Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 130 281
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 508

Leavitt M. - Ketura i Śmierć

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Leavitt M. - Ketura i Śmierć.pdf

Beatrycze99 EBooki L
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 203 stron)

KETURA I ŚMIERĆ 1

KETURA I ŚMIERĆ 2 Prolog...............................................................................str. 3 Rozdział i........................................................................str. 4 Rozdział ii ......................................................................str. 18 Rozdział iii.....................................................................str. 31 Rozdział iv....................................................................str. 46 Rozdział v .....................................................................str. 60 Rozdział vi....................................................................str. 76 Rozdział vii...................................................................STR.92 Rozdział viii .................................................................STR.106 Rozdział ix................................................................... STR.120 Rozdział x .....................................................................STR.135 Rozdział xi....................................................................STR.149 Rozdział xii...................................................................STR.158 Rozdział xiii .................................................................STR.177 Rozdział xiv ................................................................STR.192 epilog..................................................................................STR.201

KETURA I ŚMIERĆ 3 Prolog – Keturo, opowiedz nam coś – rzekła Naomi – jedną z twoich historii o wróżkach i magii. – Tak, Keturo, opowiedz – dołączyła Beatrice. – Ale chciałabym miłosną historię. Chłopcy siedzący wokół ognia jęknęli jak jeden mąż. – Tak, opowieść – rzekł Tobias – ale straszną, proszę, pełną wyzwań i śmierci. Mężczyźni mruknęli z aprobatą. Jeden, którego twarzy nie mogłam dostrzec, odezwał się: – Opowiedz o wielkim jeleniu w lesie lorda. Przewodnik Chóru westchnął. – Wolałbym jakąś pobożną historię. Taką, która pocieszy serce w ponury dzień. Ogień trzaskał, a płomienie lizały drwa przez dłuższy moment, po którym zaczęłam: – Opowiem wam historię, w której zawarte są te wszystkie rzeczy – historię o magii i miłości, o wyzwaniach i śmierci, ale też taką, która pocieszy serce. To będzie najprawdziwsza historia, jaką kiedykolwiek opowiedziałam. Teraz słuchajcie i powiedzcie czy tak jest, czy nie.

KETURA I ŚMIERĆ 4 I O mnie, Keturze Reeve i personie, którą poznałam. Opowieść wielce nieprawdopodobna dla tego, kto nigdy nie zabłądził w lesie. Miałam szesnaście lat, kiedy zgubiłam się w lesie. Miałam szesnaście lat, kiedy spotkała mnie śmierć. Zbierałam groszek w naszym ogrodzie graniczącym z lasem, kiedy to osławiony jeleń – ten sam, który wielokrotnie umykał Lordowi Temslandowi i jego wyśmienitym gończym, jeleń o którym słyszałam tyle opowieści – przyszedł skubać naszą sałatę. Zauważyłam, że miał przynajmniej sześć lat i uciekłabym na widok jego rogów, rozgałęzionych jak młode drzewo, gdyby nie oczarowało mnie jego piękno. Uniósł głowę i przez długi czas patrzył na mnie, jakbym to ja zabłądziła do jego włości – tak był dumny i tak królewski. W końcu powoli się odwrócił i zniknął z powrotem w lesie. Chciałam tylko zajrzeć między drzewa, żeby zobaczyć go jeszcze przez chwilę. Planowałam udać się wzdłuż ścieżki prowadzącej kawałek w głąb lasu, w nadziei, że zyskam kolejną opowieść, którą mogłabym podzielić się przy ogniu. Wydawało mi się, że widzę go między drzewami, ale jednak tak nie było. Potem znowu, aż po jakimś czasie odwróciłam się i zdałam sobie sprawę, że

KETURA I ŚMIERĆ 5 zabłądziłam. Wstąpiłam na jelenią ścieżkę, która ciągnęła się wzdłuż krawędzi jaru. Daleko w dole słyszałam wodę, strumień, lecz nigdzie go nie widziałam. Droga była zbyt stroma. Drzewa rosły pionowo z samego jaru. Niektóre runęły i leżały jak poczerniałe kości w uścisku stojących drzew. Zeszłam ze ścieżki w nadziei, że znajdę prostszą drogę do strumienia, lecz wkrótce nie słyszałam już w ogóle szumu wody i nie potrafiłam ponownie odnaleźć ścieżki. Wciąż szłam. Drzewa, które nie tak dawno wydawały się dla mnie łagodne i piękne, blokowały teraz słońce, wyrastały przede mną, ciągnęły za włosy, nie ofiarując przy tym żadnych owoców, z wyjątkiem suchych liści. Gdy zapadła noc, co chwilę zasypiałam, a za każdym razem śniłam o tym, że las ciągnie się w nieskończoność. Po trzech dniach wędrówki pojednałam się w Bogiem i usiadłszy pod drzewem, zaczęłam oczekiwać śmierci. Z żałością myślałam o babci, która będzie pewnie płakała przy oknie. Myślałam o marzeniach, które nigdy nie zostaną zrealizowane: by mieć swoją własną chatkę, którą mogłabym sprzątać, własne dziecko, by się nim opiekować i największe z nich: aby poślubić moją prawdziwą miłość. Zasypiałam i budziłam się w siedzącej pozycji, oparta o drzewo, ze szczerym pragnieniem, żeby już nie musieć spędzić kolejnej nocy w ciemnym lesie. Nie miałam w sobie wystarczająco wody na łzy, lecz moje serce płakało z tęsknoty za babcią, Grettą, Beatrice i moim ukochanym Tide-by-Rood. O zmierzchu przyszła do mnie śmierć pod postacią mężczyzny. Był ubrany w czarną pelerynę i dosiadał czarnego rumaka. Pod kapturem widziałam, że był przystojny, surowy lecz piękny, nie stary, raczej w latach swojej największej potęgi. Odwaga mnie zawiodła. Chciałam uciec, ale

