Darcy Rice
Miłość na Hawajach
Anula & Irena
Scandalous
Wszystkim naszym nowym przyjaciołom, których zna
leźliśmy na Wielkiej Wyspie, i wszystkim starym przyjacio
łom, którzy nas tam odnaleźli.
Anula & Irena
Scandalous
1
- A niech to diabli!
Dźwięk tłuczonego szkła i wściekły męski głos rozbu
dziły śpiącego w rogu pokoju dużego żółtego psa. Suka
podniosła głowę i z uwagą popatrzyła na swego pana. Ła
godne spojrzenie jej brązowych oczu zawstydziło Corda.
Zamilkł i odetchnął głęboko. Po chwili złość minęła. Osta
tecznie stłukł tylko szklankę z sokiem.
- Przepraszam, Scuba. Nie chciałem cię obudzić. Zwyczaj
nie szklanka wyśliznęła mi się z ręki. - Suka prychnęła i wró
ciła do porannej drzemki. - Tak, psinko. Śpij sobie dalej.
Cord od lat mieszkał sam, ale nigdy wcześniej nie mówił
do siebie. Niedawno, ku swemu zmartwieniu, przyłapał się
na wygłaszaniu monologów do psa. Trajkotał jak nakręco
ny. Nie było to niebezpieczne przyzwyczajenie, ale z jakie
goś niezrozumiałego powodu wytrącało go z równowagi.
Prawdopodobnie czuł się po prostu samotny, choć w tym
momencie było to najmniejsze z jego zmartwień.
Tak naprawdę dobrze wiedział, co go gryzie. Miał do
syć użerania się z kulami, które sprawiały, że nawet przy
gotowanie śniadania wymagało od niego nie lada wysiłku.
Teraz, po wypadku, najprostsze czynności okazywały się
niewyobrażalnie trudne. Nie było sensu przejmować się
śniadaniem, skoro musiał sobie radzić z o wiele poważ
niejszymi problemami.
Spojrzał na porysowane linoleum. W pomarańczowej ka
łuży leżały odłamki szkła. Trzeba posprzątać. Wziął szczot-
7
Anula & Irena
Scandalous
kę i mocno przyciskając kule do ciała, zmiótł szkło na kup
kę pośrodku podłogi. Opierając się na kulach i na zdrowej
lewej nodze, z trudem podniósł prawą do góry.
Na skroniach pojawiły mu się krople potu. Lewa noga
drżała z wysiłku, ale skończył zamiatanie. Oparł się o blat
szafki i odetchnął głęboko. Koszulką otarł sobie twarz.
- Nie wiem, jak możesz spać w taki upal, piesku - wy
mruczał, przyciskając usta do wilgotnego materiału.
Parę minut po ósmej powietrze w chacie było już gorą
ce i wilgotne. Piętnaście lat życia na Wielkiej Wyspie na
Hawajach wciąż nie przyzwyczaiło go do parnych czerw
cowych dni. Jednak znosił te kilka tygodni, aby później
przez cały rok móc cieszyć się rajską pogodą.
Ten czerwiec był o wiele gorszy niż poprzednie. Może
dobry humor go opuścił, a może winne było parne powie
trze, od którego nieznośnie swędziała go skóra pod gipsem.
Jednego w każdym razie był pewien: czuł się koszmarnie.
Spojrzał z obrzydzeniem na kawałki szkła, potem na
chorą nogę. Biały niegdyś gips, teraz, po trzech tygodniach
od założenia, poszarzały od brudu, unieruchamiał mu no
gę od środka stopy po biodro. Wiele go będzie kosztowa
ło, żeby schylić się i posprzątać dokładnie, a musiał to zro
bić ze -względu na Scubę. Gdyby odłamek szkła wszedł jej
w nos albo w łapę, nie byłby w stanie zawieźć jej do we
terynarza ani nawet samemu się nią zająć.
Znalazł śmietniczkę i zmoczył szmatkę. Ostrożnie odło
żył kule i oparł się plecami o drzwi kredensu. Powoli ze
ślizgiwał się w dół, prawą nogę trzymając sztywno wycią
gniętą przed sobą.
W potłuczonym ciele czuł bolesne pulsowanie. Miał
wrażenie, że nigdy nie dosięgnie podłogi. Wreszcie udało
mu się usiąść. Kilka minut odpoczywał, po czym niezgrab
nie zebrał kawałki szkła na śmietniczkę i wytarł podłogę.
8
Anula & Irena
Scandalous
Rozejrzał się uważnie i znalazł jeszcze dwa odłamki. Po
woli przesunął dłonią po podłodze, by upewnić się, że do
kładnie posprzątał.
Zastanawiając się, jak najprościej wstać, uświadomił so
bie absurdalność sytuacji, w jakiej się znalazł, i roześmiał się
z rezygnacją. Ta sytuacja nie była absurdalna, była żałosna.
Tak niedawno, niecały miesiąc temu, jego życie wyglą
dało zupełnie inaczej. Teraz wydawało mu się, że od tam
tego czasu minęły całe wieki.
O tej porze dnia prawie zawsze znajdował się w kokpi-
cie swojego helikoptera. Skończyłby już wyjaśniać przepi
sy bezpieczeństwa pasażerom, usadziłby ich odpowiednio
i upewnił się, że mają zapięte pasy.
Oparł głowę o kredens i z zamkniętymi oczami oddał się
wspomnieniom. Znów tam był, znów leciał nad malowniczy
mi, pokrytymi Zaschniętą lawą polami i gęstym tropikalnym
lasem Wielkiej Wyspy. Nawet we wspomnieniach poczucie
siły i wolności, jakie dawał mu lot, przenikało go do głębi.
Otworzył oczy. Rzeczywistość bardzo odbiegała od ma
rzeń. Siedział na podłodze w kuchni w parny czerwcowy
poranek, próbując wstać.
Jak by na to nie patrzeć, miał szczęście. Nawet lekarze,
którzy nastawiali mu nogę, twierdzili, że przeżył cudem.
Cord nigdy nie wierzył w cuda, ale wiedział, że lekarze mie
li rację. To nieprawdopodobne, że wyszedł z tego wypadku.
Trzy tygodnie temu, kiedy samotnie wracał z wybrze
ża Kona na lotnisko w Hilo, rozpętała się burza. Silny
wiatr posłał helikopter na ziemię z taką łatwością, z jaką
człowiek strąca muchę.
Kilka godzin później odzyskał przytomność na oddzia
le intensywnej terapii. Zobaczył pochylone nad sobą twa
rze lekarzy i pielęgniarek. Ich zielone fartuchy pokrywały
jaskrawe czerwone plamy. Dopiero po jakimś czasie zo-
9
Anula & Irena
Scandalous
rientował się, że były to ślady jego krwi, i wtedy zastrzyk
w ramię pozbawił go przytomności. Ocknął się dopiero
po dwóch dobach.
Po operacji pozostał w szpitalu zaledwie przez kilka dni,
gdyż uparł się wrócić do domu. Początkowo lekarze nie
chcieli wyrazić zgody, ale tak nalegał, że w końcu ustąpili,
stawiając warunek, że dwa razy w tygodniu odwiedzi go
jedna z trzech pielęgniarek, które podróżowały do chorych
mieszkających w najbardziej odległych zakątkach wyspy.
Do domu wrócił dwa tygodnie temu. Nogę miał złama
ną w trzech miejscach, ale były to proste złamania. Guz
na głowie wielkości piłki do golfa prawie zniknął, chociaż
dotyk tego miejsca wciąż sprawiał mu ból. Klatkę piersio
wą miał purpurową od siniaków, ale nie odniósł żadnych
poważnych obrażeń wewnętrznych. Lekarze powiedzieli,
że jeszcze przez jakiś czas będzie obolały. Gipsu nie bę
dzie można zdjąć przez parę miesięcy, a potem czeka go
rehabilitacja. Ale nie wolno mu zapomnieć, że naprawdę
miał dużo szczęścia.
Szczęścia. Rzeczywiście. Niestety, wyglądało na to, że
jeśli sytuacja nie poprawi się w miarę szybko, jego zapas
szczęścia się wyczerpie. Big Island Wings, jego firma prze
wozowa zapewniała mu utrzymanie od lat. To prawda, że
czasem zysk był niewielki, ale zawsze miał wystarczającą
ilość pieniędzy, żeby żyć, tak jak chciał i gdzie chciał.
Przede wszystkim mógł zarabiać, latając helikopterem,
i nie odpowiadał przed nikim.
Sam decydował, czy danego dnia będzie pracował, czy
zostanie na plaży. Nikt go nie kontrolował, nikogo nie ob
chodziło, co je na śniadanie albo o której kładzie się do
łóżka czy wstaje. Robił to, co chciał.
Oczywiście czasem czuł się samotny, ale przywykł do
tego. Odrobina samotności to nic w porównaniu z bólem,
10
Anula & Irena
Scandalous
jaki wywoływało przywiązanie się do drugiej osoby. Do
brze o tym wiedział i nie zamierzał znów cierpieć.
Jego życie może wkrótce drastycznie się zmienić, jeśli
nie znajdzie wyjścia z sytuacji, w której się znalazł. Firma
ubezpieczeniowa pokryje koszty naprawy helikopteru, ale
zaległe składki pochłonęły wszystkie oszczędności. Maszy
na gotowa była już od tygodnia. Niestety nie mógł jej ode
brać, bo nadal zalegał z kilkoma tysiącami dolarów.
W tej chwili odzyskanie helikoptera nie miało aż takie
go znaczenia, bo z nogą w gipsie i tak nie mógłby latać.
Starał się nie myśleć o tym, że jeszcze przez co najmniej
dwa miesiące nie siądzie za sterami ukochanej maszyny.
W dodatku, jeśli nie podejmie szybko jakichś zdecydowa
nych kroków, zbankrutuje, zanim wyzdrowieje. Odbiorą
mu wszystko, co jest dla niego ważne. Wszystko. Ta myśl
nie dawała mu spokoju.
Zmienił niewygodną pozycję i spojrzał na zegar. 8.25.
Pielęgniarka zaraz tu będzie. Ciekawe, która dziś przyje
dzie: starsza, opiekuńcza i rozmowna, czy młodsza, blon
dynka w okularach. Obie zawsze były uprzejme i niena
gannie spełniały swoje obowiązki, ale Cord podejrzewał,
że był dla nich uciążliwym pacjentem.
I co z tego? Niby jak miał się zachowywać, skoro cią
gle go opukiwały i kłuły? Bez względu na to, która dziś
się zjawi, żadna nie może znaleźć go rozciągniętego na
podłodze jak pijaka. Gdyby poinformowały o tym leka
rzy, kazaliby mu natychmiast wracać do szpitala. Zaci
snął zęby, przeczuwając ból, jaki sprawi mu próba pod
niesienia się.
Wstał z trudem, opierając się na kuli. Łapiąc oddech, od
poczywał oparty o kredens. Po chwili usłyszał warkot pod
jeżdżającego samochodu. Scuba zerwała się natychmiast
i zaczęła ujadać.
11
Anula & Irena
Scandalous
- Cicho, mała, cicho. Uspokój się. To tylko pielęgniar
ka. - Cord pokuśtykał do drzwi.
Randee Turner zatrzasnęła zachlapane błotem drzwi sa
mochodu i utkwiła zaskoczony wzrok w dziwacznej bu
dowli, którą miała przed sobą. Droga, w którą skręciła
z autostrady, kończyła się w tym miejscu, więc na pewno
dobrze trafiła, ale wciąż rozglądała się z niedowierzaniem.
Niewielką polankę na wzgórzu otaczały gęste krzewy,
poza którymi widziała błękitne wody Pacyfiku. Na środ
ku polanki stała mała drewniana chata ze zniszczoną we
randą od strony oceanu. Nieopodal zaparkowany był sta
ry jeep, częściowo przykryty brudną plandeką.
Randee przyglądała się chacie, nie mogąc uwierzyć, że
mieszka w niej mężczyzna, o którym tyle słyszała. Nie
wiedziała w zasadzie, czego oczekiwać, ale na pewno nie
tego. Gospodarzem takiego domu mógłby być hipis, a nie
najlepszy pilot helikopterów na Hawajach.
