Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 040 853
  • Obserwuję486
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań642 619

Michaels Leigh - Kiermasz kawalerów

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Michaels Leigh - Kiermasz kawalerów.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse M
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 95 osób, 63 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 129 stron)

Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

ROZDZIAŁ PIERWSZY John Pettigrew mówił tak długo, że jego głos stał się podobny do brzęczenia muchy i Kimberley Burnham słuchała coraz bardziej znużona. Na domiar złego w gabinecie było gorąco i duszno, więc bała się, że nie zachowa przytomności umysłu. A byłoby to szczególnie niekorzystne w obecności siedzącego obok Tannera Calhouna. W duchu wyliczała plusy tego, że pan Pettigrew wyznaczył im spotkanie o tej samej godzinie. Oboje czekali na decyzję, kto otrzyma zlecenie. Monotonny głos starszego pana działał usypiająco, jednak obecność rywala mobilizowała. Nie odwracając głowy, spróbowała zerknąć na Tannera, ale siedzieli tak blisko siebie, że kątem oka dostrzegła jedynie opartą na kolanie dłoń o długich palcach i krótkich paznokciach. Zastanawiała się, czy przeciwnik denerwuje się, czy ma spocone ręce i czy na jego szarych spodniach zostanie mokry ślad. Była pewna, że sprzątnie Tannerowi sprzed nosa intratne zamówienie. Chciałaby choć raz móc się przekonać, że nie ma do czynienia z głazem, którego nic nie wzrusza. Odczułaby wtedy złośliwą satysfakcję. Nie słyszała wszystkiego, co starszy pan mówił. Nagle z odrętwienia wyrwało ją wypowiedziane jakby przez nos jej nazwisko. Nastawiła uszu. - Dziękuję pani za przedłożenie oferty. Mam nadzieję, że nadal będziemy w kontakcie. - Pan Pettigrew wstał i wyciągnął rękę. - A panu prześlę materiały jeszcze dziś po południu. Mamy bardzo mało czasu, wiec trzeba jak najszybciej zacząć drukowanie. Kim nie wierzyła własnym uszom. Wmawiała sobie, że się przesłyszała. Widocznie zdrzemnęła się i śni jakiś koszmarny sen, który na pewno zaraz się skończy. Tylko dlaczego pan Pettigrew stoi z ręką wyciągniętą do Tannera? Czyżby to był dowód jej porażki? Niezgrabnie wstała i krótko podziękowała za wzięcie jej oferty pod uwagę. Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Tanner wyprzedził ją i otworzył drzwi. - Dżentelmen z ciebie! - mruknęła z przekąsem. - Szkoda, że zapominasz o bon tonie, gdy w grę wchodzą pieniądze. Tanner zrobił zdziwioną minę. - Chciałabyś żyć z mojej łaski? Chyba czułabyś się urażona, gdybyś otrzymała pracę, bo ja zlekceważyłem sprawę, prawda? - Oczywiście. - Wiec czemu masz pretensje? Czyżby było tak źle, że to zamówienie miało uratować Printers Ink przed bankructwem? Zgadłem? - Co ci do tego? Tobie nie poskarżę się nawet wtedy, gdy będę przymierała głodem - syknęła ze złością. - I dlaczego z taką ironią wymawiasz nazwę mojej firmy? - Ja? Z ironią? - Nie wypieraj się. Kim wolałaby zostać sama, lecz Tanner uparcie szedł tuż obok. - To ja powinnam dostać to zlecenie - wybuchnęła. - Podałam zaniżony kosztorys... - Czy aby tylko tyle? Byłaś nadzwyczaj pewna swego. Ciekawe, czy to kwestia twoich pobożnych życzeń, czy miałaś wtyczkę w moim biurze. - Spojrzał na nią zezem. Kim nie mogła pozwolić, by podejrzenie padło na niewinnych ludzi. - Nie mam żadnej wtyczki i nikt mi nic nie mówił. Ale mój kosztorys i cena za usługę na pewno były niższe niż twoje. - Może moja oferta okazała się lepsza pod innymi względami. Na korytarz wyszedł młody mężczyzna. - Pani Burnham! - zawołał. - Pani Burnham! Kim szła dalej. Uważała, że triumfujący rywal nie powinien słyszeć tego, co ów człowiek chciał jej powiedzieć. - Zaczekaj. - Tanner przystanął. - Woła cię Pettigrew Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

junior. - Do widzenia. Nie trać czasu. - Zrobiła niewinną minę. - Wypada od razu zabrać się do pracy. - Nie muszę się spieszyć. Kupiłem maszyny, które mają ten plus, że są szybkie i wydajne. Kim z trudem opanowała irytację. A wiec pogłoski o nowoczesnym sprzęcie w konkurencyjnej firmie były prawdziwe. Ze słów Tannera wynikało, że od razu zakupił dużo urządzeń. Czy właśnie dlatego otrzymał zlecenie, na które tak bardzo liczyła? I czy z powodu ostatnich wydatków korzysta z każdej okazji - niezależnie od zysku - aby jak najprędzej spłacić raty? - Mam nadzieję, że moja współpraca z Pettigrewami nie skończy się na jednym zleceniu - powiedział Tanner spokojnie. - Dlatego chętnie poznam drugie pokolenie. - Obejrzał się i dodał półgłosem: - W przeciwieństwie do ciebie nie dążę do zbytniej poufałości. Kim groźnie łypnęła okiem, ale zaraz odwróciła się i spojrzała na nadchodzącego. Jasper Pettigrew był bardzo młody, bardzo chudy i w tej chwili bardzo czymś przejęty. W błękitnych oczach za grubymi szkłami widniało niemal uwielbienie. - Dziękuję panu. - Kim uśmiechnęła się serdecznie. - Jest pan bardzo uprzejmy. - Przykro mi, że nie mogłem nic więcej osiągnąć, ale ojciec... - Zerknął przez ramię. - Oj, muszę wracać. - Rozumiem. Jasper ukłonił się i odszedł. - A więc to tak... - Tanner przepuścił ją w drzwiach. - Wydało się, czemu byłaś pewna, że masz umowę w kieszeni. Powinnaś się wstydzić! Wykorzystując swój nieodparty urok i stosując kobiece sztuczki, nakłoniłaś Jaspera, żeby wpłynął na decyzję ojca. Kim dumnie uniosła głowę. Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

