Beatrycze99

  • Dokumenty5 148
  • Odsłony1 040 853
  • Obserwuję486
  • Rozmiar dokumentów6.0 GB
  • Ilość pobrań642 619

Renwick Gloria - Wyłącznie interes

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :890.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Renwick Gloria - Wyłącznie interes.pdf

Beatrycze99 EBooki Romanse R
Użytkownik Beatrycze99 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 78 osób, 53 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 170 stron)

Renwick Gloria Wyłącznie interes Jedno spojrzenie wystarczyło, by Chad Butler - właściciel sieci domów mody - ocenił wszystkie walory swojej nowej pracownicy. Katherine Dunn zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia, jednak wcześniejsze doświadczenia nie pozwalały jej zbliżać się do żadnego mężczyzny. Chad pokonał ją jednak. Mówił, że to tylko "interes", gdy porwał ją na rancho, Casa del Cielo, w górach ponad Malibu. Jego pocałunki były słodkie i niebezpieczne! Katherine stała się niewolnicą namiętności rozdartą pomiędzy miłością a wewnętrznym głosem, który mówił "Nie!".

ROZDZIAŁ PIERWSZY — Dzień dobry panno Graham — Katherine Dunn z niezwykłą dla siebie bojaźliwością powitała szefową działu reklamy u Butlera. Katherine była już tutaj drugi tydzień — w najlepszej pracy, jaką znalazła do tej pory — ciągle jednak nie czuła się swobodnie w obecności swojej, cieszącej się złą sławą, przełożonej. — Jest zbyt gorąco, aby dzień mógł być dobry — odpowiedziała chrapliwie Eleanor, mając na myśli październikową falę upałów, która jak co roku zalała Los Angeles. Otarła wilgotne czoło. Katherine przyglądała się rutynowym przygotowaniom starszej kobiety do nowego dnia pracy. Eleanor rozpoczęła od przeglądu blatu biurka szukając najmniejszego drobiazgu, który nie znajdował się na swoim miejscu. Następnie przyszła kolej na remanent zawartości każdej szuflady, tak jak gdyby mogło czegoś w nich brakować. Potem z tą samą uwagą wzrok Eleanor omiótł białe ściany biura — siedziby potęgi panny Graham. Na koniec szefowa uniosła się zza biurka i ciężkim, pewnym krokiem podeszła do jednej ze ścian, na której znajdowały 2

się wszystkie szczegóły obecnych i przyszłych kampanii promocyjnych. Eleanor nie była duża — dziwne jeśli wziąć pod uwagę miarę jej kobiecego sukcesu — mimo to wyczuwało się w niej siłę i sprężystość. Miała niemal białe, schludnie, lecz nieciekawie przyczesane włosy. Jej stroje były także schludne, lecz nieciekawe. Przez bez mała czterdzieści lat Eleanor była mózgiem słynnych kampanii reklamowych Butlera, jednak jej wygląd w najmniejszym stopniu nie odzwierciedlał elegancji i blasku promowanych przez nią produktów. — Po raz pierwszy w życiu mam do czynienia z prawdziwą służbistką — pomyślała Katherine — i w dodatku z taką, której naprawdę się.powiodło. To przecież ona pomogła przekształcić Butlera z pięknego, lecz prowincjonalnego sklepiku na Wilshire Boulvard w mekkę amerykańskiej mody. Eleanor spoglądała na dzienny rozkład zajęć. — Czy sprawdziłaś już manekiny w foyer? — zapytała z nutą oskarżenia w głosie. — Eee... nie... ja... ja dopiero przyszłam — wyjąkała Katherine. Do otwarcia sklepu została jeszcze pełna godzina. Mieli mnóstwo czasu na sprawdzenie wszystkich zmian w wystroju. Dlaczego ta kobieta uparła się, aby traktować mnie jak nic niewartego leniucha? Przecież umiem tyle rzeczy i w dodatku ciężko pracuję. Eleanor odwróciła się od tablicy, jej twarz wykrzywił gniew. — Co tu stoisz, dziewczyno? Zabierz się do roboty! — brzmienie tych słów odbijających się od ścian przeszyło ją drżeniem. Zbladła i zacisnęła pięści. Była przerażona i wściekła, cóż jednak mogła powiedzieć? Że też musiała trafić na taką szefową, a przecież tak jej zależało na tej pracy. Bez słowa wykonała polecenie. 3

Gdy znalazła się w foyer, przyjrzała się trzem wspaniałym manekinom ustawionym w artystycznych pozach. Tak, musiała przyznać, że obsesyjne sprawdziany wy- stawy, na które nalegała Eleanor, miały swoje uzasadnienie. — Spójrzcie na to! — powiedziała bardzo głośno — mówiłam Willy'emu, żeby wystawił torebki z dzisiejszej reklamy, a on zamiast tego pokazuje resztki z zeszłego tygodnia. Praca zmniejszyła napięcie Katherine. Przynajmniej przez kilka minut zapomniała o różnicach dzielących ją i Eleanor. Spojrzała na słynny zegar w stylu Art Deco wiszący na trzypiętrowej fasadzie wejściowej obok portretu założyciela i ucieszyła się, widząc ile czasu pozostało do chwili, gdy otworzą się drzwi i tłumy bogatych lub ciekawych wypełnią korytarze. Szybko znalazła potrzebne torebki i równie szybko wkroczyła pomiędzy niezwykłe trio, tworząc przez moment czwartą część grupy manekinów. Katherine była wysoka, smukła niczym trzcina. Z alabastrową skórą i płomieniem miedzianych włosów posiadała wszystkie cechy najwyższej klasy modelki, jednak bliższe spojrzenie zdradzało zbyt długi nos i za szerokie usta. Nie, wygląd Katherine był zbyt „indywidualny", by mogła zarabiać duże pieniądze jako modelka — tak przynajmniej twierdzili niezliczeni agenci. Katherine przyjęła do wiadomości ten gorzki koniec marzeń o szybkim sukcesie z cichą pasją, która już przedtem pomogła jej przetrwać rozczarowania. Dobre wyniki podczas dwóch pierwszych lat college'u pozwoliły jej dostać się na Uniwersytet stanu Nowy Jork, gdzie studiowała marketing. Naukę zakończyła jako wyróżniająca się studentka, posiadająca rzadką zdolność prawidłowego przewidywania trendów ekonomicznych. Jednak mimo to szybko przekonała się, jak trudno jest 9