Przycisnęła do siebie skórzaną teczkę i odetchnęła głę
boko. To, co zobaczyła, nieco zbiło ją z tropu, ale nie
wpłynie na zmianę decyzji. Najwyraźniej tajemniczy pan
Barrett nie przepadał za telefonami i lubił samotność, ale
Randee nie zamierzała zdawać się na powolne usługi pocz
ty. Nie miała na to czasu, a poza tym nie chciała ryzyko
wać, że Barrett nie zgodzi się na spotkanie. Dlatego wła
śnie musiała zjawić się tu bez zapowiedzi, tym bardziej, że
jej oferta warta była przedyskutowania w cztery oczy.
Zresztą to nie był odpowiedni moment, żeby ulegać nie
śmiałości. Robiła to przecież nie tylko dla siebie. Tym ra
zem chodziło o wiele więcej. Rorey liczył na nią. Myśl
o nim sprawiła, iż poczuła się pewniej. Nie zawiedzie swo
jego najdroższego Roreya.
Omijając parujące w porannym słońcu kałuże pozosta
łe po nocnym deszczu, dotarła do werandy. Wytarła buty
12
Anula & Irena
Scandalous
o matę i, nie znalazłszy dzwonka, uniosła dłoń, żeby za
pukać.
Zanim zdążyła to zrobić, drzwi otworzyły się na oścież.
Randee ujrzała w nich wysokiego, szczupłego mężczyznę
wspartego na kulach. Obok niego stał duży żółty pies; wy
glądał przyjaźnie, ale nie spuszczał z niej wzroku.
- Dziś przynajmniej się pani nie spóźniła. - Błękitne oczy
zatrzymały się na niej na chwilę, po czym odbiło się w nich
zdziwienie, jakby spodziewał się kogoś innego. - Przepra
szam, myślałem, że to, no... Marge. Zwykle się spóźnia.
Mimo iż miał nogę unieruchomioną gipsem, szybko
cofnął się w głąb pokoju.
- Nie chodzi o to, że mi się gdzieś spieszy. Nigdzie nie
mogę się ruszyć z tą nogą. Ale i tak nienawidzę czekania.
- Zniecierpliwiony machnął kulą, zapraszając ją do środ
ka. - Proszę wejść. Chcę mieć to już z głowy. Scuba, po
łóż się. Leżeć! Pozwól pani zrobić to, po co przyszła. - Su
ka grzecznie podreptała do legowiska w kącie, ale wciąż
nie spuszczała wzroku z przybyłej.
Mężczyzna przeszedł na środek zagraconego pokoju, któ
ry najwyraźniej służył i za sypialnię, i za pokój gościnny.
- Mam nadzieję, że przyniosła pani jakiś środek na swę
dzenie. Doprowadza mnie do szału. W zeszłym tygodniu
powiedziałem Marge, że już dłużej tego nie zniosę.
Randee podążyła za nim do małego pokoju. Zdezorien
towana, nie pamiętała już ani słowa z przemowy, którą so
bie wcześniej przygotowała i kilkakrotnie przećwiczyła.
Od wielu osób słyszała, że Cord Barrett jest wysokim,
przystojnym, nieco szorstkim facetem. Jednak te zdawko
we opisy tylko w małym stopniu oddawały rzeczywistość.
Mężczyzna był wysoki, miał co najmniej metr osiemdzie
siąt wzrostu, i nawet chodząc o kulach, robił imponujące
wrażenie. Był ciemnym blondynem, ale w gęstej czuprynie
13
Anula & Irena
Scandalous
widoczne były również siwe pasemka. Miał zbyt wyraźne
rysy twarzy, żeby uznać go za typowego przystojniaka: wy
sokie kości policzkowe, silnie zarysowany nos, kwadratową
szczękę. Te ostre rysy łagodziły pełne, zmysłowe usta i in
tensywnie błękitne oczy ocienione długim jasnymi rzęsami.
Cord oparł kule o sofę, jedyny mebel w tym pokoju,
i przez chwilę stał tylko na zdrowej nodze. Ku zaskoczeniu
Randee jednym ruchem ściągnął przez głowę koszulkę i od
rzucił ją na oparcie kanapy. Kobiecie nagle zabrakło tchu.
Miał umięśniony, szczupły tors, szerokie ramiona i wą
skie biodra. Jasnozłotą skórę na klatce piersiowej pokry
wały mu poskręcane miedziane włoski, znikające na brzu
chu pod nisko zsuniętymi znoszonymi bawełnianymi
spodenkami. Tylko kilka blednących siniaków psuło wra
żenie doskonałości, za jaką według Randee mogło ucho
dzić ciało tego mężczyzny.
Cord obejrzał się krytycznym wzrokiem, jakby jego or
ganizm był psującą się i sprawiającą mu zawód maszyną.
Dotknął największego i najciemniejszego siniaka, ciągną
cego się od żeber do lewego biodra.
- Już nie jest taki purpurowy, ale tutaj... - palcem ob
ciągnął w dół spodenki, odsłaniając nie tylko siniaka, ale
i całe biodro, jasną skórą wyraźnie odcinające się od opa
lonego torsu - tutaj jest najgorzej.
- Panie Barrett... - wykrztusiła z trudem Randee. Nagle
uświadomiła sobie, że dziwaczny dom Corda Barretta stał
na zupełnym odludziu. Żadnego telefonu ani sąsiadów.
W co ona się wpakowała? Przypomniała sobie krętą dro
gę, którą tu przyjechała. Nie mijała żadnych zabudowań.
Mimo że nie powiedział nic niewłaściwego i nie zrobił
nawet kroku w jej kierunku, Randee poczuła się zaniepo
kojona. Cord wyglądał na mężczyznę, który dostawał to,
czego chciał i kiedy chciał. Jego silne ciało i pewność sie-
14
Anula & Irena
Scandalous
bie nie pozostawiały co do tego żadnych wątpliwości. Nie
świadomie jej wzrok znów spoczął na jego umięśnionych
ramionach i dużych mocnych dłoniach.
Zwilżyła usta językiem. Serce waliło jej jak szalone, ale
wzięła głęboki oddech i zmusiła się, żeby mówić opano
wanym tonem:
- Bardzo mi przykro, panie Barrett, ale wydaje mi się,
że zaszła jakaś pomyłka. Pozwoli pan, że się przedstawię.
Nazywam się Randee Turner. Obawiam się... nie, jestem
pewna, że bierze mnie pan za kogoś innego. Ja przyjecha
łam do pana w interesach.
Nie odpowiedział, więc Randee jeszcze raz odetchnęła
głęboko i bezskutecznie próbowała oderwać wzrok od
prawie nagiego ciała mężczyzny, który stał przed nią nie
wzruszenie.
Rozdrażniona jego milczeniem, ruszyła do przodu, roz
paczliwie starając się odzyskać kontrolę nad sytuacją.
- Proszę się nie obrażać, ale wolałabym, żeby się pan
ubrał, zanim zaczniemy rozmowę.
Zdezorientowany i zdenerwowany Cord podciągnął
spodenki. Dopiero teraz dokładnie się jej przyjrzał. Z pew
nością nie wyglądała na pielęgniarkę. Nie nosiła fartucha
ani plakietki z nazwiskiem. Powoli taksując ją spojrze
niem, zrozumiał, że się pomylił i to bardzo.
Kobieta miała ciemne, kasztanowe włosy, upięte w kunsz
towny kok, który jednak w czasie podróży rozluźnił się i kil
ka uwolnionych kosmyków okoliło jej delikatną twarz,
teraz pokrytą ciemnym rumieńcem. Poza tym zauważył zie
lone oczy, malutki nosek pokryty kilkoma piegami i pełne,
kuszące usta.
Ubrana była w jedwabną zieloną sukienkę, stanowczo
zbyt elegancką, jak na ten rolniczy rejon Hawajów, szcze
gólnie w taki upał, za to idealnie dobraną do koloru oczu.
15
Anula & Irena
Scandalous
Opinająca się na kształtnych piersiach krótka sukienka
odsłaniała długie zgrabne nogi.
Ta kobieta roztaczała wokół siebie aurę bogactwa i suk-
celu. Była bardzo seksowna, ale w jego chacie wydawała
się przybyszem z Wenus. Co ona właściwie tu robiła?
- Co ma pani na myśli, mówiąc o interesach? - Cord
podniósł koszulkę, ale jej nie włożył. Przecież wcale nie
zapraszał tu tej kobiety, a poza tym powietrze w pokoju
gęstniało z każdą sekundą. Wytarł koszulką strużkę potu
spływającą mu z czoła.
Najwyraźniej upał nie robił na nieznajomej żadnego
wrażenia, wyglądała jakby właśnie wyszła z klimatyzowa
nego salonu piękności. Nie spieszyła się z odpowiedzią.
- Po co pani tu przyjechała? - spytał zniecierpliwiony.
Randee odetchnęła głęboko i Cord widział, jak wznoszą
się i opadają jej pełne piersi. Nagle zapragnął poczuć pod
palcami przyjemny chłód materiału opinającego jej biust.
- Jestem tu, aby pomóc panu uratować Big Island Wings.
2
- Uratować moją firmę? O czym pani mówi? - Cieka
wość mężczyzny zmieniła się w podejrzliwość. - O co pa
ni chodzi?
- To żadna tajemnica. Po prostu zobaczyłam pana ogło
szenie w gazecie, zrobiłam rozeznanie, zorientowałam się
w sytuacji. Jestem przekonana, że uda się nam coś pora
dzić na pana kłopoty.
Dumnie podniesiona broda kobiety i jej chłodny ton roz
drażniły Corda, ale postanowił nie dać tego po sobie poznać.
16
Anula & Irena
Scandalous
Rzeczywiście dwa tygodnie temu zamieścił ogłoszenie, o któ
rym wspomniała, bo wreszcie dotarło do niego, że jeśli szyb
ko nie podejmie zdecydowanych kroków, straci firmę.
Chociaż wielokrotnie tłumaczył sobie, że nie miał inne
go wyjścia, że robił tylko to, co konieczne, żeby ocalić fir
mę, kiedy ujrzał swoje ogłoszenie w druku, zrobiło mu się
niedobrze. Ostrożnie dobrane słowa zdawały się kpić
z niego, podkreślać jego bezsilność.
Uznana firma poszukuje inwestora z kapitałem w celu
rozwiązania przejściowych kłopotów finansowych. Zgłosze
nia kierować do Corda Barretta, Big Island Wings, skr.
poczt. 243, Honaunau, HI 97245.
Od momentu publikacji ogłoszenia desperacja Corda
tylko się pogłębiła. Przez dwa tygodnie nikt nie odpowie
dział na anons, nikt nawet nie chciał poznać szczegółów.
Ze swojej skrzynki na listy wyjmował jedynie zaległe ra
chunki. Nie da się ukryć, że znalazł się w trudnej sytuacji,
a kusząca nieznajoma dobrze zdawała sobie z tego spra
wę. Zmierzył kobietę taksującym spojrzeniem.
- Pani...
- Randee Turner. - Cord zauważył, że mocniej przyci
snęła do siebie skórzaną teczkę. Ten nerwowy gest wydał
mu się nie na miejscu, nie pasował do eleganckiego wyglą
du i opanowanego sposobu bycia kobiety. Być może wca
le nie była tak spokojna, jak myślał na początku.
- O co konkretnie pani chodzi?
- Przede wszystkim proszę mi powiedzieć, czy podjął
pan już jakieś zobowiązania?
Najwyraźniej minął już moment słabości, która ją na
chwilę ogarnęła, i kobieta znów panowała nad sytuacją.
Ton głosu sugerował, iż doskonale wiedziała, że nikt nie
17
Anula & Irena
Scandalous
zainteresował się ogłoszeniem, ale nie zamierzała mu tego
wytykać. Prawdę mówiąc, zadała to pytanie w sposób su
gerujący, że wie o nim o wiele więcej.
Cord poczuł się niezręcznie. Przypomniał sobie, że napo
mknęła coś o zrobieniu rozeznania. Co to miało znaczyć?
