Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 040 853
  • Obserwuję486
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań642 619

Mather Anne - Wenezuelski milioner

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :713.4 KB
Rozszerzenie:pdf

Mather Anne - Wenezuelski milioner.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse M
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 123 osób, 70 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 159 stron)

Mather Anne Wenezuelski milioner Zanim Rachel spotkała Joego Mendeza, była samotną matką zmagającą się z nieposłuszną córką i nieodpowiedzialnym byłym mężem. Bogaty Wenezuelczyk wywrócił jej życie do góry nogami, ale czy pozostanie w nim na dłużej?

ROZDZIAŁ PIERWSZY „Miał to wszystko, czego kobieta może pragnąć u mężczyzny: wysoki wzrost i chmurną urodę skry- wającą niebezpieczną, żelazną wolę, dzięki której został milionerem, zanim ukończył dwadzieścia pięć lat. Siedział obok niej na kanapie zbyt blisko, by czuła się swobodnie, tak ewidentnie seksowny, że robiło się jej słabo. Siła i determinacja sprawiły, że odnosi sukcesy w biznesie, ale Lavender nie zamierzała..." - Nie muszę tam jechać, jeśli tego nie chcesz, mamusiu. Rachel była kompletnie zatopiona w intrygującym życiu miłosnym swojej ostatniej bohaterki, gdy Daisy stanęła w drzwiach jej gabinetu. Słowa córki położyły kres temu wyimaginowanemu światu. - Och, Daisy! - wykrzyknęła Rachel, wstając od biurka, by przytulić dziewczynkę. - Kiedy powie- działam, że tego nie chcę? - Nie musiałaś mówić - stwierdziła Daisy i wyśliznęła się z objęć matki z młodzieńczą niezależnością trzynastolatki. - Wiem przecież, co myślisz

10 ANNE MATHER o Lauren. Ja też za nią nie przepadam. A kiedy ostatni raz ich odwiedziłam, mieszkali jeszcze w Anglii. Rachel westchnęła. Zdolność Daisy do wczuwania się w jej stan duszy nieustannie ją zdumiewała. Chociaż córka nie zawsze jej słuchała. Jak każda nastolatka często nie zgadzała się matką. Jednak gdy w grę wchodził ojciec, nie było problemu. Daisy wiedziała, że jego zaproszenie, by spędziła dwa tygodnie wakacji z nim i jego drugą żoną w ich domu na Florydzie, może się okazać problematyczne. Przez pierwsze trzy lata małżeństwa z Lauren Steve widział swoją córkę tylko kilka razy, chociaż Rachel zgodziła się dzielić opieką nad nią. A potem nagle, przeniósłszy się w zeszłym roku wraz z firmą do Miami, zapragnął spędzać z nią każde wakacje. Rachel nie miała żadnych zastrzeżeń. Chciała, by Daisy znała swojego ojca, ale trochę się obawiała, że dziewczynka może uznać Stany Zjednoczone za znacznie bardziej ekscytujące od Westlea, małego angielskiego miasteczka. - Słuchaj, mnie to nie przeszkadza - zapewniła Rachel, odganiając od siebie myśl, jak by się czuła, gdyby Daisy postanowiła zamieszkać ze swoim ojcem. Nieoczekiwany sukces w roli autorki roman- sów okazał się niezwykle miły, ale z pewnością nie zrekompensowałby utraty rodziny. - No nie wiem... - Powątpiewała nadal dziewczynka, a Rachel znowu zapragnęła ją przytulić. - Jesteś pewna?

WENEZUELSKI MILIONER 11 - Będziesz się świetnie bawiła. - Nie mogła się powstrzymać, żeby nie włożyć pasma ciemnych włosów córce za ucho. - Szkoda tylko, że twój ojciec chce cię wysłać w podróż przez Atlantyk w towarzystwie jakiegoś obcego faceta. Daisy się roześmiała. - To nie jest obcy facet, mamo - zaprotestowała. - Spotkałam go już, kiedy tata mieszkał w Londynie. Przecież to jego szef, a Mendez Macrosystem należy do jego rodziny. Lauren naprawdę go lubi. Uważa, że jest seksowny. - Seksowny? - Rachel otworzyła usta zaskoczona. - No tak. - Daisy spojrzała na nią uważnie. - Och, mamo! Jako przeciwieństwo do „nudny". Naprawdę - skrzywiła się - przecież piszesz dla współczesnych kobiet i powinnaś wiedzieć takie rzeczy. - Ależ wiem - broniła się Rachel. - Ale dlaczego sądzisz, że Lauren uważa tego człowieka za seksownego? - Zrobiła zasadniczą minę. -Na miłość boską, ona i twój ojciec pobrali się ledwie cztery lata temu! - O co ci chodzi? - zapytała Daisy sarkastycznym tonem. - Och, mamo, bądź realistką, dobrze? Kobiety takie jak Lauren bez przerwy szukają czegoś lepszego. Rachel potrząsnęła głową. - Uważam, że nie powinnyśmy o tym w ogóle rozmawiać. - Dlaczego? - No bo... Lauren jest żoną twojego ojca.