znaleźć dobrą pracę, nie wspominając już o zarobkach. Szukając ciekawych propozycji, Katherine udała się wraz ze słońcem do Kalifornii. Gromadziła doświadczenia i cieszyła się dobrą reputacją, jednak ciągle nie potrafiła odnaleźć swojej szansy. Czasami miała ochotę rzucić wszystko, zamknąć drzwi swojego jednopokojowego mieszkania i wrócić do małej osady tartacznej, z której pochodziła. Powstrzymywała ją jedynie perspektywa nudnego życia — takiego jak życie jej matki — które znała aż za dobrze. Dlatego również odrzuciła kilka propozycji małżeńskich — ruiny małżeństwa rodziców były wystarczająco przerażające, by ostudzić jej emocje. Nie znaczy to, że Katherine nie pragnęła miłości; wprost przeciwnie. Widok szczęśliwych par zagubionych w swojej wyjątkowej magii zawsze wzbudzał zazdrość w jej sercu. Pozostawał jednak strach i w rezultacie Katherine poświęciła cały swój umysł i nadmiar energii modzie, oddając jej całą swą namiętność, która w innej sytuacji mogłaby przypaść kochankowi. I wreszcie, dwa tygodnie wcześniej, Katherine znalazła wielką szansę. Początkowo nie była tego pewna, miała już jednak coś. Uśmiechnęła się na myśl o swoim stanowisku: asystentka asystenta Działu Reklamy. Z drugiej jednak strony zdawała sobie sprawę, że u Butlera nawet asystent asystenta był kimś. Pracowała w firmie, która przez ostatnie sześćdziesiąt lat zdominowała amerykański rynek mody. Katherine wierzyła święcie, że jeśli firma będzie prowadzona tak jak do tej pory, jej dominacja na rynku będzie trwała przez kolejne sześćdziesiąt lat. Nawet teraz, gdy ostrożnie zmieniała torebki, ciągle nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. — Droga Dee — pomyślała — prawdziwa przyjaciółka, którą zesłały mi niebiosa. Dee Cummings — jeszcze jedna „nieudana" model- 5

ka — była osobą, która zaproponowała Katherine tę pracę. — Posłuchaj słodziutka — powiedziała Dee swoim zwykłym szczebiotliwym głosem — załóż najlepszy kostium i wyczyść szpilki na błysk, ponieważ mam dla ciebie ofertę. Dee wyjaśniła dalej, że wkrótce odchodzi na urlop macierzyński i zwalnia posadę asystentki w dziale reklamy. Katherine była jej bardzo wdzięczna, ale przecież była to tylko praca okresowa, czyż nie? — Nie! Nie, Katherine — usłyszała pełną emfazy odpowiedź. — Posłuchaj, Peter właśnie zrobił dyplom i w końcu dostał tę praktykę w szpitalu, w związku z czym ja zrzekam się obowiązków zarobkowych. No, może później wezmę coś na pół etatu u Butlera w Pacifica, ale gdy ta mała istotka pod moim sercem ujrzy światło dzienne, zostanę kurą domową. Katherine poczuła, jak wzbiera w niej nadzieja. Asystent w dziale reklamy u Butlera — była to najlepiej płatna i najbardziej pożądana praca w całym interesie kręcącym się wokół mody. Wszyscy wiedzieli, że szefowa, Eleanor Graham, za pięć lat miała przejść na emeryturę. Wiadomo było także, że zła reputacja panny Graham była jednym z powodów tak wysokiej pensji. Niemniej jednak dziesiątki osób musiały ubiegać się o tę pracę. Tak, zgodziła się Dee, tak było w istocie. Ale jeśli Katherine dobrze rozegra swoją kartę i zgodzi się pracować jako asystentka Dee przez następne dwa miesiące, szanse na zdobycie posady znacznie wzrosną. Mając tylko takie zapewnienie, Katherine Dunn rzuciła roczną posadę w firmie produkującej ubiory sportowe i przeszła do Butlera. Już po tygodniu zorientowała się, jak ciężko będzie zdobyć stanowisko asystentki. Pracownicy Butlera nigdy nie mogli być pewni swoich posad. Eleanor Graham 11

okazała się najgorszą z możliwych szefowych. Nawet gdy widziała na własne oczy jak ciężko człowiek pracuje, nie omieszkała zganić go ostrym słowem. Był to jej znak firmowy — tak przynajmniej twierdziła Dee — a jedyną formą pochwały było to, że nie wylewała cię z pracy. No cóż, Eleanor jeszcze jej nie wylała, a był to już wtorek drugiego tygodnia. Jak do tej pory udało się jej utrzymać na powierzchni. Katherine poprawiła trzecią torebkę, stylowy wyrób galanteryjny ze skóry węża za jedyne trzysta dolarów. Umieściła ją elegancko pod ramieniem manekina. Delikatny luksus wrzosowego kostiumu z wełny, uszytego przez Valentino, spowodował, że wzięła głębszy oddech. — Kiedyś ja też będę nosiła takie kostiumy — obiecała sobie solennie, a następnie przyjrzała się własnej bluzce ze sztucznego jedwabiu i zwykłej, brązowej spódnicy. Nie, jej strój był całkiem w porządku, kupiła go na wyprzedaży u swojego poprzedniego pracodawcy i była całkiem szczęśliwa. Jednak po pięciu latach pracy w tym interesie potrafiła na pierwszy rzut oka rozpoznać dobrą jakość. Dobrą jakość poznawało się także po zapachu i dotyku. Co więcej, cena nie zawsze odzwierciedlała markę produktu. Niektórzy projektanci „z nazwiskiem" wypuszczali na rynek zwykłę buble, a ponieważ mieli już ustaloną firmę, ich produkty sprzedawały się znakomicie dając krociowe zyski. Wielokrotnie zdarzyło się, że nie uświadomiona klientela kupowała zwykłe szmaty, które akurat wydawały się modne. A z drugiej strony, taki Valentino szył zawsze rzeczy w pierwszorzędnym gatunku. Chanel także. Katherine poprawiła lekko kołnierz jedwabistego, tweedowego żakietu wyprodukowanego przez firmę słynnej, małej Coco i zaczęła wycofywać się z nienagannej teraz wystawy. Zatrzymała się. Stanęła wyprostowana z trzema starymi torebkami na jednym ramieniu, jej prawa ręka spoczę- 7

