Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 129 579
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 182

Nix Garth - Newts Emerald

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Nix Garth - Newts Emerald.pdf

Beatrycze99 EBooki N
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 198 stron)

NEW'T'S EMERALD”„ Garth Nix tłumaczenie nieoficjalne – AmadeusCat

Rozdział Pierwszy Urodziny Lady Thruthful Ze wszystkich urodzin w życiu Truthful, te miały być najlepsze i najbardziej ekscytujące. Wspaniale zapowiadało się ukończyć osiemnaście lat i w końcu stanąć na progu wprowadzenia do modnego towarzystwa w Londynie. Nie to, że nie była zadowolona z Newington Hall, jego przepięknych ogrodów i trawników, które rozciągały się w kierunku godnego pozazdroszczenia urwiska, graniczącego z rozległą panoramą Kanału Angielskiego* . Nie drażniło jej także mieszkanie z jedynym ostałym rodzicem, Admirałem Wicehrabią Newingtonem, mimo że miała do tego prawo, zważywszy na jego podeszły wiek w chwili zostania ojcem i to, że teraz, kiedy przekroczył sześćdziesiąt lat, miewał tendencje do zrzędzenia, zwłaszcza w momentach ataku podagry. Truthful nie przeszkadzało również towarzystwo sąsiadów i kuzynów. Edmund, Stephen oraz Robert Newington-Lacy zawsze byli dla niej jak bracia i Truthful spędzała z nimi niemal każde lato swojego życia, gdy ci wracali z Harrow a jej udawało się uciec nauczycielom. Jednak musiała przyznać, że ogromnie pragnęła zobaczyć kawałek szerokiego świata, tak więc ukończenie osiemnastu lat i znalezienie się na samym progu triumfalnego wejścia (albo przynajmniej wiarygodnego przybycia) na eleganckie salony Londynu było równie satysfakcjonujące jak i ekscytujące, chociaż jednocześnie odczuwała przerażenie i niepokój. Tym bardziej, że w środku, Truthful nie była ani trochę pewna swojego * Kanał La Manche 1 1

udanego debiutu, mimo iż wszyscy naokoło byli zupełnie innego zdania. Widzieli gibką, świeżą piękność, z zielonymi oczami i cudownie gęstymi włosami o głębokim odcieniu rdzy. Lecz gdy Truthful patrzyła w lustro, widziała głównie pozostałości piegów, które do niedawna obficie pokrywały jej nos i policzki. Obawiała się, że jej uroda była czysto miejscowym wymysłem, wynikiem niedostatku młodych dam wysokiej klasy. Dla Truthful nie pozostawało złudzeń, że w Londynie uznana zostałaby za przeciętną, zwłaszcza że jej magiczne talenty nie obejmowały żadnych zdolności, które byłyby w stanie zwiększyć jej atrakcyjność w towarzystwie. Truthful potrafiła wywołać lekką bryzę lub uspokoić mżawkę. Konie i inne zwierzęta lubiły ją i wykonywały jej polecenia, ale poza tym nie wykazywała większych umiejętności. Ale przeciętna lub nie, z magicznymi zdolnościami lub ich brakiem, postanowiła wykorzystać to co ma, w jak najlepszy możliwy sposób. I w końcu to były jej urodziny, więc szybko zapomniała o swoich piegach i rzuciła się w wir przygotowań do jej małego przyjęcia, prezentując swojej służącej Agacie pilny przegląd garderoby, przymierzając wszystkie trzy suknie, przysłane z miasta przed jej cioteczną babkę Ermintrude. – Chyba wybiorę tę – wykrzyknęła do Agaty, kręcąc piruety w atłasowej sukni koloru głębokiej zieleni, której stanik był skandalicznie głęboko wycięty, z rękawami uszytymi z delikatnej koronki. A przynajmniej Truthful uważała ją za skandaliczną, gdyż jej cioteczna babka specjalnie wybrała suknie znacznie skromniejsze niż te z najnowszej mody. Truthful byłaby zszokowana gdyby zobaczyła niektóre z tych sukien i to, co niektóre kobiety były w stanie zrobić z umyślnie zwilżonym muślinem* . Nie wspominając już o tych jeszcze śmielszych, które stosowały uroki by przeobrazić zwykłe halki w coś, co wyglądało na wspaniałe atłasy i krepy, gotowe rozpłynąć się pod dotykiem łańcuszka od kieszonkowego zegarka jakiegoś dżentelmena lub jego sygnetu. * W czasach regencji niekiedy kobiety (te bardziej odważne) zwilżały wodą swe halki dla bardziej ponętnego efektu (^^) 2 2

Truthful wykonała jeszcze jeden piruet, nieświadoma deszczu szpilek, które wypadły z rąk Agaty. – Och, przepraszam Agato! Agata spojrzała się na nią gniewnie i pochyliła się be je pozbierać. Truthul próbowała jej pomóc, lecz suknia była dość obcisła powyżej talii, więc powiedziała tylko: – Jestem dziś trochę, ale tylko trochę... podekscytowana. – Mmmmf – wymruczała Agata, trzymając w ustach kilka szpilek. Były stare, a spod startej, cynowej powłoki, prześwitywał brąz, co dla kogoś z tajemnym wykształceniem znaczyło, że Agata nie mogła dotykać żelaza, że w żyłach starszej kobiety płynęła krew wróżek. Truthful nie posiadała takiego wykształcenia. Agata wyciągnęła szpilki z ust i powiedziała: – Co jest dziś takiego ekscytującego, panienko? – Jako to co, Agato! – Zaśmiała się Truthful. – Dziś są moje urodziny, ty niemądra gąsko. I papa zamierza pokazać Szmaragd Newington wszystkim moim przyjaciołom. – Szmaragd? – spytała Agata. – Pokazać wszystkim znajomym panienki? Znaczy się tym chłopcom od Lacy'ów. – Oni są z Newington-Lacy'ów Agato – odpowiedziała Truthful. – I są już młodymi mężczyznami, nie chłopcami. – Tak, oczywiście. Ale nic dobrego nie wyniknie z mieszania młodych mężczyzn ze szmaragdami, niech panienka zważy na me słowa. – zrzędziła Agata. Włożyła szpilki z powrotem do ust, a jej twarz przybrała zwyczajowy grymas niezadowolenia. – Przepraszam, że przeze mnie rozsypały ci się szpilki – powiedziała Truthful. – Ale to moje urodziny i to takie ekscytujące! Och, słyszę powóz na drodze. Już tu są – muszę iść na dół! Agata wybełkotała coś pod nosem, skinęła głową i podpięła ostatni cal rąbka 3 3

