Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 040 853
  • Obserwuję486
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań642 619

London Jeanie - Pensjonat Pod wodospadem Rozkoszy

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :679.2 KB
Rozszerzenie:pdf

London Jeanie - Pensjonat Pod wodospadem Rozkoszy.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse L
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 154 osób, 91 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 249 stron)

Jeanie London Pensjonat ’’ Pod Wodospadem Rozkoszy’’ Tłumaczyła Justyna Niedzielska

Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg Madryt • Mediolan • Paryż Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa Jeanie London Pensjonat ’’ Pod Wodospadem Rozkoszy’’

Rozdział pierwszy Seks ich uzdrowił? Pytanie to nie dawało spokoju Maggie James wy- chodzącej ze swego pokoju biurowego. Skinęła głową przechodzącemu koledze i zdołała utrzymać na twarzy uprzejmy uśmiech, chociaż wiedziała, że rumieniec, który pali jej policzki, i tak psuje całe wrażenie. Czyżby seks naprawdę ich uzdrowił? Maggie rzadko się rumieniła. Po pierwsze, było to niewygodne i kłopotliwe, a po drugie pracowała przecież jako terapeuta małżeński. Całymi dniami wysłuchiwała najbardziej intymnych zwierzeń pacjentów i już dawno nauczyła się trzymać na wodzy reakcje na najbardziej zaskakujące wynurzenia. Wszystko to, w połączeniu z jej dość... bogatym doświadczeniem w zakresie stosunków damsko-męskich, sprawiło, że Maggie nie czerwieniła się tak łatwo. Teraz jednak rumieniła się. Nie z zakłopotania. Może raczej ze zdziwienia? Z pewnością jednak czuła się zbita

z tropu. Była przekonana, że powodem kryzysu w związ- ku Weatherbych był stres, a okazało się, że doskwierała im nuda w łóżku. Jak mogła nie rozpoznać tak oczywistego problemu? Prowadziła praktykę od trzech lat i zdołała wyrobić sobie opinię kompetentnego terapeuty. Nawet jej bardziej doświadczeni koledzy często konsultowali się z nią w sprawach doradztwa rodzinnego, gdy chodziło o roz- wody, dzieci, rozbite rodziny itd. Wachlując się folderem ściskanym kurczowo w dłoni, Maggie sunęła pustym korytarzem i nuciła pod nosem: ,,spokojnie, spokojnie, spokojnie’’. Nie można się rozklejać tylko dlatego, że państwo Weatherby odbyli u niej skróconą sesję terapeutyczną, odpowiadając na pytania, a jednocześnie obściskując się jak para nastolatków puszczonych samopas. Usłyszała za sobą brzęczyk, a następnie gwar głosów dochodzących z poczekalni. Tego wieczoru zapowiadał się duży ruch. Ponieważ wielu ludzi pracowało teraz do późna, Maggie wraz z innymi doradcami z Baltimore Healthcare dostosowywała godziny pracy do ich moż- liwości. Na szczęście nie miała nocnego dyżuru. Zresztą nie była wcale pewna, czy da radę wziąć się w garść na tyle, by przyjmować teraz pacjentów. Maggie zastukała energicznie do drzwi oznaczonych napisem ,,Dr Lyn Milhausser’’ i natychmiast uzyskała zaproszenie do wejścia. Zastała swoją przyjaciółkę i men- torkę w chwili, gdy ta zgłębiała zawartość kilku roz- łożonych na biurku tekturowych teczek. Lyn znała każdy szczegół wszystkich przypadków, 6 Jeanie London

którymi zajmowała się Maggie, nie tylko dlatego, że była przez ponad dziesięć lat koordynatorem programu w Bal- timore Healthcare, ale także dlatego, że nadzorowała jej staż, kiedy Maggie była jeszcze na studiach. Lyn zatrudniła Maggie, zanim jeszcze atrament wy- sechł na jej dyplomie, i jeżeli ktokolwiek pomógłby jej wygrzebać się z tego bałaganu, to tylko Lyn, która dzięki wieloletniemu doświadczeniu zawsze potrafiła poprowa- dzić Maggie w dobrym kierunku. – Uzdrowił ich seks – powiedziała Maggie, a słowa te zabrzmiały absurdalnie w spokojnym, neutralnym gabi- necie Lyn. – Słucham? – Lyn podniosła głowę, ale jej powitalny uśmiech szybko zgasł. – Wyglądasz na zdenerwowaną. Wszystko w porządku? Maggie zastanowiła się nad tym pytaniem, a następnie opadła na obszerny fotel ustawiony naprzeciw biurka. – Nie. Nie wszystko jest w porządku. Właśnie od- byłam ostatnią sesję z państwem Weatherby. – W takim razie udało im się rozwiązać problem. To wspaniale. – Niezupełnie. – Niezupełnie? – To miała być normalnasesja, a okazała się dziesięcio- minutowym wywodem państwa Weatherby, którzy tłu- maczyli, dlaczego już nie potrzebują terapii małżeńskiej. Widząc, że nie mogą nawet przez chwilę utrzymać rąk przy sobie, nie dotykając się, uznałam, że nie ma sensu przekonywać ich, że jest inaczej. – Twierdzą, że seks jest przyczyną uleczenia ich związku? 7Pensjonat ’’ Pod Wodospadem Rozkoszy’’

