Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 040 853
  • Obserwuję486
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań642 619

Krentz Jayne Ann - Noc poślubna

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :740.4 KB
Rozszerzenie:pdf

Krentz Jayne Ann - Noc poślubna.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse K
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 233 osób, 237 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 122 stron)

JAYNE ANN KRENTZ NOC POŚLUBNA

Sute fałdy wspaniałej atłasowej sukni ślubnej spływały miękko za Angie, kiedy jej nowo poślubiony małŜonek sprowadzał ją za rękę po schodach do czekającej limuzyny. Roze- śmiana gromada krewnych panny młodej wyległa na trawnik, formując wiwatujący szpaler. Członków rodziny Townsendów łatwo było odróŜnić od reszty gości. Prawie wszyscy mieli miedzianorude włosy i oczy koloru morza, podobnie jak Angie. Teraz hałaśliwie i wesoło, ze zwykłą sobie spontanicznością, Ŝegnali odjeŜdŜających nowoŜeńców. - Zupełnie zapomniałem, Ŝe jeszcze to nas czeka - mruknął Owen Sutherland zanurzając się w tłum z Angie u boku. Obsypani gradem ryŜu i płatkami kwiatów, z trudem torowali sobie drogę poprzez niechętnie rozstępujących się gości weselnych. Kilku męŜczyzn nie omieszkało pospieszyć z pikantnymi radami na temat nocy poślubnej, wywołując na twarzy Angie krwawy rumieniec. - To wszystko twoja wina - szepnęła do Owena. - Jeśli zaleŜało ci na skromnym ślubie, nie powinieneś był oddawać sprawy w ręce mojej rodziny. Niczego nie robimy połowicznie. - Nie mogę powiedzieć, Ŝe nie zostałem uprzedzony - przyznał Owen. Angie odwróciła się, Ŝeby pomachać na poŜegnanie rodzicom i bratu, którzy z kieliszkami szampana stali w drzwiach ekskluzywnego klubu wiejskiego. Matka Angie, jedna z nielicznych nierudowłosych osób w rodzinie, roniła łzy w chusteczkę. Zwierzyła się kiedyś córce, Ŝe we wczesnej młodości była dobrze ułoŜoną i dystyngowaną panienką, ale po ślubie z Palmerem Townsendem jej powściągliwe maniery diametralnie się zmieniły. Palmer Townsend, krzepki, barczysty męŜczyzna, którego doskonale skrojone ubranie nie całkiem tuszowało nieco wydatny brzuch, patrzył na córkę promieniejąc ojcowską dumą. Wzniósł jej z daleka toast kieliszkiem, odprowadzając ją wzrokiem do limuzyny. Harry, jej starszy o trzy lata dwudziestodziewięcioletni brat, poŜegnał ją szerokim uśmiechem. Był równie mocno zbudowany jak ojciec i miał gęste, płomiennorude włosy, które u nestora rodu Townsendów zdąŜyły się juŜ nieco przerzedzić. - Jednak warto było urządzić pełną galę - powiedział Owen. - W tej sukni wyglądasz jak księŜniczka z bajki. - Jego jasnoszare oczy przesunęły się po niej z wyraźnym uznaniem, kiedy szofer w liberii otwierał im drzwi samochodu. To spojrzenie przeszyło Angie Ŝywym ogniem. Serce zaczęło jej bić jak oszalałe. Owen był taki przystojny! I taki niewiarygodnie, zniewalająco męski. Wszystko w nim, po- cząwszy od kruczoczarnych włosów i ostrych drapieŜnych rysów, poprzez wysmukłe, mocno zbudowane ciało, emanowało siłą i witalnością.

Policzki Angie spłonęły pod jego zdecydowanym, zaborczym wzrokiem. Dziś w nocy Owen posunie się dalej, nie skończy na poŜądliwych spojrzeniach. Dziś w nocy po raz pierwszy będzie się z nią kochać. Ta myśl zaparła jej dech w piersiach. Tylko z braku okazji, nie z braku chęci, nie poszła z nim dotąd do łóŜka. Zawiniły tu przede wszystkim jego wypełniony co do minuty plan zajęć i szybkie jak burza konkury. A takŜe jego zdecydowanie, aby narzeczona nie stała się przedmiotem dwuznacznych plotek w lokalnej prasie czy w klubie, do którego naleŜał wraz z jej ojcem. Swoją rolę odegrała teŜ oczywiście nadopiekuńcza, staroświecka postawa jej rodziny. Po prostu zabrakło nam czasu, pomyślała Angie z Ŝalem. Ostatecznie znała Owena zaledwie od trzech miesięcy, z czego pierwsze dwa bała się go jak diabeł święconej wody. On zaś, z nieomylnym instynktem myśliwego, starał się jej nie spłoszyć i nie dąŜył do bardziej intymnej zaŜyłości. Wabił ją łagodnymi zalotami i oswajał powoli jak płochą zwierzynę. Wielką pomocą słuŜyła mu w tym jej rodzina, zachwycona projektem ich małŜeństwa. Jak zwykle członkowie klanu Townsendów byli przekonani, Ŝe wiedzą najlepiej, co słuŜy dobru Angie, i nie omieszkali jej tego powiedzieć. Sama Angie zdawała sobie sprawę, Ŝe ich protekcjonalność i nadopiekuńczość wynika nie tyle z faktu, Ŝe jest najmłodsza, ile z jej braku predyspozycji do prowadzenia rodzinnego przedsiębiorstwa, czyli Pensjonatów Townsend. Od najmłodszych lat pociągał ją raczej świat sztuki niŜ świat finansów. Ten brak smykałki do interesów, tak niecodzienny w jej rodzinie, przyczynił się do uznania jej za osobę z gruntu prostoduszną i naiwną. W rezultacie cały klan dokładał starań, aby trzymać ją z dala od spraw wielkiego biznesu. Jej brat, Harry, przygotowywał się do przejęcia po ojcu rodzinnego imperium, a ją zachęcano do kontynuowania zamiłowań artystycznych. Angie na ogół tolerowała ten paternalistyczny stosunek do siebie, pod warunkiem, Ŝe nie usiłowano zbyt daleko ingerować w jej Ŝycie. Zaś w przypadku Owena Sutherlanda uznała, Ŝe rodzina ma rację. Ten człowiek był jakby dla niej stworzony. Dopiero przed miesiącem ośmieliła się sama przed sobą przyznać, Ŝe jest w nim zakochana. I z niedowierzaniem skonstatowała, Ŝe i jemu naprawdę na niej zaleŜy. Jednak jakieś sprawy niecierpiące zwłoki wciąŜ zmuszały go do wyjazdu z Tucson. A kiedy juŜ zdarzało się im zostać sam na sam, zawsze gdzieś na horyzoncie pojawiali się jej ojciec, brat lub matka. Owenowi zdawało się to nie przeszkadzać. Nikt nie był bardziej zdumiony jej uczuciem do Owena niŜ ona sama. Wcale nie tak wyobraŜała sobie męŜczyznę, który miałby zostać jej męŜem lub kochankiem. Doskonale

rozumiała swoją początkową obawę, gdy patrzyła teraz na niego, stojąc przy drzwiach limuzyny. Ubrany w surową czerń i oficjalną biel, z pierwszymi nitkami srebra w ciemnych włosach, był wysoki, ciemny i groźny. Kiedy ojciec po raz pierwszy go przedstawił, miała ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie. Jej reakcja nie miała nic wspólnego z faktem, Ŝe rodziny Sutherlandów i Townsendów od lat konkurowały ze sobą na rynku turystycznym. Sprawy związane z hotelarstwem niewiele ją obchodziły i całą rywalizację uwaŜała za głupotę. Ale jedno spojrzenie w niezgłębione, stalowoszare oczy Owena powiedziało jej, Ŝe z tym męŜczyzną mogą być kłopoty. JuŜ podczas ich pierwszego spotkania Angie odczuła jakiś dziwny, niewytłumaczalny niepokój. Jakby do krainy słońca zstąpił KsiąŜę Ciemności, zastawiając na nią pułapkę. Oczywiście było to jeszcze zanim go lepiej poznała, zanim przekonała się, jak bardzo mu na niej zaleŜy. Co nie znaczy, Ŝe dawał temu ostentacyjnie wyraz, jak zrobiłby kaŜdy z Townsendów. Owen był bardzo skryty, nieprzywykły do demonstrowania uczuć. Angie przeczuwała, Ŝe moŜe minąć jakiś czas, zanim nauczy się otwarcie mówić z nią o miłości, ale była juŜ zakochana i gotowa poczekać. Jej świeŜo poślubiony małŜonek był człowiekiem twardym, nieludzko opanowanym i trzymającym się w ryzach. Cechowała go pewna chłodna wyniosłość, wrodzona ludziom nawykłym do rządzenia i zauwaŜalna równieŜ u jej ojca i brata, ale w przeciwieństwie do nich niezłagodzona przez wewnętrzny spokój ducha, jaki daje miłość. Tak, Owenowi niełatwo będzie wyznać, Ŝe potrzebuje kobiecego uczucia i ciepła. Ale Angie to wiedziała. Była tego pewna. Gdzieś w głębi duszy pragnął czułości i bliskości, które mogła mu dać. Potrzebował kobiety, której mógł ufać duszą i ciałem. I wiedziała, Ŝe on sam nie sprzeniewierzy się danemu słowu - zwłaszcza tak powaŜnemu, jak przysięga małŜeńska. Pod tym względem niczym nie róŜnił się od Townsendów. Dzisiaj w obecności trzystu świadków złoŜył jej oficjalną przysięgę. „Dopóki śmierć nas nie rozłączy". Nieśmiało, lecz z całym oddaniem zakochanej kobiety, Angie teŜ ofia- rowała mu się na zawsze. Nigdy nie była szczęśliwsza, niŜ w chwili, gdy Owen wsuwał jej obrączkę na palec. Uśmiech, którym go obdarzyła, niósł obietnicę miłości i wierności na całe Ŝycie. Owen spojrzał jej głęboko w oczy i wyczuła, Ŝe ją zrozumiał i z wdzięcznością przyjął ten dar. Nagle tuŜ pod ich nosem przed drzwiami limuzyny wyrósł mikrofon. Trzymał go jakiś bardzo elokwentny dziennikarz, za którym stał młody człowiek z kamerą na ramieniu. Angie dojrzała znak znajomej stacji telewizyjnej. - Gdzie spędzicie miesiąc miodowy, panie Sutherland? - Dopytywał się reporter. - W