sukni na swoje miejsce. Szybko wykrzykując podziękowania, Truthful wybiegła z pokoju niemal w podskokach, zostawiając Agatę szukającą ostatnich szpilek, które mogły poturlać się dalej. Na dole trójka chłopców Newington-Lacy kłaniała się Admirałowi, który opuścił swój gabinet i zszedł, by przywitać ich w całkiem dobrym humorze, wzmocnionym przez wyśmienite bordo, które napoczął z wymówką spróbowania go przed urodzinowym obiadem Truthful. Truthful zatrzymała się na schodach, mając nadzieję na efekt pełnej podziwu, przerywanej ciszy, inspirowanej pojawieniem się wszystkich heroin, które stawały na podwyższeniu otoczone promieniami słońca. Lecz z powodu złej oceny kąta padania światła i zatrzymania się w cieniu, nikt jej nie zauważył. Zupełnie nie zniechęcona, zamiast tego stanęła by przyjrzeć się dokładnie mężczyznom jej życia. Admirał, jako ojciec, pierwszy przyciągnął jej uwagę. Admirał Wicehrabia Newington, starszy kapitan pod Nelsonem, który walczył wraz z tym wielkim dowódcą pod Aboukir, Kopenhagą i Trafalgarem. W tej ostatniej bitwie został ranny w nogę i chociaż kontynuował morską służbę jeszcze przez dekadę (awansując do rangi Wiceadmirała Niebieskiej Eskadry), zaznaczyło to początek dręczącej go boleśnie podagry oraz picia, które tylko pogarszało jego schorzenie. Od kilku już lat pozostawał w stanie spoczynku, a gdy już na dobre przybił do portu rodowej posiadłości Truthful odkryła, że ten chłodny, rzadko widywany gość z jej dzieciństwa, był kochającym, choć nieco trudnym ojcem. Truthful nigdy tak naprawdę nie poznała swej matki. Słynna miotaczka uroków i wnuczka znanego czarnoksiężnika Markiza Perraworth, Venetia Newington zmarła kiedy Truthful miała zaledwie sześć lat. Patrząc na rumianą, pulchną twarz ojca, zastanawiała się jak to się stało, że taki wzór piękna i magii jak jej matka zakochała się w znacznie starszym, impulsywnym oficerze marynarki wojennej, którego perspektywy na przyszłość były tak nieznaczne jak jego walory, z dwoma starszymi braćmi stojącymi miedzy nim a tytułem Piątego 4 4

Wicehrabiego. Ale według ciotecznej babki Ermintrude, było to małżeństwo z miłości i wkrótce po ślubie przyszedł także tytuł, kiedy obaj starsi bracia zmarli w jakichś tajemniczych okolicznościach w czasie gdy najmłodszy znajdował się daleko na morzu. Miłość jest dziwna, pomyślała Truthful, gdy przeniosła wzrok z ojca na Newigton-Lacy'ów. Byli jej przyjaciółmi już od wczesnego dzieciństwa i jeszcze kilka lat temu spędzała z nimi większość czasu, zwykle przebrana za chłopaka, by móc zajmować się aktywnościami niestosownymi dla dziewcząt, jak wyścigi konne czy obserwowanie młyna, jak nazywali bokserskie pojedynki. Wciąż tęskniła za tymi wypadami, chociaż wątpiła, że dziś mogłaby uchodzić za młodzieńca. A przynajmniej nie bez czaru. Edmund Newington-Lacy, najstarszy z trójki, miał nieco więcej niż sześć stóp wzrostu, ciemne włosy, brązowe oczy i nader wojskową postawę. Jego charakter można było nazwać poważnym, a we wszystko co robił, wkładał upór i wytrwałość. Ukończył Oxford z przeciętną oceną i wkrótce miał wstąpić do armii, co bez wątpienia miało być początkiem wspaniałej kariery. Jego stryj był pułkownikiem w Gwardii Konnej, a ojciec posiadał na tyle duży majątek, że z łatwością mógł kupić Edmundowi komisję rekrutacyjną oraz tyle awansów ile tylko będzie potrzebował. Jeśli posiadał jakikolwiek talent magiczny, musiał być niewielki i go nie ujawniał. Stephen Newington-Lacy był następny. Spojrzał w górę gdy Truthful mu się przyglądała i uśmiechnęła się na tę iskrę w jego zielonych oczach. Nie było nic niezwykłego w tym, że wyczuł jej wzrok, gdyż był najbardziej nadprzyrodzony z całej trójki, z jego dziwaczną wiedzą i jeszcze dziwniejszymi zainteresowaniami. Porozumiewał się bez słów z ptakami i innymi zwierzętami i często wiedział o czym myślą Truthful lub jego bracia. Stephen nie wyglądał jak Lacy'owie i w zasadzie przypominał trochę Truthful. Oprócz zielonych oczu, również miał włosy koloru głębokiej czerwieni, był drobnej budowy oraz tego samego wzrostu, co jego kuzynka. Zapewne skłoniło go to do zapuszczenia, w ostatnich miesiącach, wąsów, po wielu docinkach braci, że gdyby 5 5

założył sukienkę bez problemu mógłby się zamienić miejscami z Truthful. Właśnie rozpoczął studia w Cambridge, gdzie prawdopodobnie zostanie akademickim czarnoksiężnikiem. Za braćmi, górując nad nimi, stał Robert. Był Lacy'im w każdym calu. Nie tylko bardzo wysoki, ale i szeroki, a jego jasne włosy okalały okrąglejszą niż u braci twarz. Obserwując ich, Truthful zauważyła, że właśnie wybuchnął śmiechem na coś, co powiedział Admirał - wkrótce cała czwórka śmiała się głośno, zarażona poczuciem humoru Roberta. Pod wieloma względami był niezwykłym synem jak na wiejskiego para, zważywszy na jego zamiłowania do maszyn i urządzeń. Robert wolał korzystać z parowozów niż koni oraz żeliwni zamiast ogarów. Jego magiczne talenty się z tym uzupełniały, gdyż był ferromantą potrafiącym kształtować żelazo magią równie dobrze jak narzędziami. Robert był na ostatnim roku w Harrow, a jego przyszłość to raczej drażliwy tematem dla rodziców, którzy nie zamierzali popierać jego chęci zostania wynalazcą i inżynierem. Prawdziwym inżynierem, nie tylko próżniaczym amatorem. Ale Truthful wiedziała, że Robert zostanie tym kim zechce, śmiejąc się i puszczając oko do swych rodziców, którzy w końcu pokonają niechęć do wybranej przez niego profesji. Truthful westchnęła, gdy jeszcze raz utwierdziła się w tym, że kochała ich wszystkich jednakowo. Jak braci. Uważając, by stawiać stosowne dla damy kroki, w jej nowych, srebrnych pantoflach, podążyła dalej w dół schodów by przywitać ich jak należy. – Ach, Truthful, moja droga, już jesteś – wykrzyknął Admirał. Truthful uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła rękę do Newington-Lace'ów, którzy ustawili się w kolejności starszeństwa, by delikatnie ująć w dłonie jej palce, pocałować w policzek i życzyć wszystkiego najlepszego. Po tych kurtuazjach, Admirał zapytał o Sir Reginalda Newington-Lacy'ego i jego małżonkę, którzy zwiedzali sanktuarium Świętej Ethburgi i zażywali kąpieli w Bath. Wierzono, że uzdrowi to zmęczenie Lady Angeli, które postępowało ponad 6 6