– Ale nie po prostu seks – niesamowity seks. Zdaje się, że to wielka różnica. – Z tym bym się zgodziła, a ty? Lyn uśmiechnęła się szeroko, ale Maggie najwyraźniej nie miała teraz ochoty na żarty. Z jednej strony niezupeł- nie wierzyła w cudowne uleczenie związku Weatherbych, z drugiej zaś była zmartwiona swoją błędną diagnozą. Nie była to odpowiednia chwila na rozważania o jej bezbarw- nym życiu seksualnym. – Twierdzą, że pobyt w jakimś pensjonacie pomógł im uporać się ze stresem emocjonalnym. Po tygodniu w tym... tym superklubie... – tu pomachała wściekle folderem – on nie zamyka się w sobie, kiedy próbują rozmawiać, a ona już się nie obraża. – Superklubto wszystko wyleczył? Tojest jeden z tych ośrodków dla nowożeńców i zakochanych, prawda? – Właśnie. Lyn wstała, poprawiając okulary na nosie. – Czy to folder stamtąd? Pokaż. Maggie przysiadła na brzegu biurka i rozłożyła folder. Skrzywiła się na widok krzykliwej reklamy, ale chociaż treść oferty była bardzo odważna, sam klub – musiała to przyznać – wyglądał, no cóż... romantycznie. Pensjonat ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’. Wodospad rozkoszy, hm. Ze swoimi stromymi dasz- kami i białymi wykończeniami jak w chatce z piernika pensjonat ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’ zdawał się nale- żeć do innej epoki. Maggie natychmiast wyobraziła sobie kobiety w strojnych sukniach,stukot obcasówna wypole- rowanych parkietach i posyłających szarmanckie uśmie- chy mężczyzn, którzy całe noce spędzają na balach 8 Jeanie London

i fetach, tańcząc w blaskuświec. Kochankowie płynący ku sobie w półmroku skradzionych chwil, pozbawieni trosk i wpatrzeni w siebie z takim samym utęsknieniem, jakie państwo Weatherby bez ogródek demonstrowali jej, całe- mu personelowi Baltimore Healthcare i pacjentom w po- czekalni. Było to miejsce stworzone dla kochanków. Mężczyźni szeptali wyszukane komplementy do ucha swym damom i uwodzili je prostymi, lecz pełnymi pożądania pieszczotami. Zachłanne palce przesuwające się po jedwabistym policzku. Intymne muśnięcie kolan w zwiewnym tańcu na parkiecie sali balowej. Stłumione westchnienia, przelotne pocałunki i namiętność. Miłość. Romans. Maggie uśmiechnęła się mimowolnie. Całą swoją ka- rierę zbudowała na tym, co w związkach było rzeczywis- te, a nie na wymyślnych wyobrażeniach, melodramatycz- nych przysięgach wiecznej miłości i zakończeniach w sty- lu ,,żyli długo i szczęśliwie’’. Lyn musiała mieć te same odczucia. – Nie wierzysz, że pobyt w tym klubie i dużo dobrego seksu pomogły Weatherbym pokonać kryzys? – zapytała. – Nie twierdzę, że seks nie pomógł, ale to nie może być takie proste. Wiesz równie dobrze jak ja, że problemy w związkach nie są zwykłymi chorobami, które można zlikwidować kuracją antybiotykową. – Maggie zerknęła znów na zdjęcie romantycznego pensjonatu. – Cudów też nie ma. Nad relacjami międzyludzkimi trzeba pracować. Mężczyzna i kobieta to różne istoty, a jeśli nie szanują tych różnic i nie umieją się ze sobą porozumieć, ryzykują rozpad swojego związku. 9Pensjonat ’’ Pod Wodospadem Rozkoszy’’