jednym z pańskich hoteli? Czy teŜ w którymś z pensjonatów Townsendów? W oczach Owena zaiskrzyła się irytacja, ale natychmiast ją zdusił. Obdarzył reportera chłodnym, przelotnym uśmiechem. - Miejsce naszego miesiąca miodowego to tajemnica. Jestem pewien, Ŝe rozumie pan dlaczego. Ostatnią rzeczą, jaką chciałbym znaleźć dziś pod łóŜkiem, to ciekawscy dziennikarze. Młody człowiek z kamerą wyszczerzył zęby, ale Angie juŜ zdąŜył osaczyć inny reporter. - Serdeczne gratulacje, pani Sutherland. To dopiero będzie nowina w świecie biznesu i tutaj w Tucson, prawda? Wszyscy wiedzą, Ŝe obie rodziny od lat zacięcie rywalizowały. A teraz Sutherland poślubia pannę Townsend. Czy to znaczy, Ŝe pogłoski o fuzji są prawdziwe? Czy przekształcicie się w spółkę akcyjną? MoŜna spodziewać się sprzedaŜy akcji? Przestraszona Angie potrząsnęła przecząco głową. Mikrofony wprawiały ją w zdenerwowanie. W przeciwieństwie do Owena i reszty członków rodziny nie była przy- zwyczajona do udzielania wywiadów. Nie znała się na zawiłościach świata biznesu, w którym jej krewni prowadzili kosztowne i niebezpieczne gry. - Coś się panu pomyliło - powiedziała do reportera. - To jest ślub, a nie transakcja handlowa. - Ślub, który moŜe przynieść fortunę obu stronom, jeśli to prawda, Ŝe obie rodziny postanowiły wreszcie po tylu latach połączyć siły. Czy naleŜy się spodziewać, Ŝe fuzja zostanie ogłoszona oficjalnie juŜ dzisiaj? - Nie naleŜy się spodziewać niczego podobnego - odparta oschle Angie, zirytowana nachalnością dziennikarza. - Nie będzie Ŝadnej fuzji. Nasze małŜeństwo nie ma nic wspólnego z interesami. Wytłumacz mu to, Owen. Owen przystąpił do akcji, ucinając dalszą dyskusję. - Proszę nam wybaczyć - zwrócił się gładko w stronę następnego reportera, podtykającego im mikrofon - ale musimy zdąŜyć na samolot. Po wszelkie informacje moŜecie się panowie zwrócić do mojego teścia lub szwagra. - A więc to Palmer i Harry Townsendowie wydadzą oficjalne oświadczenie? Angie podniosła welon z oczu i obrzuciła męŜczyznę wściekłym spojrzeniem. - Mówiłam juŜ, Ŝe nie będzie Ŝadnego oświadczenia. To jest ślub. - Moja Ŝona ma rację. To jest ślub - powiedział Owen, sadzając Angie na tylnym siedzeniu limuzyny. - I pan młody zaczyna się juŜ niecierpliwić. Musimy jechać. Usiadł obok niej, a szofer zdecydowanym ruchem zamknął drzwi i obszedł samochód,

siadając za kierownicą. Angie odwróciła się jeszcze, Ŝeby po raz ostatni pomachać matce, ojcu i bratu, nadal stojącym w drzwiach klubu. Matka odmachała jej chusteczką, a ojciec uśmiechnął się szeroko i ujrzała jeszcze odblask płomiennorudych włosów Harry'ego, zanim obu męŜczyzn zalała fala reporterów i kamer. - To było bardzo sprytne z twojej strony, Ŝeby odesłać ich do taty i Harry'ego - powiedziała, odwracając się z uśmiechem do Owena. Wolę, Ŝeby zamęczali ich niŜ mnie. Mam dzisiaj coś lepszego do roboty. Zacisnął rękę wokół jej dłoni, poczym podniósł jej palce do ust i pocałował. Ich oczy spotkały się, kiedy musnął wargami jej gładką złotą obrączkę. Jego pierścionek, szeroki, z kutego złota, mający oddać męskość i siłę, Angie sama dla niego zaprojektowała. - MoŜe powinienem był pozwolić ci wymyślić coś i dla siebie - powiedział. Potrząsnęła głową. ChociaŜ bardzo lubiła projektować biŜuterię i z wielką przyjemnością pracowała nad pierścionkiem Owena, pomyślała, Ŝe nic, co zdołałaby wymy- ślić, nie byłoby równie doskonałe jak obrączka, którą od niego dostała. Jej szlachetna prostota zachwycała. Poza tym, nie była to zwykła sztuka biŜuterii, tylko odwieczny symbol, tym droŜszy jej sercu. - Nie, to nie byłoby to samo - odparła z Ŝarem. - Kocham ten pierścionek, poniewaŜ ty go wybrałeś i ty mi go dałeś. Owen uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem. - A co powiesz o mnie, pani Sutherland? Czy mnie teŜ kochasz? - Wiesz, Ŝe tak. - Angie impulsywnie przylgnęła do niego i pocałowała w same usta. - Uhm... - Objął ją promieniejącym wzrokiem. - Będziesz o tym pamiętać, prawda? - Jak mogłabym zapomnieć? - Racja. Sam ci na to nie pozwolę. Zwłaszcza po tym wszystkim, przez co przeszedłem. Angie podniosła głowę, słysząc dziwną nutę w jego głosie, ale nie wiedziała, jak spytać, co ma na myśli. Był bardzo skrytym, bardzo opanowanym człowiekiem, a ona przyrzekła sobie to respektować. Owen się wkrótce zmieni. Miłość skruszy jego twardą skorupę, była tego pewna. - Ten dziennikarz miał rację przynajmniej pod jednym względem - mruknęła, patrząc przez przydymioną szybę na gęstą zieloną murawę pola golfowego. - świat biznesu będzie teraz przez jakiś czas spekulował na temat interesów naszych obu rodzin, prawda? Owen wzruszył ramionami, rozluźniając elegancką czarną muszkę przy szyi.

- To, co pisze prasa, nie ma znaczenia. Palmer i Harry nie przejmują się tym, ja teŜ nie. - Ale to przykre, Ŝe ludzie mogą uwaŜać, iŜ zawarliśmy małŜeństwo z przyczyn koniunkturalnych - zasępiła się Angie. Owen obrzucił ją szybkim spojrzeniem, sięgając po butelkę szampana chłodzącego się w wiaderku stojącym przed nimi na konsoli. - Twój ojciec mnie ostrzegł, Ŝe jesteś wielką romantyczką. Lepiej pogódź się z faktem, Ŝe będzie trochę szumu przez jakiś czas. To nieuniknione. W końcu wszyscy w naszej branŜy wiedzą, Ŝe sieć hoteli Sutherlanda zawsze rywalizowała z pensjonatami Townsenda. - Zupełna głupota, nie uwaŜasz? - Nasza odwieczna rywalizacja? Nie powiedziałbym. - Owen podał jej kieliszek szampana. - Miała swoje zalety. Ciągłe próby wyprzedzenia konkurenta mobilizowały obie strony do większych starań. Spojrzała na niego uwaŜnie. - Mówisz tak, jakby słynna wojna hotelowa naleŜała juŜ do przeszłości. - Kto wie? - Owen uniósł kieliszek. - W końcu mamy tu historię Romea i Julii z happy endem. PrzecieŜ poślubiłem jedyną córkę mojego rywala. Angie przygryzła wargi, zamyślając się. - Tak, to prawda. Ale to nic nie zmieni w waszych interesach? W kaŜdym razie w najbliŜszej przyszłości? - A miałabyś coś przeciwko temu? - Nie, oczywiście, Ŝe nie - zapewniła go pośpiesznie. Problemy hotelarstwa były ostatnią rzeczą, o jakiej pragnęła w tej chwili mówić. Uśmiechnęła się ponownie. - I tak nigdy się specjalnie nie interesowałam naszymi pensjona- tami. - Wiem - przyznał Owen sucho. - Twoi rodzice i Harry wielokrotnie mi to mówili. Powiedzieli, Ŝe zaczęłaś malować i projektować w wieku trzech lat i nigdy ci to nie przeszło. Angie spojrzała na swoje ręce złoŜone na wspanialej sukni ślubnej. - Szczęśliwie się składa, Ŝe ojciec ma Harry'ego, bo ja nigdy nie umiałabym pójść w jego ślady. Mam nadzieję, Ŝe twoja rodzina i przyjaciele nie będą oczekiwać, Ŝe stanę się ekspertem w branŜy hotelarskiej. Owen ujął jej podbródek między kciuk a palec wskazujący i zwrócił jej twarz ku sobie. Spojrzał w oczy spokojnie i stanowczo.