modne znużenie, do stanu, który zaalarmował jej rodzinę. – Ojciec mówi, że posąg Świętej Ethburgi poruszył się na dwa palce w błogosławieństwie, a wody przyniosły bardzo dobroczynny wpływ – odparł Edmund. – Spodziewają się wrócić do domu w ciągu tygodnia. – Och, mam nadzieję, że ciocia Angela wyzdrowiała – odezwała się Truthful. – Powiadają, że wody w Bath są bardzo ożywcze. Sama powinnam wkrótce pojechać do Bath, chociaż może... może nie do sanktuarium Św. Ethburgi. To miejsce zawsze brzmiało dla mnie dość przerażająco. – Lepsze sanktuarium, niż tułanie się po Bath z tymi młodymi dandysami, których tam pełno – burknął Admirał. – Phi! Połowa tego towarzystwa to przeklęci kapelusznicy! W koszulach z kołnierzami po poliki, gotowe poucinać im uszy, gdyby się tylko odwrócili i niech mnie diabli wezmą, jeśli nie przyozdabiają się urokami i błyskotkami! Rzucił spojrzenie Newington-Lacy'im, jak gdyby zaraz miały wyskoczyć z ich kamizelek amulety czy łamiące uroki łańcuszki od zegarków, mimo iż wszyscy byli ubrani raczej spokojnie, w długie błękitne płaszcze, wykrochmalone koszule bez nadmiernie wysokich kołnierzy, płowe kamizelki, pumpy i czarne pantofle. Jedynie Edmund posunął się odrobinę dalej, zawiązując swój krawat w bardziej odważnym stylu niż zwykły trójkątny węzeł i ośmielając się naśladować Osbaldestona* . W skrócie, wszyscy byli ubrani jak przystało na wiejskich dżentelmenów przybyłych na obiad. – Chciałabym pójść na wszystkie bale i potańcówki – odparła Truthful. Bywała już na prowincjonalnych potańcówkach w Canterbury, ale oczywiście Bath było pod tym względem bardziej elitarne choć nie tak przerażające jak Londyn. – Hmmm – przerwał Admirał. – Będziesz miała tego pod dostatkiem w Londynie z twoją cioteczną babką, kotku. Już za kilka tygodni. Będę tęsknił, ale twoja matka nigdy by mi nie wybaczyła, gdybym trzymał cię tu zamkniętą ze starym * Węzeł Osbaldestona - typ wiązania krawata, w którym zakładano go od strony karku, a końce wiązano w duży supeł na przodzie. 7 7

marynarzem jak ja do towarzystwa. Chodźmy na obiad. Przy stole zasiadła jedynie ich piątka, gdyż Admirał nie przepadał za towarzystwem ani żadnymi sąsiadami, z wyjątkiem Newington-Lacy'ów. Truthful odgrywała rolę gospodyni, zasiadając przy jednym końcu stołu, a Admirał, jako gospodarz, przy drugim. Turbot w sosie z homara, kilka gotowanych perliczek, żółw, szynka i ćwiartka jagnięciny oraz kalafiory zdobiły stół w lawinie potraw, a dalej agrestowo- porzeczkowe ciasto, pudding i pięć różnych rodzajów owoców, wszystkie zanurzone w admiralskim szampanie, burgundzie i maderze, chociaż Truthful za porozumieniem ze służbą ze swego kieliszka do szampana ukradkiem popijała lemoniadę. Wszyscy jedli z apetytem, młodzieńcy łagodnie zachęcali Admirała, by opowiedział im historie jego żeglarskich wyczynów. Nie potrzebował dużej zachęty, bo wkrótce zaczął już swoją szczegółową opowieść, kładąc akcent na znaczenie jego rady dla Nelsona pod Trafalgarem (lekceważąc fakt, że w tym czasie znajdował się na zupełnie innym statku) oraz jakże wielką istotność „odcięcia szyku* ”. Następnie z historii o wojnie na morzu, przeszedł do opowieści o sztormie i katastrofie morskiej. Ledwie zaczął opisywać powszechne burze będące wstępem do wydarzeń związanych z huraganem na Jamajce, gdy temperatura powietrza spadła i z oddali dało się słyszeć odgłos grzmotu, podobnie jak wcześniej dalekie huki wystrzałów podczas admiralskiej opowieści o Trafalgarze. – A niech mnie! – krzyknął. Jak wielu oficerów marynarki wojennej, był czarodziejem pogody, w którym, sądząc po mocy jego słów, podekscytowanie opowieścią wzięło górę. – Mówię o burzy, aż tu nagle grzmi! Truthful, zadzwoń proszę po Hetheringtona. Musimy zabezpieczyć dom przed wichurą. – Uszczelnić klapy luków? – zapytał Stephen z uśmiechem. Admirał, którego dobry humor podtrzymał wspaniały obiad, zaśmiał się i powiedział: * H. Nelson opracował plan zakładający zaatakowanie wroga płynąc poprzez szyk jego statków, tym samym odcinając najsilniejsze okręty Francuzów. 8 8

– Dokładnie tak, mój chłopcze. Hethrington! Tu jesteś. Właśnie nadciąga burza i okiennice nie są założone. Przynieś je i zamocuj i upewnij się, że James jest z końmi. Wiesz co robić. Hetherington omal nie podniósł pięści do czoła w salucie, zanim przypomniał sobie, że powinien się ukłonić. Dawniej był sternikiem Admirała i wciąż miewał trudności z odgrywaniem roli kamerdynera zamiast mata, którym był przez dwadzieścia lat. Odchodząc, można było usłyszeć jego tubalny głos niosący się ponad nadchodzącą burzą, gdy kierował lokaja i służące do powierzonych zadań. – Cóż, moja droga – powiedział jowialnie Admirał. – Burza to doskonały moment na zaprezentowanie twojego dziedzictwa i jego mocy. Mały rzut oka na kamień, który będzie twój, jak tylko skończysz dwadzieścia jeden lat. – Dwadzieścia jeden! – wykrzyknęła Truthful. – Myślałam, że nie odziedziczę kamienia do momentu dwudziestych piątych urodzin! – Dwadzieścia jeden, dwadzieścia pięć, co za różnica! – krzyczał niecierpliwie Admirał. – Nigdy nie mogę spamiętać tych szczegółów. Widzisz, twoja matka nosiła go tak rzadko. W przeciwieństwie do mojej matki, która ubierała go na każdą możliwą okazję i równie często z niego korzystała. Odwrócił się, by spojrzeć na portret zawieszony nad kominkiem, przedstawiający surowo wyglądającą kobietę z gęstymi chmurami burzowymi w tle. – Oto i ona, chłopcy. Babka Truthful, Héloise Newington, ubrana w Szmaragd. – Czy mogę? – zapytał Edmund, wyrażając chęć przyjrzenia się bliżej. Admirał skinął głową i Edmund podszedł, chwytając po drodze jeden z kandelabrów znajdujących się na stole i przystawiając go do portretu. Nagłe światło padające na obraz sprawiło, że dwie rzeczy uderzyły oglądających. Zielone oczy Héloise i jarzący się szmaragd, zawieszony na srebrnym łańcuszku wokół jej szyi. – A niech to – powiedział Edmund. – Ależ ona ma piękne oczy. Piękniejsze niż jakikolwiek klejnot. – Złamała wiele serc nim jej własne zdobył mój ojciec – zażartował Admirał. – 9 9