– Wszystko to prawda, Maggie, ale seks też odgrywa istotną rolę. Państwo Weatherby są małżeństwem od wielu lat. Najwidoczniej cierpieli na monotonię w życiu seksualnym. To się zdarza. Jeśli dzięki klubowi w ich życiu znów pojawiła się namiętność, to tym lepiej dla nich. – Lyn zawahała się przez chwilę. – W czym problem? Maggie na ułamek sekundy zamknęła oczy, usiłując zebrać się na odwagę, by z zaciśniętego nagle gardła wydobyć słowa straszliwej prawdy. – Starałam się im pomóc, analizując ich odmienne reakcje na stres. On zamykał się emocjonalnie, a ona reagowała gniewem. Nie zorientowałam się, że potrzebu- ją intymności, żeby na nowo do siebie dotrzeć. Kazałam im spisywać myśli, a oni sami znaleźli drogę do porozu- mienia przez seks. – Przez trzy lata praktyki zdobyłaś większe uznanie w środowisku, niż większość terapeutów po dziesiątkach lat pracy. Ale jeśli sama od siebie wymagasz perfekcji, na pewno się zawiedziesz. – Nie, nie perfekcji, Lyn – obruszyła się Maggie i znów opadła na fotel. – No dobrze, może i perfekcji. Wierzę, że należy stawiać sobie wysokie wymagania. Sięgać gwiazd i tak dalej. – Ale dobrze jest też wyznaczać sobie realistyczne, osiągalne cele. Perfekcji nie osiągniesz nigdy, Maggie. – Najwyraźniej nie w tym tygodniu. Przypadek Wea- therbych przypomniał mi Angie i Raymonda. Po kilku latach wspólnego życia Angie Westlake i Ray- mond Mueller zostali skierowani do Maggie, która miała pomóc im pokonać problemy z komunikacją, które prze- 10 Jeanie London

szkadzały w zalegalizowaniu ich związku. Celem obojga było trwałe małżeństwo i dzieci, a miłość i wzajemne zaangażowanie zdawały się sprzyjać jego osiągnięciu. Maggie wierzyła, że zdoła ich przeprowadzić przez ten trudny okres w związku, ale po kilku miesiącach spotkań terapeutycznych, podczas których wykorzystała niemal wszystkie możliwe sztuczki ze swego repertuaru, musiała przyznać się do zupełnego braku postępów. Zdążyła szczerze polubić tę parę i obawiała się, że wkrótce mogą się zniechęcić i podjąć decyzję o rozstaniu. – Każdemu z nas zdarza się wygrywać i przegrywać – powiedziała Lyn, która odgadła powód strapienia Mag- gie. – Poza tym wcale jeszcze nie straciłaś Angie i Ray- monda. – Ale niedługo stracę – westchnęła ciężko. – Może powinnam skierować ich do ciebie albo do kogoś o więk- szym doświadczeniu w tej dziedzinie, bo w mojej terapii tkwi bez wątpienia jakiś błąd. – Przecież zaproponowałaś im pomoc kolegi po fachu, który mógłby spojrzeć na ich problem z innej strony. To im ten pomysł się nie spodobał. – Ale nie potrafię im pomóc. – Być może nie potrafisz utrzymać ich razem – spros- towałaLyn – ale przynajmniej pomagaszim rozstrzygnąć, czy powinni się pobrać. Pomyśl, jak skomplikuje się im życie, jeśli później ich dzieci będą musiały znosić rozwód rodziców. – Mam świadomość, że nie każdą parę potrafię urato- wać, ale nie chcę stracić Angie i Raymonda. Oni są sobie przeznaczeni. – W takim razie zastanówmy się, jak poprawić twoje 11Pensjonat ’’ Pod Wodospadem Rozkoszy’’

umiejętności radzenia sobie z monotonią seksualną w dłu- goletnich związkach. Wtedy będziesz mogła im pomóc. Tak rzeczowe podejście Lyn sprawiło, że Maggie nie mogła już dłużej litować się nad sobą. Bez wątpienia nadszedł czas, by na nowo przemyśleć swoją strategię terapeutyczną. Maggie wiedziała już, gdzie się udać. – Jadę do pensjonatu ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’. Lyn zamrugała gwałtownie. – A co właściwie zamierzasz tam robić? – Prowadzić badania. Obserwować. Pogłębić swoją wiedzę, szukając nowych pomysłów, które potem będę mogła podsunąć pacjentom. Zamierzam przeprowadzić badanie na temat ożywiania namiętności w wieloletnich związkach i zdobędę tę wiedzę u samego źródła. Lyn wydała z siebie niezbyt wykwintne parsknięcie. – Badania i obserwacje? A co ty tam chcesz obser- wować? Pokoje w tym pensjonacie mają chyba drzwi, prawda? Maggie już otworzyła usta, by zaoponować, ale nie powiedziała nic i patrzyła tylko na Lyn, trawiąc jej słowa. W końcu zrozumiała. – Ale już sama gra wstępna pozwoli mi zorientować się, o co chodzi, prawda? – Nie. Gra wstępna będzie znaczyła tyle co nic dla kogoś, kto nie ma pojęcia, co oznacza termin ,,wieloletni związek’’. – O co ci chodzi? Lyn przewróciła oczami. – Bądź poważna. Kiedy ostatnio byłaś w związku na tyle długim, by zdążyła się pojawić monotonia? Maggie skrzywiła się. W pierwszym odruchu chciała 12 Jeanie London