- Nikt nie będzie oczekiwał od ciebie Ŝadnej zmiany zainteresowań. A juŜ najmniej ja sam. Projektuj sobie dalej biŜuterię i bądź moją Ŝoną, a prowadzenie firmy zostaw mnie, dobrze? - Dobrze - zgodziła się z ulgą. - Poza tym właśnie zaczęliśmy naszą podróŜ poślubną - dodał znacząco. - I nie mam najmniejszej ochoty rozmawiać o interesach. - Rozumiem cię, ja teŜ nie - zapewniła go. - Och, Owen, jestem taka szczęśliwa. - Bardzo się cieszę - uśmiechnął się z zadowoleniem. - Ja równieŜ. - Więc gdzie właściwie spędzimy nasz miesiąc miodowy? - Spytała z szelmowskim błyskiem w oku. Owen uniósł brew patrząc wyniośle. - W jednym z moich hoteli, oczywiście. Tym nowym. Na wybrzeŜu kalifornijskim w pobliŜu San Luis Obispo. Nie sądziłaś chyba, Ŝe pojedziemy do jednego z pensjonatów twojego ojca? Angie roześmiała się i przytuliła do jego boku, a on objął ją silnym ramieniem i przycisnął mocniej. - Nie, oczywiście, Ŝe nie. Nie ma mowy, Ŝeby Sutherland zatrzymał się w pensjonacie Townsenda. Owen pocałował ją w zagłębienie szyi odsłonięte przy wyciętym w serce dekolcie sukni. Jego usta ciepło i kusząco przesunęły się po nagiej skórze. - Ale za to dziś w nocy pewna panna Townsend będzie spać w łóŜku pewnego pana Sutherlanda i kiedy się rano obudzi, nie będzie juŜ panną Townsend. Angie zadrŜała z tajemnego podniecenia. Dziwne, Ŝe taka gorąca iskra mogła przeszyć ją zimnym dreszczem. To z pewnością nerwy, pomyślała. Na lotnisku w Kalifornii czekała na nich inna limuzyna. Ostatnie promienie zachodzącego słońca płomiennym blaskiem oświetlały postrzępione wybrzeŜe. Zaczął juŜ zapadać łagodny zmrok, kiedy Angie i Owen podjechali pod wspaniały nowy hotel, wznoszący się na urwistym cyplu nad samym morzem. Bajkowa, egzotyczna architektura odbijała się w lazurowych wodach basenów otoczonych bujną roślinnością. Do dyspozycji gości było teŜ pole golfowe, korty tenisowe i inne obiekty rekreacyjne, nie licząc kilku restauracji, klubu nocnego i baru na otwartym powietrzu. Hotele Sutherland znane były z tego, Ŝe stanowiły samowystarczalne enklawy luksusu. - No, no. Nieźle tu, wcale nieźle. - Wychodząc z limuzyny, Angie rozejrzała się wokół

z ostroŜną aprobatą. - Prawie tak milo jak w naszych pensjonatach. - Miarkuj się, kobieto - ostrzegł Owen. - NaleŜysz teraz do rodziny Sutherlandów. - Zabawne, ale wcale się tak nie czuję. - Poczujesz się jutro rano. JuŜ ja się o to postaram. Angie zaczerwieniła się pod jego wymownym, zmysłowym spojrzeniem. Godzinę później stała na tarasie reprezentacyjnego, srebrnobiałego apartamentu dla nowoŜeńców i patrzyła na pogrąŜony w nocy Pacyfik. Przebrała się w srebrzysty strój, który wybrała dla niej matka. Ten jedwabny peniuar, ni to koszula nocna, ni to suknia wieczorowa, dodawał jej jeszcze powabu i kobiecości. Z biŜuterii - oprócz obrączki - miała na sobie tylko ręcznie robione srebrne kolczyki, sięgające niemal gołych ramion. Angie sama je zaprojekto- wała. Luksusowy apartament za jej plecami był pusty. Owen zniknął przed kilkoma minutami, Ŝeby omówić parę spraw z dyrektorem hotelu. Powiedział, Ŝe kiedy wróci, zjedzą kolację w pokoju. Angie głęboko wciągnęła aromatyczne nocne powietrze. Po raz pierwszy od rana była tego dnia sama i mogła pozwolić sobie na moment wytchnienia. Townsendowie byli pełni radości Ŝycia i zawsze gotowi świętować kaŜde wydarzenie. Wszystko, począwszy od chrzcin, a skończywszy na stypie, stanowiło ku temu okazję. Ale chociaŜ lubili się dobrze bawić, dla nikogo nie było tajemnicą, Ŝe rodzina stanowiła dla nich świętość. Jedną z rzeczy, która ujęła jej rodziców w Owenie, było to, Ŝe nie miał opinii kobieciarza. Niewiele się teŜ udzielał w kręgach towarzyskich. Rzadko występował publicznie i od swojej Ŝony będzie zapewne oczekiwał tego samego. Angie nie miała nic przeciwko temu. W ciągu ostatnich trzech miesięcy dręczyła ją jednak pewna sprawa. Nie poznała dotąd nikogo z jego rodziny. Był to zapewne znów zbieg nieszczęśliwych okoliczności, powiedziała sobie. Rok temu siedziba Zarządu Głównego Hoteli Sutherland została przeniesiona do Arizony i Owen jako jedyny przeprowadził się do innego stanu. Nie znała, oczywiście, zbyt dokładnie jego przeszłości. We wczesnym dzieciństwie stracił matkę, a ojciec zginął dwa lata temu w katastrofie lotniczej. Reszta rodziny Owena, czyli chora macocha, siostra będąca z męŜem w podróŜy na Hawajach, nieco zniedołęŜniały wuj i ciotka nie mogąca się ruszyć z miejsca z powodu niedawnej operacji kolana, mieszkała w Kalifornii. Owen powiedział, Ŝe ich dom rodzinny mieści się na wyspie pośrodku jeziora Jade w górach na północ od San Francisco. Wspomniał teŜ, Ŝe jego macocha, ciotka i wuj spędzają tam większość czasu.

To dziwne być Ŝoną męŜczyzny, którego rodziny się nie zna, pomyślała patrząc w ciemność. A jeszcze dziwniejsze, Ŝe nikt z krewnych Owena z takich czy innych powodów nie mógł przyjechać na Ślub. Ale jej ojciec zdawał się nie przywiązywać do tego wagi i nie zgodził się na pomysł odłoŜenia ślubu, dopóki obie rodziny się nie poznają. - Nie martw się tym starym sporem, Angie - uspokajał ją. - Owen rządzi teraz całą rodziną, tak jak rządzi swoją siecią hoteli. Zrobią, co im kaŜe. A kaŜe im powitać cię z otwartymi ramionami. Poza tym, co to szkodzi, jeśli nawet mają mu trochę za złe oŜenek z panną Townsend? Będziesz mieszkać tu w Arizonie, a nie w Kalifornii. Wasze kontakty będą siłą rzeczy bardzo ograniczone. Owen powiedział mniej więcej to samo, gdy taktownie poruszyła z nim ten temat. - Nie przejmuj się moją rodziną, Angie. Wychodzisz za mąŜ za mnie, a nie za nich. - Co innego, gdyby Ŝyli jego rodzice i nie chcieli przyjechać na ślub - argumentowała matka. - Ale przecieŜ to tylko dalsi krewni. - Jedną z nich jest jego macocha - przypomniała Angie. - Zdaje się, Ŝe nie są ze sobą zbyt blisko. Z tego, co wiem, Owena wychowywał ojciec. I musisz pamiętać, Ŝe nasze rodziny się róŜnią. Sutherlandowie nie są tacy otwarci i emocjonalni jak my. Popatrz tylko na Owena. Jest zimny i opanowany jak głaz. Angie nie przekonało to wszystko do końca, ale była zbyt zakochana, Ŝeby się stanowczo opierać. Wyznaczono datę ślubu i ceremonia odbyła się tak szybko, jak sobie tego Ŝyczył Owen. A teraz, na dobre czy złe, było juŜ po wszystkim. Angie po raz kolejny zerknęła na obrączkę na palcu. Na dobre czy źle? Trochę to złowieszczo brzmi, jak na dzień weselny. WzdłuŜ kręgosłupa przebiegł znowu dziwny, zimny dreszcz. Na stoliku nocnym przy łóŜku zadzwonił biały telefon, przerywając jej pełne niepokoju rozmyślania. Z ulgą porzucając ponure myśli, wbiegła przez otwarte oszklone drzwi i podniosła słuchawkę. - Halo? - Czy to pani Sutherland? - Glos po drugiej stronie miał chrapliwe, głuche brzmienie, jakby rozmówca specjalnie starał się mówić nienaturalnie nisko. - Tak, tu Angie. To znaczy, Angie Sutherland. - Poczuła się nieswojo, przedstawiając się swoim nowym nazwiskiem. - Serdeczne gratulacje, pani Sutherland. Mam nadzieję, Ŝe jest pani zadowolona z targu, którego pani dobiła. W kaŜdym razie wiem, Ŝe pani rodzina jest zadowolona. - Słucham?