- Panie Barrett?
- Nie, nie przyjąłem żadnej oferty, jeśli o to pani cho
dzi. Jeszcze nie. - Niby jak. Nie dostał żadnej oferty. Ta
kobieta zupełnie nie pasowała do jego wyobrażenia o ci
chym wspólniku w firmie przewozowej. Wyglądała jak
by... nie był jeszcze pewien, ale nagle poczuł jej wzrok
i uświadomił sobie, że jest nagi do pasa i ściska w ręce po
gniecioną koszulkę.
Zrobiło mu się nieswojo. Szybko ubrał się i oparł na ku
lach. Powietrze gęstniało i noga zaczęła mu pulsować z bó
lu. Musiał ją rozruszać.
Przeszedł na drugą stronę pokoju i otworzył szerokie
drewniane okiennice, mając nadzieję, że wpuści do środ
ka ożywczy powiew wiatru, ale na zewnątrz panował ta
ki sam upał.
- A co pani ma z tym wspólnego?
- Pracujemy w tej samej branży, panie Barrett.
- Czyżby? - W jego głosie zabrzmiał sarkazm. - Jakoś
trudno mi w to uwierzyć.
Nawet jeśli kobieta zauważyła, że jest niegrzeczny, nie
dała tego po sobie poznać. Nie porzuciła rzeczowego tonu.
- Czy zna pan „Kona Breeze"?
Niecierpliwie przytaknął. Oczywiście, że zna. Wszyscy
znali ogromny trymaran, który, odkąd pamiętał, zabierał
turystów z wybrzeża do rezerwatu morskiego w Zatoce Ke-
alakekua, gdzie mogli nurkować i podziwiać rafy koralowe.
- Więc pracuje pani dla Jacka Hastera? - Trudno było
mu w to uwierzyć. Spotkał Hastera kilkakrotnie parę lat
18
Anula & Irena
Scandalous
temu. Był to stary wyga morski o niewyparzonej gębie.
Cord nie wyobrażał sobie, że mógłby choćby przez pięć
minut znosić przy sobie taką wymuskaną damę, nawet
równie piękną, jak Randee Turner.
- Nie, nie pracuję dla Hastera. Jestem właścicielką „Ko
na Breeze".
- Naprawdę? Od kiedy? - Zdziwienie w jego głosie za
brzmiało wyjątkowo niegrzecznie, ale Randee Turner nie
zwróciła na nie uwagi.
- Kupiłam statek kilka miesięcy temu, ale szybko się
uczę. - Uśmiechnęła się, tym razem ze skruchą. - Przyzna
ję, że muszę się jeszcze wiele nauczyć. I wiele naprawić.
Cord zmrużył oczy z niedowierzaniem. Wykluczone,
żeby ta kobieta miała coś wspólnego z „Kona Breeze". Wy
glądała raczej jak bogata turystka z jednego z luksusowych
kurortów wybrzeża Kohala, która spędza czas na robieniu
zakupów w drogich butikach i smażeniu się na plaży. Od
kąd zamieszkał na Hawajach, widział setki takich kobiet,
czasem przewoził je helikopterem - wtedy, gdy ich mężom
udało się odciągnąć je od wydawania pieniędzy.
- Jak to naprawić?
- Jack Haster niedomagał przez ostatnie kilka lat i w re
zultacie interes trochę podupadł. W każdym razie teraz sy
tuacja się zmieni. Do końca roku zamierzam zwiększyć
liczbę przewożonych pasażerów o połowę.
Cord nie wiedział, co o tym myśleć. Kobieta najwyraźniej
znała się na rzeczy. Czyżby mówiła prawdę? Musiał przy
znać, że nie odniósł wrażenia, że kłamie albo że zwariowała.
Pewność, z jaką przeszła do sedna sprawy, nie podawała
w wątpliwość jej uczciwości. Wciąż nie do końca przekona
ny próbował znaleźć inne wytłumaczenie, ale bezskutecznie.
Dobrze, może „Kona Breeze" należał do niej. Może bo
gaty mąż kupił statek swojej ślicznej żonie, żeby się nie
19
Anula & Irena
Scandalous
nudziła. Pewnie taki statek to lepsza zabawa niż rozsta
wianie po kątach służących. Zajmie się nim jakiś czas,
a potem odrzuci, jak niepotrzebną zabawkę, Cord popa
trzył na jej dłonie, długie zgrabne palce o wypielęgnowa
nych paznokciach. Pewnie nigdy w życiu nie pracowała.
- A co pani i „Kona Breeze" macie wspólnego z moją
firmą?
- Mnóstwo, panie Barrett. Chcę ubić z panem interes.
Wiem, że szuka pan wspólnika, który zainwestowałby
w pańską podupadającą firmę. Chcę zostać pana wspólni
kiem.
- Więc dlaczego po prostu nie odpowiedziała pani na
moje ogłoszenie?
- Uznałam, że będzie najlepiej, jeśli spotkamy się oso
biście, żebyśmy od razu mogli przejść do konkretów. Po
siadam niezbędne fundusze. Jak pan wie, musimy działać
szybko. Jestem przekonana, że mogłabym nie tylko urato
wać pana firmę przed bankructwem, ale i zapewnić jej ko
rzystne warunki rozwoju w przyszłości.
- Ach tak.
Cord poczuł, że krew napływa mu do twarzy. Co ta ko
bieta sobie wyobraża? On lata na tych wyspach od pięt
nastu lat, a teraz ona będzie go „ratować przed bankruc
twem"? Dobrze znał ten typ kobiet. Bogate, znudzone
i szukające kolejnej rozrywki. Odgrywa teraz przed nim
rolę wielkodusznej, hojnej damy, która dla zabawy chce
okazać serce zdziwaczałemu pilotowi mieszkającemu
w rozwalającej się chacie. Niech sobie szuka innej ofiary.
Podszedł do drzwi. Kiedy ją mijał, owionął go delikat
ny, słodki zapach perfum i natychmiast poczuł reakcję
swojego ciała. Walcząc z ogarniającym go pożądaniem,
otworzył drzwi i kulą wskazał jej drogę.
- Nie jestem zainteresowany. - Chciał, żeby natych-
20
Anula & Irena
Scandalous
miast wyszła. To, jak na niego działała, jeszcze potęgowa
ło jego wściekłość.
- Ale...
- Do widzenia pani. - Im szybciej ona stąd zniknie, tym
lepiej. Przez nią nie mógł logicznie myśleć.
Kobieta zawahała się przez chwilę, jakby zastanawiając
się nad odpowiedzią. Bez słowa podeszła do drzwi. Zatrzy
mała się tuż przy Cordzie. Otwarcie popatrzyła mu w oczy.
- Postępuje pan bardzo nierozsądnie. - Mówiła grzecz
nie, ale w jej głosie Cord usłyszał stalowy ton, który przy
ciągnął jego uwagę. - Zaryzykuję, że obrażę pana jeszcze
bardziej, i powiem, że zachowuje się pan idiotycznie. Na
wet nie zapoznał się pan z moją propozycją. Potrzebuje
pan kogoś natychmiast, dobrze o tym wiem.
Cord starał się nie okazywać emocji, które go ogarnę
ły, ale czuł, że przed tą kobietą i tak nic się nie ukryje. Bał
się odpowiedzieć.
- Myślę, że powinien mnie pan wysłuchać. Znalazł się
pan w impasie. Oboje o tym wiemy. Już niedługo lida się
panu pozostać na rynku.
Tym zdaniem tylko dolała oliwy do ognia. Z trudem
powstrzymywał się, żeby jej nie zwymyślać. A przecież
miała rację. Dwa tygodnie i żadnej perspektywy wyjścia
z kłopotów. Z wyjątkiem oferty seksownej i bezczelnej
Randee Turner. Teraz tylko ona stała między nim i ban
kructwem. Tak czy inaczej, wiele go kosztowało, żeby po
prostu nie wyrzucić jej za drzwi.
- Dobrze, wysłucham panią. Ale proszę się streszczać.
Co mi pani proponuje? - Patrzył jej prosto w oczy, nie za
mierzając jej niczego ułatwiać.
- Czy nie powinien pan usiąść? To znaczy, pańska noga...
- Proszę się nie martwić moją nogą. Do rzeczy. Co mi
pani proponuje?
21
Anula & Irena
Scandalous
Randee zwilżyła usta językiem. Pamiętała jedynie strzęp
ki swojej przećwiczonej przemowy. Nie może okazać de
speracji. W tej grze ryzykowała zbyt wiele. Pomyślała o Ro-
reyu i od razu umysł jej się rozjaśnił.
- Miał pan ostatnio pecha, panie Barrett.
Odburknął coś potakująco i wzruszył ramionami.
- Owszem. Można to tak nazwać. Mogło być znacznie
gorzej, ale proszę przejść do rzeczy.
Randee nagle uświadomiła sobie, że stoi stanowczo za
blisko tego mężczyzny, wciśnięta między niego i drzwi.
Powoli podeszła do stolika i położyła teczkę, ciesząc się,
że ma powód, aby odsunąć się od pana Barreta. Czuła, że
lada chwila nogi mogą odmówić jej posłuszeństwa.
Kiedy się odwróciła, twarz Corda przybrała maskę obo
jętności, nie zdradzała żadnych uczuć. Z jakiegoś powodu
drażniło ją to o wiele bardziej niż jego poprzednia wro
gość. Postanowiła więc uciec się do słów, które wielokrot
nie powtarzała sobie w domu.
- Oto moja propozycja. Przede wszystkim pana heli
kopter musi znowu latać. Nie dość, że nie zarabia pan pie
niędzy, siedząc w domu, to jeszcze każdy dzień pozosta
wia lukę na rynku przewoźników, w którym Big Island
Wings miały spory udział.
Wyraz twarzy Corda pozostał niewzruszony. Nabrała
powietrza i kontynuowała, nieświadomie oczekując, że jej
przerwie.
- Ma pan nienaganną reputację. Wielu ludzi to potwier
dza, nawet niepotrzebna była panu reklama. Ale teraz, kie
dy pan nie lata, inni przewoźnicy przejmują pańskich
klientów. - Randee przerwała, oczekując jakiejś reakcji, ale
twarz mężczyzny nadal pozostawała nieprzenikniona.
Przełknęła ślinę. - Więc, jak już mówiłam wcześniej, zro
biłam rozeznanie, jak konkretnie wygląda pańska sytuacja.
22
Anula & Irena
Scandalous
Helikopter jest już naprawiony, ale wciąż stoi w hangarze?
-Tak.
- Przypuszczam, że nie ma pan funduszy na zapłacenie
zaległych składek za ubezpieczenie?
Na twarzy Corda pojawiła się irytacja.
- Dobrze pani przypuszcza.
- Zapłacę te zaległe składki. Zapłacę także pilotowi, któ
ry zastąpi pana w czasie rekonwalescencji. Przy odrobinie
wysiłku i szczęścia w przyszłym tygodniu będziemy latać.
- Naprawdę? - Cord mówił spokojnym, ale urywanym
głosem, jakby z całych sił starał się trzymać na wodzy swo
je uczucia.
- Ależ tak. Oczywiście trzeba też wpłacić bieżącą skład
kę, czego...
- Nie zrobiłem - dokończył z błyskiem w oczach. - Ale
to pani pewnie wie.
- Zrobiłam pewne...
- Rozeznanie, wiem. Proszę kontynuować.
- Wpłacę tę składkę, żebyśmy mogli zacząć latać. - Ran-
dee przerwała, próbując się zorientować, jak jej idzie, ale
nie potrafiła odgadnąć jego myśli. - No i jeszcze kwestia
pańskiego wynagrodzenia. - Poczekała na jego odpowiedź,
ale milczał. - To znaczy, oczywiście rozumiem, że musi
pan być w stanie się utrzymać.
Cord wykrzywił usta w grymasie, który miał być uśmie
chem.
- Tak, chyba można to tak nazwać.
- Będę panu płacić tyle, ile normalnie pan zarabiał, do
póty, dopóki nie zacznie pan sam latać.