- Zaraz się dowiem, co bardziej krytykujesz: fakt, że stosuję kobiece sztuczki, czy to, że Jasper chciał wpłynąć na ojca. - Nic więcej nie powiem. Przecież sama uznałaś mnie kiedyś za dżentelmena. Czy mogę postawić ci kawę? Kim wewnętrznie zawrzała. Aluzja była oczywista. Jeśli Tanner nie chciał mówić, to znaczy, że jego opinia była niezbyt pochlebna. Zastanawiała się, jak można być z pozoru uprzejmym człowiekiem, a w gruncie rzeczy impertynentem. Jego zaproszenie na kawę dotarło do niej dopiero po chwili. Zaskoczona aż przystanęła. - Co takiego? Mam iść z tobą na kawę? Dlaczego? - spytała ostrym tonem. - Litujesz się nade mną, bo zlecenie przeszło mi koło nosa? _ - Daj spokój, kawa to nie nagroda pocieszenia. Po prostu chciałbym z tobą porozmawiać. Pogadać po przyjacielsku, zapytać, co słychać, jak interesy... - I myślisz, że ci coś powiem? - Czyli jest źle? - Tego nie powiedziałam - warknęła. - Czemu nagle interesują cię moje sprawy? Masz zamiar podesłać mi klienta? Chcesz odstąpić mi jakieś zamówienie? - Jesteś strasznie nieufna, a ja zwyczajnie mam ochotę z tobą pogawędzić. Kim zmrużyła oczy i prychneła. - Ooo! Brak ci towarzystwa? Nie możesz znaleźć kobiety, która pójdzie z tobą na kawę i cierpliwie cię wysłucha? Mówisz takim błagalnym tonem, że aż wydaje mi się to podejrzane. Nie, nie będzie żadnej pogawędki. Mam na głowie ważniejsze sprawy niż zabawianie cię rozmową. Tanner nie skręcił na parking, na którym zostawił samochód. - Spróbuję zgadnąć, co to takiego - powiedział niezrażony. - Musisz pomalować paznokcie, czy wyrzucić te ważne sprawy Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

z głowy? - Przyjrzał się jej uważnie. - Nie, jedno i drugie niepotrzebne... Już wiem! Trzeba uprzątnąć klatkę chomika. Kim ze złości przygryzła wargę. - O, prawie się uśmiechnęłaś - ucieszył się Tanner. - Usiłujesz to ukryć, ale przecież widzę... - Muszę rozliczyć się z koleżankami za rozmowy zamiejscowe - wyznała niechętnie. - Do widzenia. Oddaliła się już, gdy Tanner zawołał: - Rozliczyć się za telefon? Myślałem, że masz więcej fantazji i wymyślisz coś oryginalnego. Rozczarowałaś mnie. - To dobrze - krzyknęła. - Cieszy mnie, że jesteś rozczarowany. Zapach pizzy wciąż jeszcze unosił się w powietrzu. Kim, Marissa i Brenna szybko ustaliły, która ile i za co płaci. Kim usiadła wygodniej i popatrzyła na rachunek. - Żałosne - stwierdziła półgłosem. Marissa, która siedziała na podłodze koło walizki służącej jako stolik, zgarnęła z talerza resztki sera. - O co chodzi? - Ja ci wytłumaczę. - Brenna przycupnęła w rogu kanapy. - Jej chodzi o to, że trzy wybitnie atrakcyjne, zdolne i fascynujące kobiety dzwonią tylko do krewnych, a nie do adoratorów. W takim rozumowaniu kryje się fałsz. Marissa pokręciła głową. - Słowo „wybitnie" budzi zastrzeżenia. - Mów za siebie - fuknęła Brenna. Kim uśmiechnęła się. - Teraz ja wam coś wytłumaczę. Chodzi o to, że do każdej z nas pasuje tylko jeden z tych przymiotników. Prawda, Brenno? Ty niewątpliwie uważasz, że jesteś piękna, a nam pozostaje ustalenie, która jest zdolna, a która fascynująca. Rzuciła rachunek na walizkę i pomyślała, że to, co powiedziała, jest zgodne z prawdą. Brenna ma niezwykłą urodę, ona dość przeciętną, a Marissa wygląda jak szara myszka. W tej chwili nie czuła się ani zdolna, ani fascynująca. Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

- Mnie jest wszystko jedno, ale możemy głosować albo ciągnąć losy - zaproponowała Marissa. - Najlepiej byłoby zapytać kogoś bezstronnego, tylko nie wiem kogo. Przedstawiciele płci brzydkiej, z którymi mam do czynienia, jeszcze przejmują się trądzikiem i mutacją, a na koleżanki patrzą krzywym okiem. - Niechętnie wstała. - A właśnie, muszę sprawdzić ich wypracowania. - Zaczekaj. - Brenna przeciągnęła się jak kot. - Bynajmniej nie chodzi mi o takie wnioski, lecz o to, że mężczyźni powinni dzwonić do nas, a nie my do nich. Takich rozmów nie byłoby w naszym rachunku. - Podpowiedz im, bo sami jakoś na to nie wpadli - ponuro wtrąciła Marissa. - Macie ochotę na czekoladę? - Ja nie. - Brenna żałośnie westchnęła. - Rano zważyłam się i przybyło mi pół kilo, więc postanowiłam przez parę dni jeść tylko brokuły. Tej pizzy nie powinnam nawet powąchać. Wiesz co, belferko, gdybyś spędzała mniej czasu w szkole, a więcej w barach dla samotnych... - Dziękuję. Tam jest okropnie. Robi mi się niedobrze na samą myśl, że mam słuchać wciąż tej samej śpiewki. Wiecie, co według mnie jest największym problemem dzisiejszych czasów? Brak okazji, żeby poznać w miarę ciekawych ludzi. Bywanie w barach dla samotnych jest beznadziejnie nudne, a dawanie ogłoszeń to przyznanie się, że człowiek znalazł się na dnie rozpaczy... - Znalazłaś się tam? - podstępnie zapytała Brenna. - Nie. Ale chciałabym mieć kogoś, z kim mogłabym pójść do kina. - Ja wolałabym mieć dużo znajomych, a nie tylko jednego... od kina - wyznała Brenna. - Internet jest niebezpieczny. - Marissa jeszcze bardziej posmutniała. - Nie ma żadnej pewności, że ludzie mówią prawdę. Skąd mam wiedzieć, czy dany facet jest tym, za kogo się podaje? Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