- Niech mi pani powie, jak to jest, kiedy się człowiek przekonuje, Ŝe jest pionkiem w wielkiej handlowej transakcji? Sądzę, Ŝe miała pani przynajmniej tyle rozumu, aby w kontrakcie małŜeńskim zastrzec sobie godziwy udział w akcjach. Jeśli nie, to gorzko pani tego poŜałuje, pani Sutherland. - Kto mówi? Co to w ogóle ma znaczyć? - A więc miałem rację. Naprawdę nic pani nie wie o umowie, jaką pani mąŜ zawarł z pani ojcem? JakaŜ pani naiwna. Tak mi zresztą mówiono. Podobno jest pani artystką i marzycielką, niezwracającą uwagi na realia świata biznesu. Owen Sutherland miał tym łatwiejsze zadanie. - Jeśli natychmiast nie powie pan, jaki jest cel tego telefonu, dam znać na policję. - Owen rozwiedzie się z panią zaraz po sprzedaŜy akcji. Ślub Romea i Julii to tylko sprytny chwyt reklamowy, choć Townsendowie dali się na to złapać. Ale wy jesteście tacy sentymentalni, prawda? Nawet w interesach. Połknęliście przynętę Sutherlanda wraz z haczykiem i linką. - MoŜe mi pan wreszcie wyjaśni, o co właściwie chodzi? - Chodzi o interesy, droga pani Sutherland. Czy pani tego nie rozumie? Cała sprawa opiera się na interesach. Jak zawsze w przypadku Owena Sutherlanda. - Niech pan przestanie. - A pani niech chwilę pomyśli. Wiadomość o ślubie i kresie słynnej wojny hotelowej wywoła wielkie zainteresowanie akcjami, kiedy w przyszłym miesiącu ukaŜą się na giełdzie. Akcjonariusze będą je sobie wyrywać. - Chrapliwy głos mówił teraz tonem niemal przyjacielskim. - Pani rodzina myśli, Ŝe udało jej się mistrzowskie posunięcie, ale wkrótce przekona się, Ŝe została wystrychnięta na dudka. Sądzili, Ŝe mogą sprzymierzyć się z Sutherlandem, lecz mocno się przeliczą. Angie mówiła sobie, Ŝe powinna odłoŜyć słuchawkę, Ŝe to tylko telefon od jakiegoś kiepskiego Ŝartownisia. Jednak ogarnęło ją złe przeczucie. Coś tu było nie w porządku, bardzo nie w porządku. - Za dwa lata albo jeszcze szybciej Townsendowie przekonają się, Ŝe nie mają nic do powiedzenia w nowym zarządzie. Owen Sutherland będzie sam decydować o wszystkim. A potem to juŜ tylko kwestia czasu, zanim całkiem usunie ich ze sceny. - Nie rozumiem, o czym pan mówi. - Oczywiście, Ŝe nie rozumiesz, ty mała naiwna idiotko. MoŜe byś choć raz

spróbowała spojrzeć prawdzie w oczy? Zadaj sobie sama pytanie: Po co Owen Sutheriand miałby z tobą zostawać, kiedy juŜ spełnisz swoje zadanie? Aha, i jeszcze jedno. Wyjrzyj na korytarz. Myślę, Ŝe zainteresuje cię to, co znajdziesz za drzwiami. Angie nie wahała się dłuŜej. Rzuciła ze wstrętem słuchawkę na widełki, jakby to była Ŝmija. Powinnam była od razu ją odłoŜyć, powiedziała sobie. Owen będzie wściekły, kiedy się dowie, co zaszło. „Po co Owen Sutheriand miałby z tobą zostawać, kiedy juŜ spełnisz swoje zadanie?” Niemal bezwiednie ruszyła po białym puszystym dywanie ku drzwiom i zimnymi palcami przekręciła gałkę. Na podłodze pod progiem leŜała koperta. Podniosła ją całkiem odrętwiała. W środku znajdował się fax oświadczenia dla prasy wydanego przez zarząd Hoteli Sutheriand, Odręczna notatka w prawym rogu zalecała, aby wstrzymać ten komunikat do następnego dnia po ślubie, a potem przekazać głównym komentatorom giełdowym, działom gospodarki w dziennikach i innym środkom przekazu. „Hotele Sutherland i Pensjonaty Townsend postanowiły dzisiaj ogłosić fuzję. Dwie główne sieci hotelowe, od lat rywalizujące ze sobą o pierwszeństwo, połączyły siły, aby wkroczyć na arenę międzynarodową, W celu zgromadzenia funduszy nowa korporacja pod nazwą "Sutheriand i Townsend" w przyszłym miesiącu wypuści na rynek swoje akcje. Spekulacje na temat ewentualnej spółki krąŜyły na giełdzie juŜ od paru tygodni, kiedy to ogłoszono zaręczyny Owena Sutherlanda, prezesa i dyrektora generalnego Hoteli Sutherland, z Angelą Townsend, córką Palmera Townsenda. Umowa spółki została podpisana w dniu ślubu. Owen Sutheriand i Palmer Townsend zgodnie oświadczyli, Ŝe to małŜeństwo zwiastuje nową erę w rozwoju wspólnej sieci hotelowej". Angie wpatrywała się osłupiała w kartkę trzymaną w ręku, dopóki nie wyrwał jej z odrętwienia jakiś hałas na końcu korytarza. To pokojówka wyszła zza rogu pchając tacę na kółkach, i widząc Angie stojącą w otwartych drzwiach, uśmiechnęła się pytająco. - Dobry wieczór pani. Czy mogę czymś słuŜyć? Angie zaprzeczyła i cofnęła się do pokoju. Nagle coś przyszło jej do głowy. - Chwileczkę. Czy nie widziała pani przypadkiem, kto zostawił tu te kopertę? Pokojówka potrząsnęła głową. - Przykro mi, proszę pani. Nikogo nie widziałam. - Dziękuję. Angie zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie całym cięŜarem, ściskając w ręku oświadczenie prasowe. Wciągnęła głęboko powietrze, próbując zebrać myśli.