KETURA I ŚMIERĆ 6 byłam zbyt słaba, by wstać. Moje kończyny zdawały się zakorzenić w ziemi pode mną. Drzewo, o które się opierałam, otaczało moje ramiona. Pamiętałam jednak dobre maniery, których Babcia uczyła mnie przy pomocy rózgi i kopystki. Kiedy zsiadł z konia i podszedł do mnie, powiedziałam: – Dobry Panie Śmierć, wybacz mi, jeśli nie wstanę. Jego kroki zwolniły. – Więc wiesz, kim jestem? – Tak, sir. Zmierzch pogłębił się, jakby mrok uleciał spod pół jego peleryny. – Jesteś Ketura? – zapytał. Jego głos był spokojny i chłodny, i napawał mnie strachem. – Jesteś córką Catherine Reeve, którą znam. – Tak, sir. – Znał moją matkę, a ja nie. Zmarła, wydając mnie na świat. – Żałuję, że to mówię, sir, ale podobnie jak w przypadku mojej matki, przybyłeś po mnie, gdy nie jestem jeszcze gotowa. – Nikt nie jest. – Wybacz mi, sir – odparłam bez nadziei – ale jest coś, co chciałabym zrobić. – Czas na twoje uczynki minął. – Uklęknął na jedno kolano, jakby chciał mi się lepiej przyjrzeć. Zobaczyłam, że tam gdzie znajdował się jego but, trawa była całkowicie zgnieciona i spłaszczona. – Głupio postąpiłaś, tak daleko zapuszczając się w las. Nie patrzyłam na jego twarz, a zamiast tego przyglądałam się jego potężnym udom i zakrytym czarnymi rękawiczkami, wielkim dłoniom. – Poszłam za jeleniem, sir. Tym, którego Lord Temsland pragnie upolować. Tym samym jeleniem, który zaprowadził swoje stado i zniszczył lordowski kopiec siana w zeszłą zimę. – Mój własny głos jakimś cudem

KETURA I ŚMIERĆ 7 dodawał mi otuchy. – Tobias mówił, że jeleń pokonał kiedyś wilka... – Cisza – rzekł. Żadne jelenie ani wilki nie mogły mnie uratować. Szukałam pełzających wokół niego robaków, lecz był czysty jak kamień, tak daleki od życia jak wiatr, deszcz i zimno. Być może nie było opowieści, której Śmierć by nie słyszał. Czułam, że moje oczy zamykają się. – Panie, nie spałam z powodu zimna, głodu i robactwa przez ostatnie trzy noce. Czy teraz mogę zasnąć? Wstał. – Starasz się być odważna? To na mnie nie działa – powiedział dumniej niż król. Nie to było moim zamiarem, więc odparłam: – Jestem odważna, sir. Miałam sporo praktyki. Urodziłam się w śmierci, moja Babcia powtarzała mi to wielokrotnie. Wypełniała moje usta od pierwszego oddechu. Wyssałam ją i płakałam, jakby moje serce pękło, a nawet pierś mojej zmarłej matki nie mogła mnie pocieszyć. Ojciec zaczął cię szukać, by znaleźć moją matkę i umarł, zanim wyrósł mi pierwszy ząb, i tak stałam się ciężarem dla dziadków, którzy mnie wychowali. Potem umarł Dziadek. Po tym, jak urosłam wystarczająco, żeby zdążyć go pokochać. Byłam z tobą w kontakcie chyba przez całe moje życie. Jego blada, surowa twarz złagodniała. – Wyrosłaś także na piękną i szczerą, Keturo – rzekł. – Bo wszystko, co mówiłaś, jest prawdą. Ile masz lat? – Szesnaście... wielu młodszych już zabierałeś. Sięgnął ręką. Wstrzymałam oddech, lecz on tylko strącił żuka z mojej dłoni. Nie mogłam poczuć jego dotyku, lecz tylko chłód dłoni. Spojrzałam mu w oczy. Jego twarz była twarda lecz szlachetna, jakby wyrzeźbiona we

KETURA I ŚMIERĆ 8 wspaniałym kamieniu. – Gdybym postanowił kiedyś wybrać małżonkę, miałaby twoją odwagę. Jakby to było, pomyślałam w przerażającej chwili, być małżonką Śmierci? – Sir – odparłam. – Nie mogę cię poślubić. Je... jestem zbyt młoda. Marna wymówka, jako że wiele dziewcząt w mojej wiosce wychodziło za mąż w młodszym wieku. Wydawał się zaskoczony. Potem roześmiał się lodowatym, hardym śmiechem. – To nie były oświadczyny, a jedynie komplement. Gdybym nie była taka słaba, spaliłabym się ze wstydu. – Doprawdy jesteś zbyt młoda do małżeństwa, Keturo. I zbyt młoda na śmierć. – Podparł się rękoma pod boki, a peleryna jego wydęła się na wietrze, którego nie czułam. – Dlatego też dam ci wybór: wskaż tego, kto umrze za ciebie, a ty przeżyjesz. – To znaczy, że ktoś inny...? – Nazwij tylko duszę, a stanie się. – Jego głos na powrót stał się surowy i lordowski. Odbijał się echem w lesie. – Wybieraj. Pomyślałam o mojej biednej, lichej wiosce, położonej w najdalszym zakątku królestwa i moje serce zatęskniło do niej. Jak droga mi się wydała i jak drogie było wszystko, co się tam znajdowało. – Nie, sir – odparłam. – Nie mogę. – Twoja babka jest stara. Lada dzień i tak po nią przyjdę. Wybierz ją, bo nawet w tej chwili modli się, bym zabrał jej życie zamiast twojego. – Odrzucam twoją ofertę, sir – powiedziałam z drżeniem – bo kocham ją z całych sił, a życie, które mi dasz, bez niej będzie byt puste. – Nikt mi nie odmawia.