- I czego oczekuje pani w zamian za swoją hojność?
Minęła wieczność, zanim odpowiedziała.
- Pięćdziesiąt jeden procent udziałów w Big Island Wings.
Stojący przed nią potężny mężczyzna wyglądał, jakby
23
Anula & Irena
Scandalous
ktoś kopnął go w brzuch. Nie odzywał się przez całą dłu
gą minutę. Spodziewała się wybuchu, ale kiedy wreszcie
przemówił, jego głos był niepokojąco niski.
- Co tak naprawdę będzie pani z tego miała? A może
zawsze pragnęła pani posiadać firmę przewozową?
- Niezupełnie. - Serce Randee waliło jak szalone. Spo
dziewała się ostrej reakcji i nie była przygotowana na tę
hamowaną wściekłość, słyszalną w każdym słowie.
- Ale założę się, że zawsze dostaje pani to, czego chce,
prawda? Wszystko, co tylko można kupić? - W jego spo
kojnym tonie brzmiała nuta pogardy. Cord odwrócił się
i wyszedł na zewnątrz. Jego kule głucho stukały o podłogę.
Randee czekała w środku, zastanawiając się, co zrobić.
Była niezdolna wykonać jakikolwiek ruch. Nie mogła te
raz dać za wygraną. Podjęła decyzję i podążyła za nim.
Mężczyzna stał na werandzie oparty o poręcz. Patrzył
przed siebie na gęste krzewy kawowe rosnące na zboczach
wzgórz i na rozciągające się poniżej błękitne wody Pacyfiku.
- Proszę posłuchać, panie Barrett - Randee mówiła do
jego szerokich barków. - Wiem, że znalazł się pan w trud
nej sytuacji. Bardzo mi przykro z powodu wypadku. Ale
moja propozycja to interes, który musi być korzystny dla
nas dwojga. Każda spółka działa na takich zasadach. - Ple
cy Corda nie wyrażały żadnych uczuć. - Potrzebuje mnie
pan, to prawda. Ale i dla mnie Big Island Wings to dobry
interes. - Zbliżyła się do poręczy, ale uważała, żeby nie pa
trzeć w kierunku Corda. Wiedziała, że musi być ostrożna.
Nie może pozwolić mu się domyśleć, jak bardzo jest jej
potrzebny. Zaczerpnęła tchu. - Jak wspomniałam wcze
śniej, muszę znaleźć więcej klientów dla „Kona Breeze".
Sam pan wie, że konkurencja jest duża. Turyści mogą po
płynąć albo „Kapitanem Cookiem", albo „Parry Boat", al
bo innymi mniejszymi jednostkami. Ale jeśli za rozsądną
24
Anula & Irena
Scandalous
cenę zaoferuję wycieczki moim statkiem połączone z prze
lotami pańskim helikopterem, mogę sprzedać te usługi du
żym agencjom turystycznym, szczególnie takim, które
mają japońskich klientów. Otworzyłoby to zupełnie no
we możliwości dla nas dwojga.
Cord nadal milczał.
- Jeśli wszystko dobrze pójdzie, w przyszłym roku mo
glibyśmy kupić jeszcze jeden helikopter. Więc, odpowiada
jąc na pana pytanie, panie Barrett, dla mnie ten interes to
świetna inwestycja. Jestem pewna, że i dla pana również.
- Ale dlaczego pięćdziesiąt jeden procent? - Po raz
pierwszy, odkąd wyszli na dwór, Cord odezwał się, choć
mimo upału jego głos był zimny jak lód.
- Muszę mieć kontrolę nad wszystkimi swoimi inwesty
cjami, panie Barrett. Taka jest moja polityka. - Tak to chy
ba powinnam nazwać, pomyślała sarkastycznie. Prawda
była taka, że nigdy już nie zamierzała zaufać żadnemu
mężczyźnie. Popełniła kiedyś ten błąd i "wyciągnęła wnio
ski z tej trudnej lekcji życia. Nie chodziło wyłącznie o nią.
Musiała też myśleć o Roreyu i chronić ich oboje. Mieli te
raz tylko siebie.
Cord zastanawiał się przez chwilę, czy nie wyrzucić ślicz
nej Randee z domu i nie przedstawić jej swoich racji w barw
nym języku, którego nie używał przez ostatnich szesnaście
lat, od kiedy wystąpił z szeregów piechoty morskiej.
Jednak nie zrobił żadnej z tych rzeczy. Uświadomił so
bie z przeraźliwą jasnością, że tak naprawdę nie ma wy
boru. Oferta Randee Turner była jedyną szansą na zatrzy
manie helikoptera, firmy, domu, czyli wszystkiego, na
czym mu zależało w życiu.
- Dobrze - wykrztusił.
- Dobrze? - Oczekiwała czegoś więcej.
- Przyjmuję pani propozycję. - Te słowa uwięzły mu
25
Anula & Irena
Scandalous
w gardle jak czerstwy chleb. - Ale pod jednym warunkiem.
- Słucham.
- Chcę mieć prawo odkupienia od pani tych pięćdzie
sięciu jeden procent.
- Za uczciwą cenę rynkową, którą wówczas wymienię?
- Tak, za cenę, którą pani wyznaczy. - Cord zdawał so
bie sprawę z niemożności realizacji tego warunku. Nigdy
nie będzie w stanie odkupić firmy.
- Wobec tego, panie Barrett, ubiliśmy interes.
3
Randee przekręciła klucz w zamku i powoli otworzyła
drzwi. Na palcach weszła do środka. Natychmiast zjawiła
się przed nią niska, tęga Hawajka, przyciskająca palec do ust.
- Ciii... Keiki śpi.
Randee poczuła, że poranne napięcie powoli ustępuje.
Uśmiechnęła się szeroko, widząc spokojną twarz kobiety
otoczoną kaskadą gęstych czarnych włosów.
- Oczywiście. Rorey nigdy nie wymiguje się od drzem
ki, kiedy zajmuje się nim ciocia Lani. Szkoda, że nie znam
twojego sekretu. - Odłożyła teczkę na stół. - Pójdę tylko
na niego zerknąć.
Cichutko wśliznęła się do malutkiej sypialni. Rorey spał
grzecznie w kołysce. Kilka minut stała przy nim, czując na
pływającą falę matczynej miłości. Wciąż nie mogła się na
dziwić, że w jej życiu pojawił się taki wspaniały chłopczyk.
Odkąd się urodził, zachwycała się drobnymi zmianami,
które zachodziły w wyglądzie synka. Teraz, mając półtora
roku, Rorey był już małym chłopczykiem, a nie niemow-
26
Anula & Irena
Scandalous
lęciem. Ale w chwilach takich jak ta Randee wciąż widzia
ła w nim bezbronne maleństwo, które wydała na świat.
Ostatnie dwa lata minęły tak szybko. Większość tego
czasu wypełniła złość, ból i smutek, same destrukcyjne
uczucia, ale nic nie mogło zmienić jej radości z narodzin
dziecka. Bez względu na wszystko nigdy nie będzie żało
wała tego cudu. Przeszła przez piekło, ale nic nie odbierze
jej tego szczęścia. Należało tylko do niej.
Wyciągnęła rękę i pogłaskała Roreya po policzku. Miał
gładką, ciepłą skórę. Drgnął przez sen, mrucząc coś nie
wyraźnie. Oczy Randee napełniły się łzami. Wytarła je i ci
chutko wyszła z pokoju.
Lani stała w progu z przewieszoną przez ramię ogrom
ną słomianą torbą. Przytrzymała rękę na klamce i objęła
Randee uważnym spojrzeniem swoich ciemnych, błysz
czących oczu.
- Jak pani dziś poszło z panem Barrettem?
- Bardzo dobrze.
- Na pewno?
Randee uśmiechnęła się i mocno przytuliła kobietę.
- Tak, na pewno, Lani. Tylko teraz ty nie zacznij się
martwić. Wszystko będzie dobrze.
Hawajka przytaknęła niechętnie.
- Dobrze, jeśli pani tak mówi. Nie chcę być wścibska.
Ale ciocia Lani nie jest ślepa. Dużo widzę. Wygląda pani
trochę ma'i.
- Nie jestem chora, naprawdę. Może trochę zmęczona.
- Hmm. Skoro tak pani mówi. Więc proszę się położyć
i odpocząć przez chwilę. Zaparzyłam świeżą kawę.
- Jesteś aniołem, Lani.
- Proszę się opiekować keiki. Gdyby mnie pani potrze
bowała, jestem obok. - Kobieta wyszła z pokoju. - Do wi
dzenia.
27
Anula & Irena
Scandalous
Randee uśmiechnęła się w odpowiedzi. Była wdzięczna
losowi, że postawił Lani na jej drodze. Poznały się, gdy roz
paczliwie potrzebowała pomocy przy Roreyu. W dniu, kie
dy się wprowadzili, Lani przyszła powitać ich w nowym
domu i przyniosła ze sobą świeżo upieczone ciasteczka.
Mieszkała w dobudowanym do głównego budynku poko
ju. Wiele domów na Hawajach było tak zaprojektowanych,
dzięki czemu samotne babcie lub ciocie mogły pozostawać
przy rodzinie.
Rorey od razu przylgnął do serdecznej kobiety i Ran
dee wiedziała, że znalazła już odpowiednią osobę do opie
ki nad synkiem. Wkrótce zaprzyjaźniła się z Lani, a był to
okres, kiedy bardzo potrzebowała pokrewnej duszy.
Jej rodzice nie żyli już od sześciu lat i było jej bardzo
miło, że znów ktoś się o nią troszczy. Często myślała, że
Lani ma w sobie wystarczająco dużo miłości, by obdzielić
nią wszystkich samotnych ludzi na wyspie. Dla niej i Ro-
reya naturalny instynkt Lani, jej rozsądne rady i wielkie
serce okazały się nieocenione. Odkąd pojawiła się w ich
życiu, Randee nie czuła się już taka opuszczona.
W kuchni znalazła dzbanek świeżo przygotowanej ka
wy. Wdzięczna za te kilka minut spokoju, gdy dziecko spa
ło, nalała sobie filiżankę i usiadła przy stole. Potrzebowa
ła czasu, żeby przemyśleć, co tak naprawdę wydarzyło się
w czasie dzisiejszego spotkania z Cordem Barrettem.
Przede wszystkim pamiętała, że zrobił na niej wrażenie
wyjątkowo silnego człowieka. Było to trochę dziwne, zwa
żywszy, że niedawno uległ poważnemu wypadkowi. A jed
nak wydawało się, że gips na nodze i kule zamiast ujmować
mu pewności siebie, dodawały mu siły, jakby dowodząc, że
tego człowieka nie pokonają zwykłe przeciwności losu.
Nagle oczami wyobraźni ujrzała go przed sobą tak, jak
wyglądał rano: prawie nagi, błyszczący od potu, przywo-
28
Anula & Irena
Scandalous
dzący na myśl klasyczną rzeźbę. Serce zaczęło jej bić szyb
ciej, gdy przypomniała sobie jego bliskość. Stał na wycią
gnięcie ręki. Mogła dotknąć jego nagiej gorącej skóry.
Przez moment wyobrażała sobie, jak przesuwa palcami po
jego umięśnionym torsie...
Odsunęła od siebie te niedorzeczne fantazje. Do tej po
ry żaden mężczyzna tak na nią nie działał i nie spodoba
ło jej się to dziwne, silne uczucie, nad którym nie pano
wała. Nie zamierzała go potęgować, wyobrażając sobie
niestworzone rzeczy.
To prawda, że Cord Barrett był dokładnie taki, jak go
opisywano: uparty, irytujący, kłótliwy - i bardzo przystoj
ny. I czy mu się to podobało, czy nie - byli teraz wspól
nikami. Żadnemu z nich współpraca nie przyjdzie łatwo,
ale już ona się postara, żeby wszystko się ułożyło. Nie mia
ła innego wyjścia. Cord Barrett o tym nie -wiedział, ale ona
sama znalazła się w poważnych tarapatach.
