Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 036 389
  • Obserwuję486
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań640 184

Maria V. S. - 01 - St. G. (tłum. nieoficjalne)

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :2.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Maria V. S. - 01 - St. G. (tłum. nieoficjalne).pdf

Beatrycze99 EBooki S
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 100 osób, 50 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 485 stron)

1 Storm GlassStorm GlassStorm GlassStorm Glass ~~~~ Maria V. SnyderMaria V. SnyderMaria V. SnyderMaria V. Snyder ~~~~ Tłumaczenie:Tłumaczenie:Tłumaczenie:Tłumaczenie: NNNNiiiiSSSSiiiiAAAAmmmm iiii bbbbaaaacccchhhhaaaa333388883333

2 Dla mojej siostry Karen Phillips, za wszystkie rady, wsparcie i dobre czasy (BFF). Ta książka ma pewną siostrzaną atmosferę!

4 Ciepłe powietrze uderzyło w moją twarz, gdy weszłam do fabryki szkła. Gorąco i zapach rozżarzonego węgla otaczały mnie w pocieszającym uścisku. Zatrzymałam się, by odetchnąć w gęstym powietrzu. Ryk pieców brzmiał tak słodko jak głos mojej matki. - Opal! - Aydan krzyknął ponad hałasem. - Zamierzasz stać tam cały dzień? Mamy pracę do zrobienia. - Wskazał chudą, skręconą ręką. Przyspieszyłam, by do niego dołączyć. Praca w gorącu zmieniła jego siwe włosy w poskręcany mop. Brud pokrywał jego dłonie. Skrzywił się z bólu, gdy usiadł przy stole warsztatowym pocierając swoje plecy pięścią. - Znowu przerzucałeś węgiel – upomniałam go. Starał się wyglądać niewinnie, ale zanim zdążyłby skłamać, zapytałam: - Co się stało z twoim praktykantem? - Uciekł, gdy zdał sobie sprawę jak trudno jest zamienić ogień w lód - Aydan odburknął. - Cóż, teraz ja tu jestem. - Spóźniłaś się. - Przepraszam, miałam… test - westchnęłam. Kolejne frustrujące, bezowocne starania. Nie tylko zawiodłam przy rozpaleniu ognia, ale jeszcze przewróciłam świeczki rozlewając cały wosk na ubrania mojej koleżanki Pazii, oparzając jej skórę. Droga, jedwabna tunika została zniszczona. Uśmiechnęła się szyderczo i z pogardą, kiedy zaoferowałam wymienienie jej koszuli. Nic nowego. Wrogość towarzyszyła mi przez

5 całe cztery lata bycia w Twierdzy. Dlaczego miałabym oczekiwać, że ostatni rok będzie inny? Zanim zaczęłam mój piętnasty rok nauki w Twierdzy Magów, miałam nadzieję, że będę w stanie więcej dokonać z moją magią. Zdolności Pazii rozwinęły się tak bardzo od momentu, gdy usiadłyśmy naprzeciw siebie podczas naszych pierwszych sesji, że Mistrzowie Magii zdecydowali pozwolić jej przystąpić do egzaminu na Mistrza Magii. Uczyłam się historii i polityki Sycji, jak walczyć i jak użytkować magię, ale moja zdolność do wydobywania źródła energii pozostawała nieuchwytna. Rozgorzałe wątpliwości i gnębiące uczucie bycia ograniczoną o jedną magiczną zdolność, kłębiły się w mojej klatce piersiowej. I nie podbudowało mojej pewności siebie przypadkowe podsłuchanie, że moi koledzy nazywają mnie Jedno- sztuczkowym Dziwakiem. - Zazdroszczą - powiedział Aydan, kiedy poinformowałam go o mojej ksywce - Uratowałaś Sycję. Pomyślałam o dniu, ponad cztery lata temu, kiedy pomogłam rozjemcy Yelenie pojmać te złe dusze. To ona odwaliła całą robotę, ja byłam tylko łącznikiem. Starałam się zbagatelizować swój wkład, ale Aydan pozostawał nieustępliwy. - Jesteś bohaterką, a te dzieciaki nie mogą tego znieść. Wspominanie tych słów wywoływało uśmiech na mojej twarzy. Mówienie o dwudziestolatkach jak o piętnastolatkach było typowe dla Aydana, dumnego zrzędy. Aydan poklepał mnie dmuchawką: - Przestań fantazjować i uformuj mi szklaną kulę. Złapałam wydrążony pręt i otwarłam piec. Intensywne światło buchało z paleniska jakby kawałek słońca został uwięziony wewnątrz.