KETURA I ŚMIERĆ 9 – Ale ja tak, sir. Jego czarne oczy wydawały się mniej lodowate, a ku mojej wielkiej uldze, pomyślałam, że może to nie są moje ostatnie słowa na tym świecie. Śmierć rzekł: – Kto więc, Przewodnik Chóru? Jak rozumiem, wszystko, czego pragnie, to śpiewać w anielskich orszakach. To mogę mu zagwarantować. Z pewnością nie minie długo czasu, zanim sam wpadnie do grobu. Potrząsnęłam głową. – Panie Śmierć, gdybyś usłyszał jak on gra na organach, wiedziałbyś, dlaczego to nie może być on. Nawet jego najsmutniejsza muzyka sprawia, że chcemy dziękować za ponury dzień, a radować się w słoneczną pogodę. – A Krawiec? – Podniósł wzrok i skierował go, jak myślę, w stronę wioski. – Chociaż połowa jego żyje dla dzieci, druga pragnie umrzeć i ponownie połączyć się z żoną. I tak wkrótce do mnie przyjdzie. – Ale dzieci go potrzebują, sir. Tak długo, jak mogą się nim jeszcze cieszyć. – Wioskowa Plotkara, więc. Same z niej tylko kłopoty. – Sprawia, że wszyscy czują się lepiej, bo zawsze opowie o kimś, kto ma gorzej niż oni sami. Proszę, nie ona. – W wiosce jest wielu starców. – Sir, każdy z nich jest kochany przez kogoś młodego, kogoś, komu serce może pęknąć. Poza tym, starzy ludzie są pełni grzechów i mogą potrzebować dnia na odpokutowanie. – Jest wielu młodych, którzy nie zdążyli zgrzeszyć. Mogę zrobić to szybko i bezboleśnie. Wskaż kogokolwiek, to bez znaczenia. Gwałtownie wciągnęłam powietrze. – Umarłabym po trzykroć zanim... – przełknęłam pył w gardle. – Nie,

KETURA I ŚMIERĆ 10 sir, to muszę być ja. – Mówię ci, twoja odwaga na nic się nie zda. Wielu z nich i tak umrze, niektórzy nawet szybciej niż myślisz. – Co masz na myśli, sir? – Nadchodzi zaraza. Zaraza! – A ci, którzy przeżyją – ciągnął dalej – będą żałowali, że nie pomarli, tak wielkie będą ich smutki. Zaraza. Zaraza! Słowo uderzało w mojej głowie jak dzwon. – Ja... ja powiem, żeby uciekali – wydusiłam z siebie. Przy ogniu słyszałam opowieści o zarazach tak strasznych, że ciężko było w nie uwierzyć. – Nawet najszybszy koń nie prześcignie zarazy – rzekł Śmierć i choć powiedział to bez cienia współczucia, nie mówił tego z radością. – Kiedy przyjdzie? I skąd? Śmierć nie odpowiedział. – Powiedz... powiedz jak to zatrzymać! – Nawet jeśli przeżyjesz, nie w twojej mocy ją zatrzymać. Okoliczny lord, być może – lecz nawet on nie zdąży. Lord Temsland pozwolił, by jego ziemie popadły w ruinę. Nie wiedziałam, jaki związek ma to z plagą, ale nie mogłam go o to prosić. Gdybym otworzyła usta, rozpłakałabym się. – Ale ty możesz zostać oszczędzona. To było jak pobudka z trzydniowego snu. Mój umysł przypomniał trąbę powietrzną, w środku której znajdowało się jedno słowo, czarno na białym: zaraza. Wiedziałam, że muszę przeżyć, choćby po to, by ostrzec wioskę. Wtedy, nie spuszczając ze mnie oczu, zdjął z dłoni czarne rękawiczki.

KETURA I ŚMIERĆ 11 – Nie dbasz o to, czy umrzesz. – Och tak, sir, dbam! – Oczywiście. A więc po co pragniesz żyć, Keturo Reeve? Moje serce omal nie pękło ze smutku, kiedy zdałam obie sprawę, że straciłam czucie w rękach i nogach, i że życie powoli ze mnie uchodzi. – Moim pragnieniem jest tylko domek, który mogłabym sprzątać, dziecko, które mogłabym chować, a największym z nich jest poślubienie prawdziwej miłości. Nie poruszał się. – To niewielkie żądanie od życia, ale nie masz niczego, o czym mówisz, skoro nie chcesz wybrać tego, kto umrze zamiast ciebie. Położył swoje zimne dłonie na mojej głowie. Były ciężkie, jakby składały się z ołowiu, a nie tkanki. Poczułam ulgę, kiedy je zabrał. – Zabiłeś mnie? – zapytałam. – Nie. Wciąż żyjesz. Na razie. – Dlaczego mnie dotknąłeś? – Nie do ciebie należy zadawanie pytań. Mówił prawdę – żyłam. Słyszałam ptaki śpiewające wyraźniej niż wcześniej. Czy nigdy nie czułam tego zbutwiałego zapachu opadłych liści i paproci? Nie, nie byłam gotowa umrzeć. Nie mogłam też myśleć o zarazie w mojej wiosce. Gdybym mogła tylko choć przez chwilę porozmawiać z Lordem Temslandem, by go ostrzec. – Sir, proszę, pozwól mi choć pożegnać się z babcią. – Wszyscy chcą się na koniec żegnać – odparł – lecz nikomu nie jest to dane. Już czas, Keturo. Wyciągnął dłoń. Mój umysł zawirował, zdesperowany by żyć, świadomy, że nie mogłam uciec. Widziałam swoje odbicie w tych

