Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 130 281
  • Obserwuję517
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań691 508

Parv Valerie - Jego Wysokość... Mąż

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :625.3 KB
Rozszerzenie:pdf

Parv Valerie - Jego Wysokość... Mąż.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse P
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 134 stron)

0 Valerie Parv Jego Wysokość... Mąż

1 ROZDZIAŁ PIERWSZY Gdy tylko Allie poczuła, że silny podwodny wir ściąga ją na głęboką wodę, pomyślała, że znalazła się w tarapatach. Wir płynął szybko jak rzeka. Nie miała siły z nim walczyć. Mogła jedynie próbować utrzymywać głowę nad powierzchnią. Instynkt podpowiadał jej, żeby za wszelką cenę płynęła do coraz bardziej oddalającej się plaży, jednak nie uległa pokusie, wiedząc, że skazałoby ją to na pewną śmierć. Płynęła więc równolegle do brzegu. Zimny prąd musi w końcu rozpłynąć się w masie cieplejszej wody. Wtedy będzie mogła skręcić w stronę lądu. Na razie był bardzo silny i mógł ją wynieść daleko od Szafirowej Plaży, gdzie weszła do wody. Niech cię unosi, nie walcz z nim, powtarzała sobie, żeby zapanować nad rosnącym przerażeniem. Nie mogła przestać myśleć o rekinach, które pojawiały się w głębszych wodach. Może pożerają tylko kobiety z Carrameru, a nie turystki z Australii, pomyślała. Walczyła z narastającym bólem ramion i rąk. Gorzej, że nałykała się już morskiej wody. Gdy już opadała z sił, poczuła, że prąd słabnie. Zaczęła skręcać do najbliższej zatoczki. Mimo zmęczenia i wody zalewającej oczy dostrzegła jakąś postać na plaży. Miała nadzieję, że to nie złudzenie. Znalazła się wreszcie w płytkiej wodzie, lecz już nie miała siły, by samodzielnie wyjść na brzeg. Kurczowo trzymała się falochronu, oddychała z trudem, fala co chwila zalewała jej głowę. Czuła, że tonie w tej płytkiej wodzie, gdy nagle chwyciły ją mocne ramiona. Została przeniesiona na plażę. - Już jesteś bezpieczna, wszystko w porządku - powiedział męski głos z francuskim akcentem. RS

2 Nie mogła przyjrzeć się postaci, bo leżała na brzuchu i oczy piekły ją od słonej wody. Nagle na plecach poczuła bardzo silny ucisk. Próbowała protestować, ale nie mogła wydobyć głosu. Ucisk powtórzył się kilkakrotnie, dopóki nie zaczęła kasłać i wymiotować morską wodą. - Bardzo dobrze - powiedział dźwięczny męski głos, jakby do siebie, i dodał władczym tonem: - Leż, dopóki nie sprowadzę lekarza. Odwróciła się na łokciu, próbując przyjrzeć się swemu wybawcy. Zamglona męska postać pochylała się nad nią. W jego głosie słychać było troskę. Delikatnie podłożył jej pod głowę złożony ręcznik, podał drugi do otarcia twarzy. Wspaniale pachniał czymś drogim, francuskim, bardzo męskim. - Nie potrzebuję lekarza. Wystarczy chwila odpoczynku - zachrypiała z nadzieją, że zabrzmi to dość przekonująco, choć nie była tego taka pewna. - Niewiele brakowało, żebyś utonęła wciągnięta przez węża - powiedział z naganą w głosie. - Jakiego znów węża? - Tutaj tak nazywamy ten zdradziecki prąd. Wy, Australijczycy, nazwalibyście go podwodnym prądem. Najwidoczniej jesteś tu od niedawna, bo wiedziałabyś, że Szafirowa Plaża jest dla pływaków bardzo zdradliwa. Chyba że ktoś dobrze zna tutejsze wody. Była zdenerwowana, wyczerpana, zdawała sobie sprawę, że otarła się o śmierć. Nie miała ochoty wysłuchiwać od obcych, że zawdzięcza to własnej głupocie. - Skąd mogłam wiedzieć? Na plaży były jakieś tablice ostrzegawcze, ale wyłącznie w jakimś obcym języku, chyba tutejszym, ani słowa po angielsku. RS

3 - To rzeczywiście zaskakujące. Złośliwy ton podziałał na nią. Rozejrzała się, usiłując wstać. Leżała na grubej plecionej macie pod białym baldachimem, który przypominał namiot szejka. Z przykrością zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie znalazła się na jednej z licznych prywatnych plaży. Zachowanie właściciela wskazywało, że nie był zadowolony z wizyty nieproszonego gościa. Ciągle mrugała i wreszcie zaczęła lepiej widzieć. Uważnie spojrzała na mężczyznę stojącego obok. Miał bardzo regularne rysy. Patrzył na nią z kamienną twarzą, jedynie zaciśnięte mięśnie szczęki zdradzały ogromne napięcie. Miał błyszczące czarne oczy i równie ciemne włosy. Było w nim coś, co ją bardzo pociągało. Czuła się ciągle oszołomiona, lecz zdecydowała się na kolejne pytanie: - Skąd wiesz, że jestem Australijką? Wzruszył ramionami. - Jeśli nie zdradziłby cię australijski akcent, to na pewno uroda i pewność siebie. - Chcesz powiedzieć, że odróżniasz Australijki po wyglądzie? Skinął potakująco głową. - Jesteś dobrze zbudowana, a carramerskie kobiety są bardzo delikatne. To po prostu rzuca się w oczy, nawet jeśli ktoś jest tak szczupły i zgrabny jak... pani... ? - Przerwał, najwyraźniej oczekując, że się przedstawi. - Alison Carter - powiedziała. Słysząc własny głos, stwierdziła z zadowoleniem, że minęła jej chrypa. - Allie dla znajomych. - Alison - powtórzył krótko, co eliminowało go natychmiast z grona znajomych. Skłonił się lekko i przedstawił: - Lorne de Marigny. RS