6 Wsadziłam końcówkę pręta w stopione szkło i poobracałam, i poskręcałam je, wyciągając ciągnącą się kulę, zanim moje brwi i rzęsy miały okazję kolejny raz osmalić się. Wiśniowo-czerwona szklana kula na końcu pręta pulsowała jakby była żywa. Aydan dmuchnął do rurki, a następnie zakrył dziurkę. Mała bańka pojawiła się wewnątrz roztopionego szkła. Opierając dmuchawkę na metalowej ramie na ławce swojego szefa, Aydan kręcił rurką w tył i w przód formując szkło. Pomagałam mu gdy formował skomplikowany wazon ze skręceniem na spodzie tak, że nie zmieniona część wazonu nadal mogła być wypełniana wodą. W jego rękach przemienianie szkła w arcydzieło wydawało się być łatwym zadaniem. Uwielbiałam te niezwykłe właściwości płynnego szkła, które mogło być uformowane w tak piękne przedmioty. Pracowaliśmy godzinami, a czas uciekał. Kiedy skończył swoje dzieło, Aydan stanął na swoich skrzypiących nogach i powiedział słowa, które były powodem, dla którego przyszłam mu pomóc po moich zajęciach w Twierdzy: - Twoja kolej. Zamieniliśmy się miejscami i mężczyzna wziął mój pręt. Podczas, gdy on formował kulę szkła, ja upewniłam się, że wszystkie metalowe narzędzia leżące na ławie są na swoich miejscach. Wszystko czego potrzebowałam, to mój wkurzający młodszy brat karzący mi się pospieszyć i moja cierpliwa starsza siostra pomagająca mi utwierdzić się w przekonaniu bycia w naszej rodzinnej fabryce szkła. Siedzenie przy ławie było jak dom - znajome i wygodne. Będąc tutaj, samą, potrafiłam zapanować nad sobą. Niekończące się możliwości, nikt nie mógłby temu zaprzeczyć.

7 Wszystkie myśli odleciały, kiedy Aydan postawił rurkę przede mną. Szkło szybko stygło i nie miałam czasu, aby rozmyślać o czymś innym niż formowanie płynnej kuli. Używając metalowej pęsety, pociągałam i skubałam. Kiedy kula uformowała się w rozpoznawalny kształt, dmuchnęłam w koniec dmuchawki. Rdzeń dzieła lśnił jakby był oświecony wewnętrznym ogniem. Moja jedyna magiczna sztuczka - zdolność do umieszczenia nitek magii wewnątrz szklanej figurki. Tylko czarodzieje mogli zobaczyć uwięzione światło. Aydan gwizdnął w uznaniu na widok ukończonego egzemplarza. Technicznie jego zdolności do małych pożarów czyniły z niego czarodzieja, ale odkąd nie posiadł żadnego innego talentu, nie mógł być zaproszony do uczenia się w Twierdzy. Ja także nie powinnam być zaproszona. Mogłabym robić moje szklane zwierzątka w domu, w Booruby. - A niech to, dziewczyno. - Aydan klepnął mnie w plecy. - To jest wierna kopia myszołowa rdzawosternego1 Mistrzyni Jewelrose. Zrobiłaś to dla niej? - Tak. Potrzebowała kolejnego egzemplarza. – Siadając przy ławce, nigdy nie wiedziałam co chciałabym stworzyć, a czas jaki spędziłam pomagając Mistrzyni Jewlrose dbać o jej myszołowa musiał na mnie wpłynąć. Wnętrze figurki lśniło jasną czerwienią i przemawiało do mnie tęskną pieśnią. Wszystkie moje dzieła wydawały charakterystyczny dźwięk, który słyszałam gdzieś wewnątrz mnie. Nikt inny nie mógł usłyszeć ich wołania. 1 Rodzaj ptaka z rodziny jastrzębiowatych o rdzawym kolorze ogona

8 - Widzisz? To twój kolejny talent. - Aydan ogarnął otoczenie i umieścił myszołowa wewnątrz pieca do wyżarzania, aby mógł wystygnąć powoli. – Czarodzieje mogą teraz porozumiewać się na ogromnych odległościach, dzięki twoim zwierzętom. -Tylko ci, którzy mają zdolność mentalnej komunikacji. - Kolejna zdolność, której nie posiadam - telepatia. Ci, którzy ją mieli, musieli jedynie trzymać jedno z moich zwierząt i mogli „rozmawiać” z innymi poprzez uwięzioną wewnątrz magię. Mogłabym przyznać, że czuję trochę dumy z powodu ich użyteczności, ale nigdy bym się tym nie przechwalała. Nie tak jak Pazia, która obnosiła się ze wszystkim czego dokonała. - Ba, to wciąż jest jedno z najważniejszych odkryć ostatnich lat. Przestań być taka skromna. Trzymaj - podał mi szufelkę – i dodaj więcej węgla do pieca. Nie chcę, żeby temperatura spadła w ciągu nocy. Koniec mowy dopingującej. Nabrałam specjalnego białego węgla i dodałam go do ognia w piecu. Odkąd Aydan sprzedał swoje szklane dzieła jako sztukę, potrzebował tylko jednego - małego sklepu posiadającego porównywalnie jak moja rodzina osiem pieców. Gdy skończyłam, mój strój przyklejał się do mojej spoconej skóry, a kosmyki moich brązowych włosów przylepiły się mi do twarzy. Pył węglowy drażnił moje gardło. - Czy pomożesz mi wymieszać?- Aydan zapytał zanim zdążyłam wyjść. - Tylko jeśli obiecasz zatrudnić jutro nowego praktykanta. Aydan narzekał i zrzędził, ale się zgodził. Wymieszaliśmy piaski z różnych rejonów Sycji - sekretna formuła opracowana przez wcześniejsze pokolenia - one z kolei były łączone z sodą amoniakalną i wapnem, zanim mogły zamienić się w szkło.