KETURA I ŚMIERĆ 12 błyszczących, czarnych butach, moja twarz była blada i pogryziona przez insekty. I wtedy przypomniałam sobie o synu Hatti Pennyworth, którego przeciągnęły konie i powinien umrzeć, lecz przeżył. Atakże o Jershunie South, który spał przez dwa tygodnie, a obudził się, jakby przespał zaledwie noc. I o moim własnym kuzynie, który zjadł grzyb, który uśmierciłby rosłego mężczyznę. Chociaż był młody, przetrwał. Śmierć często smutno nas zaskakuje, ale czasem robi to w pozytywny sposób. – Sir, niełatwo cię przekonać. – W ogóle nie można mnie przekonać. – Ale słyszałam, że czasem można cię oszukać. Zaśmiał się, a ja zobaczyłam, że jest niebezpiecznie piękny, jednocześnie przerażający i nieodparty. – Dobry Panie – rzekłam zbyt głośno. – Opowiem ci historię... historię o miłości. miłości, która nie może zostać zwyciężona nawet przez ciebie. – Doprawdy? – spytał. – Widziałem wiele rodzajów miłości, a żadna nie była tak potężna, bym jej nie rozdzielił. – To jest opowieść o pięknej, młodej dziewczynie, która, mimo że była wieśniaczką, zakochała się w lordzie. – Słyszałem tę opowieść już wcześniej, w tysiącu różnych wersjach – odparł. – Ale moja opowieść, Panie Śmierć, zauroczy nawet ciebie, rozgrzeje nawet twoje zamarznięte serce. Moja śmiałość zszokowała mnie, ale nie miałam nic do stracenia. – Doprawdy? – rzekł z niedowierzaniem. – A więc zaczynaj. – Pewnego razu, była sobie dziewczyna... – ...obiecujący początek.

KETURA I ŚMIERĆ 13 – … która nie kochała ...nikogo. – Miłosna opowieść, w której nie ma miłości... teraz masz moją uwagę. – Chociaż jej matka umarła, wydając ją na świat i mimo że jej ojciec podążył za żoną niedługo potem, dziewczynę wychowywano w miłości. – Widzę, że przeznaczyłaś dla mnie rolę w tej historii – rzekł Śmierć i jeśli byłam ze sobą szczera, stwierdziłabym, że powiedział to z nutą smutku. – Dziewczyna dorastała w miłości z każdym oddechem, który zaczerpnęła – kontynuowałam. – Kiedy jej dziadkowie siadali razem, a Babcia nie przędła, para trzymała się za ręce. Razem rozmawiali o wszystkich dużych i małych sprawach świata i rzadko kiedy się ze sobą kłócili. Gdy już to robili, chodziło o jakąś śmiechu wartą sprawę. Niekiedy dzielili smutki, zwłaszcza gdy wspominali swoją córkę, która nie dożyła, by wziąć na ręce własne dziecko. Tańczyli razem na wiejskich potańcówkach; modlili się razem przed snem, a potem spali blisko siebie. Często, z byle powodu, Dziadek przynosił swojej żonie kwiat. Babcia z kolei, z ogrodu przynosiła największą, najczerwieńszą truskawkę dla męża, najciemniejsze, najsłodsze jagody i świeżą marchew. Robiła wodę różaną z płatków róż i oblewała się specjalnie dla dziadka. Włączyli w swój cykl miłości także dziewczynę i zakorzenili w niej po wieki pragnienie tych samych rzecz. W konsekwencji dziewczyna zatęskniła za miłością, której nie rozdzieli śmierć. Od najmłodszych lat wiedziała, że gdzieś tam jest ten jedyny, że gdzieś wiedzie życie, które pewnego dnia złączy się z jej. Z tą wiedzą, każdy dzień pełen był słodkiej możliwości. Wiedza, że jej prawdziwa miłość żyje i oddycha, i spędza dzień pod tym samym słońcem, co ona sprawiała, że jej strachy znikały, smutki malały, a nadzieje rosły. I chociaż nie znała jego twarzy, koloru oczu, wciąż znała go lepiej niż ktokolwiek inny, znała jego nadzieje i marzenia, co go rozśmieszało, a co smuciło.