To nie moŜe być prawda, powtarzała raz po raz. A potem przypomniała sobie dziennikarzy przy limuzynie i sposób, w jaki Owen chłodno odesłał ich do jej ojca i brata. Jej ojciec i brat. Musieli zaplanować to z Owenem całe tygodnie, a nawet miesiące temu. Tej wielkości spółki nie powstają z dnia na dzień. Było to całkiem w stylu jej rodziny, Ŝeby nie zaprzątać główki małej, naiwnej Angie nuŜącymi detalami dotyczącymi prowadzenia interesów, uzmysłowiła sobie z goryczą. Oni wszyscy zaakceptowali Owena i to wystarczyło. Jak zwykle, sami najlepiej wiedzieli, co jest dla niej dobre. Podskoczyła do telefonu i szybko wystukała domowy numer rodziców. Nikt nie odpowiadał. Kiedy wolno odkładała słuchawkę, drzwi pokoju otworzyły się i stanęła oko w oko z Owenem. - Angie? Czy coś się stało, kochanie? - Spojrzał na nią z troską. - Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha. - Oto, co zobaczyłam - wyjąkała. DrŜącymi palcami podała mu kartkę. - Wygląda na to, Ŝe było kilka drobnych szczegółów dotyczących naszego ślubu, o których zapomniano wspomnieć pannie młodej. Owen natychmiast rozpoznał na faksie znak firmowy swojego przedsiębiorstwa. Od razu zrozumiał, co trzyma w ręku i postanowił, Ŝe w ciągu najbliŜszych dwudziestu czterech godzin poleci czyjaś głowa. Najprawdopodobniej jego rzecznika prasowego, choć trudno było uwierzyć, Ŝeby Calhoun tak marnie się spisał. Calhoun, jak i reszta personelu, dobrze wiedział, Ŝe jeśli prezes Ŝyczy sobie utrzymać coś w tajemnicy, to ma swoje powody. Za takie błędy wylatuje się z pracy. MoŜliwe, oczywiście, Ŝe za przeciek odpowiedzialny był ktoś z drugiej strony. Townsendowie ze swoją spontaniczną Ŝywiołowością dalecy byli od chłodnego opanowania Sutherlandów. Niemniej obie rodziny zgodziły się, aby nowinę o fuzji utrzymać w sekrecie do następnego dnia po ślubie. Co więcej, nalegał na to sam Palmer. Powiedział, Ŝe Angie z jej romantyczną, artystyczną naturą i brakiem rozeznania w interesach moŜe nie zrozumieć, dlaczego jej ślub miałby być łączony z ogłoszeniem spółki. Nie, Townsendowie nie mieli powodu zdradzać przedwcześnie tej wiadomości. Poza tym, fax został wysłany z biura jego zarządu głównego w Tucson. Przeciek wyszedł z jego firmy. - Niech to cholera! - Przebiegł wzrokiem po tekście. - Dla lepszego efektu miało się to

ukazać dopiero jutro. - Myślę, Ŝe to juŜ przyniosło całkiem niezły efekt - powiedziała Angie z nienaturalnym spokojem. Oczy Owena zwęziły się, kiedy podniósł wzrok znad kartki. Pomyślał, Ŝe nigdy dotąd nie słyszał w jej głosie tej nuty goryczy. Jej słowa zawsze były podszyte ciepłem albo śmiechem, kobiecą ciekawością lub słodyczą, czasem namiętnością - nigdy tym obcym chłodem. Patrzył na Ŝonę stojącą przed nim z rękami obronnym gestem skrzyŜowanymi na piersiach. Wiotka i delikatna, z płomiennymi włosami zebranymi w węzeł na karku, patrzyła na niego wzrokiem pełnym zranionej kobiecej dumy. Jej turkusowe, lekko skośne oczy jak zawsze zapierały mu dech w piersiach. Angie wyglądała jak najpiękniejszy z zaprojektowanych przez siebie klejnotów: elegancka i kobieca, emanowała jednocześnie siłą i spokojem. Jedwabny peniuar spowijał jej lekko zaokrąglone piersi. Owen poczuł, jak ogarnia go fala namiętności. Czekał na tę noc przez całe trzy miesiące. Wprawdzie nie tak długo jak na zawiązanie spółki, ale wystarczająco, aby zacząć tracić kontrolę nad swym słynnym opanowaniem. - Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał, starając się zyskać na czasie i wybadać reakcję Angie. Nie był pewien, co jej chodzi po głowie. Po raz pierwszy nie potrafił odgadnąć jej myśli. - Zadzwonił telefon. - Ruchem głowy wskazała aparat przy łóŜku. - Ktoś powiadomił mnie o spółce i poradził, Ŝebym wyjrzała za drzwi. Owen w pierwszej chwili zesztywniał na te słowa, a potem ogarnęła go zimna furia. - Ktoś zadzwonił, Ŝeby ci o tym powiedzieć? - Tak. - Co mówił? - Niewiele, tylko, Ŝe zostałam uŜyta jako pionek w jednej z twoich biznesowych manipulacji. Owen czekał. Kiedy Angie nie kwapiła się z dalszymi informacjami, zapytał ostroŜnie: - Czy to wszystko, co miał do powiedzenia? - Nie. - Nie sądzisz, Ŝe lepiej będzie, jeśli powiesz mi całą resztę? Wzruszyła ramionami. Srebrzysty jedwab przesunął się na jej piersiach. - Mówił niewiele więcej. Tylko tyle, Ŝe za parę lat Townsendowie znajdą się na

lodzie, a ty będziesz sam wszystkim zarządzał. Aha, no i jeszcze wyraził głębokie przekonanie, Ŝe kiedy przestanę być uŜyteczna, czyli zaraz po sprzedaŜy akcji, rozwiedziesz się ze mną. - Zetrę tego drania na proch, kimkolwiek by był - warknął Owen, mnąc kartkę w garści. - Naprawdę? - MoŜesz być pewna. Nie pozwolę nikomu bezkarnie robić ci takich przykrości. Angie, nie wzięłaś chyba powaŜnie tych bzdur o wykorzystaniu cię jako pionka w transakcji? Jej oczy natychmiast rozjaśniły się nadzieją. - A więc to wszystko kłamstwo? Ten komunikat prasowy jest nieprawdziwy? Och, Owen, tak się cieszę! Nawet nie masz pojęcia, jak... Owen wziął głęboki oddech i podszedł do barku, po czym nalał sobie kieliszek koniaku. - Rzeczywiście zawiązaliśmy spółkę. Twój ojciec i ja podpisaliśmy umowę dziś rano, tuŜ przed ceremonią ślubną. Nadzieja w jej oczach zgasła. - Rozumiem. - Nie, nie rozumiesz. - Odwrócił się do niej z kieliszkiem w ręce. - Przypisujesz temu całkiem mylne znaczenie. - CzyŜby? - Angie, nie mówiliśmy ci o spółce, bo cała sprawa miała być aŜ do jutra utrzymana w ścisłej tajemnicy. Tak to jest w interesach. Nigdy się nimi nie zajmowałaś, więc nie było powodu, Ŝeby cię w to wciągać. - Chyba ci nie wierzę, Owen. Myślę, Ŝe nie mówiliście mi o fuzji, bo jeszcze zaczęłabym się zastanawiać, dlaczego się ze mną Ŝenisz. Powiedz, czy mój ojciec potraktował mnie jako część kontraktu? Jako gwarancję, Ŝe moja rodzina na tym nie straci? Czy po prostu uznał to za odpowiedni koniec starej waśni? Townsendowie zawsze byli niepoprawnymi romantykami. Romeo i Julia z happy endem to coś, co musiało mu się spodobać. - Interesy nie miały nic wspólnego z naszymi sprawami osobistymi. - MoŜesz przysiąc, Ŝe to prawda? - Posłuchaj, Angie, przecieŜ wiesz, Ŝe w dzisiejszych czasach tak się tych rzeczy nie załatwia. - Owen uśmiechnął się uspokajająco. - To nie jest małŜeństwo z rozsądku, czy jak to się tam nazywa. Nie jestem masochistą. Przyznaję, Ŝe pragnąłem tej spółki, ale nie aŜ tak bardzo, Ŝeby się wiązać z kobietą, na której mi nie zaleŜy.

- Ale nie jesteś uwiązany do mnie do końca Ŝycia, prawda? MoŜesz się mnie pozbyć, jak tylko akcje zostaną sprzedane. Ten, kto do mnie zadzwonił, przynajmniej pod jednym względem miał rację. Sztuczka z Romeo i Julią to doskonały chwyt reklamowy. Nawet ja potrafię to docenić. - Angie, uspokój się. Zignorowała go, dramatycznym ruchem ręki podkreślając dalsze słowa. - JuŜ widzę te tytuły w gazetach: „Ślub kończy wojnę między konkurentami." „Nowa firma «Sutherland i Townsend» rusza na podbój świata". Ludziom się to niewątpliwie spodoba, prawda? - Angie, posłuchaj - powiedział łagodnie. - Całkiem mylnie wszystko interpretujesz. - Mylnie? Czy chcesz mi powiedzieć, Ŝe data naszego ślubu nie miała nic wspólnego z terminem zawiązania spółki? śe był to po prostu czysty przypadek? Owen zacisnął szczęki. Najchętniej uciąłby tę dyskusję jakimś oczywistym prostym argumentem, który uspokoiłby Angie, ale wiedział, Ŝe to niemoŜliwe. Została juŜ wyrządzona nieodwracalna szkoda. - Nie, to nie był przypadek. Ale to nie było takŜe takie makiawelistyczne działanie, jak przypuszczasz. - Jak mogę w to wierzyć? - Angie zmierzyła go płonącym wzrokiem. Owen czuł, Ŝe zwykłe opanowanie zaczyna go opuszczać. Z wysiłkiem przywołał na pomoc swój rozsądek, który tak dobrze sprawdzał się w interesach. Nie było powodu, Ŝeby nie miał równie dobrze sprawdzić się w małŜeństwie. - Myślałem o tej spółce juŜ od ponad roku - powiedział. - Pół roku temu zwróciłem się z tym do twojego ojca. Wykazał zainteresowanie i zaczęliśmy prowadzić rozmowy. A potem poznałem ciebie i postanowiłem się z tobą oŜenić. Te dwa wydarzenia nie miały ze sobą nic wspólnego. - Och, rzeczywiście? - Tak. Ale kiedy okazało się, Ŝe będzie zarówno spółka, jak i ślub, twoja rodzina i ja doszliśmy do wniosku, Ŝe najlepiej to połączyć. Nie moŜna było nie wykorzystać tak świetnej okazji do reklamy, zwłaszcza, Ŝe mieliśmy zaraz wypuścić akcje. Angie uniosła gniewnie brodę, jej turkusowe oczy rzucały złe błyski. - Dlaczego nic mi nie powiedzieliście? Owen wypił łyk koniaku. - PoniewaŜ obawialiśmy się, Ŝe zareagujesz tak jak teraz. Jesteś projektantką, artystką, a nie kobietą interesu. Palmer i Harry zgodzili się ze mną, Ŝe prawdopodobnie wyciągniesz z