9 Kiedy próbowałam podpuścić Aydana, żeby powiedział mi, skąd pochodzi różowy piasek, przybył goniec z Twierdzy. Pierwszoroczny uczeń zmarszczył nos z powodu panującego gorąca. - Opal Cowan? - zapytał. Przytaknęłam, a on westchnął: - Nareszcie! Przeszukiwałem Cytadelę z twojego powodu. Jesteś potrzebna w Twierdzy. - Dlaczego? - Nie wiem. - Kto mnie potrzebuje? Rozpromienił się radośnie, jakby był moim młodszym bratem dostarczającym mi wiadomość o mojej nadciągającej karze od naszych rodziców. - Mistrzowie Magii. Musiałam mieć niezłe kłopoty. Żaden inny przypadek nie tłumaczył posyłania po mnie przez Mistrzów. Jak tylko pospieszyłam za gońcem - ambitnym, pierwszorocznym chłopcem na posyłki dla Mistrzów, który zdążył zauważyć, że nie byłam warta rozmowy – pomyślałam o nieszczęśliwy wypadku dzisiejszego ranka z Pazią. Ona chciała, żebym była wydalona już pierwszego dnia. Możliwe, że w końcu jej się udało. Pospieszyliśmy ulicami Cytadeli. Nawet po czterech latach, miejska budowa wciąż mnie zachwycała. Wszystkie budynki zbudowane były z białych marmurowych płytek, podszytych zielonymi żyłkami. Gdybym była sama, podążałabym swoimi dłońmi po ścianach, idąc i marząc o stworzeniu miasta zrobionego ze szkła.

10 Zamiast tego biegłam obok budynków, a lśniący kolor matowiał na tle ciemniejącego nieba. Straże Twierdzy wskazały nam drogę - kolejny zły znak. Biegliśmy po schodach pokonując je po dwa na raz, by dotrzeć do budynku administracji. Schowany w północnym krańcu Cytadeli kampus Twierdzy posiadał cztery imponujące wieże zaznaczające linie graniczne. Wewnątrz, budynek zbudowany był z różnokolorowych marmurów i drewna. Brzoskwiniowo -żółte kostki administracji, zwykle mnie uspokajały- ale nie dziś. Goniec opuścił mnie przy wejściu do sali konferencyjnej Mistrzów. Rozgrzana od biegu, chciałam zdjąć pelerynę, ale dzięki niej mogłam ukryć poplamioną potem koszulkę i spodnie robocze. Przetarłam twarz, starając się zetrzeć pył i ściągnęłam swoje długie włosy, próbując stworzyć schludny kok. Zanim zapukałam, do głowy przyszła mi możliwość innej przyczyny mojego wezwania. Zbyt długo przebywałam w fabryce szkła i przegapiłam moją wieczorną lekcję jeździectwa. W ubiegłym roku na polecenie Twierdzy, praktykanci uczyli się opieki nad końmi i jazdy konnej, aby przygotować nas, gdy otrzymamy status czarodzieja. Jako czarodzieje będziemy zobowiązani podróżować między jedenastoma klanami Sycji, aby zapewnić pomoc tam, gdzie będzie potrzebna. Być może Mistrz Stajenny zgłosił moją nieobecność Mistrzom. Wyobrażenie sobie zmierzenia się z trzema magami i Mistrzem Stajennym razem, powodowało wstrząs, który odczuwałam w kościach. Odwróciłam się od drzwi szukając drogi ucieczki. Drzwi się otwarły. - Nie wahaj się dziecko. Nie masz kłopotów – powiedział Pierwszy Mag Bain Bloodgood. Następnie pokazał mi, abym weszła za nim do środka.