KETURA I ŚMIERĆ 14 Przerwałam, by spojrzeć na Pana Śmierć. Przyglądał mi się z zagadkowym wyrazem twarzy, z głębokim skupieniem. Czy nie widziałam tego samego wyrazu przez płomienie ognia, kiedy opowiadałam wieśniakom historie? Odchylił się do tyłu, jakby chciał wyplątać się z mojej opowieści. Machając ręką, rzekł: – Każda dziewczyna marzy o takiej miłości. Potem wychodzą za mąż, kłócą się, a codzienne troski wyczerpują wszelką miłość. – Dziewczyna wiedziała, że kłótnie nadejdą, bo ich życia miały się złączyć... jakże namiętnie broni się serca, które jest tak kruche. – Dziewczyna i jej ukochany staną się starzy i brzydcy. – Czy w jego głosie brzmiało wyzwanie? Czy może pragnął on – żądał – bym go przekonała? – Tak, a jednak wciąż będą widzieć przez blizny czasu, wyglądając duszy, którą z początku pokochali. – Czy taka miłość może istnieć? – spytał Śmierć, lecz w jego głosie nie było ostrości. – Nigdy się nie dowiemy, bo pewnego razu po dziewczynę przyszedł Śmierć. Wiedziała, że serce jej duszy będzie kochało tak mocno, jak jej żywe serce, i że będzie cierpieć i tęsknić po wieki z powodu swojej prawdziwej miłości. Starała się przekonać Pana Śmierć, sprawić, że zobaczy jak ciemne i samotne będzie życie jej prawdziwej miłość bez niej. Starała się powiedzieć mu, że nawet ona sam radowałby się ze słodyczy tej pełnej nadziei miłości, gdyby pozwolił jej trwać. – Płakałam wtedy już w pełni, bo prawdziwszej historii nigdy nie opowiadałam. – Śmierć jednak nie da się przekonać, bo znalazł ją pierwszy i... – I? – spytał cicho Pan Śmierć. – Nie mogę zdradzić końca tej historii.

KETURA I ŚMIERĆ 15 – Nie możesz? – Nie powiem... aż do jutra. Pozwól mi żyć, sir – błagałam – a zdradzę ci koniec tej historii. Liście na drzewach uciszyły mnie. Wiatr porwał kurz i liście, którymi zawirował do góry. Koń zarżał i zląkł się. Śmierć stał całkowicie nieruchomo. Jego twarz przybrała wyraz zaskoczenia. – To znaczy, że mi nie powiesz? – Zabierz mnie do domu, a obiecuję, że wrócę do lasu i opowiem resztę historii. Pozwól mi żyć choć przez jeden dzień. Wiatr poruszał jego włosami i peleryną, i nawet otaczającymi nas cieniami. – Zbyt wiele oczekujesz od miłości – rzekł. – Miłość to tylko opowieść utkana z pyłu i marzeń, niemająca znaczenia. Ale dostanę swoje zakończenie i muszę wyznać, że mam nadzieję iż rzeczywiście pokażesz mi miłość silniejszą niż śmierć. Uśmiechnął się do siebie, a cienie lasu zatańczyły wokoło. – I oferuję ci nawet kolejny dar – jeśli odnajdziesz swoją prawdziwą miłość w wyznaczonym przeze mnie terminie, wcale nie będziesz musiała ze mną pójść. Teraz posadzę cię na mojego konia i zawiozę do twej babki, lecz tylko do jutra. – Nie gniewasz się na mnie, że okazałam się bystrzejsza niż ty? – W zasadzie... Podszedł do mnie po raz kolejny, uklęknął na jedno kolano i wyciągnął dłoń, jakby chciał położyć ją pod moim podbródkiem. Odsunęłam się, unikając jego dotyku. Nie uniósł dłoni, by mnie dotknąć, ani jej nie cofnął. Czułam zimno emanujące z jego palców, takie zimno, że paliło mnie w gardło. – ...postanowiłem, że kiedy przyjdę jutro po ciebie, naprawdę uczynię

KETURA I ŚMIERĆ 16 z ciebie moją małżonkę. Co ty na to, Keturo Reeve? Jak by to było być małżonką Śmierci? Przebywać w świecie z umarłymi, bez strachu, przekraczać z jednego świata do drugiego, zawsze móc widzieć życie, które się zostawiło. Gorzej, służyć u jego boku jako posłaniec cierpienia i łez. Widzieć każdego dnia mężczyznę, który płacze jak dziecko po stracie ukochanej osoby. Widzieć wdowę wpatrującą się w swoje dzieci pustymi oczami, z wyrwanym z piersi sercem. Stać przy łożu, niewidoczna jak cień, podczas gdy wielcy tego świata przewracają się w bólu. Być posłańcem zarazy. Ach, co innego umrzeć, a co innego zostać Panią Śmierć. – Nie, sir, chociaż dziękuję. Ale tak jak mówiłam wcześniej, nie zostanę twoją małżonką. Kolejny powiew wiatru poruszył drzewa. Gałęzie zaszeleściły nad naszymi głowami, a stado czarnych ptaków poderwało się w górę i odleciało. Koń zarżał i potrząsnął srebrną uprzężą. – Tak zdecydowałem – rzekł lodowato Śmierć. – Nie, sir – powtórzyłam, czując się teraz silniejsza. – Nie poślubię cię. Będę żyć, oddychać, tańczyć i opowiadać moim dzieciom historie. Wyjdę za mąż z miłości. Jeszcze chwilę, pomyślałam, a stanę na nogach o własnych siłach. Brzmiałam odważnie i pewnie, ale przyznaję, że moje serce było chorowite, przestraszone i bardziej puste niż żołądek. Zaraza. Zaraza. Wiatr jęczał, a drzewa kłaniały się nisko. – Nie ma odmowy, Keturo. Jego koń uderzał kopytami o ziemię. – Sir, w takim razie muszę ci ulec, lecz nie muszę cię kochać. I pomyśl tylko o całej wieczności u boku żony, która cię nie kocha. Podniósł mnie, jakbym ważyła tyle co dziecko, i posadził na koniu.