- Nawet nie wiadomo, czy to naprawdę mężczyzna - mruknęła Kim. - Otóż to! Kolegów z pracy lepiej unikać, żeby nie skomplikować sobie życia. - Pozostaje stary, sprawdzony sposób, czyli zapisanie się do chóru kościelnego albo... - Próbowałam. - Marissa machnęła ręką. - Nawet parę razy. Zniechęciłam się zupełnie, gdy przystojny tenor zaczął odprowadzać do domu barytona. Brenna głośno klasnęła, więc koleżanki spojrzały na nią zdziwione. - Nie masz racji. Naszym problemem wcale nie jest brak mężczyzn, bo przecież mamy wielu znajomych. - Ilu jest wśród nich takich, z którymi chciałabyś spędzić wieczór? Brenna obojętnie wzruszyła ramionami. - Na razie nie widzę ani jednego. Ale może wynika to stąd, że znam ich za dobrze? - I w żadnym nie widzisz romantycznego kochanka. - Kim wyprostowała się. - Tu leży pies pogrzebany. Weźmy jako przykład takiego Tannera Calhouna... - Ja wzięłabym go z pocałowaniem ręki - szepnęła Brenna. - Wprawdzie nigdy go nie widziałam, ale nasłuchałam się, jak go krytykujesz. - I właśnie o to chodzi. Mnie on doprowadza do szału, a tobie może przypadłby do gustu. Ale skąd masz to wiedzieć, jeśli go nie znasz? Brenna przymknęła oczy. - Przestań, bo jak mnie pognębisz, poproszę Marissę o kawałek czekolady. - Mam! Wiem, co trzeba zrobić! - zawołała Kim. - Musimy urządzić wymianę znajomych. - Ale jak to przeprowadzić? - Marissa wzięła garść orzeszków. - Zaczniemy od podawania adresów? Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Kim czuła szczególne podniecenie, oznaczające, że wpadła na dobry pomysł. - Na pewno jest jakiś sposób. Trzeba się zastanowić... Urządzimy prywatkę. Jeżeli każda z nas zaprosi na przykład po trzy koleżanki... Marissa gniewnie zmarszczyła brwi. - Coś ty! Mamy zapraszać dziewczyny? Myślałam, że chodzi o to, żeby... - Będzie nas dwanaście - przerwała jej Kim. - I jeżeli każda przyprowadzi dwóch znajomych... Brenna otworzyła jedno oko. - Takich nie w jej guście? - Owszem. Zaprosi kolegów, których dość dobrze zna, ale którzy jej nie pociągają. Tym sposobem na przyjęciu będzie ponad dwudziestu mężczyzn... Takich, których normalnie nie miałybyśmy okazji spotkać. - Ale to trochę ryzykowne - ostrzegła Marissa. - Wszystkim dziewczynom dokładnie wyjaśnimy zasady. Każda będzie musiała obiecać, że zaprosi rozsądnego i niezależnego kawalera... - Normalnego - podpowiedziała Marissa. - Niekaranego. - Szczegóły dopracujemy później - zadecydowała Kim. Wszystkie będziemy w tej samej sytuacji i dlatego każda z nas musi rozumieć, o co idzie gra. - A jeśli mężczyźni zgłoszą sprzeciw, że ma ich być dwa razy więcej? - Otrzymają zaproszenie na zwykłe przyjęcie. - Marissa położyła czekoladę na walizce. - Wcale nie muszą wiedzieć o dodatkowym celu spotkania. Wystarczy, jak im się powie, że to prywatka. - Kiermasz kawalerów... Ponad dwudziestu kandydatów do wyboru... - Kim rozmarzyła się. - Daj mi rachunek - powiedziała Brenna. Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

- Po co? - Na odwrocie wypiszę listę gości. Ja już mam jednego odpowiedniego kandydata. W agencji fotograficznej, z którą teraz współpracuję, jest nowy człowiek... Marisso, kogo zaprosisz? Dyrektora? - Może. Zastanowię się. - A ty, Kim? Kto dostanie drugie zaproszenie? - Drugie? - zdziwiła się Kim. - Nie udawaj Greka, bo pierwszy kandydat jest pewny. - Brenna zapisała coś i spojrzała znad kartki. - Tanner, prawda? Idąc do pracy, Kim starała się omijać wzrokiem budynek po przeciwnej stronie ulicy. Budowla ze szkła i stali wznosiła się tam od dawna i zawsze kłuła ją w oczy. Kim przeklinała los za to, że nieustannie musiała rywalizować z Tannerem. Oboje zawsze ubiegali się o te same zlecenia. Jeszcze bardziej irytowało ją, że ich drukarnie mieściły się naprzeciw siebie. Dość długo nie rozumiała, dlaczego pan Charles Calhoun nie przeniósł się do lepszej dzielnicy. Potem doszła do wniosku, że widocznie był mściwy i sprawiało mu złośliwą satysfakcję, że dawny wspólnik, czyli jej ojciec, będzie z irytacją patrzył na jego okazałą siedzibę. Pan Burnham rzeczywiście reagował tak, jak przewidział rywal. Do samej śmierci nie pogodził się z faktem, że byłemu wspólnikowi powodzi się świetnie, a on z trudem zarabia na utrzymanie rodziny. Kim przez wiele lat obserwowała udrękę ojca i nauczyła się nie patrzeć na nienawistny budynek. Teraz jednak nie miała wyboru. Będzie musiała tam pójść, aby osobiście zaprosić Tannera na prywatkę. Nie rozumiała, dlaczego pomysł, który wieczorem uznała za świetny, rano wydawał się jej głupi i kłopotliwy. Zresztą, przyjęcia to chyba już trochę staroświecka forma spotkań. Nie to co Internet, dzięki któremu ludzie szybciej nawiązują kontakt, Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