12 ANNE MATHER - A ty byłaś nią, kiedy ona postanowiła go zdobyć dla siebie - zwróciła matce uwagę bystra Daisy. - Słowo honoru, nie wiem, czym tak się zamartwiasz. Gdyby oni się rozwiedli, być może, wy byście się znowu zeszli. Czyżby? Rachel nie odezwała się, mając świadomość, że taka ewentualność nie pociąga jej już tak bardzo jak kiedyś. Z doświadczenia wiedziała, że nie powinna wychodzić za mąż za Steve'a Carlyle'a. Lauren Johansen to nie pierwsza kobieta, która zwróciła na siebie jego uwagę podczas dziewięciu lat mał- żeństwa. Tyle że najbogatsza i najbardziej zdeterminowana. - Poza tym spotkasz go, zanim wyjedziemy - ciągnęła Daisy, wracając do wcześniejszego tematu rozmowy. - Pana Mendeza, znaczy się. Kiedy przyjedzie zabrać mnie na lotnisko. - Uśmiechnęła się radośnie. - Jak wrócę, opowiem wszystko Joan- nie. Szlag ją trafi. Nie mogę się doczekać. Rachel jęknęła. - Szlag? Daisy, co to za język! - No dobra, zzielenieje z zazdrości. Tak lepiej? - Mina Daisy wyrażała dezaprobatę. - Jak już mówiłam, powinnaś odświeżyć swoje słownictwo, mamusiu. - Nie takimi słowami - skarciła ją Rachel nieco pruderyjnie, a potem - doszedłszy do wniosku, że już nie popracuje tego ranka - wyłączyła komputer i poszła za córką.

WENEZUELSKI MILIONER 13 - Czas na drugie śniadanie. Chcesz omlet albo sałatę? - A nie mogłabym dostać grzanki z serem i szynką? - zapytała dziewczynka przymilnie. - Chyba tak. Rachel była realistką. Daisy nie będzie się odżywiać jajkami i sałatą podczas wakacji, tak więc jedna kanapka więcej czy mniej nie zrobi różnicy. Co jej przypomniało, że córka już za pięć dni wyjeżdża na Florydę. Co za przygnębiająca myśl! Daisy planowała spędzić następny dzień ze swoimi dziadkami. Matka i ojciec Steve'a nigdy nie pochwalali zachowania syna, a ponieważ rodzice Rachel zginęli w wypadku samochodowym, gdy ona sama miała kilkanaście lat, stali się jej bardzo bliscy. Oznaczało to cały dzień na nadrobienie zaległości, które powstały od chwili, gdy Daisy przyjęła zaproszenie ojca. Dlatego zirytowała się, słysząc dzwonek u drzwi o jedenastej rano. Nikogo się nie spodziewała. Żaden zredagowany maszynopis nie czekał na jej akceptację, nie mógł to więc być listonosz. A jej sąsiedzi dobrze wiedzieli, że nie wolno jej przeszkadzać przed dwunastą w południe. Wstała, podeszła do okna gabinetu i wyjrzała na zewnątrz. Wcale nie zamierzała otwierać drzwi, ale widok potężnego suv-a u bramy zmusił ją do zmiany zdania. Czy zna kogoś, kto ma takie auto? Nie.

14 ANNE MATHER A potem z cienia wyłonił się mężczyzna i spojrzał prosto w jej okno. Brunet o włosach obciętych bardzo krótko. Nie potrafiła określić jego wzrostu z miejsca, z którego patrzyła, ale odniosła wrażenie, że jest wysoki i silny. Szerokie ramiona okrywała podniszczona skórzana kurtka. Odruchowo cofnęła się za zasłonę, nie chcąc, by zauważył, że mu się przygląda, ale było za późno. Zobaczył ją. Dowodził tego drugi dzwonek, zeszła więc szybko na dół. Otwierając drzwi, zastanawiała się, czy mądrze robi. Jest przecież sama, nie zna tego człowieka, który nie wygląda całkiem niewinnie. Ale to z pewnością tylko moja wyobraźnia pisarki, pomyślała niecierpliwie. Jest obcy, fakt, ale prawdopodobnie się pomylił, to wszystko. Może kogoś szuka. Julii Corbett, na przykład. Zalotna sąsiadka dwa domy dalej zdecydowanie budzi męskie zainteresowanie. Takie, jakie ten człowiek może jej zaoferować z nawiązką. Uchyliła drzwi na kilka centymetrów, starając się ukryć resztę swojej osoby. Sprana bluzka i szorty z pewnością nie nadawały się do wystawiania na widok publiczny. - Czym mogę służyć? Mężczyzna - rzeczywiście wysoki, szczupły i umięśniony - uśmiechnął się do niej promiennie. Miał mocno opaloną twarz, niemal śniadą, dobrze zaznaczone kości policzkowe i ciemne oczy. Nos chyba kiedyś został złamany. Nie był przystojny,