4 - Miło mi pana poznać, monsieur de Marigny. Odruchowo przystosowała się do jego oficjalnego tonu i modnego tutaj zwracania się po francusku - madame, mademoiselle, monsieur. W Australii natychmiast mówiłaby do niego po imieniu, po prostu: Lorne, ale jego sztywne maniery sugerowały, że z jakiegoś powodu byłoby to nieodpowiednie. Cóż, pomyślała, kiedy wejdziesz między wrony... Jednak w pierwszej chwili zwrócił się do niej per ty, więc nie widziała powodu, by teraz zacząć nagle mówić do niego per pan. Zebrała wszystkie siły i z trudem wstała. - Dziękuję za pomoc. Lepiej już pójdę. Zakręciło jej się w głowie i zachwiała się. Odruchowo przytrzymał ją za ramiona. - Nie możesz nigdzie iść, dopóki lekarz na to nie zezwoli. Miała ochotę oprzeć się o niego i pozwolić, żeby podejmował za nią wszystkie decyzje. Odniosła wrażenie, że nie byłby tym zaskoczony, a ona czuła się tak bardzo wyczerpana. Nie mogła jednak sobie na to pozwolić, tym bardziej że jej obecność nie była tu chyba mile widziana. - Nie, dziękuję, już i tak mi pomogłeś. Przepraszam, że weszłam na teren prywatny. Muszę już iść. Podszedł blisko i z uwagą spojrzał na nią ciemnymi oczami. - Jak to sobie wyobrażasz? - Wrócę piechotą do Allory. Tam się zatrzymałam w hotelu. Na taki pomysł machnął tylko ręką. - Po pierwsze, nie jesteś teraz w stanie gdziekolwiek iść, a już na pewno nie kilka kilometrów do miasta. Spojrzała zdumiona. - Prąd zepchnął mnie tak daleko? RS

5 - Jest z tego znany - odpowiedział lekko rozbawionym tonem. Czekała na następny powód. - A po drugie? - Po drugie, musi cię zbadać lekarz, zanim gdziekolwiek pójdziesz. Chodź, za wzgórzem jest moja willa. Oczywiście był przekonany, że nie będzie miała nic przeciwko temu, jednak Allie odruchowo zaczęła się bronić, sprowokowana jego apodyktycznym tonem. - Zaraz mi powiesz, że twój lekarz zjawi się na każde wezwanie. Lorne spojrzał na nią przełomie. - Oczywiście. Tak właśnie jest. - Jest też pewnie szofer i helikopter wraz z pilotem? - ironizowała dalej. Lekko pochylił głowę. - Tak, oprócz innej służby. Przez chwilę brakło jej tchu. Czuła się jak ryba wyrzucona na brzeg. Albo ten cudzoziemiec cierpiał na manię wielkości, albo rzeczywiście był kimś ważnym. Wzruszyła ramionami. W końcu to nie miało żadnego znaczenia, kim był Lorne de Marigny ani kim była ona i skąd pochodziła. I tak zaraz się rozstaną. - Jakoś nie widzę tu żadnej służby - powiedziała, rozglądając się wymownie. - Nie wierzysz w to, co mówię? Zabrzmiało to tak, jakby jeszcze nigdy nikt mu się nie przeciwstawił. Może jest już na to najwyższy czas? - pomyślała. RS

6 - W Australii mówimy o rzeczach, które można zobaczyć - stwierdziła i wskazała ręką na pustą plażę. Wziął głęboki wdech. Niemal czuła, że z trudem nad sobą zapanował. - Mylisz się. Nawet teraz jesteśmy obserwowani z kilku stron. Wszyscy wiedzą, że na tę plażę nie ma wstępu. Moja służba jest tak wyszkolona, by działać dyskretnie, dając mi przynajmniej złudzenie prywatności... Którą zakłócają jacyś cudzoziemcy, domyśliła się zarzutu. - Nie zamierzałam korzystać z twojej prywatnej plaży - zaprotestowała. Miała już dość jego władczego sposobu bycia i obraźliwej sugestii, że należy ją obserwować. Jaką krzywdę mogła mu zrobić samotna turystka w bikini? - Jeśli ktoś z twojej... służby... mógłby mnie podwieźć do Allory, zniknę ci wreszcie z oczu. Obiecuję pójść do lekarza natychmiast po powrocie - dodała, zanim Lorne zdążył powiedzieć cokolwiek na ten temat. Zmarszczył ciemne brwi. - Czy zawsze jesteś tak nieznośnie uparta? - Tylko wtedy, gdy udaje mi się nie utonąć - odpowiedziała zmęczonym głosem. Po walce z prądem bolał ją każdy mięsień i nie trzymała się zbyt pewnie na nogach. Nie była w stanie sprzeczać się z Panem Aroganckim, nawet jeśli byłby właścicielem połowy wysp Carrameru. Z drugiej strony, to jednak on uratował jej życie. Może więc powinna być posłuszna jego woli? - Chyba zawsze byłam uparta. Już w dzieciństwie doprowadzałam tym mamę do rozpaczy - przyznała. - Raczej się nie zmieniłam. RS