Randee rozkoszowała się aromatyczną kawą o inten
sywnym smaku. Uprawiano ją tu, na Wielkiej Wyspie, ale
i tak sporo kosztowała. Ostatnio była jednym z niewielu
luksusów, na które Randee sobie pozwalała. Musiała się
nauczyć oszczędności.
Jeszcze kilka lat temu, będąc żoną człowieka, którego
gazety okrzyknęły „najbardziej wpływowym biznesme
nem Honolulu tej dekady", nie ograniczała swoich wydat
ków. Przeciwnie J. Maxwell Turner wręcz zachęcał ją, by
kupowała sobie wszystko, na co tylko miała ochotę. Nie
było jej łatwo przezwyciężyć swoją wrodzoną praktycz-
ność, ale Max uważał, że jako jego żona powinna odpo
wiednio wyglądać. Kochała go i chciała sprawić mu przy
jemność, więc była posłuszna.
Nalegał, by ubierała się ściśle -według najnowszej mody
i zaopatrywała tylko w najbardziej ekskluzywnych skle-
29
Anula & Irena
Scandalous
Darcy Rice Miłość na Hawajach Anula & Irena Scandalous
Wszystkim naszym nowym przyjaciołom, których zna leźliśmy na Wielkiej Wyspie, i wszystkim starym przyjacio łom, którzy nas tam odnaleźli. Anula & Irena Scandalous
1 - A niech to diabli! Dźwięk tłuczonego szkła i wściekły męski głos rozbu dziły śpiącego w rogu pokoju dużego żółtego psa. Suka podniosła głowę i z uwagą popatrzyła na swego pana. Ła godne spojrzenie jej brązowych oczu zawstydziło Corda. Zamilkł i odetchnął głęboko. Po chwili złość minęła. Osta tecznie stłukł tylko szklankę z sokiem. - Przepraszam, Scuba. Nie chciałem cię obudzić. Zwyczaj nie szklanka wyśliznęła mi się z ręki. - Suka prychnęła i wró ciła do porannej drzemki. - Tak, psinko. Śpij sobie dalej. Cord od lat mieszkał sam, ale nigdy wcześniej nie mówił do siebie. Niedawno, ku swemu zmartwieniu, przyłapał się na wygłaszaniu monologów do psa. Trajkotał jak nakręco ny. Nie było to niebezpieczne przyzwyczajenie, ale z jakie goś niezrozumiałego powodu wytrącało go z równowagi. Prawdopodobnie czuł się po prostu samotny, choć w tym momencie było to najmniejsze z jego zmartwień. Tak naprawdę dobrze wiedział, co go gryzie. Miał do syć użerania się z kulami, które sprawiały, że nawet przy gotowanie śniadania wymagało od niego nie lada wysiłku. Teraz, po wypadku, najprostsze czynności okazywały się niewyobrażalnie trudne. Nie było sensu przejmować się śniadaniem, skoro musiał sobie radzić z o wiele poważ niejszymi problemami. Spojrzał na porysowane linoleum. W pomarańczowej ka łuży leżały odłamki szkła. Trzeba posprzątać. Wziął szczot- 7 Anula & Irena Scandalous
kę i mocno przyciskając kule do ciała, zmiótł szkło na kup kę pośrodku podłogi. Opierając się na kulach i na zdrowej lewej nodze, z trudem podniósł prawą do góry. Na skroniach pojawiły mu się krople potu. Lewa noga drżała z wysiłku, ale skończył zamiatanie. Oparł się o blat szafki i odetchnął głęboko. Koszulką otarł sobie twarz. - Nie wiem, jak możesz spać w taki upal, piesku - wy mruczał, przyciskając usta do wilgotnego materiału. Parę minut po ósmej powietrze w chacie było już gorą ce i wilgotne. Piętnaście lat życia na Wielkiej Wyspie na Hawajach wciąż nie przyzwyczaiło go do parnych czerw cowych dni. Jednak znosił te kilka tygodni, aby później przez cały rok móc cieszyć się rajską pogodą. Ten czerwiec był o wiele gorszy niż poprzednie. Może dobry humor go opuścił, a może winne było parne powie trze, od którego nieznośnie swędziała go skóra pod gipsem. Jednego w każdym razie był pewien: czuł się koszmarnie. Spojrzał z obrzydzeniem na kawałki szkła, potem na chorą nogę. Biały niegdyś gips, teraz, po trzech tygodniach od założenia, poszarzały od brudu, unieruchamiał mu no gę od środka stopy po biodro. Wiele go będzie kosztowa ło, żeby schylić się i posprzątać dokładnie, a musiał to zro bić ze -względu na Scubę. Gdyby odłamek szkła wszedł jej w nos albo w łapę, nie byłby w stanie zawieźć jej do we terynarza ani nawet samemu się nią zająć. Znalazł śmietniczkę i zmoczył szmatkę. Ostrożnie odło żył kule i oparł się plecami o drzwi kredensu. Powoli ze ślizgiwał się w dół, prawą nogę trzymając sztywno wycią gniętą przed sobą. W potłuczonym ciele czuł bolesne pulsowanie. Miał wrażenie, że nigdy nie dosięgnie podłogi. Wreszcie udało mu się usiąść. Kilka minut odpoczywał, po czym niezgrab nie zebrał kawałki szkła na śmietniczkę i wytarł podłogę. 8 Anula & Irena Scandalous
Rozejrzał się uważnie i znalazł jeszcze dwa odłamki. Po woli przesunął dłonią po podłodze, by upewnić się, że do kładnie posprzątał. Zastanawiając się, jak najprościej wstać, uświadomił so bie absurdalność sytuacji, w jakiej się znalazł, i roześmiał się z rezygnacją. Ta sytuacja nie była absurdalna, była żałosna. Tak niedawno, niecały miesiąc temu, jego życie wyglą dało zupełnie inaczej. Teraz wydawało mu się, że od tam tego czasu minęły całe wieki. O tej porze dnia prawie zawsze znajdował się w kokpi- cie swojego helikoptera. Skończyłby już wyjaśniać przepi sy bezpieczeństwa pasażerom, usadziłby ich odpowiednio i upewnił się, że mają zapięte pasy. Oparł głowę o kredens i z zamkniętymi oczami oddał się wspomnieniom. Znów tam był, znów leciał nad malowniczy mi, pokrytymi Zaschniętą lawą polami i gęstym tropikalnym lasem Wielkiej Wyspy. Nawet we wspomnieniach poczucie siły i wolności, jakie dawał mu lot, przenikało go do głębi. Otworzył oczy. Rzeczywistość bardzo odbiegała od ma rzeń. Siedział na podłodze w kuchni w parny czerwcowy poranek, próbując wstać. Jak by na to nie patrzeć, miał szczęście. Nawet lekarze, którzy nastawiali mu nogę, twierdzili, że przeżył cudem. Cord nigdy nie wierzył w cuda, ale wiedział, że lekarze mie li rację. To nieprawdopodobne, że wyszedł z tego wypadku. Trzy tygodnie temu, kiedy samotnie wracał z wybrze ża Kona na lotnisko w Hilo, rozpętała się burza. Silny wiatr posłał helikopter na ziemię z taką łatwością, z jaką człowiek strąca muchę. Kilka godzin później odzyskał przytomność na oddzia le intensywnej terapii. Zobaczył pochylone nad sobą twa rze lekarzy i pielęgniarek. Ich zielone fartuchy pokrywały jaskrawe czerwone plamy. Dopiero po jakimś czasie zo- 9 Anula & Irena Scandalous
rientował się, że były to ślady jego krwi, i wtedy zastrzyk w ramię pozbawił go przytomności. Ocknął się dopiero po dwóch dobach. Po operacji pozostał w szpitalu zaledwie przez kilka dni, gdyż uparł się wrócić do domu. Początkowo lekarze nie chcieli wyrazić zgody, ale tak nalegał, że w końcu ustąpili, stawiając warunek, że dwa razy w tygodniu odwiedzi go jedna z trzech pielęgniarek, które podróżowały do chorych mieszkających w najbardziej odległych zakątkach wyspy. Do domu wrócił dwa tygodnie temu. Nogę miał złama ną w trzech miejscach, ale były to proste złamania. Guz na głowie wielkości piłki do golfa prawie zniknął, chociaż dotyk tego miejsca wciąż sprawiał mu ból. Klatkę piersio wą miał purpurową od siniaków, ale nie odniósł żadnych poważnych obrażeń wewnętrznych. Lekarze powiedzieli, że jeszcze przez jakiś czas będzie obolały. Gipsu nie bę dzie można zdjąć przez parę miesięcy, a potem czeka go rehabilitacja. Ale nie wolno mu zapomnieć, że naprawdę miał dużo szczęścia. Szczęścia. Rzeczywiście. Niestety, wyglądało na to, że jeśli sytuacja nie poprawi się w miarę szybko, jego zapas szczęścia się wyczerpie. Big Island Wings, jego firma prze wozowa zapewniała mu utrzymanie od lat. To prawda, że czasem zysk był niewielki, ale zawsze miał wystarczającą ilość pieniędzy, żeby żyć, tak jak chciał i gdzie chciał. Przede wszystkim mógł zarabiać, latając helikopterem, i nie odpowiadał przed nikim. Sam decydował, czy danego dnia będzie pracował, czy zostanie na plaży. Nikt go nie kontrolował, nikogo nie ob chodziło, co je na śniadanie albo o której kładzie się do łóżka czy wstaje. Robił to, co chciał. Oczywiście czasem czuł się samotny, ale przywykł do tego. Odrobina samotności to nic w porównaniu z bólem, 10 Anula & Irena Scandalous
jaki wywoływało przywiązanie się do drugiej osoby. Do brze o tym wiedział i nie zamierzał znów cierpieć. Jego życie może wkrótce drastycznie się zmienić, jeśli nie znajdzie wyjścia z sytuacji, w której się znalazł. Firma ubezpieczeniowa pokryje koszty naprawy helikopteru, ale zaległe składki pochłonęły wszystkie oszczędności. Maszy na gotowa była już od tygodnia. Niestety nie mógł jej ode brać, bo nadal zalegał z kilkoma tysiącami dolarów. W tej chwili odzyskanie helikoptera nie miało aż takie go znaczenia, bo z nogą w gipsie i tak nie mógłby latać. Starał się nie myśleć o tym, że jeszcze przez co najmniej dwa miesiące nie siądzie za sterami ukochanej maszyny. W dodatku, jeśli nie podejmie szybko jakichś zdecydowa nych kroków, zbankrutuje, zanim wyzdrowieje. Odbiorą mu wszystko, co jest dla niego ważne. Wszystko. Ta myśl nie dawała mu spokoju. Zmienił niewygodną pozycję i spojrzał na zegar. 8.25. Pielęgniarka zaraz tu będzie. Ciekawe, która dziś przyje dzie: starsza, opiekuńcza i rozmowna, czy młodsza, blon dynka w okularach. Obie zawsze były uprzejme i niena gannie spełniały swoje obowiązki, ale Cord podejrzewał, że był dla nich uciążliwym pacjentem. I co z tego? Niby jak miał się zachowywać, skoro cią gle go opukiwały i kłuły? Bez względu na to, która dziś się zjawi, żadna nie może znaleźć go rozciągniętego na podłodze jak pijaka. Gdyby poinformowały o tym leka rzy, kazaliby mu natychmiast wracać do szpitala. Zaci snął zęby, przeczuwając ból, jaki sprawi mu próba pod niesienia się. Wstał z trudem, opierając się na kuli. Łapiąc oddech, od poczywał oparty o kredens. Po chwili usłyszał warkot pod jeżdżającego samochodu. Scuba zerwała się natychmiast i zaczęła ujadać. 11 Anula & Irena Scandalous