tego fałszywe wnioski. Twoja matka była zdania, Ŝe zrozumiesz, jeśli ci się to wszystko wytłumaczy, ale przegłosowaliśmy ją. - Nie wierzę. Brzmi to, jakbyście zwołali radę zarządu i głosowali nad moją przyszłością. Owen zacisnął zęby. - Angie, zrobiliśmy to dla twojego własnego... - Dla mojego własnego dobra. Wiem. Owen, nie cierpię, kiedy ludzie podejmują za mnie decyzje dla mojego własnego dobra. A właściwie, kiedy miałam się dowiedzieć o tej praktycznej stronie mojego małŜeństwa? Owen westchnął. - Jutro rano. - Dlaczego dopiero wtedy? - zdziwiła się. - Co to za róŜnica? - Jutro rano będziesz moją Ŝoną w kaŜdym znaczeniu tego słowa - przypomniał jej łagodnie. - Będziesz miała pewność, Ŝe to, co do ciebie czuję, nie ma nic wspólnego z Ŝadnymi interesami. Jej oczy rozszerzyły się. - A więc sądziłeś, Ŝe twoja fantastyczna technika miłosna tak mnie zbije z nóg, Ŝe nie będę wiedziała, ile jest dwa dodać dwa, kiedy się dowiem o spółce? śe jutro rano znajdę się pod wpływem czegoś w rodzaju seksualnego zniewolenia? Coś podobnego! MoŜe i jestem sentymentalna i romantyczna, ale nie jestem głupia. Potrząsnął głową, uśmiechając się lekko. - Nigdy nie twierdziłem, Ŝe jesteś głupia. Mam wiele szacunku dla twojej inteligencji. - Zerknął na swoją obrączkę. - I dla twojego talentu. Ale sama przyznasz, Ŝe nie masz głowy do interesów, Angie. - Powiedz mi coś - odparowała. - Czy zalecałbyś się do mnie i poprosił o moją rękę, gdybyś nie był zainteresowany utworzeniem spółki? Czy oŜeniłbyś się ze mną, gdyby to się nie wiązało z dobrą okazją do ubicia interesu? - Angie, pomyśl logicznie - perswadował jej cierpliwie. - Nigdy bym cię nie poznał, gdyby nie moja chęć doprowadzenia do fuzji. Townsendowie i Sutherlandowie nie spotykali się na gruncie towarzyskim. Wojna między naszymi rodzinami moŜe i była przydatna jako chwyt reklamowy, ale nie została wymyślona. Toczyła się naprawdę. Zaczęła się przed trzydziestu laty i prawdopodobnie nadal by trwała, gdyby mój ojciec nie zginął dwa lata temu i nic zostawił mi firmy. Uznałem, Ŝe juŜ najwyŜszy czas zakończyć tę waśń, a twój ojciec zgodził się ze mną. - To było całkiem absurdalne - szepnęła. - I ten absurd trwał tyle lat. Zawsze byłam

ciekawa, jak do tego doszło. - To miało coś wspólnego z poprzednią próbą fuzji, podjętą trzydzieści lat temu. W końcu nic z tego nie wyszło i Sutherlandowie stracili jakieś obiecane kredyty, które potem dostała wasza firma. Mój ojciec winił twojego, a twój twierdził, Ŝe to przez mojego ojca nie doszło do spółki. Po wszystkich tych latach trudno dociec, co było przyczyną. I jeśli o mnie chodzi, to nie ma znaczenia. - Jesteś tego pewien? - spytała. - Absolutnie. Nie obchodzi mnie, co stało się trzydzieści lat temu, Angie. Obchodzi mnie przyszłość mojego przedsiębiorstwa, nie przeszłość. I oddaję twojemu ojcu sprawiedliwość za chęć zakończenia sporu. Mój ojciec nigdy by się na to nie zgodził. Bóg wie, ile razy kłóciliśmy się na ten temat. Angie odwróciła się do niego tyłem, ukazując Owenowi delikatną linię karku i piękne włosy. Jego wzrok przesunął się chciwie po jej zgrabnej sylwetce. Zacisnął palce wokół kieliszka, patrząc na srebrzysty jedwab opinający powabnie zaokrąglone pośladki. To jest moja noc poślubna, pomyślał. - Owen, chciałabym cię o coś zapytać. O coś waŜnego. Czy nikt z twojej rodziny nie przybył na ślub, dlatego Ŝe podobnie jak twój ojciec, nadal Ŝywią dawną urazę? - Zadawnione pretensje z trudem wygasają - przyznał. - Moja rodzina nie przypomina twojej. Nie jesteśmy otwarci ani bezpośredni. - A moŜe myślałeś, Ŝe mnie polubią, kiedy mnie poznają? Liczyłeś na to, Ŝe mój urok i wdzięk osobisty zjednają mi ich sympatię? - Nic mnie nie obchodzi ich sympatia. Obchodzi mnie tylko, Ŝeby cię traktowali z szacunkiem naleŜnym mojej Ŝonie. - A jeśli nie, poprzysiągł w duchu, to odetnie im dochody z Hoteli Sutherland. Miał takie prawne moŜliwości. - A z drugiej strony, po co mieliby się fatygować, Ŝeby mnie poznawać, skoro po sprzedaŜy akcji mogę juŜ nie być panią Sutherland? - spytała Angie podejrzanie łagodnym tonem. Owen poczuł, Ŝe znów zaczyna tracić zimną krew. Wcale mu się to nie podobało. Zawsze potrafił panować nad sobą, swoją firmą i całym otoczeniem. Nikt nie będzie go wodzić za nos. Ojciec nauczył go dominować w kaŜdej sytuacji i to małŜeństwo nie będzie wyjątkiem. On tu jest panem i władcą. Przede wszystkim jednak musi zachować spokój. - Posuwasz się za daleko - ostrzegł. - Angie, mówię ci po raz ostatni, Ŝe nie oŜeniłem się z tobą z powodu spółki. - Więc dlaczego się ze mną oŜeniłeś? - spytała, nie odwracając się.

- Bo pragnąłem mieć cię za Ŝonę. - Owen, czy ty mnie kochasz? Naprawdę kochasz? - zapytała cicho, nadal na niego nie patrząc. - Nigdy mi tego nie powiedziałeś. Wierzyłam, Ŝe tak jest, mówiłam sobie, Ŝe pewno z trudem przychodzi ci wyraŜać uczucia, ale moŜe tylko tak to sobie tłumaczyłam, bo sama byłam bardzo zakochana. Brzęk kieliszka odstawionego z furią na szklany blat barku zabrzmiał w ciszy jak strzał z pistoletu. Owen przeszedł przez pokój, chwycił Angie za ramiona i odwrócił do siebie. Zobaczył, jak jej piękne oczy rozszerzają się ze zdumienia i strachu. - Nie musiałaś szukać Ŝadnych tłumaczeń - wybuchnął. - OŜeniłem się z tobą. Jesteś jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek prosiłem o rękę. Od pierwszej chwili, kiedy cię ujrzałem, wiedziałem, Ŝe będziesz wymarzoną Ŝoną dla mnie. Jesteśmy teraz razem i wszystko będzie dobrze. Daję ci na to słowo honoru. - Gdybym tylko mogła być pewna... Spojrzał głęboko w jej niespokojne oczy i z chrapliwym, gniewnym pomrukiem pochwycił ją w ramiona. Nie pozwalając dokończyć zdania, przycisnął wargi do jej drŜących ust. Całkiem świadomie postanowił wykorzystać własne poŜądanie, Ŝeby rozbudzić Angie. Był pewien, Ŝe mu się to uda. W ciągu ostatnich paru tygodni była mu tak cudownie oddana - czuła i gorąca, gotowa do uległości. Sprawiało mu niekłamaną satysfakcję, Ŝe tak mocno na nią działa, ale uŜywał swojego seksualnego magnetyzmu z umiarem i ostroŜnie, nie chcąc jej spłoszyć ani wykorzystać. Teraz jednak był juŜ na granicy wytrzymałości. W końcu była jego Ŝoną. Miał prawo ją uwieść i wziąć do łóŜka. Kiedy zostaną juŜ kochankami, wszystko będzie dobrze, był tego pewien. - Owen... Owen, proszę... Usłyszał nutę poŜądania w tym błagalnym szepcie i poczuł, Ŝe Angie zaczyna się do niego przytulać. Jej piersi przylgnęły do jego torsu. Jej ramiona oplotły mu szyję, a usta się rozchyliły. Wsunął język głębiej, a ręką delikatnym, pieszczotliwym ruchem zaczął gładzić jej plecy. Westchnęła cicho i zamknęła oczy. Przywarła do niego udami, rozpalając go do białości. Ogarnęła go gwałtowna fala poŜądania. Marzył tylko, aby zanieść Angie na łóŜko, zedrzeć z niej jedwabny peniuar i kochać się z nią do utraty tchu. Wciągnął zapach perfum zmieszany z zapachem jej pobudzonego ciała i wiedział, Ŝe i ona go pragnie, Ŝe jest gorąca i chętna... Nie mógł dłuŜej czekać. Porwał Angie w ramiona i ruszył w stronę wielkiego białego łoŜa pod baldachimem. Owładnęło nim jedno przemoŜne pragnienie: Ŝeby uczynić ją wreszcie swoją Ŝoną pod kaŜdym względem. To była jego noc poślubna, a on płonął