się bronić, ale widok uniesionych wysoko brwi Lyn sprawił, że zrezygnowała z walki. – W porządku, nie mam za sobą wielu długich związ- ków. Nie mam szczęścia w miłości. To dlatego co drugą sobotę ogrywam was z Charlesem w pokera. – Wielu? Też coś! Wymień choć jeden dłuższy zwią- zek, a przy najbliższej grze postawię plik banknotów zamiast drobniaków. Maggie nie miałaby nic przeciwko zgarnięciu takiej wygranej. Przez całe studia jej sytuacja finansowa była dość marna i nic nie wskazywało na to, żeby miała się szybko poprawić, dopóki nie spłaci zaciągniętych w czasie studiów kredytów. Teraz w myślach przeglądała listę mężczyzn. – Ja się nie liczę – powiedziała Lyn, jakby Maggie trzeba było to uświadamiać. – Mówię tylko o związku z samcem. Maggie zmarszczyła brwi i zaczęła odrzucać jedno po drugim nazwiska swoich byłych chłopaków, którzy two- rzyli historię jej mało zadowalających związków, po- cząwszyod pierwszego, nieszczęśliwegoromansu przeży- tego w wieku lat siedemnastu. Nie wyglądało to najlepiej. Nie potrafiła wskazać nawet jednego, który mógłby od biedy ubiegać się o miano długiego związku... I wtedy, ku wewnętrznej uldze Maggie, pojawiła się w jej myślach jedyna osoba, którą mogła teraz wymienić. Natychmiast ujrzała go w wyobraźni. Był wysoki, ciemnowłosy i niezwykle pociągający, sądząc z tego, jak działał na nią jeszcze w szkole średniej. Był nie tylko wspaniale zbudowany i czarujący, ale także szarmancki 13Pensjonat ’’ Pod Wodospadem Rozkoszy’’

i nigdy nie wykorzystywał tego, że kobiety były gotowe same paść mu w ramiona. – Sam – powiedziała Maggie z dumą. Lyn rzuciła okulary na biurko. – Oszukujesz. Sam jest tylko twoim przyjacielem. On się nie liczy. – Dlaczego?Znam go od czwartej klasy podstawówki, a zamieszkaliśmy razem, kiedy byłam na drugim roku studiów. – Mieszkasz z nim tylko dlatego, że po śmierci rodzi- ców odnowił drugie piętro domu i urządził tam miesz- kanie po to, żebyś ty nie wylądowała na bruku. Jeśli nie jesteś w stanie bez mrugnięcia okiem powiedzieć mi, że spałaś z Samem Mastersem, to on się nie liczy. Nawet dla ocalenia własnej dumy nie mogła aż tak bezczelnie skłamać. Nigdy nie marzyła o przespaniu się z Samem... No dobrze, zdarzyło się to może kilka razy przez te wszystkie lata, ale były to bardzo prywatne marzenia, które nigdy nie powinny wyjść na jaw. Maggie zagłębiła się bardziej w fotelu, unikając trium- fującego uśmiechu Lyn. Nie zamierzała tłumaczyć, że większośćjej dotychczasowychdoświadczeń seksualnych pozostawiała wiele do życzenia. Działanie pod wpływem impulsu przysporzyłoMaggie tyle kłopotów, że wolała nawet o tym nie myśleć. Tylko w jednej dziedzinie nie była impulsywna – w łóżku. Nigdy nie przespała się z mężczyzną, dopóki dostatecznie go nie poznała i nie sprawdziła, czy jest między nimi jakaś chemia. Cała ta niespotykana przezorność na nic się jednak nie zdawała. Seks stanowił zawsze gwóźdź do trumny jej 14 Jeanie London