Chociaż według niektórych to Szmaragd ją zdobył, nie ojciec. – Och, nie! – wykrzyknęła Truthful. – Z pewnością tak nie było! – Nie, moja droga – powiedział Admirał. – Kochała bardzo ten Szmaragd, ale to nie kamień przypieczętował ich małżeństwo. – To musi być niezwykły klejnot – powiedział Stephen, który również wstał, by podziwiać portret. – Cięto go w orientalnym stylu, jeśli jest ze mnie jakiś sędzia. – Przecież to co Stephen wie o tych sprawach, można by wypisać na główce od szpilki – wtrącił Robert, śmiejąc się by zaznaczyć, że nie mówił na serio. – Wręcz przeciwnie, drogi bracie – odezwał się Stephen. - Ostatnio czytałem wielce uczoną monografię na temat cięcia i wpływu magii na klejnoty, ponadto odwiedziłem także w tym celu Panów Longhurst i Everetta w Londynie, by zobaczyć taką operację na własne oczy. – No, może na główce bardzo dużej szpilki... – powiedział Robert, pokazując rękoma o jak dużą główkę szpilki mu chodziło. – Nie wiedziałem, że interesujesz się takimi tematami – powiedział Edmund, odwracając się od portretu ze zdziwieniem. – Ale z drugiej strony, to niemniej dziwne niż inne twoje pasje. – I dużo zdrowsze niż magiczne powiększanie żab – dodał Robert, wywołując tym wybuch śmiechu u całego towarzystwa, z wyjątkiem Stephena, który przekrzykiwał ich mówiąc, że była to bardzo ważna praca i że te ogromne bezogonowe płazy pewnego dnia mogą służyć w wodno-lądowej kawalerii. – Dość tego gadania o żabach! – przerwał Admirał, by zdusić śmiech. – To urodziny Truthful i musi zobaczyć Szmaragd. Zaczekajcie tutaj, proszę. Ze stęknięciem pełnym wysiłku, podniósł się z krzesła i przeszedł przez salon, do dyskretnych drzwi ukrytych w drewnianej boazerii przy południowej ścianie. Otworzywszy je maleńkim kluczykiem prosto z sygnetu na wskazującym palcu, wszedł do środka. Gdy to zrobił, na zewnątrz błysnął piorun, doścignięty przez grzmot i nagły ryk ulewy. Wokół domu, niezamontowane jeszcze okiennice zaczęły łomotać o framugi. 10 10

Błysnęło się ponownie, na co wszyscy mrugnęli. Gdy otworzyli oczy, Admirał zamykał już za sobą małe drzwiczki. – A ja zawsze myślałem, ze to szafa – odezwał się Robert. – Nie wychodzi ani na hol ani na twoją bawialnię, Truthful. – To prawda – powiedziała Truthful. – Nigdy o tym wcześniej nie myślałam. Papa rzadko je otwierał, więc założyłam że to kredens do przechowywania jego najlepszego porto. Burza znów się odezwała; drzwiczki otworzyły się jeszcze raz i ukazała się w nich rozjaśniona błyskawicą twarz Admirała. Zadudnił kolejny grzmot. – Na Jowisza, burza zbliża się niesłychanie szybko. Większa niż się spodziewałem, zbyt silna by ją teraz uciszyć! – wykrzyknął Admirał. – Ten ostatni grom uderzył nazbyt blisko domu, a okiennice wciąż niezałożone! Podszedł do okien i spojrzał na ulewny deszcz, tak jakby spoglądał z nadbudówki na rufie statku. – Gdzie jest Hatherington? – spytał Admirał z irytacją, ale zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, na jego pytanie padła dramatyczna odpowiedź. Piorun znów zajaśniał, ukazując odzianego w sztormiak Hetheringtona i kilku przemoczonych lokai, z trudem pchających taczki z ułożonymi w stosach okiennicami. – Nie wiedziałem, że zdejmujecie okiennice – powiedziała Stephen. – Po co, do licha–– – Och, ojciec każe je odmalowywać przynajmniej dwa razy do roku, po kolei w każdym pokoju. Więc muszą być zdejmowane – przerwała prędko Truthful, rzucając ostrzegawcze spojrzenie w kierunku Stephena. – Do tego czasu suszyły się w szopie. – W każdym razie to sentymentalne badziewia – powiedziała Admirał, machając na Hetheringtona by się pospieszył, gdy kilku mężczyzn zmagało się z założeniem pierwszej okiennicy na ciężkich zawiasach. – Nie zakładałbym ich wcale, gdyby nie kobiety. Kilka odłamków szkła nie wyrządziło nigdy nikomu trwałej szkody. Lubię czuć dobrą burzę. Tak, pamiętam Cape Finisterre w '08, pływałem na 11 11

Krnąbrnym i... – Sir, zamierzałeś nam pokazać Szmaragd – przerwał mu Stephen, zarabiając tym ostre spojrzenie od Edmunda. – A tak, oczywiście – odrzekł Admirał, jakby właśnie sam to sobie przypomniał. – Mam go tu przy sobie. Poczłapał ciężko z powrotem do swojego krzesła i delikatnie usiadł. Już bezpieczny, pomacał po kieszeniach kamizelki, najpierw po lewej stronie, potem po prawej. Wyraz konsternacji, który zaczął pojawiać się na jego twarzy, został błyskawicznie odzwierciedlony przez resztę towarzystwa. Tłumaczenie: AmadeusCat Korekta: KlaudiaRyan 12 12

