CHARLOTTE LAMB
Strach przed
miłością
Harlequin
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • ParyŜ • Praga • Sofia • Sydney
Sztokholm • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kilka dzienników podało wiadomość na pierwszych
stronach. Nie było to wprawdzie wydarzenie na skalę
światową, ale kiedy dwaj znani męŜczyźni wdają się
w bójkę w nocnym klubie, prasa traktuje to jak
sensację, zwłaszcza gdy jeden z nich jest hrabią.
Popijając poranną kawę Gil przyglądał się zdjęciu
w gazecie z raczej ponurą miną. Mimo Ŝe światła
w lokalu były przyćmione, moŜna było bez trudu
rozpoznać kilku obecnych tam i powszechnie znanych
ludzi. Niektórzy śmieli się. Ale nie Gil. Z fotografii
patrzyła na niego jego własna, wykrzywiona złością
twarz. Czarne włosy, czarne oczy, doskonale skrojony
smoking, pod którym rysowały się silnie napięte
mięśnie. Wyglądam jak opryszek, pomyślał i gwał-
townym ruchem rzucił gazetę na podłogę. Dlaczego
musiał się tam akurat wczoraj znaleźć fotograf?
Zadzwonił telefon - to na pewno znowu jakiś
dziennikarz. Dobijali się do niego od wczesnego rana.
Jego pracownicy doskonale wiedzieli, jak reagować.
- Nie mamy nic do powiedzenia - kwitowali
wszelkie pytania.
Firma miała specjalną sekcję reklamy i kontaktów
z klientami, której pracownicy odpowiadali na pytania
prasy. Gil nigdy tego nie robił.
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę wejść!
- Dzwoni lady Westbrook, sir.
Gil spodziewał się tego telefonu, ale nieco później.
Babka zazwyczaj wstawała dość późno.
6 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
- Co? JuŜ? - krzyknął nieco za głośno.
Pani Greybury była osobą zbyt taktowną, by dać
po sobie poznać, Ŝe jest zaskoczona. Ta kobieta
o siwiejących włosach i bladoniebieskich oczach wraz
z męŜem przez wiele lat pracowała w ambasadach.
Od pewnego czasu Greybury'owie prowadzili Gilowi
Martellowi dom i to w sposób wzorowy. Gil ufał im
bezgranicznie; wiedział, Ŝe moŜe liczyć na ich dyskrecję.
- Właśnie wyszedłem do biura - oświadczył teraz,
unikając wzroku swojej gospodyni.
Nie chciał, by ktokolwiek wiedział, jak bardzo
onieśmielała go babka. Większość jego przyjaciół
i znajomych dałaby głowę za to, Ŝe Gilham Martell
nie boi się niczego i nikogo. No, ale nie znali jego babki.
- Czy powiedzieć lady Westbrook, Ŝeby kazała się
przełączyć na telefon samochodowy, sir?
Gil gwałtownie odsunął krzesło.
- Nie, nie, niech zadzwoni później do biura.
Nie czuł się na siłach, by wysłuchać jednego z jej
kazań. Szczególnie o tak wczesnej porze. No i po
wczorajszej nocy. Bolała go głowa, w skroniach
pulsowało, był niewyspany i zły. Gdyby zwierzył się
z tego babce, oświadczyłaby tylko, Ŝe zasłuŜył sobie
na to i pewnie miałaby rację, ale naprawdę nie był
w nastroju na reprymendy.
To w końcu nie on był odpowiedzialny za to, Ŝe
Colin aŜ tak się upił. Były urodziny Mirandy. Zaprosiła
ich do jednej z najlepszych londyńskich restauracji,
potem do nocnego lokalu - samych starych przyjaciół.
Było ich chyba dwunastu. Miranda, jak zresztą
wszyscy, stanowczo za duŜo wypiła. Całe towarzystwo
zachowywało się zbyt głośno i zbyt agresywnie. Co
nie miałoby większego znaczenia, gdyby nie to, Ŝe
mąŜ Mirandy nagle uznał, Ŝe sposób, w jaki Gil
i Miranda tańczą, absolutnie mu nie odpowiada;
Zwłaszcza zaś to, Ŝe przytulali się do siebie całym
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
ciałem, Ŝe on przyłoŜył policzek do jej policzka, a ona
zarzuciła mu ręce na szyję.
To typowe dla Colina! Był na co dzień łagodnym,
spokojnym człowiekiem, ale wystarczyło, Ŝeby się
napił, a stawał się agresywny i zarozumiały, no
i przypominał sobie, Ŝe jego przodkowie od trzystu
lat szczycą się hrabiowskim tytułem. Colin był z tego
znany. Nazajutrz rano budził się skruszony i prze-
praszał za swoje zachowanie. Dzisiaj z pewnością
będzie tak samo.
Gdyby tylko nie ten fotograf, który zrobił im
zdjęcie i sprzedał je brukowej prasie!
- Czy John juŜ przyprowadził samochód? - zapytał
szorstko.
- Stoi przed drzwiami.
Pani Greybury zaczekała, aŜ zamknęły się za nim
drzwi, po czym powróciła do telefonu. Odprowadzając
wzrokiem czarnego rolls-royce'a, który ruszył sprzed
domu, powiedziała do słuchawki:
- Przykro mi, ale pan Martell właśnie odjechał.
MoŜe zadzwoni pani później do biura.
No, przynajmniej nie skłamała.
- Przypuszczam, Ŝe właśnie wypadł z domu - syk
nęła lady Westbrook. - Rozmówię się z nim, nawet
gdybym miała mu przeszkodzić w pracy!
Odwiesiła słuchawkę. Pani Greybury uśmiechnęła
się i zrobiła to samo. JakŜe miło byłoby być muchą
na ścianie pokoju, w którym odbędzie się konfrontacja
tych dwojga. Gilham Martell i jego babka tak bardzo
byli do siebie podobni. I to zarówno fizycznie, jak
i z charakteru. KaŜde wiedziało dokładnie, jak
doprowadzić drugą stronę do wściekłości.
Oboje byli wysocy, szczupli, mieli ten sam profil, te
same ciemne oczy. Mimo Ŝe czas zrobił swoje i stara
pani była juŜ siwa i pomarszczona, to wciąŜ wywierała
silne wraŜenie na swoich bliźnich. Zawsze pewna
8 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
siebie i opanowana, potrafiła przywołać na usta
czarujący uśmiech i choć przekroczyła osiemdziesiątkę,
ruchy miała lekkie i pełne wdzięku. Mnóstwo ludzi
uwaŜało Gilhama Martella za twardego człowieka,
ale jego babka traktowała go tak, jakby wciąŜ był
chłopcem. Gdyby Fredzie Greybury kazano zgadywać,
jak skończy się ich dzisiejsza rozgrywka, postawiłaby
swoje pieniądze niewątpliwie na starszą panią. Przede
wszystkim dlatego, Ŝe ta Ŝyła juŜ bardzo długo i dlatego
była twardsza i jeszcze bardziej uparta niŜ jej wnuk.
Ale była jeszcze jedna przyczyna. Gil bardzo kochał
babkę i jednocześnie jej się bał, toteŜ w kaŜdej kłótni
miała nad nim przewagę.
Lady Westbrook siedziała wyprostowana na sztyw-
nym secesyjnym fotelu. Patrzyła przed siebie gniewnym
wzrokiem, usta miała mocno zasznurowane. Tym
razem nie ujdzie mu to na sucho, pomyślała. Co za
niegodne zachowanie! śeby wdać się w bójkę z przy-
jacielem, i to w publicznym miejscu! Chłopiec, któremu
nie łoi się skóry, musi wyrosnąć na łajdaka, mawiał
nieboszczyk ojciec i miał niewątpliwie rację. Powinna
była Gila trzymać znacznie krócej, gdy był dzieckiem,
ale on owinął ją sobie dokoła małego palca, i oto,
jakie są tego skutki! śeby dobre rodowe nazwisko
poniewierało się po szpaltach brukowej prasy! Wszyscy
przyjaciele juŜ to na pewno przeczytali!
Rumieniec gniewu zalał pomarszczoną twarz lady
Westbrook, sięgnęła zreumatyzowaną dłonią po
odziedziczoną po ojcu laskę i westchnęła.
Och, stracić matkę w wieku siedmiu lat, cóŜ to za
cios dla dziecka, pomyślała. CzyŜ mogłam być dla
niego zbyt surowa? Przez tyle tygodni płakał po
całych nocach, biedaczysko.
Przez dłuŜszą chwilę wpatrywała się w przestrzeń
melancholijnym wzrokiem i oddawała się smutnym
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 9
wspomnieniom. Wreszcie otrząsnęła się i uniosła
wysoko głowę tak charakterystycznym dla niej,
dumnym ruchem.
No, ale ma juŜ trzydzieści cztery lata i jest za stary
na to, Ŝeby afiszować się po nocnych lokalach
z cudzymi Ŝonami, wdawać się w romanse, być
bohaterem plotek i kronik towarzyskich w prasie
i szargać rodowe nazwisko. Zachowuje się, jak gdyby
miał dwadzieścia lat. Musi się oŜenić! Na pewno
uwaŜa, Ŝe ma jeszcze czas, ale niech nie zapomina
o mnie. Nie chciałabym umrzeć, zanim doczekam się
prawnuków. Gdybym miała więcej własnych dzieci,
ale niestety. Nie ma co gdybać! Gil musi się czym
prędzej oŜenić i tyle! Nie rozumiem, co się dzieje
z męŜczyznami w naszej rodzinie. Wszyscy Ŝenią się
bardzo późno, zupełnie jakby bali się małŜeństwa...
a moŜe takiego uczucia, które skłania do zawarcia
związku małŜeńskiego. Nigdy nie byłam pewna, jak
to z nimi jest. Jego dziadek zdecydował się na
małŜeństwo, kiedy miał blisko pięćdziesiąt lat, i oświad
czył mi się zaledwie w kilka dni po tym, jak mnie
poznał. Byłam zaskoczona, ale nie odmówiłam mu.
Obydwoje byliśmy pewni, Ŝe dobrze robimy, i rzeczy
wiście byliśmy szczęśliwi. Tylko jakŜe krótko! Zginął
w tym idiotycznym wypadku. Gdyby dane mu było
poŜyć jeszcze trochę, mielibyśmy zapewne kilkoro
dzieci. No tak, lubił konną jazdę. Ale Ŝeby skakać
przez płoty? W jego wieku? To czyste szaleństwo
i lekkomyślność! A ja nie potrafiłam juŜ Ŝyć z Ŝadnym
innym męŜczyzną, podobnie jak George nie mógł
poślubić innej kobiety po śmierci mojej biednej
Christine. Wszyscy twierdzili, Ŝe oŜenił się z nią dla
jej posagu, ale to nieprawda. Kochał ją, a kiedy
umarła, załamał się zupełnie, a ja załamię się, jeŜeli
Gil nie oŜeni się przed moją śmiercią. Będę musiała
zabrać się do tego bardzo energicznie, to nie ulega
10 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
kwestii. Zmuszę go do małŜeństwa. Przestraszę go
tak, Ŝe będzie się musiał pogodzić z tą myślą.
Energicznie stuknęła laską w podłogę. Prawie
natychmiast otworzyły się drzwi i do pokoju wpadła
zadyszana kobieta. Widać wspinała się szybko po
wąskich krętych schodach.
- Susan, mój płaszcz - zaŜądała lady Westbrook.
- Wychodzę.
- O BoŜe - zdziwiła się dama do towarzystwa.
Była to niemłoda kobieta o kędzierzawych rudych
włosach i piwnych oczach. - Dokąd to się wybieramy?
- Idę do naszego domu towarowego po mojego
wnuka. Susan, zamknijŜe usta, wyglądasz jak ryba.
Wiosna spóźniła się tego roku. Od kilku tygodni
panował chłód, padało bez przerwy. Ludzie, którzy
musieli chodzić do pracy, przemykali się szybko
przez zatłoczone mokre londyńskie ulice, a ci, którym
było to oszczędzone, wyglądali przez okna i cieszyli
się, Ŝe mogą siedzieć w domu.