ła lekko na udzie. Skoncentrowała się na wyglądzie manekinów i chociaż kącikiem oka dostrzegła Eleanor Graham i wyjątkowo wysokiego mężczyznę zmierzających w jej kierunku, umysł Katherine nie odnotował tego faktu. Przyglądała się z napięciem trzem postaciom modeli i bogatemu wystrojowi tła tuż za nimi: olbrzymim, czarnym, marmurowym ścianom, zielonym płytom pod stopami, szklanym szafkom o złocistych krawędziach wypełnionych bogactwem produktów. — Ach — zamruczała z zadowoleniem. — Wspaniale. Zrobiła jeszcze jeden kroki do tyłu i nagle uderzyła w coś, co pozbawiło ją równowagi; w następnej chwili Katherine upadła na podłogę z takim impetem, że obraz następnych kilku sekund na zawsze pozostał dla niej tajemnicą. Gdy otworzyła oczy, jej zamglony wzrok usiłował skoncentrować się na sylwetce mężczyzny stojącego tuż nad nią. W jakiś przedziwny sposób wpadła na niego, stąd wziął się jej upadek. Katherine, która sama była bardzo wysoka, zauważyła, że mężczyzna ów jest olbrzymem, górującym o dobre osiem cali nad jej wzrostem. Zdawało się jej także, że widziała już tę twarz: gęste, falujące, brązowe włosy o ciemnym odcieniu, silną, znamionującą wolę szczękę, długie i wąskie oczy pod prostą linią brwi. I właśnie te oczy wpatrywały się w nią hipnotycznie sprawiając, że czuła się niczym małe zwierzątko schwytane spojrzeniem drapieżnika. Oczy płonęły nie dającym się pojąć znaczeniem i Katherine zdała sobie sprawę, że ich niezmierzona głębia odkryłaby przed nią — gdyby tylko chciała — obszary i miejsca, w których nigdy nie była. Nagłe niebezpieczeństwo, które odnalazła w jego oczach, przywróciło jej do reszty świadomość po upadku. Katherine przeniosła uwagę z zagrożenia jakie stanowił mężczyzna na Eleanor stojącą u jego boku. 13

— O nie! — krzyczała w niemym przerażeniu — błagam, to nie może być prawda! Oblała się rumieńcem, gdy wyobraziła sobie widok, jaki przed chwilą prezentowała rozciągnięta na podłodze w wąskiej spódnicy — całkiem nowej spódnicy — rozdartej do uda, z oczkami w rajstopach i stłuczoną kostką. Jakim potwornym uczuciem jest całkowita bezradność, bierne przyglądanie się losowi, który w jednej chwili zmienia całe ludzkie życie, ot tak, po prostu, bez żadnego wpływu z jej strony. Przez głowę przelatywały jej straszne myśli, a na twarzy czuła niechętne spojrzenie Eleanor Graham. — Cóż za niezwykły sposób przedstawiania nowego, okresowego pracownika — mówiła Eleanor głosem zimnym i kłującym niczym sztylet. — I to Dee zaproponowała mi tę osobę jako swoją zmienniczkę — Eleanor wskazała na Katherine, która w jej mniemaniu była prawdopodobnie obiektem, a nie osobą. — No tak, Dee nigdy nie miała dobrych pomysłów — kontynuowała — lecz ten wydaje się wyjątkowo kiepski. Jedyny talent, jaki do tej pory zaprezentowała ta osoba, polega na potykaniu się o własne nogi. — Nie zgadzam się z tobą, Eleanor — powiedział mężczyzna. — Jego głęboki, rezonujący głos wskazywał na lekkie rozbawienie. — Widzę tutaj wyjątkowy talent. Jego ciemne, przerażające oczy przesunęły się po ciele Katherine, która była pewna, że żadna linia i wcięcie nie umknęły ich uwadze. — Rude włosy i długie, kształtne kończyny, hmm? — uśmiechnął się pokazując silne, białe zęby na tle mocno opalonej twarzy. Katherine połknęła łzy bólu i poniżenia. Na próżno usiłowała zakryć długie rozdarcie w spódnicy starając się jednocześnie zachować równowagę. Wszystkie wysiłki poszły na marne, jej twarz pąsowiała, gdy burzył się w niej jej szkocki temperament. 14

Uśmiech olbrzyma stał się jeszcze szerszy. — Nasza Amerykańska Piękność pokazuje rogi —jednym ruchem pochylił się nad nią. — Nie powinnaś chodzić w tym stanie, wiesz? Uniósł ją w ramionach jak gdyby była piórkiem. — Musimy oszacować szkody. Katherine głośno wyraziła swój protest i usiłowała się uwolnić. — Proszę mnie postawić! Sama dam sobie radę! — Czasami dobrze jest przyjąć pomoc innych — jego głos brzmiał teraz spokojnie i rozsądnie, co jeszcze bardziej rozsierdziło dziewczynę. — Nie! — wrzasnęła do ucha znajdującego się w odległości trzech cali od jej ust. — No cóż... — jego oczy zwróciły się w jej kierunku powodując, że natychmiast umilkła — pomożemy ci bez względu na to, czy ci się to podoba, czy nie. — Przepraszam, że zostawiam cię z tym bałaganem, Eleanor — powiedział spoglądając na rozrzucone torebki — ale muszę zabrać naszą przyjaciółkę do twojego biura. Wydaje mi się, że jej kostka zaczyna puchnąć. Za nimi dał się słyszeć głos Eleanor wypowiadającej zjadliwe opinie o procesach sądowych i formularzach zwolnień, jednak wkrótce jad płynący z ust panny Graham pochłonęła odległość wysoko sklepionych korytarzy Butlera. Katherine wiedziała, kim jest ów mężczyzna, który w tak bezprecedensowy sposób podniósł ją z podłogi, jakby była jego własnością. Jednak duma nie pozwoliła jej wypowiedzieć jego nazwiska do momentu, w którym sam nie uzna za stosowne przedstawić się. Przestała się opierać, częściowo dlatego, że nie miało to większego sensu, lecz przede wszystkim dlatego, że ją kostka rzeczywiście bolała i nie była pewna, czy może się poruszać o własnych siłach. Wolała nie ryzykować i nie robić z siebie idiotki po raz drugi. 10