WENEZUELSKI MILIONER 15 tak jak bohaterowie jej książek, ale musiała przyznać, że mocne, męskie rysy i zarys cienkich warg są zdecydowanie bardziej pociągające. Poza tym jest od niej młodszy, doszła do wniosku. Mimo to emanowała z niego siła i autorytet zapierające dech w piersiach. Boże! - Rachel - odezwał się, zaskakując ją jeszcze bardziej swobodą, z którą wypowiedział jej imię. - Pani jest Rachel, prawda? Z trudem przełknęła ślinę. - Czyja pana znam? - zapytała słabym głosem, pewna, że nigdy się nie spotkali, a on zrobił lekko drwiącą minę. - Nie - odparł z wyraźnie obcym akcentem. - Ale znam pani córkę, Daisy. - A kiedy nadal go nie rozpoznawała, dodał: - Jestem Joe Mendez. Rachel zrobiło się słabo. To nie może być właściciel Mendez Macrosystems, szef Steve'a! Nie- możliwe! Czy dyrektorzy przedsiębiorstw nie powinni nosić trzyczęściowych garniturów, krawatów i eleganckich sznurowanych półbutów? A nie czarne skórzane kurtki, podkoszulki, dżinsy i zniszczone mokasyny bez skarpetek. - Ja... Daisy nie ma w domu - poinformowała niepewnym głosem, a Joe Mendez oparł się o ścianę, rzucając jej takie samo spojrzenie pełne pobłażliwości, jakim czasami obdarzała ją córka. - Nie przyszedłem do niej - stwierdził i spojrzał w tył, na swój samochód. - Mogę go tam zostawić?

16 ANNE MATHER Co wskazywało na przekonanie, że zostanie zaproszony do domu. Rachel się zawahała. - To spokojna ulica. - W istocie, niewiele aut wjeżdżało w ten ślepy zaułek. - Czym mogę panu służyć, panie Mendez? - Joe - poprawił ją. Zajrzał znacząco do wnętrza domu. - Mogę wejść? - Och... - Dlaczego by nie?, przekonywała samą siebie sfrustrowana. Nie jest w końcu całkiem obcy, a dla dobra Daisy powinna go grzecznie traktować. Cofnęła się, a kontakt bosych stóp z zimną terakotą przypomniał, że jest na wpół naga. Zorientowała się jednak za późno. - Oczywiście, proszę. - Dziękuję. Joe wszedł do holu, a Rachel poprowadziła go do salonu, rzadko używanego pomieszczenia. Ale przecież nie może go zaprosić do kuchni, gdzie razem z Daisy spędzają większość czasu, prawda? Stał w drzwiach, rozglądając się po pokoju, a Rachel machnęła ręką w stronę kanapy: - Proszę usiąść. Uśmiechnął, się. Nieco nierówne, białe zęby dodawały mu zmysłowego uroku. Rachel nigdy dotąd nie spotkała podobnego człowieka i wcale się nie dziwiła, że Lauren uważa go za „seksownego". Ulżyło jej, gdy wszedł do salonu i skierował się ku kanapie, chociaż wcale nie wyglądał na zrelak- sowanego. Usiadł na brzeżku z wyciągniętymi nogami i luźno opuszczonymi rękoma. A kiedy na nią spojrzał z nieco żartobliwą miną, wiedziała, że