Większość przechodniów nosiła jeszcze zimową
odzieŜ. Caroline miała na sobie wełnianą suknię
w kolorze dojrzałej moreli, który przydawał jej raczej
pospolitym ciemnym włosom, szarym oczom i oliw-
kowej cerze nieco ciepła i blasku. Caroline nie grzeszyła
urodą. Nie była moŜe brzydka, miała teŜ pewną
indywidualność, niezłą figurę i wiedziała, w czym jest
jej do twarzy. Nauczyła się eksponować swoje długie,
szczupłe nogi, okrągły biuścik, zachowywać się
z pewnością siebie i ukrywać lęk, który pozostał jej
po kilku niezbyt udanych przygodach z męŜczyznami.
Kłopot polegał na tym, Ŝe jej ojciec był bardzo
bogatym człowiekiem. Odziedziczył sieć wielkich
magazynów w północnej Anglii, którą tak rozbudował,
Ŝe był teraz właścicielem eleganckich domów towaro-
wych w wielu miastach Europy i Ameryki. Rozpierała
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 1 1
go energia, czuł nieustanną potrzebę przenoszenia się
z miejsca na miejsce. Wszystkiego było mu mało,
stale rozszerzał swoje imperium handlowe i powiększał
majątek. Caroline była jedynaczką. Wiedziała, Ŝe
któregoś dnia odziedziczy po ojcu całe jego królestwo
i Ŝe to czyni z niej przedmiot zalotów wszystkich
męŜczyzn, którzy uznają małŜeństwo z bogatą dziew-
czyną za najłatwiejszy sposób zdobycia fortuny.
Zeszła na śniadanie i usiadła naprzeciwko ojca.
Spojrzał na nią zadowolonym i dumnym wzrokiem.
- Ślicznie dziś wyglądasz. Nowa sukienka? Bardzo
ci w niej do twarzy.
Caro uśmiechnęła się. Nie powiedziała mu, Ŝe
suknię tę ma juŜ od roku. Fred Ramsgate nigdy nie
rozpoznawał strojów swojej córki, ale zawsze je chwalił.
Jego miłość do niej była tak silna, Ŝe nie dostrzegał
braków jej urody, dla niego była piękna. Sprawiało
jej to przyjemność, chociaŜ kiedy do obcych ludzi
mówił o niej, jak gdyby była ósmym cudem świata,
oblewała się rumieńcem wstydu. Nie mogła nie
zauwaŜyć dyskretnych uśmieszków, ironicznych błys-
ków w oczach męŜczyzn, którzy wysłuchiwali tego
wszystkiego i udawali, Ŝe się zgadzają. Od najmłodszych
lat czuła się tym upokorzona, ale kochała ojca zbyt
mocno, Ŝeby powiedzieć mu, co czuje. Zresztą nie
zrozumiałby, o co jej chodzi. Poczułby się uraŜony
i zakłopotany.
- Wybierasz się na jakieś ciekawe spotkanie?
- zapytał i spojrzał na nią z nadzieją w oczach.
Zrobiło jej się przykro. Od chwili kiedy skończyła
szkołę, marzył o tym, Ŝeby wyszła za mąŜ, i wypytywał
ją o chłopców, z którymi się spotykała.
Nie byłoby to takie przykre, gdyby tylko potrafił
ukryć, jak bardzo zaleŜy mu na znalezieniu dla niej
męŜa. Stale zapraszał na kolacje młodych męŜczyzn
i przez cały wieczór opowiadał o tym, jaką wspaniałą
1 2 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
Ŝoną okaŜe się z pewnością Caroline. A ona kręciła
się nerwowo na krześle i wpatrywała się ponurym
wzrokiem w nieszczęsnego gościa, zmuszonego do
wysłuchiwania monologów ojca. Nawet jeŜeli któryś
jej się podobał, zachowywała się wobec niego z rezerwą.
Jeszcze gorzej było, jeŜeli młody człowiek zaczynał się
do niej zalecać, bo odwrotnie niŜ ojciec bez trudu
odróŜniała prawdę od fałszu.
- Czy jesteś z kimś umówiona? - zapytał ją znowu
z nadzieją w głosie.
- Owszem, na lunch z Amy - odparła sucho.
- Z Amy? - powtórzył Fred Ramsgate i uśmiechnął
się.
Miał wielką słabość do tej szkolnej koleŜanki swojej
córki. Amy w obecności przedstawicieli płci brzydkiej
roztaczała wszystkie swoje kobiece uroki. Była dziew-
czyną niewielkiego wzrostu, o lekko zaokrąglonych,
proporcjonalnych kształtach, jasnych włosach, niebies-
kich oczach. Do tego miała dołek w podbródku
i ciepły, dźwięczny głosik. Istna kieszonkowa Wenus.
Na jej widok męŜczyźni natychmiast odczuwali
potrzebę zaopiekowania się nią. JednakŜe Amy była
po prostu dobrą aktorką, a nie Ŝadnym tam reliktem
epoki wiktoriańskiej. Pracowała jako sprzedawczyni
w jednym z londyńskich domów mody. Miała świetny
zmysł handlowy, wiedziała, jak podchodzić do klientek,
toteŜ doskonale zarabiała. Ale męŜczyźni widzieli
w niej tylko piękną dziewczynę i prześcigali się
nawzajem w zapraszaniu jej na najrozmaitsze imprezy.
- Dokąd się wybieracie? - zapytał Fred Ramsgate,
przerzucając gazetę.
- Do restauracji Westbrooka - odparła Caroline,
nakładając marmoladę na grzankę.
- Jak to? - Ŝachnął się Fred.
- Do Westbrooka - powtórzyła Caroline, zdziwiona
jego tonem. - Lubię tę restaurację. A ty nie zrezyg-
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 1 3
nowałeś jeszcze z jej wykupienia, mimo Ŝe lady
Westbrook odrzuciła twoją ostatnią ofertę?
- Dobrze wiesz, Ŝe się nie poddaję, jeŜeli mi na
czymś bardzo zaleŜy.
Caroline wiedziała, Ŝe to prawda. Kiedy Fred Rams-
gate brał na cel kolejny dom towarowy, poświęcał całą
swoją energię zdobywaniu środków na wykupienie go
i targowaniu się ząb za ząb. Uwielbiał takie transakcje.
Utrzymywały go w dobrej formie i podniecały. Był
wtedy szczęśliwy, a Caroline cieszyło wszystko, co
uszczęśliwiało jej ojca. W głębi duszy zastanawiała się
nieraz nad tym, po co mu był jeszcze jeden wielki
magazyn, skoro był juŜ właścicielem tylu innych. No,
ale ona nigdy nie zaznała biedy. A on zaznał. Dziadek
był kiepsko płatnym subiektem i dopiero kiedy ojciec
miał kilkanaście lat, fortuna uśmiechnęła się do rodziny
Ramsgate'ów. Wspomnienie ubogiego dzieciństwa nie
opuszczało Freda i było niewątpliwie motorem jego
gorączkowej działalności.
Caroline spojrzała na ojca i zobaczyła na jego
twarzy jakŜe znajomy wyraz rozmarzenia połączonego
z determinacją.
- PrzecieŜ wiesz, Caro, Ŝe Westbrook ma dla mnie
szczególne znaczenie. Jesteś za młoda na to, Ŝeby
wiedzieć, czym był za mojej młodości. Stanowił symbol
luksusu, elegancji, stylu, jak filmy z Fredem Astaire'em
i Ginger Rogers. śycie było raczej szare, ale kiedy
przekraczało się progi Westbrooka, było się od razu
w innym świecie. W latach dwudziestych i trzydziestych
zaopatrywała się tam cała złota młodzieŜ. Kiedy
pierwszy raz w Ŝyciu przyjechałem do Londynu od
razu tam poszedłem. Było tuŜ przed BoŜym Narodze
niem. Cały budynek błyszczał niczym gigantyczna
choinka. Poczułem się jak w raju. Wtedy nie śniło mi
się nawet, Ŝe mógłbym zostać jego właścicielem. To
tak jak gdyby marzyć o zdobyciu księŜyca.
14 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
- A czy dzisiaj nie jest tak samo? - zapytała
Caroline łagodnym głosem. - Oni go nigdy nie
sprzedadzą. Nie mają chyba finansowych kłopotów.
- Niestety nie - uśmiechnął się Fred.
- Sam powiedziałeś mi niedawno, Ŝe Gilham Martell
doskonale prowadzi swoją firmę.
- Tak jest. Od czasu gdy ją przejął, zmodernizował
wszystkie działy. Bardzo Ŝałuję, Ŝe nie zająłem się
tym, zanim umarł stary Martełl. Wtedy moŜna było
kupić cały ten kram za niewielką cenę. Budynek nie
był od lat remontowany. Ich akcje stały bardzo
nisko. Ale od czasu, kiedy zjawił się młody Martell,
zyski wzrosły i akcje poszły gwałtownie w górę. No
bo cóŜ to za wspaniała lokalizacja! Na najlepszym
odcinku Oxford Street. Rozglądam się za czymś w tej
części Londynu od czasu, kiedy przenieśliśmy się tutaj.
- Właśnie dlatego Amy i ja chodzimy tam tak
często na lunch. PrzecieŜ wiem, Ŝe jesteś zaintereso
wany, jak im idą interesy.
Z tego samego powodu Caroline bywała i w innych
domach towarowych. Ambicje Freda były bardzo
rozległe.
Była zastępcą kierownika działu finansów londyń-
skiego biura firmy ojca i doskonale orientowała się
w jej świetnej sytuacji finansowej.
Fred spojrzał na córkę z dumą i wdzięcznością.
- Jesteś kochana. A ja nie zrezygnuję z kupna
Westbrooka. Byłoby to szczytowe osiągnięcie mojego
Ŝycia. Ukoronowanie wszystkich moich wysiłków.
Westbrook to dla mnie symbol sukcesu.
- Czy nam rzeczywiście potrzebny jest jakiś sym
bol? Mamy słynny znak firmowy i znane nazwisko.
Poza tym jeŜeli lady Westbrook nie chce sprzeda
wać swoich akcji, a ma pięćdziesiąt jeden procent,
to jak wyobraŜasz sobie zdobycie pakietu kontrol
nego?
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 1 5
- śycie płata róŜne figle - roześmiał się Fred.
- Nawet takim waŜniakom jak Westbrookowie.
- Byłabym wdzięczna, gdybyś mi powiedział, co
cię tak bawi.
Fred rzucił gazetę na stół i wskazał grubym palcem
na widniejącą na pierwszej stronie fotografię.
- Oto co mnie rozbawiło i bardzo wątpię, czy lady
Westbrook jest dziś do śmiechu. WyobraŜam sobie,
jak ona na to zareaguje! Podobno nienawidzi plotek
i skandali w rodzinie.
Caro obejrzała fotografię, gwizdnęła przeciągle
i zaczęła czytać umieszczony obok tekst.
- Więc tak wygląda Gil Martell - powiedziała.
- Musi mieć nie lada temperament. Nie chciałabym
go spotkać w ciemnej ulicy!
A zresztą, moŜe tak? - zastanowiła się w duchu.
Był wprawdzie dokładnie typem męŜczyzny, jakich
nienawidziła - arogancki, despotyczny pewny siebie,
ale... Przyjrzała się raz jeszcze fotografii i mimo woli
przyznała, Ŝe było w tym młodym człowieku chyba
jeszcze coś - coś atrakcyjnego w błyszczących oczach,
w wykroju ust, w zarysie szczęki...
- Przystojny facet - odezwał się Fred.
Caro wzruszyła ramionami.
- JeŜeli ktoś gustuje w tym typie urody - mruknęła.
- A co, nie podoba ci się? Słyszałem, Ŝe Martell
ma duŜe powodzenie u kobiet. No i ciągle wpada
w tarapaty. Nie czytam wprawdzie kronik towarzy
skich, ale podobno pojawia się w nich dość regularnie.
W związku z coraz to innymi damami. Jego babkę to
na pewno szalenie denerwuje. Jest juŜ za stary na
takie numery. Powinien się oŜenić i ustatkować.
- Czy mogę przejąć od ciebie to powiedzenie?
- roześmiała się Caroline. Spojrzała na zegarek
i zerwała się. - Muszę lecieć, bo spóźnię się do pracy.
Mimo Ŝe była córką prezesa firmy, traktowano ją
16 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
jak kaŜdego innego pracownika. Dokładnie o godzinie
dziewiątej musiała siedzieć za swoim biurkiem. I od
pierwszego dnia starała się być punktualna, pilnie
pracować i nie spoglądać na zegarek. Prawdę mówiąc,
pracowała więcej niŜ inni, zostawała w biurze po
godzinach i nie brała za to dodatkowej płacy.