Mężczyzna szedł bez wysiłku stawiając długie, pewne kroki, które odbijały się echem w pustych korytarzach. Minęli dział kosmetyków, gdzie zawsze pachniały tysiące kwiatów; dalej dział biżuterii, by wreszcie znaleźć się w wygodnym sanktuarium biur kierownictwa. Katherine w milczeniu studiowała jego profil, a w jej wnętrzu narastał gniew na tego mężczyznę i wszystko, co się z nim wiązało; gniew, który przeniósł ją w mroczne obszary dzieciństwa. Ostatnim mężczyzną, który niósł ją w taki sposób, był jej ojciec, wesoły, rudy Szkot, którego tak kochała i który — czego była pewna — kochał ją ponad wszystko. Był jej ideałem, uwielbianym księciem z bajki ratującym ją z każdej opresji. Należał tylko do niej, jej ojciec. Ostatni raz widziała go pewnego letniego dnia, gdy Jimmy Dunn zabrał żonę i dziewięcioletnią córkę nad jezioro. Zdawało jej się, że nie był zbyt wesoły, wynajęli jednak małą łódź i ojciec zabrał je na przejażdżkę. Gdy zapadł zmierzch, była bardzo zmęczona i ojciec wziął ją na ręce. Wtuliła głowę w zagłębienie jego szyi, a on śpiewał swojej Kathy, swojej Katherine, swojej Kate, jakąś szkocką piosenkę. Przez cały dzień czule całował swoją bladą, młodą żonę. I tej samej nocy, gdy wszystko pochłonęła otchłań ciemności, opuścił je bez słowa, bez wiadomości, bez najmniejszego listu. Nigdy go już nie zobaczyły. Dlaczego? Dlaczego? Nigdy nie znalazła zadowalającej odpowiedzi. Długi? Z pewnością, jednak gdyby chciał, mógłby sobie z nimi poradzić. Inna kobieta? Może. Tej samej nocy zniknęła także kelnerka z przydrożnego baru. Katherine i jej matka nauczyły się żyć samotnie. Było im ciężko, lecz nie wpadły w biedę... No, może czasami. Nie lubiła myśleć o tych sprawach, które mimo to — nie chciane i zapomniane — wracały — być może po to, by pokazać jej jak krucha jest w rzeczywistości. 11

Dee nazywała to starą, uczuciową blizną. Jednak Dee nigdy nie była porzucona przez osobę, którą najbardziej kochała i której wierzyła. Gdy odszedł ojciec, Katherine była przekonana przez te wszystkie lata, że zrobił to z jej powodu, że nie zasługiwała na jego miłość. Stopniowo udało się jej pokonać to wyimaginowane poczucie winy i odbudować szacunek dla samej siebie. Matce nigdy się to nie udało. Rozczarowanie Sary Dunn przerodziło się w narastającą zgorzkniałość, która obarczała wszystkich mężczyzn grzechami Jimmy'ego. Ileż to razy powtarzała: „Nigdy nie wierz mężczyznom, Katherine, oni chcą tylko jednego". Później, gdy w życiu Kate zaczęli pojawiać się chłopcy, matka ostrzegała: „Nie zadurzaj się w żadnym chłopaku, Katherine. Wszyscy tracą rozum, gdy w grę wchodzą kobiety". I nawet na samym końcu, gdy umierała wypalona latami gniewu i samotności, Sarah nie mogła wybaczyć. „Katherine, moje dziecko" — szeptała — „zbuduj sobie godne życie... — i nie wierz żadnemu mężczyźnie... nigdy". Zawsze ogarniał ją głęboki smutek, gdy myślała o swoich rodzicach. Nie pozostawili po sobie czułej Kathy, kochającej Kate — została tylko Katherine — dumna, odległa i samotna. Mężczyzna, który niósł ją w ramionach odwrócił głowę i uchwycił jej spojrzenie. Nie miała pojęcia, czy zdołał odczytać coś z jej wyrazu twarzy, uśmiechnął się jednak i zaczął mówić. Katherine cofnęła głowę i wysunęła szczękę usiłując świadomie okazać mu pogardę. — No cóż, mój śliczny pakunku, cieszę się, że wreszcie dotarliśmy do celu. Przeszedł przez drzwi biura Eleanor i zatrzymał się przed jej białą, wyściełaną sofą. — Wyglądasz wspaniale, ale wcale nie jesteś lekka, wiesz? — Nikt nie prosił, żeby mnie nosić — zasyczała z zaciśniętymi zębami. 17

— Aha! Płomienny temperament odpowiadający kolorowi włosów. Nieźle. Ostrożnie umieścił ją na poduszkach i spojrzał w dół. — Gdyby spojrzenie tych zielonych oczu mogło zabijać, byłbym martwy, ale ponieważ nie zabija, będę ryzykował dalej. I z tą samą pewnością siebie, która już raz wywołała napad gniewu Katherine, zaczął oglądać jej nogi, łydki, a potem kolana. Podobnie jak wszystko inne w tym mężczyźnie, jego ręce były silne i pewne. Były także ładne i wrażliwe, o długich, mocnych palcach kończących szeroką dłoń. Poczuła nieco chropowatą w dotyku skórę, która przeczyła posądzeniom, że dłonie te nigdy nie pracowały. Zwróciła uwagę na staranne utrzymanie dłoni — wypielę- gnowanych, jak cała reszta tego mężczyzny — z kępkami czarnych włosów i krótko obciętymi paznokciami, lśniącymi niczym dziesięć różowych pereł kontrastujących z ogorzałą skórą. Mijały sekundy. Katherine zaniemówiła, gdy ten nieznajomy zawładnął jej ciałem. Z pewnością był ekspertem. Sposób, w jaki badał stawy i poruszał jej kończynami, był całkowicie profesjonalny. Podobnie zresztą jak czynione przez niego uwagi. Bez względu na to co mówił wcześniej, obecnie w jego głosie nie było zalotnej nuty. Podziw Katherine wzrastał. Teraz mogła mieć dwa lata albo osiemdziesiąt dwa, interesowałby się nią tak samo. Jednak to wszystko nie miało sensu, przecież rozpoznała go z portretu. — Czy jest pan lekarzem? — zapytała z nie ukrywaną ciekawością. — Nie — brzmiała rzeczowa odpowiedź, która nie wyjaśniła jej wiele. Czekała aż powie więcej, lecz on milczał i wreszcie zdała sobie sprawę, że był bardzo skoncentrowany i tak 18