związków. Gdy tylko się pojawiał, towarzyszyły mu oczekiwania, potem niemożliwe do spełnienia obietnice, aż w końcu nieunikniony zawód i zranione uczucia... – Dobrze już, dobrze – powiedziała w końcu. – Przy- znaję się, ale to nie jest przecież moja sesja terapeutyczna. Co mam zrobić, żeby pomóc Angie i Raymondowi? – Na pewno nie prowadzić obserwacji i badań. – Lyn sięgnęła po folder i przejrzała go. – Więc co? – Jeśli myślisz poważnie o odwiedzeniu tego klubu, potrzeba ci praktyki. – Praktyki? Ale jak to się ma do... – Wypróbuj metodę, na której opiera się działalność tego klubu. Spójrz, piszą o fantazjach, odgrywaniu ról i innych seksualnych igraszkach. Wypróbuj ten klub i daj mi znać, co o nim myślisz. Może ja też wynajmę tam pokój. – Lyn, ja usiłuję pogłębić swoją wiedzę. – A ja też mogłabym na tym skorzystać. Wydaje mi się, że to świetne miejsce, a Charles ma słabość do skórzanych akcesoriów. Wizja pełnego godności i powszechnie szanowanego doktoraCharlesa Millhauserazabawiającegosię skórzany- mi przyborami – tego było dla Maggie za wiele. – Przestań! Nie chcę tego słuchać. – A powinnaś. Istnieje całamasa doświadczeń seksual- nych, o których nie masz pojęcia, tylko dlatego że nigdy nie udało ci się utrzymać przy sobie faceta dostatecznie długo, by pozbyć się skrępowania. Zaufaj mi, Maggie. Jedź do tego klubu i zdobądź praktykę. Nie będziesz żałowała i to nie tylko ze względu na dobro pacjentów. 15Pensjonat ’’ Pod Wodospadem Rozkoszy’’

– Ale ja nie jestem w długim związku i zanim zdążę go zbudować, stracę Angie i Raymonda. – Więc improwizuj. – W tej chwili nawet się z nikim nie spotykam. – A masz kogoś w zanadrzu? – Nie. Maggie nie podobało się niekłamane zdumienie Lyn. Oczywiście, miała za sobą kilka przelotnych związków, ale nie było ich znowu aż tak wiele. – No to może Will Reynolds? Jeśli mnie pamięć nie myli, rozstaliście się w dość przyzwoity sposób. Maggie pokręciła głową, niezupełnie rozumiejąc, do- kąd zmierza Lyn. Nie mogła chyba sugerować, by Maggie zadzwoniła do byłego kochanka i zaprosiła go na wspólny wyjazd w celu spełniania seksualnych fantazji. – Wkrótce po naszym rozstaniu poznał kogoś i z tego, co wiem, ostatnio rozglądał się za drużbą. – Mike Jacobs? – Okazał się gejem. – Ojej, kochanie. Dlaczegomi o tym nie powiedziałaś? Maggie skrzywiła się. Odpowiedź powinna być oczy- wista. – To może Troy Carver? – Odnalazł Boga. Jest już niemal kaznodzieją. Lyn wytrzeszczyła oczy. – No nie, taki przystojniak? Cóż, w takim razie też się nie nadaje. Maggie nachyliła się do przodu, oparła łokcie na biurku i wpatrywała się w przyjaciółkę. Lyn zachichotała. – Sama teoria nie wystarczy. Musisz nabrać doświad- czenia, by móc rozpoznać problem i mówić o nim. 16 Jeanie London

Maggie pierwsza była gotowa przyznać, że między czytaniem o seksie a uprawianiem go istnieje prawdziwa przepaść, ale chodziło tu w końcu o terapię małżeńską, na litość boską. Nie trzeba wpadać samemu w depresję, żeby pomóc komuś, kto na nią cierpi. – Obserwacja wystarczy. Już ustaliłam, że źle diag- nozuję seksualną monotonię w małżeństwie, więc zamie- rzam poczytać na ten temat i postaram się rozpoznać objawy. Potrzeba mi nowych pomysłów, jak pomóc pacjentom, którzy przechodzą takie kryzysy. Przede wszystkim Angie i Raymondowi. Lyn zmarszczyła brwi, a Maggie natychmiast zaopo- nowała. – A jakie mam wyjście? Nie jestem w żadnym związ- ku, a już tym bardziej w długim. – W takim razie co z Samem? – Z nim? Zaraz, zaraz... – Maggie wlepiła wzrok w Lyn. – Chyba nie sugerujesz, że mam zaprosić Sama? – Dlaczego nie? Nie masz faceta, a Sam byłby idealny. Jego najprędzej możesz podciągnąć pod długotrwały związek. Czujesz się z nim swobodnie, a jemu na tobie zależy. Jestem pewna, że chętnie ci pomoże. – Lyn pytająco uniosła brwi. Seks z Samem? W biały dzień było to nie do pomyś- lenia. Maggie zerwała się na nogi, porywając folder z biurka. – Sam jest moim najlepszym przyjacielem. Nie mogę uprawiać seksu z najlepszym przyjacielem. – A dlaczego nie? Ja kocham się z moim najlepszym przyjacielem co najmniej trzy razy w tygodniu. Cztery, jeśli akurat ty nie wpadasz na pokera. 17Pensjonat ’’ Pod Wodospadem Rozkoszy’’