Awansowała na swoje wysokie stanowisko dlatego,
Ŝe sobie na to zasłuŜyła, a nie dlatego, Ŝe była
spadkobierczynią właściciela firmy.
Fred takŜe spojrzał na zegarek. Nie spieszył się
dzisiaj na dziesiątą, poniewaŜ zamierzał odwiedzić
kilka swoich londyńskich magazynów.
- Zobaczymy się po południu na zebraniu komisji
finansowej, prawda?
- Tak jest, o trzeciej - odparła Caroline juŜ od drzwi.
Czekało ją mnóstwo pracy. Dział finansów przygo-
towywał comiesięczne sprawozdanie, toteŜ Caroline,
od rana do chwili, kiedy zaczęła przygotowywać się
do wyjścia na lunch, nie miała czasu na myślenie
o niczym innym.
Mimo Ŝe była zastępcą kierownika działu, sama
wykonywała większość organizacyjnej i codziennej
pracy. Kontrolowała płace i koszty, planowała roczny
budŜet, analizowała wydatki i podpisywała wszystkie
rachunki. Jej szef miał pięćdziesiąt dziewięć lat,
pracował ostatni rok i myślał juŜ wyłącznie o emery-
turze i przeniesieniu się na wieś. Caro miała niebawem
zająć jego miejsce i zostać nie tylko faktyczną, ale
i nominalną kierowniczką działu.
Byli oczywiście ludzie, którzy szeptali za jej plecami,
a nawet otwarcie twierdzili, Ŝe zaszła tak wysoko
dzięki temu, Ŝe jest córką właściciela, ale Caro nie
przejmowała się tym. Wiedziała, Ŝe daje sobie radę,
Ŝe cięŜko pracuje i zna się na tym, co robi. Gdyby nie
była naprawdę kompetentna, Fred nigdy by jej nie
awansował. W sprawach swojej ukochanej firmy był
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 17
bezwzględny, podobnie zresztą jak Caro. Wiedziała,
Ŝe w przyszłości zastąpi ojca i nie zamierzała się przed
nikim z tego tłumaczyć.
Kiedy weszła do Penthouse Restaurant na najwyŜ-
szym piętrze Westbrooka, Amy siedziała juŜ przy
jednym ze stolików.
- Zawsze się spóźniasz - przywitała przyjaciółkę.
- W końcu jesteś córką szefa i moŜesz wychodzić
z biura, kiedy ci się podoba.
- Właśnie dlatego nie mogę.
Caro zabrała się do czytania karty.
- Czy juŜ coś zamówiłaś? Ja poproszę na początek
melona, a potem sałatkę z fasolki i makaronu
- zwróciła się do kelnerki.
- Sałatkę z makaronu? Makaron strasznie tuczy
- krzyknęła Amy.
- Tylko jeŜeli jest zaprawiony tłustym sosem. Czy
napijemy się wina? Nie? No, trudno. Wobec tego
poproszę o wodę mineralną.
Kelnerka odeszła, a Caro zwróciła się do przyjaciółki:
- Przykro mi, Ŝe się spóźniłam, Amy. Utknęłam
w korku. Londyn stał się ostatnio istnym piekłem.
- śycie teŜ - westchnęła Amy.
- A cóŜ to się znowu stało? - uśmiechnęła się Caro.
śycie Amy było pełne dramatycznych wydarzeń,
co szalenie bawiło Caro.
- Johnny wcale nie pojechał do ParyŜa z ciotką,
ale ze swoją sekretarką. Twierdzi, Ŝe to była podróŜ
w interesach, ale jeŜeli tak, to dlaczego kłamał?
- Wszyscy męŜczyźni kłamią.
- A ja myślałam, Ŝe on jest inny - westchnęła Amy.
- Oni są wszyscy tacy sami. Oszukują na kaŜdym
kroku.
- Jesteś strasznie cyniczna. KaŜdego męŜczyznę
podejrzewasz o najgorsze. Wiesz, co myślę? śe ty
jeszcze wciąŜ czujesz coś do Damiana Shawa.
1 8 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
- Chyba zwariowałaś? - Caro zarumieniła się aŜ
po nasadę włosów.
- JeŜeli nie mam racji, to dlaczego tak poczer
wieniałaś?
- Ze złości - rzuciła jej Caro ostrym tonem
i przygryzła dolną wargę.
Kelnerka postawiła przed dziewczynami pierwsze
danie.
Caro zamyśliła się. Miała dwadzieścia jeden lat,
kiedy wdała się w romans z Damianem Shawem.
Teraz miała dwadzieścia sześć i chociaŜ juŜ dawno
przebolała tę sprawę, to ilekroć ją wspominała,
zalewała ją fala złości. Damian Shaw, inteligentny
i szarmancki młody adwokat, wystawił ją po prostu
do wiatru. Rozkochał ją w sobie i tylko udawał, Ŝe
mu na niej zaleŜy. ZaleŜało mu jedynie i wyłącznie
na pieniądzach jej ojca. Zranił nie tylko jej dumę,
ale takŜe serce. Od tej pory Ŝaden męŜczyzna nie
miał u niej szansy.
- Wiesz, co czuję do Damiana? - powiedziała
teraz. - Taką nienawiść, Ŝe chętnie wbiłabym mu nóŜ
pod Ŝebra.
Zamiast tego wbiła widelec w kawałek melona,
spojrzała na gazetę, którą Amy czytała czekając na
nią, i ucieszyła się z moŜliwości zmiany tematu.
- Czy czytałaś o bójce Gilhama Martella z hrabią
Jurby?
- Czytałam. To ci heca! śałuję, Ŝe mnie przy tym
nie było. Ty go chyba znasz. Jaki on jest?
- Kto?
- Gilham Martell.
- Na oczy go nie widziałam. Co ci przyszło do
głowy?
- Bo ja wiem? Tak często jadamy u Westbrooka.
Chyba tylko dlatego, Ŝe twój ojciec zamierza go
wykupić. Byłam pewna, Ŝe znasz pana dyrektora.
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ F9
- Szsz... - uciszyła ją Caro. - Zamknij się. Nic
rozmawiamy o biznesie, zapomniałaś? Tłumaczyłam
ci przecieŜ, Ŝe nie wolno mówić o takich sprawach do
czasu, kiedy jest się gotowym...
- Do skoku... - zachichotała Amy.
- Ja bym tego tak nie nazywała - odparła Caroline
ostrym tonem. - Powiedziałabym raczej: do czasu,
kiedy ma się gotową ofertę.
Przez salę przeszła elegancka kobieta w kurtce
z norek i takiej samej czapce.
- Spójrz, Caro, to jeden z naszych modeli. Idealnie
dobrane skórki. Zobacz, jak pięknie rozchodzą się na
dole. Cudowne, prawda?
- Nie znoszę prawdziwych futer.
- PrzecieŜ norki to nie jest zagroŜony gatunek
- zaprotestowała Amy.
- To jeszcze nie powód, Ŝeby je zabijać.
Wdały się w sprzeczkę, którą prowadziły juŜ wiele
razy bez rezultatu.
Kelnerka zabrała talerze po zakąsce i postawiła
przed nimi główne danie.
- No dobrze, a co powiesz o owcach? - zapytała
Amy tryumfalnym tonem. - Czy masz coś przeciwko
mojemu wełnianemu kostiumowi?
- Owce strzyŜe się, a nie zabija. Są z tego na
pewno zadowolone, szczególnie w czasie letnich
upałów. A propos, bardzo ci ładnie w tym kostiumiku.
- Kupiłam go bardzo tanio. I jeszcze czarną
sukienkę popołudniową.
Caro słuchała bez większego zainteresowania roz-
waŜań Amy o modzie. Ten temat nie pasjonował jej
tak jak przyjaciółkę. Dotyczyło to równieŜ narzekań
na męŜczyzn, którzy z reguły łamali serce biednej
Amy. Na szczęście goiło się szybko i wkrótce pojawiał
się nowy amant i nowe rozczarowanie. Caro nie była
ani tak wytrzymała, ani tak odporna. PrzeŜyła
20 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
dotychczas tylko jeden zawód miłosny i to jej na razie
zupełnie wystarczało. śegnając się z przyjaciółką
winszowała sobie w duchu umiejętności wyciągania
wniosków z poraŜek. Po Damianie nie zamierzała tak
łatwo ulec męskim urokom.
- Do zobaczenia za tydzień w Portland Club House
- krzyknęła na odchodnym Amy. - To będzie moja
kolejka. No, ale muszę lecieć. Dziękuję ci za lunch.
Caro zjechała ruchomymi schodami. Zatrzymywała
się na kolejnych piętrach i przyglądała uwaŜnie nowym
towarom, sposobom ich prezentacji, nowym pomysłom
reklamowymi. Jej bystre oczy rejestrowały te towary,
które sprzedawały się lepiej od innych, i te, które
zalegały na półkach. W dziale biŜuterii wpadł na nią
jakiś młody człowiek, i to z takim impetem, Ŝe
zatoczyła się, o mały włos nie upadła i zatrzymała się
dopiero przy kontuarze z bransoletkami. Kiedy
otrząsnęła się i obróciła, by powiedzieć mu kilka słów
do słuchu, młody brutal właśnie znikał w windzie.
Caro zorientowała się nagle, Ŝe jest późno, i pobiegła
ku wyjściu. Drogę zastąpił jej solidnie zbudowany
męŜczyzna w średnim wieku, dotknął jej ramienia
i spojrzał na nią bezczelnym wzrokiem.
- Przepraszam, ale spieszę się - Ŝachnęła się. Była
przekonana, Ŝe to sprzedawca, który pragnie zwrócić
jej uwagę na jakiś przedmiot.
Przyspieszyła kroku.
- Nic z tego - mruknął męŜczyzna i zacisnął dłoń
na jej ramieniu.
- Proszę mnie puścić!
- Jestem detektywem sklepowym. Obserwujemy
panią! Trzymamy panią od co najmniej dwudziestu
minut na monitorze. Kręci się pani po całym sklepie
z wyraźnym zamiarem kradzieŜy. KaŜdy pani ruch
jest zarejestrowany na taśmie. Pani i pani wspólnika.
Pani myśli, Ŝe udało mu się wyjść na ulicę, ale nie.
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 2 1
Nie daliśmy mu szansy przekazania towaru komuś
z waszego gangu, bo nasza kamera szła za nim przez
cały czas.
- To pomyłka! - zaprotestowała Caroline. - Pan
mnie bierze za kogoś innego!
- Proszę za mną!
- Niech mnie pan puści, to boli!
- Mowy nie ma!
Dokoła zebrała się gromadka ciekawskich. Caro
zarumieniła się ze złości. Musiała wyglądać na winną.
- Nie Ŝyczy pani sobie chyba publicznego widowiska
- szepnął jej do ucha detektyw. I rzeczywiście była to
ostatnia rzecz, jakiej sobie Caro Ŝyczyła, toteŜ chcąc
nie chcąc pozwoliła mu zaprowadzić się do windy.
Detektyw jedną ręką nacisnął guzik, a drugą wciąŜ
przyciskał ramię Caro.
- To, Ŝe jest pan detektywem, nie daje panu prawa
do brutalnego traktowania klientów. Kiedy zobaczę
pańskiego szefa, poskarŜę mu się.
- Gdybym nie był stanowczy, czy poszłaby pani ze
mną? - zapytał chłodno.
- Oczywiście - odparła - gdyby pan mnie uprzejmie
o to poprosił.
- JuŜ to widzę - zaśmiał się sarkastycznie.
Drzwi windy rozsunęły się. Detektyw zaprowadził
Caro szerokim korytarzem do duŜego, elegancko
umeblowanego biura. Gdy mahoniowe drzwi zamknęły
się za nimi, siedząca za biurkiem sekretarka spojrzała
na Caro pogardliwym wzrokiem.
- Nich pan wchodzi bez zapowiedzi - powiedziała
do detektywa. - MęŜczyzna został juŜ zatrzymany.
Harry nie miał z nim Ŝadnych kłopotów. Ale naszyjnika
przy nim nie znaleziono. Ona musi go mieć. Zaraz
zadzwonię po Stellę, Ŝeby ją zrewidowała. Musieli
pracować we dwójkę, bo nikogo innego nie zauwaŜono.