mówią szczerze o pracy, o ambicjach zawodowych, o swoich problemach. Może tą drogą należałoby szukać idealnego partnera? To byłoby niewątpliwie nowoczesne i praktyczne rozwiązanie problemu. Kim żałowała, że tak często opowiadała koleżankom o Tannerze. Teraz nie mogła zaprzeczyć, że spełnia on ich wymagania. Był kawalerem, umiejętnie zarządzał dużym zakładem i na ogół trzeźwo myślał. Tylko tym razem wyjątkowo się przeliczył - skoro ona podała zaniżony kosztorys, on najwyraźniej zamierzał wykonać pracę za bezcen, czyli nic nie zarobi. No, ale to jeszcze nie oznacza, że zwariował i słyszy głosy z zaświatów. Czy jest finansowo niezależny? Nie wiadomo. Większość ludzi na wyższym stanowisku ubiera się elegancko, jeździ drogimi samochodami, lecz żyje na kredyt. Tanner jest chyba inny, ponieważ nie ma żadnych długów. Kim dowiedziała się o tym, gdy niedoszły zleceniodawca wyjaśniał, dlaczego rezygnuje z usług Printers Ink i przenosi się do firmy Calhoun i Sp. Co do tego, że Tanner lubi kobiety, miała stuprocentową pewność. Obracali się w różnych kręgach, ale czasem bywali na tych samych bankietach urządzanych przez Izbę Handlową. Tannerowi najczęściej towarzyszyły blondynki, ale zdarzało się też, że przychodził z szatynką lub brunetką. A na przyjęciu przed Bożym Narodzeniem zjawił się z rudowłosą pięknością przy boku, która wpatrywała się w niego jak w obraz. Na pewno nie cierpiał z powodu braku znajomych kobiet i właśnie dlatego tamto zaproszenie na kawę było intrygujące. Kun chwilami żałowała, że je odrzuciła, bo dzięki temu wróciłaby później do domu i nie miałaby okazji wymyślić kiermaszu kawalerów. W końcu od tych rozważań rozbolała ją głowa. Zatrzymała się na progu, ponieważ przy biurku sekretarki stał wysoki mężczyzna podobny do sępa. Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

- Przykro mi - mówiła Marge - ale szefa jeszcze nie ma. Jeżeli jest pan umówiony... - Co znaczy .jeżeli"? - gniewnie zawołał nieznajomy. - Jak pani śmie zakładać, że nie wiem, co mówię? Mój czas jest bardzo cenny, liczy się każda minuta! Skoro pani szef zapomina o obowiązkach służbowych, wycofuję się i idę do innej drukarni. Kim gorączkowo zastanawiała się, kto to mógł być. Nigdy nie zapominała o spotkaniach z klientami. Dlaczego więc nie poznaje tego człowieka? Miała dobrą pamięć i powinna nawet od tyłu poznać kogoś, z kim już kiedyś rozmawiała. Sekretarka zauważyła ją i uśmiechnęła się. - O, jest już szef... - zaczęła uradowana. - Najwyższy czas. - Mężczyzna przerwał jej w pół słowa i odwrócił się. - Zaczekałem tylko dlatego, żeby panu powiedzieć... - Zamilkł zdezorientowany. - Jak to? Pani... chyba... nie zarządza drukarnią. - Słucham? - Przecież zakładem kieruje facet. Kim była przyzwyczajona do podobnych pomyłek. - Rzeczywiście, dano mi imię, które zwykle noszą mężczyźni, i to często wprowadza ludzi w błąd. Nieznajomy pokręcił głową. - W życiu nie słyszałem, żeby kobieta miała na imię Tanner. Kim najpierw zirytowała się, szkoda przecież każdego klienta, ale jednocześnie ucieszyła się, bo to oznaczało, że nie zapomniała o umówionym spotkaniu. - Pomylił pan adresy - powiedziała bardzo spokojnie. - Zapewne chodzi panu o firmę naprzeciwko. Mężczyzna speszył się. - Przecież tu jest drukarnia. - Tu jedna, a tam druga. Radzę się pospieszyć, bo mój sąsiad bardzo ceni swój czas i jest tak niecierpliwy jak pan. Po Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

wyjściu choleryka westchnęła. - Ale typek! Takich klientów bardzo chętnie odstępuję bliźnim. No dobrze, dzień zaczął się źle, ale może dobrze się skończy. - Wątpię - odparła Marge ze smutkiem. - Przyszła twoja macocha. - Och! - Kim znużonym gestem potarła czoło. - Masz aspirynę? - Przypadkowo mam. - To dobrze. Dziękuję. Połknęła tabletkę i z filiżanką kawy w ręce poszła do gabinetu. Przy biurku siedziała siwowłosa kobieta w czerwonym kostiumie. Kim rzuciła okiem na rozłożone na blacie papiery i znowu się zdenerwowała. - Dzień dobry - powiedziała, hamując gniew. - O ile sobie przypominam, nie upoważniłam cię do sprawdzania bilansu zysków i strat. Letha Burnham nawet nie podniosła oczu. - Mam prawo przeglądać wszystkie dokumenty. Jestem przecież udziałowcem. Nie zapominaj o tym. Wprawdzie Kim tak nie uważała, ale na wszelki wypadek ugryzła się w język. Po chwili starsza pani odsunęła papiery na bok i wreszcie spojrzała na pasierbicę. - Nie zarabiasz kokosów. - Mieliśmy przejściowe trudności. Cicho otworzyły się drzwi. Co prawda Marge zaczęła pracować w Printers;Ink dawno temu, jeszcze przed śmiercią matki Kim i przed powtórnym ożenkiem ojca, ale Kim pomyślała, że sekretarka mimo wszystko nie powinna wchodzić podczas niemiłych wizyt macochy. Dlaczego przeszkadza? - Telefon do ciebie - poinformowała szefową Marge. Kim nigdy nie kwestionowała decyzji sekretarki co do ważności spraw. Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