naprawdę nie słyszał, co się do niego mówi. Teraz nadszedł moment wygłoszenia kilku cierpkich uwag pod jego adresem, lecz minęła jej złość. Nie można wściekać się na kogoś, kto usiłuje nam pomóc. — Zawieszenie broni?—głos zadrżał jej odrobinę, gdy wypowiadała te słowa, chcąc zatrzeć swój poprzedni wybuch i okazać mu trochę wdzięczności. Spojrzał na nią. Uśmiechnęła się. Był to słaby uśmiech, wymuszony i raczej sztywny, jednak zawsze był to uśmiech. Jego odpowiedzi towarzyszył szeroki, biały półksiężyc przecinający dolną połowę twarzy. — Zawieszenie broni? — odpowiedział tym samym pytaniem na pytanie. — Jasne. — Ale nie wiedziałem, że prowadziliśmy wojnę. Postanowiła zignorować drugą część jego kwestii. Gdyby rzeczywiście okazał się tym, kim myślała, że jest, nie mogła sobie pozwolić na obrażanie go. Jednak w dalszym ciągu nie była pewna. — Jeśli nie jest pan doktorem, to skąd wie pan tyle o... — chciała powiedzieć „anatomii", ale zdała sobie sprawę, że mogłoby to zabrzmieć zbyt uroczyście — o kościach i... tych rzeczach — „rzeczy" zabrzmiały dość słabo. — Auuu, auu! — krzyknęła nagle, gdy zaczął obracać jej lewą stopą w kostce. — Przepraszam, ale to naprawdę nic takiego. Masz trochę spuchniętą kostkę, wygląda to na małe zwichnięcie w górnej części stopy. Tutaj, widzisz? Spojrzała na dół, poza jego dłoń. — Nie bolą cię plecy? Kiwnęła przecząco głową. — Dobrze. Oszczędzaj lewą stopę przez kilka dni. Wkrótce będziesz jak nowa. Delikatnie uwolnił jej stopę. — A teraz odpowiedź na twoje pytanie: moja wiedza medyczna pochodzi z Wietnamu... —umilkł nagle; było jasne, że nie lubi tych wspomnień. 14

— Nauczyłem się tam wielu rzeczy — jego głos brzmiał teraz płasko, a oczy wpatrywały się w jakiś odległy punkt. Zapadła kłopotliwa cisza. A potem przywołał się do porządku dając pokaz samozdyscyplino-wania. Jego wzrok ponownie skoncentrował się na Katherine. — Powiedz mi... — jego głos był znowu wesoły, a jednak wyczuła w nim pewne drżenie — mając takie wymiary, co robisz za kulisami, zamiast stać w świetle reflektorów? — Próbowałam — teraz ona odpowiadała ze ściśniętym gardłem. Nigdy nie lubiła dyskutować o swoich porażkach. Lecz ten mężczyzna odkrył przed nią fragment swojego wnętrza, a ona w nagłym przebłysku świadomości zdała sobie sprawę, że powinna odpłacić mu tym samym. — To... — mówiła dalej pokazując na swoją twarz — załatwiło mnie. Kiwał się na własnych obcasach i skrzyżował ręce na piersi. Przyjrzał się jej krytycznie i wreszcie potrząsnął głową. — Ciągle nie rozumiem — wyglądał i brzmiał tak szczerze, że nie mogła powstrzymać uśmiechu. — Mój nos i usta — powiedziała wreszcie dziwiąc się samej sobie i własnemu śmiechowi—są zbyt „indywidualne". Chyba jej nie zrozumiał. — Posłuchaj — gdy zaczęła wyjaśniać, nagle wrócił jej styl, którego używała mówiąc o interesach — dobra modelka pozując do zdjęć nie może mieć nosa, ust i oczu... no może oczy nie są aż tak ważne... które są tak łatwe do zapamiętania. Jeśli ludzie zwracają uwagę na modelkę, jeśli ją zapamiętują, to zapominają o produktach, które reklamuje, a przecież praca fotomodelki polega na promocji mody, a nie siebie. 15

On także zmienił styl wypowiedzi. Obecnie stał się sarkastyczny i bardzo bezpośredni. — Hmmm. Kobieta z twoim wyglądem — jego oczy przesunęły się po jej ciele od głowy do stóp — mogłaby mi sprzedać wszystko. — Celowo przeciągnął dwie ostatnie sylaby. Jego wysiłki nie poszły na marne. Katherine znowu wpadła w gniew. Uśmiechnął się. Zdaje się, że lubił ją irytować. — Tak, mając takie długie i szczupłe kończyny i czerwone włosy, przypominasz różę, która pragnie, by ją zerwać... „Różę o wielu imionach..." — przerwał na chwilę. W jego oczach tliły się iskierki rozbawienia. — A tak przy okazji, jak się nazywasz? — Katherine Dunn — odpowiedziała z lodowatą uprzejmością. — Katherine, tak? A dlaczego nie Kathy albo Kate?— jego głos był teraz oschły i pogardliwy. — Dlaczego wszystkie pracujące kobiety są tak cholernie oficjalne? Czy nie możecie robić kariery i być jednocześnie normalnymi ludźmi okazującymi uczucia? Co za tupet! Jak śmie tak się spoufalać! Kathy albo Kate! Nie ma prawa! Jej umysł wypełniała milcząca wściekłość, lecz głos pozostał chłodny i śmiertelnie spokojny. — A dlaczego wy, współcześni mężczyźni, czujecie się tak zagrożeni, tak zniewieściali, że musicie odwoływać się do szczebiotliwej bufonady. Stoi pan tutaj i wskazuje na mnie palcem. Żąda pan mojego nazwiska... — teraz ona przerwała. Teraz przyszła jej kolej, by przyjrzeć mu się od stóp do głów: spojrzała na jego dużą twarz, starannie wypielęgnowaną, na garnitur szyty na zamówienie, na ręcznie robione włoskie buty. Zrobiła to powoli i z lodowatym obiektywizmem. I w końcu zadała mu pytanie, które nurtowało ją od samego początku — No cóż, kim pan jest? 21