- Widziałem, jak wpadł na nią. To stary trik.
22 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
Myślałem, Ŝe to ona jemu przekazała towar, ale to
było na odwrót. Zresztą niewaŜne. Złapaliśmy oboje-
- JuŜ panu mówiłam, Ŝe pomylił się pan co do
osoby - powiedziała Caro stanowczo.
Detektyw uśmiechnął się porozumiewawczo do
sekretarki.
- Myśmy to chyba juŜ kiedyś słyszeli - roześmiał się.
- Tysiąc razy - odparła z uśmieszkiem.
- Tędy - odezwał się detektyw do Caro, wskazując
jej drzwi. - Przepraszam. Łaskawa pani będzie
uprzejma tędy - poprawił się, patrząc na nią z ironią.
Zapukał do drzwi.
- Proszę wejść! - odezwał się z głębi pokoju
dźwięczny męski głos.
Caro zauwaŜyła nazwisko na drzwiach i zadrŜała.
o nie! - pomyślała - tylko nie on! Cofnęła się jak
spłoszona klacz, która znalazła się nagle nad brzegiem
przepaści. Detektyw chwycił ją mocno za ramię i pchnął
w głąb pokoju. Straciła równowagę, potknęła się
i wylądowała twarzą w puszystym dywanie.
- Po co ta brutalność, Holt? I to wobec kobiety!
- Potknęła się, sir! - odparł detektyw pospiesznie.
Caro uniosła głowę i spojrzała w górę. Grzywka
opadła jej na twarz. Na wysokości jej oczu znajdowała
się para dobrze wypolerowanych czarnych półbucików,
zgrabne długie nogi w wąskich, doskonale skrojonych
spodniach, wyŜej świetnie uszyta marynarka, biała
koszula, ciemnoszary jedwabny krawat i chmurna
twarz. Bardzo chmurna twarz. Twarz, którą natych-
miast rozpoznała. Zaledwie przed kilkoma godzinami
powiedziała, Ŝe nie chciałaby spotkać jej właściciela
w ciemnej ulicy. No cóŜ, nie było tu ciemno, ale nadal
nie miała ochoty na spotkanie z Gilhamem Martellem.
Patrzył na nią z pogardą. Była szczęśliwa, Ŝe nie
moŜe odczytać jego myśli. Miał oczy pokerzysty
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 23
i usta mordercy. Gilham Martell był naprawdę
paskudnym typem, prawie równie paskudnym jak
jego detektyw.
- Proszę wstać! - rzucił jej rozkazującym tonem.
Uniosła się i pozostała przez chwilę na czworakach,
moŜe dlatego, Ŝe z nienawiści aŜ ją zamurowało.
- PoŜałujecie tego! - powiedziała drŜącym z wściek
łości głosem.
Martell pochylił się nagle, chwycił ją swą wąską
arystokratyczną dłonią za ramię, szarpnął i postawił
na nogi, zupełnie jak gdyby była szmacianą lalką.
- Niech mnie pan nie dotyka! - krzyknęła Caro
i odepchnęła go ze wszystkich sił. - Ten człowiek
zachował się jak brutal, wlókł mnie przez cały sklep,
wepchnął mnie siłą do tego pokoju...
Zabrakło jej tchu, zamilkła.
- Co to wszystko ma znaczyć, Holt? - zapytał
Martell detektywa.
- Ona przesadza, sir. Robiłem tylko to, co do
mnie naleŜy. Poprosiłem, Ŝeby ze mną poszła, a kiedy
opierała się, chwyciłem ją po prostu za ramię. Ani
przez chwilę nie uŜywałem siły. Ta kobieta kłamie!
- Pan nie miał prawa zmuszać mnie do czegokol
wiek. Pan popełnił błąd. Nie jestem złodziejką i mogę
tego dowieść.
- Bardzo proszę. - Gilham Martell przyglądał jej
się uwaŜnie.
- Nazywam się Caroline Ramsgate - powiedziała
Caro.
Martell nie zareagował, nie poruszył się, po prostu
czekał, Ŝeby mówiła dalej.
- Jestem córką Freda Ramsgate'a - dodała po
chwili.
I wtedy wyraz twarzy Gilhama Martella zmienił się
radykalnie. Jego ciemne oczy zwęziły się, usta zacisnęły,
zmarszczył brwi i zaczerwienił się gwałtownie.
24 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
- Więc jest pani córką Freda Ramsgate'a - po
wtórzył po chwili beznamiętnym głosem.
- Tak, jestem jego córką. I on pana tak załatwi, Ŝe
odechce się panu wszystkiego.
- MoŜe pan iść - powiedział Gilham do detektywa
po dłuŜszym milczeniu. - Ja się panią zajmę.
Detektyw opuścił pokój niemalŜe na palcach. Gil
podsunął Caro fotel i sam usiadł naprzeciwko niej, na
brzegu biurka.
- Proszę przedstawić mi jakiś dowód toŜsamości
- zaŜądał stanowczym głosem.
Caro otworzyła torebkę i podała mu prawo jazdy,
portfel, kilka zdjęć swoich i ojca, zrobionych w czasie
niedawnego pobytu w Rzymie. Gilham Martell rzucił
na to wszystko okiem, zmarszczył brwi i westchnął.
- Gdy zobaczyłem panią w drzwiach - powiedział
jak gdyby sam do siebie - wiedziałem, Ŝe będą kłopoty.
ROZDZIAŁ DRUGI
Nie był to dobry dzień dla Gilhama Martella.
Najpierw poranna wizyta babki, jej złość i wymówki,
nie mówiąc juŜ o pogróŜkach, które, choć nie
potraktował ich powaŜnie, wprowadziły go w stan
napięcia i irytacji. Doskonale rozumiał, dlaczego
chciała, Ŝeby się oŜenił i załoŜył rodzinę. Czasami
sam miał na to ochotę, ale nigdy jeszcze nie spotkał
kobiety, bez której nie wyobraŜałby sobie Ŝycia, a nie
zamierzał się ustatkować za mniejszą cenę. Gdy
powiedział to babce, rozzłościła się jeszcze bardziej
i krzyknęła, Ŝe jeŜeli do końca roku nie oŜeni się, to
ona sprzeda Westbrooka i zapisze cały swój majątek
na cele dobroczynne.
- Zrób to! - wrzasnął z furią.
Nienawidził szantaŜu. Ona zaś obróciła się na
pięcie i wymaszerowała z pokoju pozostawiając go
w stanie skrajnej irytacji.
Właśnie dlatego nie miał dziś cierpliwości do złodziei.
Co roku dom towarowy tracił tysiące funtów z powodu
kradzieŜy, dlatego teŜ właściciel wydawał fortunę na
detektywów, elektroniczne urządzenia rejestrujące
i instalacje alarmowe. Gil nienawidził sklepowych
złodziei, oczywiście, nie ludzi chorych na kleptomanię,
ale przestępców, którzy zawodowo zajmowali się
grabieŜą.
Problem ten narastał z roku na rok i stawał się
istnym koszmarem. NaleŜało się zdecydowanie z tym
uporać.
Kiedy siedząca teraz przed nim dziewczyna upadła
26 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
na dywan, przyglądał się jej z autentyczną złością.
Stwierdził, Ŝe nie grzeszy urodą. Miała proste, ciemne
włosy, nieokreślone raczej rysy twarzy, z wyjątkiem
oczu, które patrzyły na niego poprzez kosmyki grzywki.
Były bystre, gniewne, niebieskoszare i bardzo in-
teligentne. Zaskoczyła go trochę ich niezwykłość, ale
teraz o nich zapomniał. Nie warto się nią przejmować,
pomyślał sobie, szkoda na to czasu. Ta dziewczyna to
złodziejka!
I zaraz potem... rewelacja!... Zupełnie nie wiedział,
jak zareagować na to, co się stało. Jego detektyw
sklepowy zatrzymał córkę Freda Ramsgate'a i oskarŜył
ją o kradzieŜ!
- JuŜ ja się panią zajmę - powiedział Holtowi
przed chwilą. Detektyw wyszedł, wyraźnie skonfun
dowany. Prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy
z tego, co narobił. Szkoda, Ŝe nie czyta kolumny
finansowej w swojej gazecie, pomyślał Gil i mocniej
zacisnął zęby.
- To jest chyba najgorszy dzień mojego Ŝycia
- powiedział po chwili.
- I jeszcze się nie skończył - zatryumfowała Caro.
- Czy mogę skorzystać z pańskiego telefonu? Muszę
zadzwonić do ojca.
WciąŜ trzymała w ręce swoje fotografie i dokumenty.
PołoŜyła je teraz na blacie biurka, podniosła słuchawkę,
lecz jeszcze zanim zaczęła nakręcać numer, Gil pochylił
się i wbił wzrok w jedną z fotografii. Zrobiona była
poprzedniego roku na Florydzie, ukazywała Caro
w skąpym bikini, które bardziej odkrywało niŜ
zakrywało jej kształty. Caro doskonale wiedziała, Ŝe
nie musi się wstydzić swojej figury, lecz mimo to
zarumieniła się aŜ po nasadę włosów. MoŜe dlatego,
Ŝe Gil Martell oderwał wzrok od zdjęcia i lustrował ją
od stóp do głów.
- Suknia nie zawsze zdobi człowieka - mruknął.
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 27
Udała, Ŝe go nie słyszy, zebrała wszystkie papiery
i szybko wsunęła je do torebki. Poczuła, jak krew
napływa jej do głowy. Co za człowiek! I ten jego
ironiczny uśmieszek! I te oczy pokerzysty!
- Czy mogę zadzwonić? - zapytała niecierpliwie.
- Owszem, ale chciałbym, Ŝeby mi pani przedtem
coś wytłumaczyła. Dlaczego kręciła się pani po całym
magazynie tak, Ŝe to zwróciło uwagę personelu?
Trzymali panią na monitorze przez dłuŜszy czas.
Zachowywała się pani podejrzanie. Nie wymyślili
sobie tego. Zwiedziła pani wszystkie piętra, obser
wowała sprzedawców, klientów. Musiała pani mieć
w tym jakiś cel.
- Oceniałam sytuację - powiedziała Caro chłodno.
- Co pani oceniała?
- Sytuację waszego sklepu.
- Co to ma znaczyć?
- Chciałam się zorientować w waszych mocnych
i słabych stronach, ocenić sprawność załogi, przepływ
klientów, stosunek kupujących do zwykłych gapiów,
zorientować się w sposobie prezentacji towarów.
- Jednym słowem, szpiegowała nas pani! - powie
dział z niesmakiem.
Caro zarumieniła się jeszcze bardziej.
- Nie ma w tym nic złego. KaŜdy klient ma do
tego prawo. O kaŜdej porze dnia.
- Pod warunkiem, Ŝe nie zamierza wykupić naszych
akcji.
- Intencje nie mają tu Ŝadnego znaczenia. Chodzi
wyłącznie o to, czy złamałam prawo, a tego nie
zrobiłam.
- A więc tylko o to chodzi. śeby nie łamać prawa
i nie dać się złapać. Reszta niewaŜna.
- Nic podobnego! Tego nie powiedziałam. Mój
ojciec złoŜył wam ofertę i...
- Która została odrzucona!
28 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ
- MoŜe tylko na razie. Czasy się zmieniają, ludzie
zmieniają zdanie.
- Nie my - odparł krótko.
Udała, Ŝe nie słyszy.
- Tymczasem zaś - ciągnęła dalej - chcemy być
zorientowani w sytuacji. Gdyby wasz magazyn na
gle znalazł się na rynku, nie trzeba by było badać
jego stanu i zastanawiać się, ile jest wart. Na
papierze wygląda to zupełnie inaczej niŜ w rzeczywi
stości.
- Tak więc nasłał panią na nas ojciec i kazał jej
węszyć po wszystkich kątach.
Jak przyjemnie byłoby dać mu w twarz. Caro
dygotała wewnętrznie z hamowanej złości. Nie chciała
ujawniać swojego oburzenia, by nie dać mu satysfakcji.
Nie była pewna, dlaczego tak bardzo chciała ukryć
swoje prawdziwe odczucia przed tym człowiekiem.
Nigdy jej się to jeszcze nie zdarzyło.
- Panie Martell - powiedziała ze sztucznym spo
kojem - byłam w waszej restauracji z przyjaciółką.