WENEZUELSKI MILIONER 17 doskonale sobie zdaje sprawę, jakie na niej robi wrażenie. Może to i lepiej. Jeśli tylko potrafi przekonać samą siebie, że nie jest jak inne kobiety, które go pożądają - na przykład jak Lauren - da sobie radę. - Kawy? - zapytała boleśnie świadoma swojego gołego brzucha i nóg. - Na ogół robię ją sobie o tej właśnie porze. - Brzmi zachęcająco. Zachowywał się swobodnie i Rachel uśmiechnęła się do niego, wychodząc z pokoju. Czy ma czas, żeby pobiec na górę i włożyć na siebie spodnie i bluzkę? - zastanawiała się w drodze do kuchni. A właśnie, że nie! Jeśli ktoś przychodzi niezapowiedziany, musi być przygotowany na wszystko. Napełniła ekspres wodą, zanim poszła pracować, tak więc wystarczyło go tylko włączyć. Za kilka sekund pokrzepiające dźwięki wypełniły powietrze, a ona sięgnęła do szafki po kubki. - Daisy mówiła mi, że jesteś pisarką - odezwał się Joe Mendez tuż za nią. O mały włos upuściłaby kawę. Po cichu wyszedł z salonu i teraz stał koło stołu, przy którym jadają śniadania z córką. Zdjął kurtkę. Miał na sobie dopasowaną koszulkę i dżinsy biodrówki. Rachel poczuła lekką irytację, że on czuje się tu tak swobodnie. - Och, to przesada - mruknęła w końcu, stawiając kubki na stole i sięgając do lodówki po mleko. - Rozumiem, że piszesz romanse - ciągnął. - Skąd czerpiesz inspirację?

18 ANNE MATHER Z pewnością nie u takich mężczyzn jak ty, pomyślała Rachel, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. - Mam... bogatą wyobraźnię. - Chyba nie tylko... - Znowu się uśmiechnął. - Daisy jest z ciebie bardzo dumna. - Brak jej obiektywizmu. - Zastanawiała się, dlaczego czuje potrzebę pomniejszania swojego sukcesu. Na miłość boską, przecież jest dumna ze swoich osiągnięć! Dwie udane publikacje i agent, który nie może się doczekać następnego maszynopisu - to marzenie każdego początkującego pisarza. Wzruszył ramionami i podszedł do okna wychodzącego na ogródek z tyłu domu. - Ładny widok - stwierdził, patrząc na spory, zadbany trawnik i drewniany domek zbudowany, przez ojca Steve'a dla Daisy. - Długo tu mieszkasz? Rachel zesztywniała. - Czyżby Steve nic panu nie powiedział? Odwrócił się do niej z ciekawością w ciemnych oczach. - Nie. Niewiele mi o tobie opowiadał. A powinien? Czyżbym wtrącał się w nie swoje sprawy? - Nie - odparła ponuro. - Przepraszam, proszę nie zwracać na mnie uwagi. Jestem zwykłą jędzą. Joe uniósł brwi. - To nadal nie jest odpowiedź na moje pytanie. O czym Steve miał mi powiedzieć? - Och... - Rachel żałowała, że poruszyła tę sprawę. - Ten dom należał do jego rodziców. Dali go

WENEZUELSKI MILIONER 19 nam, gdy się pobraliśmy, a... a po rozwodzie... Chcieli, żebyśmy obie z Daisy tu zostały. - Aha. - Chyba zrozumiał. - Nie pochwalali rozwodu? - Coś w tym rodzaju. - W rzeczywistości dziadkowie jej córki byli oburzeni, gdy syn, którego darzyli nabożną czcią, nie okazał się dość boski. Joe zastanawiał się przez chwilę, po czym zapytał: - A ty myślałaś, że to twój były mąż przysłał mnie do ciebie? Przyszło jej to do głowy, ale wolała się do tego nie przyznawać. - Właśnie się zastanawiam, po co pan tutaj przyszedł, panie Mendez - oznajmiła stanowczo. A po- nieważ kawa wreszcie była gotowa, zapytała: - Czarną czy z mlekiem? - Czarną. - Tak właśnie przypuszczała. - i mów do mnie Joe, „pan Mendez" to mój ojciec. Rachel milcząco nalała kawę. Aha, pomyślała, chyba jednak się pomyliłam; szefem Steve'a nie jest ten człowiek, tylko jego ojciec. Kawa pachniała smakowicie i Rachel, która na kofeinie przeżywała całe dnie, pchnęła kubek w stronę Joego, a swój uniosła do ust. Spory łyk gorącego płynu podziałał na nią odświeżająco. Spojrzała na niego i rzekła: - Wracamy do salonu? Wzruszył ramionami, jakby to nie miało dla niego znaczenia, ale poszedł za nią. Poczekał, aż