Katherine zdawała sobie sprawę, że jej obecny wygląd nie sprzyjał wysiłkom, by wygrać tę wojnę na słowa. Trudno jest — jeśli w ogóle to możliwe — brzmieć poważnie, będąc jednocześnie rozciągniętą na sofie, z uniesionymi nogami i rozdartą spódnicą. Jej przeciwnik, teraz już całkiem spokojny, nie mógł oprzeć się komizmowi sytuacji. Stanął wyprostowany, z ramionami wzdłuż szwów spodni, z wysuniętą brodą i odpowiedział pełen szacunku: — Chad Adam Butler, do usług, proszę pani. Mrugnął do niej porozumiewawczo i opuścił biuro Eleanor, znikając gdzieś w głębi korytarza. Katherine parsknęła z wściekłością. Zacisnęła zęby usiłując zachować spokój i zadała sobie- kilka pytań: Dlaczego ten mężczyzna miał na nią tak idiotyczny wpływ? Dlaczego zawiodły jej nerwy — nad którymi już dawno nauczyła się panować — i to w dodatku w sytuacji, kiedy spotkała osobę, którą powinna oczarować? Tak, wiedziała kim jest. Nietrudno było zgadnąć. Był bardzo podobny do innego Chada, swojego dziadka, Chadwicka Butlera, założyciela całej tej bajecznej sieci sklepów, którego portret wisiał ponad wejściem do kwatery głównej firmy. Katherine zmarszczyła czoło. Zdaje się, że zniszczyła całą swoją karierę jednym, głupim wybuchem; a przecież tak ciężko pracowała... Usiadła i spuściła nogi na dół usiłując założyć buty, które Chad Butler rozrzucił na dywanie. Lewa stopa trochę bolała, ale Butler miał rację — opuchlizna była ledwo widoczna, niemal niezauważalna. Złamanie, a nawet zwichnięcie skończyłoby na zawsze jej karierę u Butlera. Przygnębiona oparła głowę na dłoni. A może już jest po wszystkim? Przecież to ona nie miała racji. Chad Butler zachował się bardzo poprawnie, a nawet ze staromodną galanterią. To ona zareagowała tak, jak gdyby był troglodytą ciągnącym ją za włosy do jaskini. 22

Przecież nie mógł wiedzieć, że dotknął bolącego nerwu wspomnień z dzieciństwa. Co prawda, pozwolił sobie na kilka bardzo bezpośrednich uwag, jednak to nie tłumaczy jej zachowania. Z pewnością Butler postępował tak w stosunku do wszystkich kobiet. Może chciał ją uspokoić, rozwiać jej zakłopotanie wynikające z trudnej sytuacji. Katherine poczuła, że oblewa się gorącym rumieńcem, gdy przypomniała sobie ostatnie dwadzieścia minut. Wydarzenia tego ranka, który zaczął się przecież nie najgorzej, doprowadziły do tego, że na skutek własnego błędu pozbyła się czegoś, co ceniła najbardziej: kontroli nad własnym losem. Zdała sobie sprawę, że w ułamku sekundy, wtedy gdy zrobiła ten nieszczęsny, ostatni krok do tyłu, przeznaczenie zmieniło jej życie. Jej przyszłość u Butlera nie była już taka pewna, a to przecież było najważniejsze. Widziała już Eleanor Graham wchodzącą do swojego biura ze słowami: „Jesteś zwolniona". A może będzie to telefon od sekretarki Chada Butlera, która przekaże tę samą wiadomość? Po raz pierwszy w życiu zdała sobie sprawę, jak bardzo zależna jest od postaw i zachowań innych ludzi, a przecież tak bardzo chciała uniknąć tego rodzaju związków. Pojawiło się pierwsze pęknięcie w murze samowystarczalności. Bez względu na to co się stanie, zachowa się godnie. Zmusiła się do myślenia o rzeczach najpilniejszych i właśnie podniosła słuchawkę, by zadzwonić do centrali, gdy do biura wpadła Dee Cummings. Dee była niższa od Katherine o całe trzy cale. Miała okrągłe, brązowe oczy, zadarty nosek i wiecznie krótko obcięte włosy — co w sumie nadawało jej wygląd „naiwnej" modelki. Spotkały się, gdy ich listy ofert zaczęły się niebezpiecznie kurczyć, Katherine miała zbyt „indywidualną" twarz, Dee w wieku dwudziestu czterech lat przestawała wyglądać „naiwnie". Kiedyś przepłakały 18