7 - Myślę, że od dzieciństwa bardzo się zmieniłaś -stwierdził, obrzucając ją spojrzeniem, które nie pozostawiało wątpliwości, o jakie zmiany mu chodzi. Uświadomiła sobie, jak niewiele zakrywa jej białe bikini. Zapomniała zapakować kostium kąpielowy i kupiła bikini tu, na wyspie. Teraz, gdy było mokre, ukazywało więcej szczegółów jej ciała, niż mogłaby sobie życzyć. I co z tego, pomyślała. Nie była supermodelką, ale przestrzegała diety, uprawiała sport i była zaokrąglona tylko tam, gdzie być powinna. - W takim razie prowadź - zaproponowała zrezygnowanym tonem. Spojrzał na nią z rozbawionym wyrazem twarzy. Ujął ją za ramię i poprowadził w stronę wąskiej ścieżki przecinającej wydmę. - Co cię sprowadza do Carrameru? Jesteś na wakacjach? - spytał. Jego ton nie wyrażał specjalnego zainteresowania. Pewnie chciał tylko podtrzymać rozmowę. Próbowała nadążyć za jego długimi krokami, ale ciągle zostawała w tyle. Zauważył to i trochę zwolnił. Wzięła głęboki wdech i odpowiedziała: - To wakacje i praca jednocześnie. Przyjechałam tu, żeby malować. - Jesteś artystką? Znów wyczuła dezaprobatę w jego głosie. Westchnęła. - Właśnie chcę się o tym przekonać. Uczę rysunku w szkole dla dziewcząt w Brisbane, ale zawsze chciałam malować zawodowo. Zdecydowałam się na dłuższy wyjazd, żeby się przekonać, co naprawdę potrafię. - Dlaczego akurat Carramer? Równie dobrze mogłabyś malować w Australii. Skinęła głową. RS

8 - Tak, ale zbyt wiele rzeczy mnie tam rozprasza. Zawsze musiała być do dyspozycji rodziny. Wiecznie narzekająca matka, która oczekiwała jej pomocy. Rozpieszczona młodsza siostra, która uważała, że wszelkie jej potrzeby powinny być zaspokojone w pierwszej kolejności. Na potrzeby Allie nigdy nie wystarczało ani czasu, ani pieniędzy. Ojciec opuścił je, gdy Allie miała szesnaście lat. Od tej pory matka oczekiwała pomocy od starszej córki. Liczne dolegliwości matki nigdy nie zostały do końca zdiagnozowane, ale twierdziła, że uniemożliwiają jej pracę na pełnym etacie. Allie zawsze była gotowa jej pomagać. Porzuciła marzenia o studiowaniu malarstwa. Została nauczycielką, by jak najprędzej zacząć zarabiać. Jej dochody wystarczyły, żeby młodsza siostra mogła studiować na uniwersytecie. Nagle, kilka miesięcy temu, matka oświad- czyła, że ma zamiar poślubić sąsiada, który najwidoczniej zalecał się do niej, gdy córka była w pracy. Nikt tego głośno nie powiedział, ale stało się jasne, że już czas, żeby Allie ułożyła sobie życie. Pięknie jej podziękowano za to, co dotychczas zrobiła, ale dalsze poświęcenie nie było już potrzebne. Lorne najwyraźniej źle zrozumiał jej milczenie. - Czy ten mężczyzna cię oszukał? Spojrzała na niego zdziwiona. - Nie, to znaczy nie chodzi o mężczyznę. Przyjechałam z zupełnie innych powodów. Patrzył z niedowierzaniem. - Chcesz powiedzieć, że na tak czarującą kobietę nikt w domu nie czeka? Potraktowałaby to jako komplement, gdyby nie przykry fakt, że Lorne miał rację. Zajmowanie się rodziną i jej problemami pozostawiało niewiele czasu na osobiste życie. Spotykała się z kolegą ze szkoły, lecz on był - jeśli RS

9 to w ogóle możliwe - jeszcze bardziej absorbujący niż jej rodzina. Sprzeciwiał się jej wyjazdowi, bo chciał, aby była w pobliżu na każde jego skinienie. Oświadczył, że nie wie, czy będzie czekał na jej powrót. Wyobrażał sobie, że w ten sposób rzuci ją na kolana. Właściwie Allie była zaskoczona własną odpowiedzią. Powiedziała mu, że może tak będzie lepiej, niech nie czeka. - Żaden mężczyzna już na mnie nie czeka - rzuciła pospiesznie. - Twoje szczęście jest na pierwszym miejscu - powiedział Lorne tonem krytyki. Miała już dość bycia kierowaną, ocenianą i krytykowaną. Nieświadomie uniosła podbródek. - Czy jest coś złego w tym, że pragnę dla siebie trochę przyjemności? Po chwili odpowiedział: - Zwykle odbywa się to kosztem uczuć innych ludzi. Była to ostatnia rzecz, jaką mogłaby zrobić drugiemu człowiekowi. Jednak nie miała ochoty tłumaczyć się teraz przed Lorne'em, który zapewne nie musiał troszczyć się o swoich bliskich i mógł myśleć wyłącznie o sobie. Przyjrzała mu się uważnie. Wywoływał w niej mieszane uczucia. Jego władczy sposób bycia powinien jej przeszkadzać, a jednak działał pociągająco. Był wysoki, chyba o głowę wyższy niż Allie, ale trzymał się prosto i poruszał się zwinnie i energicznie. Miała ochotę go namalować do- kładnie tak, jak wyglądał w tej chwili. Stał obok niej tylko w czarnych slipach kąpielowych, a mimo to przypominał arystokratę, sprawiał wrażenie człowieka, który zna swoją wartość. Ukazanie tego na portrecie byłoby dużym wyzwaniem dla każdego artysty malarza. RS