20 ANNE MATHER ona usadowi się w fotelu, po czym usiadł na kanapie, popijając kawę z wyraźną przyjemnością. - Pyszna - pochwalił, rozglądając się po pokoju. -Mam nadzieję, że nie zabieram ci zbyt dużo czasu. Rachel roześmiała się gorzko. - Moja praca nie jest aż tak ważna. Tak naprawdę przydałaby mi się chwila wytchnienia. - Coś nie gra? Wyglądało, że naprawdę jest tym zainteresowany, a ona postanowiła z tego skorzystać. - Można tak powiedzieć - przyznała. - Odkąd... od kiedy Daisy postanowiła pojechać na Florydę, mam pełno roboty. Joe przyglądał się jej z uwagą. - Nie chcesz, żeby tam jechała? - zapytał domyślnie, a Rachel nie potrafiła powstrzymać lekkiego rumieńca, który pojawił się na jej policzkach. - Och, nie! Wręcz przeciwnie. Nie widziała swojego ojca blisko rok, a powinni pozostawać w kontakcie. Po prostu... - Duży krok, który musi wykonać sama, tak? - zasugerował, zaskakując ją swoją przenikliwością. Nagle poczuła, że źle go oceniła i zrezygnowana przyznała: - Tak, chyba tak. Ja nigdy nie przepłynęłam Atlantyku. Joe się skrzywił lekceważąco. - To nic wielkiego. My, Amerykanie, przynajmniej mówimy tym samym językiem co wy. Chociaż nie zawsze się rozumiemy.

WENEZUELSKI MILIONER 21 Rachel się uśmiechnęła. - Jesteś Amerykaninem? Wydawało mi się, że słyszę obcy akcent, ale może się... - Moi rodzice pochodzą z Wenezueli - przerwał jej. - Ja mieszkam w Stanach całe życie. Rodzice przeprowadzili się do Miami, zanim się urodziłem, ale jestem Wenezuelczykiem. Rachel kiwnęła głową ze zrozumieniem. Mimo woli rozluźniła się i dopiero wtedy, kiedy zadzwonił telefon, zdała sobie sprawę, że dotąd nie zapytała, po co ją odwiedził. - Przepraszam. - Wstała i skierowała się do holu, gdzie znajdował się aparat. - Zaraz wracam. Kiwnął głową, ale zobaczyła, że wstaje, zamknęła więc za sobą drzwi i podniosła słuchawkę. - Tak? - Rachel? - Dzwoniła jej teściowa, a ona natychmiast pomyślała o Daisy. - Tak. Czy coś się stało? Daisy jest u ciebie, prawda? - Tak, tak. - W głosie Evelyn Carlyle brzmiała czułość. - Rozmawiałyśmy ojej podróży na Florydę. Jesteś pewna, że nie masz nic przeciwko temu, Rachel? Steve nie ma prawa... - Nie przeszkadza mi to - odparła Rachel szybko, świadoma, że Joe może słuchać za drzwiami. - Czy tylko po to dzwonisz, Lynnie? - Nie, nie - zapewniła ją Evelyn. - Prawdę mówiąc, trochę się o ciebie martwiłam, moja droga. Madge Freeman mówiła mi, że ktoś cię dziś odwie-

22 ANNE MATHER dził. Właśnie szła do miasta, kiedy zobaczyła jakiegoś obcego mężczyznę u twoich drzwi. Chciałam sprawdzić, czy wszystko w porządku. Ach ta Madge Freeman! Oczom starszej pani mieszkającej po drugiej stronie ulicy nigdy nic nie umknęło. - Wszystko w porządku - zapewniła Rachel teściową. - A jak to się stało, że z nią rozmawiałaś? Chyba nie dzwoniła do ciebie, żeby ci to powiedzieć? - No nie - Evelyn nieco się speszyła. - Wpadłyśmy na nią z Daisy w supermarkecie. - Zamilkła na chwilę, po czym zadała pytanie stanowczym tonem: - To kto to był, kochanie? Powiedziałam Madge, że na pewno jeden z tych komiwojażerów sprzedających okna. Rachel pomyślała, że to nie spodobałoby się Mendezowi, ale jakoś nie miała chęci rozmawiać o swoim gościu z teściową. - To pan Mendez. Zapytaj Daisy. Ona wszystko ci o nim opowie. - Mendez? - Evelyn wyraźnie znała to nazwisko. - Czy to ma coś wspólnego z firmą, w której pracuje Steve? Rachel westchnęła. - Tak. W głosie Evelyn dało się wyczuć zniecierpliwienie. - Po co przyszedł? Mam nadzieję, że nic się nie stało Steve'owi?

WENEZUELSKI MILIONER 23 - Nie, o ile wiem - stwierdziła Rachel sucho. - Chyba chce mnie zapewnić, że będzie się opiekował Daisy w czasie podróży na Florydę. - Zawahała się. - Ona na pewno ci o tym mówiła. - No tak, coś napomknęła - przyznała teściowa niechętnie. - To jedyny powód jego wizyty? Rachel powstrzymała odruch irytacji. - Chyba tak. To znaczy, na pewno. Muszę już kończyć, Lynnie. Będzie się zastanawiał, dlaczego mnie tak długo nie ma. - To on tam ciągle jeszcze jest? - zdziwiła się Evelyn. - Madge widziała go u twoich drzwi ponad godzinę temu! - Poczęstowałam go kawą. - Udało się jej roześmiać. - Moja na pewno jest już zimna. - Hmmm. - Evelyn pociągnęła nosem. - No to wracaj do swojego gościa. Zadzwoń do mnie, kiedy sobie pójdzie, dobrze? Rachel potrząsnęła głową. Akurat, mruknęła do siebie, ale zakończyła rozmowę swobodnym: - Pomówimy później - i odłożyła słuchawkę.