Rozdział Drugi Prezentacja Szmaragdu Admirał roześmiał się i z wewnętrznej kieszeni kamizelki wyciągnął pakunek. – Myśleliście, że puściłem cumy, co? – zachichotał, podając woreczek Truthful. – Otwórz to, moja droga. Lecz nie zakładaj. Jeszcze nie jesteś gotowa, by nim władać. Zwłaszcza podczas burzy. Truthful pochyliła się skwapliwie, ale po chwili uspokoiła swój zapęd. Ni to biorąc wdech, ni to wzdychając, delikatnie odwiązała złote troczki małego, aksamitnego woreczka. Po tym małym sukcesie, sięgnęła do środka wyciągając... Szmaragd. Ogromny klejnot w kształcie serca z najczystszej zieleni zawieszony był na srebrnym łańcuszku z inkrustowanymi maleńkimi listkami. Światło świec mieniło się na srebrze, a małe zielone ogniki tańczyły na licznych fasetkach kamienia, sugerując czającą się w środku czarodziejską moc . – Jest piękny – rzekła Truthful. – Zbyt piękny dla mnie. Nie mogę go nosić! Nawet gdy skończę dwadzieścia pięć lat. – Będziesz – powiedział czule Admirał. – Wiesz, masz twarz po matce. To dobrze, znielubiłbym cię, gdybyś odziedziczyła ją po mnie. – Och, ojcze – krzyknęła Truthful. – Nie bądź niemądry! Poza tym on musi być wart majątek, zbyt wiele, by go nosić. – Powiedziałbym, że co najmniej trzydzieści tysięcy funtów – odparł Stephen. Wyciągnął dłoń i powiedział – Czy będzie to bezpieczne, jeśli go potrzymam? – Tak – powiedział Admirał. – Nie zareaguje, chyba że zostanie zawieszony na 13 13

szyi, i tylko tych należących do członków rodziny, do kobiet. Prawda jest taka, że jeszcze nigdy nie odpowiedział mężczyźnie. Truthful niechętnie podała klejnot dalej. Srebrne listki przelewały się przez jej palce, gdy kamień upadał na dłoń Stephena. Truthful, oczarowana pięknem i rozmiarem klejnotu, obserwowała jego powolny ruch. Nawet przez krótką chwilę, gdy trzymała go w swej dłoni, poczuła z nim pewną więź i musiała stłumić w sobie pragnienie zażądania go z powrotem. Osobiście uważała, że był dla niej zbyt piękny, by go posiadać. A co dopiero nosić lub próbować korzystać z jego mocy. Jakiekolwiek one by były. Admirał nigdy tak naprawdę nie powiedział jej jakie są moce Szmaragdu. Stephen oglądał Szmaragd przez dobre kilka minut, trzymając go blisko prawego oka, a nawet przykładając świecę, by jej światło przenikało kamień. – W tym kamieniu ukryto prastarą moc – powiedział. Jak to często bywało, wydawał się wiedzieć o czym myślała Truthful i to on zadał za nią pytanie. – Jaka dokładnie jest jego natura i w jaki sposób się ujawnia? – Dokładnie niech cię to nie obchodzi – odparował Admirał. – I to nie jest twój interes. Stephen uśmiechnął się i przekazał kamień Robertowi. Robert spojrzał na niego, zważył w dłoni i powiedział: – Sprzedaj go natychmiast i zainwestuj pieniądze w nowy dźwig parowy pana Watta. – Nie bądź głupi! – wykrzyknął Edmund, biorąc od niego klejnot. – To pamiątka rodzinna, a poza tym, zgodnie z Ustawą o Handlu Magicznym pewnie jest zarejestrowany jako niedozwolony przedmiot. No i będzie wyglądał bardzo ładnie na Truthful. Położył klejnot na środek stołu i pchnął kilka cali w kierunku Truthful. – Proszę, tam gdzie jego prawowite miejsce... – zaczął, ale w tym momencie w okolonych żelazem oknach błysnął piorun. Cały pokój zalało światło. Jednocześnie, ktoś na zewnątrz krzyknął z bólu, 14 14

pękło szkło i uderzył grzmot. Do środka wpadły wiatr i deszcz, tłumiąc płomienie świec i pogrążając pokój w kompletnych ciemnościach. Truthful skoczyła na równe nogi, przewracając tym swoje krzesło. Mężczyźni krzyknęli, tłukące i łamiące odgłosy poświadczyły, że próbowali wstawać z miejsc wśród odłamków szkła, strącając po drodze krzesła i wprawiając w ruch stół, który odjechał nieco na kółkach. Błysnęło się raz jeszcze, a nagłe światło wyłoniło dzikie sylwetki skaczące wokół stołu oraz kształty mężczyzn walczących na zewnątrz. Znów wszystko pokryła ciemność i przez pokój rozniósł się odgłos grzmotu, po którym dał się słyszeć ryk Admirała, marynarski głos rozkazu przesiąknięty pełnią mocy jego wrodzonej magii. – Uspokójcie się! Po tym okrzyku nastała cisza, a żywioły także poddały się jego komendzie. Grzmot i błyskawica wycofały się, burza przetoczyła się przez klify, w stronę morza. Kilka sekund później głuchy huk oznajmił jej odchodzący lament. W tej samej chwili otworzyły się podwójne drzwi, ukazujące Agatę trzymającą latarnię sztormową. Za nią stała jedna z podkuchennych z wiadrem przeciwpożarowym, wypełnionym piaskiem. Mrugające światło latarni oświetliło scenę katastrofy. Jedna z niezamontowanych okiennic przeleciała prosto przez okno, rozpryskując po pokoju szkło i odłamki framugi. Na zewnątrz Hetherington i trójka lokajów powoli puścili się i odsunęli od siebie, drapiąc po głowach. – Ktoś przebiegł obok nas – powiedział niedowierzający Hetherington. – Wparował do środka jak burza. – Tak, jak obłok lub dym – potwierdził lokaj. – Myślałem, że go już złapałem, ale to był Jukes. – A ja myślałem, że to ty nim byłeś – odezwał się Jukes. – Czary – powiedział Stephen – Może pomocnik burzy... On i jego bracia stali blisko siebie obok przesuniętego stołu. Szkło i zastawa porozrzucane były wśród obalonych krzeseł, niektóre zniszczone do tego stopnia, że 15 15