- Klient może poczekać, aż skończymy - ostro rzuciła pani Burnham. Jednak Kim przesunęła telefon w swoją stronę. - Słucham. - Dzień dobry. Siła złego na jednego! Kim przejęła Printers Ink przed trzema laty, a ani razu nie rozmawiała z Tannerem przez telefon. Dopiero dziś zamierzała do niego zadzwonić. Tymczasem on ją uprzedził. I w dodatku mówił głosem słodkim jak miód. - Dziękuję ci za to, że mój pierwszy dzisiejszego dnia klient spóźnił się i miał... osobliwy humor. - Nie moja wina! Ja nie wyprowadziłam go z równowagi • - zawołała Kim. - Okazało się, że pomylił adresy, wiec odesłałam go do ciebie. - Czy rozmawiasz z...? Pani Burnham nie wymówiła nazwiska, które rzadko przechodziło jej przez gardło. Kim skinęła głową i odwróciła się tyłem do biurka. - Awanturował się jeszcze u ciebie? - Nie, był cichy i grzeczny. Nawet przeprosił za spóźnienie. Podobno uprzedziłaś go, że od wszystkich wymagani punktualności. - Chciałam tylko, żeby poszedł pod właściwy adres. - I zszedł ci z oczu. - To też. Posłuchaj, korzystając z okazji, że rozmawiamy. .. - Głośno przełknęła ślinę. - Wiesz, teraz ja chciałabym zaprosić ciebie na kawę. Zapadło tak długie milczenie, aż się przelękła, że Tanner odłożył słuchawkę. - Obojętnie kiedy - dodała niepewnym głosem. - Zostawiam ci wybór dnia i miejsca. - Aleś mnie zaskoczyła! Skąd ta nagła zmiana? Mówisz takim błagalnym głosem... Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

Skrzywiła się, gdyż powtórzył jej ironiczne słowa. - Chcę z tobą porozmawiać. Tylko tyle. - Przyjdź do mnie o pierwszej. Zapraszam na lunch. - Nie to miałam... Ale Tanner rozłączył się szybko, więc nie dokończyła zdania. Powoli odłożyła słuchawkę, Nie przewidziała takiego obrotu sprawy. No cóż, przynajmniej będzie miała dość czasu, by zadać najważniejsze pytanie. Ciekawe, czy Tanner przyjmie zaproszenie. Pani Burnham skrzywiła się i syknęła: - Twój ojciec przewraca się w grobie. - Przepraszam cię, ale mam dziś mnóstwo spraw do załatwienia. Lepiej od razu powiedz, czego znowu chcesz. Kim miała wrażenie, że odległość miedzy drukarniami jest większa niż zwykle. Przepuściła kilka samochodów, ale ponieważ głupio jej było tkwić zbyt długo przy krawężniku, powoli weszła na jezdnię. Budynek firmy Calhoun i Sp. był ogromny i dlatego Kim sądziła, że wewnątrz znajdują się wielkie, ponure hale, w których brzydko pachnie. Tymczasem znalazła się w niezbyt dużym atrium wyglądającym jak oranżeria w podmiejskim domu. Powietrze pachniało świeżością, łagodnie szemrała fontanna, a przy wygodnych fotelach stały donice z egzotycznymi roślinami. W górze mignęło coś żółtego - to przeleciał kanarek i usiadł na wysokim fikusie. Same dziwy! Słychać śpiew ptaków i szum wody, zamiast charakterystycznych odgłosów maszyn. W Printers Ink stukot był nieustanny, jak bicie serca, i dlatego prawie się go nie słyszało. Zza biurka wyszedł młody mężczyzna. - Dzień dobry. Pan Calhoun polecił mi zaprowadzić panią do sali konferencyjnej. Pozwoli pani, że wezmę jej płaszcz. Przeszli pod łukiem znajdującym się za rozłożystą palmą. Mężczyzna otworzył drzwi w połowie korytarza, skłonił się i Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

odszedł. Kun rozejrzała się i podeszła do przeciwległej ściany, całej ze szkła. Cicho gwizdnęła, gdy zobaczyła, że dwie trzecie budynku mieści się pod ziemią. Z zapartym tchem patrzyła na olbrzymie hale wyposażone w nowoczesny sprzęt i na uwijających się miedzy maszynami ludzi. Po chwili usłyszała, że otwierają się drzwi, więc odwróciła głowę. - To mój ulubiony widok - rzekł Tanner. - A jak tobie się podoba? - Jest imponujący. Kelner nakrył dla dwóch osób u szczytu stołu, a Kim zrobiła wielkie oczy. - Zaprosiłem cię tutaj, żebyśmy mogli swobodnie porozmawiać - wyjaśnił Tanner. Kim uważała, że raczej po to, by się pochwalić, zaimponować. Oczywiście, nie przyznała się, że osiągnął zamierzony cel. - Co nagle skłoniło cię, żeby zaproponować mi randkę? - spytał Tanner. Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