11 Z tymi kręconymi, siwymi włosami, sterczącymi w różnych kierunkach i długiej, niebieskiej szacie, wygląd starszego pana nie pasował do statusu jednego z najpotężniejszych czarodziejów w Sycji. Właściwie, to surowa postawa Trzeciego Maga, Irys Jewelrose, bardziej wskazywała na zajmowanie wyższego stanowiska, niż pomarszczona twarz Maga Bloodgood’a. A jeśli ktoś spotkałby na ulicy Drugiego Maga, Zitore Cowan, nawet by nie pomyślał, że ta młoda kobieta posiada wystarczająco duże zdolności, aby przejść egzamin na Mistrza Magii. Siedząc dookoła owalnego stołu trzej Mistrzowie gapili się na mnie. Zdusiłam w sobie ochotę by się ukryć. W końcu Mistrz Bloodgood powiedział, że nie mam kłopotów. - Usiądź dziecko – odezwał się ponownie Pierwszy Mag. Usadowiłam się na krawędzi krzesła. Zitora uśmiechnęła się do mnie, a ja lekko się zrelaksowałam. Obie byłyśmy członkiniami klanu Cowan, a ona zawsze znajdowała czas w swoim zapchanym terminarzu, aby ze mną porozmawiać. Mając dwadzieścia pięć lat była tylko sześć lat starsza ode mnie. Rozejrzałam się po pokoju. Mapy Sycji i Iksji zdobiły ściany, a za duża geograficzna mapa, której krawędzie opadały po bokach, pokrywała mahoniowy stół. - Mamy dla ciebie misję - powiedziała Zitora. Jej miodowo-brązowe włosy były zaplątane w skomplikowany warkocz. Koniec włosów sięgał jej bioder, ale Zitora nerwowo bawiła się nimi, nakręcając końcówkę na palec. Misja na zlecenie Mistrzów! Pochyliłam się do przodu. - Szklane kule klanu Stormdance zostały zniszczone.- Tym razem głos zabrała Mistrzyni Jewelrose.

12 - Och. - Rozluźniłam się na krześle, nie-magiczna misja. - Masz dziecko pojęcie jak ważne są te szklane kule? - zapytał Mistrz Bloodgood. Pamiętałam swoje lekcje na temat klanu Stormdance. Ich czarodzieje -zwani Stormdancer- posiadali unikalną zdolność umieszczania energii burzowej wewnątrz szklanej kuli. Korzyści były podwójne: poskromienie zabójczych sztormowy wiatrów i deszczu oraz zapewnienie źródła energii w przemyśle innych klanów. - Bardzo ważne. - A to oznacza krytyczny czas dla tego roku. Chłodna pora oznacza bardzo częste i silne sztormy od morza Jade – powiedziała Zitora. - Ale czy klan nie ma szklarskiego mistrza? Z pewnością mogą rozwiązać ten problem? - Stary szklarz zmarł, dziecko. Ci pozostali zostali przeszkoleni do robienia szklanych kul, ale są wadliwe. Musisz im pomóc znaleźć i naprawić problem. Dlaczego ja? Ja się wciąż uczę. - Musicie wysłać szklarskiego mistrza. Mój ojciec… - Jest w Booruby razem ze wszystkimi innymi ekspertami, ale…- Mistrzyni Jewelrose przerwała – Problemem może nie być szkło. Być może stary szklarz używał magii do tworzenia szklanych kul. Być może magii podobnej do twojej. Moje serce zmiękło jakby zostało wrzucone do pieca. Sytuacja stawała się paląca, wydarzenia działy się zbyt szybko, a w rezultacie wszystko mogłoby się posypać. Pracowałam ze szkłem odkąd pamiętam, ale nadal było tak dużo do nauczenia się. - Kiedy… kiedy wyruszamy?

13 - Dzisiaj - odpowiedziała Zitora. Mój niepokój musiał być oczywisty. - Czas najbardziej się liczy, dziecko. – Głos Mistrza Bloodgood posmutniał. - Kiedy szklane kule zostają zniszczone, Stormdancerzy umierają. Tłumaczenie : NiSiAm Korekta: MOULLIN_

14 Wpatrywałam się w Mistrza Bloodgood. Nie było wielu Stormdancers urodzonych w klanie; stracenie nawet jednego z nich mogło zagrozić zachodniemu klanowi Sycji. - Jak wielu umarło? - Dwóch. Za pierwszym razem, kiedy zniszczono kule, pomyśleli, że to przypadek, za drugim – przestali być tacy pewni. Ogień niepokoju zapłonął w moim brzuchu. Tylko jeden dość silny sztorm mógł zniszczyć cztery klany, których ziemie graniczyły z Morzem Jade, zostawiając po sobie pustkowie. Ogromna odpowiedzialność. Problemy ze szkłem prawdopodobnie bym zniosła, ale z magią… Nie ma mowy. - Idź spakować swoje sakwy, dziecko. Wyruszasz najszybciej, jak to tylko możliwe. Zitora wyruszy z tobą. - Jak wielu strażników będzie towarzyszyło mi tym razem? – westchnęła kobieta. Wszyscy w Twierdzy wiedzieli o niezadowoleniu Zitory z powodu strażników towarzyszących jej podczas misji. Pięć lat temu zdała Główny Egzamin na poziomie Maga, lecz większość myślała o niej jak o praktykantce, a nie drugim najpotężniejszym Magu. A po okropnych wydarzeniach, które doprowadziły do śmierci Roze Featherstone, byłego pierwszego maga, Radni Sycji byli jeszcze bardziej opiekuńczy w stosunku do pozostałych Mistrzów.