– Och, nie mów mi takich rzeczy. – Maggie ruszyła prosto ku drzwiom, wiedząc, że już nigdy nie przestąpi progu domu Lyn i Charlesa bez poczucia winy, że właśnie odbiera im możliwość spędzenia podniecającego wie- czoru. – Mówię serio, Maggie – powiedziała Lyn tak poważ- nym tonem, że Maggie zatrzymała się nagle. – Przemyśl to. Przespanie się z Samem to pewnie najmądrzejsza rzecz, jaką możesz zrobić. Zwykle, kiedy tylko facet staje ci się bliski, tchórzysz i wynajdujesz powody, żeby go rzucić. W przypadku Sama nie będzie takiego powodu. Znasz wszystkie jego dobre, złe i paskudne cechy. Maggie skrzywiła się, słysząc, że przyjaciółka tak bezlitośnie podsumowuje jej postępowanie. Nie zaprze- czyła jednak. Nie mogła. – Nawet gdyby Sam mnie pociągał, choć to niepraw- da, jest zupełnie nie w moim typie. W świetle dziennym fantazje się nie liczą. – A w jakim jest typie? Maggie zaczęła machać rękami, szukając odpowied- nich słów dla opisania Sama. – Jest stały, lojalny i przewidywalny. Lyn w zadumie potarła podbródek. – Stały – w porządku. Lojalny – w porządku. Nad przewidywalnością można popracować, ale to jeszcze nie tragedia. Jest miłym facetem. – Tak, to prawda. – Co w tym złego, że jest miły? Z tego, co mi wiadomo, ostatnimi czasy polecamy naszym pacjentom właśnie miłych partnerów. Mili faceci byli w porządku, ale to, czy facet był miły, 18 Jeanie London

czy wredny, jakoś nigdy nie miało znaczenia – Maggie zawsze w końcu zostawała sama. Oparła się plecami o ścianę i ciężkim westchnieniem zdmuchnęła kosmyk włosów opadający jej na oczy. Sam był bez wątpienia miłym facetem, najmilszym, jakiego znała. Dlatego był taki wyjątkowy. Dlatego był nieosiągalny. Jak mogła wytłumaczyć Lyn swoje uczucia wobec niego? Dorastali razem. Łączyło ich tak dużo wspólnych przeżyć – i złych, i dobrych. Od chwili kiedy rodzice Sama wprowadzili się do sąsiedniego domu i Maggie była w czwartej klasie, a Sam w piątej, stali się nierozłączni. Wspierali się nawzajem, kiedy któreś z nich przyniosło słabe oceny na świadectwie szkolnym i kiedy trzeba było znosić niezliczone kary wymierzane przez rodziców. Nie odstępowała go, gdy złamał nogę na deskorolce i nie mógł biegać z dziećmi z sąsiedztwa. Sam natomiast tulił ją i starego Hambone’a w ramionach po tym, jak jej pies dokonał żywota. Okazał się najlepszym przyjacielem w najgorszych chwilach rozwodu jej rodziców i potem, gdy musiała znosić jego emocjonalne skutki. Ona zaś pomagała Samo- wi przeprowadzać formalności pogrzebowe po tym, jak jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, i była przy nim przez długie miesiące, gdy cierpiał po ich utracie. Przetrwali razem wegetarianizm Maggie i fascynację Sama domowym pędzeniem piwa. Sam był jej przyjacie- lem i opoką, jej kołem ratunkowym w najgorszych chwilach. Był jedynym mężczyzną na świecie, przy którym Maggie potrafiła być sobą. Jedynym mężczyzną, który nie odwrócił się od niej, kiedy było jej naprawdę ciężko. Na 19Pensjonat ’’ Pod Wodospadem Rozkoszy’’

dobre i na złe, przez wszystkie zmiany pracy, szkoły, przyjaciół i kochanków, Sam był zawsze przy niej. Maggie ufała mutak, jak nigdy nie zaufałabyinnemu mężczyźnie. Nawet własnemu ojcu. Zwłaszcza własnemu ojcu. Sam był jej ideałem, wzorcem, do którego porów- nywała każdego napotkanego mężczyznę. Seks z Samem popsułby to wszystko. – On jest dla mnie zbyt ważny – oznajmiła w końcu. – Seks wszystko skomplikuje, a ja nie chcę ryzykować utraty tej wyjątkowej więzi ani utraty Sama. A już na pewno nie po to, żeby udoskonalić swoją metodę terapeu- tyczną. – Seks nie musi niczego komplikować. Może za to dodać głębi związkowi, a nawet go wzmocnić. – Daj spokój. Moje relacje z Samem układają się tak dobrze tylko dlatego, że nie sypiamy ze sobą. Maggie stała oparta o framugę drzwi, marząc o tym, żeby wybiec na korytarz, jak najdalej od głosu Lyn i jej niewygodnych uwag. W porządku. Może rzeczywiście nadszedł czas, żeby zastanowiła się nad tym, dlaczego nie potrafi utrzymać związku dłużej, niż aktualnemu chłopa- kowi zajmuje nauczenie się na pamięć jej numeru telefo- nu. Czyżby trudności z rozpoznawaniem problemów w długich związkach wynikały z tego, że sama nie potrafiła zbudować czegoś stałego? – Zastanowię się, kogo mogę zaprosić, Lyn. Tylko tyle mogę zrobić. – Poproś Sama. – Nawet gdybym ja tego chciała, on by się nie zgodził. Chodzi na randki, ale nie miewa przygód na jedną noc. Przez ten cały czas, od kiedy się znamy, miał tylko trzy 20 Jeanie London