KETURA I ŚMIERĆ 17 Zwierzę było szybkie i nie dało się mu uciec. Śmierć nie odzywał się do mnie, ani ja do niego, lecz moje serce krzyczało: Nie! Nie będę twoja! Chociaż zaciągniesz mnie do twojego robaczywego królestwa, nie będę twoja. Kiedy w końcu dotarliśmy na skraj lasu, gdzie zobaczyłam moją babcię płaczącą w oknie chatki, pomógł mi zsiąść. – Jutro wieczorem – powiedział. – Kiedy cień lasu sięgnie twojej chaty. – Znajdę moją prawdziwą miłość, sir, i okradnę cię z mojej duszy. A także z każdej innej, którą zbierzesz podczas zarazy niczym plon. – Keturo – rzekł, skłaniając głowę, a potem zwrócił konia i odjechał.

KETURA I ŚMIERĆ 18 II W którym witają mnie w domu z rezerwą oraz różnymi teoriami i w którym rozważam możliwych kawalerów. Śmierć zostawił mnie na skraju lasu. Przez drzewa widziałam nasz domek, a za nim Tide-by-Road. Zakołysałam się niepewnie na nogach, lecz za bardzo bałam się zrobić krok w kierunku domu, myśląc że upadnę i już się nie podniosę. Tęsknie spojrzałam na Tide-by-Road. Tide-by-Road było najuboższą wioską w najuboższej części królestwa, ale w tamtej chwili wątpiłam czy istniało jakiekolwiek miejsce, którego widok byłby dla mnie droższy. Plac wioski u podnóża wzgórz pokrywało podmokłe trzęsawisko, z wyjątkiem zimy, kiedy to błoto zamarzało oraz lata, kiedy wysychało na wiór. Chaty wymagały napraw, a żadna z nich nie bardziej niż moja. Strzechy były cienkie i zasiedlone przez myszy oraz ptaki. Widok młyna przyprawiał o prawdziwy ból głowy, a niejedna gospodyni, czekając aż ziarna zmielą się na mąkę, napotkała szczura. Przycumowane do przystani łodzie były podziurawione i poszarzałe jak wraki.

KETURA I ŚMIERĆ 19 – Babciu! – zawołałam. Kiedy nikt nie odpowiedział, zrobiłam krok do przodu i upadłam. Wstając, zużyłam całą moją siłę. – Babciu! – Zawołałam ponownie. – To ja, Ketura! Wtedy wśród drzew rozległ się trzask. Pomyślałam, że to znowu wielki jeleń, ale po chwili wiedziałam już, że nie było to żadne dzikie zwierzę, ale koń. Śmierć rozmyślił się i wrócił po mnie. Lecz koń okazał się złotym rumakiem, a jeźdźcem był nie kto inny jak John Temsland, syn lorda Temslanda, pana włości Tide-by-Road. Zsiadł z wierzchowca, ujął moją twarz w dłonie i napoił wodą z bukłaka. – Na wszystkich świętych – rzekł, kiedy piłam – szukaliśmy cię przez trzy dni. Myśleliśmy, że nie żyjesz. Wytarłam twarz i podbródek. – Rychło będę martwa, jeśli tu zostanę, bo nie dam rady iść. Podniósł mnie delikatnie i zaniósł. Gdy tylko wyszliśmy z lasu, postawił mnie na nogach i podtrzymał za ramiona. – Jestem niezwykle wdzięczna, sir – powiedziałam speszona, że przystojny lord po raz pierwszy widział mnie, gdy wyszłam ledwie żywa z lasu. I wtedy przypomniałam sobie moje ostatnie słowa do Śmierci. – Sir, muszę pomówić z tobą w pewnej ważnej sprawie. – Najpierw musisz odpocząć, panno Reeve, i przywrócić nieco kolorów do tych urodziwych policzków – odparł łagodnie. Moje słabe nogi nie były w stanie znieść takiego komplementu i kolana ponownie się pode mną ugięły. Młody John złapał mnie i zaniósł do domu. Naszą chatę po brzegi wypełniał tłum ludzi, a wszyscy szlochali i mówili ściszonymi głosami. John postawił mnie na nogi, lecz wciąż, dla pewności, podtrzymywał ramieniem.

KETURA I ŚMIERĆ 20 Szlochy i szepty ustały. – Wróciłam – powiedziałam, a moje oczy rozbłysły na widok pasztetu leżącego na stole. Wszyscy nagle zamarli, obracając jedynie na mnie głowy. Naraz wszystkie kobiety wrzasnęły, mężczyźni przeklęli, a reszta wstrzymała oddech. Babcia wykrzyknęła moje imię i ruszyła w moją stronę z wyciągniętymi ramionami, ale Mateczka By-the-Way ją zatrzymała. – Nie dotykaj jej – rzekła. – To duch. Babcia przyłożyła dłonie do piersi. – Jesteś duchem, Keturo? Jak pięknie się we mnie wpatrywała, a jednak mój wzrok co chwilę lądował na pasztecie. – Bzdura – odezwał się John. – Ale wkrótce nim zostanie, jeśli zaraz nie zje tego pasztetu. Zaprowadził mnie do ławy przy stole, a Babcia przepchnęła się obok Mateczki By-the-Way i postawiła przede mną pasztet. Zanim zdążyła coś wtrącić, zanurzyłam w nim łyżkę i jadłam tak szybko, jak tylko umiałam. – Żaden duch by tak nie jadł – powiedziała wesoło Babcia. Pocałowała czubek mojej głowy i usiadła naprzeciwko, promieniejąc z ulgi i troski. – Gdzie ją znalazłeś? – spytała Plotkara. – Tam, gdzie szukaliśmy z tuzin razy – u skraju lasu, za własną chatą – odparł John. – Zostawcie młodemu Johnowi odszukanie dziewczyny – zawołał jeden z mężczyzn. – Oto nasz John! – krzyknął inny, a reszta zawtórowała, dołączając swoje pochwały.