- Cicho, mała, cicho. Uspokój się. To tylko pielęgniar ka. - Cord pokuśtykał do drzwi. Randee Turner zatrzasnęła zachlapane błotem drzwi sa mochodu i utkwiła zaskoczony wzrok w dziwacznej bu dowli, którą miała przed sobą. Droga, w którą skręciła z autostrady, kończyła się w tym miejscu, więc na pewno dobrze trafiła, ale wciąż rozglądała się z niedowierzaniem. Niewielką polankę na wzgórzu otaczały gęste krzewy, poza którymi widziała błękitne wody Pacyfiku. Na środ ku polanki stała mała drewniana chata ze zniszczoną we randą od strony oceanu. Nieopodal zaparkowany był sta ry jeep, częściowo przykryty brudną plandeką. Randee przyglądała się chacie, nie mogąc uwierzyć, że mieszka w niej mężczyzna, o którym tyle słyszała. Nie wiedziała w zasadzie, czego oczekiwać, ale na pewno nie tego. Gospodarzem takiego domu mógłby być hipis, a nie najlepszy pilot helikopterów na Hawajach. Przycisnęła do siebie skórzaną teczkę i odetchnęła głę boko. To, co zobaczyła, nieco zbiło ją z tropu, ale nie wpłynie na zmianę decyzji. Najwyraźniej tajemniczy pan Barrett nie przepadał za telefonami i lubił samotność, ale Randee nie zamierzała zdawać się na powolne usługi pocz ty. Nie miała na to czasu, a poza tym nie chciała ryzyko wać, że Barrett nie zgodzi się na spotkanie. Dlatego wła śnie musiała zjawić się tu bez zapowiedzi, tym bardziej, że jej oferta warta była przedyskutowania w cztery oczy. Zresztą to nie był odpowiedni moment, żeby ulegać nie śmiałości. Robiła to przecież nie tylko dla siebie. Tym ra zem chodziło o wiele więcej. Rorey liczył na nią. Myśl o nim sprawiła, iż poczuła się pewniej. Nie zawiedzie swo jego najdroższego Roreya. Omijając parujące w porannym słońcu kałuże pozosta łe po nocnym deszczu, dotarła do werandy. Wytarła buty 12 Anula & Irena Scandalous
o matę i, nie znalazłszy dzwonka, uniosła dłoń, żeby za pukać. Zanim zdążyła to zrobić, drzwi otworzyły się na oścież. Randee ujrzała w nich wysokiego, szczupłego mężczyznę wspartego na kulach. Obok niego stał duży żółty pies; wy glądał przyjaźnie, ale nie spuszczał z niej wzroku. - Dziś przynajmniej się pani nie spóźniła. - Błękitne oczy zatrzymały się na niej na chwilę, po czym odbiło się w nich zdziwienie, jakby spodziewał się kogoś innego. - Przepra szam, myślałem, że to, no... Marge. Zwykle się spóźnia. Mimo iż miał nogę unieruchomioną gipsem, szybko cofnął się w głąb pokoju. - Nie chodzi o to, że mi się gdzieś spieszy. Nigdzie nie mogę się ruszyć z tą nogą. Ale i tak nienawidzę czekania. - Zniecierpliwiony machnął kulą, zapraszając ją do środ ka. - Proszę wejść. Chcę mieć to już z głowy. Scuba, po łóż się. Leżeć! Pozwól pani zrobić to, po co przyszła. - Su ka grzecznie podreptała do legowiska w kącie, ale wciąż nie spuszczała wzroku z przybyłej. Mężczyzna przeszedł na środek zagraconego pokoju, któ ry najwyraźniej służył i za sypialnię, i za pokój gościnny. - Mam nadzieję, że przyniosła pani jakiś środek na swę dzenie. Doprowadza mnie do szału. W zeszłym tygodniu powiedziałem Marge, że już dłużej tego nie zniosę. Randee podążyła za nim do małego pokoju. Zdezorien towana, nie pamiętała już ani słowa z przemowy, którą so bie wcześniej przygotowała i kilkakrotnie przećwiczyła. Od wielu osób słyszała, że Cord Barrett jest wysokim, przystojnym, nieco szorstkim facetem. Jednak te zdawko we opisy tylko w małym stopniu oddawały rzeczywistość. Mężczyzna był wysoki, miał co najmniej metr osiemdzie siąt wzrostu, i nawet chodząc o kulach, robił imponujące wrażenie. Był ciemnym blondynem, ale w gęstej czuprynie 13 Anula & Irena Scandalous
widoczne były również siwe pasemka. Miał zbyt wyraźne rysy twarzy, żeby uznać go za typowego przystojniaka: wy sokie kości policzkowe, silnie zarysowany nos, kwadratową szczękę. Te ostre rysy łagodziły pełne, zmysłowe usta i in tensywnie błękitne oczy ocienione długim jasnymi rzęsami. Cord oparł kule o sofę, jedyny mebel w tym pokoju, i przez chwilę stał tylko na zdrowej nodze. Ku zaskoczeniu Randee jednym ruchem ściągnął przez głowę koszulkę i od rzucił ją na oparcie kanapy. Kobiecie nagle zabrakło tchu. Miał umięśniony, szczupły tors, szerokie ramiona i wą skie biodra. Jasnozłotą skórę na klatce piersiowej pokry wały mu poskręcane miedziane włoski, znikające na brzu chu pod nisko zsuniętymi znoszonymi bawełnianymi spodenkami. Tylko kilka blednących siniaków psuło wra żenie doskonałości, za jaką według Randee mogło ucho dzić ciało tego mężczyzny. Cord obejrzał się krytycznym wzrokiem, jakby jego or ganizm był psującą się i sprawiającą mu zawód maszyną. Dotknął największego i najciemniejszego siniaka, ciągną cego się od żeber do lewego biodra. - Już nie jest taki purpurowy, ale tutaj... - palcem ob ciągnął w dół spodenki, odsłaniając nie tylko siniaka, ale i całe biodro, jasną skórą wyraźnie odcinające się od opa lonego torsu - tutaj jest najgorzej. - Panie Barrett... - wykrztusiła z trudem Randee. Nagle uświadomiła sobie, że dziwaczny dom Corda Barretta stał na zupełnym odludziu. Żadnego telefonu ani sąsiadów. W co ona się wpakowała? Przypomniała sobie krętą dro gę, którą tu przyjechała. Nie mijała żadnych zabudowań. Mimo że nie powiedział nic niewłaściwego i nie zrobił nawet kroku w jej kierunku, Randee poczuła się zaniepo kojona. Cord wyglądał na mężczyznę, który dostawał to, czego chciał i kiedy chciał. Jego silne ciało i pewność sie- 14 Anula & Irena Scandalous
bie nie pozostawiały co do tego żadnych wątpliwości. Nie świadomie jej wzrok znów spoczął na jego umięśnionych ramionach i dużych mocnych dłoniach. Zwilżyła usta językiem. Serce waliło jej jak szalone, ale wzięła głęboki oddech i zmusiła się, żeby mówić opano wanym tonem: - Bardzo mi przykro, panie Barrett, ale wydaje mi się, że zaszła jakaś pomyłka. Pozwoli pan, że się przedstawię. Nazywam się Randee Turner. Obawiam się... nie, jestem pewna, że bierze mnie pan za kogoś innego. Ja przyjecha łam do pana w interesach. Nie odpowiedział, więc Randee jeszcze raz odetchnęła głęboko i bezskutecznie próbowała oderwać wzrok od prawie nagiego ciała mężczyzny, który stał przed nią nie wzruszenie. Rozdrażniona jego milczeniem, ruszyła do przodu, roz paczliwie starając się odzyskać kontrolę nad sytuacją. - Proszę się nie obrażać, ale wolałabym, żeby się pan ubrał, zanim zaczniemy rozmowę. Zdezorientowany i zdenerwowany Cord podciągnął spodenki. Dopiero teraz dokładnie się jej przyjrzał. Z pew nością nie wyglądała na pielęgniarkę. Nie nosiła fartucha ani plakietki z nazwiskiem. Powoli taksując ją spojrze niem, zrozumiał, że się pomylił i to bardzo. Kobieta miała ciemne, kasztanowe włosy, upięte w kunsz towny kok, który jednak w czasie podróży rozluźnił się i kil ka uwolnionych kosmyków okoliło jej delikatną twarz, teraz pokrytą ciemnym rumieńcem. Poza tym zauważył zie lone oczy, malutki nosek pokryty kilkoma piegami i pełne, kuszące usta. Ubrana była w jedwabną zieloną sukienkę, stanowczo zbyt elegancką, jak na ten rolniczy rejon Hawajów, szcze gólnie w taki upał, za to idealnie dobraną do koloru oczu. 15 Anula & Irena Scandalous
Opinająca się na kształtnych piersiach krótka sukienka odsłaniała długie zgrabne nogi. Ta kobieta roztaczała wokół siebie aurę bogactwa i suk- celu. Była bardzo seksowna, ale w jego chacie wydawała się przybyszem z Wenus. Co ona właściwie tu robiła? - Co ma pani na myśli, mówiąc o interesach? - Cord podniósł koszulkę, ale jej nie włożył. Przecież wcale nie zapraszał tu tej kobiety, a poza tym powietrze w pokoju gęstniało z każdą sekundą. Wytarł koszulką strużkę potu spływającą mu z czoła. Najwyraźniej upał nie robił na nieznajomej żadnego wrażenia, wyglądała jakby właśnie wyszła z klimatyzowa nego salonu piękności. Nie spieszyła się z odpowiedzią. - Po co pani tu przyjechała? - spytał zniecierpliwiony. Randee odetchnęła głęboko i Cord widział, jak wznoszą się i opadają jej pełne piersi. Nagle zapragnął poczuć pod palcami przyjemny chłód materiału opinającego jej biust. - Jestem tu, aby pomóc panu uratować Big Island Wings. 2 - Uratować moją firmę? O czym pani mówi? - Cieka wość mężczyzny zmieniła się w podejrzliwość. - O co pa ni chodzi? - To żadna tajemnica. Po prostu zobaczyłam pana ogło szenie w gazecie, zrobiłam rozeznanie, zorientowałam się w sytuacji. Jestem przekonana, że uda się nam coś pora dzić na pana kłopoty. Dumnie podniesiona broda kobiety i jej chłodny ton roz drażniły Corda, ale postanowił nie dać tego po sobie poznać. 16 Anula & Irena Scandalous
Rzeczywiście dwa tygodnie temu zamieścił ogłoszenie, o któ rym wspomniała, bo wreszcie dotarło do niego, że jeśli szyb ko nie podejmie zdecydowanych kroków, straci firmę. Chociaż wielokrotnie tłumaczył sobie, że nie miał inne go wyjścia, że robił tylko to, co konieczne, żeby ocalić fir mę, kiedy ujrzał swoje ogłoszenie w druku, zrobiło mu się niedobrze. Ostrożnie dobrane słowa zdawały się kpić z niego, podkreślać jego bezsilność. Uznana firma poszukuje inwestora z kapitałem w celu rozwiązania przejściowych kłopotów finansowych. Zgłosze nia kierować do Corda Barretta, Big Island Wings, skr. poczt. 243, Honaunau, HI 97245. Od momentu publikacji ogłoszenia desperacja Corda tylko się pogłębiła. Przez dwa tygodnie nikt nie odpowie dział na anons, nikt nawet nie chciał poznać szczegółów. Ze swojej skrzynki na listy wyjmował jedynie zaległe ra chunki. Nie da się ukryć, że znalazł się w trudnej sytuacji, a kusząca nieznajoma dobrze zdawała sobie z tego spra wę. Zmierzył kobietę taksującym spojrzeniem. - Pani... - Randee Turner. - Cord zauważył, że mocniej przyci snęła do siebie skórzaną teczkę. Ten nerwowy gest wydał mu się nie na miejscu, nie pasował do eleganckiego wyglą du i opanowanego sposobu bycia kobiety. Być może wca le nie była tak spokojna, jak myślał na początku. - O co konkretnie pani chodzi? - Przede wszystkim proszę mi powiedzieć, czy podjął pan już jakieś zobowiązania? Najwyraźniej minął już moment słabości, która ją na chwilę ogarnęła, i kobieta znów panowała nad sytuacją. Ton głosu sugerował, iż doskonale wiedziała, że nikt nie 17 Anula & Irena Scandalous