15 - Tym razem tylko wy dwie. – Mistrzyni Jewelrose odezwała się z uśmiechem. – Dzięki temu będziecie mogły poruszać się szybciej. Zitora wstała energicznie. - Wyjeżdżamy w ciągu godziny. - Skontaktujcie się z nami, jeśli będziecie potrzebowały pomocy. Opal, skończyłaś moje nowe szklane zwierzę? - Tak, w fabryce Aydana. Myślę, że ci się spodoba. - Podobają mi się wszystkie. Co za szkoda, że z czasem tracą swój blask. – Mistrzyni Jewelrose zamyśliła się. – Ale to ma sens. Magia zawarta w nich ma pewną ilość. Raz zużyta, znika. - Pewność pracy dla Opal. – Mistrz Bloodgood pogładził mapę stojącą przed nim. Jego wzrok spoczął na mnie. – Szukaliśmy innego maga, u którego mogłabyś się dalej uczyć. Niestety, bezowocnie. Rada męczy nas, aby udostępnić twoje wspaniałe szkło… posłańcom. Zazwyczaj robiłam je na zlecenie dla Mistrzów i magów. Przynajmniej jeden mag przewoził ze sobą moje szklane zwierzę w każdym mieście. - Byłoby dobrze, gdybyśmy mogli znaleźć innych z podobnymi zdolnościami – zgodziła się Mistrzyni. Moje umiejętności. Dziwne. Cudowna magiczna sztuczka. Powinnam być zadowolona z robienia szklanych zwierząt dla magów. Zadowolona z mojej roli w życiu. Ale widziałam, co cudownego mag może zrobić i zapragnęłam więcej. Magia i szkło miały wiele wspólnego. Oba były w płynne. Oba miały nieograniczoną możliwość kształtowania się i wykorzystywania na różne sposoby. Chciałam zebrać magię w sobie i obracać ją w cud. - Chodźmy. – Zitora ruszyła w kierunku drzwi, a ja pobiegłam za nią.

16 Zatrzymała się, kiedy wyszłyśmy na zewnątrz. Ciemność okrywała kampus Twierdzy, a zapach spalonego drewna unosił się w powietrzu. Puste chodniki oświetlało światło księżyca. Inni uczniowie zapewne byli w swoich pokojach, ucząc się i przygotowując na jutro. - Zaoszczędzimy kilka godzin, jeśli wyjedziemy dzisiejszej nocy – odezwała się. – Idź zmienić ubrania, spakuj parę niezbędnych rzeczy. Musimy kupić żywność na drogę. Spotkamy się w stodole. Masz konia, prawda? - Tak, ale dopiero niedawno zaczęłam lekcje. – Kolejne zmartwienie. - Który koń jest twój? - Klacz o imieniu Quartz. - Z hodowli koni Sandseed? Co zrobiłaś, że tak ci się poszczęściło? - Yelena odwiedzała Twierdzę, gdy przybyło nowe stado. Powiedziała Mistrzowi Stajennemu, aby zatrzymał Quartz dla mnie. Zitora zaśmiała się. - Yelena jest jedyną osobą, której Mistrz Stajenny słucha, jeżeli chodzi o te zwierzęta. To ukryte przywileje za uratowanie czyjegoś życia. - Ale ja nie… Machnęła na mój protest zwinnymi palcami. To było miłe, że Yelena wybrała dla mnie konia, ale gdy opowieść o jej zaangażowaniu obleciała wszystkich mieszkańców kampusu, jak ziarenko piasku na wietrze, straciłam kilku znajomych z zazdrości. Znowu. Łączniczka Yelena była prawdziwą bohaterką Sycji i Iksji. Jeśli rozmawiała z uczniem, plotki utrzymywały się tygodniami. - Nie przejmuj się tym, że nie jesteś ekspertem, jeżeli chodzi o konie. Quartz podąży za Sudi. Wystarczy, że zostaniesz w siodle. – Już chciała