nie było możliwości, by je naprawić. Wszyscy ociekali deszczem, a Edmund miał dodatkowo małe rozcięcie na czole, z którego krew wolno spływała prosto na prawą brew. Truthful spojrzała na zniszczenia i zasłoniła twarz dłońmi, gdy uderzył ją szok wywołany przejściem z wesołego przyjęcia do kompletnej katastrofy. W mgnieniu oka Agata była już przy niej, zatrzymując się tylko, by wepchnąć latarnię w ręce służącej. – Niech panienka usiądzie – powiedziała, pochylając się by wyprostować krzesło, jej przepastne spódnice wydęły się, gdy kucała. – Dziękuję – powiedziała Truthful. Nie czuła szczególnej potrzeby spoczęcia, ale zrobiła to posłusznie i Agata zaczęła robić szum z jej solami trzeźwiącymi. – Nie potrzebuję soli, Agato! – zaprotestowała Truthful. – Wiesz dobrze, że nigdy nie mdleję. Byłam w chwilowym szoku, ale wszystko już jest w porządku. – Hmmmpf – mruknął Admirał, krocząc po rozbitym szkle, by prześledzić szkody wyrządzone budynkowi jak i służbie. – Nic nie wiem o tym dymowym osobniku, którego mówicie, że widzieliście, Hetherington, ale burza zrobiła swoje. Dziewięciofuntowa kula wyrządziła by tyle szkód, chociaż widywałem burze o większej sile. Wyprostujmy stół, panowie. Przeniesiemy się do pokoju karcianego. Jutro wezwę budowniczych. Pochylił się przy jednym rogu stołu, a trójka braci stanęła kolejno przy pozostałych, ostrożnie stąpając wśród odłamków. – Raz –– dwa –– trzy –– podnosić! – krzyknął Admirał i stół wślizgnął się na swoje miejsce. Spojrzał wesoło na jego wypolerowany blat, zadowolony, że nie była na nim żadnej, niemożliwej do ukrycia rysy i wtedy jego uśmiech rozwiał się jak proch na szkle. Szkarłatny rumieniec wpełzł na szyję i rozprzestrzenił się na twarzy. Admirał zachwiał się na nogach, próbując przemówić. – Szmaragd! Gdzie jest–– To było wszystko, co był w stanie z siebie wydusić przed tym jak runął głową prosto na stół, który niczym ogromny bęben, zadudnił pod naporem zwalistego ciała. 16 16

++++ Admirał leżał nieprzytomny przez całe dwa dni, podczas których każdy cal jadalni został przeszukany. Bezskutecznie. Zdjęto nawet deski w podłodze, lecz jedyne co odsłoniły to kilka szczurów, cynową łyżkę i starą pensówkę sprzed rządów Elżbiety. Rankiem, trzeciego dnia, Admirał ocknął się i zażądał ponczu na rumie, mocno doprawionego cynamonem. Truthful przyniosła go niezwłocznie i z satysfakcją obserwowała jak po wypiciu napoju na jego twarz wracają normalne kolory. – Dziękuję ci, moja droga – powiedział, podając jej z powrotem szklankę. – Pewnie wyglądam jak makrela wyrzucona na brzeg! Słyszałem jak przyszli z wizytą ci szubrawcy. Czy któryś z nich oddał Szmaragd? – Szubrawcy? – krzyknęła Truthful. – Och nie, ojcze! Nie możesz mieć na myśli Newington-Lacy'ów! – To znaczy, że Szmaragd nie wrócił? – wyrzucił z siebie Admirał, podnosząc się w gniewie na łokciu. – Tak, mam na myśli Newington-Lacy'ów. Nikt inny nie mógł go zabrać! Nie wierzę, że żaden dymny diabeł ani łapacz chmur mógł to zrobić, nie ważne co Hetherington myśli, że widział! Spojrzał ostro na Truthful, ale jego oczy skupione były gdzieś ponad jej zszokowaną twarzą. – Nic nie rozumiesz, Truthful – kontynuował niespokojnie Admirał. – Szmaragd nie jest tylko wspaniałym klejnotem, ani jedynie magicznym kawałkiem do kształtowania wiatru i morza. To także szczęście Newingtonów! Ostatnim razem, kiedy zaginął, a było to sto dwadzieścia lat temu, ród omal nie wyginął. Dwoje braci zabici pod Marston Moor, kolejny pod Naseby... siostra zmarła na ospę... nasze dobra zostały skonfiskowane–– – Ale ojcze, nie możesz mówić, że Rebelia* była wywołana utratą Szmaragdu – przerwała Truthful. – Poza tym, jestem pewna, że nie został zabrany przez Newigton- * Chodzi o Angielską wojną domową (Rewolucję Angielską) w latach 1642-1651 17 17

Lacy'ów. – Zachodnie skrzydło domu spłonęło – kontynuował Admirał, jego oczy wędrował tam i z powrotem jak niestabilny pokład. – A jeszcze wcześniej, gdy Szmaragd zaginął na tydzień, Sir Tancred Newington złamał obie nogi. Mój brat przysiągł kiedyś na niego w zabawie, zmarł na gorączkę … Szmaragd. Waśń w rodzinie Lacy'ów … – Ojcze! – wykrzyknęła Truthful, gdy tyrada zdawała się nie mieć końca, stając się coraz bardziej chaotyczna, aż Admirał zaczął rzucać się w łóżku, pomimo wysiłków i prób jego uspokojenia. W końcu zdołała podać mu kroplę laudanum. Z chwilą gdy spotulniał, spojrzenie rozsądku powracało powoli do jego oczu. – Powiedz tylko chłopcom, by go oddali – wyszeptał, unosząc do góry swoją niedźwiedzią dłoń. – Niech położą go tu. Truthful włożyła małą, ubraną w rękawiczkę dłoń w jego i powiedziała: – Tak, papo. Sekundę później, Admirał już spał. Truthful pozostawiła na chwilę dłoń, po czym delikatnie ją cofnęła i zeszła na dół z głową spuszczoną w zamyśleniu. Newington-Lacy'owie czekali na Truthful w żółtej bawialni, każdy z wielką szklanką ponczu Hetheringtona w dłoni. W połowie pusta srebrna misa leżąca na stole, wskazywała, że znajdowali się tam już od dłuższego czasu. Truthful rzuciła szybkie spojrzenie na wiernego służącego stojącego obok naczynia, mając nadzieję ocenić moc ponczu i jak dużo sam Hetherington „próbował” go, zanim podał gościom. W powietrzu unosił się raczej silny aromat rumu, wskazując na to, że „trzecia część alkoholu” mogła być przesadzona. Sam Hetherington jako stary marynarz, mógł wypić znaczne ilości bez większego efektu, lecz młodsi dżentelmeni z pewnością nie przywykli do takich rzeczy. – Wierzę, że nie czekaliście zbyt długo – spytała zatroskana Truthful. – Nie dłużej niż godzinę – powiedział Edmund. Ostrożnie wstał i odstawił szklankę na stół. Nie wydawał się być pijany, jak zauważyła Truthful, ale zaniepokoiło ją to jak wolno się poruszał … 18 18