Zjadłyśmy lunch, a potem przeszłam się po kilku
piętrach, Ŝeby się zorientować, jak wam idą interesy.
Nie rozumiem, dlaczego pan to potępia i na pewno
pana za to nie przeproszę.
- W takim razie nie zdziwi się pani zapewne, Ŝe i ja
nie przeproszę pani za to, Ŝe została pani uznana
przez jednego z naszych ludzi za złodziejkę.
- Nie jestem tak naiwna, Ŝeby spodziewać się po
panu chociaŜby zwykłej uprzejmości!
Po tej gwałtownej wymianie zdań oboje zamilkli.
Zaległa dziwna cisza.
Po chwili Caro spojrzała na swój zegarek.
- Pójdę juŜ. Nie będę telefonowała. O trzeciej
mam bardzo waŜną naradę. Tam zobaczę ojca
i opowiem mu o wszystkim. Jeden z naszych ad
wokatów zgłosi się do pana.
CHARLOTTE LAMB Strach przed miłością Harlequin Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg Madryt • Mediolan • ParyŜ • Praga • Sofia • Sydney Sztokholm • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ PIERWSZY Kilka dzienników podało wiadomość na pierwszych stronach. Nie było to wprawdzie wydarzenie na skalę światową, ale kiedy dwaj znani męŜczyźni wdają się w bójkę w nocnym klubie, prasa traktuje to jak sensację, zwłaszcza gdy jeden z nich jest hrabią. Popijając poranną kawę Gil przyglądał się zdjęciu w gazecie z raczej ponurą miną. Mimo Ŝe światła w lokalu były przyćmione, moŜna było bez trudu rozpoznać kilku obecnych tam i powszechnie znanych ludzi. Niektórzy śmieli się. Ale nie Gil. Z fotografii patrzyła na niego jego własna, wykrzywiona złością twarz. Czarne włosy, czarne oczy, doskonale skrojony smoking, pod którym rysowały się silnie napięte mięśnie. Wyglądam jak opryszek, pomyślał i gwał- townym ruchem rzucił gazetę na podłogę. Dlaczego musiał się tam akurat wczoraj znaleźć fotograf? Zadzwonił telefon - to na pewno znowu jakiś dziennikarz. Dobijali się do niego od wczesnego rana. Jego pracownicy doskonale wiedzieli, jak reagować. - Nie mamy nic do powiedzenia - kwitowali wszelkie pytania. Firma miała specjalną sekcję reklamy i kontaktów z klientami, której pracownicy odpowiadali na pytania prasy. Gil nigdy tego nie robił. Rozległo się pukanie do drzwi. - Proszę wejść! - Dzwoni lady Westbrook, sir. Gil spodziewał się tego telefonu, ale nieco później. Babka zazwyczaj wstawała dość późno.
6 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ - Co? JuŜ? - krzyknął nieco za głośno. Pani Greybury była osobą zbyt taktowną, by dać po sobie poznać, Ŝe jest zaskoczona. Ta kobieta o siwiejących włosach i bladoniebieskich oczach wraz z męŜem przez wiele lat pracowała w ambasadach. Od pewnego czasu Greybury'owie prowadzili Gilowi Martellowi dom i to w sposób wzorowy. Gil ufał im bezgranicznie; wiedział, Ŝe moŜe liczyć na ich dyskrecję. - Właśnie wyszedłem do biura - oświadczył teraz, unikając wzroku swojej gospodyni. Nie chciał, by ktokolwiek wiedział, jak bardzo onieśmielała go babka. Większość jego przyjaciół i znajomych dałaby głowę za to, Ŝe Gilham Martell nie boi się niczego i nikogo. No, ale nie znali jego babki. - Czy powiedzieć lady Westbrook, Ŝeby kazała się przełączyć na telefon samochodowy, sir? Gil gwałtownie odsunął krzesło. - Nie, nie, niech zadzwoni później do biura. Nie czuł się na siłach, by wysłuchać jednego z jej kazań. Szczególnie o tak wczesnej porze. No i po wczorajszej nocy. Bolała go głowa, w skroniach pulsowało, był niewyspany i zły. Gdyby zwierzył się z tego babce, oświadczyłaby tylko, Ŝe zasłuŜył sobie na to i pewnie miałaby rację, ale naprawdę nie był w nastroju na reprymendy. To w końcu nie on był odpowiedzialny za to, Ŝe Colin aŜ tak się upił. Były urodziny Mirandy. Zaprosiła ich do jednej z najlepszych londyńskich restauracji, potem do nocnego lokalu - samych starych przyjaciół. Było ich chyba dwunastu. Miranda, jak zresztą wszyscy, stanowczo za duŜo wypiła. Całe towarzystwo zachowywało się zbyt głośno i zbyt agresywnie. Co nie miałoby większego znaczenia, gdyby nie to, Ŝe mąŜ Mirandy nagle uznał, Ŝe sposób, w jaki Gil i Miranda tańczą, absolutnie mu nie odpowiada; Zwłaszcza zaś to, Ŝe przytulali się do siebie całym
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ ciałem, Ŝe on przyłoŜył policzek do jej policzka, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. To typowe dla Colina! Był na co dzień łagodnym, spokojnym człowiekiem, ale wystarczyło, Ŝeby się napił, a stawał się agresywny i zarozumiały, no i przypominał sobie, Ŝe jego przodkowie od trzystu lat szczycą się hrabiowskim tytułem. Colin był z tego znany. Nazajutrz rano budził się skruszony i prze- praszał za swoje zachowanie. Dzisiaj z pewnością będzie tak samo. Gdyby tylko nie ten fotograf, który zrobił im zdjęcie i sprzedał je brukowej prasie! - Czy John juŜ przyprowadził samochód? - zapytał szorstko. - Stoi przed drzwiami. Pani Greybury zaczekała, aŜ zamknęły się za nim drzwi, po czym powróciła do telefonu. Odprowadzając wzrokiem czarnego rolls-royce'a, który ruszył sprzed domu, powiedziała do słuchawki: - Przykro mi, ale pan Martell właśnie odjechał. MoŜe zadzwoni pani później do biura. No, przynajmniej nie skłamała. - Przypuszczam, Ŝe właśnie wypadł z domu - syk nęła lady Westbrook. - Rozmówię się z nim, nawet gdybym miała mu przeszkodzić w pracy! Odwiesiła słuchawkę. Pani Greybury uśmiechnęła się i zrobiła to samo. JakŜe miło byłoby być muchą na ścianie pokoju, w którym odbędzie się konfrontacja tych dwojga. Gilham Martell i jego babka tak bardzo byli do siebie podobni. I to zarówno fizycznie, jak i z charakteru. KaŜde wiedziało dokładnie, jak doprowadzić drugą stronę do wściekłości. Oboje byli wysocy, szczupli, mieli ten sam profil, te same ciemne oczy. Mimo Ŝe czas zrobił swoje i stara pani była juŜ siwa i pomarszczona, to wciąŜ wywierała silne wraŜenie na swoich bliźnich. Zawsze pewna
8 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ siebie i opanowana, potrafiła przywołać na usta czarujący uśmiech i choć przekroczyła osiemdziesiątkę, ruchy miała lekkie i pełne wdzięku. Mnóstwo ludzi uwaŜało Gilhama Martella za twardego człowieka, ale jego babka traktowała go tak, jakby wciąŜ był chłopcem. Gdyby Fredzie Greybury kazano zgadywać, jak skończy się ich dzisiejsza rozgrywka, postawiłaby swoje pieniądze niewątpliwie na starszą panią. Przede wszystkim dlatego, Ŝe ta Ŝyła juŜ bardzo długo i dlatego była twardsza i jeszcze bardziej uparta niŜ jej wnuk. Ale była jeszcze jedna przyczyna. Gil bardzo kochał babkę i jednocześnie jej się bał, toteŜ w kaŜdej kłótni miała nad nim przewagę. Lady Westbrook siedziała wyprostowana na sztyw- nym secesyjnym fotelu. Patrzyła przed siebie gniewnym wzrokiem, usta miała mocno zasznurowane. Tym razem nie ujdzie mu to na sucho, pomyślała. Co za niegodne zachowanie! śeby wdać się w bójkę z przy- jacielem, i to w publicznym miejscu! Chłopiec, któremu nie łoi się skóry, musi wyrosnąć na łajdaka, mawiał nieboszczyk ojciec i miał niewątpliwie rację. Powinna była Gila trzymać znacznie krócej, gdy był dzieckiem, ale on owinął ją sobie dokoła małego palca, i oto, jakie są tego skutki! śeby dobre rodowe nazwisko poniewierało się po szpaltach brukowej prasy! Wszyscy przyjaciele juŜ to na pewno przeczytali! Rumieniec gniewu zalał pomarszczoną twarz lady Westbrook, sięgnęła zreumatyzowaną dłonią po odziedziczoną po ojcu laskę i westchnęła. Och, stracić matkę w wieku siedmiu lat, cóŜ to za cios dla dziecka, pomyślała. CzyŜ mogłam być dla niego zbyt surowa? Przez tyle tygodni płakał po całych nocach, biedaczysko. Przez dłuŜszą chwilę wpatrywała się w przestrzeń melancholijnym wzrokiem i oddawała się smutnym
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 9 wspomnieniom. Wreszcie otrząsnęła się i uniosła wysoko głowę tak charakterystycznym dla niej, dumnym ruchem. No, ale ma juŜ trzydzieści cztery lata i jest za stary na to, Ŝeby afiszować się po nocnych lokalach z cudzymi Ŝonami, wdawać się w romanse, być bohaterem plotek i kronik towarzyskich w prasie i szargać rodowe nazwisko. Zachowuje się, jak gdyby miał dwadzieścia lat. Musi się oŜenić! Na pewno uwaŜa, Ŝe ma jeszcze czas, ale niech nie zapomina o mnie. Nie chciałabym umrzeć, zanim doczekam się prawnuków. Gdybym miała więcej własnych dzieci, ale niestety. Nie ma co gdybać! Gil musi się czym prędzej oŜenić i tyle! Nie rozumiem, co się dzieje z męŜczyznami w naszej rodzinie. Wszyscy Ŝenią się bardzo późno, zupełnie jakby bali się małŜeństwa... a moŜe takiego uczucia, które skłania do zawarcia związku małŜeńskiego. Nigdy nie byłam pewna, jak to z nimi jest. Jego dziadek zdecydował się na małŜeństwo, kiedy miał blisko pięćdziesiąt lat, i oświad czył mi się zaledwie w kilka dni po tym, jak mnie poznał. Byłam zaskoczona, ale nie odmówiłam mu. Obydwoje byliśmy pewni, Ŝe dobrze robimy, i rzeczy wiście byliśmy szczęśliwi. Tylko jakŜe krótko! Zginął w tym idiotycznym wypadku. Gdyby dane mu było poŜyć jeszcze trochę, mielibyśmy zapewne kilkoro dzieci. No tak, lubił konną jazdę. Ale Ŝeby skakać przez płoty? W jego wieku? To czyste szaleństwo i lekkomyślność! A ja nie potrafiłam juŜ Ŝyć z Ŝadnym innym męŜczyzną, podobnie jak George nie mógł poślubić innej kobiety po śmierci mojej biednej Christine. Wszyscy twierdzili, Ŝe oŜenił się z nią dla jej posagu, ale to nieprawda. Kochał ją, a kiedy umarła, załamał się zupełnie, a ja załamię się, jeŜeli Gil nie oŜeni się przed moją śmiercią. Będę musiała zabrać się do tego bardzo energicznie, to nie ulega