17 odejść, ale zatrzymała się. – Opal, idź odwiedzić zbrojownie zanim pojawisz się w stodole. - Dlaczego? - Nadszedł czas, aby potraktować twoją praktykę poważnie. - Trzynaście czy piętnaście cali? – Kapitan Marrock, nowy Mistrz Broni w Twierdzy spytał ze zniecierpliwieniem po tym, jak spakowałam się i odświeżyłam. Kiedy nie odpowiedziałam, złapał moje ramię i zmierzył je od nadgarstka do łokcia. - Trzynaście cali powinno pasować. – Zaczął szukać czegoś wśród zbroi. Miecze wisiały na ścianach, a włócznie wystawały z szaf. Strzały ustawione były w kolejce jak żołnierze, a metaliczny odór potu i skóry unosił się w powietrzu. Przetarłam moje przedramię, masując mięśnie i śledząc palcami blizny po oparzeniach. Jedną z korzyści z pracy ze szkłem były silne ramiona, ale ograniczały one moją swobodę podczas walki. Pod koniec pierwszego roku Mistrz Broni zdecydował, że nawet jeśli mogłam podnieść i przenieść belkę drewna, nadal byłam za wolna. Ocenił mnie tak samo z Mieczek i włócznią. Gdy pomagałam sprzątać po treningu, przypadkowo znalazłam sai2 . Przypominała dziwny, krótki miecz, ale ostrze, zamiast płaskie było grube – około pół calowe przy rękojeści, ćwierć calowe na końcówce i o kształcie wała - oraz posiadała osiem płaskich ramion bocznych. Mistrz Broni nazwał ją Ośmioboczną. Tylko końcówka wału była ostra. Był zachwycony tym, że je odkryłam i stwierdził, że byłoby idealną bronią dla 2 http://pl.wikipedia.org/wiki/Sai_%28sztylet%29 ;)

18 mnie, ponieważ, aby się nimi posługiwać potrzeba silnych ramion i zręcznych dłoni. - Tutaj, spróbuj tych. Jeżeli są za ciężkie, znajdę ci lżejszą parę – Mistrz Broni podał mi dwa sai, po jednym do każdej ręki. Srebrny metal świecił jakby był niedawno polerowany. Osłona w kształcie litery U była skierowana ku końcówce broni, więc sai przypominały trójzębne widły z bardzo długim środkowym kolcem. Wykonałam kilka bloków i pchnięć, aby wypróbować broń. - Są cięższe niż te podczas zajęć – powiedziałam. - Za ciężkie? Zacząłem dodawać wagi do twojej pary treningowej, ale Mistrzowie się spieszą. Jak zawsze. - Są w porządku. - Ćwicz tak często jak dasz radę. Możesz również wyciąć większe szczeliny w swoim płaszczu, aby łatwiej po nie sięgać – podbiegł do skrzyni, stojącej w rogu zbrojowni. Podnosząc pokrywę, przejrzał zawartość i wyciągnął pas z dwoma krótkimi pochwami. – Zakładaj to, gdy będziesz je nosić. Konie nie lubią być szturchane szpiczastymi końcówkami. Nie byłoby to też za dobre dla twoich nóg. Podziękowałam mu i pobiegłam do stodoły. Ciężar broni, zwisających u mojego pasa wydawał się większy. Czy będę musiała ich użyć? Czy będę umiała się obronić? Przez tą całą misję czułam się, jakbym była wyjęta z pieca, zanim osiągnęłam odpowiednią temperaturę. W stajni, Zitora pomagała Mistrzowi Stajennemu osiodłać Quartz. Stajenny Mistrz mruknął poirytowany na nikogo szczególnego, szarpnął paski i dostosował lejce. W słabym świetle latarni, rude łaty Quartz wyglądały na czarne, a białe jak szare. Zarżała na mnie na powitanie, a ja

19 pogłaskałam ją po nosie. Jej łeb był brązowy z wyjątkiem białej plamki pomiędzy oczami. Już przygotowana Sudi, krasa klacz Zitory, uderzyła w ziemię kopytami z niecierpliwością. Kiedy Stajenny Mistrz podał mi lejce Quartz, powiedział : - Będziesz jutro obolała i będziesz odczuwała ból również następnego dnia. Róbcie często przerwy, aby rozciągnąć mięśnie i dać odpocząć plecom. - Nie będzie na to czasu – powiedziała Zitora, dosiadając Sudi. - Dlaczego nie jestem zdziwiony? Rzucanie jej na głęboką wodę, zanim zostanie przeszkolona, staje się tutaj standardową procedurą – Mistrz Stajenny pokręcił głową i wymamrotał coś pod nosem. Nie spiesząc się, minął stajnię koni, sprawdzając wiadra z wodą. - Masz przy sobie balsam Barbasco? – zapytała Zitora. – To pomoże na ból. - Nie potrzebuję tego. Jak źle może być? Było źle. I to nie zwyczajnie źle. Po trzech dniach ból wykręcał plecy, palił nogi, paraliżował umysł. Źle. Zitora nadawała zabójcze tempo. Zatrzymywałyśmy się tylko na jedzenie, odpoczynek, aby zająć się końmi i przespać kilka godzin. Nie wystarczająco, by dać odpocząć moim wyczerpanym kościom. Wspomnienia miłej wyprawy wdzierały się w moje sny, dręcząc mnie. Nocą, Mistrzyni Jewlrose, wyrwała mnie z głębokiego snu i wskoczyłam na konia, zanim zorientowałam się co się dzieje. Chciałam być blisko niej. Wszystko, co wiedziałam podczas tej szaleńczej,