długie związki. O ile wiem, nigdy nie przespał się z przy- padkową partnerką. – Więc możesz mieć pewność, że nie złapiesz żadnego świństwa. Maggie nie miała pojęcia jak Lyn zdołała wypowie- dzieć te słowa, zachowując kamienną twarz. – Bardzo zabawne – odparła. – Maggie, kochana, potrzeba ci praktyki. Pogódź się z tym i poproś Sama. On nadaje się do tego najlepiej. Nie możesz pojechać do klubu sama. Ty i Sam macie przynaj- mniej długi staż. Jeśli go zabierzesz, cel zostanie osiąg- nięty. Lyn miała rację. Gdyby Maggie miała spędzić więk- szość pobytu w pensjonacie ,,Pod Wodospadem Roz- koszy’’, unikając seksualnych awansów, nie miałaby cza- su ani energii, by obserwować poczynania innych par. Możliwe, że Sam rzeczywiście najlepiej się do tego nadawał. W ich relacjach nie było elementu fizyczności, więc seksualny charakter miejsca nie mógł wpłynąć na Sama. – Chyba go poproszę, żeby ze mną pojechał – powie- działa i z niezmierną satysfakcją zmazała uśmiech z twa- rzy Lyn, dodając: – poobserwować. – I znowu oczekujesz niemożliwego – powiedziała drwiąco Lyn. – Spędziłam trochę czasu z tobą i Samem i mogę śmiało stwierdzić, że on nie cierpi bynajmniej na zanik libido. Jeśli zabierzesz faceta do seks-klubu, będzie chciał uprawiać seks. – Pensjonat ,,Pod Wodospadem Rozkoszy’’ nie jest seks-klubem. To klub romantyczny, a Sam nie będzie chciał seksu. Jest moim przyjacielem. 21Pensjonat ’’ Pod Wodospadem Rozkoszy’’

– Charles też jest moim przyjacielem. Maggie zmarszczyła brwi. – Obserwacja, Lyn – odparła. – Nie praktyka. Idę do domu. Nie zamierzała prosić Sama, żeby uprawiał z nią seks. Chodziło tylko o obserwację.Gdyby jednak Maggie była ze sobą zupełnie szczera, musiałaby przyznać, że to nie Sama powinna się obawiać. Jej nocne fantazje przy- chodziły same, nie musiała na nie długo czekać. Na dzisiaj jednak miała dosyć szczerości. 22 Jeanie London

Rozdział drugi Puk-puk-puk-puk-puk, przerwa, puk-puk. Pukanie dochodziło z przedpotopowego pieca Sama Mastersa i serią gwałtownych dźwięków wdzierało się w ciszę północnej pory. Sam uśmiechnął się. Ta prosta, lecz jakże znajoma melodia kryła w sobie tajemny szyfr. Chociaż nigdy świadomie jej nie wyczekiwał, zawsze cieszył się, gdy słyszał pukanie. Jesteś sam? Masz czas pogadać? Odstawił kubek z kawą, którą popijał, przeglądając teczkę z papierami inwestycyjnymi klienta, i przeszedł do salonu. Na ścianie pieca wisiała na skórzanej pętelce miniaturowa kopia młoteczka sędziowskiego. Chociaż Maggie zawsze posługiwała się swoją własną, zaimprowizowaną wersją alfabetu Morse’a, którego na- uczył ją, będąc w harcerstwie, Sam trzymał się ściśle porządku kropek, kresek i przerw. Wziął młoteczek i wy- stukał słowo ,,tak’’. Odczekał chwilę.