10 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ kwestii. Zmuszę go do małŜeństwa. Przestraszę go tak, Ŝe będzie się musiał pogodzić z tą myślą. Energicznie stuknęła laską w podłogę. Prawie natychmiast otworzyły się drzwi i do pokoju wpadła zadyszana kobieta. Widać wspinała się szybko po wąskich krętych schodach. - Susan, mój płaszcz - zaŜądała lady Westbrook. - Wychodzę. - O BoŜe - zdziwiła się dama do towarzystwa. Była to niemłoda kobieta o kędzierzawych rudych włosach i piwnych oczach. - Dokąd to się wybieramy? - Idę do naszego domu towarowego po mojego wnuka. Susan, zamknijŜe usta, wyglądasz jak ryba. Wiosna spóźniła się tego roku. Od kilku tygodni panował chłód, padało bez przerwy. Ludzie, którzy musieli chodzić do pracy, przemykali się szybko przez zatłoczone mokre londyńskie ulice, a ci, którym było to oszczędzone, wyglądali przez okna i cieszyli się, Ŝe mogą siedzieć w domu. Większość przechodniów nosiła jeszcze zimową odzieŜ. Caroline miała na sobie wełnianą suknię w kolorze dojrzałej moreli, który przydawał jej raczej pospolitym ciemnym włosom, szarym oczom i oliw- kowej cerze nieco ciepła i blasku. Caroline nie grzeszyła urodą. Nie była moŜe brzydka, miała teŜ pewną indywidualność, niezłą figurę i wiedziała, w czym jest jej do twarzy. Nauczyła się eksponować swoje długie, szczupłe nogi, okrągły biuścik, zachowywać się z pewnością siebie i ukrywać lęk, który pozostał jej po kilku niezbyt udanych przygodach z męŜczyznami. Kłopot polegał na tym, Ŝe jej ojciec był bardzo bogatym człowiekiem. Odziedziczył sieć wielkich magazynów w północnej Anglii, którą tak rozbudował, Ŝe był teraz właścicielem eleganckich domów towaro- wych w wielu miastach Europy i Ameryki. Rozpierała
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 1 1 go energia, czuł nieustanną potrzebę przenoszenia się z miejsca na miejsce. Wszystkiego było mu mało, stale rozszerzał swoje imperium handlowe i powiększał majątek. Caroline była jedynaczką. Wiedziała, Ŝe któregoś dnia odziedziczy po ojcu całe jego królestwo i Ŝe to czyni z niej przedmiot zalotów wszystkich męŜczyzn, którzy uznają małŜeństwo z bogatą dziew- czyną za najłatwiejszy sposób zdobycia fortuny. Zeszła na śniadanie i usiadła naprzeciwko ojca. Spojrzał na nią zadowolonym i dumnym wzrokiem. - Ślicznie dziś wyglądasz. Nowa sukienka? Bardzo ci w niej do twarzy. Caro uśmiechnęła się. Nie powiedziała mu, Ŝe suknię tę ma juŜ od roku. Fred Ramsgate nigdy nie rozpoznawał strojów swojej córki, ale zawsze je chwalił. Jego miłość do niej była tak silna, Ŝe nie dostrzegał braków jej urody, dla niego była piękna. Sprawiało jej to przyjemność, chociaŜ kiedy do obcych ludzi mówił o niej, jak gdyby była ósmym cudem świata, oblewała się rumieńcem wstydu. Nie mogła nie zauwaŜyć dyskretnych uśmieszków, ironicznych błys- ków w oczach męŜczyzn, którzy wysłuchiwali tego wszystkiego i udawali, Ŝe się zgadzają. Od najmłodszych lat czuła się tym upokorzona, ale kochała ojca zbyt mocno, Ŝeby powiedzieć mu, co czuje. Zresztą nie zrozumiałby, o co jej chodzi. Poczułby się uraŜony i zakłopotany. - Wybierasz się na jakieś ciekawe spotkanie? - zapytał i spojrzał na nią z nadzieją w oczach. Zrobiło jej się przykro. Od chwili kiedy skończyła szkołę, marzył o tym, Ŝeby wyszła za mąŜ, i wypytywał ją o chłopców, z którymi się spotykała. Nie byłoby to takie przykre, gdyby tylko potrafił ukryć, jak bardzo zaleŜy mu na znalezieniu dla niej męŜa. Stale zapraszał na kolacje młodych męŜczyzn i przez cały wieczór opowiadał o tym, jaką wspaniałą
1 2 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ Ŝoną okaŜe się z pewnością Caroline. A ona kręciła się nerwowo na krześle i wpatrywała się ponurym wzrokiem w nieszczęsnego gościa, zmuszonego do wysłuchiwania monologów ojca. Nawet jeŜeli któryś jej się podobał, zachowywała się wobec niego z rezerwą. Jeszcze gorzej było, jeŜeli młody człowiek zaczynał się do niej zalecać, bo odwrotnie niŜ ojciec bez trudu odróŜniała prawdę od fałszu. - Czy jesteś z kimś umówiona? - zapytał ją znowu z nadzieją w głosie. - Owszem, na lunch z Amy - odparła sucho. - Z Amy? - powtórzył Fred Ramsgate i uśmiechnął się. Miał wielką słabość do tej szkolnej koleŜanki swojej córki. Amy w obecności przedstawicieli płci brzydkiej roztaczała wszystkie swoje kobiece uroki. Była dziew- czyną niewielkiego wzrostu, o lekko zaokrąglonych, proporcjonalnych kształtach, jasnych włosach, niebies- kich oczach. Do tego miała dołek w podbródku i ciepły, dźwięczny głosik. Istna kieszonkowa Wenus. Na jej widok męŜczyźni natychmiast odczuwali potrzebę zaopiekowania się nią. JednakŜe Amy była po prostu dobrą aktorką, a nie Ŝadnym tam reliktem epoki wiktoriańskiej. Pracowała jako sprzedawczyni w jednym z londyńskich domów mody. Miała świetny zmysł handlowy, wiedziała, jak podchodzić do klientek, toteŜ doskonale zarabiała. Ale męŜczyźni widzieli w niej tylko piękną dziewczynę i prześcigali się nawzajem w zapraszaniu jej na najrozmaitsze imprezy. - Dokąd się wybieracie? - zapytał Fred Ramsgate, przerzucając gazetę. - Do restauracji Westbrooka - odparła Caroline, nakładając marmoladę na grzankę. - Jak to? - Ŝachnął się Fred. - Do Westbrooka - powtórzyła Caroline, zdziwiona jego tonem. - Lubię tę restaurację. A ty nie zrezyg-
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 1 3 nowałeś jeszcze z jej wykupienia, mimo Ŝe lady Westbrook odrzuciła twoją ostatnią ofertę? - Dobrze wiesz, Ŝe się nie poddaję, jeŜeli mi na czymś bardzo zaleŜy. Caroline wiedziała, Ŝe to prawda. Kiedy Fred Rams- gate brał na cel kolejny dom towarowy, poświęcał całą swoją energię zdobywaniu środków na wykupienie go i targowaniu się ząb za ząb. Uwielbiał takie transakcje. Utrzymywały go w dobrej formie i podniecały. Był wtedy szczęśliwy, a Caroline cieszyło wszystko, co uszczęśliwiało jej ojca. W głębi duszy zastanawiała się nieraz nad tym, po co mu był jeszcze jeden wielki magazyn, skoro był juŜ właścicielem tylu innych. No, ale ona nigdy nie zaznała biedy. A on zaznał. Dziadek był kiepsko płatnym subiektem i dopiero kiedy ojciec miał kilkanaście lat, fortuna uśmiechnęła się do rodziny Ramsgate'ów. Wspomnienie ubogiego dzieciństwa nie opuszczało Freda i było niewątpliwie motorem jego gorączkowej działalności. Caroline spojrzała na ojca i zobaczyła na jego twarzy jakŜe znajomy wyraz rozmarzenia połączonego z determinacją. - PrzecieŜ wiesz, Caro, Ŝe Westbrook ma dla mnie szczególne znaczenie. Jesteś za młoda na to, Ŝeby wiedzieć, czym był za mojej młodości. Stanowił symbol luksusu, elegancji, stylu, jak filmy z Fredem Astaire'em i Ginger Rogers. śycie było raczej szare, ale kiedy przekraczało się progi Westbrooka, było się od razu w innym świecie. W latach dwudziestych i trzydziestych zaopatrywała się tam cała złota młodzieŜ. Kiedy pierwszy raz w Ŝyciu przyjechałem do Londynu od razu tam poszedłem. Było tuŜ przed BoŜym Narodze niem. Cały budynek błyszczał niczym gigantyczna choinka. Poczułem się jak w raju. Wtedy nie śniło mi się nawet, Ŝe mógłbym zostać jego właścicielem. To tak jak gdyby marzyć o zdobyciu księŜyca.
14 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ - A czy dzisiaj nie jest tak samo? - zapytała Caroline łagodnym głosem. - Oni go nigdy nie sprzedadzą. Nie mają chyba finansowych kłopotów. - Niestety nie - uśmiechnął się Fred. - Sam powiedziałeś mi niedawno, Ŝe Gilham Martell doskonale prowadzi swoją firmę. - Tak jest. Od czasu gdy ją przejął, zmodernizował wszystkie działy. Bardzo Ŝałuję, Ŝe nie zająłem się tym, zanim umarł stary Martełl. Wtedy moŜna było kupić cały ten kram za niewielką cenę. Budynek nie był od lat remontowany. Ich akcje stały bardzo nisko. Ale od czasu, kiedy zjawił się młody Martell, zyski wzrosły i akcje poszły gwałtownie w górę. No bo cóŜ to za wspaniała lokalizacja! Na najlepszym odcinku Oxford Street. Rozglądam się za czymś w tej części Londynu od czasu, kiedy przenieśliśmy się tutaj. - Właśnie dlatego Amy i ja chodzimy tam tak często na lunch. PrzecieŜ wiem, Ŝe jesteś zaintereso wany, jak im idą interesy. Z tego samego powodu Caroline bywała i w innych domach towarowych. Ambicje Freda były bardzo rozległe. Była zastępcą kierownika działu finansów londyń- skiego biura firmy ojca i doskonale orientowała się w jej świetnej sytuacji finansowej. Fred spojrzał na córkę z dumą i wdzięcznością. - Jesteś kochana. A ja nie zrezygnuję z kupna Westbrooka. Byłoby to szczytowe osiągnięcie mojego Ŝycia. Ukoronowanie wszystkich moich wysiłków. Westbrook to dla mnie symbol sukcesu. - Czy nam rzeczywiście potrzebny jest jakiś sym bol? Mamy słynny znak firmowy i znane nazwisko. Poza tym jeŜeli lady Westbrook nie chce sprzeda wać swoich akcji, a ma pięćdziesiąt jeden procent, to jak wyobraŜasz sobie zdobycie pakietu kontrol nego?