20 pięciodniowej podróży, było tym, że moja siostra mnie potrzebuje. To wystarczyło, aby ignorować ból. Skupiłam się na Stormdancerach, aby zająć czymś myśli. Wyjechałyśmy z Cytadeli przez bramę południową, kierując się na południowy zachód, by za dnia dotrzeć do granicy Stormdancers, a później skręcić na zachód . Zitora miała nadzieję, że dotrzemy do wybrzeża w kolejne trzy dni. W niektórych momentach całej podróży, moje zmartwienie nad misją zapłonęło, a wątpliwości wbiły się w moje myśli. Jeśli magia brała w tym udział3 , nie będę w stanie rozwiązać problemu, a cenny czas zostanie zmarnowany. Nocą, czwartego dnia, zatrzymałyśmy się na rynku w Thunder Valley. Zitora kupiła dla mnie balsam Barbasco i przekazała mi go bez żadnego napawania się. Imponujące. Mój brat mówiłby dziecinne „A nie mówiłem?” przez tydzień. Na rynku szumiało od głosów ludzi. Kupcy sprzedawali zwykłe owoce, warzywa i mięso, ale na kilku stołach zauważyłam krzew, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Miał około trzech metrów wysokości i owłosione, porozdzielane liście. - To indygo – powiedziała Zitora, kiedy zapytałam – Używają tego do robienia atramentu, który wykonują Stormdancerzy. Robią też rzeczy z metalu, tak jak na przykład sai, które nosisz. I zbierają sztormy. Pracowity klan. Rozgryzłam pochrzyn i pospieszyłyśmy na zakupy. Powinnam cieszyć się z pośpiechu i nie ociągania przy szklanych rzeczach, więc stłumiłam moje rozczarowanie. Nie było sensu narzekać, kiedy widziało 3 Chodzi o niszczenie szklanych kul/Farfaix

21 się wyczerpaną twarz Zitory w kształcie serca, przypominała mi, że nie jesteśmy na wakacjach. Może będziemy mogły znowu się tu zatrzymać w drodze do domu. Po tym jak przywiązałyśmy nasze nowe zapasy do siodeł, dosiadłyśmy konie. Przygotowałam się na już znany protest moich mięśni, ale z zaskoczeniem stwierdziłam, że nic takiego nie odczułam. Pochrzyn szybko zadziałał. Rozbawienie rozświetliło jej złote oczy. - Dziękuję za pochrzyn, Zit… ee… Mistrzyni Cowan. Jej humor zbladł, a ja przeklęłam się za przejęzyczenie. Była nieugięta, co do tego, aby uczniowie zwracali się do niej Mistrzyni Cowan. Wszyscy znaliśmy jej frustrację spowodowaną przez każdego z nas, z powodu codziennej postawy wobec niej. Ale była taka słodka. Kiedy mnie spostrzegła i zapamiętała szczegóły mojego życia, chciałam się jej zwierzać i zostać jej najlepszą przyjaciółką. - Nazywaj mnie po imieniu. Nie powinnam oczekiwać szacunku, jeśli go nie zdobyłam – westchnęła. - To nie to. - Co masz na myśli? Czując, że to wszystko mnie przerasta, nie mogłam znaleźć właściwych słów. - Dla studentów zawsze będziesz Zitorą. Nie jesteś aż tak bardzo… onieśmielająca. Nie masz postawy Mistrzyni Jewelrose albo podręcznikowej wiedzy Mistrza Bloodgood. Możesz wymagać od nas, abyśmy nazywali cię Mistrzynią, ale nie będziemy czuli tego w sercach. – Jej zakłopotanie powoli zamieniało się w złość, więc pospieszyłam się. – Ale jesteś… przystępna. Jesteś kimś, komu można się zwierzyć, do kogo

22 można przyjść, gdy jest się w tarapatach. Sądzę, że gdyby wszyscy Mistrzowie byli niedostępni, atmosfera w kampusie byłaby nienaturalna. Niekomfortowa. – Kiedy nie powiedziała niczego, dodałam. – Ale to moje odczucia. Mogę się mylić. Musiałam się nauczyć trzymać usta zamknięte na kłódkę. Jedna cudowna sztuczka mówi Mistrzyni Magii jak była postrzegana, jak była nierozważna wysyłając mnie do Klanu Stormdance, by naprawić ich kule. Bez słowa Zitora pobudziła Sudi do galopu. Widzicie? Była zbyt miła, żeby mnie ukarać. Mistrzyni Jewelrose wysłałaby mnie do szorowania podłogi w kuchni przez tydzień. Ale kiedy w końcu zatrzymałyśmy się na odpoczynek we wczesnych godzinach porannych, próbując znaleźć komfortową pozycję do spania na twardej skorupie pokrywającej ziemię, pomyślałam, że wybrała ten teren na postój w odwecie za mój komentarz. Zitora pozostała przy naszym małym ogniu, ale zauważyła mnie, wijącą się w kocach. - Wszystko jest takie – wskazała na ziemię. - Jakie? - Skorupa. Tafle kilku gładkich miejsc, inne z rowami lub kruszeniami na żwirze. Aż dotrzemy do wybrzeża, wszystko co będziesz mogła zobaczyć pod nogami, będzie brzydkie i szare. To się nazywa Równina. Zero drzew. Kilka krzewów. Później… Cóż, Klify przy morzy są spektakularne. Stworzone przez wiatr i fale, łupki zostały wyrzeźbione w piękne kształty i mosty. – Wróciła do wpatrywania się w ogień. – Idź spać, Opal. Musisz wypocząć. Nie byłam w stanie utrzymać otwartych oczu i zapytać, czy użyła na mnie magii.