wspólnie całą noc i postanowiły spróbować swych sił w promocji mody. Ich przyjaźń scementowały trzy opakowania chusteczek higienicznych i dwie butelki taniego wina. W życiu Dee zdarzył się cud, a może nawet dwa: dostała pracę u Butlera i zaraz potem spotkała przystojnego studenta medycyny. Katherine natomiast walczyła to z jedną, to z drugą beznadziejną posadą i prowadziła życie klasztorne, co Dee uważała za nudne i nieciekawe. Dee była teraz w ośmym miesiącu ciąży i marzyła tylko o dziecku, mężu, kominku i domu. Chciała, aby Katherine przyjęła jej posadę, lecz jeszcze bardziej pragnęła, by jej przyjaciółka zaznała owego szczęścia, które stało się jej udziałem. Bez względu na opory Katherine, Dee zawsze wyszukiwała dla niej potencjalnych kandydatów na męża. Tego ranka nadzieje Dee wzrosły. — Katherine, powiedz mi... — zaczęła podniecona — co tu się dzieje? Właśnie spotkałam Chada w hallu i Jeeezu... — Wiesz, jakie wrażenie na nim zrobiłaś?! Katherine gestem nakazała jej ciszę. Poprosiła telefonistkę z centrali o przysłanie jej jednej z krawcowych działu przeróbek. Musiała przecież zeszyć spódnicę. Dee nie mogła powstrzymać ciekawości i kręciła się nerwowo. — Tak, Dee, wiem, jakie wrażenie zrobiłam — powiedziała Katherine spokojnie odkładając słuchawkę. — Zrobiłam takie wrażenie, które prawdopodobnie będzie mnie kosztowało posadę. Cicho i beznamiętnie opowiedziała przyjaciółce, co zaszło. Dee słuchała ciekawie, jej brązowe oczy lśniły z napięcia. Gdy Katherine skończyła dodając komentarz o niefortunnym spotkaniu z synem szefa, Dee pokręciła głową z dezaprobatą. — Po pierwsze, moja droga Katherine, Chad nie jest synem szefa. Jest szefem. Adam Butler przeszedł na emeryturę w sierpniu. 24

Katherine poczuła, że ogarniają totalne przygnębienie. Nie mogło być gorzej. — Natomiast jeśli chodzi o wrażenie, jakie na nim zrobiłaś — głos Dee brzmiał tak, jak gdyby mówiła o wielkim triumfie — wiem, kiedy mężczyzna jest zainteresowany, a Chad Butler interesuje się tobą. Katherine pokręciła głową z niedowierzaniem. Jej stosunek do mężczyzn zawsze irytował Dee. — Posłuchaj, Katherine, wiem, że mam rację. Widziałam go jak szedł korytarzem, właśnie tam... — wskazała ręką na drzwi — z tym swoim uśmiechem na ustach, a wiesz jak wspaniale wygląda, gdy się śmieje. Nawet moje wierne serce zaczyna topnieć. Kiedy mnie zobaczył, zatrzymał się i powiedział: „Słuchaj, Dee, twoja przyja- ciółka Katherine Dunn to wspaniała dziewczyna. Cieszę się, że ją tu sprowadziłaś". I co na to powiesz? Twarz Katherine rozjaśniła się. — Mam nadzieję, że się nie mylisz. Ta praca jest dla mnie wszystkim. — Do diabła! Katherine! — ton Dee był pełen pogardy. — Interesuje się tobą przystojny, czarujący, bajecznie bogaty facet! Co cię obchodzi robota? — Obchodzi mnie. I ty wiesz dlaczego. Dee westchnęła głęboko. — Może twój ojciec był parszywcem, ale to nie znaczy, że wszyscy mężczyźni są źli. Daj mu szansę. Nie wiesz co tracisz. — Jesteś moją przyjaciółką, Dee, i kocham cię z całego serca, ale proszę cię raz na zawsze: zrozum mnie. Wiem, że małżeństwo i rodzina są wspaniałe... dla ciebie, nie dla mnie. Mnie to nie interesuje. To... — pokazała gestem biuro Eleanor Graham — jest rzeczą, której pragnę. — Tak? I mając sześćdziesiątkę chcesz być taka jak ona, stara i pusta i wiecznie skrzywiona jak maszkaron? Nie, Katherine. Masz miłość, którą możesz obdarzać. Kiedyś spotkasz mężczyznę, który otworzy to twoje 20

zakratowane serce i zobaczysz, jaką to będzie ulgą dla ciebie. Katherine westchnęła. Przyjemnie było wierzyć, że jest gdzieś na świecie Ten Wymarzony, który szuka jej wszędzie, i że wszystko co musi zrobić, to czekać aż nadejdzie (oczywiście że nadejdzie, ponieważ we wszystkich bajkach królewicz zawsze nadchodził). A wtedy zabrzmi tysiąc trąb, na niebie rozbłyśnie nowa konstelacja, a oni odjadą srebrzystym rollsem i będą żyli razem długo i szczęśliwie. Tak, przyjemnie jest marzyć, lecz ten scenariusz wymyślili już Andersen i bracia Grimm. Nie było w nim roli dla niej. Odwróciła się w stronę małego korytarzyka prowadzącego do biura, które dzieliła z Dee. — Lepiej zabierzmy się do pracy, zanim nadejdzie Eleanor. Było już jednak za późno. Szefowa działu reklamy właśnie otwierała drzwi, a ogień w jej oczach nie oznaczał nic dobrego. — Czy mogę wiedzieć, co tu robicie? — zadała pytanie, na które natychmiast udzieliła sobie odpowiedzi. — Nic! Absolutnie nic! Zaraz się tym zajmiemy — z jej ust płynął jad. — Ty, Dee, natychmiast idź do plastyków i sprawdź, czy przygotowali już projekt reklamy na weekend. Dee posłała Katherine pełne strachu spojrzenie i wybiegła z biura. — A jeśli chodzi o ciebie, panno Dunn — Eleanor zawsze syczała wymawiając jej nazwisko — proszę skończyć tę kopię. Chcę mieć ją na biurku w południe. Katherine z wdzięcznością uciekła do swojego biura. Stary smok zionął ogniem, ale nie było mowy o zwolnieniu i to był sukces. Cały ranek był wypełniony pracą. Musiała dokończyć kopię reklamy przygotowaną przez Eleanor, odpowiedzieć na kilka listów i wykonać kilka telefonów z prośbą 21