10 Poczuła, że mu zazdrości. To musi być cudowne uczucie, dokładnie wiedzieć, kim się jest i jak postępować. Allie dopiero szukała własnej drogi. - Czym się tu zajmujesz? - zapytała. Zrobił zakłopotaną minę. - Zajmuję? Można raczej powiedzieć, że zarządzam. Nie mogła opanować ciekawości. - Jesteś szefem? W biznesie czy w rządzie? - Alison, chyba nie jesteś długo na tych wyspach? - Tydzień, ale planuję tu zostać, dopóki wystarczy mi pieniędzy. Dlaczego pytasz? Czy powinnam wiedzieć, kim jesteś? Potrząsnął przecząco głową. - Nie, ale podejrzewam, że wkrótce się dowiesz... -Lorne zamilkł i patrzył gdzieś w bok. Spojrzała za jego wzrokiem. Z kępy drzew za wydmą wyłoniły się dwie postacie: dziecka i dorosłego. - Nori, co tu robisz? Miałeś się przespać - zawołał Lorne zaskakująco serdecznym tonem i wyciągnął ręce do dziecka. Chłopczyk podbiegł i objął go mocno za szyję. - Jestem już na to za duży - odpowiedział z francuskim akcentem, zupełnie jak Lorne. Allie poczuła się rozczarowana. Od razu było widać, że Lorne i Nori, to ojciec i syn. Więc był żonaty. Nie mogła zrozumieć, dlaczego ją to obchodzi. Przecież nie było szansy, żeby znów się spotkali. Dziecko spojrzało na nią i znów na ojca. - To jest Alison Carter. Miała przeprawę z wężem i nie czuje się najlepiej - wyjaśnił Lorne. Chłopczyk poważnie skinął głową. RS

11 - Wiem, że tam trzeba bardzo uważać i pływam tylko z nianią. Allie nie mogła powstrzymać uśmiechu. Nori był czarującym dzieckiem z wielkimi, ciemnymi oczami i śniadą cerą. - Chyba też powinnam pływać ze swoją nianią. Pogardliwie wydął wargi. - Jesteś za duża, żeby mieć nianię. Ja też nie będę miał, gdy urosnę. - Nori, ile masz lat? — zapytała z uśmiechem. - Jestem już duży, mam cztery lata - odpowiedział, pokazując trzy palce. Allie wyprostowała jeszcze jeden mały paluszek i powiedziała: - Dopiero teraz są cztery. Wzruszył ramionami. - Wiem, tylko żartowałem. Gdy wzięła dziecko za rękę, znalazła się na tyle blisko Lorne'a, by poczuć jego oddech na policzku, zapach francuskiej wody po goleniu zmieszany z naturalnym zapachem jego ciała. Taka mieszanka przywodziła na myśl romantyczne spacery, pływanie w świetle księżyca i nie kończące się noce w ramionach kochanka. Zbliżył się do nich silnie zbudowany mężczyzna w białej koszuli i ciemnych spodniach. - Przepraszam, Wasza Wysokość. Nori uparł się, żeby się z panem zobaczyć. Ani ja, ani niania nie zdążyliśmy go powstrzymać. Allie była zupełnie zaskoczona. „Wasza Wysokość"? Nic dziwnego, że Lorne uważał, że wszyscy powinni go rozpoznawać. Teraz przypomniała sobie z przewodnika nazwisko de Marigny: to rodzina panująca na wyspach Carrameru. Dostała się na teren królewskiej posiadłości! Dobrze, że nie zwracała się do niego po imieniu, bo pewnie groziło za to ścięcie głowy. W każdym razie wygłupiła się. RS

12 - Zdaje się, Wasza Wysokość, że jestem winna przeprosiny. Nie wiedziałam. Tylko machnął ręką. - Nie być rozpoznanym, to dla mnie nowe doświadczenie. - Cieszę się, że mogłam dostarczyć odrobiny rozrywki - powiedziała, hamując złość. Dużo wcześniej- mógł powiedzieć prawdę. - Nie miałem zamiaru bawić się twoim kosztem. Chciałem się przedstawić, gdy już całkiem dojdziesz do siebie. - Lepiej uczyń to teraz, nim zrobię z siebie jeszcze większą idiotkę. Mężczyzna z ochrony wyglądał na bardzo zaskoczonego. Najwidoczniej nieczęsto zwracano się w ten sposób do członków rodziny królewskiej. Uprzedził Lorne'a i oficjalnie dokonał prezentacji: - Mam zaszczyt przedstawić Jego Wysokość księcia Lorne'a de Marigny, panującego na niepodległych wyspach Carrameru. Przez chwilę zrobiło jej się słabo. Tym razem nie z powodu walki z falami. Stał obok niej władca tych wysp, obejmował sympatycznego czterolatka, który niewątpliwie był dziedzicem tronu. Jak z oddali usłyszała własny głos: - Jesteś władcą tego kraju? Lorne z godnością skinął głową. Z błyszczącymi oczami odpowiedział: - Na to wygląda. Stanowczo za dużo przeżyć jak na jeden dzień. Dotychczas dzielnie się trzymała, ale fakt, że monarcha osobiście ją uratował - tego było zbyt wiele. Usłyszała jeszcze okrzyk człowieka z ochrony, polecenie Lorne'a, żeby zabrać od niego dziecko i zobaczyła szybko zbliżający się piasek plaży. RS