zainteresował się ogłoszeniem, ale nie zamierzała mu tego wytykać. Prawdę mówiąc, zadała to pytanie w sposób su gerujący, że wie o nim o wiele więcej. Cord poczuł się niezręcznie. Przypomniał sobie, że napo mknęła coś o zrobieniu rozeznania. Co to miało znaczyć? - Panie Barrett? - Nie, nie przyjąłem żadnej oferty, jeśli o to pani cho dzi. Jeszcze nie. - Niby jak. Nie dostał żadnej oferty. Ta kobieta zupełnie nie pasowała do jego wyobrażenia o ci chym wspólniku w firmie przewozowej. Wyglądała jak by... nie był jeszcze pewien, ale nagle poczuł jej wzrok i uświadomił sobie, że jest nagi do pasa i ściska w ręce po gniecioną koszulkę. Zrobiło mu się nieswojo. Szybko ubrał się i oparł na ku lach. Powietrze gęstniało i noga zaczęła mu pulsować z bó lu. Musiał ją rozruszać. Przeszedł na drugą stronę pokoju i otworzył szerokie drewniane okiennice, mając nadzieję, że wpuści do środ ka ożywczy powiew wiatru, ale na zewnątrz panował ta ki sam upał. - A co pani ma z tym wspólnego? - Pracujemy w tej samej branży, panie Barrett. - Czyżby? - W jego głosie zabrzmiał sarkazm. - Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Nawet jeśli kobieta zauważyła, że jest niegrzeczny, nie dała tego po sobie poznać. Nie porzuciła rzeczowego tonu. - Czy zna pan „Kona Breeze"? Niecierpliwie przytaknął. Oczywiście, że zna. Wszyscy znali ogromny trymaran, który, odkąd pamiętał, zabierał turystów z wybrzeża do rezerwatu morskiego w Zatoce Ke- alakekua, gdzie mogli nurkować i podziwiać rafy koralowe. - Więc pracuje pani dla Jacka Hastera? - Trudno było mu w to uwierzyć. Spotkał Hastera kilkakrotnie parę lat 18 Anula & Irena Scandalous
temu. Był to stary wyga morski o niewyparzonej gębie. Cord nie wyobrażał sobie, że mógłby choćby przez pięć minut znosić przy sobie taką wymuskaną damę, nawet równie piękną, jak Randee Turner. - Nie, nie pracuję dla Hastera. Jestem właścicielką „Ko na Breeze". - Naprawdę? Od kiedy? - Zdziwienie w jego głosie za brzmiało wyjątkowo niegrzecznie, ale Randee Turner nie zwróciła na nie uwagi. - Kupiłam statek kilka miesięcy temu, ale szybko się uczę. - Uśmiechnęła się, tym razem ze skruchą. - Przyzna ję, że muszę się jeszcze wiele nauczyć. I wiele naprawić. Cord zmrużył oczy z niedowierzaniem. Wykluczone, żeby ta kobieta miała coś wspólnego z „Kona Breeze". Wy glądała raczej jak bogata turystka z jednego z luksusowych kurortów wybrzeża Kohala, która spędza czas na robieniu zakupów w drogich butikach i smażeniu się na plaży. Od kąd zamieszkał na Hawajach, widział setki takich kobiet, czasem przewoził je helikopterem - wtedy, gdy ich mężom udało się odciągnąć je od wydawania pieniędzy. - Jak to naprawić? - Jack Haster niedomagał przez ostatnie kilka lat i w re zultacie interes trochę podupadł. W każdym razie teraz sy tuacja się zmieni. Do końca roku zamierzam zwiększyć liczbę przewożonych pasażerów o połowę. Cord nie wiedział, co o tym myśleć. Kobieta najwyraźniej znała się na rzeczy. Czyżby mówiła prawdę? Musiał przy znać, że nie odniósł wrażenia, że kłamie albo że zwariowała. Pewność, z jaką przeszła do sedna sprawy, nie podawała w wątpliwość jej uczciwości. Wciąż nie do końca przekona ny próbował znaleźć inne wytłumaczenie, ale bezskutecznie. Dobrze, może „Kona Breeze" należał do niej. Może bo gaty mąż kupił statek swojej ślicznej żonie, żeby się nie 19 Anula & Irena Scandalous
nudziła. Pewnie taki statek to lepsza zabawa niż rozsta wianie po kątach służących. Zajmie się nim jakiś czas, a potem odrzuci, jak niepotrzebną zabawkę, Cord popa trzył na jej dłonie, długie zgrabne palce o wypielęgnowa nych paznokciach. Pewnie nigdy w życiu nie pracowała. - A co pani i „Kona Breeze" macie wspólnego z moją firmą? - Mnóstwo, panie Barrett. Chcę ubić z panem interes. Wiem, że szuka pan wspólnika, który zainwestowałby w pańską podupadającą firmę. Chcę zostać pana wspólni kiem. - Więc dlaczego po prostu nie odpowiedziała pani na moje ogłoszenie? - Uznałam, że będzie najlepiej, jeśli spotkamy się oso biście, żebyśmy od razu mogli przejść do konkretów. Po siadam niezbędne fundusze. Jak pan wie, musimy działać szybko. Jestem przekonana, że mogłabym nie tylko urato wać pana firmę przed bankructwem, ale i zapewnić jej ko rzystne warunki rozwoju w przyszłości. - Ach tak. Cord poczuł, że krew napływa mu do twarzy. Co ta ko bieta sobie wyobraża? On lata na tych wyspach od pięt nastu lat, a teraz ona będzie go „ratować przed bankruc twem"? Dobrze znał ten typ kobiet. Bogate, znudzone i szukające kolejnej rozrywki. Odgrywa teraz przed nim rolę wielkodusznej, hojnej damy, która dla zabawy chce okazać serce zdziwaczałemu pilotowi mieszkającemu w rozwalającej się chacie. Niech sobie szuka innej ofiary. Podszedł do drzwi. Kiedy ją mijał, owionął go delikat ny, słodki zapach perfum i natychmiast poczuł reakcję swojego ciała. Walcząc z ogarniającym go pożądaniem, otworzył drzwi i kulą wskazał jej drogę. - Nie jestem zainteresowany. - Chciał, żeby natych- 20 Anula & Irena Scandalous
miast wyszła. To, jak na niego działała, jeszcze potęgowa ło jego wściekłość. - Ale... - Do widzenia pani. - Im szybciej ona stąd zniknie, tym lepiej. Przez nią nie mógł logicznie myśleć. Kobieta zawahała się przez chwilę, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią. Bez słowa podeszła do drzwi. Zatrzy mała się tuż przy Cordzie. Otwarcie popatrzyła mu w oczy. - Postępuje pan bardzo nierozsądnie. - Mówiła grzecz nie, ale w jej głosie Cord usłyszał stalowy ton, który przy ciągnął jego uwagę. - Zaryzykuję, że obrażę pana jeszcze bardziej, i powiem, że zachowuje się pan idiotycznie. Na wet nie zapoznał się pan z moją propozycją. Potrzebuje pan kogoś natychmiast, dobrze o tym wiem. Cord starał się nie okazywać emocji, które go ogarnę ły, ale czuł, że przed tą kobietą i tak nic się nie ukryje. Bał się odpowiedzieć. - Myślę, że powinien mnie pan wysłuchać. Znalazł się pan w impasie. Oboje o tym wiemy. Już niedługo lida się panu pozostać na rynku. Tym zdaniem tylko dolała oliwy do ognia. Z trudem powstrzymywał się, żeby jej nie zwymyślać. A przecież miała rację. Dwa tygodnie i żadnej perspektywy wyjścia z kłopotów. Z wyjątkiem oferty seksownej i bezczelnej Randee Turner. Teraz tylko ona stała między nim i ban kructwem. Tak czy inaczej, wiele go kosztowało, żeby po prostu nie wyrzucić jej za drzwi. - Dobrze, wysłucham panią. Ale proszę się streszczać. Co mi pani proponuje? - Patrzył jej prosto w oczy, nie za mierzając jej niczego ułatwiać. - Czy nie powinien pan usiąść? To znaczy, pańska noga... - Proszę się nie martwić moją nogą. Do rzeczy. Co mi pani proponuje? 21 Anula & Irena Scandalous
Randee zwilżyła usta językiem. Pamiętała jedynie strzęp ki swojej przećwiczonej przemowy. Nie może okazać de speracji. W tej grze ryzykowała zbyt wiele. Pomyślała o Ro- reyu i od razu umysł jej się rozjaśnił. - Miał pan ostatnio pecha, panie Barrett. Odburknął coś potakująco i wzruszył ramionami. - Owszem. Można to tak nazwać. Mogło być znacznie gorzej, ale proszę przejść do rzeczy. Randee nagle uświadomiła sobie, że stoi stanowczo za blisko tego mężczyzny, wciśnięta między niego i drzwi. Powoli podeszła do stolika i położyła teczkę, ciesząc się, że ma powód, aby odsunąć się od pana Barreta. Czuła, że lada chwila nogi mogą odmówić jej posłuszeństwa. Kiedy się odwróciła, twarz Corda przybrała maskę obo jętności, nie zdradzała żadnych uczuć. Z jakiegoś powodu drażniło ją to o wiele bardziej niż jego poprzednia wro gość. Postanowiła więc uciec się do słów, które wielokrot nie powtarzała sobie w domu. - Oto moja propozycja. Przede wszystkim pana heli kopter musi znowu latać. Nie dość, że nie zarabia pan pie niędzy, siedząc w domu, to jeszcze każdy dzień pozosta wia lukę na rynku przewoźników, w którym Big Island Wings miały spory udział. Wyraz twarzy Corda pozostał niewzruszony. Nabrała powietrza i kontynuowała, nieświadomie oczekując, że jej przerwie. - Ma pan nienaganną reputację. Wielu ludzi to potwier dza, nawet niepotrzebna była panu reklama. Ale teraz, kie dy pan nie lata, inni przewoźnicy przejmują pańskich klientów. - Randee przerwała, oczekując jakiejś reakcji, ale twarz mężczyzny nadal pozostawała nieprzenikniona. Przełknęła ślinę. - Więc, jak już mówiłam wcześniej, zro biłam rozeznanie, jak konkretnie wygląda pańska sytuacja. 22 Anula & Irena Scandalous
Helikopter jest już naprawiony, ale wciąż stoi w hangarze? -Tak. - Przypuszczam, że nie ma pan funduszy na zapłacenie zaległych składek za ubezpieczenie? Na twarzy Corda pojawiła się irytacja. - Dobrze pani przypuszcza. - Zapłacę te zaległe składki. Zapłacę także pilotowi, któ ry zastąpi pana w czasie rekonwalescencji. Przy odrobinie wysiłku i szczęścia w przyszłym tygodniu będziemy latać. - Naprawdę? - Cord mówił spokojnym, ale urywanym głosem, jakby z całych sił starał się trzymać na wodzy swo je uczucia. - Ależ tak. Oczywiście trzeba też wpłacić bieżącą skład kę, czego... - Nie zrobiłem - dokończył z błyskiem w oczach. - Ale to pani pewnie wie. - Zrobiłam pewne... - Rozeznanie, wiem. Proszę kontynuować. - Wpłacę tę składkę, żebyśmy mogli zacząć latać. - Ran- dee przerwała, próbując się zorientować, jak jej idzie, ale nie potrafiła odgadnąć jego myśli. - No i jeszcze kwestia pańskiego wynagrodzenia. - Poczekała na jego odpowiedź, ale milczał. - To znaczy, oczywiście rozumiem, że musi pan być w stanie się utrzymać. Cord wykrzywił usta w grymasie, który miał być uśmie chem. - Tak, chyba można to tak nazwać. - Będę panu płacić tyle, ile normalnie pan zarabiał, do póty, dopóki nie zacznie pan sam latać. - I czego oczekuje pani w zamian za swoją hojność? Minęła wieczność, zanim odpowiedziała. - Pięćdziesiąt jeden procent udziałów w Big Island Wings. Stojący przed nią potężny mężczyzna wyglądał, jakby 23 Anula & Irena Scandalous