– Hetherington poczęstował nas ponczem – odezwał się Stephen, wskazując na misę. – Bardzo dobry poncz – dodał Robert, uśmiechając się promiennie. – Ojej – powiedziała Truthful. – Hetherington, myślę że lepiej jak podasz teraz kawę. Dużo kawy. I zabierz ze sobą ten poncz! – Tak, tak, panienko – powiedział Hetherington. Ale nie ruszył się z miejsca. Stał tam tylko mrugając przeszklonymi oczami. – Och, przecież on musiał wypić co najmniej dwie butelki – powiedziała Truthful wzdychając. Podeszła do kąta i pociągnęła za sznurek dzwonka. – Musicie wiedzieć, że nie wolno wam pozwolić, by Hetherington robił poncz pod nieobecność mojego ojca. Inaczej sam jeden wypije czysty rum. – Bardzo dobry poncz – powiedział Robert. – Jestem pewna, że to wyśmienity poncz – odparowała Truthful. – Ale wolałabym, żebyście się nim tak nie upili! – Nie „upili” – powiedział ostrożnie Edmund. – Może nieco zamroczyli. – Bardzo przepraszamy – rzekł Stephen. – Podejrzewamy, że poncz był nieco mocniejszy niż przypuszczaliśmy. – Bardzo dobry poncz – powiedział Robert. W drzwiach pojawił się lokaj z profesjonalnie pustym wyrazem twarzy, chociaż nawet on nie mógł się powstrzymać przed spoglądaniem co chwilę w kierunku Hetheringtona. – Jukes, obawiam się, że Hetherington skosztował zbyt dużo swojej… mikstury – powiedziała Truthful. – Jeśli mógłbyś go odprowadzić i poprosić Ellen o wielki … nie, kilka wielkich dzbanków kawy. – Tak, panienko – powiedział beznamiętnie Jukes. Podszedł do Hetheringtona i chwycił go pod łokieć. – Tędy Panie Hetherington, tak jest. Jedna stopa za drugą. – Jak … jak się czuje Admirał? – zapytał Edmund. Mówienie zdawało się być dla niego niesłychanym wysiłkiem. – Znaleźliście Szmaragd? – zawtórował mu Stephen. 19 19

– Bardzo dobry poncz – powiedział Robert. – Ojciec czuje się nadzwyczaj źle – odrzekła Truthful, apatycznie opadając na krzesło. – A po Szmaragdzie nie ma śladu. – To zdecydowanie dziwne – powiedział Edmund. Mrugnął kilka razy i dodał – Dziwne. – Gorzej niż dziwne – powiedziała Truthful. – Ojciec nie jest do końca przy zdrowych zmysłach. Jest za to przekonany, że utrata Szmaragdu oznacza koniec Newingtonów … i myśli, że zabrał go któryś z was. – Co! Edmund i Stephen odezwali się jednocześnie. Robert uśmiechnął się do nich, najwyraźniej nie słysząc ani słowa. – My! – wykrzyknął zgorszony Edmund. – My! Mielibyśmy ukraść Szmaragd? – Tak – smutno powiedziała Truthful. – Oczywiście, to niemądre, ale szok … – Będziemy zhańbieni, jeśli to wyjdzie na jaw – wymruczał Edmund. Wykonał ruch, jakby zamierzał uderzyć pięścią w stół, lecz zaniechał, kiedy tylko stało się jasne, że jego równowaga tego nie zniesie. – Nasze nazwisko zostanie przekreślone! – Nie tak źle jak to – powiedział Stephen. – Mam na myśli, że … co ja miałem na myśli? Boże, potrzebujemy tej kawy Newt! Gdzie to ja byłem? – Nie wiem – odpowiedziała ze złością Truthful. – Uważam, że to mało pomocne, że jesteście tacy pijani, gdy ja potrzebuję rady. – Nie pijani – powiedział Edmund. – Mówiłem ci. Tylko odrobinę … ach … – Zabłąkani – podsunął Stephen. – Ach, przypomniałem sobie! Kto się niby dowie? Admirał nie będzie przyjmował gości, teraz kiedy sfiksował, wybacz Truthful. Miałem na myśli że nie czuje się najlepiej. Kiedy wydobrzeje, przestanie opowiadać takie bzdury. – Lady Troutbridge odwiedzi nas dziś po południ – powiedziała ponuro Truthful. – Mówiła, że chce pożyczyć ojcu jej kucharkę-czarodziejkę, która gotuje świetne, wzmacniające rosoły. Ale wiecie jaka z niej plotkarka. – Odwołaj ją – powiedział Stephen. – Powiedz, że Admirał przyjmuje tylko 20 20

rodzinę. – Ona jest z rodziny, a przynajmniej to jakaś krewna – odpowiedziała Truthful. – I to niewystarczająco daleka. – Więc za tydzień będzie o tym wiedzieć całe hrabstwo, a stolica już w następnym tygodniu – powiedział Edmund. – Pomyślcie co to może zrobić mamie! Wszyscy ucichli na tę sugestię, gdyż Lady Newington-Lacy była ukochanym rodzicem swych synów i pod wieloma względami matką zastępczą dla Truthful. – Bardzo dobry poncz – powiedział Robert. – Och, ucisz się już w końcu, Robercie! – błagała Truthful. – Jest tylko jedna rzecz, jaką możemy zrobić – powiedział Edmund, wyciągając się w pełni wzrostu, psując nieco efekt chwiejną postawą. – Szmaragd zrabował cholerny burzowy duch lub ktoś taki, wybacz Truthful, niesforny, to znaczy, niesforny burzowy duch. Nigdy go nie odzyskamy. Więc muszę wyruszyć i znaleźć odpowiedni substytut. Honor rodziny i w ogóle. – Och, jestem pewna , że nikt tak naprawdę nie pomyśli, że to ty go ukradłeś… – zaczęła Truthful, lecz twarz Lady Troutbridge mignęła jej przed oczami i zdała sobie sprawę, że inni będą myśleli najgorzej. Lady Troutbridge będzie zachwycona skandalem i z pewnością o nim rozpowie. – Nie ma innego wyjścia, Newt – powiedział Edmund, wykonując zamaszysty i impulsywny gest, który omal co nie zaburzył jego niepewnej równowagi. – Żadnego wyjścia. Wyruszę nazajutrz! Tak, jutro. Albo pojutrze. I nie wrócę, chyba że z klejnotem dorównującym mu w urodzie i wartości. – Nonsens – powiedział Stephen. – Ja odnajdę położenie twojego Szmaragdu! Sądzę, że będę musiał się skonsultować ze starym Flammarionem w Paryżu. To ekspert w dziedzinie łapaczy chmur i tego rodzaju. Lub ze znajomym Grekiem w Konstantynopolu, Panem Makaniosem. Zaczynam jutro. Albo pojutrze. – Chcesz nowego Szmargadu? – powiedział marzycielsko Robert. – Wykop go! W Golcondzie jest pewien zalany szyb, którego trzeba tylko odpompować, a idealny do tego będzie dźwig parowy. Pojadę tam, załatwię wszystko i przywiozę ci nowy 21 21