ROZDZIAŁ DRUGI Powiedział tak dla żartu, więc zdziwił się, że oczy Kim gniewnie pociemniały. Dlaczego niewinne pytanie spowodowało taką reakcję? - Co ty wygadujesz! Na jaką randkę? - Nie denerwuj się - powiedział chłodno. - Nie masz poczucia humoru? - Mam... Wczoraj nie mogłam iść na kawę, a dziś pomyślałam, że jednak warto się dowiedzieć, czemu zaproponowałeś mi spotkanie. - Zaraz się dowiesz. Kelner przygotował wszystko i wyszedł. - Wyjątkowo sprawna obsługa - skomentowała. - Często zapraszasz tu gości na lunch? Tanner zaprowadził ją do stołu i odsunął krzesło. - Sporadycznie. Zawarliśmy umowę z restauratorem, który z dwudniowym wyprzedzeniem przysyła nam jadłospisy. Pracownicy coś sobie zamawiają i jedzą lunch na miejscu, a jeśli menu im nie odpowiada, idą do pobliskiego baru. Kim popatrzyła na apetycznie zrumienionego kurczaka z ryżem i jarzynami. - Zawsze tak dobrze karmisz ludzi? - Owszem. Część płacą oni, resztę ja. Na dłuższą metę takie rozwiązanie wszystkim się opłaca. Jeżeli ludzie muszą wyjść z zakładu, wszyscy na tym tracą. A tak, zostają na miejscu, nie marnują czasu i energii na dojście tam i z powrotem. - Racja. - Kim nabiła fasolkę na widelec. - Rzeczywiście niezły pomysł. - Mam nadzieję, że smakuje ci to, co pozwoliłem sobie wybrać bez pytania. Oprócz kurczaka jest stek. Może byś wolała? - Nie. Ale pomyślałam... - urwała. - Intryguje cię, czemu się wysiliłem? Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

- Tak. - Czy zdajesz sobie sprawę, że minęło prawie ćwierć wieku od dnia, gdy nasi ojcowie poróżnili się i ich drogi się rozeszły? Według mnie już najwyższy czas zapomnieć o tamtym nieporozumieniu. Kim rzuciła mu nieufne spojrzenie i odłożyła widelec. - Wybacz, ale to argument bez sensu. Mój ojciec zmarł dwa lata temu, a twój... - Dużo wcześniej. - Więc czemu akurat teraz mamy się godzić? Dlaczego nie w ubiegłym roku albo w przyszłym? - Rok temu o tym nie pomyślałem, a do przyszłego nie warto czekać. Można coś zyskać w międzyczasie. - Kto i co miałby zyskać? Tanner wiedział, że Kim jest nieufna. Nie dziwiło go, że tak się dopytuje. Przez dwa lata rywalizacji na rynku dobrze ją poznał. Wolał zmienić temat. - Czy nadal masz prasę Ripleya? - Chodzi o kość niezgody? Nasi ojcowie pokłócili się, bo mój kupił tę maszynę, a twój skrytykował jego posuniecie. Wprawdzie Tanner słyszał inną wersję, nie zamierzał jednak dyskutować.. - Opowieści krążące w rodzinach to osobny gatunek literacki - powiedział cicho. - To samo wydarzenie bywa odmiennie naświetlane przez różne osoby. Kim wyprostowała się. - Czy dajesz mi do zrozumienia, że twój ojciec oskarżał mojego o przywłaszczenie sobie pieniędzy należących do spółki? - Niezupełnie. Zresztą to, co zdarzyło się dawno temu, jest już bez znaczenia. Masz tę prasę? - Tak, ale uprzedzam, nie jest na sprzedaż. - Wcale nie zamierzam jej kupić. Smarujesz może tę bułkę masłem? Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

- Nie, dziękuję. Dlaczego dopytujesz się, czy mam to stare urządzenie, skoro nie zamierzasz go kupić? To nie antyk ani dzieło sztuki. Dla ciebie chyba nie ma żadnej wartości. - Chętnie przekażę ci niektóre zlecenia. Zauważył, że piękne oczy zmieniły się i z jasnozielonych stały się ciemne jak wzburzone morze. To znaczy, że Kim ma się na baczności, jest ostrożna i bardzo nieufna. - Dziękuję. To ładnie z twojej strony. - Zmrużone oczy zadawały kłam szczerości podziękowania. - Będziesz mi rzucał resztki z pańskiego stołu, tak? - Coś mi się zdaje, że nikomu nie ufasz i jesteś równie drażliwa jak twój ojciec. Kim zaczerwieniła się i wycedziła: - Trzeba mieć tupet, żeby mi to mówić. - Uspokój się. Jestem przekonany, że jak zawsze zawiniły obie strony. Według mnie najważniejsze jest teraz to, byśmy uznali dawne nieporozumienia za nieważne. Im prędzej pozbędziemy się balastu z przeszłości, tym dla nas lepiej. - Przełamał bułkę i posmarował masłem. - Mój nowy sprzęt jest szybki i wydajny. Czasami aż za bardzo. - Pni, wielki problem. - Bywa wielki, gdy chodzi o małe zamówienie. Na przykład jeden klient chce wysłać życzenia świąteczne i noworoczne w formie gazetki. - Oryginalny pomysł. - Ale z mojego punktu widzenia kłopotliwy. Nowe maszyny są tak szybkie, że pierwsze trzy tysiące kopii zwykle trzeba wyrzucić. Jeśli mamy wydrukować pół miliona, to taka strata jest kroplą w morzu, ale w danym wypadku... - Ile kopii zamówiono? - Pięćset. Zlecenie nie przyniosło żadnego zysku. - Bo nie mogłeś zażądać od klienta tyle, ile praca była warta? Pomijając koszty własne. , - Otóż to. Czasem drobne usługi są bardzo kosztowne. Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