KETURA I ŚMIERĆ 21 John sprawiał wrażenie zawstydzonego tymi okrzykami i w końcu postanowił wyjść. – Przyjdę ponownie, żeby sprawdzić, jak się miewasz – rzekł do mnie. – Dziękuję, sir – odparłam, z ustami pełnymi pasztetu. – Czuję się dobrze, tak myślę, ale byłabym wdzięczna, gdybym mogła pomówić z tobą o tej drugiej sprawie tak szybko, jak to możliwe. Skłonił głowę w zrozumieniu i wyszedł. Zauważyłam, że wyrósł na niezwykle przystojnego młodzieńca, z włosami koloru zboża oraz oczami zielonymi jak woda w zatoczce. Wszyscy mieszkańcy wioski kochali go i byli z niego dumni, że potrafił kopnąć piłkę dalej niż pozostali chłopcy i dalej pchnąć głaz w konkursach. Gdy wyszedł, goście znowu zaczęli szeptać, spoglądając na mnie ze smutnymi minami. Oczywiście byli rozczarowani, bo przybyli na pogrzeb. Kilkoro mężczyzn, którzy przyjaźnili się z moim Dziadkiem, kiedy jeszcze żył, opowiadali historie o lesie i wszystkich ludziach, których zabiła jego zdradziecka natura. Teraz, co chwila, to jeden to drugi spoglądał na mnie i kręcił głową w niedowierzaniu, jakbym podważyła wszelką mądrość dawnych czasów. Plotkara była widocznie rozczarowana, że przybyłam cała i zdrowa, ale kiedy inni zaczęli rzucać mi ukradkowe spojrzenia i szeptać o wróżkach, rozchmurzyła się. Grupka przyjaciółek Babci, które pojawiły się u niej, by pomóc sprzątać i pocieszyć swoim gdakaniem, przyniosły chleb i mięsiwa na stypę, mimo tego, że nie było już nikogo do opłakiwania. Teraz z niechęcią zamieniono jedzenie na uroczysty posiłek. Nasi krewni też tam byli, a jeszcze więcej przybyło na wieść o moim powrocie – kuzynostwo i kuzynostwo dalszego stopnia, i ciotki, i wujkowie.

KETURA I ŚMIERĆ 22 Ciekawe, gdzie podziewały się moje przyjaciółki – Gretta i Beatrice. A najbardziej ciekawiło mnie, gdzie była moja prawdziwa miłość, kimkolwiek on był, i czy znajdował się może pośród żałobników. Ben Marshall, mężczyzna wieku małżeńskiego, który ostatnio zdobył się na odwagę, by zagadnąć mnie rozmową, uśmiechnął się. Chociaż czasami miałam ochotę odwzajemnić jego atencje, powstrzymywały mnie pewne obawy. Był wysoki i miły dla oka, lecz darzył ogromną miłością jedzenie i co niektórzy widzieli w nim pierwsze oznaki zbyt obfitej tuszy. Jednak moje największe obawy wiązały się z długą tradycją rodziny Marshallów. Marshallowie słynęli ze swoich nagradzanych rokrocznie ogrodów. Wiele pokoleń wcześniej jeden z Marshallów postanowił, że poślubi kobietę, która zostanie wybrana Najlepszą Kucharką wioski, nie bacząc na uczucia do niej i przysiągł, że jego synowie uczynią tak samo. Synowie poszli w ślad ojca, ich synowie także i aż do dzisiaj szczycą się tą długą tradycją. Najlepsze Ogrody i Najlepsza Kucharka w jednym domu wiązało się z tym, że ich stołów zazdroszczono we wszystkich ziemiach Lorda Temslanda, lecz wiadomo było, że dzieci Marshallów wychowywano do interesów, nie miłości, a ja... ja wciąż jednak wolałam miłość. Dodałam sobie nadziei, że będę miała zarówno ogród jak i serce Bena na własność, i że może on będzie tym jedynym. Być może moją reputacja porwanej przez wróżki przykryje fakt, że robię najlepszy pasztet w całym Tide- by-Road. W domu był także Krawiec. Przypomniałam sobie, co Śmierć mówił o nim i o jego żalu, który niedługo miał zaprowadzić go do grobu i poczułam w sercu współczucie. Był kościstym człowiekiem, zamożnym wdowcem, dużo starszym ode mnie, małomównym i pragmatycznym. Właściwie go nie znałam,