poŜądaniem. Rano Angie zrozumie, Ŝe nie pragnął jej wcale ze względu na spółkę z ojcem. Przekonają o tym w ich łoŜu małŜeńskim. - Owen... - Ciii, kochanie. Porozmawiamy jutro. Zaufaj mi, Angie. Wszystko będzie dobrze. Wszystko się miedzy nami ułoŜy, zobaczysz. PołoŜył ją na łóŜku i pochylił się, Ŝeby zsunąć cienkie ramiączka peniuaru. Angie nie poruszyła się, kiedy błyszczący jedwab rozchylił się, odsłaniając piersi, Owen wstrzymał oddech na widok róŜowych sutek. Wziął delikatnie jedną z nich w palce i lekko potarł. Angie wydała głębokie westchnienie, a dreszcz, który przebiegł jej ciało, przeszedł na niego niczym iskra elektryczna. Owen uśmiechnął się i wyprostował. Patrzył na nią, szarpiąc guziki koszuli. Angie leŜała z szeroko otwartymi oczami, w których odbijało się zwątpienie i niepewność. Równie mocno pragnął pocieszyć ją i ukoić, jak posiąść i zdobyć jako kochanek. Za kilka minut będzie naleŜeć do niego. Pukanie do drzwi postawiło go na równe nogi. - Niech to diabli! - Przyniosłem kolację, proszę pana. Owen zmruŜył oczy z grymasem wściekłości, lecz zaraz się opanował. - Rzeczywiście. - Uśmiechnął się do Angie. - Kiedy ją zamawiałem, myślałem, Ŝe moŜe zechcemy coś zjeść. Jak widać, był to głupi pomysł. Nie przejmuj się, kochanie. Ja się tym zajmę. Podszedł do drzwi i otworzył je jednym szarpnięciem, wbijając gniewny wzrok w kelnera. Młody człowiek uśmiechnął się nerwowo. - Przepraszam, pan zamawiał kolację, p... panie Sutherland? - wyjąkał. - Tak. Niech pan to zostawi. Nie będziemy pana potrzebować. Sami się obsłuŜymy. - Owen uzbroił się w cierpliwość, wiedząc, Ŝe zawsze tak paraliŜująco działa na personel, ilekroć zatrzymuje się w jednym ze swoich hoteli. A teraz musiał wyglądać jeszcze groźniej niŜ zwykle. - Tak, oczywiście, proszę pana. I... chciałem jeszcze... szef kuchni prosił, Ŝeby przekazać jego gratulacje, proszę pana. - Kelner wycofał się, oblany krwistym rumieńcem na widok rozpiętej koszuli Owena. - Przepraszam najmocniej... Proszę dać nam znać, gdyby pan jeszcze czegoś potrzebował. - Naturalnie - skwitował Owen sucho. Wciągnął wózek z kolacją do pokoju i zamknął

drzwi. Odwrócił się do Angie, która siedziała na brzegu łóŜka, poprawiając peniuar. Nie patrzyła na niego. - MoŜe zjemy później? - zasugerował. - Kolacja poczeka. - Nie! - Skoczyła na równe nogi. - Jestem... jestem bardzo głodna. Prawie nic nie wzięłam do ust na przyjęciu i nie mogłam przełknąć śniadania. Właściwie nic nie jadłam przez cały dzień. - Angie... - Pomogę ci. - Podbiegła do wózka i zaczęła zdejmować srebrne pokrywy z półmisków. Powietrze wypełnił smakowity aromat karczochów w złocistym sosie holen- derskim i soczystego łososia z rusztu. - CzyŜ to nie wygląda apetycznie? Owen zmełł przekleństwo w ustach, świadom, Ŝe okazja została zmarnowana. Angie z kobiety gotowej juŜ ulec przeistoczyła się w kłębek nerwów. Zacisnął wargi i posłusznie zaczął rozkładać naczynia. - MoŜe masz ochotę zjeść na tarasie? - zapytał uprzejmie. - Cudowny pomysł! - Wyniosła półmisek z rybą i postawiła na szklanym blacie białego stolika z kutego Ŝelaza. Owen wyszedł wolno za nią, wciągając głęboko w płuca nocne powietrze, Ŝeby ochłodzić wzburzoną krew. - Mgła nadciąga - zauwaŜył niedbale. - To prawda. Trochę się ochłodziło. - MoŜemy zjeść w środku, jeśli wolisz. - Nie, nie - zaprotestowała szybko. - Jeszcze przez jakiś czas nie będzie zimno. A jest coś bardzo przyjemnego w widoku mgły unoszącej się nad oceanem, nie uwaŜasz? - Jeśli się lubi mgłę. - Ja lubię. Usiadła na brzeŜku krzesła i bez reszty zajęła się nakładaniem potraw na talerze. Owen obserwował ją z pobłaŜliwym rozbawieniem. - Dlaczego nagle tak się zdenerwowałaś, Angie? Całowaliśmy się juŜ nieraz. Miałem wraŜenie, Ŝe ci się to podoba, A dziś jest w końcu nasza noc poślubna. - Proszę cię, Owen. Czy moŜemy mówić o czymś innym? - O czymś innym niŜ nasza noc poślubna? - Tak, do diaska! PrzymruŜył tylko leniwie powieki, nie reagując na ten wybuch złości, i sięgnął po

chrupiącą bułeczkę. - Jak sobie Ŝyczysz, kochanie. Im bardziej nerwowa stawała się Angie, tym bardziej spokojny robił się Owen, mówiąc sobie, Ŝe wszystko będzie dobrze. Była takim popędliwym, gorącym stworzeniem i to nie dawało jej duŜych szans w rozgrywce z kimś chłodnym i opanowanym. Dopóki będzie zdenerwowana, on pozostanie panem sytuacji. Zgubił się tylko wtedy, gdy zaskoczyła go nagle tym swoim dziwnym, powściągliwym zachowaniem. Przez parę minut jedli w milczeniu. Owen nie próbował rozładować sytuacji. Niech trochę skruszeje, pomyślał. Wówczas podda mu się bez reszty i będzie koniec problemu. Takie nerwowe, delikatne istoty jak Angie są często same swoimi najgorszymi wrogami. Odkroił właśnie kawałek brie z tacy z serami, kiedy Angie nagle odłoŜyła nóŜ, splotła ręce na kolanach i wyprostowała się w krześle. - Posłuchaj, Owen. Podczas kolacji wiele rzeczy sobie przemyślałam i podjęłam pewne decyzje. - To ciekawe. - Byłabym ci wdzięczna, gdybyś powstrzymał się od sarkastycznych uwag. To powaŜna sprawa. - To, Ŝe będziemy się po raz pierwszy kochać? Masz rację, to powaŜna sprawa, ale myślę, Ŝe sobie jakoś poradzimy. - Owen, proszę cię. To nie jest farsa. - Wiem, kochanie. Czy nie sądzisz jednak, Ŝe zaczyna to juŜ trochę na farsę zakrawać? Wstała nagle, a srebrzysty, lejący się materiał otulił kusząco jej smukłą figurę. Podeszła do bariery tarasu i wbiła wzrok w osnuty mgłą ocean. - Doszłam do wniosku, Ŝe nie mogę dzisiaj podjąć racjonalnej, rozsądnej decyzji co do przyszłości naszego małŜeństwa. - Nie musisz podejmować Ŝadnych decyzji - powiedział Owen spokojnie, odkładając nóŜ. - Decyzja juŜ zapadła, kiedy w obecności trzystu świadków włoŜyłem ci obrączkę na palec. Potrząsnęła gwałtownie głową, nie odwracając się. Zacisnęła ręce na barierce. - Nie wiem, co robić. Nie rozumiesz? Jestem zdezorientowana i pełna obaw. Muszę mieć trochę czasu, Ŝeby to wszystko przemyśleć. - Ach, tak. - Owen zaczął wreszcie rozumieć, do czego ta nieskładna rozmowa ma prowadzić. Odrzucił serwetkę z monogramem i zerwał się z krzesła. Przeszedł przez taras i stanął tuŜ za Angie, nie dotykając jej.