- Ja też miewam takie zamówienia. Czy zauważyłeś, że im mniejsze, tym bardziej uprzykrzone? - Zauważyłem. W dodatku najmniej płacący klienci mają największe wymagania. Dziwne, prawda? Ale jeśli nawet nic nie zarobię, to nie jest takie istotne. Ważniejsze, że drobne zlecenia przeszkadzają w terminowym realizowaniu tych dużych. - I intratnych? - spytała Kim ze źle skrywaną konia. - Nie widzę nic złego w pracy z zyskiem - obruszył się Tanner. - Ale chodzi mi też o to, że dla mnie takie złe - cenią są kłopotliwe, a na prasie Ripleya wykonałoby się je bez większego trudu. I bez naruszenia waszego rytmu pracy. - Następnym razem przyślij mi takiego klienta i ja się nim zajmę - powiedziała poważnie. - O, teraz ciebie trzymają się żarty! Przecież wiesz, że tego nie zrobię. Kim uśmiechnęła się filuternie. - Mimo wszystko warto było jednak spróbować... Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nikomu nie odstąpisz klienta z obawy, że potem duże zamówienie też dostanie ktoś inny. - Zgadłaś. Po obliczeniu, ile pieniędzy straciliśmy na tym świątecznym drobiazgu, przyszło mi do głowy, że mógłbym zlecać podobne prace tobie. Dzięki temu nie zajmowałbym pras czymś, co nie przynosi zysku, a klienci byliby zadowoleni, bo im wszystko jedno, kto i co robi, byle praca została wykonana na czas. Ty też byłabyś zadowolona. Mogłabyś zarabiać na tym, na czym ja tracę. - Wątpię, czy można tu mówić o moim zadowoleniu. - Może nie masz powodu, by skakać z radości, ale musisz przyznać, że to przyzwoita propozycja. Moim zdaniem nawet całkiem dobra. - Szczególnie dla ciebie, bo ty dodatkowo na tym skorzystasz. Jeśli będziesz stale podrzucać mi małe zlecenia, nie starczy mi czasu na szukanie większych. A skoro nie będziesz Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

miał konkurencji, wyśrubujesz ceny. Tanner zrozumiał, dlaczego ojciec nazywał niekiedy swego wspólnika Benem Buldogiem. Kim była bardzo podobna do ojca. - Prawdę powiedziawszy - rzekł chłodno - i tak masz znikome szansę, żeby ze mną wygrać. - Czyżby? - Głośno odsunęła krzesło i wstała. - Jeszcze zobaczymy... - Siadaj i jedz. Nie skończyliśmy rozmowy. Ja już powiedziałem, dlaczego prosiłem o spotkanie, a teraz ty zdradź, co spowodowało, że chciałaś umówić się ze mną. Kim niechętnie usiadła. Z powodu impertynencji Tan - nera zdenerwowała się do tego stopnia, że zapomniała o przyjęciu. Czy miała jednak prawo pozbawić Brennę okazji poznania człowieka, o którym tyle się nasłuchała? Sama wolałaby już nigdy więcej nie oglądać Tannera. Ale może mimo wszystko warto go zaprosić? Tylko po to, by odstąpić go koleżance. Czyż to nie wystarczająca satysfakcja? Tanner poczuje się mile połechtany, a ona będzie się cieszyć, że facet nie wie, co go czeka. Tak, odpłaci mu z nawiązką! - Och, byłabym zapomniała. - Niedbale machnęła ręką. - Chciałam zaprosić cię na przyjęcie. Tanner nie zdołał ukryć zaskoczenia. - Hmmm... Teraz rozumiem twoją dziwną reakcję, gdy zażartowałem o randce. - Wątpię. - Jeśli nie randka, to co? - Po prostu przyjęcie. - Z jakiej okazji? - I kto tu jest podejrzliwy? Nie rób takiej zdumionej miny. Doszłyśmy z koleżankami do wniosku, że dobrze byłoby zaprosić parę osób. To wszystko. - Czy te osoby przypadną mi do gustu? Kim posądzała Tannera o to, że zastawia na nią pułapkę, ale odparła: Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

- Chyba tak. Na ogół dobiera się gości, którzy mają ze sobą coś wspólnego, których interesuje polityka, jedna dziedzina sportu albo... wymiana partnerów... Co jest waszym kryterium? Waśnie to ostatnie, pomyślała Kim. - Wszystkich gości będzie łączyć fakt, że nas znają. Brenna jest modelką, a marzy o karierze aktorki. Marissa uczy angielskiego w prywatnej szkole, a... - Ty zarządzasz małą drukarnią po ojcu. Nie taką znów małą, poprawiła go w duchu Kim. - Często urządzacie podobne przyjęcia? Za nic nie mogła się przyznać, że to będzie dopiero ich pierwszy raz. - Niezbyt. - Macie tak różne zawody, że wasi znajomi mogą okazać się całkiem zajmującymi ludźmi. - Jedni są bardziej interesujący, inni mniej, ale sądzę, że będziesz dobrze się bawił. - Miło mi, że myślisz o mojej przyjemności. - Początek w sobotę o siódmej. Podała adres i z satysfakcją zauważyła, że w oczach Tannera mignęło uznanie. - Mieszkania w blokach nad jeziorem są najdroższe w mieście. - Czyżbym zburzyła twoje wyobrażenie o mojej biedzie i upadającej firmie? Widzisz, całkiem nieźle sobie radzę bez jałmużny. - Jeśli mieszkacie w trójkę, to czynsz na pewno jest do przyjęcia. Mimo wszystko przemyśl moją propozycję. Miałabyś stałe dochody. - Na pewno przemyślę. Tanner wziął dwa talerzyki. - Który deser wolisz? Oba wyglądają apetycznie. Czynsz w wieżowcach był duży, lecz mieszkania dość małe. Kim, Marissa i Brenna straciły mnóstwo czasu i energii, by poprzesuwać meble i zrobić więcej miejsca dla prawie Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