Szmaragd! – Gdzie jest Golconda? – zapytała z niepokojem Truthful. – W Indiach – odpowiedział Robert. – Myślicie, że mają tam poncz? – Więc załatwione – powiedział Edmund. Usiadł, z wyrazem zaskoczenia na twarzy, wypuszczając nagle powietrze, gdy okazało się, że fotel był niżej niż się spodziewał. Pokasłując, w celu ukrycia zażenowania, dodał: – Ja pojadę do Chin. Założę się, że Szmaragdów jest tam jak na zawołanie. Dostaniesz szmaragd w taki czy inny sposób, Newt! – O nie! – wykrzyknęła Truthful. – Nie możecie wszyscy jechać! Pomyślcie o waszej matce! – Będzie szczęśliwa, że jesteśmy z dala od skandalu – powiedział bezceremonialnie Edmund. – Nie będzie nas tylko rok – dodał Stephen. – To fraszka! – Wrócimy w mgnieniu kota – powiedział Robert. – I nie będę musiał wracać do Harrow. – Jeśli zamierzacie wyruszyć na poszukiwania Szmaragdu lub jego zamiennika – powiedziała Truthful – to jadę i ja. – Niedorzeczne! – rzucił ostro Edmund. – To niepotrzebne, moja droga Newt – powiedział Stephen. – Strata dobrego ponczu … to znaczy czasu – oznajmił Robert. Cała trójka spojrzała na nią, ich naznaczone rumem oblicza nieco bardziej zaróżowione, niż powinny być w tej sytuacji. Truthul pochyliła głowę pod ich bardzo braterskimi spojrzeniami. Doprawdy, czuła się jak zwierzątko, którym ją pieszczotliwie nazywali: traszka* pod naporem spojrzeń kilku wielkich świętoszkowatych i dużo starszych płazów. – Po prostu wydaje mi się – powiedziała cichym głosem – że mogłabym poszukać Szmaragdu w Londynie. Ktoś mógł zlecić łapaczowi chmur jego kradzież, wiecie, a potem próbował go gdzieś sprzedać. Pomyślałam, że mogłabym pojechać * Newt - traszka 22 22

wcześniej do ciotki Ermintrude, i tak zamierzałam tam jechać w przyszłym miesiącu, na mój debiut … – Ach, Londyn – odezwał się Edmund z ulgą w głosie. – To co innego. – Nie ma nic złego w tym, żeby Truthful pojechała do Londynu – dodał Stephen. - Jak najbardziej sensowne. Może nawet coś odkryje. – Mnóstwo dźwigów parowych w Londynie – mruknął Robert – Eksperymentalna Kolej, Tłok Horderna, to kręcące się coś do wykopów … – Wszystkie miejsca, o któryś wspominaliście są bardzo daleko – powiedziała niepewnie Truthful. – Jesteście pewni, że powinniście jechać? Mężczyźni roześmiali się, całkowicie zatraceni myślą o przygodach. – Trzeba coś zrobić – zadeklarował Edmund. – Dobrze mówi! Dobrze mówi! – dołączyli bracia. – Powinniśmy wznieść toast – powiedział Robert, podnosząc się niepewnie na nogi. Truthful rzuciła się pomiędzy niego a misę z ponczem. – Toast kawą! – powiedziała. – Będzie tu lada chwila! – Nie można wznosić toastów kawą – mruknął z niezadowoleniem Robert, ale powlókł się z powrotem do fotela, na który ciężko opadł. Truthful rzuciła niespokojne spojrzenie w kierunku drzwi, zastanawiając się, dlaczego sporządzenie kawy zajmowało tak długo. Do tego momentu musiała czymś zająć braci. Gdyby tylko pomyślała i poleciła Jukes'owi by zabrał stąd poncz! – Wiecie, że będę za wami tęskniła – powiedziała Truthful. – Jesteście dla mnie kimś więcej niż tylko kuzynami. Zawsze będę o was myśleć jak o braciach! – Oczywiście – powiedział Stephen, jakby Truthful wypowiedziała właśnie najbardziej oczywisty banał. – Równie dobrze możesz być naszą siostrą – wykrzyknął Edmund. – Wciąż tak cię widzę w moim … jak to się mówi, coś z pamięcią … jak okno … – Oczyma duszy? – podsunęła Truthful. – To jest to! Widzę cię oczyma duszy w starych bryczesach Stephena, z 23 23

kucykiem uczesanym w marynarskim stylu przez Hetheringtona, z brakującymi przednimi zębami i z piegami, och, pamiętam te piegi –– – Ale już tak nie wyglądasz – przerwał mu Stephen. Nawet w jego zamroczonym rumem stanie, spostrzegł, że niektóre z tych braterskich szczerości raniły dumę Truthful. – Co z tego, że myśleliśmy o tobie jako siostrze już kiedy nosiliśmy krótkie portki … Kiedy już wtedy nią byłaś. To znaczy naszą siostrą. – Która poślubi kiedyś markiza, co najmniej – powiedział Stephen. – Kto? – zapytała Truthful. – Ty – odparł Stephen. – Szczyt kariery dla Newt. – Nie bądź śmieszny – odpowiedziała Truthful, śmiejąc się. – Nie zamierzam poślubiać markiza. Ani nikogo innego! Zwłaszcza teraz. – Myślałem, że nie możesz się doczekać tego całego wprowadzenia i w ogóle – powiedział Edmund. – Dziwi mnie to. Ja już się tym znudziłem. Almack* nuda. Bale nuda. Koszmarny ścisk. Niektóre z dziewczyn były naprawdę przerażające. A ich matki! Weź na przykład Lady Godalming–– – Bo nie mogłam się doczekać debiutu – powiedziała Truthful, przerywając bieg czegoś, co zapowiadało się być kompromitującą anegdotką. – Ale to nie ma teraz znaczenia. Liczy się tylko odnalezienie Szmaragdu. – Albo odpowiedniego substytutu – powiedział Edmund. Zaczął szperać w kieszonce kamizelki i wyciągnął z niej zegarek. – Dobry Boże, ależ późno! Musimy wyruszać, i to niezwłocznie. – Nie, nie – wykrzyknęła Truthful. – Najpierw musicie się napić kawy. I żaden z was nie odejdzie bez pożegnania się z waszą matką! – Pożegnania? – spytał Edmund – Zaraz się z nią zobaczymy! Kazała nam wrócić przed drugą! – Nie wyruszymy na nasze … nasze poszukiwania do jutra – powiedział Stephen. – Albo do pojutrza. * Almack Assembly Rooms - klub towarzyski w Londynie, działający w latach 1765-1871. Jedne z nielicznych miejsc spotkań londyńskiej elity. 24 24