o informacje. Przerwała tylko na chwilę po to, by założyć fartuch roboczy. Miała nadzieję, że krawcowa poradzi sobie z jej zniszczoną spódnicą. Dama, która przyszła odebrać dolną cześć jej garderoby, nie wyglądała na szczęśliwą. O jedenastej piętnaście dostarczono jej torbę firmową. Etykietka stwierdzała, że przesyłka pochodzi z Butiku Projektantów. Katherine zdziwiła się. Nie pracowała nad żadną reklamą dla tego działu. Ciągle nie wiedząc o co chodzi, otworzyła torbę. W środku znalazła bursztynową spódnicę z kaszmiru. Na sprzączce paska dostrzegła półksiężyc firmy Fortuni. Do materiału przypięta była wizytówka. Katherine odpięła ją. Była to wizytówka Chada Butlera, z tyłu znajdowała się odręcznie napisana notka: Chcący naprawić swój błąd. C.B. Zdziwiona i zmieszana możliwymi konsekwencjami przyjęcia podarunku, Katherine nie usłyszała wchodzącej do jej biura Eleanor Graham. Zorientowała się, gdy było już za późno. — A coż tu mamy? — Eleanor wyrwała wizytówkę z ręki Katherine i przeczytała ją uważnie. — To pismo Chada, jak mi się zdaje. Chce naprawić swój błąd? Jaki błąd? Nie myślał chyba o twojej niezdarności... Nie... — jej oczy zwęziły się, gdy wpatrywała się w Katherine. — Musi być coś innego. Coś o czym nie wiem... Jeszcze nie wiem... Katherine chciała zaprzeczyć tej insynuacji, cóż jednak mogła zrobić poza zignorowaniem jej. Eleanor podeszła do jej biurka i przeczytała dokończoną kopię. Kiwnęła głową z aprobatą i włożyła papiery do teczki. 27

— Proszę to wysłać do plastyków — poleciła. — Nagłówki mają mieć wysokość trzydziestu ośmiu punktów. To chyba wystarczy, by zwrócić uwagę ludzi. Skierowała się w stronę korytarzyka, lecz coś widać przyszło jej jeszcze do głowy, bo nagle zawróciła i spojrzała na Katherine wąskimi szparkami oczu. — Panno Dunn—wysyczała. — Jesteś tutaj nowa, ale wkrótce usłyszysz, jaką reputacją cieszy się Chad. Nie pochlebiaj sobie. Nie jesteś nikim wyjątkowym. Kolejna zabawka w jego rękach. Lubi się bawić... przez chwilę — na ustach Eleanor pojawił się okrutny uśmiech. Odeszła powoli, zostawiając Katherine czerwoną ze złości i rozczarowania. Wkrótce w biurze szefowej zadzwonił telefon. Katherine usłyszała głos Eleanor. Jej ton świadczył o tym, że nie spodobało jej się to, co jej przekazano. Dalej nastąpił trzask odkładanej słuchawki, a w korytarzyku zahuczały kroki Eleanor. — Jesteś szybsza niż myślałam — spojrzała z pogardą na Katherine. — Dzwoniła sekretarka Chada. Chce cię widzieć na sesji planowania dziś po południu. To bardzo ważne spotkanie. Będzie na nim Rada Dyrektorów, a także kierownicy sklepów i ważniejszych działów. — Pogarda w jej głosie narastała. — Wszyscy będą się zastanawiać, w jaki sposób ty, kompletne zero, zdołałaś załatwić sobie zaproszenie. — Eleanor przyglądała się jej teraz z ukosa. — Odpowiedź nie będzie zbyt trudna, prawda, panno Dunn? Z Chadem jest tylko jeden sposób...

ROZDZIAŁ DRUGI Dwadzieścia minut później, Katherine wyszła z windy na siódmym piętrze i udała się do kantyny dla pracowników. Było to duże, słoneczne pomieszczenie udekorowane z nieco mniejszym przepychem niż miejsce przeznaczone dla klientów. Dee pomachała jej ręką z drugiego końca sali i gestem wskazała wolne krzesło przy swoim stoliku. — Katherine — zawołała — bądź tak dobra i przynieś mi budyń czekoladowy. Katherine kiwnęła głową, zabrała tacę i stanęła w kolejce po posiłki. Jej ponura twarz płonęła, w skroniach czuła pulsującą krew, która burzyła się w niej na wspomnienie potwornych insynuacji Eleanor Graham. Wcale nie była niewinnym dziewczęciem. W swoim życiu miała już kilka „ofert"; ofert, które mogły uczynić jej świat niemal luksusowym: podróże za darmo, posiłki za darmo, ubrania także za darmo. Jeden z mężczyzn posunął się nawet do tego, że zaproponował jej mieszkanie — również za darmo. Katherine za bardzo wierzyła w siebie, miała dla siebie zbyt wiele szacunku, by sprzeda- 24

wać się. w taki sposób. Co więcej, nie chciała zaakceptować faktu, że jedyną drogą do sukcesu jest zgoda na bezwzględną dominację mężczyzn. Zapach dobrego jedzenia przypomniał jej, że jest głodna i że powinna skierować uwagę na bardziej przyziemne sprawy. Spojrzała na kuszące potrawy. Wszystko wyglądało tak wspaniale, że istotnie trudno było dokonać wyboru, jednak w jej przypadku decydującym czynnikiem był budżet, który sprawiał, że decyzje dotyczące jedzenia były łatwe i zawsze takie same. — Poproszę sałatkę warzywną i kawę — powiedziała do dziewczyny stojącej za kontuarem. — Jakiś deser? — zapytała dziewczyna wręczając jej zamówienie. — Tak, poproszę budyń czekoladowy — wskazała na rząd naczyń stojących w chłodziarce. — A co powiesz na duży, słodki kawałek ciasta? — znana jej już opalona ręka postawiła talerzyk z ciastem na jej tacy. Katherine poczuła siłę ramienia Chada Butlera, opierającego się o jej własną rękę. Na jej policzkach natychmiast pojawił się rumieniec. Kolejka po posiłki nie była zatłoczona, nie musiał stać tak blisko niej, a jednak to ona z niechęcią myślała o tym, że musi się odsunąć. Czas jakby się zatrzymał, kurczowo trzymała się tej chwili, smakowała jej pełnię. Niejasno zdawała sobie sprawę, że młoda kelnerka wyciąga do niej rękę z budyniem, jednak przenikliwe spojrzenie Chada wstrzymywało ją przed jakimkolwiek ruchem. Stała obok niego na miękkich nogach. Minęła wieczność, zanim się odezwała. — Nie. Dziękuję. Ja... — zwróciła swoje szeroko otwarte, zielone oczy w stronę Chada — ja... nie chcę. Lecz jej oczy mówiły coś innego i Chad doskonale potrafił odczytać ukryte w nich znaczenie. Młoda kelnerka zaczęła się niecierpliwić. — Chce pani 25