czterdziestu osób. Zależało im, aby goście mogli swobodnie się poruszać i ze wszystkimi porozmawiać. - Będzie straszny tłok - martwiła się Marissa. - A radziłam wynająć salę na parterze. - Ale tam nie byłoby odpowiedniego klimatu - argumentowała Brenna. - A jeśli kiermasz kawalerów ma przynieść spodziewany efekt, na przyjęciu musi panować sprzyjająca atmosfera. Nasi goście powinni ze sobą naprawdę rozmawiać, a nie tylko nawiązać zdawkowy kontakt. Marissa nadal miała zatroskaną minę. - Miejmy nadzieję, że pary nie będą znikać w sypialni. Szkoda, że większości zaproszonych w ogóle nie znamy. - Przestań krakać - zganiła ją Brenna. - Przecież zapraszamy tych ludzi właśnie po to, żeby ich poznać. - Nigdy nie ma kompletu, na żadnym przyjęciu - odezwała się Kim. - Do nas też nie wszyscy przyjdą. Brenna rzuciła jej podejrzliwe spojrzenie. - Masz na myśli kogoś konkretnego? Ostatnio prawie wcale nie opowiadasz o Tannerze. Przyjdzie? - Jeśli się nie zjawi, na pewno będzie miał ważny powód. Obiecał wpaść. – Lepiej niech się nie wykręca - groźnie zapowiedziała Brenna. - Przynajmniej nasi najbliżsi znajomi powinni dopisać. – - Chyba nie będziemy trąbić o tych, którzy nie przyjdą? - Kim zmyła szpinak z palców. - Wiecie, co będzie na początku? - Zmieniła głos. - Dobry wieczór. Jestem Sally. Przyprowadziłam mojego byłego męża. Bardzo dobry, ale nudny, dlatego się z nim rozwiodłam. Zaprosiłam też malarza, który odnawia mi mieszkanie. Sprzykrzyły mi się jego natrętne propozycje, więc chętnie go odstąpię. - - Już widzę minę biednego męża - wtrąciła się Marissa. - Ja powitam pierwszych gości - oświadczyła Brenna. - Dziewczyny obiecały przynieść jakąś swoją specjalność, więc wezmę je na bok, odbiorę jedzenie i poproszę o informacje Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

o kawalerach. Wystarczy imię, nazwisko, miejsce pracy. - Zamierzasz ścigać tych, którzy nie przyjdą? - Nie. Ale będę wiedziała, na kim można polegać. Może zrobimy powtórkę. - Wątpię. Kim właśnie się przebierała, gdy rozległ się pierwszy dzwonek. Nim skończyła toaletę, w mieszkaniu już panował gwar. Kilka osób stało przy szafkach oddzielających pokój od kuchni i częstowało się zakąskami. Marissa była zajęta płytami, a Brenna szukała czegoś w lodówce. Kim spojrzała na mężczyznę opartego o filar, wpatrującego się w puste, wbudowane w ścianę akwarium. - Ciekawe, czemu nie ma rybek - zagadnął nieznajomy. - Bo jeszcze nie zdążyłyśmy kupić. Akwarium zostawili poprzedni lokatorzy. Wprawdzie rybki niezbyt nas interesują, ale szkoda niszczyć ścianę. - O, to ty tu mieszkasz? Czuję się jak intruz, bo nie zostałem oficjalnie zaproszony. - Nie szkodzi. Serdecznie witam. Można wiedzieć, z kim przyjechałeś? - Z siostrą. Uparła się, że muszę jej towarzyszyć. - Aha. - Betsy twierdzi, że nie czuje się bezpiecznie w tej dzielnicy. Nie wiem, co jej się stało. Dotychczas wszędzie jeździła sama, a dziś nagle boi się własnego cienia. Kim usiłowała przypomnieć sobie, gdzie i kiedy spotkała Betsy lub o niej słyszała. Czy to nie nauczycielka ze szkoły Marissy? Dziwne, że miała odwagę pracować w szkole o złej reputacji, na peryferiach, a bała się spokojnej dzielnicy Lakę Shore Drive. - Miło mi, że przyjechałeś. Jestem Kim. - Dań. Moja siostra natychmiast gdzieś się ulotniła, a ja sterczę tu jak kołek. - Bardzo mi przykro. Zaraz przedstawię cię Marissie. A Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)

może ją znasz? - Chyba nie. W tym momencie rozległ się dzwonek. - Przepraszam na chwilę. - Otworzyła drzwi. - Witam... Nie dokończyła, ponieważ na progu stał Tanner. - Dobry wieczór. O, widzę, że cię zaskoczyłem - powiedział, uśmiechając się. - Mówiłaś, że początek o siódmej, więc... - Myślałam... Nie potwierdziłeś, że przyjdziesz. - Ale nie odrzuciłem zaproszenia. Nie mogłem. Połechtało moją próżność. Zresztą jestem... - Wiem, wiem, jesteś dżentelmenem. Czuj się jak u siebie w domu. Wybacz, ale obiecałam Danowi, że poznam go z naszymi gośćmi. Przedstawiła Dana kilku osobom, po czym zostawiła go w towarzystwie Marissy i udała się w stronę kuchni. Nagle u jej boku zjawił się Tanner. - Twój towarzysz był bardzo rozczarowany, że go opuściłaś - zauważył półgłosem. - Marissa się nim zajmie. Wzięła tacę, na której została jedna faszerowana pieczarka. - Założę się, że wolałby być z tobą - ciągnął Tanner. - Patrzył na ciebie tak pożądliwie, jak ten olbrzym na pieczarkę. Kim rozejrzała się i podsunęła tacę potężnie zbudowanemu nieznajomemu. - Dziękuję. - Olbrzym uśmiechnął się zażenowany. - Są wyśmienite. Sama je przygotowałaś? - Tak. Brenna wyjęła z lodówki butelkę coli i podała stojącemu obok mężczyźnie, który próbował pić, nie odrywając oczu od dziewczyny. Kim szybko się wycofała i wpadła na Tan - nera. Ten objął ją i podtrzymał. - Dobrze, że akurat byłem pod ręką - szepnął. - Dlaczego za mną chodzisz? Baw się... Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)