13 ROZDZIAŁ DRUGI Lorne uniósł bezwładne ciało Alison, a jednocześnie mówił do synka: - Nori, wszystko będzie dobrze. Panna Carter jest tylko zmęczona po walce z wężem. Wróć do domu z Robertem, a ja zaniosę pannę Carter. Do służącego powiedział cicho: - Niech lekarz już czeka. Ochroniarz nie śmiał sprzeciwić się rozkazowi księcia, choć miał bardzo zdziwione spojrzenie, gdy szybko ruszył z Norim do willi. Lorne musiał przyznać, że tak osobiste zaangażowanie księcia w sprawy obcej osoby jest raczej niecodzienne, nawet jeśli ta osoba jest nadzwyczaj piękna. Tłumaczył sobie, że równie niecodzienne jest to, co przydarzyło mu się dziś na plaży, bowiem zwykle obce osoby nie wypły- wają z morza tuż u jego stóp. Trzymał tę obcą kobietę na rękach już drugi raz w ciągu godziny. Powoli stawało się to zwyczajem. Spojrzał na jej jasne ciało i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że niesie porcelanową lalkę. Fioletowe cienie otaczały jej niebieskozielone oczy. Był zły na siebie, że pozwolił jej mówić, zamiast natychmiast zabrać ją do lekarza. Jednocześnie uświadomił sobie, że rozmowa z nią sprawiła mu przyjemność. W jego świecie takie spotkanie z kobietą było absolutną rzadkością. Wszyscy go znali i traktowali z szacunkiem. Alison nie wiedziała, kim jest i dzięki temu poczuł się przy niej jak mężczyzna, a nie monarcha. Jesteś głupi, pomyślał. Czy niczego cię nie nauczyły przejścia z matką Noriego? Czandra też była Australijką i miała usposobienie podobne do Alison. Poznali się w czasie jego oficjalnej wizyty w Australii. Zakochał się w byłej Miss Australii i wbrew wszelkim radom przywiózł ją do Carrameru RS

14 jako narzeczoną. Bajka trwała do czasu, gdy okazało się, że jej obowiązki jako członka rodziny królewskiej nie skończą się po roku - tak jak to bywa z obowiązkami Miss Australii. W czasie jednej z kłótni oświadczyła, że jedynym jej celem było zdobycie tytułu księżnej. Po jego uzyskaniu nie widziała powodu, żeby wypełniać obowiązki związane z tytułem. Macierzyństwo okazało się jeszcze większym obciążeniem. Opiekę nad ich synem szybko przekazała niańce. Nie przejmowała się ani nim, ani Lorne'em. Poleciała do Paryża na pokazy mody. Mogła wreszcie błyszczeć w towarzystwie jako księżna. Zdesperowany Lorne zmniejszył jej dochody. Spowodował, że musiała dłużej przebywać w domu. Oskarżyła go więc, że jest tyranem, który nie liczy się z jej potrzebami i uczuciami. Przeszkadzała jej nawet troska, jaką okazywał dziecku. W końcu to, co dotyczyło wysp, stało się dla niej nie do zniesienia. Według niej, wszystko w Australii było lepsze. Naprawdę zależało jej tylko na rozwodzie. Jednak Lorne nie mógł się na to zgodzić. W jego kraju małżeństwo było związkiem na całe życie, W rzeczywiście wyjątkowych sytuacjach istniała możliwość separacji, ale nie rozwodu. Para mogła mieszkać osobno, ale była związana do śmierci. Czandra zażądała, by Lorne zmienił prawo, on jednak nie chciał łamać tradycji i dawać złego przykładu. Może Czandra jeszcze by żyła, gdyby zmienił prawo? Tego już nigdy się nie dowie. Po ostatniej kłótni wskoczyła do samochodu i odjechała z szaleńczą prędkością. Na szczycie urwiska nie była w stanie zapanować nad pojazdem, który roztrzaskał się wśród przybrzeżnych fal. Czandra uwolniła się od Lorne'a w sposób, który będzie go prześladował przez resztę życia. RS