Puk-puk. Idę – nadeszła odpowiedź. Po kilku sekundach Sam usłyszał lekkie kroki Maggie na drewnianych schodach. Otworzył drzwi do ich wspól- nego korytarza w chwili, gdy zeszła z ostatniego stopnia. – Cześć. – Jej wesołe zielone oczy napotkały jego spojrzenie i twarz Maggie rozpromieniła się natychmiast. – Mam nadzieję, że nie jest za późno? – Jeszcze pracowałem. Weszła do pokoju,mijając go ze śmiechem w drzwiach, które dla niej przytrzymał. – Zawsze pracujesz. Mimo że jej śmiech wydawał się lekki i perlisty, Sam widział na pierwszy rzut oka, w jakim celu go odwiedziła. Maggie miała problem. Jej spojrzenie było trochę nazbyt wesołe. Kremowa skóra, obsypana na nosie jasnozłotymi piegami, była odrobinę za blada. Ładne, różowe usta uśmiechały się swobodnie, zbyt swobodnie. Wydawało się, że widok Sama przyniósł Maggie ulgę. Przez te wszystkie lata Sam był świadkiem przeróż- nych dramatów w jej życiu. Przetrwał jej tremę przed występami tanecznymi i nerwy przed zawodami łyżwiar- skimi. Jej zmartwienia finansowe. Załamania z powodu niesprawiedliwych ocen. Niepokoje miłosne. Tych ostat- nich musiał znosić zdecydowanie za dużo. Miał więc wprawę w rozpoznawaniu objawów. Mag- gie mogła wpłynąć do salonu beztroskim krokiem i z zu- pełnie niedbałą miną, ale Sam ani przez chwilę nie dawał się nabrać. Jej bezbronność, widoczna spod cienkiej wars- tewki buty, jak zwykle sprawiła, że zapragnął zmierzyć się z jej problemem i rozłożyć go na łopatki. Ją zresztą też. 24 Jeanie London

Jak zwykle, Maggie nie miała o tym pojęcia. Sam zamknął drzwi, żeby całe ciepło nie uciekło z mieszkania. Żeby Maggie nie uciekła. Teraz należała do niego. Chociaż przez chwilę. Mimo że była średniego wzrostu, dzięki smukłym kształtom wydawała się wysoka i niemal chuda. Czubek jej rudozłotej głowy musnął przelotnie brodę Sama, a on poczuł leciutki zapach, który od niepamiętnych czasów kojarzył mu się z Maggie i przypominał woń kwiatu pomarańczy. Była w tym zapachu jakaś niewinność, która przywo- dziła na myśl małą Maggie skrapiającą się za uchem dziecinnymi perfumami z ozdobionego kokardką fla- konika. Maggie nałożyła biały szlafrok, a pod spodem miała szare, ciepłe spodnie od piżamy i pantofle z Gumisiami, które czasyświetności miały już za sobą.Sam przyjrzał się im, przytrzymując okulary na nosie, i zauważył, że zielony, włochaty materiał był miejscami zupełnie wytar- ty, a wystające główki Gumisiów kołysały się bezwładnie przy każdym jej kroku. Maggie najwyraźniej nie zwróciła uwagi na ich żałosny stan. Albo nie dbała o to. – Powinienem kupić ci nowe – powiedział Sam. – Te są wygodne. – Ale się rozpadają. Tradycja obdarowywania Maggie pantoflami z po- staciami z kreskówek zaczęła się, kiedy Sam miał dziesięć lat. Chciał dać wyjątkowy prezent walentynkowy dziew- czynce z sąsiedztwa, której zawdzięczał nieocenioną pomoc w znalezieniu przyjaciół, gdy sprowadził się w te strony i jeszcze nikogo nie znał. 25Pensjonat ’’ Pod Wodospadem Rozkoszy’’

Zwykłe walentynkowe upominki wydawały się zbyt tandetne, a kupno kwiatów albo czekoladek na- wet nie przyszło piątoklasiście do głowy. Wtedy jego mama uznała, że pantofle z królikiem Bugsem, którego Maggie uwielbiała, będą doskonałym prezentem. Miała rację. – Rozgość się – powiedział bardziej z uprzejmości niż z potrzeby, bo Maggie już zdążyła przełożyć na boczny stolik teczkę z papierami i stawiała właśnie na podstawce swój parujący kubek. – Co się stało? – zapytał. – Och, nic. Tak tylko wpadłam. Maggie o tej porze na nogach? Z kubkiem czegoś, co, jak się domyślał, było herbatą ziołową? Czy naprawdę sądziła, że go nabierze? – Wezmę kawę – powiedział. Sam dolał sobie kawy, postawił filiżankę na stoliku obok kubka Maggie i rozsiadł się na kanapie. Maggie, zwinięta się w kłębek, siedziała z podwiniętymi nogami w kącie sofy i patrzyła na niego w milczeniu. Nawet gdyby Sam nie potrafił wyczytać z jej za- chowania, że coś ją gryzie, domyśliłby się chociażby dlatego, że Maggie nie zaczynała swojej zwykłej pap- laniny o wszystkim i o niczym. – Jak leci? – zapytał, chcąc pociągnąć ją za język. – W porządku, a u ciebie? Dużo dziś zarobiłeś na giełdzie? – Klienci nie narzekają. – To dobrze – odparła, ale zmarszczyła przy tym lekko swe delikatne brwi. A więc chodziło o pracę. 26 Jeanie London