz 25 może cię onieśmielać. Myślałam, że jesteś face­ tem z charakterem. - Nie zamierzam nigdzie uciekać - zaprotes­ tował. - Ale nie pozwolę wepchnąć się w małżeń­ stwo. Wyrażam się jasno? Juliana pokiwała ze smutkiem głową. - Całkowicie. Po prostu zupełnie się nie zro­ zumieliśmy. Widocznie źle odczytałam różne sygnały. - Pociągnęła nosem, żeby powstrzymać łzy. - Przepraszam. Twarz Travisa złagodniała. Podszedł do niej i podniósł rękę, żeby pogłaskać ją po policzku. - Nie musisz się tak tym przejmować. Znam cię dość dobrze i wiem doskonale, że jesteś impulsywna. - Moja kuzynka Elly mówi, że jestem spon­ taniczna. - To też. - Travis uśmiechnął się. - To takie żenujące. - Nie warto już o tym mówić - powiedział Travis pojednawczo. - Zeszłej nocy było cudow­ nie. Rozumiem, że mogłaś doszukać się w tym więcej, niż... - Niż chciałeś mi dać? - Więcej niż oboje chcieliśmy. - Mów za siebie. - Odwróciła się, unikając dotyku jego dłoni. - Robi się późno. Powinnam już się ubrać. Na pewno masz dziś wiele rzeczy do zrobienia.

26 MISTERNY PLAN - Nic, co nie mogłoby poczekać do poniedział­ ku. - Travis patrzył na nią uważnie. - A może pojechalibyśmy na plażę? - Raczej nie. - Schyliła się, żeby do kończyć czyszczenie dywanu, po czym wstała, podnosząc czerwoną filiżankę. - Mam dzisiaj mnóstwo pra­ cy. Wiesz, jak to jest. Muszę umyć głowę, potem zrobić pranie. Tak, te prześcieradła nadają się już do prania. Travis nie poruszył się. - Będziesz się teraz obrażać? - Nigdy się nie obrażam - powiedziała wy­ niośle. - No to po co to gadanie? Przecież wczoraj się umawialiśmy, że spędzimy niedzielę razem. - Ale wszystko się zmieniło. Mam nadzieję, że to rozumiesz. - Weszła do łazienki i schowała w szafce płyn do czyszczenia dywanów. - Dlate­ go pospiesz się z ubieraniem. Trochę mnie roz­ prasza, kiedy tak stoisz w mojej sypialni jedynie z ręcznikiem na biodrach. - Ręcznik mogę zdjąć. Spojrzała na niego ze złością. - Chyba nie myślisz, że pójdę teraz z tobą do łóżka? - Czemu nie? Przecież ustaliliśmy, że było nam ze sobą dobrze. - Nie wierzę własnym uszom. - Juliana oparła się ramieniem o drzwi. - Naprawdę myślisz, że

Jayne Ann Krentz 27 mogłabym pójść z tobą do łóżka, wiedząc, że nie masz uczciwych zamiarów? - Przestań gadać jak staroświecka panienka, która sądzi, że została uwiedziona. - Ty rzeczywiście nic nie rozumiesz - po­ wiedziała spokojnie, choć gotowała się w środ­ ku ze złości. - Zabieraj się stąd. Natychmiast. Ubierz się i wyjdź z mojego mieszkania. Każdy popełnia w życiu błędy, ale rzucanie pereł przed wieprze po raz drugi byłoby błędem niewyba­ czalnym. Nie mam zamiaru tracić swojego cen­ nego czasu na mężczyznę tak nierozgarniętego i upartego jak ty. - Chcesz powiedzieć, że jestem idiotą? - Właśnie. Jestem dla ciebie najlepszą kobie­ tą, Travis. Jestem twoim przeznaczeniem, tak samo jak ty moim. Ale skoro jesteś na tyle tępy, żeby tego nie widzieć, to utrzymywanie naszej relacji naprawdę nie ma sensu. Wynoś się. Jego oczy zwęziły się jak szparki. Sięgnął po spodnie leżące na komodzie. - Czy to oznacza, że chcesz zerwać kontrakt z Sawyer Management Systems? To ją zaskoczyło. Jeżeli zrezygnuje z jego usług, może go już nigdy nie zobaczyć. Nad taką myślą nie chciała się nawet zastanawiać. - Nie zrywam kontraktu. SMS to najlepsza firma konsultingowa w tej części Kalifornii, a przyszłość Charisma Espresso jest dla mnie zbyt

28 MISTERNY PLAN ważna. Więc nie mogę się ciebie pozbyć. Nie­ stety. - Rzeczywiście? - Travis podciągnął spodnie i zaczął zakładać koszulę. - To miłe, że pod pewnymi względami nadal mnie doceniasz. Nie boisz się jednak łączenia interesów z przyjemnoś­ cią? W końcu to doprowadziło nas do łóżka. - Nie mam najmniejszych obaw. - Juliana uniosła brodę. - Z pewnością będę umiała od­ dzielić swój interes od twojej przyjemności. - Naprawdę? No to przekonamy się, czy rze­ czywiście to potrafisz. - Skończył zapinać koszu­ lę i schylił się po buty. - Czyżbyś mi groził? - Gdzieżbym śmiał. - Zawiązał sznurowadła kilkoma krótkimi, mocnymi ruchami, po czym wcisnął krawat do kieszeni. - Ale oboje wiemy, że z naszej dwójki to ty kierujesz się emocjami. Na dodatek mnie pragniesz. Do diabła, przecież rano obudziłaś się z przekonaniem, że się we mnie kochasz. - Tego nie powiedziałam. - Owszem, powiedziałaś - poprawił ją chłod­ no. - W nocy, kiedy leżałaś pode mną i przytula­ łaś się do mnie tak, jakbym był jedynym męż­ czyzną na świecie. Dobrze słyszałem. Juliana poczuła, że robi jej się gorąco z upoko­ rzenia. - Niech ci będzie, powiedziałam. Nie zamie-