ktoś kopnął go w brzuch. Nie odzywał się przez całą dłu gą minutę. Spodziewała się wybuchu, ale kiedy wreszcie przemówił, jego głos był niepokojąco niski. - Co tak naprawdę będzie pani z tego miała? A może zawsze pragnęła pani posiadać firmę przewozową? - Niezupełnie. - Serce Randee waliło jak szalone. Spo dziewała się ostrej reakcji i nie była przygotowana na tę hamowaną wściekłość, słyszalną w każdym słowie. - Ale założę się, że zawsze dostaje pani to, czego chce, prawda? Wszystko, co tylko można kupić? - W jego spo kojnym tonie brzmiała nuta pogardy. Cord odwrócił się i wyszedł na zewnątrz. Jego kule głucho stukały o podłogę. Randee czekała w środku, zastanawiając się, co zrobić. Była niezdolna wykonać jakikolwiek ruch. Nie mogła te raz dać za wygraną. Podjęła decyzję i podążyła za nim. Mężczyzna stał na werandzie oparty o poręcz. Patrzył przed siebie na gęste krzewy kawowe rosnące na zboczach wzgórz i na rozciągające się poniżej błękitne wody Pacyfiku. - Proszę posłuchać, panie Barrett - Randee mówiła do jego szerokich barków. - Wiem, że znalazł się pan w trud nej sytuacji. Bardzo mi przykro z powodu wypadku. Ale moja propozycja to interes, który musi być korzystny dla nas dwojga. Każda spółka działa na takich zasadach. - Ple cy Corda nie wyrażały żadnych uczuć. - Potrzebuje mnie pan, to prawda. Ale i dla mnie Big Island Wings to dobry interes. - Zbliżyła się do poręczy, ale uważała, żeby nie pa trzeć w kierunku Corda. Wiedziała, że musi być ostrożna. Nie może pozwolić mu się domyśleć, jak bardzo jest jej potrzebny. Zaczerpnęła tchu. - Jak wspomniałam wcze śniej, muszę znaleźć więcej klientów dla „Kona Breeze". Sam pan wie, że konkurencja jest duża. Turyści mogą po płynąć albo „Kapitanem Cookiem", albo „Parry Boat", al bo innymi mniejszymi jednostkami. Ale jeśli za rozsądną 24 Anula & Irena Scandalous
cenę zaoferuję wycieczki moim statkiem połączone z prze lotami pańskim helikopterem, mogę sprzedać te usługi du żym agencjom turystycznym, szczególnie takim, które mają japońskich klientów. Otworzyłoby to zupełnie no we możliwości dla nas dwojga. Cord nadal milczał. - Jeśli wszystko dobrze pójdzie, w przyszłym roku mo glibyśmy kupić jeszcze jeden helikopter. Więc, odpowiada jąc na pana pytanie, panie Barrett, dla mnie ten interes to świetna inwestycja. Jestem pewna, że i dla pana również. - Ale dlaczego pięćdziesiąt jeden procent? - Po raz pierwszy, odkąd wyszli na dwór, Cord odezwał się, choć mimo upału jego głos był zimny jak lód. - Muszę mieć kontrolę nad wszystkimi swoimi inwesty cjami, panie Barrett. Taka jest moja polityka. - Tak to chy ba powinnam nazwać, pomyślała sarkastycznie. Prawda była taka, że nigdy już nie zamierzała zaufać żadnemu mężczyźnie. Popełniła kiedyś ten błąd i "wyciągnęła wnio ski z tej trudnej lekcji życia. Nie chodziło wyłącznie o nią. Musiała też myśleć o Roreyu i chronić ich oboje. Mieli te raz tylko siebie. Cord zastanawiał się przez chwilę, czy nie wyrzucić ślicz nej Randee z domu i nie przedstawić jej swoich racji w barw nym języku, którego nie używał przez ostatnich szesnaście lat, od kiedy wystąpił z szeregów piechoty morskiej. Jednak nie zrobił żadnej z tych rzeczy. Uświadomił so bie z przeraźliwą jasnością, że tak naprawdę nie ma wy boru. Oferta Randee Turner była jedyną szansą na zatrzy manie helikoptera, firmy, domu, czyli wszystkiego, na czym mu zależało w życiu. - Dobrze - wykrztusił. - Dobrze? - Oczekiwała czegoś więcej. - Przyjmuję pani propozycję. - Te słowa uwięzły mu 25 Anula & Irena Scandalous
w gardle jak czerstwy chleb. - Ale pod jednym warunkiem. - Słucham. - Chcę mieć prawo odkupienia od pani tych pięćdzie sięciu jeden procent. - Za uczciwą cenę rynkową, którą wówczas wymienię? - Tak, za cenę, którą pani wyznaczy. - Cord zdawał so bie sprawę z niemożności realizacji tego warunku. Nigdy nie będzie w stanie odkupić firmy. - Wobec tego, panie Barrett, ubiliśmy interes. 3 Randee przekręciła klucz w zamku i powoli otworzyła drzwi. Na palcach weszła do środka. Natychmiast zjawiła się przed nią niska, tęga Hawajka, przyciskająca palec do ust. - Ciii... Keiki śpi. Randee poczuła, że poranne napięcie powoli ustępuje. Uśmiechnęła się szeroko, widząc spokojną twarz kobiety otoczoną kaskadą gęstych czarnych włosów. - Oczywiście. Rorey nigdy nie wymiguje się od drzem ki, kiedy zajmuje się nim ciocia Lani. Szkoda, że nie znam twojego sekretu. - Odłożyła teczkę na stół. - Pójdę tylko na niego zerknąć. Cichutko wśliznęła się do malutkiej sypialni. Rorey spał grzecznie w kołysce. Kilka minut stała przy nim, czując na pływającą falę matczynej miłości. Wciąż nie mogła się na dziwić, że w jej życiu pojawił się taki wspaniały chłopczyk. Odkąd się urodził, zachwycała się drobnymi zmianami, które zachodziły w wyglądzie synka. Teraz, mając półtora roku, Rorey był już małym chłopczykiem, a nie niemow- 26 Anula & Irena Scandalous
lęciem. Ale w chwilach takich jak ta Randee wciąż widzia ła w nim bezbronne maleństwo, które wydała na świat. Ostatnie dwa lata minęły tak szybko. Większość tego czasu wypełniła złość, ból i smutek, same destrukcyjne uczucia, ale nic nie mogło zmienić jej radości z narodzin dziecka. Bez względu na wszystko nigdy nie będzie żało wała tego cudu. Przeszła przez piekło, ale nic nie odbierze jej tego szczęścia. Należało tylko do niej. Wyciągnęła rękę i pogłaskała Roreya po policzku. Miał gładką, ciepłą skórę. Drgnął przez sen, mrucząc coś nie wyraźnie. Oczy Randee napełniły się łzami. Wytarła je i ci chutko wyszła z pokoju. Lani stała w progu z przewieszoną przez ramię ogrom ną słomianą torbą. Przytrzymała rękę na klamce i objęła Randee uważnym spojrzeniem swoich ciemnych, błysz czących oczu. - Jak pani dziś poszło z panem Barrettem? - Bardzo dobrze. - Na pewno? Randee uśmiechnęła się i mocno przytuliła kobietę. - Tak, na pewno, Lani. Tylko teraz ty nie zacznij się martwić. Wszystko będzie dobrze. Hawajka przytaknęła niechętnie. - Dobrze, jeśli pani tak mówi. Nie chcę być wścibska. Ale ciocia Lani nie jest ślepa. Dużo widzę. Wygląda pani trochę ma'i. - Nie jestem chora, naprawdę. Może trochę zmęczona. - Hmm. Skoro tak pani mówi. Więc proszę się położyć i odpocząć przez chwilę. Zaparzyłam świeżą kawę. - Jesteś aniołem, Lani. - Proszę się opiekować keiki. Gdyby mnie pani potrze bowała, jestem obok. - Kobieta wyszła z pokoju. - Do wi dzenia. 27 Anula & Irena Scandalous
Randee uśmiechnęła się w odpowiedzi. Była wdzięczna losowi, że postawił Lani na jej drodze. Poznały się, gdy roz paczliwie potrzebowała pomocy przy Roreyu. W dniu, kie dy się wprowadzili, Lani przyszła powitać ich w nowym domu i przyniosła ze sobą świeżo upieczone ciasteczka. Mieszkała w dobudowanym do głównego budynku poko ju. Wiele domów na Hawajach było tak zaprojektowanych, dzięki czemu samotne babcie lub ciocie mogły pozostawać przy rodzinie. Rorey od razu przylgnął do serdecznej kobiety i Ran dee wiedziała, że znalazła już odpowiednią osobę do opie ki nad synkiem. Wkrótce zaprzyjaźniła się z Lani, a był to okres, kiedy bardzo potrzebowała pokrewnej duszy. Jej rodzice nie żyli już od sześciu lat i było jej bardzo miło, że znów ktoś się o nią troszczy. Często myślała, że Lani ma w sobie wystarczająco dużo miłości, by obdzielić nią wszystkich samotnych ludzi na wyspie. Dla niej i Ro- reya naturalny instynkt Lani, jej rozsądne rady i wielkie serce okazały się nieocenione. Odkąd pojawiła się w ich życiu, Randee nie czuła się już taka opuszczona. W kuchni znalazła dzbanek świeżo przygotowanej ka wy. Wdzięczna za te kilka minut spokoju, gdy dziecko spa ło, nalała sobie filiżankę i usiadła przy stole. Potrzebowa ła czasu, żeby przemyśleć, co tak naprawdę wydarzyło się w czasie dzisiejszego spotkania z Cordem Barrettem. Przede wszystkim pamiętała, że zrobił na niej wrażenie wyjątkowo silnego człowieka. Było to trochę dziwne, zwa żywszy, że niedawno uległ poważnemu wypadkowi. A jed nak wydawało się, że gips na nodze i kule zamiast ujmować mu pewności siebie, dodawały mu siły, jakby dowodząc, że tego człowieka nie pokonają zwykłe przeciwności losu. Nagle oczami wyobraźni ujrzała go przed sobą tak, jak wyglądał rano: prawie nagi, błyszczący od potu, przywo- 28 Anula & Irena Scandalous
dzący na myśl klasyczną rzeźbę. Serce zaczęło jej bić szyb ciej, gdy przypomniała sobie jego bliskość. Stał na wycią gnięcie ręki. Mogła dotknąć jego nagiej gorącej skóry. Przez moment wyobrażała sobie, jak przesuwa palcami po jego umięśnionym torsie... Odsunęła od siebie te niedorzeczne fantazje. Do tej po ry żaden mężczyzna tak na nią nie działał i nie spodoba ło jej się to dziwne, silne uczucie, nad którym nie pano wała. Nie zamierzała go potęgować, wyobrażając sobie niestworzone rzeczy. To prawda, że Cord Barrett był dokładnie taki, jak go opisywano: uparty, irytujący, kłótliwy - i bardzo przystoj ny. I czy mu się to podobało, czy nie - byli teraz wspól nikami. Żadnemu z nich współpraca nie przyjdzie łatwo, ale już ona się postara, żeby wszystko się ułożyło. Nie mia ła innego wyjścia. Cord Barrett o tym nie -wiedział, ale ona sama znalazła się w poważnych tarapatach. Randee rozkoszowała się aromatyczną kawą o inten sywnym smaku. Uprawiano ją tu, na Wielkiej Wyspie, ale i tak sporo kosztowała. Ostatnio była jednym z niewielu luksusów, na które Randee sobie pozwalała. Musiała się nauczyć oszczędności. Jeszcze kilka lat temu, będąc żoną człowieka, którego gazety okrzyknęły „najbardziej wpływowym biznesme nem Honolulu tej dekady", nie ograniczała swoich wydat ków. Przeciwnie J. Maxwell Turner wręcz zachęcał ją, by kupowała sobie wszystko, na co tylko miała ochotę. Nie było jej łatwo przezwyciężyć swoją wrodzoną praktycz- ność, ale Max uważał, że jako jego żona powinna odpo wiednio wyglądać. Kochała go i chciała sprawić mu przy jemność, więc była posłuszna. Nalegał, by ubierała się ściśle -według najnowszej mody i zaopatrywała tylko w najbardziej ekskluzywnych skle- 29 Anula & Irena Scandalous