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 1 5 - śycie płata róŜne figle - roześmiał się Fred. - Nawet takim waŜniakom jak Westbrookowie. - Byłabym wdzięczna, gdybyś mi powiedział, co cię tak bawi. Fred rzucił gazetę na stół i wskazał grubym palcem na widniejącą na pierwszej stronie fotografię. - Oto co mnie rozbawiło i bardzo wątpię, czy lady Westbrook jest dziś do śmiechu. WyobraŜam sobie, jak ona na to zareaguje! Podobno nienawidzi plotek i skandali w rodzinie. Caro obejrzała fotografię, gwizdnęła przeciągle i zaczęła czytać umieszczony obok tekst. - Więc tak wygląda Gil Martell - powiedziała. - Musi mieć nie lada temperament. Nie chciałabym go spotkać w ciemnej ulicy! A zresztą, moŜe tak? - zastanowiła się w duchu. Był wprawdzie dokładnie typem męŜczyzny, jakich nienawidziła - arogancki, despotyczny pewny siebie, ale... Przyjrzała się raz jeszcze fotografii i mimo woli przyznała, Ŝe było w tym młodym człowieku chyba jeszcze coś - coś atrakcyjnego w błyszczących oczach, w wykroju ust, w zarysie szczęki... - Przystojny facet - odezwał się Fred. Caro wzruszyła ramionami. - JeŜeli ktoś gustuje w tym typie urody - mruknęła. - A co, nie podoba ci się? Słyszałem, Ŝe Martell ma duŜe powodzenie u kobiet. No i ciągle wpada w tarapaty. Nie czytam wprawdzie kronik towarzy skich, ale podobno pojawia się w nich dość regularnie. W związku z coraz to innymi damami. Jego babkę to na pewno szalenie denerwuje. Jest juŜ za stary na takie numery. Powinien się oŜenić i ustatkować. - Czy mogę przejąć od ciebie to powiedzenie? - roześmiała się Caroline. Spojrzała na zegarek i zerwała się. - Muszę lecieć, bo spóźnię się do pracy. Mimo Ŝe była córką prezesa firmy, traktowano ją
16 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ jak kaŜdego innego pracownika. Dokładnie o godzinie dziewiątej musiała siedzieć za swoim biurkiem. I od pierwszego dnia starała się być punktualna, pilnie pracować i nie spoglądać na zegarek. Prawdę mówiąc, pracowała więcej niŜ inni, zostawała w biurze po godzinach i nie brała za to dodatkowej płacy. Awansowała na swoje wysokie stanowisko dlatego, Ŝe sobie na to zasłuŜyła, a nie dlatego, Ŝe była spadkobierczynią właściciela firmy. Fred takŜe spojrzał na zegarek. Nie spieszył się dzisiaj na dziesiątą, poniewaŜ zamierzał odwiedzić kilka swoich londyńskich magazynów. - Zobaczymy się po południu na zebraniu komisji finansowej, prawda? - Tak jest, o trzeciej - odparła Caroline juŜ od drzwi. Czekało ją mnóstwo pracy. Dział finansów przygo- towywał comiesięczne sprawozdanie, toteŜ Caroline, od rana do chwili, kiedy zaczęła przygotowywać się do wyjścia na lunch, nie miała czasu na myślenie o niczym innym. Mimo Ŝe była zastępcą kierownika działu, sama wykonywała większość organizacyjnej i codziennej pracy. Kontrolowała płace i koszty, planowała roczny budŜet, analizowała wydatki i podpisywała wszystkie rachunki. Jej szef miał pięćdziesiąt dziewięć lat, pracował ostatni rok i myślał juŜ wyłącznie o emery- turze i przeniesieniu się na wieś. Caro miała niebawem zająć jego miejsce i zostać nie tylko faktyczną, ale i nominalną kierowniczką działu. Byli oczywiście ludzie, którzy szeptali za jej plecami, a nawet otwarcie twierdzili, Ŝe zaszła tak wysoko dzięki temu, Ŝe jest córką właściciela, ale Caro nie przejmowała się tym. Wiedziała, Ŝe daje sobie radę, Ŝe cięŜko pracuje i zna się na tym, co robi. Gdyby nie była naprawdę kompetentna, Fred nigdy by jej nie awansował. W sprawach swojej ukochanej firmy był
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 17 bezwzględny, podobnie zresztą jak Caro. Wiedziała, Ŝe w przyszłości zastąpi ojca i nie zamierzała się przed nikim z tego tłumaczyć. Kiedy weszła do Penthouse Restaurant na najwyŜ- szym piętrze Westbrooka, Amy siedziała juŜ przy jednym ze stolików. - Zawsze się spóźniasz - przywitała przyjaciółkę. - W końcu jesteś córką szefa i moŜesz wychodzić z biura, kiedy ci się podoba. - Właśnie dlatego nie mogę. Caro zabrała się do czytania karty. - Czy juŜ coś zamówiłaś? Ja poproszę na początek melona, a potem sałatkę z fasolki i makaronu - zwróciła się do kelnerki. - Sałatkę z makaronu? Makaron strasznie tuczy - krzyknęła Amy. - Tylko jeŜeli jest zaprawiony tłustym sosem. Czy napijemy się wina? Nie? No, trudno. Wobec tego poproszę o wodę mineralną. Kelnerka odeszła, a Caro zwróciła się do przyjaciółki: - Przykro mi, Ŝe się spóźniłam, Amy. Utknęłam w korku. Londyn stał się ostatnio istnym piekłem. - śycie teŜ - westchnęła Amy. - A cóŜ to się znowu stało? - uśmiechnęła się Caro. śycie Amy było pełne dramatycznych wydarzeń, co szalenie bawiło Caro. - Johnny wcale nie pojechał do ParyŜa z ciotką, ale ze swoją sekretarką. Twierdzi, Ŝe to była podróŜ w interesach, ale jeŜeli tak, to dlaczego kłamał? - Wszyscy męŜczyźni kłamią. - A ja myślałam, Ŝe on jest inny - westchnęła Amy. - Oni są wszyscy tacy sami. Oszukują na kaŜdym kroku. - Jesteś strasznie cyniczna. KaŜdego męŜczyznę podejrzewasz o najgorsze. Wiesz, co myślę? śe ty jeszcze wciąŜ czujesz coś do Damiana Shawa.
1 8 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ - Chyba zwariowałaś? - Caro zarumieniła się aŜ po nasadę włosów. - JeŜeli nie mam racji, to dlaczego tak poczer wieniałaś? - Ze złości - rzuciła jej Caro ostrym tonem i przygryzła dolną wargę. Kelnerka postawiła przed dziewczynami pierwsze danie. Caro zamyśliła się. Miała dwadzieścia jeden lat, kiedy wdała się w romans z Damianem Shawem. Teraz miała dwadzieścia sześć i chociaŜ juŜ dawno przebolała tę sprawę, to ilekroć ją wspominała, zalewała ją fala złości. Damian Shaw, inteligentny i szarmancki młody adwokat, wystawił ją po prostu do wiatru. Rozkochał ją w sobie i tylko udawał, Ŝe mu na niej zaleŜy. ZaleŜało mu jedynie i wyłącznie na pieniądzach jej ojca. Zranił nie tylko jej dumę, ale takŜe serce. Od tej pory Ŝaden męŜczyzna nie miał u niej szansy. - Wiesz, co czuję do Damiana? - powiedziała teraz. - Taką nienawiść, Ŝe chętnie wbiłabym mu nóŜ pod Ŝebra. Zamiast tego wbiła widelec w kawałek melona, spojrzała na gazetę, którą Amy czytała czekając na nią, i ucieszyła się z moŜliwości zmiany tematu. - Czy czytałaś o bójce Gilhama Martella z hrabią Jurby? - Czytałam. To ci heca! śałuję, Ŝe mnie przy tym nie było. Ty go chyba znasz. Jaki on jest? - Kto? - Gilham Martell. - Na oczy go nie widziałam. Co ci przyszło do głowy? - Bo ja wiem? Tak często jadamy u Westbrooka. Chyba tylko dlatego, Ŝe twój ojciec zamierza go wykupić. Byłam pewna, Ŝe znasz pana dyrektora.
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ F9 - Szsz... - uciszyła ją Caro. - Zamknij się. Nic rozmawiamy o biznesie, zapomniałaś? Tłumaczyłam ci przecieŜ, Ŝe nie wolno mówić o takich sprawach do czasu, kiedy jest się gotowym... - Do skoku... - zachichotała Amy. - Ja bym tego tak nie nazywała - odparła Caroline ostrym tonem. - Powiedziałabym raczej: do czasu, kiedy ma się gotową ofertę. Przez salę przeszła elegancka kobieta w kurtce z norek i takiej samej czapce. - Spójrz, Caro, to jeden z naszych modeli. Idealnie dobrane skórki. Zobacz, jak pięknie rozchodzą się na dole. Cudowne, prawda? - Nie znoszę prawdziwych futer. - PrzecieŜ norki to nie jest zagroŜony gatunek - zaprotestowała Amy. - To jeszcze nie powód, Ŝeby je zabijać. Wdały się w sprzeczkę, którą prowadziły juŜ wiele razy bez rezultatu. Kelnerka zabrała talerze po zakąsce i postawiła przed nimi główne danie. - No dobrze, a co powiesz o owcach? - zapytała Amy tryumfalnym tonem. - Czy masz coś przeciwko mojemu wełnianemu kostiumowi? - Owce strzyŜe się, a nie zabija. Są z tego na pewno zadowolone, szczególnie w czasie letnich upałów. A propos, bardzo ci ładnie w tym kostiumiku. - Kupiłam go bardzo tanio. I jeszcze czarną sukienkę popołudniową. Caro słuchała bez większego zainteresowania roz- waŜań Amy o modzie. Ten temat nie pasjonował jej tak jak przyjaciółkę. Dotyczyło to równieŜ narzekań na męŜczyzn, którzy z reguły łamali serce biednej Amy. Na szczęście goiło się szybko i wkrótce pojawiał się nowy amant i nowe rozczarowanie. Caro nie była ani tak wytrzymała, ani tak odporna. PrzeŜyła
20 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ dotychczas tylko jeden zawód miłosny i to jej na razie zupełnie wystarczało. śegnając się z przyjaciółką winszowała sobie w duchu umiejętności wyciągania wniosków z poraŜek. Po Damianie nie zamierzała tak łatwo ulec męskim urokom. - Do zobaczenia za tydzień w Portland Club House - krzyknęła na odchodnym Amy. - To będzie moja kolejka. No, ale muszę lecieć. Dziękuję ci za lunch. Caro zjechała ruchomymi schodami. Zatrzymywała się na kolejnych piętrach i przyglądała uwaŜnie nowym towarom, sposobom ich prezentacji, nowym pomysłom reklamowymi. Jej bystre oczy rejestrowały te towary, które sprzedawały się lepiej od innych, i te, które zalegały na półkach. W dziale biŜuterii wpadł na nią jakiś młody człowiek, i to z takim impetem, Ŝe zatoczyła się, o mały włos nie upadła i zatrzymała się dopiero przy kontuarze z bransoletkami. Kiedy otrząsnęła się i obróciła, by powiedzieć mu kilka słów do słuchu, młody brutal właśnie znikał w windzie. Caro zorientowała się nagle, Ŝe jest późno, i pobiegła ku wyjściu. Drogę zastąpił jej solidnie zbudowany męŜczyzna w średnim wieku, dotknął jej ramienia i spojrzał na nią bezczelnym wzrokiem. - Przepraszam, ale spieszę się - Ŝachnęła się. Była przekonana, Ŝe to sprzedawca, który pragnie zwrócić jej uwagę na jakiś przedmiot. Przyspieszyła kroku. - Nic z tego - mruknął męŜczyzna i zacisnął dłoń na jej ramieniu. - Proszę mnie puścić! - Jestem detektywem sklepowym. Obserwujemy panią! Trzymamy panią od co najmniej dwudziestu minut na monitorze. Kręci się pani po całym sklepie z wyraźnym zamiarem kradzieŜy. KaŜdy pani ruch jest zarejestrowany na taśmie. Pani i pani wspólnika. Pani myśli, Ŝe udało mu się wyjść na ulicę, ale nie.
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 2 1 Nie daliśmy mu szansy przekazania towaru komuś z waszego gangu, bo nasza kamera szła za nim przez cały czas. - To pomyłka! - zaprotestowała Caroline. - Pan mnie bierze za kogoś innego! - Proszę za mną! - Niech mnie pan puści, to boli! - Mowy nie ma! Dokoła zebrała się gromadka ciekawskich. Caro zarumieniła się ze złości. Musiała wyglądać na winną. - Nie Ŝyczy pani sobie chyba publicznego widowiska - szepnął jej do ucha detektyw. I rzeczywiście była to ostatnia rzecz, jakiej sobie Caro Ŝyczyła, toteŜ chcąc nie chcąc pozwoliła mu zaprowadzić się do windy. Detektyw jedną ręką nacisnął guzik, a drugą wciąŜ przyciskał ramię Caro. - To, Ŝe jest pan detektywem, nie daje panu prawa do brutalnego traktowania klientów. Kiedy zobaczę pańskiego szefa, poskarŜę mu się. - Gdybym nie był stanowczy, czy poszłaby pani ze mną? - zapytał chłodno. - Oczywiście - odparła - gdyby pan mnie uprzejmie o to poprosił. - JuŜ to widzę - zaśmiał się sarkastycznie. Drzwi windy rozsunęły się. Detektyw zaprowadził Caro szerokim korytarzem do duŜego, elegancko umeblowanego biura. Gdy mahoniowe drzwi zamknęły się za nimi, siedząca za biurkiem sekretarka spojrzała na Caro pogardliwym wzrokiem. - Nich pan wchodzi bez zapowiedzi - powiedziała do detektywa. - MęŜczyzna został juŜ zatrzymany. Harry nie miał z nim Ŝadnych kłopotów. Ale naszyjnika przy nim nie znaleziono. Ona musi go mieć. Zaraz zadzwonię po Stellę, Ŝeby ją zrewidowała. Musieli pracować we dwójkę, bo nikogo innego nie zauwaŜono. - Widziałem, jak wpadł na nią. To stary trik.