15 Kobieta, którą niósł na rękach, cicho jęknęła. Jej włosy zdążyły już wyschnąć. Rozwiewał je wiatr. Muskały jego ramiona i dłonie. Dotyk jej gładkiego ciała uświadomił mu, że od śmierci Czandry minął już rok, a on nadal nie był z żadną kobietą. Co takiego miała w sobie Alison Carter, że zaczął myśleć o swoim celibacie? Po przejściach z Czandra nie miał najmniejszej ochoty wiązać się z cudzoziemką, a już na pewno nie z Australijką. Jednak ta kobieta pociągała go. Pomyślał, że im szybciej lekarz pozwoli jej odejść, tym lepiej dla nich obojga. Kiedy Lorne dotarł do willi, doktor Pascale chodził z niespokojną miną po marmurowym tarasie. Gestem nakazał służącym, by uwolnili księcia od ciężaru. - Zabierzcie ją do różowego apartamentu - polecił Lorne, a zwracając się do lekarza, dodał: - Proszę mi zameldować o wynikach badania. - Rozumiem, że ta młoda dama jest dla ciebie kimś specjalnym? - zauważył lekarz ze zdziwieniem. Przyjmował go na świat trzydzieści jeden lat temu i należał do bardzo nielicznej grupki osób, które mogły sobie pozwolić na tak bezpośredni ton. Rodzice Lorne'a zginęli podczas cyklonu, gdy miał dwadzieścia lat. Od tamtej pory doktor w pewnym stopniu zastępował mu ojca. - To obca osoba, która potrzebuje naszej pomocy. Proponuję, Alain, żebyś się nią wreszcie zajął. Doktor nie przejął się szorstkim tonem Lorne'a. - Jak Wasza Wysokość sobie życzy - powiedział z lekką naganą w głosie. RS

16 Lorne natychmiast pożałował swojego tonu. Zaskoczenie obecnością w jego domu jakiejś Australijki nie dawało mu prawa, żeby źle odnosić się do przyjaciela. Przeczesał palcami włosy i powiedział: - Przepraszam, Alain, że na ciebie naskoczyłem. Zrób dla niej, co możesz, dobrze? Lekarz odpowiedział tym razem serdecznym tonem i z rozbawioną miną: - Jak Wasza Wysokość sobie życzy. Czekając na diagnozę, Lorne wziął prysznic i przebrał się w białą koszulę i czarne spodnie. Dziwił się, że z taką niecierpliwością czeka na opinię doktora. - Ta młoda dama nie odniosła żadnych trwałych obrażeń, gdy walczyła z prądem - wreszcie poinformował go doktor Pascale - a przynajmniej żadnych urazów fizycznych. - W takim razie nie rozumiem, dlaczego zemdlała? - zaniepokoił się Lorne. Lekarz spojrzał przez wielkie okno wychodzące na teren posiadłości. - Jestem przekonany, że z wyczerpania. - Z powodu dzisiejszych przejść? Spojrzał na Lorne'a i pokręcił przecząco głową. - Nie tylko. Jest przemęczona, ma lekką anemię. Przyznała, że od lat nie miała wakacji. Niewiele spała od czasu przyjazdu do naszego kraju. - Pewnie spędza noce na zabawach z innymi turystami w jej wieku. - Wątpię - stwierdził krótko doktor Pascale. - Zamieszkała w Shepherd Lodge. RS

17 Schronisko Shepherd było prowadzone przez zakonnice, które pilnowały odpowiedniego zachowania gości. Młode kobiety, które tam się zatrzymywały, mieszkały w bardzo skromnych pokojach, miały też obowiązek wspólnej modlitwy. Było bardzo schludnie i - dla cudzoziemek - niewiarygodnie tanio. Lorne domyślał się, że ten ostatni argument był najważniejszy dla Alison. Jeszcze na plaży wspomniała, że długość jej pobytu na wyspie uzależniona jest od pieniędzy. - Podałem coś, co pomoże jej wypocząć - mówił dalej doktor. - Czy mam załatwić odwiezienie jej do schroniska, gdy się obudzi? - Dobrze wiesz, że nie można jej tam odesłać, dopóki źle się czuje. Zakonnice mają zasadę, że mieszkańcom nie wolno przebywać w pokojach w ciągu dnia. Zrobiłyby wyjątek chyba tylko dla konającego. - Może więc zostać w różowym apartamencie przez dzień lub dwa? Zastanawiając się, czy nie powinien poprosić o zbadanie własnej głowy, Lorne potwierdził: - Na dzień lub dwa. Każ komuś zawiadomić przełożoną w Shepherd Lodge, że ich mieszkanka przebywa w mojej willi, bo gotowi rozpocząć poszukiwania. Doktor uniósł brwi. - Na mnie się złościsz za podejrzliwe spojrzenie, a pomyśl, jakie plotki wywoła ta informacja. Lorne głośno westchnął. - Jak zwykłe masz rację. Niech moja sekretarka im przekaże, że panna Alison Carter została tu zatrudniona do końca wakacji jako opiekunka Noriego. Alain z trudem opanował uśmiech. RS

18 - Zakładając, że przyjmie tę pracę. - Jeśli wydam takie polecenie... Doktor wzruszył ramionami. - Dobrze wiesz, że Australijczycy są bardzo niezależni. Panna Carter nie jest wyjątkiem. Na twoim miejscu, grzecznie bym poprosił. Lorne niewątpliwie nie był przyzwyczajony, żeby prosić. Słowa władcy stanowiły obowiązujące prawo na wyspach Carrameru. - Zastanowię się nad tym - oświadczył ponuro. - Będę się tu kręcił w pobliżu, gdyby twoja młoda dama znów mnie potrzebowała. - Nie jest moją damą - powiedział Lorne z irytacją - choć będę na nią skazany przez jakiś czas. - Traktuj ją w ten sposób, a nie będzie problemu. Zniknie natychmiast - zauważył doktor. - Większość młodych mężczyzn nie uważałaby goszczenia pięknej, młodej kobiety za przykry obowiązek. Lorne spojrzał na Alaina z wyniosłą dezaprobatą, choć wiedział, że nie zrobi to na nim wrażenia. - Większość młodych mężczyzn nie odpowiada za cały kraj. - Lub nie ma złych doświadczeń z australijskimi pięknościami - wtrącił doktor. - Pamiętaj, że nie wszystkie kobiety z tamtego kraju są takie jak Czandra. Niektórym podoba się życie na wyspach Carrameru. Helen, żona doktora, była jedną z nich. Wyjątkowo miła i - mimo że już po sześćdziesiątce - nadal piękna. - Nie wszystkie też są jak Helen - odparł Lorne. -Urodzona w Australii, a całkowicie oddana naszemu krajowi. RS