23 Chociaż raz moja nadpobudliwa wyobraźnia i wspomnienia nie zaatakowały moich snów. Mój sen pozostawał błogi, do czasu, aż coś ostrego dotknęło mojego gardła, budząc mnie. Zaniepokojona, spojrzałam na ostrze miecza, unoszące się zaledwie kilka centymetrów od mojej brody. Mój wzrok przesunął się po długim ostrzu broni na jej właściciela. Człowiek w szarej masce zamajaczył przede mną. Tłumaczenie: Farfaix Korekta: MOULLIN_ Nata262

24 - Wstawaj powoli – nakazał mężczyzna. – Bez żadnych gwałtownych ruchów. Trzymaj ręce tak, abym je widział. Trudno dyskutować z uzbrojonym bandytą. Usiadłam i zepchnęłam z siebie koce. Mężczyzna cofnął się, gdy wstałam. Czubek miecza upuścił w kierunku ziemi, rozluźniając żelazne imadło paniki zaciśnięte wokół mego serca. Wypuściłam drżący oddech. Jego koszula i spodnie były upstrzone różnymi odcieniami szarości, czerni i bieli. Jego kaptur i maska pasowały do materiału jego ubrania. Bystre, niebieskie oczy patrzyły na mnie. Śmiech zwrócił moją uwagę na prawo. Zitora stała przed trzema osobami, które również nosiły kamuflaż. Celowali w nią swymi mieczami. Interesujące, nie wyglądała już teraz tak słodko. Na jej policzkach pojawiły się czerwone plamy. Nie mogłam powiedzieć czy z gniewu czy ze strachu. - To jest to? – zapytał ze zdziwieniem mężczyzna stojący najbliżej Zitory. – Rada wysłała dwójkę studentów, aby pomogły klanowi Stormdancer? To jest zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe! – zachichotał. – Kim jesteście… seniorkami? Nie. Nie mów… ty jesteś nowicjuszką – wskazał mieczem na mnie. – A ty jesteś seniorką – odchylił ostrze w kierunku Zitory. Spałam w moim płaszczu i z ciężarem moich sai przymocowanych w pasie pod moją garderobą. Zitora upierała się, abym cały czas pozostawała uzbrojona. Jej miecz spoczywał na ziemi w pobliżu. Mogłam sięgnąć poprzez szczelinę w moim płaszczu, aby dobyć swojej broni.

25 Szukałam sygnału od Zitory. Jej wyraz twarzy wskazywał, bym poczekała. - Czego chcecie? – zapytała Zitora. - Powstrzymać was przed pomocą Stormdancerom, ale teraz myślę, że pozwolę wam odejść. Prawdopodobnie wyrządzicie więcej krzywdy niż dobra – przywódca zachichotał ponownie. Jego śmiech działał mi na nerwy, jakby wypłukał gardło pobitym szkłem. Mężczyzna, który mnie obudził złapał mnie za rękę. Pokazał moje blizny po poparzeniach przywódcy. - Ona jest szklarką. Musimy trzymać się planu. – Niebieskooki puścił moje ramię. - Aww. Nie mogę zabić dwóch małych dziewczynek – powiedział lider. Słowo ‘zabić’ spowodowało, że ze strachu, uderzenie gorąca przemknęło przez moją twarz. - Jedna jest maginią – powiedziała kobieta wskazując na Zitorę. - Jest zbyt silna dla ciebie? – szydził przywódca. Kobieta zesztywniała. - Mamy ją stanowczo pod kontrolą. – Spojrzała na osobę obok siebie. Przez mgłę strachu w moim umyśle zorientowałam się, że Zitora nie wykonała żadnego ruchu, oprócz ustami, od kiedy się obudziłam. - Byliśmy przygotowani na wielką walkę – powiedział lider. – Zabraliśmy magów, mięśniaków, szermierzy, spodziewając się strażników i wykwalifikowanych magów. Nadmiaru z pewnością!– Zaśmiał się z własnego żartu.