22 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ Myślałem, Ŝe to ona jemu przekazała towar, ale to było na odwrót. Zresztą niewaŜne. Złapaliśmy oboje- - JuŜ panu mówiłam, Ŝe pomylił się pan co do osoby - powiedziała Caro stanowczo. Detektyw uśmiechnął się porozumiewawczo do sekretarki. - Myśmy to chyba juŜ kiedyś słyszeli - roześmiał się. - Tysiąc razy - odparła z uśmieszkiem. - Tędy - odezwał się detektyw do Caro, wskazując jej drzwi. - Przepraszam. Łaskawa pani będzie uprzejma tędy - poprawił się, patrząc na nią z ironią. Zapukał do drzwi. - Proszę wejść! - odezwał się z głębi pokoju dźwięczny męski głos. Caro zauwaŜyła nazwisko na drzwiach i zadrŜała. o nie! - pomyślała - tylko nie on! Cofnęła się jak spłoszona klacz, która znalazła się nagle nad brzegiem przepaści. Detektyw chwycił ją mocno za ramię i pchnął w głąb pokoju. Straciła równowagę, potknęła się i wylądowała twarzą w puszystym dywanie. - Po co ta brutalność, Holt? I to wobec kobiety! - Potknęła się, sir! - odparł detektyw pospiesznie. Caro uniosła głowę i spojrzała w górę. Grzywka opadła jej na twarz. Na wysokości jej oczu znajdowała się para dobrze wypolerowanych czarnych półbucików, zgrabne długie nogi w wąskich, doskonale skrojonych spodniach, wyŜej świetnie uszyta marynarka, biała koszula, ciemnoszary jedwabny krawat i chmurna twarz. Bardzo chmurna twarz. Twarz, którą natych- miast rozpoznała. Zaledwie przed kilkoma godzinami powiedziała, Ŝe nie chciałaby spotkać jej właściciela w ciemnej ulicy. No cóŜ, nie było tu ciemno, ale nadal nie miała ochoty na spotkanie z Gilhamem Martellem. Patrzył na nią z pogardą. Była szczęśliwa, Ŝe nie moŜe odczytać jego myśli. Miał oczy pokerzysty
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 23 i usta mordercy. Gilham Martell był naprawdę paskudnym typem, prawie równie paskudnym jak jego detektyw. - Proszę wstać! - rzucił jej rozkazującym tonem. Uniosła się i pozostała przez chwilę na czworakach, moŜe dlatego, Ŝe z nienawiści aŜ ją zamurowało. - PoŜałujecie tego! - powiedziała drŜącym z wściek łości głosem. Martell pochylił się nagle, chwycił ją swą wąską arystokratyczną dłonią za ramię, szarpnął i postawił na nogi, zupełnie jak gdyby była szmacianą lalką. - Niech mnie pan nie dotyka! - krzyknęła Caro i odepchnęła go ze wszystkich sił. - Ten człowiek zachował się jak brutal, wlókł mnie przez cały sklep, wepchnął mnie siłą do tego pokoju... Zabrakło jej tchu, zamilkła. - Co to wszystko ma znaczyć, Holt? - zapytał Martell detektywa. - Ona przesadza, sir. Robiłem tylko to, co do mnie naleŜy. Poprosiłem, Ŝeby ze mną poszła, a kiedy opierała się, chwyciłem ją po prostu za ramię. Ani przez chwilę nie uŜywałem siły. Ta kobieta kłamie! - Pan nie miał prawa zmuszać mnie do czegokol wiek. Pan popełnił błąd. Nie jestem złodziejką i mogę tego dowieść. - Bardzo proszę. - Gilham Martell przyglądał jej się uwaŜnie. - Nazywam się Caroline Ramsgate - powiedziała Caro. Martell nie zareagował, nie poruszył się, po prostu czekał, Ŝeby mówiła dalej. - Jestem córką Freda Ramsgate'a - dodała po chwili. I wtedy wyraz twarzy Gilhama Martella zmienił się radykalnie. Jego ciemne oczy zwęziły się, usta zacisnęły, zmarszczył brwi i zaczerwienił się gwałtownie.
24 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ - Więc jest pani córką Freda Ramsgate'a - po wtórzył po chwili beznamiętnym głosem. - Tak, jestem jego córką. I on pana tak załatwi, Ŝe odechce się panu wszystkiego. - MoŜe pan iść - powiedział Gilham do detektywa po dłuŜszym milczeniu. - Ja się panią zajmę. Detektyw opuścił pokój niemalŜe na palcach. Gil podsunął Caro fotel i sam usiadł naprzeciwko niej, na brzegu biurka. - Proszę przedstawić mi jakiś dowód toŜsamości - zaŜądał stanowczym głosem. Caro otworzyła torebkę i podała mu prawo jazdy, portfel, kilka zdjęć swoich i ojca, zrobionych w czasie niedawnego pobytu w Rzymie. Gilham Martell rzucił na to wszystko okiem, zmarszczył brwi i westchnął. - Gdy zobaczyłem panią w drzwiach - powiedział jak gdyby sam do siebie - wiedziałem, Ŝe będą kłopoty.
ROZDZIAŁ DRUGI Nie był to dobry dzień dla Gilhama Martella. Najpierw poranna wizyta babki, jej złość i wymówki, nie mówiąc juŜ o pogróŜkach, które, choć nie potraktował ich powaŜnie, wprowadziły go w stan napięcia i irytacji. Doskonale rozumiał, dlaczego chciała, Ŝeby się oŜenił i załoŜył rodzinę. Czasami sam miał na to ochotę, ale nigdy jeszcze nie spotkał kobiety, bez której nie wyobraŜałby sobie Ŝycia, a nie zamierzał się ustatkować za mniejszą cenę. Gdy powiedział to babce, rozzłościła się jeszcze bardziej i krzyknęła, Ŝe jeŜeli do końca roku nie oŜeni się, to ona sprzeda Westbrooka i zapisze cały swój majątek na cele dobroczynne. - Zrób to! - wrzasnął z furią. Nienawidził szantaŜu. Ona zaś obróciła się na pięcie i wymaszerowała z pokoju pozostawiając go w stanie skrajnej irytacji. Właśnie dlatego nie miał dziś cierpliwości do złodziei. Co roku dom towarowy tracił tysiące funtów z powodu kradzieŜy, dlatego teŜ właściciel wydawał fortunę na detektywów, elektroniczne urządzenia rejestrujące i instalacje alarmowe. Gil nienawidził sklepowych złodziei, oczywiście, nie ludzi chorych na kleptomanię, ale przestępców, którzy zawodowo zajmowali się grabieŜą. Problem ten narastał z roku na rok i stawał się istnym koszmarem. NaleŜało się zdecydowanie z tym uporać. Kiedy siedząca teraz przed nim dziewczyna upadła
26 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ na dywan, przyglądał się jej z autentyczną złością. Stwierdził, Ŝe nie grzeszy urodą. Miała proste, ciemne włosy, nieokreślone raczej rysy twarzy, z wyjątkiem oczu, które patrzyły na niego poprzez kosmyki grzywki. Były bystre, gniewne, niebieskoszare i bardzo in- teligentne. Zaskoczyła go trochę ich niezwykłość, ale teraz o nich zapomniał. Nie warto się nią przejmować, pomyślał sobie, szkoda na to czasu. Ta dziewczyna to złodziejka! I zaraz potem... rewelacja!... Zupełnie nie wiedział, jak zareagować na to, co się stało. Jego detektyw sklepowy zatrzymał córkę Freda Ramsgate'a i oskarŜył ją o kradzieŜ! - JuŜ ja się panią zajmę - powiedział Holtowi przed chwilą. Detektyw wyszedł, wyraźnie skonfun dowany. Prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co narobił. Szkoda, Ŝe nie czyta kolumny finansowej w swojej gazecie, pomyślał Gil i mocniej zacisnął zęby. - To jest chyba najgorszy dzień mojego Ŝycia - powiedział po chwili. - I jeszcze się nie skończył - zatryumfowała Caro. - Czy mogę skorzystać z pańskiego telefonu? Muszę zadzwonić do ojca. WciąŜ trzymała w ręce swoje fotografie i dokumenty. PołoŜyła je teraz na blacie biurka, podniosła słuchawkę, lecz jeszcze zanim zaczęła nakręcać numer, Gil pochylił się i wbił wzrok w jedną z fotografii. Zrobiona była poprzedniego roku na Florydzie, ukazywała Caro w skąpym bikini, które bardziej odkrywało niŜ zakrywało jej kształty. Caro doskonale wiedziała, Ŝe nie musi się wstydzić swojej figury, lecz mimo to zarumieniła się aŜ po nasadę włosów. MoŜe dlatego, Ŝe Gil Martell oderwał wzrok od zdjęcia i lustrował ją od stóp do głów. - Suknia nie zawsze zdobi człowieka - mruknął.
STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ 27 Udała, Ŝe go nie słyszy, zebrała wszystkie papiery i szybko wsunęła je do torebki. Poczuła, jak krew napływa jej do głowy. Co za człowiek! I ten jego ironiczny uśmieszek! I te oczy pokerzysty! - Czy mogę zadzwonić? - zapytała niecierpliwie. - Owszem, ale chciałbym, Ŝeby mi pani przedtem coś wytłumaczyła. Dlaczego kręciła się pani po całym magazynie tak, Ŝe to zwróciło uwagę personelu? Trzymali panią na monitorze przez dłuŜszy czas. Zachowywała się pani podejrzanie. Nie wymyślili sobie tego. Zwiedziła pani wszystkie piętra, obser wowała sprzedawców, klientów. Musiała pani mieć w tym jakiś cel. - Oceniałam sytuację - powiedziała Caro chłodno. - Co pani oceniała? - Sytuację waszego sklepu. - Co to ma znaczyć? - Chciałam się zorientować w waszych mocnych i słabych stronach, ocenić sprawność załogi, przepływ klientów, stosunek kupujących do zwykłych gapiów, zorientować się w sposobie prezentacji towarów. - Jednym słowem, szpiegowała nas pani! - powie dział z niesmakiem. Caro zarumieniła się jeszcze bardziej. - Nie ma w tym nic złego. KaŜdy klient ma do tego prawo. O kaŜdej porze dnia. - Pod warunkiem, Ŝe nie zamierza wykupić naszych akcji. - Intencje nie mają tu Ŝadnego znaczenia. Chodzi wyłącznie o to, czy złamałam prawo, a tego nie zrobiłam. - A więc tylko o to chodzi. śeby nie łamać prawa i nie dać się złapać. Reszta niewaŜna. - Nic podobnego! Tego nie powiedziałam. Mój ojciec złoŜył wam ofertę i... - Która została odrzucona!
28 STRACH PRZED MIŁOŚCIĄ - MoŜe tylko na razie. Czasy się zmieniają, ludzie zmieniają zdanie. - Nie my - odparł krótko. Udała, Ŝe nie słyszy. - Tymczasem zaś - ciągnęła dalej - chcemy być zorientowani w sytuacji. Gdyby wasz magazyn na gle znalazł się na rynku, nie trzeba by było badać jego stanu i zastanawiać się, ile jest wart. Na papierze wygląda to zupełnie inaczej niŜ w rzeczywi stości. - Tak więc nasłał panią na nas ojciec i kazał jej węszyć po wszystkich kątach. Jak przyjemnie byłoby dać mu w twarz. Caro dygotała wewnętrznie z hamowanej złości. Nie chciała ujawniać swojego oburzenia, by nie dać mu satysfakcji. Nie była pewna, dlaczego tak bardzo chciała ukryć swoje prawdziwe odczucia przed tym człowiekiem. Nigdy jej się to jeszcze nie zdarzyło. - Panie Martell - powiedziała ze sztucznym spo kojem - byłam w waszej restauracji z przyjaciółką. Zjadłyśmy lunch, a potem przeszłam się po kilku piętrach, Ŝeby się zorientować, jak wam idą interesy. Nie rozumiem, dlaczego pan to potępia i na pewno pana za to nie przeproszę. - W takim razie nie zdziwi się pani zapewne, Ŝe i ja nie przeproszę pani za to, Ŝe została pani uznana przez jednego z naszych ludzi za złodziejkę. - Nie jestem tak naiwna, Ŝeby spodziewać się po panu chociaŜby zwykłej uprzejmości! Po tej gwałtownej wymianie zdań oboje zamilkli. Zaległa dziwna cisza. Po chwili Caro spojrzała na swój zegarek. - Pójdę juŜ. Nie będę telefonowała. O trzeciej mam bardzo waŜną naradę. Tam zobaczę ojca i opowiem mu o wszystkim. Jeden z naszych ad wokatów zgłosi się do pana.