ROZDZIAŁ DRUGI Kiedy wróciła do salonu, okazało się, że nikogo w nim nie ma. Tylko pusty kubek po kawie na stoliku dowodził, że nie wyobraziła sobie swojego niepokojącego gościa. No i Madge Freeman, oczywiście. Zagryzła wargę, uświadamiając sobie, że drzwi na taras są uchylone. Wyjrzała i zobaczyła, że Joe Mendez opiera się leniwie o kosz do koszykówki postawiony przez dziadka Daisy na początku lata. Odwrócił się w jej stronę, gdy zbliżyła się do drzwi. - Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza - powiedział i podszedł do niej. - Kto się zajmuje podwórkiem? - Podwórkiem? Ach, chodzi ci o ogródek! - Skrzywiła się. - Ja, kiedy mam trochę czasu. - Świetna robota - pochwalił, zamykając za sobą drzwi na taras. - Ładnie. Kolorowo. Rachel się uśmiechnęła. - To prawdopodobnie przez chwasty - wyjaśniła skromnie. - Przepraszam, że mnie tak długo nie było. Dzwoniła moja... matka Steve'a.

WENEZUELSKI MILIONER 25 - Aha - kiwnął głową. - Pani Carlyle. Steve prosił mnie, żebym czasem sprawdził, czy u nich wszystko w porządku. Rachel patrzyła na niego z niedowierzaniem. - Ale mówiłeś... - Nie prosił, żebym sprawdził, co u ciebie słychać - zapewnił ją stanowczym głosem. - Sam chciałem. - Sprawdzić, co u mnie słychać? - No nie. - Joe przesunął ręką po kilkudniowym zaroście. - Po prostu myślałem, że będzie dobrze, jak cię poznam. - Zamilkł na chwilę. - To nie był dobry pomysł? - Skąd... - Teraz Rachel się zmieszała. Dokładnie widziała, jak jego mięśnie się napinają, gdy podniósł rękę. - Po prostu... - Chciałem cię zapewnić, że twoja córka będzie ze mną bezpieczna - ciągnął. - Mam doskonałego pilota. Całkowicie godnego zaufania, niezawodnego. - Masz pilota? - Rachel zamrugała i skonsternowana potrząsnęła głową. - To znaczy, że nie korzystasz z lotów rejsowych? - Czyżby Steve nic ci nie mówił? W istocie były mąż o niczym jej nie poinformował. Zaprosił córkę w jednym ze swoich spora- dycznych e-maili, a ona po prostu założyła... - Czy Daisy o tym wie? - zapytała, zastanawiając się, czy dziewczynka nie dostała jeszcze jakiejś wiadomości, o której jej nic nie wiadomo.

26 ANNE MATHER Zrobiło się jej przykro. Miały raczej dobre relacje ze sobą; poza zwykłymi utarczkami o zadania domowe oraz porę na sen, Daisy nigdy nie sprawiała kłopotu i nic przed nią nie ukrywała. Joe wzruszył ramionami. - Podejrzewam, że tak - stwierdził, wyraźnie wyczuwając jej dezaprobatę. - To nic takiego. Możesz przyjść osobiście sprawdzić samolot, jeśli chcesz. Rachel spojrzała na niego z niedowierzaniem. - A co by to dało? - zapytała podniesionym głosem. - Lepiej niech pan już idzie. Muszę porozmawiać z Daisy. Jeśli jest jakiś numer, pod który mogę do pana zadzwonić... Joe przyjrzał sięjej uważnie, ajego wzrok wywołał rumieńce na jej twarzy. - Nie ufasz mi? - zapytał. - Nie znam pana i nie wiem, czy mogę panu zaufać. Muszę po prostu przemyśleć to, co pan mi powiedział. Joe potrząsnął głową. - Dobrze. - W jego głosie brzmiał ton wrogości. - Mogę do pana zadzwonić? - zapytała speszona i odskoczyła przestraszona, gdy wyciągnął rękę po swoją kurtkę leżącą na oparciu kanapy tuż za nią. Przez jedną szaloną chwilę zdawało sięjej, że chce ją objąć i wpadła w panikę, co odmalowało się na jej twarzy. Mogłabyś mieć więcej zdrowego rozsądku, strofowała samą siebie, podczas gdy on włożył rękę do