19 - Musisz się ze mną zgodzić, że jeśli ludzie się kochają, tak jak Helen i ja, zawsze Chcą być razem, obojętnie w jakim kraju - powiedział z uśmiechem. Lorne poczuł zazdrość. Jeszcze nigdy jego książęcy apartament nie wydawał mu się tak pusty. - Dobrze, że już nie śpisz. Tata zabronił cię budzić. Chwilę trwało, nim skojarzyła, co mówi dziecko stojące u stóp łóżka. Otrząsnęła się ze snu. Rozejrzała się po pokoju, w którym dominował różowy kolor i nagle przypomniała sobie wszystkie wydarzenia. - Która godzina? - zapytała chłopca, przyglądającego jej się szeroko otwartymi oczami. Zrobił bezradną minę. - Nie wiem. Mam dopiero cztery lata. Poszłaś spać wcześniej niż ja. Uśmiechnęła się. Poczuła, że wróciły jej siły. - Posłuchaj, Nori, czy mógłbyś nazywać mnie Allie? Tak mówią do mnie przyjaciele, a mam nadzieję, że też będziesz jednym z nich. - Uniosła się na łokciu, zrobiła miejsce, żeby mógł usiąść obok. - Wskakuj. Nie trzeba było prosić go dwa razy. - Śmiesznie mówisz. - To dlatego, że jestem z Australii. Usiadł wygodniej obok niej. - Moja mama też była z Australii. Czy tam jest jak w niebie? - Nori, Australia to kraj, tak jak Carramer - zaczęła tłumaczyć i ostrożnie spytała: - Czy twoja mama jest w niebie? Kiwnął potakująco głową. - Tata mówi, że nie możemy jej odwiedzić, ale jest tam bardzo szczęśliwa. RS

20 Allie poczuła ukłucie w sercu. Więc żona Lorne'a też była Australijką i niedawno umarła. To dlatego Lorne de Marigny z takim chłodem przyjął informację, że ona jest z Australii. Widocznie bardzo kochał żonę, a nagłe pojawienie się jakiejś młodej Australijki musiało wywołać bolesne wspomnienia. - Jestem pewna, kochanie, że tata ma rację - zapewniła chłopca. Znów kiwnął głową i nagle się ożywił. - Masz może w Australii ulubionego kangurka? Był przy tym tak, poważny, że miała ochotę go uściskać. Powstrzymała ją myśl, że może nie każdy ma prawo obejmować księcia, nawet jeśli jest zaledwie czteroletni. W końcu objęła go za ramiona, a on wygodnie oparł się o jej rękę. - Nie mam - odpowiedziała z uśmiechem - kangury są dzikie, żyją w buszu. Ale głaskałam misia koala. Był rozkoszny jak ty. Z obrażoną miną powiedział: - Nie jestem rozkoszny, ale też chciałbym pogłaskać misia koala. - Mam pluszowego misia koala w bagażu w Allora. Przyślę ci go, gdy tylko tam wrócę. - Nie trzeba. Nori ma mnóstwo zabawek - padła sucha uwaga od strony drzwi. Lorne wszedł do różowego apartamentu z niezadowoloną miną, powiedział do synka, że niania czeka na niego ze śniadaniem, kiwnął na chłopca, a mały natychmiast wybiegł z pokoju. Jego Wysokość wyglądał bardzo atrakcyjnie w jasnoniebieskim polo i granatowych szortach. Ubranie podkreślało jego atletyczną sylwetkę. RS

21 - Wolałbym, żeby mój syn nie zaprzątał sobie głowy marzeniami o Australii - powiedział ponurym głosem. - Przecież obiecałam mu tylko zabawkę. Nie widzę problemu. Oparł się o ramę drzwi i skrzyżował ręce na piersiach. - Problem polega na tym, że Nori wyobraża sobie Australię jako coś w rodzaju Disneylandu, gdzie wszystko jest bardziej ekscytujące niż we własnym kraju. Allie pomyślała, że Nori prawdopodobnie wszystkich Australijczyków kojarzy z matką i to jest podstawowy powód obdarzania ich specjalną sympatią. Chyba brakuje mu matki, bardziej niż Lorne zdaje sobie z tego sprawę. Jednak nie czuła się upoważniona do rozmowy na ten temat, tym bardziej że już popełniła kilka gaf w stosunku do Lorne'a. - Co do wczorajszych wydarzeń, Wasza Wysokość -zaczęła oficjalnym tonem - chciałabym przeprosić za wtargnięcie na prywatną plażę. Dziękuję za pomoc i opiekę lekarza, ale powinnam już wrócić do Allory. - Doktor Pascale zalecił kilka dni odpoczynku. Powiedział, że niestety jesteś bardzo wyczerpana i osłabiona anemią. Zabrzmiało to tak, jakby jej obecność była bardzo uciążliwa. Poczuła narastającą złość. - Nie planowałam zasłabnięcia u stóp Waszej Wysokości. Jestem przekonana, że równie dobrze dojdę do siebie w moim schronisku. Chcę się tylko przebrać i mogę ruszać. Dopilnuję, żeby wypożyczone mi ubrania wróciły nienaruszone. Książę pokręcił głową. - Ubrania są nieważne. Doktor kategorycznie zalecił, żebyś tu pozostała. RS