- A jak sądzisz, kiedy będziesz gotowa uznać, Ŝe jesteś jednak moją Ŝoną? - Po sprzedaŜy akcji - powiedziała cichutko drŜącym, ale zdeterminowanym głosem. Owen zobaczył czerwone plamy przed oczami. Przez ułamek sekundy zdawało się, Ŝe wybuchnie. Dopiero po dobrej chwili zdołał się jakoś opanować, ale nawet wtedy nie śmiał jej dotknąć. Zmusił się, Ŝeby mówić wolno i spokojnie, mając nikłą nadzieję, Ŝe moŜe się przesłyszał. - Co właściwie chcesz przez to powiedzieć, Angie? - śe... Ŝe nie chcę konsumpcji naszego małŜeństwa, dopóki spółka "Sutherland i Townsend" oficjalnie nie wejdzie na rynek. Owen nie wierzył własnym uszom. - Akcje pojawią się na giełdzie dopiero pierwszego dnia następnego miesiąca. To znaczy za trzy tygodnie. - Wiem. Wyciągnął rękę i chwycił ją za ramię. Bardzo ostroŜnie, świadom swojej tłumionej pasji i palącej namiętności, odwrócił ją twarzą do siebie. - Chcesz powiedzieć, Ŝe nie pójdziesz ze mną do łóŜka, dopóki się nie przekonasz, czy ten ktoś, kto dzwonił, nie mówił prawdy? Przytaknęła bez słowa. - Jak sądzisz, co muszę w tej chwili czuć, Angie? Jej piękne oczy wypełniły się łzami. - Przepraszam. Ale boję się, Owen. Dałam się namówić na szybki ślub i teraz zadaję sobie pytanie, czy nie popełniłam strasznego błędu. Wiesz, co się mówi o pośpiesznie zawieranych małŜeństwach. - Nie popełniłaś błędu. - Nie rozumiesz? Moja rodzina i ty nie powinniście byli ukrywać przede mną niczego. Po tym telefonie i komunikacie prasowym poczułam się, jakbym dostała obuchem w głowę. Uświadomiłam sobie, jak bardzo naiwnie patrzyłam na nasz związek. - Kochanie, to nieprawda. - To prawda. Musisz przyznać, Owen, Ŝe nawet nie znam cię zbyt dobrze. Nie znam twojej rodziny, nie mówiąc juŜ o twoich prawdziwych uczuciach wobec mnie. Potrzebuję trochę czasu. - Dokładnie trzy tygodnie, tak? Chcesz zobaczyć, czy wystąpię o rozwód po rozprowadzeniu akcji. Chcesz się przekonać, czy nie ukartowałem tego małŜeństwa z powo- dów merkantylnych. - Po części to teŜ - przyznała załamującym się głosem. - Ale przede wszystkim chcę

się upewnić, Ŝe wiem, co robię. - Angie, nie zapominaj, Ŝe twoi rodzice pochwalali nasz związek. Twój ojciec i brat nie mieli nic przeciwko połączeniu daty ślubu i podpisania spółki. Sama wiesz, Ŝe twoja rodzina nigdy nie przystałaby na to małŜeństwo, gdyby nie pewność, Ŝe będziesz szczęśliwa. - Wiem, Ale nie wiem, na ile potrafiłeś być przekonujący, Ŝe ci naprawdę na mnie zaleŜy. Nie rozumiesz? - Podniosła głos z nutą rozpaczy. - To cały problem. Po prostu zbyt wielu rzeczy o tobie nie wiem. - Jak na przykład czego? - zapytał gniewnie. - Chcę poznać twoją rodzinę i dowiedzieć się, dlaczego nikt z nich nie pofatygował się na ślub. Chcę przemyśleć fakt, Ŝe ukryliście przede mną powstanie spółki. Mam mętlik w głowie i chcę mieć szansę uporządkować to jakoś i zdecydować, co z naszym związkiem. - I sądzisz, Ŝe nie będziesz w stanie jasno myśleć, jeśli zgodzisz się ze mną spać, tak? - Nadal ściskał ją mocno za ramię. - Tak? - Tak. - Do wszystkich diabłów, Angie, nie wiesz, co robisz. - Właśnie. I dlatego chcę to przemyśleć. Owen potrząsnął ponuro głową. - Nie to miałem na myśli. - Przyciągnął ją delikatnie do siebie. Stała sztywno i nieruchomo, ale czuł, Ŝe drŜy. Zastanawiał się, jakby zareagowała, gdyby ją pocałował. Zawsze była taka uległa w jego ramionach... - Moja rodzina nie będzie dla mnie Ŝadną rekomendacją, skarbie. Sam widuję się z nimi jak mogę najrzadziej. - Owen, to brzmi okropnie - powiedziała z nosem w jego koszuli. - Wiem. Sądzisz tak, bo wy, Townsendowie, jesteście bardzo rodzinni. Ale to nie znaczy, Ŝe wszyscy są do was podobni. - Ale czy nie rozumiesz? Prędzej czy później będę musiała mieć z nimi do czynienia. Chcę wiedzieć, co mnie czeka. - Angie, zaufaj mi, jeśli chodzi, o te sprawy. Zostaw mi zajmowanie się rodziną i interesami, a sama bądź tylko moją Ŝoną i wszystko świetnie się ułoŜy. - Zapominasz o czymś, Owen - powiedziała spokojnie. - Ten dzisiejszy telefon stanowi oczywisty dowód, Ŝe nie da się oddzielić naszego związku od interesów. Zdobyła punkt i zdawał sobie z tego sprawę. Utrzymywał wybór miejsca na ich miesiąc miodowy w absolutnej tajemnicy, podobnie jak fakt podpisania spółki. JednakŜe ktoś odkrył oba te sekrety i wykorzystał do wbicia klina między niego a Angie. - Mocno teŜ wątpię, Ŝebyśmy mogli zignorować zupełnie twoją rodzinę - kontynuowała Angie. - Choćbyśmy nie wiem jak chcieli.

- W kaŜdym razie moŜemy się postarać - mruknął. Poruszyła się niespokojnie, jakby chcąc wyzwolić ramię z jego uścisku, i podniosła głowę. Jej oczy były nieugięte w bladym świetle przenikającym z pokoju. - Jest jeszcze coś, co musimy rozstrzygnąć, Owen. Coś, czego nie chciałam zbytnio dociekać aŜ do dzisiejszego wieczoru. - Do jasnej cholery! To się staje juŜ nieco nuŜące, nie uwaŜasz? Co jeszcze musisz przemyśleć oprócz kwestii dotyczących mojej rodziny, moich interesów i moich prawdziwych intencji? Wzięła głęboki oddech i spojrzała mu prosto w oczy z wyrazem niespotykanej dotąd powagi. - Muszę wiedzieć, czy mnie naprawdę kochasz. To właściwie jedyna istotna kwestia. Wszystkie inne są pochodną tego zasadniczego pytania, na które nie znam odpowiedzi. Zesztywniał. - Angie, powiedziałem ci przecieŜ, Ŝe jesteś wymarzoną Ŝoną dla mnie. - Tak, ale czy mnie kochasz? MoŜe czas się o tym przekonać. A takŜe o tym, czy potrafisz to przyznać przede mną i przed sobą samym. Muszę się dowiedzieć, czy twoje uczucia do mnie nie wynikają jedynie z fizycznego pociągu i mojej uŜyteczności w zawarciu interesu. - Zmiłuj się, Angie... Wyprostowała się. - Postanowiłam, Ŝe odłoŜymy naszą noc poślubną do czasu, aŜ będziemy mieć pewność, na czym oparty jest nasz związek i jak długo potrwa. Owen zacisnął zęby. - Rozumiem Więc moŜe jeszcze tylko się dowiem, gdzie zamierza pani spędzić dzisiejszą noc, pani Sutherland? Zamrugała nerwowo i zerknęła do środka. - No cóŜ, jesteśmy w hotelu. Powinno tu być mnóstwo pokoi. NajwyŜszą siłą woli Owen zdołał zdusić wybuch gniewu. Ale przybliŜył twarz tak blisko do Angie, Ŝeby bez trudu dostrzegła, jak bardzo jest wściekły. - Chyba nie sądzisz, Ŝe pozwolę swojej Ŝonie iść w naszą noc poślubną do recepcji mojego hotelu i prosić o osobny pokój. Angie przygryzła wargi. - Wierz mi, nie chciałabym cię upokorzyć. - Bardzo mądra decyzja.