WENEZUELSKI MILIONER 27 kieszeni po wizytówkę i pióro. Taki mężczyzna jak Joe Mendez na pewno nie ma problemu ze znalezieniem kobiety. Nie traciłby czasu i energii na trzy-dziestokilkuletnią rozwódkę o bardzo przeciętnej urodzie. Tymczasem Joe Mendez pisał coś na odwrocie wizytówki, po czym podał jej kartonik. - To powinno stanowić dowód, kim jestem. Zapisałem też swój aktualny adres - oznajmił. - i numer komórki. Zadzwoń do mnie, kiedy coś zdecydujesz. - Dziękuję. Rachel wzięła wizytówkę drżącymi palcami, niezdolna zignorować prądu, który ją przeszył, gdy jego ręka dotknęła jej dłoni. Rzuciła wzrokiem na jego twarz, ale nie potrafiła stwierdzić, czy się zorientował. - Nie ma problemu - powiedział i zarzuciwszy kurtkę na ramię, skierował się do otwartych drzwi. Zatrzymał się na progu: - Pozdrów Daisy ode mnie - dodał i poszedł ku bramie. Poczucie winy dopadło Rachel w chwili, gdy zamknęła za nim drzwi. Z pewnością wszystko zepsuła; potrafi sobie wyobrazić reakcję córki, gdy się dowie, co się stało. Ale na miły Bóg, Mendez to obcy człowiek. Przynajmniej dla niej. Nie musi mu ufać tylko dlatego, że Daisy poznała go wcześniej. Ale ani jego spolegliwość, ani ewentualne rozczarowanie Daisy nie zaprzątały jej umysłu, gdy poszła do kuchni umyć kubeczki po kawie, tylko

28 ANNE MATHER wrażenie, które na niej zrobił - nadal robi, jeśli chce być ze sobą szczera. A niech to! Włosy jej się zjeżyły na karku na samą myśl o nim. Z ulgą przyjęła dzwonek telefonu, chociaż domyślała się, kto dzwoni. I miała rację. - Rachel? Myślałam, że zadzwonisz, kiedy twój gość pójdzie. - Skąd wiesz, że już poszedł? - mruknęła zirytowana Rachel do siebie samej, ale udało się przybrać rozsądny ton. - Właśnie wyszedł - oznajmiła pogodnie. - Mogę mówić z Daisy? - Nie. - Jej teściowa zdecydowanie nie była zadowolona. - Właśnie dlatego do ciebie dzwonię. Już wyszła. Kiedy usłyszała, że pan Mendez jest u ciebie, uparła się, żeby wracać. Będzie bardzo rozczarowana, że go nie zastanie. Nie ma wątpliwości, pomyślała zgryźliwie Rachel, i to nie tylko z tego powodu. - W porządku - odparła. - Zadzwoni do ciebie później. - Yhm - parsknęła Evelyn. - Dopilnuj, żeby to zrobiła, dobrze? Chcę wiedzieć, że bezpiecznie dotarła do domu. - Dopilnuję. W tym momencie usłyszała zgrzyt klucza w zamku. - Och, to chyba Daisy. Zadzwonię do ciebie później. Odłożyła słuchawkę, zanim Evelyn zdążyła cokolwiek powiedzieć. Czuła absurdalny niepokój.

WENEZUELSKI MILIONER 29 Dziewczynka rozejrzała się wokół. - Nie mów, że już poszedł! - Niestety. - Rachel zmusiła się do uśmiechu i poszła do kuchni. Dwa kubki po kawie na suszarce wyglądały jak żywy wyrzut sumienia, a Daisy na ich widok zawołała oburzona: - Poczęstowałaś go kawą! Rachel zaczęła wycierać blat. - A nie powinnam? - zapytała swobodnie. - Zawsze częstuję swoich gości kawą, przecież wiesz. - To dlaczego go tu nie ma? Babcia dzwoniła do ciebie ledwie dwadzieścia minut temu. - Wiem. - No to dlaczego? Nie smakowała mu kawa? Rachel westchnęła. - Skończyliśmy rozmawiać, zanim twoja babcia zadzwoniła. Panią Freeman spotkałyście w super- markecie, prawda? - Fakt - Daisy się nadąsała. - No widzisz. - Nie rozumiem, dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś, że on tu jest - wyraziła swoje niezadowolenie Daisy. - Wiedziałaś, że chciałam go jeszcze raz spotkać. - Wzruszyła ramionami. - Co tam! Będziemy mieć dość czasu, żeby pogadać podczas lotu. Teraz Rachel ogarnęło zniecierpliwienie. - O tak - wyrzuciła z siebie zgryźliwie - podczas lotu na Florydę jego prywatnym samolotem. Wszelkie wątpliwości, czy Daisy wie, o czym