22 - Czy mam w tej sprawie coś do powiedzenia? - zapytała ostrym głosem. Nie był to oczywiście ton, którego można używać w czasie rozmowy z księciem, ale mimo to Lorne spokojnie odpowiedział: - Gdybyś była z Carrameru, wiedziałabyś. - Dlatego, że ty jesteś księciem, a ja nikim? - spytała. Mógł rządzić tym krajem, ale nie rządził nią. - Twój stan zdrowia jest zły i nie rokuje szybkiej poprawy. Chodzi mi wyłącznie o respektowanie zaleceń mojego lekarza, którego diagnozy są zawsze niezwykle trafne. Wynikało jasno, że książę chętnie pozbyłby się jej natychmiast, ale nie chciał ryzykować, że coś jej się stanie. Musiała przyznać, że czuła się bardzo wyczerpana. - Teraz wypoczywaj - polecił. - Już poinformowaliśmy przełożoną w schronisku, że tu zostajesz. Bagaż dostarczą jeszcze dziś rano. - Widzę, że wszystko już zaplanowane - powiedziała tonem sprzeciwu. Zignorował jej ton i dodał: - Żeby uciszyć ewentualne plotki, poinformowaliśmy, że będziesz tu zatrudniona jako opiekunka małego księcia. - I tak będzie? - Oczywiście, że nie. Nori, jak zauważyłem, lubi być w twoim towarzystwie, ale już ma dobrą profesjonalną opiekę. - W takim razie obawiam się, że nie mogę zostać - powiedziała, wstając z pościeli. Zdała sobie sprawę, że to był błąd. Nocna koszulka zaledwie sięgała bioder. Co prawda Lorne widział o wiele więcej na plaży, ale wtedy nie RS

23 czuła się tak rozebrana jak teraz. Była w sypialni w towarzystwie obcego mężczyzny. I ze zdziwieniem odkryła, że nagle sama poczuła się kobietą, na co nigdy nie miała czasu, przez lata zajmując się matką i siostrą. Jednak nie dała poznać po sobie, że krępuje ją ta sytuacja. Stanęła obok łóżka, niepewna, co dalej ma robić, bo znowu poczuła lekki zawrót głowy. - Wracaj do łóżka. Nie jesteś w stanie nigdzie iść - polecił, lecz o wiele cieplejszym tonem. Podszedł i wziął ją za rękę. - Pozwól, że ci pomogę. - Nie zostanę tu, udając kogoś innego. Pochylił się i powiedział jej prosto do ucha: - Musisz się jeszcze nauczyć, że nie należy odmawiać królowi. Może Lorne był przyzwyczajony, że poddani trzęśli się,gdy tylko na nich spojrzał, ale ona pochodziła z tych, którzy uznawali równość, a na ludzki szacunek trzeba było sobie zapracować. - A ty musisz się nauczyć, że Australijczycy cenią sobie niezależność. Wolimy, żeby nas prosić, niż nam rozkazywać. Nachmurzył się. - Moje małżeństwo przekonało mnie, że Australijczycy nie uznają autorytetów, ale teraz jesteś tu, na wyspach Carrameru. Zostaniesz, bo tak polecił lekarz. - A jeśli nie, to co? Każesz mnie zrzucić ze skały? Czy tak karali nieposłuszeństwo twoi przodkowie? Błysk w jego spojrzeniu mówił: „Nie prowokuj mnie!". Zacisnął szczęki i powiedział spokojnie: - Proszę, wróć do łóżka. Ze zdumienia na chwilę straciła oddech. - Widzisz? Powiedzenie słowa „proszę" nic nie boli, prawda? RS

24 Natychmiast zaczęła żałować, że to powiedziała. Co książę miał w sobie takiego, że przy nim plotła bzdury? Zachowywała się tak, jakby z nim o coś walczyła. W tym momencie pochylił się i lekko dotknął wargami jej ust. Przeszedł ją dreszcz. Żałowała, że trwało to tak krótko. Jak wiele dorosłych kobiet, tak i Allie ze zdumieniem odkryła, że nadal siedzi w niej mała dziewczynka, która marzy, że kiedyś pocałuje ją książę. I marzenie to właśnie przed chwilą się spełniło! Wróciła do łóżka na drżących nogach. Pomyślała, że nie pocałował jej w nagłym przypływie pożądania, lecz w nagrodę za zwycięstwo. - Zrobiłeś to, żeby mi pokazać, kto tu rządzi, i że choć wygrałam jedną rundę, to ty wygrasz całą grę. Skinął potakująco głową. Potwierdzał to, co podejrzewała, ale była przekonana, że to nie był jedyny powód pocałunku. Lorne prowokował w niej silne emocje, lecz czuła, że równie mocno ona działa na niego. Alison wiedziała, że jest dość atrakcyjną dziewczyną, ale czuła, że wywołuje w księciu bolesne wspomnienie nieżyjącej żony. Po latach poświęconych matce i siostrze, nie szukała nowej tyranii. Władczy książę był ostatnią osobą, która powinna zdobyć jej uczucia. Zasypiając, Allie długo jeszcze czuła plątaninę myśli i pocałunek księcia na ustach. RS