KETURA I ŚMIERĆ 23 lecz znałam jego śliczne dzieci. Wiedziałam, ze Gretta podziwia go za idealne szwy i wiedziałam, że była jedyną osobą, która mogła pocieszyć jego zbolałe serce i nadać życiu sens. Był także Przewodnik Chóru, prawdopodobnie najbogatszy kawaler w wiosce, ale Bóg obdarzył go takim talentem do muzyki, że nie starczyło na jego twarz. Gorzej, bo grał tylko ponure melodie i wydawał się obawiać dziewcząt. Wciąż jednak nie widziałam, by był dla kogoś niemiły i miałam nadzieję, że Śmierć nie znał go tak dobrze. Wiedziałam, że Beatrice go podziwia; być może uda mi się ją namówić, żeby pocieszyła jego serce. Potem był Tobias, brat Gretty, ale był o ode mnie rok młodszy i wciąż jeszcze niedojrzały. Jego bardziej interesowały konie niż dziewczyny. Był Locky Jones z twarzą w całości pokrytą cystami oraz jeden z wnuków Soor Lily, który kochał tylko swoją matkę. I... – Keturo, tęsknisz za wróżkami? – zapytała mała córeczka Krawca. Zatłoczony pokój nagle stał się cichy. – W lesie nie ma żadnych wróżek, Naomi – powiedziałam. – Tylko drzewa, zwierzęta i robaki, które kąsają. Wszyscy zaczęli szeptać między sobą. Naomi rzekła: – Nawet pogryziona przez robaki jesteś piękna, Keturo. Wzięłam ją na ręce. – To przekleństwo, dziecko – odparłam, myśląc o Śmierci. – Ale jak zabłądziłaś, Keturo? – zapytała jako pierwsza z zebranych. – Poszłam za jeleniem do lasu. – Poszła za jeleniem, poszła za jeleniem – szeptali inni. Jeden ze starszych mężczyzn pokiwał znacząco głową. Powiedział do mnie: – Słyszałem, że jeleń i inne leśne zwierzęta pochodzą z królestwa

KETURA I ŚMIERĆ 24 wróżek. Czyż nie mówią tak wszystkie opowieści? Powiedz prawdę, Keturo. Widziałaś króla wróżek? Z ustami pełnymi pasztetu, odpowiedziałam: – Ani króla wróżek, ani żadnego zwykłego. – A jednak jeleń cię zwabił. – Wybacz mi, sir, ale on mnie nie zwabił. To moja własna ciekawość sprawiła, że za nim podążyłam. Mężczyzna wzruszył ramionami, jakby mówiąc, że mi nie wierzy i widać było ze wszystkich spojrzeń, że reszta także mi nie wierzy; woleli bowiem historie, które opowiadałam przy wspólnym ogniu. – Cóż – rzekł mężczyzna. – Jest w tym zwierzęciu coś diabelskiego i przebiegłego, i to nie przez zeszłoroczne siano powinien zostać upolowany. Słowa te nie przyniosły mi żadnej radości. Wielki jeleń górował w mojej pamięci – wysoki, dumny i nieustraszony. Pomyślałam, że jego piękno warte było poświęcenia stogu siana, chociaż brak siana oznaczał głód w zimie zarówno dla ludzi, jak i zwierząt. Głosy mężczyzn przybrały na sile i wkrótce grupa udała się do posiadłości Lorda Temslanda, by przekonać go w tej sprawie. Nagle poczułam w ustach trzydniową nieświeżość pasztetu. Skórka chrzęściła między zębami, mięso było tłuste i żylaste. Skrzywiłam się, gdy przełykałam, po czym odłożyłam łyżkę. Właśnie wtedy Gretta i Beatrice wpadły do chatki i rzuciły się na mnie z szeroko otwartymi ramionami. – Nie mogłyśmy się przemóc, by zjeść cokolwiek na twoim pogrzebie, ale gdy usłyszeliśmy, że cię odnaleziono... – powiedziała Beatrice. – Dzięki Bogu, że młody sir John się nie poddał – rzekła Gretta. Uściskałam jedną, a potem drugą. Beatrice, z głosem i twarzą anioła, która w każdym i we wszystkim potrafiła zobaczyć dobro, i która podchodziła

KETURA I ŚMIERĆ 25 do życia z radością oraz Grettę – z zawsze idealnie ułożonymi włosami, dokładnie wypranymi i uprasowanymi rzeczami, i której miłość i lojalność nigdy się nie zmieniały. Ucałowały mnie, każda w jeden policzek. – Jedz, jedz – zachęcała Gretta, siadając obok. – Jesteś tak cudownie blada – rzekła Beatrice i usiadła po drugiej stronie. Podczas gdy ja rozmawiałam z moimi przyjaciółkami, mieszkańcy wioski, nie przestając szeptać, jeden po drugim wychodzili. Babcia zebrała resztki jedzenia, by dać je Pustelnikowi Gregorowi, który żył w biedzie. Kiedy wszyscy poszli, Beatrice powiedziała: – Z pewnością będą się teraz żegnać za każdym razem, jak cię zobaczą. – Nie obchodzi mnie ani trochę, co mówią wieśniacy – odparłam. – Ani odrobinę, ani krztę, ani o jotę. Moją jedyną troską jest poślubienie tego jedynego. Gretta wymieniła z Beatrice spojrzenia. – Ale ty nie masz swojego jedynego – powiedziała Beatrice ze zmieszanym wyrazem twarzy. – Oczywiście, ze mam – wyparowałam. – Tylko jeszcze nie wiem, kto nim jest. Ponownie wymieniły spojrzenia. – Nie ma nawet nikogo, kogo szczególnie lubisz – rzekła Gretta. – Lubię wszystkich – odparłam żarliwie. – Bardziej nawet niż kiedykolwiek. Spojrzałam na zbocza pokryte chatkami wieśniaków rozmieszczonymi jak gniazdo szarych jaj przy zatoczce. – No cóż, tak, ale chyba nie w sensie romantycznym – rzekła Beatrice. – Chodzi nam o to, że ty nie kochasz żadnego mężczyzny – dodała Gretta swoim spokojnym, rzeczowym głosem.