30 ANNE MATHER ona mówi, znikły w jednej chwili. Jej córka zaczerwieniła się. Nawet gdyby chciała, nie mogłaby wyglądać na bardziej zakłopotaną. - Powiedział ci - stwierdziła, a Rachel poczuła głębokie rozczarowanie. - Ty natomiast nie. Zakładam, że twój ojciec poinformował cię o tym? - No tak. - Daisy skuliła ramiona. Nagle wyglądała na dużo młodszą niż w rzeczywistości. - Przepraszam, mamusiu. Rachel potrząsnęła głową. - I co? Postanowiłaś tę wiadomość zachować dla siebie? - Tata się obawiał, że nie zrozumiesz. - Dziewczynka się zawahała. - Uważa, że nie musisz o tym wiedzieć. - Och, Daisy! - Wiem. Ale nie sądziłam, że to takie ważne. - No to dlaczego zachowałaś to dla siebie, skoro nieważne? Cisza. - Ponieważ wiedziałaś, jak ja zareaguję - odpowiedziała za nią matka. - Naprawdę, Daisy, myślałam, że zawsze jesteśmy wobec siebie szczere. - Bo jesteśmy. - Wyraźnie tylko wtedy, gdy twój ojciec nie każe ci postąpić inaczej - podsumowała sprawę Rachel, świadoma, że łamie zasadę, by nie nastawiać córki nieprzychylnie do byłego męża. - No cóż, co się stało, to się nie odstanie. Musisz jednak

WENEZUELSKI MILIONER 31 wiedzieć, że zastanowię się nad tym, co zresztą zakomunikowałam panu Mendezowi. Daisy zachłysnęła się z oburzenia. - Czy to znaczy, że dałaś mu do zrozumienia, że możesz się nie zgodzić...? Rachel nie dała się zastraszyć. - Obiecałam, że zadzwonię do niego, kiedy z tobą porozmawiam. - Zamilkła na chwilę, po czym dodała obronnym tonem. - Czego się po mnie spodziewałaś, Daisy? Miałam się zgodzić bez za- strzeżeń na to, że spędzisz dwanaście godzin w samolocie z mężczyzną, o którym praktycznie nic nie wiem? - Tata twierdzi, że to tylko dziewięć godzin. - No dobrze, dziewięć - Rachel znowu ogarnął gniew. - O tak, twój ojciec dobrze wiedział, co robi, kiedy cię prosił, żebyś mi nic o tym nie mówiła. Daisy zacisnęła wargi. - Przecież pan Mendez nie jest jakimś... zboczeńcem! - No dobrze, przyznaję, że sprawia wrażenie dość przyzwoitego... - Przyzwoitego! - zadrwiła Daisy. - Ale powinnam znać wszystkie wasze plany, a nie tylko to, co twój ojciec zechce mi powiedzieć. - Wiem - westchnęła dziewczynka. - Próbowałam mu to wytłumaczyć. W swoich mailach. Ale wiesz, jaki on jest. Już nie, pomyślała Rachel zaskoczona uczuciem ulgi na tę myśl. Nagle wspomnienie o byłym mężu

32 ANNE MATHER stało się odległe i niewyraźne. Przysłonił je obraz mężczyzny, który swoją zmysłowością podziałał na nią w taki sposób, w jaki Steve'owi nigdy się nie zdarzyło. - No dobrze - podsumowała Rachel. - Obiecałam, że o tym pomyślę i zrobię to. A teraz, co byś chciała na obiad? Muszę cię ostrzec; myślałam, że zjesz go z babcią tak więc nie mam nic specjalnego do zaoferowania. Głos Daisy wyrażał niepokój. Nie z powodu obiadu, oczywiście. - Ale nie zmienisz zdania, mamusiu? - zapytała, a Rachel zastanawiała się, do jakiego stopnia de- klaracja córki, że nie pojedzie na Florydę, jest szczera. - To znaczy, podobał ci się, prawda? - Kto? - No pan Mendez. Rachel wzruszyła ramionami. - Wydawał się bardzo miły. Ale to nie ma nic do rzeczy. Daisy wyglądała na bardzo zmartwioną i mimo żalu do Steve'a, że ją postawił w tej sytuacji, Rachel wbrew sobie darzyła córkę współczuciem. W końcu dziewczynka ma dopiero trzynaście lat i nie musi cierpieć z powodu ich małżeńskich potyczek. - Zostaw to na razie - powiedziała, wyjmując jajka z lodówki, by nie patrzeć na córkę. - Co myślisz o naleśnikach? A może wolisz coś zamówić na mieście? Temat został porzucony, ale nie zapomniany.